Na tropie sensacji. Tom i serii Związani lojalnością - Victoria Black - ebook + audiobook

Na tropie sensacji. Tom i serii Związani lojalnością ebook i audiobook

Black Victoria

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czasami wierność może okazać się prawdziwym przekleństwem

Chiara Gottardi nie ma czasu na romanse. Redakcja gazety, którą przejęła po ukochanej babci, chyli się ku upadkowi. Młoda dziennikarka jest gotowa zrobić wszystko, by uratować rodzinny biznes przed bankructwem. Gdy wpada na trop tajemniczych wyścigów, postanawia zgłębić temat, licząc na to, że sensacja przyciągnie nowych czytelników. Prosi o pomoc przyjaciela, Salvatore Galluzziego – dawnego kierowcę wyścigowego, wdowca, który wciąż opłakuje śmierć żony. Razem trafiają w sam środek nielegalnej jaskini rozpusty, gdzie zasady dyktuje rosnący poziom adrenaliny. Żadne z nich nie podejrzewa, że ta wspólna przygoda to zaledwie początek długiej i niebezpiecznej drogi, która zmieni ich życie na zawsze…

– Gliny zawsze są o trzy kroki do przodu – powiedziałam. – Gdybyśmy czegoś się dowiedziały i dały radę to wyciągnąć na światło dziennie, to mogłoby uratować redakcję.
Ojciec Letti był gliną i to jakimś wysoko postawionym. Swego czasu, za namową córki, dawał nam pewne informacje, nieoficjalnie rzecz jasna, a my w zamian pomagałyśmy mu w śledztwie. On łapał przestępcę, a nasza redakcja to opisywała.
– Ojciec mi nie pomoże – stwierdziła Letti. – Nienawidzi mnie po tym, co stało się z Matteo.
– Nie musimy się z nim widzieć – powiedziałam. – Wystarczy dostać się do jego gabinetu. Myślisz, że dwie seksowne laski będą miały problem z omotaniem paru glin?
Rozsądna przyjaciółka pewnie próbowałaby mi teraz wybić ten pomysł z głowy. Na szczęście Letti była równie pieprznięta jak ja.



Victoria Black

Jestem studentką i zapaloną czytelniczką. W lutym 2021 roku zadebiutowałam powieścią (Nie)rozsądne szepty, lecz moja przygoda z pisaniem zaczęła się dużo wcześniej. Najpierw powstał pamiętnik, później zapragnęłam tworzyć fikcyjnych bohaterów i wymyślać im przygody, co zaowocowało pierwszymi fanfikami. Jako młoda dziewczyna byłam zauroczona wampirami i czarownicami, lecz w pewnym momencie trafiłam do niesamowitego świata romansów i już w nim zostałam. Uwielbiam szczęśliwe zakończenia, a także opisywanie świata takim, jakim mógłby być. Staram się pisać o rzeczach realnych, aby dać ludziom nadzieję na to, że każdego z nas może spotkać wspaniały los.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 462

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 6 min

Lektor: Renata Bunter
Oceny
4,5 (71 ocen)
45
17
5
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jarkom4415

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna, pozytywna, pełna emocji, żywa!!!!
00
Ruddaa

Z braku laku…

nie porwała mnie. i to w sumie tyle na temat tej książki.
00
magda111

Dobrze spędzony czas

😃
00
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Sabina_legimi1980

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna. Polecam
00

Popularność




Dla mojego taty za jego cierpliwość, poświęcony czas i pokazanie mi filmów, które stały się inspiracją dla tej książki.

To wszystko jest tego warte. Takie piękne chwile jak ta w pełni rekompensują nam czas brudnej miłości.

Colleen Hoover, Ugly love[1]

[1] Colleen Hoover, Ugly love, tłum. Piotr Grzegorzewski, Kraków 2016, s. 338.

Prolog

3 lata wcześniej

Chiara

– Wróciłam i mam zajebiście dobry humor! – zawołałam, wchodząc do domu. – Mam nadzieję, że nie rozłożyłeś swoich gratów na stole, bo chcę na nim dzisiaj uprawiać gorący seks!

Zamknęłam z trzaskiem drzwi nogą i odstawiłam torbę z zakupami na podłogę. Coś huknęło, a ja liczyłam na to, że moje wino to przeżyło. Pozbyłam się niebotycznie wysokich szpilek, które włożyłam, chcąc sprawiać wrażenie schludnej i eleganckiej, a przede wszystkim wyższej. Dzisiaj jednak nawet pęcherze na nogach nie były w stanie zepsuć mi nastroju. Obroniłam pracę magisterską na najwyższą ocenę. Zjadłam lunch z babcią, która już niedługo miała zostać moją wspólniczką i mentorką w interesach. Babcia od trzydziestu lat prowadziła swoją redakcję i zaraziła mnie miłością do dziennikarstwa. Ukończyłam zatem studia z najlepszymi wynikami, odbyłam staż w najbardziej prestiżowej redakcji w Katanii, jeździłam praktycznie po całych Włoszech, zdobywając doświadczenie i materiały do magisterki, a teraz wreszcie miałam zacząć pracę w rodzinnym biznesie. Babcia miała nauczyć mnie wielu rzeczy, bym kiedyś mogła przejąć po niej redakcję. Teoretycznie najpierw chciała przekazać ją mojej mamie, ale chociaż moja rodzicielka to kochana osoba, o dziennikarstwie miała tyle pojęcia co ślepy kot. Kilka lat temu po rozwodzie z tatą przeniosła się do Rzymu, by pracować w restauracji swojego nowego męża i chyba była tam szczęśliwa. Miałam zatem zająć się rodzinną spuścizną, co ani trochę mi nie przeszkadzało. Byłam z tego dumna. Chciałam uczcić ten wieczór, uprawiając seks z moim amerykańskim rajdowcem, ale on gdzieś przepadł.

– Reese! Potrzebuję pomocy z pozbyciem się tych ciuchów sekretarki!

Nie znosiłam takiej elegancji, a już na pewno nie w niemal czterdziestostopniowym upale. Gdy Reese nie zareagował na moje słowa, uznałam, że musiał albo mieć słuchawki na uszach, albo nie było go w domu.

Reese’a Lane’a poznałam dwa lata temu podczas imprezy u jednej z koleżanek ze studiów. Przyjechał właśnie na Sycylię ze Stanów i próbował się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nie powiem, chętnie zostałam jego przewodniczką. Po paru tygodniach wspólnych wycieczek poznał dogłębnie nie tylko Katanię, lecz także mnie. Nie byłam typem dziewczyny, która daje się omotać facetowi, ale dla niego w pewnym sensie zrobiłam wyjątek. Rozkochanie mnie w sobie nie zajęło mu wiele czasu. Po roku zamieszkaliśmy razem w wynajętej niewielkiej kawalerce. Reese pracował jako mechanik i starał się wkręcić w wyścigi. Startował w lokalnych rajdach, jednak nie płacili mu zbyt wiele, a łowcy talentów zjawiali się na takich imprezach dość rzadko. On mimo to nie tracił nadziei i wierzył, że pewnego dnia uda mu się zostać zawodowym kierowcą rajdowym. Ostatnio chyba nawet był na dobrej drodze do tego, by wreszcie ruszyć z miejsca, bo interesowała się nim jakaś agentka, ale nie byłam pewna, o co dokładnie chodziło. Sama miałam na głowie magisterkę, więc mój czas był ograniczony do minimum.

Dzisiaj jednak w końcu byłam wolna, radosna i chętna nie tylko do rozmów, ale mojego chłopaka nigdzie nie było. Przeszłam przez kuchnię do salonu i sypialni, jednak po Reesie nie było nawet śladu. Zwykle o tej porze był już w domu, ale zdarzało mu się zasiedzieć w warsztacie, gdy pracował nad własnym autem. Wybrałam jego numer, lecz okazało się, że ma wyłączoną komórkę. Dziwne. Uznałam, że w takim razie zacznę przygotowywać kolację bez niego. Może to nawet lepiej. Zawsze gdy wieczorami wracał później, wynagradzał mi to w naprawdę przyjemny sposób. Najpierw jednak musiałam pozbyć się tych niewygodnych ciuchów.

Gdy tylko otworzyłam szafę, wiedziałam, że coś jest nie tak. Trudno byłoby tego nie zauważyć, skoro połowy ubrań nie było. Te należące do Reese’a po prostu zniknęły. Zaniepokojona sprawdziłam komody, szafki nocne i półki w łazience. Wszędzie były jedynie moje rzeczy.

– Co jest grane? – mruknęłam i zapomniawszy o zmianie ciuchów, zaczęłam chodzić po domu, sprawdzając, co jeszcze się zmieniło.

Oprócz rzeczy Reese’a nie brakowało niczego. Zniknął jego komputer, płyty, każda najmniejsza rzecz. Już miałam wybrać ponownie jego numer, by dowiedzieć się, co tu jest, do cholery, grane, lecz wtedy dostrzegłam wiszącą na lodówce kartkę, której wcześniej nie zauważyłam.

Nie mogę tego ciągnąć. Na koncie masz pieniądze za moją połowę rachunków. Przepraszam za wszystko. Reese.

On chyba robił sobie ze mnie żarty. W tym pomieszczeniu musiała być jakaś ukryta kamera, cokolwiek. Bo niby jak inaczej wytłumaczyć fakt, że mężczyzna, którego kochałam, zakończył nasz trwający dwa lata związek pierdolonym liścikiem? Nie może ciągnąć TEGO? Po dwóch latach zasłużyłam tylko na takie określenie i spłacenie cholernych rachunków? Przeprasza? A za co niby przeprasza? Za zrobienie ze mnie idiotki?

Figlio di puttana[2].

Jeśli to jest żart, to lepiej, żeby miał dobre wytłumaczenie, a jeśli nie… to lepiej niech nigdy więcej nie pokazuje mi się na oczy, bo jego fiut nie będzie już przytwierdzony do ciała, gdy z nim skończę.

***

– Odzywał się? – zapytała Letti dwa dni później, gdy siedziałyśmy w kawiarni, czekając, aż kelner przyniesie nasze zamówienie.

– Nie wkurwiaj mnie – warknęłam, udając, że przeglądam gazetę.

Nie chciałam wyżywać się na przyjaciółce. To nie była jej wina, że od dwóch dni na zmianę nienawidziłam Reese’a za to, że odszedł bez słowa, i siebie za to, że po nim płakałam. Następnego dnia zaczynałam pracę w redakcji mojej babci, a czułam się jak gówno. Nie mogłam spać. Nie mogłam jeść. Zastanawiałam się, co takiego wydarzyło się między porankiem, kiedy opuściłam mieszkanie tamtego dnia, a wieczorem, gdy do niego wróciłam. Reese nigdy nawet nie zasugerował, że jest nieszczęśliwy. Wręcz przeciwnie. Mimo upływu czasu nasz związek nie tracił namiętności. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo najwidoczniej on nie był ani trochę szczęśliwy, skoro bez słowa opuścił nie tylko mnie, ale i miasto. Rozmawiałam z jego szefem. Odszedł z pracy tego samego dnia, w którym się wyprowadził. Nikt nie wiedział dlaczego. Wszyscy szeptali, a ja zdawałam sobie sprawę, że mówili też o mnie, bo okazałam się naiwną dziwką, która dała się nabrać przejezdnemu.

Niech go szlag jasny trafi.

Przewróciłam stronę w czasopiśmie, chociaż nie zwracałam uwagi na to, co było tam napisane. Zwykle w niedzielę siedziałyśmy z Letti w kawiarni i omawiałyśmy najnowsze plotki o gwiazdach, o których rozpisywały się magazyny. Plotki, artykuły, właściwie wszystko. Letticia była dziennikarką pracującą dla mojej babci. Poznałyśmy się na studiach, lecz ponieważ była ode mnie starsza o dwa lata, ukończyła je wcześniej i już zaczęła wyrabiać sobie nazwisko na rynku. Nie przeszkadzało mi to jednak. Zdrowa rywalizacja zawodowa była dobra, podnosiła morale, zachęcała do sięgania po więcej. Letti i mnie szybko połączyła wspólna pasja, i cóż… trudne charaktery. Nie należałyśmy do najłatwiejszych osób, więc nazywano nas duetem wiedźm, ale miałyśmy to w dupie. W tej chwili byłam jednak na dobrej drodze do tego, żeby wkurzyć i ją.

– Chiara…

– Powiedziałam, że nie chcę o tym rozmawiać! – syknęłam, na co Letti przewróciła oczami.

– Nie to! To! – Wskazała na gazetę, którą przeglądałam, a dokładniej na zdjęcie, którego nie zauważyłam, bo tak bardzo ignorowałam wszystko, co miałam przed oczami. Dopiero teraz zwróciłam na to uwagę i szczerze mówiąc, wolałam chyba moją ślepotę.

AMERYKAŃSKI KIEROWCA DEBIUTUJE W PIERWSZYM ZAWODOWYM WYŚCIGU I POZUJE Z PIĘKNĄ AGENTKĄ, KTÓRA ZDOBYŁA RÓWNIEŻ JEGO SERCE

Nagłówek raził w oczy i zadawał ból, choć przecież myślałam, że już bardziej zranić mnie nie może. Myliłam się. Patrząc jak Reese, ubrany w ognioodporny kombinezon, obejmuje i całuje blondynkę, z którą widziałam go tydzień temu w Katanii, poczułam, jak moje popękane serce rozpada się na najdrobniejsze kawałki.

Gdy ich zobaczyłam w ostatni weekend w kawiarni, powiedział, że to agentka, która interesuje się jego talentem. Wyśmiał moją udawaną zazdrość. Przyrzekł, że nie muszę się niczym martwić, bo kocha tylko mnie. Nigdy nie sądziłam, że powinnam być zazdrosna. Kochałam go i mu ufałam, byłam pewna jego uczuć. Grałam zazdrosną, by się z nim powygłupiać. Okazało się, że to on grał i to przez cały czas.

Ipocrita figlio di puttana. Ma sono così stupida[3]!

– Chiara, odłóż to – poprosiła Letti, próbując zabrać mi gazetę, jednak nie pozwoliłam jej na to. Musiałam się napatrzeć. Musiałam się przekonać, jaką idiotką byłam i zapamiętać tę lekcję, by nigdy więcej nie popełnić takiego błędu.

***

Salvatore

– Cześć, skarbie – powiedziałem, kładąc kwiaty na nagrobku, aby wolną ręką pozbyć się starych, które przyniosłem kilka dni temu.

W letnim słońcu zdążyły już całkowicie uschnąć, dlatego za każdym razem przynosiłem świeże. Zawsze lilie. Giovanna je uwielbiała. Ustawiwszy nowy bukiet, usiadłem na ziemi, gdzie miałem już nawet wygniecione miejsce. Nie było tu żadnej ławki, więc za każdym razem, gdy przychodziłem, siadywałem właśnie tak.

Od śmierci Giovanny minął rok, a ja wciąż nie potrafiłem wysiedzieć w domu. Za bardzo przypominał mi nie tylko o niej samej i naszych wspólnych chwilach, lecz także o bólu, który musiała wycierpieć w swoich ostatnich dniach. Nie mogłem znieść myśli, że umarła w tych czterech ścianach, zostawiając mnie samego.

Dopóki śmierć nas nie rozłączy. Gówno prawda. Wiedziałem, że nawet śmierć nie może spowodować, że przestanę ją kochać, chociaż bywały dni, gdy oddałbym wszystko, by tak się stało. Może wtedy ból byłby znośniejszy. Być może umiałbym funkcjonować normalnie. Ja nie wiedziałem już, czym jest normalność.

Dwa tygodnie temu wyrzucono mnie z toru wyścigowego, bo omal nie zabiłem jednego z kierowców, ponieważ jechałem za ostro. Nie chciałem go skrzywdzić. Chciałem skrzywdzić siebie. Jeżdżąc, nie czułem bólu. Jeżdżąc, kusiłem los, chcąc, aby Bóg zabrał i mnie, skoro zabrał ją. Widocznie jednak nawet niebiosa nie mogłyby znieść tego, co czułem.

Rzuciłem jazdę i zatraciłem się w pracy, ale to również niewiele pomagało. Nie czułem się już w tym warsztacie tak dobrze jak niegdyś. Brakowało mi Giovanny wchodzącej z zakupami i uwodzącej mnie w poplamionym smarem podkoszulku. Może i była rozważną panią doktor, ale nigdy nie bała się trochę pobrudzić sobie rąk, pomagając mi w pracy. Była najbardziej inteligentną kobietą, jaką znałem. Wiedziałem, że nigdy już nie spotkam nikogo takiego.

Od czasu jej śmierci nie potrafiłem z nikim rozmawiać, dlatego przychodziłem tutaj, gdy chciałem pogadać. Mówiłem do nagrobka mojej żony, zamiast porozmawiać z kimś, kto mógłby mi odpowiedzieć.

– To był naprawdę chory tydzień, Gi – powiedziałem. – Straciłem mechanika. Reese’a. Zwiał z powrotem do Stanów, żeby robić karierę zawodowego kierowcy wyścigowego. Zostawił mnie z dnia na dzień. Naprawdę mnie tym wkurzył, ale chyba nie tak bardzo jak swoją dziewczynę.

Chiara Gottardi była młodą dziennikarką, dziewczyną tego palanta, więc zaprzyjaźniłem się również z nią. Odwiedzała czasem Giovannę razem ze swoją przyjaciółką Letticią, gdy ja pracowałem. Dawały jej duże wsparcie, za co byłem im niezwykle wdzięczny. Giovanna je uwielbiała. Wściekłaby się, gdyby zobaczyła, jak Reese potraktował Chiarę. Wiedziałem, że nie pokazywała po sobie, jak bardzo cierpi, gdy wczoraj przyszła do mojego warsztatu, pytając, czy cokolwiek wiem. Mimo to umiałem rozpoznać ból i widziałem, że cierpiała. Chciałem ją nawet przytulić, ale pewnie dostałbym za to w zęby. To nie była dziewczyna, którą można było ściskać jak laleczkę. Podobnie jak ja, wolała radzić sobie ze swoim bólem w samotności.

– Szkoda, że nie możesz jej teraz wesprzeć – rzekłem. – Pewnie przydałaby się jej jakaś kobieca porada od kogoś weselszego niż ta cała Letticia. Z nią dochodzenie do siebie po zerwaniu może oznaczać łamanie prawa, a to chyba nikomu nie wychodzi na dobre.

Mówiłem to raczej żartem, bo wiedziałem, że Letti nie była złą osobą, ale obydwie z Chiarą miały czasem naprawdę osobliwe poczucie humoru, a także bardzo dziwne wyczucie instynktu samozachowawczego.

– Wszystkim byłoby lepiej, gdybyś tu była – szepnąłem, czując, jak po moim policzku spływa łza.

Chyba właśnie dlatego byłem tak strasznie wściekły na Reese’a za to, że odszedł. Chiara go kochała i była naprawdę świetną dziewczyną, a on porzucił ją dla czegoś tak błahego jak kariera. Nie docenił miłości, jaką miał, podczas gdy ja oddałbym wszystko, aby tę miłość przy sobie zatrzymać.

[2]Figlio di puttana (wł.) – sukinsyn.

[3]Ipocrita figlio di puttana. Ma sono così stupida! (wł.) – Ty zadufany w sobie sukinsynu. Ale jestem głupia!

Rozdział 1

Obecnie

Chiara

– Chiaro, będę z tobą szczery, według mnie powinnaś zamknąć to cholerstwo, zanim wyciągnie z ciebie ostatnie prywatne oszczędności – powiedział Dante, jak gdyby nigdy nic, rozpierając się na krześle.

– A może powinnam uciąć ci kutasa i zmusić cię do zmiany płci, skoro i tak nosisz babskie koszule? – odgryzłam się, wskazując na jego różową koszulkę, która raziła moje oczy.

– Chiaro… – mężczyzna pokręcił z dezaprobatą głową.

– Jesteś moim księgowym, oczekuję od ciebie pieprzonych faktów, nie twoich domysłów – warknęłam.

Było zbyt wcześnie na tę rozmowę, zbyt gorąco, zbyt… wszystko.

– Mówię ci, jak jest. – Dante uniósł ręce w geście poddania. – Twoja babcia popełniła błąd, trzymając się tradycjonalizmu…

– Nie wycieraj sobie gęby moją babcią!

– Boże, Chiara, co cię ugryzło? – jęknął.

Debet na koncie. Brak kasy na wypłaty dla pracowników. Mała sprzedaż. Dochody na minusie. Niech wybierze spośród powyższych powodów, co mu się podoba. Był poniedziałek rano, a na zewnątrz już można było się upiec, więc w pomieszczeniu wszystkie rolety były zasłonięte, a klimatyzacja chodziła na najwyższych obrotach, przez co na koniec dnia na pewno połamie mi stawy, ale wolałam to niż pracę w piekarniku. To naprawdę nie była dobra pora na słuchanie, że właściwie nie mam wyjścia, jeśli chodzi o ratowanie redakcji, która była jak pierworodne dziecko mojej babci i tym samym stała się dla mnie. Chyba jednak żadna pora nie była dobra, by o tym rozmawiać.

Spróbowałam się jednak uspokoić. Nerwy w niczym mi tutaj nie pomogą. Musiałam pomyśleć racjonalnie i jakoś to ogarnąć, zanim wszystko, na co babcia pracowała przez trzydzieści lat, pójdzie w cholerę. Wstałam z krzesła i zaczęłam przechadzać się po gabinecie. Dante czekał cierpliwie, aż wreszcie dojdę do siebie i przestanę na niego wrzeszczeć, chociaż jako mój księgowy już od roku był przyzwyczajony do opieprzania przynajmniej raz w ciągu każdej rozmowy.

– Okej, jeszcze raz – poprosiłam. – Jakie mam szanse, by się z tego wybić?

– Musiałabyś w ciągu maksymalnie dwóch miesięcy podnieść sprzedaż przynajmniej o pięć razy – powiedział. – Według mnie powinnaś też całkowicie zrezygnować z papierowej wersji tej gazety, bo ona nie przynosi ci nic poza stratami. Więcej forsy wydasz na druk, niż ci się w ogóle zwróci.

Myślał, że tego nie wiedziałam? Wersję drukowaną zostawiałam tylko i wyłącznie przez wzgląd na pamięć mojej babci, która nie chciała rezygnować z tradycyjnych wydruków. Uznałam jednak, że jeśli alternatywą jest utrata tego miejsca, nie miałam wyboru.

– Sporządź obliczenia, ile wyniósłby miesięczny koszt przygotowania całej gazety jedynie w internecie – zarządziłam. – Policz, o ile zmniejszą się wtedy koszty i jak może to wpłynąć na sprzedaż. Stałe klientki mogą być z tego niezadowolone.

– To i tak ci się opłaci dużo bardziej – zauważył Dante.

– Nie chcę twoich przypuszczeń, chcę to widzieć czarno na białym – warknęłam.

Mężczyzna przewrócił oczami, ale skinął głową i zapisał coś w swoich notatkach.

– Niezależnie od tego, o ile zmniejszą się koszty, i tak będziesz potrzebowała dużych przychodów, żeby wyjść z tego minusa – powiedział.

– Nie musisz się powtarzać.

To akurat sama wiedziałam aż za dobrze.

Babcia prowadziła tę redakcję przez ponad trzydzieści lat. Miłością do dziennikarstwa zaraziła mnie już wtedy, gdy byłam małą dziewczynką. Uczyła mnie, jak zbierać materiały, pisać artykuły i być dociekliwą. Gdy skończyłam studia, wzięła mnie pod swoje skrzydła i pokazywała, jak prowadzić to miejsce. Dwa lata po tym, jak zaczęłyśmy razem pracować, babcia zmarła, zostawiając to wszystko na mojej głowie. Zostałam właścicielką i dyrektorką tego miejsca rok temu i przez ten czas naprawdę wiele się zmieniło. Babcia nie przepadała za zmianami. Była genialną dziennikarką, ale tradycjonalistką. Dopiero ja wprowadziłam stanowisko osoby zajmującej się social mediami, mieszany sposób wydawania gazety, tak, aby ludzie mogli ją zakupić również w wersji elektronicznej, a także unowocześniłam stronę internetową. To jednak nie uchroniło ani mnie, ani redakcji przed stanięciem na skraju bankructwa. Już w chwili, gdy przejęłam to miejsce, wiedziałam, że babcia zataiła przede mną problemy finansowe, a z każdym miesiącem było jedynie gorzej. Teraz nie miałam pojęcia, jak wypłacić pensje pracownikom, bo nawet moje osobiste konto oszczędnościowe było wyczyszczone. Kredytu nie dostanę, a nawet jeśli, to prawdopodobnie nie będę miała jak go spłacić. Sprzedaż mieszkania nie wchodziła w grę, bo wciąż było obciążone hipoteką, a zresztą więcej zapłaciłabym za wynajem niż wynosiła kwota, która by mi została z tej sprzedaży.

Nie wiedziałam, co robić, a gadanie Dantego, że powinnam zamknąć to miejsce, ani trochę nie pomagało. Nie mogłam zamknąć redakcji. Kochałam to miejsce. Było całym moim życiem. Od dziecka przygotowywałam się do tego, że kiedyś je przejmę, a chociaż stało się to wcześniej, niż się spodziewałam, nie chciałam zawieść. Babcia włożyła serce w założenie i utrzymanie tego miejsca. Jeśli teraz bym je straciła, nie tylko bym ją zawiodła, lecz także straciłabym tę nić, która wciąż mnie z nią łączyła.

– Zostawię cię samą, żebyś mogła to przemyśleć – rzekł Dante, wstając z krzesła. – Dam znać, gdy sporządzę odpowiednie kalkulacje.

– Jasne – mruknęłam odruchowo pogrążona już w swoich myślach.

Bez wątpienia potrzebowałam planu.

„Słoneczny Telegram” był gazetą dla kobiet. Babcia nie chciała jednak prowadzić typowego poradnika ani pisać o tym, jak wyleczyć katar u dziecka czy jak sprawdzić, czy mąż cię zdradza. Chciała, aby kobiety, które kupowały naszą gazetę, mogły w ten sposób oderwać się od życia codziennego. Skupiła się zatem na czymś, co interesowało każdego. Na sensacji. Nie, nie na plotkach. Na prawdziwych sensacjach. Każda rzecz, która działa się w kraju, była przedstawiona w naszej gazecie, a wiele rzeczy dziejących się bezpośrednio w Katanii dokumentowaliśmy jedynie my. Oczywiście pojawiały się również różne gorące plotki na temat lokalnych celebrytów, jednak podstawą były największe skandale, jakie tylko mogły zaistnieć. Nie do końca wiadomości. Nie do końca plotki. To właśnie nadawało całego smaczku, który jednak teraz stał się powszedni.

Ostatnio nic się nie działo. A przynajmniej nikomu z naszych redaktorów nie udało się dotrzeć do żadnych dobrych sensacji, w wyniku czego nasze skandale przeobraziły się w zwykłe plotki na temat gwiazd, a ludziom się to nie podobało. Potrzebowaliśmy czegoś nowego. Czegoś, co wstrząśnie nie tylko Katanią i Sycylią, ale całymi Włochami. Zamierzałam osobiście zająć się artykułem, który wybije nas z tego gówna, w którym się znaleźliśmy.

Najpierw jednak potrzebowałam jakiegoś pomysłu.

***

Moja babcia miała gdzieś wszelkie zasady dotyczące hierarchii w takich redakcjach jak nasza. Ona sama ustalała reguły, dzięki czemu jako dyrektorka nie zajmowała się jedynie papierami i prowadzeniem biura, ale również sama pisała i to wiele. Brak pewnych zasad obowiązywał właściwie wszystkich. Jeśli redaktor był młody i dopiero zaczynał pracę, ale miał talent, mógł pisać. Jeśli ktoś bardziej doświadczony coś partolił, szedł w odstawkę. Babcia nie kierowała się hierarchią, a talentem innych, a ja starałam się utrzymać tę zasadę. Dlatego też miałam zamiar ogłosić konkurs na trzy najlepsze artykuły. To zmotywuje ludzi do działania. Nie mogłam im na razie powiedzieć o problemach finansowych, nie chciałam ryzykować, że odejdą od razu. Może i mało fair, ale byłam w stanie zrobić wiele, by ratować to miejsce. Artykułem-bombą musiałam jednak zająć się sama, a do tego potrzebowałam kogoś, kto nie będzie myślał jedynie o kasie.

– Mam nadzieję, że moja wizyta tutaj oznacza, że dostaję awans, bo jak nie, mogę być zła za to, że wjechałam na górę bez picia kawy – powiedziała Letti, wparowując do mojego gabinetu bez pukania. Dla niej było to zbędne.

W odpowiedzi uniosłam kubek z kawą, który przed chwilą przyniosłam z socjalnego i wskazałam jej miejsce naprzeciwko swojego biurka. Letticia wzięła ode mnie napój i upiwszy łyk, westchnęła z zadowoleniem.

– No dobra, w takim razie możesz mówić, o co chodzi – powiedziała, rozsiadając się wygodniej na krześle. – Swoją drogą, zabójcza fryzura.

– Nie wiem, czy mam zabić fryzjerkę, czy raczej ją ucałować – stwierdziłam.

Chciałam mieć we włosach kilka kolorowych pasemek, a ona sprawiła, że miałam teraz na głowie trzy kolory – mój własny ciemny brąz, czerwień oraz blond przechodzący w brąz. Musiałam przyznać, że chociaż nie było to całkiem to, o co mi chodziło, to efekt był genialny.

– Dlatego nie namówisz mnie na takie eksperymenty – mruknęła Letti.

Moja przyjaciółka miała naturalną włoską urodę i nienawidziła cokolwiek w niej zmieniać. Czarne włosy zawsze były naturalnie pofalowane i sięgały jej do ramion. Brązowe oczy okolone były ciemnymi rzęsami, a karnacja sprawiała, że jej twarz zawsze wyglądała promiennie. Chociaż miała kształty, które potrafiły zwalić faceta z nóg, zawsze chodziła w poprzecieranych spodniach i koszulkach na ramiączkach, na które w pracy narzucała dżinsową kurtkę. Ja pod tym względem byłam jej kompletnym przeciwieństwem. Uwielbiałam malować oczy, nosić obcisłe ciuchy uwydatniające krzywizny mojego ciała, a chociaż raczej unikałam szpilek, to moje buty zawsze musiały mieć chociaż lekki obcas. Nie mówiąc już o tym, że uwielbiałam eksperymentować ze swoimi fryzurami, chociaż nie zawsze kończyło się to dobrze.

– Mniejsza z tym – powiedziałam. – Mam problem.

– To znaczy?

– Bankrutuję, Letti – wyjaśniłam prosto z mostu.

Kobieta opluła się kawą, którą akurat piła. Podobnie jak babcia, nie znosiłam mówić o swoich problemach, dopóki nie stawiały mnie pod ścianą, więc wcześniej się jej nie zwierzałam. Teraz jednak wiedziałam, że nie dam sobie rady sama. Opowiedziałam jej więc o mojej dzisiejszej rozmowie z księgowym i opcjach, które mi zostały.

– Chiara… Wiem, o co chcesz mnie prosić – westchnęła Letticia. – Ale nie wiem, czy mogę to zrobić. Też nie chcę, byś musiała zamykać to miejsce, ale… Chyba nie mogę się do niego odezwać, nie po tym wszystkim.

– Gliny zawsze są o trzy kroki do przodu – powiedziałam. – Gdybyśmy czegoś się dowiedziały i dały radę to wyciągnąć na światło dziennie, to mogłoby uratować redakcję.

Ojciec Letti był gliną i to jakimś wysoko postawionym. Swego czasu, za namową córki, dawał nam pewne informacje, nieoficjalnie rzecz jasna, a my w zamian pomagałyśmy mu w śledztwie. On łapał przestępcę, a nasza redakcja to opisywała. Dwa lata temu coś się jednak spieprzyło. Letti nie chciała wiele na ten temat mówić, więc wiedziałam jedynie, że przespała się z gościem, którego miała wsypać, i chciała pomóc mu uciec. Ojciec się na nią wkurzył i wykorzystał ją, by ująć faceta. Moja przyjaciółka skończyła ze złamanym sercem, gdyż kochanek uwierzył, że to przez nią trafił do pierdla, a do tego jej ojciec praktycznie się jej wyrzekł. Nie wątpiłam w to, że nie chciała odnawiać z nim relacji i wcale jej za to nie winiłam. Mimo to, musiałyśmy coś zrobić.

– Ojciec mi nie pomoże – stwierdziła Letti. – Nienawidzi mnie po tym, co stało się z Matteo.

– Nie musimy się z nim widzieć – powiedziałam. – Wystarczy dostać się do jego gabinetu. Mylisz, że dwie seksowne laski będą miały problem z omotaniem paru glin?

Rozsądna przyjaciółka pewnie próbowałaby mi teraz wybić ten pomysł z głowy. Na szczęście Letti była równie pieprznięta jak ja.

– Czego dokładnie szukamy? – spytała.

– Sensacji, która zwali wszystkich z nóg – rzekłam. – Najlepiej nie jednej. Chcę mieć artykuł bombę i powiedzmy… artykuł granat?

– Niech zgadnę, ja zajmuję się granatem, ty bombą – domyśliła się.

– Jeśli w to wchodzisz.

– Jasne, że tak – odparła. – Rozmowa z ojcem, zamknięcie redakcji, włamanie się do gabinetu ojca… Wybór jest prosty.

– I właśnie dlatego tu teraz siedzisz – podsumowałam z uśmiechem. – Następny numer musi być najlepszy w całej historii. Nasze bomby i granaty w połączeniu z konkursem na trzy najlepsze artykuły powinny nam to zapewnić.

– Zawsze jeśli się nie uda, inni będą mogli napisać o tym, jak zostałyśmy aresztowane – stwierdziła Letti z taką lekkością, jakby to była rozmowa na temat deszczu.

– I o to chodzi – skwitowałam.

Mój plan był jasny – znaleźć sensację, którą opiszę ja. Znaleźć sensację, którą opisze Letti. Zabawić się w podżegacza i nakłonić pracowników, by wykazali więcej zaangażowania w pracę. Jeśli to nie pomoże, to nie wiedziałam, co jeszcze mogę zrobić, by uratować redakcję, którą tak kochałam. Wyjście było zatem tylko jedno.

Ten plan musiał wypalić, a dwudziestego sierpnia musiało ukazać się najlepsze wydanie „Słonecznego Telegramu”, jakie kiedykolwiek widziało to miasto. I cały kraj.

***

– Blondas. W twoim typie – mruknęła Letti, gdy weszłyśmy na komisariat.

– Nie przypominaj mi – warknęłam.

Od trzech lat nie sypiałam z blondynami, chociaż rzeczywiście to właśnie tacy mężczyźni byli w moim typie. Powiedzmy, że miałam uraz i będąc w łóżku z facetem, chciałam się dobrze bawić, a nie chcieć odgryźć mu fiuta.

– Dobra, nie irytuj się – powiedziała moja przyjaciółka. – Idź i uruchom swój urok zdziry.

– A czy ja go w ogóle wyłączam? – rzuciłam jej kpiące spojrzenie.

Letti przewróciła oczami i udała zainteresowanie tablicą informacyjną, podczas gdy ja podeszłam do ochroniarza pilnującego wejścia na piętro.

– Przepraszam, dzień dobry! – zawołałam do niego. Podniósł na mnie wzrok z taką miną, jakbym go nudziła, lecz wystarczyła stara jak świat sztuczka, by zwrócił na mnie uwagę. Uwodzicielski uśmiech, wyeksponowany dekolt, mina tępej blondynki.

– W czym mogę pani pomóc? – zapytał, stając prosto.

– Przyjechałam na wycieczkę z Rzymu i trochę się zgubiłam… Wytłumaczyłby mi pan, jak dotrzeć do Castello Ursino? Zawsze miałam problem z mapami…

Zatrzepotałam rzęsami i pokazałam mu mapę, którą rzekomo nie potrafiłam się obsłużyć. Specjalnie wybrałam nazwę budynku, który był oddalony od komisariatu dość spory kawałek, więc tłumaczenie mi drogi zajmie mu chwilę. Miałam nadzieję, że potrwa to wystarczająco długo, by Letti zdążyła wejść do gabinetu swojego ojca, sprawdzić akta spraw, które akurat prowadził, i wyjść stamtąd z materiałem dla nas. Miałyśmy pewność, że nie będzie go w biurze, gdyż trwała południowa sjesta, a pan Castelli nigdy nie spędzał jej w pracy.

– Oczywiście – odparł ochroniarz, wziął ode mnie mapę i położył ją sobie na stoliku obok.

Udałam zainteresowanie i pochyliłam się, prezentując mu dekolt mojej skąpej koszulki na ramiączkach. Rzecz jasna, nie uszło to jego uwadze. Przez dłuższą chwilę zamiast na mapę spoglądał na moje piersi, a ja zaczęłam się zastanawiać, po jakim czasie uzna, że może dostać w gębę. Gdyby nie to, że chciałam go zająć, prawdopodobnie stałoby się to za jakieś… pięć minut temu. Zainteresowanie to jedno, bycie nachalnym to drugie. Lubiłam, gdy facet rzucał mi uwodzicielskie spojrzenia i adorował, chcąc osiągnąć swój cel. Ale bezczelne gapienie się nie miało nic wspólnego z adoracją.

– My jesteśmy tutaj… – Facet w końcu się otrząsnął. Przynajmniej częściowo. – A pani musi przejść tutaj. – Pokazał miejsca na mapie, zgodnie z moimi założeniami, bardzo od siebie oddalone.

– A mógłby mi pan jakoś wyjaśnić, jak tam dotrzeć? – udałam głupią. – Nie bardzo wiem, co oznaczają te wszystkie kreski, linie i… obrazki.

Zastanawiałam się, jak to możliwe, że wielu facetów kręciły właśnie takie laski – totalnie głupie, całkowicie bezmyślne. Pewnie lubili mieć takie w łóżku, bo były naiwne i pozwalały im na wszystko, czego tylko zapragnęli. Właśnie dlatego zrezygnowałam z przygód na jedną noc po dwóch podejściach do podrywów w barze. To zjadało o wiele więcej nerwów, niż było warte. Faceci sądzili, że dobry wygląd równał się głupocie, jakby jedno wykluczało drugie. Nie wszyscy oczywiście, jednak spora ich część. Ja zaś wykorzystywałam to na swoją korzyść. Skoro gość chciał poczuć się jak samiec alfa, który może pokierować kobietą, niech mu będzie. Kątem oka zauważyłam, że Letti zniknęła spod tablicy informacyjnej, więc bez wątpienia plan działał. Musiałam zatrzymać go jeszcze na kilka minut.

– No pewnie – mężczyzna wyjął z kieszeni munduru jakiś mazak i zaczął pisać po mapie. – Gdy wyjdzie pani z komisariatu, zobaczy pani pizzerię…

Gość tłumaczył i tłumaczył, co chwilę się zawieszając, gdy spoglądał na mój głupawy uśmiech. Policzki drętwiały mi od tej maskarady, ale Letti wciąż nie wychodziła. Gdy facet z ochrony skończył opisywać mi drogę do zamku w najbardziej oczywisty sposób, jaki chyba istniał na tym świecie, wiedziałam, że muszę improwizować.

– Dziękuję – powiedziałam z uśmiechem i zaczęłam bawić się łańcuszkiem, który układał się między moimi piersiami. Facet połknął przynętę i gapił się na mnie. – Wszyscy policjanci są tacy… pracowici? – spytałam, rzucając mu spojrzenie, które mówiło, że chętnie poznałabym jego pracowitość również w innych dziedzinach. Był całkiem przystojny, ale po pierwsze leciał na idiotki, a po drugie, był blondynem. Nie znosiłam blondynów. Sądząc po akcencie, nie pochodził stąd, co wróżyło jeszcze gorzej. Przystojny obcokrajowiec to dokładnie ten typ, którego najbardziej unikałam.

– Złotko, za jakieś trzy godziny mogę być tak pracowity, jak tylko będziesz chciała – powiedział, odwzajemniając mój uśmiech.

Na szczęście zanim jego oklepane zaloty zaszły dalej, a moja twarz pękła z powodu wymuszanego uśmiechu, zauważyłam Letti na korytarzu, gdzie znajdował się gabinet jej ojca.

– Wybacz, złotko, ale mam już na dzisiaj plany – odparłam, choć nadal z uśmiechem. Facet sprawiał teraz wrażenie lekko zirytowanego, jednak nie miałam czasu się tym przejmować. – Dzięki za pomoc.

Zabrałam swoją mapę i upychając ją do torby, opuściłam komisariat zaraz za Letti, która starała się nie wyglądać podejrzanie.

– Chyba go wkurzyłam – zaśmiałam się, gdy wsiadłyśmy do mojego auta.

– Stary numer z tłumaczeniem drogi?

– No jasne… Chociaż jestem przekonana, że pomylił się co najmniej trzy razy, zbyt zajęty moim biustem – powiedziałam.

– Faceci to jednak istoty proste w obsłudze – stwierdziła. – Myślą fiutem i łamią serca.

Akurat w tym obydwie zgadzałyśmy się bezdyskusyjnie. Po Reesie i Matteo żadna z nas nie miała ochoty na to, by jakiś koleś poturbował ją po raz kolejny.

Rzadko myślałam o swoim byłym. Po tym, jak zobaczyłam w gazecie jego zdjęcie z inną laską, dałam sobie spokój z czekaniem na telefon od niego, na cokolwiek. Zaczęłam pracę z babcią, wzięłam kredyt na mieszkanie i wyprowadziłam się z tego, w którym mieszkaliśmy oboje. Oddałam wszystkie rzeczy, jakie kiedykolwiek od niego dostałam. Nie pozostawiłam nic, co przypominałoby mi o tym, jaką idiotką byłam, że zaufałam komuś takiemu. Skończyłam z romantyczką, która chce wyjść za mąż. Skończyłam z obcokrajowcami, blondynami i wszelkimi istotami posiadającymi penisa, które chciały udawać romantyków. Poznałam gościa, z którym sypiałam, gdy potrzebowałam rozluźnienia. Monogamia, lecz bez uczuć. On miał swoje życie i problemy, ja swoje. Żadne z nas nie chciało związku i nasz układ dobrze się sprawdzał. Był łatwiejszy niż szukanie facetów w barach, co dla mnie było czymś kompletnie bezsensownym.

Letti, chociaż niewiele mówiła o swojej przeszłości z facetem, przeżywała to cholernie. Od tamtej pory nie widziałam jej z mężczyzną. Nie byłam pewna, co działo się w jej głowie, ale nie chciałam na nią naciskać. Kochała tamtego gościa i miała złamane serce. Więcej wiedzieć nie musiałam.

– Powiedz, że przynajmniej coś masz – poprosiłam, wyjeżdżając z uliczki, na której znajdował się komisariat, na wypadek gdyby ochroniarz połapał się, o co w tym wszystkim chodziło.

– Oczywiście, że mam – odparła Letti, wyciągając komórkę ze spodni. – Dwa tematy, nie wiem, który lepszy, ale wiem, który będziesz musiała wziąć ty.

– To znaczy?

– Ja jestem spalona. Każdy, kto znał Matteo, rozpozna mnie – powiedziała.

– Mów najpierw, co masz – naciskałam.

– Przekupny lekarz – wyjaśniła Letti. – Norma, ale powinno być ciekawe. Ojciec próbuje udowodnić, że gość przyjmuje łapówki w zamian za szybsze przyjęcie do szpitala, operacje i tak dalej. Jeśli wyprzedzimy i jego, i inne gazety, wzbudzimy sensację.

– Okej, to jest niezłe – przyznałam. Takie afery ciągle wychodziły na jaw, ale nowa nikomu nie zaszkodzi, szczególnie jeżeli będziemy pierwsi z publikacją tych informacji. – A druga?

– Nielegalne wyścigi uliczne – powiedziała. – Ojciec ciągle zatrzymywał ludzi, którzy się ścigali, ale nie dotarł do organizatorów. Od lat podejrzewają, że tu chodzi o lewe interesy, ale niczego nie udało się udowodnić, wystawili jedynie mandat za zbyt szybką jazdę i grzywnę za parę nielegalnych przeróbek w samochodach.

– Bingo, dziewczyno – uśmiechnęłam się szeroko. – Właśnie o to mi chodzi. Mów dalej.

– Według kartoteki ojca spotykają się raz w roku, mniej więcej w lipcu. Mam kilka nazwisk ludzi, którzy wiedzą, jak się dostać na te wyścigi, ale nikt nic nie sypał, zostali wypuszczeni z powodu braku dowodów.

– Więc skąd pewność, że coś w ogóle jest na rzeczy?

Jeśli miałam brnąć w temat, musiałam wiedzieć, że nie jest jedynie wymysłem gliniarzy, którzy koniecznie chcą kogoś złapać.

– Bo wiem, że te wyścigi istnieją. Matteo handlował z ludźmi od nich – dodała cicho. – Nigdy nie zdradzał szczegółów, nie wiedziałam, co dokładnie robi. Ale na pewno spotykał się z osobami, które potrzebowały wózków, aby wygrać wyścigi, i zdecydowanie nie były to amatorskie rajdy, w których startował twój Amerykaniec. Według baz danych mojego ojca, gość, z którym współpracował Matteo, nazywał się Enrico Costa. Oczywiście facetowi nic nie udowodniono, ale… Matteo był dobry. Nie handlowałby z kimś, kto da się przyłapać z towarem.

Moja głowa pracowała na pełnych obrotach i ledwo skupiałam się na drodze. Bogu dzięki, że było południe, ulice były niemalże puste, bo wszyscy schowali się w swoich domach przed najgorszym skwarem. Tylko takie idiotki jak my mogły w tym czasie jechać samochodem. Słońce grzało przez szybę tak mocno, że nawet klimatyzacja nie bardzo pomagała. Mnie jednak nawet gorąco nie utrudniało myślenia.

– Okej, czekaj – poprosiłam. – Twój ojciec wie, że są osoby, które ścigają się na ulicach i mają nielegalne przeróbki w wozach. Twój były twierdził zaś, że ktoś potrzebuje aut do wygrania wyścigów. Tylko jak znaleźć ludzi, którzy mogą nas do nich doprowadzić?

– Mam nazwiska – przypomniała Letti.

Musiałam sama przyjrzeć się tym dokumentom. Cholera, półświatek to na Sycylii nic nowego. Nie byłam tak głupia, by sądzić, że mam szansę rozpracować jakiś gang, który jest zamieszany w sprawy mafijne, ale skoro to był ktoś, kogo policja już raz w jakiś sposób dorwała, to i ja dam radę wniknąć w to głębiej. Zatrzymałam się przy najbliższym supermarkecie i poprosiłam Letti o komórkę. Przyjrzałam się zdjęciom akt.

Dokumentacja kilku oskarżonych, którzy ewidentnie ścigali się ze sobą. Zawsze ktoś był aresztowany mniej więcej o tej samej porze. Nazwiska właścicieli warsztatów, w których zostały zakupione nielegalne części. Dane Enrica Costy, przedsiębiorcy, który miał salon samochodowy. Zeznania świadków, jakoby Costa przyjmował dostawy nie tylko rejestrowanych aut. Zaniki kamer w niektórych miejscach co roku od lipca do sierpnia.

Jak dla mnie, to nie do końca się kleiło, ale ufałam Letti. Nie dziwiłam się, że nie chciała mi wcześniej zdradzić szczegółów oskarżeń przeciwko Matteo. Gdyby napisała artykuł, mężczyzna już nigdy nie uwierzyłby w to, że była niewinna, a ona chyba wciąż nie potrafiła się pogodzić z tym, z jaką łatwością ją przekreślił. Nie chciała dawać mu kolejnych powodów do tego, by utwierdzał się w swojej decyzji.

– Rzeczywiście, cokolwiek to jest, dzieje się raz w roku. Teraz. Costa może nie jest tego mózgiem, ale może być w coś zamieszany – powiedziałam w końcu. – Wiele niewiadomych.

– To najlepsze, co znalazłam – wyjaśniła Letti. – Reszta to były jakieś nudne sprawy, typowe. Morderstwo, kradzież… Nic, co naprawdę zainteresowałoby czytelników.

– Mam pewien pomysł – przyznałam. – Ale będę potrzebowała pomocy.

– Jestem do twojej dyspozycji – zapewniła dziewczyna.

– Ty skup się na lekarzu – zarządziłam. – Ja potrzebuję kogoś, kto radzi sobie za kierownicą jak profesjonalista.

– Chyba nie zamierzasz…

– Prędzej piekło zamarznie – prychnęłam, gdy tylko zdałam sobie sprawę z tego, co ma na myśli. – Mam na myśli Salvatore. Ja nie poradzę sobie z wyścigami, a jedyny sposób, by dowiedzieć się czegoś więcej, to dostać się do wewnętrznego kręgu poprzez płotki. Żeby jednak to zrobić, ktoś musi na serio brać w tym udział, inaczej dupa.

– I myślisz, że Sal się zgodzi? – spytała z powątpiewaniem Letti.

– Już moja w tym głowa, żeby się zgodził – odparłam, układając w głowie plan.

Rzeczywiście, było wiele niewiadomych, wiele rzeczy mogło pójść nie tak. Jeśli jednak udałoby nam się dostać bezpośrednio do ludzi, którzy się ścigają…

Nie. Nie ma „jeśli”. Muszę to zrobić. I zrobię.

– Jesteś pewna, że chcesz się w to pakować? To może być coś naprawdę pojebanego – powiedziała Letti, wykazując odrobinę zdrowego rozsądku, którego mi najwyraźniej brakowało.

Czymże jednak byłoby prawdziwe dziennikarstwo bez odrobiny ryzyka? Ten temat to było marzenie. Musiałam tylko znaleźć sposób na to, by go zrealizować.

– Nie oddam redakcji walkowerem – odparłam. – Sama powiedziałaś. Te wyścigi to właśnie to, czego potrzebowałam.

– Ale wiem też, że to może nie skończyć się dobrze.

– Pieprzyć konsekwencje. Uratuję redakcję i zdemaskuję organizatorów tych wyścigów, kimkolwiek są.

– Nie wiem, czy mam cię dopingować, czy nazwać idiotką – stwierdziła Letti.

– Możesz robić i jedno, i drugie – wzruszyłam ramionami.

– Cazzo[4], dziewczyno, jestem w tym z tobą – powiedziała. – Rób, co musisz, tylko uważaj na siebie, zgoda? Ludzie, którzy bawią się w takie rzeczy, nie są potulnymi barankami…

– Ja też nie – przypomniałam jej. – Podobnie jak Sal. Ty zajmij się doktorkiem. Ja chwycę tych gości za jaja.

Przez twarz Letti przemknął smutek, lecz zaraz potem jej usta wygięły się w szatańskim uśmiechu.

– W to nie wątpię.

[4]Cazzo (wł.) – cholera.

Rozdział 2

Chiara

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Karta redakcyjna

Na tropie sensacji. Tom i serii Związani lojalnością

Wydanie pierwsze

ISBN: 978-83-8219-588-0

© Victoria Black i Wydawnictwo Amare 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Monika Turała

Korekta: Magdalena Brzezowska-Borcz

Okładka: Mateusz Rękawek

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek