Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
176 osób interesuje się tą książką
Smakowało wam dzisiaj mleko? Yūko Moriguchi po raz ostatni staje przed swoimi uczniami. To jej wyznanie: wśród was jest morderca mojej czteroletniej córeczki. Wiem, kim jest. Moja zemsta właśnie się dokonuje.
Kolejne postaci zabierają głos, żeby przekazać swoją wersję wydarzeń: dlaczego czteroletnie dziecko zginęło w basenie przy miejskim gimnazjum? Zagłębiamy się w mroczną psychikę bohaterów, a każda opowieść dostarcza nowych wskazówek Komu możemy zaufać? Po czyjej stronie staniesz?
Wyznania to jeden z największych bestsellerów współczesnej literatury japońskiej. Debiut, który rozpoczął wielką literacką karierę Kanae Minato i rozbudził modę na psychologiczne thrillery. Wydane w 2008 roku Wyznania szturmem zdobyły listy bestsellerów i nagrodę Hon’ya Taishō (Booksellers Award), a Minato przyniosło tytuł królowej gatunku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 248
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
告白
— Jak wypijecie mleko, odłóżcie puste kartoniki do pudełka i wróćcie na swoje miejsca. Dobrze. Widzę, że już wszyscy skończyli. Wiem, że niektórzy zastanawiali się, jak długo jeszcze będzie to trwało, dlatego odpowiadam, że do dzisiaj. Przetrwaliście. Moje gratulacje. Nie, w przyszłym roku mleka nie będzie.
W ramach eksperymentalnego programu Ministerstwa Zdrowia, który ma na celu rozpowszechnić wśród uczniów szkół gimnazjalnych i średnich spożycie nabiału, codziennie dostawaliście od szkoły po dwieście mililitrów mleka. Podczas kwietniowego bilansu zdrowia porównamy wasze tempo wzrostu i gęstość mineralną kości ze średnią krajową i zobaczymy, czy mleko wpłynęło korzystnie na wyniki.
Część z was zapewne źle będzie wspominać ten rok — w końcu nie każdy lubi mleko, niektórzy pewnie mają po nim sensacje żołądkowe, a innym nie w smak jest bycie królikiem doświadczalnym. Nasza szkoła została wytypowana w drodze losowania, a każdy kartonik podpisany jest numerem waszej ławki i po opróżnieniu musi zostać odłożony na miejsce, żebyśmy mogli kontrolować realizację programu, w związku z czym myślę, że tak, macie prawo czuć się jak szczury laboratoryjne. Ale nie strójcie teraz min, proszę; póki was tak nie określiłam, mleko bardzo wam smakowało.
Bo czy jest coś złego w codziennym spożywaniu nabiału? Dopiero co weszliście w drugą fazę dojrzewania, potrzebujecie mocnych kości, a te zapewnia wapń obecny w mleku. Stanowi ich budulec, a dodatkowo uczestniczy w przewodzeniu impulsów nerwowych. Ludziom podirytowanym lub doświadczającym mimowolnych skurczów często zaleca się, by zwiększyli spożycie wapnia. Ale ilu z was zadbałoby o utrzymanie zalecanego poziomu wapnia samemu, w domu, gdyby nie szkoła?
Jestem świadoma, że zmieniają się nie tylko wasze ciała, ale też myślenie. Pojawia się chociażby zainteresowanie pornografią, którą — zdaje się — rozprowadza wśród kolegów Watanabe, usunąwszy z niej cenzurę. A potrafi to robić, ponieważ dorastał w rodzinnym sklepie z elektroniką.
Może nie najlepiej dobrałam przykład, ale musicie wiedzieć, że taka faza buntu jest nieodzowną częścią pokwitania. Podobnie jak wasza nadwrażliwość na słowa i podatność na bodźce płynące z otoczenia, w obliczu których próbujecie odnaleźć siebie. Czy wiecie, co mam na myśli? Załóżmy, że któreś z was dostało mleko jako pierwsze i bardzo się z tego ucieszyło. Nie uważacie, że atmosfera byłaby inna bez tego wyczuwalnego lekkiego niezadowolenia? W prawdziwym świecie też nic nie jest stałe. Nasze postrzeganie rzeczy zależy od nastawienia. Chociaż wątpię, abyście traktowali moje słowa poważnie, jeśli wziąć pod uwagę, że zaczęliśmy tę rozmowę od mleka. Swoją drogą, to może właśnie dzięki niemu reszta nauczycieli tak zachwalała waszą dojrzałość i pozostałych pierwszoklasistów? Kto wie…
Ale koniec o nabiale. Chciałam wam oznajmić, że z końcem marca odchodzę z pracy*. Nie, nigdzie się nie przenoszę. Kończę swoją nauczycielską karierę. Jesteście moimi ostatnimi uczniami. Nigdy o was nie zapomnę. Widzę, że niektórych smuci ta wiadomość. Dziękuję. Zanim jednak wszyscy się pożegnamy, chciałabym wam opowiedzieć o powodach swojej decyzji. Tak, ma to związek z tym, co się stało…
•
— Kiedy zdecydowałam, że odejdę, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego w ogóle zostałam nauczycielką. Na pewno nie dlatego, że zainspirowana czyimś działaniem chciałam zmieniać ludzkie życie, bo ktoś kiedyś odmienił moje. Nic z tych rzeczy. Po prostu dorastałam w biedzie. Tylko z racji tego, że jestem kobietą, rodzice stale naciskali, żebym nie kontynuowała nauki, ale ja uwielbiałam się uczyć. Złożyłam więc wniosek o stypendium i prawie natychmiast otrzymałam pozytywną odpowiedź. Wydaje mi się, że przyczyniły się do tego nie tyle moje dobre stopnie, co nasza sytuacja finansowa, która okazała się chyba gorsza, niż sądziłam. Dostałam się na pobliską uczelnię państwową i zgłębiając tajniki mojej ukochanej chemii, zaczęłam dorabiać jako korepetytorka.
Niektórzy współczują dzieciom, które opuszczają posiłki i do późnych godzin wieczornych ślęczą nad podręcznikami razem z nauczycielem, żeby dostać się do lepszej szkoły, ale nie ja. Uważam, że to nie lada szczęście i przywilej mieć rodziców, którym zależy na swoich pociechach na tyle, by walczyć o ich przyszłość. Wróćmy jednak do mnie.
Na ostatnim roku studiów rozpoczęłam poszukiwanie pracy na pełny etat. Długo toczyła się we mnie wewnętrzna walka, którą ścieżką zawodową powinnam pójść, ale ostatecznie tryumf nad karierą naukową odniosła chęć posiadania stabilnej pracy. Nie ukrywam, że wpłynęły na to również warunki mojego stypendium, które mówiły jasno, że nie będę musiała go spłacać, jeśli zostanę nauczycielką. Bez dalszego zastanowienia zdobyłam przygotowanie pedagogiczne. Jak najbardziej macie prawo myśleć, że kierowały mną niskie pobudki, jednak zapewniam was, że zawsze wykonywałam swoją pracę z zaangażowaniem.
Wielu dorosłych oddaje się próżnowaniu w domowym zaciszu, usprawiedliwiając to brakiem powołania, ale prawda jest taka, że tylko garstka odnajduje swoje marzenie i jest w stanie je zrealizować. Skoro tak, to czy nie lepiej rozegrać najlepszą możliwą partię z kartami, które nam rozdano? W ten sposób, jak już znajdziemy to, co naprawdę chcemy robić, nie będziemy mogli sobie niczego zarzucić, nie uważacie?
Tak, mogłam uczyć również w szkole średniej, ale świadomie wybrałam gimnazjum. Można powiedzieć, że chciałam wam pomóc w walce z obowiązkiem szkolnym. W szkole średniej możecie robić, co tak naprawdę chcecie — zrezygnować z nauki, jeśli taka wasza wola. Z gimnazjum nie ma ucieczki.
Z początku byłam pełna nadziei, pasji i entuzjazmu. Tanaka, Ogawa, nie ma w tym nic śmiesznego. Zostałam nauczycielką w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym ósmym roku. Przez pierwsze trzy lata, które spędziłam w Gimnazjum M, bardziej uczyłam się zawodu, niż pracowałam, potem, po roku przerwy, trafiłam na cztery lata w te oto sielskie rejony, do naszego Gimnazjum S, co łącznie daje mi raptem siedem lat doświadczenia w pracy nauczycielki.
Tak, moi drodzy, mówię o tym samym Gimnazjum M, o którym ostatnio głośno jest w telewizji i gdzie pracował pan Masayoshi Sakuranomiya. Ale proszę o spokój. Nie sądziłam, że jego nazwisko odbije się wśród was tak szerokim echem. Tak, w gruncie rzeczy znam go osobiście, w końcu pracowaliśmy w tej samej placówce przez trzy lata. Był wtedy zapalonym nauczycielem, chociaż sądząc po waszej reakcji, w żadnym wypadku nie tak znanym jak teraz.
A cóż to, Maegawa? Nie słyszałeś o nim? Dobrze, przedstawię zatem jego historię, ale tylko pokrótce, bo nie ukrywam, że mało cieszy mnie ta dywagacja. Otóż pan Sakuranomiya jeszcze w gimnazjum stanął na czele gangu chuliganów, a w drugiej klasie liceum został wyrzucony ze szkoły za napaść na wychowawcę. I tak rozpoczęła się jego tułaczka po świecie. Nie od razu jednak zszedł ze złej ścieżki. Dopiero żyjąc wśród ludzi przyzwyczajonych do ulic spływających krwią i nieznających uczucia pełnego żołądka, zrozumiał błędy przeszłości i wrócił do kraju. Dokończył szkołę, zdał maturę, dostał się na prestiżową prywatną uczelnię i w końcu został nauczycielem języka angielskiego. Podobno wybrał nauczanie w gimnazjum, żeby ratować dzieci przed pójściem w jego ślady.
Kilka lat temu zaczął spędzać wieczory i noce, chodząc po mieście i zagadując wszystkich młodych ludzi wałęsających się bez celu po zmroku. Mawiał do każdego z osobna: „Dbaj o siebie. Nigdy nie jest za późno, by zacząć od nowa”, a jego słowa niosły się takim echem, że pan Sakuranomiya zaskarbił sobie przydomek „Pan Druga Szansa”. Opowieści o nim krążyły, aż zaczął występować w telewizji i nawet wydał książkę.
Ach! Mówili o tym ostatnio w reportażu? Wybaczcie, jeśli zanudzam tych z was, którzy go widzieli. Słucham, Abe? Zapomniałam o najważniejszym?
Faktycznie. Pod koniec zeszłego roku, kiedy kończył trzydzieści trzy lata, pan Sakuranomiya usłyszał diagnozę: zostało mu nie więcej niż kilka miesięcy życia. Mimo to zamiast użalać się nad własnym losem, postanowił do końca swoich dni nauczać, przez co zaczęto go nazywać wręcz misjonarzem. To miałeś na myśli, Abe?
Widzę, że niektórzy podziwiają pana Sakuranomiyę i uznają za wzór do naśladowania. Wobec tego życzyłabym sobie, żebyście inspirowali się tylko tą drugą połową jego życia.
Jestem świadoma, że w porównaniu z kimś takim mogę wypadać dość kiepsko jako nauczycielka, zwłaszcza w oczach jego wielbicieli, ale — jak już wspominałam — u początku kariery ja również wkładałam całe serce w swoją pracę. Kiedy tylko pojawiał się jakiś problem, przerywałam zajęcia i próbowałam go rozwiązać razem z całą klasą, a jeśli ktoś wychodził w trakcie lekcji, to rzucałam wszystko i wybiegałam za tą osobą.
Któregoś razu jednak dotarło do mnie, że nie jestem idealna. Ponieważ za bardzo angażuję się w życie uczniów i szukam rozwiązań dla wszystkich ich problemów, mogę w swojej próżności nie brać pod uwagę złożoności ich życia i narzucać im swoją własną wolę, a w konsekwencji wyrządzać krzywdę. Gdy mój roczny urlop dobiegał końca i miałam się przenieść tutaj, postanowiłam nie spoufalać się z uczniami i wszystkich traktować jednakowo. Żadne nowatorskie podejście — ale byli tacy, którzy to dostrzegli. Dostrzegli również, że są pełnoprawnymi jednostkami.
Prawie każdego dnia jesteście bombardowani informacjami o wykorzystywaniu nieletnich, przez co łatwo wam ubzdurać sobie, że wy też padacie ofiarą dorosłych. Prawda jest taka, że większość z was dorasta pod czułym okiem dorosłych, którzy chuchają i dmuchają na was, błagając wręcz, byście się dobrze uczyli i zdrowo odżywiali. Tylko że w ten sposób tracą w waszych oczach, a wy zaczynacie sobie na zbyt dużo pozwalać.
Wielu nauczycieli uważa, że uczniowie, przypisując któremuś z nich przydomek i zwracając się do niego poufale, okazują mu sympatię. Podobny pogląd zresztą zdają się utrwalać producenci seriali i filmów. Pewnie znacie ten schemat, prawda? Wydarza się coś niespodziewanego, dzięki czemu entuzjastyczny nauczyciel nawiązuje nić porozumienia z problematycznymi uczniami, a później, nie zważając na trwające zajęcia, ochoczo dzieli się osobistymi doświadczeniami i doradza swoim trudnym podopiecznym, jak mają sobie radzić z własnymi emocjami. Tyle że większość przychodzi do szkoły się uczyć, a nie filozofować, więc co odważniejsi uczniowie, którym zależy na nauce, próbują przerwać te dywagacje, niestety na próżno, bo prawienie morałów trwa dalej. Na domiar złego muszą jeszcze przepraszać chuliganów, że próbowali wrócić do zajęć lekcyjnych.
W fikcyjnym świecie na taki scenariusz można przymknąć oko, ale w prawdziwym życiu? Jak wy byście się czuli, gdyby z egoistycznych pobudek zajęcia przerywał ktoś, kto zamiast ponieść konsekwencje swojego ciągnącego się, nieodpowiedzialnego zachowania, niezasłużenie otrzymuje drugą szansę od życia, podczas gdy wy harujecie w pocie czoła, żeby trzymać pion i przypadkiem nie zejść na złą ścieżkę?
Zapewne nie najlepiej, do czego zresztą mielibyście prawo, bo ktoś ciężko pracujący na siebie i swoją przyszłość zawsze stoi ponad tymi, którzy tego nie robią. Niestety płaci za to cenę: nie znajduje się w centrum wydarzeń, więc w filmach to nie on gra główne role, a w szkole nie stoi na świeczniku. Nie uważacie, że urabiając sobie ręce po łokcie w pogoni za lepszym jutrem, można w końcu zacząć podawać w wątpliwość słuszność swoich decyzji?
•
— W przypadku kontaktów nauczycieli z uczniami często mówi się o budowaniu i utrzymywaniu relacji opartych na zaufaniu. Niedługo po tym, jak wśród młodzieży rozpowszechniły się telefony komórkowe, zaczęłam otrzymywać wiadomości o treści „Chcę umrzeć” albo „Nie wiem, po co żyć” — głównie między drugą a trzecią nad ranem. Zastanawiałam się, czy je ignorować, zważywszy na dość nietypową porę ich wysyłania, ale ze względu na profesję nie mogłam sobie na to pozwolić.
Nie wszystkie były szczere. Pewnego młodego nauczyciela uczennica poprosiła w wiadomości o przyjście pod hotel na godziny, twierdząc, że jej przyjaciółka ma poważne kłopoty i potrzebuje pomocy. Ów nauczyciel ruszył bez namysłu, a kiedy dotarł do wskazanego przybytku, ktoś z ukrycia zrobił mu zdjęcie. Może powinien bardziej mieć się na baczności, zważywszy na czas i miejsce? Następnego dnia w szkole zawrzało, przyjechali rodzice i grozili, że wytoczą nauczycielowi proces. My, jego koledzy z pracy, od razu wiedzieliśmy, że to on był tutaj ofiarą. Tak naprawdę urodził się w ciele mężczyzny, choć w środku czuł się kobietą. Mówiliśmy mu, że nie musi publicznie ogłaszać swojej prawdziwej tożsamości płciowej tylko po to, żeby się oczyścić z zarzutów, ale nie potrafił puścić w niepamięć tej rzekomej plamy na nauczycielskim honorze, więc całą prawdę o sobie wyznał zarówno uczniom, jak i ich rodzicom.
A wiecie, od czego to wszystko się zaczęło? Od zwrócenia uwagi uczennicy, żeby nie rozmawiała na lekcji. Wściekła się, że ją poproszono o ciszę. Czy została jakkolwiek ukarana za to, co zrobiła? Nie, w żadnym wypadku. Jej rodzice szli w zaparte, nie przyjmując do wiadomości, że ich córka mogła dopuścić się takiego czynu. Obwiniali szkołę. Rzekomo homoseksualiści i samotne matki, które opiekują się ich nadal niestabilnymi emocjonalnie pociechami, dają im kiepskie wzorce. I ostatecznie to rodzice wygrali. Chociaż nie wiem, czy jako członkini grona pedagogicznego powinnam rozpatrywać całe to zajście w kategoriach wygranej lub przegranej. Dodam, że nie, nauczyciela, a raczej nauczycielki, o której mówiłam, nie ma już z nami. Przeniosła się w zeszłym roku i obecnie pracuje w żeńskim gimnazjum.
Wiem, że takie rzeczy nie są na porządku dziennym, ale gdyby tamtym nauczycielem był ktoś inny — rzeczywiście mężczyzna — jeszcze trudniej byłoby mu udowodnić swoją niewinność. Po namyśle zdecydowaliśmy więc, że będzie lepiej, jeśli problemami chłopców będą się zajmowali nauczyciele płci męskiej, a do dziewcząt kierowane będą kobiety. W związku z tym jeśli dojdą mnie słuchy, że któryś z was, chłopcy, ma jakiś kłopot i potrzebuje rozmowy na osobności, to kontaktuję się z panem Tokurą z klasy A i przekazuję mu sprawę — on robi to samo, jeśli któraś uczennica z jego klasy potrzebuje pomocy.
Cóż to za zdziwione miny? Nie zauważyliście, że się wymieniamy? W gruncie rzeczy to możliwe, jeśli wziąć pod uwagę, że nigdy nie podaliśmy tego do publicznej wiadomości.
Hasegawa, czy stało się coś na WF-ie? Zastanawiacie się, czy warto w ogóle mówić mi cokolwiek, skoro i tak zamiast mnie przyjdzie pan Tokura, nawet jeśli sprawa będzie bardzo poważna? Wybaczcie, że to mówię, ale w mojej ocenie wasze sprawy naprawdę rzadko są poważne. Może kilka razy w roku? Oczywiście istnieje szansa, że osoba wysyłająca mi dramatyczną wiadomość rzeczywiście czuje się porzucona, samotna i nie widzi sensu dalszej egzystencji. Nie wykluczam tego, ale apeluję, pomyślcie, co może w tej chwili robić osoba, do której piszecie — to elementarna grzeczność.
Chociaż wątpię, aby uczniowi, któremu po głowie chodzą prawdziwie tragiczne myśli, przyszło do głowy wypisywanie do nauczycieli.
•
— To, że pracuję jako nauczycielka, nie znaczy, że liczą się dla mnie jedynie uczniowie. W moim życiu było coś ważniejszego: moja czteroletnia córka Manami. Jak zapewne wiecie, byłam samotną matką, ale nie planowałam tego. Pierwotnie miałam wyjść za ojca mojego dziecka. Posiadał cechy, których mnie brakowało. Niezwykle wysoko go ceniłam. O ciąży dowiedziałam się tuż przed ślubem, więc żartowaliśmy sobie, że na kobiercu stanę brzuchata. Cieszyło nas podwójne nowe życie: zarówno to, które mieliśmy wspólnie zacząć, jak i to, które poczęliśmy.
Przy okazji moich badań ciążowych partner również postanowił się przebadać. Decyzja była spontaniczna, niczego konkretnego nie szukał, ale niestety znalazł: groźnego wirusa, przez którego zrezygnowaliśmy ze ślubu. Tak, Isaka, masz prawo mu współczuć, bez obaw. Zapewne wiele par w naszej sytuacji nadal by się pobrało i próbowało wspólnie przezwyciężyć chorobę. Ciekawi mnie, co wy byście zrobili, gdyby się okazało, że wasz partner jest zakażony HIV?
Dla przypomnienia: jest to wirus wywołujący zespół nabytego niedoboru odporności, popularnie zwany AIDS. Chociaż po co ja wam to mówię? W ramach zadania domowego w czasie letnich wakacji mieliście przeczytać jakąś książkę i napisać na jej temat wypracowanie. Większość z was wybrała ten sam tytuł i wychwalała go pod niebiosa, więc ja także postanowiłam po niego sięgnąć. Książka opowiadała o sprzedającej swoje ciało młodej kobiecie, która zaraziła się HIV, a później zachorowała i choroba pozbawiła ją życia, pamiętacie?
Uważacie, że ta historia wcale nie jest taka płytka? Skoro tak was poruszyła, to dlaczego wzdrygacie się, mając przed sobą osobę, która współżyła z zakażonym? Spokojnie, Hamasaki, nie musisz wstrzymywać oddechu tylko dlatego, że siedzisz najbliżej mnie. HIV nie przenosi się drogą kropelkową. Może i zachowuję się, jakbym nie chciała, żebyście się do mnie zbliżali, ale nic wam nie grozi. Wirusem HIV nie można zarazić drugiej osoby, podając jej dłoń, kichając, wchodząc do tej samej wody ani korzystając z tych samych sztućców. Nie zakazi was głaskanie mojego zwierzaka ani ukąszenie przez tego samego komara. Nawet pocałunek to za mało. Możecie spokojnie żyć w towarzystwie nosiciela, przebywać z nim w jednym pomieszczeniu i spędzać razem czas. O tym wszystkim już nie napisali w waszej książce, mam rację?
Ach! Zapomniałam powiedzieć: nie jestem zarażona. Widzę po waszych twarzach, że mi nie wierzycie. Faktem jest, że HIV najczęściej przenosi się przez kontakty seksualne, ale samo odbycie stosunku nie gwarantuje zarażenia. Przebadano mnie w trakcie ciąży i uzyskałam wynik negatywny. Mnie samej też trudno było w to uwierzyć, dlatego później poddałam się kolejnemu testowi — z tym samym rezultatem. Dopiero gdy nieco zgłębiłam temat i poznałam rzeczywiste ryzyko zakażenia, uwierzyłam, że faktycznie mogę być zdrowa. Jak już jednak ustaliliśmy, jesteście zbyt podatni na czynniki zewnętrzne i łatwowierni, w związku z czym nie oczekujcie, że podam wam konkretne liczby. Jeśli kogoś to naprawdę ciekawi, niech poszuka szacunków na własną rękę.
Mój partner zaraził się HIV za granicą, prowadząc rozwiązły tryb życia. Nie potrafiłam ot tak o tym zapomnieć. Nawet kiedy wiedziałam już, że sama jestem zdrowa, szok, który przeżyłam, wcale nie zelżał. Nie spałam po nocach, martwiąc się, że dziecko, które we mnie rośnie, również może być chore. Głębokie uznanie, które miałam dla partnera, zanikło, a w jego miejsce pojawił się wstręt. Przepraszał niezliczoną ilość razy, błagając, abym donosiła ciążę. Niepotrzebnie, bo i tak bym jej nie przerwała. Uważam bowiem, że aborcja to morderstwo.
Mój partner, dowiedziawszy się o swoim zakażeniu, nie załamał się ani nie zaczął się użalać nad swoim losem. Wiedział, że sam go sobie zgotował. Nie śmiał porównywać się z chorymi na przykład na hemofilię, którzy nie mają żadnego wpływu na swój stan. Wydaje mi się jednak, że w głębi duszy bardzo ubolewał nad tym, co zrobił. Dlatego mimo wszystko zaproponowałam mu, byśmy się pobrali. Byłam przekonana, że wspólnymi siłami, świadomi swojej sytuacji, damy radę żyć bez większych problemów. Chciałam również, żeby dziecko miało ojca, kiedy już przyjdzie na świat. Ale mój partner był nieugięty, wręcz uparty jak osioł, i stanowczo odmówił — jak na ironię z tego samego powodu, dla którego ja nadal chciałam, byśmy się pobrali: ze względu na dobro dziecka.
Niestety ludzie często wykazują niemałe uprzedzenie względem zakażonych HIV; patrzą na nich jak na nieludzi czy nawet wstrzymują w ich towarzystwie oddech, tak jak zrobiła to część z was chwilę temu. Dziecko może być zdrowe i grzeczne, jednak sam fakt, że jego rodzic ma HIV, wystarcza, żeby inni uczniowie, a nawet jego nauczyciele poddawali to dziecko ostracyzmowi. Nawet jeśli znajdzie kolegów chętnych do wspólnych zabaw, ich rodzice mogą być temu przeciwni. Oczywiście brak ojca to również dobry pretekst do patrzenia na drugiego człowieka z wyższością, ale półsierotę łatwiej zaakceptować niż fakt, że jedno z rodziców jest zakażone HIV. Postanowiliśmy zatem wspólnie z partnerem, że odwołamy ślub i będę wychowywała Manami sama.
Po porodzie okazało się, że moja córka również nie jest nosicielką. Nie macie nawet pojęcia, jaki kamień spadł mi z serca. Poprzysięgłam sobie, że wychowam ją w wielkiej miłości i zrobię absolutnie wszystko, byle ją ochronić. Gdyby ktoś mnie zapytał, kto jest dla mnie ważniejszy: uczniowie czy córka, bez najmniejszego zawahania odpowiedziałabym, że moje dziecko.
Manami tylko raz zapytała o swojego tatę. Odparłam, że niestety nie może się z nią spotkać, bo bardzo, bardzo ciężko pracuje. Nie skłamałam. Mój partner sam porzucił rolę ojca. Zamiast ją pełnić, poświęcił się pracy w pocie czoła, rzucając pozostałą część swojego życia na szalę dla dobra Manami. Tyle że jej już z nami nie ma.
•
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
°
* Japoński rok szkolny rozpoczyna się w kwietniu, a kończy w marcu i podzielony jest na trymestry (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).
Kanae Minato — japońska pisarka urodzona w 1973 roku. Od dzieciństwa zaczytywała się powieściami Ranpo Edogawy oraz Agathy Christie. Jest autorką licznych kryminałów, których akcja toczy się w bliskiej czytelnikom scenerii — w domach, w szkołach — a ich popularność przyniosła jej tytuł królowej iyamisu (eww-mysteries), gatunku, łączącego kryminał, thriller i powieść psychologiczną. Za Wyznania otrzymała w 2009 roku nagrodę Hon’ya Taisho (Bookseller’s Award). W 2015 roku otrzymała amerykańską nagrodę Alex Award przyznawaną pisarzom, których proza szczególnie chętnie wybierana jest przez nastoletnich czytelników. Większość utworów Minato doczekała się ekranizacji — Wyznania w 2010 roku brawurowo przeniósł na ekrany Tetsuya Nakashima.
Patryk Skorupa — urodzony w Gorzowie Wielkopolskim. Miłośnik animacji. Tłumaczy mangi i literaturę.
TYTUŁ ORYGINAŁU
告白 Kokuhaku
© Kanae Minato, 2008
First published in Japan in 2008 by Futabasha Publishers Ltd., Tokyo Polish translation rights arranged with Futabasha Publishers Ltd. through Emily Books Agency LTD, Taiwan and Book/lab Literary Agency, Poland
TŁUMACZENIE
© Copyright for the Polish translation by Patryk Skorupa, 2024
REDAKCJA
Anna Smutkiewicz / Pracownia korektorska
Anna Wołcyrz / Tajfuny
KOREKTA
Karolina Bednarz / Tajfuny
PROJEKT GRAFICZNY SERII
Masaomi Fujita / tegusu Inc.
PROJEKT TYPOGRAFICZNY BLOKU
to/studio
ILUSTRACJA NA OKŁADCE
© Copyright by Shuku Nishi, 2022
OPRACOWANIE GRAFICZNE OKŁADKI
Karolina Korbut
TAJFUNY
ul. Chmielna 12
00-020 Warszawa
tajfuny.pl / [email protected]
ISBN
978-83-67034-30-2
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek