Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
80 osób interesuje się tą książką
Życie 25-letniej Jaśminy jest pełne sekretów.
Tomek traci dla niej głowę, a jednocześnie realizuje swój plan. Odkrywa informacje, które mogą zniszczyć jej życie. Podstępem zmusza dziewczynę do małżeństwa.
Mężczyzna zgadza się tylko na jeden kompromis: nie dotknie Jaśminy bez jej zgody.
Jak długo Tomek będzie umiał zapanować nad swoją namiętnością?
Jak Jaśmina zareaguje na złamanie jego obietnicy?
Oboje od początku kłamią. Nie potrafią żyć razem.
Nie są jednak w stanie żyć bez siebie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 687
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
"Nieszczerość" to książka przeznaczona tylko dla osób dorosłych, ponieważ zawiera odważne sceny erotyczne. Poza tym opisuje dramat bohaterów, których bliscy tracą życie w nagłych okolicznościach. Jeśli taka tematyka może stać się źródłem Twojego dyskomfortu, podejmij świadomą decyzję, czy chcesz czytać tę historię.
Wszystkie postacie oraz wydarzenia są fikcyjne, a wszelkie podobieństwa do prawdziwych osób są przypadkowe i nie były intencją autorki.
„Nieszczerość” stanowi drugą część serii o grupce zaprzyjaźnionych ze sobą bohaterów. Pierwsza część serii nosi tytuł „Nieufność”. Jeśli jej nie czytałaś – zachęcam do tego, chociaż książka, którą trzymasz w ręku, opowiada o innych postaciach i można czytać ją także osobno.
Nigdy nie zamierzałam być żoną, jednak – zostałam nią, a mój mąż patrzył na mnie jak na swój najdroższy skarb.
Tego wieczoru zastał mnie podczas kąpieli. Zauważyłam go dopiero wtedy, kiedy wypłukałam włosy. Nie komentując jego obecności, sięgnęłam po spinkę, żeby je upiąć. Czułam na sobie głodny wzrok.
Popatrzyłam na swój szlafrok, ale Tomasz nie ruszył się z miejsca. Zrobiłam kilka kroków, żeby zdjąć podomkę z haczyka. Niespiesznie ją założyłam, świadoma faktu, że mąż pochłania oczami moje piersi, brzuch, intymne miejsce między nogami. Zawsze skupiał się na malutkim tatuażu na moim udzie, ponieważ sam miał tatuaże. Dużo większe i dużo więcej.
Otulona w szlafrok usiadłam na brzegu wanny. On oparł się o ścianę, stojąc z rękami w kieszeniach.
Wylałam na dłoń olejek do układania kręconych włosów. Gdybym go nie użyła, następnego ranka nie wyglądałabym zbyt atrakcyjnie. Mój mąż miał swoje oczekiwania co do mojego zachowania i wyglądu, a ja się przecież na to wszystko zgodziłam.
Poruszyłam głową, żeby włosy dostały trochę wolności, jeszcze raz ugniotłam je palcami. Olejek nadawał się do też do smarowania skóry, więc resztkę wtarłam w swoją łydkę. Prawą, a potem lewą.
Tomek nabrał powietrza w płuca, z oporem je wypuścił. Nie spuszczał wzroku z zarysu moich nóg widocznych spod szlafroka.
– Dotykałaś swoich piersi w czasie kąpieli – powiedział.
Dzięki temu już wiedziałam, jak długo tu był. Dość długo.
Sądziłam, że jestem sama w domu. Zrobiłam sobie relaksującą kąpiel w pachnącej wodzie. Pomasowałam napiętą twarz, pogłaskałam palcami obojczyki. Delikatnie pieściłam opuszkami palców swoje sutki.
Potrzebowałam czułego dotyku i od zawsze miałam bardzo wrażliwe piersi. Jemu nie pozwalałam się dotykać. Za karę.
Podniosłam głowę, żeby złapać jego spojrzenie.
Tomek starał się panować nad sobą. Nie podchodził do mnie. Tylko jego oczy płonęły.
– Łamiesz zasady, Tomasz.
– Nie dotknąłem cię.
Nie musiał. Wyobraźnia i tak podpowiadała mi różne obrazy.
– Ale mnie podglądałeś.
– Tak.
Wyprostowałam się i chwyciłam dłońmi krawędź wanny, jednej z piękniejszych, w jakich się kiedykolwiek kąpałam. Łazienka była zastawiona kwiatami. Sypialnia też. Im bardziej mnie irytowały, tym więcej ich dostawałam. Tomek robił wszystko, czego sobie nie zastrzegłam w umowie między nami. Dawał mi prezenty. Zamawiał stosy kwiatów. Przytulał mnie w miejscach publicznych. Całował w policzek, pieścił ustami dłonie.
Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że przytulanie, pocałunki w policzki, szyję, wierzch dłoni mogą być tak erotycznym i jednocześnie nadużywającym gestem. Wydawało mi się, że wystarczy, jeżeli zabronię mu seksu, tylko że seksem i tak przesiąknięte było wszystko wokół nas.
– Czekałem, aż przestaniesz dotykać piersi i zejdziesz niżej. Żadna siła by mnie stąd nie ruszyła – odezwał się.
Zacisnęłam szczęki, ale szybko je rozluźniłam. Tomasz odczytałby te sygnały. Denerwujesz się, Jaśmin?
– Pamiętasz, jak ja cię dotykałem? Myślałaś o tym?
– Nie twoja sprawa, o czym wtedy myślałam.
– Wolisz inne pieszczoty. Całowanie. Lizanie. Dotykanie ustami. Doskonale pamiętam. A ty?
Poczułam silny rumieniec na szyi i dekolcie. Zasłoniłam się szlafrokiem.
W końcu Tomek zrobił tych kilka kroków. Nachylił się nade mną. Jego dłonie objęły krawędź wanny tuż obok moich ud. Minimalnie się cofnęłam. To był odruch. Nie zaczęłabym przecież uciekać ani go odpychać. Absurdalny pomysł w naszej sytuacji.
Czułam jego zapach, on zapewne poczuł mój. Błądził oczami po moich włosach, ramionach i piersiach. Potem wrócił spojrzeniem na moją twarz, a ja uniosłam głowę, żeby się z nim zmierzyć.
– Nie chcę tego, co ty chcesz mi dać. Czyżbym zostawiła jakieś niedopowiedzenie? Nie będę z tobą sypiać.
– Jesteś jedyną kobietą w tym mieście, która wolałaby mieć ze mną romans zamiast za mnie wyjść – powiedział mój mąż; zdumienie z powodu tego faktu wciąż go nie opuszczało.
Słusznie. To było dziwne.
– Więc czuj się wolny i zostaw mnie w spokoju.
– Nie.
Pat. Żadne z nas nie było w stanie ruszyć z tego punktu, w którym utknęliśmy.
Przestałam na niego patrzeć z obawy, że ulegnę pokusie. Pochyliłam głowę.
– Kiedy… – chrząknęłam cicho i odciągnęłam z czoła niesforne pasemka włosów – to zakończysz?
– O co pytasz?
Czułam oddech Tomka na swoich ustach. Zacisnęłam powieki, żeby go nie widzieć.
– Kiedy przestanę cię chcieć? – zapytał. – Nie wiem.
Czułam mrowienie na krawędzi warg, a więc mój mąż musiał być naprawdę blisko. O centymetr, może dwa.
Podniosłam się, on też od razu przestał się pochylać i pozwolił mi wyjść z łazienki. Poszedł za mną. Usiadł na łóżku, oparł łokcie na kolanach. Stanęłam naprzeciwko niego w milczeniu.
– Pewnie będziesz się przebierać w koszulę nocną – powiedział, najwyraźniej mając w planie popatrzeć.
Tego też nie ujęłam w swoich warunkach, a jednak Tomasz nigdy tak wyraźnie ich nie naruszył.
– Co się z tobą dzieje? – zapytałam. Stałam w takiej odległości, że musiałby się tylko trochę wychylić i wyciągnąć ramię, żeby mnie złapać. – Tomasz?
Jego imię oznaczało nie tylko kogoś, kto „nie daje wiary”. Pochodziło z aramejskiego, potem przeszło do greki i łaciny; „Tomasz” to słowo „podwójny”. Właśnie taki był człowiek, na którego zostałam skazana; na związek z którym skazałam się sama.
– Nic się nie dzieje – powiedział. – Po prostu zawsze w końcu dostaję to, czego chciałem.
Zignorowałam te słowa.
Podeszłam do swojej toaletki. Obok akcesoriów żony bogatego mężczyzny stała tu nieliczna rzecz, którą zabrałam ze swojego domu – porcelanowa główka tulipana na opaski do włosów.
Nagle poczułam, jak silne ramiona obejmują mnie w talii.
– Tomek.
Usłyszałam gorący szept przy swoim uchu.
– Nie rozbiorę cię. Nawet nie musisz na mnie patrzeć. Założę prezerwatywę, bo wiem, że nie chcesz czuć mojej spermy w sobie.
– Jesteś obrzydliwy – odpowiedziałam cicho.
To była bardzo nieszczera odpowiedź. Kiedyś wcale tak nie uważałam. Tomasz odetchnął głęboko. Może przypomniał sobie to samo, co ja.
Wydech i mocne mięśnie jego klatki piersiowej zgniotły moje plecy, bo dociskał mnie do siebie coraz mocniej.
– Mogę cię dotknąć? – szepnął.
Poczułam suchość w ustach. Patrzyłam na swoją rękę, która drżała, obejmując porcelanowy płatek tulipana.
– A co to zmieni, jeśli powiem, że się nie zgadzam? – wyszeptałam.
Tomasz nie miał zamiaru rezygnować. Pokonał dystans od toaletki w stronę łóżka ze mną w objęciach. To trwało krótką, pełną napięcia chwilę.
Usiadł na kołdrze. Wciągnął mnie na swoje kolana, tyłem do siebie. Toaletka stała pod takim kątem, że nie było widać naszych twarzy w lustrze. Tylko zarysy sylwetek.
Poczułam, jak mój mąż całuje mnie po włosach. Odsunął je, żeby obnażyć kark i również tam popieścił skórę subtelnym dotykiem warg. Lewym ramieniem przytrzymał mnie w pasie, prawą ręką złapał moje biodro.
Ułożył moje kolana po obu stronach swoich nóg; kiedy usiadł szerzej, moje uda także się rozchyliły. Nie istniała już żadna blokada, która by go powstrzymała. Byłam naga pod tym cienkim ciuszkiem.
Przytulił twarz do moich pleców. Oboje ciężko oddychaliśmy. Napięcie, które wibrowało między nami od ślubu i które on tak umiejętnie podsycał, miało zaraz eksplodować.
– Jaśmin – powiedział Tomasz półgłosem. – Pozwalasz mi?
Przełknęłam łzę, która spłynęła po moim policzku.
– Sypiasz z innymi kobietami.
– Nie… Nie mówmy teraz o tym. Kiedyś ci to wyjaśnię.
Właśnie przyznał się do zdrady. Co z tego, że był to efekt naszych małżeńskich negocjacji. Tomasz walczył o noc w mojej sypialni chociaż kilka razy w miesiącu, ale ja tego absolutnie nie chciałam i zaproponowałam mu inne rozwiązanie: że może to robić z innymi partnerkami.
Wyglądał wtedy tak, jakbym go uderzyła.
– Oszczędź sobie, to mnie brzydzi – szepnęłam.
Więc on już nic więcej nie powiedział.
Przesunął rękę między moje uda. Kiedy dotknął tego wilgotnego, pulsującego potrzebą miejsca, już wiedział, że mu nie odmówię.
– Jaśmin, ty tego chcesz – wymamrotał w moje plecy, całując mnie przez szlafrok.
– Nienawidzę cię – wyszeptałam przez łzy.
– Mogę bez gumki?
Jego palce już były w środku. Zanurzały się powoli, ale nieustępliwie. Wstrzymałam jęk przyjemności. Mój mąż głaskał spragnione wnętrze mojego ciała, kciukiem zaczepił łechtaczkę.
– Podniosę cię tylko i posadzę na sobie – szepnął. – Mam założyć prezerwatywę czy mogę po prostu zacząć?
Nie zapytał, czy w ogóle się zgadzam na seks; spytał, czy zgadzam się na brak gumki.
Nadal mnie pieścił. Nieświadomie oparłam plecy o jego szeroką pierś.
– Mógłbym w każdej chwili przestać – odezwał się.
Właśnie tego kłamstwa z jego ust się spodziewałam.
– Ale nie chcę.
Drżenie mojego ciała było jednoznacznym sygnałem, że udało mu się osiągnąć to, czego chciał. Nienawiść, pożądanie i miłość zalały mój umysł. Musiałam gwałtownie złapać oddech. Czułam, że zaczynam tonąć.
– Nie zarażę cię niczym, po prostu chcę cię poczuć.
– Przestań, bo zwymiotuję – wydusiłam przez spięte szczęki.
Wyczułam jakieś ruchy za sobą, pewnie zsunął ubranie. W następnej chwili męskie dłonie złapały mnie za biodra. Jego penis był tak sztywny, a ja – tak otwarta w tej pozycji, że Tomasz trafił w mój środek bez żadnego problemu. Czubek penisa przecisnął się przez wciąż ciasne wejście i utorował sobie drogę aż do końca.
Wstrzymałam oddech, on chyba też.
– Przepraszam – wyszeptał w mój kark.
Co mi z jego przeprosin, skoro nie przestał?
– Jaśmin, jeżeli teraz zrobię ci dobrze, czy będziesz mogła…
– Nie.
– Mi wybaczyć? – wyszeptał Tomasz, nie zwracając uwagi na to, że mu przerwałam.
Pieścił mnie z wprawą i pewnością przy każdym ruchu. Podrażnił łechtaczkę dookoła. Wrócił dotykiem w najczulszy jej punkt. Docisnął tam kciuk. Wiedziałam, że teraz to potrwa naprawdę niedługo.
Nienawidziłam go i zaraz miałam dostać orgazm, który na mnie wymusił.
– Dojdź, Jaśmin. Nawet cię nie widzę. Możesz udawać, że to ktoś inny.
Przez jego słowa rozpłakałam się, zamiast jęczeć z rozkoszy, ale może to nie stanowiło żadnej różnicy.
– Kochanie, nie płacz.
Dał mi chwilę odpocząć, ale cały był napięty i gotowy. Jego członek we mnie wydawał się coraz większy i niemal zaczął mnie parzyć.
Tomasz znowu złapał mnie za biodra. Zaczął poruszać moim dużo mniejszym i fizycznie słabszym ciałem. Było mi tak dobrze, że tylko moja uparta głowa chciała kazać mu przestać. Jednak nie pragnęło tego ani ciało, ani serce. Zdążyłam się w nim zakochać, zanim pokazał, kim jest naprawdę. Pozostałości tych uczuć wciąż gdzieś się tliły.
Dlatego pozwoliłam mu na wszystko.
Zrobił chwilę przerwy, uniósł się i położył mnie na brzuchu. Przesunął moim ciałem po łóżku. Przyblokował moje ramię, żeby je trzymać podczas gwałtownych ruchów.
– Jaśmin – wyszeptał nad moją głową. – Dlaczego aż tak mnie nienawidzisz?
Nic mu na to nie odpowiedziałam. Rozkosz obracała mną jak maleńką planetą na jego orbicie. Jednocześnie czułam wściekłość.
– Dlaczego nie możesz dać mi wszystkiego? – zapytał szeptem.
Doszedł równo ze mną. Tak bardzo nie chciałam poczuć w sobie jego nasienia, a teraz sama wypychałam biodra w górę i zaciskałam na nim mięśnie, żeby zostawił go we mnie jak najwięcej.
Głośny jęk z moich ust wydostał się tylko raz. Tomasz poruszał się coraz wolniej, jego oddech też stał się spokojniejszy.
– Wyjdź – powiedziałam szeptem. – Wyjdź ze mnie.
– Jeszcze tylko trochę.
– To się nie może powtórzyć.
– Jaśmin – wyszeptał, całując mnie w policzek. – Brakuje ci seksu tak samo, jak mnie. Pieściłaś się w wannie.
– To ciebie nienawidzę, a nie seksu.
Tomasz westchnął głęboko i szepnął do mojego ucha:
– Przeszedłem granicę, której nie chciałem przekroczyć. Teraz mogę tylko iść dalej.
– Masz zamiar powtórzyć ten gwałt. – Nie wiedziałam, czy on to słyszy, bo czułam tuż przy ustach dotyk jedwabistej pościeli.
– Nie zgwałciłem cię. Ani razu nie powiedziałaś: nie.
Podniósł się i odwrócił mnie na plecy. Patrzyliśmy sobie w oczy.
– Chcę tu każdej nocy przychodzić. – Dotknął kciukiem mojej wargi. – Jesteś moją żoną. Umiem cię doprowadzić do orgazmu w każdy sposób. Raz miałaś orgazm dlatego, że ssałem ci piersi, pamiętasz? Tylko to wystarczyło. Co się stanie, jeżeli teraz zrobię ci minetę? Powstrzymasz to?
– Przestań – wyszeptałam ze łzami w oczach.
– Nie przestanę.
Jasnobrązowe oczy ze złocistymi smużkami wpatrywały się w moje. Na dnie była nie tylko realna obietnica.
Także realna groźba.
– Mogę używać gumek, dzisiaj po prostu nie byłbym w stanie przerwać. Doprowadzasz mnie do obłędu, Jaśmin.
– O czym ty mówisz… – zaczęłam, ale on mi przerwał:
– Świadomość, że leżysz tutaj, wypełniona moją spermą, jest spełnieniem moich marzeń. Nadal cię brzydzę?
Sęk w tym, że zupełnie tak nie było. Na dźwięk tych obscenicznych słów stanęły mi sutki. Tomasz potrącił jeden z nich palcami. Położył czoło na moich włosach. Poczułam pocałunek w nos; to tak strasznie nie pasowało.
– Jesteś tu aż tak bardzo nieszczęśliwa?
– Nie masz pojęcia, co to dla mnie oznacza. Nie możesz zamykać drugiej osoby w złotej klatce.
Wydał jakiś dźwięk, który w normalnej sytuacji byłby śmiechem.
– Codziennie jeździsz do pracy. Nic w swoim życiu nie zmieniłaś. Tylko tu mieszkasz i pokazujesz się ze mną jako moja żona. Jaka klatka? Chcesz wyjechać na urlop? Pozwolę ci.
– Chcę się rozwieść.
– Nie złamię tej części umowy – odpowiedział Tomasz. – Dostaniesz rozwód. Kiedyś.
Dopiero teraz pochylił się i pocałował mnie w usta, pierwszy raz od dawna. Zachłysnęłam się tym pocałunkiem, ale szybko próbowałam się wycofać.
– Serio, Jaśmin? – zapytał. – Będziesz zgrywać księżniczkę?
– Żałujesz, że mnie tak potraktowałeś?
Tomasz pocałował mnie jeszcze raz.
– Teraz? – wyszeptał. – Czy w ogóle?
To było retoryczne pytanie. Nie musiał nic mówić. Znałam przecież odpowiedź.
– Niczego nie żałuję.
Przeżywałem całkiem satysfakcjonujący moment. Klęczała przede mną atrakcyjna kobieta i serwowała pełne gniewu obciąganie. Na szczęście nie była aż tak rozemocjonowana, żeby gryźć – za to wyrzuciłbym ją z domu. Właśnie się rozstaliśmy, ale i tak Ingrid przyjechała tutaj, żeby jeszcze raz zająć się moim kutasem. Było widać, że trenowała to wytrwale; nie wątpiłem, że na ten haczyk złapała swojego męża.
Wzięła ślub dla korzyści i dlatego nie zamierzała go zostawić. Urodziła dziecko, które odmłodziło jej dużo starszego małżonka. Jednak to nie wystarczyłoby, gdyby zechciał rozwodu. Ingrid nie miała silnej karty przetargowej na początku i podpisała niekorzystną intercyzę.
Wykrzyczała mi to wszystko poprzedniego dnia w swojej sypialni. Złapała kosztowny fotelik stojący przy jej toaletce, z rozmachem uderzyła nim o marmurowy kominek i wybiegła wypłakać swoją frustrację.
Chciałem z nią zerwać jakiś czas temu, więc ja nie szlochałem. Zamiast tego pozbierałem z podłogi szczątki fotelika i przekonałem się, że to naprawdę misterna robota.
– Ingrid – powiedziałem – nie powinnaś tu przyjeżdżać.
Ona znów się rozpłakała, wczepiona paznokciami w kieszenie moich spodni od garnituru.
Podniosłem to zapuchnięte biedactwo. Popatrzyłem na jasne, idealnie uczesane włosy. Od zawsze uwielbiałem blondynki, jeżeli to była ich naturalna karnacja, tak jak w jej przypadku. Odnosiłem się do Ingrid jak do trofeum, a to dowodziło, że miałem całkowicie zjebane podejście do kobiet. Nie szanowałem jej zupełnie, a ona czerpała tym większą przyjemność z naszej relacji, im gorzej ją traktowałem.
Żona znanego polityka, która wyglądała tak nieskazitelnie na zdjęciach, przyjmowała mnie w swojej sypialni. Do tego stopnia straciła instynkt samozachowawczy. Nie chodziło nawet o to, że jej małżonka zgniótłbym jak pchełkę. Atmosfera była niezdrowa. Często się spotykaliśmy w tym zamkniętym światku, gdzie polityka i biznes bezustannie ze sobą flirtują.
– Szantaż – wypluła z siebie Ingrid. Patrzyła na mnie oczami rozświetlonymi przez furię. – Jak można być takim człowiekiem?
Kiwnąłem głową.
– Ingrid, dobrze zrobiłaś, że ze mną zerwałaś.
– Już zawsze ktoś będzie miał na mnie haka – wściekała się.
Nie byłem w stanie jej pomóc. To nie był mój problem. Ja nie miałem żony.
Pogłaskałem ją po włosach.
– Dobrze, że nie chciał od ciebie czegoś więcej.
Nie czułbym się dobrze z tym, że Ingrid musi się przespać z jakimś szantażystą. Na szczęście ten człowiek zażądał za dyskrecję tylko pieniędzy.
– Z jakiego konta zrobiłaś przelew? – zapytałem.
– Poprosiłam siostrę. Przelałam jej pieniądze, a ona je przekazała ze swojego konta. W razie czego powiem, że potrzebowała pożyczki, bo jest ciężko chora. Jajo w to uwierzy.
„Jajo” – tak nazywaliśmy męża Ingrid ze względu na elegancko jajowaty kształt jego czaszki.
– Mądra dziewczynka z ciebie – pochwaliłem.
– Muszę iść – Ingrid wycałowała mnie po szyi i próbowała zrobić malinkę, ale w porę to zatrzymałem. Sięgnęła do mojego rozporka, pomasowała penisa. – Już za tobą tęsknię.
Dopadła mnie, zanim wyszedłem do biura, co mnie odrobinę zirytowało. Mieszkałem w tamtym czasie z moją niedawno owdowiałą ciotką Alicją, a ona nie przyjęłaby dobrze tej wizyty. Dobrze, że dała się namówić na małe wakacje. Wiedziałem jednak, że ktoś z pewnością o tym doniesie. Obstawiłem panią sprzątającą dom. Prawie oczy jej wyszły na widok Ingrid, pędzącej do mojego pokoju jak burza.
– Niech ci będzie – powiedziałem.
Posadziłem Ingrid na parapecie, ściągnąłem czerwone koronkowe majtki. Wybuchnęła płaczem z żalu, że już więcej nie zazna moich magicznych trików podczas mistrzowskiej minety. Po wszystkim pomogłem jej się ubrać i skierowałem do wyjścia.
– Szkoda twojego fotelika – zagadnąłem na koniec.
Ingrid westchnęła.
– Dzięki, że wyniosłeś te kawałki na śmietnik. To był prezent od Jaja. Powiedziałam, że po prostu przestał mi się podobać.
Przyjrzałem się jej upartej, nadąsanej buźce.
– Pewnie zamówi mi teraz drugi – dodała Ingrid poprawiając szminkę. – I dobrze. Zasługuję na to, co najlepsze, za to, że się z nim na co dzień męczę. Mam nadzieję, że ten szantażysta też się więcej nie odezwie.
Przypuszczałem, że następnym razem będzie ostrożniejsza i nie zaprosi kochanka do domu. Pozostawało tylko jedno pytanie: dlaczego żony bogatych mężów tak często to robią?
***
Tydzień później zapomniałem już o urokach romansu z Ingrid. Obiecałem sobie zresztą, że kończę z mężatkami.
Pewnego czerwcowego dnia stanąłem przed kamienicą na Mokotowie. Czatowałem na dziewczynę, która, z tego, co wiedziałem, była singielką. Nie zastałem jej, a jakiś człowiek powiedział przez domofon, że Jaśmin Płotko nie przyjmuje klientów bez wcześniejszego umówienia się.
Postanowiłem, że i tak na nią poczekam.
Kilka minut później podjechała pod swoją pracownię i przypięła rower do ulicznego stojaka. Zaschło mi w gardle, więc sięgnąłem po butelkę z wodą. Ta dziewczyna wyglądała jak zjawisko, miała kwiatowe imię, nosiła kwiatowe ubranie i wiozła bukiet w koszyczku przyczepionym do miejskiego roweru.
Ja pierdolę, pomyślałem. Przeczuwałem kłopoty. Zdjęcia w sieci nawet w jednej trzeciej nie oddawały jej urody. Nigdy nie przypuszczałem, że stanie mi kutas na widok kobiety ubranej w kwieciste spodnie i ciasny żakiecik z innym kwiatowym wzorkiem. Nigdy się z taką nie umawiałem.
Jaśmin Płotko wstukała kod od domofonu, a ja doskoczyłem, żeby otworzyć przed nią drzwi. Obrzuciła szybkim spojrzeniem mój garnitur, okulary przeciwsłoneczne i zegarek.
– Dziękuję – powiedziała, kiedy przepuściłem ją przodem.
Wsiedliśmy razem do staroświeckiej windy. Pomieszczenie od razu wypełniło się aromatycznym połączeniem tego, jak pachniała ona i bukiet w jej ramionach. Właściwie trudno było nazwać to coś bukietem, raczej – powodzią kwiatów.
Na najwyższym piętrze znajdowały się tylko dwie pary drzwi.
– Pan do mnie?
– Tak. Tomasz Zieliński. – Ściągnąłem okulary przeciwsłoneczne i przyszpiliłem ją wzrokiem.
Założyłem, że będzie uprzejma wobec potencjalnego klienta, zwłaszcza, że jej produkty były tak drogie.
Niewiarygodnie drogie. Zatkało mnie, kiedy zobaczyłem cenę za te kruche mebelki.
– Nie przyjmuję klientów tutaj. Trzeba się umówić telefonicznie albo przez maila. Przyjeżdżam wtedy do domu klientki, żeby zrobić projekt – powiedziała Jaśmin.
– Wiem. Przepraszam. Czas oczekiwania na pani usługę jest dla mnie za długi. Chcę zamówić krzesełko w prezencie dla mojej ciotki. Fotelik – poprawiłem się.
Jaśmin pokręciła przecząco głową.
– Rozumiem, jednak mam swoje zasady.
– Proszę. Moja ciotka była szczęśliwą żoną. Straciła męża w nagłym wypadku i wciąż jest załamana. Teraz wysłałem ją na wakacje i chciałbym, żeby zastała po powrocie coś pięknego, co stanie w jej sypialni. Żeby znowu miała ochotę spojrzeć na siebie jak na kobietę pełną uroku.
Widziałem po minie Jaśmin, że trafiłem do jej serca. Poza tym – to była też prawda. Lubiłem ciotkę Alicję i chciałem, żeby wróciła do dawnej siebie, tak, jak to było możliwe. Mógłbym wtedy znów zamieszkać u siebie i przestać jej pilnować. Czułem się zobowiązany, bo wiele dla mnie zrobiła, kiedy to ja potrzebowałem pomocy jako zagubiony, zrozpaczony nastolatek.
Jaśmin zadzwoniła do drzwi i otworzył nam jakiś staruszek. W internecie znalazłem informację, że Jaśmin Płotko ma wspólnika, którym jest profesjonalny stolarz. Jej mebelki to była w stu procentach ręczna robota.
Wszedłem do środka. Od razu zaatakowały mnie kwiatowe dekoracje i wzory.
– Proszę tu poczekać – poleciła Jaśmin. Włożyła kwiaty do wazonu, wzięła go w dłonie i zaczęła iść w stronę schodków na antresolę. Obejrzała się. Szedłem krok w krok za nią i za jej kuszącym zapachem.
– To część prywatna – powiedziała stanowczym tonem. – Chyba prosiłam, żeby pan poczekał?
– Nie jestem przyzwyczajony, żeby ktoś kazał mi czekać tuż przy drzwiach.
– A jednak ja pana o to proszę.
Ostatecznie więc spełniłem tę prośbę. Robota stolarska odbywała się w innej części. Wspólnik Jaśmin zasunął za sobą drzwi, żeby nie kurzyć drewnem, czy… czymś tam. Chyba dobrze, skoro ona tu najwyraźniej mieszkała. Kilka parawanów spełniało typowo praktyczną funkcję, zasłaniając część jadalną i kuchnię. Parawany także wyglądały na rękodzieło zrobione przez nią.
Jednak to dzięki swoim fotelikom Jaśmin Płotko zyskała popularność wśród bogatych kobiet. Działały na nie jej wszystkie sztuczki.
Gigantyczna cena.
Kolejka po swój egzemplarz.
Fakt, że tworzenie konkretnego fotelika Jaśmin relacjonowała na tik-toku i Instagramie.
Od razu uznałem, że jest uroczą cwaniarą, która żeruje na snobach. Właśnie dlatego chciałem ją poznać.
Kiedy jednak zobaczyłem ją na żywo, stanowczo zechciałem ją przelecieć.
Obejrzałem ją sobie jeszcze raz, bez żadnego pośpiechu. Jaśmin miała jasne, naturalnie kręcone włosy, sięgające obojczyków, zebrane opaską. Inaczej by ich nie poskromiła, bo to nie były żadne wystylizowane loki, tylko gąszcz szaleństwa. Patrzyłem na szczupłą twarz z bardzo dużymi oczami i wyrazistymi kośćmi policzkowymi. Niebiesko-zielona kreska podkreślała kolor jej oczu, rzęsy były ciemnofioletowe, usta różowe.
Rozmył mi się obraz, bo zmiażdżyło mnie to kwiatowe, niewiarygodnie seksowne zjawisko. Zmiękłem natychmiast, jeżeli chodzi o moją postawę wobec kobiet i jednocześnie stwardniałem jak skała, ogarnięty chęcią, żeby się na nią rzucić tu i teraz.
– Ile mamy czasu? – zapytała rzeczowo Jaśmin.
– Słucham?
– Kiedy wraca pana ciotka? Jakie kwiaty lubi? W jakich kolorach jest sypialnia?
Powiedziałem tylko, że ciotka wraca za miesiąc z Włoch. Nie miałem pojęcia, jakie lubi kwiaty. Nie przyglądałem się kolorom ani deseniom w jej sypialni, bo głupio bym się z tym czuł.
Jaśmin zmarszczyła brwi i poprawiła opaskę.
– Jak pan sądzi, dlaczego mam tak ograniczoną liczbę klientek?
– Bo pani fotele kosztują górę pieniędzy?
– Foteliki. Robię foteliki stojące przed toaletką – przypomniała. – Odwiedzam klientki w domach. Mogę przyjąć pana zamówienie, ale i tak będzie musiało poczekać, aż pana ciocia wróci. Opowie mi, co lubi, z jakim fotelikiem będzie się dobrze czuła. To jest klucz do mojego sukcesu. Zaprzyjaźniam się z moimi klientkami i każdą z nich traktuję indywidualnie.
Po tych słowach podeszła do drzwi i złapała za klamkę. Otworzyła je i pokazała mi korytarz.
– Do widzenia. Wziął pan wizytówkę? Radzę zapisać się już teraz do kolejki, bo średni czas realizacji to cztery miesiące.
– Tak długo trwa zrobienie fotelika? – zdziwiłem się. Pewnie to był kolejny chwyt marketingowy. Unikatowa rzecz, na którą trzeba długo czekać, budzi większe pożądanie.
– Mam tyle chętnych. Nie tylko w Polsce – wyjaśniła.
– Podziwiam pani sposób działania. Sam pracuję w biznesie.
Jaśmin jeszcze raz zatrzymała wzrok na moim zegarku.
– Widzę – powiedziała.
Spojrzała także na swój zegarek z kwiatowymi motywami. Odchrząknęła cicho i dała mi jednoznaczny komunikat, że czas się skończył.
Nie spotkało mnie coś takiego od lat. Miałem wielką ochotę powiedzieć jej, żeby to ona wzięła moją wizytówkę i zadzwoniła do mnie, jak szum wokół jej cukierkowych fotelików się skończy. Wtedy mogę ją zatrudnić jako swoją sekretarkę, dekoratorkę albo kogoś tam; w pakiecie dostanie dobre dymanko.
Kobiety mnie nie spławiały. Nigdy. Ta dziewczyna się na to poważyła, bo pewnie miała wrażenie, że złapała pana Boga za nogi; mógłbym jej powiedzieć, że fortuna kołem się toczy i że ci, którzy teraz ją chwalą, za chwilę mogą na nią pluć.
– Czy możemy pójść na kawę?– spytałem zamiast tego. – I czy możemy sobie mówić po imieniu?
Jaśmin postukała paznokciami w drzwi. Zobaczyłem jej profil.
Uśmiech.
– Mam bardzo zajęty kalendarz – odparła.
– Czy jestem jedynym facetem, na którym zrobiłaś aż takie wrażenie?
Poprawiła guzik na poziomie swoich piersi.
– O co ci tak naprawdę chodzi… – namyślała się przez chwilę. – Tomasz?
Nawet nie starała się zapamiętać, jak mam na imię.
– Bardzo chciałbym dostać odpowiedź na pytanie, czy masz wielu zainteresowanych spotykaniem się z tobą i obstawiam, że tak; czy to z tego powodu masz zajęty kalendarz do tego stopnia, że mi odmawiasz – odpowiedziałem. – Bo w to, że odmowa ma związek ze mną, nie uwierzę.
W połowie tego potoku słów Jaśmin szeroko otworzyła oczy.
Za jej plecami stanął ten sam, co wcześniej, starszy facet z jakimś narzędziem w dłoniach i z trocinami na ubraniu. Patrzył na mnie, marszcząc brwi.
- Chłopcze – zwrócił się do mnie – to ty dzwoniłeś domofonem?
Pomimo swojego wieku nie obawiał się mnie, zwłaszcza w wersji wygładzonego dżentelmena w garniturze. Teraz dostrzegłem rodzinne podobieństwo między stolarzem a Jaśmin.
- Dziadku, wszystko gra – powiedziała dziewczyna. Nie była spięta tą sytuacją, raczej – ubawiona. – Nie strasz mi klientów.
Staruszek nie ruszył się z miejsca. To byłoby rozczulające, gdybym ja był kimś innym.
- Przepraszam – zdecydowałem się odegrać tego innego faceta. – Nadużyłem twojej uprzejmości, Jaśmin. Czy dasz mi tę wizytówkę?
Cofnęła się do swojej pracowni, a jej dziadek zniknął z mojego pola widzenia.
Kiedy Jaśmin wróciła z wizytówką, pozwoliłem sobie na dotknięcie jej palców. Jaśmin rzuciła mi kpiące spojrzenie i zręcznie mi je odebrała. Odbiło mi w ciągu kwadransa w jej towarzystwie.
Zażenowany zszedłem po schodach i wsunąłem wizytówkę do kieszeni. W samochodzie nie odmówiłem sobie przyjemności powąchania jej. Pachniała kwiatami.
Pod koniec tamtego czerwcowego dnia wspięłam się na swoją antresolę. Usiadłam na podłodze i patrzyłam na bukiet kwiatów, wibrujący kolorami. Uzupełniał pastelowy wystrój sypialni. Trzymałam w ręce laleczkę z materiału, którą uszyłam dla mojej córeczki Wiktorii, ale ona się nią nigdy nie bawiła. Kiedyś urządziłam dla niej cały pokoik, najpiękniej, jak potrafiłam. On także stał pusty.
Musisz ruszyć do przodu, powiedział dziadek, kiedy skończyliśmy pracę.
Nie umiałam.
Laleczka dla Wiktorii była miniaturką dziewczynki, którą sobie wymarzyłam. Uszyłam ją, będąc w ciąży. Mięciutką przytulankę można było wyprać i położyć na poduszce.
Przycisnęłam lalkę do ust i pocałowałam włoski z miękkiej włóczki. Z westchnieniem odłożyłam ją do pudełka obok innych pamiątek.
Gładziłam wieczko, myśląc o tych latach, które minęły.
Musisz ruszyć do przodu.
W pierwszej chwili nawet się uśmiechnęłam, bo ten zwrot w ustach mojego dziadka zabrzmiał tak nowocześnie, tak „poradnikowo”. Przecież wiedziałam, że przyjechał za mną do Warszawy jako wysłannik całej rodziny. Chcieli, żeby ktoś bliski miał mnie na oku. Tam, gdzie się urodziłam, wszyscy znali moją historię. Tu – nie znał jej nikt.
Schowałam pudełko z pamiątkami i spojrzałam na telefon, który leżał na dywanie. Właśnie zaczął dzwonić.
Nie rozpoznałam numeru, ale to był mój telefon „służbowy”. Nie byłam zaskoczona, że ktoś dzwoni o tak późnej porze. W oczach moich klientek, aktualnych i potencjalnych, świat kręcił się wokół nich, poza tym – tylko niektóre wstawały rano do pracy.
– Kwiatowe Królestwo Jaśmin.
– Dobry wieczór – odezwał się męski głos. – Dzwonię jeszcze dziś. Nie za późno?
Facet od ciotki w żałobie. Całkiem miłe z jego strony, że chciał jej podarować Fotelik Jaśmin.
– Akurat mam chwilę, ale może jednak zadzwonisz jutro, około jedenastej?
– O jedenastej zaczynasz pracę?
– Nie. O jedenastej mogę swobodnie porozmawiać. Rano sprawdzę, czy zgłosiłeś się na listę i potwierdzę datę realizacji. Rozumiem, że dlatego dzwonisz.
Tomasz Zieliński zrobił na mnie wrażenie człowieka niecierpliwego. Spodziewałam się, że będzie naciskał, żebym przesunęła go w mojej kolejce zamówień.
– Cztery miesiące to dla mnie zdecydowanie za długo. Ale jestem w stanie poczekać, jeżeli umówisz się ze mną na kolację – powiedział.
Uśmiechnęłam się. Popatrzyłam na mój własny Fotelik Jaśmin. Był obiektem pożądania wielu klientek, bo zapowiedziałam, że nigdy nie zrobię takiego samego. Ludzka natura właśnie taka jest. O wiele mocniej pragniemy czegoś, co nie jest łatwo dostępne.
– Unikam spotkań z klientami płci męskiej, to znaczy… nie miewam klientów płci męskiej.
– Faceci nie zamawiają tych mebli jako prezentów? Słyszałem co innego.
– Zamawiają, dla córek, żon, narzeczonych. I tak muszę omówić projekt z obdarowanymi kobietami. Zresztą prezentem jest sam proces publicznego tworzenia fotelika. Oznaczam klientkę w sieci, ona to komentuje, obserwatorzy patrzą, jak go robię. Wszyscy dobrze się bawią. Przyjaciółki jej zazdroszczą. I tak dalej.
Stwierdziłam, że takie szczegóły nie muszą być dla niego interesujące, więc umilkłam.
– Tak. Dobrze się za to zabierasz. Tak jak powiedziałem rano, jestem pod wrażeniem twojego kobiecego wyczucia sytuacji, jednocześnie typowego dla wytrawnej bizneswoman.
– Dziękuję panu.
Roześmiał się.
– Znowu zwracasz się do mnie oficjalnie? – zapytał. – Podobało mi się, gdy przestałaś.
– W porządku. Dziękuję.
– Czy zrobisz dla mnie wyjątek? – W końcu padło to pytanie. – Chcę dostać fotelik poza kolejnością. Bardzo proszę.
– Nie robię przesunięć między klientkami – podkreśliłam. – Kolejka jest czymś stałym, inaczej wszystko przestanie mieć sens.
– Jak mogę cię przekonać, Jaśmin?
Dźwięk mojego imienia w jego ustach budził przyjemny szmerek w mojej głowie.
– Próbuj – powiedziałam.
Tomasz zaśmiał się.
– Więc twierdzisz, że umówisz się ze mną dopiero za dwa miesiące, jak skończysz fotel ciotki Alicji.
– Czas zamówienia to cztery miesiące – poprawiłam go. – Skąd wziąłeś dwa?
– Za cztery miesiące ty i ja będziemy w zupełnie innym punkcie tej znajomości. Zobaczysz, śliczna Jaśmin.
Zeszłam z antresoli do kuchni.
– Być może – odpowiedziałam, puszczając wodę z kranu i napełniając szklankę.
– Wiesz, że ja jestem zazwyczaj obsługiwany w pierwszej kolejności i nigdy nie czekam na żadnej liście?
– Więc dobrze ci to zrobi?
– Myślę, że już znalazłaś dla mnie miejsce w swoim kalendarzu i na pewno się zastanawiałaś, jak będzie wyglądał projekt dla mojej ciotki. Może nawet zadajesz sobie pytanie, czy będę w domu, kiedy do niej przyjedziesz.
Zaśmiałam się.
– Prezentujesz nieproporcjonalnie dużą pewność siebie – zauważyłam.
– Mylisz się. Absolutnie odpowiednią. Po prostu jeszcze niezbyt dobrze się znamy – sprostował żartobliwie.
Milczeliśmy przez chwilę, bo ja nie miałam zamiaru ustąpić, on chyba także nie.
– Pijesz kawę czy herbatę? Lubisz ciasto z lodami czy lody z owocami? – zapytał.
– Słucham?
– Jesteś coraz bliżej powiedzenia: „tak, pójdę z tobą na kawę”.
Rozważyłam za i przeciw. Czy umówienie się z tym facetem będzie „ruszeniem do przodu” czy „złamaniem zasad”?
– Okej – odpowiedziałam. – Ale mam kilka warunków. Przynajmniej trzy.
– Słucham.
– Wypełnij formularz w sieci na zamówienie Fotelika Jaśmin. Jest krótki.
– W porządku.
– Przekaż zaliczkę. Jest zwrotna, ale tylko dopóki nie zacznę robić fotelika. Potem już nie zwracam pieniędzy. Poza tym przez najbliższy miesiąc na pewno się za to nie zabiorę, nawet na etapie projektowania.
– Dlaczego?
– Tonę w zamówieniach. Możesz mieć wrażenie, że to lekki biznes, ale…
– Absolutnie nie… – próbował mi przerwać.
Nie dałam za wygraną:
– To ciężka fizyczna praca, a ja jestem perfekcjonistką.
Tomek nie sprzeczał się ze mną dłużej. Spróbował z innej strony.
– Mam swój warunek: przekażę ci całość kwoty od razu, nie zaliczkę – odezwał się. – Nie chcę, żebyś wycofała się z tego zamówienia, cokolwiek by się między nami wydarzyło.
Co za uparciuch.
– Nie będę dla ciebie zmieniała swoich zasad. Jesteś takim klientem, jak każdy.
Tomasz zagwizdał melodyjkę z jakiegoś filmu.
– Za chwilę złożę zamówienie i wpłacę zaliczkę – odezwał się w końcu. – Możemy spotkać się jutro? Powiedz, o której. Przyjadę po ciebie.
– Zadzwoń o jedenastej. A jutro nie mogę. Jestem już umówiona.
– Pojutrze?
Wypiłam wodę ze szklanki i nabrałam ochoty na kieliszek białego wina. Gdybym miała więcej odwagi, rozwiązanie było w zasięgu ręki. Tomasz Zieliński na pewno chętnie zabrałby mnie na drinka.
To błąd mieszać interesy z życiem prywatnym. Nie miałam nigdy takich pokus. Aż do dziś. Niech to szlag.
– Poczekaj, sprawdzę kalendarz w telefonie.
Przedłużyłam to sprawdzanie tak, jak tylko się dało, a on nadal gwizdał tę melodyjkę.
– Za tydzień. Brunch – zaproponowałam.
– Pracujesz też w weekendy?
– W niedzielę śpię do oporu.
– Słusznie, skoro jesteś tak zapracowana. Dziękuję – dodał. – Za to, że się jednak zgodziłaś. Mam na myśli fotelik dla ciotki.
– Cieszę się, że moje meble ci się podobają.
Tomasz odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.
– Wszystko, co dziś zobaczyłem, bardzo mi się spodobało.
Jaśmin prowadziła ze mną grę według własnych reguł.
Za każdym razem, gdy dzwoniłem, włączała się automatyczna sekretarka. Wysłuchiwałem komunikatu o tym, że właścicielka Kwiatowego Królestwa nie może teraz rozmawiać i prosi o wysłanie wiadomości mailowej. Nie skorzystałem z tej opcji.
Zrobiłem przelew na całość kwoty, ignorując jej zasadę. Dostałem zwrot z potrąceniem zaliczki, którą sobie zostawiła.
Na nasze spotkanie przyszedłem rozochocony i rozdrażniony jednocześnie. To Jaśmin wysłała mi wiadomość, gdzie zjemy ten brunch. Zamiana ról mnie zirytowała, ale zrozumiałem też jej przekaz: na razie ona rozdaje karty, bo to ja nalegałem na spotkanie.
Przypuszczałem, że wybierze te swoje kwieciste ciuchy, dlatego byłem zaskoczony, widząc ją w wąskiej, długiej sukience bez żadnych wzorów, w kolorze słodkiego deseru owocowego. Szeroki biały pasek ściskał jej talię jak mini gorset. Nie mogła ubrać się bardziej oficjalnie i jednocześnie seksownie. Tego dnia opaska podtrzymująca jej włosy była cienka i prawie niewidoczna, a jako dość krzykliwą ozdobę dostrzegłem kwiatek w bardzo dużym pierścionku.
– Fantastycznie wyglądasz – powiedziałem od razu. Podsunąłem jej krzesło.
– Nawzajem.
Oboje otworzyliśmy menu, ale żadne z nas nie patrzyło do środka. Przepalaliśmy się wzrokiem na wylot.
– Może coś wybierzemy – zasugerowała. – Dlaczego mi się tak przyglądasz?
– Robisz to samo – odparłem, a ona przesunęła wzrok na menu. – Mogę zamówić coś za ciebie?
Jaśmin potrząsnęła głową.
– Dlaczego miałabym się zgodzić? – spytała. – Przecież nie wiesz, co lubię.
– Chciałbym zgadnąć. Croissant z dżemem? Sok? Kawa z bitą śmietaną? Jakaś zdrowa herbata? – pytałem tropiąc odpowiedź w jej twarzy. – Sałatka owocowa?
– Zielona herbata – powiedziała. Wcześniej kiwnęła głową na croissanta i sałatkę.
– Smakowa?
– Nie. Czysta zielona herbata.
Złożyłem zamówienie i czekając na jedzenie gawędziliśmy o niczym. W tym Jaśmin też była niezła. Pogoda, plany na wakacje, sytuacja na świecie.
Kiedy skończyliśmy jeść, położyłem na stoliku niewielkie pudełko w pastelowych barwach.
– Prezent.
– Nie, to nie jest dobry pomysł. – Na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
– Otwórz. W środku nie ma nic zdrożnego.
Jaśmin rozpakowała pudełko. Dwie koperty odłożyła na bok. Zajęła się prezentem owiniętym w złocisty papier. Był to miniaturowy pistolet tapicerski pokryty paskami białego złota.
Zamrugała kilkakrotnie i zdumiona obejrzała pistolecik.
– Jest w pełni użyteczny – poinformowałem. – Tylko wygląda jak gadżet. Spełni funkcję, której potrzebujesz.
Jaśmin przesunęła opuszką palca po wylocie pistoletu.
– Przesunęłaś mnie w kolejce zamówień – wyjaśniłem.
– To podziękowanie?
– Tak.
Zważyła pistolet w drobnej dłoni.
– Nie wiem, co powiedzieć – przyznała.
Widok jej speszonej miny był bardzo przyjemny.
– Możesz powiedzieć to, co ja przed chwilą. Czyli: dziękuję.
Powiedziała to, chociaż niezbyt głośno. Rozdarła pierwszą kopertę i wyciągnęła z niej zdjęcia sypialni ciotki Alicji, a także liścik od niej. To ja zrobiłem zdjęcia, wywołała je moja asystentka. Również ja namówiłem ciotkę do napisania liściku i przesłania go do mnie.
Jego treść była krótka i z grubsza znałem ją na pamięć.
„Droga Jaśmin,
Mam nadzieję, że gdy wrócę, przyjmie Pani zaproszenie na podwieczorek w moim domu. Tomasz przyznał się, że powierzył Pani moją osobistą sprawę. Tak, straciłam męża. Straciłam dużo więcej niż ukochanego człowieka, który zrobiłby dla mnie wszystko. Straciłam powód do wstawania rano i mierzenia się z życiem.
Pani meble są naprawdę piękne. Bardzo chętnie stanę się posiadaczką jednego z nich, ale nie to jest najważniejsze.
Wzruszył mnie fakt, że Tomek chciał mi sprawić choć odrobinę radości. Bardzo dużo dla mnie znaczy jego dobre serce.
Będę Pani zawsze dłużna. Dziękuję.
Alicja Abramowska”.
Jaśmin przeczytała go chyba nawet dwa razy. Wyglądała na poruszoną.
– Twoja ciotka jest dość znaną osobą, to znaczy znaną z bardzo życzliwego i ciepłego charakteru – odezwała się w końcu. – Jedna z jej przyjaciółek zwolniła termin. Też czekała na Fotelik Jaśmin, ale przekazała mi, że…
– Że najpierw możesz zrobić go dla mojej ciotki.
– Właśnie.
Obróciła pistolecik w ręku.
– To nie jest, mam nadzieję, bardzo kosztowna rzecz? Co to za metal? – Pokazała ozdobne paseczki.
– Białe złoto. Chcę, żebyś go miała.
Zważyła pistolet w dłoni.
– Czy kosztowne rzeczy nadal cię peszą? – zapytałem.
– Przypuszczasz, że nie zawsze miałam pieniądze?
– To chyba jasne? Twoja motywacja, żeby żyłować bogatych, mało użytecznych ludzi dowodzi, że jesteś kimś w rodzaju Robin Hooda.
Jaśmin lekko się wzdrygnęła. Sprawdziła działanie pistoletu na papierowej serwetce, jakby nie wierzyła, że z jego pomocą zrobi cokolwiek sensownego.
– Często dostajesz coś za darmo, czy na wszystko musisz zapracować? – zapytałem. – Przecież ty sprzedajesz nawet swój wolny czas, Jaśmin. Po co udajesz przyjaciółkę swoich klientek? Nie masz z nimi nic wspólnego.
Napiła się herbaty. Sięgnęła po drugi liścik. Żeby nie było wątpliwości, kto jest autorem, umieściłem napis na kopercie: „Dla Jaśmin. Tomasz”.
– Ten przeczytam w domu – powiedziała zarumieniona.
Z przyjemnością patrzyłem na kolor jej policzków.
– Tchórz – zareagowałem natychmiast, a ona energicznie rozcięła łyżeczką bok koperty.
Przyglądałem się, jak jej oczy przesuwają się po literach. Od lat nie napisałem niczego ręcznie.
„Interesują mnie Twoje wszystkie sekrety i chcę je poznać. Przyjmuję wyzwanie, nawet jeżeli go na głos nie wypowiedziałaś. Od dawna, a może nigdy nie zwróciłem takiej uwagi na żadną kobietę. Dzisiejszy sekret: potrafisz być bezinteresowna.”
– Boże – zaśmiała się pod nosem. – To sytuacja jak z książki. Zupełnie nieautentyczna. Kto dzisiaj pisze takie rzeczy w liście, zamiast wysłać wiadomość?
– Podaj mi swój prywatny numer telefonu, a zacznę do ciebie pisać.
Jaśmin nie podjęła tematu. Zaczęła oglądać zdjęcia.
– Gdyby nie to, że znalazłam powiązanie między twoją ciotką a jedną z moich klientek, i że to ja poprosiłam ją o kontakt w sprawie przesunięcia terminu, miałabym wrażenie, że mną sterujesz.
– Szukałaś opcji, żeby bliska mi osoba dostała szybciej to, o co poprosiłem. Dziękuję. Naprawdę.
Jaśmin zmrużyła oczy.
– Zaczynam tego żałować. Co innego zrobić coś miłego dla starszej pani o wielkim sercu, a co innego włożyć komuś takiemu jak ty, do ręki, argumenty za tym, że…
– Że? – zapytałem zaciekawiony.
– Że traktuję cię wyjątkowo. Bo chodziło mi naprawdę tylko o nią.
– Nie do końca. Chciałaś też zweryfikować, czy cię nie okłamałem, opowiadając rzewne historie o zrozpaczonej wdowie.
Rumieniec na jej twarzy stał się jeszcze wyraźniejszy.
– Tak – przyznała.
– Rozumiem, że przyjaciółka ciotki potwierdziła moją wersję.
Jaśmin rozłożyła fotografie na blacie stolika.
– Zrobiłem zdjęcia po to, żebyś mogła zacząć projekt – wyjaśniłem.
– Spali razem? Twoja ciotka i jej mąż?
– Oczywiście.
Uważnie obejrzała zdjęcie obrazu, który stanowił jedną z cenniejszych rzeczy w całym domu.
– Dlaczego pytasz, czy dzielili sypialnię? – zapytałem.
– Wiele małżeństw ma osobne, zwłaszcza jeżeli ich stać na bardzo duży dom. To wygodne.
Moje milczenie musiało zwrócić jej uwagę. Oblizała górną wargę i zapytała:
– Masz inne zdanie?
– Absolutnie tak. Gdybym miał żonę, nie wyobrażam sobie sypiania bez niej.
– Na początku pewnie tak jest, potem pojawia się chęć odseparowania się od siebie – powiedziała Jaśmin i zakończyła temat, składając zdjęcia w stosik: – Z kim mam się konsultować? Z twoją ciotką, czy z tobą? Zaczynam od drewnianej konstrukcji, potem obijam wypełnieniem, które też można wybrać.
– Ze mną – odpowiedziałem szybko.
– Na pewno?
– Skoro to prezent, to tak. Kiedy spotkamy się następnym razem?
Jaśmin zdążyła podnieść się zza stolika i uporządkować w torebce rzeczy, które dostała ode mnie. Każdy jej ruch, gest miał wdzięk. Ubranie wyróżniało ją z tłumu, te piękne włosy – także. Tłumaczyłem sobie, że ona ten wspólny posiłek traktuje służbowo i że wizerunek służy budowaniu jej marki. Pomimo tego czułem się tak idiotycznie oczarowany.
– Nie przyjechałaś chyba na rowerze? – zagadnąłem, kiedy szliśmy do wyjścia, klucząc między stolikami.
– Nie, ktoś mnie podrzucił.
– Czyli teraz ja mogę podrzucić ciebie? – Ciągle szedłem za nią, nie spuszczając oka z cudownego tyłeczka.
– Mogę się przejść, ale w sumie – Jaśmin zerknęła na zegarek – oszczędzę czas, jeżeli mnie podwieziesz.
Dzięki, dziewczyno. Moje towarzystwo jest dopiero na drugim miejscu, po oszczędności twojego cennego czasu.
W samochodzie nawiązałem jeszcze do jej zapracowania:
– Obejrzałem kilka filmów o robieniu takich rękodzieł jak twoje.
Jaśmin spojrzała na mnie zaskoczona.
– Po co?
– Chciałem sparować to z ilością twoich prac w miesiącu. Albo twoje foteliki są tak pracochłonne, bo faktycznie jesteś perfekcjonistką, albo robisz ich dużo więcej, ale nie wszystko nagrywasz i pokazujesz w social mediach.
– Tkaniny też są „rękodziełem”. Każdą wyszywam ręcznie. Na to prawdopodobnie nie zwróciłeś uwagi.
– Myślałem, że wyszywasz tylko swoje imię na podłokietniku.
– Wszystko robię ręcznie. Wykorzystuję technikę tradycyjnego haftu.
– Czyli powinienem następnym razem przywieść ci wrzeciono?
– Jak w „Śpiącej Królewnie”? Myślisz, że ukłuję się i zasnę? – zapytała.
Przystanąłem przed znakiem stopu. Poczułem, że ona na mnie patrzy, więc się odwzajemniłem. Jej zielononiebieskie oczy wpatrywały się w moje, ale nie potrafiłem odczytać, co wyrażają. Albo wyrażały tak dużo, że aż mnie to przygniatało.
– Śpiąca Królewna odniosła przynajmniej jedną korzyść – odezwałem się. – Nie zestarzała się, na zawsze została piękną młodą dziewczyną. Nie dotykał jej czas.
– Uważasz to za korzyść? – zapytała posępnie Jaśmin, jakby to ona była wiedźmą, która rzuciła czar w bajce. W tej młodej, świeżej twarzy przypominającej kwiat oczy błysnęły jak gasnące słońce. Były wypełnione rezygnacją. Ale to trwało tak krótko, że nie miałem pewności, czy się nie pomyliłem.
– Czy mogę przyjechać i popatrzeć, jak pracujesz? Przywiozę coś do jedzenia. Nie jesteś fanką randek, z tego, co widzę.
– Nie jestem fanką randek. Skąd te wnioski?
– Z całokształtu.
Roześmiała się.
– Nic o mnie nie wiesz – powiedziała. – Chodzę na randki.
Zacisnąłem ręce na kierownicy. Starałem się nie patrzeć w kierunku jej uda odsłoniętego przez rozcięcie w sukience.
– Z kim? Mogę dopisać się także do tej listy?
– Możesz wpaść, żebym pokazała ci moje wrzeciono. To znaczy, jak szykuję materiał na obicia. Do tej pracy potrzebuję dziennego światła. Około dwunastej w południe będzie najlepiej.
– Podasz mi swój telefon, żebym to potwierdził?
Drażniło mnie, że muszę używać tego, który był przypisany do jej firmy.
– Przecież korzystasz z mojego numeru?
– Nadal traktujesz mnie jak klienta, jednego z wielu. Zaspokój moją ciekawość. Nie masz prywatnego telefonu?
– Nie mam. Ta firma to moje życie. Ale najbliższych przyjaciół mam wpisanych, więc… – Jaśmin zerknęła na mnie, bo dotarło do niej, że zaczęła się tłumaczyć. – Ty masz dwa telefony?
– Dwie karty w jednym telefonie. Oddzielam te sfery życia.
Na prywatnej liście kontaktów miałem wpisane głównie kobiece namiary, ale nie musiałem o tym wspominać.
– Ja też oddzielam pracę od reszty, tylko że prawdziwy podział jest w głowie, nie w telefonie – odpowiedziała spokojnie Jaśmin.
– Klientki to twoje przyjaciółki? – Wróciłem do tematu, który budził moje wątpliwości.
– Różnie. Korzystam z faktu, jak pojemne jest to słowo. Ale tak naprawdę blisko jestem z rodziną i dwiema dziewczynami, które poznałam kilka lat temu.
Jaśmin pozwoliła się wypuścić z samochodu. Nachyliłem się odrobinę. Przez pół minuty wdychałem ten fenomenalny zapach.
– Dziękuję za twoje towarzystwo.
Uśmiechnęła się oficjalnie.
– Było mi bardzo miło. Jeżeli chodzi o przyjazd do pracowni, to ustalmy to dzień wcześniej, dobrze? Przez najbliższe trzy dni na pewno mnie nie złapiesz.
– Jasne.
Przyglądałem się, jak otwiera drzwi budynku. Wyczuła to spojrzenie i ostatni raz się odwróciła. Dostałem jeszcze jeden uśmiech.
Może przesadzałem. Może nie był aż tak sztywny i profesjonalny.
Albo Jaśmin już zapomniała, jak uśmiechać się inaczej.
T: Cześć, Jaśmin.
J: Cześć.
T: Myślałem, że odwiedzę Cię jutro, ale widzę dwie przeszkody.
Patrzyłam w telefon, czekając na ciąg dalszy.
T: Minęły dopiero dwa dni, a mówiłaś o trzech. Po drugie, nie ma możliwości, żebym wyrwał się z pracy.
J: Rozumiem.
T: Ale zapraszam Cię na kolację.
Usiadłam w swoim Foteliku Jaśmin i oparłam brodę na podkurczonym kolanie.
J: Umówiliśmy się, że pokażę Ci moje prace. Nie zabiorę ich ze sobą do restauracji.
Widziałam, jak kropeczki pisanej wiadomości pokazują się i znikają.
T: Przecież wiesz, o co głównie mi chodzi.
Podniosłam brwi, chociaż nie mógł tego widzieć.
T: Chcę zobaczyć Twoje prace, nie chciałem, żeby to źle zabrzmiało.
J: Nie czepiam się słów.
T: To dobrze. Przede wszystkim chcę zobaczyć Ciebie. Ciągle o tym myślę.
J: Wolałabym działać po kolei.
T: U mnie kolacja byłaby „po kolei”. Na pewno nie dasz się namówić?
J: Mam już plany.
T: Trudno, przynajmniej spróbowałem.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
J: Naprawdę nie możesz przyjechać w ciągu dnia, czy to małe kłamstwo, żebym zgodziła się na kolację?
T: Nie wpadłbym na to. Naprawdę mam dużo pracy. Poza tym wykonuję ją mniej efektywnie, bo jestem rozproszony.
J: Czym?
T: Myślami o pewnej dziewczynie, która ma słoneczne włosy i porusza się, jakby chodziła po kwiatach.
O Boże, sapnęłam, rozbawiona własną reakcją. Poczułam się jak nastolatka, którą skomplementował przystojny chłopak.
J: Masz talent do flirtowania.
T: Robię, co mogę. Ale to, co napisałem, po prostu mi się przyśniło.
Wysłałam mu emotkę z uśmieszkiem i przymrużonym oczkiem.
T: Nie wierzysz, Jaśmin?
J: Nie wyglądasz na człowieka, który ma romantyczne sny.
T: Nie znasz mnie. Poza tym człowiek nie ma na nie wpływu.
J: Napisz, co dokładnie Ci się śniło.
T: Przecież napisałem. Ty. Szłaś po kwiatach i słońce świeciło przez Twoje włosy.
J: Wśród kwiatów?
T: Po kwiatach. Unosiłaś się w powietrzu.
Wyprostowałam się, a telefon wypadł mi z ręki na dywan. To na pewno nie było zamierzone, ale Tomasz osiągnął efekt przeciwny, niż chciał.
T: To był najpiękniejszy sen, jaki kiedykolwiek miałem. Trochę odjechany.
Podniosłam komórkę i zapanowałam nad drżeniem ręki.
J: Myślałam, że napiszesz, że był niepokojący. Jakbym nie żyła i dlatego unosiła się nad ziemią.
T: To dowód na to, że masz niezwykłe właściwości, a poza tym, przecież masz Kwiatowe Królestwo. Wszystko się zgadza. W moich snach jesteś królową.
Napięcie opadło. Wysłałam mu rządek uśmieszków i emotkę z koroną. Głupie czy nie, spodobało mi się to zręczne pochlebstwo.
T: Twoje Foteliki też tak wyglądają.
J: Jak trony?
T: Coś w tym stylu. Wiadomo, że w sypialni kobieta powinna się czuć jak królowa. O to chodziło w Twoim biznesplanie, Jaśmin?
J: Już nie pamiętam. Biznesplan powstał ekspresowo. Minęło trochę czasu.
T: Nie wierzę, że nie pamiętasz. Przecież ty masz najwyżej dwadzieścia lat.
J: Niestety mam więcej.
Już w chwili, kiedy to pisałam, zastanowiło mnie to kurtuazyjne obejście tematu. Wcale nie chciałabym być młodsza.
T: Chcesz wiedzieć, ile ja mam lat?
Już to wiedziałam. Po pierwszym spotkaniu z Tomaszem, kiedy zdradził oczywiste zainteresowanie moją osobą, wytropiłam go w sieci.
J: Czy podasz mi też swój wzrost i numer buta?
T: Pytaj, o co chcesz. Mogę zmierzyć dowolną część swojego ciała.
J: Zmieniłam zdanie. Jednak flirt nie zawsze Ci wychodzi. Co to był za tekst?
T: Jestem skuteczniejszy w relacjach bezpośrednich. A tak z ciekawości, co masz mi do zarzucenia?
J: „Mogę zmierzyć dowolną część swojego ciała"?
T: To działa na wiele kobiet.
J: Tylko dlatego, że jesteś atrakcyjny. Ogólnie sugerowanie swojego „rozmiaru" jest słabe.
T: Dzięki. Za to pierwsze zdanie oczywiście, chociaż wiem, że nie jestem najbrzydszy.
– O Boże! – roześmiałam się na głos. Tomek sam z siebie dorzucił roześmianą emotkę.
T: Chodź ze mną na kolację. Sam widzę, że zachowuję się jak gówniarz. Daj mi szansę, żebym mógł zadziałać jak facet.
J: Nie, nie, nie. Ta gierka się nie uda. A prawdziwy facet zachowuje się po męsku w każdej sytuacji.
T: Wysoko stawiasz poprzeczkę, Jaśmin.
Wzruszyłam ramionami. Uznałam, że nie muszę odpisywać.
T: Bardzo się staram. Opisałem Ci swój romantyczny sen. Możesz się zrewanżować.
J: Nie mogę. Nie śniłeś mi się.
T: Jeszcze.
Znów się uśmiechnęłam.
T: Mogę zadzwonić?
J: Podobno masz dużo pracy.
T: Wyszedłem, żeby coś zjeść na szybko.
J: Jestem wzruszona, że wykorzystałeś na mnie swoją krótką przerwę.
T: Jestem wdzięczny, że oderwałaś się od pracy, żeby ze mną pisać.
Niechętnie musiałam docenić jego ripostę.
J: Muszę wracać. Mam opóźnienie z jednym fotelikiem.
T: Ty też jesteś rozproszona myślami o kimś?
J: Nie. Klientka zmieniła projekt, bo zdecydowała się na remont sypialni.
T: Zgodziłaś się na to?
J: Niestety w moim biznesplanie jest zawarte również zadowolenie klientek. Foteliki Jaśmin muszą być w ich oczach idealne.
T: Zaczynam rozumieć te wysokie ceny.
J: Nie wierzę, że Ty sam nisko się cenisz. W swojej pracy oczywiście.
T: Rozumiem, co chcesz powiedzieć. Jesteśmy równi. Szanuję Twoją zawodową karierę, Jaśmin z Kwiatowego Królestwa.
Ostatnie zdanie przeczytałam dwa razy. Wyczuwałam, że swój podziw Tomasz po prostu musiał zrównoważyć tą delikatną kpiną.
J: Muszę powrócić do moich włości i zabrać się za fotelik.
T: Ja też muszę kończyć. Napiszę jeszcze, żeby życzyć ci dobrej nocy.
J: Nie musisz mi tego obiecywać. Codziennie tak robisz.
T: Znalazłaś kwiaty? Kurier zostawił przed drzwiami. Nie otwierałaś.
J: Nie ma mnie w domu.
Spojrzałem na zegarek. Wahałem się, czy pisać o tej porze, bo minęło wpół do jedenastej wieczorem. Z drugiej strony, od rana czekałem na reakcję Jaśmin w związku z tym wysłanym bukietem. Wydawał mi się wart przynajmniej słowa „dziękuję".
Wiadomość, że Jaśmin jest poza domem, wzbudziła moją absurdalną zazdrość. Zdusiłem ją w sobie. Przecież ona mogła robić, co chce, to jej prawo. Mimo wszystko próbowałem dociec, z kim jest. Gdzie.
T: Skoro odpisujesz, rozumiem, że nie jesteś bardzo zajęta.
J: Klientka zaprosiła mnie do Sopotu. Urządza wielki apartament i zamówiła kolejny Fotelik Jaśmin.
T: Szkoda, że nie dałaś znać, że jedziesz akurat do Sopotu.
J: Dlaczego?
T: Mam przyjaciół w Trójmieście. Często tam jeżdżę.
J: I?
T: Zrobiłbym sobie wycieczkę, żeby zabrać Cię na spacer po plaży.
J: Przyjechałbyś z Warszawy specjalnie po to?
T: To dobrze czy źle?
Sam się nad tym zastanawiałem. Ale było już za późno. Zostało napisane.
J: Brzmi jak sztuczka podrywacza.
T: Masz mnie.
J: Co z kwiatami? Zwiędną. Szkoda, że nie wiedziałam o tym pomyśle.
T: Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Chyba podrywacze nie mają zwyczaju ustalać z pięknymi kobietami takich rzeczy jak wysłanie kwiatów?
J: Zadzwonię do sąsiadki z dołu. Poproszę, żeby je przechowała przez kilka dni.
W ten sposób dowiedziałem się, że Jaśmin nie wróci zbyt szybko.
T: Byłoby Ci szkoda, gdyby zwiędły?
J: Oczywiście. Sąsiadka się ucieszy, bo mąż nie kupi jej kwiatów.
T: Może jak zobaczy te Twoje, to kupi?
J: Rozstali się.
T: I dlatego sąsiadka ucieszy się z cudzych?
J: Może masz rację. Nie wiem, czy powinnam ją prosić. Może zapytam kogoś innego.
T: Mieszkam blisko. Mogę je zabrać z powrotem. Nigdy nie byłem w tak głupiej sytuacji, ale jeśli ma być Ci przykro, że zwiędną, to chcę Ci tego oszczędzić. Włożę je do wody.
J: Nie znasz kodu do domofonu.
T: Poradzę sobie.
Dostałem powiadomienie o mailu i przeczytałem go od razu, żeby mieć pewność, czy mogę ciągnąć wymianę wiadomości z Jaśmin. Przekazałem polecenie asystentce i znowu skupiłem się na dziewczynie, która tak sprytnie unikała zakusów z mojej strony.
J: Nie musisz nic robić. Napisałam do tej sąsiadki, wysłała swoją córkę. Kwiaty zajęły pół pokoju. Podobają im się. Chyba nie popełniłam nietaktu.
T: Czyli już wiadomo, że komuś moje kwiaty sprawiły dziś przyjemność.
J: Dziękuję.
T: Mam nadzieję, że Ci się nie narzucam.
Z niedowierzaniem patrzyłem na ostatnie wystukane palcem zdanie. W życiu nie zrobiłem takiego założenia wobec kobiety.
J: Zaprosiłam Cię do domu, więc…
Wiadomość urwała się w połowie.
T: Ciekawość rośnie. Zaprosiłaś mnie do domu, więc co?
J: Więc wiadomo, że mi się nie narzucasz, ale uważnie obserwuję sytuację.
T: Gdzie nocujesz w Sopocie? Co dzisiaj robiłaś?
J: Pracowałam aż do późnego popołudnia. Ale już mnie tam nie ma. Ruszyłam dalej.
T: Kolejne klientki?
J: Nie tylko.
Miała wprawę w wyślizgiwaniu się z każdego bardziej konkretnego pytania.
J: Co Ty robiłeś? Wciąż tak zapracowany?
T: Analizowałem bardzo złożoną ofertę. Stajemy do przetargu i sądzę, że wygramy. Chciałbym odebrać konkurencji tego klienta.
J: Trzymam kciuki, jeśli to może pomóc.
T: Pewnie nie, ale fajnie, że rozumiesz moją perspektywę. Tak to odbieram.
J: To jest subtelne przypomnienie, że moja firma jest malutka w porównaniu do Twojej?
T: Jak to malutka? Ja nie mam swojego Królestwa. Jestem tylko skromnym przedsiębiorcą.
Dostałem uśmiechniętą buźkę w odpowiedzi.
J: Dzisiaj wybrałabym inną nazwę niż Kwiatowe Królestwo Jaśmin. Byłam dużo młodsza i chciałam się przede wszystkim wyróżniać.
T: Według mnie jest bardzo dobra. Pasuje do Ciebie. Masz na imię Jaśmin?
Wysłała mi znak zapytania.
T: Jest takie imię jak Jaśmina. „Jaśmin" wygląda jak pseudonim albo skrót.
J: Teraz zrozumiałam. Tak, pełne imię to Jaśmina. Mam prośbę, żebyś go nie używał.
Powtórzyłem po cichu właściwą wersję. Podobała mi się. Wolałbym mówić „Jaśmina" zamiast „Jaśmin", ale właścicielka miała prawo decyzji.
T: Jak mówi na Ciebie Twoja rodzina?
J: Nie przyznam się. Nawet nie proś.
Zrozumiałem, że to pewnie bardzo prywatne albo dziecinne zdrobnienie.
T: Może kiedyś się dowiem, jak myślisz?
J: Co ja o tym mogę myśleć? Znamy się kilka tygodni.
T: Mam wrażenie, że spotkałem Cię w poprzednim życiu.
J: To najbardziej banalne wyznanie, jakie słyszałam.
T: Nie słyszałaś, przeczytałaś.
J: No, okej.
T: Jak będę miał okazję wyznać Ci, co czuję, prosto do ucha, stanę na wysokości zadania.
J: Za wcześnie na "uczucia", nawet na piśmie.
T: Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
J: Nie mów, że Ty wierzysz.
T: Podobno niektórym się zdarza.
J: Takie dyskusje pamiętam z czasów liceum.
T: Byłaś wtedy zakochana od pierwszego wejrzenia?
J: Żeby raz. A Ty?
T: Wydaje mi się, że doceniałem wtedy inne walory u dziewczyn.
J: Nie ciągnijmy tego. Wolę mieć do czynienia z dorosłym mężczyzną niż nastolatkiem w ciele faceta.
T: Masz do czynienia z najlepszą wersją mnie. Napisz, kiedy wrócisz. Lepiej zaplanuję pocztę kwiatową.
J: Nie musisz wysyłać mi kwiatów.
T: Nie muszę. Ale chcę.
Pokazałam Tomkowi próbki wyhaftowanych materiałów i dwa foteliki, nad którymi właśnie pracowałam. Obejrzał je z tak ogromnym skupieniem, jakby odkrywał magiczną krainę. Może to był element jego kampanii uwodzenia? Niewątpliwie byłam świadkiem właśnie tego.
Potem usiedliśmy, żeby zjeść lunch, który przywiózł. Przyjechał prosto z biura i podobno poświęcił dla mnie kawałek dnia, bo nie chciał, żebym się rozmyśliła.
– Kolacja, Jaśmin. Spędzimy czas bez ograniczeń narzuconych z góry. Powiedz w końcu, że ze mną pójdziesz.
Złapałam kawałek selera naciowego i wycelowałam w niego.
– Kolacja, a potem? – zapytałam.
– Co chcesz. Nie sądzę, żebyś zgodziła się na wspólną noc, ale i tego nie wykluczam.
– To nie wchodzi w zakres mojej bezinteresowności.
Tomasz roześmiał się, ja chrupałam kolejne warzywa umoczone w dressingu.
– Kolacja czy to drugie? – dopytał.
– Kolacja. Oddzielam łóżko od tradycyjnych spotkań, więc na to już w naszej relacji jest za późno.
Tomasz ledwo zapanował nad zaskoczeniem, potem ze śmiechem pokręcił głową.
– Opowiedz mi o tym – zaproponował.
To był nieliczny facet, który był w stanie zjeść cheeseburgera, cieknącego od sosu i rozpuszczonego sera, w tak wytworny sposób, żeby to danie pasowało do drogiego garnituru i starannie zaczesanych włosów. Chociaż… z boków nosił je dość krótko przystrzyżone, więc pewnie miał też w repertuarze inny, bardziej niegrzeczny wizerunek.
– O czym? – spytałam.
– Jak to organizujesz, skoro jesteś taką zajętą osobą.
– Są różne aplikacje, Tomasz.
Pokiwał głową.
– Do zarządzania czasem?
– Do jednorazowych spotkań – odpowiedziałam, dodając: – Nie mów, że nigdy z nich nie korzystasz.
– Nigdy nie opowiadam o swoim życiu seksualnym kobietom, które mam w planie uwieść.
Nie podjęłam tematu. Tomek odsunął się razem z krzesłem i zaczął się na nim lekko kiwać, spoglądając na mnie spod oka.
– Złamiesz swoją regułę dla mnie? Pobawmy się, że mnie nie znasz i umówmy się na ten jednorazowy seks.
Jego ton był żartobliwy, ale wyraz oczu – nie.
– Za późno. Muszę kogoś zupełnie nie znać, żeby mieć ochotę na szybki numerek – odparłam.
Tomasz sięgnął po serwetkę i wytarł ręce. Potem jednak wstał, odkręcił kran, wypłukał je ponownie i tym razem skorzystał z rolki papierowego ręcznika.
Nadal nic nie mówił, ale obszedł wyspę kuchenną i dotknął moich ramion. Przesunął dłońmi po materiale bluzki, jednej z wielu, w których miałam zwyczaj nagrywać materiał do mediów społecznościowych. Byłam zatem ubrana „w kwiaty”.
– Żartujesz, prawda? – zapytał wpatrzony w moją twarz.
Ciągle gryzłam listek sałaty. Przełknęłam go i spojrzałam na dzbanek z wodą. Nie chciało mi się pić, ale czułam się nieswojo, dlaczego pomyślałam, że mogłabym sięgnąć po dzbanek, nalać sobie wody, zająć się tą czynnością.
– To ważne? – zapytałam. – Masz coś przeciwko kobietom, które stosują do siebie takie same zasady, jak mężczyźni?
Tomasz skupił się na moich ustach.
– Co ci daje taki jednorazowy seks? – drążył.
– Czy ty mnie przesłuchujesz? Okej, widzieliśmy się dwa albo trzy razy, piszesz do mnie wiadomości, a ja ci odpisuję, ale to za mało, żebyś mógł się wtrącać w moje życie.
– Chcesz mnie sprowokować. Nie umawiasz się na sam seks z przypadkowymi facetami.
Uśmiechnęłam się niewinnie. Puścił moje ramiona. Zmienił temat.
– W przyszłą sobotę spotkamy się na tej samej imprezie. Widziałem twoje nazwisko na liście gości.
– Myślałam, że się od tego wykręcę. – W sobotę byłam umówiona z przyjaciółkami, a teraz musiałam to zmienić. – Niestety nie mogę. Zaprosiła mnie osoba, której dużo zawdzięczam, bo ona pierwsza rozpromowała moje meble prywatnymi kanałami.
– Chcesz powiedzieć – upewnił się Tomasz – że Adela Janiak to także twoja przyjaciółka?
– Taaak – powiedziałam tonem żartobliwej przechwałki. – Nie wierzysz? Wiem, że jest znaną osobą, ale przecież wiesz, że celuję w takie klientki. – Zajrzałam do ozdobnej papierowej torebki. – Deser też przyniosłeś?
– Jest dla ciebie. Ja nie jem słodyczy.
– Albo słodycze, albo seksowne ciało? – spytałam i odgryzłam kawałek ciastka z borówkami. – Ale pyszne.
– Trafiłem ze smakiem? – zapytał zadowolony.
Uśmiechnął się na widok mojej miny. Wyciągnął telefon i spróbował zrobić mi zdjęcie.
– Nikomu go nie pokażę, przysięgam! – obiecał, kiedy zaczęłam się wycofywać się z ciastkiem w dłoni.
Weszłam tyłem na pierwszy, a potem drugi schodek prowadzący na antresolę.
Tomek schował telefon. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Opuściłam rękę z ciastkiem. Starł kawałek lukru albo okruszek z mojej twarzy. Zaskoczona zobaczyłam, jak wkłada ten palec do swoich ust i oblizuje go. Popatrzył mi w oczy.
– Gdzie jest twój dziadek? – zapytał.
– Przyjeżdża tu raz na jakiś czas – wyjaśniłam, chociaż czułam, że nie powinnam mówić całej prawdy. Na pewno, biorąc pod uwagę ogień płonący w jego oczach. – Eee… zabiera projekty nowych mebli, bo woli… – Ten gorący wzrok mnie dekoncentrował, ale wzięłam się w garść. – Dziadek woli pracować w swoim domu, o wiele bardziej niż tutaj.