Najsłodsza niewola - Nicole Locke - ebook + książka

Najsłodsza niewola ebook

Locke Nicole

3,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Szkocja, 1297 rok
Cressida nie pamięta, czym jest litość. Jej strzały nigdy nie chybiają celu, z ukrycia zabija tych, których wskaże jej ojciec. Jest bezwzględna, bo wychowała się w świecie pełnym przemocy. Buntuje się, dopiero gdy ma zgładzić Eldrica, szpiega angielskiego króla Edwarda. Od dawna obserwuje tego rycerza, podziwia jego męstwo i biegłość we władaniu mieczem. Jeszcze bardziej fascynuje ją jego sposób bycia. Nigdy wcześniej nie spotkała równie dwornego i pogodnego mężczyzny. Zagubiona w emocjach, traci czujność i pozwala się pojmać. Eldric chce ją oddać w ręce kata, jednak im bliżej ją poznaje, tym trudniej mu się z nią rozstać. Piękna wojowniczka skradła mu serce, ale czy nie uległ jej urokowi zbyt pochopnie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 245

Oceny
3,0 (9 ocen)
2
1
1
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Nicole Locke

Najsłodsza niewola

Tłumaczenie: Maria Brzezicka

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: Captured by the Enemy Knight

Pierwsze wydanie: Mills & Boon Ltd., an imprint of HarperCollinsPublishers, 2020

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2020 by Nicole Locke

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8594-0

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

Spotykasz w życiu obcych, znajomych i przyjaciół. Przy odrobinie szczęścia zdarza się ktoś, kto jest kimś więcej. Trudno opisać, jak bardzo taki ktoś jest cenny.

Virginia Heath… przyjaciółka do późnej starości i koleżanka po piórze, autorka powieści przygodowych… ogromnie sobie cenię tę przyjaźń.

Rozdział pierwszy

Anglia, wiosna 1297 r.

Najbardziej nienawidziła smrodu typowego dla portu, coś między cuchnącym trupem, którego wnętrzności zbyt długo leżały na słońcu, a powtarzającym się strumieniem uryny i świeżego słonego zapachu morza, który niósł ze sobą obietnicę lepszego życia gdzieś indziej.

Były to jednak fałszywe obietnice. Cressida Howe sądziła, że nic lepiej nie będzie. I w sumie pogodziła się z tym… ale nie dziś.

Tego dnia potrzebowała pieniędzy lub szczęścia. Wiedziała jednak, że nic takiego na nią nie czeka, lecz nie dlatego, że przestała się o to modlić. Powód był inny. Sześć miesięcy temu przeszkodziła pewnemu ogarniętemu obsesją najemnikowi dokonać zaplanowanej zbrodni.

Chodziło o kogoś, kogo to ona miała zabić, ale nie zabiła. I wcale nie dlatego, że nie udało się jej tego zrobić. Zawsze się jej udawało, jednak tym razem… nie wykonała rozkazu. I ten twardy i okrutny najemnik zamierzał ją za to ukarać. Uniknąć jego gniewu nie było łatwo, ponieważ został wynajęty przez Warstone’ów, rodzinę najbardziej ze wszystkich krwiożerczą, a to znaczyło, że miał nieograniczone środki i bezdenną nienawiść. Był także jej ojcem, a zarazem całą jej rodziną.

Klucząc w tłumie przekupniów i włóczęgów, balansowała na nierównych deskach chodnika, pilnie bacząc, by naciągnięty na głowę kaptur skutecznie chronił ją przed rozpoznaniem. Kryła się przed niepożądanym wzrokiem nie dlatego, że była kobietą. Gdyby ktokolwiek śmiał ją zaatakować, szybko przekonałby się, że popełnił fatalny błąd. Powodem, dla którego się ukrywała, była przede wszystkim obawa, że wyjdzie na jaw, kim naprawdę jest.

A jest Łucznikiem.

Idealnym orężem i nieodrodnym tworem swego ojca, sir Richarda Howe’a, Anglika. Miała za sobą lata ćwiczeń w posługiwaniu się każdym rodzajem broni i zdobyła w tym prawdziwą biegłość, może z wyjątkiem miecza. Ale to ciężkie żelastwo nie było jej potrzebne, gdy miała swój łuk i kołczan pełen strzał, szczególnie tych, które sama wykonała w samotnie spędzanych godzinach. A było ich coraz więcej, od kiedy z dziecka zaczęła przeistaczać się w kobietę, co skutkowało również i tym, że ojciec coraz skrzętniej ukrywał ją przed światem. Doszło do tego, że nikt nie mógł zobaczyć jej twarzy, chyba że ojciec na to pozwalał lub wręcz sobie tego życzył.

Zresztą wszystko działo się zgodnie z jego wolą. Z wiekiem stawała się coraz doskonalszą i coraz bardziej bezmyślną bronią, bez szans na dokonanie oceny tego, o co ojciec jej nakazał. Była mu posłuszna w sposób bezwzględny.

Dlatego okazany mu sprzeciw w równym stopniu zszokował i ją, i jego. Tak posłała strzałę, by nie dosięgła celu, przez co ojciec nie zrealizował swego zadania, czyli ktoś przeżył, zamiast zginąć. A ona już na całe swe życie zapamięta wyraz jego twarzy… Jej niegodziwy uczynek, jej haniebne nieposłuszeństwo nasuwały na myśl biblijną opowieść o wygnaniu przez Boga z niebios upadłych aniołów.

Bo też prawdę mówiąc, znalazła się w podobnej sytuacji. Została wygnana, to znaczy po prostu ją zostawił. A był dla niej wszystkim: życiem, śmiercią, szansą na przetrwanie. Obecnie mogła się z nim porozumiewać tylko przez posłańców. Wyznaczał jej zadania do wykonania, i tak to trwało miesiącami. Teraz, kiedy jej lojalność wobec niego stanęła pod znakiem zapytania, okazywała mu bezwarunkowe posłuszeństwo.

Z wyjątkiem… Z wyjątkiem ostatniego zadania, które w jakiś sposób łączyło się z okropną plotką, być może dotyczącą również jej. Mianowicie posądzono jej ojca, że porwał dziecko, a potem sam je wychowywał. To musiało być kłamstwem, lecz tak czy inaczej powinna dokładnie zbadać sprawę. W tym celu zaczęła tropić ojca, aż ślad doprowadził ją do portu. Postanowiła go znaleźć, stawić mu czoło i zażądać, by wyznał prawdę.

Do tej chwili musi znaleźć jakąś kryjówkę, by się tam schować za dnia i by mogła, sama pozostając niewidzialną, bez przeszkód obserwować jego ruchy. A ona dobrze wiedziała, skąd może skutecznie śledzić statki i ludzi. Korzystała z tego miejsca już od tygodnia, mianowicie ukrywała się w jednej z kęp drzew, które ocalały na terenie portu.

Nie miała pojęcia, dlaczego drzewa przetrwały wśród gęstych zabudowań portowych. Może chodziło o rzucany przez nie cień w skwarne dni, a może służyły jako punkt orientacyjny, a ona z tego skorzystała dla swoich celów.

Najpierw obeszła wybrane drzewo, by przyjrzeć się tłumowi i sprawdzić, czy ktoś zainteresował się jej osobą, a gdy się upewniła, że nikt jej nie śledzi, błyskawicznie wdrapała się na wygodną gałąź, na której mogła bezpiecznie czekać na rozwój wypadków. Jej kryjówka była zasłonięta liśćmi i znajdowała się na tyle nisko, że mogła w każdej chwili, nie łamiąc sobie nóg, zeskoczyć na ziemię, a jednocześnie na tyle wysoko, że mogła obserwować pasażerów zarówno wsiadających, jak i wysiadających ze statków handlowych płynących do Francji. Dover był jednym z pięciu angielskich miast portowych położonych nad Kanałem i połączonych w związek Cinque Ports, który w razie potrzeby dostarczał królowi angielskiemu statki i załogi. Zaraz po przybyciu Cressida zaczęła bacznie przyglądać się twarzom otaczających ją ludzi, ale po tygodniu obserwacji była psychicznie wyczerpana.

Zmęczyły ją i ta gra, i podróże, znużyło ukrywanie się, miała serdecznie dość tej całej walki. Ojciec ukarał ją po pierwsze wygnaniem, a po drugie najemnikami, którzy ją atakowali, ale których nie wolno jej było zabić. To był ojcowski nakaz, który przekazali jej owi najemnicy.

Również od nich dowiedziała się o przerażających plotkach.

Cressida usadowiła się na gałęzi, oparła o pień i zamknęła oczy. Była bardzo zmęczona. Ponieważ nie odpływały żadne statki, mogła sobie pofolgować. Z uwagi na swój tryb życia nauczyła się odpoczywać, gdy tylko było to możliwe. Wkrótce miała się zacząć walka. Spodziewała się, że najemnicy znów ją znajdą, zaatakują, uderzą i znikną.

A co do śmierci… Życie nie miało dla niej większego znaczenia. Wyrok w tej sprawie zapadł już w chwili jej urodzenia. Jej największym zmartwieniem było to, że ojciec przestał ją kochać. I tym się musiała zająć. Bez ojca stanie się już tylko i wyłącznie bronią.

Ale w tej chwili najbardziej się obawiała, że ojciec przepłynął Kanał jeszcze przed jej przybyciem do portu. Choć bardzo w to powątpiewała, skoro była młodsza i lepiej trzymała się w siodle. Po prostu musi nadal czekać i obserwować otoczenie.

Uważnie się rozejrzała. W zasięgu jej wzroku nie było żadnych statków ani nikogo z otoczenia ojca, a zatem może odpocząć choćby tylko przez chwilę. Ponownie przymknęła oczy…

Z drzemki wyrwał ją uścisk stwardniałej dłoni na kostce u nogi. Błyskawicznie ocknęła się i zaczęła się szarpać, by się uwolnić, próbując sięgnąć po broń. Ale łuk i kołczan były zbyt wysoko zawieszone na gałęzi, nie miała też jak wyciągnąć sztylety ukryte od ubraniem. A wrogie palce zacisnęły się jeszcze mocniej, zupełnie jak kajdany.

To była męska dłoń, dłoń wojownika. Łypnęła oczami w stronę agresora.

– Przez cały ten czas byłem przekonany, że nigdy nie popełnisz błędu i nigdy cię nie złapię.

Patrzyła na boleśnie znajome gęste i długie kasztanowate włosy oraz błękitne oczy, w których pojawił się błysk zwycięstwa. Szczękę jakby wykutą z kamienia pokrywał gęsty zarost. Szerokie ramiona, potężne muskularne ręce – wszystko to razem wydawało się jak gdyby zbyt bliskie, ponieważ Eldric z Hawksmoor był ogromnym mężczyzną.

Bez względu na to, jak był blisko czy daleko, zawsze wiedziała, kim jest.

– Ty – wychrypiała.

Jego usta wykrzywił nieznany jej sardoniczny uśmiech.

– Ja.

Cressida złapała gałąź nad głową, uczepiła się jej i drugą nogą kopnęła go w czoło.

Usłyszała jęk. Puścił jej nogę, więc mogła się wdrapać na wyższą gałąź. Sięgnął po jej drugą nogę, ale wyrwała mu ją, jednak straciła równowagę. Eldric zbyt mocno przechylił się w lewo i skoczył pod nią.

Zacisnęła prawą pięść na lewym nadgarstku i jednocześnie wpakowała mu łokieć w szyję. Zachwiał się do tyłu, a ona zdążyła jeszcze chwycić łuk i kołczan, zanim upadła na twardą ubitą ziemię.

Straciła oddech. Zwinęła się w kłębek i potoczyła się, a on ruszył na nią. Kiedy sięgnął palcami do jej okrycia, zerwała się na nogi. Nachylił się, by ją złapać, ale Cressida złapała go za nadgarstek i wymierzyła mu dwa kopniaki w żebra. Wykorzystując to, że stracił oddech, wmieszała się w tłum. Uwięziona w nim rzuciła się w lewo i zawahała na moment, za co zapłaciła wysoką cenę. Eldric złapał ją za rąbek płaszcza i szarpnął.

Upadła do tyłu i nie mając chwili do stracenia, przetoczyła się, by uniknąć ciosu jego pięści. Uderzył w ziemię, ale poczuła, że ją zadrasnął. Był zbyt blisko. Zaplątał się dłonią w jej okrycie i szarpnięciem oddarł jej kaptur. Zamierzył się do kolejnego ciosu, wywijając jej pięścią przed nosem.

– Kobieta… – wycharczał.

Szeroko otwarte błękitne oczy, uchylone usta… Jego szok był dla niej równie intensywnym przeżyciem jak dla niego. Nikt jej takiej nie widział. Kobieta, broń… A tak naprawdę bezbronna i krucha.

Cressida trzasnęła go głową w nos.

– Rany boskie!– Odskoczył do tyłu.

Zamierzyła się pięścią, by ponownie zadać cios, ale złapał ją za nadgarstek, by uderzyć ją w głowę. Walnęła go lewą ręką, a on ścisnął nogami jej biodra. Z załzawionymi oczami, krwawiącym nosem i zmierzwionymi włosami Eldric z Hawksmoor, jedyny mężczyzna, który mógł, choć zarazem akurat nie powinien, złapał ją i zniewolił.

Eldricowi dzwoniło w uszach, miał boleśnie poobijane żebra i czuł pulsowanie w gardle. Wszystko świadczyło o tym, że nie był to jakiś nocny koszmar. Ból zdecydowanie dowodził, że jest przytomny. Patrzył w szeroko otwarte błękitne oczy, napawając się widokiem złocistych włosów splecionych w warkocze, które i tak nie zdołały okiełznać niesfornych loków okalających jej wyraziste rysy.

Choć miała jasną karnację, jej skóra nie była całkiem blada, widomy znak, że wiele czasu spędzała na słońcu, chociaż wiosna dopiero się zaczęła. Policzki miała okrągłe, usta pełne i jasnoróżowe.

A reszta… Wszystko w niej, gdy tak leżała na plecach unieruchomiona przez niego, było wprost urzekające. Mała i drobna, ale silna, kształtne piersi, kuszący zarys bioder… Lecz nie była w kobiecych szatach, bo okrywał ją strój wojownika z mnóstwem tajemnych kieszonek, w których tkwiły sztylety wgniatające się w jego nogi. Nóż, który nosiła w bucie, leżał w błocie koło nich, a obok łuk i kołczan, które spadły wraz z nią z gałęzi, oraz rozsypane strzały.

Kobieta, ale też bezlitosny zabójca. I to był ostateczny dowód na to, że Eldric nie śni, ponieważ nigdy nie byłby w stanie wyobrazić sobie czegoś podobnego. Kobieta, przyparta przez niego do ziemi, była wrogiem, którego ścigał od miesięcy. To właśnie ona była Łucznikiem, zabójczo sprawnym egzekutorem, który mordował jego przyjaciół.

A także wydała mu się dziwnie znajoma… Ale może tylko tak mu się zdawało na skutek przeżytego szoku? Do tej pory widywał ją tylko z dużej odległości, szczelnie odzianą, ukrytą wśród liści drzew. Nie mógł jej już kiedyś widzieć z bliska, bo rozpoznałby jej płeć… wiedziałby…

Łucznik wiła się wpatrzona w niego szeroko otwartymi oczami, jakby była zaskoczona tym, że została złapana, tak samo jak on był zaskoczony, gdy odkrył jej tożsamość. Dzwonienie w jego uszach stawało się coraz głośniejsze. Pomruki tłumu zderzały się ze słowami, które wciąż powracały w jego głowie:

„Łucznik jest kobietą. Łucznik, który zabijał moich przyjaciół, jest zdumiewająco piękną kobietą. To nie Łucznik. To Łuczniczka”.

Te słowa były jak refren pieśni aż do chwili, kiedy ta kobieta próbowała się wyswobodzić, w odpowiedzi na co przywalił ją do ziemi całym swoim ciężarem. Powiew jej oddechu i nagły bezwład pozwoliły mu się nieco uspokoić i uporządkować sprzeczne myśli. Przez długie lata Eldric walczył u boku króla Edwarda i zasłużył sobie na godność rycerza, a potem, z uwagi na swoje umiejętności i zaufanie władcy, został tajnym agentem Jego Królewskiej Mości. Od czasu, kiedy król rozpoczął walkę ze Szkotami, dzielnie walczył u jego boku w słusznej sprawie. Podczas jednej z bitew strzała przeszyła mu prawe ramię, a inna dosięgła jego przyjaciela, który osłaniał go z tyłu. Kolejna strzała dosięgła Michaela. Próbował wśród walczących wypatrzyć śmiertelnie groźnego łucznika, ale na próżno, więc nakazał odwrót.

Podczas kolejnej bitwy został ponownie ranny w to samo ramię. Scenariusz był aż nazbyt dobrze znany. Rozejrzał się bacznie i wypatrzył postać kryjącą się na drzewie. Wyciągnął miecz, by odstraszyć śmiałka, gdyby próbował się zbliżyć, ale powstrzymał go okrzyk bólu. Jego druh Philip padł na ziemię śmiertelnie ranny.

Oślepiony gniewem, a zarazem posłuszny chrześcijańskiemu nakazowi miłosierdzia wobec konających, rwał się do tego, by rzucić się w pościg za tchórzliwym mordercą, a jednocześnie pragnął zamienić ostatnie słowa z odchodzącym przyjacielem. Eldric ukląkł i patrzył, jak Philip umiera w jego ramionach. Gdy kolejny raz spojrzał na kępę drzew, Łucznika już nie było. Od tej chwili Eldric nie był już tylko rycerzem króla Edwarda. Stał się mścicielem, który zamierzał ująć i ukarać zabójcę swoich przyjaciół.

I oto tajemniczy Łucznik stał się jego jeńcem. I okazał się kobietą. Miał Łuczniczkę w garści. Sprawiedliwości stanie się zadość, gdy król skaże ją na Wieżę, a Eldric wypełni przysięgę, którą złożył ku czci swych zmarłych druhów.

– Sprawiasz mi ból – jęknęła, szeroko otwierając oczy.

Tak, to było słuszne. Będzie go błagała o litość, a on tej litości jej poskąpi. Nie zasługuje na współczucie żadnej ludzkiej istoty.

– Powtórz to. Powiedz to jeszcze raz.

Między jej brwiami pojawiły się pionowe bruzdy.

– Nie mogę oddychać.

Tak, to prawda, Łucznik okazał się kobietą, pomyślał po raz kolejny. A ja jestem wojownikiem, dodał w duchu, rycerzem, który ma bronić i chronić bezbronnych, słabszych, dzieci i… kobiety. Uniósł się nieco i zwolnił uścisk. Na miłość boską, kim on się stał?

Niespodziewanie dostał cios pięścią w obolały nos. Przez chwilę widział tylko ciemność i gwiazdy, a zaraz potem poczuł, jak Łuczniczka wysuwa się spod niego. Nadal czując dojmujący ból, otworzył oczy i wymierzył cios, a Łuczniczka ze sztyletem w dłoni runęła na ziemię i znieruchomiała. Eldric uniósł się nieco i obrócił ją na plecy. Była bezwładna, oczy miała zamknięte. Czyżby nie żyła? Przyłożył rękę do jej piersi. Oddychała, ale nie odzyskiwała przytomności.

Nagle dotarły do niego różne odgłosy, szum gawiedzi i rozmowy ludzi przechodzących obok. Podniósł nieprzytomną Łuczniczkę, przytulił ją do piersi i spojrzał na otaczający go tłum. Poczuł w piersi rodzącą się zapowiedź czegoś tajemniczego i pierwotnego, jakieś dziwne, nieodgadnione pulsowanie. Mocniej przygarnął ją do siebie i ruszył przez tłum.

Rozdział drugi

Łuczniczka obudziła się, gdy Eldric przywiązywał do łóżka jej drugą dłoń. Próbowała się oswobodzić, ale było już za późno. Nogi miała związane w kostkach, ręce przywiązane do zagłówka, usta zakneblowane kawałkiem szmaty, więc nie mogła wypowiedzieć choćby słowa. Leżała całkowicie bezbronna, a w jej oczach połyskiwały frustracja i gniew.

Gdy tak leżała przed nim bezpiecznie unieruchomiona, Eldric poczuł dziwny dreszcz, a także ulgę. I ta ulga go zaniepokoiła, bo była przedwczesna. Owszem, skrępowana i zakneblowana Łuczniczka była bezbronna, ale przy najbliższej okazji znów zacznie walczyć. To mówiły jej oczy. Ich pierwsze starcie nie odebrało jej ducha, nie wystraszyło, nie skłoniło do kapitulacji.

Miał potężne ciało i ręce mocarza. Rodzice często żartowali, że na ich progu pozostawił go ogromny dąb. Był większy od wszystkich innych wojów i dojmująco świadomy swoich rozmiarów, a także tego, jak wielką krzywdę mógł wyrządzić. Inne dzieci musiały przeskakiwać strumień, a dla niego był to jeden zwykły krok, a kiedy wchodził na drzewo, konary łamały się pod jego ciężarem.

Tylko podczas walki mógł wykorzystywać całą swoją moc, natomiast poza polem bitewnym musiał bardzo uważać. Najtrudniej było w pomieszczeniach, bo sufity wydawały się za niskie, drzwi za małe, korytarze za wąskie. Gdy zbliżała się pora posiłku i w sali jadalnej zasiadał u końcu stołu, zajmował aż dwa miejsca.

I tylko podczas walki czuł się naprawdę wolny. Nie, nie tylko wtedy, bo zawsze mógł popuścić wodze fantazji. Często wyobrażał sobie, jak walczy z Łucznikiem, odnosząc kolejne sukcesy. Wiedział, że jego wróg jest niski i drobnej postury, ale nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo w porównaniu z nim wszyscy wydawali się mali i drobni. Nie zamierzał ograniczać swej siły, dążąc do bezpośredniego starcia z Łucznikiem, lecz właśnie przekonał się, że jego wróg jest kobietą. I było to wprost niesłychane.

Do tego był piękną kobietą…

Równie niesłychane było to, że z tą kobietą musiał walczyć. Jego nos, pulsujący i puchnący od jej ciosu, całkowicie odmienił mu tok myśli. Kiedy złapał ją za nogę, chciał tylko uniemożliwić jej ucieczkę, gdy próbowała się wymknąć, lecz kiedy zaledwie jej dotknął, a ona runęła na ziemię, wróciły do niego echa przeszłości.

Przez cały czas, gdy niósł ją wśród tłumu, nie odzyskała przytomności. Wsłuchiwał się w jej nierówny oddech, obserwował drganie zamkniętych powiek… i bardzo go to zaniepokoiło.

Był zły na Łuczniczkę, bo zabiła jego przyjaciół i z pewnością jeszcze wielu innych Anglików, ale jego wściekłość na tego wroga wzrosła jeszcze z innego powodu. Choć z całego serca jej nienawidził, to jakby wbrew sobie troszczył się o nią! Ale co z tego, skoro gdy tylko otworzyła oczy, od razu zaczęła skrycie luzować więzy.

– Nawet nie próbuj wypychać językiem knebla – ostrzegł. – Zyskasz tylko tyle, że poczujesz jeszcze większe pragnienie, a ja nie zamierzam cię poić.

Przestała manewrować szczęką.

– Tak jest lepiej, prawda? – zapytał z uśmieszkiem.

Zaczęła kopać związanymi nogami, zrzucając nakrycie na podłogę.

– Nawet jeśli zdołasz poluzować liny, to chyba nie sądzisz, że cię wypuszczę z tego pokoju? Będziesz tutaj tak długo, jak mi się spodoba.

Było to jedyne miejsce, w którym mogli przebywać. Kiedy Eldric podszedł do drzew, myślał tylko o tym, żeby złapać Łucznika. Polował na tego wroga już od wielu miesięcy i kilka razy był bliski sukcesu. Kiedyś wypatrzył, że Łucznik ukrył się w jakimś budynku i zakradł się tam po cichu, ale jego wróg znikł niepostrzeżenie, korzystając z innych drzwi. Za bardzo zwlekał, działał zbyt ostrożnie, i to był jego błąd. Dlatego zmienił taktykę. Gdy tylko wypatrzył Łucznika na drzewie, błyskawicznie zaszedł go od tyłu i tym razem nie zmarnował okazji. Gdyby Łuczniczka była mężczyzną, doszłoby między nimi do walki, którą niewątpliwie by wygrał, a potem zawlókłby wroga do portu, wyjaśnił strażnikom, kogo schwytał, związałby go, wrzuciłby na zakupiony wóz i ruszył do Londynu, nie dbając wygodę swojego jeńca. Nawet gdyby się zsikał w drodze na egzekucję, w ogóle by się tym nie przejął. Dopaść wroga, który zwodził do tak długo i mordował Anglików, unieszkodliwić go i oddać w ręce kata – to był jego cel.

No i w końcu go złapał, tyle że Łucznik okazał się kobietą, którą w brutalny sposób pozbawił przytomności. Kupno wozu, a nawet samo wytłumaczenie, co tak naprawdę się działo, nie było już takie proste, zwłaszcza że nie wiedział, dokąd miałby ją zabrać, by nikt ich nie zobaczył.

Niestety nie za bardzo miał gdzie się ukryć, a co do jego rycerskich czynów… no cóż, walczył z kobietą! Gdyby nie była dostatecznie szybka, jego pięść wymierzona w jej twarz z pewnością by… Nawet nie chciał o tym myśleć.

Ale inni mogli. Na przykład tłum. I nie mógł go za to potępiać. Do tego przyplątały się dzieciaki, które widziały ich walkę. Głośna paplanina i tupot bosych stóp doprowadzały go do wściekłości. Miał ochotę wrzasnąć na nie i przepędzić natrętną gromadkę. Jego uczynek ściągał hańbę na rycerza, a dla tajnego agenta Jego Królewskiej Mości był niedopuszczalnym błędem.

Dzieci uznały go za potwora. Co miał powiedzieć, by zmieniły zdanie? Że ta krucha kobiecinka, którą trzymał w ramionach, była śmiercionośnym złem? Mogła się kojarzyć ze wszystkim, ale nie z tym. A do tego jej niebiańska uroda mąciła mu myśli. A już to, jak walczyła, wprost nie mieściło mu się w głowie. I zarazem boleśnie przypominało, kim naprawdę była.

Za wszelką musi ją powstrzymać, uniemożliwić dalsze krwawe żniwa. Zapragnął znaleźć jakieś miejsce, gdzie znajdą się tylko we dwoje, i tam dokończą rozgrywkę między sobą… z jego zwycięstwem, jakiekolwiek miałoby być.

Czuł, że jak zawsze los mu sprzyja, tak samo jak miecz u jego boku. Wszedł do gospody i zamówił najlepszy pokój na parterze. Był wystarczająco duży, by pomieścić wiele osób, i niezagracony, więc mógł się tu swobodnie poruszać. Jedyne łóżko wyglądało solidnie i raczej nie załamie się pod tak potężnym mężczyzną.

Pośród wielu scenariuszy, które zaświtały mu w głowie po złapaniu śmiertelnego wroga, najmniej prawdopodobny był ten, że Łucznik okaże się nie tylko kobietą, ale kobieta przywiązaną do jego łóżka. Owszem, mógł ją oskarżać o wszystkie krwawe uczynki, ale jego pięści stały się bezużyteczne. Nawet nie mógł jej tknąć, nie mówiąc o najwyższej karze.

Schwytał Łuczniczkę, ale nie mógł ulżyć swej wściekłości. Dla niego na świecie istniało tylko dobro i zło. Sprawiedliwość i niesprawiedliwość. Gdy pojawiało się zło, musiała być wymierzona sprawiedliwość. Ale tym złem była krucha kobietka! Więc co niby miał zrobić? Stanął wobec problemu, którego nigdy nie umiałby sobie wyobrazić i który niepomiernie go przerastał.

Spoglądając na jej drobną postać, wyszarpnął jej knebel.

– A teraz masz się wytłumaczyć.

Cressida oblizała wargi, patrząc na Eldrica.

Na swojego Eldrica.

Tylko raz odważyła się być tak blisko niego. Zdarzyło się to podczas tańców w święta Bożego Narodzenia w Swaffham. Zamierzała obserwować go z daleka, ale poprosił ją do tańca. By ukryć swoją tożsamość, ufarbowała na ciemno włosy i założyła maskę, ale jej serce tłukło się w piersiach tak samo jak teraz.

– Mam się wytłumaczyć? A niby z czego? Strąciłeś mnie z drzewa, związałeś… – Otworzyła oczy, udając szok. – Żyję po bożemu, jestem dziewicą, proszę, nie skrzywdź mnie. Moja rodzina da ci za mnie tyle srebra, ile zażądasz.

– Daj spokój – burknął.

– Czemu mam dać spokój? – spytała z dziewczęcą niewinnością, choć nigdy taka się nie czuła. Tyle że musi jakoś zająć Eldrica, dopóki mu nie ucieknie. – Przecież nic nie zrobiłam. Ja…

– Nic?!– W jego oczach zapłonęła żądza zemsty, gdy pochylił się nad nią.

A ona, wciąż ciasno związana, wyczuwając zbliżający się cios, odwróciła głowę i wciągnęła brzuch.

Jednak Eldric tylko ryknął gniewnie i odstąpił od łoża. Podczas walki zraniła go boleśnie, co widać było po opuchniętym nosie i oku, a po uderzeniu łokciem w szyję też pozostał ślad. Do jutra te miejsca zsinieją, ale choć z niesłychaną sprawnością i zajadłością wymierzyła mu wszystkie możliwe ciosy, to żaden z nich tak bardzo go nie przymulił, by mogła salwować się ucieczką.

– Tego też nie rób – powiedział z bardzo staranną artykulacją.

Tym razem nie wiedziała, co takiego zrobiła, że ją strofował, i naprawdę się zmieszała.

A on dodał po chwili, ściągając brwi:

– Myślałaś, że cię uderzę?

Nie, nic nie myślała, bo to był odruch wypracowany przez lata treningu. Ale coś wiedziała o Eldricu. Podczas bitwy stawał się potężną machiną do zabijania, ale w innych okolicznościach zachowywał się bardzo ostrożnie, mając świadomość swej ogromnej masy i siły. Gdy widywała go w towarzystwie kobiet, był nienaturalnie sztywny, ręce kurczowo trzymał przy sobie, uważał na każdy ruch. Wyglądało to tak, jakby ten niezgrabnie kroczący olbrzym w ogóle nie pasował do kobiet i był pogodzony z tym stanem rzeczy… tyle że owe kobiety zerkały na niego łakomie i posyłały dyskretne znaki zachęty.

Cressida stłumiła tak dobrze sobie znany płomień zazdrości.

– Skąd mogłam wiedzieć, co zamierzasz zrobić? – Starała się, by w jej słowach zabrzmiała pogarda, wiedziała jednak, że brakowało im siły z powodu dawnych krzywd, których nie miała prawa odczuwać. – Przecież w ogóle cię nie znam!

– Dzięki ci za twoje kłamstwa – odparł z ironią. – W ten miły sposób przypomniałaś mi, kim naprawdę jesteś. – Wyciągnął z pochwy miecz i wymierzył ostrze w jej szyję. – Nie cofasz się? – zapytał szyderczo. – Sądzisz, że cię zranię? Przez długie miesiące myślałem tylko o tym.

– Nie krzywdzisz kobiet – odparła, znając prawdę, bo potajemnie śledziła go od lat.

– Nie znasz mnie? – Przyłożył ostrze do jej szyi. – Naprawdę?

Ileż jeszcze razy zapomni o swojej sztuczce? Poczuła chłód metalu na sobie, ale nie był to ból.

– Rycerze nie ranią kobiet.

Z płonącym wzrokiem uniósł ostrze.

– Rycerze już dawno zapomnieli o rycerskości, a już podczas wojny zapominają podwójnie. A ty i ja dobrze wiemy, że nie jesteś zwykłą kobie… to znaczy nadobną i godną szacunku niewiastą – zakończył z jawną obrazą.

Został ukształtowany w rycerskiej tradycji i szczerze wyznawał jej ideały, lecz dobrze to ukrywał, kiedy w imieniu Edwarda popełniał niegodziwe czyny. A co do obrazy… No cóż, zasłużyła sobie na nią. Jeszcze w tej chwili czuł ból po tym, jak próbowała złamać mu nos, a pulsujący ból w nodze był pamiątką po tym, jak go kopnęła, i to kilka razy. Czy tak postępuje nadobna niewiasta? Zwyczajna kobieta może zemdleć, gdy z powodu zbyt ciasnej bielizny zabraknie jej tchu, ale nie dlatego, że spada z drzewa i wdaje się w bójkę z rycerzem.

Prawdziwa kobieta nie wiedziałaby, jak zadawać bolesne ciosy komukolwiek, a tu poobijała potężnego mężczyznę! Nie, z całą pewnością nie była zwyczajną niewiastą. Gdyby nie ich taniec ostatniej zimy, kiedy była inaczej ubrana i przez tę noc udawała, że jest kimś innym, musiałby poważnie się zastanowić, czy w ogóle jest kobietą.

– Mówisz o mnie, że jestem kimś niezwykłym. A ja gdy myślę o sobie, to wiem, że jestem nikim – powiedziała, kryjąc swoje kłamstwo w zagmatwanych półprawdach. Urodziła się i została wychowana po to tylko, by wypełniać żądania ojca. Czyli miała być ślepym narzędziem, a więc nikim. Ale to nie była cała prawda o niej. – Jeśli chcesz pieniędzy…

– Pieniędzy!? Chcę twojej głowy, o czym doskonale wiesz.

Akurat z tym nie zamierzała się pogodzić.

– Proszę cię, żebyś mnie tylko wysłuchał… – Nie musiała ukrywać bólu w swym głosie. – Mogę ci dać pieniądze. Mam rodzinę. Jeśli mnie wypuścisz, sama dostarczę ci srebro.

– Daruj sobie takie przemowy!– Parsknął gniewnie. – To dla ciebie bardzo niebezpieczna gra, gdy próbujesz mnie prowokować. Naprawdę myślisz, że nie wiem, kim jesteś i co robiłaś? Złapałem cię i związałem, twoje życie zależy ode mnie, i to jest twoja prawda na tę chwilę.

Co do tego nie miała wątpliwości.

Ojciec sam ją wychowywał, ukrywając w kolejnych klasztorach. Widywała go, ale zza murów nie oglądała szerokiego świata i nic o nim nie wiedziała. Jednak gdy skończyła dziesięć lat, ojciec całkowicie odmienił jej życie. Już nie trzymał jej za wysokimi murami, tylko zaczęła z nim podróżować. Musiała jednak kryć się pod kapturem, by nie zapamiętywano jej twarzy, a ojciec uczył ją sztuki szpiegowania i obserwacji z dużej odległości, a także złodziejskiego fachu.

Początkowo nie zabierał jej tam, gdzie mogło grozić im zdemaskowanie, lecz tylko tam, gdzie było stosunkowo bezpiecznie. I to właśnie wtedy, gdy miała nie więcej niż dwanaście lat, po raz pierwszy zobaczyła Eldrica. Ale to nie jego potężna sylwetka zwróciła jej uwagę. Miała już za sobą wiele podróży i widziała bardzo wielu mężczyzn, których oglądała jedynie pod kątem ich słabości, na wypadek gdyby kiedyś mieli stać się jej celem.

Ale było coś, co w Eldricu ją zafascynowało.

On gwizdał.

Do tamtego dnia nie słyszała żadnej muzyki, nie uczestniczyła w żadnych uroczystościach ani ważnych wydarzeniach. Spędzała czas w różnych klasztorach, w odosobnieniu, w celach, których mieszkanki się do niej nie odzywały.

Początkowo przebywanie w obozach, wśród hałasu i rozgardiaszu, było dla niej szokujące, ale Eldric to było coś zupełnie innego. Pieśni, które układał, były nie tylko przejmujące, lecz również niewyobrażalnie piękne.

Tak więc cały czas go obserwowała. Cieszyła się, że jest taki wielki, bo ułatwiało jej to obserwację, gdy zazwyczaj pogodny i uśmiechnięty pełnił swoje obowiązki. A do tego jeszcze, wciąż w ruchu, nawet podczas rycerskich ćwiczeń sobie pogwizdywał. Dziwne zachowanie Eldrica wynikało z jego wzrostu, siły i zręczności. Po prostu ufny w swoją moc zawsze czuł się bezpieczny. Gdyby to ona pozwoliła sobie na coś podobnego, ojciec z pewnością obciąłby jej język.

Dzięki temu po latach tak łatwo go rozpoznała, ponieważ nie zaniechał swojego gwiżdżącego zwyczaju. Z upływem czasu jej fascynacja tym mężczyzną zmieniła się z dziewczęcego zauroczenia w zauroczenie kobiece. Tak było aż do dnia, w którym ojciec wyznaczył jej nową misję. Eldric z rozkazu króla Edwarda został tajnym agentem i zajmował się działalnością szpiegowską, a ojciec wydał jej ten sam rozkaz, który otrzymywała, gdy chodziło o królewskich tajnych agentów. Miała zabić Eldrica.

– Co zamierzasz zrobić ze mną? Albo raczej z osobą, którą we mnie widzisz? – wyszeptała, wracając do rzeczywistości, świadoma, że na jego twarzy znów pojawiła się złość.

– Pomyśl! Ścigałem cię tak długo. Czyżbym to robił, nie mając pewności? Doskonale wiem, co mam z tobą zrobić. Musisz trafić do Tower w Londynie, gdzie odbędzie się egzekucja. – Uśmiech Eldrica nie sięgał jego oczu. – ach, widzę wreszcie jakąś reakcję.

– Oczywiście, że muszę zareagować. Nie wiem jednak, za kogo mnie bierzesz. Wyrwałeś mnie ze snu i związałeś, a teraz mi mówisz, że chcesz mojej głowy. Wybacz, sir, ale jesteś w błędzie…

Rozległo się stukanie do drzwi, na co oboje drgnęli, a rozdrażniona swoją niemocą Cressida zaczęła napierać na więzy, aż łoże zatrzeszczało.

– Nie ruszaj się i bądź cicho – syknął. – To tylko jedzenie, które zamówiłem.

Jako wytresowana przez ojca broń Łuczniczka ucichła, ale jako bezprawnie uprowadzona kobieta powinna wzywać pomocy. Nabrała tchu…

– Chcesz sobie pokrzyczeć? – zapytał szyderczo. – Ciekawe, co ci z tego przyjdzie.

Miał rację, przecież nie mogła mieć pewności, że osoba po drugiej stronie drzwi uwierzy w jej niewinność. Musi jednak trzymać się roli wystraszonej kobiety.

– Puść mnie!– zaczęła się szarpać.

– Nigdzie cię nie wypuszczę. – Z kpiącym uśmieszkiem uchylił drzwi i wyszedł na zewnątrz, a po chwili wrócił z tacą z pojemnikiem na wodę i opatrunkami, i postawił na komodzie. Następnie ponownie wyszedł i wrócił z drugą tacą pełną jedzenia i napojów, którą postawił na stole.

Pokój wypełniły zapachy jedzenia i piwa. Mimo treningu tłumiącego różne odruchy, jej usta napełniły się śliną, a gdy Eldric zobaczył, jak pożera wzrokiem jedzenie, znów uśmiechnął się ironicznie.

– Nie przypuszczałem, że tak łatwo będzie cię złamać.

– Już jestem złamana. Bo jaki mężczyzna wiąże kobietę?

– Taki, który nie traci głowy, gdy chodzi o ciebie, niezależnie od twojej płci. Niezależnie od twoich… – Jego wzrok pobiegł od jej związanych rąk poprzez wszystkie krągłości jej ciała aż do spętanych stóp.

Poczuła lęk i coś jeszcze, gdy zobaczyła, że jego oczy pociemniały. Oczy, w których widać było głęboki namysł, i groźnie zmarszczone czoło.

Nagle pożałowała, że zrzuciła z siebie prześcieradło, które szczelnie ją okrywało. Była to słaba ochrona, ale przynajmniej nie mógłby jej widzieć tak wyraźnie. Bo tym, co od razu rzucało w oczy, była jej kruchość.

Ale nie, Eldric nie patrzył na nią jak na kobietę. Ważne dla niego było to, czy jej pęta się nie poluzowały. A może jednak? Gdy całkowicie się przed nim odsłoniła, zobaczył niezwykły kolor jej włosów i oczu… a kiedy zabłyśnie słońce, zobaczy także jej piegi na nosie i liczne blizny. I porówna ją z innymi kobietami, które dotąd poznał.

Cressida tylko sobie wyobrażała, że jego wzrok spoczął na dłużej na jej związanych rękach i na niej całej. Wyobraziła sobie, że dostrzegł w niej kobietę. Ale Eldric będzie w niej zawsze widział jedynie zabójcę swoich przyjaciół.

Nie miała innego wyjścia, musiała bezczynnie leżeć, dopóki nie uda jej się uciec.

– Tylko ci się wydaje, że wiesz, kim jestem. Zrozum, jeśli jest ktoś, kogo chcesz porwać, to ja nim nie jestem. Więzisz mnie tutaj, ale osoba, o którą ci chodzi, pewnie jest już daleko stąd.

– To oczywiste, że gdy pozbawiłem cię wszelkiej broni, próbujesz skorzystać z tej dodatkowej, czyli z kłamstwa. Gadasz te kłamstwa i gadasz, ale w sumie mi się to podoba. Powiedz coś jeszcze, zabaw mnie. Nie śpieszy się nam, bo czas, który przeznaczyłem na dociekanie prawdy, jest nieograniczony, więc mnie zabaw – zakpił, jakby rozśmieszyły go jej słowa, ale jeden z mięśni twarzy zadrgał, zdradzając, że jej kłamstwa zalazły mu za skórę. – Więc czekam. – Gestem wskazał jedzenie. – Podjem sobie, a ty będziesz głodować. I zawsze mogę pójść do wygódki, a ty, gdy natura cię dociśnie, pobrudzisz się w tym łóżku. Zrobię to, co trzeba, ponieważ oboje wiemy, kim naprawdę jesteś. I zabiorę cię w miejsce twojego ostatniego przeznaczenia, bo tylko na to zasługujesz.

Demonstracyjnie powoli rozpiął kubrak i rzucił na krzesło, z którego zsunął się na podłogę. Nad tacą, na której stało naczynie z wodą, zmoczył kawałki płótna i starannie wyżął. Robił to bez pośpiechu, metodycznie, jakby wszystkie jego myśli były skupione na tych kroplach wody.

Po tych wszystkich oskarżeniach i groźbach w izbie zapanowało wielkie napięcie, które zakłócał tylko plusk wody i odgłosy wyżymania. Cressida przywykła do różnych gierek ojca i do tego, że całkowicie ją lekceważył aż do chwili, gdy wszystko skupiało się na niej, a była to zawsze chwila gwałtowna. Brutalne słowa i czyny.

Eldric nie był jej ojcem, ale żadnych innych wzorców do porównania nie miała. Tylko z daleka obserwowała innych mężczyzn, nigdy nie miała z nimi do czynienia i nie wiedziała, czego może się spodziewać. Czy Eldric zaatakuje ją mieczem, którym już jej groził? Zatka jej usta i nos mokrymi szmatami, żeby się udusiła?

Nagle spojrzał przez ramię i napotkał jej spojrzenie. Jednak nie umknęła wzrokiem. Tylko to jej zostało: obserwować go, jakby był dla niej kimś pierwszym lepszym z brzegu. Skupiła się na tym, spowalniając oddech. Udawała znudzoną, choć tak naprawdę nie potrafiła pohamować niepokoju wywołanego bliskością tego mężczyzny. To kolejna sytuacja, wobec której była bezradna. Jej fascynacja tym rycerzem trwała już tak długo, że nie było takiej możliwości, by nie zareagowała na jego bliskość

Powoli sięgnął za siebie, zdjął koszulę i rzucił ją na to samo krzesło. Koszula również zsunęła się na podłogę. Nie przerywając ciszy, jaka między nimi panowała, przyłożył do twarzy zmoczone płótno, od czasu do czasu znów mocząc je w wodzie.

Przez te wszystkie lata obserwowała go z daleka, patrząc, jak wykonuje codzienne czynności. Nigdy nie zbliżała się do niego, nigdy nie widziała go tak dobrze jak teraz.

Ubranie nie było w stanie ukryć jego mocarnej sylwetki, ale Cressida i tak nie była przygotowana na widok jego nagości. Te szerokie ramiona, te wzgórki muskułów widocznych między ramionami a szyją. Linia pleców dość gwałtownie wyginała się aż do linii spodni. Materiał był gruby, a Eldric stał bokiem do niej, ale gdy pozbył się koszuli, dostrzegła widoczną cechę jego płci. Jego spodnie podkreślały każdy rzeźbiony mięsień.

Cressida przełknęła.

Jak śmiała choćby pomyśleć o tym, że mogłaby mu stawić czoło w walce lub uciec? Był doskonałym uosobieniem męskiej mocy i najwspanialszym okazem swojej płci. Owszem, na rozkaz ojca dołączyła go do listy swoich wrogów, ale już wiedziała, że w bezpośrednim starciu nie miałaby żadnych szans. Nie tylko był niesłychanym siłaczem, ale również szybkim jak błyskawica. Przecież sięgnął po nią, nim zdążyła wyciągnąć sztylet. Mogła go zabić tylko jej strzała.

Ta myśl była dojmująco posępna. To, że jednak można go pokonać, wyrządzić mu krzywdę, a nawet…

Gdy odchrząknął, spojrzała na niego. Właśnie przykładał do twarzy kawał płótna. Patrzyła, jak delikatnie porusza ramionami, gdy otulał mokrą szmatką opuchnięty nos. Bo był solidnie opuchnięty, choć raczej mu go nie złamała. Chciała, po prostu musiała się tego dowiedzieć. Dla niego była wrogiem, ale on dla niej… Nie chciała go skrzywdzić.

– Czy masz złamany nos? – spytała.

Znów usłyszała jego oddech i zobaczyła, jak zdejmuje mokry okład.

– A gdyby był złamany, to dopisałabyś go do listy swoich trofeów?

Trofea są dla tych, którzy chełpią się zdobyczami i wystawiają je na pokaz. Lub też, niczym wspomnienia miłosne, trzyma się je w intymnym zaciszu swojego domu, by w stosownej chwili powspominać dawne czasy. Cressida ani nie miała przyjaciół, z którymi mogłaby się dzielić takimi wspomnieniami, ani domu, w którym mogłaby gromadzić takie pamiątki. Nawet jeśli jej trofeum byłby zwykły pierścionek, nie mogłaby go posiadać. Zabronione było to wszystko, co nie służyło jej przetrwaniu. I mówiąc szczerze, nie spodziewała się, że przetrwa aż tak długo, by mogła miło powspominać swoje przeszłe lata. Choć mając na uwadze, jakie życie przyszło jej wieść, sympatyczne słówko „miło” jest tu raczej nie na miejscu.

Odrzuciła więc wzmiankę o trofeum, natomiast zwróciła uwagę na jad, którym nasycone były słowa Eldrica. Znała powód jego wściekłości i gorącego pragnienia, by odebrać jej życie. Wiedziała to od chwili, gdy jego przyjaciel padł ugodzony jej strzałą. Choć wcale nie chciała go zabić…

Bo na rozkaz ojca miała zabić Eldrica. Tyle że nie była w stanie tego zrobić, bo w tajemnicy przed całym światem pokochała muzykę i śmiech tego rycerza. Musiała jednak coś zrobić, by uspokoić ojca, i ułożyła perfekcyjny plan. Naciągnęła cięciwę i precyzyjnie wycelowała, by tylko drasnąć Eldrica w ramię, a on miał zmienić pozycję i znaleźć się poza jej zasięgiem. A ona powiedziałaby ojcu, że cel był zbyt odległy.

Cressida próbowała odpędzić tamte wspomnienia i powstrzymać przeszywający ból poczucia winy. Ale nie była w stanie tego dokonać, tak samo jak nie mogła zmienić przeszłości. Niestety jej perfekcyjny plan nie wypalił. Wypuściła ostrzegawczą strzałę z absolutną precyzją… i angielski wojownik, który osłaniał Eldrica, odchylił się i znalazł na linii strzały. Widziała, jak padł, usłyszała też ryk Eldrica, który rozglądał się gorączkowo, szukając okazji do krwawej zemsty.

Widziała cierpienie na jego twarzy i poruszające się usta podczas składanej przysięgi. Dotarło do niej, że rycerz, który poległ, nie był dla Eldrica zwykłym towarzyszem broni, lecz jego przyjacielem.

Zabiła go przypadkiem, ale jakie to miało znaczenie? Śmierć to coś ostatecznego, więc w jej obliczu wszelkie wyjaśnienia czy tłumaczenie się ze swoich intencji stawały się niczym.

Od tamtej pory Eldric szukał jej uporczywie, mając w pamięci morderczy łuk i mglisty obraz zabójcy. Aż wreszcie schwytał ją i cisnął na ziemię, by dokonać zemsty. Jego gniew był w pełni uzasadniony, co wcale nie zmniejszało jej bólu.

Gdy się odwrócił, Cressida zorientowała się, że nie odpowiedziała na jego pytanie. Wpatrywał się w nią przez chwilę i znów przyłożył płótno do twarzy. Ale najwyraźniej woda nie była aż tak zimna, by powtrzymać opuchliznę.

– Przydałaby się mięta – wyszeptała przez zaciśnięte gardło, myśląc o tym, że kiereszując mu twarz, po raz drugi go skrzywdziła.

Rzucił szmatę do naczynia i powiedział:

– Trucizna. To nie w twoim stylu.

A co było w jej stylu? Z woli ojca stała się arsenałem wyposażonym w różne zabójcze umiejętności, w tym również doskonale posługiwała się truciznami. Ale Eldric miał rację, preferowała inne metody. Trucie to zakryty przed wszystkimi podstęp z opóźnionym działaniem, a ona wolała atakować w bezpośredni sposób. Od jakiegoś czasu szczególnie upodobała sobie strzały wpuszczane z łuku i na jej oczach odbierające wrogowi życie. Obawiała się jednak, że ta fascynacja nie miała nic wspólnego z jej nadzwyczajnymi umiejętnościami strzeleckimi, natomiast chodziło o to, że zaczynała coś odczuwać wobec swoich ofiar.

– Nie… nie wiem, co masz na myśli – celowo się zająknęła, udając, że boi się i jego, i jego oskarżeń. – Jako znachorka muszę znać się na truciznach, ale nigdy, przenigdy bym nikogo nie otruła. Byłoby to niezgodne z tym, kim jestem. A jestem taka, że proponuję ci coś, co może ci pomóc. To wszystko.

– Prosiłem cię, żebyś mnie zabawiła. Czy właśnie takim kłamstewkiem chcesz mnie rozweselić? Ale cóż, okazało się nieskuteczne, więc spróbuj czegoś innego.

Wiedziała, że nie znajdzie na to dobrej odpowiedzi. Sama obecność Eldrica sprawiła, że jeszcze trudniej przychodziło jej udawać zwyczajną kobietę, która zjawiła się w porcie. A już zupełną głupotą byłoby udawać jedną z tych kobiet, które za parę drobnych monet zadzierają kieckę i oddają się wygłodniałym marynarzom. Od biedy mogła udawać podróżniczkę, która korzystając z okazji, postanowiła pospacerować po otwartej przestrzeni, dopóki nie wróci na pokład.

Jednak gdy była tak blisko Eldrica, który wydawał jej się tak bardzo znajomy, gubiła się w tych swoich gierkach i kłamstwach. A on jej po prostu nie wierzył, choć zarazem nie mógł wiedzieć, kim ona naprawdę jest. Nie rozpoznał w niej tamtej dziewczyny, z którą kiedyś tańczył i dotykał rękami jej rąk, a jej spódnice ocierały się o niego.

Tak samo nie mógł wiedzieć, że była Łucznikiem swego ojca. Trzymała się na dystans nie tylko od Eldrica, ale w ogóle od wszystkich mężczyzn. Można by powiedzieć, że tak naprawdę nikt jej nie widział.

Dlatego z uporem musiała udawać niewinną, to jej jedyna strategia, choć przy tym wiedziała, że ta sztuczka może działać tylko przez jakiś czas. Jeśli jednak była choćby najmniejsza szansa na to, by zasiać w nim wątpliwości, że pojmał niewłaściwą osobę, musi w to brnąć. W przeciwnym razie…

W przeciwnym razie znów będzie musiała się stać tym, kim uczynnił ją jej ojciec. Z tym że nie do końca… Bo wobec Eldrica nigdy nie przemieni się w Łucznika, czyli w zabójczą broń, którą zadowala tylko efekt ostateczny. Nawet nie zamierzała tego próbować. Pozostał jej tylko prosty wybór: fałsz albo prawda. Z tym że prawda najpewniej wywołałaby burzę skrajnie niebezpieczną dla nich obojga. Bezpieczniej więc kłamać.

– Mięta to nie trucizna – podjęła tonem, jakby zignorowała odpowiedź Eldrica. – Dopóki nie zostanie przerobiona na olej, ma działanie chłodzące.

Wziął ziele, przejechał nim po ramionach i rękach, a także po całym ciele, jakby był sam i brał kąpiel. Jakby ona nie istniała. Patrzyła, jak małym kawałkiem płótna brutalnie szoruje swoje ciało, usuwając brud po szarpaninie z nią i po podróży, którą odbył, by ją w końcu dopaść.

Jak mogła się nie zorientować, że ją śledzi. Towarzysząc ojcu, wystawiła się na cel, przez co cały jej wysiłek poszedł na marne. Głupi błąd. Do tej pory jeszcze nikt jej nie zaskoczył. A Eldric, ten pogwizdujący olbrzym, nie mógł się przecież skradać niepostrzeżenie.

Nie to, żeby był jej wrogiem, chociaż wiedziała, że on uważał ją za swojego wroga. I z uwagi na swoje bezpieczeństwo będzie tak uważał aż do jej śmierci.

Znów przejechał mokrą szmatą po szyi i piersiach. Wyobrażała sobie, jak musiał się czuć, gdy chłodził się zimna wodą po upalnym poranku i walce. Naprawdę mocno go uderzyła i czekała, aż całkiem się do niej odwróci, by mogła zobaczyć, jak bardzo go pokiereszowała i czy potrzebował tylko mięty, czy również opatrunku. Kierowała się nie tylko litością, ale również zmysłem praktycznym. Skoro ona była związana, a on poobijany, to w razie jakiegoś ataku z zewnątrz znajdą się w niewesołej sytuacji.

Niepokoiła się też z innego powodu. Grała niewinną kobiecinę, ale tak naprawdę była Łucznikiem, bezdusznym i zabójczo sprawnym orężem. A tu proszę, wyobrażała sobie, jak głaszcze Eldrica, dając mu ukojenie, i jak się obraca, by sięgać coraz śmielej… Na próżno usiłowała panować nad tymi fantazjami i czuła, że wzbiera w niej dziwny niepokój i rozkoszne napięcie…

– Byłam znachorką w mojej wiosce, zanim postanowiłam popłynąć statkiem do…

Eldric rzucił płótno z taką siłą, że drewniane naczynie zaklekotało na stole. Podszedł do stołu, chwycił dzban i napił się piwa. Stał do niej profilem, a ona obserwowała jego gardło, gdy pochłaniał płyn kilkoma łykami, po czym z rozmachem cisnął dzban na stół, a puste naczynie przewróciło się.

Ale nie zadał sobie trudu, by je postawić. Spojrzała na jego porozrzucaną odzież, na leżącą w nieładzie splamioną błotem i krwią bieliznę.

A on znów spojrzał na nią.

Cressida przełknęła nerwowo.

– Mogłabym coś zrobić dla ciebie. Rany nie zagoją się natychmiast, ale odczujesz ulgę. Przecież na pewno bardzo cierpisz.

Poruszył ramionami, robiąc gwałtowny wdech i wydech, potem sięgnął do leżącej na podłodze torby, wyjął koszulę i włożył przez głowę.

– Może dobry byłby żywokost – ciągnęła, jakby prowadzili zwykłą rozmowę. – Pomaga na siniaki, chociaż nie sądzę, żeby ci zależało na ładnym wyglądzie. Trzeba go stosować w niewielkich ilościach, ale na pewno pomoże…

Przysunął krzesło do łoża, ustawił je oparciem do niej i usiadł okrakiem twarzą do Cressidy. Jego potężna postać znajdowała się niebezpiecznie blisko, tak blisko, że czuła zapach piwa i słonej wody, w której się mył. A także wychwyciła jego prawdziwy zapach, który przypominał zmrożony bluszcz.

W milczeniu położył dłonie na oparciu krzesła i wsparł na nich brodę. W tej pozie, o dziwo, wyglądał… jak chłopiec. Niedbale wsparty na krześle skojarzył się jej z synem, który w rodzinnym domu gawędzi z matką, ale jego wzrok temu przeczył. Nie był chłopięcy. Był posępny, groźny i bardzo męski. Eldric sprawiał wrażenie, jakby chciał postawić między nimi mur nie do przebicia. Ponieważ jednak była związana, nie chodziło o obronę przed nią. Po prostu nie dowierzał sobie. Co poruszyło w niej jakąś czułą strunę. Zrozumiała bowiem, że chce ją chronić, choć przecież to ona mu zagrażała. A jeszcze nikt nigdy nie próbował jej chronić…

Jednak dla dobra ich obojga dalej musiała go prowokować, bo musi mu uciec.

– Nie mam pojęcia, co zamierzasz ze mną zrobić i czego ode mnie chcesz, ale jak dla mnie jest to zwykłe nieporozumienie. Podróżuję tak samo jak ty.

Przechylił głowę, a jego oczy jeszcze bardziej pociemniały. Brodę wciąż opierał o krzesło, ale zaciśnięte na oparciu dłonie pobielały.

– Wybierałam się do Francji, do rodziny. – Była to najbardziej prawdopodobna wersja, jaka przyszła jej do głowy. – Nie chciałam ci zrobić krzywdy, po prostu mnie zaskoczyłeś, więc zaczęłam się bronić. Nagle mnie złapałeś i…

– Skończyłaś? – To nie było pytanie, to był rozkaz, który zabrzmiał jak wyrok. – Bo ja skończyłem.

– Nie mam pojęcia, co…

Sfrustrowany i zły zerwał się z krzesła tak szybko, że ciężki dębowy mebel opadło na łoże. Rzeźbione oparcie wprawdzie jej nie uderzyło, ale poczuła jego uderzenie w mocno wypchany materac. Ale prawdziwym zagrożeniem był potężny i stojący nad nią mężczyzna, który zaciskał dłonie, a jego pierś wznosiła się i opadała w ciężkim oddechu. Widać było, że próbuje się opanować, ale przychodzi mu to z wielkim trudem. Lada moment, a walnie ją pięścią albo huknie krzesłem w głowę, a ona nawet nie może się zasłonić czy odchylić od ciosu, bo jest związana. Mogła tylko patrzeć… i milczeć.

– Kłamiesz – mruknął. – Kłamiesz tak bardzo, że nawet gdybym nie wiedział, że wszystko to, co mówisz, jest fałszem, i tak bym wyczuł, że łżesz. I ty też to wiesz! Na litość boską, leżysz związana i bezwolna, a ja mógłbym cię zagłodzić na śmierć. Albo pociąć mieczem, żebyś wykrwawiła się na śmierć. Albo zerwać wszystko z ciebie i udusić jak bezbronnego niemowlaka. A ty wciąż mi się opierasz!– Wściekłym wzrokiem rozejrzał się po izbie, po czym znów spojrzał na nią i dodał: – Tylko tracisz czas, ale wbij sobie do głowy, że tracisz swój czas, a nie mój. Chcesz, żebym ci jeszcze dobitniej pokazał, jak wielką mam przewagę nad tobą? Jestem wolny, a ty nie. Jeden dzień? Może dwa? Tydzień, dwa tygodnie? Uwięziona tutaj i przywiązana do tego łoża, jak sądzisz, ile możesz przeżyć?

Wybiegł z izby, zatrzaskując za sobą drzwi.

Rozdział trzeci

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty