Nieustanna gra pozorów - Natalia Palonek - ebook

Nieustanna gra pozorów ebook

Natalia Palonek

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Gdy wszystkie karty zostały odsłonięte, wychodzi na jaw, że gra pozorów dopiero się rozpoczęła.

Spencer po przedawkowaniu narkotyków wraca do zdrowia, jednak ten przykry incydent negatywnie wpływa na jego pamięć. Alice ponownie wkracza w rolę asystentki, ale tym razem wie zdecydowanie więcej o osobach, którymi wraz ze Spencem muszą się otaczać. Pozornie niewinna praca może szybko przerodzić się w koszmar i położyć na szali nie tylko ich życie, ale również bezpieczeństwo ich bliskich. Para wyciąga kolejne asy szokujących powiązań, a konsekwencje ich wyborów rozpoczynają lawinę nieprzewidzianych zdarzeń.

Czy prawda, która wyjdzie na jaw, jest warta swojej ceny? Czy następstwa podjętych czynów będą końcem ich związku, czy może pogłębią wystawiane na próbę uczucie?

Natalia K. Palonek rzuca kośćmi sensacyjnej intrygi, rozpoczynając wyścig z czasem, w którym stawką jest życie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 218

Oceny
4,3 (7 ocen)
2
5
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ife46

Nie oderwiesz się od lektury

Rozkręca się, zakończenie dosyć zaskakujące. Polecam.
00
ksiazkowa_nutka

Dobrze spędzony czas

bardzo interesująca fabuła, ale to zakończenie... muszę iść ochłonąć ...
00
AshleyDB

Dobrze spędzony czas

Cierpliwie czekałam, pełna nadziei, na kontynuację " Dziewczyny do towarzystwa" i oto jest, doczekałam się 😀 Na wstępie zaznaczę, że najlepiej przeczytać obie książki, aby mieć pełny i niezachwiany obraz historii. Wciąż zadziwia mnie jak lekko pisze Pani Natalia, naprawdę ciężko uwierzyć, że to dopiero druga książka, wychodząca z pod pióra autorki. Bardzo przyjemnie i szybko mi się czytało, nie mogąc oderwać się od lektury zarwałam nockę i nie żałuję 🤫 Ciężko odłożyć książkę, kiedy wciąż pełni emocji chcemy wiedzieć co będzie dalej, tak właśnie się czułam czytając " Nieustanną grę pozorów". Myślę że autorce udało się utrzymać poziom i spiąć całą historię w logiczną całość. Nie zabrakło wartkiej akcji, emocji i elementu zaskoczenia (zakończenie było zaskoczeniem dla mnie). Polecam sięgnąć i samemu zapoznać się z historią jakże adekwatną do tytułu. Pani Natalii - gratuluję kolejnej wydanej książki👏
00
Bozena_1952

Dobrze spędzony czas

Dużo się dzieje, emocji nie brakuje, a ja tak czekałam na zakończenie i... się rozczarowalam... szkoda.
00

Popularność




Re­dak­cja: Bar­bara Wrona
Ko­rekta: Mag­da­lena Gonta-Bier­nat
Pro­jekt okładki i skład: Ma­rek Jad­czak
Co­py­ri­ght by Na­ta­lia K. Pa­lo­nek 2023
Co­py­ri­ght for the Po­lish Edi­tion by Wy­daw­nic­two Nocą, War­szawa 2023
ISBN 978-83-969277-0-5
WY­DAW­NIC­TWO NOCĄ ul. Fi­li­piny Pła­sko­wic­kiej 46/89 02-778 War­szawa NIP: 9512496374www.wy­daw­nic­two­noca.pl e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­noca.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

W zę­bach trzy­mał ka­wa­łek ma­te­riału, któ­rego dru­gim koń­cem owi­nął rękę tuż nad łok­ciem. Prze­su­nął głowę, tym sa­mym po­cią­ga­jąc za szmatkę, dzięki czemu moc­nej się za­ci­snęła, a żyły uwi­docz­niły. Spen­cer pa­trzył na strzy­kawkę wy­peł­nioną mik­sturą, którą przed chwilą przy­rzą­dził. Na­prawdę był na do­brej dro­dze; jesz­cze nie tak dawno wie­rzył, że nar­ko­tyki ma za sobą. „Ży­cie bywa prze­wrotne” – stwier­dził i par­sk­nął pod no­sem.

Wbił igłę w skórę i wy­pluł koń­cówkę pro­wi­zo­rycz­nej opa­ski uci­sko­wej. Pa­trzył, jak sub­stan­cja ze strzy­kawki wpływa pro­sto do jego żył. Czuł, jak po­woli roz­cho­dzi się po jego or­ga­ni­zmie, i przy­po­mniał so­bie zna­jome uczu­cie. Na­dal pa­mię­tał, ja­kie to zba­wienne. Rzu­cił pu­stą strzy­kawkę, po czym opadł na łóżko, cze­ka­jąc na błogą falę za­po­mnie­nia i uko­je­nia.

Spen­cer nie miał za­miaru roz­pa­mię­ty­wać tego, co się stało, choć zo­stał oszu­kany przez naj­bliż­szych. Naj­pierw jego oj­ciec, który za­tu­szo­wał mor­der­stwo nie­wy­god­nej mu osoby, a rów­no­cze­śnie pierw­szej mi­ło­ści syna. Po­tem Alice, która pod przy­krywką asy­stentki tak na­prawdę grała na jego uczu­ciach i ro­biła wszystko dla wła­snego zy­sku. Mark, przy­ja­ciel, który do­pu­ścił się mo­le­sto­wa­nia na oso­bie nie­let­niej i jesz­cze agent Je­remi, który po­mógł za­mieść sprawę pod dy­wan i po­zbył się osób, które mo­głyby pu­ścić parę z ust. Brzmiało to jak bar­dzo tan­detny film. Dla­tego też Spen­cer nie wi­dział sensu po­zo­sta­nia w tym miej­scu – wszy­scy byli przy nim dla wła­snego do­bra, i to tego ma­te­rial­nego, nie dla przy­jaźni, mi­ło­ści czy tro­ski. Gdy do­wie­dział się prawdy, w jego gło­wie zro­biło się na­prawdę mrocz­nie. Ży­cie dla tych lu­dzi i na tej pla­ne­cie nie miało sensu. Nic dziw­nego, że zde­cy­do­wał się za­dzwo­nić do osoby, która ni­gdy nie za­wio­dła go w po­trze­bie, czyli swo­jego di­lera.

Uśmiech­nął się do sie­bie pod no­sem, gdy nar­ko­tyki spra­wiły, że ból od­szedł. Od­dech zwol­nił, na­gle wszystko stało się zu­peł­nie inne. Łza spły­nęła mu po po­liczku, nie czuł już prze­ra­że­nia ani smutku, lecz ra­dość, uko­je­nie i spo­kój. Wszystko wo­kół niego się wy­ci­szyło. Po­zo­stał sam z pu­stymi my­ślami, ale o to mu wła­śnie cho­dziło – o wy­czysz­cze­nie swo­jej pa­mięci. Za­głu­szył ten dra­mat, któ­rym było jego ży­cie. Wresz­cie po­ja­wiło się uczu­cie re­laksu. Wzrok wszedł w inny wy­miar, ko­lory na­gle wy­bla­kły, po­kój ro­bił się co­raz cia­śniej­szy, jakby ściany nie­bez­piecz­nie zbli­żały się do niego, a łóżko, na któ­rym le­żał, za­częło go wsy­sać. Na­stała nie­bez­pieczna ciem­ność. Czy się jej bał? Może tylko przez chwilę. Wie­dział, co robi, kiedy zde­cy­do­wał się na wstrzyk­nię­cie ta­kiej ilo­ści sub­stan­cji. Uko­je­nie na­de­szło, a wraz z nim święty spo­kój.

ALICE

– Za­bi­łaś go... – Usły­szała szept, a po jej skó­rze prze­szedł dreszcz.

– To twoja wina... – drwił z niej inny głos.

– Halo! Czy jest tu ktoś!? – za­wo­łała i od­wró­ciła się spa­ni­ko­wana.

Nic nie wi­działa, ota­czała ją ciem­ność. Wie­działa jed­nak, że w po­miesz­cze­niu nie jest sama. Coś szturch­nęło ją w bark, przez co upa­dła na ko­lana. Czuła, jak ręce jej drżą, gdy pró­bo­wała się pod­nieść. Znów coś ją pchnęło, ale tym ra­zem nie mo­gła wstać.

– Usma­żysz się w pie­kle. – Głos cią­gle jej to­wa­rzy­szył.

Na­gle po­czuła, że nie może od­dy­chać. Chwy­ciła się za gar­dło, pró­bu­jąc zdjąć z szyi coś nie­wi­docz­nego.

– Je­steś na­stępna – wy­szy­dził ko­lejny głos.

Alice Cran­ston otwo­rzyła oczy, od­dy­cha­jąc ciężko. Była prze­ra­żona, a po ple­cach i po czole spły­wał jej pot. Gdy uświa­do­miła so­bie, że scena sprzed chwili to tylko zły sen, opa­dła do tyłu i pod­parła się na łok­ciach. Pró­bo­wała się uspo­koić. Kosz­mary stały się jej co­dzien­no­ścią; wie­działa, że to drę­czące ją wy­rzuty su­mie­nia zwią­zane z tym, co miało miej­sce po pre­mie­rze se­rialu.

Wstała z łóżka i po­kie­ro­wała się do ła­zienki. Małe lampki przy pod­ło­dze, rzu­ca­jąc de­li­katną po­światę, wska­zy­wały jej kie­ru­nek. Nie po­tra­fiła już spać w ciem­no­ści, bo sny, które ją co noc na­wie­dzały, spra­wiły, że ciem­ność stała się jej głów­nym lę­kiem. Od­krę­ciła wodę i za­nu­rzyła dło­nie w lo­do­wa­tym stru­mie­niu, a po­tem przy­ło­żyła je do twa­rzy. Spoj­rzała w lu­stro. Sine wory pod oczami tylko przy­po­mi­nały jej, że ma pro­blem ze snem i naj­wyż­sza pora coś z tym zro­bić. Ko­lejny przy­pływ uczu­cia bez­sil­no­ści spra­wił, że osu­nęła się na pod­łogę i za­częła pła­kać. Sie­działa tak sku­lona dłuż­szą chwilę, uświa­da­mia­jąc so­bie, w jak bar­dzo złym jest po­ło­że­niu, aż z za­my­śle­nia wy­rwał ją dźwięk te­le­fonu. Ze­rwała się na równe nogi i po­mknęła do sy­pialni, gdzie w łóżku cze­kał na nią smart­fon. Alice usta­wiła prze­glą­darkę w taki spo­sób, żeby wy­ła­py­wała słowa klu­czowe i sy­gna­li­zo­wała od razu, gdy w sieci po­jawi się ja­ki­kol­wiek prze­ciek o Spen­ce­rze, choćby naj­drob­niej­sza in­for­ma­cja. Klik­nęła w link pro­wa­dzący do ar­ty­kułu, któ­rego ty­tuł brzmiał: „Do­bre wia­do­mo­ści o sta­nie Spen­cera Trem­blaya”.

Po pra­wie dwóch ty­go­dniach od fe­ler­nego przedaw­ko­wa­nia ze szpi­tala Mar­tina Lu­thera Kinga nad­cią­gają do­bre wie­ści. Syn osca­ro­wego ak­tora wy­bu­dził się ze śpiączki far­ma­ko­lo­gicz­nej. Szcze­góły nie są nam jesz­cze znane, ale dla mło­dego Trem­blaya to na pewno do­bry znak. Jedno jest pewne: czeka go długa droga do zdro­wia.

Alice od­ru­chowo spoj­rzała na ko­men­ta­rze pod ar­ty­ku­łem. Wy­le­wała się z nich sama nie­na­wiść, lu­dzie ży­czyli Spen­ce­rowi śmierci, pi­sząc, że jest ko­lejną roz­ka­pry­szoną gwiazdką. Jesz­cze pół roku temu, czy­ta­jąc ten ar­ty­kuł, pew­nie po­my­śla­łaby po­dob­nie. Prze­cież ten chło­pak ma wszystko, nu­dzi się, że bawi się nar­ko­ty­kami? Te­raz jed­nak wie­działa, iż prawda jest zu­peł­nie inna. Spen­cera zła­mały różne wy­da­rze­nia, ale naj­bar­dziej skrzyw­dzili go oj­ciec i jego wła­sny agent.

SPEN­CER

Gdy otwo­rzył oczy, wszystko w po­miesz­cze­niu było roz­ma­zane. Przez dłuż­szą chwilę mru­gał, by zła­pać ostrość. Po­my­ślał, że je­śli to kac, to chyba w ży­ciu ta­kiego nie miał. Do jego uszu za­częły do­cie­rać różne szmery i dziwne od­głosy, któ­rych nie roz­po­zna­wał, choć brzmiały tro­chę zna­jomo. Po kilku se­kun­dach za­czął w końcu wi­dzieć wy­raź­niej, po­czuł też ogromny ból w żo­łądku. Prze­chy­lił się na bok i zwy­mio­to­wał na pod­łogę. Gdy z po­wro­tem po­ło­żył się na ple­cach, w gło­wie za­częło mu wi­ro­wać. Co jest, do cho­lery? Ma­szyny pisz­czały co­raz gło­śniej, a Spen­cer miał wra­że­nie, że głowa za­raz mu eks­plo­duje od tego głu­piego dźwięku... Pik, pik, pik.

– Po­kój B34! – Usły­szał z od­dali.

Gdzie ja, kurwa, je­stem?

Pró­bo­wał coś po­wie­dzieć, ale udało mu się wy­du­sić tylko ja­kieś znie­kształ­cone słowa. Prze­ra­ził się, zwłasz­cza że sys­te­ma­tyczne „pik, pik, pik” zmie­niło się na­gle w jed­no­stajne, prze­raź­liwe pisz­cze­nie. Ktoś do­tknął jego dłoni.

– Spo­koj­nie, Spen­cer, po­damy ci środki uspa­ka­ja­jące.

Co? Ja­kie środki?

I znowu nie­zro­zu­miałe słowo wy­szło z jego ust. Ktoś wstrzyk­nął mu do żyły ja­kąś sub­stan­cję – czuł, jak cie­pło wę­druje we­wnątrz jego ręki, a na­stęp­nie roz­pływa się po ca­łym ciele. Ogar­nęło go przy­jemne uczu­cie, a za­raz po nim sen­ność.

Nie umiał okre­ślić, jak długo spał lub był nie­przy­tomny, ale gdy po­now­nie otwo­rzył oczy, wi­dział ostrzej. Pierw­sze, co zo­ba­czył, to biały su­fit i zro­zu­miał, że nie jest u sie­bie w domu. De­li­kat­nie prze­krę­cił głowę w prawą stronę i spoj­rzał na kro­plówkę, która wi­siała przy jego łóżku. Zmarsz­czył brwi, nie ro­zu­mie­jąc, co tak wła­ści­wie się dzieje. Wolną dło­nią do­tknął koł­dry; zde­cy­do­wa­nie nie była to ta, pod którą sy­piał we wła­snym łóżku. Pod­parł się na łok­ciach, a jego ciało prze­szył ból. Za­wył, na­wet nie zda­jąc so­bie sprawy, że krzy­czy.

– Spen­cer, do­brze mieć cię tu po­now­nie – oznaj­mił miły, lecz nie­znany mu głos.

– Prze­cież ni­g­dzie się nie wy­bie­ra­łem – od­parł Trem­blay sar­ka­stycz­nie.

Po­woli so­bie uświa­da­miał, że jest w szpi­talu. Do­piero gdy od­wró­cił głowę, do­strzegł młodą pie­lę­gniarkę, która na­le­wała mu wody.

– Czemu je­stem w szpi­talu?

Za­czy­nał się de­ner­wo­wać, a ma­szyna wy­da­jąca iry­tu­jące dźwięki znowu dała o so­bie znać.

– Pro­szę, po­łóż się, za­wo­łam le­ka­rza – ode­zwała się ko­bieta, po czym wy­szła z po­miesz­cze­nia.

Spen­cer ro­zej­rzał się w po­szu­ki­wa­niu te­le­fonu. Mu­siał skon­tak­to­wać się z Alice i za­py­tać, co się stało. Czy do­szło do ja­kie­goś wy­padku i dla­czego jej tu nie ma, prze­cież jest jego asy­stentką.

– Ja pier­dolę, co to za ból?

Wy­krzy­wił się, mam­ro­cząc pod no­sem. Po chwili za­sko­czył go głos le­ka­rza wcho­dzą­cego do po­miesz­cze­nia.

– Dzień do­bry, je­stem dok­tor El­liot Joy. Do­brze znów cię wi­dzieć.

O co im wszyst­kim cho­dziło? Prze­cież był tu­taj cały czas.

– Gdzie są moi lu­dzie, co się wy­da­rzyło? Mogę od­piąć to pisz­czące coś? Do szału mnie do­pro­wa­dza!

– Fak­tycz­nie cha­rak­terny, tak jak pi­szą w me­diach – za­śmiał się le­karz do pie­lę­gniarki sto­ją­cej obok. – Spo­koj­nie, Spen­cer, wszystko ci wy­tłu­ma­czymy. Naj­pierw, pro­szę, po­zwól nam prze­pro­wa­dzić nie­zbędne ba­da­nia.

Dok­tor na­chy­lił się ku pa­cjen­towi, pa­trząc w jego oczy, jakby był no­wym eks­pe­ry­men­tem me­dycz­nym. Wy­cią­gnął dłu­go­pis i ka­zał sku­pić na nim wzrok.

– Czy dłu­go­pis jest da­lej w twoim polu wi­dze­nia?

– Prze­cież go od­su­ną­łeś, więc już go nie wi­dzę. – Spen­cer był mocno ura­żony, a męż­czy­zna w bia­łym far­tu­chu coś za­no­to­wał.

– Wi­dzisz moje palce?

Jego dłoń prze­su­wała się po­woli, a za nią po­dą­żał wzrok Trem­blaya, jed­nak w pew­nym mo­men­cie dłoń me­dyka roz­ma­zała się. Spen­cer zdał so­bie sprawę, że jego wzrok się po­gor­szył.

– Od­ma­wiam dal­szych eks­pe­ry­men­tów na mnie! Czy ktoś ła­ska­wie po­wie mi, co ja tu­taj ro­bię?!

I znów po­ja­wił się ten prze­szy­wa­jący ból. Spen­cer na­krył dło­nią usta, pró­bu­jąc po­wstrzy­mać nad­cią­ga­jące wy­mioty, jed­nak mu się nie udało. Pie­lę­gniarka we­zwała ko­goś do po­sprzą­ta­nia ba­ła­ganu, który zro­bił.

– Wi­tamy w świe­cie ży­wych – ode­zwał się ktoś sto­jący z boku.

Spen­cer roz­po­znał głos Je­re­miego Smi­tha. Uniósł wzrok, jed­nak na­dal trwał w prze­chy­lo­nej po­zy­cji, w ra­zie gdyby znów miały go do­paść wy­mioty.

– O co wam wszyst­kim, kurwa, cho­dzi? – wy­mam­ro­tał.

– Czy pan dok­tor może wró­cić póź­niej? Uspo­koję nieco pa­cjenta – za­żar­to­wał Je­remi, cie­sząc się z tego, że Spen­cer, mimo przedaw­ko­wa­nia, wciąż bywa sar­ka­styczny.

– Pro­szę do­zo­wać in­for­ma­cje, jest jesz­cze w szoku – po­in­for­mo­wał le­karz, po czym wy­szedł z po­miesz­cze­nia.

Je­remi był ubrany jak za­wsze – w do­pa­so­wany, szyty na miarę ele­gancki gar­ni­tur. Usiadł na­prze­ciwko Spen­cera na ma­łym pla­sti­ko­wym krze­śle, wła­ści­wie roz­siadł się w roz­kroku i prze­cze­sał dło­nią ide­al­nie uło­żone włosy. Trem­blay nie kwa­pił się do tego, by ko­lejny raz za­dać to samo py­ta­nie. Uniósł tylko py­ta­jąco brwi i cze­kał na wy­ja­śnie­nia.

– Jak się czu­jesz? – za­py­tał agent.

– A jak my­ślisz? – Spen­cer spoj­rzał w miej­sce, w któ­rym wcze­śniej były jego wy­mio­ciny.

Po twa­rzy Je­re­miego prze­biegł uśmiech.

– Wra­casz do zdro­wia, są­dząc po two­ich tek­stach.

– Może ja­kieś kon­krety? – Trem­blay za­czy­nał się iry­to­wać. – Co się stało?

– Nic nie pa­mię­tasz? – Agent zmru­żył oczy.

– Czy gdy­bym pa­mię­tał, to bym py­tał? – Spen­cer prze­wró­cił oczami, po czym opadł na po­duszkę, a ból przy­po­mniał mu o jego eg­zy­sten­cji.

– Przedaw­ko­wa­łeś – stwier­dził Je­remi krótko i do­sad­nie.

Spen­cer onie­miał. Przez chwilę krę­cił prze­cząco głową.

– Nie­moż­liwe, nie biorę tego gówna od prze­szło dwóch lat – wy­rzu­cił z sie­bie aro­gancko.

– Spójrz na sie­bie.

W tych sło­wach czuć było smu­tek. Spen­cer wy­ko­nał za­tem po­le­ce­nie, ro­zej­rzał się też po po­miesz­cze­niu. Fakt, że znaj­do­wał się w szpi­talu, po­now­nie za­czął do niego do­cie­rać, tak jakby wcze­śniej trak­to­wał to tylko jak zły sen. Za­pa­dła nie­zręczna ci­sza.

– Gdzie Alice? Mu­szę z nią po­roz­ma­wiać – po­wie­dział po chwili.

– Zwol­ni­łem ją – oznaj­mił krótko jego agent, wier­cąc się na krze­śle.

– Jak to ją zwol­ni­łeś? – Pod­opieczny spoj­rzał na niego z nie­do­wie­rza­niem.

– Miała nie do­pu­ścić do tego, co się wy­da­rzyło.

– A co się tak wła­ści­wie wy­da­rzyło?!

– Do­bre py­ta­nie. Spen­cer, co się wy­da­rzyło? Wy­sze­dłeś z pre­miery, mó­wiąc, że czu­jesz ból brzu­cha. Całe szczę­ście, że Alice była na tyle uparta, by za tobą po­je­chać. Gdyby zna­la­zła cię kilka mi­nut póź­niej, to nie spo­tka­li­by­śmy się tu, tylko na twoim po­grze­bie.

Usta otwarły mu się z nie­do­wie­rza­nia. To brzmiało tak nie­wia­ry­god­nie.

– Ścią­gnij ją tu! Mu­szę z nią pil­nie po­roz­ma­wiać!

– Nie wiem, czy to do­bry po­mysł...

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki