Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
To jeszcze nie wszystko, na co ich stać…
Nikola po urodzeniu dziecka zdaje sobie sprawę, że od tej pory priorytety w jej życiu diametralnie się zmieniły. To właśnie ze względu na swojego synka postanawia wrócić do Seweryna Parkera. Wie, że maluch zostanie otoczony przez niego opieką, tym bardziej że mężczyzna wciąż walczy o jej miłość. Pragnąc raz na zawsze wymazać z pamięci swoją burzliwą relację z Alanem, kobieta okłamuje Seweryna, wmawiając mu, że to jego syn. Wszystko wydaje się iść zgodnie z planem Nikoli, dopóki Lucy, jej przyjaciółka, nie wpada na pomysł, by wyciągnąć ją na szaloną zabawę do klubu nocnego. Pani Parker jednak dawno nie miała wychodnego i okazuje się, że ma znacznie słabszą głowę niż jeszcze kilka lat temu. A co najlepiej zrobić po pijaku? Oczywiście skontaktować się z byłym. Wkrótce wszystkie skrzętnie ukrywane kłamstwa, niedotrzymane obietnice i zawiedzione nadzieje zbiorą swoje tragiczne żniwo…
Rozum mi podpowiadał, że powinnam odmówić, ale serce z kolei dążyło do tego, żeby wyjść i choć przez chwilę się rozerwać. Może nie tak jak kiedyś, bo jakieś ograniczenia musiały być, ale smak owocowego piwka działał na mnie dość kusząco. Nie pamiętam, kiedy ostatnio piłam alkohol czy, kurwa, byłam w jakimś klubie. Z pewnością było to przed urodzinami mojego syna. Po tym jak Robert przyszedł na świat, kompletnie odcięłam się od świata zewnętrznego i od imprez. Gdy wróciłam do Sewiego, obiecałam mu, że definitywnie z tym skończę.
Kamila Andrzejak-Wasilewska
Zadebiutowała romansem erotycznym Niebezpieczny trójkąt. Dzięki silnemu charakterowi wytrwale dąży do spełnienia marzeń. Jednym z nich jest pisanie książek dla kobiet. W swoich powieściach zawsze pozostawia cząstkę siebie. Jej najlepszym przyjacielem jest Haker, pies rasy husky. Poza wymyślaniem fabuł kolejnych utworów uwielbia ciszę i lasy. Właśnie w otoczeniu przyrody zmienia się z wybuchowej i niezdecydowanej osoby w oazę spokoju.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 379
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Siedziałem na tylnym siedzeniu i ślepo wpatrywałem się w obraz za oknem. Dzisiejszy dzień był cholernie upalny albo po prostu mi się zdawało. Mimo klimatyzacji, która działała, odkąd tylko wszedłem do samochodu, czułem gorąc. Pociłem się jak świnia przed rzeźnią. Musiałem odpiąć guziki marynarki, żeby nie oszaleć.
Wziąłem głęboki wdech, chwyciłem za butelkę zimnej wody i upiłem z niej porządny łyk. Denerwowałem się dokładnie tak, jak dwa dni temu. Nienawidziłem tych pieprzonych wizyt i miałem ochotę skopać tyłek swojej irytującej terapeutce, ale niestety nie mogłem tego zrobić. Jeszcze nie teraz. Jeżeli tylko to mogło uratować moją przyjaźń z Josephem, byłem w stanie poddać się temu i przestać marudzić. Chociaż z tym drugim mógł być problem.
Kierowca zjechał na prywatny parking. Zaparkował przy olbrzymim apartamentowcu, który mieścił się dokładnie na drugim końcu miasta i oznajmił, że dojechaliśmy. Spojrzałem na zegarek; dochodziło południe. Spóźniony, pomyślałem. Po raz ostatni sięgnąłem po butelkę z wodą i napiłem się. Nie dziękując, wysiadłem z samochodu, trzaskając przy tym drzwiami. Od razu zarzuciłem na nos swoje ulubione ray-bany, bo słońce nie dawało teraz spokoju.
Uniosłem głowę. Moim oczom ukazał się ogromny szyld Lessy McKagan, kobiety, z którą za chwilę miałem się spotkać. Wzięło mnie na wymioty. Nigdy bym nie przypuszczał, że znajdę się w tym miejscu.
Westchnąłem, po czym ruszyłem w stronę wejścia. Nie spieszyłem się, mimo że byłem już spóźniony. Wsadziłem obie dłonie do kieszeni w spodniach i celowo wolnym krokiem zmierzałem przed siebie. Portier, gdy tylko mnie dostrzegł, uśmiechnął się szeroko, po czym zaprosił do środka.
Winda zaprowadziła mnie na przedostatnie piętro. W Nowym Jorku ludzie uwielbiali usadawiać się na samych szczytach. Kurwa, westchnąłem w myślach. Miałem ochotę zawrócić, wsiąść z powrotem do auta i pojechać do najbliższego baru, żeby się napić. Tak robiłem przez ostatnie miesiące i całkiem dobrze sobie z tym radziłem.
Joseph, powtarzałem. Dla niego tutaj byłem.
Zapukałem do drzwi i wparowałem do środka, mierząc się z ostrym wzrokiem swojej terapeutki. Zignorowałem ją machnięciem dłoni.
– Spóźniony – mruknęła, obracając się w fotelu i stukając palcem o drewniane biurko. – Prawie godzinę. – Wskazała na zegar wiszący nad drzwiami.
Była zła, a to oznaczało, że niedługo ja też będę bardzo zły.
Wiedziałem, że odkąd tylko mnie poznała, miewała koszmary z moim udziałem w roli głównej. Kilka dni temu powiedziała mi, że zniszczyłem jej życie, pojawiając się w tym gabinecie. Głupia suka.
– Cóż… – Wzruszyłem ramionami, bo prawdę mówiąc, miałem gdzieś jej pretensje i oboje o tym wiedzieliśmy. Wygodnie rozsiadłem się na kanapie przy oknie. – I tak lepiej niż ostatnio.
Wysiliłem się na sztuczny uśmiech. Ostatnim razem spóźniłem się trzy godziny, więc ten dzień można było zaliczyć do udanych.
Usłyszałem zgrzyt zębów, a potem krótkie przekleństwo. Czasem zastanawiałem się nad tym, jak ktoś tak nerwowy jak ona może być psychologiem. I przede wszystkim: jak może leczyć innych? Lessy sama powinna sięgnąć po odpowiednie rady – bo zawsze gdy się widzieliśmy, była wściekła.
Namiary na tę kobietę załatwił mi Joseph. Twierdził, że to jedyny sposób, aby naprawić nasze relacje. Nie miałem wyjścia i zgodziłem się na to całe gówno. Niby Lessy to najlepsza pani psycholog w całym Nowym Jorku, ale ja miałem co do tego mieszane uczucia. Podobno uratowała niejednego frajera, który chciał targnąć się na własne życie. Dodatkowo gdy miesiąc temu przeglądałem jej akta, natrafiłem na wzmiankę o współpracy z Tobbim Bilbirem, dość sławnym piosenkarzem. Leczyła go dwa lata temu, bo Bilbir przechodził przez załamanie nerwowe. Dzięki jej magicznym zdolnościom chłopak znów stał się normalny i teraz żyje w szczęśliwym związku małżeńskim.
Do dziś żałuję tego, co zrobiłem, i nie mogę przez to spać. Kochałem Josepha jak brata, czułem, że tylko on mi pozostał, dlatego za nic w świecie nie mogłem go stracić. Zależało mi na powrocie przyjaciela jak na niczym innym, jak na nikim innym. Tylko dla niego wciąż jeszcze jakoś funkcjonowałem i nie uciekłem do Chin. Zmusił mnie, abym udał się na leczenie.
Było mi szkoda kobiety, która zapewniła Josepha, że sobie ze mną poradzi. Nie wiedziała, jak bardzo posrany byłem i że szanse na to, aby mnie naprawić, są nikłe.
– Parker.
Potrząsnąłem głową i spojrzałem na panią psycholog. Musiałem odlecieć, bo nie wiedziałem, o czym mówiła, a jej wzrok sugerował, że czekała na odpowiedź. Zauważyłem, jak zaciska usta i sięga po białą teczkę obok.
– Za co Bóg mnie tak każe?
Uniosłem brew. Ją? To chyba ja tutaj najbardziej ubolewam, pomyślałem.
– No dobrze – westchnęła, otwierając teczkę. – O czym chcesz dziś porozmawiać?
Położyłem się i zarzuciłem obie ręce za głowę. Wzrok wbiłem w sufit. Nawet nie zastanawiałem się nad odpowiedzią, tylko od razu otworzyłem usta:
– To ty lepiej powiedz, o czym będziemy rozmawiać – prychnąłem. – Płacę ci gruby hajs za te spotkania, mimo że mam ważniejsze rzeczy do roboty, więc chociaż wysil się na coś konkretnego albo pozwól mi wyjść.
Lessy wstała z fotela. Zmierzyła mnie ostrym wzrokiem i podeszła do okna.
– Czego ty chcesz, Parker? – zapytała w końcu, odwracając się do mnie przodem. – Czytam twoje pieprzone dane i nic z nich nie mogę wywnioskować. Nic tam nie ma. Przyszedłeś do mnie miesiąc temu i poprosiłeś o pomoc. Powiedziałeś, że to pilne. Wyglądałeś jak wrak, jak śmierć. Przestraszyłam się ciebie. Mój grafik był zawalony, nie miałam wolnych terminów na kilka miesięcy do przodu, a mimo to zrobiłam dla ciebie wyjątek i zgodziłam się na współpracę, bo przypomnę ci… że mnie zaszantażowałeś.
Zmrużyłem oczy. Cofnąłem się wspomnieniami do dnia, w którym spotkałem Lessy. Nie odbierała ode mnie telefonu, więc zmusiła mnie do odwiedzin. Jej adres załatwił mi mój ochroniarz. Pojechałem do niej, ale nie chciała mnie wpuścić do środka. Wpadłem w szał. Zadzwoniłem gdzie trzeba i szybko dostałem cały jej życiorys. Dowiedziałem się, że kilka lat temu, gdy Lessy była nastolatką, zarabiała jako kurwa na Manhattanie. Teraz była szanowaną panią psycholog, która ukrywała swoją przeszłość. Nie miałem innego wyjścia – musiałem ją zaszantażować, żeby mi pomogła. Gdyby tego nie zrobiła, wszyscy dowiedzieliby się o tym, że w młodzieńczych latach dawała dupy za kilka marnych groszy.
– Nasze spotkania trwają równy miesiąc i w tym czasie do niczego jeszcze nie doszliśmy – kontynuowała zmęczonym głosem. – Wcale nie chcesz mojej pomocy. Ani razu nie spróbowałeś mnie do siebie dopuścić. Gdy tylko staram się ci pomóc, ty traktujesz to jako atak i zaczynasz się bronić, atakując mnie. Jesteś pierwszym przypadkiem, którego nie mogę rozgryźć, i powoli tracę nadzieję na to, że mi się to uda. Jesteś zamkniętym w sobie apodyktycznym dupkiem, masz o sobie wysokie mniemanie i obchodzi cię jedynie własny interes…
– Zamknij się – warknąłem groźnie. Zaczęła stąpać po cienkim lodzie. Czułem, że ta rozmowa doprowadzi nas do kłótni. – Nie zamierzam tego słuchać.
Wstałem. Poprawiłem koszulę i marynarkę i ruszyłem do drzwi. Wiedziałem, że te spotkania nie mają sensu. Lessy nie była w stanie mi pomóc. Nikt nie był i koniec kropka. Znajdę inny pomysł, aby odzyskać przyjaciela, pomyślałem.
Chwyciłem za klamkę i gdy już miałem wychodzić, przede mną pojawiła się zgrabna kobieca sylwetka. Popchnęła mnie do tyłu, po czym rozkazała wrócić na miejsce.
– Nigdzie nie pójdziesz – powiedziała, przeczesując palcami włosy. – Jeszcze przez dwadzieścia cztery minuty należysz do mnie, więc zabieraj swoje cztery litery z powrotem na moją kanapę i siadaj.
Otworzyłem szerzej oczy. Byłem zdumiony. Nigdy wcześniej nie widziałem tak wkurwionej Lessy i muszę przyznać, że spodobał mi się ten widok. Podnieciła mnie. Cholera jasna, ta kobieta mnie podnieciła.
Mój fiut drgnął. Od zawsze podniecały mnie kobiety z temperamentem. Lessy w dodatku była kurewsko atrakcyjna i w innych okolicznościach na pewno już dawno wylądowalibyśmy w łóżku. Lubiłem takie.
Szlag mnie trafiał, że nie mogłem jej posiąść tu i teraz. Chociaż? Była stanowczo w moim typie. Dopiero teraz to zauważyłem, gdy przestałem patrzeć na nią jedynie jak na wroga. Była wysoka, miała zgrabne nogi, idealnie uwydatniony tyłek i była seksowną blondynką, ważącą na oko z pięćdziesiąt kilo.
Idealna.
– Mam lepszy pomysł. – Niekontrolowanie oblizałem usta, po czym nachyliłem się nad jej uchem i szepnąłem: – Ty i ja. Co ty na to? – Wskazałem palcem na jej biurko. – Na tym stole. Dam ci orgazm, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie miałaś.
Przyłapałem ją na tym, że spuszcza wzrok i wbija go w moje dłonie, które właśnie trzymałem na kroczu.
– Oszalałeś – szepnęła, chwilowo opuszczając gardę. – Co ty…
– Ciii… – Chwyciłem ją za szyję. Stanowczym ruchem pchnąłem ją na drewniane drzwi. Zaciągnąłem się mocno jej przyjemnym dla nosa zapachem. Pachniała jak truskawka, bardzo apetycznie. – Chcesz zobaczyć, dlaczego do ciebie przyszedłem?
– Puść…
– Bo mam nasrane w głowie – wtrąciłem.
– …mnie – dokończyła.
– Pokażę ci, jak bardzo.
Nie mówiąc już więcej nic, wpiłem się w jej usta, kosztując ten zakazany owoc. O matko najświętsza! Gdy mój język przedostał się przez barierę jej białych zębów, poczułem ekstazę. Całowała obłędnie, w dodatku miała delikatne wargi, tak jak Nikola.
Miałem naprawdę zajebistą ochotę, aby zamoczyć w niej mojego fallusa, dlatego już po chwili położyłem dłonie na jej pośladkach i uniosłem jej lekkie jak piórko ciało do góry.
– Seksu z panią psycholog jeszcze nie miałem przyjemności uprawiać. – Uśmiechnąłem się chytrze. – Zaraz zgłębię te tajniki.
Przejechałem palcem po jej biuście z zamiarem dostania się do jej dość atrakcyjnych piersi, a wtedy… trzask! Dosłownie chwila. Moja głowa odskoczyła w bok i poczułem silne pieczenie na policzku.
– Nigdy więcej tego nie rób – powiedziała ostrym jak brzytwa głosem i natychmiast się ode mnie odsunęła. – Następnym razem oskarżę cię o napaść na tle seksualnym.
Zamyśliłem się, lecz ostatecznie odpuściłem. Nie chciałem wywoływać niepotrzebnej awantury, w dodatku kontakt z policją nie był mi potrzebny. Po minie Lessy widziałem, że nie żartuje. Zadzwoniłaby na policję i doniosła na mnie bez mrugnięcia okiem.
Wróciłem na kanapę, tym razem tylko na niej siadając, i wlepiłem wzrok w blondynkę. Milczałem, czekając na jej reakcję. Ciężko i głośno oddychała, najpewniej zbierając się do ataku. Jak nic zaraz mnie stąd wypierdoli.
Poruszyłem się nieznacznie, bo poczułem, jak mój kutas znów postanawia dać o sobie znać. Jestem popierdolony, wiem. Cóż, niestety nic nie mogłem poradzić na to, że Lessy miała idealnie uwydatniony tyłeczek, i było to widać gołym okiem. Miałem na nią chrapkę jak cholera.
Dawno nie ruchałem, w sumie to od ponad kilku miesięcy. Byłem spragniony. Kiedy Nikola wyleciała, Seweryn wrócił do Polski, a Joseph przestał się do mnie odzywać i złożył w firmie wypowiedzenie, przestałem myśleć o kobietach. Chwila – najpierw to ruchałem wszystko, co popadnie, a dopiero potem nagle mnie wzięło i zacząłem sobie, oraz płci przeciwnej, odmawiać.
Pojawiły się wyrzuty sumienia, bezsenność, nagłe mdłości i niekończąca się świadomość, że coś się stało, a ja nie mogę nic z tym zrobić, bo nie wiem, o co dokładnie chodzi. Bezradność zżerała mnie od środka. Zdarzyło się, że płakałem, gdy wracałem myślami do Nikoli i do tego, co jej powiedziałem, gdy widzieliśmy się po raz ostatni. Nie życzyłem jej śmierci, nic z tych rzeczy! Kochałem ją, ale pod wpływem gniewu pragnąłem, aby samolot, którym podróżowała, wpadł do oceanu.
– Mówiłem, że jestem popierdolony. – Zaśmiałem się sucho. – Najpewniej nie wierzyłaś.
– Dobra – rzuciła blondynka, zastanawiając się nad czymś głębiej. – Daj mi chwilę, muszę to przetrawić. Muszę pomyśleć.
Patrzyłem na nią i w pewnym momencie zrobiło mi się jej szkoda. Nagle zaczęła tak bardzo przypominać mi Nikolę, że aż się przeraziłem. Przychodząc do niej, nie zdradziłem, co mi właściwie dolega, dlatego Lessy miała prawo być tak bardzo skonfundowana. Mało tego – już na samym początku kazałem jej podpisać oświadczenie o poufności i określiłem nasze spotkania jako ściśle tajne. Była zdziwiona i zmieszana, bo nie rozumiała, dlaczego przychodzę właśnie do niej. Do teraz o niczym nie wie, bo wciąż milczałem. Jedynie psułem jej nerwy.
Zresztą nic nowego. Niszczenie ludzi przychodziło mi z łatwością.
– Chcę odzyskać przyjaciela – powiedziałem, opierając głowę o zagłówek kanapy, i zamknąłem oczy, bo tak było mi łatwiej się z tego zwierzać. – Zrobiłem coś, z czego nie jestem dumny, i jedyna możliwość, aby go odzyskać, to spotkania z tobą, więc czy tego chcesz, czy nie, jesteśmy na siebie skazani jeszcze przez jakiś czas.
Lessy znów zmieniła pozycję. Tym razem podeszła do mnie i usiadła obok, na kanapie. Podniosła głowę, wbiła we mnie swój wzrok i powiedziała:
– Jeżeli mam ci pomóc, Alanie Parkerze, to zamieniam się w słuch.
Na spotkania do niej chodziłem od miesiąca, ale dopiero teraz, po raz pierwszy, zamierzałem coś z siebie wydusić.
– Kochałem ją. Dalej kocham.
Odwróciłem się i kątem oka zerknąłem na Lessy. Miała zmarszczone brwi. Nie wiedziała, o czym mówię. Cóż, to zabawne, bo sam nie miałem zielonego pojęcia, do czego właściwie zmierzam.
– Pięć lat temu zginęli moi rodzice. Pogrzeb odbył się w Polsce, ale i tak na niego nie poszedłem, więc w sumie nie wiem, po co o tym wspominam. Mniejsza z tym. – Wzruszyłem ramionami. – Po pogrzebie udałem się do klubu, który akurat wtedy należał już do mnie. Poznałem tam kobietę. – Na wspomnienie Nikoli poczułem nieprzyjemne ukłucie w brzuchu. – Przespałem się z nią. Było nam obojgu zajebiście dobrze. Tak dobrze, że obiecaliśmy sobie, że jeżeli jeszcze kiedyś się spotkamy, to odnowimy naszą znajomość i spróbujemy być razem.
Zaśmiałem się głośno na samo wspomnienie tamtych wydarzeń.
– Ta cała sytuacja wydawała się niedorzeczna. Ona była z Zielonej Góry, ja przeprowadzałem się do Nowego Jorku. To nie miało prawa bytu. Ponowne spotkanie pozostawało jedynie w sferze marzeń. Minęły cztery lata. Zapomniałem o tym kompletnie, zapomniałem o niej. Wiodłem idealne życie jako właściciel i prezes największej firmy bankowej na świecie. Któregoś razu postanowiłem, że odwiedzę w Polsce brata, który był w trakcie załatwiania wszystkich formalności związanych ze ślubem. Tak, Seweryn się żenił. Miałem akurat i tak coś do załatwienia w Polsce, więc postanowiłem skorzystać z sytuacji i spotkać się z nim oraz poznać tę nieszczęsną kobietę, która miała zostać jego żoną. Boże.
Wziąłem głęboki wdech.
– Myślisz, że co poczułem, gdy się dowiedziałem, że kobieta, która ma zostać żoną mojego brata, to ta sama kobieta, z którą przespałem się w dzień pogrzebu swoich rodziców? To była ona. Nikola okazała się narzeczoną Seweryna. Myślałem, że trafi mnie szlag.
– Czekaj – wtrąciła terapeutka. – Chcesz powiedzieć, że kilka lat temu zginęli wasi rodzice, a ty zamiast na ich pogrzeb to poszedłeś do klubu się napić i tam spotkałeś kobietę, z którą spędziłeś noc?
Kiwnąłem głową, ponieważ to, co mówiła, zgadzało się.
– Obiecaliście sobie, że jeżeli jeszcze kiedyś się spotkacie, to się ze sobą zwiążecie? – Znów kiwnąłem głową. – Tylko że ona znalazła sobie faceta, który okazał się twoim bratem? To z nim miała wziąć ślub, tak?
Po raz trzeci kiwnąłem głową.
– Pytam, bo chcę to wszystko zrozumieć.
– I tak ją potem przeleciałem – powiedziałem triumfalnie, wyobrażając sobie, jak rżnąłem ją w ich wspólnym mieszkaniu. – Nie mogłem znieść tego, że ona należała do Seweryna, więc postanowiłem, że zdobędę ją za wszelką cenę i udowodnię mu, że jestem lepszy. Na początku chodziło o głupią rywalizację. Nienawidziłem brata, gardziłem nim. Zawsze miał to, czego chciał, był pierdolonym lizusem i robił wszystko, aby tylko ojciec był z niego dumny. Obiecałem sobie już za gówniarza, że ja nigdy nie zostanę marionetką swojego ojca, dlatego Robert Parker tak bardzo mnie nienawidził. Bo nie miał nade mną takiej kontroli jak nad Sewerynem. Byłem gnębiony przez rodziców przez większość życia. Ich śmierć spłynęła po mnie, choć szczerze mówiąc, lżej mi, odkąd ich nie ma.
Widziałem w oczach Lessy niedowierzanie, ale nie zamierzałem się zatrzymywać. Byłem z siebie dumny, że wreszcie dzielę się z kimś kawałkiem swojej przeszłości.
– Nie spodziewałem się, że mógłbym się zakochać. No ale pokochałem ją całym sercem. Poprosiłem, aby zostawiła tego kretyna i przyszła do mnie. Zapewniłem, że dam jej wszystko: pieniądze, status społeczny, miłość… I gdy zgodziła się do mnie odejść, byłem kurewsko szczęśliwy, naprawdę. Tego się nie da opisać.
– Więc w czym problem? – zapytała.
– Potem powiedziała mi przez telefon, że zostaje z Sewerynem, a ja mam zniknąć z ich życia. Wystawiła mnie, rozumiesz? – Wziąłem głęboki wdech, jednocześnie zaciskając mocno palce na kolanie. – Wystawiła mnie ta jebana kurwa!
Oddychałem głośno, ciężko i chaotycznie. Przed oczami miałem obraz Nikoli całującej się z Sewerynem. Zacisnąłem dłoń w pięść i poderwałem się z kanapy. Bolała mnie dupa od tego siedzenia.
– Alan, powoli. – Lessy próbowała mnie uspokoić, choć sama nie wierzyła w to, że da radę nade mną zapanować. – Tylko spokój może cię uratować.
– Znów ten pierdolony kretyn dostał wszystko, a ja zostałem z niczym! – wrzasnąłem. – Przez praktycznie pół życia towarzyszyło mi uczucie, że jestem od niego gorszy, i nie mogłem nic z tym zrobić, do czasu aż spotkałem Nikolę. Była wszystkim, czego wtedy potrzebowałem. Uszczęśliwiała mnie. – Zatrzymałem się na moment, aby pomyśleć. – Ale tak wiesz… tak naprawdę.
Poczułem, że żołądek podszedł mi do gardła.
– Uwiodłem ją, przeleciałem narzeczoną brata dla swoich egoistycznych pobudek i zniszczyłem ich związek, bo koniec końców rozstali się kilka miesięcy temu. Uprawiałem seks z każdą napotkaną piękną kobietą. Jakby tego było mało, przeleciałem też laskę swojego najlepszego przyjaciela. Czułem, że jestem bogiem. Joseph mnie wkurwił i wybrał stronę Seweryna, gdy dyskutowaliśmy o Nikoli. W zemście przeleciałem jego kobietę. Więc w sumie dlatego tu jestem. Bo nie rozumiem sam siebie. To znaczy wiem, że jestem pojebany, ale nie wiem dlaczego. Chcę się zmienić, chcę odzyskać Josepha.
Poczułem ulgę. Zeszło ze mnie całe ciśnienie.
– Także w skrócie: przez kilka miesięcy rżnąłem narzeczoną swojego brata. Raz nawet przy nim, gdy spał najebany za ścianą. W sumie to nie był najebany. Wcześniej podałem mu pigułkę gwałtu, ale nikt o tym nie wie i trzymamy się wersji, że najebał się jak świnia. – Usłyszałem, jak Lessy wciąga powietrze – Uwiodłem też kobietę swojego najlepszego przyjaciela, aby pokazać mu, że to ja zawsze jestem górą. Teraz przyszedłem do ciebie, bo potrzebuję się z tego wyleczyć. Nie chcę więcej rozwiązywać konfliktów seksem. Przynajmniej nie, jeśli chodzi o Josepha, mojego najlepszego przyjaciela. Powiedział, że wybaczy mi to, że uprawiałem seks z Vanessą, pod warunkiem że mi pomożesz.
Wziąłem głęboki wdech. Stanąłem przy oknie, opierając się rękoma o parapet, i spojrzałem na Lessy. Kobieta siedziała w tym samym miejscu co przed chwilą. Wyglądała dość dziwnie; wiedziałem, że targają nią mieszane uczucia.
– Więc? – spytałem. – Pomożesz mi?
Nie potrzebowałem jej litości ani zrozumienia. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nikt nie jest w stanie mnie zrozumieć, więc nawet na to nie liczyłem. Zależało mi jedynie na tym, żeby Lessy mi pomogła. Zdaniem Josepha potrzebowałem specjalisty, bo prędzej czy później zgłupieję i to wszystko mnie zniszczy.
– Muszę odzyskać swojego najlepszego przyjaciela. Jedynego przyjaciela. – W moich oczach pojawiły się niechciane łzy. – Żałuję tego, co zrobiłem, i chcę się zmienić. – Pierwsza spłynęła po policzku. – Chcę, aby Joseph wrócił do firmy i żebym znów mógł z nim rozmawiać. Żeby on chciał rozmawiać ze mną.
Lessy odwróciła głowę i jej wzrok spotkał się z moim. Widziałem w jej oczach obrzydzenie. Czyli wszystko jasne, pomyślałem i ruszyłem do wyjścia. Nic tu po mnie. Wiedziałem, że to bez sensu. Tylko się skompromitowałem.
– Zaczekaj – usłyszałem w chwili, gdy otworzyłem drzwi. – Nie pochwalam tego, co zrobiłeś. Jesteś najbardziej popapranym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałam, i brzydzę się tobą, jeśli mam być szczera, ale… zrobię to. Przyszedłeś do mnie, bo potrzebujesz pomocy. Chcesz się zmienić, a o to w tym chodzi. Chcesz się zmienić, chcesz być inny, lepszy.
– Słuchaj, nie musisz się nade mną użalać – mruknąłem. – Jestem dużym chłopcem. Nie potrzebuję litości.
Jakoś nie wierzyłem w jej szczere intencje.
– Pomogę ci – rzuciła, wchodząc mi w słowo. – Pomogę. Ale nie za tę kwotę, którą mi zaproponowałeś. Jeśli mam się z tobą użerać tyle czasu, to żądam dwukrotnej sumy, panie Parker.
Otworzyłem usta, bo chciałem coś powiedzieć, tyle że mnie uprzedziła.
– Inaczej idź do diabła.
Trzy lata pózniej
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dziewiąta. Wstałam od stołu, pozbierałam brudne talerze i udałam się do kuchni, żeby wsadzić naczynia do zmywarki. Seweryn pomógł mi z resztą rzeczy, które trafiły do lodówki, następnie zniknął w łazience. Twierdził, że przed pracą musi wziąć prysznic. Zawsze tak robił. Szanowałam to, bo higiena była dla mnie bardzo ważna.
Z radia leciała moja ulubiona muzyka, która sprawiała, że miałam ochotę śpiewać i tańczyć. Nagle zawibrowała moja komórka. Wzięłam do ręki iPhone’a i odczytałam wiadomość od przyjaciółki. Poinformowała mnie, że spóźni się do księgarni, co nie było dla mnie żadną nowością. Robiła tak od kilku lat.
Wrzuciłam telefon do torebki, kręcąc głową.
Opiekunka miała pojawić się za kilka minut, więc szybkim krokiem udałam się do lustra w korytarzu, żeby poprawić makijaż. Gdy byłam gotowa do wyjścia, poczułam nagłą potrzebę, aby na chwilę zajrzeć do pokoju Roberta. Nienawidziłam rozstawać się z nim na tyle godzin, ale już dłużej nie mogłam usiedzieć w domu. Dostawałam nerwicy, serio. Decyzja, którą podjęłam kilka miesięcy temu – że wracam do pracy – była strzałem w dziesiątkę. Potrzebowałam tego. Mogłam wreszcie odetchnąć, poczuć się jak dawniej. Miałam dość gnicia w mieszkaniu, bo to rozwalało mi łeb od natłoku myśli.
Po cichu wślizgnęłam się do sypialni syna. Rozbawił mnie widok porozrzucanych wszędzie zabawek. Ciągle mu tłumaczyłam, aby sprzątał po zakończonej zabawie, ale był uparty jak osioł i ciężko było cokolwiek wbić mu do tej małej główki. Chociaż jak na trzyletnie dziecko Robert był bardzo inteligentnym chłopcem. Potrafił już mówić, liczyć do dziesięciu, uwielbiał, gdy czytaliśmy mu z mężem książki, i był cholernie ciekawy świata. Kochał podróżować. Gdy słyszał, że jedziemy do dziadków do Zielonej Góry, skakał z radości.
Podeszłam do łóżka, na którym spał Robcio, i usiadłam na brzegu. To był piękny widok, słowo daję. Zwłaszcza gdy maluch zaczął ziewać i machać rękoma. Przejechałam dłonią po jego twarzy, odgarniając niesforne kosmyki włosów, które opadały mu na czoło. W brzuchu poczułam uderzającą falę ciepła.
Westchnęłam, uśmiechając się szeroko sama do siebie.
– Mamuś? – Robert otworzył oczy i wlepił we mnie swoje ciemne tęczówki. – Chce mi się siusiu.
Wzięłam go na ręce i zaniosłam do łazienki, aby opróżnił pęcherz. Potem wróciliśmy do sypialni. Położyłam syna w łóżeczku i szczelnie opatuliłam kołdrą.
– Kocham cię – szepnęłam, całując go delikatnie w czoło. – Śpij jeszcze. Zaraz przyjdzie Irenka.
Maluch kiwnął głową, po czym zamknął oczy, odwrócił się na drugi bok i zasnął. Jak na trzyletnie dziecko mój syn był strasznym śpiochem. Potrafił przespać całą noc i ani razu się nie obudzić. Zasypiał zazwyczaj po dziewiątej wieczorem i wstawał przed dziesiątą rano. Dziękowałam Bogu, że przytrafiło mi się tak grzeczne dziecko, bo po genach, z których był stworzony, mogło być ciężko.
Niechętnie opuściłam sypialnię, słysząc pukanie do głównych drzwi. Irena przyszła, pomyślałam i poszłam jej otworzyć. Dwudziestopięciolatka, którą Seweryn zatrudnił jakiś czas temu, bardzo zżyła się z naszym synem. I vice versa. Robert polubił swoją opiekunkę. Uwielbiał spędzać z nią czas, gdy ja z mężem wychodziliśmy do pracy.
Irena weszła, witając się ze mną szerokim uśmiechem.
– Dzień dobry – powiedziała, rozglądając się dookoła. – Pan Parker już wyszedł?
– Mąż jest jeszcze w toalecie. Zaraz pewnie wyjdzie i będzie biegał po całym domu jak wariat, bo już jest spóźniony.
Miałam rację. Seweryn wybiegł z toalety i jak burza wpadł na korytarz. Szybko sięgnął po swój brązowy płaszcz, włożył go i dopiero po chwili przywitał się z Ireną.
– Będę już lecieć, skarbie – powiedział, całując mnie delikatnie w usta. – Dziś powinienem skończyć szybciej, więc to ja przygotuję obiad.
Wyszedł, zostawiając nas same.
– Ależ ja wam zazdroszczę – usłyszałam. Odwróciłam głowę i posłałam opiekunce naszego syna zdziwione spojrzenie. – Jesteście takim idealnym małżeństwem. Naprawdę.
Nie wtrzymałam i zaczęłam się śmiać.
– Nie ma idealnych małżeństw, kochanie – powiedziałam, mrużąc oczy. – A już na pewno my nim nie jesteśmy.
Tak, małżeństwo moje i Seweryna nie zaliczało się do idealnych, bo historia, którą przeżyliśmy, miała wiele koszmarnych rozdziałów. Do dziś żałuję pewnych rzeczy, do dziś mam wyrzuty sumienia i nie potrafię zapomnieć o przeszłości. To będzie ciągnęło się za mną do końca życia. Jednak mimo wszystko wyszliśmy na prostą. Wybaczyłam Sewerynowi to, że ukrył przedemną fakt o ciąży Kim, i to, że zmusił ją do aborcji. Miał ku temu swoje powody, a ja nie powinnam się w to zagłębiać. Miałam swoje problemy, swoje tajemnice, z których w ogóle nie byłam dumna. Nie mogłam żądać czegoś od Seweryna, skoro sama nie byłam z nim szczera.
Długo biłam się z myślami, czy wyznać mu zdradę, której dopuściłam się z jego bratem. Ostatecznie postanowiłam, że zostawię to dla siebie. Można mnie oceniać, bo wiem, że moje zachowanie przekracza wszelkie normy, ale niech ktoś chociaż spróbuje mnie zrozumieć. W tamtym okresie, gdy wróciłam z Nowego Jorku do Polski, zaszłam w ciążę. Ślub, który z Sewerynem odwołaliśmy, odbył się kilka miesięcy później. Mój facet nie przestawał o mnie walczyć, codziennie do mnie dzwonił i błagał o spotkanie. Na początku byłam nieugięta, bo bałam się zaryzykować, bałam się wejść znów do tej samej rzeki. Nie chciałam go ranić, ciężko mi było spojrzeć mu w oczy. Rozmawiałam o tym z Lucy i z babcią. One dwie wiedziały o wszystkim, przed nimi nie miałam żadnych tajemnic. Lucy namawiała mnie do powrotu do młodszego Parkera. Babcia miała nieco inne zdanie na ten temat, ale kiedy się dowiedziała, że spodziewam się dziecka, a potencjalny ojciec został w Nowym Jorku i życzył mi śmierci, zdołała się jakoś przekonać do Seweryna.
Wciąż w jakimś stopniu go kochałam i dlatego zgodziłam się ostatecznie do niego wrócić. Mieliśmy piękne wspomnienia, o które warto było zawalczyć. A przynajmniej tak sobie wmawiałam.
Wszystko potoczyło się tak chaotycznie. Alan zniknął, nie dawał żadnych oznak życia. Po tym jak życzył mi śmierci, nieodwracalnie straciłam z nim kontakt. Nie chciałam go znać. On mnie zresztą też. Seweryn również przestał komunikować się z bratem. Wszystko się zmieniło – tak jakby Alan Parker dla nas nie istniał.
I mnie to odpowiadało. Moje dziecko potrzebowało ojca. Wyniki testów były tutaj nieważne. Robert Parker to syn Seweryna Parkera i to nie podlegało żadnej dyskusji. Alan nie wiedział o mojej ciąży, nie miał również pojęcia, że wzięliśmy z Sewim ślub. Nie obchodziło go to, bo nasze drogi się rozeszły. Dlatego podjęłam decyzję, że to Seweryn zaopiekuje się moim dzieckiem, choć biologicznym ojcem Roberta był Alan. Wiem, bo po urodzeniu chłopca, zrobiłam test DNA. Musiałam wiedzieć, nawet jeśli to nic nie zmieniało.
Po prostu musiałam, inaczej bym oszalała.
– Pada? – zwróciłam się do opiekunki, widząc, jak krople deszczu ściekają z jej granatowego płaszcza.
Trzeba było zmienić temat, bo obiecałam sobie, że Alan już całkowicie zniknie z mojego życia. Nie było dla niego miejsca w mojej głowie. A przynajmniej z tym walczyłam.
Irena zmarszczyła brwi, wykrzywiając przy tym usta.
– Cholera – westchnęłam. – Włosy mi zmokną.
Kobieta parsknęła śmiechem i udała się do salonu. Usiadła w fotelu i włączyła sobie telewizor. Nie miałam problemu z jej zachowaniem, ponieważ sama kilkakrotnie kazałam jej czuć się u nas jak w domu. Ja w tym czasie wygrzebałam z szafy parasol, aby uchronić się przed deszczem, i po raz ostatni zajrzałam do sypialni syna.
– Miłego dnia – rzuciłam, stając w drzwiach wyjściowych. – Jakby coś się działo, to dzwoń do mnie. Seweryn rzadko odbiera, gdy jest w firmie.
Za każdym razem gdy zostawiałam ją z synem, mówiłam to samo. Po prostu włączał się we mnie instynkt macierzyński i wolałam dmuchać na zimne. Robert był dla mnie wszystkim, kochałam go najbardziej na świecie i jeżeli coś by mu się stało, zabiłabym winnego. Naprawdę. Ukatrupiłabym z zimną krwią.
Na zewnątrz faktycznie padało i na moje nieszczęście – zanosiło się na burzę. Bałam się burzy i nienawidziłam piorunów. Przeklęłam pod nosem. Szybko wsiadłam do samochodu, po czym odpaliłam silnik i ruszyłam.
Bez problemu dojechałam do pracy. Korków nie było, drogi były praktycznie puste, więc jechało się szybko i płynnie. Droga zajęła mi równe dwadzieścia minut.
Weszłam do księgarni cała mokra, bo deszcz zaczął naparzać jak opętany, i aż zadrżałam z zimna. Ściągnęłam płaszcz i od razu rozwiesiłam go na grzejniku. Miałam nadzieję, że wyschnie do siedemnastej. Ogarnęłam resztę swoich rzeczy i po chwili otworzyłam sklep. Piątek był ciężki ze względu na ilość roboty, którą zwykle mieliśmy w ten dzień tygodnia, ale z drugiej strony rozpoczynał nam się weekend, więc nie zamierzałam marudzić.
Przed jedenastą dołączyła do mnie Lucy z woreczkiem pączków. Miała szczęście, że o dziwo dziś wszystko działało na najniższych obrotach.
Starałam się nie jeść takich niezdrowych przekąsek, ale wczoraj miałam naprawdę ciężki dzień, dlatego skusiłam się na jednego małego lukrowego pączusia i filiżankę gorącej herbaty, którą rudowłosa od razu przygotowała. Październik nie był miesiącem ciepłym, a tym bardziej przyjaznym dla człowieka. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że wakacje minęły nam tak szybko. W tym roku Seweryn zabrał mnie i nasze trzyletnie dziecko na Zanzibar. Matko Boska, było cudownie! Spędziłam ponad tydzień, wylegując się na piaszczystej plaży, otoczona niesamowitymi widokami i powalającą pogodą. Pani z biura podróży ostrzegała nas, że latem w miejscach egzotycznych może padać deszcz, ale nam pogoda zdecydowanie sprzyjała i było spokojnie ponad trzydzieści stopni.
– Jak tam maluch? – spytała Lucy, stając naprzeciwko regału z książkami. Brała się za rozpakowanie towaru, jednak niezbyt jej to szło. Widziałam po jej minie, że żyje weekendem. – Lepiej się już czuje?
Oderwałam wzrok znad monitora i przeniosłam go na przyjaciółkę. Lucy właśnie ściągała z półki stare książki i wrzucała je do kartonów.
– Tak, już jest dobrze. Gorączka zeszła, znów ma apetyt i zaczął rozrabiać, więc śmiało mogę stwierdzić, że Robcio zdrowieje.
Zaśmiałyśmy się głośno. Ostatni tydzień i kilka dni tego tygodnia były nie do zniesienia. Robert zachorował, miał gorączkę i niemal codziennie wymiotował. Wyrywałam sobie włosy z głowy, aby tylko ulżyć synowi. Myślałam, że pęknie mi serce, gdy maluch leżał w łóżku i płakał. Lekarz stwierdził u niego anginę. Wzięłam ponad tydzień wolnego w pracy. Lucy musiała zająć się wszystkim sama i byłam jej za to bardzo wdzięczna, bo nie robiła problemów, tylko wspierała mnie w tych trudnych chwilach. Kochała mojego syna. Rozpieszczała go, twierdząc, że sama nigdy nie będzie miała dzieci i całą swoją matczyną miłość, której nigdy nie okaże swojemu dziecku, przeleje na Roberta.
Choć Lucy miała ciężki charakter, była wspaniała ciotką, a mój syn wprost ją uwielbiał.
– Gdzie spędzacie święta? – spytała. Widząc moje zdezorientowanie, przewróciła oczami. – Za kilka dni Wszystkich Świętych. Dokąd jedziecie?
Chwilę pomyślałam nad odpowiedzią.
– Seweryn ma rodziców w Szczecinie na głównym cmentarzu, więc pewnie z samego rana pójdziemy do nich, a potem pojedziemy do Zielonej Góry. Moja mama jak co roku przygotuje po mszy rodzinny obiad i nie da nam spokoju, jeśli nie przyjedziemy. Zwłaszcza że stęskniła się za Robertem.
Amelia już od dłuższego czasu wydzwaniała do mnie i kazała mi przyjechać do rodzinnego domu, żeby mogła zobaczyć wnuka. Pamiętam moment, gdy powiedziałam rodzicom o ciąży. Mama nawet nie pytała z kim. Dla niej było oczywiste, że ojcem jest Seweryn, i koniec kropka. Nie miała o niczym pojęcia, a ja nie zamierzałam wyprowadzać jej i całej reszty z błędu. Cieszyła się jak wariatka. Skakała z radości, bo zgodnie z jej tokiem myślenia dziecko oznaczało powrót do Seweryna. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiała młodszego Parkera. Był dla niej idealny pod każdym względem, serio. Moja matka go po prostu ubóstwiała.
– Bo wiesz, Niki… – Spojrzałam na rudowłosą. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale nie zamierzałam pytać. Czekałam, aż sama zacznie mówić. – Pomyślałam, że jeśli to nie problem, to mogłabym pojechać z wami do Zielonej. – Spuściła wzrok – Co o tym myślisz?
Zastanowiłam się.
– Lucy, wszystko w porządku? – Byłam jej pytaniem zdziwiona i trochę zaniepokojona. Ilekroć proponowałam jej, aby jechała z nami do moich rodziców, ona odmawiała. Nie lubiła takich akcji. Wolała siedzieć w domu i wygrzewać się w łóżku. Zwłaszcza że miała z kim. – Co się dzieje?
– Rozstałam się z Konradem. – Wzruszyła ramionami.
Wstrzymałam oddech, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Dostrzegłam w oczach Lucy łzy, dlatego szybko wyminęłam blat, na którym stała kasa fiskalna, i podeszłam do przyjaciółki. Najpierw jednak zamknęłam drzwi, aby nikt nam nie przeszkadzał. Cieszyłam się, że byłyśmy same dla siebie szefami i mogłyśmy robić w sklepie to, co nam się podobało.
Przytuliłam ją, czując, że właśnie tego teraz potrzebuje. Byłam w szoku, widząc tak załamaną Lucy. Nie miałam pojęcia o tym, że moja najlepsza przyjaciółka rozstała się z chłopakiem. Czułam się fatalnie, jakbym właśnie została spoliczkowana, bo nie było mnie przy niej, gdy zapewne potrzebowała mojego wsparcia.
Westchnęłam.
Lucy spotykała się z Konradem od ponad sześciu miesięcy. Poznała go przypadkiem, gdy zgubiła swój ulubiony portfel od Calvina, a on po kilku dniach zapukał do jej mieszkania i oddał zgubę. Adres wziął, jak to powiedział, od swojej znajomej. Każdy inny człowiek mógłby przygarnąć znalezisko, zwłaszcza jeśli w portfelu Lucy była dość spora ilość gotówki, lecz Konrad okazał się uczciwy. Mało tego – zaprosił rudą na obiad, choć to raczej ona powinna zaprosić jego w geście podziękowania. No i tak zaczęli się regularnie spotykać, aż wreszcie wylądowali w łóżku i zostali parą. Historia niemal wyciągnięta z filmu, a jednak prawdziwa. Dlatego trudno mi było zrozumieć fakt, że tak po prostu się rozstali. Wróżyłam im długą przyszłość.
– Dlaczego? – spytałam wreszcie, przerywając tę niezręczną ciszę. – To znaczy co się stało?
Lucy uśmiechnęła się blado.
– No wiesz. – Jej głos zaczął się załamywać. – Oświadczył mi się.
Czekałam, aż powie coś więcej, ale ona zamknęła się w sobie i spuściła głowę, wlepiając wzrok w brązowe panele. Myślałam, że się przesłyszałam. Zrobiłam wielkie oczy, będąc jeszcze bardziej zakłopotaną.
– Oświadczył ci się? – Musiałam się upewnić, że rzeczywiście to powiedziała. Kiwnęła głową. – Więc jakim cudem doszło do rozstania?
Naprawdę, kurwa, nic z tego nie rozumiałam.
– Lucy, mów, do cholery, bo zaraz nie wytrzymam!
– Ja… – Załkała, aż przeszły mnie ciarki po plecach. – On… Niki, ja się przestraszyłam! Nie spodziewałam się oświadczyn! To znaczy wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, ale nie sądziłam, że tak szybko! Znam go od kwietnia, a jest dopiero październik!
– No i co z tego?
– A to, że to wszystko dzieje się za szybko! – wrzasnęła, wyrzucając ręce do góry. – Nie jestem na to gotowa! Nie chcę ślubu, nie chcę tak szybko stawać się niewolnicą jak ty i gnić całymi tygodniami w domu, przykuta do kuchni!
Auć.
– Kocham cię, Niki – westchnęła, widząc, że trochę mnie to zabolało. – Ale spójrz tylko na siebie. Kiedy ostatni raz gdzieś wyszłaś? Masz trzydzieści trzy lata, a każdy weekend spędzasz w domu.
– Mam dziecko, jakbyś nie pamiętała – oburzyłam się i wstałam. Wróciłam na poprzednie miejsce. – Nie mogę imprezować.
Wiedziałam, że o to jej chodziło. Miała na myśli jakąś imprezę, prawdopodobnie w klubie albo w jakimś barze.
– Robert potrzebuje odpowiedzialnej matki i ja zamierzam taka być.
– Masz dziecko, owszem – prychnęła – ale to nie znaczy, że masz całkowicie rezygnować ze swojego prywatnego życia. Robert ma jeszcze ojca, prawda? Seweryn mógłby wreszcie się do czegoś przydać i zostać ze swoim synem przez jedną noc.
Wpatrywałam się w nią z nadzieją, że powie, że to żart. Gdy nic takiego się nie stało, a ona wzdychała ostentacyjnie, nie wytrzymałam i wybuchnęłam głośnym śmiechem.
– Myślisz, że Sewi pozwoli mi iść się zabawić?
To było niemożliwe. Mój mąż nie puściłby mnie na imprezę. Nie było takiej opcji.
– Lucy, chciałabym, ale to niemożliwe. On nie zostanie sam z Robciem.
– Myślę, że nie powinnaś go nawet o to pytać – powiedziała. – Potrzebujesz rozrywki. Niki, musisz czasem myśleć o sobie.
– Lucy…
– Niki – wtrąciła – kocham Roberta, wiesz o tym. Jestem jego ciocią i kocham go nad życie! Ale zaczynasz zamieniać się w starą babę! A ja potrzebuję przyjaciółki w dzisiejszy piątkowy wieczór, bo mam ochotę się najebać, więc przestań pierdolić i chodź się najebać ze mną.
– Przepraszam, ale nie.
Pokręciła głową.
– Przecież, kurwa, nie proszę cię o to codziennie, kurwa mać!
Zmrużyłam brwi, czując, że to nie koniec jej monologu. Lucy dopiero się rozkręcała i to zaczęło mnie przerażać.
– Więc jak, suczko? – kontynuowała z miną szczeniaczka. – Mogę dziś na ciebie liczyć?
Rozum mi podpowiadał, że powinnam odmówić, ale serce z kolei dążyło do tego, żeby wyjść i choć przez chwilę się rozerwać. Może nie tak jak kiedyś, bo jakieś ograniczenia musiały być, ale smak owocowego piwka działał na mnie dość kusząco. Nie pamiętam, kiedy ostatnio piłam alkohol czy, kurwa, byłam w jakimś klubie. Z pewnością było to przed urodzinami mojego syna. Po tym jak Robert przyszedł na świat, kompletnie odcięłam się od świata zewnętrznego i od imprez. Gdy wróciłam do Sewiego, obiecałam mu, że definitywnie z tym skończę.
Po południu, jakoś około czternastej, odwiedził nas pan Tomasz. Jak zawsze przyniósł mi czekoladę, a ja jak zawsze jej nie zjadłam. Wrzuciłam ją do kosza, kiedy tylko opuścił sklep. Musiałyśmy się z nim szybko pożegnać; poinformowałyśmy go, że dziś zamykamy znacznie wcześniej niż zazwyczaj. Mężczyzna nie robił problemu. Nigdy nie robił. Dałam mu dwadzieścia złotych, żeby kupił sobie coś do jedzenia, a on przytulił mnie w geście podziękowania. Myślałam, że zrzygam się od tego smrodu, jednak próbowałam nie dać po sobie poznać, że w jego obecności bierze mnie na wymioty. To dobry człowiek, mimo wszystko.
Zgodziłam się na propozycję Lucy, choć nie wiem jakim cudem, a że postanowiłyśmy pójść do baru Patryka, musiałyśmy wyjść z księgarni szybciej. Cóż, bycie szefem dla samego siebie miało dobre strony.
Po piętnastej byłam w domu. Po drodze zajechałam do Lidla po zakupy oraz kinder niespodziankę, którą mój syn uwielbiał. Podjechałam wreszcie pod blok i weszłam na klatkę schodową, po czym od razu udałam się do swojego mieszkania. Ściągnęłam buty, a płaszcz powiesiłam na wieszaku. W salonie napotkałam Irenę i Roberta, którzy bawili się w berka. Stanęłam w progu, a na widok szczęśliwego syna uradowało mi się serce.
Uśmiechnęłam się szeroko i szczerze.
– O, pani Parker! – przywitała mnie młoda kobieta, gdy tylko zauważyła, że wróciłam. – Myślałam, że to pani mąż będzie w domu pierwszy.
– Tak było w planach – posłałam jej ciepły uśmiech – ale jak to bywa, nie warto nic planować, bo życie i tak przyniesie coś innego.
Znam to z doświadczenia, pomyślałam. Robert wstał z puchowego dywanu, po czym podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
– Wróciłaś! – wykrzyknął. – Kocham cię, mamuś!
W takich chwilach jak te moje serce miękło. Dosłownie. Robert zawsze będzie dla mnie wszystkim. Za niego byłam gotowa oddać życie. Dla niego i za niego, jak to się mówi.
– Wróciłam – powiedziałam, całując syna w czoło. – Też cię kocham, skarbie.
Pożegnałam się z Ireną, płacąc jej dniówkę, i poszłam wziąć prysznic. Potem zarzuciłam na siebie jedwabny szlafrok, który mąż podarował mi jakiś czas temu, i od razu zabrałam się za obiad. Seweryn obiecał to zrobić, mówiąc, że dziś kończy szybciej pracę, ale specjalnie wróciłam do domu pierwsza. Musiałam rozegrać to w odpowiedni sposób.
Mój mąż miał się pojawić za kilka minut. Chciałam przemyśleć, co mu powiem. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale z Lucy byłam umówiona na dwudziestą, więc czas uciekał, a ja musiałam wymyślić odpowiednie argumenty, aby mój mąż mnie puścił.
– Mamuś, kocham cię!
Robert wbiegł do kuchni, wskoczył mi na ręce i znów mocno mnie przytulił.
– Co tam gotujesz?
Uśmiechnęłam się szeroko. Dla takich chwil warto żyć, pomyślałam.
– Spaghetti – rzuciłam, odgarniając malcowi z czoła kosmyk włosów. – Jesteś głodny?
Kiwnął główką.
– Kiedy tata wróci?
– Powinien być już za kilka minutek.
Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mieszkania, a potem buszuje w korytarzu.
– Tata! – wrzasnął Robcio, po czym zeskoczył na podłogę i pędem udał się do przedpokoju. – Tata!
– Hej, maluchu.
– Kocham cię!
– Też cię kocham – dobiegł mnie głos mojego męża. – Najbardziej na świecie, synku.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, słysząc głosy Seweryna i Roberta.
Mieszałam właśnie drewnianą łyżką sos pomidorowy, gdy do kuchni wszedł mój mąż, oplótł mnie w pasie i od razu złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
Zadrżałam.
– Witaj, kochanie – szepnął mi do ucha. – To ja miałem być dziś pierwszy w domu, zapomniałaś?
– Chciałam ci zrobić niespodziankę. – Wzruszyłam ramionami, wskazując na prawie gotowe spaghetti. – Postanowiłyśmy z Lucy, że w piątek zamkniemy szybciej.
Robert wrócił do swojego pokoju i zostaliśmy w kuchni sami. Seweryn przejechał palcami po moim policzku, zsunął dłoń na moje biodro i zwinnym ruchem znalazł się pod jedwabnym materiałem mojego szlafroka.
Westchnęłam głośno, gdy przejechał palcami po mojej kobiecości, zatrzymując się tam na dłużej.
– Oszalałeś?! – zbeształam go cicho, lecz wystarczająco ostro, aby poczuł się winny. – Robert może nas przyłapać!
– Oj, przestań – zaśmiał się, ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. – Jest zajęty nowym samochodem, który mu przed chwilą dałem, więc na pewno nie wyjdzie teraz z pokoju. Zawarliśmy układ.
– Jaki znowu układ? – zdziwiłam się. – I cholera jasna! Mówiłam coś o kupowaniu mu nowych zabawek!
Wściekłam się. Robert miał zdecydowanie za dużo zabawek, które tylko walały się w jego pokoju, a czasem nawet w salonie czy w kuchni. Nie wiedział, co robić z większością z nich, a byłam pewna, że połowy nawet nie rozpakował. Seweryn prawie każdego dnia kupował naszemu synkowi niepotrzebnie jakieś samochody, samoloty czy figurki znanych postaci z bajek. Żeby nie było, Robcio dostawał też książki, ale ich również miał zbyt wiele. Nie wiem, kiedy zdołam mu je wszystkie przeczytać, pomyślałam. Na razie byliśmy z Robertem na Osiołku braci Grimm.
Kilka dni temu dałam mężowi jasno do zrozumienia, że ma kategoryczny zakaz dawania Robciowi jakichkolwiek prezentów. Robert dostał już wystarczająco dużo w ciągu tego tygodnia. Kochałam syna ponad życie, ale nie powinniśmy go aż tak rozpieszczać. Inne dzieci nie miały nic, a on miał aż nadto. Żeby chociaż wszystkim się bawił, a to tylko leży i wala się po kątach. Do tego moi rodzice go rozpieszczają przy każdej nadarzającej się okazji, Lucy i babcia również.
Musiałam to ukrócić.
– Wiesz, że dałbym mu gwiazdkę z nieba, jeślibym tylko mógł – szepnął Seweryn. – Tobie zresztą też.
Pocałował mnie delikatnie, a pocałunek ten już po chwili zamienił się w zmysłowy i namiętny.
– Jesteście dla mnie wszystkim – szepnął w trakcie pieszczenia moich warg. – Nie przeżyłbym, gdybym was nagle stracił.
Wdarł się brutalnie językiem do mojej buzi. Zakręciło mi się w głowie, ponieważ w ogóle się tego nie spodziewałam. Seweryn się tak nie zachowywał, zawsze był raczej opanowany i miał nad sobą kontrolę. To mi się w nim podobało: umiał panować nad emocjami i pragnieniami. Takie zachowanie jak to teraz przypominało mi sposób bycia jego brata.
Szybko odgoniłam tę myśl, besztając się w myślach, że w ogóle przywołałam wspomnienie Alana.
Zrobiło mi się gorąco w środku. Niekontrolowanie odwzajemniłam gest męża, całkowicie się w tym zatracając. Zapomniałam o Robercie, który w każdej chwili mógł wejść do kuchni i zastać nas w tej intymnej sytuacji. Zapewne gdyby do tego doszło, spaliłabym się ze wstydu. Jęknęłam, czując, jak dłonie Seweryna wędrują na moje pośladki. Ścisnął je mocno, podniósł mnie i posadził na kuchennym blacie. Rozchyliłam szeroko nogi, a wtedy stanął przy mnie na tyle blisko, że stykaliśmy się ciałami, i przeniósł dłonie na moje jeszcze zasłonięte piersi. Zrobiłam wielkie oczy.
Co w niego wstąpiło?
– Robert jest teraz zajęty. Spokojnie. Rozluźnij się.
Nie pochwalałam takich pieszczot za dnia, i to w ogólnodostępnym pomieszczeniu, bo nie chciałam, aby mój syn był tego świadkiem, ale skoro Robert dostał nowe autko, pewnie nawet na obiad nie będzie chciał wyjść z sypialni.
Kiwnęłam głową i zamknęłam oczy, czując na szyi ciepły oddech męża. Nie kochaliśmy się od wczorajszego wieczoru, ale miałam wrażenie, jakby minęła wieczność. Kochałam tę naszą bliskość, te jego męskie dłonie oraz sposób, w jaki pieścił moje ciało.
Westchnęłam, a cała złość wyparowała ze mnie w oka mgnieniu. Zapomniałam o Robercie i jego nowej zabawce. Seweryn odchylił kawałek mojego szlafroka, odsłaniając przy tym moje uda.
– Mam na ciebie ochotę – szepnął.
Wsadził we mnie palec, nim się zorientowałam, do czego zmierza. Jęknęłam przeciągle, wyginając plecy do tyłu. Takie zachowanie było nieodpowiedzialne i właśnie dlatego tak bardzo mnie podnieciło. W każdej chwili mogliśmy zostać przyłapani przez mojego syna. Trzyletniego syna, poprawiłam w myślach. Był bardzo młody, nic jeszcze nie rozumiał. Nie wiedział, co to seks i jakie niesie ze sobą przyjemności. I miałam nadzieję, że szybko się o tym nie dowie, bo to mój jedyny dzieciak. Wiedziałam, że gdy znajdzie pierwszą miłość, będę o niego zazdrosna. Matki tak mają, ponieważ to wiąże się z tym, że nasze relacje się ukrócą.
Oblizałam usta, czując, że moja cipka staje się mokra i lepka. Dawno tego nie robiliśmy poza naszą sypialnią, więc ten fakt podkręcał mnie jeszcze bardziej.
Seweryn wsadził we mnie kolejny palec, masując kciukiem moją wilgotną już łechtaczkę. Chciałam krzyknąć, lecz w porę uciszył mnie mocnym, namiętnym i szybkim pocałunkiem. Całe szczęście, bo niedaleko nas znajdował się Robert.
Pragnęłam go. Kurwa, musi się we mnie znaleźć jak najszybciej, bo inaczej oszaleję, myślałam. Tym bardziej, że zbliżał mi się okres i moje libido było szalenie wysokie.
– Po obiedzie zapraszam cię do sypialni, aniołku – powiedział i pocałował mnie w czoło, po czym z cwaniackim uśmiechem odsunął się ode mnie i poprawił spodnie. – A teraz pozwól, że ulotnię się do łazienki.
Mój wzrok powędrował na jego krocze. Wstrzymałam oddech. Jego penis stał na baczność od dobrych kilku minut, prosząc się o pieszczoty. Niech mnie chuj strzeli, ale pragnęłam natychmiast go w sobie poczuć. Tak po prostu, tak jak zawsze.
Nawet jeżeli mielibyśmy zostać przyłapani.
– Chyba sobie żartujesz – warknęłam, ciskając w niego gniewnym spojrzeniem. – Nie możesz mnie tak teraz zostawić!
Seweryn odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni, oznajmiając, że leci wziąć szybki prysznic przed obiadem. W korytarzu usłyszałam jego głośny, perlisty śmiech.
– Kurwa – syknęłam. – Zapłacisz mi za to!
Musiałam się uspokoić, bo byłam przez niego bardzo podniecona i nie mogłam zapanować nad oddechem. Oparłam się o blat, ciężko dysząc. Chciałam dojść, miałam ochotę na orgazm. Ten dupek doprowadził mnie do tego stanu, a teraz tak po prostu sobie poszedł i zostawił mnie niespełnioną.
Udałam się do sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi, uprzednio się upewniając, że młody wciąż jest u siebie i że donikąd się nie wybiera. Położyłam się wygodnie na łóżku, po czym natychmiast zdjęłam z siebie szlafrok. Nie miałam za dużo czasu, bo obiad wciąż pozostawał nieskończony, dlatego musiałam się spieszyć i dojść w dość nietypowych okolicznościach. Sięgnęłam do szuflady po wibrator i od razu ustawiłam największe obroty. Mój orgazm nie trwał długo i nie musiałam też na niego czekać Bóg wie ile. Seweryn zdążył rozpalić mnie do czerwoności i moja cipka była podatna w tamtej chwili na każdy, nawet ten najdelikatniejszy dotyk.
Zaraz po tym jak doszłam, wróciłam do gotowania, nie mogąc przestać się uśmiechać. Nagle wyjście do klubu z moją przyjaciółką i zostawienie męża samego dzisiejszego wieczoru zmieniło obraz mojej rzeczywistości. Ten pomysł nie wydawał się już taki zły. Wręcz przeciwnie. Chciałam utrzeć mu nosa.
Odgłosy dochodzące z sypialni syna świadczyły o tym, że maluch jest równie szczęśliwy co ja. Seweryn jest wspaniałym ojcem, pomyślałam. Ojcem i mężem. Powrót do niego nigdy nie był pomyłką, wręcz przeciwnie: dziękowałam babci i Lucy, że mnie do tego namówiły. Wiedziałam, że zrobiły to ze względu na moją ciążę, bo tak naprawdę żadna nie lubiła Seweryna. To jednak nie miało znaczenia. Ja go kochałam i cieszyłam się, że mimo wszystko zostałam przy nim.
Od trzech lat byłam szczęśliwą żoną i matką. Wystarczyło, że Alan zniknął z naszego życia, a wszystko wróciło do normalności. Jego obecność wywołała chaos, cierpienie i ból. Teraz, gdy go nie ma, każdy jest szczęśliwy. Robert ma wspaniałego ojca, ja z kolei mam idealnego męża. Nie zamieniłabym go na żadnego innego.
Nieważne było dla mnie, że Seweryn nie jest biologicznym ojcem Roberta. Ważne, że go kocha. Mój syn nie mógł trafić lepiej. Seweryn to spełnienie moich i jego marzeń. Alan Parker nigdy nie dowie się o istnieniu Roberta Parkera, obiecałam sobie. Na pewno nie pozna prawdy, że to on jest jego ojcem.
Nie skrzywdzę swojego dziecka.
Dopóki żyję – nie pozwolę na to.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Niebezpieczny trójkąt tom II. W sidłach Parkerów
Wydanie pierwsze
ISBN: 978-83-8219-493-7
© Kamila Andrzejak-Wasilewska i Wydawnictwo Novae Res 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Magdalena Wołoszyn
Korekta: Magdalena Brzezowska-Borcz
Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Wszelkie podobieństwo do realnych postaci i sytuacji jest całkowicie przypadkowe.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek