Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Vanessa Hilton to dziewiętnastoletnia dziewczyna, która nie szuka przyjaciół, ani tym bardziej mężczyzny. Młoda kobieta pragnie zacząć nowy rozdział w życiu i całkowicie zapomnieć o przeszłości. Opuszcza Brooklyn i wprowadza się do akademika, chcąc w pełni poświęcić się nauce w college'u i tym samym zadbać o swoją przyszłość.
Niestety na drodze do szczęścia spotyka szaloną i nieokiełznaną blondynkę, której nie potrafi odtrącić. W dodatku musi zmierzyć się z Eduardem – kiedyś był dla niej ważny i stanowił nieodłączną część jej życia.
Chłopak po śmierci swojego brata zmienił szkołę, tym samym znikając i pozostawiając pewne sprawy bez wyjaśnienia. Vanessa sądzi, że Eduard miał coś wspólnego ze śmiercią Daana, który był nie tylko jego bratem, lecz także jej pierwszą miłością.
Chcąc poznać prawdę, będzie musiała wyznać również własne tajemnice.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 367
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
DUCHY PRZESZŁOŚCI # 1
NAZNACZONE
dusze
J.K. CELIŃSKA
Dla tych, którzy nie mogą pogodzić się ze stratą
Z nieba padał deszcz, a my staliśmy pod parasolami i wpatrywaliśmy się w zmarzniętego pastora. Mężczyzna przez cały czas mówił, lecz jego słowa do mnie nie docierały. Nie potrafiłam uwierzyć, że mając zaledwie piętnaście lat, uczestniczyłam w pogrzebie Daana Olsena. Był on całym moim światem, pierwszą miłością i mimo młodego wieku naiwnie wierzyłam, że mieliśmy pozostać razem do końca życia. W pewnym sensie miałam rację. Byliśmy razem aż do dnia, w którym zmarł.
Wypływające z moich oczu łzy skutecznie ograniczały mi widoczność. ale dzięki temu, że padał deszcz, czułam się raźniej. Nawet niebo płakało w dniu, w którym musieliśmy pożegnać go na zawsze. Gdy nadszedł czas, aby opuścić trumnę do grobu, dostałam ataku paniki. Całe ciało się spięło, serce waliło jak młotem, a ramiona zaczęły się niemiłosiernie trząść. Nie miałam przy sobie nikogo, kto mógłby mnie pocieszyć lub chociażby bez słowa przytulić. Jedyną osobą, którą znałam, był Eduard. Nie byłam jednak w stanie patrzeć na bliźniaka Daana różniącego się od niego tylko kolorem oczu. W dodatku był winny śmierci własnego brata. I ja w pewnym sensie też.
Przez chwilę zastanawiałam się, jak Ed się czuł, stojąc nad grobem kogoś, kto wyglądał prawie tak samo jak on. Byłam pewna, że wyobraźnia nie dawała mu spokoju, bo co chwilę nerwowo przełykał ślinę. Nie wyglądał na zrozpaczonego, lecz na złego i zawiedzionego. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Emocje, które malowały się na jego twarzy, nie miały nic wspólnego z moimi, bo całe moje ciało rozrywały niekończące się rozpacz i smutek. Wiedziałam, że każdy człowiek był wrażliwy, ale równocześnie każdy był też egoistą. U Eduarda z pewnością dominowała egoistyczna część natury, skoro nie chciał pomóc własnemu bratu, gdy ten najbardziej go potrzebował. Nie potrafił schować dumy do kieszeni, co było katastrofalne w skutkach. Byłam pewna, że Daan stracił życie właśnie przez niego.
Cztery lata później
Jadąc autobusem do akademika, byłam zestresowana. Mogłam pójść do college’u tylko dzięki temu, że przez wszystkie poprzednie lata spędzone w szkole dobrze się uczyłam. Miałam na swoim koncie liczne udziały w olimpiadach i konkursach, przez co udało mi się uzyskać stypendium. Mojej mamy nie byłoby stać na to, aby posłać mnie na studia, ale nie miałam jej tego za złe. Mimo iż kobieta nigdy nie miała czasu na wspólne rozmowy i pracowała po czternaście godzin dziennie, byłam jej wdzięczna za wszystko, co do tej pory dla nas zrobiła. Wiedziałam, że jako samotnej matce od początku było jej ciężko, a nie mając żadnej pomocy od rodziców, musiała czuć się samotna. Jednakże od dziewiętnastu lat miała we mnie wsparcie – zawsze o niej pamiętałam i byłam dla niej opoką.
Mieszkałyśmy na Brooklynie, więc aby dotrzeć na Uniwersytet Stony Brook, musiałabym pokonać półtorej godziny drogi samochodem, którego nie miałam. W związku z tym postanowiłam przeprowadzić się do akademika znajdującego się w pobliżu mojego college’u. Mama mocno przeżyła to, że postanowiłam się wyprowadzić, ale zapewniłam ją, że było to rozwiązanie tylko do czasu, aż zarobię jakieś pieniądze i zrobię prawo jazdy, na które do tej pory nie było mnie stać. Ponadto musiałabym kupić także samochód. Wiedziałam, że mama podobnie jak ja nie wierzyła w to, że jeszcze kiedyś zamieszkamy razem. Na razie z domu na uczelnię musiałam dojechać pociągiem i autobusem.
– Otwierać! – usłyszałam spanikowany głos jakiejś dziewczyny, która uparcie uderzała dłońmi w szybę autobusu i biegła obok niego. – Otwórz te cholerne drzwi! – Po raz ostatni walnęła z całej siły w szybę i się poddała.
***
– To będzie twój pokój – powiedziała starsza kobieta, która od dłuższego czasu oprowadzała mnie po akademiku. Otworzyła przede mną odrapane drzwi o numerze trzynaście. Na ścianach wisiały stare plakaty po poprzednich studentach, a wszystkie meble wyglądały na przedpotopowe. Cały pokój był raczej obskurny, ale nie miałam pieniędzy na to, aby móc wybrzydzać. – Rozgość się – dodała i czym prędzej opuściła moje lokum.
Były w nim dwa łóżka, więc domyśliłam się, że wkrótce dołączy do mnie jeszcze jedna osoba, ale na razie postanowiłam się tym nie przejmować. Nie lubiłam ludzi, a moim wymarzonym zawodem było sprzątanie bezludnej wyspy, ale niestety do tej pory nie znalazłam takiego ogłoszenia w internecie, choć regularnie sprawdzałam.
Z westchnieniem podeszłam do jednego z łóżek i postanowiłam się rozpakować. Obiecałam mamie, że zadzwonię do niej, gdy tylko uda mi się dotrzeć do akademika, ale stwierdziłam, że nic się nie stanie, jeśli zrobię to trochę później. Byłam pewna, że mama, będąc w pracy, i tak nie miała czasu na spoglądanie w telefon.
Skończyłam się rozpakowywać, a następnie postanowiłam zaścielić swoje łóżko i nacieszyć się chwilą ciszy.
– Siema! – Do pokoju wparowała jakaś dziewczyna, a ja aż podskoczyłam, gdy drzwi z impetem trzasnęły o ścianę. – Jestem Stephanie, ale mów mi Annie – dodała, podchodząc do mnie z wyciągniętą dłonią, którą z wahaniem uścisnęłam.
– Vanessa – przedstawiłam się niepewnie, ale mój głos zabrzmiał tak, jakbym nie rozmawiała z ludźmi od wieków. Odchrząknęłam. – Ale mów mi Ness – zaproponowałam, brzmiąc już nieco lepiej.
Z opóźnieniem zorientowałam się, że stojąca przede mną blondynka była tą samą, która krzyczała do kierowcy autobusu i waliła ręką w szybę.
– Mamy być współlokatorkami – powiedziała wesoło i posłała mi szeroki uśmiech, a następnie rzuciła na łóżko torbę i kilka innych rzeczy.
Jej osobowość sprawiała, że chciało mi się śmiać i płakać równocześnie. Cieszyłam się, że zamieszkam z wesołą i pełną życia osobą, ale to oznaczało także, że najbliższe cztery lata miałam spędzić w towarzystwie kogoś, kto był moim całkowitym przeciwieństwem.
– To… – zaczęłam niepewnie, ale tak właściwie nie wiedziałam, co powinnam w takiej sytuacji powiedzieć – …fajnie? – dodałam, ale zabrzmiało to raczej jak pytanie.
Blondynka spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.
– Chyba nie należysz do rozrywkowych osób, co? – Uśmiechnęła się delikatnie. – Gdybyś miała wybrać, to którą tabletkę byś wzięła? Czerwoną czy niebieską? – zapytała, a ja nie rozumiałam, co miała na myśli.
– Jaką tabletkę? – spytałam speszona, marszcząc przy tym nos.
– Nigdy nie oglądałaś Matrixa? – Jej błękitne oczy się rozszerzyły.
– Nie.
Wraz z mamą nie miałyśmy czasu na oglądanie telewizji. Poza tym nie było nas stać na opłaty za media, więc ograniczałyśmy wydatki w każdy możliwy sposób.
– Czerwona tabletka to ostre ruchanie z przypadkowym kolesiem, a niebieska to waniliowy seks z przypadkowym kolesiem – wyjaśniła, a mnie zatkało. – To którą byś wzięła?
– A czy mogę nie brać żadnej?
– Ech. Może jeszcze mi powiesz, że jesteś dziewicą?
– Nie, nie jestem – przyznałam niechętnie i odwróciłam się do niej plecami, aby powrócić do ścielenia swojego starego-nowego łóżka.
– Musisz wybrać się ze mną na imprezę.
– Raczej nie imprezuję.
– W takim razie zaczniesz. Jeśli mamy się zaprzyjaźnić, to musimy mieć jakieś wspólne zainteresowania.
***
Moje liczne protesty nie miały znaczenia, bo nowa koleżanka i tak wyciągnęła mnie siłą na imprezę.
– Tak właściwie to dokąd idziemy? – spytałam, gdy przemierzałyśmy nieznane mi uliczki.
Stephanie, jak na osobę, która również zaczynała pierwszy rok na uniwersytecie, była dobrze zorientowana w terenie i szła przed siebie pewnym krokiem.
– Do mojego chłopaka. To u niego jest impreza.
– Masz chłopaka?! – zdziwiłam się nie na żarty, a Annie zaśmiała się, widząc moją minę.
– Tak oficjalnie to nie jesteśmy parą, ale pracuję nad tym – wyjaśniła nieśmiało, a ja spojrzałam na nią z konsternacją. – Nazywa się Christian i mieszka niedaleko, więc będzie chodził na zajęcia razem z nami – powiedziała z podekscytowaniem.
Spędzając z nią czas w pokoju, dowiedziałam się, że podobnie jak ja zapisała się na biznes.
– A co z tymi tabletkami i tak dalej? – Nagle przypomniałam sobie jej wywód na temat seksu z przypadkowymi facetami.
Nie sądziłam, że taka dziewczyna jak ona była w stanie ulokować swoje uczucia tylko w jednej osobie.
– Po pierwsze, to była propozycja skierowana do ciebie. A po drugie, wkręcałam cię. – Szturchnęła mnie łokciem w rękę. – Tak naprawdę, mówiąc w dużym skrócie, czerwona tabletka oznacza poznanie prawdy, a niebieska to pozostanie w nieświadomości.
Nic z tego nie rozumiałam, ale jeśli naprawdę stanęłabym kiedyś przed takim wyborem, to w jednej szczególnej sprawie chciałam poznać prawdę.
***
Gdy stanęłyśmy pod domem jednorodzinnym, za którym rozciągało się długie podwórko, zrozumiałam, że kolega Stephanie był bogaty. Dziewczyna weszła do willi bez pukania, pociągając mnie za sobą, a ja po raz pierwszy od kilku lat znowu znalazłam się w towarzystwie snobów.
Nie martw się, Ness.
W mojej głowie donośnym echem odbił się tak dobrze znany mi głos Daana i wiedziałam, że wkrótce miałam natknąć się na kłopoty. Wchodząc do wystawnego domu, usłyszałam głośną muzykę i ujrzałam mnóstwo bawiących się nastolatków.
– Annie – zaczęłam niepewnie – ja nie chcę tutaj być.
– Oj przestań marudzić, Ness – skarciła mnie jak zwykle niezrażona niczym Stephanie. – Znamy się zaledwie pół dnia, a ja już czuję, że jesteś moją bratnią duszą! – dodała, witając się w międzyczasie ze swoimi znajomymi, których mijałyśmy, idąc przez salon. Na kanapach siedziało wiele ładnych dziewczyn, które były tak skąpo ubrane, że aż zrobiło mi się zimno na sam widok. – Chris! – wykrzyknęła w pewnym momencie, a ja odwróciłam głowę w stronę chłopaka, który stał kilka kroków od nas.
Gdy tylko gospodarz ją zauważył, zaczął kierować się w naszą stronę. Poczułam się małą i nic nieznaczącą kupką gówna. Przestało mnie dziwić, że Stephanie zakochała się w Christianie, ponieważ wyglądał jak grecki bóg i poruszał się przy tym z niebywałą gracją.
– Hej! – zawołał wesoło, uśmiechając się do nas.
– Cześć! – odkrzyknęła blondynka, próbując przebić się przez głośną muzykę, i przytuliła się z kolegą na przywitanie.
– Kogo tym razem przyprowadziłaś?
Tym razem? Zabrzmiało to tak, jakby Annie zmieniała przyjaciółki jak rękawiczki.
– To Ness, moja współlokatorka.
– Ciekawe, jak długo z tobą wytrzyma – zażartował chłopak i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. – Jestem Chris. – Wyciągnął do mnie dłoń, a ja nieśmiało ją uścisnęłam. – Ty się w ogóle kiedykolwiek odzywasz? – spytał po chwili, co odrobinę mnie zdenerwowało.
– Tylko jeśli rozmowa jest interesująca – odparłam kąśliwie.
– Nie tak ostro. – Stephanie zaśmiała się, aby rozluźnić atmosferę.
– Nie podoba ci się tutaj? – Chris wskazał dłonią na swój salon.
Całe pomieszczenie było pełne przepychu i niepotrzebnych rzeczy, które na miejscu chłopaka oddałabym biednym. Nie miałam na myśli ludzi takich jak ja, lecz jeszcze biedniejszych. Zawsze denerwowało mnie to, że inne dzieci miały w życiu łatwiejszy start niż ja, ale jakiś czas temu wyzbyłam się tej myśli. Takim osobom jak Chris wszystko przychodziło z łatwością i nie musieli na nic pracować intelektem, bo przecież mieli pieniądze swoich rodziców. Było mi poniekąd żal chłopaka, który przede mną stał.
– Nie podoba mi się sytuacja, w której się znalazłam. Wolałabym wrócić do akademika – przyznałam z grymasem.
– Dopiero przyszłyśmy – jęknęła z rozczarowaniem moja towarzyszka. – Nawet nie zdążyłaś jeszcze nikogo poznać.
– I niech tak zostanie. Nie lubię ludzi. – Chciałam skierować się do wyjścia, ale nowa koleżanka pociągnęła mnie za ramię.
– Zostań chociaż godzinkę – poprosiła, robiąc przy tym oczka jak kot ze Shreka.
Poddałam się, ponieważ takie spojrzenia niestety na mnie działały.
– W porządku – odparłam zrezygnowana.
Masz za dobre serce…
Zamknij się, Daan! – pomyślałam.
Trudno było mi zdobyć przyjaciół, ponieważ chodziło za mną widmo byłego chłopaka. Nie potrafiłam poradzić sobie z własnymi myślami, więc stroniłam od ludzi.
– Przedstawię ci swojego przyjaciela – powiedział nagle Christian, spoglądając na mnie, i skierował się do ogrodu. Ja i Stephanie podążyłyśmy zaraz za nim. – Mieszka ulicę dalej, bo przeprowadził się tutaj z centrum Nowego Jorku trzy lata temu. Od tamtej pory jesteśmy praktycznie nierozłączni. Myślę, że jego towarzystwo przypadnie ci do gustu bardziej niż moje i Stephanie, bo jest powściągliwy i milczący tak jak ty.
– Jeśli próbowałeś mnie obrazić, to ci nie wyszło – skomentowałam beznamiętnie.
W ogrodzie było odrobinę ciszej, ale za to w basenie kąpało się mnóstwo ludzi. Widziałam, że kilka dziewczyn całowało się z chłopakami w dosyć jednoznacznych pozycjach.
– Zaraz zwymiotuję – rzuciłam z obrzydzeniem.
Chris podążył za moim spojrzeniem.
– Nie zwracaj na nich uwagi. Te dziewczyny są na każdej imprezie, bo lubią się… bawić – wyjaśnił niepewnie. – A moim kumplom to odpowiada. – Posłał mi porozumiewawczy uśmiech. W pewnym momencie zatrzymał się przed ławką, na której siedział chłopak odwrócony do nas plecami i leniwie palił papierosa.
– Siema! – Stephanie zajęła miejsce obok niego. – Daj trochę – zażądała, a on bez słowa wręczył jej szluga, nie odwracając się w moim kierunku.
– Chciałem ci przedstawić Vanessę – odezwał się Chris, poklepując kolegę po ramieniu. – Będzie z nami studiowała biznes.
Chłopak powoli podniósł się z miejsca i odwrócił twarzą do mnie.
– Daan – wyszeptałam z niedowierzaniem, a moja dłoń powędrowała prosto do ust. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam.
Nie tym razem, kotku.
Gdy podszedł bliżej, okazało się, że jego oczy były zielone, a Daana miały kolor szary. Poza tym stojący przede mną brunet niczym nie różnił się od mojego byłego chłopaka.
– Eduard. – Wyciągnął do mnie rękę. – Eduard Olsen.
– Vanessa – odezwałam się, otrząsając się z szoku. – Vanessa Hilton – dodałam już nieco pewniej.
Doskonale się znaliśmy, więc nie rozumiałam, dlaczego chłopak postanowił odegrać takie przedstawienie. Ale wtedy do głowy przyszła mi jeszcze jedna różnica między nim a jego bratem bliźniakiem. Daan od dawna był już martwy, a jego kości spoczywały kilka metrów pod ziemią, podczas gdy Ed stał przede mną cały i zdrowy. Przeszkadzało mi to.
***
– Ej, Ness – zagadnął w pewnym momencie Lucas. – Ten typ to jakiś twój chłopak?
Lucasa poznałam zaledwie dwie godziny wcześniej, gdy weszłam do kuchni, aby się upić. Nowy znajomy był całkiem niezłym kompanem do butelki. Dorównywał mi.
– Jaki typ?
– Ten, co pilnuje lodówki. – Wskazał głową w tamtym kierunku, lekko się chwiejąc. Oboje byliśmy już wstawieni.
– Aha. Ten typ – mruknęłam, spoglądając raz jeszcze na Eduarda, który opierał się nonszalancko o kuchenny blat i wpatrywał się we mnie uważnie. – Jest całkiem podobny do mojego byłego. – Zaśmiałam się bez cienia wesołości, pociągając jeszcze jeden łyk whisky, którą wraz z Lucasem wyciągnęliśmy z szafy. – Nienawidzę go! – wykrzyknęłam, choć z pewnością niepotrzebnie poruszałam ten temat.
– Z powodu podobieństwa do byłego? – upewnił się i wyrwał mi z dłoni butelkę.
– W pewnym sensie – mruknęłam i się zachwiałam.
Nie kłam.
– Zamilcz, kurwa, proszę – wyrwało mi się.
– Przecież nic nie mówię. – Lucas uniósł dłonie w geście obronnym, na co przewróciłam oczami. Spoglądał na mnie niepewnie, ale z zainteresowaniem. – Mówił ci już ktoś kiedyś, że jesteś piękna?
Popatrzyłam na niego z niezrozumieniem. Jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej. Nawet zbyt blisko. Wyczułam, że chce mnie pocałować. Po świecie chodzili ludzie, którzy uprawiali seks po pięciu minutach znajomości, a ja nie byłam już dziewicą, która za wszelką cenę unikała bliskości. Poza tym od czterech lat z nikim się nie całowałam. Nie wiedziałam, czy chciałam tego pocałunku, czy nie, więc nie robiłam nic, a jedynie stałam i czekałam na jakiś ruch ze strony chłopaka. Lucas powoli nachylał się w moją stronę, a gdy już miał musnąć moje usta swoimi, ktoś szarpnął gwałtownie za moje ramiona.
– Wychodzimy – zadecydował Eduard głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Pierdol go.
– Co? Zostaw mnie w spokoju. Ja się świetnie bawię! – krzyknęłam, próbując wyrwać się z uścisku napastującego mnie chłopaka.
– Tak? Właśnie widzę – sarknął Ed. – Jak tak dalej pójdzie, to za dziewięć miesięcy będziesz się bawić jeszcze lepiej.
Sens tej wypowiedzi dotarł do mnie dopiero po dłuższej chwili.
– Chodź już – dodał.
– Z tobą? – Spojrzałam na niego z pogardą.
– Chyba nie masz innego wyjścia – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Schlałaś się bardziej niż twoja koleżanka, co jest nie lada wyczynem. Idziemy! – Mówiąc to, pociągnął mnie za ramię i odciągnął od Lucasa.
– Papa, Lucas! – krzyknęłam w stronę zawiedzionego chłopaka, który przed chwilą prawie mnie pocałował.
– Do zobaczenia, Ness! – wybełkotał i poszedł grzebać w szafkach, zapewne w poszukiwaniu następnej butelki alkoholu.
Tymczasem mnie zakręciło się w głowie i poczułam, że zaraz zwymiotuję. Zatrzymałam się, przez co Ed także był zmuszony stanąć. Popatrzył na mnie i zamarł, gdy ujrzał moją bladą twarz. Nie zdążył się jednak odsunąć, gdy zwymiotowałam mu na buty.
– Nie no, kurwa! To już przegięcie!
Nie byłam wstanie dłużej go słuchać. Po raz pierwszy od dawna urwał mi się film.
Byłam prawie pewna, że wkrótce umrę, bo bolało mnie dosłownie całe ciało. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to był tylko kac. Pamiętałam wszystko, aż do momentu kiedy zwymiotowałam na buty Olsena. Niestety, gdy tylko otworzyłam oczy, okazało się, że wcale nie znajdowałam się w swoim pokoju w akademiku. Co więcej, leżałam w całkiem obcym łóżku. Pomyślałam, że jeśli przespałam się z kimś po pijaku, to niczym nie różniłam się od dziewczyn zabawiających się w basenie na imprezie Christiana.
Z tą myślą postanowiłam usiąść, a gdy z trudem mi się to udało, spostrzegłam, że na komodzie obok łóżka stała butelka wody, a obok leżały jakieś leki. Właściwie nie spojrzałam nawet, jakie to były tabletki, tylko od razu wzięłam dwie i wypiłam całą butelkę wody na raz. W mojej głowie zrodziło się pytanie, czy obca osoba, która w jakiś sposób mogła wykorzystać moje odurzenie, przejmowałaby się moim kacem? Stwierdziłam, że prawdopodobieństwo takiego zdarzenia było niewielkie, i postanowiłam rozejrzeć się po pomieszczeniu. Gdy wstałam z łóżka, okazało się, że miałam na sobie jedynie bieliznę i spodnie, a moja bluzka gdzieś zniknęła.
– Co jest, do cholery? – mruknęłam pod nosem, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu swoich ubrań. W tamtej chwili byłam niemal pewna, że się z kimś przespałam.
Zdrajca.
– Zamknij się, ty nie żyjesz.
Przeszłam się po pomieszczeniu i ujrzałam zdjęcia wiszące na ścianach. Patrząc na nie, zrozumiałam, że znajdowałam się w domu Olsenów. Na fotografiach był Eduard i jakiś kilkuletni chłopiec. Domyślałam się, że to John, ponieważ wiedziałam, że bliźniacy mieli młodszego brata. Na żadnym zdjęciu nie widziałam natomiast Daana.
Oboje nic nie znaczymy.
– Jeśli szukasz bluzki, to wiedz, że jest w praniu – powiedział Ed, wchodząc do pokoju bez pukania.
Zdziwiłam się, gdy ot tak do mnie podszedł, ale się nie odsunęłam. Nie miałam także zamiaru chować swojego prawie nagiego ciała pod kołdrą, bo nie chciałam dawać mu żadnej satysfakcji.
– Mów ciszej, bo głowa mi pęka – jęknęłam beznamiętnie. – A tak poza tym, dlaczego moja koszulka jest w pralce, a nie na mnie? – spytałam, bo w końcu nie codziennie zdarzało się, że lądowałam na wpół naga w łóżku brata swojego zmarłego chłopaka.
Eduard wyglądał prawie tak samo jak Daan, tylko trochę starszy. W końcu od jego śmierci minęły już cztery lata.
– Bo ją obrzygałaś – poinformował bez wahania, a mnie zrobiło się głupio. – Podobnie jak moje buty. – Spojrzał na mnie z wyrzutem. – Potem zemdlałaś, a całej reszty się domyśl.
– Czyli my… – Po kolei wskazałam palcem na siebie i chłopaka. – …nic ten tego? – zapytałam nieskładnie, czując niewysłowioną ulgę.
– Ach, no tak! – wykrzyknął, łapiąc się teatralnie za głowę. – Zapomniałem ci powiedzieć, że my ten tego – rzucił prześmiewczo, naśladując ton mojego głosu.
– Nienawidzę cię – stwierdziłam obojętnie, choć było to prawdą i niedopowiedzeniem w jednym.
– To był tak zwany żart.
– Jak widać, nie wyszedł. A teraz daj mi coś, co mogłabym na siebie włożyć i już mnie tu nie ma.
Chłopak z początku się nie poruszył, a nawet sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć. Ostatecznie jednak zrezygnował z tego pomysłu i podszedł do szafy, aby wyciągnąć z niej czarną bluzkę, którą po chwili mi wręczył. Gdy tylko rozwinęłam materiał, okazało się, że była moja i miała logo The Cure. A tak właściwie należała do Daana, z tym że kiedyś mi ją podarował.
– Naprawdę cię nienawidzę. – W moich oczach zebrały się łzy.
Nie miałam innego wyjścia, jak tylko włożyć na siebie ubranie, którego nie widziałam od lat. Chciałam jak najszybciej opuścić dom Olsenów, więc zaczęłam kierować się w stronę drzwi.
– Zaczekaj. – Ed złapał mnie za rękę, ale mu się wyrwałam.
– Nie będę z tobą na ten temat rozmawiać.
– A powinnaś.
Mówiłem, pierdol go.
Głos Daana, który mieszkał w mojej głowie, nie dawał mi spokoju. Zarówno żyjący, jak i martwy Olsen mnie prześladowali.
***
Gdy zbiegałam po schodach, przypadkiem natknęłam się na małego chłopca. Rozpoznałam w nim kilkulatka ze zdjęcia. Czyli to jednak był John. Nie miałam wcześniej pewności, bo widziałam go tylko raz, gdy miał zaledwie dwa latka.
– Dzień dobry – powiedział chłopiec.
Teraz zauważyłam, że był bardzo podobny do swoich starszych braci, ponieważ wszyscy troje mieli identyczne rysy twarzy.
– Hej, mały. – Uśmiechnęłam się zachęcająco. Starałam się nie dać po sobie poznać, że byłam roztrzęsiona.
– Nie jestem już mały. Mam tyle lat. – Zaczął liczyć palce. Ostatecznie pokazał w moją stronę otwartą prawą dłoń i jeden palec lewej dłoni.
– Faktycznie, nie jesteś już mały – odpowiedziałam z uznaniem i klęknęłam przed nim. Nie wiedziałam, co więcej mogłam dodać, więc przez chwilę oboje milczeliśmy.
– Szukam Eddiego – poinformował John. – A ty jesteś jego dziewczyną?
Prawie się oplułam.
– Nie, nie jestem – powiedziałam to najmilszym tonem, na jaki potrafiłam się zdobyć.
– Dlaczemu? – dociekał z nieskrywaną ciekawością w głosie, tymczasem ja z rozbawieniem zauważyłam, że mieszał ze sobą dwa słowa.
– Nie wiem.
Chciałam jak najszybciej zakończyć temat. Poza tym nie wiedziałam, jak wyjaśnić, że nienawidziłam jego brata za to, co zrobił w przeszłości. Nagle maluch przybliżył się do mnie jeszcze bardziej i zaczął bawić się moimi włosami.
– Jak się nazywasz? Bo ja jestem John Olsen.
– Ness – odparłam bez wahania.
– Ness? – zdziwił się. – To tam, gdzie mieszka potwór? To moja ulubiona bajka! – ucieszył się. Miał zapewne na myśli jezioro Loch Ness. – Może obejrzysz ze mną? – spytał z nadzieją.
Brat Eduarda był uroczy, ale niestety z pewnych względów musiałam mu odmówić.
– Bardzo bym chciała, ale nie mogę.
– Dlaczemu?
– Bo twój brat się nie zgodzi, a ja spieszę się do domu – rzuciłam pierwszą lepszą wymówkę, która przyszła mi do głowy.
– Zostań ze mną – zaoponował John. – Eddie się zgodzi, jak mu powiem – dodał szeptem, co poniekąd mnie rozbawiło.
– No nie wiem – mruknęłam. Nie czułam się zbyt komfortowo w domu Olsenów.
– Proooszę – przeciągał, łapiąc mnie za rękę.
– Zgódź się – usłyszałam cichy głos Eda za plecami. – On cię już nie wypuści.
Nie wiedziałam, jak długo przysłuchiwał się naszej rozmowie, ale znałam go na tyle dobrze, aby przypuszczać, że robił to od samego początku.
– Nie chcę się narzucać – odparłam, w dalszym ciągu klęcząc plecami do Eduarda.
– Nie narzucasz się. Rodzice wrócą dopiero za kilka godzin, więc zanim się pojawią, zdążysz obejrzeć bajkę z Johnem.
– Widzisz? Widzisz? Mówiłem, że się zgodzi. Mówiłem! – Chłopiec kręcił się w kółko i klaskał w dłonie.
Roześmiałam się pod nosem, ale gdy usłyszałam, że starszy z braci również zaczął się śmiać, natychmiast przestałam. Nie potrafiłam cieszyć się razem z nim.
Zdrajczyni.
Głos Daana jak zawsze doprowadził mnie do porządku.
***
– Ładna jesteś – stwierdził John, siedząc obok mnie na kanapie przed telewizorem.
Zachichotałam, słysząc słowa chłopca.
– Dziękuję.
– Nie dziękuj za prawdę – odezwał się nagle Ed.
Zignorowałam jego uwagę. Nie chciałam tego słyszeć ani mu odpowiadać.
Zdrajca.
– Zostaniesz moją żoną? – zaproponował malec, przerywając niezręczną ciszę.
Jego starszy brat prychnął pod nosem, ale postanowiłam tego nie komentować.
– Obawiam się, że jestem dla ciebie za stara – powiedziałam z rozbawieniem.
– To może chociaż zostaniesz moją nianią? – Nie dawał za wygraną i za wszelką cenę próbował zaangażować mnie do uczestnictwa w jego życiu.
– A co na to wszystko powie twoja obecna niania, hm?
Mimo iż potrzebowałam pracy i wkrótce musiałam ją znaleźć, nie miałam zamiaru spędzać czasu w domu Olsenów. Poza tym nie chciałam pozbawiać nikogo środków do życia.
– Chwilowo ja jestem jego nianią – wtrącił się Eduard. – Poprzednia niedawno się zwolniła. Wyjechała za granicę, a moi rodzice potrzebują kogoś, kto będzie przychodził do młodego w weekendy i wieczorami, bo właśnie wtedy jeżdżą na spotkania biznesowe. Za dnia John jest w szkole, więc jakoś sobie radzimy, ale ostatnio to ja muszę się nim opiekować.
– Prawie ci współczuję. – Prychnęłam, na co on przewrócił oczami.
– Proszę, zostań moją nianią – nalegał chłopiec i rzucił w moim kierunku błagalne spojrzenie.
– Nie wiem, czy można mi powierzyć małe dziecko.
– Nie jestem mały!
– Tak, tak. Pamiętam. – Zaśmiałam się. – Nie wiem, czy można powierzyć mi pod opiekę jakiekolwiek dziecko – poprawiłam się, spoglądając na Eda ponad głową Johna. – Poza tym to wasi rodzice mają najwięcej do powiedzenia, a ja… – Zawahałam się. – Ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
– Oni na pewno nie mieliby nic przeciwko tobie – stwierdził Eduard, a ja rzuciłam w jego stronę przelotne spojrzenie.
Gdy byłam w związku z Daanem, nie poznałam rodziców bliźniaków, bo po prostu nie było takiej potrzeby. Byliśmy jeszcze dziećmi i nikomu nawet nie przyszło do głowy, aby przedstawiać partnera rodzicom. Widziałam ich na pogrzebie, a wcześniej tylko w te dni, gdy odbierali chłopaków ze szkoły, do której wszyscy troje chodziliśmy. Westchnęłam, przypominając sobie tamte czasy.
– Muszę to przemyśleć – odparłam wymijająco, choć doskonale wiedziałam, że się nie zgodzę.
Było mi żal małego, ale nie mogłam zostać jego nianią. Nienawidziłam Eduarda prawie tak bardzo jak siebie samej.
***
Siedzieliśmy przed telewizorem już trzecią godzinę i oglądaliśmy bajki, które wybierał John. Niektóre z nich były tak ogłupiające, że moim zdaniem powinni zabronić dzieciom je oglądać. Zdarzały się także tak żałosne, że aż śmieszne. Chłopiec w ciszy siedział na moich kolanach, a ja i Ed nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, odkąd powiedziałam, że muszę przemyśleć propozycję pracy. Polubiłam młodszego Olsena i pomyślałam sobie, że nawet fajnie byłoby zostać jego nianią, ale nie mogłam się na to zgodzić ze względu na zdarzenia z przeszłości.
– Ness? – wyszeptał Ed.
Spojrzałam na niego zaskoczona i zobaczyłam, że wskazywał palcem na brata. Przeniosłam wzrok na chłopca, który – jak się okazało – spał sobie słodko na moich kolanach.
– Zaniosę go do łóżka – zaproponowałam. – Gdzie jest jego pokój?
– Pójdę z tobą. – Ed wstał i podszedł do mnie – Daj mi go, pewnie już bolą cię ręce.
– Nie trzeba. Jest leciutki jak piórko. – Odsunęłam się natychmiast.
Chłopak wsunął dłonie do kieszeni spodni i przybrał beznamiętny wyraz twarzy.
– Skoro tak twierdzisz – mruknął i odwrócił się w stronę schodów prowadzących na piętro.
Gdy już byliśmy na górze, Olsen ominął swoją sypialnię i podszedł do następnych drzwi. Otworzył je, a moim oczom ukazał się przepiękny pokój dziecięcy jak z bajki. Łóżko było w kształcie dinozaura, co właściwie mnie nie zdziwiło. Po kilku godzinach spędzonych z Johnem wiedziałam, że chłopiec uwielbiał smoki, jaszczury, dinozaury i podobne stworzenia. Na kołdrze w smoki leżała cała masa pluszowych misiów. Na ścianach wisiały półki pełne książeczek. Byłam przekonana, że większość z nich opowiadała o dinozaurach. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Z prawej strony łóżka stało biurko, zaś z lewej komoda na zabawki, a resztę pokoju zajmowało mnóstwo plastikowych pudeł. Byłam pewna, że tam także znajdowały się skarby chłopca. John miał bardzo dużo zabawek. Będąc w jego wieku, nie marzyłam nawet o takiej liczbie rzeczy na własność.
– Rodzice starają się podarować mu wszystko, co chciałby mieć. Myślą, że wynagrodzą mu tym czas, którego z nim nie spędzają – odezwał się Ed, widząc moje zdumienie. – Ale rzeczy materialne nie dają mu takiej radości jak obecność drugiej osoby. Sama widziałaś, jak się ucieszył na wieść, że spędzisz z nim trochę czasu. – Uśmiechnął się do mnie niepewnie.
Może względem brata Ed w istocie był opiekuńczy i starał się wypełnić jakoś jego czas, aby nie czuł się zaniedbywany przez rodziców. Ale niestety względem Daana nie był taki troskliwy.
– Dlaczego nie ma tutaj zdjęć… – zaczęłam, ale imię mojego byłego chłopaka nie przeszło mi przez gardło. – Dlaczego?
– John o nim nie wie. – Spojrzał na chłopca, którego postanowiłam w końcu położyć na materacu. Nie chciałam patrzeć na Eda podczas tej rozmowy, więc ułożenie malca do łóżka pozwoliło mi odwrócić się do chłopaka plecami. – Myśli, że od zawsze byliśmy tylko we dwoje, i tak powinno zostać.
Z moich oczu popłynęły łzy, lecz szybko otarłam je wierzchem dłoni. John nie mógł pamiętać Daana. Poza tym bliźniacy wyglądali tak samo, więc nawet jeśli w głowie malca zachowały się jakieś przebłyski, można było je łatwo wytłumaczyć.
Nic dla nich nie znaczyłem.
– To okrutne – wyszeptałam. – To wstrętne, że postanowiliście ukryć jego istnienie przed członkiem waszej rodziny. – Odwróciłam się w stronę Eduarda.
Był wyraźnie zaskoczony moim wybuchem.
– Nie rozmawiajmy o tym tutaj – poprosił i pociągnął mnie za sobą do wyjścia z pokoju.
Z początku chciałam wyszarpnąć dłoń z jego uścisku, ale był wyższy i silniejszy ode mnie, więc się poddałam. Poza tym nie chciałam robić scen przy małym chłopcu, aby przypadkiem go nie obudzić.
– Ty nie wiesz wszystkiego – poinformował, gdy znaleźliśmy się z powrotem w salonie.
– Doskonale wszystko wiem! To nasza wina! – dodałam, a z moich oczu ponownie popłynęły łzy.
Tak. To wasza wina.
– Rzecz w tym, że tak naprawdę żadne z nas nie zawiniło. – Podszedł do mnie powolnym krokiem.
W mgnieniu oka jego ręka spoczęła na moim policzku, a ja poczułam się tak jak kilka lat temu.
Dziwka! Zdradziłaś mnie!
Odepchnęłam jego dłoń i czym prędzej wybiegłam z domu. Nie zważałam na prośby Eda ani wyzwiska Daana, które rozbrzmiewały w mojej głowie. Chciałam uciec jak najdalej od wszystkiego, co miało związek z tą rodziną, i tego, co łączyło nas w przeszłości.
***
– Gdzieś ty była?! – wykrzyknęła Stephanie, gdy tylko przekroczyłam próg naszego pokoju w akademiku. – Chciałam zadzwonić, ale nie mam nawet twojego numeru! – rzuciła, a ja spojrzałam na nią beznamiętnie, siadając na swoim łóżku. – Naprawdę zaczynam się o ciebie martwić. – Zajęła miejsce obok mnie. Przygryzła wargę, aby po chwili milczenia ponownie zabrać głos: – Wiem, że nie znamy się zbyt długo. Tak właściwie to znamy się jeden dzień, ale rodzice zawsze mi powtarzali, że nie chodzi o liczbę przyjaciół ani o długość znajomości, lecz o jakość. Próbuję ci tylko uświadomić, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jeśli będziesz chciała się wyżalić, to chętnie cię wysłucham.
Gdy Stephanie po dłuższej chwili mojego milczenia postanowiła odejść, złapałam ją za dłoń.
– Znam Eduarda od lat – wyznałam na początek, a cała reszta historii wypłynęła ze mnie tak szybko, że nawet nie zdążyłam się zorientować.
***
Sięgnęłam po telefon i wpisałam na klawiaturze numer Daana. Przystawiłam urządzenie do ucha, a po chwili w słuchawce odezwała się automatyczna sekretarka.
– Przepraszamy. Osoba, do której próbujesz się dodzwonić, właśnie umarła.
Z krzykiem podniosłam się z łóżka, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że był to tylko zły sen, a Daan już od dawna nie żył. Na szczęście jakimś cudem udało mi się nie obudzić Stephanie.
Dobrze ci tak, mała dziwko.
Westchnęłam i wierzchem dłoni otarłam łzy spływające po mojej twarzy. Następnego dnia miały rozpocząć się pierwsze zajęcia na uniwersytecie, więc postanowiłam się wyspać. Niestety był to już kolejny koszmar, który nawiedził mnie tej nocy. Wiedziałam, że rano będę nieprzytomna.
Kilka miesięcy później
Kurwa. Znowu trafiłam na dywanik do rektora. To już drugi raz w tym miesiącu. Wszystkiemu winien był Eduard i jego żałosne podchody.
– Eduardzie? – Moje rozmyślania przerwał głos rektora, który wypalał w nas obojgu dziury swoim karcącym spojrzeniem.
– Co? – rzucił nieprzytomnie Olsen, przez co mężczyzna jeszcze bardziej się nachmurzył.
– Nie mówi się „co” – warknął z irytacją – tylko „proszę”.
Kątem oka zauważyłam, jak chłopak wywrócił oczami.
– A więc… – Zrobił dramatyczną pauzę. – Proszę? – powiedział teatralnie, przeciągając sylaby.
– Czy masz coś na swoje usprawiedliwienie? – spytał rektor i zastukał długopisem o biurko.
Z ulgą stwierdziłam, że nie tylko ja w tym pomieszczeniu cierpiałam na nerwicę natręctw. Myśląc o tym, natychmiast przestałam bawić się zapięciem swojej torebki, którą trzymałam na kolanach.
– Nie.
– A ty, Vanesso? Czy ty masz mi coś do powiedzenia w tej sprawie?
– Nie – rzuciłam nieco za szybko. – Bo to nie moja wina.
– A czyja? – Utrzymywał spokojny ton, choć w środku na pewno wciąż gotował się ze złości. Postronny obserwator mógłby uznać, że rektor zachowuje się jak niczym niezmącona oaza spokoju.
– Jego! – Wskazałam palcem na Eda siedzącego obok mnie na krześle.
– Cooo? – Chłopak popatrzył na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, przykładając rękę do piersi. Zamrugał kilkakrotnie, sprawiając wrażenie niewinnej istoty, którą ktoś śmiał bezpodstawnie oskarżyć o morderstwo.
Był żałosny.
– Gówno! – wyrwało mi się. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Irytował mnie swoim zachowaniem jak nikt inny dotąd. Nie mogłam już na niego dłużej patrzeć. Jak tylko widziałam jego mordę, to pierwszym, co przychodziło mi na myśl, było właśnie gówno. W ciągu ostatnich kilku miesięcy relacje między nami uległy znacznemu pogorszeniu, choć wcześniej także nie były kolorowe.
– Spokój! – krzyknął mężczyzna. Chyba w tamtej chwili przestał udawać, że wewnętrznie czuł obojętność wobec naszego zachowania. – Ile można?! Co z wami jest nie tak?! Inni jakoś dają radę siedzieć w ciszy podczas zajęć. Może bierzcie z nich przykład? Oboje macie skończone dziewiętnaście lat, a nie dziewięć, więc powinniście zachowywać się jak przystało na studentów. – Zakończył swoją wypowiedź puentą, którą, jak sądziłam, mieliśmy sobie wziąć do serca.
Co z tego, że wiek nie miał tutaj żadnego znaczenia? Każde pokolenie miało własnych i niepowtarzalnych debili do zaprezentowania światu. W moim pokoleniu honorowe miejsce w tej dziedzinie objął Eduard Olsen.
– On był milszy, kiedy miał dziewięć lat – wymamrotałam nieśmiało, po dłuższym zastanowieniu.
– Za to ty nigdy nie byłaś miła.
Spojrzałam na chłopaka wściekle, a on bezwstydnie szczerzył się do mnie. Miałam ochotę wybić mu wszystkie zęby, które tak ochoczo pokazywał.
– Widzi pan profesor?! To on! – rzuciłam z nienawiścią, wskazując palcem na Eda. Zależało mi na tej uczelni i nie mogłam z niej wylecieć. Nie było mnie stać na to, aby zapłacić sobie za nowe studia.
– Jesteście najgorszymi studentami, jakich kiedykolwiek miałem. – Rektor westchnął i przeczesał palcami włosy.
– Przynajmniej czymś się wyróżniamy – skomentował z zadowoleniem Olsen.
Posłałam w jego kierunku karcące spojrzenie. Zdecydowanie nie zamierzał przeprosić za swoje zachowanie, więc to ja musiałam jakoś udobruchać profesora.
– Naprawdę bardzo pana przepraszamy – zaczęłam, pochylając się w kierunku biurka. – Jest nam przykro – dodałam, w międzyczasie zagłuszając prychnięcie Eda.
– Nie wylecicie z uczelni tylko dlatego, że oboje macie zadziwiająco dobre wyniki w nauce – mruknął mężczyzna, zapisując coś w swoim kalendarzu. – Szkoda, że z zachowaniem nie jest już tak kolorowo – dodał z przekąsem.
– Czy mogę już sobie iść? Umówiłem się z kumplem – powiedział Olsen po chwili ciszy.
Przymknęłam oczy na jego słowa. Nikogo nie obchodziło to, co robił po zajęciach.
– Tak. Idźcie już sobie. Oboje – polecił nadal załamany mężczyzna i machnął obojętnie dłonią w naszym kierunku.
– Do widzenia – wymamrotałam nieśmiało, podnosząc się z krzesła.
Zdobyłam się na uprzejmość, bo trochę było mi żal rektora, który nie wiedział, co powinien z nami począć. Siebie samej zresztą też było mi żal. Wielu ludzi przyglądało mi się każdego dnia, ale mimo to wciąż czułam się niewidzialna. Właśnie dlatego musiałam użalać się nad sobą w samotności, bez żadnych perspektyw na współczucie ze strony drugiego człowieka.
– Żegnam. – Mój towarzysz matoł zaczął kierować się do drzwi wyjściowych.
– Przekażcie swoim rodzicom najserdeczniejsze pozdrowienia oraz zaproszenie ode mnie na popołudniową herbatkę, jeśli tylko taka sytuacja jak dziś się powtórzy. Zaklepcie sobie termin w kalendarzach na wolontariat w ramach zadośćuczynienia. – Rektor rzucił na biurko notes, który jeszcze chwilę temu trzymał w dłoni.
Miałam przejebane, a Ed jak gdyby nigdy nic kroczył dalej dumny z siebie. Ledwo się powstrzymałam, żeby nie podstawić mu nogi.
– Robisz to specjalnie? – zapytałam wściekła, gdy tylko opuściliśmy gabinet, a masywne drzwi zatrzasnęły się za nami. – Doskonale wiesz, że jestem tutaj tylko dzięki stypendium, które mi zabiorą, jeśli opuszczę się w zachowaniu albo w nauce – warknęłam. – Ty może i jesteś bananowym dzieckiem, ale ja nie. – Odwróciłam się na pięcie, aby odejść.
– Tak – odparł, dotrzymując mi kroku. – Robię to specjalnie, bo chcę, żebyś w końcu ze mną porozmawiała. Jeśli nie chcesz wylecieć ze studiów, to prędzej czy później będziesz musiała się ze mną spotkać – stwierdził z zadowoleniem.
W międzyczasie znaleźliśmy się już na parkingu, gdzie czekała Stephanie. Ku mojemu niezadowoleniu rozmawiała z Christianem, którego nie lubiłam tylko dlatego, że przyjaźnił się z Olsenem. Czasami zastanawiałam się, czy znał przeszłość moją i Eda tak jak Annie, która obiecała nigdy więcej nie wracać do tematu śmierci Daana.
– Hej, Ness – powiedziała powoli współlokatorka, badając grunt.
– Hej – odburknęłam.
– Jak było? – Oddaliła się od Chrisa, który postanowił udać się w stronę swojego samochodu.
– A jak miało być?!
Nie chciałam wyładowywać swojej złości na Stephanie, ale z każdym dniem zdarzało się to coraz częściej.
– Okej – westchnęła z rezygnacją. – Zapomnij, że o to pytałam.
Otworzyła przede mną drzwi od strony pasażera. Zaledwie miesiąc temu dostała samochód od rodziców, dzięki czemu mogłyśmy przemieszczać się nim po mieście. Dziewczyna nie należała do osób bogatych, w związku z czym jej wóz był raczej zwyczajny i nie zwracał uwagi. Cieszyło mnie to.
– Przepraszam cię – odezwałam się pierwsza, gdy znalazłyśmy się w samochodzie. – Po prostu boję się, że w końcu rektor wydali mnie z uczelni. – Westchnęłam i oparłam głowę o zagłówek, przymykając przy tym oczy. Potrzebowałam chwili wytchnienia.
– Nie no, aż tak źle na pewno nie będzie. – Po tonie głosu wyczułam, że Stephanie się uśmiechała. – Tym razem nie kazał wam sprzątać szlugów za uczelnią ani zmywać graffiti w toaletach. – Zachichotała, na co posłałam jej karcące spojrzenie. Moja przyjaciółka zawsze śmiała się z kar, jakie wymyślał dla nas rektor, bo nie różniły się one niczym od tych, z którymi mierzyli się idole filmów dla nastolatków. – Poprawię ci nastrój zakupami – zaproponowała nagle, włączając silnik swojego małego auta.
– Nie mam pieniędzy, Annie – jęknęłam.
Odkąd zaczęły się zajęcia na uczelni, intensywnie poszukiwałam pracy, aż w końcu znalazłam taką, która mi odpowiadała. Byłam kasjerką w supermarkecie, co pozwalało mi po zajęciach i w weekendy trochę zarobić. Dzięki tej pracy mogłam pokryć koszty mieszkania w akademiku oraz pozwolić sobie na pójście na pizzę dwa razy w miesiącu. To by było na tyle, jeśli chodziło o moje możliwości finansowe. Zakupy już nie wchodziły w grę.
– Pożyczę ci. – Wzruszyła ramionami.
W przeciwieństwie do mnie Stephanie nie musiała pracować, bo rodzice pokrywali opłaty za akademik oraz wysyłali jakieś pieniądze na drobne wydatki. Jednakże dziewczyna zaskoczyła mnie pewnego dnia, bo postanowiła potowarzyszyć mi w supermarkecie i również się tam zatrudniła. Dzięki temu mogłyśmy razem jeździć do pracy i spędzać ze sobą więcej czasu.
– Nie wiem, czy będę miała z czego oddać.
Mimowolnie zaczęłam bawić się swoimi paznokciami, które – jak cała reszta mojego ciała – wyglądały pospolicie. Na zrobienie sobie manicure’u u stylistki również nie było mnie stać, więc zawsze wyglądały tak samo. Wmawiałam sobie, że takie przyziemne rzeczy jak malowanie paznokci i kupowanie kosmetyków mnie nie kręciły, ale czasami chciałam sobie na nie pozwolić. Niestety nie było o tym mowy, a na pewno nie w trakcie roku akademickiego.
– Będziemy się tym martwić później. Zresztą nie musisz nawet niczego kupować. Możemy po prostu się przejechać i pooglądać manekiny na witrynach – rzuciła Annie i wyjechała z parkingu.
***
Byłyśmy na zakupach już czwartą godzinę. W myślach liczyłam pieniądze, które mogłam w tym czasie zarobić w supermarkecie na kasie, i od razu zrobiło mi się słabo. Zapewne polubiłabym zakupy nieco bardziej, gdybym mogła sobie na nie pozwalać tak często jak Stephanie.
– O matko, to też muszę przymierzyć – uznała dziewczyna, zgarniając z wieszaka jakiś pierwszy z brzegu ciuch.
Nie rozumiałam jej. Każdy normalny człowiek wchodził do sklepu, przymierzał to, czego potrzebował, kupował i wychodził. Ale nie moja przyjaciółka. Ona nie była normalna. Wykonywała te podstawowe czynności w przynajmniej stu punktach, które miały swoje podpunkty, a ich podpunkty miały swoje podpunkty. Skomplikowane, ale prawdziwe. Gdybym jej nie poznała, nie uwierzyłabym w to, że można zmarnować tyle czasu na jeden sklep. Pocieszała mnie jedynie kawa, którą kupiłam sobie kilka minut wcześniej. Właśnie przystawiałam kubek z napojem do ust, gdy nagle usłyszałam krzyk dziewczyny.
– Ness! Chodź tu i zobacz! Ta jest zajebista!
– Mówiłaś tak o dwudziestu poprzedniczkach tej szmaty, którą na siebie włożyłaś – przypomniałam wrednie, gdy już podeszłam do przebieralni. Mój głos nie wyrażał ani odrobiny entuzjazmu.
– Ta jest najlepsza! – zachwycała się, pozując przed lustrem.
Z poirytowaniem wywróciłam oczami.
– W takim razie ty dalej podniecaj się tym, jak wyglądasz, a ja pójdę na dział obok kupić sobie nowe spodnie – mruknęłam, wskazując na jeansy, które oblałam kawą, gdy Annie krzyknęła.
– Hmm. – Wyraźnie się zamyśliła, nadal nie odrywając spojrzenia od swojego odbicia. – Mówiłaś coś? – Odwróciła się w moim kierunku i po raz pierwszy zobaczyła plamę na moich spodniach. – Co ci się stało? – Zmarszczyła brwi ze zdziwieniem, a ja poważnie zaczęłam się zastanawiać, dlaczego w ogóle spędzałam z nią czas.
Postanowiłam nie odpowiadać na pytanie i bez słowa ruszyłam na dział z damskimi spodniami. Gdy tylko znalazłam czarne jeansy w swoim rozmiarze, postanowiłam, że od teraz już zawsze będę nosić tylko ten kolor. Czym prędzej wyszłam zza półek ze spodniami i zobaczyłam człowieka, którego nie chciałam oglądać. Był nim Eduard Olsen.
Poszłam do kasy inną drogą, tym samym omijając nielubianego przeze mnie osobnika. Po chwili zapłaciłam za spodnie, a sprzedawczyni w żaden sposób nie skomentowała mojej plamy na kroczu. Niestety, gdy odeszłam z rachunkiem od lady, pojawił się problem. Musiałam jakoś dostać się do przebieralni, a Ed i Chris swoją obecnością skutecznie blokowali mi drogę. Chciałam przejść przez sklep niezauważona przez nikogo, a tym bardziej przez osoby, które mnie znały i nie lubiły. Postanowiłam, że w najgorszym wypadku znokautuję Olsena i pozbawię go możliwości posiadania dzieci. Gdy tylko pomyślałam o mojej podeszwie lądującej na jego kroczu, na usta wkradł mi się chytry uśmieszek. Z tą myślą ruszyłam w stronę przebieralni, manewrując między wieszakami i półkami pełnymi ubrań.
Niestety, gdy byłam w połowie drogi, zauważył mnie Christian. Posłał mi zdziwione spojrzenie, ale nie powiedział ani słowa do swojego przyjaciela, który grzebał w jakichś koszulach. Przyszło mi do głowy, że może w rzeczywistości był empatycznym człowiekiem, więc postanowiłam zaryzykować. Położyłam palec wskazujący na swoich ustach, dając mu znak, żeby siedział cicho. Czułam się jak złodziej, ale na szczęście przyjaciel Eda zdał test i postanowił milczeć. Pokonałam resztę drogi i weszłam do przebieralni, aby włożyć nowo zakupione spodnie. Poczułam się czysto i świeżo, dzięki czemu od razu miałam lepszy nastrój. Wyszłam i wyrzuciłam białe spodnie do kosza na śmieci.
Z westchnieniem ruszyłam z powrotem w stronę przebieralni, gdzie obecnie przebywała moja przyjaciółka. Gwałtownie rozsunęłam zasłonę, która mnie od niej oddzielała, i zamarłam. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy spostrzegłam, że Annie nie była sama. Ona i Christian dosłownie pożerali się na moich oczach. Miałam wrażenie, że chłopak za chwilę połknie ją w całości.
– Ekhm – odchrząknęłam raczej mało dyskretnie i z nonszalancją oparłam się o ścianę.
Oboje spojrzeli na mnie przepraszająco, a przyjaciółka wyglądała na zawstydzoną.
– Ness, to nie tak…
– Spoko. Nie musisz mi się tłumaczyć. Chris jest w porządku – stwierdziłam. Poza tym od dawna wiedziałam, że Stephanie do niego wzdychała, więc poniekąd cieszyłam się jej szczęściem. – Nie mam nic przeciwko waszemu obmacywaniu się tutaj. Natomiast jestem bardzo przeciwna siedzeniu w tym sklepie chociażby minutę dłużej. Zmarnowałam mnóstwo czasu oraz pieniędzy – zauważyłam, ale moje słowa nie spotkały się z żadnym komentarzem ze strony dziewczyny. – Ziemia do Annie! – Zamachałam dłonią przed jej oczami. Niestety nie zadziałało. Przyjaciółka zapewne przetwarzała w głowie wszystko to, co zobaczyła i usłyszała w przeciągu ostatnich pięciu minut. – Jezu, Annie, tam jest wyprzedaż! – krzyknęłam z teatralnym przekonaniem, wskazując dłonią w przypadkowym kierunku.
– Co?! Gdzie?! – Wypadła z przebieralni jak burza, popychając mnie z powrotem na ścianę.
Zaczęłam chichotać pod nosem, gdy tylko zarejestrowałam minę dziewczyny. Numer z wyprzedażą zawsze na nią działał.
– Jesteś zakłamaną zołzą. – Uderzyła mnie pięścią w ramię.
Wiedziałam, że się na mnie nie gniewała, bo na jej ustach pojawił się delikatny uśmieszek. Tymczasem Chris przyglądał nam się niepewnie.
– Mogę ci ją porwać na resztę dnia? – spytał po chwili.
– Nie jestem jej matką, ale jako jej przyjaciółka udzielam wam błogosławieństwa.
– Okej. To chyba… – Uciął. – Hmm. Fajnie?
Ta sytuacja z każdą chwilą robiła się coraz dziwniejsza.
– Chyba fajnie – powtórzyłam ze śmiechem.
Niepewność chłopaka wydawała mi się nawet zabawna, bo w jego przypadku była nowością.
– W takim razie przebierz się, a ja zaczekam na ciebie przed sklepem – zwrócił się bezpośrednio do mojej przyjaciółki, a ona ochoczo pokiwała głową.
Zarejestrowałam zakłopotanie malujące się na jego twarzy, gdy wychodząc z przebieralni, próbował mnie wyminąć. Odsunęłam się na bok i już po chwili zostałam sam na sam z Annie.
– Super – westchnęłam. – Czyli siedziałam tutaj pół dnia i oblałam sobie spodnie, bo ty czekałaś na swojego chłopaka – wypowiedziałam te słowa najbardziej uroczym tonem, na jaki było mnie stać. – Żeby cię zabrał na randkę, tak?
– Znaczy… No… Ja…
– Wybaczam. Ale następnym razem mnie uprzedź.
– Dzięki. Jesteś najlepsza! – Przyjaciółka wtuliła się we mnie, a ja odwzajemniłam jej gest.
– Wiem – wyszeptałam obojętnie, bo w głowie wciąż liczyłam czas i pieniądze, które zmarnowałam.
– A do tego jaka skromna.
– Wiem – powtórzyłam monotonnie.
– Wybrałam sobie kilka nowych ciuchów.
– Wiem.
– A jutro na kolację przyjedzie do nas prezydent.
– Wiem.
– Kochasz Eduarda Olsena.
– Wiem. Zaraz, zaraz… – Zakłopotałam się, a gdy zrozumiałam, co właśnie potwierdziłam, krzyknęłam: – Co?! Nie! A tak w ogóle, dlaczego akurat on? – zapytałam, na wpół jęcząc, na wpół warcząc.
– Tak jakoś przyszło mi to do głowy, bo z pozostałych mężczyzn, których nie darzysz sympatią, Christian jest już zajęty. – Uśmiechnęła się pod nosem, spoglądając na mnie spod wachlarza gęstych rzęs.
– Nie gadaj… – jęknęłam z niedowierzaniem.
– No! – pisnęła radośnie.
Cieszyłam się razem z nią. Już wtedy, gdy się poznałyśmy, Stephanie szalała za tym chłopakiem. Szczerze mówiąc, dużo czasu zajęło jej poderwanie go.
– Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?
– Myślałam, że się obrazisz, bo twoja najlepsza, najpiękniejsza, najwierniejsza, najmądrzejsza, najukochańsza, najwspanialsza przyjaciółka… – Emocje trochę ją poniosły.
– I jedyna – przypomniałam, przerywając jej wypowiedź. – Ale pluszowe misie i tak są ponad to.
– Dobra, dobra. – Zaśmiała się. – W każdym razie myślałam, że będziesz zła, gdy dowiesz się, że mimo tego, co mi powiedziałaś o Eduardzie… – Nieco ściszyła głos, a ja spochmurniałam. – …postanowiłam związać się z jego najlepszym przyjacielem.
– W twoim przypadku się sprawdza, że blondynki są głupie – skomentowałam z rozbawieniem, przez co zarobiłam kuksańca w ramię. Zaśmiałam się. – A tak swoją drogą, czy Olsen wie o was?
– Właśnie miał mu dziś powiedzieć. – Stephanie powiesiła przymierzoną przez siebie sukienkę na wieszak obok lustra. – I chyba teraz to robi – dodała, narzucając na siebie koszulkę, w której przyszła.
– Bardzo ciekawe – mruknęłam pod nosem.
Byłam pewna, że Ed zdenerwował się na wieść o jego najlepszym kumplu, który zaczął się spotykać z moją przyjaciółką. Zapewne obawiał się, że przez to będziemy musieli spotykać się we czwórkę.
Gdy tylko Annie wyszła z przebieralni, udałyśmy się razem do kasy. Dziewczyna wydała całą swoją wypłatę, którą zarobiła w zeszłym miesiącu. Przyglądałam się rachunkowi z szeroko otwartymi oczami, ale postanowiłam niczego nie komentować. Jej chłopak również wyglądał na zaskoczonego, gdy zobaczył liczbę toreb, które wyniosłyśmy ze sklepu. Tymczasem Eduard stał obok przyjaciela z obojętnym wyrazem twarzy.
– Chodźmy – powiedział Christian do Annie, zabierając z moich rąk jej zakupy. – Do zobaczenia, Ness! – rzucił na odchodne.
Zdziwiłam się, bo nigdy nie mówił do mnie w ten sposób. Co więcej, on w ogóle nigdy nic do mnie nie mówił. Nie zdążyłam w żaden sposób odpowiedzieć, ani nawet pożegnać się z przyjaciółką, bo oboje opuścili już centrum handlowe. Z westchnieniem odwróciłam się w stronę Olsena, który nadal stał nieopodal mnie. Rzuciłam mu wężowe spojrzenie, podczas gdy on przypatrywał mi się z zaciekawieniem. Postanowiłam zignorować jego obecność i udać się do części gastronomicznej budynku. Byłam potwornie głodna, bo przez to, że spędziłam całe popołudnie w centrum, nie zjadłam nawet obiadu. Niestety po chwili zorientowałam się, że chłopak przez cały czas kroczył za mną.
– Czego chcesz? – zapytałam, gdy poczułam delikatne muśnięcie na nadgarstku.
– Musimy porozmawiać – poinformował, obrzucając mnie przy tym bacznym spojrzeniem.
Nie podobało mi się to.
– O czym? – Zaplotłam ręce na piersi.
– Dla odmiany możemy na przykład porozmawiać o związku naszych przyjaciół.
Wiedziałam, że to był tylko pretekst, aby następnie przejść do tematu zmarłego brata bliźniaka.
Zrób mu jakąś krzywdę.
– Wiem w tej sprawie tyle samo co ty.
Postanowiłam zignorować słowa Daana, które rozbrzmiewały w mojej głowie raz za razem.
– Co nie zmienia faktu, że przez ich związek będziemy zmuszeni spędzać ze sobą czas nieco częściej niż do tej pory – stwierdził, zmuszając mnie tym samym do zastanowienia.
– Z ogromną chęcią będę cię ignorować. Tobie radzę, żebyś robił to samo. A teraz z wielkim żalem muszę się pożegnać, gdyż wzywa mnie jedzenie. – Pomachałam mu na pożegnanie i odwróciłam się na pięcie.
– Wiesz co? – spytał Ed, podbiegając do mnie. – Ja też jestem głodny. Co jemy?
Tylko nie to.
© J.K. Celińska
© Wydawnictwo Black Rose, Zamość 2024
ISBN 978-83-68216-21-9
Wydanie pierwsze
Redakcja
Anna Łakuta
Korekta
Kinga Dąbrowicz
Kinga Litkowiec
Danuta Perszewska
Paulina Wójcik
Skład i łamanie
Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl
Projekt okładki
Melody M. – Graphics Designer
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki i wydawcy.