Permission. Pozwolenie. Perversion Trilogy. Tom 3 - T.M. Frazier - ebook

Permission. Pozwolenie. Perversion Trilogy. Tom 3 ebook

T. M. Frazier

4,5

Opis

Finał historii Emmy Jean i Ponurego.

W Lacking panuje wojna. Na ulicach nie jest bezpiecznie. Kiedy w mieście niespodziewanie pojawia się postać z przeszłości Sztuczki, dziewczyna musi dokonać wyboru pomiędzy życiem, jakiego zawsze pragnęła, a tym, o jakim nawet nie wiedziała, że mogłabym mieć.

Dopóki nie poznała Ponurego, nie zdawała sobie sprawy z własnej siły. Ale czy będzie dość silna, aby żyć bez niego?

Trzecia część serii Perversion bestsellerowej T.M. Frazier.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 173

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (595 ocen)
399
111
66
17
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
LadyPok

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Logana

Całkiem niezła

Najsłabsza
00
sweetpaula

Nie oderwiesz się od lektury

super wciągająca
00
iga315

Całkiem niezła

Dzielenie tej historii na trylogie było słabe 😅 historia na jedną nawet nie koniecznie bardzo grubą książkę. Ciekawa ale... Bez polotu. Mogło być lepiej. Czegoś mi brakuje.
00
AgaAgi

Nie oderwiesz się od lektury

Czemu dobre książki, tak szybko się kończą. Polecam!
00

Popularność




SŁOWA UZNANIA dla Perversion i Possession

T.M Frazier wciągnęła mnie w swój świat od pierwszej strony, a potem powaliła na kolana zakończeniem Perversion. To iście epicka trylogia! Jeśli podobała się Wam seria o Kingu, KONIECZNIE przeczytajcie trylogię Perversion.

– MEGHAN MARCH,

bestsellerowa autorka z listy „New York Timesa”

***

T.M. Frazier nie pozwoliła mi się oderwać od tej historii. To pierwszy raz od 50 twarzy Greya, kiedy przeczytałam książkę dwa razy z rzędu.

– BLOG KSIĄŻKOWY ANA’S ATTIC

***

T.M. Frazier powaliła mnie z nóg kolejnym mrocznym uniwersum, równym światowi Kinga! Główni bohaterowie, a także ci drugoplanowi wywołują wiele emocji, a chemia między Sztuczką i Ponurym wręcz iskrzy.

– MUSINGS OF THE MODERN BELLE

***

O MÓJ BOŻE! Co za opowieść! Mroczna, brutalna, idealna. WSPANIAŁA!

– LORRIE,

recenzentka portalu Goodreads

Zawsze dla L&C Na zawsze (z Evers and Evers Real Estate)

pozwolenie

1 akceptacja

2 zgoda

Nikt nie może mnie skrzywdzić bez mojego pozwolenia.

– Mahatma Gandhi

Rozdział 1

PONURY

Śmierć ma w sobie coś pięknego – piękno życia uciekającego z ciała. Kończy się jeden cykl, a zaczyna kolejny. Umierający kwiat gubi ostatni płatek. Gnijące ciało zwierzęcia daje pokarm drzewom, które wyrosną na jego kościach. Nie mam pojęcia, co się dzieje po śmierci. Może wraz z ostatnim oddechem każde stworzenie po prostu przestaje istnieć?

Uśmiercanie zawsze było dla mnie łatwe, a nawet ekscytujące. Patrząc, jak ktoś umiera (oczywiście ktoś spoza mojej rodziny i Bedlam), nigdy nie pomyślałem: „Nie, powinien żyć”.

Krwawiąca dziewczyna w moich ramionach to zupełnie co innego. Bardzo chcę, by przeżyła. Żądam tego z całych sił i woli. Chcę, by otworzyła oczy, zaczerpnęła oddechu. Żeby się, kurwa, odezwała! Nie żeby obchodziła mnie osobiście, ale jest niezbędna do szczęścia Sztuczce, a to ważne.

To bardzo dziwne uczucie – troska przez powiązanie. Nawet tej dziewczyny, kurwa, nie znam. Nigdy nie zamieniłem z nią słowa. A jednak całym sobą pragnę, by Gabby przeżyła.

Oprócz żywej przyjaciółki jest też wiele innych rzeczy, które pragnę dać Emmie Jean Parish. Chcę jej dać życie. Prawdziwe życie. Nasz własny dom z dużą kuchnią, wielkim warsztatem w garażu i jej pracownią do pisania.

Od kiedy wyznała mi, że wymyśla opowieści, by uciec od okropności, które spotykają ją w życiu, często wyobrażałem ją sobie pochyloną nad laptopem, późno w nocy, stukającą zawzięcie w klawiaturę, jak zdmuchuje przy tym złote loki sprzed oczu. Mogłaby pisać bajki dla dzieci albo nawet historie oparte na własnym życiu. Ma wyobraźnię nie z tej ziemi. Powinna się nią dzielić z innymi, zamiast używać jej wyłącznie do ich kantowania. Choć fakt, że do tego też ma wrodzony talent. Jej książki bawiłyby ludzi, ale mogłyby im też pomagać. Zrobi, co będzie chciała, ale wiem, że jest stworzona do czegoś więcej. Chcę, żeby kwitła i odnosiła sukcesy, i była czymś więcej niż… ja.

Do głowy przychodzi mi kolejna myśl. Cieszę się nią tak samo mocno, jak pragnę od niej uciec.

Sztuczka z wielkim, okrągłym brzuchem, w którym rośnie nasz diabelski potomek. Czy moglibyśmy wychować dziecko w Lacking? W mieście, w którym dzieci bawią się na zewnątrz jedynie w szkole, ukryte za wysokimi betonowymi ogrodzeniami, z dala od latających kul?

Mógłbym ją stąd zabrać, opuścić Lacking. I zrobiłbym to, choć oznaczałoby to opuszczenie moich braci. Biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności, jest to najlepsze możliwe wyjście, wcale nie oznaczałoby ono jednak zakończenia wszystkich wendet przeciw mnie. Nadal byłbym poszukiwany, z takich lub innych przyczyn, i znów życie Sztuczki byłoby zagrożone, tak jak i życie mojego wyimaginowanego potomka, o którym fantazjuję, gdy po nogawce spływa mi krew, plamiąc białe trampki.

Chcę dać Sztuczce to dziecko i to życie. Chcę sprawić, by mogły się ziścić wszystkie jej marzenia. Jak dotąd dałem jej tylko ból i strach. Nie zdołałem ochronić jej przed ludźmi, którzy chcą z jej życia uczynić piekło. A ja nigdy nie poznałem nikogo, kto zasługiwałby na niebo bardziej niż ona.

Nawet jeśli Marco dłużej by nam nie zagrażał, jakie mógłbym jej dać życie? Jestem członkiem Bedlam, na zawsze. Jasne, mam pieniądze, i to dużo, pochowane w różnych miejscach, za pieniądze jednak nie kupię nam bezpieczeństwa, wolności ani spokoju ducha.

Myśl o życiu bez Sztuczki boli jak nóż wbity pod żebro, nawet bardziej niż kula, którą mam w nodze. Każdy krok boli, jakby ktoś kłuł mi nogę dłutem.

Nie mogę pozwolić, by ból, fizyczny ani psychiczny, zatrzymał mnie w drodze do rezerwatowego szpitala. Zawiodłem już Sztuczkę wystarczająco wiele razy.

Nie pozwolę, by Gabby umarła.

Nie mam wolnej ręki, więc otwieram drzwi szpitala kopniakiem. Uderzają z hukiem w ścianę. Niosę Gabby do niewielkiej poczekalni. Sandy i Haze już tam są. Oddaję Gabby w ręce lekarza i pielęgniarek. Kładą ją na noszach, krzycząc do siebie. Ruszają pędem ku drzwiom, nad którymi widnieje napis NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY.

Zdejmuję z głowy kaptur. Napotykam pełne dezaprobaty spojrzenia moich braci.

– To było super-kurwa-głupie, stary – odzywa się Haze. – Zacząłeś walkę z Markiem, ani trochę nie wtajemniczając nas w swój plan.

– Nie miałem wyboru – odpowiadam, wykończony po wielu kilometrach marszu bocznymi drogami i przepraw przez krzaki.

– Powinieneś był dać nam cynę. Pomoglibyśmy ci – wtrąca Sandy. Zdaję sobie sprawę, że obaj są raczej zmartwieni niż źli. Boli mnie to bardziej niż rana w nodze. Nigdy w życiu celowo nie skrzywdziłbym moich braci. Wolałbym umrzeć.

– Mogliście też obaj zginąć, a kto wtedy zająłby się Marci? – Rozglądam się po poczekalni. – Jak ona się miewa?

Na dźwięk jej imienia wyraz twarzy Sandy’ego łagodnieje.

– Jest nadal nieprzytomna, ale w stabilnym stanie. Nieźle oberwała w głowę. Lekarze utrzymują ją pod narkozą, dopóki nie zmniejszy się obrzęk mózgu, ale wszystkie badania wyszły pozytywnie, prognozy są dobre.

– Dzięki, kurwa, Bogu. – Wypuszczam wstrzymywany dotąd oddech.

– A gdzie E.J.? – pyta Haze, patrząc mi przez ramię, jakby zaraz miała wejść do poczekalni.

Kręcę głową.

– Lemming. Przerwał walkę i ją aresztował, a potem zaczęła się strzelanina. Gabby trafiła w sam środek i dostała kulkę w pierś. Marco niestety nadal żyje.

– Ty właściwie też nie wyglądasz najlepiej – komentuje Haze. Wędruje wzrokiem od rozciętego łuku brwiowego poprzez dziurę po kuli w moich spodniach aż po kałużę krwi, w której stoję.

– Dostałem kulkę w udo. – Macham lekceważąco ręką. Mam większe zmartwienia. Muszę dorwać Lemminga i dowiedzieć się, dlaczego, do kurwy nędzy, aresztował Sztuczkę.

Sandy rozgląda się po poczekalni. Domyślam się, że szuka kogoś, kto zająłby się moją nogą.

– Nie ma na to czasu – chrypię.

– Nie dasz rady nikomu pomóc z krwawiącą nogą. Usiądź. – Sandy popycha mnie na plastikowe krzesło.

Podchodzi do nas pielęgniarka i spogląda na moje zakrwawione dżinsy.

– Przygotuję pokój zabiegowy – rzuca i odchodzi, popiskując gumowymi podeszwami butów na linoleum pokrywającym podłogę.

– Jak masz zamiar wydostać Sztuczkę? – pyta Haze, drapiąc się po brodzie. – Jak tylko pokażesz się na posterunku, zamkną cię na resztę życia. Może zapomniałeś, ale jesteś poszukiwany, a my wyszliśmy za poręczeniem.

Krzywię się z bólu promieniującego na cały kręgosłup.

– Myślisz, że mnie to powstrzyma? Muszę ją stamtąd wyciągnąć.

– A co z Moną? – pyta Sandy. – Widziałeś ją?

Kręcę głową.

– Dziwka się gdzieś zaszyła. Nie żebym się za nią specjalnie rozglądał, miałem inne sprawy.

– Na przykład? – pyta Haze, siadając obok mnie.

– Na przykład ślub, w który wdepnąłem.

– Nie… – Sandy szeroko otwiera oczy z niedowierzania.

Potwierdzam skinieniem głowy.

– Tak. Ten skurwysyn Marco wziął ślub z moją dziewczyną, na oczach wszystkich Los Muertos.

Opowiadam braciom, co się wydarzyło. Kiedy tylko kończę, rozbrzmiewa dzwonek nad drzwiami. Wszyscy spoglądamy na brunetkę stojącą w lobby. Jest roztrzęsiona, po policzkach spływają jej łzy.

Wstaję z zaciśniętymi pięściami. Suka ma tupet.

Mona.

– Czy… – Czy Gabby przeżyje? – pyta Mona ze szlochem.

– Zaoszczędźmy sobie trochę czasu – zaczynam. Haze ją przeszukuje i popycha na krzesło. Rzuca mi jej telefon, a ja sprawdzam, czy nie ma włączonej lokalizacji albo nagrywania. Następnie wyjmuję kartę SIM i rzucam ją na ziemię, a Sandy miażdży ją butem.

– Daj sobie spokój z tym udawanym płaczem – mówię. – Zachowaj łzy dla kogoś, kto nie ma ochoty cię zabić. W co ty pogrywasz, Mona? Co tu, kurwa, robisz?

Mona potrząsa głową i ciężko przełyka ślinę.

– Zrobiłam straszne, niewybaczalne rzeczy. Wiem o tym. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo żałuję. Wiem, że mi nie uwierzysz, ale tak jest.

Przewracam oczami w reakcji na jej przedstawienie.

– Owszem, nie wierzę. Powiedz mi lepiej, czemu nie miałbym cię zabić tu i teraz.

– Zabiłbyś… kobietę? – jąka się.

Zaśmiałbym się, ale w obliczu tej manipulującej, do cna złej psychopatki nie jestem w stanie zdobyć się nawet na uśmiech. Przy tej suce ja mógłbym uchodzić za zupełnie normalnego. Powoli kręcę głową i poprawiam ją:

– Nie zabiłbym niewinnej kobiety.

Mona wciąga drżący oddech i zaczyna nawijać jak opętana.

– Ja tylko chciałam być kochana. Akceptowana. Kiedy Marco zabrał E.J. i Gabby z domu opieki, ja zostałam odesłana jak śmieć. Nikogo nie obchodziłam. Po kilku latach zaczęłam myśleć, że zupełnie o mnie zapomnieli. Kiedy odezwałam się w końcu do Gabby, powiedziała, żebym do niej nie przyjeżdżała. Myślałam już, że nie mam rodziny. A potem nagle Marco zadzwonił do mnie do szkoły. Powiedział, że Gabby jest w tarapatach i że to wina E.J.

Pociąga nosem, patrząc na swoje buty.

– Marco powiedział, że mnie potrzebuje. Że tylko ja mogę ocalić Gabby, a E.J. jest zdrajczynią. Miał plan, jak się jej pozbyć, przy okazji pomagając Los Muertos. Myślałam, że robię dobrze, że pomagam Gabby i mojej rodzinie. – Ściska dłońmi uda i unosi wzrok, napotykając moje wściekłe spojrzenie. – Wiem, że to było złe. Przez ponad rok Gabby nawet nie wiedziała, że przebywam na osiedlu. Wmawiałam sobie, że najpierw muszę zrealizować plan, nie rozpraszając się nią, ale tak naprawdę po prostu nie umiałam jej spojrzeć w oczy. – Zaciska mocno powieki. – Możesz mi zrobić, cokolwiek zechcesz, nie będę się opierać, tylko najpierw muszę wiedzieć, że Gabrielli nic nie jest.

– Zaraz, momencik – wtrąca się Sandy. – Jak niby ślub Marca i Emmy Jean miał się przysłużyć Los Muertos?

Spoglądam na zdjęcie Wodza Davida wiszące nad biurkiem recepcji. Przypomina mi się Camila i jego nienarodzone dziecko. Nagle wszystko staje się jasne.

– Ze względu na korzyści dla plemienia – odpowiadam za Monę. – Marco jest z jakiegoś powodu przekonany, że Emma Jean jest dzieckiem Wodza Davida.

Mona potwierdza skinieniem głowy.

– Bez jaj – rzuca Sandy i gwiżdże przeciągle. – Myślałem, że jego żona zginęła, będąc w ciąży?

– Też tak myślałem – odpowiadam. – Ale może jednak urodziła dziecko i może tym dzieckiem była E.J. A może to tylko brednie.

– Wciskane nam przez tę socjopatkę – dodaje Haze. – Obstawiam, że kłamie, ale to łatwo sprawdzić.

Mona kiwa głową.

– To dlatego was wrobił, wplątał w aferę z Irlandczykami. Wymyślił sobie, że oni zajmą się Bedlam, a on zdobędzie dostęp do rezerwatu i waszego biznesu z bronią. – Mona nerwowo skubie skórki przy paznokciach. – Ale to nie wszystko. On jest zakochany w E.J. Myśli tylko o niej. Ciągle o niej mówi, a czasem nawet krzyczy. – Mona pociera palcami skronie. Nagle zauważam świeże blizny na jej nadgarstkach. Kiedy dostrzega moje spojrzenie, szybko obciąga rękawy i składa dłonie między udami.

– Więc okazał jej swoją miłość, wyrzucając ją na ulicę na pewny gwałt i śmierć, obracając przeciw niej przyjaciółki z dzieciństwa? – Sandy wypowiada moje myśli.

Oczy Mony są zaczerwienione i podkrążone.

– Mówi się, że zawsze najbardziej krzywdzimy najbliższych… – Mona wyciąga do mnie dłoń, na której spoczywa wisiorek Emmy Jean. Chwytam go i z ledwością opanowuję chęć, by udusić ją łańcuszkiem.

– Gdzie jest Marco? – pytam.

– Nie mam pojęcia, naprawdę. Kiedy wybuchł ten cały chaos, usłyszałam, jak mówi Malowi, że go zawiodłam. Że bez sensu mnie do siebie sprowadził. Wtedy zdałam sobie sprawę, że on martwi się wyłącznie o siebie.

– Odkupienie grzechów nie jest kwestią jednej chwili – wypominam jej.

– Jest, kiedy słyszysz, jak własny brat mówi, że go nie obchodzisz. Że nigdy nic nie znaczyłeś i możesz równie dobrze nie żyć.

– No jak mi cię, kurwa, teraz strasznie żal – komentuje Sandy, przewracając oczami. – Sztuczka prawie przez ciebie zginęła, Gabby może przez ciebie umrzeć, a moja mama przez ciebie leży nieprzytomna w szpitalu!

Haze przyklęka przy niej.

– Rozumiem, że czujesz się w tej chwili naprawdę gównianie. – Unosi jej palcem podbródek. – Ale musisz zrozumieć, że po tym wszystkim, co zrobiłaś… nas to chuja obchodzi. – Puszcza ją i wstaje. Do poczekalni wkracza pielęgniarka i daje mi znak, bym za nią poszedł.

Patrzę prosto w wielkie, kłamliwe oczy Mony i wydaję braciom instrukcję.

– Zabierzcie ją do sali narad. Przywiążcie ją do krzesła i nie spuszczajcie z oka. Jeśli chociażby mrugnie bez pozwolenia, zabijcie ją.

Rozdział 2

PONURY

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25

Tytuł oryginału:

Permission The Perversion Trilogy, Book Three

Redaktor prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Milena Buszkiewicz

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Beata Wójcik

Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © Irina Bg, © New_World, © Lumppini / Shutterstock.com

Projekt okładki: T.M. Frazier

Copyright © 2018. Perversion by T.M. Frazier

Copyright © 2021 for the Polish edition by Niegrzeczne Książki

an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Grzegorz Gołębski, 2021

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2021

ISBN 978-83-66815-61-2

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek