Modus operandi. Ex Delicto #1 - Anne Marie - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Modus operandi. Ex Delicto #1 ebook i audiobook

Marie Anne

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

22 osoby interesują się tą książką

Opis

Przeszłość upomni się o ciebie w momencie, gdy zaczniesz o niej zapominać

Lena doskonale wie, jak powinna wyglądać jej przyszłość. Na Uniwersytecie w Bazylei ukończyła psychologię i zamierza zostać profilerem kryminalnym. Jednak jej ambitne plany w jednej chwili stają pod znakiem zapytania – a to za sprawą nowego wykładowcy, detektywa Martina Wankego. Mężczyzna okazuje się widmem przeszłości, od której Lena stara za wszelką cenę uciec. Dziewczyna wpada w panikę. Tajemnica, którą od lat ukrywała, teraz może ujrzeć światło dzienne, a wszystko zależy od tego, czy Wanke ją rozpozna. Misterna sieć kłamstw zaczyna się rwać. Tymczasem Lena zauważa, że pomimo niebezpieczeństwa i groźby demaskacji coś ją przyciąga do detektywa. A on postanawia zrobić wszystko, by dowiedzieć się, kim naprawdę jest ta intrygująca dziewczyna…

Co okaże się prawdą, a co niebezpieczną grą pozorów?

– Mieliście zamiar tak całe zajęcia siedzieć po ciemku? – spytał ze złośliwym uśmiechem i nie czekając na odpowiedź, podszedł do głównego biurka, z którego miał widok na wszystkich studentów.
Momentalnie, z niewyjaśnionego powodu, zrobiło mi się gorąco. Usłyszałam, jak Mia obok przeklina szpetnie, więc pewnie zareagowała podobnie do mnie na widok nowego wykładowcy. Dawno już nie widziałam tak przystojnego mężczyzny. Na pewno był znacznie ode mnie starszy, ale swoją wysportowaną sylwetką mógł rozgrzać chyba wszystkie kobiety. Omiótł studentów wzrokiem, a gdy jego oczy w kolorze ciemnej czekolady zatrzymały się na ułamek sekundy na mnie, miałam wrażenie, że się roztapiam.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 346

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 51 min

Lektor: Adrian RozenekKarolina Gibowska
Oceny
4,3 (304 oceny)
180
67
28
22
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Alicia01

Nie oderwiesz się od lektury

"Modus operandi" to powieść, od której nie sposób się oderwać. Autorka, Anne Marie, stworzyła intrygującą historię, która przenosi nas w mroczny świat zbrodni i tajemnic, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji. Główna bohaterka, magistrantka psychologii, postanawia kontynuować swoją edukację na studiach podyplomowych z kryminologii. Jej życie zmienia się diametralnie, gdy spotyka detektywa, którego nigdy nie chciała spotkać. To spotkanie staje się katalizatorem dla wydarzeń, które zmuszają ją do konfrontacji z przeszłością i własnymi demonami. Anne Marie mistrzowsko prowadzi czytelnika przez skomplikowaną sieć intryg i tajemnic. Autorka świetnie ukazuje złożoność ludzkiej psychiki i motywacji, tworząc postacie, które są zarówno realistyczne, jak i fascynujące. Jednym z najmocniejszych punktów powieści są elementy rozwiązywania zabójstw. Anne Marie z dużą precyzją opisuje techniki i metody śledcze, co dodaje książce autentyczności i sprawia, że czytelnik czuje się jak prawdziwy detektyw, p...
50
agk85

Nie oderwiesz się od lektury

Ale to jest wciągające. Tajemnica, której ciężko się domyślić. Zaskakujące momenty. I ten detektyw Wanke, który cholernie działa mi na zmysły. 🔥 Ja chcę więcej!!! Polecam
50
hania1812

Nie oderwiesz się od lektury

Czyta się szybko, akcja jest interesująca, polecam!
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka
30
Karjan78

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam 😍
31

Popularność




Anne Marie

Modus operandi

Ex Delicto #1

I’m holdin’ on

Myself was never enough for me

Gotta be so strong

There’s a power in what you do

Now, every other day I’ll be watching you*.

[*Calvin Harris ft. Ellie Goulding – Outside]

Dla wszystkich kobiet,

Które chowają w sobie jakąś tajemnicę…

Ex delicto (łac. z czynu niedozwolonego).

Delikt w prawie karnym rozumiany jest jako przestępstwo lub wykroczenie. Wykroczenie jest czynem zabronionym i grozi na za niego areszt, grzywna, ograniczenie wolności lub nagana. Przestępstwa dzielą się na występki i zbrodnie. Zbrodnia jest zagrożona karą nie mniejszą niż 3 lata a występek to czyn zabroniony zagrożony grzywną powyżej 30 stawek dziennych, karą ograniczenia wolności albo karą pozbawienia wolności przekraczającą miesiąc.

[Encyklopedia Prawa]

Modus Operandi (łac. „sposób działania”)

Pojęcie z zakresu kryminalistyki opisujące charakterystyczny i zazwyczaj powtarzalny sposób zachowania się sprawcy czynu zabronionego, który kształtują jego indywidualne cechy oraz możliwości.

[Wprowadzenie do kryminalistyki i kryminologii]

Prolog

Zatrzymał samochód przecznicę wcześniej, wysiadł z niego i uważnie zaczął się rozglądać dookoła. Budynki w tej okolicy wyglądały identycznie, więc nie znając odpowiedniego numeru, nikt i tak się nie domyśli, który jest tym właściwym. Szybkim krokiem przemierzył odległość od auta do swojego domu, nie przestając sprawdzać, czy aby na pewno nikt go nie śledzi. Tuż przed drzwiami obrócił się jeszcze, upewniając się, że jest bezpiecznie. Było. Przynajmniej na razie.

– Pakuj się! – powiedział, wchodząc do środka. Zaraz zamknął za sobą drzwi i dla pewności przekręcił klucz w zamku.

Kobieta siedząca na kanapie w salonie aż podskoczyła. Nie była jednak zaskoczona poleceniem, ponieważ szybko i bez pytania rzuciła się do jednej z sypialń. Wyjęła walizkę i w pośpiechu zaczęła wkładać do niej wcześniej naszykowane rzeczy. Od rana miała przeczucie, że właśnie tak się to wszystko zakończy.

– Bierz tylko najpotrzebniejsze – odezwał się ponownie mężczyzna, nie mając świadomości, że wszystko właściwie było już przygotowane.

To, co pozwoli im przetrwać w najbliższym czasie, dopóki nie staną ponownie na nogi, udało się spakować w trzy duże walizki. W tym samym czasie przytaszczyli je do salonu.

– A moje książki? – spytała kobieta, patrząc na towarzysza ze łzami w oczach. – Zwłaszcza starodruki. Nie mogę ich zostawić na pastwę losu.

Resztkami sił starała się zapanować nad emocjami. Dobrze wiedział, że te papierowe białe kruki były dla niej najcenniejszym skarbem i świadomość, że musi je tu zostawić, rozrywała jej serce. Mimo to zripostował:

– Naprawdę książki są ważniejsze od twojego życia?

– Nie… – załkała, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.

Nie potrafiła już nad nimi panować. Ostatnie dni to był za duży rollercoaster emocji i czuła się tym wszystkim strasznie zmęczona. Marzyła tylko o tym, aby ktoś zatrzymał ten pędzący pociąg, żeby mogła wysiąść i wziąć głęboki wdech. Jednak przewidywała, że prędzej czy później wydarzy się to, co działo się teraz. Powinna więc w tym momencie wszystko zaakceptować, skoro wcześniej nie miała odwagi, by to powstrzymać.

Mężczyzna podszedł do niej i chwycił ją za ramiona.

– Gosiu, mam nadzieję, że kiedyś uda nam się odzyskać wszystko, co teraz za sobą zostawiamy – powiedział najłagodniejszym głosem, na jaki potrafił się zdobyć podczas tej całej nerwowej sytuacji. – Ale teraz naprawdę nasze życie jest najważniejsze. Musimy stąd uciekać najszybciej, jak się da. Dasz radę?

– Wiesz, że tak – przytaknęła twardo.

Miał bowiem rację. Ich życie zawsze było najważniejsze. Wszystko inne da się odkupić lub odzyskać.

Pocałował ją szybko w usta. Następnie chwycił dwie walizki i wyszedł z domu. Przed budynkiem stał obcy samochód. Opierało się o niego dwóch mężczyzn, z których jeden dokładnie obserwował okolicę.

– Panie Zajdel, czemu zaparkował pan tak daleko? – spytał ten, który rozglądał się dookoła. Był znacznie młodszy od partnera, o jasnych włosach. Oczy ukrył pod okularami przeciwsłonecznymi, tak samo jak jego towarzysz. – Chyba wyraźnie powiedzieliśmy, że ma pan jechać prosto do domu.

– Chciałem zmylić potencjalny ogon – stwierdził Zajdel, odstawiając walizki przy samochodzie.

– Za dużo kryminałów się pan naoglądał – parsknął drugi.

Miał brązowe włosy, a na nosie lustrzane okulary, w których odbijała się okolica. Na oko mógł być jakieś pięć lat młodszy od Zajdla, ale z racji pozycji pozwalał sobie na wiele.

– Poproszę kluczyki, to przyprowadzę auto, abyście mogli się spakować – odezwał się blondyn.

– Mamy jechać naszym samochodem? – spytał zszokowany mężczyzna.

– Przynajmniej na razie.

Niechętnie przekazał kluczyki i wrócił do domu po resztę rzeczy.

– Panie Zajdel, proszę się zastanowić, czy spakowaliście wszystko. Nie będziecie mogli już tu wrócić – odezwał się szatyn, gdy mężczyzna wrócił z trzecią walizką.

– Zdaję sobie z tego sprawę – warknął Zajdel. – Spakowałem wszystko.

W tym momencie z domu wyszła zapłakana kobieta. Rozejrzała się dookoła i drgnęła na widok obcego człowieka. Zajdel zostawił bagaże i rzucił się do niej.

– Nie obawiaj się, Gosiu – powiedział spokojnie, splatając swoje palce z jej palcami. – To funkcjonariusz Wysocki. Zajmuje się naszą sprawą.

– Chyba twoją – parsknęła. – Nie zapominaj, że to ty nas w to wszystko wplątałeś.

– Miło panią poznać, pani Zajdel – stwierdził Wysocki, kiwając głową w jej kierunku.

Nic nie odpowiedziała. Bo cóż by miała? I tak pewnie mąż z tym funkcjonariuszem zaplanowali już ich najbliższe miesiące, aby wszyscy byli bezpieczni. Jednak czy to się na pewno uda?

Blondyn podstawił auto Zajdla. Wysiadł z niego i otworzył bagażnik, a następnie pomógł mężczyźnie spakować walizki.

– Będziemy musieli tylko zatrzymać się przy bankomacie i wypłacić gotówkę – odpowiedział Zajdel, po czym dodał z przekąsem: – Niestety nie mam sejfu w domu, w którym ukrywam pieniądze.

Funkcjonariusze spojrzeli po sobie, zupełnie nie rozumiejąc ostatniego stwierdzenia. Nie skomentowali go jednak.

– Zrobimy tak… – zaczął tłumaczyć Wysocki po chwili zastanowienia. – Pojedziemy za państwem do szkoły. Pani Zajdel wejdzie do środka, aby załatwić wszystko, co ma tam do załatwienia. Pani Małgorzato, od tej chwili ze szkołą też nie będzie się mogła pani kontaktować. To wszystko jest dla waszego bezpieczeństwa, proszę o tym pamiętać. Pan w tym czasie wypłaci gotówkę w bankomacie po drugiej stronie, a my przepakujemy walizki do naszego wozu. Pod szkołą wsiądziecie do niego i dalej będziecie jechać już nim. Czy wszystko rozumiecie?

– Tak – potwierdził Zajdel, a Gosia tylko kiwnęła głową.

Po chwili spojrzała na męża, a on w pełni zrozumiał jej wątpliwości i spytał zmartwiony:

– Jesteście pewni, że w szkole i przed nią wszystko w porządku?

– Nasi ludzie obserwują ją od momentu, gdy pan się do nas zgłosił, są także wewnątrz, więc nie ma się pan czym martwić. Najprawdopodobniej sprawa jeszcze nie wyciekła, więc liczymy na to, że zdążą państwo wyemigrować z kraju – odpowiedział blondyn.

– Gdy tylko wsiądziecie do naszego auta, od razu jedźcie na przejście graniczne Jędrzychowice – kontynuował Wysocki, ignorując wątpliwości Zajdlów. – Tam będą czekać odpowiedni ludzie. Podadzą wam hasło „Norymbergia”, a wy odpowiecie „Drezno”. Wtedy dostaniecie wszystkie potrzebne dokumenty i adres docelowy kryjówki.

– A tu nazwisko i numer telefonu śledczego, który będzie się zajmował waszą sprawą po opuszczeniu kraju – wtrącił drugi mężczyzna, podając Zajdlowi małą kartkę. – Jakby coś się działo, dzwonicie od razu do niego. Tylko żadnej samowolki, panie Zajdel. Do procesu ma wam włos z głowy nie spaść.

– Wolałbym, aby po procesie też nie spadł – mruknął smutno w odpowiedzi.

Potem kiwnął funkcjonariuszom i wsiadł za kierownicę swojego samochodu. Spojrzał na żonę i westchnął głośno.

– Mam nadzieję, że postąpiliśmy słusznie – mruknęła, patrząc zapłakanymi oczami na męża.

– Ja też mam taką nadzieję, Gosieńko – odpowiedział. – Też mam taką nadzieję.

Przekręcił kluczyk w stacyjce i chwilę później włączył się do ruchu. Wiedział, że przed nimi długa droga w poszukiwaniu miejsca, które nazwą nowym domem.

Rozdział 1

Lena

Po gorącym i suchym wrześniu październik przyniósł zimne i wilgotne, ale słoneczne poranki. Słońce wstawało coraz później, dzięki czemu podczas treningów o ósmej rano mogłam zachwycać się słabymi promieniami przebijającymi się między coraz bardziej kolorowymi liśćmi. Mimo szarości oraz chłodu nie miałam zamiaru z nich rezygnować, bo po prostu kochałam ten park i przede wszystkim aktywność fizyczną. Zresztą odpowiednia kondycja była mi potrzebna. Całe życie słyszałam, że zawsze muszę być gotowa do ucieczki. Mimo upływu lat ta świadomość nigdy mnie nie opuszczała.

Przebiegłam już dziesięć kilometrów, ale wciąż nie miałam ochoty się zatrzymać. W płucach czułam znajome palenie, a nogi z minuty na minutę robiły się coraz sztywniejsze. Jednak do pokonania własnego rekordu brakowało mi tak niewiele. Nie mogłam się teraz poddać. Nie tym razem.

Jeszcze pięćset metrów…

Jeszcze trzysta metrów…

Dwieście… Sto…

– Jak tak dalej pójdzie, to płuca wyplujesz!

Nie zatrzymując się, spojrzałam w stronę, z której dotarł do mnie znajomy głos. Na pobliskiej ławce obok mojej sportowej torby siedziała dziewczyna w moim wieku. Zignorowałam ją, ale zwolniłam i truchtając powoli, aby wyrównać ciśnienie, zatrzymałam się przy drugiej ławce. Następnie oparłam o nią nogę i zaczęłam się rozciągać. Wiedziałam dobrze, że bez tego jutro nie będę w stanie ruszać nogami, a co dopiero przebiec kolejny dystans.

– Kompletnie nie rozumiem, po co ty tak się męczysz z tym bieganiem – stwierdziła przyjaciółka, podchodząc do ławki, przy której się rozciągałam, i rzucając na nią moją torbę. – Przecież my i tak będziemy w tej robocie siedziały głównie przy biurku. – Widząc, że cały czas ją ignoruję, dodała: – Lena, czy ty mnie w ogóle słyszysz?

– Słyszę cię, Mia – mruknęłam, niezbyt zadowolona, że przeszkadza mi w treningu. – Głośniej i wyraźniej, niżbym tego pragnęła tak wcześnie rano.

Skończyłam się rozciągać i stanęłam naprzeciwko koleżanki. Byłyśmy tego samego wzrostu i miałyśmy tak samo szczupłe sylwetki. I w sumie tylko to nas łączyło w kwestii wyglądu, bowiem ja miałam jasnobrązowe włosy zawsze zawiązane w wysoki kucyk, a do tego zielone oczy. Mia Webber natomiast patrzyła na świat błękitnymi oczami i szczyciła się swoimi blond lokami, które niesfornie opadały jej na ramiona i plecy. Charaktery też okazały się całkowicie przeciwne: ja byłam zamknięta w sobie i często robiłam za tło na spotkaniach towarzyskich, na których prym wiodła moja pewna siebie i przebojowa przyjaciółka. Jakimś cudem jednak od przeszło trzech lat byłyśmy nierozłączne.

Poznałyśmy się na studiach psychologicznych. Mia dołączyła do mojej grupy na Uniwersytecie w Bazylei, gdy rozpoczynałam studia magisterskie. Z początku zainteresowała się bardziej otwartymi osobami, ale jak przyszło do zaliczania egzaminów, to właśnie mój spokój, wiedza i konsekwencja okazały się dla niej największym wsparciem. Aby więc ułatwić wspólne uczenie się, Mia przeprowadziła się z akademika do wynajmowanego przeze mnie mieszkania. Obie zainteresowane byłyśmy profilowaniem kryminalnym oraz psychologią dochodzeniowo-śledczą, więc gdy tylko obroniłyśmy tytuł magistra psychologii, postanowiłyśmy wybrać wymarzony kierunek studiów podyplomowych.

Dobrze wiedziałyśmy, że właśnie na Uniwersytecie w Bazylei wykłada najlepsza kadra detektywistyczna, więc pozostanie tam okazało się najprostszą decyzją na świecie. W końcu jak się uczyć to wyłącznie od najlepszych.

Pierwszy rok pełen wykładów przeleciał nam bardzo szybko. Zgłębiałyśmy prawną problematykę dowodów, zagadnienia z prawa karnego i wszystkie teoretyczne kwestie dotyczące czynności procesowych, operacyjnych i kryminalistycznych. Godzinami analizowałyśmy modus operandi wybranych przypadków i potencjalne alibi sprawców, a także przeglądałyśmy ekspertyzy antropologiczne, daktyloskopijne, osmologiczne, mechanoskopijne broni palnej, pismoznawcze, wariograficzne, medyczno-sądowe, psychologiczne oraz fonoskopijne. To były godziny żmudnej i często strasznie nudnej pracy, ale dzięki współpracy przetrwałyśmy.

Wczoraj zaczęłyśmy rok drugi, praktyczny, podczas którego miałyśmy wreszcie wdrażać się w pracę psychologów kryminalnych i profilerów. Obie byłyśmy tym bardzo podekscytowane. Choć ja chyba bardziej niż moja przyjaciółka. Od dziewięciu lat nie liczyło się dla mnie nic więcej, więc świadomość, że spełniam największe marzenie, niesamowicie motywowała mnie do pracy.

– Myślisz, że nigdy nie będziemy musiały przed nikim uciekać? – spytałam, wiedząc, że nie da się więcej ignorować. – A jak kiedyś się komuś nie spodoba, że go wskazałyśmy? Albo się okaże, że zinterpretowałyśmy jego słowa nie po jego myśli i to przez nas trafi na ileś tam lat za kratki? Wolę być gotowa na każdy scenariusz.

– Jezu… wszystko widzisz w czarnych barwach – mruknęła Mia, nie do końca zadowolona. – Jak coś się komuś nie spodoba, to na pewno dostaniemy jakąś ochronę. Nie zakładaj z góry najgorszego.

Prychnęłam poirytowana. Ochronę… Dobrze wiedziałam, jak wygląda taka ochrona. Naoglądałam się wystarczająco dużo filmów i naczytałam zbyt wiele akt świadków koronnych, by wiedzieć, że taka ochrona nie jest nic warta. Prędzej czy później ci, przed którymi świadek się ukrywa, dopadają go. W realnym świecie dobro rzadko kiedy wygrywa ze złem.

Zajrzałam do torby, którą przyniosła Mia, i wyjęłam z niej koszulkę na zmianę oraz opakowanie mokrych chusteczek. Rozejrzałam się dookoła, sprawdzając, czy w pobliżu nie ma nikogo, abym mogła się przebrać. Przyjaciółka westchnęła, po czym wyjęła wielki ręcznik i osłoniła mnie przed potencjalnymi gapiami. Posłałam jej pełne wdzięczności spojrzenie, wyjęłam mokre chusteczki i szybko przetarłam nimi newralgiczne miejsca. Żałowałam, że nie wstałam pół godziny wcześniej, aby mieć jeszcze czas wrócić do domu i wziąć szybko prysznic. Niestety pierwszy raz w życiu mój organizm po prostu odmówił posłuszeństwa i nie obudziłam się na dźwięk budzika. Otworzyłam oczy dopiero, gdy Mia wpadła do mojego pokoju przerażona, bo przecież to zawsze ja budzę ją, i jak poparzona wyskoczyłam z łóżka. Chusteczki muszą więc dzisiaj wystarczyć. I tak jedyne zajęcia, jakie będziemy miały, to warsztaty w laboratorium z zabezpieczania śladów na miejscu zbrodni. Wygląd nie będzie nam do niczego potrzebny. Zresztą jak zawsze.

Ostatniego chłopaka miałam w liceum. To dość przykra i skomplikowana sprawa, o której nie lubię myśleć, dlatego idąc na studia, postawiłam sobie za cel skupić się wyłącznie na nauce. Nie chciałam, aby cokolwiek mnie rozpraszało, a tym bardziej jakiś facet. Zresztą w mojej sytuacji angażowanie się w jakikolwiek związek nie było rozsądnym wyjściem.

– Więc z kim te pierwsze ćwiczenia w tym roku? – spytałam, wkładając czystą koszulkę i spoglądając na Mię znad ręcznika.

– Meier – odparła, obserwując okolicę, czy na pewno nikt nas nie podgląda. – Dziwię się, że jeszcze go trzymają. Gościu powinien już dawno odejść na emeryturę, bo któregoś dnia zejdzie na zawał w trakcie wykładu.

Mia wywodziła się z rodziny śledczej, stąd jej zainteresowanie kryminalistyką. Wyglądało na to, że jej ojciec jest jakąś szychą wśród szwajcarskich detektywów, ale nie chciała o tym za dużo mówić. Wiedziałam tylko, że jej rodzice nie byli razem, ona nosiła nazwisko po matce, która tak jak my okazała się psychologiem, ale najwidoczniej Mia jakiś gen po ojcu jednak odziedziczyła. Nie dociekałam. Każdy ma prawo do swoich tajemnic, zwłaszcza że i ja sama wiele przed nią ukrywałam.

– Miejmy nadzieję, że nie stanie się to na naszych pierwszych zajęciach praktycznych.

Zaśmiałam się i zabrałam od przyjaciółki ręcznik, gdy już byłam w pełni gotowa. Złożyłam go i schowałam z powrotem do torby. Chwyciłam ją i razem z Mią podążyłyśmy alejką w stronę wyjścia z parku. Na pobliskim parkingu zaparkowała swój samochód, który dosyć często od niej pożyczałam. Wielokrotnie zastanawiałam się, czy nie kupić sobie własnego, ale powstrzymywałam się. Póki sobie bez niego względnie radziłam, nie chciałam ryzykować z posiadaniem tak wielu rzeczy na własne nazwisko.

Gdy dotarłyśmy na miejsce, Mia od razu wsiadła za kierownicę wozu. Wrzuciłam torbę na tylną kanapę i usiadłam obok przyjaciółki. Po pięciu minutach opuszczałyśmy już teren Schützenmattpark – który sobie ukochałam od mojego pierwszego dnia w Szwajcarii – i pędziłyśmy na północny wschód w stronę gmachu naszego uniwersytetu.

Rozdział 2

Lena

Wydział psychologii mieścił się w nowoczesnym budynku. Dodatkowo wyglądając przez okno, można było zrelaksować się widokiem wolno płynącego Renu.

Woda zawsze mnie uspokajała. W sytuacjach wzburzenia wlewałam ją do szklanki i po prostu się w nią wpatrywałam. Szybka metoda, aby nikomu nie zrobić krzywdy, bo choć z reguły byłam cicha i spokojna, to momentami wybuchałam. Jak wulkan… Przez długi czas uśpiony, gdy jednak eksploduje, zostawia po sobie pożogę. Przez te trzy lata Mia nauczyła się już rozpoznawać, gdy jestem o krok od erupcji, i zawsze wtedy szybko reagowała, aby ponownie mnie uśpić. Ja za to często powstrzymywałam ją przed robieniem głupot na imprezach. Jak widać, dopełniałyśmy się niemal pod każdym względem. Może dlatego udało nam się wspólnie dojść tak daleko, mimo nie do końca sprzyjających okoliczności.

Na naszym roku byłyśmy jedynymi kobietami na studiach pomagających zdobyć kwalifikacje z profilowania kryminalnego. Przez poprzednie dwa semestry zdążyłyśmy już przywyknąć do złośliwych spojrzeń „kolegów” z grupy. Prawdopodobnie uważali, że powinnyśmy zająć się znalezieniem sobie męża i prowadzeniem domu, a nie próbować dorównać prawdziwym mężczyznom, jednak zachowali dość rozsądku, aby nie mówić tego na głos. W Szwajcarii kładziono duży nacisk na równość płci, więc jakikolwiek komentarz w tym stylu mógłby zostać uznany za przejaw szowinizmu. Choć zdarzyło nam się dostawać propozycje potencjalnego zamążpójścia od kilku z tych „prawdziwych mężczyzn”, to każdą kwitowałyśmy krótkim parsknięciem i dłuższym śmiechem.

Egzamin końcowy pokazał, że z teorii uzyskałyśmy znacznie lepsze wyniki niż oni, więc chłopcy trochę spokornieli. Wiedziałyśmy jednak, że skoro zaczął się nowy rok, a wraz z nim zajęcia praktyczne, to wszystko będziemy musiały przejść od początku. Ponoć wykuć teorię nie jest trudno, trzeba jeszcze udowodnić swoją wartość w praktyce. Dlatego musiałyśmy ruszyć z kopyta, aby utrzymać pozycję w grupie.

Wjechałyśmy na parking uczelni i zajęłyśmy wolne miejsce. Chwyciłyśmy nasze torby z tylnego siedzenia i podążyłyśmy do budynku. Przed laboratorium zebrała się już garstka znajomych z naszego roku.

Karl zauważył nas jako pierwszy i od razu ruszył się przywitać.

– Słyszałyście, że Meier odszedł?

Rzucił nam pytające spojrzenie, gdy zrobiłyśmy zaskoczone miny i nie odpowiedziałyśmy na jego pytanie.

– Jak to możliwe? Przecież wy wszystko wiecie.

Chłopaki za nim parsknęły śmiechem, a wtedy Mia zmrużyła wściekle oczy.

– Ale wróżkami nie jesteśmy – warknęła. – Musiał to zrobić niedawno, bo tydzień temu drukowałam plan i był w nim.

– Kto go zastąpi? – spytałam z ciekawości, choć i tak pewnie nazwisko nic by mi nie powiedziało.

Mimo że większość kadry uniwersyteckiej poznałam na studiach pierwszego i drugiego stopnia, to na podyplomówce z profilowania wykładali głównie funkcjonariusze z pobliskich komisariatów i zatrudnieni tam psychologowie śledczy. Dlatego właśnie uznawana była za najlepszą – ponieważ przygotowywali nas ci, którzy na co dzień zajmowali się nauczanymi przez siebie kwestiami.

– W najnowszym planie nie ma nazwiska – powiedział Karl i na dowód podał Mii kartkę.

W tym momencie drzwi laboratorium się otworzyły, więc chłopcy zaczęli się wtaczać do środka. Karl chciał wziąć od mojej przyjaciółki plan, ale Mia nie miała zamiaru mu go oddać. Popchnęła go delikatnie w ramię, dając do zrozumienia, że ma wejść do sali. Chłopak machnął ręką, świadomy, że pewnie już nie odzyska swojej własności, i zniknął w laboratorium.

Pomieszczenie oświetlały tylko lampy nad mikroskopami, a ciszę przerywała jedynie lodówka do przechowywania materiałów włączająca się co jakiś czas. Zajęłyśmy miejsce przy jednym z biurek i czekałyśmy, aż wreszcie pojawi się nowy prowadzący.

– Dlaczego nie napisali nam nazwiska na planie? – mamrotała niezadowolona ze spóźnienia wykładowcy Mia. – Totalny brak szacunku dla nas i dla naszego czasu.

– Może nie wiedzieli do końca, kto ma to poprowadzić – stwierdziłam. – Skoro wszystko zadziało się w ciągu ostatnich dni, może nie byli pewni, czy uda im się kogokolwiek znaleźć.

Dziewczyna już miała coś wtrącić, gdy nagle wszystkie światła w laboratorium rozbłysły. Przy włączniku stał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna.

– Mieliście zamiar tak całe zajęcia siedzieć po ciemku? – spytał ze złośliwym uśmiechem i nie czekając na odpowiedź, podszedł do głównego biurka, z którego miał widok na wszystkich studentów.

Momentalnie, z niewyjaśnionego powodu, zrobiło mi się gorąco. Usłyszałam, jak Mia obok mnie przeklina szpetnie, więc pewnie zareagowała podobnie do mnie na widok nowego wykładowcy. Dawno już nie widziałam tak przystojnego mężczyzny. Na pewno był znacznie ode mnie starszy, ale swoją wysportowaną sylwetką mógł rozgrzać chyba wszystkie kobiety. Omiótł studentów wzrokiem, a gdy jego oczy w kolorze ciemnej czekolady zatrzymały się na ułamek sekundy na mnie, miałam wrażenie, że się roztapiam.

Dziwiłam się swojemu ciału, bo nigdy wcześniej tak nie reagowało. Dość często wychodziłam z przyjaciółką do klubów, ale nie zdarzyło się jeszcze, żebym na widok jakiegoś faceta poczuła się tak rozpalona. Co ciekawe, nawet moja intuicja zaczęła wysyłać interesujące sygnały. Tak jakby zarówno ciało, jak i głowa od razu próbowały mi coś przekazać. Jakby z tym mężczyzną coś się wiązało. Miałam wrażenie, że w pełni uruchomił mój instynkt, który przez ostatnie kilka lat był na co dzień uśpiony, a budził się tylko w momentach pracy.

– Nie rób takich maślanych oczu do niego – wyszeptała mi na ucho Mia. – Większego dziwkarza cała Szwajcaria nie zna. Przeleciał chyba połowę tego kraju. A ty nie nadajesz się na jego kolejną damulkę do towarzystwa.

– Skąd wiesz? – spytałam, starając się zachować kamienny wyraz twarzy, aby nie pokazać przyjaciółce, że ta uwaga mnie dotknęła.

Przez chwilę pomyślałam, że podświadomość próbuje mi powiedzieć, iż los wreszcie zsyła mi prawdziwego mężczyznę, który ochroni mnie przed koszmarem sprzed lat, ale Mia miała rację – na damulkę do towarzystwa się nie nadawałam… Poza tym skoro dziewczyna posiadała takie informacje, to musiała znać tego mężczyznę dość dobrze – albo, co gorsza, być w tej połowie Szwajcarii, którą przeleciał. Na tę myśl zrobiło mi się słabo, choć sama nie byłam pewna dlaczego. Nigdy nie ruszały mnie opowieści Mii o jej podbojach.

– A daj spokój – żachnęła się. – Po prostu nie zawracaj sobie nim głowy.

Odpuściłam chwilowo przepytywanie jej, bo wykładowca rozpoczął zajęcia. Postanowiłam porozmawiać z przyjaciółką na ten temat w domu.

Całe półtorej godziny omawialiśmy zabezpieczanie miejsca zbrodni pod kątem zdobycia jak największej liczby śladów, które pomogłyby rozszyfrować, kto jest za nią odpowiedzialny. Prowadzący nawet się nie przedstawił, ale nikt nie miał odwagi go o to poprosić. A może po prostu cała reszta wiedziała, kim on jest? Emanował jakąś dziwną pewnością siebie, ale też czymś jeszcze. Czymś, co jednocześnie wzbudzało strach i podziw. Zachowywał się tak, jakby cały świat należał do niego i nie miał zamiaru wypuścić go spod swojej stopy. Nie przeszkadzało mu, że nie zna ludzi, do których przemawia. Jednak co jakiś czas miałam wrażenie, że czuję na sobie jego spojrzenie. Ale za każdym razem, gdy na niego spoglądałam, patrzył gdzie indziej.

Gdy zajęcia dobiegły końca, mężczyzna odezwał się bezpośrednio do mojej przyjaciółki:

– Panno Webber, zostańcie chwilę z koleżanką.

Potem pożegnał się z chłopakami z naszej grupy, którzy zaskoczeni bezpośredniością wykładowcy i faktem, że zna nazwisko mojej przyjaciółki, obrzucali nas ciekawskimi spojrzeniami.

Mia po raz kolejny zaklęła, ale cierpliwie poczekała, aż wszyscy studenci opuszczą pomieszczenie. Poczułam dziwną satysfakcję, że nie będę musiała z niej wyciągać informacji siłą i wreszcie się dowiem, kim jest ten mężczyzna, ale jednocześnie, i całkowicie niespodziewanie, odczułam lekką zazdrość na myśl, że Mia zna go na tyle dobrze, że on zwraca się bezpośrednio do niej i pamięta jej nazwisko. Zupełnie tego nie rozumiałam.

Gdy wreszcie zamknęły się drzwi za ostatnim studentem, Mia wybuchnęła:

– Przeniosłam się tu, żebyście ty i ojciec dali mi święty pokój i żebym mogła wreszcie pokazać, że uczennica przerasta mistrzów, zwłaszcza w tym strasznie szowinistycznym świecie!

Mężczyzna westchnął ciężko i stanął naprzeciwko mojej przyjaciółki. Nonszalancko schował ręce do kieszeni i nachylił się trochę, aby zrównać się z jej twarzą.

– Następnym razem, jeśli masz zamiar przede mną uciekać, siostrzyczko… – powiedział, patrząc jej prosto w oczy i bardzo wyraźnie akcentując ostatnie słowo – sprawdź, w obszarze którego dowództwa znajduje się uczelnia. Mogłaś się domyślić, że prędzej czy później to ja będę tu wykładał, bo jestem najlepszym detektywem w regionie.

– I najbardziej zadufanym w sobie – mruknęła Mia.

Stałam zszokowana i wpatrywałam się raz w nią, raz w niego. A więc po tylu latach udało mi się poznać brata przyjaciółki. To by wyjaśniało, skąd Mia ma tyle informacji na jego temat. Nagle już nie wydawał się przystojny. Dziwiło mnie tylko to, że moja podświadomość aż tak oszalała, gdy go zobaczyłam. I że wciąż odczuwałam ten pozytywny dreszczyk emocji, gdy stałam tak blisko niego. Intuicja nigdy mnie jeszcze nie zawiodła, a teraz? Z tego, co mówiła Mia, wynikało, że jej brat wcale nie nadawał się na rycerza w lśniącej zbroi. Wręcz przeciwnie. Podobno był chodzącym koszmarem, który na serio i z szacunkiem traktował wyłącznie jedną osobę… siebie.

W końcu nie wytrzymałam panującej w sali – i w mojej głowie też – atmosfery i odezwałam się:

– Przepraszam, że przerywam, ale skoro to kłótnia rodzeństwa, jak dobrze zrozumiałam, to może ja sobie pójdę?

– Jesteśmy przyrodnim rodzeństwem – wtrąciła Mia, jakby fakt bycia siostrą tego mężczyzny był dla niej obrazą. – Ojciec Martina wolał swoją pracę i synalka z pierwszego małżeństwa niż mnie i moją matkę.

Mężczyzna westchnął ciężko, jakby te kłótnie i słowa Mii bardzo go raniły. Wiedziałam dobrze, jak trudny charakter ma moja przyjaciółka, więc w pewnym sensie zaczęłam mu współczuć, skoro od dzieciństwa traktowała go jak wroga. Teraz jedynie machnął ręką na jej słowa. Widać było, że ma dość kłótni z siostrą. Zdobyłam się więc na posłanie mu słabego uśmiechu.

Spojrzał na mnie i w odpowiedzi też uśmiechnął się delikatnie. Wtedy poczułam się tak, jakby uderzył we mnie piorun. Chyba już nigdy nie pozbędę się z głowy tego uśmiechu i spojrzenia.

– A czy my się już gdzieś nie spotkaliśmy? – spytał. – Wyglądasz mi jakoś strasznie znajomo.

– Nie przypominam sobie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, dumna z siebie, że udało mi się odezwać. – A raczej nie jesteś osobą, którą da się łatwo zapomnieć.

Martin zaczął się śmiać, a to tylko bardziej rozeźliło Mię. Miałam skłamać? Żadna kobieta, chyba że niewidoma i będąca Mią, nie zapomniałaby tej twarzy. Byłam tego pewna.

– Ty się trzymaj od niej z daleka! – powiedziała, wbijając bratu swój wczoraj zrobiony u kosmetyczki pazur w klatkę piersiową. – Ona nie będzie twoją kolejną dziwką!

Potem złapała mnie za rękę i wyciągnęła z laboratorium tak gwałtownie, że nawet nie miałam szans się pożegnać. Idąc szybkim krokiem korytarzem uczelni, rzucała wyzwiskami pod adresem brata.

– Cholerny Martin! Pieprzeni Wanke! Ja im pokażę, jak zostanę…

Stanęłam jak wryta, gdy dotarły do mnie słowa przyjaciółki. Poczułam się tak, jakby ktoś rozpalił podłoże, na którym stałam. W mojej głowie wybuchł wulkan, ale robiłam wszystko, aby nad sobą zapanować i nie pokazać, jak to, co usłyszałam, mną wstrząsnęło. Przecież mogłam źle zrozumieć. Przecież to niemożliwe…

Mii chwilę zajęło, zanim się zorientowała, że za nią nie idę.

– Co się stało? – spytała, odwracając się gwałtownie i patrząc na mnie zaskoczonym wzrokiem.

– Co powiedziałaś? Pieprzeni Wanke?

Modliłam się, aby zaprzeczyła. Aby stwierdziła, że się przesłyszałam. Że to nazwisko brzmiało inaczej.

– No Wanke… Wanke… to był Martin Wanke – wyjaśniła, a w jej głosie dało się słyszeć odrazę. – A mój cholerny ojciec to „Ten Sigmund Wanke”.

Wypowiadając trzy ostatnie wyrazy, pokazała palcami znak cudzysłowu, jakby na podkreślenie, że jej ojciec jest znaną osobistością.

Zrobiło się słabo i miałam ochotę wymiotować. Zrozumiałam wreszcie, dlaczego moja intuicja tak wystrzeliła, gdy zobaczyłam Martina. I dlaczego wydawałam się mu taka znajoma. Cieszyłam się, że nie udało mu się od razu połączyć wszystkich kropek, więc miałam chwilę, by zastanowić się nad swoją sytuacją. Znalazłam się bowiem w koszmarnych kłopotach, z których na pewno nie uda mi się wyplątać. To był w końcu najlepszy detektyw w Szwajcarii, jak nie w całej zachodniej Europie, a ja dałam mu się w pewnym sensie rozpoznać.

Rozdział 3

Lena

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Nakładem Wydawnictwa Amare ukazały się również:

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29

Modus operandi. Ex Delicto #1

ISBN: 978-83-8373-156-8

© Anne Marie i Wydawnictwo Amare 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Beata Kostrzewska

KOREKTA: Anna Grabarczyk

OKŁADKA: Marta Lisowska

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek