Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gdy słyszysz przeraźliwy krzyk, masz dwa wyjścia: ruszyć na pomoc lub uciekać przed zagrożeniem. Nataniel wybrał pierwszą opcję, nie wiedząc, że ocalenie pewnej dziewczyny z szalejącego żywiołu to otwarcie ran, które prawie się zagoiły. Szybko się okazuje, że nic tego wieczoru nie jest przypadkowe: ani data, ani dziewczyna, ani tym bardziej jej motywy. Wydarzenia uruchamiają zegar, którego wskazówki nieustannie odliczają czas do uratowania czyjegoś życia.
Czy jesteś w stanie poświęcić dobre imię, by dowieść prawdy? Czy walka z przeciwnościami losu to determinacja, czy balansowanie na granicy szaleństwa? Jednak najważniejsze pytanie brzmi: czy udźwigniesz ciężar prawdy, gdy już ją odkryjesz?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 248
1.
Potarł nagie ramiona dłońmi, gdy chłód znad oceanu przyprawił go o gęsią skórkę. Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej i mroczniej, jednak Nataniel nie zamierzał wracać do domu. Jeszcze nie. O tej porze na plaży towarzyszyły mu tylko cisza i odgłosy ptaków. Kochał widok fal rozbijających się o brzeg; w jakiś dziwny i niezrozumiały sposób bardzo go to koiło. Jakby każda z nich symbolizowała jego wewnętrzne cierpienie.
Spojrzał na deskę surfingową wbitą w piach. Ręce niemal się paliły, by ją chwycić i wbiec do wody, jednak to wiązałoby się prawdopodobnie z jednym. Ze śmiercią. Brak widoczności, wysokie fale... Wystarczyłby drobny błąd, a ocean pokazałby swoją siłę, wciągając ciało w ciemną toń. Dlatego to było takie kuszące – surfowanie to walka z żywiołem. Bitwa z nieznanym. Falę możesz okiełznać, ale ciężar wody, która cię za sobą ciągnie na dno, już nie.
Chłopak otrzepał dłonie z piasku, podniósł się i zaczął zdejmować piankowy strój, który miał nasunięty do pasa, by przebrać się w podkoszulek i spodenki, nim wróci do domu. Nie chciał tam iść, do tego perfekcyjnego z pozoru życia, jakie musiał wieść. Plaża i surfowanie były jedyną ucieczką od niego. Tu był tylko on, a do tego woda, piasek i wysiłek, który musiał włożyć w utrzymanie się na kolejnej dzikiej fali.
Gdy nasunął na siebie trochę wilgotny podkoszulek, usłyszał jakieś wołanie. Najpierw je zignorował, myśląc, że to może bijące się o resztki ryby nadmorskie ptaki, jednak kilka sekund później usłyszał wyraźne: „Pomocy!”. Chwycił telefon, włączył latarkę i pobiegł w kierunku wzburzonej wody.
– Jest tam ktoś?! – Rozglądał się nerwowo.
– Tutaj!
Dostrzegł w wodzie czyjąś głowę, a tuż obok rękę wyciągniętą w górę. Ktoś próbował się utrzymać na powierzchni.
Bez zastanowienia ruszył przed siebie, choć zdawał sobie sprawę, czym grozi wchodzenie do tak wzburzonego oceanu. Chłód momentalnie przeszył jego ciało, ale zignorował to, bo ręka, która przed chwilą energicznie machała, coraz bardziej zanurzała się w wodzie. Natanielowi się wydawało, że minęła wieczność, nim dotarł do dziewczyny, która wołała o pomoc. Złapał ją pod pachy i się zorientował, że zdążyła już stracić kontakt ze światem. Uderzyła w nich kolejna fala, przez co dotarło do niego, że teraz i on walczy o przeżycie. Musiał zachować zdrowy rozsądek, chociaż panika, która właśnie się pojawiła, zaczynała wygrywać. Nie wiedział, czy to przypływ adrenaliny i chęć przetrwania uruchomiły w nim jakąś nadludzką siłę, ale udało mu się ruszyć w stronę brzegu. Gdy dotarł do takiej wysokości wody, że sięgała mu do pępka, stanął i wziął dziewczynę na ręce.
– Nie dziś! – rzucił zdyszany w stronę oceanu, usatysfakcjonowany, że udało mu się wyrwać z jego szponów.
Wybiegł na brzeg i położył dziewczynę na piasku. Jej skóra była już sina z zimna, a ona nie dawała znaków życia. Nachylił się i sprawdził, czy oddycha, jednak jej klatka piersiowa się nie poruszała. Przystąpił do resuscytacji, choć nie był do końca pewny, czy wykonuje ją poprawnie.
– Ja pierdolę! Nie umieraj, nie tutaj, nie przy mnie!
Uciskał klatkę piersiową, rozglądając się za kimkolwiek, kto mógłby pomóc. Szukał też wzrokiem telefonu, ale go nie widział. Prawdopodobnie zaginął podczas akcji ratowniczej, a Nate zrozumiał, że jest zdany sam na siebie.
– Pomocy! – krzyknął najgłośniej, jak potrafił. Z jego gardła wydostał się nieznany mu dotychczas ryk.
Ucisnął mocniej klatkę piersiową dziewczyny raz jeszcze, a ona nagle zaczęła wypluwać wodę.
– Hej, hej. – Dotknął jej policzka, widząc zamglone oczy. – Proszę, nie opuszczaj mnie – rzekł błagalnie.
Dziewczyna odwróciła się na bok i wypluła resztkę wody zalegającej w płucach. Dopiero teraz Nataniel dostrzegł, kogo uratował. Przytulił ją do swojego torsu, próbując w ten sposób jakoś ogrzać, mimo że jego ciało również drżało.
Migające światełko, z którym ktoś biegł w ich stronę, rozproszyło jego uwagę. Chłopak ponownie zaczął krzyczeć, choć już resztkami sił.
– Tutaj! Proszę wezwać pomoc!
Ledwo przytomna dziewczyna spojrzała na niego, a jej twarz wyrażała szok i niezrozumienie. Nim ponownie opadła z sił i straciła przytomność, zdążyła wymamrotać bezsilnym głosem:
– Ian?
Na swojej skórze Nataniel poczuł dreszcze, niezwiązane z aktualną sytuacją, lecz z wiedzą, z kim miał w tamtym momencie do czynienia. Nieznajomy przechodzień właśnie do nich dotarł, prawdopodobnie rozmawiając już z kimś ze służby ratunkowej. Chłopak ponownie spojrzał na twarz dziewczyny, którą okalały mokre włosy.
– Wszystko będzie dobrze – wyszeptał jej do ucha, licząc, że tak właśnie się stanie.
Nate siedział na szpitalnym korytarzu, opatulony w jakiś materiał, który miał zapobiec wychłodzeniu organizmu. O tej porze snuły się tam tylko pielęgniarki. W sumie nie wiedział, jak powinien się zachować: czy czekać na jakieś wiadomości o stanie dziewczyny, czy może wrócić do domu? Wiedział, że żyła, i to było najważniejsze. Bił się z myślami, usprawiedliwiając swoje ewentualne wcześniejsze wyjście ze szpitala faktem, że rodzice pacjentki zostali już poinformowani o wypadku. Spojrzał na swój wodoodporny smartwatch wskazujący późną godzinę i datę – siódmy sierpnia. Dzisiejsze wydarzenie to na pewno nie był przypadek. W tym przekonaniu utwierdziło go wejście pana Robertsona do szpitala. Najpierw jego twarz wyrażała przerażenie spowodowane wypadkiem córki, gdy jednak dostrzegł Nataniela, zmieniło się to w mgnieniu oka na zdenerwowanie. Mięśnie na pięćdziesięcioletniej twarzy mocno się napięły, a szczęka uwidoczniła. Luźne spodnie dresowe i zmięty podkoszulek oznaczały, że telefon ze szpitala najprawdopodobniej go obudził. Tom skierował się prosto w stronę Nataniela, którego całe ciało wręcz krzyczało, że nie panuje nad swoimi emocjami.
– Ty! – Robertson skierował palec wskazujący na chłopaka. – Zawsze zwiastujecie problemy. – Ślina wypadała mu z ust, gdy mówił podniesionym głosem.
Nataniel wstał z fotela, chcąc pokazać, że nie boi się mężczyzny, chociaż wiedział, że Tom należy do tych nieobliczalnych. Uniósł dłonie w geście kapitulacji, a folia termoizolacyjna zsunęła się na podłogę.
– To nie tak, jak pan myśli – zaczął delikatnie, jednak mężczyzna nie zamierzał go słuchać. Chwycił go za szyję i przycisnął do ściany tak mocno, że chłopakowi momentalnie zabrakło tchu.
Nataniel instynktownie złapał nadgarstki atakującego, by się uwolnić z morderczego uścisku.
– Jeszcze raz któryś z pieprzonych Reedów zbliży się do mojej rodziny, a skończy w trumnie!
Tom patrzył, jak twarz chłopaka staje się coraz bardziej czerwona, a jego oczy wręcz błagają o uwolnienie.
– Panie Robertson, proszę go puścić, bo zaraz będę musiała wezwać ochronę! – krzyknęła pielęgniarka.
Mężczyzna posłusznie rozluźnił chwyt, chociaż jego twarz wyrażała rozczarowanie. Nataniel osunął się na podłogę, łapiąc łapczywie powietrze i kaszląc, a z oczu ciekły mu łzy.
– Mogę w czymś pomóc? – dopytała kobieta, kładąc dłonie na biodrach, co było wyrazem niezadowolenia.
– Szukam córki, Brook.
Pielęgniarka początkowo zignorowała mężczyznę i pośpiesznym krokiem podeszła prosto do Nataniela, upewniając się, że nic mu nie grozi. Dopiero po chwili uniosła wzrok na Toma.
– W takim razie powinien pan podziękować chłopakowi za wyłowienie jej z lodowatej wody – odparła oschle.
Robertson spojrzał na chłopaka, którego przed chwilą dusił. Nate wciąż siedział na podłodze, teraz opierając się o zimną ścianę i tylko patrząc z pogardą na ojca dziewczyny. Przez jakiś czas trzymał się jedną ręką za szyję, po czym wciąż łapiąc powietrze, odgarnął część grzywki opadającej mu na oczy. Miał wrażenie, że krew odpłynęła Tomowi z twarzy. Mężczyzna powędrował językiem po swoich zębach i w milczeniu skierował wzrok na pielęgniarkę. Ta pokiwała głową z dezaprobatą.
– Tędy, panie Robertson.
Nataniel zebrał się w sobie, by krzyknąć za oddalającymi się:
– Dziś rocznica, myślisz, że to przypadek?!
Tom na chwilę się zatrzymał. Nie odwrócił się jednak do chłopaka, który właśnie podnosił się z podłogi, tylko po chwili namysłu ponownie ruszył w stronę pomieszczenia, gdzie miała się znajdować jego córka.