Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„To nie jest facet dla Ciebie”.
Arogancki Paweł. Chciwy Cyryl. Pozbawiony umiaru Napoleon. Uwodzicielski Niko. Pozornie spokojny Gutek. Rozkoszny leniuszek Lucas. I na deser: zaborczy i zazdrosny Pan Z. Pycha, Chciwość, Nieumiarkowanie, Nieczystość, Gniew, Lenistwo i Zazdrość.
Bohaterka tej opowieści spotyka na swojej drodze siedmiu zatwardziałych grzeszników. Na początku jest tylko naiwną nastolatką, ale z czasem staje się kobietą, która wie, czego chce.
Angelika wyciąga cenną lekcję z każdego romansu, a siedmiu grzesznych facetów dostaje od niej nauczkę, której nigdy nie zapomną.
W pierwszej części serii poznajecie historię pięciu pierwszych kochanków bohaterki. Jeśli historia Was wciągnie – kontynuacja przygód Angeliki znajduje się w części drugiej!
Ostrzeżenie:
Książka jest przeznaczona tylko dla osób dorosłych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 284
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
"Siedmiu grzesznych facetów" jest lekturą tylko dla osób pełnoletnich. Zawiera odważne sceny erotyczne, relacje z większą niż dwoje liczbą partnerów oraz elementy dominacji.
Opisane zachowania nie oddają moich własnych poglądów. Postacie nieraz postępują niewłaściwie, na przykład wykorzystując swoją pozycję albo wprowadzając innych w błąd co do swojej tożsamości. Chciałam ukazać to, jak ludzie potrafią się czasami zachować, kiedy kieruje nimi pycha, rozwiązłość lub gniew.
Jeśli zdecydujesz się sięgnąć po tę książkę, pamiętaj: Grzeszny Facet może czaić się wszędzie!
Ściskam,
Nadia Grim
Pycha (łac. Superbia) – arogancja, wyniosłość, brak poszanowania, przesadne mniemanie o sobie.
Symbol zwierzęcy: Paw.
Seduce Space.
Niezbyt mądra nazwa, ale mogłaby być też głupsza.
– Słucham? – zapytał głos mężczyzny tuż za moimi plecami.
Odwróciłam się i zadarłam głowę, żeby go zobaczyć.
– Nic nie mówiłam.
– Niestety, mówiłaś.
Wsiedliśmy do windy i on bez żadnego problemu wepchnął mnie do kąta, jak tylko się w niej znalazł. Wcisnęłam guzik siódmego piętra. Ten czas wystarczył, żeby niemal wszystkie moje zmysły zostały pobudzone. Facet wyglądał jak bóstwo, pachniał męsko i grzesznie, miał łaskoczący połączenia nerwowe niski głos. Potrącił mnie wchodząc, więc mogłam docenić twarde mięśnie pod rękawem marynarki. Brakowało tylko odczuć smakowych. No, wszystkiego mieć niestety nie można.
– Pracujesz w tym budynku?
Podniosłam wzrok i natrafiłam na zimne oczy w kolorze betonu. Prawdopodobnie oddawały jego osobowość, sądząc po następnych słowach.
– Rozumiesz pytanie?
– Tak, skoro już pytasz.
– Tak, skoro już pan pyta – poprawił mnie z niesmakiem.
Winda się zatrzymała. Chciałam wysiąść, ale stał mi na drodze.
– Przepraszam – powiedziałam i dodałam po chwili: – pana.
– Nie podoba ci się nazwa Seduce Space? – upewnił się.
Obrzucił mnie tym betonowym spojrzeniem. Na dnie jego oczu nie paliło się nawet najmniejsze światełko ludzkiej życzliwości.
– To ja wymyśliłem tę nazwę, dziewczynko.
– Eee… naprawdę… oryginalna.
Przesunął się i wypuścił mnie z windy jako pierwszą. Recepcjonistka usłużnie się z nim przywitała. Powiedziała: „Dzień dobry, szefie”, a on odpowiedział „cześć”. Czyli ona nie musiała mówić do niego „pan”.
Przez chwilę podziwiałam jego chód. Szedł jak właściciel nie tylko tej firmy, ale wręcz całego Trójmiasta. Podeszłam do recepcji.
– Dzień dobry. Przyszłam w zastępstwie za…
– Jesteś Panią Kanapką?
– Tak, bo moja kuzynka jest chora i…
– Szczegóły mnie nie interesują. Gdzie są kanapki? – zapytała recepcjonistka wychylając się zza blatu.
Spojrzałam na zegarek.
– Przyjadą za sześć minut. Przywiezie je chłopak mojej kuzynki, bo ona…
Podniosła rękę w geście, który miał odebrać mi głos, i zaczęła rozmawiać przez telefon.
– Seduce Space, Marietta, słucham?
Poszukałam łazienki, żeby przebrać się w ubranie „służbowe”. Koszulka została ozdobiona rysunkiem uśmiechniętej kanapki wypchanej po brzegi kiełkami i warzywami. Uczesałam włosy według wcześniejszych wskazówek Belli i założyłam ciasną opaskę. Poprawiłam guziki w spodniach typu rybaczki. Obejrzałam żółte trampki, bo miałam w razie czego je doprowadzić do ładu, ale doszłam do wniosku, że są czyste.
Czułam się jak na cenzurowanym. Nie powinno mnie tu być. Nie byłam jeszcze pełnoletnia, nie miałam wymaganych badań ani książeczki zdrowia i ogólnie cała ta koncepcja nie trzymała się kupy. Moja kuzynka nie miała kogo poprosić o zastępstwo, a z niewiadomego powodu jej chłopak uważał, że rozwożenie jedzenia niszczy jego męskość. To był patentowany dureń.
Który właśnie do mnie zadzwonił.
– Zjedź na parter, zostawiam wózek pod windą.
– Powiem Belli, że nawet nie chciało ci się wjechać na górę – powiedziałam rozzłoszczona.
– Sam jej powiem.
Rozłączyłam się bez pożegnania. Kiedy mijałam recepcję, recepcjonistka wręczyła mi kartę gościa.
– Nigdzie się bez niej nie ruszysz – wyjaśniła.
– Dziękuję.
– Nie zapomnij o specjalnej kanapce dla szefa.
– Oczywiście.
Karteczka, na której zapisałam szczegóły o "specjalnych kanapkach szefa" i innych tego typu bzdurach, zgubiła się gdzieś po drodze. To nie była moja wina, skoro Bella wyrwała mnie telefonem z głębokiego snu. Słabo do mnie docierało, co się dzieje, zrozumiałam tylko, że muszę ratować jej zlecenie.
– Ja zawsze biorę kanapkę z chleba bez glutenu, z pastą pomidorowo-słonecznikową – poinformowała mnie recepcjonistka.
– Jasne. Zaraz je przyniosę.
Zjechałam na dół, złapałam wózek, powiesiłam kartę na szyi i ruszyłam w swoją wielką przygodę związaną z pierwszą pracą.
Zapytałem z irytacją:
– Gdzie ona jest?
Marietta bała mi się narazić, ale fakty były niezbite. Czułem głód, ominęła mnie pora drugiego śniadania, a recepcjonistka nie potrafiła namierzyć dziewczyny z firmy kanapkowej. Co prawda Marietta zdołała mnie jakoś udobruchać, ale co z tego, skoro nie wszystkie moje potrzeby zostały zaspokojone.
– Oddaj mi swoją – poleciłem.
Zdążyłem zapiąć rozporek i poprawić rozchełstaną koszulę, później sięgnąłem po marynarkę.
– Już zjadłam – odparła Marietta robiąc minę zagubionego we mgle cielątka.
Spojrzałem na nią ciężkim wzrokiem.
– Jak tylko ona się pojawi, ma tu przyjść z moim jedzeniem.
– Mogę ci coś zamówić.
– Nie. Po prostu nie rozumiem, dlaczego nie zostałem obsłużony tak jak zawsze.
– Dzisiaj przyszła jakaś dziewczyna w zastępstwie i widocznie zgubiła się w budynku.
– Ale ty kupiłaś kanapkę.
– Miałeś telekonferencję. Chciała wejść, ale jej zabroniłam.
Poleciłem Marietcie zrobienie zielonej herbaty, przyniesienie jej w dzbanku razem z ogrzaną filiżanką. Wykonała to zadanie w mgnieniu oka. Potem stanęła w drzwiach.
– Fajnie było dzisiaj – zaczęła.
Wypiłem pierwszy łyk.
– Co było fajne?
– No, wiesz. Ta przerwa na seks zamiast kanapki.
Nawet nie patrzyłem na jej twarz, tylko na bluzkę, którą założyła na drugą stronę.
– No i?
Zaczerwieniła się.
– Myślałam, że może zmieniłeś zdanie co do naszej znajomości.
– Nie. Zadzwoń do kwiaciarni, zamów róże dla mojej narzeczonej i wyślij jej do domu.
Marietta otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, jednak nie zrobiła tego.
– Coś jeszcze? – Otworzyłem projekt architektoniczny kolejnego biura Seduce Space i wpatrzyłem się w monitor.
– Nie.
Poprawiłem krawat.
– Więc bądź uprzejma wyjść.
Ani Marietta ze swoją smutną miną, ani moja kanapka nie pojawiły się aż do piętnastej. Poszedłem do automatu i kupiłem dwa batony, a potem zatopiłem się w pracy. W międzyczasie napisałem maila do firmy kanapkowej wypowiadając im umowę. Marietta upewniła się, czy na pewno moja decyzja jest nieodwołalna, bo wszyscy chwalą te kanapki.
Są najlepsze ze wszystkich, które mieliśmy do tej pory.
Nieodwołalna, odpisałem na firmowym czacie.
Ta dziewczyna właśnie się znalazła.
Niech tu przyjdzie. Ma jeszcze jakieś kanapki?
Dwie.
Usłyszałem pukanie do drzwi i do gabinetu weszła osoba z windy. Obejrzałem ubranie, które upodabniało ją do człowieka zamiatającego ulice, ponieważ składało się z jasnopomarańczowej koszulki i zielonych spodni. Jej jasne włosy przytrzymywała pstrokata opaska.
– Połóż jedzenie na biurku.
Wygrzebała z wózka zawiniątko. Rzuciłem okiem.
– To nie jest moja kanapka.
Stała przez chwilę nic nie mówiąc, a potem wydusiła z siebie:
– Nie mam więcej.
Odsunąłem się od biurka, wyciągnąłem ramiona nad głowę. Oparłem dłonie na karku i rozciągnąłem mięśnie.
– To żart? – zapytałem.
– Nie.
– Podejdź tutaj z tym wózkiem.
Próbowała się ociągać, ale w końcu wykonała polecenie. Zajrzałem do środka. Zobaczyłem swoją kanapkę. Nadgryzioną.
– Słusznie wypowiedziałem umowę twojej firmie. Zostaw to wszystko i możesz wyjść. Skończyłaś właśnie pracę.
Dziewczyna przyłożyła rękę do ust. Miała łzy w oczach. Parsknąłem śmiechem, chociaż nie była pierwszą osobą, która się w tym gabinecie popłakała.
Wstałem z fotela, wyciągnąłem z wózka także tę rozpoczętą kanapkę i położyłem obok pierwszej. Wygrzebałem z portfela dwadzieścia złotych. Pomachałem banknotem przed oczami Panny Kanapki, która przyjęła pieniądze i schowała je do kieszeni.
Sięgnąłem po swoją ulubioną kanapkę, nadgryzłem ją z tej nienaruszonej strony, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
– O co chodzi? – zapytałem.
– Zaczęłam ją jeść.
– Dlaczego w takim razie nie skończyłaś?
– Bo była niedobra – odparła dziecinnie. Potem się poprawiła: – Nie smakowała mi. Mogę już iść?
– Możesz.
– Żartował pan, prawda? Wcale nie wypowiedział pan umowy mojej kuzynce?
– Nigdy nie żartuję w takich sprawach.
Łza spłynęła po jej policzku. Niewzruszony dokończyłem kanapkę, wyrzucając do kosza kawałek, który wcześniej skaziła. Pierwsze kęsy były takie jak zawsze, ale kolejne już mniej mi smakowały.
– Proszę tego nie robić – powiedziała błagalnie. – To ja zawaliłam.
Usiadłem znowu za biurkiem i wypiłem wodę z butelki.
– Bella się załamie. To znaczy moja kuzynka. To ona zawsze tu przychodzi. Na pewno nigdy nie pomyliłaby pana kanapki ani nie zgubiłaby się w budynku.
– Nie jestem zainteresowany tym, co mówisz.
Rozszlochała się.
– To był okropny dzień.
Ignorowałem ją.
– Straszny. Wszyscy sobie ze mnie kpili. Zakładali się, ile razy się pomylę. Wracałam dwa razy do pana, ale ciągle było zamknięte i ta dziewczyna nie pozwoliła mi wejść. Więc pojechałam na górę i wyszłam na dach, żeby sobie zapa… Żeby odsapnąć.
Zarejestrowałem słowo, którego nie chciała dokończyć.
– „Zapalić”? Kolejny powód, żeby wywalić was na zbity pysk.
– I nie umiałam otworzyć drzwi, żeby wydostać się z dachu, a wcześniej zgubiłam gdzieś telefon.
Ofiara losu. Takich ludzi należy trzymać z daleka od swojego biznesu, bo przynoszą pecha.
– Więc waliłam w drzwi i krzyczałam, żeby ktoś mnie stamtąd uwolnił. W końcu przyszedł ochroniarz. Zobaczył z ulicy, że macham koszulką.
Skierowałem na nią wzrok.
– Zdjęłaś koszulkę, żeby…
– Nie widziałam innego wyjścia.
– I palisz papierosy.
– E-papierosy. Tylko w stresie. Właśnie rzucam. – Podeszła do mojego biurka, położyła dłonie na blacie i nachyliła się. – Zjadł pan kanapkę, więc proszę, niech pan jeszcze zmieni zdanie.
– Nie.
Wróciłem do swoich zadań. Zacząłem energicznie pisać maila, w którym miałem szansę upokorzyć swojego oponenta.
Ofiara losu po jakimś czasie musiała sobie pójść, bo kiedy sięgnąłem po ostatnią kanapkę, zorientowałem się, że jestem sam. W gabinecie został tylko zapach jej perfum. Wcześniej poczułem go w windzie.
Właścicielka firmy kanapkowej odpisała, że bardzo przeprasza za wszelkie przewinienia swojej pracownicy i zapytała, czy może cokolwiek zrobić, żeby odzyskać moje zaufanie.
Nie uznałem jednak za stosowne jej odpowiedzieć.
Ten człowiek pracował strasznie długo, chociaż był piątek. Siedziałam na kanapie obok recepcji i zapadałam się w otchłań poczucia winy. Bella już wiedziała, że zniszczyłam jej zawodowe perspektywy. Dzwoniła, ale nie odbierałam.
Wcześniej recepcjonistka rozmawiała z koleżanką, czy z siostrą, opowiadając przydługą historię o jakimś facecie, z którym ma romans, chociaż on się żeni. Popłakiwała i kilka razy przeklęła.
Napisałam do moich przyjaciół, żeby ich uprzedzić, że nie przyjadę poskakać na trampolinach, chociaż wygraliśmy wejściówki jeszcze przed końcem roku szkolnego. Po siedemnastej biuro opustoszało. Kupiłam sobie batona z galaretką – smakował beznadziejnie, ale przecież zasłużyłam na coś niedobrego. Przed osiemnastą zrobiło się już tak cicho, że słyszałam szum wentylatora dobiegający z łazienki. Potem facet, na którego wyjście czekałam, odebrał telefon. Docierały do mnie przytłumione słowa.
Po tym telefonie nabrałam odwagi. Zapukałam do drzwi i nie czekając na zaproszenie weszłam do środka.
Wiedziałam już, że on nazywa się Paweł Pancer, bo to nazwisko co chwilę przewijało się podczas mojego nieplanowanego pobytu w recepcji. Nie miał już na sobie marynarki i podwinął rękawy koszuli. Położył nogi na biurku. Pisał coś na laptopie trzymanym na udach. Włączył sobie nawet jakąś muzykę dla starych ludzi. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
– Co tu robisz?
Odłożył laptop, ale nie zdjął stóp z blatu. Odchylił się na oparciu fotela, żeby lepiej mnie widzieć.
– Muszę z panem porozmawiać.
– O czym? Kim ty w ogóle jesteś?
Nie byłam pewna, czy powinnam to pytanie zrozumieć dosłownie, ale odpowiedziałam tak, jakby rzeczywiście domagał się szczegółowej odpowiedzi.
– Mam na imię Angelika. Dzisiaj zastępowałam moją kuzynkę i rozwoziłam kanapki…
– Dość. Pamiętam cię.
Pobawiłam się nerwowo opaską, którą okręciłam wokół ręki. Zamieniłam "rybaczki" na swoje osobiste dżinsy, ale nadal miałam na sobie koszulkę z kanapką, żeby mógł mnie skojarzyć. Wzięłam głęboki wdech dla dodania sobie odwagi.
– Proszę nie zwalniać mojej kuzynki.
– Nie zwalniam jej, ponieważ jej nie zatrudniam.
– Przecież pan wie, o co chodzi.
– Wypowiedziałem umowę za rażące niedotrzymanie jej warunków.
Przysunęłam sobie krzesełko do krótszego boku biurka. Przed nosem miałam jego lśniące buty.
– Zrobię wszystko, żeby naprawić tę sytuację.
Paweł Pancer patrzył na mnie z rozbawieniem.
– Angelika.
– Tak, Angelika.
– Wiesz, kim jestem?
– Szefem tej firmy.
– Prezesem. Stwierdziłaś, że nazwa mojej firmy jest głupia…
– Przepraszam. I nie powiedziałam tak.
– Wyglądasz na osobę kompletnie niepoważną i na pewno niesolidną.
– Jestem solidna. Po prostu to był mój pierwszy dzień w jakiejkolwiek pracy.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Moja kuzynka nie miała wyjścia. Źle się poczuła.
Zastukał palcami w blat.
– Nie interesuje mnie to.
– Interesuje pana. Jest pan rozzłoszczony, a to już jest jakieś odczucie.
Odjechał fotelem na kółkach i wstał zza biurka. Okrążył mnie, jakbym była trędowata. Podszedł do okna i otworzył je.
– Jest taki ładny dzień – odezwałam się. – Właśnie zaczęły się wakacje. Nie ma pan odruchu, żeby po prostu odpuścić?
– Nie mam.
Zdążyłam rozpuścić ciasno zapleciony warkocz. Przeczesałam włosy palcami. On spojrzał przez ramię, a potem odwrócił się i obserwował, co robię.
– Naprawdę zdjęłaś koszulkę, żeby nią pomachać? – zapytał.
– Tak. Po godzinie krzyków nie miałam już innego pomysłu.
– A co z telefonem?
– Znalazłam go w łazience. Na szczęście nikt go nie zabrał.
– Naprawdę miałaś szczęście. Wiesz, co to za firma? Gdzie się znajdujesz?
Rozejrzałam się.
– No… biuro.
– Jakie?
Nie przyszło mi do głowy, żeby wypytać Bellę o szczegóły. Chciałam tylko jakoś przebimbać ten dzień.
Spędziłam tu jednak sporo godzin i zdążyłam zauważyć, że to konkretne biuro jest dość oryginalne. Urządzono je w bardzo żywych kolorach. Wszędzie porozstawiano kwiaty doniczkowe i figury fantastycznych stworzeń z jakiejś plastycznej masy. Na ścianach wisiały plakaty, w niektórych pomieszczeniach położono mięsistą sztuczną trawę zamiast wykładzin.
– Całkiem fajne – odparłam.
Paweł Pancer patrzył na mnie jak na głuptaska z podstawówki, ale może tym razem miał rację.
– To jest przestrzeń, gdzie można wynająć biuro albo salę konferencyjną. Moich pracowników jest tu niewielu. Pozostałe piętra wynajmuję, ale tutaj jest serce firmy.
Pokiwałam głową i sprawdziłam telefon, bo ktoś napisał wiadomość.
– Chyba nie widzę związku – powiedziałam, jednocześnie odpisując na Messengerze.
– Kręci się tu tyle ludzi, że twój telefon mógł zniknąć i nigdy byś go nie odnalazła.
Przysiadłam na jego biurku. Paweł Pancer przyglądał mi się z taką miną, jakby sądził, że zaraz wyciągnę pistolet na wodę i opryskam jego drogiego laptopa.
– Ale ja jestem szczęściarą. Więc było pewne, że go znajdę, tak samo, jak wierzę, że jeszcze pana przekonam i nie wypowie pan umowy mojej kuzynce. Ona żyje tą firmą kanapkową. Wszyscy dobrze jej życzy…
Paweł Pancer mi przerwał:
– Dość, nie mam ochoty słuchać tych lamentów.
Umilkliśmy na dłuższą chwilę.
– Proszę – odezwałam się w końcu niezbyt głośno. – Naprawdę zrobię wszystko, żeby pana przekonać.
Przyjrzał się mojej twarzy. Miałam wrażenie, że skupia się głównie na ustach.
– Wszystko – powtórzył sarkastycznie. – Nie zdajesz sobie chyba sprawy z tego, jak to brzmi.
– Bardzo proszę.
Zaśmiał się z wyższością.
– Nie ma w tobie cienia godności.
Wyprostowałam się.
– Mam w sobie godność.
– Nie oszukuj się. Przyszłaś tu żebrać. – Wsunął ręce do kieszeni spodni. – Obiecujesz, że zrobiłabyś wszystko, bo pewnie nie rozumiesz, jak dorosły mężczyzna może zrozumieć taką deklarację.
Na moje policzki, uszy i czoło wypłynęła fala gorąca ze wstydu.
Paweł Pancer przyglądał się temu z grymasem na przystojnej twarzy. Podszedł do swojego biurka. Odwróciłam się, żeby nadal mieć z nim kontakt wzrokowy. Wyjął coś z szuflady i podał mi.
– To moja wizytówka. Jestem tu do poniedziałku włącznie. Na razie powstały trzy siedziby Seduce Space, a ja jeżdżę pomiędzy nimi. – Odebrał mi tę karteczkę i coś na niej dopisał. – Masz tu nazwę hotelu i numer pokoju. Jak się zdecydujesz, zapraszam.
Opadła mi szczęka.
– Ale decyzja jest twoja – dodał obojętnym tonem.
Kolejny raz obrzucił wzrokiem moją sylwetkę, od czubka głowy do stóp i z powrotem. Wsunął wizytówkę do kieszeni moich dżinsów tak zręcznie, że ledwo poczułam dotknięcie jego palców.
– Zrozumiałaś, po co ci ją daję, prawda?
Postanowiłam do końca udawać dorosłą.
– Tak. Bo ma pan na koszuli bordową szminkę. Blisko pępka.
Takiego odcienia używała recepcjonistka o imieniu Marietta.
– Ktoś dzisiaj musiał… – odchrząknęłam. – Jakaś kobieta musiała pana pocałować w… w brzuch.
Spojrzał na to miejsce.
– Tak – powiedział szybko, chociaż wyglądał na zaskoczonego. – Właśnie.
Wiedziałem, że kiedyś nabawię się kłopotów przez swojego niesfornego fiuta, ale to nie miało nastąpić dziś. Ta dziewczyna o imieniu jak z tasiemcowego serialu zwinęła się z mojego gabinetu w mgnieniu oka. Sytuacja wyraźnie ją przerosła.
Dokończyłem maila i zjechałem do garażu, żeby wydostać się na zewnątrz. Byłem umówiony z przyjacielem, któremu kończył się okres wypowiedzenia w innej firmie, a ja zatrudniałem go od kolejnego miesiąca u siebie.
Tego wieczoru wynajęliśmy kort tenisowy i rozegraliśmy dwa sety. Później Cyryl stwierdził, że „dał mi wygrać”, czego nie było nawet sensu komentować. Podczas kolacji omówiliśmy wszystkie wyzwania, którym nie podołał jego poprzednik. Cyryl aż zacierał ręce. Tak jak ja ekscytował się planem ekspansji Seduce Space na całą Polskę.
Pod koniec rozmowy zapytał, jak idą przygotowania do ślubu z Lidią, a ja odpowiedziałem, że w ogóle się tym nie zajmuję. Do całej imprezy miałem stosunek w najlepszym razie obojętny. Gdyby to było możliwe, wolałbym odebrać certyfikat małżeństwa zaocznie i wrzucić do szuflady, a potem wrócić do swoich spraw.
Przyjechałem do hotelu, oddałem kluczyki jakiemuś zblazowanemu chłopakowi na parkingu. Bagażowy okręcił się jak bączek i złapał moją walizkę. Poleciłem zaniesienie jej do pokoju, a sam poszedłem prosto do baru.
Starałem się skupić na czymś mało istotnym. Moje myśli powędrowały do dziewczyny od kanapek. Była ładna. Świeża. Przyłapałem ją, że patrzy na mój rozporek, zaraz po tym, jak zauważyła szminkę na materiale mojej koszuli. Ta idiotka Marietta wyobrażała sobie, że jeśli zostawi taki ślad, to zerwę zaręczyny. Albo coś tam innego sobie wymyśliła, zapewne równie głupiego.
Wypiłem szklaneczkę whisky, drugą zamówiłem do pokoju.
Przeszedłem przez hotelowe lobby i nagle w polu mojego widzenia pojawiła się atrakcyjna i jakby znajoma osoba. Obejrzałem jej powiewną niebieską sukienkę i sandałki na szpilce z paskami dookoła kostek. Kiedy się odwróciła, zobaczyłem dziewczynę od kanapek.
Jednak przyszła. Miała wyraźny makijaż i wygładzone włosy, sięgające łopatek. Na jej twarzy widziałem determinację i niepewność.
– Dobry wieczór – powiedziałem rozweselony.
Nie odpowiedziała, za to zachwiała się na tych wysokich szpilkach.
Pokazałem windę.
– Może tym razem ta przejażdżka okaże się przyjemniejsza – powiedziałem.
– Mam jedno pytanie. Czy pan jest zaręczony?
Zerknąłem na pracownika hotelu, który prawie wychodził ze skóry, był tak wścibski. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, kolego, mogłem mu powiedzieć.
– Może omówimy to w pokoju – zaproponowałem.
– Może jednak tutaj.
Zrobiłem przeczący gest ręką.
– Nie. Chcesz coś do picia? Wino? Prosecco? Jakiegoś drinka?
– Proszę coś wybrać – powiedziała szybko.
Powiedziałem portierowi, żeby przyniesiono, oprócz whisky, kieliszek prosecco dla mojego gościa. Dotknąłem jej nagiego ramienia i pokierowałem do windy.
– Idziemy.
Dziewczyna od razu ruszyła, a ja poszedłem za nią. Z zadowoleniem analizowałem zarys jej figury w cieniutkiej sukience.
W windzie spuściła głowę i patrzyła na moje buty. Miała na sobie zapach czystości. Przebrała się w ładne rzeczy, pewnie też wykąpała przed przyjściem tutaj.
– Jak dotarłaś do hotelu? – zagadnąłem.
– Ktoś mnie przywiózł. Ale nie pod sam hotel.
Sprytnie to wymyśliła.
– Nie chciałam tłumaczyć się mamie, że idę… po co tutaj idę.
– Mieszkasz z matką? – upewniłem się.
– Noo… tak – odparła takim tonem, jakby to rozumiało się samo przez się.
Winda dotarła do celu. Wziąłem ją pod ramię i poprowadziłem do drzwi. Otworzyłem je kartą. Tym razem wszedłem pierwszy.
Usiadłem na łóżku.
– Podejdź tu. Możesz zacząć od zrobienia mi loda.
Dziewczyna odłożyła torebkę na stolik. Przez jej twarz przemknęło skrępowanie, które zlekceważyłem, bo byłem podniecony wizją, co będziemy robić za chwilę. Ona była naprawdę bardzo ładna. Delikatna.
– A możemy najpierw porozmawiać? – zapytała.
– Nie. Zdecydowałaś się, to działaj.
Zrobiła kilka kroków i stanęła między moimi kolanami.
Nadal nic się nie działo.
– W razie czego, to…
– Rozumiem. Potrzebujesz poprowadzenia. Nie wiesz, czy spełnisz wymagania. Klęknij i ściągnij ramiączka sukienki.
Wykonała to bez gadania.
– A teraz zabieraj się do roboty – powiedziałem pokazując swój rozporek.
Spojrzała na stojącego fiuta i nerwowo oblizała usta.
– Powinniśmy ustalić, że już nigdy nie przekroczysz progu mojej firmy. Ani z kanapkami, ani bez.
Popatrzyła na mnie z przykrością w oczach.
– Co się tak dziwisz? – zapytałem. – To nie jest zajęcie dla ciebie, jesteś nieskupiona i mało zaradna.
– Myślę, że po prostu mnie pan nie zna.
– Mów mi po imieniu, nie spotkamy się więcej.
Z trudem wzięła oddech i dokładnie w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Wstałem unikając kopnięcia jej w ostatniej chwili. Otworzyłem drzwi kelnerowi uchylając je tylko trochę, z wiadomego powodu. Nie chciałem, żeby widział, co, na litość boską, wyprawiam z tą dziewczyną.
Zabrałem tacę nie mówiąc ani słowa i znów zostaliśmy tylko we dwoje.
Wypiłem swój alkohol, podszedłem bliżej i podałem Angelice prosecco. Spróbowała trochę, a potem dopiła do końca.
– Całkiem dobre – powiedziała.
Odstawiłem opróżniony kieliszek na stolik.
Położyłem dłoń dziewczyny na swoim zamku od spodni.
– Działaj, Angeliko.
Na jej twarz i dekolt wypłynął różowy rumieniec.
– Nie wiem, dlaczego zdecydowałam się tu przyjść. Chyba dlatego, że to szalony pomysł.
Byłem gotowy się z tym zgodzić.
– Pomyślałam, że to idiotyczna propozycja i że pan na pewno sobie ze mnie zażartował.
Przycisnąłem jej dłoń do penisa napierającego na materiał spodni.
– Czy to wygląda na żart?
Nadal ciągnęła swój monolog:
– Nie robię takich rzeczy. Tylko że dzisiaj ze wszystkimi się pokłóciłam. Z mamą, z Bellą. Z jej facetem. Z moim chłopakiem… Takim „trochę chłopakiem” – doprecyzowała. – Byliśmy umówieni w Jump City, ale ja nie przyszłam. Nie jesteśmy wcale razem, a on uważa, że może mną rządzić.
Straciłem cierpliwość. Złapałem Angelikę za podbródek i wsunąłem kciuk między jej pełne wargi. Dotknęła opuszki palca językiem.
– Bierz go do ust albo wyjdź stąd.
– Okej – powiedziała pospiesznie, uklękła i rozpięła mi rozporek.
Nosiłem bokserki zapinane na guziki. Drżącymi palcami wysnuła je z dziurek. Wyciągnęła penisa i otworzyła szeroko oczy.
– Robisz to pierwszy raz? – spytałem.
Znów oblizała usta. Widok koniuszka jej języka sprawił, że jeszcze bardziej zirytował mnie ten rozwlekły wstęp.
– Byłoby mi łatwiej, gdyby nie traktował mnie pan… gdybyś mnie nie traktował jak prostytutki.
Nie miała pojęcia, o czym mówi, chociaż trafiła w sedno. Powinienem skorzystać z usług profesjonalistki.
Jednak wciąż miałem ochotę na nią.
– Czy ona zrobiła ci to samo w biurze? – zapytała, ale pochyliła się i objęła wargami żołądź penisa.
– Kto? Marietta? Nie. Przeleciałem ją na biurku. Klasycznie. Dlaczego pytasz?
Wypuściła penisa z ust.
– Bo to by było dziwne, gdyby ktoś inny trzymał go przedtem w buzi.
Zmilczałem te głupie uwagi.
– Angeliko…
– Tak?
– Przyszłaś prawdopodobnie z ciekawości. Zaintrygowała cię taka przygoda w hotelu. Skoro powiedziałaś A, powiedz również B – powiedziałem oschle. – Albo idź, bo jestem zmęczony po całym tygodniu.
– Masz narzeczoną, prawda? To o tobie Marietta mówiła przez telefon.
Zacząłem chować sztywnego penisa z powrotem do bokserek, ale ona mi to uniemożliwiła. Złapała moją dłoń, odłożyła ją na materac. Pochyliła się i wsunęła penisa do ust.
Nie było to mistrzostwo świata.
– Possij go.
Jak tylko to zrobiła, jej brak doświadczenia stał się oczywisty. Nadrabiała motywacją. Raz na jakiś czas spoglądała na moją twarz, jakby oczekiwała pochwały. Przesunąłem dłonie na jej barki i nakierowałem głębiej. Nie chciałem robić tego bardziej bezpośrednio i łapać jej za głowę. Miała w sobie coś sympatycznego. Wiedziałem, że będzie żałować tego, co zrobiła, jak tylko stąd wyjdzie. Nie było sensu dodawać jej kolejnego uprzedmiotawiającego doświadczenia.
Szukała bezradnie jakiegoś rytmu i w końcu go znalazła. Zerknęła na mnie. Potwierdziłem ruchem głowy, więc kontynuowała w ten sam sposób. Zacisnąłem jej rękę na podstawie penisa, wysunąłem biodra i pozwoliłem jej działać.
– Pamiętaj o ssaniu.
Pokiwała głową.
– Spłaszcz język i dociskaj go.
Sama wpadła na pomysł, żeby wahadłowo nim poruszać na spodzie fiuta. Dałem sobie spokój z dalszym trenowaniem jej. To miała być jednorazowa sytuacja. Ktoś ją tego kiedyś nauczy. Po chwili jednak zrozumiałem, że albo coś niecoś umiała, albo poczytała w teorii. Stopniowo rozluźniała gardło, żeby wprowadzić fiuta jak najgłębiej. Doceniłem jej wysiłek, nawet jeżeli wynikał z obcych mi pobudek.
– Bardzo dobrze – powiedziałem półgłosem. – Nieźle ci idzie.
W jej buzi było coraz bardziej mokro i ciasno. Pokonała pierwszą niepewność. Ciągnęła go teraz tak, jakby miał dać jej wodę na pustyni. Poczułem, że zaraz spuszczę się w ustach tego dziewczątka, a ona pewnie nie ma pojęcia, jak takie sygnały odczytywać.
– Kurwa – mruknąłem, ścisnąłem udami drobną sylwetkę i strzeliłem prosto w jej gardło. – Trzymaj, trzymaj.
Nie byłem pewny, co chcę przez to powiedzieć, a ona nie ośmieliła się, albo też, nie mogła się ruszyć, bo położyłem rękę na jej plecach.
Przytrzymałem ją w tej samej pozycji, ciekawy, czy połknie spermę. Po krótkim zawahaniu sięgnąłem po pudełko z chusteczkami. Puściłem jej plecy i rozluźniłem nogi, dzięki czemu mogła się uwolnić. Wypluła to, co znalazło się w jej ustach, i rzuciła mi nieodgadnione spojrzenie.
– O Boże – powiedziała. – To było bardzo intensywne.
Pogaduszki po seksie uważałem za żałosne. Schowałem penisa i zapiąłem spodnie.
– Zadowolona jesteś?
Nie odpowiedziała. Wciąż patrzyła mi w oczy.
– Bo ja tak – dodałem. – Poszło ci całkiem dobrze jak na pierwszego loda.
– To nie był pierwszy – zaprotestowała nieszczerze.
– Był. Wyraźnie to było widać.
– No to był. Ma pan rację.
Już nie mówiłem, że powinna mi mówić po imieniu, bo to straciło znaczenie w chwili, kiedy rozpięła mi spodnie. Usiadła na łóżku, a wtedy ja się odsunąłem.
– Dlaczego tu przyszłaś?
Odpowiedź dowodziła, że ona, nomen omen, "przełamała pierwsze lody" między nami.
– Nasłała mnie twoja narzeczona, żeby sprawdzić, czy jesteś jej wierny – odpowiedziała bezczelnie.
Nawet przez chwilę w to nie uwierzyłem.
Sytuacja zaczęła być śmieszna. Paweł Pancer patrzył na mnie jak seryjny zabójca. Nie bałam się go. Przecież pracownicy hotelu wiedzieli, że z nim weszłam, więc gdyby znaleziono moje uduszone zwłoki, byłby oczywistym podejrzanym.
Dotknęłam kciukiem swoich warg. Smak w buzi był ciągle dziwny, ale do zniesienia. Pancer był bardzo przystojny i władczy, co pewnie pomagało.
– Nieprawda. Nie nasłała cię moja narzeczona.
– Nie. Jestem na to zbyt uczciwa.
Zrobił taką minę, jakbym powiedziała słowo w obcym języku.
– Nieważne. Zrobiłam, co chciałeś i mogę już iść.
Chciałam się podnieść, ale złapał mnie za nogę.
– Zostań. W sumie nieźle się bawię.
Biorąc pod uwagę, co wydarzyło się przed chwilą, stwierdzenie, że on „nieźle się bawi” oddawało w stu procentach jego pychę.
– Byłam ciekawa, jak to jest, kiedy mężczyzna potraktuje cię jak przedmiot. Mój chłopak jest dla mnie bardzo dobry, to znaczy… nie jesteśmy razem, on by chciał. Ale jest za dobry.
Paweł Pancer wydał z siebie pełen niezadowolenia odgłos, chociaż wciąż trzymał moje kolano.
– Dlatego faceci tacy jak ja mogą bez zobowiązań przelecieć takie dziewczyny jak ty. Zrób mu przysługę i powiedz, że zrobiłaś loda w hotelu komuś, kogo kompletnie nie znasz.
Zrzuciłam jego dłoń.
– To moje ciało i moja decyzja, czyjego penisa biorę do buzi.
Na to Paweł Pancer nie znalazł argumentów. Poczułam satysfakcję: chciał mi odpowiedzieć, ale nie wpadł na pomysł, co by to mogło być.
– I on nie jest moim chłopakiem, tylko kolegą ze szkoły, któremu się wydaje, że się zakochał. A ja teraz wiem, że na pewno nic z tego nie będzie.
– Dlaczego?
– Bo robienie loda jest średnio przyjemne i facet musi być naprawdę seksowny.
Uśmiechnął się. Co prawda tylko przez kilka sekund, ale jednak.
– Pomyślałam, że skoro ta dziewczyna z recepcji pozwoliła ci się przelecieć na biurku, seks z tobą musiał być tego wart – dodałam.
Wstał i wyciągnął z lodówki miniaturkę jakiegoś alkoholu. Popatrzył na nią i schował z powrotem. Wziął do ręki tylko butelkę wody. Nie poczęstował mnie niczym.
Poszłam do łazienki, żeby przepłukać usta. Ogromne kafle miały kolor bitej śmietany, krany lśniły jak czyste złoto. Mój wzrok przyciągnął rządek malutkich słoiczków z kosmetykami ułożony według gamy pastelowych kolorów. Mogłam mieć pewność, że nikt ze znajomych rodziców mnie tu nie zobaczy, bo to w ogóle nie była nasza liga.
Paweł Pancer stanął obok popijając wodę. Bez pytania, czy może, położył rękę na moim pośladku, kiedy pochylałam się nad umywalką.
– Masz coś w sobie – stwierdził.
Stanął za mną przyciskając swoje ciało do mojego. Przytrzymał mnie w tej pozycji nawet wtedy, kiedy zakręciłam kran.
Popatrzyłam w lustro. Stałam z wypiętym tyłkiem i trzymałam się blatu szafki po obu stronach umywalki. Musiałam upaść na głowę, żeby na to pozwalać. Nie, ja upadłam na głowę, skoro na to pozwalałam. Ale… jaka była szansa, że taka sytuacja się powtórzy? Zerowa. Ten gość wyglądał jak milion dolarów.
– Zostań tak – powiedział i przesunął dłońmi po moich biodrach zadzierając sukienkę aż do pasa.
Jedną ręką objął moje udo, kolanem rozepchnął nogi, aż sapnęłam z zaskoczenia. Zachwiałam się na szpilkach, które wcale do mnie nie należały. Potarł drugą dłonią moją bieliznę. Już wtedy, kiedy kazał mi possać swojego penisa, zwilgotniałam w tym miejscu – tak okropne i kuszące było to polecenie.
Odsunął materiał satynowych majtek i pewnym ruchem wsunął palce pod materiał. Miał całkowicie obojętną minę, ale przecież nie robił tego wbrew swojej czy mojej woli. Pochyliłam głowę, żeby ukryć twarz.
Jego palce rozdzieliły się i pocierały moje wejście. Poczułam, jak jeden z nich zanurza się w mokrej dziurce. Zatrzymał się i cofnął, a potem znów wcisnął go do środka. Chciałam się poruszyć, ale Pancer położył rękę na moim ramieniu.
– Tak mi jest wygodnie.
Wkładał i wyciągał palec, teraz już niezbyt delikatnie. Rozlegały się cichutkie, krępujące odgłosy, bo wilgoć była coraz większa.
– Ale z ciebie mała dziwka – wyszeptał. – Aż boję się pomyśleć, co będziesz robiła w przyszłości.
– Nie interesuje mnie – wysapałam – twoje zdanie.
Wbił mi teraz ten palec naprawdę mocno i krzyknęłam, bo trochę zabolało. Przyparł mnie do umywalki, ale poruszyłam się i wtedy ustąpił.
– Ładnie pachniesz – powiedział przyciskając twarz do moich włosów. – Co to jest?
– Truskawki, to znaczy... Mam truskawkowy szampon – wyjaśniłam rozproszona, bo sięgnął prawą dłonią do mojej piersi.
– Wszędzie masz włosy blond?
Zabrał dłoń z mojej szparki i przesunął ją teraz na brzuch. Zsunął moje majtki.
– Wyjdź z nich – powiedział.
W pierwszej chwili go nie zrozumiałam. Pochylił się trochę i pociągnął moją bieliznę w dół, sama zrobiłam resztę. Kopnął majtki na bok.
– Nie masz włosków na cipce.
– No… spodziewałam się, że…
Nie dokończyłam, bo jego palce potrąciły łechtaczkę. Zabrał się do tego bardzo zdecydowanie. Dwa palce trzymały łechtaczkę w uścisku, środkowy zadzierał jej kapturek do góry. Złapałam raptownie powietrze.
– Zaraz znowu mi stanie – powiedział tym zimnym tonem.
Spojrzałam na nasze odbicie w lustrze. Drgnął mu mięsień w szczęce, ale wzrok miał tak samo bezuczuciowy, jak głos.
– Mam cię tu przelecieć na stojąco, mała kurewko?
– Nie jestem kurewką – zaprotestowałam, chociaż skręcałam się z przyjemności.
Zjechał ręką w dół, znowu wcisnął palec w moją cipkę bez uprzedzenia i dociskał łechtaczkę kciukiem.
– Och – wymruczałam. – O Boże. Trochę boli.
– Jeśli dotychczas rżnęły cię małe fiutki, to nic dziwnego.
Przyspieszył tempo swoich pieszczot. Czułam, jak zbliża się szczytowanie – pierwsze, którego przyczyną był ktoś inny niż ja sama. Oddychałam szybko i głośno, ale zamknęłam oczy, bo mignęła mi przed oczami jego skrzywiona twarz. Psuła cały nastrój.
– Nie robię palcówki przypadkowym kobietom – powiedział półgłosem.
– Nie… przestawaj. Proszę.
Przestał, co było podłe.
– W drodze wyjątku – mruknął.
Wybił ze mnie ten orgazm uderzeniami dłoni o cipkę i pocieraniem kciukiem po łechtaczce, bez żadnej delikatności. Widocznie nie była potrzebna. Jęczałam, dopóki fale przyjemności nie ustały.
Usłyszałam szum wody. Pancer mył ręce, ale wciąż przyciskał mnie biodrami do szafki łazienkowej. Szorował te ręce i szorował. Potem sięgnął po ręcznik i osuszył je.
– I co teraz?
Dotarło do mnie, że ma na myśli swojego stojącego penisa, którym się o mnie ocierał.
– Wydaje mi się, że to nie będzie dobry pomysł. Jesteś bardzo niedelikatny.
Położył swoją lewą rękę na grzbiecie mojej dłoni, ale mu ją zabrałam, bo ten czuły gest w ogóle do nas nie pasował.
– Jestem trochę niedoświadczona – powiedziałam czując nacisk penisa w dole pleców. – Nie wiem, czy nie zrobisz mi krzywdy.
– Dziewczynko, nie zajmuję się wprowadzaniem dziewic w życie.
– Dlatego powinnam już iść.
Znieruchomiał teraz, a jego kutas jeszcze bardziej stwardniał. Poczułam to przez cienki materiał sukienki. Przycisnął się do mnie.
– Powinnaś.
Odwróciłam się czując masywnego członka na biodrze, a potem – na brzuchu. Paweł Pancer oparł ręce na blacie i wdusił mnie w łazienkowy mebel. Teraz w jego oczach zobaczyłam zupełnie nieosobiste podniecenie. Reszta jego mimiki sprawiała wrażenie, jakby mną gardził. Za całokształt.
– Obciągnęłaś mi bez mrugnięcia okiem. Nie jesteś brzydka. Wprost przeciwnie. Mogłabyś spędzać teraz czas z kimś, kto…
Nie dokończył, ale nie musiał. Z kimś, kto coś do ciebie czuje. Dla kogo jesteś istotna.
– Masz ze sobą jakiś problem. Niestety trafiłaś pod zły adres.
– Przyszłam, bo mi kazałeś.
– Kiepsko kłamiesz – prychnął. – Pozwoliłem zrobić sobie loda tylko dlatego, że ładniej się ubrałaś. A teraz idź i wykorzystaj tę lekcję z jakimś miłym chłopcem.
– Dokładnie tak zrobię – wymamrotałam pod nosem.
Odsunął się i pozwolił mi ruszyć z miejsca. Chciałam przejść obok niego tak szybko, jak się da, wyjść i uporządkować swoje zawikłane myśli. Ale nie dałam rady, bo nagle Pancer złapał mnie za ramię, a potem popchnął. Raczej nieoczekiwanie, niż agresywnie. Odruchowo zrobiłam dwa kroki w tył.
Ominął mnie i rzucił na łóżko swój portfel. Przez chwilę miałam podejrzenia, że chce mi zapłacić. W życiu bym się na to nie zgodziła. Jednak nie o to chodziło. Odszukał opakowanie z prezerwatywą. Rozpiął rozporek i wyciągnął penisa. Pogłaskał go kilkoma mocnymi ruchami.
– Kładź się.
Spełniłam jego polecenie jak zahipnotyzowana.
– Dziewczyny w twoim wieku nie są już dziewicami.
Rozpakował prezerwatywę. Nałożył ją potrącając nogą moje kolana, więc odruchowo je rozsunęłam.