Sekrety pogrzebane w popiele - Natalia Palonek - ebook

Sekrety pogrzebane w popiele ebook

Natalia Palonek

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Większość kobiet starannie skreśla kolejne dni w kalendarzu, gdy każdy nowy poranek i przebyta noc przybliżają je do najważniejszej chwili w życiu – do ślubu.

Jednak dla Julii Wróbel każdy nowy dzień przynosi to samo. Wahanie, gonitwę myśli, wieczną dezorientację i zagubienie. Śmierć jej ojca okazuje się idealną wymówką do przesunięcia daty uroczystości. Wraz z odejściem ukochanego taty Julia odkrywa, że ten postanowił zabrać ze sobą do grobu sekret. Na jaw wychodzi wiadomość, że nie łączą ją z ojcem więzy krwi i właściwie nie jest jego córką. Kobieta zaczyna walkę o własną tożsamość. Kim jest? Skąd przybyła? Dlaczego wychowywała się z obcym człowiekiem?

Tym razem każdy nowy dzień przynosi powolne rozwiązanie skomplikowanej zagadki, a relacje z narzeczonym ulegają znacznemu pogorszeniu. Dodatkowy zamęt w jej życiu sprawia była miłość, która nieoczekiwania pojawia się w progu jej rodzinnego domu. Nie wszystkim w tej historii pisany jest happy end.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 218

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Re­dak­cja: Bar­bara Wrona
Ko­rekta: Alek­san­dra Wroń­ska
Pro­jekt okładki: Ar­ka­diusz Sa­lawa
Skład: Ma­rek Jad­czak
Co­py­ri­ght by Na­ta­lia K. Pa­lo­nek 2024
Co­py­ri­ght for the Po­lish Edi­tion by Wy­daw­nic­two Nocą, War­szawa 2024
ISBN 978-83-68037-50-0
WY­DAW­NIC­TWO NOCĄ ul. Fi­li­piny Pła­sko­wic­kiej 46/89 02-778 War­szawa NIP: 9512496374www.wy­daw­nic­two­noca.pl e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­noca.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Ka­mila

Ta po­wieść po­ru­sza trudne i in­ten­sywne te­maty, które mogą wy­wo­łać silne emo­cje. Pro­simy o roz­wagę, szcze­gól­nie je­śli któ­ry­kol­wiek z po­niż­szych mo­ty­wów może być dla Cie­bie nie­po­ko­jący:

• Prze­moc, za­równo fi­zyczna, jak i emo­cjo­nalna

• Do­świad­cze­nia trau­ma­tyczne zwią­zane z dzie­ciń­stwem

• Zma­ga­nia z za­bu­rze­niami psy­chicz­nymi

• Utrata bli­skich

• Wątki do­ty­czące sa­mo­bój­stwa.

Za­chę­camy do uważ­nej re­flek­sji, za­nim zde­cy­du­jesz się na lek­turę.

1.

Dotk­nęła skrawka ko­ron­ko­wego ma­te­riału, wciąż się za­sta­na­wia­jąc, czy nie po­pełni naj­więk­szego błędu w swoim ży­ciu. W ostat­nim cza­sie co­raz czę­ściej za­kra­dała się do gar­de­roby, gdzie cze­kała na nią szyta na miarę suk­nia ślubna. Za każ­dym ra­zem, gdy prze­krę­cała klu­czyk, wie­rzyła, że to wła­śnie w tym mo­men­cie, spo­glą­da­jąc na de­li­katny ma­te­riał, w ja­kiś ma­giczny spo­sób otrzyma od­po­wiedź. Jakby na śnież­no­bia­łej tka­ni­nie miało się po­ja­wić: „Nie rób tego!”. Czy gdyby zo­ba­czyła to, czego szu­kała, to, co pod­świa­do­mie prze­ko­puje się przez jej my­śli, zde­cy­do­wa­łaby się na tak od­ważny krok? By kilka dni przed ślu­bem wszystko od­wo­łać? Nie była pewna, czy po­tra­fi­łaby tak ośmie­szyć sie­bie, ro­dzinę oraz przy­szłego męża i jego krew­nych. Mocno za­ci­snęła dłoń na ma­te­riale, ce­lowo go mnąc, a prze­cież suk­nia ślubna była nie­ska­zi­telna, bez naj­mniej­szej zmarszczki. W jej my­ślach znów po­ja­wiło się py­ta­nie: skąd to prze­czu­cie, że coś jest nie tak. Prze­cież wciąż ko­chała part­nera – czemu miała wąt­pli­wo­ści? Czemu nie czuła przy­pływu eks­cy­ta­cji? Co ze mną nie tak?

– Ju­lio... – Głos jej na­rze­czo­nego spra­wił, że aż pod­sko­czyła. Od razu za­mknęła drzwi, za któ­rymi kryła się kre­acja, i za­sło­niła je roz­ło­żo­nymi dłońmi.

– Nie wiesz, że uj­rze­nie sukni ślub­nej przed ce­re­mo­nią przy­nosi pe­cha?

Gdy uznała, że szafa jest bez­pieczna, a suk­nia do­brze ukryta, wsu­nęła klu­czyk do kie­szeni dżin­so­wych spodni.

– Wszy­scy już cze­kają na przy­szłą pa­nią Wo­liń­ską. – Ezra po­słał Ju­lii ser­deczny uśmiech, po czym do­dał: – Pro­szę, zmień te spodnie, mama na pewno je sko­men­tuje. Poza tym to ważna dla niej ko­la­cja, wiesz, jak jest...

Dziew­czyna za­ci­snęła usta. Mo­głaby po­wie­dzieć wiele rze­czy, sęk w tym, że nie do­cie­rały one do jej przy­szłego męża. Na­uczona do­świad­cze­niem i mi­lio­nem od­by­tych kłótni, zmru­żyła oczy, wy­ra­ża­jąc w ten spo­sób swoje nie­za­do­wo­le­nie, a po­tem się­gnęła po wie­szak, na któ­rym przy­go­to­wana była ele­gancka zie­lona su­kienka.

Wie­działa, jak jest: uko­chany syn bie­rze ślub, a w tym wy­padku skali mat­czy­nej mi­ło­ści nie da się do ni­czego po­rów­nać, gdyż to je­dy­nak. Oczko w gło­wie. Ni­gdy nie wy­grasz z te­ściową.

– Po­mogę ci – oświad­czył Ezra, po­cią­ga­jąc za za­mek su­kienki.

Od­su­nął blond włosy z karku na­rze­czo­nej. Mo­men­tal­nie po­czuła cie­pło jego ust. Wargi su­nęły po jej szyi, aż za­trzy­mały się przy uchu, by wy­szep­tać słod­kie kłam­stwo.

– Już nie­długo bę­dzie po wszyst­kim – na­wią­zał do ko­la­cji, która za chwilę miała się od­być.

Ju­lia się od­wró­ciła i przez dłuż­szy czas pa­trzyła mu w oczy, gry­ząc się w ję­zyk. Mo­głaby przy­siąc, że Ezra nie zdaje so­bie sprawy z tego, jak bar­dzo jest tu­taj nie­szczę­śliwa. Nie­stety wy­brał igno­ro­wa­nie jej kiep­skiego sa­mo­po­czu­cia, a re­mont ich przy­szłych czte­rech ką­tów się prze­cią­gał. Prze­cież dla niego ro­dzina była naj­waż­niej­sza, zwłasz­cza re­la­cja z oj­cem, któ­rego szcze­rze po­dzi­wiał i któ­remu miał na­dzieję kie­dyś do­rów­nać. Dla matki za­wsze był do dys­po­zy­cji, na­wet wtedy, gdy z na­rze­czoną za­pla­no­wali so­bie, i to ze znacz­nym wy­prze­dze­niem, coś tylko dla ich dwójki. Wo­liń­ski ko­chał swo­ich ro­dzi­ców i po­świę­ca­nie im czasu było dla niego ważne; Ju­lii prze­stało to prze­szka­dzać – za­ak­cep­to­wała to. Je­dyne, do czego nie mo­gła się przy­zwy­czaić, to nie­przy­jemne ko­men­ta­rze. Jej przy­szła ma­mu­sia była w tym „spo­rcie” wy­jąt­kowo do­bra. Z jej ust wy­pły­wały za­wsze wy­ra­fi­no­wane uszczy­pli­wo­ści, z tak­tem. Z po­zoru wcale nie do­tkliwe, jed­nak gdy się im przyj­rzeć lub uważ­niej w nie wsłu­chać, to oka­zy­wało się, że w rze­czy­wi­sto­ści miały za­brzmieć wy­jąt­kowo per­fid­nie. Z sar­ka­zmem i przy­ty­kiem, który idzie w pięty. Ju­lia cza­sem po­dej­rze­wała, czy to nie dla­tego, że jej syn na przy­szłą żonę wy­brał part­nerkę o cztery lata star­szą.

– Na­prawdę nie mam ochoty na ko­lejną ko­la­cję i do­cinki, je­stem już tym wszyst­kim zmę­czona.

Ezra przy­bli­żył swoją twarz do jej.

– Po­zwól so­bie na luz. Wy­pij wię­cej tym ra­zem i bądź nieco bar­dziej spon­ta­niczna. Nikt w tym domu nie chce zro­bić ci krzywdy.

Chyba sam nie wie­rzy w to ostat­nie...

– Poza twoją matką. – Wy­raz twa­rzy miała po­sępny.

– Ezra, ko­cha­nie! – usły­szeli zna­jomy głos.

– Wi­dzisz, na­wet kiedy się ubie­ram, po­trafi nam prze­szka­dzać.

Dziew­czyna ode­tchnęła pełną pier­sią, szy­ku­jąc się na ko­lejne cyr­kowe przed­sta­wie­nie. Part­ner mu­snął jej po­li­czek i po­wę­dro­wał dło­nią wzdłuż li­nii dam­skiego de­koltu.

– Obie­cuję, że nie bę­dzie tak źle. A te­raz weź się w garść, dla mnie.

Po­słał jej sub­telne spoj­rze­nie, jakby wcale nie zno­siła wszyst­kich tych przy­ty­ków ze względu na niego.

Prze­trwać tę noc, prze­trwać tę noc.

– Już idziemy, mamo! – krzyk­nął Ezra i wy­cią­gnął do na­rze­czo­nej rękę.

Spoj­rzała na niego bła­gal­nie, li­cząc na cud i słowa w stylu: „Mo­żesz zo­stać, ko­la­cja obę­dzie się bez two­jego udziału”. Nie­stety na jego twa­rzy ry­so­wał się je­dy­nie szar­mancki uśmiech. Chwy­ciła jego dłoń i we­szła w swoją rolę, którą grała prak­tycz­nie od przy­jazdu do tego domu. Rolę cier­pli­wej, ko­cha­ją­cej, to­le­ran­cyj­nej przy­szłej żony. I uśmiech, sko­men­to­wała w my­ślach, scho­dząc do sa­lonu. Więk­szość ro­dziny od razu sku­piła na nich wzrok, le­dwo po­ja­wili się w progu.

– Nie mogę uwie­rzyć, że już za kilka dni zy­skam córkę – oznaj­miła ra­do­śnie Oty­lia, za­kry­wa­jąc usta dłońmi w ge­ście po­dziwu.

Jedno mu­szę jej przy­znać: po­trafi rów­nież świet­nie grać.

– Je­stem bar­dzo wdzięczny, że do nas przy­je­cha­li­ście – prze­mó­wił pod­nio­słym to­nem Ezra.

Przy­wi­tał uści­skiem dłoni każ­dego męż­czy­znę przy stole, a de­li­kat­nymi po­ca­łun­kami ob­da­ro­wał po­liczki ko­biet. Woń per­fum nie­któ­rych pań od razu po­bu­dziła ośro­dek bólu w gło­wie Ju­lii. Tak bar­dzo nie chciała dać po so­bie po­znać, jak stres zjada ją od środka, ale no­to­ryczne po­pra­wia­nie wło­sów na pewno nie uszło uwa­dze Oty­lii. Dziew­czyna po­czuła, jak coś ostrego wbija się w jej plecy.

– Ju­lio, ko­cha­nie, wy­pro­stuj się – szep­nęła jej do ucha przy­szła te­ściowa, po czym za­sia­dła obok swo­jego męża i syna.

– Ezra, czym zaj­muje się twoja przy­szła żona? – za­py­tał ro­sły męż­czy­zna o imie­niu Ka­rol, który za­jął miej­sce na­prze­ciwko na­rze­czo­nych.

Julka od razu prze­nio­sła na niego wzrok, a se­kundę póź­niej zer­k­nęła na jego osobę to­wa­rzy­szącą. Ko­bieta o smu­kłej twa­rzy sie­działa pro­sto i de­li­kat­nie się uśmie­chała. Mimo wi­docz­nej na pierw­szy rzut oka róż­nicy wieku mię­dzy nią a Oty­lią Ju­lia od razu się do­my­śliła, że to sio­stry. Re­nata Ryś, przy­po­mniała so­bie. To ta kon­flik­towa, po­dobno.

Wo­liń­ska miała na pieńku prak­tycz­nie z każ­dym, a ra­czej z każdą ko­bietą, dla­tego nie­spe­cjal­nie dzi­wiło Ju­lię to, że na­wet z sio­strą pro­wa­dziła wo­jenki. Ezra nie­je­den raz opo­wia­dał, że od kiedy pa­mięta, matka i ciotka prak­tycz­nie ze sobą nie roz­ma­wiały. Ni­gdy mu tego nie mó­wiła, ale wie­działa, że hi­sto­ria za­ser­wo­wana mu przez matkę pew­nie nie jest do końca praw­dziwa lub przy­naj­mniej przed­sta­wia wer­sję, w któ­rej zło wcie­lone mie­ści się wszę­dzie, ale nie w niej.

– Moja przy­szła żona to wolna du­sza. Jej pa­sją jest fo­to­gra­fia.

– Nie za­po­mi­naj rów­nież, że to mój spo­sób na ży­cie – do­po­wie­działa dziew­czyna, nie chcąc wyjść na szczę­śliwe dziecko, które pstryka so­bie zdję­cia dla za­bawy.

Wie­działa, że przy stole sie­dzą grube ryby. I nie lu­biła, gdy wrzu­cano ją do jed­nego worka z nie­ro­bami. Ciężko pra­co­wała na swoją re­nomę.

– Gdy już zo­sta­niesz pa­nią Wo­liń­ską, nie bę­dziesz mu­siała ni­gdy wię­cej pstry­kać zdjęć – prze­mó­wiła Re­nata.

Jej słowa nie brzmiały wy­nio­śle – wy­da­wało się, że to zwy­kłe stwier­dze­nie. Ju­lia nie mo­gła nie przy­znać jej ra­cji, cho­ciaż chciała trzy­mać się wła­snego za­wodu. Od dziecka była nie­za­leżna i to chyba je­dyna ce­cha, któ­rej mi­łość do part­nera na pewno nie mo­gła zmie­nić. Ukrad­kiem spoj­rzała na re­ak­cję Oty­lii, która wła­śnie za­ci­snęła usta, ale przy­ła­pana przez przy­szłą sy­nową od razu wró­ciła do roli pani domu.

– Już daj­cie spo­kój bied­nej dziew­czy­nie, na pewno stre­suje się przed we­se­lem – wtrą­ciła się. – Ju­lio, ko­cha­nie, mu­sisz jed­nak przy­znać, że fo­to­gra­fia to nie spo­sób na ży­cie. Prze­cież kiedy zde­cy­du­je­cie się na po­tomka, bę­dziesz mu­siała po­świę­cić pa­sję na rzecz ma­cie­rzyń­stwa. Jak każda ko­bieta.

Wszyst­kie oczy na­gle zwró­ciły się na na­rze­czo­nych, zu­peł­nie jakby dziew­czyna już była w ciąży, a jesz­cze na­wet nie po­wie­działa ofi­cjal­nego „tak”. Po­czuła, jak gula w jej gar­dle wła­śnie ro­śnie, robi się prze­raź­li­wie ogromna i blo­kuje moż­li­wość swo­bod­nego od­dy­cha­nia. Bra­kuje jesz­cze do­brze zna­nego tek­stu, że jest star­sza od part­nera, a latka ucie­kają. A co je­śli nie bę­dzie mo­gła dać mu po­tom­stwa? Po­winna się po­śpie­szyć, naj­le­piej za­cząć już. Julka chwy­ciła kie­li­szek i nie­mal jed­nym hau­stem zde­cy­do­wała się wy­pić mu­su­jące wino, jakby mu­siała coś udo­wod­nić ze­bra­nym, na­stęp­nie zu­peł­nie nie­win­nie ude­rzyła pod sto­łem pię­ścią w ko­lano swo­jego part­nera.

– Mó­wi­łeś, że mam się dziś roz­luź­nić – wy­szep­tała. – No więc mam taki za­miar. – Prze­nio­sła wzrok na sto­jącą przed nimi bu­telkę wina. Nim po­dano dru­gie da­nie, czuła, jak al­ko­hol roz­cho­dzi się w jej ży­łach, a w gło­wie, mimo to­czą­cej się przy stole uprzej­mej kon­wer­sa­cji, roz­brzmiewa mo­no­log.

Jak każda ko­bieta... Każda ko­bieta ma­rzy, by za­mknęli ją w domu, każda ko­bieta ma­rzy, by po ślu­bie od razu przejść z fazy mio­do­wej do pam­per­sów, na pewno każda ko­bieta o tym ma­rzy, bo...

– Znów to ro­bisz, opa­nuj się – syk­nął jej do ucha przy­szły mąż.

– Prze­pra­szam, taki na­wyk, gdy nie czuję wspar­cia. – Chyba po­wie­działa to tro­chę za gło­śno, bo na twa­rzy Ka­rola ma­lo­wało się wy­raźne za­cie­ka­wie­nie.

Po­now­nie wzięła kie­li­szek i wy­piła jego za­war­tość. Na pewno na­wią­zał do mo­jej mi­miki. Prze­pra­szam, że mam mię­śnie od tego, by wy­ra­żały, co czuję...

– Julka, pro­szę cię... – Ezra ści­snął jej dłoń pod sto­łem, po­now­nie pró­bu­jąc opa­no­wać na­rze­czoną, która zde­cy­do­wa­nie za szybko prze­szła do fazy „mam to gdzieś”. Po­sta­no­wiła ob­rzu­cić go po­sęp­nym spoj­rze­niem, po­tem się wy­pro­sto­wała. Nie mu­siała na­wet kie­ro­wać głowy w drugą stronę – pie­kielne oczy przy­szłej ma­musi wy­pa­lały wła­śnie ja­kiś bluź­nier­ski na­pis na czole pra­wie sy­no­wej. Tekst pew­nie brzmiałby: „Nie je­steś wy­star­cza­jąco do­bra dla mo­jego syna, znajdź so­bie ko­goś w swoim wieku”.

Ju­lia po­sta­no­wiła przy­wo­łać się do po­rządku, bo zda­wała so­bie sprawę, że tro­chę ją po­nosi i za­cho­wuje się jak na­sto­latka. Całe to do­świad­cze­nie nie było ła­twe, ale po­winna za­cho­wać klasę. Su­nęła wi­del­cem po ka­wałku kaczki, mo­cząc so­czy­ste mięso w so­sie żu­ra­wi­no­wym. Nie za bar­dzo prze­pa­dała za tym da­niem, ale nie wy­pa­dało prze­cież nie spró­bo­wać, skoro sam oj­ciec Ezry je przy­rzą­dził. Pa­trzyła na ta­lerz i czuła, jak czarne my­śli gdzieś z tyłu głowy prze­dzie­rają się na front.

Na­prawdę chcesz dla sie­bie ta­kiego ży­cia? Jesz­cze nie zmie­ni­łaś na­zwi­ska, a te­ściowa mówi ci, kiedy po­win­naś zajść w ciążę. I nie za­po­mi­naj, ro­bisz zdję­cia tylko dla za­bawy. To nie tak po­wa­żana praca jak pro­wa­dze­nie fi­lii kan­ce­la­rii praw­ni­czej.

A na ko­niec to naj­gor­sze py­ta­nie, które pró­bo­wała zdu­sić głę­boko w so­bie, jed­nak wy­pite pro­centy po­zwo­liły otwo­rzyć puszkę w jej gło­wie.

Ko­chasz go?

– Ju­lio, cze­kamy na twoją re­ak­cję.

Za­mru­gała kil­ka­krot­nie, chcąc od­na­leźć się w sy­tu­acji. Za­pewne cho­dziło o kaczkę, skoro py­tał sam Wo­liń­ski, ten Ja­cek Wo­liń­ski, głowa kan­ce­la­rii Wo­liń­ski i Ci­chocki.

– Czuć niebo – za­żar­to­wała, od razu wpy­cha­jąc po­kaźny ka­wa­łek do swo­ich ust i zmu­sza­jąc się do prze­łknię­cia mięsa.

Reszta ko­la­cji prze­bie­gła względ­nie do­brze. Ju­lia na­wet po­czuła więź z Re­natą. Chyba nie­chęć do Oty­lii au­to­ma­tycz­nie spra­wiła, że po­lu­biła jej sio­strę jesz­cze bar­dziej. Na de­ser po­dano lody z bitą śmie­taną. Nie od­mó­wi­łaby so­bie do­kładki, gdyby nie ko­lejny przy­kry ko­men­tarz.

– Ko­cha­nie, wspo­mi­na­łaś, że suk­nia jest szyta na miarę. Do ślubu jesz­cze kilka dni, nie chcia­ła­byś na zdję­ciach z tej ma­gicz­nej nocy wi­dzieć wzdę­tego brzu­cha.

Ju­lię draż­nił spo­sób do­boru słów. Oty­lia niby wy­ka­zy­wała tro­skę, a w rze­czy­wi­sto­ści wbi­jała szpilę, cho­ciaż „szpila” to za ła­godne okre­śle­nie. Gdyby mo­gła, te­ściowa po­sie­ka­łaby sy­nową ta­sa­kiem.

– Za­mó­wi­łam go dla Ezry. Jego gar­ni­tur znie­sie jesz­cze tro­chę po­pra­wek.

Nie by­wała py­skata, ale po­sta­no­wiła ura­to­wać swój ty­łek i wyjść z twa­rzą. Ob­sługa po­dała ta­lerz jej na­rze­czo­nemu, który spoj­rzał na uko­chaną z ukosa i po­sta­no­wił cho­ciaż raz za­grać po­wie­rzoną mu rolę.

– Osta­teczną przy­miarkę mam ju­tro, więc co mi tam. – Z uśmie­chem na twa­rzy wbił ły­żeczkę w bitą śmie­tanę.

Gdy ko­la­cja do­bie­gła końca, Julka po­czuła ulgę. Nic jed­nak nie rów­nało się z bło­gim uczu­ciem, gdy zdej­mo­wała z sie­bie su­kienkę, która po obie­dzie na­gle zro­biła się ciut cia­śniej­sza.

Może nie po­win­nam jeść tego de­seru? Spoj­rzała w stronę lu­stra, de­li­kat­nie się ob­ra­ca­jąc.

– Daj już spo­kój, wy­glą­dasz jak za­wsze. Osza­ła­mia­jąco – ode­zwał się Ezra, wi­dząc, że dziew­czyna znów kry­tycz­nie na sie­bie pa­trzy. Ob­jął ją od tyłu i przy­su­nął głowę do jej karku. Z jego ust wy­do­był się brzydki za­pach al­ko­holu zmie­sza­nego z cy­ga­rem. Ju­lia się skrzy­wiła.

– Ile razy mam cię pro­sić? – syk­nęła zde­gu­sto­wana i szybko się od­su­nęła.

Zdjęła buty, usia­dła na pu­fie i pod­parła brodę rę­koma.

– Ostat­nio je­steś strasz­nie na­bur­mu­szona, ni­czym księż­niczka. Za­cho­wu­jesz się jak nie ty.

– Twoja ro­dzina tak na mnie działa.

Znów ten pre­ten­sjo­nalny ton, uspo­kój się, Julka.

– Na­prawdę je­steś przez nich aż tak nie­szczę­śliwa?

Ezra przy­jął po­stawę obronną i skrzy­żo­wał ręce na klatce pier­sio­wej. Bez wa­ha­nia od­po­wie­działa:

– Tak. – Wi­dząc ból na twa­rzy part­nera, po­sta­no­wiła to wy­tłu­ma­czyć: – Nie lu­bię, gdy się mną kie­ruje i nie­na­wi­dzę tych wszyst­kich do­cin­ków. Zrób to lub to, za­cho­wuj się tak i tak. I jak za­wsze przy­tyki o ma­cie­rzyń­stwie. Je­ste­śmy do­ro­śli, mo­żemy de­cy­do­wać o so­bie. O co im wszyst­kim cho­dzi z tymi dziećmi? Na­wet jesz­cze nie wzię­li­śmy ślubu. Poza tym mam dwa­dzie­ścia dzie­więć lat i to nie ja­kaś liczba z ko­smosu, która wszystko prze­kre­śla. Co­raz czę­ściej czuję się jak kar­ton mleka z datą waż­no­ści. Jesz­cze nie je­stem prze­ter­mi­no­wana, na li­tość...

– Wiesz, że moja matka...

Roz­mowę prze­rwał im dźwięk te­le­fonu dziew­czyny. Nor­mal­nie by go zi­gno­ro­wała, ale nie o tej po­rze. Miała złe prze­czu­cia, więc lek­ce­wa­żąc part­nera, po­bie­gła do smart­fona le­żą­cego na sy­pial­nia­nym łóżku. Gdy zo­ba­czyła nu­mer, do­słow­nie wstrzy­mała od­dech. Do­my­ślała się, że to, co usły­szy, nie bę­dzie przy­jemne. Nie za­sta­na­wia­jąc się dłu­żej, prze­su­nęła pal­cem po ekra­nie, by ode­brać po­łą­cze­nie ze szpi­tala w War­sza­wie. Głos w słu­chawce mó­wił wy­raź­nie, jed­nak do dziew­czyny nie do­cie­rały żadne słowa. Wręcz prze­ciw­nie, chcia­łaby, aby ta roz­mowa się nie wy­da­rzyła, przy­naj­mniej nie te­raz. Julka za­mknęła oczy, a po jej po­liczku spły­nęła łza. W se­kundę po­czuła się okrop­nie bez­silna. Miała wra­że­nie, że cały cię­żar spadł na jej barki. Upa­dła na ko­lana, wciąż trzy­ma­jąc te­le­fon przy uchu i szlo­cha­jąc ze spusz­czoną głową. Po­czuła czyjś do­tyk na ple­cach, za­pewne Ezry. Bez słowa wy­rwał jej smart­fon z ręki i zo­ba­czyw­szy nu­mer, po­wie­dział oso­bie po dru­giej stro­nie, że zja­wią się z sa­mego rana. Roz­łą­czył się i wziął na­rze­czoną w ra­miona. Tkwili tak w głę­bo­kim uści­sku, po­zwa­la­jąc nie­wy­po­wie­dzia­nym i na­gro­ma­dzo­nym emo­cjom roz­pły­nąć się po po­miesz­cze­niu.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki