Na granicy sumienia #1 - Palasek Aleksandra - ebook + książka

Na granicy sumienia #1 ebook

Palasek Aleksandra

4,3

Opis

Brutalny świat, pełen śmierci, intryg i brudnego seksu. Taki, którego nikt nie chce poznać.

 

Jeśli już na starcie ma się przechlapane, to wątpliwe jest, że później życie będzie usłane różami. Tak też było w przypadku Karoliny – nastolatki z trudną i bolesną przeszłością, mieszkającej z rodziną zastępczą i szukającej swojej drogi.

 

Borys już od wielu lat zasila szeregi polskiej mafii. Ma za sobą burzliwą przeszłość i kompletnie niezależną od niego przyszłość. Jedyną osobą, która się dla niego liczy, jest syn.

 

Co więc musi się zdarzyć, by połączyć losy tych dwojga? I co z tym wszystkim ma wspólnego kandydat na prezydenta Polski?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 300

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (121 ocen)
72
26
12
5
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Czytelniczkazuzia98

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka 🔥 tego mi brakowało w mafijnych książkach ♥️ dużo seksu, realne postacie, dobry humor i wyczuwalne napięcie z każdej strony 💥
20
Luiza2900

Nie oderwiesz się od lektury

Przed chwilą skończyłam czytać.Jestem pod wrażeniem.Polecam
20
Maciej1123

Nie oderwiesz się od lektury

Dla mnie bardzo fajna książka.Polecam
20
Bozena235684

Nie oderwiesz się od lektury

Spędziłam z tą książka miłe popołudnie. Jest w niej wszystko co lubię w tego typu książkach. Twardy, brutalny świat przestępczy, mnóstwo zwrotów akcji.Czekam na ciąg dalszy. Bardzo polecam
20
Monika19960502

Nie oderwiesz się od lektury

Książka jest świetna, znajdziesz w niej wszystko,humor seks ,politykę a także miłość , która niespodziewanie pojawiła się pomiędzy głównymi bohaterami.To wszystko sprawia , że naprawdę ciężko się od niej oderwać.Polecam!
20

Popularność




Copyright © by Aleksandra Palasek, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Zdjęcie na okładce: © by Arthur-studio10/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: Clker-Free-Vector-Images z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-223-5

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rewers

Awers

Rewers

Awers

Rewers

Awers

Rewers

Awers

Rewers

Awers

Rewers

Awers

Rewers

Awers

Rewers

Awers

Rewers

Awers

Podziękowania

Prolog

Jeśli miałabym określić ostatni miesiąc mojego życia, to na pewno użyłabym słowa „wystrzałowy”. I nie uważałam, żeby w tym znaczeniu miało pozytywny wydźwięk. Wręcz przeciwnie, niosło ze sobą ból i strach. Z drugiej strony zawierało w sobie też przyjemny impuls, dreszcze i gęsiąskórkę.

Zresztą wszystko, co przy nim czułam, miało skomplikowany wydźwięk. Każdy dotyk naszych ciał poprzedzały wyładowania niczym błyskawice, które znajdowały ujście w ruchach. Po tym, co razem przeżyliśmy, nie żałowałam żadnej decyzji ani tego, co zrobiłam, by go chronić. Nie uważałam go za złego człowieka, pokazał mi swoją prawdziwą twarz. Taką, którą… pokochałam? To uczucie między nami było na tyle zawiłe, że nie potrafiłam go nazwać nawet przed samą sobą. Może i miał trudną przeszłość, ale wierzyłam, że przy mnie się zmieni. Bo przecież mówił, że przy mnie czuje się całkowicie inaczej, że to wszystko odchodziło w dal. Ja oddałam mu się w całości. Liczyłam, że się odwdzięczy. Teraz nie pozostało mi nic prócz czekania. Aż do mnie wróci. Aż wróci pomnie.

Rewers

– Chłopie, ile razy mam ci powtarzać, że nie wejdziesz w tymdresie?

Byłem już mocno wkurwiony. Co wieczór przychodził przynajmniej jeden typ, który za nic nie chciał zrozumieć, że nie wpuszczę go do lokalu w stroju sportowym. I właśnie taki dziś się trafił, i to na samym początku. Miałem nadzieję na spotkanie kumpli, ogarnięcie jakiejś bajery i skorzystanie z przywilejów, które dawała mi ta praca, no może poza paroma centymetrami więcej w bicku niż wcześniej. Widocznie jednak nie było mi to pisane, bo ten facet był zbyt pewny siebie, by nie popsuć mi resztywieczoru.

Na bramce stałem sam. To zawszewystarczało.

Pracowałem w takiej melinie, właściwie jedynej w mieście, która w większości zapraszała młodzież z okolicznych wsi, a ta nie chciała mieć problemów z wejściem w kolejnym tygodniu, więc była grzeczna. Głównie były to miastowe laski traktujące to miejsce jako wyszukiwarkę frajerów, których mogą oskubać z kasy i resztek godności i cóż… właśnie takich jak ten typ miastowych kozaków, którzy zrobią wszystko, by w sobotnią noc pokazać, ile mają w sobietestosteronu.

– Kim ty, kurwa, jesteś? – wybełkotał mi w twarz, a w tle rozbrzmiał śmiech jegokoleżków.

Oczywiście, że nie był sam, tacy jak on nigdy nie przychodzą sami. Za nim była cała banda mu podobnych. Oni nawet nie chcieli wejść, po prostu szukali rozrywki. No ale poza nimi stała też już całkiem spora kolejka innych ludzi, którzy z zainteresowaniem śledzili dalsze losy naszegostarcia.

– Dobra, spierdalajstąd.

Starałem się powiedzieć to lekko, ale nerwy mi powoli puszczały. Czułem, że to wszystko źle się skończy. O ile zazwyczaj takie typy po prostu ustępowały i szły dalej w miasto, tak teraz w oczach stojącego przede mną widziałem pewność siebie i zadowolenie, że wreszcie zabłyśnie przed kolegami. Pokręciłem głową i potarłemskronie.

– Jeśli wolisz inaczej… – zacząłem i cofnąłem się do drzwi, za którymi schowany miałem kijbejsbolowy.

Złapałem go pewnie, niczym zawodowy gracz, i uniosłem, przygotowując się do ciosu. Typ, który męczył mnie już piętnaście minut, nagle stracił brawurę i odsunął się na chwiejnychnogach.

– Co ty, pojebany jesteś? – zapytał, jakby nagle wytrzeźwiał, a spojrzenie straciłopewność.

– A pojebany, pojebany – odpowiedziałem tylko i ruszyłem do przodu, uśmiechając sięszeroko.

Typ zaczął się cofać, aż w końcu zrównał się z kolegami. Oni już się niecofali.

– Chłopie, chcesz się pozbyć zębów? – parsknął jeden z jego kolegów, a reszta sięzaśmiała.

– Macie pięć sekund na to, żeby stąd spierdolić. Jak nie, to wszystkim po kolei rozjebięgłowy.

Uśmiech nie schodził im z twarzy, póki nie wykonałem ciosu. Trafiłem akurat typa, który rozpoczął to przedstawienie. Padł na ziemię jak szmacianalalka.

Koledzy szybko do niego podeszli i sprawdzili, co z nim. Bełkotał coś podnosem.

– Cztery – zacząłem odliczanie, ale grupka pomału sięcofała.

Wzięli rannego pod ramiona i odsunęli się na bezpiecznąodległość.

– To jeszcze nie koniec – zagroził najodważniejszy – pożałujesztego.

Zaśmiałem się na jego słowa, ale w duszy wiedziałem, że teraz muszę być bardziej czujny. I faktycznie. Gdyby nie moja czujność i okazja, która trafiła się na mojej drodze, nie byłoby mnie tam, gdzie byłem teraz. Zabawne, że zaczęło się od tamtejnocy.

– Widzę, że masz jaja, chłopie – odezwał się głos zkolejki.

Ja jedynie wzruszyłem ramionami. Nie miałem ochoty na dyskusje zludźmi.

– Jeśli chciałbyś zmienić pracę, to myślę, że mam coś dla ciebie. Mój szef ucieszyłby się z takiegopracownika.

Spojrzałem na wysokiego, łysego faceta po trzydziestce. Nie wyglądał, jakby pracował na budowie, a raczej w miejscu, gdzie jak się już wejdzie, to można nie wyjść. No i też tam, gdzie jest więcej kasy, panienek, choć nie o nie mi chodziło. Na widok gości takich jak ten typ tacy frajerzy jak ci przed chwilą zwykle uciekali w popłochu. Uśmiechnąłemsię.

Była tylko jedna osoba, której ten pomysł się nie spodobał. A ona była ze mną od samego początku, w każdym gównie i na przekór wszystkim. Moja jedyna miłość, kochałem ją bardziej niż własną matkę. Jej piękne blond włosy, niebieskie oczy i miękkie ciało sprawiały, że każdy, nawet na maksa popieprzony, dzień stawał się lepszy. A seks stapiał nas w jedno. Była stworzona dla mnie, a ja byłem stworzony dla niej. Może dlatego też ten pomysł nie przypadł jej do gustu. Od początku wiedziała, co się stanie, gdy w to wejdę. Wiedziała, że z tego nie mawyjścia.

Cholera, i miałarację.

Szkoda, że przez tę decyzję ją straciłem, co już na zawsze mniezmieniło.

Awers

Jak zwykle obudził mnie krzyk mojego młodszego brata. No może trochę przesadziłam, przecież nie zawsze budził mnie akurat ten młodszy brat. W końcu miałam ich aż trzech. A do tego czasami budziła mnie też młodsza siostra, choć równie często, albo nawet częściej, była to starsza siostra, Julka.

Tak, miałam pięcioro rodzeństwa, a każdy z nich był mi niezwykle bliski, kochałam ich całym sercem, choć tak naprawdę nie byliśmy spokrewnieni. Byliśmy rodzeństwem adoptowanym, wychowywaliśmy się w rodzinie zastępczej. Nasi rodzice – państwo w podeszłym wieku, którzy nigdy nie doczekali się potomstwa – postanowili kiedyś adoptować Julkę, następnie mnie… i tak dalej aż do najmłodszegoKrzysia.

Tak więc było sześcioro dzieci i dwoje dorosłych, a to wszystko na około sześćdziesięciu metrach kwadratowych. Teraz możecie sobie wyobrazić, dlaczego tak często byłam budzona przez rodzeństwo. Wszyscy prócz najmłodszego Krzysia i niewiele od niego starszego Tomka, mieliśmy jeden pokój. Przyzwyczaiłam się już, że muszę się z nimi dzielić. Prywatność miałam tylko wtedy, gdy zamykałam się w łazience, ale zbyt często nie mogłam sobie na to pozwalać, bo zaraz dochodziły do mnie krzyki i walenie w drzwi. Tak więc mijało moje życie, w którym przeżyłam jużwiele.

W domu dziecka poczułam, czym jest samotność, zatem adoptowanie przez Gośkę i Michała było najlepszym, co mogło mi się przydarzyć. Przedtem byłam w innej rodzinie zastępczej. Wydzielanie papieru, niesprawiedliwe traktowanie względem biologicznych dzieci, osobna półka w lodówce i ciągłe kłótnie wywarły na mnie taki wpływ, że do dziś z zasady byłam oszczędna. Bo po prostu bałam się, że mi czegośzabraknie.

W tej rodzinie było inaczej. Nie przelewało się nam, ale czułam się z nimi bezpiecznie. Na pewno bezpieczniej niż w domu dziecka, a nawet nie chciałam sobie wyobrażać, jak czułabym się w moim rodzinnym domu, skoro już od samego urodzenia mnie w nim nie chcieli. Nie chcieli, ale pierwsze sześć lat właśnie tam spędziłam. Razem z rodzeństwem, którego od momentu wyprowadzenia się z domu więcej niewidziałam.

Byłam młoda, więc wiele pamiętałam z okresu wczesnego dzieciństwa. Miałam starszego brata i dwie młodsze siostry. Mieszkaliśmy akurat z tatą najmłodszej siostry. Mój ojciec był złym człowiekiem, tak samo zresztą jak moja matka. Dowiedziałam się po czasie, że obydwoje byli ćpunami, do tego jej facet był dilerem. Ciągłe imprezy, brak wystarczającej ilości snu i jedzenia. Pamiętałam głód i lęk o siebie oraz rodzeństwo. Wszystko to ukształtowało mnie na taką osobę, jaką byłam dziś, o wiele dojrzalszą niż powinnam była być w swoim wieku. Trochę arogancką i czasami zbyt pewną siebie, ale inaczej niczego bym w życiu nie osiągnęła, choć i tak mało kto traktował mnie poważnie. To wszystko pozwoliło mi docenić moją nową rodzinę, choć nigdy nie przebolałam straty mojejprawdziwej.

Dziś wyjątkowo brat nie zdenerwował mnie porannymi krzykami, wręcz przeciwnie, dzięki niemu nie zaspałam na zakończenie roku ostatniej klasy liceum. Moja poranna toaleta o dziwo przebiegła w spokoju, bo wszyscy jeszcze spali. No oprócz Krzysia i Gośki. Ten jeden dzień miałam szczęście. Gdy umyłam zęby i wreszcie spojrzałam w lusterko, zobaczyłam kogoś, kogo w głębi duszynienawidziłam.

Nigdy tego nie powiedziałam – a miałam możliwość na jednej z wielu terapii – ale uważałam samą siebie za przyczynę każdego zła na świecie, a już na pewno w moim życiu. Spoglądałam w te niebieskie oczy, które widziały rzeczy straszne, wręcz makabryczne, a nadal śmiele i wyraźnie patrzyły na świat. Spoglądałam na pełne usta, które zachowały swój kształt mimo ciągłego przygryzania, zdzierania z nich skórek i wysuszenia przez płacz, który towarzyszył mi przez większość życia. I na włosy, które były… za ładne. Nie uważałam, żeby do mnie pasowały. Były grube, lśniące i w pięknym odcieniu blond. Nigdy nic z nimi nie robiłam poza wiązaniem w kucyk, może właśnie dlatego, że nie chciałam pokazać samej sobie, że mi siępodobają.

I jak żyć, skoro wewnątrz jest się tak posranymczłowiekiem?

– O, Karolina, widzę, że dziś jesteś w dobrymhumorze.

Uśmiechnięta Gośka podała mi kubek z kawą. Zbliżała się już do sześćdziesiątki, a że nie miała w zwyczaju przesadnie o siebie dbać, to widać było upływ czasu na jej twarzy. Zmarszczki całkowicie ją pokrywały, do tego ciemne, wręcz fioletowe sińce pod oczami i cienkie, siwe włosy opadające na czoło. Mimo tego zawsze epatowała siłą, wszędzie było jej pełno i nigdy nie bywała smutna lubzła.

– Żebyś wiedziała, dzisiaj rodzeństwo dało mi trochę wytchnienia i po raz pierwszy od dawna nie muszę jeść śniadania w biegu, a co najważniejsze… mam ciepłą kawę! – Ujęłam kubek w dłoń i pociągnęłam łyk życiodajnego płynu. Rozpłynął się po moim gardle i poczułam się, jakby w moim organizmie unosiła się wskazówka paliwa. – Żyć nieumierać.

– Co byś zjadła? Mam przygotowaną owsiankę, nie wiem, czy masz ochotę. Jest jeszcze mortadela i chyba trochę sera żółtego – zaczęła wyliczać. – Chociaż wolałabym zostawić ser dla Tomka, wiesz, że on nic innego nie chce jeść – westchnęła.

I choć nie było po niej widać smutku, to czułam, że ma go w sobie. Ten smutek był wywołany tym, że nie może nam dać wszystkiego, co bychciała.

Kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że daje nam więcej, niż ktokolwiek inny bymógł.

– Owsianka będzie super. – Nałożyłam sobie porcję i zaczęłam jeść. – Zrobić zakupy po zakończeniu? Może w czymś cipomóc?

Gośka spojrzała na mnie znad porcji owsianki, którą właśnie karmiłaKrzysia.

– Oszalałaś? Masz zakończenie liceum, idź i baw się ze znajomymi! – Jej ton był niemalrozkazujący.

Zaraz musiała znowu skupić się na Michale, który pluł na bokiowsianką.

– Dobrze wiesz, jakie ja mam do tegopodejście…

Na samą myśl o spotkaniu znajomych ze szkoły po raz ostatni serce mi się radowało. Kompletnie do siebie nie pasowaliśmy. Dziewczyny mnie nie akceptowały, bo byłam zbyt dojrzała i zbyt mało… wulgarna? Nie podążałam za modą, nie jarały mnie krótkie spodenki odsłaniające pośladki, crop topy ukazujące brzuchy sprawiały, że czułam się zakłopotana, a głębokie dekolty niemal pokazujące biust wywoływały parsknięcieśmiechem.

Cóż, może jednak o to chodziło tym dziewczynom? To była moja kolejna wada – zbytnia szczerość, czasami skierowana do nieodpowiednich osób, czyli takich, które kompletnie nie mają poczuciahumoru.

Chłopakom nie podobałam się z tego samego powodu. Nie było we mnie niczego, co mogłoby ich pociągać. Nie byłam brzydka, ale nie byłam też pięknością, a żeby przykuć ich uwagę, trzeba było pokazać trochę ciałka lub po prostu dać się przelecieć. Na nic z tego nie mogli u mnieliczyć.

Nawet jeśli był taki, który się mną zainteresował, to po chwili tracił to zainteresowanie, zazwyczaj przez to, że przesyłał mi zdjęcie swojego penisa we wzwodzie lub co gorsza bez niego, a ja jedynie komentowałam to odpowiednim do mojego obrzydzenia emotikonem. W dzisiejszych czasach chyba uznawano to za przywitanie, bo oni kompletnie nie wiedzieli, o co mi chodzi, gdy grzecznie pisałam, by więcej się do mnie nie odzywali. A potem przez długi czas wymazywałam ten obraz z głowy, co było o wiele trudniejsze w przypadkach, gdy mijałam danego chłopaka na przerwach wszkole.

Miałam dziewiętnaście lat i byłam dziewicą. Ba, byłam adoptowana, przebywałam w domu dziecka, miałam za sobą bunt, podczas którego dużo piłam, paliłam i zadawałam się z podejrzanymitypami.

Nie powiem, żebym nie robiła rzeczy… niegrzecznych z mężczyznami, ale nigdy nie dałam się rozdziewiczyć. I o dziwo, nikt nigdy nie wykorzystał mojego stanu upojenia. Tak, i to był kolejny powód, przez który zostałam skreślona u „koleżanek”, no ale nieubolewałam.

Miałam jedną dobrą przyjaciółkę i to mi wystarczało. Zocha to moje przeciwieństwo. Ja byłam drobną niebieskooką blondynką, zazwyczaj ubierającą się po prostu grzecznie. Niewyróżniającą się z tłumu. Zocha była niebiesko-, niekiedy fioletowo-, a czasami czarnowłosą dziewczyną o wyraźnie zarysowanych kształtach, lubującą się w jaskrawych lub czarnych jak noc ubraniach. Nieważne, jak wyglądała, była ze mną zawsze, gdy tego potrzebowałam, i nigdy nie oceniała. Ja robiłam taksamo.

Jakby na zawołanie odezwał siędomofon.

– Dobra uciekam, wrócę… za jakiś czas – westchnęłam i przed wyjściem uścisnęłam jeszcze Gośkę, a Michałowi potarmosiłamwłosy.

– Baw się dobrze, kochanie! – Usłyszałam zasobą.

Taa… na pewno takbędzie.

Zośka czekała pod blokiem. Dzisiaj jak zawsze zaskoczyła mnie ubraniem. Miała na sobie żółtą spódnicę, różowe podkolanówki, żółte buty i zieloną bluzkę. Razem z jej czerwonymi włosami tworzyło to niemalże efekttęczy.

– Zocha, dziś przebiłaś samą siebie – parsknęłam, a ona uśmiechnęła sięszeroko.

– Wiedziałam, że ci sięspodoba.

Poprawiła spódnicę i ruszyłyśmy w stronęszkoły.

– Mam nadzieję, że tej szmacie Krokulskiej też sięspodoba.

Chodziło jej oczywiście o nauczycielkę matematyki, która upodobała sobie uprzykrzanie jej życia przez całe liceum. Nie, żeby Zośka nie prowokowała, nawet samym swoim strojem, ale Krokulska była na nią wyjątkowo cięta. Ledwo zaliczyła jej matmę, chociaż wydawało się, że zrobiła to, bo miała jej dość. Kolejny rok z Zochą sprawiłby, że do reszty byosiwiała.

– Będziezachwycona.

Mimo że cieszyłam się na koniec szkoły, to martwiłam się, bo wiedziałam, iż oznacza to koniec spotkań z Zochą. Ona zamierzała studiować w Warszawie, a ja… musiałam zostać na miejscu. Nie miałam pieniędzy na nic. Nawet na to, by opłacić czynsz za mieszkanie. Niby mogłabym pójść do pracy, ale każdą wolną chwilę poświęcałam na opiekę nad rodzeństwem. Chociaż tak mogłam odwdzięczyć sięGośce.

– Coś ty taka zamyślona? W końcu wyrwiemy się z tego gówna… Boże, mam już dość tych parszywychmord…

Zośka była… po prostu sobą. Bardzo emocjonalną dziewczyną. Dlatego dziś postanowiłam nie dzielić się z nią moimimyślami.

– Nic, po prostu się nie wyspałam. Michał darł się od rana… A, dajspokój.

Widocznie mój głos zabrzmiał przekonywająco, bo już się niedopytywała.

Droga minęła nam szybko. Teraz tylko zostało przetrwać ostatnią godzinkę w gmachu tej instytucji i koniec. Gdyby życie było proste, to nie zaczepiłaby nas Jolka – nasze trzyletnie utrapienie licealne. Jeden z większych wrogów. Mimo że nigdy tego nie okazywałam, to przez cały ten okres uprzykrzania mi życia zaczęłam jej szczerze nienawidzić. Obśmiewanie, wytykanie błędów w ubiorze i zaczepki na przerwach załatwiły Jolce miejsce napodium.

– Siema, Karolina, robimy dziś ognisko na polanie, może wpadniesz? – zapytała jak gdyby nigdynic.

Normalnie, jakbyśmy przez te trzy lata były psiapsiółkami i teraz musiały się pożegnać. Oczywiście na jejnieszczęście.

– Żartujesz, nie? – mruknęłaZośka.

Jola zdawała się ją dopiero zauważyć i westchnęłateatralnie.

– Oj, ty też możesz przyjść, Zosiu. No ale będzie wielu chłopaków, nie wiem, czy ci ich towarzystwo odpowiada. – Uśmiechnęła sięzłośliwie.

Już od roku dogryzała Zośce, która nie do końca kryła się ze swojąorientacją.

– Wiesz co? Spierdalaj. – Zośka uśmiechnęła sięszeroko.

Ja jednak widziałam w jej oczach mieszankę upokorzenia i smutku. Tylko zgrywała taką twardą. Już miała coś dodać, ale wiedziała, że w ten sposób wyłącznie pogłębi swoje upokorzenie, więc musiałamzareagować.

– Dobra, będziemy, o której sięzaczyna?

Obie spojrzały na mnie szeroko otwartymi oczami. Nikt nie mógł w to uwierzyć, nawet ja sama. Chwilę milczałyśmy, lecz Jolka chrząknęła i poprawiławłosy.

– O siedemnastej, przynieście swój alkohol. – Odwróciła się iposzła.

W dobrym momencie, bo niemal widziałam już pięść Zośki lecącą w mojąstronę.

– Co ty, pojebało cię? – naskoczyła na mnie Zocha. – Ja się tam nie wybieram, nie posrało mnie dokońca!

– Oj, daj spokój, to ostatni dzień, czas zamknąć ten rozdział raz na zawsze – powiedziałamsłabo.

Sama nie wiedziałam, dlaczego się zgodziłam, przecież nienawidziłam ich, a ta godzina miała być ostatnią spędzoną razem. Może zrobiłam to, by pomóc Zośce? Albo dla siebie, bo w głębi duszy po raz ostatni chciałam sprawdzić, czy naprawdę tam niepasuję.

– Usiądziemy przy ognisku i napijemy się piwa, co ty na to? Już walić ich. – Szturchnęłam ją wramię.

Wiedziałam od dawna, że Zośka czuje do mnie coś więcej niż sympatię i nie straciłaby okazji, by spędzić ze mną parę godzin dłużej, zwłaszcza jeśli oznaczałoby to wieczór przyognisku.

– Ja pierdolę, Karolina… Niech będzie, ale żebym tego nie żałowała… – mruknęłaposępnie.

Po rozdaniu dyplomów i wylewnych pożegnaniach co poniektórych każdy rozszedł się w swoją stronę, żeby zacząć prawdziweżycie.

Jeśli miałabym być z czegoś dumna, to ze swojej przemiany. W gimnazjum miałam czas buntu i uwaliłam jedną klasę. Było to dla mnie jak zimny prysznic. Takiego uczucia wstydu i żalu nie czułam później długo. Najtrudniej było mi przyznać się przed Gośką. No ale zmieniłam się, w okres liceum weszłam jako nowa osoba, zmieniłam styl ubierania, zasłoniłam tatuaże, które szpeciły moje ciało – bo nikt nie powie, że tribal na plecach, zaraz nad tyłkiem, jest atrakcyjny – i przede wszystkim zmieniłam zachowanie. Byłam sumienna, uważałam na lekcjach i naprawdę starałam się zakończyć szkołę średnią na wysokim poziomie. Tak też było. Mimo tego, że nie miałam gdzie tego wykorzystać, to byłam z siebiedumna.

– Dobra, kujonko, widzimy się o szesnastej, bo droga nam trochę zajmie. Mam podejść pod klatkę czy spotykamy się pod pomnikiem? – Zocha objęła mnie na pożegnanie podklatką.

– Podpomnikiem.

To była połowa drogi, którą dzieliły naszebloki.

– Do zoba – rzuciłam.

W domu byli wszyscy. Oprócz Michała, bo on był niemal zawsze wpracy.

– Co wy do szkoły niechodzicie?

– Ja mam dziś wolne – odparł Wojtek, młodszybrat.

Reszta była tak bardzo zajęta zabawą, że pewnie mnie nawet nieusłyszeli.

– A niektórzy w tym domupracują…

Ponury mruk rozległ się za moimi plecami. Z łazienki wyszła Julka, starsza siostra. Pracowała na nocną zmianę w barze i o tej porze była zawsze nie do życia. Niby już wstała, ale wolałaby spędzić resztę dnia w łóżku. Gdyby tylko nie młodsibracia.

– Oj, dobra, sorry.

Czmychnęłam do kuchni, gdzie zastałam Gośkę. Jak zawsze zresztą. Ta kobieta prawie nie wychodziła z kuchni, co było zrozumiałe, miała osiem gęb dowykarmienia.

– Cześć, jestem, potrzebujeszczegoś?

– Karola, miałaś nie wracać tak szybko – wzburzyłasię.

– Idę później na ognisko, spokojnie.

Przewróciłam oczami i usiadłam przy stole. Zabrałam się do obierania ziemniaków, które czekały przygotowane. Prawdopodobnie Julia miała to zrobić, ale pewnie leżałyby tak, aż Gośka sama by jeobrała.

Reszta dnia minęła mi jak zwykle. Obiad, zabawa z rodzeństwem, małe zakupy, o które Gośka nie mogła doprosić się Julki, i następnie coś, czego się obawiałam. Musiałam ubrać się naognisko.

Dobrze wiedziałam, jak będą ubrane dziewczyny z klasy. Miniówki, pępki na wierzchu i makijaż wieczorowy, mogący konkurować z make-upem gwiazd na rozdanie Oscarów. Miałam takie ubrania w szafie, gdyż jak niemal każda nastolatka w okresie buntu chodziłam w podobnych fatałaszkach. Z tym że ja wówczas łaziłam po szmatach i szukałam coraz to bardziej kusych spódniczek, bluzek z dekoltem najlepiej po pępek, do tego stanik push-up i czerwona szminka. Nic mi do tego, jak kto się ubierał, ale ja straciłam zainteresowanie takimstylem.

Dlatego włożyłam krótkie spodenki, takie zakrywające pośladki, zwykły T-shirt i czarne tenisówki. Włosy rozpuściłam, sięgały mi już za łopatki, więc byłam z nich niezwykle dumna. Zwłaszcza że jeszcze trzy lata temu ścięłam je niemal na chłopaka, żeby pozbyć się odrostów po idiotycznym, nieprzemyślanym farbowaniu włosów. W lustrze prezentowałam się całkiem dobrze, byłamgotowa.

– Dobra, ja wychodzę, wrócę przed dwunastą, okej?

– Karolina, wróć, kiedy chcesz, po prostu wróć. Staraj się być ostrożna, nie pij za dużo i uważaj na chłopaków – powiedziała z troską w głosie Gosia i pogładziła mnie powłosach.

Kiwnęłam jedynie głową, bo nie chciało mi się tłumaczyć, że nie zamierzam pić więcej niż piwo, do tego żaden z obecnych tam chłopaków mnie nieinteresował.

Rewers

Nigdy nie zapomnę pierwszej fury, którą musiałem przewieźć z Niemiec do Polski. To było wypasione, srebrne i wyjątkowo proste do sprzątnięcia sprzed oczu właściciela audi a8. Na początku lat dwutysięcznych to auto było w naszym kraju uważane za perełkę. Tak też mniej więcej było wyceniane, nie mogłem zatem narzekać na wypłatę, którą dostałem. Nie liczyłbym na tyle kasy nawet po roku stania nabramce.

Praca była prosta, może trochę stresująca na granicy, ale odkąd weszliśmy do Strefy Schengen, biznes rozkwitł i dawał pole do popisu. Gdy już minąłem przejście, to jechałem prosto do dziupli. Tam auto rozbierano na części albo maskowano ślady wcześniejszego właściciela. Nie była to już moja praca, więc mogłem śmiało ruszać w świat i cieszyć się zarobionąkasą.

Tak to się ciągnęło – od jednej fury do imprezy, od paru panienek aż do kolejnejroboty.

Czy byłem zadowolony? Oczywiście, że tak. W końcu mogłem mieć to, czego wcześniej mi brakowało. Było mnie stać na prawdziwą skórę, a nie badziewną skajkę, która zaczynała podbijać modę uliczną. Mogłem kupić łańcuch, nie byle jaki, bozłoty.

W zasadzie mogłem wszystko, co tylkochciałem.

Niestety, to mnie trochę zgubiło, bo sprawiło, że zapomniałem o samokontroli. Być może dobrze by było dodać do tego również chujowy okres, jaki miałem w życiu, ale o tym nie warto byłowspominać.

No i takim trafem na kolejnej robocie wsiadłem wczorajszy za kółko. Będąc już w Polsce, nagle stwierdziłem, że albo zarzygam auto, albo zatrzymam się na środku autostrady i opróżnię żołądek na niej. Jechałem bmw, prędzej bym wyskoczył, rzygając, niż ubrudził to piękne wnętrze. I przy okazji zaprzepaściłwypłatę.

Możliwe, że właśnie tą decyzją zmieniłem resztę swojegożycia.

Wszystko później potoczyło się tak szybko, że większość obrazów zatarła mi się w pamięci. Policja, która ściągała mnie na parking, prawdopodobnie sądziła, że po prostu jestem kolejnym pijanym kierowcą, nawet nie śnili o złapaniu złodziejasamochodów.

Nie myślałem o ewentualnej ucieczce. Wiedziałem, że nie jestem w stanie uciec, mało tego, nie potrafiłem zaplanować logicznychwytłumaczeń.

Nagle czerwone audi a8 – takie samo jak to, które pierwsze padło moim łupem – zatrzymało się przed wozem policyjnym i wysiadła z niego piękna kobieta, właściwie to dziewczyna, ale urodę miała tak oszałamiającą, że mimo problemów zrobiło mi się gorąco nie tylko zestresu.

Czyż nie było toprzeznaczenie?

Co lepsze, gdy skierowała się do nas, czyli do mnie siedzącego w samochodzie i policjantów, którzy stali przy moich drzwiach, czekając na rozsunięcie szyby, obdarzyła mnie szerokim uśmiechem. Takim, który rozgonił wszelkie niepewności. Podeszła do nich, a oni na jej widok wyprostowali się i odsunęli od samochodu. Stali na tyle daleko lub mówili na tyle cicho, że nic z ich krótkiej rozmowy nie dotarło do moich uszu. Jedyne, co zarejestrowałem, to odjeżdżający radiowóz i drzwi pasażera otwierające się w moimsamochodzie.

– Powiedziałabym, że masz przejebane, ale jest szansa, że obrócimy tę sytuację na twoją korzyść. – Uniosła delikatnie spódniczkę, odsłaniając kolano. – Ja powiem, że nie czułam od ciebie smrodu alkoholu i to zatrzymanie to był jedynie przypadek, a ty udowodnisz mi, że nie będę tegożałować.

Tych słów nigdy nie zapomnę. I tego seksu, który przeżyliśmy tego dnia. Iza, bo tak miała na imię ta ciemnowłosa bogini, zmieniła moje życie. Najpierw mnie uratowała, a później załatwiła sprawy tak, że nie musiałem już kraśćaut.

Wkręciła mnie w biznes z Romkiem i Trąbą. Wcześniej tylko o nich słyszałem. Dwa podstarzałe dupki, które myślały, że mogą wszystko. Może i mogły, ale nie podobało mi się ich podejście do mnie. Według umowy miałem dołożyć jedną trzecią kwoty na kupienie działki, z tego, co mi było wiadomo, heroiny i wtedy tak też dzieliliśmy się zarobkiem. Gdy się udało i zobaczyłem swoje pieniądze, bez wahania wszedłem w to po razkolejny.

Seks z Izą, duża kasa, adrenalina, która dawała mi kopa, i marzenia rodzące się w mojej głowie. To wszystko zostało przerwane przez coś, czego się niespodziewałem.

– Jestem wciąży.

Iza tego dnia nie wyglądała tak podniecająco jak zwykle. Wydawała się chora. Po tych słowach już dobrze wiedziałem dlaczego. Mimo wszystko ja się nie załamałem, może i trochę ucieszyłem. W końcu miałem wystarczająco pieniędzy, by zapewnić nam byt, nie musiałem się niczego obawiać. Iza nie podzielała mojejreakcji.

Nie było między nami bliskości przez następne parę miesięcy, ale ja, choć cholernie mi tego brakowało, jej nie zdradziłem. Chciałem być lojalny mimo tego, że traktowała mnie obojętnie. Liczyłem, że poród to zmieni. I owszem, zmienił.

Na tyle, że Iza całkowicie odrzuciła naszego synka. Nie interesowała się nim, nie chciała go karmić, zmieniać mu pieluszek ani przytulać. Robiłem to ja razem z gosposią, którą zatrudniłem. To było żałosne, ale z Oleną dogadywałem się o wiele lepiej w tych sprawach niż z Izą. Widziałem też, że Olena darzy mojego syna większym uczuciem niż jego matka. Sprawiało mi to ból, ale nie było nic, co mógłbymzrobić.

Iza oddaliła się ode mnie, unikała mnie, przestała ze mną rozmawiać. Za każdym razem, gdy już udało mi się ją złapać i zacząć rozmowę, tłumaczyła się brakiem czasu. Nie mogłem pozwolić na to, by mój syn odczuł brak matki, więc pewnego razu postanowiłem, że nie wypuszczę Izy z domu, dopóki ze mną nie porozmawia. Przecież, do licha, nie chciałem uprawiać z nią seksu, nie musieliśmy się już nawet nigdy dotykać, chodziło mi tylko o dobrodziecka.

Nadszedł ten dzień. Nie przyszła na noc do domu, nie było jej w żadnym z pokoi, a ja zaczynałem się zastanawiać, czy Miłosz, nasz syn, w ogóle potrzebuje jakiejkolwiek matki. Przecież kochałem go tak mocno, że spokojnie mógłbym ją zastąpić. Mijały godziny, a jej nadal nie było. Gdy zmierzchało, postanowiłem do niej zadzwonić lecz usłyszałem komunikat: Abonent chwilowo niedostępny. Spróbowałem ponownie. To samo. Widocznie nie miała zasięgu, może wracała do domu. Z tą myślą postanowiłem skupić się na Miłoszu. Musiał wyczuwać moje nerwy, bo tego wieczoru zdecydowanie dawałpopalić.

– Dasz sobie radę? – zapytała Olena, zbierając się dowyjścia.

Iza zawsze denerwowała się tym, że z Oleną jesteśmy na ty. Ja uważałem, że albo jej zaufam w zupełności, albo ją zwolnię. W moim zawodzie nie miałem innejmożliwości.

– Nie mam wyjścia, może jak go chwilę ponoszę, to sięuspokoi.

Ułożyłem Miłosza wygodnie w swoich ramionach i zacząłem spacerować, delikatnie go bujając. Tak, by utulić go dosnu.

– Dobrze, że ma takiego tatę. – Uśmiechnęła się, wiążąc szal wokół szyi. – Szkoda, że mamy już nie ma – westchnęła.

– Co ty mówisz, Olena? – zdenerwowałemsię.

Przez moment pożałowałem swojego podejścia doniej.

– No… – Urwała. Widocznie nie spodziewała się takiej złości z mojej strony. – Myślałam, że wiesz. Iza zabrała wszystkie swojerzeczy.

Dosłownie zakręciło mi się w głowie. Na szczęście stałem koło kanapy, na której mogłem usiąść razem z dzieckiem. Olena podeszła do mnie z zaniepokojonąminą.

– Naprawdę myślałam, żewiesz…

– Olena… – zacząłem, patrząc w oddal. – Mogłabyś zostać jeszcze godzinkę z Miłoszkiem? – zapytałem, starając się zachować neutralnyton.

Kiwnęła głową. To mi wystarczyło. Przekazałem jej syna i wstałem z sofy. Bez słowa włożyłem kurtkę i wyszedłem z domu. W drodze jeszcze raz wybrałem numerIzy.

Przepraszamy, nie ma takiego numeru. Sprawdź numer i spróbujponownie.

Kurwamać.

Trasa trwała dla mnie długie godziny, choć wiedziałem, że od celu dzieliło mnie paręnaście minut jazdy spokojnym tempem. Jechałem jednak jak wariat. Podejrzewałem, że miałem szczęście, iż w ogóle dotarłem w kawałku, ale wtedy nie miałem czasu na takie myśli. Na miejscu nawet nie wyłączyłem silnika, tylko wyleciałem z auta jak poparzony w stronębramy.

– Halo! Stój! Dokąd się wybierasz? – Jeden z ochroniarzy mniezatrzymał.

– Do dupy, puść mnie! – wydusiłem, ale on nie dawał zawygraną.

Złapał mnie mocniej, więc nie mogłem się uwolnić. Po chwili, gdy już obmyślałem scenariusz, jak wyrwę mu broń i strzelę w głowę, drzwi od domu sięotworzyły.

– Puść go. – Usłyszałem spokojnygłos.

Więżące mnie dłonie natychmiast się rozluźniły. Otrzepałem się i nie chcąc już tracić sił na idiotę z ochrony, ruszyłem przed siebie. Czułem się jak we śnie. Jakimś pieprzonym koszmarze. W drzwiach powitał mnie Trąba, który nie wydawał się zdziwiony moim widokiem. Wszedłem do środka i od razu skierowałem się do salonu. Nie usiadłem jednak na kanapie ani na fotelu. W zasadzie to tylko stanąłem i gorączkowo ściskałemdłonie.

– Słuchaj, Trąba, mam problem. Izka spierdoliła, nie wiem, gdzie mam jej szukać, wiem za to, że masz ludzi, którzy mogą mi pomóc. Możesz cośzrobić?

Przyglądał mi się badawczo, a ja myślałem, że żyłka pulsująca na moim czole zaraz wybuchnie. Milczałem, bo wiedziałem, że podjudzanie go nic nieda.

– Borys… – westchnął.

Szlag mnie trafiał. Już sobie wyobrażałem, jak rozwalam mu łeb butelką wódki, która stała nastole.

– Niestety, ale nie mogę ci pomóc… Izka jest córką mojego przyjaciela, który już wcześniej poprosił mnie o to, by jej zniknięcie pozostało bez echa. Przykromi.

– Co ty pierdolisz? To matka mojego dziecka! Kurwa, ja jestem twoimwspólnikiem!

Wizja z rozwaloną głową Trąby byłazachęcająca.

– Właśnie, to matka twojego dziecka, którym teraz musisz się zająć. Jeśli masz z tym problem, zrobię to za ciebie, ale licz z tym, że syna już nie zobaczysz, rozumiesz? – Jego ton robił się coraz bardziejoschły.

W głowie ułożyłem sobie już wszystko, co zamierzałem mu wygarnąć, ale to nic nie znaczyło. To nie miało siły przebicia, bo ja dobrze wiedziałem, że on ma rację. Jeśli będzie chciał, to odbierze mi syna, a ja już nigdy go nie zobaczę. Jeżeli więc mogłem coś zrobić, to tylko zamknąć mordę i patrzeć na niego z twarzą napiętą do granic możliwości. Miałem ochotę go rozszarpać, wbić mu nóż w serce, nawet jeśli miałbym stracić później życie, ale nie mogłem. W domu czekał na mnie syn, który potrzebowałojca.

Gdy w końcu się opanowałem, zdołałemwydusić:

– Nigdy nie próbuj wyciągać łap po mojedziecko.

Trąba uśmiechnął się podnosem.

– Obym niemusiał.

Odwróciłem się i wyszedłem. Nie miałem pojęcia, jak wróciłem do domu ani w jaki sposób znalazłem później osoby, które nie były zależne od Trąby, i przekonałem je, by pracowały, pilnując mojego syna. Wydałem na to kupę kasy, ale nie żałowałem żadnej złotówki, bo wiedziałem, z jakimi ludźmi mam doczynienia.

Sam musiałem stać się taki jakoni.

Awers

Pod pomnikiem czekała już Zocha, jak zawsze wyjątkowo ubrana. Tym razem miała na sobie czerwone legginsy i fioletowy T-shirt.

– Jesteś niesamowita, Zośka – parsknęłam i pokręciłam głową zniedowierzaniem.

Z tyłu na koszulce widniał napis Fuck you. CałaZocha.

– Dzięki, ty też wyglądasz… – zamilkła na chwilę – pięknie.

Wydawała się nieco zakłopotana, co i mnie wprowadziło w ten stan, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Od razu zagadałam ją, przypominając nasze pierwsze spotkania napomniku.

– Pamiętasz, jak mnie zrzuciłaś i niemal rozwaliłam głowę o posadzkę? Boże, ty jesteś jakąśwariatką.

– Bo się pchałaś! – żachnęła się. – Każdy wiedział, że na pomniku może być tylko jednaosoba!

Wybuchnęłyśmy śmiechem i resztę drogi rozmawiałyśmy jużswobodnie.

Za to przy polanie nieco ucichłyśmy, głównie z uwagi na to, że pomału docierały do nas głośne rozmowy. Rozpoznałyśmy wśród nich głos Jolki, jej przyjaciółki Karoliny i paru klasowych cwaniaczków. Gdy weszłyśmy na teren polany, wszyscy zamilkli, a spojrzenia skierowali w naszą stronę. Nie mogło byćlepiej.

– Nie wierzę… Lesba i wtórna dziewica zawitały – ryknął Kamil, chłopak na poziomiepodstawówki.

– Przymknij się, debilu – skarciła go, o dziwo, Jolka. – Siema, macie browary czywódę?

Zocha wyciągnęła z plecaka litrową wódkę i podała Jolce. Zmierzyłam jąwzrokiem.

– No co? Była promka w osiedlowym. – żachnęłasię.

– Super, topijemy.

Podała nam po plastikowym kubeczku, do którego nalała wódki i trochę soku. W proporcjach pięćdziesiąt napięćdziesiąt.

– Chyba żartujesz? – skrzywiłamsię.

– Daj spokój, to zakończenie szkoły. Jeden drink cię nie zabije. – Zaśmiała się i wróciła do rozmowy zkoleżankami.

Pociągnęłam łyk drinka, ale był tak paskudny, że niemal gozwróciłam.

– Pyszne, nie? – zapytała Zocha, która pewnie też sięskrzywiła.

– Zajebiste – prychnęłam.

Od chwili, gdy ujrzałam Jolkę, plułam sobie w twarz za tę decyzję, no ale skoro już tam byłyśmy, to nie było sensu wracać po paruminutach.

– Dobra, chodź usiądziemy przy ognisku, wypijemy tego drinka i wracamy. Nie chce mi się później tłumaczyć Gośce, dlaczego tak szybko wróciłam, to może pójdziemy dociebie?

Po sekundzie jednak pożałowałam tego pytania. Zocha plus alkohol i sytuacja sam na sam ze mną mogłaby się źle skończyć. Nie chciałam jej robićnadziei.

– Jasne, żetak.

– Cześć, Karolinka, co tam słychać? – Usłyszałam za plecami i już wiedziałam, że mamprzesrane.

Uczepił się mnie Piotrek. Ten sam, który tydzień wcześniej wysyłał mi zdjęcie swojego penisa. Tak o. Chyba myślał, że oszaleję na ten widok, a ja marzyłam jedynie o tym, by go więcej niewidzieć.

– Yyy… jak widać… – Podniosłam kubek i delikatnie się uśmiechnęłam, no może trochę bardziejskrzywiłam.

– Dała ci wódy? Ja mam coś lepszego! – Nie pytając o nic, dolał mi do drinka czegoś czerwonego. – Będzie o niebo lepsze! – Tego samego dolał do kubka Zośki, która patrzyła na niego zrozbawieniem.

Dobrze wiedziałam, o czymmyślała.

– Co to jest? – zapytałam jeszcze przedspróbowaniem.

– Spokojnie, to wiśniówka. – Zaśmiał się, widząc moją podejrzaną minę. – Roboty mojego starego, nie jest mocna, ale za to bardzosłodka.

– Kurwa, chłopie, jakby nam było mało alkoholu w tym drinku – prychnęłaZośka.

Ja bałam się nawet spróbować tego zabójcętrzeźwości.

– Spróbujcie, jest o niebo lepsze – zachęcał, więcuległyśmy.

Pociągnęłyśmy połyku.

Faktycznie musiałam przyznać, że nie było takie tragiczne. Drink nabrał słodyczy mimo tego, że procenty nadal w nim szalały. Kolejny łyk był jeszcze lepszy, chyba głównie ze względu na stężenie alkoholu w moim organizmie. Zaczęło mi się dziwnie dobrze rozmawiać z Piotrkiem i widziałam, że Zośka też się dobrzebawiła.

– No, dziewczyny, to może po jeszczejednym?

Nie miałam pojęcia, co mi odbiło, ale się zgodziłam. Chyba cały stres ze mnie uleciał, a w jego miejsce pojawiła się chęć zabawy. Tak czy siak, zamierzałam wypić jeszcze jednego drinka, ale ten już na pewno miał byćostatni.

– Zocha, w sumie to fajnie, że przyszłyśmy, nie? – zwróciłam się do przyjaciółki z uśmiechem naustach.

– No kurwa, do tego Piotrek obiecał, że wkręci mnie w jakieś mieszkanie w Warszawie. Zajebiście, bo już bałam się, że będzie lipa i mnie ojciec wrzuci do jakiejś starej baby, a ja nie będę mogła nawet zaprosić cię nanoc.

Zocha objęła mnie ramieniem i kompletnie nie interesowały mnie ciche śmiechy zaplecami.

Dostałyśmy po drinku, ale Piotrek już nie usiadł koło nas, za to na jego miejsce przyszła Jolka z Andrzejem, chłopakiem, który dołączył do naszej klasy na ostatni rok. Niczym sobie u mnie nie przeskrobał, więc miałam do niego neutralne podejście. Nie był w moim typie, ale dzisiaj wyjątkowo ładnie sięuśmiechał.

– No cześć, Andrzej przyszedł się pożegnać, bo wyjeżdża z rodzicami do Włoch… – zaczęła Jolka, ale nie usiadła obok, jedynie Andrzej tozrobił.

– Zajebiście, dokąd konkretnie? Zawsze chciałam zwiedzić Włochy – zagadałaZocha.

– Rzym. Spoko, bo będą imprezy, ale marzył mi się Mediolan. No ale jak już kupię furę, to na pewno zrobię objazd po całych Włoszech. Szkoda by było nieskorzystać.