Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Anna Gradecka posiada wszystko, o czym niegdyś tak bardzo marzyła: bogactwo, ogromny dom urządzony z przepychem, a także przystojnego i wpływowego męża. Choć właśnie to stanowiło dla niej wyznacznik szczęścia, rzeczywistość okazała się zupełnie inna – brutalna i skąpana w jej krwi.
Tymczasem w jej życiu pojawia się ktoś z przeszłości. Ktoś, kto dawniej powodował szybsze bicie serca, a teraz jest zdecydowanie nieosiągalny i zakazany. Ktoś, kogo miłością wzgardziła.
Michał Przybylski przed dziesięcioma laty utracił wszystko, co kochał. To sprawiło, że postanowił ofiarować swoje życie Bogu. Pełen oddania i zaangażowania w swoją posługę kapłańską zostaje wystawiony na próbę i... wodzony na pokuszenie.
Jak potoczy się historia dwóch samotnych i zranionych dusz?
Czy otrzymają rozgrzeszenie za swoje winy?
Czy miłość jest grzechem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 120
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Prolog
– Cześć, Aniu.
Odwróciłam się i zerknęłam prosto w błękitne oczy przystojnego bruneta, który trzymał w dłoniach gitarę. Wyczułam zapach tanich, ale bardzo przyjemnych perfum i zauważyłam lekki zarost, który dodawał mu uroku. Kilkudniowa szczecina sprawiała, że wyglądał dojrzalej i bardziej męsko, a w zestawieniu z mięśniami, które wypełniały flanelową koszulę, stanowiło to całkiem przyjemny widok.
– Pięknie wyglądasz – powiedział, przyglądając mi się uważnie.
Uśmiechnęłam się nieśmiało, mimo że takie komplementy słyszałam codziennie. Dostrzegłam iskry w jego intensywnie niebieskim spojrzeniu i poczułam ogromny, chociaż niepojęty żal, że nie mogłam sobie pozwolić, by odwzajemnić jego uczuć.
Nie mogłam… Nie chciałam…
Wmawiałam sobie, że tak będzie lepiej.
Michał podkochiwał się we mnie już od podstawówki. Wiedziałam o tym, jednak dla mnie był tylko bliskim przyjacielem. To bardzo dobry chłopak – rodzinny, pracowity i zaradny, a na dodatek przystojny. Miałam świadomość, że byłby idealnym kandydatem na życiowego partnera i że nosiłby mnie na rękach. Mimo to było dla mnie jasne, że nie stanie się nikim więcej. Nawet najsilniejsze uczucie zostanie prędzej czy później poddane próbie, gdy w grę wchodzą pieniądze. A właściwie ich brak.
Michał był biedny, zresztą tak jak ja. Jego rodzice ledwo wiązali koniec z końcem, a on podejmował się dorywczych zajęć, żeby im pomagać. Jednocześnie przygotowywał się do matury. Uczył się nocami i robił wszystko, by nie zaprzepaścić szkolnych osiągnięć. Rzuciłam spojrzenie na dłonie, które nosiły ślady pracy. Były pokaleczone, szorstkie i ubrudzone smarem, gdyż Michał od niedawna pomagał w warsztacie samochodowym. Pod paznokciami widniał świeży brud. Widocznie nie był w stanie ich domyć.
Zawstydził się, gdy zrozumiał, na co patrzę. Pod pretekstem schowania gitary za plecami ukrył też swoje dłonie.
– W warsztacie skończyła się pasta i nie mogłem doszorować rąk… – powiedział z zażenowaniem, a ja uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
– To nic, nie przejmuj się.
Bordowe plamy gościły na jego policzkach. Starałam się nie wyjść na zołzę, ale i tak wywołałam w nim zakłopotanie.
Jednak co mogłam poradzić na to, że nie chciałam mieć za partnera zwykłego robotnika? Całe dotychczasowe życie spędziłam na odmawianiu sobie przyjemności, bo moim rodzicom się nie przelewało. Nie posiadałam drogich ubrań, gadżetów, ani porządnego telefonu komórkowego. Nie chciałam pakować się w związek, w którym także klepałabym biedę. Dlatego byłam obojętna na jego zaloty i komplementy. Za wszelką cenę musiałam się wyrwać z ubóstwa, należało mi się od życia coś więcej niż przeciętność.
Całe szczęście Bóg obdarował mnie czymś wartościowym – oszałamiającą urodą. Nawet odziana w ciuchy z lumpeksu, wzbudzałam podziw mężczyzn i zazdrość kobiet. Bez dwóch zdań byłam najpiękniejszą dziewczyną w całej szkole.
– Świetnie śpiewałeś – zmieniłam temat, a on tylko kiwnął głową. Ewidentnie stracił cały dobry humor.
Chłopak z gitarą byłby dla mnie parą… Jego buntowniczość i dobre serce stanowiły całkiem kuszące połączenie. Jego dłonie, mimo że brudne, były bardzo duże i ciepłe, a na samą myśl, że mogłyby spocząć na mojej talii, poczułam przyjemne mrowienie. Michał był przystojny, wysoki i dobrze zbudowany. Byłby idealny, gdyby jeszcze miał pieniądze…
– Anka!
Podskoczyłam, słysząc nawoływanie, a Michał jeszcze bardziej posmutniał. W naszą stronę zmierzał Paweł Gradecki – nowy uczeń, który przeniósł się do liceum w ostatnim roku nauki. Nigdy nie zastanawiałam się, dlaczego zrobił tak drastyczny krok, ale jego rodzice mieli wpływy, więc on mógł sobie robić, co chciał. Ubrany był w markowe adidasy, białą polówkę z logo krokodyla na piersi (nigdy nie mogłam zapamiętać nazwy tej marki!) i jeansy, które musiały być koszmarnie drogie. Na ramię nonszalancko narzucił marynarkę, a jego czarne włosy były idealnie ułożone na żel. Podszedł bliżej i poczułam duszącą woń luksusowych perfum.
– Dupko, miałaś mnie oprowadzić po tej budzie – powiedział i błysnął śnieżnobiałym uśmiechem.
Zachichotałam i klepnęłam go lekko w ramię. Mimo bycia luzakiem, był też dżentelmenem, któremu po prostu co jakiś czas wymsknęło się śmieszne określenie. Wystawił ramię, a ja natychmiast się go chwyciłam i uniosłam wysoko głowę. Zauważyłam trzy dziewczyny, które wpatrywały się we mnie z zawiścią, ale cóż mogłam poradzić na to, że syn Piotra Gradeckiego – biznesmena z Poznania, zwrócił uwagę akurat na mnie?
– Co ty robiłaś z tym obdartusem? – zapytał ze złowrogim pomrukiem. Był zazdrosny, a to świadczyło, że naprawdę mu na mnie zależało. Nie znaliśmy się długo, nie byliśmy parą, ale dawał mi do zrozumienia, że mu się podobam.
– Rozmawiałam – odparłam, uzmysławiając sobie, że zostawiłam Michała bez pożegnania. Odwróciłam się dyskretnie, żeby mu pomachać, ale jego już nie było.
Coś boleśnie zatrzepotało w mojej piersi, lecz natychmiast stłamsiłam to uczucie. Przykleiłam uśmiech na usta i spojrzałam na Pawła, który mrugnął do mnie zalotnie.
Wybór był oczywisty.
Rozdział 1
Anna
Wychowałam się w prostej i biednej rodzinie, zatem nędza była czymś mi na wskroś znanym. Ubóstwo mnie brzydziło. Bałam się, że będzie ciągnęło się za mną przez całe życie. Nie wyobrażałam sobie stale nosić ubrań z lumpeksu i malować się najtańszymi kosmetykami. Pragnęłam posmakować więcej niż mączne potrawy i monotonność. Nie mogłam patrzeć na rodziców, którzy zgotowali mi ten los. To przez nich spędziłam całe dzieciństwo i czasy nastoletnie w biedzie. Byli zahukani i zaniedbani. Ojciec pił, a matka nie przywiązywała uwagi do swojego wyglądu. Było mi za nich wstyd.
Moje koleżanki miały wszystko, a ja – oprócz urody – nie miałam nic. W walce o wyrwanie się z tej nędzy musiałam wykorzystać jedyne wartościowe cechy, które posiadałam: piękną buzię, szczupłe ciało i duży biust. Byłam śliczna i to wystarczyło, żebym została dostrzeżona przez odpowiedniego mężczyznę. Zostałam żoną wpływowego człowieka i moje życie miało odmienić się o sto osiemdziesiąt stopni.
Zamieszkałam w ogromnym domu, który mogłam urządzić według własnego uznania, rzecz jasna za pieniądze mojego męża. Postawiłam na odcienie beżu i naturalne drewno, nie jakieś masowo produkowane imitacje, zaś kuchnia skąpana była w złocie i czerni. Widziałam takie aranżacje w magazynach o wystroju wnętrz. Ceny umieszczone obok świadczyły, że taki wygląd z pewnością był luksusowy. Koniec epoki kasetonów i odrapanych tapet! Wiedziałam, że już nigdy nie ujrzę tynku odpadającego ze ścian i gumolitu na podłodze. Nadszedł czas na marmur, drewno, złoto i prestiż.
A wraz z nim rozpoczęła się era bólu i poniżenia.
Mój dom otoczony był ogrodem, którym opiekowało się dwóch fachowców, zatrudnionych przez mojego męża. Nie najął gosposi do sprzątania i gotowania bowiem uważał, że takie rzeczy powinna robić żona. Skoro nie pracowałam, to mogłam się tym zająć.
Poślubiając Pawła byłam pewna, że ziściły się moje marzenia o księciu na białym koniu. Paweł pochodził z wysoko postawionej rodziny, miał udziały w firmie ojca, mnóstwo pieniędzy, a zamiast białego rumaka – luksusowego mercedesa. I to wszystko w wieku dziewiętnastu lat. Tak naprawdę nie rozpoczął jeszcze dorosłego życia, a dzięki temu, że urodził się w bogatej rodzinie, świat stał przed nim otworem.
Poznaliśmy się w ostatniej klasie liceum po tym jak na początku pierwszego semestru przeniósł się do ogólniaka z prywatnej placówki. Docierały do mnie pogłoski, że w poprzedniej szkole sprawiał problemy. Im więcej czasu z nim spędzałam, tym bardziej uznawałam to za brednie. Ta romantyczna dusza, spokojne usposobienie, szarmancki i pochodzący z dobrego domu chłopak? Absolutnie nie wierzyłam w te plotki. Poza tym imponowało mi, że Paweł był poznaniakiem, bo sama pochodziłam z małej wsi i dojeżdżałam tutaj do liceum. Był miastowy, bogaty, przystojny, po prostu perfekcyjny. Przestałam słuchać desperackiego nawoływania resztek rozsądku i szybko straciłam dla niego głowę.
A może dla jego pieniędzy?
Od razu zwrócił na mnie uwagę, mimo że wzdychały do niego wszystkie dziewczyny w szkole. A jednak wybrał mnie, tę najskromniejszą, choć najpiękniejszą. Mimo prostych ubrań wyróżniałam się urodą, która była moim jedynym atutem. Kiedy zagadywał do mnie, teatralnie pąsowiałam i dawałam się porywać na spacery. Błyskawicznie zostaliśmy parą, a ja musiałam zrobić wszystko, żeby go przy sobie zatrzymać. Widziałam w tym związku szansę na lepsze życie i wiedziałam, że taka okazja więcej się nie powtórzy.
Nasz ślub odbył się rok później, kiedy Paweł rozpoczął studia architektoniczne. Ustaliliśmy, że odsunę w czasie swoje plany pójścia na fizjoterapię, żeby dopilnować remontów w domu i skupić się na dbaniu o męża. Wykształcenie Pawła było ważniejsze, żeby mógł w przyszłości przejąć wszystkie udziały w firmie ojca. Nie martwiłam się brakiem dalszej nauki. Byłam przekonana, że gdy Paweł się wykształci, wówczas ja będę mogła zająć się swoją edukacją. W końcu było nas na to stać.
Imponowały mi jego pieniądze i status społeczny. Jego rodzina miała znaczenie, zaś moja była niczym hołota. Matka całe życie nie pracowała, ojciec dorabiał na czarno i zaglądał do kieliszka. Żyli z zasiłków i renty chorobowej, ale mimo to robili wszystko, bym mogła skończyć liceum w Poznaniu. Mieli niewiele, prowadzili się skromnie, a jednak potrafili wygospodarować trochę pieniędzy na moją edukację. Tak naprawdę odejmowali sobie od ust, żeby móc mnie wykształcić. Nigdy tego nie dostrzegałam, bo skupiałam się na tym, jak bardzo się ich wstydzę.
Byłam głupia. Lecz zbyt późno to dostrzegłam.
Odkąd zawarłam związek małżeński nie widziałam ich na oczy, mimo że mieszkaliśmy kilkadziesiąt kilometrów od siebie, o czym oni nie mieli bladego pojęcia. Nie zaprosiłam ich na ślub, bo byłoby mi za nich wstyd. Ojciec nigdy nie umiał się elokwentnie wysłowić, a matka była bardzo zaniedbana. Okłamałam ich, że wzięłam spontaniczny cywilny, tymczasem na moim weselu bawiło się dwieście osób. Cała rodzina Pawła, jego znajomi i ludzie z branży. Nie było nikogo ode mnie.
Byłam sama. Ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do ust.
Czasami dzwoniłam do rodziców, lecz nigdy ich nie odwiedziłam, bo Paweł nie byłby z tego zadowolony. Uważał, że oni nie pasują już do mojego idealnego wizerunku, z czym podświadomie się zgadzałam. Byłam elegancka i bogata, a oni biedni i zahukani. Wmawiałam im więc, że mieszkam za granicą i zwiedzam najpiękniejsze kraje, a tak naprawdę już od dawna nie robiłam takich rzeczy. Ostatnie wczasy, które spędziłam z mężem, miały miejsce zaraz po ślubie, potem nigdzie mnie nie zabrał. Całe dnie spędzałam w czterech ścianach.
Po ślubie kupiliśmy dom we Wrześni, który urządziłam z przepychem za pieniądze męża. Wydawało mi się, że jestem szczęśliwa, bo w końcu miałam wszystko najdroższe i najlepsze. Nosiłam modne ubrania, zawsze miałam starannie wykonany makijaż i ułożone włosy.
To była jedynie przepiękna iluzja, a moja codzienność znacznie odbiegała od tego idealnego obrazka.