Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 412
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tę książkę dedykuję Czarodziejkom. Taka przyjaźń trafia się tylko raz, dziękuję,
– Dobrze, panowie! Myślę, że każdy z was już wie, co ma robić. Mogę więc pójść do domu i przygotować pyszną kolację dla mojego faceta – mówię, zbierając swoje rzeczy z biurka.
– Czułem, że ktoś cię w końcu usidli, ale nie spodziewałem się, że staniesz się kurą domową – śmieje się Antek.
Antek jest moim współpracownikiem od roku i bardzo dobrze wykonuje swoją robotę. Bardzo go lubię i dotychczas ceniłam sobie jego szczerość oraz poczucie humoru.
– Jaką, kurwa, kurą domową? – zadaję pytanie, już nieco wkurzona.
Jestem pewną siebie kobietą, a nie jakąś tam kurą domową! Wkurwiają mnie! Nie gotowałam – źle. Teraz gotuję – też źle. A podobno to kobietom ciężko dogodzić! Pff…
– Oj, nie denerwuj się, szefowo! Ale ostatnio stałaś się taka potulna… – Rafał natychmiast przyłącza się do rozmowy.
– Jak mówisz „kurwa”, to już nawet ja się nie boję – dodaje ze śmiechem Antek.
Rzeczywiście, Antek, kiedy zaczął pracę w firmie i usłyszał to słowo z moich ust, stawał na baczność i czekał na to, co miało nastąpić. Czyli generalnie nic, bo ja często używam tego przekleństwa i żadne inne czyny za tym nie idą.
– A jak ci zajebię, to będziesz się bał? – pytam.
– Nieee – śmieje się.
– Do roboty, panowie, do roboty!
Wychodzę z biura i pędzę na zakupy. Stefan na dzisiaj zażyczył sobie coś specjalnego. Nie wiem, czy uda mi się to przyrządzić, ale spróbuję. Kupiłam nawet ostatnio kuchenne cudeńko, które bardzo pomaga w gotowaniu. Urządzenie dla kulinarnych beztalenci, dokładnie takich jak ja. Wszystko napisane krok po kroku, więc marne szanse, żeby coś zjebać. Chociaż ja jestem wybitna, bo mnie się to udało. Wystarczy wsypać więcej soli, niż jest w przepisie, i już. Można też coś pominąć i wtedy też jest klapa. Podczas zakupów zastanawiam się nad tym, co powiedzieli Antek i Rafał. Rzeczywiście, ostatnio więcej czasu spędzam w domu, nauczyłam się gotować i ogólnie jakoś tak złagodniałam. Może związek ze Stefanem tak na mnie wpłynął? Polubiłam nawet to całe gotowanie, zwłaszcza kiedy wyjdzie dobrze i innym smakuje. Wkurza mnie tylko codzienne przygotowywanie obiadków. Od czasu do czasu, dla przyjemności, czemu nie? Ale codzienne stanie przy garach trochę mnie już męczy. Wolałabym chociaż raz na jakiś czas wyjść do restauracji albo żeby ktoś ugotował coś pysznego dla mnie. Widocznie związek wymaga poświęceń, nie ma się co zastanawiać, tylko trzeba brać się do roboty, bo obiad sam się nie ugotuje. Matko! Faktycznie mówię jak kura domowa.
Chętnie odwiedziłabym moją przyjaciółkę Leksi, jednak niestety ostatnio się nie wyrabiam. Nigdy nie spędzałam tyle czasu w swoim mieszkaniu. Koniecznie muszę się z nią umówić na śniadanie w tym tygodniu. Wiem, że ostatnio zaniedbuję Leksi, i jest mi strasznie przykro z tego powodu. Ona jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Jesteśmy razem od zawsze – jako dzieci w piaskownicy, jako nastolatki na pierwszych imprezach i jako dorosłe kobiety we wszystkich trudnych momentach naszego życia. Od jakiegoś czasu jest w szczęśliwym związku z Marcelem, którego wręcz uwielbiam. To wspaniały facet, a co najważniejsze – Leksi jest z nim szczęśliwa. Moja przybrana siostra nie miała łatwo w życiu, sporo przeszła, jednak teraz w końcu wszystko układa się pomyślnie. Zasługuje na szczęście jak nikt inny. Jest jeszcze Hubert, mój przybrany brat, którego też nie widziałam już zbyt długo. Mieszkaliśmy we trójkę z Leksi praktycznie całe życie i jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo. Obecnie również jesteśmy sąsiadami. Matko! Ależ ja za nimi tęsknię! Kiedy sobie to uświadamiam, decyduję, że mimo wszystko wejdę do Leksi chociaż na pięć minut.
– No proszę! Kogo moje oczy widzą? – mówi moja przyjaciółka, otworzywszy drzwi.
– Chujowa ze mnie siostra, co? – pytam ze skruchą, bo wiem, że nawaliłam.
– Nie wiem, co się ostatnio dzieje, ale brakuje mi ciebie – mówi Leksi i mocno mnie przytula.
– A mnie ciebie. Huberta też już długo nie widziałam. Powinniśmy się spotkać – stwierdzam.
– I to szybko, bo wczoraj chciał do ciebie pójść i powiedzieć, co myśli – zauważa smutno Leksi.
– Wiem… Przepraszam, ale Stefan zupełnie zawładnął moim czasem – mówię, lekko się uśmiechając.
Taka jest prawda. Od kiedy zaczęłam się z nim spotykać, nie mam czasu na nic innego. Nawet ostatnio nie pojechałam do rodziców razem z Hubertem, Leksi i jej facetem. We trójkę znamy się od dziecka, nasi rodzice się przyjaźnią i dodatkowo mieszkają blisko siebie na przepięknej kaszubskiej wsi. Często ich razem odwiedzamy, ale ja ostatnio nie mogłam się tam wybrać. Stefan chciał spędzić ze mną jak najwięcej czasu, a ja nie miałam serca mu odmówić. Co prawda dwa razy zdarzyło się, że musiał wyjechać na tydzień, ale wtedy akurat miałam urwanie głowy w pracy, a moja przyjaciółka wyjechała w owym czasie na romantyczny urlop ze swoim mężczyzną.
– Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego nie możemy się spotkać w piątkę? Przecież to bardzo rozsądne. Też chcielibyśmy go poznać, wiesz o tym doskonale – zaczyna Leksi.
– Wiem, wiem… Stefan uważa, że powinniśmy teraz spędzać czas tylko ze sobą, żeby bliżej się poznać – wyznaję.
– Wiesz, że jestem ostatnią osobą, która mogłaby prawić kazania, prawda? – pyta delikatnie moja przybrana siostra.
– Oczywiście, że wiem! – odpowiadam natychmiast.
– Spotykacie się już ponad trzy miesiące. Chyba zdążyliście się już nieco poznać?!
– Tak, ale…
Przyjaciółka nie daje mi dokończyć:
– Żadnego „ale”. W piątek o osiemnastej zapraszam was na kolację i bez dyskusji – mówi stanowczym tonem, który świadczy o tym, że nie przyjmie odmowy.
– Dobrze, przyjdziemy – zgadzam się z szerokim uśmiechem.
Najwyższa pora, żeby Stefan poznał bliżej moich przyjaciół. Faktycznie, spotkaliśmy się jakiś czas temu w niezbyt miłych okolicznościach. Może to właśnie dlatego bałam się kontaktu moich przyjaciół ze Stefanem. Obawiam się, że nie podoba im się nasz związek. Pół roku temu miałam wypadek samochodowy, który spowodował pijany kierowca. Tak się składa, że tym kierowcą był właśnie Stefan. Sama nie wiem, jak to się stało, że zostaliśmy parą. Miałam złamaną rękę i konieczna była operacja. Byłam też nieźle poobijana i megawkurwiona, gdyż jestem zagorzałą przeciwniczką prowadzenia pod wpływem alkoholu. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego nie zabiłam go tam, na miejscu.
Kiedy już nieco doszłam do siebie po wypadku, do mojego biura przyszedł Stefan. Chciał mnie przeprosić i wszystko wyjaśnić, ale dosłownie wyjebałam go za drzwi. Przez kolejne dni dostawałam od niego kwiaty z przeprosinami, aż w końcu zjawił się ponownie.
– Proszę, chcę cię przeprosić – mówił błagalnym tonem.
– Masz piętnaście minut i ani sekundy więcej! – zakomunikowałam i pomaszerowałam do pobliskiej kawiarni.
Zamówiłam moją ulubioną kawę i bez słowa usiadłam przy stoliku w głębi lokalu.
– Słucham – powiedziałam tylko.
– Wiem, że masz o mnie jak najgorsze zdanie, bo zrobiłem coś tak strasznego – zaczął.
– Złe zdanie? Kurwa! Człowieku! Ja mogłam zginąć, bo ty sobie postanowiłeś wsiadać za kółko, kiedy byłeś pijany jak świnia! – odparłam nieco podniesionym głosem.
– Wiem, będę za to przepraszał do końca życia – potwierdził smutno.
– Daruj sobie, człowieku. Mam tylko nadzieję, że więcej czegoś takiego nie zrobisz – stwierdziłam.
– Moja mama zmarła na moich oczach, kilka tygodni temu. Nie umiałem sobie z tym poradzić, coraz częściej zaglądałem do kieliszka. Tamtego dnia upiłem się w barze, a potem popełniłem największy błąd w moim życiu i wsiadłem za kółko – wyznał ze łzami w oczach.
W tym momencie coś we mnie pękło i chyba właśnie wtedy dałam mu szansę. Piętnaście minut zmieniło się w godzinę. A potem jakoś poszło. Najpierw zrobiło mi się go żal, bo jego przeżycia były bardzo smutne. Mogłabym zabić człowieka, który spowodował ten wypadek i mnie tak urządził. Jednak kiedy poznałam jego historię, zupełnie inaczej na niego spojrzałam. Może to trochę naiwne z mojej strony, ale nic na to nie poradzę. Pierwszy raz spojrzałam na niego jak na mężczyznę, zwracając uwagę na to, jak wygląda.
Był bardzo przystojny, miał jakieś sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, piękne ciemne oczy i blond włosy, które sprawiały wrażenie, jakby ktoś je przed chwilą potargał. Wyglądał na trochę starszego ode mnie, ale różnica wieku mi nie przeszkadza. Na pierwszy rzut oka nie kojarzył się z uciekinierem z siłowni, co nie znaczy, że był jakimś chuderlakiem bez mięśni. Bardzo mi się spodobał. Do tego stopnia, że myślałam o nim przez następne dni. Pociągał mnie fizycznie, ale też dobrze nam się rozmawiało. Postanowiłam, że jak zaprosi mnie na kawę, to chętnie się zgodzę.
Nie wspominałam o nim moim przyjaciołom, bo wiedziałam, że nie spodoba im się to, że postanowiłam go bliżej poznać. Ale Hubert zobaczył nas razem i napomknął mi o tym, więc ostatecznie byłam zmuszona im wszystko wyjaśnić. Widziałam po ich minach, że nie są zadowoleni z tego, co usłyszeli, ale nic nie mówili, tylko dali nam czas. Niestety, dotąd nie mieli okazji poznać Stefana. Może trochę go przed nimi ukrywałam, bo bałam się, że będą go krytykować? Obawiam się, że tak właśnie było. Ale teraz pora to zmienić.
Wchodzę do mojego ukochanego mieszkania i biorę się za szybkie porządki. Bałaganu nie mam, ale do perfekcji sporo brakuje. Jestem zdania, że dom jest do mieszkania, nie do zwiedzania. Gdzieś czytałam, że w domu ma być na tyle czysto, aby być zdrowym, ale też na tyle brudno, aby być szczęśliwym.
– Cześć, Andrzej! – wołam, wchodząc do salonu.
Odpowiada mi jak zwykle cisza, jednak nie ukrywam, że nieźle bym się zdziwiła, gdyby Andrzej odpowiedział. Podchodzę bliżej i witam się z moim pupilem.
– Cześć, maleńki! Zobacz, co dla ciebie kupiłam – mówię i wyciągam przepyszne krewetki.
Jego pyszczek już się otwiera i czeka na coś dobrego. Zawsze, kiedy tylko pojawiam się na horyzoncie, ten uroczy gad wychodzi na podest i szeroko otwiera buzię. Nikt mi nie powie, że żółwie nie są inteligentne. A jakie szybkie! Kiedyś zmieniałam mu wodę i zostawiłam go na podłodze, to tak zapierdalał, że miałam problem go złapać. Ten żółw to prezent urodzinowy od moich rodziców. Zawsze, ale to zawsze, chciałam mieć zwierzątko, a pech chciał, że mama ma alergię na sierść, przez co bardzo cierpiałam. Na moje jedenaste urodziny rodzice postanowili kupić mi tego oto uroczego gada, któremu nadałam imię Andrzej. Początkowo się go bałam i wszystkie czynności wykonywałam w taki sposób, żeby tylko go nie dotykać. Ale teraz jest między nami chemia. Kiedy przychodzę do domu, Andrzejek wita się ze mną. No, może nie tyle wita, ile czeka na coś smacznego do zjedzenia, ale ja szczerze wierzę, że to powitanie w jego stylu.
Ogarniam szybko mój mały chlewik… Może nie do końca taki mały. Mieszkanie jest idealne, a ten, kto je projektował, dokładnie widział, co robi. Drzwi wejściowe prowadzą do niewielkiego korytarza, z którego wchodzi się do sporych rozmiarów salonu. Salon jest przestronny, po lewej stronie mam idealnie rozplanowaną kuchnię, w której ostatnio spędzam dużo czasu. Dotychczas używałam w niej tylko jednego sprzętu – ekspresu do kawy, bo jestem od niej uzależniona. Cofnijmy się jednak do korytarza. Idąc w prawo, trafimy do kolejnych pomieszczeń. Pierwsze drzwi po prawej są do łazienki, drugie do pokoju, który pełni funkcję mojego domowego biura. Ostatnie drzwi znajdują się na wprost i prowadzą do sypialni z piękną garderobą. Lubię modę, ale bez przesady. Nie potrzebuję markowych szmatek od znanych projektantów, tylko ubrań ładnych i wygodnych. Z tego też powodu częściej niż centrum handlowe czy galerie wybieram lumpeksy, w których można znaleźć naprawdę niesamowite rzeczy. A jakie ceny! Tak więc moja garderoba nie świeci pustkami. Ogarniam w niej szybko, układając na półkach to, co trzeba, pozostałe rzeczy lądują w koszu na pranie. Cholera! Chyba ktoś mi je podrzuca. Daję słowo, że najdalej dwa dni temu byłam z praniem na zero, a teraz znowu pełny kosz! Perfekcyjną panią domu to ja nie jestem. Chujową, tak, do tej mi zdecydowanie bliżej.
Wracam czym prędzej do kuchni, żeby zdążyć przygotować kolację, zanim przyjdzie Stefan. Obawiam się, że już jestem spóźniona, ale co tam. W ostatnich tygodniach poczyniłam wielkie postępy w zakresie umiejętności kulinarnych. Sama jestem w szoku, ale zawdzięczam to głównie Stefanowi. Nalegał, żebym ugotowała coś dla niego, a ja chciałam sprawić mu przyjemność i jakoś poszło. Doszłam do wniosku, że dotychczas nie gotowałam, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam dla kogo, a skoro teraz mam, to najwyższy czas się nauczyć. I tak oto przygotowuję dzisiaj pierś z kaczki. Skoro dzieci w MasterChefie to potrafią, to i ja dam radę. Tutaj doprawić, tam naciąć i na patelnię. Podczas mojej przygody z gotowaniem już chyba milion razy dziękowałam temu, kto wynalazł Internet. I Thermomix.
Kiedy mięso ląduje w piekarniku, a dodatki są już przygotowane, pojawia się Stefan.
– Cześć, moja piękna – mówi i całuje mnie delikatnie.
– Hej, przystojniaku – witam się.
– Co tak pięknie pachnie?
– Kaczka za chwilę będzie gotowa.
– O! A już po dziewiętnastej. – Stefan zerka na zegarek.
– Tak, wiem, przepraszam, ale po pracy poszłam na chwilę do Leksi. Dawno się z nią nie widziałam – tłumaczę się smutnym głosem.
– No tak – mówi Stefan, a ja nie potrafię nic wyczytać z wyrazu jego twarzy.
– Winka? – pytam, żeby go nieco rozluźnić i poinformować o tym, że w piątek idziemy na kolację do Leksi.
– Poproszę.
Idę do lodówki po wino i nalewam nam do kieliszków. Kaczka zaraz będzie gotowa, więc przygotowuję nakrycia i w końcu możemy siadać do kolacji. Kiedyś zapaliłam nawet świeczki, ale Stefan ich nie lubi, tak więc mamy romantyczną kolację bez świec. Jest miło i przyjemnie, oboje opowiadamy o tym, co działo się u nas w pracy i jak minął nam dzień. W sumie to głównie ja mówię, bo Stefan jest raczej małomównym człowiekiem.
– Leksi zaprosiła nas na kolację w piątek – informuję w końcu.
Oczy Stefana robią się wielkie i mam wrażenie, że nie podoba mu się ten pomysł, więc zaczynam go przekonywać:
– Stefan! Oni chcieliby cię poznać. Spotykamy się już tyle czasu, a ty jeszcze ich nie znasz. To najbliższe mi osoby…
– Myślałem, że ja jestem taką osobą – mówi smutno.
– Przyjaźnię się z nimi całe życie, są moją rodziną i chciałabym, żebyś ich w końcu poznał.
Stefan przez dłuższą chwilę tylko na mnie patrzy, jakby analizował to, co powiedziałam. Po chwili zaczyna:
– Boję się, że mnie nie zaakceptują. Poznaliśmy się w niezbyt miłych okolicznościach, doskonale o tym wiesz.
– Jeśli ja potrafiłam ci wybaczyć, to myślę, że oni też będą umieli. W końcu zależy im na tym, abym była szczęśliwa.
– W takim razie mamy plany na piątek – stwierdza po chwili namysłu Stefan.
Długo się zastanawiałam, dlaczego nie spotykamy się z moimi przyjaciółmi ani nigdzie razem nie wychodzimy. Sądziłam, że faktycznie Stefan chce mnie bliżej poznać i spędzać czas tylko we dwoje. Po prostu cieszyć się sobą i tak dalej. W końcu nie mam zbyt dużego doświadczenia, jeśli chodzi o miłość i związki. Zupełnie się, kurwa, nie spodziewałam, że on się boi opinii moich przyjaciół. Kiedy wydarzył się wypadek i dowiedziałam się, że spowodował go pijany kierowca, miałam ochotę go zabić. Od zawsze byłam przeciwniczką jazdy pod wpływem alkoholu, jednak kiedy zaczął mi o sobie opowiadać, zmieniłam zdanie. Wiem! Głupie! Ale nic nie mogę na to poradzić, że zupełnie zawrócił mi w głowie. Leksi zawsze powtarzała, że jestem taka twarda i niezależna i czekam na kogoś, kto będzie potrafił poskromić we mnie smoczycę czy jakoś tak. Przy nim stałam się całkiem inną – miękką – kobietą. I zaspokojoną, bo seks ze Stefanem jest wspaniały.
– Dziękuję – mówię tylko to jedno słowo, ale w środku cieszę się jak mała dziewczynka.
W moim życiu ostatnio dużo się zmieniło. Zawsze sporo się w nim działo, jednak tym razem zaszły zmiany zupełnie niespodziewane. Jestem w połowie Polakiem, a w połowie Szwedem. Moja mama, Anna, pochodzi z Gdańska, natomiast tata, Larry, z Göteborga. Połowę mojego dotychczasowego życia mieszkałem w Polsce, dlatego tak dobrze znam ten język. Moi dziadkowie prowadzili pensjonat w Szwecji i kiedy zmarł dziadek, rodzice dostali spadek, którym musieli się zająć, więc wyjechaliśmy tam na stałe. Miałem wtedy piętnaście lat i swoje dorosłe życie zacząłem układać w Szwecji. Skończyłem studia, poznałem żonę, rozpocząłem pracę. Wszystko odbyło się tak, jak powinno – bez jakichś większych komplikacji czy niespodzianek. Żyłem spokojnie w przekonaniu, że tak będzie już zawsze.
Niestety, życie postanowiło mnie zaskoczyć. Moje małżeństwo, które wydawało się idealne, całkowicie się rozpadło. Musiałem się do tego wszystkiego zdystansować, dlatego poprosiłem o przeniesienie do naszego oddziału w Polsce. Miałem świadomość, że będę tam skazany na rządy kobiety, jednak nie miałem wyjścia. Rozstałem się z żoną, która jeszcze rok temu była dla mnie całym światem. Sara stwierdziła, że nie zamierza zakładać rodziny. Ponadto uznała, że musi zrobić karierę zawodową, a dziecko będzie jej w tym przeszkadzało. Pracuje w korporacji jako… hmm… pracoholiczka, ale systematycznie wspina się po szczeblach kariery. W ostatnich miesiącach stała się zupełnie inną kobietą. Zaczęło się między nami psuć już jakiś czas temu, ale przecież które małżeństwo się nie kłóci? Zgodnie uznaliśmy, że na założenie rodziny dajemy sobie kilka lat. Oboje byliśmy młodzi, kiedy podjęliśmy decyzję o ślubie. Ja miałem dwadzieścia pięć lat, a moja żona dwadzieścia trzy. Znaliśmy się praktycznie od zawsze, więc małżeństwo wydawało nam się wtedy najlepszym rozwiązaniem. Nigdy tej decyzji nie żałowaliśmy, aż do teraz. Z racji tego, że oboje byliśmy młodzi, nie planowaliśmy dziecka przez najbliższe pięć lat po ślubie. Chcieliśmy mieć czas tylko dla siebie i ustawić się finansowo. Plan się powiódł, jednak ostatnio wszystko zaczęło się sypać. Minęło kilka lat, ale za każdym razem, kiedy podejmowałem rozmowę na temat dzieci, słyszałem:
– Teraz nie mogę mieć dzieci!
Przez rok jakoś sobie tłumaczyłem jej odpowiedzi, bo widziałem, ile znaczy dla niej praca i jak dużo poświęciła, żeby wspiąć się tak wysoko. Jednak kiedy mijał kolejny rok, zrozumiałem, że nigdy nie będzie dobrego czasu na dziecko. Praca zawsze będzie ważniejsza. Ja też stawałem się dla niej coraz mniej ważny. Spotkania firmowe, wyjazdy, delegacje. Myślałem nawet, że mnie zdradza i ma kochanka, jednak tym kochankiem okazała się korporacja.
Miesiąc temu mieliśmy rocznicę ślubu, więc postanowiłem zaszaleć i wykupiłem dla nas tydzień w Hiszpanii. Zawsze chcieliśmy tam polecieć, ale ciągle było coś ważniejszego. Pomyślałem, że jak już tam będziemy, z daleka od pracy i całego tego chaosu, spokojnie wrócimy do rozmowy o dziecku. Niestety. Moja żona, kiedy zobaczyła prezent, wpadła w szał:
– Zwariowałeś? Mam rzucić wszystko i polecieć, bo tak sobie wymyśliłeś? – krzyczała.
– Mamy rocznicę ślubu. Chciałem, żebyśmy spędzili trochę czasu we dwoje! – Moja dusza romantyka właśnie nieźle obrywała.
– Nie mogę tak z dnia na dzień wziąć urlopu, nie rozumiesz? – krzyczała Sara.
– Nie wzięłaś ani dnia urlopu od dwóch lat!
– Nic na to nie poradzę. Taką mam pracę!
Widziałem, że ona dopiero się rozkręcała, zatem postanowiłem zaoszczędzić nam obojgu czasu i zapytałem wprost:
– Czy wiesz już, kiedy będzie odpowiedni czas na dziecko?
– Jak sobie to wyobrażasz? Moją pracę połączyć z wychowywaniem dziecka?
– Mam rozumieć, że nigdy nie będziesz chciała mieć dzieci? Wybierasz pracę zamiast rodziny? – Byłem totalnie zszokowany tym, co właśnie usłyszałem.
Gdzie podziała się kobieta, którą poślubiłem siedem lat temu? Moja praca też była wymagająca, jednakże potrafiłem oddzielić ją od życia prywatnego. Sara, niestety, pogubiła się w tym wszystkim. Ja nie zamierzałem się temu już dłużej przyglądać ani w tym uczestniczyć. To był koniec. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i wyniosłem się do hotelu. Sara nawet się do mnie nie odezwała przez tydzień, a ja w tym czasie postanowiłem przekonać prezesa, żeby przeniósł mnie do Polski. Był mi winien przysługę, więc się zgodził. Postanowiłem jeszcze dać szansę mojej żonie, jednak teraz był czas na krok z jej strony. Uznałem, że jeśli odezwie się do mnie w ciągu kolejnego tygodnia, będziemy mogli to jeszcze jakoś skleić. Niestety, nie odezwała się… Kobiety są okropne – wszystkie takie same. Albo zdradzają facetów, albo myślą tylko o sobie. Jak mawia mój brat Artur: „Kobiety to chuje, tylko dupa je ratuje”. Cóż, mojego małżeństwa nawet dupa nie uratowała. Rozwód nie powinien być trudny, brak pożycia małżeńskiego w zupełności wystarczy. Do tego dorzucimy brak chęci posiadania potomstwa i załatwione. To będzie czysta formalność, którą muszę załatwić w najbliższym czasie.
Tak oto znalazłem się w Toruniu, w moim nowym miejscu pracy. Będę miał do czynienia z kobietą, którą znałem tylko z kilku rozmów telefonicznych. Wydawała się wiecznie wkurzona i sporo przeklinała. Przyjechałem z hotelu prosto do biurowca, w którym od jutra zaczynam pracę. Już zleciłem zamówienie dla mnie biurka i fotela, dlatego z radością odczytuję wiadomość, że meble dotarły na miejsce.
Kiedy wchodzę do biura, nie zauważam nigdzie kobiety, z która mam współpracować. Może coś się pozmieniało i nie będę musiał się użerać z wiecznie wkurwioną babą?
– Dzień dobry – witam się z mężczyznami siedzącymi przy biurkach.
– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – pyta wyższy z nich.
– Mam na imię Filip, od jutra będę z wami pracował – mówię, uśmiechając się.
– Szefowa nic nie wspominała – odpowiada ten sam, zupełnie zaskoczony.
Oho, czyli szefowa nadal na stanowisku. Będę musiał ją jakoś oswoić, ale tymczasem muszę ogarnąć mój gabinet.
– Pewnie prezes zapomniał ją uprzedzić, sprawa jest dość świeża – mówię.
– Faktycznie, prezes dzwonił tutaj godzinę temu, ale Gośki już nie było – dodaje ten drugi.
– W takim razie jutro będzie miała niespodziankę. Słuchajcie… – zaczynam, ale zapomniałem zapytać o ich imiona, więc czym prędzej naprawiam ten błąd.
– Jestem Antek, to jest Rafał – przedstawiają się.
– Gdzie mogę wstawić swoje biurko? – pytam, a panowie zerkają na siebie.
Doskonale ich rozumiem. Wchodzi zupełnie obcy facet i zaczyna się rządzić. Ja bym się pewnie wkurzył, ale oni po chwili prowadzą mnie do gabinetu w głębi lokalu. Nie jest specjalnie duży, jednak spokojnie zmieści się w nim moje biurko. Nie wyobrażam sobie pracy bez tego mebla. Przestrzeń jest jednak na tyle mała, że zaczynam się zastanawiać, jak damy radę pracować tutaj we dwoje, nie zabijając się…
W drodze do pracy wbiegam jeszcze po moją ulubioną kawę, bez której nie potrafię normalnie funkcjonować. Dotychczas zawsze śniadanie jadłam z Leksi i Hubertem, jednak sporo się pozmieniało w ostatnich miesiącach. Leksi poznała Marcela, a ja postanowiłam dać im przestrzeń. Potem pojawił się Stefan, a wtedy ja potrzebowałam przestrzeni. I jakoś tak wyszło. Wiem, wiem, to niczego nie tłumaczy. Chujowa ze mnie przyjaciółka, ale zamierzam to zmienić, słowo harcerki! Mam dzisiaj znakomity humor i nikomu nie uda się go popsuć.
Witam się z chłopakami, którzy jakoś dziwnie wyglądają.
– Dzień dobry w pracy. Co macie takie miny? Trzeba się uśmiechać, mamy piękny dzień! – rzucam i pędzę do swojego biura.
Później zacznę wypytywać, co się stało, a tymczasem… Staję jak wryta w progu swojego gabinetu. Ktoś zrobił tu przemeblowanie i tym kimś na pewno nie byłam, kurwa, ja! Zamiast jednego biurka stoją dwa. Kanapa i mały stolik zniknęły, a w ich miejsce pojawiło się biurko i wypasiony fotel. A ja, kurwa mać, nie mam pojęcia, co tu jest grane!
– Co tu się, do kurwy nędzy, stało?! – wrzeszczę, mając świadomość, że słyszą mnie Antek i Rafał. Ba! Cały Toruń mnie teraz słyszy, ale gówno mnie to obchodzi, jestem tu szefem i powinnam wiedzieć wszystko. Tymczasem nie mam pojęcia, co się wyprawia. Moi współpracownicy nie kwapią się z odpowiedzią, co jeszcze bardziej mnie irytuje.
– Co tu się odpierdala? – pytam, wychodząc do nich z gabinetu.
Widzę, że zerkają na siebie i nie mogą się zdecydować, który ma odpowiedzieć na moje pytanie.
– Szefowo, no bo wczoraj wyszłaś wcześniej, a potem przyjechał szef oddziału w Szwecji i powiedział, że od dzisiaj będzie z nami pracował…
Nie daję mu dokończyć:
– Jak to, do kurwy nędzy, będzie z nami pracował? I co, do cholery jasnej, robi drugie biurko w moim gabinecie?
– Chyba powinnaś zadzwonić do prezesa, my naprawdę niewiele wiemy – tłumaczy Rafał.
No i ma, kurwa, rację. Skąd oni mają wiedzieć takie rzeczy? Nie zmienia to jednak faktu, że ja powinnam mieć wiedzę o wszystkim, a prezes powinien mnie informować o takich zmianach. Mam nadzieję, że mnie nie wypierdolą na bruk, bo przyleciał jakiś ważniak ze Szwecji. Kurwa mać!
– Wychodzę! – mówię tylko.
Obok naszego biurowca znajduje się piękny, zielony park, w którym często biegam, bo bardzo mnie to uspokaja. Ostatnio, niestety, nie miałam ku temu zbyt wielu okazji, bo Stefan pochłania cały mój czas. Teraz siadam na ławeczce i zaczynam się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Czyżby chcieli się mnie pozbyć? Przecież prezes jest zadowolony z mojej pracy, lubi mnie i zawsze gra czysto, nie zrobiłby mi czegoś takiego. Zupełnie nic z tego nie rozumiem. Mija chyba pół godziny, kiedy w końcu decyduję się wybrać numer i porozmawiać z prezesem.
– Dzień dobry, Małgosiu! – wita się ze mną radośnie. Szkoda, że ja nie jestem w takim cudownym nastroju.
– Dzień dobry, prezesie. Chyba zapomniał mi pan o czymś wspomnieć – zaczynam spokojnie.
– Domyślam się, że Filip już dotarł! – śmieje się prezes.
– Na razie dotarło tylko biurko – mówię.
– Sprawy się nieco skomplikowały… – wyjaśnia prezes.
– Jestem zwolniona, tak? – pytam prosto z mostu.
– O czym ty mówisz, Małgosiu? Jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym zwolnić. Jesteś niezastąpiona – stwierdza, a mnie nieco poprawia się humor. Jednak z drugiej strony nic już nie rozumiem.
– Szefie, bez owijania w bawełnę, co się dzieje?
– Filip kierował naszym oddziałem w Szwecji, kilka razy chyba miałaś przyjemność rozmawiać z nim telefonicznie – mówi.
– Tak, coś mi świta, jednak nie określiłabym tego słowem „przyjemność”. – To ten wkurwiający Szwed, który wszystko musi mieć tak, jak sobie zaplanował. Ciężko zapomnieć takiego dupka.
– Coś tam się u niego wydarzyło w życiu prywatnym i poprosił mnie o przeniesienie do oddziału w Polsce – wyjaśnia prezes.
– I postanowił szef skierować go właśnie do mnie, tak? – No to są chyba jakieś jaja. Pamiętam tego dupka, uparty jest jak osioł. Rozmawiałam z nim zaledwie kilka razy i już wyrobiłam sobie zdanie na jego temat. Zapewniam, że nie jest ono dobre.
– Małgosiu, jesteś… Hmm…Wybacz określenie, ale jesteś twardą kobietą.
– I co to ma wspólnego z tym Szwedem? – pytam, bo mój mózg chyba przestał łączyć fakty.
– Byłem mu winien przysługę, musiałem go gdzieś przenieść. Jest dość… niesforny, że się tak wyrażę.
– Nadal nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną? – Zaraz wybuchnę, słowo daję.
– Jesteś jedyną osobą, która sobie z nim poradzi – mówi.
– Mam sobie radzić z firmą i klientami, nie z jakimś szwedzkim dupkiem – odpowiadam niegrzecznie, bo już przestałam nad sobą panować. Niech prezes się cieszy, że nie klnę.
– Właśnie dlatego skierowałem go do ciebie! – śmieje się.
Nie wiem, co w tym śmiesznego. Ten dupek się nawet nie przedstawił, a już postanowił się wjebać do mojego biura, wstawiając tam swoje biurko. O kurwa! Będę musiała spędzać z nim całe dnie w jednym pomieszczeniu… Niech to szlag!
– Szkoda, że prezes nie wspomniał o tym wcześniej – wyrzucam z siebie.
– Wszystko potoczyło się tak szybko, poza tym nie sądziłem, że Filip pojawi się tak od razu. Dacie sobie radę. Wierzę w ciebie, Małgosiu.
– Ja w siebie coraz mniej, prezesie, ale dzięki.
– Do zobaczenia.
– Do widzenia – mówię i rozłączam się.
No i dupa, dupa, dupa! Będę teraz siedziała w jednym pomieszczeniu z jakimś bufonem, który myśli, że we wszystkim ma rację. Ależ cudowna wiadomość! Nic, tylko się napić! Ciekawe, co by powiedziała Leksi. Pewnie by mnie uspokajała, że wszystko będzie dobrze, ze wszystkim sobie poradzę… Ble, ble, ble… Kurde, ale ja za nią tęsknię! Chyba powinnam odmówić dzisiejsze spotkanie ze Stefanem i spotkać się z nią, tak sam na sam. Postanawiam szybko napisać jej wiadomość z moją propozycją i zbieram tyłek do biura. Czas zmierzyć się z nowymi wyzwaniami.
Kupuję kolejną kawę, tym razem biorę największą, jaką mają, i podążam w stronę biurowca. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, sytuacja jest niecodzienna. Od zawsze w każdym oddziale jest tylko jeden szef. Szefem tutaj jestem ja i świetnie sobie radzę na tym stanowisku, a od teraz będę musiała… No właśnie – co? Będę musiała z nim wszystko konsultować, słuchać go czy wypracować jakąś wspólną strategię? Nie mam pojęcia, jak to wszystko ma od teraz wyglądać, ale wiem jedno – to ja jestem szefem tego oddziału od ładnych kilku lat i nie zamierzam nikogo słuchać… On jest tutaj gościem. I z takim nastawieniem maszeruję pewnym siebie krokiem.
Pod biurowcem stoi jakieś elegancki mężczyzna, który emocjonalnie rozmawia z kimś przez telefon. Słyszę tylko, jak mówi:
– Kobiety to chuje, tylko dupa je ratuje! – Śmieje się, jakby powiedział dowcip roku.
Właśnie takich facetów staram się unikać. Nie zawsze mi się udaje, ale jakoś daję sobie radę. Postanawiam nie zwracać na niego uwagi i próbuję wejść do środka. Nagle ten dupek odwraca się i uderza prosto w mój kubek z kawą, która ląduje na mojej białej sukience. Stoję jak zamrożona, nabieram powietrza i mam wrażenie, że zaraz wybuchnę i komuś zajebię.
– Ja jebię! Myślałam, że ten dzień nie może być jeszcze gorszy! – No i wybuchłam.
– Stary, muszę kończyć – mówi do telefonu osobnik, który mnie oblał.
Zerka na mnie i zaczyna się bezczelnie śmiać.
– Nie widzę w tym nic zabawnego! – fukam na niego.
– Przepraszam, ale myślałem, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach – stwierdza, nadal się śmiejąc.
– Oj tak, kurwa! Cały dzień wydaje mi się jakimś cholernym filmem – odpowiadam.
Odwracam się i wchodzę do biurowca, bo muszę się przebrać.
Dzisiaj poznam moją współpracownicę i nie wiem, co mam na ten temat myśleć. W sumie to sam poprosiłem o przeniesienie, więc nie mogę narzekać, powinienem się cieszyć, że udało mi się po prostu wyrwać ze Szwecji. Moi rodzice wiedzą niewiele, bo nie chciałem ich martwić, ale chyba się domyślają, że z moim małżeństwem nie jest najlepiej. Musiałem na chwilę opuścić Szwecję, bo gdybym został, mama zamęczyłaby mnie na śmierć. Dlatego powiedziałem, że wyjeżdżam w delegację, i dzięki temu mam czas, żeby sobie wszystko przemyśleć, ułożyć w głowie.
Kiedy docieram pod biurowiec, rozlega się dzwonek mojego telefonu. To mój brat, który na stałe mieszka w Szwecji. Jesteśmy ze sobą dość zżyci, więc obecna sytuacja jest nowością dla nas obu. Zawsze widywaliśmy się tak często, jak to tylko możliwe, ale teraz co nieco się zmieniło. Obawiam się, że jak będę chciał się z nim spotkać, to będę musiał wsiąść na prom i popłynąć tam i z powrotem – Artur jest barmanem na promie pływającym na trasie Polska–Szwecja. Wyjaśniam mu pokrótce, że moje małżeństwo jest skończone, a ja musiałem wyjechać. Oczywiście słucham komentarzy pod adresem mojej, jeszcze, żony.
– Kobiety to chuje, tylko dupa je ratuje – wypowiadam jego słowa i zaczynam się głośno śmiać.
To ulubiony tekst mojego brata i chyba powinienem mu wspomnieć, iż bardzo aktualny. Niestety, nie miał szczęścia w miłości. Rozbawił mnie i jestem pewien, że po tak pozytywnym poranku dzień minie równie dobrze. Odwracam się i nagle… wpadam na pewną piękność. Kurde! Zamiast myśleć o tym, że oparzyła się kawą z mojej winy, skupiam się całkowicie na jej wyglądzie. Zdecydowanie zbyt długo przyszło mi żyć bez seksu.
– Ja jebię! Myślałam, że ten dzień nie może być jeszcze gorszy. – To pierwsze słowa, które padają z ust ślicznego rudzielca.
Czym prędzej żegnam się z Arturem i zaczynam się śmiać. Sytuacja jest jak z filmu. Kobieta, z którą się zderzyłem, niosła kawę, a obecnie znaczna jej część znajduje się na białej sukience. Która raczej już nie jest biała.
– Nie widzę w tym nic zabawnego! – krzyczy do mnie i patrzy, jakby chciała zabić mnie wzrokiem.
– Przepraszam, ale myślałem, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach – mówię grzecznie, ale nie mogę przestać się śmiać.
– Oj tak, kurwa! Cały dzień wydaje mi się jakimś cholernym filmem – stwierdza rudzielec i wchodzi do budynku.
Dobra, pierwszy dzień w pracy staje się coraz ciekawszy. Widzę, że w Polsce nie zaznam nudy. Skoro tak się zaczyna, to boję się, jak ten dzień się skończy.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wejść do biura. Muszę poskromić smoczycę, z którą przyszło mi pracować. Kurde, może nie będzie taka zła? W końcu nie wszystkie kobiety muszą być takie, jak moja była żona… Chociaż większość pewnie taka jest.
Moje biuro znajduje się na ósmym piętrze okazałego budynku w nowoczesnym stylu. Na szczęście mam w nim sukienki „na wszelki wypadek”. Czasami się pocę albo czymś oblewam, albo dzieje się coś jeszcze innego. Moje lokum nie jest całe przeszklone i ma niewiele wspólnego z wielkimi i okazałymi biurami, które widujemy w magazynach o stylowych wnętrzach. Wystarczy mi wielkie okno, które zajmuje jedną, niemal całą, ścianę. Pozostałe ściany są solidne i pomalowane na ciemny szary kolor. Bezpośrednio do mojego biura przylega niewielka łazienka, w której znajduje się miniprysznic.
Kiedy wchodzę do firmy, widzę zdziwiony wzrok Antka.
– Nawet, kurwa, nie pytaj! – warczę.
– Przecież nic nie mówię! – broni się Antek, jednak widzę, że jest rozbawiony stanem mojej sukienki.
– To nie jest śmieszne! – krzyczę w drodze do siebie. – I zrób mi kawę! – dodaję.
Zamierzam się szybko przebrać i wziąć prysznic, bo śmierdzę niczym ekspres do kawy. Nie zajmuję sobie głowy szukaniem kiecki w szafie, najpierw muszę zmyć z siebie to wszystko. Ściągam sukienkę i dokładnie oglądam zaczerwienioną skórę na brzuchu. Trochę piecze, ale nie jest tak źle. Związuję włosy wysoko na czubku głowy, żeby ich nie zmoczyć, i wchodzę pod strumień letniej wody. Myję dokładnie całe ciało moim ulubionym lawendowym płynem i nieco się odprężam. W sumie, cały dzisiejszy dzień wydaje mi się jakimś dziwnym snem. Czuję się niczym Alicja w Krainie Czarów – dzieją się same dziwne rzeczy. Szkoda, że nikt mi za chwilę nie powie: „Obudź się, Alicjo, pora na herbatę”. Całe szczęście, że Leksi zgodziła się dzisiaj ze mną spotkać. Ostrzegła, że Marcel pewnie będzie w domu, ale zapewniła, że nie będzie nam przeszkadzał. Jeśli mam być szczera, to on mi zupełnie nie przeszkadza, bardzo go lubię. Jest jak starszy brat, którego nigdy nie miałam. Dobra, koniec tego moczenia. Wkładam bieliznę, która na szczęście jest sucha, i wychodzę z łazienki, żeby wybrać sukienkę z szafy.
Szafa znajduje się zaraz obok łazienki i nie rzuca się w oczy klientom, kiedy przychodzą na rozmowę ze mną. To bardzo praktyczne rozwiązanie, zwłaszcza że wszystko urządziłam tak, jak chciałam. Wybieram odpowiednią sukienkę i odwracam się, żeby ją włożyć, a wtedy wypada mi z rąk…
W moim biurze jest typ, który wylał na mnie kubek kawy. Po prostu nie wierzę, że mnie tutaj znalazł! Siedzi sobie wygodnie i patrzy na mnie z szerokim uśmiechem. A ja, kurwa, stoję przed nim w samej bieliźnie! Całe szczęście, że włożyłam ładny komplet. Ja pierdolę! Czym ja się przejmuję?!
– Warto było cię oblać – śmieje się ten dupek. – Wszystko w porządku?
Pośpiesznie wkładam sukienkę, zupełnie nie przejmując się tym, że ten idiota się na mnie gapi. Udaję, że zupełnie mnie to nie obchodzi. Otwieram drzwi i wrzeszczę:
– Antek, kurwa! Do mnie, ale już!
Antoni wchodzi do mojego królestwa, które niedługo będę dzielić z jakimś pajacem, i grzecznie pyta:
– Co się stało, szefowo?
– To, że wpuściłeś do mojego biura jakiegoś faceta, kiedy ja brałam prysznic! No proszę cię, człowieku!
– Ale to jest… – zaczyna Antek, jednak nie daję mu dokończyć.
– Nie interesuje mnie to. Wiedziałeś, że idę pod prysznic, bo muszę się ogarnąć, gdyż właśnie ten człowiek – mówię, wskazując na osobnika w moim biurze – wylał na mnie kawę. – A ty po co za mną przyszedłeś tak właściwie? – Swoje pytanie kieruję do mężczyzny.
On patrzy na mnie i nadal głupio się uśmiecha.
– Widzę, że to będzie cudowna współpraca – mówi w końcu.
– Jesteś moim nowym klientem? – pytam.
Głupio wyszło. Wydarłam się na nowego klienta, więc chyba teraz powinnam się cieszyć, że on ciągle się śmieje i nadal tu jest. To może oznaczać, że ma poczucie humoru, nie odwróci się na pięcie i nie odejdzie do konkurencji.
– Gośka, to jest właśnie Filip Eriksson, twój bliski współpracownik – informuje mnie Antek.
– Aha. – Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć.
Wchodzę do biura i kieruję się prosto do gabinetu. Rozsiadam się wygodnie, włączam komputer i nasłuchuję. Moja współpracownica chyba bierze prysznic, bo z łazienki dochodzi dźwięk lejącej się wody. Widocznie mają tutaj zwyczaj kąpać się w pracy. Co kraj, to obyczaj, jak to mówią. Jestem w totalnym szoku, kiedy drzwi łazienki się otwierają, a w nich staje nie kto inny, jak rudzielec, którego przed chwilą oblałem kawą. Swoją drogą, powinienem był zapytać, czy wszystko gra. Muszę to uczynić teraz, jednak wychodzący z łazienki rudzielec ma na sobie tylko bieliznę! Nic dziwnego, że nie mogę przestać się gapić i żadne słowa nie padają z moich ust. Nogi ma długie jak żyrafa, cycki leżą idealnie w białym, koronkowym staniku, tyłek wygląda tak, że mam ochotę się w niego wgryźć. Widocznie wszystkie wredne kobiety są niesamowicie seksowne. Kiedy mnie zauważa, sukienka wypada jej z rąk, a ja w dalszym ciągu nie mogę oderwać wzroku. Te cycki mnie przyciągają… Zupełnie jak magnes…
– Warto było cię oblać. Wszystko w porządku? – pytam w końcu, nadal na nią patrząc, a ona czym prędzej wkłada sukienkę i krzyczy:
– Antek, kurwa! Do mnie, ale już!
Tak, to jest dokładnie ta kobieta, z którą użerałem się przez telefon. Chyba nikt nie mówi tak ostro słowa „kurwa”. Jest ruda, to wszystko tłumaczy. Rudy to nie kolor – to charakter.
Antoni wchodzi do gabinetu i zerkając na nią, pyta:
– Co się stało, szefowo?
– To, że wpuściłeś do mojego biura jakiegoś faceta, kiedy ja brałam prysznic! No proszę cię, człowieku! – odpowiada wkurzona piękność.
– Ale to jest… – Antek zaczyna jej tłumaczyć, ale ona nie daje mu dojść do głosu.
– Nie interesuje mnie to – mówi. – Wiedziałeś, że idę pod prysznic, bo muszę się ogarnąć, gdyż ten właśnie człowiek – dodaje, wskazując na mnie – wylał na mnie kawę. – A ty po co za mną przyszedłeś tak właściwie? – Pytanie jest skierowane do mnie, a ja nie mogę przestać się uśmiechać, tak bardzo bawi mnie sytuacja. Jak tak dalej pójdzie, szybko pozbieram się po rozpadzie mojego małżeństwa. Podobno terapia śmiechem działa cuda.
– Widzę, że to będzie cudowna współpraca – mówię tylko tyle, więcej nie jestem w stanie.
– Jesteś moim nowym klientem? – pyta Małgorzata, a Antek śpieszy z wyjaśnieniem:
– Gośka, to jest właśnie Filip Eriksson, twój bliski współpracownik.
– Aha.
Czyli jednak czasem potrafi zamknąć tę śliczną buźkę.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Nakładem wydawnictwa Amare ukazało się również:
Prawdziwa miłość
nie boi się przeszłości
Zranione serce nie jest jedyną rzeczą, jaką ukrywa przed światem Aleksandra, piękna i niezależna właścicielka agencji reklamowej. Druga tajemnica dotyczy powodu rozstania z ukochanym – od czasu tamtego wydarzenia młoda kobieta otoczyła się murem, za który nie ma wstępu żaden przedstawiciel płci przeciwnej. Problem w tym, że wielkimi krokami zbliża się wesele jej byłego chłopaka, a Aleksandra nie ma zamiaru pojawiać się tam sama. Rozpoczyna więc gorączkowe poszukiwania partnera, który mógłby jej towarzyszyć, ale popularne portale randkowe okazują się kiepskim rozwiązaniem. Jedyna nadzieja w przystojnym barmanie, który przypadkiem pojawia się w życiu Aleksandry, ratując ją z opresji. Czy zagości w jej świecie na dłużej? I co się wydarzy, gdy w końcu wyjdzie na jaw pilnie strzeżony przez nią sekret?
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu facebook.com/WydawnictwoAMARE. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmentów powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Zespół
Oblicza miłości. Tom II. Wybierz mnie
Wydanie pierwsze
ISBN: 978-83-8219-442-5
© M.F. Mosquito i Wydawnictwo Amare 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Wioletta Cyrulik
Korekta: Emilia Kapłan
Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Amare jest marką należącą do:
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek