Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Camron od lat kocha Annę, lecz ona traktuje go jak skłonnego do hulanek lekkoducha. Już raz boleśnie się sparzyła, oddając serce mężczyźnie, który wystawił ją na pośmiewisko. Nie szuka nowego zalotnika, pogodziła się ze statusem starej panny, a szczęście odnajduje w trosce o najbliższych. Jednak Camron jest uparty, nie zamierza rezygnować z kobiety, która zawładnęła jego uczuciami. Powoli, rozważnie zdobywa jej zaufanie i przychylność. Nie traci nadziei, nawet gdy na jaw wychodzi sekret, który może zniweczyć jego starania. Będzie walczył o ukochaną równie odważnie, jak walczy o honor swego klanu…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 272
Rok wydania: 2025
Nicole Locke
Zaloty po szkocku
Tłumaczenie:
Aleksandra Tomicka-Kaiper
Tytuł oryginału: The Highlander’s Bridal Bid
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills&Boon, an imprint of HarperCollins Publishers, 2022
Redaktor serii: Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga
© 2022 by Nicole Locke
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-291-1375-5
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Kwiecień 1297roku, ziemie klanu Grahamów
– Późno już – mruknął Camron z klanu Grahamów. – Powinniśmy iść spać.
– Nie – odburknął Hamilton, jego brat. – Jest wcześnie. Nie widzisz, że słońce zaraz wzejdzie?
Camron podniósł głowę z ramienia brata i spojrzał tam, gdzie wskazywał Hamilton.
– To tylko kolejne ognisko, które jeszcze nie zgasło.
– Nasze już tak.
Hamilton zatoczył się, a Camron prawie się przewrócił, zanim zdążył podtrzymać brata.
Czuł na skórze chłód kwietniowej nocy. Z powodu zimna tuż za granicami wioski rozpalono trzy dodatkowe ogniska, przy których ustawiono stoły i ławy, by klan Grahamów mógł świętować powrót jego, jego brata i innych, a także pożegnać tych, którzy zajmą ich miejsce na rubieżach.
Nie słyszał głosów z okolic innych ognisk. Ich ogień zgasł. Ze wszystkich biesiadników tylko on i jego brat siedzieli tu pozostali. Siedzieli na kłodzie, przyciśnięci do siebie, starając się nie kołysać z boku na bok.
– Musimy iść do łóżek – powiedział ponownie.
– Nie jestem pewien, czy mam władzę w nogach – odparł Hamilton.
Camron wiedział, że jeśli zamierzali dostać się do domu, musieli współpracować.
– Ile piwa wypiliśmy?
– Jesteśmy ostatnimi Grahamami na placu boju – powiedział Hamilton. – Nigdy nie zakładaj się z Grahamem o to, ile wypijesz, bo przegrasz – dodał.
– Ja jestem Grahamem.
Camron miał wrażenie, że już kiedyś słyszał, jak Hamilton mówi coś podobnego. Może zeszłej nocy? W końcu tak zaczynała się większość ich wyzwań i zakładów. Od chwili, gdy zdali sobie sprawę, że wyglądają tak samo, nieustannie próbowali udowodnić i sobie, i innym, jak bardzo się różnią.
Przecież zawsze czuł się inny niż Hamilton. Wydawało mu się, że dla wszystkich jest to oczywiste. Był bardziej powściągliwy, a brat lubił chwalić się odwagą, kiedy tak naprawdę był po prostu rozrabiaką.
To zwykle on wszczynał kłótnie.
Camron spróbował potrzeć czoło.
– Cholera – powiedział Hamilton. – Dlaczego dźgnąłeś mnie w oko?
– Pewnie zasłużyłeś.
– Może nie powinieneś pić tyle miodu?
Miodu? To dlatego w głowie mu tak pulsowało! Pił miód od Seoca. Mężczyzna był wielki jak dąb i równie gruby, a jego miód mógł powalić byka.
– Myślałem, że piliśmy piwo?
– Tak było, ale najwyraźniej chciałeś, by rano bolała cię głowa. – Hamilton oparł się o Camrona. – Muszę się przespać.
Camron również musiał. Zamiast tego siedzieli na niskim pniu, a poranna mgła osiadała na ich ubraniach. Nie czuł zimna.
Skrzyżował ramiona na piersi. Gdyby było zimno, wstałby. Ale skoro nie było…
– Dobrze jest wrócić do domu – mruknął cicho Hamilton.
Camron drgnął. Czyżby zasnął? Powiedział to on czy Hamilton? W sumie nie miało to znaczenia, bo myślał tak samo.
Przez ostatnie lata spokojna egzystencja, jaką cieszył się jego klan, była zagrożona. W bitwie pod Dunbar zginął sir Patrick Graham.
Camron i Hamilton uciekli do lasu, ciągnąc za sobą przyjaciela, Seoca, który otrzymał ciężką ranę w klatkę piersiową.
Spokój był również zakłócany przez sąsiednie klany. Większość z nich zawsze z sobą rywalizowała, a w przypadku klanów Buchananów i Colquhounów rywalizacja przeradzała się we wrogość, której nie złagodziło nawet niedawno zawarte małżeństwo.
On i Hamilton świętowali ten ślub ze wszystkimi, ale podczas uroczystości panowała ciężka atmosfera, z którą klan Grahamów nie chciał mieć nic wspólnego.
Narastające konflikty między Anglią i Szkocją wystarczająco ich zajmowały. Od czasu Dunbar regularne patrole i wymiana informacji między klanami były niezbędne, wręcz kluczowe dla ratowania życia.
William Wallace zamierzał wkrótce uderzyć na Anglików. Być może aż w Stirling, ale żadna bitwa nie była wystarczająco daleko, by ktokolwiek mógł czuć się bezpieczny. On i jego brat nie mieli żon i dobrze walczyli, dlatego często byli wysyłani z informacjami do innych klanów lub na patrole. Wczorajsza noc była pierwszą, którą spędzili w domu. Stąd ta uczta.
Camron uwielbiał być w domu, ale tu również nie potrafił się uwolnić od ciągłej udręki, która nie miała nic wspólnego z wojnami, a wszystko z Anną, kobietą, w której zakochał się, gdy miał dziesięć lat.
– Znowu wzdychasz, bracie. – Głowa Hamilton uniosła się, po czym opadła na ramię brata. – Już o niej myślisz? Nie jesteśmy w domu nawet jeden dzień.
Jakie to miało znaczenie? Jego myśli zawsze wracały do Anny.
– Spotkam się z nią dzisiaj, więc lepiej się przygotować, niż dać się zaskoczyć.
– Myślałem, że upiłem cię na tyle, byś o niej tej nocy zapomniał – powiedział Hamilton z westchnieniem.
– To dlatego rzuciłeś wyzwanie, kto więcej wypije?
Hamilton poprawił się i wyprostował, a potem znów o niego oparł. Ramię, w którym właśnie odzyskiwał czucie, ponownie zdrętwiało.
Jego brat był ciężkim mężczyzną. Oczywiście to samo można powiedzieć o nim. Identyczne brązowe włosy, identyczne brązowe oczy. Nie tak wysocy, jak niektórzy z ich klanu, ale podobno dwa razy silniejsi. Nawet rodzice nie byli w stanie ich rozróżnić, co często wykorzystywali.
Wyjątkiem była Anna, która zawsze go rozpoznawała. Oczywiście mogło to być spowodowane tym, że wpatrywał się w nią od dziecka.
– To nie ja zacząłem to wyzwanie – powiedział Hamilton.
– Jak możesz pamiętać, kiedy cały czas pulsuje ci w głowie? – zapytał Camron.
– Tobie pulsuje, ja jestem po prostu zmęczony.
– Spotkam się z nią dzisiaj – powtórzył Camron. – Nie widzieliśmy się od dawna.
Właśnie dlatego się martwił. Pragnął jej od zawsze, ale czy kiedykolwiek nadejdzie moment, w którym będzie ją miał?
Wciąż nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego tamtego wieczoru, dawno temu, gdy miał dziesięć lat, wyszedł z domu. To była jedna z tych nocy, kiedy powietrze jest parne i gorące. Pamiętał, że cały klan spał, a ciemne niebo rozświetlał księżyc w pełni. Ubrany w krótką tunikę wstał z łóżka i wyciągnął ręce, by poczuć wilgoć i zobaczyć promienie księżyca odbijające się w kroplach. Zafascynowany, nie zdawał sobie sprawy, jak daleko zaszedł, dopóki nie dotarł do małego zagajnika na brzegu rzeki.
Wtedy ją zobaczył. Była sama, siedziała na ławce tak, że widział tylko jej profil.
Anna z klanu Grahamów była pięć lat starsza od niego i interesowało się nią kilku zalotników. Być może była to wina późnej pory lub zaklęcia, które wygnało go z łóżka, może zadziałała tak cisza, przerywana delikatnym szumem wody lub jasnym światłem księżyca.
Jednak nic nie było tak piękne jak ta dziewczyna, która przeczesywała grzebieniem mokre włosy. Miała uniesione ramiona, a jej biała koszula przylegała do wilgotnych pleców. Zawsze uważał, że jej niebieskie oczy są niesamowite, ale teraz dostrzegł też piękno czarnych jedwabistych pasm, których barwa mogłaby rywalizować z bezgwiezdną nocą.
– Znowu śpisz? – spytał Hamilton.
– Jestem pijany – przyznał Camron. Hamilton znał historię tamtej nocy i wcale nie byłby szczęśliwy, gdyby musiał wysłuchać jej ponownie.
– Ja już czuję nogi – stwierdził Hamilton.
– Chcesz wstać?
– Nie – odparł Hamilton.
To było… zaskakujące. Nie odpowiedź, ale sposób, w jaki to powiedział. Wydawał się zamyślony, a jego brat nigdy niczego długo nie roztrząsał.
– Więc zostajemy tutaj – postanowił Camron.
– Wkrótce znów wyruszymy na granicę.
Nie minął nawet dzień, od kiedy wrócili, a już planowali kolejną wyprawę. Czas, który mieli tu spędzić, był krótki, i wydawało się, że nie zaznają spokoju. Żądania króla Edwarda nie miały końca.
– Murdag to odważna dziewczyna, prawda? – zapytał Hamilton. – Nie mogę się doczekać następnych kilku dni, mówię ci.
Murdag, przyjaciółka z dzieciństwa i młodsza siostra Anny, była w ich wieku i zawsze uwielbiała płatać figle.
– To ona zaproponowała wczoraj zawody, kto wypije więcej piwa – jęknął.
Hamilton zachichotał.
– Tak, to była ona.
W głosie brata słychać było podziw, a nad tym też należało się zastanowić. W końcu żaden z nich nie miał jeszcze przyrzeczonej panny.
– Jest ładna – stwierdził ostrożnie, wpatrując się w brata i starając się rozpoznać jego uczucia. Nie patrzył na dziewczynę w ten sposób, bo Murdag była dla niego jak siostra, ale kto wie, jak postrzegał ją Hamilton.
– Była taka, gdy rzucała nam wyzwanie – prychnął Hamilton.
– Nie odwróciłeś wzroku – upomniał go Camron.
– Nie było szans, gdy miała na sobie tak cienką suknię i wyzywała nas na pojedynek.
Kobiece krągłości młodszej siostry Anny były widoczne dla wszystkich i bez wątpienia każdy mężczyzna zwrócił na nie uwagę. Z wyjątkiem niego, ponieważ rozglądał się za Anną.
– Pragnę jej – westchnął Hamilton.
– Nie idź tą drogą – ostrzegł go Camron.
Tyle że minionej nocy widział minę brata. Gdy Camron patrzył na Murdag, był jak zauroczony.
– Nie iść tą drogą? Ja już tam jestem, bracie. Ona jest w naszym wieku i nie została jeszcze nikomu obiecana. Chyba spróbuję szczęścia.
Prawdopodobnym powodem, dla którego Murdag nie została nikomu obiecana ani poślubiona, był brak mężczyzny na tyle odważnego, by ją okiełznać. Zresztą Hamilton nie miał żony z tego samego powodu.
Ale Murdag była praktycznie ich siostrą. Nie, Hamilton musiał żartować.
Zaburczało mu w brzuchu.
– Dlaczego piliśmy miód?
– Ponieważ obaj wciąż staliśmy?
– Czy Murdag piła z nami?
– Nie, dawno już jej nie było, gdy nalewałeś słodki nektar – prychnął Hamilton. – Seoc wciąż tu był… chyba.
– Musimy się przespać.
– Za późno na to. Słońce już wschodzi.
Camron uchylił ciężkie powieki. Ciemność nocy przeszła w szarość i zapowiadało się, że będzie to cholernie długi dzień, pełen dławiącej gardło żółci, ciągłego pragnienia i wyczerpania. Może to wystarczy, by próbował unikać Anny?
Ucisk w klatce piersiowej na tę myśl był wystarczającym dowodem na to, że niepotrzebnie się łudzi. Unikanie jej sprawiało mu ból.
Hamilton wstał i klepnął się po udach.
– Cóż, ogłaszam remis w konkursie na picie, ale uważaj, bracie. Nie wycofam się z wyzwania, które sobie rzuciliśmy.
Camron odepchnął się od kłody, czując mrowienie w ramionach. Całe ciało protestowało przeciwko temu ruchowi.
– Czy to był zakład, że wytrzymamy? – spytał. – Ponieważ jak dla mnie możesz być zwycięzcą, tylko pozwól mi się przespać.
– Świetny pomysł, idź spać – zgodził się radośnie Hamilton. To był znak, że nie wypił tyle miodu Seoca, co Camron, a w dodatku coś kombinował.
Camron potknął się o najbliższe drzewo, rozpiął bryczesy i odetchnął z ulgą.
– Skąd ta radość, że pójdę spać? Podłożyłeś mi osty pod prześcieradło?
– Bo kiedy będziesz spał – mruknął Hamilton – ja zyskam przewagę w staraniach o kobietę, którą kocham.
– Mam nadzieję, że dobrze spędzisz czas.
– Czas nie ma znaczenia… No, dla ciebie może ma – odparł Hamilton. – Nie sądzisz, że czekałeś wystarczająco długo?
– O czym ty mówisz?
Hamilton uśmiechnął się krzywo.
– Daj spokój, nie wymigasz się od zakładu. Nie tym razem. W końcu zapędziłem cię w kozi róg, żebyś coś zrobił, a po tym, jak zobaczyłem ją w tej cienkiej koszulce, będę musiał przyspieszyć starania o Murdag. Nie tylko ja zauważyłem w świetle ognia jej krągłe biodra.
Czy jego brat naprawdę chciał zdobyć siostrę Anny? Coś brzęknęło Camronowi w głowie, coś jakby ostrzeżenie. Ostrzeżenie przed czymś niebezpiecznym dla zdrowia i dobrego samopoczucia.
– A co właściwie próbujesz powiedzieć?
– Naprawdę zapomniałeś o zakładzie? – zapytał z niedowierzaniem Hamilton.
– Powiedz mi wreszcie, o co chodzi.
Nie miał dziś cierpliwości do gierek brata, a poza tym zamierzał pozostać w łóżku aż do wieczornego posiłku.
Hamilton machnął dłonią.
– Nie wywiniesz się z tego, nie tym razem. Jeśli to zrobisz, to… opowiem jej, jak długo do niej wzdychasz. Nie! Powiem jej, że się założyliśmy. Wtedy nie będzie chciała mieć z tobą nic wspólnego.
– Co takiego wymyśliłeś?
– Nie ja. Ty tego chciałeś. Rzuciłeś wyzwanie – powiedział Hamilton.
Nigdy nie rzucał wyzwań… albo prawie nigdy. I nie mógł się wycofać, bo brat traktował to śmiertelnie poważnie. Choć w oczach Hamiltona błyszczały psotne iskry, w jego tonie nie było wesołości.
– Bracie…
– Złóż przysięgę. – Oczy Hamiltona zwęziły się. – Obiecaj dotrzymać warunków zakładu. Zrób to, albo popsuję ci szyki. Minęło wystarczająco dużo czasu, nie ma chwili do stracenia. Słyszałeś, o czym mówili na radzie, wiesz, co nas czeka. Co czeka każdego z nas.
– Powiedz. Mi. O. Zakładzie.
– Założyłeś się, że ożenisz się przede mną.
– Ożenię się przed tobą? – zdumiał się Camron. – Co ty…? A kogo masz zamiar poślubić?
– Murdag. Ożenię się z Murdag. – Hamilton rzucił mu szybki uśmiech. – Co się idealnie składa, ponieważ wczoraj zapowiedziałeś, że poślubisz jej siostrę…
– Annę – szepnął oszołomiony Camron
– Huśtaj mnie, huśtaj! – krzyknął Lachie, ciągnąc Murdag za rękę.
Murdag jęknęła.
– Nie powinnaś była tyle pić zeszłej nocy. – Anna z klanu Graham chwyciła młodszego brata za drugą rękę, a Lachie natychmiast zaczął biec.
Upadł, przetoczył się na brzuch, podparł się i wstał. Śmiejąc się, ponownie chwycił siostry za ręce. Tym razem Murdag bardziej rozstawiła nogi. Lachlan był znacznie młodszy od nich obu. Miała dwadzieścia sześć lat, Murdag dwadzieścia jeden, a Lachie był ostatnim dzieckiem ich matki, która zmarła przy jego narodzinach.
Nikt nie wiedział, czy matka zdążyła zauważyć lekko zdeformowaną stopę syna. Usztywnili ją deszczułkami i obwiązali płótnem, co poprawiło jej stan, ale stopa nigdy w pełni się nie wyprostowała. Nie miało to jednak wpływu na wojowniczość chłopca. Jedyną rzeczą, która mogłaby go wprawić w przygnębienie, było zwracanie uwagi na jego ułomność i pomaganie mu w prostych czynnościach. Coś, co niektórzy z jej klanu wciąż robili, chociaż wielokrotnie prosiła, żeby przestali.
Bieganie z huśtaniem było zabawą, na którą Lachie stawał się zbyt duży i ciężki, ale dopóki o to prosił, Anna i jej siostra nie umiały mu odmówić.
– Jak tam głowa? – zapytała siostrę.
– Lepiej niż brzuch. – Murdag uścisnęła krótko jej dłoń i ponownie chwyciła Lachiego. – Trzeba było przyjść. Rozpalili trzy ogniska, bo przecież większość naszych przyjaciół wróciła do domu. Seoc, bliźniaki…
– Wolałam zostać w domu. – Anna spojrzała znacząco na brata.
Ostatnim razem, gdy na zgromadzeniu otwierano beczki piwa i rozpalano dodatkowe ogniska, Lachie, biegając między nimi, potknął się i upadł. Oparzenia już się zagoiły, ale od tamtego czasu wolała trzymać go z daleka od takich wydarzeń, przynajmniej dopóki nie stanie się bardziej ostrożny. Niestety obawiała się, że jest podobny do Murdag, która była niezwykle żywiołowa.
– Ojciec wrócił wcześnie do domu – zauważyła.
– Ja też… – odparła Murdag. – Czekaj, kazał mi coś ci powiedzieć.
– Co takiego? – Anna czekała, ale kiedy Murdag wzruszyła ramionami, nie mogąc sobie przypomnieć, dodała: – Najwyraźniej nie wróciłaś do domu wystarczająco wcześnie.
– Dotarłam do domu przed innymi…
– Raczej się dotoczyłaś – burknęła Anna i zdała sobie sprawę, że do jej głosu wkradł się gorzki ton.
Murdag przestała huśtać brata. Anna też się zatrzymała. Lachie szarpnął je obie, ale nie ruszyły się z miejsca.
Anna spojrzała na siostrę, która przyglądała się jej uważnie. Powinna przeprosić. Nie żałowała, że została z Lachiem w domu, bardzo lubiła spędzać z nim czas. Często też używała go jako wymówki, by trzymać się z dala od reszty klanu. Nie czuła się już dobrze podczas takich zgromadzeń. Nie tak jak wtedy, gdy była młodsza.
– Mam nadzieję, że zabawa była udana – powiedziała, próbując złagodzić ostry komentarz. – Po prostu martwię się o ciebie.
Murdag potrząsnęła dłonią Lachiego.
– Bracie, zaraz odpadnie mi ręka. – Lachie ścisnął jej dłoń jeszcze mocniej, więc Murdag klepnęła go w ramię.
– Au! – Lachie się roześmiał.
– Bo zaraz dostaniesz mocniej! – wykrzyknęła Murdag. – Na pewno nie zdołasz przede mną uciec!
Lachie puścił dłoń Anny i odbiegł nierównym krokiem.
Serce w niej zadrżało, gdy pobiegł w przeciwnym kierunku niż chłopcy, szykujący się do wspólnej zabawy.
Kiedy był młodszy, wszyscy bawili się razem. Ale w miarę jak dorastali, Lachie nie mógł za nimi nadążyć i teraz zwykle go ignorowali. Obawiała się, że z niego drwili, lecz Lachie nigdy się nie skarżył, po prostu nie był już taki pogodny jak kiedyś.
– No dobrze – powiedział Murdag. – Chcesz o tym porozmawiać… znowu?
Wiedziała, o czym mówi Murdag. A raczej o kim – o Alanie z klanu Macleanów. Alan, przyjaciel Seoca, odwiedził ich trzy lata temu. Był przystojny i czarujący, a ona się zakochała. Nie mogła myśleć i mówić o niczym innym. Jednak od ponad roku nigdy więcej nie chciała o nim rozmawiać.
– Chodziło mi tylko o to, że mężczyźni, którzy dawno nie byli w domu, mogliby wykorzystać to, że za dużo wypiłaś…
Anna wiedziała, że sprawiła siostrze przykrość, bo spojrzenie Murdag pociemniało. Nie dbała o to. Dostała nauczkę od Alana, zrobi wszystko, by jej siostra nie popełniła podobnego błędu.
– Według ciebie powinnam odstraszać każdego mężczyznę, który spojrzy w moją stronę? – zapytała chłodno Murdag.
– Ja żałuję, że nikt mnie nie ostrzegł.
– A jeśli to nie jest nikt obcy? – Murdag zacisnęła usta. – Komu nie ufasz w naszym klanie, Anno? I dlaczego ciągle pilnujesz Lachiego? Wiesz, że chce zachować dumę i nie znosi litości.
Na ziemiach Grahamów ufała wszystkim, to Maclean zdradził ją i jej klan. Jeśli chodzi o Lachiego…
– Nie pozwolę, by chora stopa utrudniała mu życie.
– To ty go ograniczasz. Kiedy w końcu dasz spokój? – wytknęła jej Murdag.
– Może gdybym to ja, zamiast June, pilnowała go wtedy, nie upadłby i nie miałby blizn po oparzeniu.
– To było lata temu. Teraz chodzi o wiele pewniej.
– Czyżby? – mruknęła Anna. – Bo wydaje mi się, że właśnie upadł. Może gdyby…
– Może gdyby, może gdyby – przedrzeźniała ją siostra. – Tu nie chodzi o Lachiego i dobrze o tym wiesz. Powiedz, kiedy odzyskam siostrę? Tak, Alan z klanu Macleanów okłamał cię… okłamał nas wszystkich. Ale ty wciąż to rozpamiętujesz i robisz z tego tarczę, którą się przed nami zasłaniasz. Są dni, kiedy zastanawiam się, kim naprawdę jesteś. I wciąż za bardzo trzęsiesz się nad Lachiem.
Próbowały nauczyć Lachiego pływać, ale Anna za bardzo się o niego bała, żeby pozwolić mu wchodzić do wody. A potem zakochała się w uroczym Alanie. Był z zaprzyjaźnionego klanu, przystojny, ale przede wszystkim był kłamcą, a teraz… wszystko legło w gruzach.
Wiedziała to wszystko, kiedy myślała logicznie, ale kiedy do głosu dochodziły uczucia, traciła trzeźwy osąd.
Nie chciała kłócić się z siostrą, lecz ostatnio ich rozmowy bardziej przypominały sprzeczki niż wymianę zdań. Anna wiedziała, że to jej wina, ale nie mogła nic na to poradzić. Nie umiała zapomnieć o tym, co ją spotkało.
– Murdag, wiesz…
– Tu jesteście! – zawołał ktoś.
Anna obejrzała się przez ramię i zobaczyła Beileag, ich przyjaciółkę. Szła szybkim krokiem, Hamilton i Camron dotrzymywali jej kroku.
Widok Beileag z bliźniakami nie był niczym niezwykłym. W towarzystwie przyjaciół Beileag była dość wygadana, jednak w towarzystwie innych zachowywała się bardzo powściągliwie. Wszystko z powodu jej matki…
Dobrze było widzieć, że Beileag jest dziś nieco pogodniejsza, więc kiedy Hamilton do nich pomachał, Anna odwzajemniła uśmiech.
Wiedziała już, że to Hamilton je zawołał. Poznała go nie tylko po głosie, który był prawie identyczny jak głos Camrona, ale dlatego, że Camron był spokojniejszy od brata. Obaj byli w podobnym wieku co Murdag i naprawdę przystojni. Aż dziw, że nie mieli jeszcze narzeczonych.
Może byliby dobrzy dla jej siostry lub Beileag? Żaden z nich oczywiście nie był odpowiedni dla niej, nie tylko dlatego, że znalazła dziś na skroni kolejny siwy włos.
To było przypomnienie, że jej czas minął, poza tym po doświadczeniu z Alanem nie liczyła już na poważnego zalotnika. Ale jeśli chodzi o Beileag…
Przyglądała się Camronowi, który szedł obok przyjaciółki. Byli prawie tego samego wzrostu. Beileag wysoka i smukła, Camron zwinny, co zawsze zaskakiwało ją u tak silnych mężczyzn.
Coś zakuło ją w sercu na widok tej dwójki, prawdopodobnie z powodu kłótni z Murdag. Cokolwiek się stanie, nie pozwoli, by przeszłość zrujnowała jej przyjaźnie.
–Jak się dziś czujesz, Murdag? – zapytał Hamilton.
– Bez wątpienia lepiej niż ty – odparła.
Rzuciła jej szybkie spojrzenie i Anna wiedziała, że resztę dyskusji odłożą na inny moment.
Hamilton obdarzył ją zuchwałym uśmiechem.
– Mówisz tak, jakbyś myślała, że coś mi dolega. Cóż, jestem w tak samo dobrej formie jak zawsze.
– Nie jest – zaprotestował Camron. – I obwiniał cię o to przez cały ranek.
– Mnie? – Murdag położyła dłoń na piersi. – Obaj się zgodziliście.
– Na co? – zainteresowała się Anna.
Murdag wygięła wargi w złośliwym uśmiechu, ale uciekła wzrokiem.
– Być może wyzwałam bliźniaków do zakładu, kto więcej wypije.
– Wspięła się na ten wielki głaz. – Beileag klasnęła.
Wspięcie się na głaz wymagało czyjejś pomocy, bo w przeciwnym wypadku… Murdag świeciłaby gołym tyłkiem przez połowę drogi w górę.
– Wspięłaś się na głaz? – żachnęła się Anna.
– Jak inaczej mieli mnie usłyszeć? – odparła Murdag.
Anna chętnie wygarnęłaby siostrze, co o tym myśli, ale nie przy wszystkich. Murdag zawsze była odważna i podejmowała ryzyko, jednak to bliźniacy słynęli z wyzwań, zakładów i pijaństwa.
– Mnie nikt nie pokona w piciu – powiedział Camron.
– Chyba miałeś na myśli mnie? – zaśmiał się Hamilton. Camron przewrócił oczami i zerknął na Annę.
Wydawało jej się, że zatrzymał na niej spojrzenie nieco dłużej, ale pewnie się myliła. Kiedy byli dziećmi, Camron często się w nią wpatrywał, wszyscy to zauważyli. Uważała to za słodkie, choć niezrozumiałe. W miarę upływu czasu coraz rzadziej go na tym przyłapywała, a gdy była z Alanem, Camron przestał zwracać na nią uwagę. Może teraz patrzył na nią dłużej, bo zauważył jej siwe włosy?
– Nie było ich od miesięcy – burknęła Murdag. – Miałam nadzieję, że im dorównam.
– Nie miałaś szans – odparł Hamilton. – Zabawne było, że próbowałaś.
– Zabawne? – powtórzyła Murdag. – Dotrzymywałam ci kroku, dopóki Camron nie zasugerował, by napić się miodu.
Camron wydał z siebie zdławiony dźwięk.
– Ja zasugerowałem picie miodu Seoca?
Anna była równie zszokowana jak on. Odpowiedzialny Camron okazał się większym ryzykantem? Przecież zwykle to on uspokajał Hamiltona.
Hamilton szturchnął go łokciem w żebra.
– Wszyscy poszli spać, my jeszcze nie, więc pomyślałeś, że miód załatwi sprawę.
– Nigdy więcej – przysiągł żarliwie Camron.
Hamilton się roześmiał.
– Teraz tak mówisz.
Cała czwórka była połączona wspomnieniem ostatniej nocy, więc Anna poczuła w sercu ból, który starała się stłumić. Cóż, po prostu po kłótni z siostrą nadal nie doszła do siebie.
Przegapiła powitanie bliźniaków. Dawna Anna byłaby tam z siostrą, prawdopodobnie cały czas strofując siostrę, ale nie unikałaby zabawy.
Jednak teraz była starsza i mądrzejsza. Już nie pozwoli nikomu się oszukać. Nie wystawi się na oceniający wzrok innych, ich znaczące uśmieszki i litościwe spojrzenia.
Jej przyjaciółka i siostra były młodsze od niej i powinny myśleć o małżeństwie. Ona będzie opiekowała się ich ojcem i Lachiem. Tak będzie najlepiej. Niechby tylko niepokój, który dręczył ją od roku, wreszcie zniknął.
– Och… – Murdag położyła dłoń na ramieniu Anny. – Przypomniałam sobie, czego chciał ojciec.
– Co teraz porabia Padrig? – zapytał Hamilton.
Czy jego oczy zatrzymały się na jej siostrze? Murdag spojrzała na niego, a potem z powrotem przeniosła wzrok na siostrę.
Bliźniacy wiele podróżowali przez ostatnie lata, trenując, poznając ziemię, negocjując i dbając o stosunki z okolicznymi klanami. Za każdym razem, gdy wracali, byli nieco inni. Anna dawno nie widziała Hamiltona i Murdag razem, byli przyjaciółmi, ale to nie znaczyło, że nie połączy ich coś więcej…
Jeśli przyjrzeć się bliżej, to grzbiety dłoni Beileag i Camrona niemal się stykały. To też mogło o czymś świadczyć.
Znów ogarnął ją niepokój i znów go stłumiła.
– Słuchasz mnie? – zapytała zirytowana Murdag.
Anna otrząsnęła się z zamyślenia.
– Słucham, słucham. Kuzynka Ailis ma urodzić kolejne dziecko.
– Ojciec powiedział, że nasza matka, gdyby tu była, skróciłaby nas o głowę, gdybyśmy nie odwiedziły jej siostrzenicy. Ciotka Blair również.
Anna skrzywiła się. Matka Ailis z klanu Colquhounów była ich ciotką, równie żywiołową i upartą jak ich matka.
– Pojadę z wami – zaproponował Hamilton. – Będziecie potrzebowały ochrony.
Hamilton zerkał na Murdag, jakby oczekiwał jej zgody. Natomiast Beileag wyglądała, jakby była zarówno zaniepokojona, jak i bliska śmiechu, a Camron wyglądał na… zdenerwowanego.
Nieco zdezorientowana Murdag odparła:
– Ailis potrzebuje Anny i jej pietruszkowego naparu, a także innych mikstur, które Anna przyrządza, gdy źle się czujemy. Ojciec kazał mi to przekazać, ale zapomniałam. Ja się tam nie wybieram.
Nastąpiła długa pauza. Anna spodziewała się, że Hamilton zaproponuje, że z nią pojedzie. Tak by wypadało, jednak milczał. No cóż, przynajmniej przekonała się, że nie pasuje do tej grupy przyjaciół. Była starsza, skażona skandalem.
Biorąc pod uwagę, jak obecnie wyglądały stosunki między nią a resztą klanu, może powinna odejść.
– Jeśli żadna z nas tam nie pojedzie, ciocia Blair będzie naprawdę mocno zirytowana – powiedziała. – Zatem powinnam się przygotować.
– Wybiorę się z tobą – zaproponował Camron.
Skinęła głową i wskazała na ścieżkę.
– Pójdę tamtędy, przez ogród, żeby zobaczyć, co można zebrać…
– Pojadę z tobą na ziemie Colquhounów, Anno – doprecyzował.
Oczywiście Camron musiał złożyć tę propozycję, skoro jego brat znów narobił zamieszania, ale mogła pojechać sama. Nie potrzebowała pomocy.
– To nie tak daleko. I pojadę po naszej ziemi, a potem po ich. Nie ma tam prawie nic…
– Będę ci towarzyszyć – powtórzył Camron stanowczo. – To wystarczająco daleko, żebyś nie była w stanie przewidzieć, na co możesz się natknąć.
Poczuła się nieswojo. Nie mogła sobie wyobrazić podróży z chłopakiem, który kiedyś nieustannie gapił się na nią, a któremu teraz prawdopodobnie podobała się jej przyjaciółka. Może zamierzał wypytać ją o Beileag? Na samą myśl o takiej rozmowie miała ochotę natychmiast wyruszyć w podróż… samotnie.
– Chcę wyruszyć jutro – powiedziała. Z pewnością nie mógł wyjechać tak szybko, bo nie byłoby to dobre dla klanu. To, że nie brała udziału w rozmowach rady, nie znaczyło, że o nich nie wiedziała.
– W takim razie jutro rano – odpowiedział tym samym spokojnym tonem.
Camron jak zawsze wkraczał do akcji, by naprawić głupstwa i potknięcia brata. A może rzeczywiście chciał zapytać ją o Beileag.
Ale… nie patrzył ani na brata, ani na Beileag, tylko na nią. Jego brązowe oczy miały w sobie głębię, której nigdy wcześniej nie dostrzegła, i ciepło, które poruszało jej serce, im dłużej się w nie wpatrywała.
To ciepło było zbyt… Nie, nie powinna tak się w niego wpatrywać. Odwróciła wzrok i wypuściła nieświadomie wstrzymywany oddech. Nonsens. To ten sam Camron, którego znała całe życie, ten, który obserwował ją, gdy był dzieckiem, a po historii z Alanem przestał zwracać na nią uwagę.
– Niech będzie – zgodziła się. – Może po pierwszym brzasku. Rano jest jeszcze wiele do zrobienia, ale chciałabym wyruszyć wcześnie.
Wykrzywił usta, jakby był zadowolony, że się zgodziła. Nagle jego rysy stały się zadziwiająco… łagodne.
– Mam przygotować konie i jedzenie? – zapytał.
Od kiedy to mężczyźni zajmują się jedzeniem?
– Ja zajmę się jedzeniem.
Hamilton wyglądał na rozradowanego, Beileag na zaciekawioną. A Murdag… Jeśli Murdag nie przemierzała konno obrzeży pól, polując lub robiąc coś ryzykownego, często się nudziła. Chociaż teraz wciąż wyglądała na nieco zamroczoną po wczorajszym miodzie, sprawiała wrażenie równie zachwyconej, jak pozostała dwójka.
Nie rozumiała, co ich tak cieszy. Litowali się nad nią czy żartowali z niej za jej plecami? Nie wiedziała, ale nie zamierzała się tym przejmować.
– W takim razie spotkamy się jutro rano u mnie – powiedziała i wygładziła dłońmi spódnicę. – Będę spakowana. Zostaniemy tam noc, może dwie.
– Nie mogę się doczekać – odrzekł Camron.
Przysięgłaby, że Hamilton się roześmiał, ale szybko pokrył śmiech kaszlem. Nie żegnając się z nikim, Anna obróciła się i zostawiła towarzystwo za sobą.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji