Ostatni berserk - Maciej Szymczak - ebook + audiobook

Ostatni berserk ebook i audiobook

Maciej Szymczak

3,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

„Ostatni berserk” to mroczna opowieść fantasy osadzona w średniowiecznej Skandynawii. Po upadku pogańskiej rebelii Swena Blota berserkowie stają się wyjętymi spod prawa banitami. Ścigani przez nowe chrześcijańskie prawo kończą życie pod katowskim toporem. Stary Gauko, ostatni z elitarnych wojowników, który przez wiele lat ukrywał się na górskim pustkowiu, napotyka pewnego dnia w lesie na wpół żywego młodzieńca. Tchnięty wewnętrzna intuicją postanawia go uratować. Człowiekiem tym okazuje się zbiegły z książęcego grodu niewolnik, będący pochodzącym z dalekich krain Słowianinem. Losy młodego uciekiniera i starego berserka splatają się ze sobą. Czy Słowianin posiądzie magiczną moc i stanie się niedźwiedziem Odyna? Czy uda mu się dokonać zemsty na swoich prześladowcach? Całą historię poznacie, sięgając po debiutancką powieść Macieja Szymczaka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 195

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 38 min

Lektor: Maciej Szymczak
Oceny
3,8 (35 ocen)
10
11
10
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Freezer50

Nie oderwiesz się od lektury

Brutalna
00
Zolar86

Nie oderwiesz się od lektury

Zacna opowieść. Oby był następny tom.
00
xKarol

Z braku laku…

Pomysł na fabułę nawet, ale z wykonania oprócz fascynacją pogańskimi wierzeniami wyziera jedynie wielka chęć pokazania chrześcijaństwa jako totalnej deprawacji i patologii. I tak, wiem, ze książka z założenia jest fantazją autora, ale z jego fantazji to właśnie da się wyczytać.
00

Popularność




Tytuł: Ostatni berserk

Autor: Maciej Szymczak

Copyright © Wydawnictwo IX. 2021

Copyright for the cover art ©

by Dawid Boldys & Wydawnictwo IX. Kraków 2021

All rights reserved.

Wydawca: Krzysztof Biliński, Wydawnictwo IX

Redakcja: Marta Sobiecka

Redakcja historyczna: Tomasz Cybiński

Korekta: Magdalena Berek

Skład, łamanie i przygotowanie do druku: Krzysztof Biliński

Ilustracja na okładce: Dawid Boldys

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Żadna część książki nie może być w jakikolwiek sposób powielana bez zgody wydawcy, za wyjątkiem krótkich fragmentów użytych na potrzeby recenzji oraz artykułów.

Wydawnictwo IX

[email protected]

wydawnictwoix.pl

Kraków 2021

Wydanie I

ISBN 978-83-962684-7-1

Lepiej walczyć i upaść niż żyć bez nadziei

Völsunga Saga

PrologRagnarök

Ciemne chmury mknęły po nieboskłonie, formując się w pokraczne kształty. Słońce z marnym skutkiem próbowało przebić się przez zwartą twierdzę obłoków, rzucając odrobinę światła na targane wichrem czupryny wojów. Zbrojne rzesze zebrały się na trawiastej równinie, by wesprzeć króla w decydującym starciu. Nadszedł Ragnarök – ostateczna bitwa pomiędzy zwolennikami starego i nowego ładu. Stojący na czele pogańskich oddziałów Swen Ofiarnik wypatrywał posła, obserwując odległy las włóczni i tarcz wrogiej chrześcijańskiej armii. Długie włosy opadały mu swobodnie na ramiona, podobnie jak siwa broda misternie zaplątana w warkocz. Stojący obok niego kapłan Odyna w upiornym makijażu wzniecał okrzyki bojowe wśród wojowników, budząc w nich wilczy głód krwi. Odziani w kolczugi i hełmy mężczyźni śpiewali do swych tarcz, uderzając w nie toporami i mieczami. Wprowadzali się w szał bojowy, prosząc o siłę i odwagę Ojca Poległych. Uświęcone symbole zdobiły ich tarcze, a liczne amulety, połyskujące na szyjach, miały ustrzec od goryczy porażki. Wiatr wciąż wzmagał się, przynosząc na pole bitwy powiew rześkiej bryzy znad Bałtyku. Nadciągał sztorm, a wraz z nim Asowie i Wanowie zaciekawieni nadchodzącym starciem.

Po drugiej stronie równiny, pod sztandarem żeliwnego krzyża zbierały się sprzymierzone wojska chrześcijan. Namaszczony przez duchowieństwo król Inge I, wraz z biskupami i możnymi panami, z dumą spoglądał na armię zgromadzonych wojowników. Oddziały zaprzyjaźnionych Sasów, Fryzów i Dunów stały w szeregach, tworząc szyk bojowy. W przeciwieństwie do zabijaków Swena trwali oni w ciszy, pokornie przygotowując się do starcia. Biskup Lund błogosławił kolejno oddziały walczących, wymachując w powietrzu kropidłem. Słowa modlitwy podnosiły morale żołnierzy, dodając im otuchy przed walką. Inge, po krótkiej naradzie z dowódcami, wysłał w poselstwie do Swena Ofiarnika młodego diakona Huberta. Był on biegły w sztuce dyplomacji, a kształcił się w samym Paryżu na frankijskim dworze. Duchowny ruszył w kierunku pogan, osłaniany przez niewielki oddział zbrojnych. Ufny w moc boską kroczył dumnie przez wysokie trawy, śmiało zmierzając ku wrogim zastępom bałwochwalców.

Swen, widząc zbliżające się poselstwo zakrzyknął do swych wojów po czym uniósł zaciśniętą pięść. Rozśpiewana wataha wilczych wojowników ucichła, zapanowała grobowa cisza. Słychać było tylko odległe morskie fale uderzające o poszarpany brzeg i opętańczy wizg nadciągającego z południa wichru.

— Oto zaczyna się Ragnarök. Widzicie, jak słońce zmaga się w górze z siłami ciemności? To sam Fenrir zerwał się z łańcuchów, by pogrążyć świat w chaosie — przemówił wzniośle Ulf, kapłan jednookiego boga, gładząc dłonią rękojeść miecza.

Burza ciemnych kudłów sterczała z czubka jego głowy opadając na lewą stronę twarzy, sięgając bujnej, krzaczastej brody. Był nie tylko kapłanem Odyna, ale także wojownikiem, który wielu śmiałków wysłał już do Walhalli. Przykuwał uwagę potężną posturą, a jego twarz stale przybierała grymas filozoficznej zadumy, czyniąc z niego myśliciela ludów północy. Bogowie zesłali na niego szał mądrości, często popadał w wieszcze stany, tłumacząc pobratymcom znaki zsyłane przez nieśmiertelnych. Stał w jednym szeregu u boku najbardziej znamienitych wojowników, Thorleva Upartego, Hodbroda Szalonego, Gorma Straszliwego i przywódcy pogańskiej rebelii, Swena Ofiarnika. Przeczesywał wzrokiem niebo, próbując odczytać znaki zwycięstwa z nadciągającego sztormu. Jaśniejący w oddali piorun uznał za wystarczającą odpowiedź. Oto w asyście gromów nadciągał król przestworzy – Thor, wraz ze swym potężnym młotem, Mjölnirem, przybywał, aby wesprzeć swych wyznawców w walce.

— Nie możemy zawieść naszego ludu i zbrukać pamięci przodków. Tylko od nas zależy, czy ciemność zapanuje nad światem — rzekł Ulf, po czym zaczął intonować cichą pieśń dedykowaną władcy piorunów.

— Chwała bogom! — zakrzyknął hardo Gorm Straszliwy, uderzając głownią topora w tarczę, aż huczało. Jego zniekształcona bliznami twarz budziła trwogę w wielu przeciwnikach.

— Chwała bogom! — zawtórowali mu inni, uderzając mieczami w tarcze.

Młody kleryk zadrżał na widok pogańskich wojsk. Obraz rosłych, brodatych mężczyzn wzbudził w nim strach. Jeszcze przed chwilą był pewien zwycięstwa, przekonany, iż niezwyciężony Chrystus wpędzi do lodowatego grobu diabła Odyna. Nigdy wcześniej nie czuł trwogi przed poganami, zawsze patrzył na nich z wyższością. Teraz żałował, iż podjął się poselstwa. Stanął parędziesiąt metrów przed orszakiem Swena, czekając aż ten przybędzie pertraktować. Śledził z niepokojem poczynania przeciwników.

Ulf chwycił w dłoń włócznię poświęconą Odynowi po czym wystąpił z szeregu. Wskazał drzewcem dwóch towarzyszących mu wojów. Ruszył na spotkanie poselstwa wraz z Hodbrodem Szalonym i Gunnarem Wysokim.

Kleryk zadrżał mimowolnie na widok zbliżających się wikingów. Zebrał się na odwagę, przywdziewając maskę wzgardy. Spojrzał z góry na zbliżającego się kapłana Odyna. Pogarda aż kipiała z jego oblicza, gdy kwaśnym głosem oznajmił:

— Nie z tobą pragnę rozmawiać, obdartusie. Jesteś kapłanem diabła, ta wiadomość jest przeznaczona tylko dla uszu jarla Swena, z nikim innym rozmawiać nie będę.

Ulf postąpił krok naprzód, wyraźnie rozgniewany. Przyboczni kleryka zareagowali błyskawicznie, zasłaniając go tarczami. Ulf rzekł głosem niezwykle mocnym i hardym, brzmiał jak stara pieśń wypływająca z czeluści zamarzniętych piekieł. Hubert poczuł chłodny dreszcz na karku:

— Żaden to jarl a prawowity król Szwecji. — Wbił włócznię w ziemię, demonstrując umięśnione ramię. — On przywróci dziś stary porządek, wygna misjonarzy z kraju i zburzy ich plugawe świątynie. Ja jestem jego doradcą, jego okiem i uchem, przekażesz wiadomość mnie, albo odejdź, byle prędko! — rzekł stanowczo.

Kleryk obruszył się, marszcząc czoło.

— Z takim dzikusem jak ty mam gadać? — Starał się sprawiać wrażenie pewnego siebie, lecz głos mu drżał, a kolana zaczęły się pod nim uginać.

— Zważ na słowa, wyznawco obcego bożka, zważ do kogo i w jaki sposób się zwracasz — wybrzmiał złowrogo Ulf. — Widzisz moje ramię? — Kapłan Odyna podciągnął rękaw koszuli, pokazując szereg malutkich blizn biegnący od nadgarstka aż po muskularny biceps. — Każde z tych nacięć oznacza wroga, który poległ od mej włóczni, topora lub miecza. Tyle samo sznyt mam i na drugim ramieniu. Czy możesz pochwalić się podobną ilością zabitych wrogów?!

Hubert spojrzał z niedowierzaniem na naznaczone bliznami przedramiona Ulfa. W tym momencie stracił resztkę odwagi. Cofnął się o krok, kryjąc za tarczami swych przybocznych. Po chwili zastanowienia zdecydował się przekazać treść wiadomości. Jego głos załamywał się pod wpływem strachu:

— Wróćcie do domu, porzućcie błędy swych ojców i przyjmijcie Chrystusa do waszych serc. Wydajcie nam wszystkich kapłanów z Uppsali, odstąpcie od czci demonów i natychmiast się poddajcie. Jeżeli się ochrzcicie, to pozwolimy wam żyć w spokoju. Swen ofiarnik, przeklęty poganin i jego plugawy ród zachowa życie. Dla ciebie, czarowniku, nie ma już jednak żadnej nadziei, spłoniesz na stosie wraz z innymi pogańskimi odszczepieńcami, ale przynajmniej Swen ocali swoje wojsko. Król Inge oczekuje natychmiastowej kapitulacji.

Ulf spojrzał zdziwiony na twarze towarzyszących mu kompanów, po czym wybuchnął gromkim śmiechem. Przyboczni wojacy zawtórowali mu tym samym opętańczym rechotem, który uniósł się w przestworza zwiastując nadciągającą bitwę. Zaskoczony kleryk uczynił znak krzyża, przeklinając w duchu zuchwałość czarownika. Ulf odrzekł dumnie, prężąc potężną pierś:

— To jest Ragnarök! — powiedział hardo. — Nie będzie żadnych ustępstw! Zwyciężymy albo zostaniemy zwyciężeni. Nadziejemy wasze głowy na włócznie i zaniesiemy je w ofierze bogom do Uppsali. Chwała Thorowi, chwała Freyrowi, chwała Odynowi! — wrzasnął, wywołując okrzyki aprobaty wśród wojowników.

Hubert już miał się wycofać, by przekazać wieści o klęsce misji dyplomatycznej, gdy nagle Hodbrod Szalony skoczył do przodu i zadał cios włócznią. Grot przemknął jak błyskawica ponad tarczami strażników, tnąc policzek kleryka. Ten wrzasnął panicznie, chwytając się za okaleczoną twarz. Przez palce jego dłoni przelewała się krew, plamiąc habit. Osłaniający posłańca rycerz zamachnął się mieczem, ale Hodbrod był szybszy, w mgnieniu oka zanurzył ostrze grotu w jego oczodole. Gałka oczna wypłynęła wraz z potokiem gęstej juchy, zalewając kolczugę szkarłatnym odcieniem posoki. Kolejny błyskawiczny cios podciął jego nogi, rycerz upadł na ziemię, wypuszczając z rąk tarczę. Hodbrod zagłębił włócznię w jego trzewiach. Ten wydał żałosny jęk, wypluwając krew z ust. Hubert zawodził żałośnie, dociskając rękę do twarzy. Wycofywał się w popłochu, omdlały z bólu i utraty krwi. Strażnicy otoczyli go ciasno, zasłaniając przed włócznią nacierającego Hodbroda. Rycerze przyjmowali pchnięcia na tarcze, odpowiadając cięciami kling mieczy. Szaleniec nacierał wściekle, kąsając ich grotem włóczni niczym pszczoła żądłem.

— Dość! Wracaj do szeregu, na Thora! — skarcił Hodbroda Ulf. Hodbrod aż zagotował się ze złości słysząc komendę, ale usłuchał. Pozwolił wycofać się poselstwu na bezpieczną odległość i wrócił na swoje miejsce. Klął pod nosem, patrząc krzywo na kapłana Odyna.

Ulf kiwnął głową porozumiewawczo do Swena. Przywódca rebelii uniósł topór wysoko w górę. Wojowie zaryczeli, wzniecając okropny hałas. Zaintonowali tradycyjną magiczną pieśń, śpiewając do swych tarcz ozdobionych runicznymi symbolami. Straszliwa melodia niosła się w przestworza, ku uszom uradowanych bogów. Chmury wciąż pędziły po niebie, a nadchodzący sztorm zaczął już przewracać łodzie rybackie w pobliskiej zatoce. Nieśmiertelni przybyli, aby obejrzeć ostateczną bitwę.

* * *

W szeregach chrześcijańskiej armii zapanowało poruszenie. Wspierający króla jarlowie zdzierali gardła nakazując podwładnym utrzymać szyk. Sztandary powiewały na wietrze, zaś mnisi uwijali się jak w ukropie, błogosławiąc kolejne oddziały za pomocą świętej relikwii. Król Inge, otoczony przez wojowników, siedział dostojnie w swym siodle, wypatrując w oddali poselstwa. Razem ze swoją świtą i duchowieństwem zajął miejsce w pierwszym szeregu, stając na czele zgromadzonej przez siebie armii. Zmrużył oczy dostrzegając zbliżających się posłańców. Widok powracającego dyplomaty wzbudził w nim niepokój. Młody diakon słaniał się na nogach, upadając co chwilę na ziemię. Przyboczna straż wycofywała się w wielkim pośpiechu, osłaniając się tarczami. Niewielki oddział stanął w końcu przed obliczem swojego władcy. Zmęczeni mężczyźni wyglądali jak upiory po zmarłych na polu bitwy wojakach. Hubert odkaszlnął, spluwając krwią. Zaciskając czerwone od juchy zęby, uklęknął przed królem. Trzęsącym się głosem zakomunikował:

— Poniosłem klęskę, mój panie. Poganie będą walczyć, nie przystaną na nasze warunki.

Dosiadający białego jak śnieg rumaka Inge zdjął z głowy posrebrzany hełm ze złotą okularową maską. Zacisnął dłoń obleczoną w rękawicę na rękojeści rodowego miecza i rzekł:

— Wielka to ujma na honorze, traktować w ten sposób posła, drogi Hubercie! Nie okażemy im litości, wygubimy wszystkich co do ostatniego! — krzyknął ochrypłym głosem. Rycerze z aprobatą wysławiali jego imię, ślubując mu wierność na polu walki. — Wszyscy oni poczują, czym jest gniew boży!

Klęczący na ziemi kleryk dyszał ciężko, łapiąc z trudem oddech. Spojrzał na władcę przekrwionymi, zmęczonymi oczami. Z rozległej rany wciąż lała się krew. Przemówił słabym głosem:

— W ich szeregach pełno jest czarowników i pogańskich diabłów. Ludzie niedźwiedzie i wilki. Berserkowie, cały oddział berserków — powiedział, słabnąc jeszcze bardziej.

Inge spojrzał porozumiewawczo na biskupa. Dostojnik kościelny siedział na potężnym karym koniu, myślami będąc daleko stąd. Jego oblicze zdawało się być spokojne. Dał znak braciom zakonnym, aby zaopiekowali się rannym Hubertem. Zwrócił swą zadbaną, wypielęgnowaną głowę ku królowi i łagodnie zapytał:

— Czy ci szaleńcy są tak niebezpieczni, jak powiadają?

— Lepiej, abyś nie wiedział, jaka siła drzemie w tych bestiach, czcigodny ojcze. — Władca zamyślił się. — Mamy jednak po swojej stronie bożych wojowników z całej Europy. Jego świątobliwość papież Wiktor III przesłał nam doborowe oddziały jazdy ze wszystkich zakątków cywilizowanego świata. Bóg jest z nami. Jednak na wszelki wypadek będziemy się trzymać z tyłu. Wyślemy najpierw zastępy piechoty, a gdy bitwa rozgorzeje, ruszymy wszystkimi siłami na osłabionego i zmęczonego wroga. Nasze rumaki zadepczą kopytami te przeklęte pogańskie bestie!

— Rozsądny plan, mój panie — pochwalił go biskup. — Wiadomym jest, że strzeżonego pan Bóg strzeże.

— Magnusie! — Inge zwrócił się do rosłego rycerza dzierżącego długą na dwa metry włócznię. — Przekaż rozkazy, niech jarlowie szykują swoje wojska do ataku. Jako pierwsza ruszy piechota Skanii, Fioni, a zaraz za nimi Huskarlowie.

Magnus skinął posłusznie głową, a potem uderzył konia ostrogami, pędząc w stronę formujących szyki wojowników.

— Spójrz na nich tylko, ojcze. — Inge wskazał dłonią na zbrojnych. — Oto zebrali się rycerze pod sztandarem jedynego prawdziwego Boga.

Przybyli z obcych krain mężowie w skupieniu oczekiwali na sygnał do rozpoczęcia walnej bitwy. Jasnowłosi Bawarczycy i Fryzowie, ciemnoocy Kastylijczycy, a nawet niepokorni Czesi i Polanie, stali w jednym szeregu, tworząc zwarty mur pancernej jazdy. Pięć tuzinów doświadczonych na wyprawach wojennych zabijaków czekało tylko, aby zadać śmierć poganom.

— Czyż ten widok nie cieszy cię, ojcze? Sam Chrystus powiedzie dzisiaj naszą armię ku zwycięstwu — dodał przepełniony dumą Inge, po czym z powrotem skrył oblicze za wspaniałym hełmem. Uderzył rumaka ostrogami i poprowadził swych konnych na tyły armii.

Jeźdźcy ruszyli kłusem, wzbudzając podziw wśród pieszych oddziałów. Odziani w kolczugi z długimi rękawami i kaptury kolcze, uzbrojeni w miecze rycerze robili piorunujące wrażenie na szeregowych wojakach. Jarlowie nakazali przegrupować się poszczególnym drużynom. Zastęp Huskarlów z długimi toporami oraz formacja odzianych w zbroje łuskowe Swewów i Gotów przemieściły się na przód. Bęben wybrzmiał głośno, sztandary powiewały na wietrze. Mnisi czynili w powietrzu znak krzyża, wypowiadając sentencje łacińskiej modlitwy.

Wtem z przeciwnej strony pola bitewnego doszedł ich straszny jazgot. Dźwięki dud, rogów i trąb rozbrzmiały złowieszczo, zwiastując nadchodzącą rzeź. Modlący się w królewskim namiocie rycerze usłyszeli straszliwy hałas. Brzmiało to tak, jakby całe niebo zwaliło się im na głowy.

* * *

Swen biegł na czele armii, krew wrzała w jego żyłach, a z oczu ciskał błękitne iskry. Bujna czupryna posiwiałych włosów powiewała na wietrze, rześki smak morskiej bryzy przyjemnie uderzał w nozdrza. Przed oczami przeleciały mu wszystkie bitwy, które kiedykolwiek stoczył. Mdły zapach krwi, kwaśna woń potu i agonalne jęki przeciwników; wiele zim minęło od tamtych chwalebnych dni, lecz Swen nadal pewnie trzymał oręż w potężnej dłoni. Wraz ze swoją doborową drużyną jako pierwsi wbiegli na pole bitwy. Przed nimi rozpościerała się zwarta ściana złożona z wrogich tarcz. Jeśli tylko Odyn pozwoli, przebiją się przez mur włóczni i zaczną masakrować wrogie oddziały. Biegnący obok Swena kapłan z Uppsali zadął w róg, motywując wilcze wojsko do szarży. Upiorny hałas wzbił się w przestworza, okrzyki bojowe dobyły się z setek gardeł. Grad strzał posypał się w stronę wyznawców Odyna. Większość grotów utkwiła w tarczach, jedynie część z nich dosięgnęła celu, wbijając się w torsy rosłych wikingów. Pole bitwy przywitało pierwszych poległych, ścieląc trupami trawiastą równinę. Sascy łucznicy nie mieli szansy, aby wystrzelić kolejną salwę strzał. Fala uderzeniowa nacierającej formacji przełamała szyk bojowy chrześcijan. Zaskoczeni Goci padali pod naporem atakujących pogan, ginąc stratowani przez pędzącą sforę zabijaków. Cięciwy umilkły, zgrzyt ścierającej się ze sobą stali rozbrzmiał na polu bitwy, przyciągając uwagę niebiańskich Asów. Oddziały Swena wdarły się w głąb szeregów wroga, zmuszając go do brutalnej i chaotycznej walki. Rozpoczęła się rzeź. Bardziej doświadczeni wojownicy utrzymali szyk, odpierając atak nacierających pogan, lecz większość niedoświadczonych młodzików zaczęła się wycofywać, ustępując pola wymachującym toporami szaleńcom. Na równinie zapanował bitewny zgiełk, barbarzyńska rządza mordu rozgorzała w opętanych amokiem wojownikach. Swen, dzierżąc w prawicy zaklęty mocą run miecz z łatwością przecinał kolczugi, wywlekając na wierzch parujące trzewia. Liche pancerze nie chroniły piechurów przed ostrością jego oręża, a tarcze pękały, poddając się mocy jego miecza.

Ulf rzucił się w wir walki. Jego topór tańczył w powietrzu wyłupując mózgi z czaszek zaskoczonych przeciwników. Odrąbane kończyny fruwały w powietrzu, użyźniając glebę krwią. Pogańscy wojowie wpadli w szał zabijania, czyniąc z trucheł nieprzyjaciela trakt wojennej zawieruchy. Coraz więcej chrześcijan padało na ziemię z rozległymi ranami. Dziesiątki z nich wykrwawiało się na śmierć, próbując utrzymać na miejscu wypływające z rozprutego brzucha flaki. Ulf ślizgał się wśród szczątek ciał, depcząc po poszatkowanych i rozczłonkowanych korpusach. Był pokryty ciepłą jeszcze krwią, sam będąc tylko lekko rannym. Spojrzał ukradkiem na szalejącego w kotle Swena Ofiarnika. Pogański król rąbał zapamiętale, parując uderzenia zaskoczonych przeciwników, po czym zadawał błyskawiczne cięcia rozpłatując nieprzyjaciół na pół. Jego miecz kosił kolejnych stawiających mu czoła śmiałków, niczym sierp dojrzałe kłosy zboża. Ostra klinga przecinała ścięgna i mięśnie ześlizgując się po chropowatych kościach. Coraz mniej walczących odważyło się stawiać mu czoła, pusta przestrzeń wokół króla wikingów powiększała się w zastraszającym tempie. Potężny brodaty Duńczyk postanowił spróbować szczęścia. Zaryzykował, przedzierając się przez tłum wycofujących się fryzyjskich najemników. W dłoniach dzierżył długi topór, który sięgał jego brwi. Zwinnym ruchem doskoczył do Swena, który w ostatnim momencie zasłonił się mieczem i sparował uderzenie. Ofiarnik odpowiedział szybką kontrą, lecz przeciął tylko powietrze. Duńczyk zgrabnie uniknął jego oręża, a potem zamachnął się celując w tors. Swen odskoczył, ostrze topora musnęło jego kolczugę, zagłębiając się w ziemi. Ofiarnik nie pozostał mu dłużny, ciął błyskawicznie, oddzielając nadgarstek brodacza od reszty ciała. Ciężki topór bojowy ugrzązł w ziemi. Dun spojrzał zaskoczony na biały kikut oderżniętej kości. Z odrąbanego przedramienia wystrzeliła fontanna krwi. Nie zdążył nawet wrzasnąć, gdyż oręż Swena ponownie go dosięgnął, oddzielając czerep od tułowia. Ofiarnik uniósł z dumą brodaty globus i uczepił go do swojego pasa. W zarżniętym przez siebie wrogu rozpoznał Asmunda, z którym w młodości wypływał na wyprawy łupieżcze. Niestety zdradził on bogów przechodząc na stronę kapłanów Chrystusa. Skończył jako trofeum, które Swen złoży w ofierze w Uppsali. Pogański król odetchnął, wycieńczony morderczą bitwą. Młodzi wojownicy mijali go w bitewnym szale, nacierając na wycofujące się oddziały Gotów. Tylko Huskarlowie bronili się jeszcze dzielnie, nie ustępując z pola walki nawet o krok. Ich długie topory ociekały krwią wytoczoną z pogańskich wojowników.

Pozostali przy życiu dowódcy chrześcijańskich formacji bojowych nakazali utworzyć szyk obronny, ale rozbite grupy tarczowników nie potrafiły się już zorganizować, co chwilę ktoś padał martwy z rozłupaną czaszką bądź rozprutym torsem. Stojący w ostatnim rzędzie Jutowie radzili sobie lepiej, lecz i oni zaczęli przegrywać w indywidualnych potyczkach. Nadziewani na włócznie pogan, konali w strasznych męczarniach. Ziemia nasiąkała krwią, przyjmując hojną ofiarę. Rzeź wzmagała się ku uciesze pogrążonych w amoku okrutników. Pierwszy etap bitwy dobiegał końca, zyskujący przewagę wojowie Swena zaczęli dobijać rannych i konających.

* * *

Z królewskiego namiotu wyszedł Inge wraz z możnymi panami i szlachcicami. Msza, odprawiona naprędce przez biskupa, podniosła morale bożych wojowników. W płomiennej przemowie książę Kościoła zapewnił wojów o czekającej na nich po śmierci nagrodzie. Milczący rycerze dosiadali swych koni poprawiając poszczególne części uzbrojenia. Zatrwożony Inge zmarszczył czoło na widok biegnącego w jego stronę posła. Zdyszany młodzieniec przyniósł hiobowe wieści o klęsce chrześcijańskiej piechoty, która została zmiażdżona przez wrogi pogański żywioł. Wśród licznych poległych w boju miłych Bogu mężów, wysłannik wspomniał o ofiarnej śmierci jarla Asmunda, a także władającego Olandią jarla Enara. Inge nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, nie takich strat, jakie zadał mu w pierwszym starciu Swen Ofiarnik. Z trudem przetrawił gorycz porażki. W tej chwili niczego nie pragnął bardziej niż widoku głowy Swena wiszącej nad bramą Sigtuny. Czasu było coraz mniej, ostatnie oddziały Jutów poszły w rozsypkę, pogańskie hordy wyrzynały uciekających w popłochu saskich łuczników. Inge nakazał swojemu wiernemu wasalowi Magnusowi ogłosić gotowość bojową. Rycerze ustawiali się w szyku bojowym, dzierżąc w dłoniach długie włócznie. Chrześcijański władca głosem pełnym rozżalenia przemówił do towarzyszy:

— Zjednoczone oddziały wiernych chrześcijan doznały klęski z rąk pogańskich psów. Goci, Dunowie, Fryzowie, Jutowie i Huskarlowie zostali rozgromieni przez uzurpatora Swena Ofiarnika i jego pogańską armię odszczepieńców. Teraz wszystko w waszych rękach, czcigodni panowie. Jest z nami król Danii Olaf I, jego miłość biskup Lund, ojciec Christian, margrabia Otto i Henryk, chorwacki książę Świętopełek i wielu innych znamienitych mężów. Naszym świętym obowiązkiem jest zaprowadzić w młodym kraju boży ład, uczynić ze Szwecji na powrót chrześcijański kraj. Zapłacą bałwochwalcy za zniszczenie biskupstw w Sigtunie i Skarze! Musimy bronić ocalałego biskupstwa w Lund i nowo powstającego w królewskiej siedzibie Alvastra! Niech żyje Jezus Chrystus!

— Niech żyje nasz Pan i Zbawiciel! — odpowiedzieli jednym głosem rycerze.

Orszak konnych ruszył powoli w kierunku zbliżającej się armii wroga. Przywódca zakonu św. Jakuba z Altopascio zaintonował hymn. Rycerze zaczęli śpiewać potężnym basem:

Biada grzesznikom w tej godzinie!

Chrześcijanie, poganie, żydzi

Każdy wojnę toczy:

a tylko nasza jest sprawiedliwa.

On nam da władzę nad tą ziemią.

Ze zgiełku bitewnego wyłonili się pierwsi rośli wojownicy, zbyt zajęci dobijaniem konających przeciwników, aby zauważyć szykującą się do ataku kawalerię. Pogrążeni w amoku szaleńcy ścigali wycofującą się piechotę, która rozpaczliwie broniła się przed ostateczną klęską. Inge wyszarpnął gwałtownym ruchem miecz z pochwy. Uniósł go, dając sygnał do ataku. Trębacze zadęli w instrumenty, konie ruszyły galopem w stronę rozproszonych oddziałów Swena. Ziemia zatrzęsła się pod kopytami szarżującej jazdy. Rycerze, zwarci we frontalnym ataku, zbliżali się jak potężna fala potopowa ku zaskoczonym stronnikom Odyna. Wzniosła pieśń religijna zagłuszała tętent pędzących koni. Rozbite oddziały chrześcijan, widząc zbliżające się wybawienie, z nową nadzieją w sercu zaczęły powracać na pole bitwy, rzucając się ponownie w wir walki.

Ogarnięty szałem bojowym Swen zdołał zapanować nad rządzą zabijania. Rozejrzał się przytomnie po polu bitewnym, zwołując naprędce wiernych sobie jarlów.

— Do mnie! Do mnie!

Odziani w skórzane kaftany i lekkie kolczugi siepacze ustawiali się w zwartym rzędzie, tworząc mur z okrągłych tarcz. Stojący tuż za nim procarze zaczęli miotać kamieniami w stronę nadciągających rycerzy. Większość kamieni odbiła się od tarcz, nie czyniąc im większej szkody.

Pancerna machina wojenna zbliżała się nieubłaganie. Swen zdzierał sobie gardło nakazując wojom przyjąć uderzenie zabójczej konnicy. Konni z wielkim hukiem uderzyli w ścianę złożoną z tarcz. Część wojów Odyna poniosło śmierć na miejscu. Długie włócznie kąsały zasłaniających się tarczami wikingów, dziurawiąc ich ciała jak sito. Wielu z nich zginęło na miejscu, pod kopytami pędzących wierzchowców. Nie wszyscy boży wojownicy mieli tyle szczęścia, szereg rycerzy nie zdołał przebić się na drugą stronę. Ranione włóczniami i podcięte przez topory konie przewracały się z przeraźliwym kwikiem na ziemię, zrzucając z siodeł jeźdźców. Próbujący dźwignąć się na nogi wojownicy konni ginęli, miażdżeni przez topory nacierających wściekle pogan.

Większa część jazdy zdołała jednak roznieść w pył szyk obronny oddziałów Swena, rycerze atakowali z wysokości siodeł, tnąc bez litości długimi mieczami. Mieli przewagę nad broniącymi się wojownikami, ich klingi cięły precyzyjnie, z łatwością przenikając przez cienkie skórzane kaftany. Trup ścielił się gęsto, wikingowie nie ułatwiali jednak rycerzom zadania. Zaprawieni w boju nacierali z niespotykaną wręcz zapalczywością, strącając z koni kolejnych żołnierzy Chrystusa. Sam Hodbrod Szalony ranił włócznią wierzchowca, który padł zaraz potem martwy, miażdżąc swym ciałem możnego pana. Hodbrod dobił jeźdźca przeszywając go na wylot włócznią. Nie zdążył jednak wziąć trofeum, zaległ po chwili z roztrzaskaną czaszką w skąpanej krwią ziemi. Przejeżdżający obok wojownik zmiażdżył ją, uderzając z całej siły maczugą. Rozgromiona wcześniej piechota chrześcijańska wróciła na pole bitwy, wspomagając jeźdźców w walce z poganami. Bitwa rozgorzała na nowo.

Swen uśmiechnął się okrutnie, podcinając pęciny przebiegającego obok czarnego wierzchowca. Zwierzę zakwiczało żałośnie, a potem przeturlało się po trawie. Zmiażdżony pod cielskiem konia węgierski możny zginął na miejscu, co nie przeszkadzało rozwścieczonym wojom rozczłonkować jego ciała. Wódz rewolty pogańskiej rozglądał się, czając na kolejnego nieuważnego rycerza. Natknął się na dwóch biegnących ku niemu piechurów. Zginęli śmiercią bolesną i straszliwą. Swen odciął głowę pierwszemu, po czym wyprowadził błyskawiczną kontrę mieczem, ucinając nogę drugiemu śmiałkowi. W ostatnim momencie sparował pchnięcie włóczni czającego się za plecami wroga, następnie szybkim cięciem ściągnął skalp z jego głowy. Przeciwnik padł na ziemię, próbując utrzymać na miejscu wylewający się mózg. Swen wiedział, że szala zwycięstwa przechyla się powoli na korzyść chrześcijan.

Jego wojowie znaleźli się w potrzasku, coraz więcej z nich ginęło od błyskawicznych cięć zadawanych przez nacierającą jazdę. Miał jednak jeszcze jednego asa w rękawie. Swen sparował cios pędzącego wprost na niego jeźdźca, po czym obrócił się błyskawicznie i dobył topór zatknięty za pasem. Cisnął nim z całej siły w kierunku konnego. Topór niczym grot wystrzelonej z łuku strzały poszybował w stronę rycerza. Klinga wbiła się w plecy, strącając mężczyznę z konia. Wódz pogańskiej rewolty chwycił oburącz miecz i odbijając ciosy nadbiegających przeciwników, wyrąbywał sobie drogę w stronę walczącego Ulfa. Kapłan Odyna zanurzył grot włóczni w krtani szarżującego jeźdźca, wytaczając krew z jego rozprutej szyi. Swen powalił kolejnego śmiałka stającego mu na drodze. Rozpruł mu bebechy szybkim cięciem miecza po czym rozpłatał dwóch innych junaków rzucających mu wyzwanie. Zawołał ochrypłym głosem:

— Teraz! Zadmij w róg! — wykrzyczał.

Ulf wyszarpnął zza pasa zdobiony inskrypcjami runicznymi róg i zadął w niego po trzykroć. Potężny skowyt wzbił się w powietrze. Dźwięk rogu wybrzmiał złowrogo niczym orszak anielskich trąb. Choć uwikłany w bój, zbryzgany krwią, Inge w mig zrozumiał zagrożenie. Stanął w strzemionach i spojrzał na odległe zalesione wzgórze. Zdawało mu się, że ziemia drży, a korony drzew poruszają się, jakby nadciągała trąba powietrzna. Inge zbladł, przeżegnał się, prosząc Boga o ocalenie. Zrozumiał, że może przegrać. Ochrypłym głosem wykrzykiwał komendy, jednak rycerze byli zbyt zajęci wyrzynaniem próbujących stawić im czoła pogan.

Z pobliskiego lasu wytoczyła się chmara odzianych jedynie w wilcze i niedźwiedzie skóry wojowników. Kohorta wściekłych demonów pędziła na złamanie karku ku chrystusowej armii. Tak jak przepowiedział Hubert, Swen miał za sobą skandynawską elitę wojów. Prastare bractwo demonicznych wojowników i czarowników, których nie imał się oręż ani żadna sztuka wojenna. Niezwyciężone bestie Odyna, których jedynym celem w życiu była walka. Opętani przez nordyckie demony wojowie biegli w rozproszonym szyku, dzierżąc w potężnych dłoniach maczugi, długie topory i tarcze. Inge zaalarmował biskupa i króla Eryka, nakazując odwrót.

Przekonani o zbliżającym się zwycięstwie chrześcijanie w ostatniej chwili zauważyli formację wilczego wojska nadciągającą z północy. Berserkowie biegli po trawiastej równinie, w ich ogarniętych rządzą zabijania umysłach gorzała tylko jedna myśl: nasycić pragnienie wytaczaną z ciał chrześcijan krwią.

Rycerze zaczęli w pośpiechu opuszczać pole walki, zostawiając na pastwę losu niższych rangą wojowników. Król Inge I wraz ze swą świtą pędził ku wzniesionemu niedawno warownemu grodowi, gdzie mieli nadzieję schronić się i przeczekać wściekłą szarżę zmiennokształtnych.

Nieliczna już piechota, widząc, co się dzieje, jak jeden mąż rzuciła się do ucieczki za konnicą. W popłochu i panice, porzucając broń, wojownicy Chrystusa pierzchali przed berserkami Odyna.

* * *

Wiatr wył potępieńczo nad wymarłym polem bitwy. Wrzawa bijąca w niebo z obu stron ucichła już jakiś czas temu. Teraz słychać było jedynie pojedyncze jęki, przekleństwa i słowa modlitwy. Trup ścielił się gęsto na stratowanej kopytami równinie. Boży wojownicy dogorywali, wykrwawiając się na śmierć. Widok mroził krew w żyłach. Wokół niósł się mdły zapach krwi. Pogrążeni w szale berserkowie dobijali broniących się rozpaczliwie przeciwników. Ulubieńcy Odyna przypinali do swych pasów czerepy poległych w walce chrześcijan, z dumą obnosząc się ze swoimi trofeami. Czyniąc ofiary Ojcu Poległych, Ulfhednarowie konsumowali wnętrzności wrogów, obgryzając kości z mięsa. Wierzyli, że staną się dzięki temu jeszcze bardziej mocarni. Podczas gdy część wojsk Swena oddała się kanibalistycznej uczcie, pozostali ścigali niedobitków, którzy biegnąc na odległą plażę, próbowali znaleźć ratunek w morzu. Duńczycy odpierali ostatkiem sił bezlitosny atak ścigającej ich sfory. Ich broń nie czyniła jednak żadnej krzywdy odzianym w zwierzęce futra olbrzymom. Chrześcijańscy sprzymierzeńcy w panice rzucali się w morskie fale, woląc utonąć aniżeli ponieść śmierć z rąk berserków. Ścigający jednak nie odpuszczali, niczym rybacy z harpunami zasadzili się na swoje ofiary, brodząc po kolana w wodzie. Uderzające wściekle o brzeg fale w niedługim czasie zabarwiły się na czerwono. Morze wyrzucało na brzeg trupy, jakby sam Aegir wzgardził tak tchórzliwą ofiarą.

Wilcza armia Odyna wzniosła w niebo tryumfalne okrzyki. Szczęśliwi junacy klepali się po plecach, gratulując sobie waleczności na polu bitwy. Swen zmarszczył czoło, patrząc na gród wzniesiony na pobliskim wzgórzu. Trzeba schwytać i ukarać publicznie chrześcijańskiego renegata, a biskupa złożyć w ofierze bogom w świętym gaju. Szybki i brutalny atak odetnie drogę Ingoldowi i ocalałym z rzezi rycerzom. Ofiarnik dał znak swym ludziom, aby przygotowali się do szturmu na warownię wroga. Berserkowie, wciąż pogrążeni w uświęconym szale wojennym, popędzili jako pierwsi pod wały nieprzyjacielskiej fortecy. W ich stronę natychmiast posypał się grad kamieni i strzał. Zbliżający się do wysokiej bramy szaleńcy w wilczych i niedźwiedzich skórach, tylko śmiali się na widok sypiących się z nieba pocisków. Przekonani o własnej nieśmiertelności kontynuowali atak, przyjmując na siebie ciężar ostrzału. Jeden z napastników, odziany w futro z białego niedźwiedzia, rechotał jak opętany, choć strzała nieprzyjaciela utkwiła w jego oczodole. Złamał drzewce i wyjął grot wraz z nadzianą nań gałką oczną. Krzyczał w stronę przerażonych obrońców:

— Jestem teraz jak Odyn, jednooki olbrzym!

Obrońcy grodu poczęli wylewać smołę z kotłów wprost na wywarzających wrota berserków. Powietrze wypełnił swąd palonego ciała. Będący w szale bojowym wojownicy nie odstąpili, dalej szarżowali na bramy grodu, uderzając we wrota toporami. Atakowali wściekle, wdrapując się na mury, z furią, jakiej rycerze Chrystusa nie znali.

Swen Ofiarnik czekał ze swoimi wojami na tyłach, obserwując, jak berserkowie roznoszą w pył bramę warowni. Nie mógł w tej chwili wspomóc ich w bitwie. Pogrążeni w amoku wilczy wojownicy nie rozróżnią swoich od wroga i będą zabijać wszystkich z taką samą zawziętością. Dlatego czekał ze swym oddziałem w gotowości, odcinając wrogowi ewentualną drogę ucieczki. W decydującym momencie kapłan Odyna miał zadąć trzy razy w róg i zakończyć szał berserków. Teraz mogli tylko podziwiać kunszt wojenny tajnego bractwa wojowników.

Berserkowie zajęli wały grodu, strącając z cokołów stawiających im opór obrońców. Wilcza wataha wraz z niedźwiedziami wdarła się do środka, topiąc warownię wroga we krwi. Swen z dumą przyglądał się swoim ulubieńcom, gdy nagle usłyszał donośne krzyki. W oddali unosiły się tumany kurzu, przez pole bitwy gnał na złamanie karku jeździec. Konny miał przypiętą do siodła flagę z insygniami świątynnymi. Posłaniec z Uppsali wpadł jak szalony między zmęczonych bitwą wojów, zeskoczył z wierzchowca i rzucił się do nóg Ofiarnika:

— Ragnarök, Ragnarök!

Z pleców posłańca wystawała strzała. Skołtunione włosy lepiły się od krwi, skórzany kaftan nasiąkł czerwienią posoki, liczne rany prześwitywały przez podartą odzież. Przemówił płaczliwym głosem:

— Uppsala padła, wycięli święty gaj, zburzyli świątynię naszych bogów i porąbali na kawałki posągi Thora, Odyna i Freyra. Nadciągnęli ze wschodu; jarl Thorvald wraz z królem Norwegii i Rusami. Wszystkich kapłanów i wieszczki powywieszali jak psy, tylko ja zdołałem zbiec. Przechytrzyli nas! — zawył głosem pełnym boleści po czym zacharczał i skonał u stóp wodza rebelii.

Swen zbladł, a jego twarz przybrała nadzwyczaj ponury wyraz. Smutek i niedowierzanie zarysowały się w jego oczach, serce ogarnęło zwątpienie i bojaźń. Stojący u jego boku Ulf zagotował się z wściekłości, zacisnął pięść na zawieszonym na szyi młocie Thora. Skóra dłoni pękła, srebrny amulet ociekał krwią. Ponury uśmiech zagościł na jego twarzy, a serce wypełniła bezdenna gorycz porażki, choć dopiero co odnieśli wielkie zwycięstwo.

— Rodryku — Swen zwrócił się do rudowłosego jarla stojącego w pierwszym szeregu — zbierz najdzielniejszych mężów. Czym prędzej popędzimy ku Uppsali na koniach poległych wojowników. Reszta niech czeka cierpliwie, aż niedźwiedzie i wilki Odyna zakończą walkę. Niech odzyskają siły po stoczonym boju. Wtedy ruszycie nam na odsiecz. Skoro upadła Uppsala, nie ustaniemy w staraniach, by zniszczyć każdy wybudowany kościół na tej ziemi! Pragnę, abyście dopadli biskupa Christiana i torturowali go przez wiele dni. Wyłupcie mu oczy, a potem jego rozczłonkowane ciało rzućcie do morza. Niechaj ryby posilą się jego szczątkami! — zakrzyknął rozżalonym głosem.

Rodryk skinął głową. Kazał swym ludziom wyłapać biegające luzem konie i szykować się na rejzę do oddalonej o pół dnia drogi Uppsali.

Słońce zaszło czerwienią na horyzoncie, gdy berserkowie zakończyli rzeź. Ulf zadął w róg trzy razy, dając sygnał do przerwania ataku. Wojownicy Odyna wyrżnęli całą załogę grodu, w tym licznych znamienitych rycerzy. Król Inge wraz z biskupem Christianem i królem Erykiem zdołali jednak uniknąć nędznego końca. Wymknęli się z grodu i odpłynęli ukrytymi za wydmami drakkarami.

* * *

Wzburzone fale uderzały o burtę okrętu. Spieniona woda morska wdzierała się na pokład, zalewając dno drakkara. Sztorm przybierał na sile, trzęsąc drewnianą konstrukcją łodzi. Inge I patrzył na rosnącą smugę dymu unoszącą się ponad nabrzeżnym fortem obronnym. Byli już w bezpiecznej odległości od bitewnego zgiełku, z dala od piekła, jakie rozpętało się na trawiastej równinie. Armia chrześcijan przegrała z berserkami, ponosząc druzgocącą klęskę. Ocaleli margrabiowie i rycerze uciekli na długich łodziach wikingów, których wspaniałe dzioby zwieńczone były wizerunkami smoków. Inge Stenkilksson zawsze podziwiał kunszt dawnych szkutników. Drakkary były jednym z nielicznych dobrodziejstw, jakie dała jego ludowi zmierzchła epoka czcicieli fałszywych bogów. Dzięki szybkim i zwrotnym okrętom mogli w krótkim czasie dopłynąć do królewskiej warowni, a stamtąd dotrzeć konno do dobrze obwarowanej Sigtuny. W mieście tym znajdą schronienie. Wielu znamienitych mężów poniosło dziś śmierć na polu bitwy. Biskup Christian zapewne ogłosi ich świętymi, nadając pośmiertną sławę męczenników za wiarę. Ofiary trzeba umieć ponosić, każdy władca to wie. Miasta i kościoły zostaną odbudowane, a Szwecja będzie jeszcze błyszczeć pośród innych narodów chrześcijańskich. Boży wojownicy przegrali bitwę, ale nie wojnę. Ostateczne zwycięstwo i tak będzie należeć do nich, zuchwali poganie przekonają się o tym już wkrótce.

Swen nie docenił geniuszu i taktyki króla Szwecji. Całkiem niedawno Inge zawarł tajny sojusz z Rusami i Norwegami, i wysłał ich wojska w miejsce, którego przeciwnik się nie spodziewał. Dzięki tej taktyce, morale pogan zostaną zniszczone raz na zawsze. Jarl Hildur najechał na Uppsalę i położył kres bałwochwalczemu kultowi. Nastał Ragnarök, kres pogańskiej wiary, Swen i jego poplecznicy nie podniosą się po tak dotkliwej porażce. Opuścili ich bogowie, są teraz bezbronni jak dzieci, będą musieli przyjąć Chrystusa albo zginą straszliwą śmiercią. Nikt w całej Szwecji nie wspomoże ich już w walce. On, Inge I, swym genialnym podstępem odniósł zwycięstwo, Chrystus króluje, Odyn łka w żałobie. Od tej chwili wszyscy berserkowie będą tropieni jak psy, wyjęci spod prawa i traceni jak pospolici przestępcy. Nastały nowe porządki i nic już nie jest w stanie zmienić tego biegu rzeczy.

* * *

Gromkie przekleństwa i żałosne zawodzenia niosły się w przestworza. Wojownicy wyrywali sobie włosy z głowy i przegryzali skórę do krwi. Rośli jak tury mężczyźni kładli się na ziemi wyjąc z żałości. Widok spopielonej świątyni wstrząsnął nimi dogłębnie. Swen obszedł dookoła pogorzelisko nie dowierzając własnym oczom. Wysoka na paręnaście metrów bożnica ze strzelistymi wieżami legła w gruzach czyniąc z domu Asów ponure cmentarzysko. Wokół spopielonej konstrukcji chramu walały się porąbane i nadpalone fragmenty drewna z poszczególnych posągów. Zniekształcona głowa Thora, wyrzeźbiona z jesionu, leżała do połowy zakopana w popiele. Ulf krążył wśród ściętych pni świętego gaju, pogrążony w letargu. Jeszcze wczoraj wspaniały, prastary las zniknął z powierzchni ziemi. Ostało się jedno tylko drzewo, potężny jesion poświęcony bogom, na którego gałęziach wisiały zmaltretowane zwłoki kapłanów i kapłanek. Ulf z miną potępieńca krążył po leśnym wyrąbisku, jakby czegoś intensywnie szukał. Swen spojrzał na swych druhów, braci oręża, wszyscy oni zdawali się być teraz tylko cieniem dawnych bohaterów. Jakby w jednej chwili cała potęga oraz siła uleciała z ich ciał wraz z dymem spopielonej świątyni.

Swen, pogrążony w smutku, nawet nie zauważył, kiedy otoczyły ich wrogie oddziały Norwegów i Rusów. Dziesiątki łuczników czekało na znak do wystrzału. Błyskawicznie ocenił szanse własnej formacji bojowej. Gorzki grymas zagościł na jego twarzy. Wodził pustym spojrzeniem po bluźniercach. Łysy brodacz, w którym rozpoznał zdradzieckiego jarla Hildura uśmiechnął się kpiąco. Zaprzedaniec rzekł hardym głosem, marszcząc gęste brwi:

— To koniec waszej pogańskiej rewolucji, Swenie. Poddajcie się lub gińcie. Zostaniecie osądzeni według chrześcijańskiego prawa. Wybór należy do was.

Swen nie zareagował na słowa zdrajcy. Szukał wzrokiem Ulfa. Po chwili dostrzegł jego przebite grotem włóczni ciało, leżące pośród ściętych pni. Splunął pogardliwie w stronę jarla i obrócił się do swych wojowników, wyszarpując miecz z pochwy:

— Jeszcze dziś dołączymy do naszych braci w Walhalli, gdzie wraz z bogami będziemy sączyć miód! Na tym świecie nic już nas nie trzyma! — zawołał i z krzykiem na ustach rzucił się w kierunku oddziałów Hildura. Zawtórowali mu w tym kompani, ruszając za swym wodzem. Syk strzał przeciął powietrze, brutalnie spowalniając natarcie. Nim poganie odeszli ku wieczności, zdołali napoić klingi swych mieczy krwią nieprzyjaciela. Swen Ofiarnik po raz ostatni zatańczył wojenny taniec, z trzema strzałami tkwiącymi w ciele dopadł Hildura. Nim stanął u wrót pałacu poległych odciął jego głowę i ranił śmiertelnie ruskiego dowódcę. Zginął z uśmiechem na ustach, u stóp dobijających go włóczniami wrogów.

AKT IPowtórne narodziny