Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Della Collins nie ma łatwego życia. Odkąd została opiekunem prawnym swojego młodszego brata, stara się pogodzić pracę, studia i bycie matką. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że ponosi porażkę na najważniejszym polu. Niełatwo jest bowiem upilnować nastoletniego buntownika, gdy większą część doby spędza się poza domem. Teraz do codziennych zadań musi dołączyć jeszcze staż w redakcji, aby zaliczyć pozostałe semestry na studiach. Przytłoczona obowiązkami, za namową przyjaciółki, pozwala sobie na jedną noc zapomnienia z przystojnym, tajemniczym klientem. Sądziła, że nigdy więcej się nie spotkają. Nie mogła się bardziej pomylić.
River Ericson zawiódł się na najbliższych w najgorszy możliwy sposób. Gdy dowiedział się, że żona zdradza go z jego bratem, chciał tylko jednego – dostać opiekę nad córką. Nie spodziewał się jednak, że „ukochana” nie pozwoli mu tak łatwo odejść, czy też raczej nie da odejść jego pieniądzom. Posądzony o przemoc domową został skazany na rok więzienia. Po wyjściu nie wie, jak zacząć życie na wolności, gdyż dla niego wszystko się skończyło. Nie może zbliżać się do córki, boi się, że jego obecność zniszczy karierę siostrze, a na samą myśl o związkach czuje niechęć i strach. Szukając chwili wytchnienia, podrywa młodą kelnerkę i spędza z nią upojną noc. Nie wie, że ta jedna noc zmieni całe jego życie.
Szukali zapomnienia.
Myśleli, że nigdy więcej się nie spotkają.
Los szykował dla nich jednak coś zupełnie innego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 498
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Victoria Black, 2021Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: © by LightFieldStudios/iStock
Ilustracja w środku książki: © by pngtree.com
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-8290-077-4
Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Epilog
Podziękowania
Mojej siostrze Patrycji. Dzięki tobie wiem, jak silne emocje potrafi wzbudzić w człowieku rodzeństwo
„Naprawdę poznasz czyjeś serce wtedy, gdy sam zechce ci jepokazać”
T.M. Frazier, „King”
Prolog
River
– Jeszcze jedną kolejkę – rzuciłem do barmana, który popatrzył na mnieniepewnie.
Byłem już pijany w sztok, więc pewnie obawiał się, że zrobię awanturę na cały lokal. Może miał rację. Moje życie było jedną wielką bzdurą. Nie zamierzałem niczego obiecywać. Zresztą dzisiaj dobitnie się przekonałem, że żadne pieprzone obietnice nie miaływartości.
– Chyba ma pan już dość – powiedział mężczyzna, trzymając butelkę poza zasięgiem moichrąk.
– Wie pan, czego mam dość? Mojego cholernego brata, który myśli, że może mieć wszystko, czego zapragnie, włącznie z moją żoną, której swoją drogą też mam dość. Jej kłamstw, pazerności, braku miłości do najważniejszej osoby w moim życiu. Miałem kurewsko trudny dzień, więc niech się pan zlituje i pozwoli mi w spokoju wypalić sobie mózgalkoholem.
Barman popatrzył na mnie z litością, za co miałem ochotę mu przyłożyć, ale jednocześnie liczyłem, że ta litość pozwoli mi dalejpić.
– Ostatnia kolejka – ostrzegł i napełnił mój kieliszektequilą.
O tak. Właśnie tego mi było trzeba. Właściwie to tequila i moja żona miały ze sobą wiele wspólnego. Cudowny wygląd, lekko piekące spotkanie, przyjemne zapomnienie, a później pieruński bólgłowy.
Tak, Corinne zdecydowanie powinna przechrzcić się na tequilę. Albo tequilę powinni nazwać Corinne. Chociaż ta pierwsza opcja była chyba lepsza, bo przecież na tym świecie może być jakaś inna Corinne, która nie jest skończonąsuką.
Chyba byłem już za bardzo pijany. Albo raczej za mało pijany. Zależy, kogo spytać. Ta część mojego mózgu, która jeszcze żyła, kazała mi przestać, ale ta, w której wyrył się obraz Shane’a w łóżku z Corinne, kazała mi pić dalej, aż zasnę na tym brudnym barze w obskurnejknajpie.
– Ma pan żonę? – spytałembarmana.
– Nie, właściwie to nie – odparłmężczyzna.
– No to masz pan kurewskie szczęście – poinformowałem go. – Małżeństwo to był największy błąd mojego życia. Tak to jest, jak chcesz się zachować przyzwoicie. Kiedy wpadacie, oświadczasz się, żeby nie wyjść na nieodpowiedzialnego gbura. Tylko skąd miałem wiedzieć, że zamierzam ożenić się zprostytutką?
– Ożenił się pan z dziwką? – zdziwił sięfacet.
Gdybym był mniej pijany, może bym się zastanowił, ile takich rozmów odbył w ciągu swojej „kariery”. W tamtym momencie nie potrafiłem nawet pomyśleć o tym, że nie mam jak wrócić dodomu.
A, zaraz. Ja nie mam domu – skwitowałem wduchu.
– Tak mi się powiedziało – wyjaśniłem. – Chociaż jak inaczej nazwać laskę, która zachodzi w ciążę i rodzi dziecko, którego nigdy nie chciała, tylko po to, by usidlić faceta z kasą, a potem sypia z kim popadnie? Prostytutka nie musi być zatrudniona przez agencję. Widać może po prostu niąbyć.
– Nie dziwię się, że pan pije – westchnął mężczyzna, dolewając mi, chociaż wcale o to nieprosiłem.
Może jednak litość nie była takazła?
– Co jest zabawne, nawet nie piję dlatego, że mnie zdradziła – stwierdziłem, po czym przechyliłem kieliszek. – Jestem na nią wściekły, bo ją kochałem. Przynajmniej na początku. Ale to nie za to jej nienawidzę. Nienawidzę jej, bo nigdy nie starała się być matką, na jaką zasługuje moja mała dziewczynka. A moja Maya zasługuje na to, co najlepsze, rozumiepan?
– Tak, oczywiście – przytaknął.
– Corinne nie rozumie – zauważyłem. – Dziecko jest dla niej tylko środkiem do celu. Cholerną kartą kredytową. Ale to nie potrwa długo. Obiorę jej moją maleńką. Nie pozwolę, by jąskrzywdziła.
– Ale może najpierw niech się pan z tym prześpi – poradziłmężczyzna.
– Ta… najpierw muszę znaleźć numer do mojego kumpla. Pomoże mi. Napewno.
– Jeśli ten kumpel ma na imię James, to dzwoni do pana przez cały wieczór. – Wskazał na komórkę, która leżała obokmnie.
– O, to moje? – Spojrzałem ze zdziwieniem natelefon.
– Gdy pan przyszedł, wyjął pan to z kieszeni, więc tak, sądzę, że to pana. Dzwoniła też jakaś Camille. Jak sądzę, nie jest to tadziwka?
– O nie, tylko nie Cami – jęknąłem. – Zabierze mi tequilę. I będzie miała rację. Jak zawsze. Ale nie zamierzam dzisiaj tegosłuchać.
Jakby niebiosa chciały mi jeszcze bardziej dokopać, telefon znów zaczął wibrować. To znaczy wibrował przez ostatnie kilka godzin, ale w którymś momencie chyba zapomniałem, że należy do mnie, więc nie zwracałem na niegouwagi.
– Wie pan co? Może ja z nią pogadam? – zaproponowałbarman.
– Ale nie powie jej pan, że mam akurat randkę z tequilą, prawda?
– Nie, nie powiem – zapewnił.
– No to gadaj sobie, ale pamiętaj: to moja mała siostrzyczka. Skopię ci dupę, jeśli odbierzesz jejcnotę.
– Przez telefon byłoby trudno, ale obiecuję, że będę pamiętał o tym ostrzeżeniu – powiedział mężczyzna i odebrał mojąkomórkę.
Ja w tym czasie zabrałem mu butelkę z tequilą i pociągnąłem prosto z gwinta. Tego mi byłotrzeba.
Barman gadał, ale ja nie słyszałem co. Zresztą niewiele mnie to obchodziło. Niech robi, co chce. Jak mi podpadnie, to obiję mu mordę, chociaż wydawał się całkiem miły. Pięść i tak mnie bolała od zderzenia z twarzą Shane’a, więc gorzej już chyba być niemogło.
– Jezus Maria, River, odchodzę od zmysłów, gdzieś tybył?!
Rozejrzałem się dookołazdezorientowany.
– Widzę, że nie widzę tu Jezusa i Marii – mruknąłem.
Nie byłem pewien, kto do mniemówi,
– Jakim cudem moi rodzice spłodzili trójkę dzieci i tylko jedno jest dziewczynką? Panie Boże, daj micierpliwości.
– Kościół to chyba nie tutaj – zauważyłem.
Gdy oberwałem dłonią w tył głowy, natychmiast rozpoznałem stojącą nade mnąosóbkę.
– Cami? Kurwa, ty, jak ci tam… chowaj tequilę! – krzyknąłem.
– O tak, koniecznie, bo temu panu już wystarczy – powiedziała moja siostra. – Chodź. Musiszwytrzeźwieć.
Pomogła mi podnieść się ze stołka, ale podłoga zaczęła się chwiać, więc mniepodtrzymała.
– Pomóc pani? – zapytałbarman.
To on mnie wydał. Sukinsyn. Otaczali mnie samizdrajcy.
– Nie, poradzę sobie. Dziękuję za informację. Proszę. Niech pan weźmienapiwek.
Chciałem mu powiedzieć, że prędzej skopię mu dupę, niż dam napiwek, ale mój język zapomniał, jak się mówi. Pozwoliłem Cami zaprowadzić się do auta, które pachniało damskimi perfumami. Tak samo jak auto Corinne. Ohyda. Od dzisiaj nie chcę widzieć żadnych aut wypełnionych tymi pieprzonymi perfumami. Pragnąłem powiedzieć o tym siostrze, ale ona ciągle coś do mnie gadała, nie dając mi dojść dosłowa.
Cholera, kiedy wreszcie sięzamknie?
Kiedy samochód się zatrzymał, miałem nadzieję, że Cami wysiądzie i pozwoli mi spać w spokoju. Nie pamiętam już, co miałem jej powiedzieć. Chciałem tylko spać, jednak ona zaczęła szarpać mnie zaramię.
– River? Co pod twoim domem robipolicja?
Wtedy byłem zbyt pijany, by zrozumieć, o co jej chodzi. To pytanie stało się dla mnie priorytetem następnego dnia, gdy obudziłem się w policyjnej izbie wytrzeźwień, a jakiś goguś stwierdził, że zostanę przeniesiony do aresztu do czasu rozprawy sądowej. Rozprawy o stosowanie przemocy wobec mojej żony icórki.
Della
– Dello, skarbie.
Ktoś potrząsnął mnie za ramię. Szybko podniosłam głowę, wybudziwszy się z drzemki, w którą wcale nie chciałam zapaść. Spojrzałam w górę i zobaczyłam nad sobą panią McCartney, mamę Georgii. Przyglądała mi się z troską, tak jak wszyscy w ciągu ostatnich kilku tygodni. Byłam już tak zmęczona, że nawet nie obchodziło mnie to, że właśnie zasnęłam na korytarzu przed saląrozpraw.
– Przepraszam – wymamrotałam, poprawiając się naławce.
– Kochanie, jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Może jest inny sposób – powiedziałakobieta.
Pani McCartney była wysoką, szczupłą brunetką o ciemnej skórze, którą zawdzięczała meksykańskiemu pochodzeniu. W jej dużych, brązowych oczach odbijała się troska. Podobnie jak ja, była zmęczona. W końcu pracowała na podwójnych obrotach, aby pomóc mi wygrać dzisiejszą sprawę. Ona była już do tego przyzwyczajona. Janie.
Moje zmęczenie brało się z braku snu, ciągłej pracy, nauki i spędzania czasu w domu McCartneyów, by ustalić jakiś plan. Wiedziałam, że do tego przywyknę. Musiałam. Podobnie jak do myśli, że miesiąc temu pochowałam rodziców, a dzisiaj miałam zostać opiekunką mojego czternastoletniego brata. Powinnam teraz płakać i pogrążać się w żałobie, ale nawet na to nie miałam już sił. Smutek musiałam zastąpić chłodną kalkulacją, która miała mi pozwolić na rozwiązanie problemów. Miałam dwadzieścia dwa lata, kończyłam licencjat z dziennikarstwa, miałam zacząć magisterkę i kształcić się na redaktora. Wszystko pięknie. Tylko jak to połączyć z byciem matką dla swojego brata i utrzymaniem nas z pensji kelnerki na pół etatu? Nie, przepraszam, obecnie już na cały etat. Dlatego byłam wykończona. Bywałam w domu około ośmiu godzin na całą dobę, a spałam może przez połowę tego czasu. Miałam nadzieję, że sąd nie uzna moich cieni pod oczami za dowód przeciwkomnie.
– Nie zostawię Treya – powiedziałam. – Musimy towygrać.
– Wygramy, skarbie. Ale… jesteś pewna, że dasz sobie radę? Jesteś taka młoda, powinnaś się uczyć… – Pani McCartney miała taką minę, jakby była o krok odłez.
Cóż, może i była. Zawsze traktowała mnie jak córkę, a teraz musiała patrzeć, jak biorę na siebie coś, co mogło mnieprzerosnąć.
– I będę się uczyć. Jakoś to pogodzę. Przecież pani wie – zauważyłam.
Od tygodni pracowałyśmy nad planem. To ona pomogła mi znaleźć najemcę na mieszkanie moich rodziców, którego nie będę w stanie opłacać, a które stanie się jednym z niewielu moich źródeł pieniędzy. To ona czekała na mnie z obiadem, gdy wracałam do domu po całym dniu zajęć na uczelni i ośmiogodzinnej zmianie w kawiarni. To dzięki niej miałam jakiekolwiek szanse na dostanie opieki nadTreyem.
– Kochanie, to wszystko jest piękne w teorii, ale wpraktyce…
– W praktyce będzie okropne, ale to jedyne, co mogę zrobić – powiedziałam. – On nie ma nikogo. Najbliższa rodzina nie żyje, a ta, która została, jest w domu opieki albo nie ma zamiaru opiekować się nastolatkiem. Zostaję ja albo wujek z Bułgarii, a Trey nie zniesie terazprzeprowadzki.
Wiedziałam, że łatwiej byłoby odesłać brata, ale nie mogłam mu tego zrobić. Straciliśmy rodziców. Zostaliśmy sami. Musiałam się nim zająć, nawet jeśli miało mnie to wiele kosztować. Pani McCartney to rozumiała, widziałam to po niej. Jednak zrozumienie, a pogodzenie się z czymś to dwie różne rzeczy. Objęła mnie ramieniem, a ja zmusiłam się, by trzymać nerwy na wodzy. Pozwoliłam jej odegrać rolę troskliwej matki, a sobie rolę bezbronnego dziecka. Kiedy jednak drzwi do sali rozpraw się otworzyły, zniknęła rozżalona dziewczynka, a zamiast niej pojawiła się kobieta, która nie mogła pozwolić sobie na chwile słabości. Kobieta, którą musiałam sięstać.
Rozdział 1
Rok później
Della
Jakie są minusy zabicia swojego brata? Z pewnością pójdę siedzieć za morderstwo, stracę możliwość robienia kariery, no i kiedyś tam dopadną mnie wyrzuty sumienia. Jakie są plusy zabicia swojego brata? Nie będę musiała spać na kanapie w mieszkaniu, za które płacę, nikt nie będzie rozrzucał brudnych skarpetek po mojej uporządkowanej przestrzeni, mniej kasy wydam na jedzenie. A, no i nie będę musiała zrywać się z wykładów, żeby pojechać do szkoły i odebrać tego gamonia, który wdał się w kolejną już w tym miesiącu bójkę, za co tym razem został zawieszony. Tak, jak na mój gust plusów jest zdecydowaniewięcej.
Kiedy sama uczyłam się w tym liceum, nie widziałam nawet gabinetu dyrektora. Nie byłam kujonką, ale też nigdy nie narozrabiałam na tyle, żeby wylądować na dywaniku. Wyglądało jednak na to, że w ciągu ostatniego roku nadrobiłam te jakże cudowne doświadczenia. Szkoda tylko, że miałam co najmniej dziesięć ważniejszych zajęć niż siedzenie tutaj. Pan Brooks patrzył na mnie z politowaniem, gdy opowiadał o dzisiejszych wydarzeniach. Mój kochany braciszek pobił jakiegoś trzecioklasistę na środku stołówki i nie potrafił tego w żaden sposób wyjaśnić. No jasne, można uznać go za odważnego. W końcu który pierwszoroczniak potrafi przywalić chłopakowi o dwa lata starszemu i nie odnieść przy tym więcej ran niż rozcięta warga? Zuch chłopak. Szkoda tylko, że mnie to ani trochę nie bawiło. Trey siedział obok mnie i niewzruszony słowami dyrektora przyciskał lód do opuchniętej wargi. To sprawiało, że sama miałam ochotę go pobić. Mój brat był dość wysoki jak na piętnastolatka, miał czarne włosy, które wpadały mu do oczu, bo nigdy mnie nie słuchał, kiedy zaczynałam mówić o wizycie u fryzjera, i brązowe oczy o barwie czekolady, które oboje odziedziczyliśmy po mamie. Szkoda, że nie odziedziczyłam po niej anielskiejcierpliwości.
– Panno Collins, czy pani wie, że jest pani w tym gabinecie już po raz trzeci od początku października? A mamy dopiero połowę miesiąca, nie wspominając już o tych razach we wrześniu – rzekłmężczyzna.
Jakbym, kurwa, niewiedziała.
Jako uczennica dobrze wspominałam pana Brooksa. Był to bardzo uprzejmy starszy człowiek, który rzadko opuszczał swój gabinet, ale kiedy już z niego wychodził, zawsze uśmiechał się życzliwie. Teraz patrzył na mnie, jakbym mu oznajmiła, że zamierzam startować w wyborach prezydenckich. Cóż, czasem miałam wrażenie, że rządzenie krajem było sto razy łatwiejsze niż wychowanie nastoletniego buntownika. Czy ja też kiedyś byłam taka nieznośna? Raczej nie. Jasne, wracałam do domu po godzinie policyjnej i parę razy zdarzyło mi się wypić więcej, niż powinnam była, zostanie po lekcjach też nie było mi obce, ale nikogo do cholery nie biłam. A przede wszystkim, gdy byłam na tyle głupia, by spróbować trawki, zachowałam dość rozsądku, by zrobić to na imprezie, a nie na boisku szkolnym, tak jak mój brat w zeszłym tygodniu! Nie byłam święta, ale musiałam dorosnąć z dnia na dzień. Właśnie dla Treya. A on zachowywał się teraz tak, jakby chciał mi jedynie wszystko utrudnić, chociaż rok temu błagał mnie, żebym nie pozwoliła odesłać go doBułgarii.
– Wiem, panie Brooks, chodzi o to, że rok temu straciliśmy rodzicówi…
– I kompletnie sobie pani nie radzi – przerwał mi dyrektor. – Z tego, co wiem, pani rodzice zginęli w wypadku ostatniego lata. Jak pani zauważyła, minął rok. Rozumiem, że to trudna sytuacja, ale życie musi brnąć naprzód, a wdawanie się w bójki to żaden sposób nażałobę.
– Oczywiście, zdaję sobie z tego sprawę, ale…
– Trey, proszę, zostaw nas samych, chcę porozmawiać z panną Collins na osobności – powiedział dyrektor, znów miprzerywając.
Wyglądało na to, że nie tylko Trey załapał się na pogadankę. Zajebiście. Spojrzałam na zegarek stojący na biurku. Wpół do drugiej. O reszcie wykładów mogłam zapomnieć, nie było nawet sensu na nie wracać, ale o trzeciej musiałam być w pracy. Tam nie mogłam się spóźnić, a Nowy Jork o tej porze nie sprzyjał pośpiechowi. Z uczelni do pracy miałam zaledwie pół godziny drogi piechotą, ze szkoły będę musiała pojechać metrem, a przecież powinnam się jeszcze rozmówić z Treyem. Nie pozwolę, by znów mu się upiekło, a tak zwykle bywało. Od ósmej do drugiej byłam na zajęciach, później od trzeciej do jedenastej w pracy. Nie miałam nawet możliwości przypilnowania go, by przestrzegał nałożonego przeze mnie szlabanu czy godziny policyjnej. Nie mówiąc już o tym, że po powrocie, odrobieniu prac i nauce, gdy zasypiałam na pięć, maksymalnie sześć godzin, nie obudziłby mnie nawet młotpneumatyczny.
Może jednak uduszę tego gnojka, będzie łatwiej – pomyślałam.
Kiedy Trey wyszedł z gabinetu, udając niezwykle pokrzywdzonego, ja zwróciłam się dodyrektora.
– Wiem, że nie wszystko jest tak, jak powinno być, ale pracuję nad tym i myślę, że będzie lepiej. Trey chodzi na terapię do psychologai…
– Niechodzi.
Czy ten facet musiał mi ciągleprzerywać?
– Panno Collins, od początku roku nie był nawet na jednej sesji u psychologa szkolnego. Powinna pani dostać powiadomienie namail.
Mail. Kiedy sprawdzałam maile? Dzisiaj rano, gdy otrzymałam odpowiedź od wydawnictwa, do którego chciałam dostać się na staż. Tego byłam pewna. Od dwóch tygodni sprawdzałam maile regularnie, aby nie przegapić żadnej odpowiedzi na moje zgłoszenia. Szczególnie że w odróżnieniu od moich rówieśników mogłam wysyłać CV tylko do tych wydawnictw, które proponowały staż płatny, inaczej nie mogłabym sobie na niego pozwolić. Staż oznaczał rezygnację z połowy etatu w kawiarni, a przy zmniejszonej pensji nie dałabym rady nas utrzymać. Dziś dostałam pierwszą pozytywną odpowiedź od wydawnictwa i był to jedyny mail poza reklamami, który otrzymałam. Niemożliwe, żebym cośprzegapiła.
– Najwidoczniej nie dotarł, ponieważ nic takiego nie dostałam – odparłam.
– Panno Collins, mail wysłano już we wrześniu – zauważył pan Brooks, a jego mina jasno świadczyła o tym, co o mniemyśli.
Cholera. Podczas przerwy między semestrami rzadko sprawdzałam maile, głównie dlatego, że wówczas pracowałam jeszcze w innym miejscu, by odłożyć trochę pieniędzy na wypadek, gdybym nie dawała rady w trakcie roku akademickiego. I co miałam mu teraz odpowiedzieć? Jasna cholera. Czy zrozumie, jeśli powiem, że czasem nie mam nawet kiedy zjeść obiadu, nie mówiąc już o czytaniu maili? Wątpiłam.
– Ja… naprawdę mam wiele na głowie – tłumaczyłam dośćkulawo.
– Ciągle ma pani wiele na głowie, panno Collins – rzekłdyrektor.
– Pracuję, studiuję i zajmuję się piętnastolatkiem, niestety, nie zawsze mam czas sprawdzić pocztę – wyjaśniłam, hamując w sobiezłość.
Czy ten człowiek nie miałserca?
– I może właśnie to jest błąd. Sama niedawno była pani dzieckiem, panno Collins, a teraz jest pani rodzicem i ewidentnie sobie pani nie radzi. Rozumiem zapał, by skończyć studia, chce mieć pani jakąś przyszłość. Ale chyba za dużo wzięła sobie pani na głowę, zważywszy na fakt, że samo wychowanie nastolatka to zbyt wiele nawet dla dwóch dorosłych osób. Trey wagaruje, pali marihuanę i pije, nie mówiąc już o bójkach, a rok szkolny trwa niecałe dwa miesiące. Jeśli takie sytuacje będą się powtarzać, nie tylko będę musiał usunąć go ze szkoły, ale również powiadomić o tym opiekęspołeczną.
Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że chwytałam się zbyt wielu zajęć naraz, jednak jaki miałamwybór?
Nie mogłam rzucić studiów. Zbyt ciężko pracowałam na to, by przyjęli mnie na NYU, a później na swoje osiągnięcia. Niewielu studentów mogło się poszczycić pracą z autorami przed rozpoczęciem stażu, a mnie się to udało. Zajmowałam się korektą książek mojej znajomej, która rok temu wydała swój debiut, i trochę jej chwały spłynęło również na mnie. Dzięki temu dostałam list polecający od jej redaktora, który teraz mógł mi ułatwić znalezienie stażu. Gdybym rzuciła studia w zeszłym roku, po śmierci rodziców, zaprzepaściłabym wszystkie swoje starania, trudy, a także marzenia, bo nie wierzyłam, że po zrobieniu sobie przerwy udałoby mi się wrócić do nauki. Dawałam radę na uczelni, nie opuszczałam zajęć, wykłady czasem, ale zawsze uzupełniałam notatki. Uczyłam się, zaliczałam wszystko w pierwszymterminie.
W pracy również nie było ze mną problemów. Żadnych spóźnień i skarg od klientów. Myślałam, że idzie mi całkiem nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze nie zwariowałam, ale wyglądało na to, że na najważniejszym polu ponosiłam sromotną porażkę, co właśnie raczył mi wytknąć pan Brooks. Nie radziłam sobie z Treyem. Nie słuchał mnie, buntował się, robił rzeczy, których nigdy wcześniej nie próbował, a ja nie mogłam go nawet przypilnować, bo rzadko bywałam w domu. Nie wiedziałam, czy to jakiś etap żałoby, czy zwykły nastoletni bunt spotęgowany przez stratę rodziców. Na początku nie było tak źle, był smutny, tak jak ja, ale byliśmy ze sobą blisko. Dopiero kilka miesięcy temu zaczęło się takpieprzyć.
– Obiecuję, że zrobię wszystko, aby na niego wpłynąć – zadeklarowałam.
– Problem w tym, panno Collins, że w pani wykonaniu wszystko to może być za mało – stwierdził panBrooks.
– Dopilnuję, by chodził na terapię, i zaostrzędyscyplinę.
I tak nie będę mogła go przypilnować, jeśli chcemy mieć co jeść, ale dyrektor nie musiał tegowiedzieć.
Mężczyzna westchnął, jakby nie wiedział, czy ma ukarać również mnie, czy po prostu w spokoju spędzić ostatnie godziny pracy na dzisiaj. Miałam nadzieję, że to drugie, bo jeśli będzie mnie tu trzymał jeszcze dłużej, ja spóźnię się do swojejpracy.
– Mam nadzieję, że się pani uda, panno Collins – rzekł. – Znałem pani rodziców, a także znam panią. Wiem, że robi pani, co może, ale wygląda na to, że to za mało. Proszę poszukać pomocy również dla siebie. Nie mówię o psychologu, chociaż to może też, ale chodzi mi o to, że musi pani nauczyć się być matką, a nie jedynieopiekunem.
Myślał, że tego niewiem?
– Oczywiście – odparłam jedynie, nie chcącdyskutować.
Zdawałam sobie sprawę, że ludzie nie będą nam wiecznie dawać taryfy ulgowej, ale czasem miałam nadzieję na więcej zrozumienia. To, że sobie nie radziłam, wiedziałam sama. To, że Trey potrzebował dorosłego opiekuna, do którego będzie miał szacunek, równieżwiedziałam.
Tylko co niby miałam z tą wiedzązrobić?
– Dobrze, w takim razie proszę zabrać brata do domu – powiedział dyrektor. – Mam nadzieję, że nieprędko się ponownie zobaczymy, pannoCollins.
– Ja także mam taką nadzieję – odrzekłam, chociaż ani trochę nie wierzyłam, że takbędzie.
***
– Coś ty sobie, do cholery, myślał? – naskoczyłam na brata, gdy tylko wyszliśmy poza terenszkoły.
Niezbyt to wychowawcze przeprowadzać takie rozmowy na ulicy, ale nie miałam czasu jechać z nim dodomu.
– Wkurzył mnie – prychnąłTrey.
– Wkurzył cię. Wkurzył. Ty też mnie wkurzasz i co, mam cię pobić? Trey, mało nam problemów? Chcesz, żeby nasłał na nas opiekę społeczną? – syknęłam.
– Niech robi, co chce – burknął mój brat, idąc w przeciwną stronę do stacjimetra.
– O nie, mój drogi, jedziesz prosto do domu i czekasz tam na mnie. Możesz ponadrabiać zaległości ze szkoły, bo przez trzy dni zawieszenia też ci się sporo uzbiera – powiedziałam, starając się brzmiećstanowczo.
– Tak, oczywiście.
– Trey, ja nie żartuję. Masz siedzieć w domu, bo…
– Bo co? Dasz mi szlaban? Ciekawe, jak go będziesz pilnować, skoro ciągle nie ma cię w domu – stwierdził.
– Myślisz, że mnie to pasuje, że ciągle mnie nie ma?! – krzyknęłam, zatrzymując się na środkuchodnika.
Przechodnie oglądali się za mną, ale w tym momencie miałam togdzieś.
– Myślisz, że chcę harować w tej pieprzonej kawiarni i odpuszczać staż w „New York Timesie”, bo tam nikt mi za niego nie zapłaci? Trey, jest kurewsko trudno, a ty jeszcze wszystkopogarszasz!
Nie chciałam, aby czuł się dla mnie ciężarem, bo mimo przeciwności losu cieszyłam się, że jest ze mną. Nie wymagałam od niego codziennych podziękowań i całowania mnie po stopach, ale mógłby mi okazać chociaż pieprzony szacunek, bo niezależnie od tego, jak bardzo go kochałam, to ja tyrałam jakwół.
– Rzuć studia, będzie łatwiej – powiedziałjedynie.
– To twoja odpowiedź? Serio?
– A czego ty chcesz, Della? Jest ci trudno, bo pracujesz i uparłaś się na te studia. Nie moja wina. Odpuść sobietrochę.
To powiedziawszy, ruszył w stronę Central Parku, a ja mogłam go gonić albo spróbować dotrzeć do pracy na czas. Ze złością kopnęłam najbliższe drzewo, ale poskutkowało to jedynie bólem dużego palca ustopy.
Nie mogłam się spóźnić. I nie mogłam zostawić tak sprawy z Treyem. Tylko jak miałam się rozdwoić? Nie wiedziałam, do kogo się zwrócić o pomoc. Jedynymi osobami, które mogły mi pomóc, byli rodzice mojej przyjaciółki Georgii, ale oboje teraz pracowali i nie mogłam ich wyrywać od codziennych obowiązków. Nie mogłam również spóźnić się do kawiarni, bo szef rygorystycznie podchodził do tej kwestii, szczególnie w godzinach popołudniowych, gdy był największyruch.
Czując, że łzy złości i upokorzenia palą moje oczy, zacisnęłam zęby i ruszyłam do metra, po raz ostatni zerkając na oddalającego się Treya. Bałam się, że kiedyś stanie mu się krzywda, bo ja nie będę miała czasu zająć się problemem. Równie mocno bałam się jednak tego, że oboje wylądujemy na bruku, jeśli stracę pracę. Obiecałam sobie, że wieczorem poproszę panią McCartney, by go znalazła i zabrała do siebie do domu, dopóki niewrócę.
***
W Nowym Jorku było mnóstwo kawiarni, więc jeśli chciało się zarobić, lepiej było zatrudniać się w tych większych, sieciowych zamiast w rodzinnych. W liceum pracowałam właśnie w takiej rodzinnej kawiarni i atmosfera była cudowna, jednak kiedy poszłam na studia i się wyprowadziłam, potrzebowałam czegoś bardziej pewnego, a tam nie wiedziałam, czy następnego dnia interes nie upadnie. Praca w Whitney’s coffee była o wiele cięższa, ale lepiej płatna i pewniejsza, więc zrezygnowałam z komfortu psychicznego na rzecz kasy, która była mi potrzebna, szczególnie teraz. Nie było tak źle, większy rygor i bardziej wymagający szef, ale lepsze napiwki dzięki większej liczbie klientów. Pracy też było więcej, ale to akurat nie było mi straszne. Ostatnimi czasy odpoczynek był dla mnie takim luksusem, że nie zauważałam już nawetzmęczenia.
– Ale młyn – rzuciła do mnie Georgia, wchodząc na zaplecze, gdy akurat kończyłam parzyć kawę dla stolika numertrzy.
– Więc lepiej się streszczaj, bo Mandy nie rozumie, że czasem można wyjść z pracy minutę później – rzuciłam, patrząc wilkiem na współpracownicę, która właśnie kończyła zmianę i miała gdzieś, że zostałam sama do czasu, aż Gee do mniedołączy.
Wielkim plusem było to, że pracowałam z najlepszą przyjaciółką. Co prawda Georgia bywała tu rzadziej niż ja, ale i tak często nasze zmiany się pokrywały. Było to miłe szczególnie wieczorem, gdy zostawałyśmy aż do zamknięcia. Przez mój styl życia nie miałam zbyt wiele czasu dla przyjaciółki, więc jedynymi chwilami, które mogłyśmy spędzać razem, były wykłady i praca. Znałam Georgię od liceum, szybko połączyły nas wspólne zainteresowania i cele w życiu, więc ucieszyłam się, gdy okazało się, że idzie na ten sam uniwersytet. Gee chciała być dziennikarką, nie redaktorką, ale i tak miałyśmy sporo wykładów i zajęć razem, co było błogosławieństwem, bo inaczej nie widywałybyśmy się zbyt często. Ona i jej rodzina bardzo mi pomogli po śmierci rodziców i nadal byli dla mnie wsparciem. No właśnie, powinnam poprosić panią McCartney, żeby ściągnęła Treya do domu zanim znów wpakuje się w jakiejś kłopoty. Przez ostatnie trzy godziny byłam zbyt zajęta, by myśleć o problemach, i nie tęskniłam za zamartwianiem się. Czasem byłam bardziej zmęczona swoją głową niż pracą inauką.
– Już jestem – powiedziała Georgia, zawiązującfartuch.
– To idź przyjmij zamówienia z dziewiątki i dziesiątki, czekają już długo – odparłam i pognałam zanieść kawę i ciasto do stolika numertrzy.
Przez następną godzinę nie miałyśmy czasu zamienić już ani słowa, chyba że liczyć szybkie polecenia typu „stolik numer dwa”. Dopiero po dziewiętnastej kawiarnia odrobinę opustoszała, gdyż ludzie zaczęli zbierać się do domu na kolację albo do restauracji. Zostało już tylko kilku moli książkowych i zapalonych pracowników przy laptopach. Nasza kawiarnia oferowała darmowe Wi-Fi, a to było lepsze niż dać ludziom kawęgratis.
– O rany – westchnęła Georgia, odkładając ścierkę podkontuar.
Moja przyjaciółka była w połowie Meksykanką, miała sięgające ramion czarne włosy, duże brązowe oczy i pełne usta. Była dość niska i miała kształty, ale zdecydowanie nie można było jej nazwać pulchną. Miała typową meksykańską urodę, chociaż jej tata był Amerykaninem. Ludzie często brali nas za siostry, bo ja również miałam ciemne włosy i brązowe oczy, ale brakowało mi pięknej opalenizny Georgii i jejkształtów.
– Jakim cudem jeszcze trzymasz się na nogach? Byłaś tu dłużej niż ja – dodała.
– Jestem chodzącą kofeiną – wyjaśniłam.
Piłam mnóstwo kawy. Wiedziałam, że to niezdrowe, ale jak inaczej miałabym nie zasnąć na uczelni czy wpracy?
– Ugh… no tak, twojasmoła.
Gee tolerowała wyłącznie latte oraz cappuccino, które zasadniczo nawet nie byłokawą.
– O właśnie. Chyba skorzystam z chwili i wypiję kolejną. Jutro mam test, a siedzę tu do zamknięcia – westchnęłam, podchodząc z filiżanką doekspresu.
– Powinnaś trochę odpocząć, zrelaksować się – zauważyła Georgia. – Kiedy ostatni raz sięwyspałaś?
– W niedzielę – odparłam.
– Hm, spanie porządnie raz w tygodniu nie jest najlepszymwyjściem.
– Myślisz, że nie wiem? – jęknęłam. – Boże, miałam zadzwonić do twojejmatki.
– Coś sięstało?
– Ktoś musi zamknąć Treya w klatce, dopóki nie wrócę – wyjaśniłam, po czym wzięłam łykkawy.
Bez cukru i śmietanki. Smakowała ohydnie, ale najlepiej na mniedziałała.
– Znów coś zmalował? – Georgia nie kryła złości na mojegobrata.
Tak to już jest z przyjaciółkami. Nawet jeśli ty zaakceptujesz to, że ktoś nie szanuje tego, co robisz, ona nigdy do tego nieprzywyknie.
– Pobił chłopaka w szkole, a ja trafiłam na pogadankę od dyrektora. Nie chodzi na terapię, a ja nie zauważyłam maila z informacją. Brooks ostrzegł mnie, że to się źle skończy. Jeszcze trochę, a ściągnie nam na głowę opiekęspołeczną.
– Cholera – zaklęłaGee.
– Chciałam z nim dzisiaj pogadać, ale miałam do wyboru użerać się z nim albo spóźnić do roboty – westchnęłam. – Nie mam pojęcia, gdzie on teraz jest. Nie mam nad nim żadnej kontroli i to się nie zmieni, dopóki będę spędzać szesnaście godzin pozadomem.
– Zadzwonię do mamy, poproszę, żeby go znalazła i przywiązała do kaloryfera w naszej łazience – powiedziała Georgia. – Gówniarz musi się trochęnauczyć.
Zaśmiałam się, widząc, że wcale nie żartuje. Nie wątpiłam, że naprawdę byłaby zdolna przypiąć Treya do kaloryfera tylko po to, bym miała chwilęoddechu.
– Masz matkę prawniczkę i sugerujesz takie rzeczy? – próbowałam wszystko obrócić wżart.
– Jestem pewna, że by mnie poparła – stwierdziła Gee. – Zadzwonię do niej. Wołaj, jak będę potrzebna – rzuciła i zniknęła nazapleczu.
Ja wypiłam kawę kilkoma szybkimi łykami i złapałam szmatkę, by pójść umyć kolejny stolik. Przez ostatnie miesiące nauczyłam się w biegu kąpać, jeść i pić. Nie miałam wyboru. Mogłabym chyba nawet pobić rekord prędkości w nakładaniu tuszu dorzęs.
– Załatwione – powiedziała Georgia, wracając. – Mama go znajdzie i da ci znać. Posiedzi z nim u was, dopóki niewrócisz.
– Dziękuję.
Odetchnęłam z ulgą, chociaż wiedziałam, że to rozwiązanie na jeden dzień. Jutro znów będę pracować do późna, a on zostanie puszczony w samopas. Gdyby było mnie stać na niańkę, tobym jąwynajęła.
– Ale mówiłam serio, musisz trochę wyluzować, bo nie wytrzymasz. Chodźmy gdzieś w sobotę, zrelaksujeszsię.
– Pracuję na podwójną zmianę – przypomniałamjej.
– To wezmę za ciebie tę drugą zmianę, a ty idź gdzieś, wyrwij jakiegoś faceta. Może seks ci pomoże. – Georgia poruszyła znaczącobrwiami.
– Nie mam czasu na randki – mruknęłam. – Gdyby było inaczej, może wciąż byłabym zBrianem.
Mój chłopak zerwał ze mną parę tygodni po śmierci rodziców. Nie, nie był dupkiem, a w każdym razie nie do końca. Miał po prostu dosyć tego, że czasem przez cały tydzień nawet nie rozmawialiśmy przez telefon. Nie dziwiłam się, że mu to niepasowało.
– A kto mówi o randce? Pamiętasz, jak w twoje dwudzieste pierwsze urodziny poszłyśmy do klubu i przespałaś się z tamtym gościem? Byłaś zachwycona. Może po prostu trzeba ci przygody na jedną noc, chwilizapomnienia.
Przygoda, zapomnienie.
Chyba już dawno straciłam nadzieję, że tego doświadczę. Gee miała rację, tamten facet był niezły i nie żałowałam, że wtedy z nim wyszłam. Chociaż była to moja pierwsza i jedyna przygoda na jedną noc. Wiedziałam, że nie potrafiłabym tak cały czas, ale było to naprawdę… relaksujące. Teraz jednak nie mogłam pozwolić sobie na luksusrelaksu.
– Iść gdzieś bez ciebie to żadna zabawa, a nie mogę odmówić tej zmiany w sobotę. Jak dobrze pójdzie, zacznę niedługo staż. Muszę pójść na zakupy i trochę odświeżyć garderobę, bo w wydawnictwie raczej nie przejdą stare dżinsy i koszulkabrata.
Kiedyś nawet lubiłam chodzić na zakupy, obecnie jednak stały się one dla mnie czymś podobnym do zakupów spożywczych – szłam, jeśli naprawdęmusiałam.
– Dostałaś jakąśodpowiedź?
Georgia na szczęście na chwilę porzuciła temat mojejrozrywki.
– Tak od E&E. Ericson’sEnterprise.
– Słyszałam o nich. Małe, rodzinne wydawnictwo. Ponoć dobrze traktująstażystów.
– Płacą im – zauważyłam. – Są jednymi z niewielu, którzy to robią, więc się do nichzgłosiłam.
– Nawet nie składałaś nigdzie indziej, prawda?
– Do Timesa? Nie. Miałabym szansę, ale jakie to ma znaczenie? Staż tam jest prestiżowy sam w sobie, więc nie zapłacą za niego, a ja nie dam rady pracować tu na cały etat i jeszcze trzy razy w tygodniu odbywać staż. Ericsonowie proponują elastyczne godziny pracy i zapłatę, a poziom też jest całkiem przyzwoity, więc nie będęwybrzydzać.
Jasne, że wolałabym odbyć ten staż w „New York Timesie”. Wszyscy chcieli tam pracować. Większość ludzi z mojego roku aplikowała do samych sław, ale ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Z jednej strony żałowałam, bo przecież staż u takiego pracodawcy dobrze wyglądał później w CV, ale z drugiej strony może w takim mniejszym uda mi się nauczyć czegoś więcej niż noszeniakawy.
– Kiedy maszrozmowę?
– W przyszłym tygodniu – odparłam.
– Będę trzymać kciuki – rzekła Gee. – Ale nie zmieniam zdania. Potrzebujeszrelaksu.
– Nie mam na to czasu – powiedziałam.
– Okay, to zrobimy tak. Zamienię się z Mandy, żeby pracować wieczorem, i odeślę cię do domu z jakimś seksownym klientem. Nikt nie chce pracować w sobotni wieczór, więc będziechętna.
– A każdy klient chce się przespać z kelnerką po czternastu godzinach pracy – mruknęłam.
– Nie bądź sceptyczna. Coś wymyślimy – stwierdziłaGeorgia.
– Na razie możesz wymyślić, jak powiedzieć klientowi przy dwójce, że zapłaci za filiżankę, którą właśnie zbił – rzekłam, wskazując na mężczyznę, który próbował ukradkowo pozbierać kawałki szkła zpodłogi.
– Ty masz więcej taktu. – Gee wyszczerzyłazęby.
– Jasne – prychnęłam.
Ruszyłam do stolika, aby zwrócić mężczyźnieuwagę.
Ludzie, którzy siedzieli tu o tej porze, byli stałymi klientami, więc nie chciałam zniechęcać faceta do naszej kawiarni. Zasady jednak były takie, że jeśli klient nie zapłaci za szkodę, zrobi to pracownik, a nikomu się to nieuśmiechało.
***
Po skończonej zmianie Gerogia odwiozła mnie do domu. Swój samochód sprzedałam kilka miesięcy temu. Paliwo było za drogie, a pracę i szkołę miałam na Manhattanie, więc jedynym problemem było dostać się wieczorem do Queens. Zawsze zostawało metro, ale ilekroć nim wracałam, bałam się, że pewnego dnia ktoś mnie w końcu napadnie. Nowojorskie metra nie były bezpieczne, szczególnie wieczorami, dlatego cieszyłam, się gdy Gee kończyła pracę razem zemną.
– Dzięki, kochana – powiedziałam, gdy zatrzymałyśmy się pod moimblokiem.
– Nie ma za co. Poczekam na mamę – rzekła. – Trzymaj się, Del.
– Narazie.
Wysiadłam z auta i wspięłam się poschodach.
Gdy otworzyłam drzwi, uderzył mnie zapach pysznej meksykańskiejzapiekanki.
O Boże, jestem w niebie – westchnęłam wduchu.
– Pomyślałam, że będziesz głodna – odezwała się pani McCartney, wchodząc do maleńkiegoprzedpokoju.
– Jak wilk. Dziękuję… za kolację i za Treya – powiedziałam.
– Kochanie, nie ma za co. Mówiłam, że możesz dzwonić, gdy tylko będziesz potrzebować – zapewniłakobieta.
Była już gotowa do wyjścia, więc nie chciałam jejzatrzymywać.
– Wiem – odparłam, chociaż zawsze starałam się nie zawracać jej głowy, gdy naprawdę niemusiałam.
– Trey zamknął się w pokoju, nie chce ze mną rozmawiać. Nie wiem, może tobie się uda – szepnęła pani McCartney. – Odpocznij, skarbie, jesteś zmęczona. – Uściskała mnie, po czym skierowała się dowyjścia.
– Odpocznę – obiecałam, chociaż wiedziałam, że przede mną jeszcze mnóstworoboty.
Kobieta chyba też to wiedziała, bo uśmiechnęła się pocieszająco i rzuciwszy „dobranoc”, zostawiła mniesamą.
Nasze mieszkanie składało się z małej kuchni, pokoju, saloniku i łazienki. Było niewielkie, ale czyste i jasno urządzone, dzięki czemu nie miało się uczucia klaustrofobii. Trey siedział w małym pokoju. Ja spałam na kanapie, ale nawet mi to nie przeszkadzało, była wygodniejsza niż łóżko mojego brata. Kiedy zajrzałam do środka, Trey spał ze słuchawkami w uszach albo udawał, że śpi. Nie miałam siły go budzić. Wiedząc, że popełniam kolejny błąd, zamknęłam drzwi i ruszyłam do kuchni, aby zjeść kolację zostawioną przez panią McCartney. Ta zapiekanka i odpowiedź od E&E były jedynymi dobrymi chwilami tego dnia. Miałam zamiar się nimicieszyć.
Rozdział 2
River
– Nie masz nic lepszego do roboty niż odbieranie brata z więzienia? – zapytałem, widząc Cami na parkingu opierającą się o swojegomercedesa.
Wiedziałem, że nie wybiera się dzisiaj do pracy, bo zamiast eleganckiej spódnicy i białej bluzki miała na sobie dżinsy i koszulkę, a także skórzaną kurtkę. Dostała ją ode mnie na urodziny, bo stwierdziłem, że musi mieć jakieś ubrania poza swoimi sztywnymi kompletami. Blond loki opadały jej na ramiona, były krótsze niż wtedy, gdy widzieliśmy się po raz ostatni. Zielone oczy wpatrywały się we mnie z troską, chociaż starała się to ukryć niewzruszonąpozą.
– Coś? Na pewno. Lepszego? Wątpię – odparła moja siostra swoim zwyczajowym przemądrzałym głosem. – Poradzą sobie beze mnie jeden dzień, a rachunkowość nie ucieknie. Niestety.
Nie chciałem, by widziała mnie w takim stanie. Dlatego też nie pozwoliłem na żadne odwiedziny nikomu poza Jamesem, moim przyjacielem i prawnikiem. Camille może i zgrywała twardą, ale była wrażliwa. Wiedziałem, że będzie się mną przejmować jeszcze bardziej, gdy zobaczy, że sobie nie radzę, a i tak miała dość na głowie. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że cieszyłem się na jej widok. Moja mała Cami. Jedyna osoba, na której mogłem w tym momenciepolegać.
– Od kiedy nie lubisz rachunków? – zdziwiłemsię.
– Odkąd musiałam robić tysiąc rzeczy na raz, ale nie martw się. Teraz mogę wrócić do swojej ukochanej matematyki, a ty będziesz użerał się ze wszystkim innym – powiedziała z uśmiechem Camille i podeszła, by mnieuściskać.
Pozwoliłem się objąć, a czując znajomy zapach jej perfum, odetchnąłem z ulgą. Moja siostrzyczka, jedyna niezawodna osoba w całym moimżyciu.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo za niątęskniłem.
– Nie chcę teraz o tym rozmawiać – powiedziałem, gdy wypuściła mnie zobjęć.
– Jasne, najpierw musimy doprowadzić cię do ładu – pociągnęła mnie za włosy, które były już zdecydowanie za długie. – Później zajmiemy się interesami… i wszystkiminnym.
Camille i ja prowadziliśmy wydawnictwo, które przejęliśmy po ojcu. Ta firma była dla taty wszystkim. Gdy zmarł w testamencie jasno było zapisane, że chce, aby jego dzieci prowadziły przedsiębiorstwo, a nie ktośinny.
Początkowo było trudno, ja dopiero co skończyłem studia, a Cami była na ostatnim roku, ale wtedy było nas troje. Shane był najstarszy, więc zajmował się tym, z czym ja nie dawałem sobie rady. Współpracowaliśmy jak drużyna, później dołączyła do nas Camille i stworzyliśmy niepowtarzalnyzespół.
Wszystko zmieniło się jednak w momencie, gdy wydawnictwo miało kryzys i trzeba było włożyć w nie trochę kasy z rodzinnego majątku, który odziedziczyliśmy. Shane’owi się to nie spodobało, nie chciał się dzielić. Postawiliśmy mu z Cami warunek: albo to zrobi, albo wylatuje. Wybrał drugą opcję. Uważał to za wielką obrazę, chociaż to onzawinił.
Od tamtej pory byliśmy z Camille sami i szło nam świetnie. Ona zajmowała się marketingiem, ja redakcją, gdyż oprócz marketingu skończyłem anglistykę. Kiedy rok temu zostałem aresztowany i skazany na rok więzienia, wszystko spadło na Cami. Nie chciałem myśleć o tym, czy wrócę do pracy i jak to wpłynie na wydawnictwo. Prasa nie nagłośniła sprawy, więc dzięki naszemu działowi PR1 nie zostałem oczerniony na wielką skalę. Gdzieś zamieszczono wzmiankę o mojej rozprawie, ale szybko zostało to zatuszowane. Nie obchodziło mnie, co pomyślą o mnie ludzie, ale nie chciałem, by uderzyło to w firmę. W Internecie wciąż krążyło moje zdjęcie i opis sprawy, lecz dzięki działaniom prawników udało się to wyciszyć. Jedyne donosy, jakie nadal się pojawiały, pochodziły od Corinne. O niej tym bardziej nie chciałemmyśleć.
– Nie wiem nawet, dokąd mam jechać – westchnąłem, podchodząc do drzwi od strony pasażera. – Miałem zamiar zatrzymać się whotelu.
– Chyba żartujesz – prychnęła Cami. – Pojedziesz do mnie. Przemęczymy się razem, dopóki nie kupisz czegoś własnego. Mam dwa pokoje, może się niepowybijamy.
Były tylko dwie osoby, które chciałem w tym momencie wybić, i Camille do nich nienależała.
– Nie chcę cię w to mieszać – powiedziałem. – To nie twojebrudy.
– Twoje też nie – zauważyła. – Odsiedziałeś wyrok, sprawa wygasła. Media mają cię gdzieś. Nie jesteśmy na tyle wielkim przedsiębiorstwem, żebyś byłsławny.
– Szkoda, że tylko media mogą o tym zapomnieć – rzekłem.
Cami skupiła się na odpaleniu samochodu. Miałem świadomość, że nie chciała patrzeć mi w oczy, bo wiedziała, że mam rację. Sądy nie zapomniały. A to oznaczało, że choćbym nie wiem, co zrobił, i tak nie mogę zobaczyć osoby, za którą tęskniłemnajbardziej.
– Widziałaś ją? – spytałem cicho, gdy wyjechaliśmy naautostradę.
– Raz – odparła Camille z rezygnacją w głosie. – Zanim nałożyli na mnie zakaz zbliżaniasię.
– Przecież ty nic niezrobiłaś!
– A ty zrobiłeś? River, chyba nie muszę ci tłumaczyć, że ta szmata ma gdzieś, co jest prawdą. Nie dopuszcza nikogo z rodziny. Nawet na matkę nałożyła zakaz zbliżania się i nie słuchała żadnychargumentów.
Zacisnąłem dłonie w pięści i powstrzymałem się, by nie uderzyć nimi w deskę rozdzielczą. Zwykle, gdy ludzie odsiadują wyrok, mają żałować tego, co zrobili. Ja żałowałem, że nie zrobiłem tego, o co mnie posądzono, przynajmniej w części. Nie biłem kobiet, wbrew temu, co orzekł sąd, ale w tym momencie najchętniej zabiłbym byłążonę.
– Co mówiJames?
– Od miesięcy pisze odwołania, ale nie wiem, czy to coś da. Nikt o zdrowych zmysłach nie podważy słów matki przestraszonego dziecka, nawet jeśli są one kompletną bzdurą – powiedziałaCami.
Kochałem w mojej siostrze to, że nigdy nie słodziła i nie owijała w bawełnę. Mówiła jasno to, co miała na myśli, chociaż nie zawsze chciało się usłyszećodpowiedź.
– Wiesz chociaż, kto to wtedyzrobił?
Nie chodziło o zemstę. Jedyną winną była Corinne i to na niej skupiała się moja złość, ale nie mogłem przestać myśleć, że ktoś uderzył Mayę. Moją maleńką Mayę. Tylko po to, by sfabrykowaćdowody.
– Nie pytaj o to, River – powiedziała Cami błagalnymgłosem.
– Kto? – powtórzyłem.
– Shane – odparła tak cicho, że ledwie ją słyszałem, mimo iż siedzieliśmy cale odsiebie.
Tym razem deska rozdzielcza musiała ucierpieć. Uderzyłem w nią tak mocno, że otworzył się schowek i wyleciały z niego różneszpargały.
– Zabiję go – syknąłem.
– River, jeśli chcesz kiedykolwiek odzyskać Mayę, musisz się uspokoić – rzekła Camille. – Nienawidzę go za to, co zrobił. Nie wiem, za co tak cholernie się mści, skoro sam dokonał wyboru, jeśli chodzi o pracę z nami, ale twierdzi, że pozbawiliśmy gospadku.
– Dwójka pierdolonychmaterialistów.
Shane mścił się, bo wywaliliśmy go z rodzinnego interesu, dla którego nie chciał się poświęcić. Corinne przez dziewięć lat swojego życia robiła wszystko dla pieniędzy. Spotykała się ze mną, zaszła ze mną w ciążę, urodziła moje dziecko. Gdybym mógł cofnąć czas, dałbym jej te cholerne pieniądze. Pozwoliłbym, aby zabrała dom, moje oszczędności, wszystko. Byleby tylko oddała mi Mayę. Podczas rozwodu straciłem mieszkanie, które kupiłem dla naszej rodziny, i wiele z majątku, ale to nic dla mnie nie znaczyło. Najgorsze było to, że zabroniono mi opieki nad córką, bo nie byłbym dobrym ojcem. Kochałem ją nad życie, wychowywałem ją, gdy Corinne wynajmowała niańki, aby uciec od obowiązków matki. Ale nie byłbym dobrym ojcem, bo tak twierdziła cholernaCorinne.
– Nie rozmawiajmy o tym teraz – poprosiła Cami. – Pojedziemy do mnie. Wykąpiesz się, ogolisz, zjesz coś. Wtedy porozmawiamy. Musiszodpocząć.
Nie chciałem jej mówić, że nie potrafię odpoczywać. W więzieniu nauczyłem się spać z jednym okiem otwartym. Chociaż trafiłem do ośrodka o łagodnym rygorze, musiałem pilnować swojej dupy. W takich miejscach albo dzielisz z kimś niedolę, albo stajesz się jego najgorszym wrogiem. Z jednym współwięźniem miałem raczej relację pierwszego typu, ale z drugim zdecydowanie odwrotną. Nie zdziwiłbym się, gdyby cholerny krętacz próbował mi nabruździć, tak jak wielu innym. Moja siostra nie musiała znać tych szczegółów. Nie musiała wiedzieć, że co noc śniłem o mojej córeczce, która płacze. Nie potrafiłem zapomnieć zdjęć z obdukcji. Corinne rozegrała wszystko jak profesjonalistka. Wykorzystała szarpaninę między nami, by dać policji dowody na mnie. Kto by uwierzył kolesiowi, który wrócił do domu z zadrapaniami na ciele, rozwaloną pięścią i pijany w trupa? Mój stan idealnie pasował do jej zeznań, a siniaki, które zafundowała sobie i Mai, dopełniły całego obrazu. Ludzie mieli mnie za potwora, a ją za ofiarę, podczas gdy sprawa wyglądała całkowicieinaczej.
– Miałem właśnie roczny urlop – prychnąłem.
Camille westchnęła, widząc mój upór. Znała mnie aż zadobrze.
– Jak chcesz, ale tak czy siak musisz najpierw doprowadzić się do porządku. Potem zajmiemy się innymi sprawami – stwierdziła.
A spraw mieliśmy co nie miara. Wydawnictwo, moja praca w nim, sprawa opieki nad Mayą, fakt, że nie miałem dachu nad głową, przebywająca w sanatorium matka, która miała zbyt wiele stresów, jak na osobę po dwóch zawałach. Przez rok byłem nieobecny w życiu moich bliskich i chociaż za nimi tęskniłem, nie wiedziałem, jak w nie z powrotem wejść. Jak odnaleźć się w rzeczywistości, w której nie mogę zbliżyć się do własnegodziecka?
***
Po przyjeździe do mieszkania Cami zacząłem od wykąpania się w normalnej łazience i porządnego ogolenia się. Broda dodawała mi lat. Po trzydaniowym obiedzie zamówionym przez Camille w pobliskiej restauracji pozwoliłem siostrze się ostrzyc, dzięki czemu patrząc w lustro, widziałem chociaż powłokę dawnego siebie. Znajome czarne włosy opadające na czoło, szare oczy, mocno zarysowana szczęka, szerokie ramiona, przyzwoite, choć nie napakowane mięśnie ramion. Do mojego zwyczajowego wyglądu brakowało tylko garnituru, ale nie byłem pewien, czy jeszcze go włożę. Na razie miałem na sobie spodnie od dresu i koszulkę. Camille udało się ocalić moje rzeczy z mieszkania, które przejęła Corinne, chociaż akurat to było dla mnie bezznaczenia.
Nie chciałem myśleć o tym, co straciłem i jak mam radzić sobie dalej, więc poprosiłem siostrę, by opowiedziała o sprawach firmy. Praca, którą włożyłem w wydawnictwo, była jedyną rzeczą, która mi w tym momencie pozostała, nawet jeśli miałem tam niewrócić.
– Sprawy idą do przodu, mamy duże dochody, przyjęłam kilku nowych autorów, okazali się naprawdę opłacalni. Lucas często udzielał mi porad, które książki wydać, wiesz, że nigdy nie byłam w tym dobra. Wszystkie okazały się sukcesem. Konkurencja rośnie, ale idzie nam coraz lepiej. Jesteśmy coraz bardziej rozpoznawalni. Wprowadziłam w życie projekt, nad którym pracowałeś. W przyszłym tygodniu przyjmiemy stażystów i opłacimy ich. Miałeś rację, ludzie są o wiele bardziej chętni do uczenia się u nas, gdy się im za to zapłaci, czyni to nas atrakcyjnymi. Dobrze, że wróciłeś. Lucas jest najlepszym redaktorem, jakiego mamy, ale nie wyuczy stażystów tak dobrze jak ty, a potrzebna nam renoma. W końcu chcemy dobrychopinii.
Kiedy Cami się rozkręciła, mogła mówić bez końca. Cieszyłem się jednak, że jest szczegółowa, bo sukces wydawnictwa był delikatnym uśmiechem od losu. Niemniej nie mogłem zignorować tego, że siostra zachowywała się, jakbym od poniedziałku miał wrócić dobiura.
– Nie brałaś pod uwagę tego, by znaleźć innego partnera? – spytałem.
Camille zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem. Była ode mnie młodsza zaledwie o rok, więc w dzieciństwie często miałem do czynienia z tym wyrazem twarzy, gdy wkładałem łapy w jejrzeczy.
– Wracasz, River, to nie podlega dyskusji – powiedziała.
– Media będą miały używanie, jak się dowiedzą – zauważyłem.
– Lucy i prawnicy założyli mediom kaganiec. Po pierwszym artykule zabronili publikacji twoich zdjęć i oczerniania nazwiska. Odkąd cię aresztowano, była tylko wzmianka o wyroku, nic więcej. To nie „New York Times”, nie interesujemy ludzi aż tak bardzo – odparła siostra. – Pocieszyli się sensacją ityle.
– Ale ludzie o wszystkimwiedzą.
– Nikt się nas nie czepia – powtórzyła Camille. – River, musisz wrócić. To była ostatnia wola taty. Pragnął, żeby firma pozostała w rękach jego dzieci. Zdradziecka szuja już odeszła, zostaliśmy we dwoje. Nie chcę prowadzić wydawnictwa z nikiminnym.
– A ja nie chcę ci zaszkodzić – upierałemsię.
– Nie musimy teraz o tym decydować – powiedziała, ujmując moją dłoń czułymgestem.
Nie patrzyłem na nią, ale wiedziałem, że ona przygląda mi sięuważnie.
– Zdaję sobie sprawę, że ostatnie miesiące były dla ciebie koszmarem – kontynuowała. – Przyzwyczaj się do życia na wolności, pogadaj z Jamesem, bo wiem, że to dla ciebie priorytet. O twoim powrocie porozmawiamy za jakiś czas, ale możesz być pewien, że porozmawiamy. Nie dam ci odejść, River.
Wierzyłem jej na słowo. Naszą rodzinę cechował niezwykły upór. Cami nie odpuści, dopóki nie zacznę żyć normalnie, przynajmniej w jakimś stopniu. Jakaś część mnie tego chciała. Wrócić do pracy, rzucić się w wir obowiązków, zapomnieć o tym, co mnie spotkało. Jednak inna część mnie sobie tego nie wyobrażała, skoro po powrocie z pracy znajdę się w mieszkaniu siostry lub pustej kawalerce. Nie wiedziałem, co będzie lepsze – walka o odzyskanie dawnego życia czy zbudowanie nowego? Gdyby nie Maya, może mógłbym spróbować drugiej opcji. Niemniej ona była powodem, dla którego nie mogłem zostawić przeszłości zasobą.
– A ja nie pozwolę, żebyś przeze mnie cierpiała – odparłem.
– Jestem dużą dziewczynką, potrafię o siebie zadbać – przypomniała mi siostra, nie po razpierwszy.
Dla mnie jednak zawsze będzie młodszą siostrzyczką, którą będę się opiekował. Przez ostatnie miesiące to ona pomagała mnie, chociaż niejedna osoba odwróciłaby się w takim momencie. Nie mogłem jej za to dziękować dalszymiproblemami.
– A ty jeśli nie chcesz uwierzyć, że pomogę tobie, pomyśl o Mai. Będę o nią walczyć razem z tobą. Odzyskamy ją, River. Choćbym miała ją adoptować, mała wróci dodomu.
Razem z Jamesem, który odwiedzał mnie w więzieniu, rozważaliśmy różne możliwości. Nie mieliśmy pojęcia, jak sprawić, by sąd chociażby wziął pod uwagę wniosek o przydzielenie opieki, nie mówiąc już o wygraniu sprawy. James myślał też, aby to Camille ubiegała się o opiekę. Zadowoli mnie wszystko, co będzie oznaczało, że moja córka dostanie dom, na jaki zasługuje, nawet jeśli beze mnie. Cierpiałbym, nie mogąc się do niej zbliżyć, ale wolałbym znosić to, wiedząc, że jest pod opieką Cami, a nie mojej byłej żony, która sama przyznała, że nie chce córki. Pozwoliła ją skrzywdzić. Kazała ją skrzywdzić. Żeby tylko osiągnąć swój pieprzonycel.
– Jutro spotkam się z Jamesem, zobaczymy, co ma do powiedzenia – westchnąłem.
– Chcesz, żebym poszła ztobą?
– Nie, powinnaś zająć się sprawami wydawnictwa. Poradzęsobie.
Jakoś – dodałem wmyślach.
– Jakchcesz.
Wolała się chyba ze mną nie kłócić, przynajmniej na razie. Postanowiłem zmienićtemat.
– Co z mamą? – spytałem.
– Jest w sanatorium, musiała odpocząć. Ostatni rok był ciężki również dla niej. Załamała się, gdy Corinne zabroniła jej widywać się zMayą.
Zakląłem w myślach. Chciała dokopać mi, ale dlaczego, do jasnej cholery, musiała krzywdzić wszystkich, na których mizależało?
– Pojadę do niej w weekend – powiedziałem. – Może uda mi się ją jakoś uspokoić. Nie może byćzestresowana.
– Na pewno się ucieszy, gdy cię zobaczy – stwierdziła Camille, opierając się o mojąpierś.
Wyczuła chyba, że nie chcę dłużej rozmawiać, bo zostawiła temat, czekając, aż zadam jeszcze jakieś pytania. Sam nie wiedziałem, czy mam dzisiaj siłę mierzyć się z kolejnymisprawami.
– Idę spać. Wstałam dzisiaj wcześnie, musiałam pozałatwiać parę rzeczy – powiedziała w końcu Cami, podnosząc się z kanapy, na której siedzieliśmy. Pocałowała mnie w czoło. – Kocham cię, River. Cieszę się, żewróciłeś.
– Też cię kocham, siostrzyczko – odparłem.
Camille udała się do swojej sypialni, a ja z westchnieniem ruszyłem do tej gościnnej, którą miałem zajmować. Wiedziałem, że muszę znaleźć sobie mieszkanie, wynająć albo kupić, ale jakoś nie miałem do tego głowy. Kiedy myślałem o kupnie domu, natychmiast zaczynałem zastanawiać się nad tym, jakie miejsce spodobałoby się Mai. Chciałbym, aby moja córeczka wybrała mieszkanie ze mną, pokazała, który pokój będzie jej się podobać, jak by go urządziła… Chciałbym kupić mieszkanie dla niej, nie dla siebie, jednak myśl, że miałbym urządzić jej pokoik, w którym mogłaby nigdy nie spać, była zbyt bolesna. Tęskniłem za nią jak wariat, a świadomość, że jest tak blisko, nieszczęśliwa, była jeszcze gorsza niż tęsknota. To ze mną zawsze się bawiła. To ja zawsze jej słuchałem. Corinne ograniczała się do podstawowych obowiązków matki, takich jak ubranie dziecka i zadbanie o jego zdrowie, ale nic więcej. Nawet na plac zabaw zabierałem ją ja albo niańka, która pracowała dla nas praktycznie, odkąd wróciliśmy ze szpitala. Byłem głupi, nie widząc, jak okropną osobą jest Corinne. Powinienem był się domyślić, ale byłem zaślepiony uczuciem do niej. Widziałem to, co chciałem widzieć. Nie mogłem sobie tego darować, bo przez moją głupotę cierpiałem nie tylkoja.
Położyłem się na łóżku, wiedząc, że i tak nie zasnę. Nie spałem spokojnie od roku i nie sądziłem, by to się zmieniło w najbliższym czasie. Nie, dopóki nie odzyskamMai.
***
– Dzień dobry, przyszedłem do Jamesa Rossa – powiedziałem do sekretarki siedzącej przed biurem mojego przyjaciela. – Jestem umówiony na spotkanie. Nazywam się RiverEricson.
Kobieta przerzuciła jakieś papiery i chyba znalazła to, o co jej chodziło, bo wklepała coś wkomputer.
– Pan Ross czeka na pana, proszę. – Wskazała na drzwi. – Napije się pan czegoś? Kawy, herbaty?
– Nie, dziękuję.
Mój przyjaciel pracował w jednej z najbardziej renomowanych kancelarii w Nowym Jorku, więc nauczyłem się już, że wszyscy latają wokół klientów jak kot z pęcherzem. Nie miałem jednak nastroju na picie kawki i herbatki. Przyszedłem w konkretnym celu. A przynajmniej poczęści.
– River Ericson w końcu w koszuli, a nie w głupim stroju – powitał mnie James, gdy tylko przekroczyłem próggabinetu.
Mój przyjaciel był wysokim brunetem o zielonych oczach, ubranym w elegancki, idealnie dopasowanygarnitur.
Na jego twarzy gościł uśmiech, chociaż wiedziałem, że gdy zaczyna się walka w sądzie, przeradza się w prawdziwegodrapieżnika.
– Wyglądałem w tym głupim stroju lepiej niż ty na co dzień – prychnąłem.
James zaśmiał się i uściskał mniemocno.
– Dobrze cię widzieć – powiedział.
– Ciebie również, stary – odparłem.
– Siadaj, rozgość się. – Wskazał na sofę stojącą w rogu przestronnego gabinetu. – Domyślam się, z czymprzychodzisz.
– Chyba nietrudno siędomyślić.
– To fakt – przyznał James. – Przygotowałem się na tę wizytę, a właściwie, starałem się, ale nie mam dobrych wieści, River. Przykromi.
Najchętniej bym się napił, ale powinienem być teraz przykładnym obywatelem, a może i jeszczewięcej.
– Dobij mnie – mruknąłem.
James specjalizował się w prawie cywilnym. Co prawda pomógł mi również, gdy zostałem oskarżony o znęcanie się nad żoną, ale wiedziałem, że na co dzień zajmuje się raczej rozwodami i właśnie sprawami opieki. Miał w tym doświadczenie, więc nie miałem mu za złe, że do tej pory nie udało się nic znaleźć. Sytuacja była po prostubeznadziejna.
– Corinne pracuje, nie jest uzależniona, nie była karana, dla ogółu jest dobrą matką, co potwierdza nawet pracująca dla was niania. Jedynymi zarzutami przeciwko niej są twoje słowa – oznajmił James. – A to nie wystarczy. Słowa nigdy nie wystarczają, a już na pewno nie byłegoskazańca.
– Powiedz mi coś, czego nie wiem – odparłem.
– Podczas twojej odsiadki Corinne nie pozwalała nikomu zobaczyć małej. Ani twojej mamie, ani Camille. Gdy naciskały, nałożyła zakaz zbliżania się, tłumacząc, że nie czuje się bezpiecznie – kontynuował James. – Nie pomogło to, że są z tobą spokrewnione. Wszyscy wiedzą, że jesteścieblisko.
– Kurwa – zakląłem. – Czyli wszyscy są straceni, bo mają do czynienia zemną?
James zrobił minę, która jasno świadczyła, że nie chce odpowiadać na to pytanie, co samo w sobie było doskonałąodpowiedzią.
– Są w ogóle jakieś szanse na to, żebym ją odzyskał? – spytałem prosto zmostu.
– Pod pewnymi warunkami, owszem – przyznał James. – Spróbujemy różnych możliwości, ale będę szczery. Największe szanse będą wtedy, gdy Corinne powinie sięnoga.
– Jest pieprzoną aktorką – zauważyłem. – Może byćtrudno.
– Dlatego musisz być cierpliwy. Wiem, jak okropnie to brzmi, ale nie ma wyjścia – rzekł mój przyjaciel. – Rozumiesz?
Niechętnie skinąłemgłową.
– Więc co mam robić? – zapytałem.
– Zacznij od odbudowania życia i unikania kłopotów – wyjaśnił James. – Praca, dom i w ogóle. Unikaj kłopotów. Nie pij, nie przekraczaj prędkości, nie daj się złapać choćby na bójce. I, na litość boską, nie próbuj się zobaczyć z Mayą. Wiem, że za nią tęsknisz, ale jeśli tam pójdziesz, wszystko pogorszysz, rozumiesz? Trzymaj się od niej zdaleka.
Na ten warunek najtrudniej było mi się zgodzić. Miałem nadzieję, że uda mi się obserwować córkę chociaż z pewnej odległości, ale zdawałem sobie sprawę, że James ma rację. Jeśli zrobię coś nie tak i zostanę na tym złapany, będęskończony.
– Czyli mam siedzieć na dupie i czekać – podsumowałem.
– Przynajmniej na razie – dodał Ross. – Kolejna sprawa: trzymaj się z daleka od Shane’a. Ten drań narobi ci kłopotów ze zwykłejzłośliwości.
– Jak rozumiem, zabicie go za to, że pomógł Corinne w tym pieprzonym planie, nie wchodzi w rachubę? – zadrwiłem.
Chyba już tylko to mi pozostało. Sarkazm iironia.
– Nie, sądzę, że nie, ale obiecuję, że postaram się, aby i na niego znalazł się jakiś haczyk – powiedział James. – Potrzeba jednak czasu. Pracuję nad tym od roku i na razie nie mam pojęcia, co robić, ale w końcu coś wymyślę. Masz mojesłowo.
Jamesowi można było wierzyć, nigdy nie rzucał obietnic bezpokrycia.
– A co z Cami? Jest szansa, żeby ona adoptowała małą? – spytałem.
– Jasne, szanse są duże… jeśli Corinne powinie się noga. River, ona jest matką, nikt nie odbierze jej dziecka bez jasnych dowodów, że jest złą opiekunką, rozumiesz? Będę czujny, będę pracował nad dowodami, abyś zyskał prawo do opieki, ale nie zrobię wiele, dopóki ona nie zdejmiemaski.
W oczach przyjaciela pojawił się żal. Wiedział, jak to jest kochać swoje dziecko, sam miał dwóch synów. Zdawał sobie sprawę, że na moim miejscu równie rozpaczliwie próbowałby dopiąćswego.
– A co do tego czasu? Mam czekać, aż moja córka mniezapomni?
Nie byłem beksą, ale pod koniec tej wypowiedzi zadrżał mi głos. Gdy zniknąłem, Maya miała pięć lat. Niedawno skończyła sześć. Pamięć dzieci w tym wieku jest bardzo dziurawa. Za dziesięć lat będę dla niej tylko przebłyskiemwspomnień.
– Postaram się, aby Corinne wycofała zakaz zbliżania się – powiedział James. – Będę walczył, abyś miał chociaż prawo do widzeń z Mayą, nawet jeśli pod okiem Corinne, kuratora i pewniepsychologa.
– Jak pieprzony kryminalista – prychnąłem.
– Dla nich jesteś pieprzonym kryminalistą – zauważył Ross. – To jednak jedyne wyjście w tym momencie. Już zająłem się pisaniem wniosku. Jutro rano będzie w sądzie. Co zrobi sędzia i kiedy się tym zajmie? Nie mogę niczego obiecać, ale będę walczył, River. Ja również chcę, żebyś ją odzyskał. Nie wyobrażam sobie, co musisz czuć. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby ktoś rozdzielił mnie zchłopcami.
– Chciałbyś spalić cały cholerny świat, żeby ich odzyskać – stwierdziłem. – Tak jakja.
– Myślę, że od podpalania też musisz się na razie powstrzymać. – Zaśmiał się, chcąc trochę rozluźnić atmosferę. – Ja zajmę się walką, ty zrób wszystko, by wyglądać na przyzwoitego gościa, który może zająć siędzieckiem.
– Cami chce, żebym wrócił do wydawnictwa – powiedziałem.
– I ma rację. Idzie weekend, daj sobie czas na relaks, zalicz panienkę, byleby nie było z tego skandalu. Wyluzuj, a od poniedziałku wracaj do roboty. Im szybciej, tym lepiej. Jeśli będę mógł powiedzieć, że zajmujesz stanowisko szanowanego dyrektora firmy, będą o wiele większe szanse na to, by cokolwiek ugrać – rzekł James, poklepując mnie poramieniu.
Wiedziałem, że miał rację. Musiałem pracować i wziąć się w garść, zamiast się nad sobą użalać, nawet jeśli nie czułem się na siłach, by to wszystko udźwignąć. Obawiałem się, że nie będę już miał szacunku pracowników, moich podwładnych. Nie miałem pojęcia, czy to nie odbije się na mojej siostrze, chociaż zapewniała, że tak się nie stanie. Jeśli jednak praca ma mi pomóc odzyskać córkę, będę harował jakwół.
– Nie znoszę, gdy macie rację – mruknąłem.
– Wiem, słuchanie nas musi być dla ciebie torturą. – Ross się zaśmiał. – Ale chcemy dla ciebiedobrze.
– No przecież wiem – przyznałemniechętnie.
Wolałem być samowystarczalny. Tak, przejąłem rodzinny interes, ale sam pracowałem na to, by ludzie mnie szanowali. Dom, praca, rodzina – starałem się poświęcać temu wszystko i byłem pewien, że dobrze mi idzie. Nie zorientowałem się jednak, że założyłem rodzinę ze żmiją. Dlatego obecnie musiałem słuchać tego, co radzili mi bliscy, i zdać się na nich, nawet jeśli wolałbym sam rozwiązywać swojeproblemy.
Może James miał rację? Może powinienem się rozerwać w jakiś niegroźny sposób? Lubiłem to, zanim poznałem Corinne. Przygodne romanse, trochę zabawy. Później lubiłem zabawę z nią, wspólne wyjścia, spędzanie czasu, ale teraz wiedziałem, że ostatnią rzeczą, jakiej chcę, jest związek. Może i posłucham rady przyjaciela. Znajdę jakąś laskę, dzięki której się rozluźnię. Po praktycznie rocznej abstynencji z pewnością będzie mi to potrzebne. Moja głowa chyba też domagała się jakiejśrozrywki.
Tylko jak pogodzić zamartwianie się z chwilowymzamienieniem?
1Public Relations – dział zajmujący się kreowaniem wizerunku firmy wmediach.