Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jeden z najważniejszych tekstów kultury powstałych w XX wieku. Erudycyjny esej o Bogu i człowieku z posłowiem Olgi Tokarczuk.
Kolejna odsłona serii „Inne Konstelacje”
Carl Gustav Jung w Odpowiedzi Hiobowi podejmuje się prawdopodobnie najtrudniejszego zadania w całej swojej karierze. Uczony czyta Księgę Hioba i na podstawie tej wstrząsającej także w dzisiejszych czasach części Starego Testamentu przeprowadza odważną i intelektualnie pobudzającą psychoterapię Boga.
Dlaczego Bóg postanowił ukarać Hioba i odrzeć go z godności? Co zachowanie Boga, nieubłagane i pozbawione pierwiastka dobra, może nam powiedzieć o chrześcijaństwie i naszej cywilizacji? I wreszcie: jaką rolę do odegrania ma sam Hiob… czyli człowiek?
Jung tworzy niezwykły koncept zgodny ze swoją wizją ludzkiego umysłu, psychiki i rozumu, jednocześnie odpowiadając na kluczowe pytania, które towarzyszą człowiekowi od zarania dziejów. Jung miał pisarski talent. Tradycyjny porządek myśli i umiejętność cierpliwego dowodzenia krok po kroku pomagają zrozumieć wielokontekstowy i czasem erudycyjny tok myślenia tego uczonego. Chciałabym zwrócić uwagę na ton tej książki: jeśli nie jest to sarkazm, to na pewno jest on lekko ironiczny ze szczyptą szczególnego Jungowskiego humoru – rzecz w takich tekstach niebywała. Ma się wrażenie, że w ten sposób autor chce rozładować gromadzące się w nas, czytających, napięcie. Mówimy wszak o rzeczach fundamentalnych i śmiertelnie poważnych.
(z posłowia Olgi Tokarczuk)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 216
Carl Gustav Jung (1875–1961) – szwajcarski psychiatra i psycholog, myśliciel, jeden z najwybitniejszych (a zarazem najbardziej krytycznych) uczniów Freuda. Był współtwórcą psychologii głębi, autorem kanonicznych dziś pojęć, takich jak nieświadomość zbiorowa, kompleks, synchroniczność, introwersja i ekstrawersja czy archetyp. Jego prace odegrały wielką rolę w rozwoju psychoanalizy, filozofii, nauk o kulturze, a nawet neurologii czy fizyki kwantowej. Interesował się sztuką, alchemią, astrologią, teologią, a także zjawiskami parapsychicznymi.
Odpowiedź Hiobowi
Księga Hioba to kamień milowy na długiej drodze rozwoju dramatu boskiego. Gdy księga ta powstała, znane były już liczne dokumenty dające wyraz wewnętrznie sprzecznemu obrazowi Jahwe – obrazowi Boga, który był niepohamowany w swych emocjach i właśnie ze względu na owo niepohamowanie cierpiał. Jahwe sam wobec siebie przyznał, iż zżerają go gniew i zazdrość, a wiedza o tym była dlań przyczyną cierpienia. Był Bogiem rozumnym w nierozumie, dobrym w okrucieństwie, twórczym w destrukcji. Oto był wszystkim, a żaden jego atrybut nie wykluczał innego. Stan tego rodzaju możemy sobie wyobrazić tylko wtedy, gdy albo nie mamy do czynienia z refleksyjną świadomością, albo gdy refleksja jedynie bezsilnie odzwierciedla to, co dane i przejawione. Stan, który można w ten sposób opisać, możemy określić jedynie mianem „amoralnego”.
O tym, co czuli ludzie Starego Testamentu wobec swego Boga, wiemy dzięki świadectwu Pisma Świętego, ale nie o tę kwestię nam chodzi – my zamierzamy się zająć raczej tym, w jaki sposób po chrześcijańsku wychowany i wykształcony człowiek współczesny rozprawia się z mrokami Boga objawionymi w Księdze Hioba, czy też jakie to robi na nim wrażenie. Nie chodzi nam o wyważoną, czyniącą zadość każdemu szczegółowi egzegezę, lecz o przedstawienie subiektywnej reakcji. W ten sposób pragniemy dopuścić tu głos przemawiającego w imieniu wielu odczuwających podobnie, chcemy również wyrazić ów wstrząs, jaki wywołuje w nas niczym nieprzesłonięty widok boskiego nieokiełznania i zdziczenia. Mimo że zdajemy sobie sprawę z rozdarcia i cierpienia w łonie bóstwa, to jednak twierdzimy, że są one tak bardzo nierefleksyjne, przeto moralnie nieskuteczne, że nie budzą w nas rozumiejącego współczucia, lecz równie nierefleksyjny i trwały afekt podobny do długo zasklepiającej się rany. Jak rana odpowiada zadającej ją broni, tak i afekt jest odzwierciedleniem wyzwalającego go gwałtu.
Księga Hioba odgrywa jedynie rolę paradygmatu przeżycia Boga, któremu w naszej epoce przysługuje wielka doniosłość. Doświadczenia tego rodzaju nachodzą człowieka od wewnątrz i od zewnątrz, nie ma sensu interpretować ich w sposób racjonalny, a tym samym osłabiać apotropeizowaniem. Lepiej byłoby przyznać się do afektu i ulec jego sile, niż podejmować próby zanegowania go za pomocą wszelkiego rodzaju operacji intelektualnych czy wybiegów emocjonalnych. Mimo że za sprawą afektu naśladuje się wszystkie negatywne cechy czynu gwałtownego, a tym samym obarcza się go identycznym błędem, to przecież właśnie na tym polega cel całego procesu: chodzi o to, by wniknął on w człowieka, by człowiek poddał się jego oddziaływaniu. Człowiek powinien ulec afektowi, w przeciwnym bowiem razie nie odczuje na sobie skutków jego działania. Powinien jednak wiedzieć, czy raczej przekonać się, co jest źródłem owego afektu, w ten sposób przemieni on bowiem ślepotę z jednej strony siły, z drugiej afektu – w poznanie.
Z tego względu w niniejszym studium bez wstydu i niczym się nie przejmując, dopuszczę do głosu afekt, na niesprawiedliwość odpowiem niesprawiedliwością, abym nauczył się rozumieć, dlaczego i w jakim celu Hiobowi została zadana rana i jakie skutki przyniosło to Jahwe i człowiekowi.
1.
Na mowę Jahwe Hiob odpowiada:
Jam mały, cóż Ci odpowiem?
Rękę przyłożę do ust.
Raz przemówiłem, nie więcej,
drugi raz niczego nie dodam[3].
I w rzeczy samej – w bezpośredniej wizji nieskończonej siły stwórczej jest to jedyna możliwa odpowiedź, jakiej może udzielić świadek, któremu zgroza omal nie sparaliżowała wszystkich członków. No bo jakże w ogóle, racjonalnie rzecz biorąc, inaczej mógłby odpowiedzieć czołgający się w prochu, na poły zmiażdżony robak ludzki? Mimo swej żałosnej małości i słabości wie on jednak, iż stoi w obliczu istoty nadludzkiej, która jest osobiście bardzo drażliwa, toteż na wszelki wypadek uczyniłby lepiej, gdyby powstrzymał się od wszelkich krytycznych uwag, nie mówiąc już o pewnych pretensjach moralnych, jakich skądinąd można by dochodzić nawet wobec Boga.
Sławi więc Hiob sprawiedliwość Jahwe. Przed niego, jako sprawiedliwego sędziego, z pewnością mógłby wnieść swą skargę i zapewnienia o swej niewinności, wątpi jednak w tę możliwość:
Istotnie. Ja wiem, że to prawda.
Czy człowiek jest prawy przed Bogiem?[4]
[...]
O siłę chodzi? To mocarz.
O sąd? Kto da mi świadectwo?
On i prawym zamknie usta,
mam słuszność, a winnym mnie uzna[5].
Bez przyczyny – powiada Hiob –
Prawego ze złym razem zniszczy.
Gdy nagła powódź zabija,
drwi z cierpień niewinnego[6].
[...]
Gdy powiem: zapomnę o męce,
odmienię, rozjaśnię oblicze –
drżę na myśl o cierpieniu,
pewny, że mnie nie uwolni[7].
[...]
Nie człowiek to, aby Mu odrzec:
„Razem stawajmy do sądu”[8].
Hiob chciałby jednak wyjaśnić swój punkt widzenia w obliczu Jahwe, przedłożyć mu swą skargę, toteż powiada mu, że przecież wie, iż on, Hiob, jest niewinny i że nikt go nie ocali z jego rąk:
Choć wiesz, żem przecież nie zgrzeszył,
nikt mnie z Twej ręki nie wyrwie[9].
Podoba mu się jednak „prawować się z Jahwe”:
Lecz mówić chcę z Wszechmogącym,
bronić się będę u Boga[10].
Chciałby „dróg swych bronić”[11] przed jego obliczem, zdaje sobie bowiem sprawę, iż „jest w prawie”. Jahwe powinien go pozwać przed swój trybunał, czy w każdym razie pozwolić mu wyłożyć przed nim jego skargę. Właściwie oceniając dysproporcje pomiędzy Bogiem i człowiekiem, Hiob zadaje mu pytanie:
Chcesz liść gnany wiatrem płoszyć,
prześladować słomę [już] wyschłą?[12]
Bóg „nagiął” swe prawo, by go pognębić[13], jemu zaś odebrał prawo do obrony. Pan nie zważa na swą niesprawiedliwość:
Na życie Boga, co nie dał mi prawa,
na Wszechmocnego, co poi goryczą[14]
[...]
Dalekim od tego, by słuszność wam
przyznać, jak długo żyć będę,
twierdzę, żem czysty,
że strzegę prawości, a nie porzucam[15].
Ale przyjaciel Hioba, Elihu, nie wierzy w niesprawiedliwość Jahwe:
Nie, Bóg nie działa zdradliwie
ni Wszechmocny praw niczyich nie łamie[16].
Pogląd ten uzasadnia, z całkowitym brakiem logiki wskazując na władzę, nikt nie powie bowiem do króla: „Nicponiu”, ani do możnego: „Zbrodniarzu”[17]. „Schlebiać” trzeba książętom i „bogacza nie stawiać przed biednym”[18]. Ale Hiob nie daje się zastraszyć, wypowiada jakże znamienne słowa:
Teraz mój Świadek jest w niebie,
ten, co mnie zna, jest wysoko
[...]
zwracam się z płaczem do Boga,
by rozsądził spór człowieka z Bogiem[19].
I gdzie indziej:
Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje
na ziemi wystąpi jako ostatni[20].
Z tej wypowiedzi Hioba dobitnie wynika, że mimo wątpliwości, czy człowiek może mieć rację przed Bogiem, jedynie z trudem potrafi on pogodzić się z myślą, by wystąpić przeciwko Bogu na gruncie prawa, a zatem moralności. Świadomość, iż Bóg potrafi nagiąć prawo podług własnego widzimisię, nie przychodzi mu z łatwością, albowiem mimo wszystko nie potrafi się wyrzec wiary w boską sprawiedliwość. Z drugiej jednak strony, musi przyznać, iż to nikt inny nie postępuje wobec niego bezprawnie, nikt inny nie zadaje mu gwałtu, jak właśnie Jahwe we własnej osobie. Nie może zaprzeczyć, że znalazł się oto w obliczu Boga, który nie dba o sąd moralny, który nie uznaje obowiązującej go etyki. Zaiste, najwspanialsze w Hiobie jest to, że postawiony w obliczu tej trudności, nie pobłądził w swych poglądach co do jedności bóstwa, lecz jasno widział, iż Bóg znalazł się w sprzeczności z samym sobą – sprzeczności tak wielkiej, że on, Hiob, z pewnością jest tym, który powinien znaleźć w Bogu pomocnika i adwokata w sprawie przeciwko Bogu. Mimo że pewne jest zło Jahwe, równie pewne jest jego dobro. W człowieku, który wyrządza nam zło, nie możemy szukać zarazem pomocnika. Ale Jahwe nie jest istotą ludzką; jest on jednym i drugim – prześladowcą i wybawcą zarazem, a jeden aspekt jego natury jest równie realny jak drugi. Jahwe nie jest rozszczepiony wewnętrznie – znajduje się w stanie a n t y n o m i i, całkowitej opozycyjności wewnętrznej, którą należy uznać za konieczną przesłankę jego niesłychanej dynamiki, wszechmocy i wszechwiedzy. Na podstawie tej wiedzy Hiob podejmuje postanowienie, by „przedstawić mu swe drogi”, czyli wyjaśnić własne stanowisko, albowiem niezależnie od swego gniewu Jahwe jest również obrońcą człowieka przed nim samym – człowieka, który zanosi skargę przed jego oblicze.
Przypisy