Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
20 osób interesuje się tą książką
Ostatni tom serii Temptation Club
Książka dla czytelników 18+
Czy mężczyzna z obsesją na punkcie kontroli może zbudować zdrowy związek?
Marcel Kilian, właściciel sekretnego klubu erotycznego Temptation, wciąż poszukuje idealnej partnerki, której nie będzie przeszkadzać jego silna potrzeba dominacji w każdym aspekcie życia.
Natalia Wrzos ma czasem dość tego, że na jej barkach spoczywa tyle obowiązków. Chciałaby od czasu do czasu oddać władzę wymarzonemu mężczyźnie. Czy Marcelowi to wystarczy?
A co, jeśli ich życie wywróci się do góry nogami przez intrygi biznesowo-polityczne? Jak sobie poradzą, gdy w ich życiu pojawi się ktoś, kto będzie potrzebował pomocy?
Książka zawiera opis scen erotycznych i soft BDSM.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 279
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Edyta Kene
Korekta
Edyta Kene
Magda Kukawska
Projekt okładki: Magda Kukawska
Copyright © Magda Kukawska
Wszystkie prawa zastrzeżone
Wydanie I Elektroniczne
Warszawa 2024
ISBN 978-83-970053-3-4
Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakichkolwiek technik całości lub fragmentów tego dzieła bez zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Plik przygotował Woblink
woblink.com
1
Marcel
– A więc opowiadaj, co się stało z twoją ostatnią przyjaciółką? – Krystian siada do stołu z synkiem na rękach i patrzy na mnie z rozbawieniem. – Już ci się znudziła, czy nie dała się wystarczająco mocno kontrolować?
– Daj chłopakowi spokój – karci go Sara, jego żona, uśmiechając się do mnie ciepło.
Millerowie to moi najlepsi przyjaciele, są dla mnie niczym rodzina. I tak jak rodzina, czasem mnie denerwują. Dzisiaj najwyraźniej wzięli sobie za cel doprowadzenie mnie do szału.
Skupiam wzrok na Julku, ich synu. Berbeć szczerzy się do mnie, coś gaworzy i wyciąga ręce. Uśmiecham się do niego i odbieram go z ramion taty. To w końcu mój chrześniak, oczywiste, że jestem jego ulubionym wujkiem.
– Karola już nie jest moją przyjaciółką – odpowiadam na pytanie Krystiana i jednocześnie uważam, by Julek nie chwycił mojego drinka. – Złamała zasady, więc się pożegnaliśmy.
– Czyli jednak chodziło o kontrolę – zwraca się do żony przyjaciel, na co ona przewraca oczami.
– Dobra, wygrałeś – mamrocze Sara, uśmiechając się do mnie przepraszająco.
– Czy wy robicie zakłady o moje życie prywatne? – pytam oburzony, na co Julek zaczyna się śmiać, choć nie rozumie, o co chodzi.
– Stary, wiesz, że cię uwielbiamy, ale te twoje relacje trudno nazwać życiem prywatnym. Mógłbyś sobie wreszcie znaleźć jakąś normalną kobietę, a nie wchodzić w dziwne układy ze studentkami, dla których jesteś sugar daddy – poucza mnie Krystian.
Łatwo mu mówić. Ma idealne życie, perfekcyjną rodzinę. On i Sara się uzupełniają, mają te same fetysze, które ich od początku połączyły. Podnieca ich kontrolowany ból.
Ja natomiast nie mogę znaleźć właściwej partnerki, bo mam inne preferencje. Potrzebuję władzy, władzy absolutnej, a nie jest łatwo poznać kogoś, kto się godzi na taką formę związku.
Stąd moja relacja ze studentką. Nie jedyna, bo po każdej takiej znajomości szukam kolejnej z nadzieją, że tym razem mi się to uda. Układ jest prosty – dziewczyna ma mi się podporządkować, pozwolić na kontrolowanie swojej diety, czasu, pilnowanie postępów w edukacji i takie tam. Ach! No i zakaz randek i facetów. W zamian za to dostaje luksusowy dach nad głową, samochód i spore kieszonkowe na poziomie wypłaty managera w korporacji. Nie uprawiam seksu z moimi przyjaciółkami. To byłaby prostytucja, a ja nie mam zamiaru wspierać takiego procederu, choć nikomu go nie bronię.
Wydaje się, że dla biednej studentki znajomość ze mną powinna być szczytem marzeń. Niestety żadna nie wytrzymała dłużej niż pół roku. Wszystkie zaczynały się buntować, łamały zasady i kłamały. Ale to Karola przegięła. Przyłapałem ją w łóżku z jakimś studencikiem. W należącym do mnie domu! Miała jeszcze czelność oburzyć się, gdy kazałem jej się wynosić i oddać kluczyki do auta.
– Dlaczego one nie potrafią dostosować się do prostych zasad? – pytam po części sam siebie, a po części przyjaciół, na których patrzę oczekująco.
– Może dlatego, że są ludźmi i mają swoje potrzeby? – sugeruje Sara, nakładając mi na talerzyk szarlotkę. – Wiesz... to młode, atrakcyjne dziewczyny. Mają potrzeby seksualne, a skoro nie mogą ich realizować z tobą... Poza tym chyba sama bym zwariowała, gdyby Krystian kazał mi jeść tylko zdrową żywność i wyznaczył godzinę policyjną.
– To co innego – bronię się i odchylam głowę, gdy Julek próbuje mi wsadzić dłoń do ust. – Wy jesteście małżeństwem, macie swoje potrzeby i wspólnie je realizujecie...
– A ty nie realizujesz potrzeb swoich przyjaciółek – wtrąca Krystian, odbierając ode mnie dziecko.
– To studentki. Ich potrzebą powinna być pilna nauka w jak najlepszych warunkach – odpieram zirytowany. – Na ich miejscu uważałbym, że złapałem Pana Boga za nogi, a nie się buntował.
– Ale nie jesteś na ich miejscu. – Sara ucina temat. – Dobra, porozmawiajmy o czymś innym. I tak cię nie przekonamy, że się mylisz.
– Postanowiłem zainwestować w nieruchomości komercyjne – idąc za radą przyjaciółki, zmieniam temat. – Kupiłem lokal, w którym znajduje się przedszkole.
– Dosyć... interesujący wybór. – Krystian sięga po swojego drinka i lawiruje nim tak, by Julek nie dorwał się do szklanki. Ten dzieciak będzie nieźle imprezował, gdy dorośnie.
Żałuję, że o tym powiedziałem. Odwracam wzrok i modlę się, byśmy szybko zaczęli rozmowę o czymś innym. Tak, mój wybór jest nietypowy, bo jestem znany jako właściciel klubów i restauracji w Warszawie. Przedszkola i lokale osiedlowe to nie moja bajka. Nie sądzę jednak, że to dobry moment na rozmawianie o przyczynach dziwnej inwestycji. Potrzebuję czasu i pewności, że mogę otworzyć się przed przyjaciółmi.
***
Kilka godzin później wracam do Łomianek. Taksówka zatrzymuje się pod bramą, wysiadam z niej i idę w stronę głównego domu. Podjazd ciągnie się w nieskończoność. Na ogromnym terenie znajduje się kilka budynków. Oprócz największego, w którym mieszkam, jest jeszcze kilka mniejszych.
Okolica jest cicha i spokojna, tak jak lubię. Spędziłem w życiu zbyt wiele czasu w zatłoczonych, głośnych i brudnych spelunach zwanych mieszkaniami, by wybrać takie na swoje miejsce zamieszkania. Bliskość lasu i bezproblemowi sąsiedzi oddzieleni ode mnie wysokim murem to jest to.
Skręcam i mijam swój dom, kierując się ku mniejszemu, z boku działki. Nowoczesny, niewielki budynek z wielkimi oknami stoi w mroku. Uśmiecham się zadowolony, bo ta ciemność oznacza, że Karola się wyniosła i nie będę musiał więcej jej oglądać. Mimo wszystko wolę się upewnić. Wyjmuję z kieszeni spodni klucz i otwieram nim drzwi budynku byłej podopiecznej. Wchodzę do środka, zapalam światło i wzdycham gniewnie.
Owszem, gówniara się wyniosła, ale zostawiła taki rozpierdol, że nie omieszkam wyciągnąć konsekwencji. Dostanie rachunek za sprzątanie, malowanie i wymianę zniszczonych mebli. Zaciskam zęby, wyjmuję telefon i zaczynam dokumentować ten obraz nędzy i rozpaczy.
– Kretynka – warczę pod nosem, oglądając białą ścianę w salonie, na której widnieje wymalowany czerwoną szminką napis: PIERDOL SIĘ!!!
Kremowa, welurowa sofa miała najwyraźniej bliskie spotkanie z czerwonym winem, którego potłuczona butelka zdobi puchaty dywan. Obchodzę go, uważając, by nie wdepnąć w szkło.
Przechodzę do sypialni i po raz kolejny przeklinam. Muszę przyznać, że podziwiam kreatywność Karoliny oraz jej zaciętość. Na łóżku leży wybebeszony materac, z którego wystaje rękojeść noża. Przynajmniej wiem, czym go zmasakrowała. Podobny los spotkał także zasłony.
Gdy otwieram drzwi do łazienki, uderza we mnie odór. Nie wchodzę głębiej, od razu zamykam pomieszczenie. Domyślam się, że panna postawiła klocka i zostawiła mi go w ramach prezentu pożegnalnego.
Wybieram na telefonie numer Marcina, jednego z moich najbliższych współpracowników.
– Cześć, szefie – wita się ze mną. W tle słyszę muzykę i mieszankę głosów. No tak! Marcin ma dziś dyżur w Temptation Club.
– Weź mi ogarnij ekipę sprzątającą – wydaję polecenie, przechodząc przez pomieszczenia do wyjścia. – I to szybko. Karolina zostawiła mi niezły burdel.
– Jasne. – Słyszę, że pracownik ledwie hamuje rżenie. Mi nie jest do śmiechu. – Rozumiem, że panienka nie jest już mieszkanką Łomianek?
– Nie. I znajdź ją – wypowiadam z irytacją kolejną dyspozycję. – Muszę wiedzieć, gdzie wysłać jej rachunek za ogarnięcie tego bajzlu – dodaję już łagodniej, bo to w końcu nie wina Marcina, że dziewczyna nie potrafiła przyjąć z honorem decyzji o końcu naszej znajomości.
Wychodzę z budynku, nie zamykam drzwi na klucz.
– Domek jest otwarty. Postaraj się, by ktoś przyjechał jak najszybciej – proszę i ruszam w kierunku swojego lokum. – Od razu zapłać ekipie ekstra i uprzedź, żeby zabrali jakieś maski. – Wzdycham z irytacją.
Marcin nie wytrzymuje, wybucha śmiechem i rechocze jak głupi. Czekam aż się uspokoi, by go opierdolić.
– To nie jest śmieszne. Przyłapałem ją dzisiaj na zabawie z kochankiem! – skarżę się i dopiero po fakcie dociera do mnie, że to żałosne. – Nieważne. Niech ktoś posprząta i wywali zniszczone meble.
– Dobra, dobra. Jak zwykle się tym zajmę. Wracam do pracy. Spokojnego wieczoru, szefie!
– Spokojnego... – odpieram, ale odpowiada mi już cisza. Skurczybyk się rozłączył!
Nie zapalam świateł, kieruję się po ciemku do gabinetu i dopiero tam włączam lampkę przy biurku. Odpalam komputer i do razu wchodzę na stronę slave-dom.pl. To forum dla ludzi o upodobaniach z zakresu BDSM.
Nie przeglądam postów, tylko jeden, konkretny profil, użytkowniczki ZaopiekujSieMna. Wiem, że to kobieta z Warszawy i ma trzydzieści dwa lata. A co tam! Wiem znacznie więcej, nie będę ukrywał. Sprawdziłem ją już jakiś czas temu, gdy tylko zwróciła moją uwagę.
Chciałabym znaleźć kogoś, przy kim poczuję się na tyle bezpiecznie, by oddać mu kontrolę. Mężczyznę stanowczego, władczego, ale też takiego, który nie boi się okazać czułości i opiekuńczości.
Czytam wpis kobiety i jestem przekonany, że to właśnie ja jestem tym, o kim ona pisze. Minimalizuję stronę i loguję się na Facebooka, by po raz kolejny zobaczyć jej profil. Gdy już będziemy razem, zadbam o to, by zmieniła ustawienia prywatności. Nie powinna dawać nikomu przypadkowemu dostępu do swojego życia.
Fiut mi staje na baczność i próbuje wyrwać się ze spodni, gdy oglądam zdjęcia Natalii. Dosyć wysoka, o bardzo kobiecej figurze, krągłych biodrach i sporym biuście, a jednocześnie wąskiej talii. Brązowe włosy ma związane w koński ogon, a pełne usta pomalowane czerwoną szminką. Jest ubrana w białą sukienkę w grochy. Typ pin-up girl. Ideał. Mój cudowny, wyjątkowy ideał. Będzie nam razem wspaniale. Pokażę jej, że jestem mężczyzną stworzonym dla niej. Zadbam o nią, zaopiekuję się i przychylę nieba.
Otwieram kolejne zdjęcie. Zwyczajne jeansowe szorty, biała koszulka i trampki. Wygląda na to, że Natalia była na jakiejś wycieczce. Oblizuję usta, marząc o tym, by pocałować jej pełne wargi, podciągnąć bluzkę i possać sutki.
To nie jest kolejna studentka, gówniara, a dorosła kobieta. Taka, z którą mógłbym stworzyć prawdziwy związek, a nie tylko bawić się w dom, by nakarmić potrzebę kontroli. Po raz pierwszy chcę od uległej czegoś więcej niż posłuszeństwa i czasu. Pragnę jej całej. Jej duszy, serca, umysłu i ciała, a w zamian oddam jej siebie, każdą, popieprzoną część.
Nie! Nie mogę fantazjować o tej kobiecie póki jej nie poznam. Spotkałem w swoim życiu zbyt wielu fałszywych ludzi, by ufać komuś na podstawie kilku wpisów na portalu dla fanów BDSM. Może to kolejna lalka, która naczytała się romansów i myśli, że dominacja polega na kupowaniu drogich ciuchów i dawaniu klapsów?
W głębi duszy czuję jednak, że mam rację co do Natalii. To kobieta dla mnie i będzie wkrótce moja.
2
Natalia
– A więc jesteś przedszkolanką? – pyta facet, który siedzi naprzeciwko mnie w barze i trzyma w pulchnej dłoni kufel piwa.
Mam ochotę wyrwać mu drinka, wylać na łysiejącą głowę i wyjść, robiąc porządne przedstawienie.
– Nauczycielką wychowania przedszkolnego – poprawiam go. – Na zdjęciach wyglądałeś inaczej – wypalam ostro, ponieważ czuję się oszukana.
Nie chodzi o to, że ma brzuszek i przerzedzoną czuprynę, ale o fakt, że mnie okłamał.
– Wiesz... – mężczyzna wzrusza lekceważąco ramionami – wysłałem zdjęcie kumpla. Kobiety są puste, obchodzi was tylko kasa i wygląd. Nie miałbym szansy pokazać ci swojego zajebistego charakteru, gdybyś na początku zobaczyła jak wyglądam.
No tak, zajebisty charakter... oszusta, krętacza i mizogina...
– Nie sądzę, żeby to było fair... – zaczynam uprzejmie i spokojnie, choć w żyłach już mi się gotuje.
– Daj spokój! Napijemy się, a później będziesz grzeczną dziewczynką i zrobisz mi loda w aucie.
Zatyka mnie. Autentycznie mnie zatyka, gdy ten bezczelny, obleśny typ wyskakuje z taką propozycją! Trafił mi się kolejny pseudodominujący, który myśli, że życiowym celem uległej kobiety jest zaspokajanie bez szemrania zachcianek zwykłego buca!
– Nie ma mowy! – warczę, sięgając po torebkę. Wyciągam z niej portfel i kładę na stoliku dwadzieścia złotych za mojego drinka. Nie pozwolę, by ktoś taki za mnie płacił.
– No co? Będziesz udawać trudną do zdobycia? – Facet rozpiera się wygodnie na krześle i spogląda na mnie kpiąco.
Krew mnie zalewa!
– Nie muszę udawać – sarkam i mrużę oczy, pokazując swoje niezadowolenie. – Nie jestem desperatką, która musi zgadzać się na relację z byle kim. – Unoszę dumnie podbródek. – Nie dogadamy się. Mamy zupełnie inne wizje znajomości uległej i dominującego.
– Nie powinnaś wybrzydzać. – Mężczyzna nie daje za wygraną. – Wiesz ile na portalu jest chętnych dwudziestek? Ty podchodzisz już pod kategorię milfa...
Nie wytrzymuję. Zrywam się w krzesła, zakładam torebkę na ramię i na pożegnanie fukam w stronę szanownego pana o internetowym pseudonimie BadzMajaSuka. Nie wiem, co mnie podkusiło, by się z nim spotkać! Już sam jego nick wskazywał wyraźnie na to, że nic z tego nie będzie!
Przeciskam się przez tłum imprezowiczów i wychodzę z knajpy. Uderza we mnie przyjemne, rześkie powietrze. Przymykam oczy i staram się uspokoić.
Decyduję się na spacer, by ochłonąć i nie mieć problemu z zaśnięciem. Co prawda moja sukienka i sandałki na szpilce niezbyt się nadają na już chłodną, wrześniową noc, no ale... Czuję się obrzydzona tym, w jaki sposób zostałam potraktowana i potrzebuję odrobiny ciszy oraz spokoju, a nie zatłoczonego w sobotni wieczór autobusu.
Ruszam więc spod baru na Marszałkowskiej i kilka minut później idę już Alejami Jerozolimskimi. Obejmuję się ramionami, by choć odrobinę uchronić ciało przed chłodem i przyspieszam kroku.
Nie zwracam uwagi na otoczenie, zamiast tego żałuję, że nie skorzystałam z komunikacji miejskiej. Już mam zejść po schodach, by przejść tunelem na drugą stronę ulicy, gdy moją uwagę przyciąga jakaś awantura pod jedną z zadbanych kamienic.
– Nie wiesz, kurwa, kim jestem? – wrzeszczy w amoku mężczyzna, którego rozpoznaję.
Nie, nie znam go, ale jego twarz widuję codziennie w telewizji, więc trudno, bym go z kimś pomyliła.
– Zna pan regulamin klubu – odpowiada mu grzecznie, choć stanowczo napakowany facet, który zapewne jest ochroniarzem i próbuje powstrzymać przed ponownym wejściem do budynku słynnego prezentera jednego z serwisów informacyjnych.
– Chuj mnie obchodzi regulamin! Przez lata zasady były jasne! Po co właściciel je zmieniał?! – drze się dziennikarz.
Wymiana zdań kończy się, gdy przed wejściem do kamienicy zatrzymuje się taksówka, a ochroniarz wpycha do niej awanturnika.
Zaciekawiona sytuacją przystaję i udaję, że bawię się telefonem. Dyskretnie oglądam budynek kątem oka i nie widzę na nim żadnego logotypu klubu. Kusi mnie, by wejść do środka i się zabawić, bo potrzebuje odstresowania.
Poprawiam więc swoją granatową sukienkę, przeczesuję palcami włosy i idę w ślad za napakowanym kolesiem, który wraca do środka po pogonieniu prezentera.
Po przekroczeniu progu przystaję zaskoczona, bo kompletnie nie tego się spodziewałam. Znajduję się w niewielkim holu urządzonym na czarno ze złotymi elementami. Naprzeciwko mnie, za kontuarem, siedzi elegancka recepcjonistka.
– Dobry wieczór, w czym mogę pani pomóc? – wita mnie uprzejmie z profesjonalnym uśmiechem.
Podchodzę do jej stanowiska.
– Dobry wieczór. Chciałabym wejść do klubu – mówię nieco onieśmielona, bo to miejsce zaczyna mi się wydawać tajemnicze i nietypowe.
– Oczywiście, poproszę pani kartę członkowską. – Kobieta mierzy mnie oceniającym wzrokiem i już wiem, że nie wejdę dalej.
– Kartę? – pytam zaskoczona, bo po raz pierwszy słyszę o klubie, do którego nie można normalnie się dostać.
– Tak. Rozumiem, że jest pani członkinią klubu? – Kobieta wpatruje się we mnie badawczo.
Z każdym jej słowem moje oczy robią się prawdopodobnie większe. Co to za dziwne, ekskluzywne miejsce?
Z pewnością do niego nie pasuję. Wzdycham zrezygnowana i zaczynam się wycofywać.
– Przepraszam, chyba coś pomyliłam. Miłego wieczoru – żegnam się przygaszona i opuszczam tajemniczą kamienicę.
***
Pół godziny później wchodzę do kolejnego starego budynku. Niestety ten nie jest już zadbany. Obskurna kamienica na Krochmalnej woła o pomstę do nieba, szybki remont, a najlepiej wyburzenie i zastąpienie czymś nowym. Czymkolwiek, serio.
Wspinam się po schodach, które mają za sobą lata świetności i pomagam sobie latarką w telefonie, bo oczywiście na klatce nie ma żarówki. Administracja już dawno przestała montować nowe, bo wciąż ktoś je kradnie.
Wchodzę na drugie piętro, wyjmuję z torebki klucze i próbuję wsunąć jeden z nich do zamka. Po kilku próbach i zmianie ustawienia latarki udaje mi się.
Oddycham z ulgą, kiedy przekraczam próg mieszkania. Zamykam za sobą drzwi i upewniam się, że skorzystałam ze wszystkich trzech zamków i łańcuszka. Sąsiedztwo nie jest spokojne, więc wolę dmuchać na zimne.
Zapalam światło i zrzucam szpilki. Aż stękam z ulgi, gdy moje nagie stopy dotykają miękkiego dywanika rozłożonego w przedpokoju. Przechodzę do kuchni, wyjmuję z lodówki butelkę wódki i sok pomarańczowy. Z szafki nad zlewem biorę szklankę i robię sobie drinka.
Popijając napój, przechodzę do sypialni, w której oprócz szafy i łóżka stoi biurko. Zupełnie jak w czasach, gdy byłam przestraszoną, głodną dziewczynką, zaniedbywaną przez matkę alkoholiczkę.
Siadam przy blacie i otwieram laptopa. Wchodzę na portal slave-dom.pl, loguję się i piszę post:
Nie wiem, dlaczego mężczyźni, którzy nie szanują kobiet, próbują ukrywać to pod maską dominujących. Brak kultury i mizoginia to nie to samo, co dominacja.
Gdzie tu opieka? Odpowiedzialność? Zaufanie?
Czy tak trudno znaleźć PRAWDZIWEGO dominującego? Kogoś, kto jest odpowiedzialny i wie, że oddanie mu władzy wymaga zaufania, a nie tylko dobrych chęci?
Czy kobieta uległa nie ma prawa decydować o tym, komu i w jakich granicach się odda?
Marzę o wspaniałej relacji. Takiej, w której poczuję się bezpiecznie, a przekazanie panowania nade mną zostanie docenione przez Pana, którego wybiorę. Czy to jest możliwe? Czy jednak wciąż będę trafiać na krętaczy?
Klikam „Wyślij” i sekundę później na moim profilu pojawiają się te przemyślenia. Dopiero teraz zaczynam przeglądać wiadomości otrzymane w ciągu ostatnich kilku godzin.
Od razu blokuję delikwenta, z którym spotkałam się na bardzo nieudanej randce. Nie mam zamiaru mu się tłumaczyć, a tym bardziej przepraszać. Nie chcę go znać!
Kilku kolejnych, potencjalnych rozmówców skreślam już na starcie. Wiadomości od nich są albo wulgarne, albo zawierają prośby o rozbierane zdjęcia.
Już chcę wyłączyć przeglądarkę, gdy moją uwagę przyciąga charakterystyczny dźwięk. Spoglądam na tablicę i zauważam komentarz pod moim postem.
TwojOpiekun:
Doskonale rozumiem Twoją frustrację @ZaopiekujSieMna. Wciąż szukam swojej uległej księżniczki, która doceni moje starania i troskę. Świat BDSM jest pełen pozerów, aktorów i ludzi, którym brakuje szczerości i otwartości.
Związek Uległej z Dominującym to partnerstwo z przesuniętym środkiem ciężkości. Nikt nie powinien mieć absolutnej władzy nad życiem drugiego człowieka. A Dominujący powinien być wdzięczny, że jego Uległa darzy go tak dużym zaufaniem, by pozwolić mu na roztoczenie nad sobą opieki.
Zaintrygowana wpatruję się w te kilka zdań i czuję, że moje serce przyspiesza. To tylko słowa, nie powinnam wykazywać zbyt wielkiego entuzjazmu. Mógł je napisać każdy. Na przykład ktoś taki, jak mężczyzna, z którym spotkałam się dzisiaj.
Przez chwilę się waham, ale dochodzę do wniosku, że nie mam nastroju na dyskusję. Odpiszę użytkownikowi TwojOpiekun jutro. Albo innego dnia, gdy będę miała lepszy humor i nie będę oceniać go przez pryzmat kogoś innego.
3
Marcel
Po raz kolejny, siedząc w biurze w Temptation, sprawdzam, czy Natalia nie odpisała mi nic na portalu i z rozdrażnieniem stwierdzam, że kobieta milczy.
Jestem cierpliwym człowiekiem. Lata szkolenia militarnego, udział w tajnych misjach i konfliktach zbrojnych nauczyły mnie, że emocje należy trzymać na wodzy. Jeśli ja i piękna uległa jesteśmy dla siebie stworzeni, nie muszę się spieszyć. Wręcz przeciwnie, powinienem przemyśleć swoje ruchy.
Wczorajszy wpis Natalii mocno mnie poruszył. Domyślam się, że musiała odbyć jakieś nieudane spotkanie z kimś, kto tylko udaje dominującego i kusi w ten sposób kobiety, licząc na to, że znajdzie naiwną. Całe szczęście moja przyszła uległa ma głowę na karku i wie, czego chce.
Niechętnie odkładam telefon i zabieram się za pracę. Myślę, że Temptation jest kwintesencją mojej manii kontroli. Dbam o elitarność lokalu, przyjmuję do niego tylko najzamożniejszych i najbardziej wpływowych członków społeczeństwa, którzy marzą o bezpiecznej przestrzeni do czerpania rozrywki i realizowania fantazji seksualnych. Moi goście nie wiedzą, że odwiedzając Temptation, dostarczają mi informacji i haków na samych siebie, które zdarza mi się czasem perfidnie wykorzystywać.
Otwieram laptopa i przeglądam raporty z ostatniej nocy, by upewnić się, że nie wydarzyło się nic niepokojącego. Jeszcze kilka lat temu w klubie nie obowiązywały żadne zasady, jednak wprowadziłem je, gdy doszło do kilku niepokojących sytuacji, a Sara została skrzywdzona przez swojego ówczesnego dominującego i innych mężczyzn. Od tego czasu kamery w lokalu nie służą tylko do zbierania brudów na wpływowych gości, ale także do zapewnienia bezpieczeństwa.
Zgodnie z informacjami, ostatniej nocy wydarzył się tylko jeden incydent. Prezenter i dziennikarz, Emil Straus, przesadził z alkoholem i został przyłapany na zażywaniu narkotyków. Z tego powodu ochroniarz wyprowadził go z Temptation, co nie spotkało się ze zrozumieniem pana z telewizji. No cóż... zasady się zmieniły. Nie ma już ćpania w klubie. Przynajmniej nie dla wszystkich. Jest pewna grupa ludzi, która może więcej, ale nie w części ogólnodostępnej i nie za standardową opłatą. I nie w czasie seksualnych zabaw. Przecież nie mogę zrezygnować z pozyskiwania informacji, a nie oszukujmy się – narkotyki potrafią rozwiązać język i doprowadzić do kompromitujących scen.
Otwieram dołączony do raportu zapis z kamer, aby obejrzeć opisaną sytuację. Nic niezwykłego. Kolejny awanturujący się gość, który myśli, że jest bogiem, bo ma znaną mordę i miliony na koncie. Prycham z irytacją i przez chwilę rozważam, czy opłaca mi się trzymać tego śmiecia w klubie, czy może jednak znaleźć pretekst do zakończenia jego członkostwa.
Odpuszczam, gdy moją uwagę zwraca obraz z kamery przed kamienicą, w której mieści się Temptation. Znajoma twarz, sylwetka o której śnię nocami. Natalia.
Kobieta obserwuje scenę rozgrywającą się przed klubem, a później... wchodzi do środka! Widzę, że moja przyszła uległa, moja księżniczka, rozmawia z recepcjonistką po czym zrezygnowana wychodzi.
Oddycham z ulgą, kiedy dociera do mnie, że kobieta nie spotkała po drodze żadnego z degeneratów odwiedzających mój klub, a skoro pół godziny później wrzuciła post do internetu, to wróciła do domu bezpiecznie.
Od razu rozpoznaję dyżurującą ostatniej nocy recepcjonistkę i nie zważając na to, że ma dzisiaj wolne, postanawiam do niej zadzwonić. Jest koło południa, a dziewczyna skończyła pracę o szóstej rano, więc jestem szefem bez serca, skoro się do niej dobijam.
Z niecierpliwością przykładam telefon do ucha i bujam się w fotelu, czekając aż moja pracownica odbierze. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Irytuję się, a to nie w moim stylu.
– Halo? – Słyszę w końcu zaspany, cienki głosik.
– Cześć, Martyna – witam się. – Opowiedz mi o kobiecie, która przyszła w nocy do Temptation i nie miała członkostwa.
Recepcjonistka wzdycha ciężko i widzę w wyobraźni, że z irytacją przewraca oczami. Nie mam jej tego za złe. Jestem wrednym szefem, który zawraca dziewczynie głowę w wolnym czasie.
– No była taka... – jęczy Martyna i głośno ziewa. – Chyba weszła, bo zaciekawiła ją awantura z panem Strausem w roli głównej. Nie wiedziała, co to za miejsce. Gdy wyjaśniłam jej, że potrzebuje karty, wyszła. I tyle. Szefieee – przeciąga słowo – daj mi spać.
– Dobra, dobra, już nie przeszkadzam – odpowiadam ze skruchą. – I dziękuję – dodaję przed rozłączeniem się.
Wstaję i wsuwam telefon do kieszeni. Nerwowo przechadzam się po biurze. W moich żyłach ekscytacja miesza się z bezzasadną zazdrością.
– Przecież Natalia nie spotkała się z członkiem klubu – mamroczę sam do siebie. – A randkę miała kiepską – dodaje dla otuchy.
Nie mogę dłużej znieść tej niepewności! Ile mogę oglądać zdjęcia kobiety na Facebooku i wzdychać do nich?! Decyduję się zrobić kolejny krok. To odważne posunięcie, ale życie jest krótkie. Zwłaszcza życie kogoś takiego jak ja...
***
Godzinę później parkuję samochód niedaleko budynku na Ursynowie. Tego, w którym kupiłem lokal usługowy pełniący rolę przedszkola. Wysiadam z auta i waham się przez chwilę, nim stawiam pierwszy krok. Wiem, że mogę jeszcze zawrócić, ale jakaś siła pcha mnie do przodu.
Przechodzę przez osiedlową uliczkę i kieruję się do placówki. Wchodzę do środka i wita mnie piekielny hałas. W nijakim, neutralnym korytarzu nie ma żywej duszy, ale i tak słyszę jazgot dziesiątek dziecięcych głosów.
Uśmiecham się pod nosem, bo wiem, że jeszcze trochę i Julek też dołączy do takiego grona. Już sobie wyobrażam irytację Sary i Krystiana, gdy, jak to dziecko, będzie zadawał im dziesiątki pytań w stylu „a po co?”, „a dlaczego”, „a gdzie?”. Też chcę mieć w domu takiego ciekawskiego berbecia. I chcę, by jego matką została Natalia.
Podchodzę do drzwi z napisem „Dyrektor”. Ledwo pukam, słyszę energiczne, mocne „proszę”. Bez wahania wchodzę więc do środka i z szerokim uśmiechem witam się z szefową przedszkola „Chmurka”.
– Dzień dobry, pani dyrektor. – Używam swojego najcieplejszego, najsympatyczniejszego głosu.
– Och! Panie Marcelu, a co pan tu robi? – Kobieta rozgląda się po pomieszczeniu lekko spanikowana. Jej wzrok kieruje się na stertę papierów na biurku.
– Byłem w okolicy i pomyślałem, że wpadnę, by zobaczyć stan lokalu – wyjaśniam spokojnie, by nie stresować biedaczki, która ma pewnie w głowie kilka niepokojących scenariuszy.
Rozumiem ją. Mam świadomość, że potrafię przytłoczyć swoją obecnością. Dodatkowo kupiłem to miejsce przez pośrednika, dopełniając tylko formalności, ale nie widząc nawet lokalu, bo to nie o niego mi chodziło. Dyrektorkę spotkałem raz, gdy z poprzednim właścicielem tego miejsca przyszła do biura agenta nieruchomości, by mnie poznać i przenieść umowę najmu.
– Chcę się upewnić, że stan techniczny pomieszczeń jest odpowiedni – uspokajam szefową placówki. – W końcu chodzi o bezpieczeństwo dzieci – dodaję z szerokim uśmiechem.
Nieco spokojniejsza kobieta zaczyna energicznie kiwać głową. Wręcz widzę, jak jej ramiona rozluźniają się z ulgi.
– Akurat mamy porę zabawy przed obiadem. Chcemy trochę wymęczyć dzieci, więc panuje spore zamieszkanie. – Dyrektorka spogląda na mnie przepraszająco.
– Nie ma problemu. Dzieci mnie nie przerażają. – Puszczam jej oczko i przesuwam się na bok, by dać znać, że powinna ruszyć cztery litery w stronę drzwi i oprowadzić mnie po przedszkolu.
Kobieta na szczęście łapie aluzję, wychodzi zza biurka i przeciska się obok mnie na korytarz.
– Może zaczniemy od sali maluchów? – proponuje, zerkając na mnie z dołu. Dzieli nas jakieś czterdzieści centymetrów wysokości.
Na potwierdzenie kiwam głową i wskazuję ręką, by szła przodem. Ruszamy w kierunku prawdopodobnie najgłośniejszego pomieszczenia w całym budynku.
Gdy przemiła dyrektora otwiera drzwi do sali, uderza we mnie huk i jazgot, którego źródłem jest gromadka rozbrykanych, na oko, trzylatków. Dzieciaki chyba tańczą. Trudno to określić, bo równie dobrze mogą wykonywać jakieś nieskoordynowane ruchy w rytm muzyki.
Zamieram w przejściu, kiedy moim oczom ukazuje się ONA. Piękniejsza niż na zdjęciach, ubrana w rozkloszowaną czerwoną sukienkę przed kolano i białe tenisówki. Marzenie, bohaterka moich fantazji. Natalia.
Kobieta wykonuje proste figury taneczne i zachęca maluchy, by ją naśladowały. Jej policzki są zarumienione, kucyk lekko rozwiany, a oczy... a oczy lśniące niesamowitym blaskiem.
Wpatruje się w tę kobietę z czystym zachwytem i mam gdzieś, że pewnie widać to po mnie. Natalia zasługuje na to, by ją czcić.
– Ciociu! – Z rozmyślań wyrywa mnie piskliwy głosik, który należy do ubranego w ogrodniczki, rudego chłopczyka. – Ten wujek się na ciebie gapi! – mówi dzieciak konspiracyjnym tonem, przebijającym się przez muzykę i jego kolegów, po czym wskazuje na mnie palcem.
Od razu się prostuję i odwracam lekko wzrok, by skierować go za Natalię, a nie bezpośrednio na nią.
– Dzień dobry, dzieci – odzywa się głośno zażenowana dyrektorka. – To pan Marcel Kilian. Odwiedził nas, żeby zobaczyć, czy bawicie się w ładnych salach.
W pomieszczeniu roznosi się szmer wymieszany z chichotem. Nie wiem po co szefowa tłumaczy się przedszkolakom. Przecież one i tak nic z tego nie zrozumieją.
Dzieci gapią się na mnie, mocno unosząc główki i rozdziawiając usta. Jedynie wygadany rudzielec nie wydaje się zszokowany moją obecnością. Podchodzi do mnie energicznie. Muszę kucnąć, by zmniejszyć dzielącą nas różnicę wzrostu, bo inaczej młody będzie rozmawiał z moimi kolanami.
– Lubiś nasią ciocię? – wypala chłopiec, a ja, Natalia i dyrektorka aż się krztusimy ze śmiechu lub zaskoczenia. – Ładna jest, plawda? – Młody robi krok bliżej i szepcze mi do ucha.
Uśmiecham się szeroko i zerkam na zawstydzoną Natalię.
– Bardzo ładna – mruczę i tarmoszę dzieciakowi włosy.
– Antoś! Nie zawracaj panu głowy! – fuka moja luba, ale nie wydaje się zła. Jest rozbawiona i zażenowana sytuacją. – Przepraszam, Antek jest bardzo otwartym dzieckiem – zwraca się do mnie, podchodzi, bierze chłopca za rękę i odciąga do reszty grupy.
Ten młody właśnie został moim nowym, najlepszym kumplem. Coś czuję, że będzie z niego doskonały sprzymierzeniec w walce o serce pani przedszkolanki.
– Nic się nie stało – uspokajam Natalię i robię krok do przodu, by wyciągnąć do niej rękę. – Marcel Kilian – przedstawiam się zachrypniętym głosem – kupiłem ten lokal. Przyjechałem sprawdzić, czy coś wymaga remontu.
Kobieta przez chwilę nieufnie wpatruje się w moją dłoń, ale w końcu podaje mi swoją. Rozumiem reakcję jej i dyrektorki. Zgodnie z umową najmu, to właścicielka przedszkola odpowiada za stan techniczny lokalu. Pewnie martwią się, że przyszedłem na zwiady, by później wypowiedzieć im umowę. Robię więc dobrą minę do złej gry i mam nadzieję, że wkrótce przekonam do siebie wszystkie panie pracujące w „Chmurce”.
Ściskam ostrożnie delikatną dłoń Natalii. Czuję jak przez moje ciało przepływa prąd, gdy się dotykamy. Jej skóra jest tak delikatna, że mam ochotę od razu przysunąć usta do palców kobiety i pocałować każdy z osobna. Powstrzymuję się z trudem i puszczam tę kuszącą rączkę.
W oczach kobiety widzę ogień. Działam na nią tak samo, jak ona na mnie. Natalia nieświadomie zwilża pełną, dolną wargę językiem i spuszcza wzrok, a jej policzki oblewają rumieńce.
– No to... – chrząkam – co tu jest do naprawy? – pytam, rozglądając się po sali.
– Och! Przedszkole jest w doskonałym stanie. Zapewniam pana, że jako najemcy dbamy o lokal jak o swój – wcina się dyrektorka.
Lubię tę energiczną, starszą panią, ale wolałbym, żeby wróciła do swojego gabinetu. Najlepiej razem z gromadką dzieci, które odwracają uwagę Natalii od mojej osoby.
– Kibelek się zepsiuł! – woła Antek, a szefowa przedszkola robi chyba mentalnego facepalma.
Nie mogę powstrzymać chichotu. Lubię szczerość dzieciaków i ich niewyparzone języki.
– Co jeszcze, Antek? – pytam żartobliwie młodego.
Chłopiec rozpoczyna litanię, która ma niewiele wspólnego z remontami, za to bardzo dużo z listem do świętego Mikołaja. A nie mówiłem? Nie było sensu tłumaczyć przedszkolakom po co przyszedłem.
Dalsza część w wersji pełnej