Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Elektroniczne wydanie Pieniądza i kryzysów jest dostępne w trzech formatach - PDF, MOBI i EPUB. Po dokonaniu zapłaty otrzymają Państwo link umożliwiający ściągnięcie wszystkich trzech plików.
Książka zawiera siedem esejów sławnego noblisty, napisanych w latach 1929-1937, nigdy dotąd niewydanych po polsku. Choć powstały ponad 70 lat temu, są nadal aktualne i cytowane.
Zbiór tych siedmiu prac można uznać za podjętą po raz pierwszy próbę syntezy podstaw austriackiej makroekonomii – austriackiej teorii pieniądza, kapitału, cykli koniunkturalnych oraz instytucji monetarnych. Prace te od czasów powojennych aż do dzisiaj wywierają ogromny wpływ na austriacką czy też „kapitałową makroekonomię“. Taki dorobek to nie lada osiągnięcie – nawet na przestrzeni całego życia. Tym bardziej więc zdumiewa fakt, iż Hayek opublikował te prace w ciągu ośmiu lat (1929–1937) i to przed ukończeniem czterdziestego roku życia. (...) Ponowne opublikowanie tych prac w jednym tomie to doniosłe wydarzenie, które wypełnia ogromną lukę w austriackiej literaturze makroekonomiczneji i ukazuje współczesnym austriakom metodę rozwijania teorii ekonomii przez racjonalną argumentację i krytykę.
Joseph Salerno
Był to niewątpliwie najbardziej udany cykl publicznych wykładów wygłoszonych w LSE podczas mojego tam pobytu. Przyćmiły one nawet znakomite wykłady Jacoba Vinera o teorii handlu międzynarodowego. Słuchacze, mimo pewnych problemów ze zrozumieniem Hayeka, byli zachwyceni. Wykłady Hayeka miały w naszej opinii najwyższą wagę i sprawiły, że zaczynaliśmy dostrzegać rzeczy, których wcześniej byliśmy nieświadomi. Dowiedzieliśmy się z nich, dlaczego pojawiła się depresja. Większość studentów ekonomii w LSE i wielu pracowników naukowych zostało zwolennikami Hayeka, a przynajmniej włączyło jego podejście do swoich rozmyślań.
Ronald Coase o wykładach opublikowanych jako "Ceny i produkcja"
Ten zbiór składa się z trzech opracowań, które były wydane w formie książkowej, oraz czterech artykułów. Omówmy je po kolei. „Teoria monetarna i cykl koniunkturalny” to praca wprowadzająca czytelnika w podstawowe problemy austriackiej teorii cyklu koniunkturalnego. Poza tym możemy znaleźć tam uzasadnienie, dlaczego różnego rodzaju teorie realne nie mogą stanowić samoistnego wyjaśnienia cyklicznych fluktuacji. „„Paradoks” oszczędzania” to miażdżąca krytyka podkonsumpcjonistycznej teorii Fostera i Catchingsa, a zarazem wstępne przedstawienie tych koncepcji, które Hayek rozwinął później w Cenach i produkcji. „Ceny i produkcja” to zapis publicznych wykładów, które Hayek wygłosił w London School of Economics i które dały mu międzynarodową sławę. Dość powiedzieć, że według Coase’a wykłady te sprawiły, iż słuchacze zaczęli „dostrzegać rzeczy, których wcześniej byli nieświadomi”. Stanowią one doskonałą, a zarazem relatywnie mało skomplikowaną, prezentację austriackiej teorii pieniądza, kapitału i cyklu koniunkturalnego. „Nacjonalizm monetarny i stabilność międzynarodowa” to zapis kolejnych wykładów, które tym razem Hayek wygłosił w Podyplomowym Instytucie Badań Międzynarodowych w Genewie. Poruszył on tam niezwykle istotne problemy wiążące się z istnieniem krajowych systemów pieniężnych oraz ich wpływem na międzynarodowy system cenowy i międzynarodowe przepływy kapitału. „Refleksje nad czystą teorią pieniądza” J.M. Keynesa oraz „Mitologia kapitału” to krytyczne analizy teorii dwóch ważnych ekonomistów tamtego okresu: Keynesa i Knighta. Z kolei „Inwestycje zwiększające popyt na kapitał to krótki”, aczkolwiek bardzo istotny, artykuł o pewnych ważnych implikacjach istnienia utopionych kosztów poczynionych inwestycji. Znajdziemy tutaj zatem całościowe przedstawienie makroekonomii szkoły austriackiej: teorię pieniądza, bankowości i międzynarodowych stosunków finansowych, teorię kapitału i produkcji oraz teorię cyklu.
Marcin Zieliński, tłumacz książki
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 717
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Friedrich A. Hayek właśnie skończył trzydzieści lat, kiedy w 1929 roku opublikował niemieckojęzyczne wersje dwóch pierwszych artykułów znajdujących się tym zbiorze. Były to: Teoria monetarna i cykl koniunkturalny oraz „Paradoks” oszczędzania. Ten drugi tekst to obszerny esej, który stał się osią jego głośnej książki pt. Ceny i produkcja z 1931 roku, a zarazem trzeciego tekstu. Hayek zyskał światowy rozgłos. Jednak młody ekonomista nie spoczął na laurach. Już wtedy pracował nad Refleksjami nad czystą teorią pieniądza J.M. Keynesa, zawierającymi szczegółową krytykę dwutomowego Treatise on Money z 1930 roku. Dwuczęściowa recenzja autorstwa Hayeka ukazała się na przełomie lat 1931 i 1932. W następnych latach pojawiły się kolejne trzy prace, które weszły do niniejszej książki. Mitologia kapitału z 1936 roku stanowiła odpowiedź na ostrą krytykę austriackiej teorii kapitału przedstawioną przez Franka Knighta. Z kolei w 1937 roku został opublikowany krótki artykuł pt. Inwestycje zwiększające popyt na kapitał oraz monografia pt. Nacjonalizm monetarny i stabilność międzynarodowa.
Zbiór tych siedmiu prac można uznać za podjętą po raz pierwszy próbę syntezy podstaw austriackiej makroekonomii – austriackiej teorii pieniądza, kapitału, cykli koniunkturalnych oraz instytucji monetarnych. Prace te od czasów powojennych aż do dzisiaj wywierają ogromny wpływ na austriacką czy też „kapitałową makroekonomię”[1]. Taki dorobek to nie lada osiągnięcie – nawet na przestrzeni całego życia. Tym bardziej więc zdumiewa, że Hayek opublikował te prace w ciągu ośmiu lat (1929–1937) i to przed ukończeniem czterdziestego roku życia.
Niezwykle twórczy, genialny umysł Hayeka jaśnieje w tych pracach pełnym blaskiem. Jeszcze przed ukończeniem trzydziestu lat zgłębił i począł syntetyzować najważniejsze osiągnięcia swoich poprzedników ze szkoły austriackiej, a ponadto rozwijał ich tezy. W szczególności po pierwsze chodzi tu o stworzoną przez Eugena von Böhm-Bawerka i rozwijaną później przez Knuta Wicksella teorię kapitału i stopy procentowej oraz przedstawioną przez tegoż teorię „kumulatywnego procesu” zmian w sferze pieniądza, stóp procentowych i cen, a po drugie o przełomową teorię Ludwiga von Misesa dotyczącą pieniądza i cykli koniunkturalnych. Chodzi tu również o ogólne podejście analityczne szeroko rozumianej szkoły austriackiej od czasów Mengera – zwrócenie uwagi zarówno na subiektywne fundamenty, jak i dynamiczną współzależność wszystkich zjawisk gospodarczych.
Czytelnik tej książki z pewnością zauważy jeszcze jedno. Młody Hayek był wybitnym polemistą, być może największym w XX wieku. Jego system makroekonomiczny powstał w kontekście wielkich debat teoretycznych tamtych czasów. Oponentami Hayeka byli (mniej lub bardziej) wybitni międzywojenni ekonomiści: Keynes, W.T. Foster i W. Catchings, Ralph Hawtrey, Irving Fisher, Frank Knight, Joseph Schumpeter, Gustav Cassel, Alvin Hansen, A.C. Pigou oraz Arthur Spiethoff, by wymienić tylko ważniejszych. W dyskusjach z nimi Hayek odznaczał się odwagą polemiczną i obiektywizmem. I niewątpliwie z każdej debaty wychodził zwycięsko. Jak zauważa Alan Ebenstein, „zaczęto go uważać w Cambridge za rzecznika Robbinsa i LSE w ich intelektualnych zmaganiach z Cambridge”[2].
Książka ta pokazuje, że Hayek użył swojego niebywałego polemicznego talentu, aby konsekwentnie korygować nawet najbardziej zakorzenione błędy ekonomiczne. Jego recenzja traktatu Keynesa stanowi wzorcową krytykę na gruncie ekonomii teoretycznej. Keynes, starszy od Hayeka o pokolenie, jeden z najbardziej znanych intelektualistów w świecie anglojęzycznym, był wówczas czołowym ekonomistą w Wielkiej Brytanii. Nad swoim traktatem pracował długo, z pewnością w nadziei, że będzie to jego magnum opus, dzięki któremu rozwinie teorię pieniądza za sprawą jego „nowatorskiego podejścia do fundamentalnego problemu teorii monetarnej”. Jednak jego wiedza z dziedziny teorii ekonomii, ograniczona i wybiórcza, była niedostateczna, by mógł osiągnąć swój zamiar. Jej źródłem był zaledwie jeden semestr ekonomii oraz niedoskonały, chaotyczny podręcznik Alfreda Marshalla. Traktat Keynesa był skazany na przegraną w konfrontacji z błyskotliwą, ciętą krytyką młodego Hayeka, który dowiódł, że ów traktat – wbrew przekonaniu jego autora – nie proponuje nowego paradygmatu w teorii monetarnej, lecz wiedzie w ślepy zaułek.
Krytyczna recenzja autorstwa Hayeka jest emocjonującą lekturą. Hayek chłodno analizuje argumentację i obnaża chwiejną i niejednolitą argumentację teoretyczną Keynesa, a następnie demontuje ją na elementy, unicestwiając całkowicie. Reakcja Keynesa pokazuje, że Hayek uderzył celnie, jednocześnie zaś dowodzi nonszalancji Keynesa w sporach intelektualnych. W swojej odpowiedzi na pierwszą część krytyki, odnoszącej się do pierwszego, czysto teoretycznego tomu traktatu, właściwie niczego nie wyjaśnił, lecz jedynie skrytykował Ceny i produkcję autorstwa Hayeka. Kiedy sześć miesięcy później ukazała się druga, nieco bardziej pochlebna część recenzji Hayeka, skupiająca się na drugim tomie traktatu, którego przedmiotem były zastosowania teorii[3], Keynes skomentował to następująco: „nic nie szkodzi, i tak już w to nie wierzę”[4]. Jednak miesiąc później Keynes, jako redaktor naczelny „Economic Journal”, opublikował uszczypliwą krytykę Cen i produkcji pióra jednego ze swoich najmniej uzdolnionych, ale najbardziej zapalczywych studentów Piera Sraffy. Kolega Keynesa z Cambridge, Arthur C. Pigou, był zdumiony tym zachowaniem. Nie wymieniając nazwisk, Pigou napisał:
Rok albo dwa lata temu, po publikacji pewnej ważnej książki, ukazała się gruntowna i staranna krytyka wielu jej fragmentów. Odpowiedź autora służyła nie odparciu krytyki, lecz była gwałtownym atakiem innej książki, którą krytyk napisał kilka lat wcześniej. Cios poniżej pasa. Metody pojedynkowe. Takie postępowanie jest niewłaściwe.[5]
W Mitologii kapitału Hayek odpowiedział na długotrwałą i zażartą krucjatę przeciw austriackiej teorii kapitału, prowadzoną przez Franka Knighta, starszego od Hayeka o piętnaście lat znakomitego ekonomistę amerykańskiego, założyciela i lidera wczesnej szkoły chicagowskiej. Jako motto swojego artykułu nieprzypadkowo Hayek trafnie wybrał zdanie autorstwa Eugena von Böhm-Bawerka, największego dziewiętnastowiecznego polemisty z dziedziny ekonomii i zarazem uczonego, który wywarł największy wpływ na Hayekowską teorię kapitału. Cytat ów brzmiał następująco: „z całym szacunkiem dla intelektu mojego oponenta muszę się przeciwstawić ze wszystkich sił jego doktrynie oraz stanąć w obronie rzetelnej i naturalnej teorii kapitału przed mitologią kapitału”. Zdanie to ujmuje zwięźle sposób, w jaki wczesny Hayek doprowadzał do przełomu w jakiejś teorii: najpierw starannie omawiał stanowisko teoretyczne, a następnie wykorzystywał je jako broń, którą atakował błędy oponenta. W tym artykule podjął się podważenia twierdzenia Knighta, że zakumulowany kapitał stanowi permanentny fundusz, który nieustannie i automatycznie się odtwarza, i to bez względu na wolę człowieka i istniejącą rzadkość. Hayek kąśliwie scharakteryzował Knightowską koncepcję kapitału jako „pseudokoncepcję pozbawioną treści i znaczenia, [wprowadzoną], by utopić całe zagadnienie w powodzi słów”.
„Paradoks” oszczędzania, artykuł, który w ocenie Hayeka zapoczątkował „stały rozwój jego myśli” i nadał kierunek badaniom w latach 30. XX wieku, stanowił krytykę podkonsumpcyjnego wyjaśnienia depresji. Hayek w szczególności skupił uwagę na teorii opracowanej przez dwóch Amerykanów, Waddilla Catchingsa i Williama Trufanta Fostera, którzy w latach 20. XX wieku napisali wspólnie wiele prac na ten temat, a nawet zaoferowali w 1925 roku 5000 dolarów jako nagrodę za najlepszą krytykę ich doktryny. Odrzucając punkt po punkcie ich argumenty, Hayek połączył w jedno analizę okresu produkcji stworzoną przez Böhm-Bawerka oraz opracowaną przez Misesa teorię cyklu koniunkturalnego i jako pierwszy sformułował podstawy teorii cyklu wyraźnie ugruntowanej w teorii kapitału.
Pozostałe prace w prezentowanej tu książce, choć nie aż tak kontrowersyjne, mają podobną konstrukcję jak jego krytyka Keynesa, Knighta oraz Fostera i Catchingsa. Hayek napisał Teorię monetarną i cykl koniunkturalny, aby objaśnić monetarne przyczyny cyklu gospodarczego. Uznał jednak, że najpierw musi „ocalić poprawne elementy monetarnych teorii cyklu koniunkturalnego” i w tym celu odrzucić tezy zwolenników naiwnych teorii ilościowych, którzy dowodzili istnienia uproszczonych i mechanicznych związków między zagregowaną podażą pieniądza i przeciętnym poziomem cen. Prześledził zatem propozycje zwolenników „stabilizacji” cen, takich jak Irving Fisher i Gustav Cassel, którzy byli prekursorami współczesnego monetaryzmu, a „krytykę programu »stabilizacji«” uznał za „temat przewodni tej książki”. Swoją krytykę wyrażał wprost. Za to, że „obecna depresja jest jednocześnie wyjątkowo długa i bolesna”, winił banki centralne, a w szczególności Fed i jego „eksperyment”, który polegał na „wymuszonej ekspansji kredytowej”, najpierw służącej stabilizowaniu cen w latach 20. XX wieku, a potem zwalczaniu depresji w latach 30. Hayek prowokująco oświadczył:
Nie wolno nam zapominać, że przez ostatnie sześć do ośmiu lat [do 1932 roku] uprawiano politykę pieniężną zalecaną przez zwolenników idei stabilizacji. Najwyższy czas odrzucić ich rady, które wyrządziły już dość szkód.
W Cenach i produkcji, często postrzeganych jako uzupełnienie Teorii monetarnej i cyklu koniunkturalnego, Hayek dopracował swoją syntezę Misesowskiej teorii cyklu i Böhm-Bawerkowskiej teorii kapitału, zarysowaną w „Paradoksie” oszczędzania. Znowu wkład Hayeka, tj. w pełni rozwinięta austriacka teoria cyklu koniunkturalnego, przynajmniej częściowo wynikał z chęci przeanalizowania i odrzucenia tych twierdzeń, które uważał za błędne, a w szczególności angloamerykańskiej wersji teorii ilościowej. Streściwszy trzy podstawowe twierdzenia tej teorii, uznał je za „iluzje”, które „stanowią podstawę założenia, że możemy pominąć wpływ pieniądza [na realną strukturę produkcji], jeśli tylko jego wartość będzie stała”. W zwięzłym artykule o Inwestycjach zwiększających popyt na kapitał Hayek przedstawił pewne subtelne implikacje uznanego twierdzenia na temat utopionego kosztu zainwestowanego już kapitału i dowodził, że uproszczone monetarne wyjaśnienie cyklu koniunkturalnego, które uznaje kapitał za abstrakcyjny i homogeniczny agregat oraz ignoruje złożone współzależności między konkretnymi dobrami składającymi się na strukturę kapitałową, nie jest zadowalające. I tym razem Hayek nie oszczędzał adwersarzy. Podkreślał, że forma, w jakiej przedstawia to twierdzenie, „ukazuje w sposób niepodlegający dyskusji jego logiczną poprawność”, co oznacza, że „podstawy współczesnej czysto monetarnej analizy cyklu koniunkturalnego są w dużej mierze niewystarczające”.
W Nacjonalizmie monetarnym i stabilności międzynarodowej Hayek rozwinął teorię monetarną Misesa, by dokonać przełomowej analizy międzynarodowego funkcjonowania czystego standardu złota i słabo rozumianej roli międzynarodowych przepływów pieniężnych w tym systemie. Ponadto wskazał systemowy defekt klasycznego standardu złota, a mianowicie skoncentrowanie rezerw złota w krajowych bankach centralnych – czyli „system rezerwy krajowej” – co doprowadziło do jego unicestwienia przez politykę pieniężną. Hayek twierdził, że upadek standardu złota w 1931 roku wynikał z wpływu, jaki na politykę pieniężną wywierały po I wojnie światowej idee „nacjonalizmu monetarnego”. Pisał, że „na długo przed załamaniem się standardu złota w 1931 roku polityka pieniężna na całym świecie prowadzona była w duchu nacjonalizmu monetarnego”. Dokonując krytycznej analizy proponowanego przez nacjonalistów monetarnych systemu płynnych kursów dekretowych walut krajowych, Hayek przedstawił pierwsze obszerne, choć wymagające wówczas jeszcze dopracowania, argumenty przeciw tak zwanym płynnym kursom walutowym. Nawiązał do austriackiej teorii cyklu koniunkturalnego, by pokazać, że płynne kursy walutowe nie zapobiegają przenoszeniu się fluktuacji makroekonomicznych między krajami, jeśli tylko istnieje między nimi swobodna wymiana dóbr kapitałowych wszystkich rzędów oraz dóbr konsumpcyjnych – nawet jeśli rządy pod wpływem koncepcji nacjonalizmu monetarnego mogą zahamować międzynarodowe przepływy kapitału.
Również tutaj Hayek nie bał się wskazać tych, do których odnoszą się jego krytyczne uwagi. Roya Harroda, ucznia Keynesa i jego późniejszego biografa, nazwał „jednym z najbardziej żarliwych zwolenników nacjonalizmu monetarnego”. Równie ostro skrytykował Charlesa R. Whittleseya, twierdząc, iż jego „argumenty na rzecz nacjonalizmu monetarnego niemalże w całości opierają się na założeniu, że różne waluty krajowe są różnymi towarami i w konsekwencji ich ceny względem siebie powinny móc się zmieniać”. Dialektyk Hayek starał się wskazać naiwny błąd w argumentacji Whittleseya:
Autor jednak nie próbował wyjaśnić, dlaczego oraz w jakich warunkach, a także w jakim sensie różne krajowe jednostki pieniężne powinny być traktowane jako różne towary. Nie można się oprzeć wrażeniu, że autor bezkrytycznie uznał różnicę w nazewnictwie za dowód na istnienie różnicy jakościowej.
Ta niewielka broszurka, licząca mniej niż sto stron, powstała na podstawie wykładów wygłoszonych przez Hayeka w Podyplomowym Instytucie Badań Międzynarodowych w Genewie. Możemy tylko spekulować, jak potoczyłaby się rewolucja keynesowska i historia gospodarcza Zachodu, gdyby Hayek porzucił pracę nad nieudaną Pure Theory of Capital, by „podjąć szersze badania”, na które „temat ten zasługiwał” zdaniem jego przyjaciół (ekonomistów z LSE: Lionela Robbinsa, Franka Paisha i Frederica Benhama). Hayek zaś uważał, że „byłaby to znacznie większa i o wiele lepsza książka”, jeśliby uwzględnił ich sugestie. Gdyby Hayek, który był wtedy w najwyższej formie analitycznej i retorycznej oraz cieszył się sporą akademicką sławą, dopracował i rozwinął swoje wykłady, by nadać im formę książkową, Nacjonalizm monetarny i stabilność międzynarodowa miałby szansę stać się austriackim traktatem, który by nie tylko mógł konkurować z Ogólną teorią, lecz także powstrzymać niszczycielską siłę rewolucji keynesowskiej u jej zarania. To właśnie była największa z niewykorzystanych przez Hayeka okazji, a nie, jak często później rozpaczał, ściśle techniczna recenzja Ogólnej teorii, której nie udało mu się napisać.
Prezentowany tu zbiór prac ukazuje zatem Hayeka walecznego i pewnego swoich racji, a mimo to zawsze kulturalnego, w pełni świadomego wartości intelektualnego oręża stworzonego przez jego wielkich poprzedników z tradycji austriackiej, a także swojej umiejętności posługiwania się nim. Na próżno tutaj szukać pokojowo nastawionego Hayeka, który gra na zwłokę i dedykuje swoją książkę „socjalistom wszystkich partii”[6]. Ten wcześniejszy Hayek zniknął niedługo po publikacji Pure Theory of Capital w 1941 roku. Otwartą kwestią pozostaje to, czy ta radykalna zmiana nastawienia wynikała z jego strategicznego wyboru, by zająć się szerzej rozumianymi naukami społecznymi. Sam Hayek właśnie to później sugerował:
Kiedy okazało się, że (…) Ogólna teoria (…) zdobyła przychylność zawodowych ekonomistów, i kiedy nawet niektórzy z moich kolegów, których darzyłem najwyższym szacunkiem, poparli w pełni Keynesowskie porozumienie z Bretton Woods, wycofałem się z debaty, gdyż głoszenie poglądów sprzecznych z jednomyślnymi opiniami ortodoksyjnej falangi pozbawiłoby mnie możliwości usłyszenia czegokolwiek na temat spraw, które wówczas bardziej mnie interesowały.[7]
Przemiana Hayeka mogła stanowić również emocjonalną reakcję na podważenie jego reputacji ekonomisty przez oszałamiający sukces rewolucji keynesowskiej. Pewne dowody na poparcie tego poglądu można znaleźć w innej wypowiedzi Hayeka:
Przez dwadzieścia lat gorzko żałowałem tego, że po śmierci Keynesa powiedziałem mojej żonie, iż odtąd jestem prawdopodobnie najbardziej znanym z żyjących ekonomistów. Jednak dziesięć dni później nie była to już prawda. Okazało się, że Keynesa uznano za postać wybitną i stopniowo zapominano o moim dorobku z zakresu teorii ekonomii.[8]
Liczni domorośli biografowie, krytycy i interpretatorzy rozpisywali się o przemianie „Hayeka I” w „Hayeka II”, która zaczęła się pod koniec lat 30. XX wieku, przedstawiając ją jako intelektualną reorientację i zmianę zainteresowań teoretycznych. Mało kto jednak zauważył radykalną zmianę metod analitycznych i retoryki, cechującą tę przemianę. A nietrudno ją dostrzec, gdy porówna się prace zawarte w tym tomie z późniejszymi esejami napisanymi przez Hayeka II, np. zebranymi w Studies in Philosophy, Politics and Economics[9]. Jednakowoż Hayek I odrodził się właściwie zaraz po otrzymaniu Nagrody Nobla w 1974 roku, gotów do walki i znów pełen zapału do intelektualnych potyczek. W znakomitych artykułach, pamfletach, broszurach i wywiadach niszczył intelektualne argumenty powojennego keynesizmu oraz z przekonaniem oferował nowe i radykalne propozycje wyciągnięcia zachodnich krajów przemysłowych ze stagflacyjnego bagna, w którym ugrzęzły za sprawą uczniów Keynesa[10].
Ponowne opublikowanie tych prac w jednym tomie to doniosłe wydarzenie, które wypełnia ogromną lukę w austriackiej literaturze makroekonomicznej i ukazuje współczesnym austriakom metodę rozwijania teorii ekonomii przez racjonalną argumentację i krytykę.
Joseph T. SalernoPace Universitykwiecień 2007
Pierwotnie esej ten opublikowano po niemiecku pod tytułem Geldtheorie und Konjunkturtheorie (Wien 1929). Podstawą polskiego tłumaczenia jest wydanie angielskie w przekładzie Nicholasa Kaldora i Honorii R.M. Croome: Monetary Theory and the Trade Cycle, London 1933.
Esej ten, opublikowany pierwotnie po niemiecku[11], stanowi rozszerzoną wersję referatu[12] przygotowanego na spotkanie Stowarzyszenia Polityki Społecznej (Verein für Sozialpolitik)[13], które odbyło się w Zurychu we wrześniu 1928 roku. Część przedstawionych w tym referacie spostrzeżeń była wtedy przedmiotem dyskusji. Choć przeglądając tłumaczenie na język angielski, wprowadziłem wiele pomniejszych zmian i uzupełnień (głównie w przypisach), to ogólny ciąg rozumowania pozostał niezmieniony. Również cel, jaki przyświecał mi pierwotnie, nie zmienił się. Skoro jednak praca ta trafia teraz do rąk czytelnika innego niż zamierzono pierwotnie, sądzę, że konieczne będzie kilka słów wyjaśnienia.
W przeciwieństwie do krajów anglojęzycznych w Niemczech odnoszono się z pewną nieufnością, przynajmniej do niedawna, do monetarnych wyjaśnień cyklu koniunkturalnego. Jednym z celów tej pracy – który angielski czytelnik może uznać za zbędny – było uzasadnienie podejścia opierającego się na wyjaśnieniach monetarnych. Mimo to mam nadzieję, że nie uzna on tego bardziej szczegółowego opisu roli czynników monetarnych za zbyteczny, gdyż oprócz uzasadnienia podejścia monetarnego przedstawiłem tutaj również krytykę niektórych powszechnie dziś akceptowanych wyjaśnień traktujących czynniki monetarne bardzo powierzchownie. Chcąc ocalić poprawne elementy monetarnych teorii cyklu koniunkturalnego, musiałem podjąć się próby obalenia tych teorii, które odpowiadają za pogląd, że przez stabilizowanie ogólnego poziomu cen można wyeliminować wszelkie negatywne następstwa oddziaływania czynników monetarnych. Choć już po opublikowaniu tej książki poglądem tym dość brutalnie wstrząsnął kryzys z 1929 roku, to mam nadzieję, że systematyczna analiza założeń leżących u podstaw tego poglądu wciąż może okazać się użyteczna. Krytyką programu „stabilizacji”, która jest tematem przewodnim tej książki, zajmuję się od wielu lat. Ponieważ jednak poruszyłem w niej tylko wybrane problemy, na które natknąłem się w swoich badaniach, to być może powinienem przedstawić tu pozostałe prace, w których zajmowałem się dalszymi problemami teoretycznymi, a także starałem się wykorzystać te rozważania w celu wyjaśnienia obecnych zdarzeń[14]. Najważniejszym uzupełnieniem tej publikacji jest książka Ceny i produkcja, pierwotnie wydana w Anglii. Podczas gdy tutaj starałem się wyjaśnić rolę czynników monetarnych, które są odpowiedzialne za rozpoczęcie się cyklicznych fluktuacji, to w tej drugiej książce skupiłem się na opisie kolejnych zmian w realnej strukturze produkcji, składających się na kolejne fazy tych fluktuacji. Ten element mojej teorii jest tym istotniejszy, że w konsekwencji ostatnich wydarzeń gospodarczych powierzchowne wyjaśnienia monetarne cieszą się niezasłużoną popularnością. We wszystkich moich angielskich publikacjach celowo powstrzymywałem się od łączenia rozważań teoretycznych z analizą bieżących wydarzeń, toteż chciałbym przedstawić jedną czy dwie uwagi na temat znaczenia tych rozważań w świetle współczesnych problemów.
Ciekawe, że powszechną niechęć do upatrywania źródeł poprzedniego boomu w czynnikach monetarnych szybko zastąpiła jeszcze powszechniejsza gotowość do obarczania instytucji monetarnych wyłączną odpowiedzialnością za naszą trudną sytuację. A ci sami zwolennicy polityki stabilizacji, którzy w boomie nie dostrzegali niczego złego i twierdzili, że boom ten będzie trwać w nieskończoność, ponieważ ceny nie rosną, teraz uważają, że wszystko można by naprawić, gdyby tylko skorzystano z narzędzi polityki pieniężnej w celu powstrzymania spadku cen. Zwolennicy błędnego poglądu, że jedynym szkodliwym skutkiem ekspansji kredytowej jest wzrost poziomu cen, teraz uważają, że nasz problem to wyłącznie spadek poziomu cen, będący konsekwencją ograniczenia kredytu.
Nie powinno być oczywiście wątpliwości, że gdyby proces deflacyjny, którego jesteśmy świadkami, trwał w nieskończoność, toby poczynił niedające się ocenić szkody. Nie oznacza to jednak wcale, że to właśnie deflacja jest pierwotną przyczyną naszych kłopotów ani że moglibyśmy pokonać obecne trudności, wprowadzając do obiegu dodatkowy pieniądz w celu zrównoważenia tendencji deflacyjnych pojawiających się teraz w naszej gospodarce. Nie ma powodu zakładać, że przyczyną kryzysu były celowe działania deflacyjne władz monetarnych oraz że deflacja jest jedynie zjawiskiem wtórnym – procesem spowodowanym przez niedopasowania w przemyśle powstałe w czasie boomu. Skoro jednak deflacja nie jest przyczyną nierentowności przemysłu, lecz jej skutkiem, to nie ma się co łudzić, że moglibyśmy wrócić na drogę trwałej koniunktury, gdybyśmy tylko odwrócili proces deflacyjny. Banki centralne, a w szczególności amerykańska Rezerwa Federalna, były dalekie od prowadzenia polityki deflacji – ekspansję kredytową, której celem była walka z kryzysem, rozpoczęły znacznie szybciej niż kiedykolwiek dotąd i prowadziły na znacznie większą skalę. Następstwem tego była najdłuższa i najbardziej dolegliwa depresja w historii. Te elementy w strukturze produkcji i cen, które pojawiły się przed deflacją oraz spowodowały, że przedsiębiorcom przestało się opłacać branie kredytów, wymagały teraz ponownego dostosowania. Zamiast jednak doprowadzić do skądinąd nieuniknionej likwidacji chybionych inwestycji, będących konsekwencją trwającego przez ostatnie trzy lata boomu, robiono wszystko, co było tylko możliwe, by zapobiec rozpoczęciu się procesu dostosowawczego. Jednym z narzędzi, którego próbowano już wielokrotnie, choć bez sukcesów, zarówno podczas wcześniejszych, jak i całkiem niedawnych kryzysów, była rozmyślna polityka ekspansji kredytowej.
Bardzo prawdopodobne, że będące przedmiotem częstych dyskusji sztywności, które jeszcze przed 1929 rokiem powstały w wielu sektorach współczesnego systemu gospodarczego, mogą sprawić, że proces dostosowawczy potrwa dłużej, a przy tym będzie bardziej bolesny. Prawdopodobne jest również to, że z powodu oporów przed rozpoczęciem procesu dostosowawczego będzie musiała nastąpić w końcu naprawdę ostra deflacja, by możliwe było zlikwidowanie tych sztywności. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy w obecnej sytuacji, charakteryzującej się względnie sztywnym systemem cen i płac, proces deflacyjny jest nieunikniony ani też czy stanowi najszybszy sposób osiągnięcia pożądanych skutków. Biorąc pod uwagę obecny stan naszej wiedzy, wstrzymałbym się od wygłaszania w tej kwestii kategorycznych opinii.
Wydaje się jednak pewne, że pogorszylibyśmy tylko sytuację, gdybyśmy chcieli leczyć symptomy deflacji, a jednocześnie robili wszystko, by pojawiły się kolejne niedopasowania (ustanawiając bariery w handlu oraz stosując inne formy państwowego interwencjonizmu). Co więcej, nie tylko zalety takich rozwiązań są w najlepszym razie niepewne, lecz także w wyniku ich wprowadzenia pojawiłyby się nowe, poważne zagrożenia. Walka z kryzysem przez wymuszoną ekspansję kredytową stanowi próbę walki z chorobą przez zastosowanie środków, które tę chorobę spowodowały. Odczuwamy skutki zniekształcenia struktury produkcji i dlatego dążymy do dalszego jej zniekształcenia – w ten sposób doprowadzimy tylko do tego, że od razu po zakończeniu ekspansji kredytowej kryzys będzie o wiele poważniejszy. Nie byłby to pierwszy eksperyment tego rodzaju. Powtórzylibyśmy w ten sposób w znacznie większej skali eksperyment przeprowadzony w 1927 roku przez System Rezerwy Federalnej. A.C. Miller, jedyny ekonomista zasiadający w Zarządzie Rezerwy Federalnej i zarazem jego najstarszy członek, słusznie określił ją jako „największą i najbardziej śmiałą operację przedsięwziętą przez System Rezerwy Federalnej w jego historii”, która „doprowadziła do powstania najbardziej kosztownych błędów spośród wszystkich popełnionych przez systemy bankowe w ciągu ostatnich 75 lat”. Prawdopodobnie to właśnie ten eksperyment oraz inne próby zapobieżenia likwidacji chybionych inwestycji zaraz po nastaniu kryzysu spowodowały, że obecna depresja jest wyjątkowo długa i dotkliwa. Nie wolno nam zapominać, że przez ostatnie sześć do ośmiu lat uprawiano politykę pieniężną zalecaną przez zwolenników idei stabilizacji. Najwyższy czas odrzucić ich rady, które wyrządziły już dość szkód.
Nie zdołamy odrzucić tej urzekająco prostej teorii, jeśli nie zburzymy jej najpierw do fundamentów i nie zastąpimy ich lepszymi. Przeciwnicy programu stabilizacji wciąż są – i zapewne zawsze będą – w niekorzystnej sytuacji, ponieważ nie mogą zaproponować równie prostej i jasnej zasady, która by spełniła oczekiwania tych, którym wydaje się, że można się pozbyć wszelkiego zła za sprawą odpowiednich działań władz. Bez względu jednak na to, w jakich barwach rysuje się przyszłość, musimy wciąż mieć świadomość bolesnej prawdy – o której każdy autor poruszający te problemy powinien przypominać swoim czytelnikom – że w rzeczywistości wiemy bardzo niewiele o siłach, którymi próbujemy rozmyślnie sterować. Tak mało, że wciąż otwartą kwestią jest to, czy gdybyśmy wiedzieli o nich więcej, to nadal byśmy próbowali na nie wpływać.
Friedrich A. HayekThe London School of Economicsczerwiec 1932
Jakakolwiek próba prognozowania kierunku rozwoju gospodarczego lub wpływania na ten kierunek za pomocą metod wypracowanych na podstawie analizy stanu obecnego musi się opierać na określonych koncepcjach koniecznego następstwa zjawisk gospodarczych. Badania empiryczne, bez względu na to, czy podejmuje się je w takich praktycznych celach, czy też dla poszerzenia naszej wiedzy o przebiegu poszczególnych etapów fluktuacji gospodarczych z pomocą odpowiednich narzędzi statystycznych, mogą co najwyżej służyć weryfikacji istniejących teorii. Jako takie nie mogą nam pomóc w zrozumieniu przyczyn lub przebiegu cyklu gospodarczego.
Pogląd ten został bardzo przekonująco przedstawiony przez profesora A. Löwego[15].
Twierdzi on, że „nasza wiedza na temat teoretycznych zależności występujących w trakcie cyklu koniunkturalnego oraz strukturalnych praw obiegu pieniądza nie została wcale wzbogacona ani przez badania opisowe, ani przez wyliczenia korelacji”. Możemy się tutaj w pełni z nim zgodzić, tym bardziej że dalej mówi on, iż „natychmiastowego rozwoju teorii z powodu postępów w badaniach empirycznych mogą oczekiwać tylko ci, którzy nie rozumieją logicznego związku między teorią a badaniami empirycznymi”.
Przyczyna tego stanu rzeczy jest oczywista. Rozumowanie wykorzystywane w statystyce różni się od rozumowania wykorzystywanego w budowaniu teorii ekonomicznych. W związku z tym niemożliwe jest dopasowanie prawidłowości ustalonych statystycznie do struktury praw ekonomii. Nie możemy zatem na system podstawowych twierdzeń zawartych w teorii równowagi nałożyć teorii cyklu gospodarczego opartej na zupełnie innych fundamentach logicznych. Wszystkie zjawiska obserwowane podczas cyklicznych fluktuacji, a w szczególności proces kształtowania się cen i ich wpływ na kierunek i wielkość produkcji, zostały już wyjaśnione przez teorię równowagi. Teorię cyklu i teorię równowagi można jedynie zintegrować w celu wyjaśnienia całości zjawisk gospodarczych przez wykorzystanie zasadniczo podobnych konstrukcji. Teoria cyklu gospodarczego ma wyjaśniać tylko, w jaki sposób kształtują się pewne ceny oraz jaki jest ich wpływ na produkcję i konsumpcję, jednak czynniki mające na nie wpływ opisuje teoria podstawowa. Specyficzne zadanie teorii cyklu bierze się stąd, że zjawiska te wskazują na dające się empirycznie stwierdzić ruchy, do których wyjaśnienia metody teorii równowagi są jak na razie niewystarczające. Niekoniecznie należy posuwać się do stwierdzenia, że przedstawienie zadowalającego rozwiązania jest możliwe tylko w połączeniu z pozytywnym wyjaśnieniem zjawisk podstawowych. Nie ma tutaj jednak potrzeby przedstawiania dalszych dowodów na to, że takie rozwiązanie można opracować wyłącznie za pomocą teorii, która wyjaśnia, w jaki sposób kształtują się pewne ceny oraz jakie czynniki mają wpływ na to, że dane dobra są wykorzystywane w tym, a nie innym celu. Nie chodzi tutaj tylko o to, że nie dysponujemy teoriami, które spełniałyby ten warunek i jednocześnie nie należałyby do kategorii, którą najlepiej byłoby określić mianem „teorii równowagowych”[16], tj. teorii, w których punktem wyjścia jest logika działania ekonomicznego. Problem polega raczej na tym, że metody statystyczne zasadniczo nie nadają się do tego celu. Tak jak badania statystyczne nie mogą dowieść, że następstwem danej zmiany w popycie musi z konieczności być pewna zmiana ceny, tak samo metody statystyczne nie mogą być wykorzystane do wyjaśnienia, dlaczego wszystkie zjawiska gospodarcze występują falowo, co obserwujemy podczas cyklicznych fluktuacji. Wyjaśnić to będziemy mogli jedynie pod warunkiem, że poszerzymy zbiór założeń, na których opiera się nasze wnioskowanie, o takie, których logiczną konsekwencją będą cykliczne fluktuacje. Za przykład mogą nam tutaj służyć ogólne twierdzenia teorii cen, które wynikają z węższych założeń teorii równowagi.
Jednak nawet tych nowych założeń nie możemy przyjąć na podstawie badań statystycznych. Statystyka, w przeciwieństwie do wnioskowania dedukcyjnego, nie może określić warunków, w jakich występują dane relacje ekonomiczne. Nie może też równie jednoznacznie jak teoria ustalić, jakie zdarzenia nastąpią, kiedy zaistnieją określone warunki. Ustalone empirycznie relacje między różnymi zjawiskami gospodarczymi będą stanowić dla teorii problem dopóty, dopóki istnienie wzajemnych zależności między tymi zjawiskami nie zostanie wykazane niezależnie od dowodów statystycznych[17]. Wyjaśnienie teoretyczne opiera się na pojęciach innych niż te zawarte w relacjach statystycznych, pojęciach, które mogą zostać opracowane niezależnie od badań statystycznych. Co więcej, samo potwierdzenie dowodu statystycznego nie oznacza, że jest on poprawny. Nie możemy oczekiwać a priori, że statystyka może dać nam coś więcej niż bodziec do dalszych badań przez wskazanie nowych problemów.
Zatem nie dewaluujemy wcale metody empirycznej, podkreślając, że choć teoria cyklu gospodarczego może stanowić podstawę badań statystycznych, to jednak nie można jej opracować na ich podstawie. Wręcz przeciwnie, nie powinniśmy mieć wątpliwości co do tego, że teoria cyklu koniunkturalnego może zyskać znaczenie praktyczne, o ile dokona się dokładnych pomiarów rzeczywistych zjawisk, które ona opisuje. Zanim jednak zajmiemy się badaniem kwestii prawdziwego znaczenia badań statystycznych dla teorii, musimy uświadomić sobie, że analiza statystyczna nie może służyć pogłębieniu naszego rozumienia teoretycznego.
Analiza statystyczna ma dość ograniczoną wartość dla teorii cyklu koniunkturalnego nawet jako narzędzie służące jej weryfikacji. Istnieją jedynie dwa kryteria poprawności teorii cyklu gospodarczego – podobnie jak każdej innej teorii ekonomicznej. Po pierwsze, teoria taka musi być dedukcyjnie wyprowadzona z fundamentalnych założeń systemu teoretycznego, a jej logika musi być niepodważalna. Po drugie, musi wyjaśniać wyłącznie przy użyciu metody dedukcyjnej zjawiska, również te osobliwe, które możemy zaobserwować podczas cyklu[18]. Taka teoria mogłaby się okazać „fałszywa” tylko pod warunkiem, że jej logika byłaby błędna albo opisywane przez nią zjawiska nie odpowiadały obserwowanym faktom. Jeśli jednak teoria jest bezbłędna pod względem logicznym i prowadzi do wyjaśnienia, dlaczego dane zjawiska są nieodłącznym następstwem pewnego ogólnego stanu aktywności gospodarczej, to analiza statystyczna może służyć jedynie pokazaniu, że wciąż istnieją pewne procesy wymagające wytłumaczenia. Nie może jednak dowieść, że związki przyczynowo-skutkowe mają charakter inny niż opisywany przez teorię[19].
Badania statystyczne mogą przykładowo wykazać, że wskutek wzrostu ogólnego poziomu cen produkcja się zwiększy, a wskutek spadku ogólnego poziomu cen produkcja się zmniejszy. Nie oznacza to wcale jednak, że teoria powinna uznawać ruchy cen za niezależną przyczynę zmian w produkcji. Dopóki teoria może inaczej wyjaśnić równoległe występowanie tych zjawisk, dopóty nie może zostać obalona przez statystykę, nawet jeśli utrzymuje, że związek między tymi zjawiskami ma zupełnie odwrotny charakter[20]. Teoria może zatem zostać zweryfikowana przez statystykę tylko w sensie negatywnym. Albo statystyka może wskazać na występowanie zjawisk, które teoria wyjaśnia w sposób niedostateczny, albo nie jest w stanie takowych zjawisk odkryć. Nie można oczekiwać, że statystyka potwierdzi teorię w sensie pozytywnym. Możliwość taka nie istnieje ze względu na to, co powiedziano już uprzednio – statystyka nie może stwierdzić konieczności istnienia wzajemnych zależności. Choć niemal wszystkie współczesne teorie cyklu koniunkturalnego wykorzystują materiał statystyczny do potwierdzenia swoich tez, to dowody statystyczne mogą służyć ocenie wartości danej teorii tylko wtedy, gdy teoria ta nie może wyjaśnić wszystkich obserwowanych zjawisk.
Statystyka ekonomiczna nie może więc służyć wzbogaceniu bądź sprawdzeniu analizy teoretycznej. Jej prawdziwe znaczenie ma inny charakter. Właściwym zadaniem statystyki jest przekazanie dokładnych informacji na temat zjawisk opisywanych przez teorię, jednak nie tylko po to, by umożliwić rozpoznanie a posteriori dwóch następujących po sobie zdarzeń jako przyczyny i skutku, lecz także po to, by pomóc wystarczająco zrozumieć istniejące warunki, ażeby dało się prognozować na temat przyszłości oraz podjąć odpowiednie działania. To właśnie dzięki możliwościom prognozowania systematycznych działań teoria nabiera znaczenia praktycznego[21]. Teoria może przykładowo pozwolić wyciągać wniosek na podstawie względnych ruchów określonych cen i ilości [dóbr] dotyczący nieuchronnych zmian kierunku tychże ruchów. Jednak nie mielibyśmy zbyt wielkiego pożytku z takiej teorii, gdybyśmy nie mogli ustalić, jakie zmiany nastąpiły w rzeczywistości. W odniesieniu do określonych zjawisk, które mają duże znaczenie w wypadku cyklu koniunkturalnego, nasze stanowisko jest szczególne. Możemy wyciągnąć ogólne wnioski na temat tego, jak w danych warunkach zachowa się większość ludzi, jednak to, jak ci ludzie rzeczywiście zachowali się w danym momencie, a w konsekwencji również to, jakie byłyby warunki, do których musielibyśmy odnieść nasze teoretyczne wnioski, możemy stwierdzić tylko dzięki wykorzystaniu skomplikowanych metod statystycznych. Dzieje się tak zwłaszcza w sytuacji, gdy na dane zjawisko ma wpływ wiele jedynie częściowo rozpoznanych okoliczności, takich jak na przykład zmiany sezonowe. W takim wypadku potrzebne są skomplikowane badania statystyczne w celu ustalenia, czy rzeczywiście wystąpiły okoliczności, których dotyczą teoretyczne wnioski. Analiza statystyczna często pomaga wykryć zjawiska, które nie zostały jeszcze wyjaśnione przez teorię, lecz ich obecność dowodzi konieczności poszerzenia rozważań teoretycznych bądź poszukania ich przyczyn. Jeśli jednak wyjaśnienie tych zjawisk ma służyć jako punkt wyjścia do tworzenia prognoz na temat przyszłości, to w żadnym razie nie należy opierać go na prawidłowościach obserwowanych statystycznie. Istnienie tychże zjawisk musi zostać wywnioskowane z systemu teoretycznego, niezależnie od badań empirycznych.
Nie ma tutaj większej potrzeby akcentowania zależności badań statystycznych od istniejących wcześniej wyjaśnień teoretycznych. Mowa tu nie tylko o praktycznym wykorzystaniu wniosków teoretycznych, ale też o tym, że teoria wyznacza zakres badań statystycznych oraz pomaga w selekcji zjawisk, które muszą zostać tym badaniom poddane. Ci, którzy tak często powtarzają, że statystyczne badania cyklu gospodarczego winny być wolne od uprzedzeń teoretycznych, oszukują więc samych siebie[22].
Można bez przesady powiedzieć, że praktyczna wartość badań statystycznych zależy przede wszystkim od poprawności koncepcji, na których się one opierają. Zadaniem teorii pozostaje ustalenie, jakie są najbardziej istotne problemy cyklu gospodarczego, a to, czy pieniądze tak hojnie wydawane w ostatnich latach na badania statystyczne zwrócą się na skutek poszerzenia naszej wiedzy o cyklach koniunkturalnych, zależy od tego, czy teoria będzie nadążać z wyjaśnianiem wciąż odkrywanych faktów. Nie należy się oszukiwać – nie chodzi tu tylko o to, że brakuje teorii, która byłaby powszechnie akceptowana przez ekonomistów. Nie dysponujemy nawet teorią, która mogłaby zostać opracowana na tyle dokładnie i szczegółowo, że musiałaby być w końcu zaakceptowana. Odkryto już wiele istotnych zależności oraz reguł o zasadniczym znaczeniu. Nikt jednak nie dokonał jeszcze najważniejszego kroku, który byłby równoznaczny ze stworzeniem całościowej teorii z wykorzystaniem jednej z tych reguł w taki sposób, aby możliwe stało się włączenie wszystkich znanych zjawisk do istniejącego systemu teoretycznego. To, że nie udało się tego jeszcze dokonać, nie powinno przeszkadzać w badaniach ekonomicznych ani w prowadzeniu polityki gospodarczej. Musimy jednakże pamiętać, że obecne działania podejmujemy, oparłszy się na pewnych założeniach teoretycznych, których poprawność nie została jeszcze dowiedziona w zadowalający sposób. „Człowiek praktyczny” zazwyczaj podejmuje działania w związku z teoriami, których sobie do końca nie uświadamia i które na ogół okazują się błędne. Z kolei ci, którzy korzystają z teorii świadomie, zawsze podejmują pewne starania, by wyjaśnić zależności, których istnienie dana teoria zakłada, oraz pogodzić je z pozostałymi założeniami teoretycznymi, co samo w sobie skutkuje rozwojem teorii.
Wartość prognoz gospodarczych zależy od tego, czy oparto je na poprawnych koncepcjach teoretycznych. Z tego też powodu najważniejszym obecnie zadaniem jest zasypanie przepaści dzielącej teorie monetarne i niemonetarne[23]. Stanowiska czołowych ekonomistów z Niemiec i Ameryki, gdzie zapoczątkowano tworzenie prognoz gospodarczych, różnią się. Analiza relacji między tymi dwoma głównymi nurtami wydaje mi się tak istotna z powodu specyficznej pozycji teorii monetarnych. Monetarne wyjaśnienia cyklów gospodarczych zostały zdyskredytowane głównie z powodu błędów popełnionych przez ich najbardziej znanych zwolenników z Niemiec. Co więcej, zasadnicze elementy teorii monetarnych są w dużej mierze źle rozumiane, lecz jednocześnie z powodu reakcji, które towarzyszyły pojawieniu się tychże teorii, coraz bardziej sceptycznie podchodzi się do możliwości sformułowania jakiejkolwiek ekonomicznej teorii cyklu koniunkturalnego. Sceptycyzm ten może niestety poważnie opóźnić rozwój badań teoretycznych[24].
Zasadnicza trudność, obecna we wszystkich teoriach cyklu gospodarczego, których punktem wyjścia są dające się stwierdzić empirycznie zakłócenia równowagi w różnych gałęziach produkcji, bierze się stąd, że aby dokonać oszacowania skutków tych zakłóceń, musimy odwołać się do logiki teorii równowagi[25]. Jednak stosując prawidłowo jej metody, możemy dojść tylko do wniosku, że zakłócenia równowagi muszą mieć swoje źródło gdzieś na zewnątrz – wynikają ze zmian w danych ekonomicznych – a system gospodarczy do podobnych zmian adaptuje się w dobrze znany sposób, tj. przez utworzenie nowej równowagi. Powstania powszechnej „dysproporcji” między podażą i popytem w obrębie tego systemu teoretycznego nie można jednak odpowiednio wytłumaczyć ani istniejącą w pewnych branżach produkcji tendencją do ekspansji, bez względu na to, jak bardzo wiarygodnie by została uzasadniona, ani przypadkową zmianą w popycie, dystrybucji bądź produktywności. Narzędzia stosowane przez teorię statyczną, która jednocześnie jest niezbędna w wyjaśnianiu zmian poszczególnych cen, opierają się na założeniu, że ceny stanowią automatyczny mechanizm równoważenia popytu i podaży.
Wszystkie te trudności zostaną omówione bardziej szczegółowo w następnym rozdziale, a w tym miejscu wystarczy tylko o nich wspomnieć. Musimy teraz jedynie zwrócić uwagę na to, że problemu, który się przed nami pojawił, nie możemy rozwiązać przez zbadanie pewnych procesów w obrębie teorii równowagi i zastosowanie jej metod. Każda teoria, która ogranicza się do wyjaśniania stwierdzanych empirycznie zależności przez zastosowanie wyłącznie metod teorii podstawowej, zawiera w sobie sprzeczność. Teoria cyklu koniunkturalnego nie może do swoich celów zaadaptować mechanizmu dostosowawczego opisywanego przez teorię statyczną. Musimy jednak tak poszerzyć metody stosowane przez teorię statyczną, by dało się je wykorzystać do wyjaśnienia przyczyn rozbieżności między popytem i podażą. Oczywiste i (w mojej opinii) jedyne możliwe rozwiązanie tego problemu polega na wyjaśnieniu różnic między opisem przebiegu zdarzeń przez teorię statyczną (w której możliwe są tylko ruchy w kierunku równowagi, a która da się wyprowadzić przez bezpośrednie zestawienie ze sobą popytu i ich podaży) i przebiegiem tychże zdarzeń w rzeczywistości tym, że wraz z pojawieniem się pieniądza (lub, ściśle mówiąc, wymiany pośredniej) zostaje wprowadzona do systemu nowa determinanta. Pieniądz jest towarem, który w przeciwieństwie do innych dóbr nie może służyć ostatecznemu zaspokojeniu potrzeb, toteż jego wprowadzenie kładzie kres obecnym w „zamkniętym” systemie równowagi sztywnym współzależnościom i jego samowystarczalności oraz skutkuje pojawieniem się procesów, których istnienie system ten wyklucza. Ta konstatacja stanowi punkt wyjścia, który spełnia zasadnicze warunki, decydujące o tym, czy daną teorię cyklu gospodarczego można uznać za zadowalającą. Wychodząc z tego założenia, możemy przez zastosowanie czysto dedukcyjnych metod wskazać na możliwość oraz konieczność pojawienia się procesów nieprowadzących do zaistnienia sytuacji, która w wypadku braku zmian w „danych” ekonomicznych mogłaby trwać w nieskończoność. Wręcz przeciwnie, okazuje się, że procesy te prowadzą do pojawienia się takich „dysproporcji” między określonymi częściami systemu, że dana sytuacja nie może trwać dalej.
Choć wydaje się, że to zdrowy odruch kazał ekonomistom szukać wyjaśnienia cyklicznych fluktuacji po stronie monetarnej, bardzo możliwe jest również to, że jednostronny rozwój teorii pieniądza stanął na przeszkodzie znalezieniu zadowalającego rozwiązania tego problemu. Monetarnym teoriom cyklu koniunkturalnego udało się nadać znaczenie odpowiednim zagadnieniom i niejednokrotnie wnieść istotny wkład w ich wyjaśnienie. Przyczyna, dla której nie udało się jeszcze przedstawić zadowalającego rozwiązania, zdaje się polegać na tym, że zwolennicy monetarnej teorii cyklu koniunkturalnego szukali wyjaśnienia głównie bądź wyłącznie w powierzchownych zmianach wartości pieniądza, toteż jednocześnie nie zajmowali się głębszymi i bardziej fundamentalnymi skutkami procesu wprowadzania pieniądza do systemu gospodarczego, czyli zagadnieniem zupełnie odrębnym od wpływu pieniądza na ogólny poziom cen. Nie udało im się również zbadać następstw różnic między gospodarką pieniężną i gospodarką barterową opisywaną przez teorię statyczną[26].
Oczywiście celem tego opracowania nie jest usunięcie wszystkich błędów i braków monetarnych teorii cyklu koniunkturalnego ani przedstawienie całościowej i niepodważalnej teorii. Spróbuję tylko pokazać, dlaczego tak istotne dla teorii cyklu gospodarczego jest obranie za punkt wyjścia pieniądza, oraz odeprzeć najważniejsze zarzuty podniesione przeciwko wyjaśnieniom monetarnym, przedstawiając dowody na to, że pewne niedoskonałości teorii monetarnych, na które słusznie wskazywano, nie muszą koniecznie wynikać z obrania podejścia monetarnego. Chcę zatem jedynie przedstawić, odwołując się do najbardziej znanych teorii niemonetarnych, dowód na to, że same wyjaśnienia „realne” w nich zawarte nie są wystarczające do stworzenia całościowej i spójnej teorii, oraz wykazać, że w istniejących teoriach monetarnych, które co prawda należy uznać za zbyt powierzchowne z powodu utożsamiania przez nie wszystkich wahań cyklicznych z wahaniami wartości pieniądza, można doszukać się zalążka prawidłowego wyjaśnienia cyklu gospodarczego, i chcę dowieść, że obranie pieniądza za punkt wyjścia pozwala na wyciągnięcie wniosków o nieuchronności fluktuacji, biorąc pod uwagę charakter istniejącego obecnie systemu monetarnego, a także niemal każdego innego, który da się wyobrazić. Pokażę również, że najważniejsze elementy wyjaśnienia można znaleźć w teorii Wicksella-Misesa, omawiającej skutki rozbieżności między „naturalną” i pieniężną stopą procentową. Należy z niej jedynie usunąć wszelkie bezpośrednie odwołania do wyimaginowanej koncepcji „ogólnej wartości pieniądza” (co po części zrobił już profesor Mises), aby mogła służyć za fundament teorii wystarczający do wyjaśnienia za pomocą metod dedukcyjnych wszystkich elementów cyklu gospodarczego.
Wydaje się, że wszelkim próbom udowodnienia w tak krótkim opracowaniu, iż w niemonetarnych teoriach cyklu koniunkturalnego można znaleźć zasadnicze niedociągnięcia, staje na przeszkodzie niedająca się usunąć trudność, jaką jest mnogość rzeczonych teorii. Gdybyśmy chcieli koniecznie pokazać, że żadna z sił, które wytrącają gospodarkę ze stanu równowagi, a które to siły owe teorie obrały sobie za punkt wyjścia, w rzeczywistości nie wystąpiła, to nie zdołalibyśmy tego uczynić. Nie tylko praktycznie niewykonalne okazałoby się omówienie wszystkich obowiązujących teorii, ale również niemożliwe byłoby przedstawienie rozstrzygających wniosków na ich temat, gdyż w przyszłości na ich podstawie mogłyby powstać kolejne teorie, które musielibyśmy od nowa obalać. Ponadto trudno zaprzeczyć istnieniu większości zależności przedstawionych przez różne teorie cyklu gospodarczego. Jednak naszym celem jest połączenie ich w jednolitą strukturę logiczną, a nie przedstawienie zupełnie nowego i odmiennego toku myślenia. Nie musimy wcale kwestionować materialnej prawdziwości pojedynczych zależności, na których istnienie zwracają uwagę teorie niemonetarne, by pokazać, że przedstawione przez te teorie wyjaśnienia nie są wystarczające. Jak już zasygnalizowaliśmy w pierwszym rozdziale, żadna z tych teorii nie może wyjaśnić sprzeczności między opisywanym przez siebie przebiegiem zdarzeń gospodarczych a fundamentalnymi ideami systemu teoretycznego, z których muszą korzystać w próbach wyjaśnienia tych zdarzeń. Wystarczy więc zbadać niektóre najbardziej znane teorie i wykazać, że nie mogą ani nigdy nie zdołają rozwiązać tego fundamentalnego problemu, jeśli nie przestaną stosować obecnych metod i odwoływać się do okoliczności, które obecnie uważają za istotne dla teorii cyklu koniunkturalnego. Jeżeli rozwiążemy ten problem inaczej, tj. przez odwołanie się do sfery monetarnej, to będziemy mogli wykazać, że wyjaśnienia zawarte w różnych teoriach niemonetarnych nie mają samodzielnego znaczenia i muszą zająć pozycję podrzędną, gdyż są one nieuchronną konsekwencją zjawisk monetarnych.
Ze względu na nasze cele dość trudno jest wyodrębnić główne typy teorii cyklu gospodarczego, gdyż wciąż nie dysponujemy ich zadowalającą klasyfikacją. Podejmowane ostatnio próby stworzenia takich klasyfikacji przez W.M. Personsa[27], profesora W.C. Mitchella[28] i A.H. Hansena[29] pokazują, że w zwyczajowym podziale, który opiera się na zewnętrznych cechach tychże teorii i stroni od rozwiązania fundamentalnych problemów, istnieje zbyt wiele możliwości podejmowania arbitralnych decyzji. Jak słusznie zauważył profesor Löwe[30] (co powinno być oczywiste, wziąwszy pod uwagę powyższe stwierdzenia), jedyna klasyfikacja, co do której rzeczywiście nie miałoby się żadnych obiekcji, musiałaby zostać stworzona w oparciu o kryterium sposobów wyjaśnienia przez te teorie mechanizmów tego, że zjawiska gospodarcze nie przebiegały „swoim normalnym rytmem” opisywanym przez teorię statyczną. W rzeczywistości jednak teorie te – co mamy nadzieję pokazać później – nawet nie próbują tego dokonać. Ponieważ nie istnieje klasyfikacja, która mogłaby być dla nas przydatna, musimy dokonać mniej lub bardziej arbitralnego wyboru. Powinno nam się jednak udać wystarczająco jasno dowieść słuszności naszych obiekcji, posługując się jako przykładem tokiem myślenia zawartym w niektórych najbardziej znanych teoriach. Zadanie ułatwia to, że poszczególne teorie przynajmniej w jednej kwestii się ze sobą zgadzają. Uznają mianowicie, że przede wszystkim należy wyjaśnić pojawienie się dysproporcji między różnymi branżami produkcji, a zwłaszcza nadmiernej produkcji dóbr kapitałowych. Badania statystyczne przysłużyły się rozwojowi teorii w tym znaczeniu, że dzięki nim zapanowała przynajmniej powszechna zgoda co do przedmiotu wyjaśnienia.
Niemniej jednak musimy na pewną rzecz zwrócić tutaj uwagę. Obecnie zazwyczaj szuka się wyjaśnienia całości cyklu, a nie tylko samego kryzysu, toteż pojawia się ryzyko, że coraz mniejszą uwagę będzie się zwracać na zasadniczy problem. Już choćby tylko próby nadania przedmiotowi teorii możliwie jak najbardziej neutralnej nazwy (jak „fluktuacje przemysłowe” bądź „cykliczne wahania w przemyśle”) mogą grozić tym, że istotny problem teoretyczny zostanie zepchnięty na plan dalszy niż w dawnej teorii kryzysu. To, że rozwój gospodarczy nie postępuje równomiernie, lecz po okresie relatywnie szybkich zmian następuje okres względnej stagnacji, nie stanowi problemu. Zjawisko to wyjaśniono zadowalająco dostosowaniami systemu gospodarczego do nieregularnych zmian w danych – pojawienie się tych zmian musi być zawsze brane pod uwagę, a teoria ekonomii nie musi już ich dalej wyjaśniać. W rzeczywistości problem, który musi rozwiązać teoria ekonomii, przedstawia się następująco: dlaczego w czasie cyklu dostosowania te nie są płynne i łagodne jak w wypadku kształtowania się nowego stanu równowagi w następstwie każdej innej zmiany danych? Dlaczego tymczasowo pojawia się możliwość odejścia gospodarki od stanu równowagi, co prowadzi do zmiany jej kierunku rozwoju bez uprzedniej zmiany danych? Zjawisko występującej w cyklu tendencji zwyżkowej i kulminacji boomu stanowi problem tylko dlatego, że w jego następstwie nieuchronnie pojawia się załamanie sprzedaży – tj. spadek aktywności gospodarczej – niewywołane przez odpowiednią zmianę w pierwotnych danych ekonomicznych.
Popularne obecnie teorie dysproporcjonalnościowe (disproportionality theories) są zgodne pod jednym względem. Wszystkie one upatrują przyczyny kryzysu w tym, że z różnych powodów w czasie boomu aparat produkcyjny rozrósł się znacznie bardziej niżby to uzasadniały zmiany w konsumpcji. W końcu pojawić się musi niedobór gotowych dóbr konsumpcyjnych, skutkujący wzrostem ich cen w stosunku do cen dóbr produkcyjnych (czyli wzrostem stóp procentowych), w wyniku czego nieopłacalne staje się wykorzystanie powiększonego aparatu produkcji, a często nawet kontynuowanie przedsięwzięć związanych z jego rozbudową. Obecnie trudno byłoby znaleźć teorię, w której ta konstatacja – przedstawiona przez nas w tym miejscu tylko w zarysie[31] – nie zajmowałaby poczesnego miejsca, dlatego też powinniśmy się przyjrzeć, jak poszczególne teorie próbują wyjaśnić wspomniane zjawiska. Poza teoriami monetarnymi, które, jak pokażemy później, jako jedyne przedstawiają zadowalające wyjaśnienie tych zjawisk, istnieją dwie grupy teorii, które można w całości pominąć. Po pierwsze, nie można oczekiwać żadnych korzyści z analizy tych teorii, które poszukują wyjaśnienia cyklicznych fluktuacji w cyklicznych zmianach pewnych zewnętrznych okoliczności, a z niebudzących żadnych wątpliwości metod teorii równowagi korzystają jedynie po to, by wyjaśnić zjawiska gospodarcze będące skutkiem tych zmian. Stwierdzenie, czy wyjaśnienia przedstawione w tych teoriach są prawidłowe, wykracza poza zakres ekonomii. Po drugie, w chwili obecnej najlepiej wykluczyć z naszych rozważań te teorie, które odwołują się wyłącznie do założenia o zmianach monetarnych, wskutek czego nie mogą przedstawić systematycznego wyjaśnienia, gdy zmiany te zostaną wykluczone. Do tej kategorii należy zaliczyć teorie profesorów J. Schumpetera[32], E. Lederera[33] oraz G. Cassela[34], a także po części teorie profesorów W.C. Mitchella i J. Lescure’a[35]. Jeśli chodzi o tę kategorię, to później postaramy się orzec, czy można w teorii uznać te zależności monetarne w podobnym stopniu za determinanty jak inne zjawiska przedstawione w wyjaśnieniu.
Oczywiście, nie możemy w tym miejscu zagłębiać się w szczegóły wszelkich typów teorii równie głęboko, jak zrobili to ich autorzy. Nie zdołamy też uwzględnić poszczególnych sposobów wyjaśnienia. Musimy ograniczyć się do zaprezentowania pewnych fundamentalnych składników teorii, które powtarzają się pod różnymi nazwami. Niewątpliwie takie potraktowanie istniejących teorii nie odda sprawiedliwości intelektualnym zasługom każdej z nich, jednak na potrzeby tego rozdziału – czyli przedstawienia fundamentalnych błędów zawartych we wszystkich teoriach niemonetarnych – to dość pobieżne i niedoskonałe podejście powinno wystarczyć.
Zaczniemy od pokazania, że wszelkie formy teorii dysproporcjonalnościowych, którymi się tutaj zajmiemy, opierają się na tezie o istnieniu dość nieregularnych fluktuacji „danych ekonomicznych” (czynników zewnętrznych względem systemu gospodarczego, w tym potrzeb i umiejętności ludzi). Opierając się na tym założeniu, próbują one dowieść w ten czy inny sposób, że fluktuacje w konsumpcji lub spowodowane tymi fluktuacjami wahania jakiegoś innego składnika systemu gospodarczego prowadzą do jeszcze większych zmian w produkcji dóbr produkcyjnych[36]. Te wahania, występujące powszechnie w branżach wytwarzających dobra produkcyjne, prowadzą do pojawienia się tak dużych dysproporcji między tymi branżami a branżami wytwarzającymi dobra konsumpcyjne, że konieczne staje się odwrócenie kierunku zdarzeń. Zatem to nie proste zjawisko istnienia fluktuacji w produkcji dóbr kapitałowych (fluktuacji, które są nieuniknione w procesie wzrostu gospodarczego) wymaga wyjaśnienia. Prawdziwym problemem jest pojawienie się nadmiernych fluktuacji w branżach wytwarzających dobra kapitałowe wskutek nieuniknionych i nieregularnych wahań reszty systemu gospodarczego, a w ich następstwie dysproporcjonalny rozwój dwóch podstawowych sektorów gospodarki. Możemy wyróżnić trzy główne typy teorii niemonetarnych wyjaśniających nadmierny wpływ danych fluktuacji na branże wytwarzające dobra kapitałowe. Najbardziej powszechne są obecnie wyjaśnienia, które próbują wykazać, że ze względu na technikę produkcji rzeczywisty lub przewidywany wzrost popytu na dobra konsumpcyjne skutkuje relatywnie większym wzrostem produkcji dóbr wyższego rzędu (ogólnym lub częściowym). Niewiele mniej popularne są tylko z pozoru się od nich różniące wyjaśnienia, które doszukują się przyczyn wzmagania się fluktuacji w pewnych szczególnych wydarzeniach (o charakterze niemonetarnym), występujących w sferze oszczędności i inwestycji. Do trzeciej grupy, o której musimy wspomnieć, należą pewne teorie psychologiczne, które na ogół jednak nie pretendują do miana samodzielnych wyjaśnień, lecz służą jedynie jako wsparcie dla innych argumentów. Wobec nich możemy wysunąć podobne zarzuty jak wobec teorii należących do dwóch pozostałych kategorii.
Wspomnimy teraz o najważniejszych zarzutach wobec teorii należących do pierwszej z wymienionych grup, które pod tym względem najłatwiej omówić. Ich elementy można znaleźć w pracach tak wielu ekonomistów, że nawet nie ma potrzeby wskazywania najważniejszych. Najprostszą metodą dedukcyjnego wyjaśnienia nadmiernych fluktuacji w produkcji dóbr kapitałowych jest wskazanie na długi okres, który we współczesnych warunkach jest konieczny do przygotowania trwałych dóbr kapitałowych umożliwiających ekspansję procesu produkcji[37]. Według dość powszechnego poglądu już ta okoliczność sprawia, iż każdorazowy wzrost sprzedaży dóbr konsumpcyjnych, czy to wskutek wzrostu popytu, czy też spadku kosztów produkcji, może spowodować większy niż proporcjonalny wzrost produkcji dóbr pośrednich. Zjawisko to wyjaśnia się brakiem wiedzy pojedynczego producenta na temat poczynań jego konkurencji albo wpływem – popularnego w pracach amerykańskich autorów – „efektu kumulacji” zmian w sprzedaży dóbr konsumpcyjnych na wyższych etapach produkcji. W związku z okolicznościami, które zostaną przedstawione później, myślą przewodnią we wszystkich wyjaśnieniach tego rodzaju jest to, że z powodu długiego okresu, który musi upłynąć między rozpoczęciem procesu produkcji a pojawieniem się końcowego produktu na rynku, możliwości stopniowego dostosowywania produkcji do zmian w popycie za pośrednictwem cen są ograniczone, a przy tym od czasu do czasu na rynku pojawia się nadmierna podaż dóbr. Na poparcie tej koncepcji przedstawia się również inną, która jednakże znajduje niezależne oraz szersze zastosowanie, a mianowicie, że każda zmiana popytu od samego początku kumuluje się na każdym kolejnym etapie produkcji, od najniższego począwszy, a na najwyższym skończywszy. Przyczyną istnienia efektu kumulacji jest to, że na każdym kolejnym etapie poza zmianą, która odpowiadałaby rzeczywistemu przesunięciu się popytu, pojawia się też inna zmiana, spowodowana dostosowaniem zapasów oraz aparatu produkcji do zmian sytuacji na rynku[38]. Wzrost popytu na dobra konsumpcyjne prowadzi nie tylko do proporcjonalnego wzrostu popytu na dobra wyższego rzędu. Popyt na dobra wyższego rzędu wzrośnie również o wielkość konieczną do proporcjonalnego zwiększenia istniejących zapasów, a także o wielkość, o jaką aparat konieczny do wytworzenia nowych środków produkcji przekracza ten wystarczający do zachowania istniejących (na przykład skutkiem tego, że fabryka, która zwykle odtwarza 10 procent swojego aparatu produkcji rocznie, postanowi nagle z powodu wzrostu popytu na swoje dobra powiększyć go o 10 procent, będzie stuprocentowy wzrost produkcji maszyn – w takim wypadku dany wzrost popytu na dobra konsumpcyjne spowoduje dziesięciokrotny wzrost produkcji dóbr produkcyjnych). Koncepcja ta ma nie tylko wyjaśniać, dlaczego w branżach wytwarzających dobra produkcyjne występują relatywnie większe fluktuacje, ale także dlaczego w okresach boomu to właśnie one doświadczają nadmiernego wzrostu. Z tego właśnie powodu często odpowiedzialnością obarcza się nadmierne wykorzystanie trwałego wyposażenia kapitałowego we współczesnej gospodarce[39]. Branże wykorzystujące ciężki sprzęt są podatne na nadmierną ekspansję w okresach boomu, ponieważ niemożliwe jest nieznaczne poszerzenie ich aparatu produkcji. W ich wypadku ekspansja musi przybierać postać nagłych wstrząsów. Kiedy już jednak nowy sprzęt zostanie oddany do ich dyspozycji, poziom produkcji będzie miał niewielki wpływ na całkowite koszty, ponoszone nawet wtedy, gdy produkcja zostanie zatrzymana. Jednakże na tych samych zasadach nie można traktować nowych wynalazków i nowych potrzeb, mimo że często doszukuje się w nich przyczyn przyspieszonego i nadmiernego wzrostu branż wytwarzających dobra kapitałowe. Nowe wynalazki i potrzeby stanowią bowiem zaledwie szczególną, choć jedną z wielu możliwych, przyczynę opisanych tu procesów kumulacji.
Właściwie nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że wszystkie te opisane zależności, a także wiele innych, których znaczenie podkreślane jest w różnych teoriach cyklu koniunkturalnego, a które w podobny sposób prowadzą do zakłócenia równowagi ekonomicznej, rzeczywiście istnieją, i że w związku z tym każda teoria cyklu, która ma uchodzić za całościowe ujęcie, musi je uwzględniać. Jednak żadna z tych teorii nie poradziła sobie z prawdziwym problemem – dlaczego siły zmierzające do odbudowania równowagi przestają działać i dlaczego zaczynają działać wtedy, gdy jest już za późno. Wszystkie te teorie próbują wyjaśnić owo zjawisko przez przyjęcie kolejnego, zazwyczaj ukrytego założenia, które C.O. Hardy[40], jeden z obrońców tych teorii, przedstawił jako wspólną im ideę, odsłaniając jednocześnie moim zdaniem ich podstawową słabość. Twierdzi on, że wszystkie teorie, które opierają się na tezie o długości okresu produkcji we współczesnych warunkach technicznych, są zgodne co do tego, iż to właśnie te warunki są źródłem trudności producentów w dostosowywaniu ich produkcji do stanu rynku, ponieważ muszą oni produkować z myślą o przyszłej sytuacji, której nie znają. Następnie zwraca uwagę na to, że zasadniczym celem mechanizmu cenowego jest dostosowywanie podaży do popytu. Uważa jednak, iż mechanizm ten przestaje być doskonały, kiedy między produkcją a pojawieniem się wyrobu na rynku musi upłynąć długi okres, ponieważ
ceny i zamówienia dają nam informacje o potencjalnym stanie popytu, który możemy zestawić ze znanymi faktami o bieżącej i przyszłej podaży, nie dają nam jednak żadnych wskazówek co do powodowanych przez siebie zmian w podaży.[41]
Próbuje pokazać, jak wzrost popytu, stanowiąc zachętę do zwiększenia produkcji, może skutkować okresowym występowaniem niedostatecznej lub nadmiernej produkcji. Przedstawia on explicite to, co inni zakładają milcząco, ujawniając w ten sposób wątpliwe założenia, na których się opierają owe teorie. Dalej twierdzi, że w warunkach wolnej konkurencji w rozważanym przypadku coraz więcej ludzi będzie próbowało skorzystać z nadarzającej się okazji do zysku, ignorując jednocześnie przygotowania pozostałych, i „żadna siła nie będzie interweniowała, by powstrzymać ciągły wzrost produkcji, dopóki nie znajdzie on odzwierciedlenia w zmniejszeniu się ilości zamówień i spadku cen”[42]. W tym twierdzeniu (że mechanizm cenowy zaczyna funkcjonować dopiero wtedy, gdy produkty pojawią się na rynku, a zanim to się stanie, producenci ustalają wielkość swojej produkcji tylko na podstawie prognozowanego poziomu całkowitego popytu) wyraźnie widać fundamentalny błąd obecny we wszystkich tych teoriach. Wynika on z niezrozumienia zarówno zamierzeń, które kierują działaniami przedsiębiorcy, jak i znaczenia mechanizmu cenowego.
Gdyby przedsiębiorca rzeczywiście opierał decyzje wyłącznie na swojej wiedzy na temat ilościowego wzrostu całkowitego popytu na swój produkt i gdyby sukces działalności gospodarczej zależał tylko od tej wiedzy, nie musiałyby zaistnieć żadne złożone okoliczności, aby pojawiły się stałe zakłócenia stosunku popytu do podaży. Jednak przedsiębiorca w gospodarce kapitalistycznej nie jest – wbrew temu, co wielu ekonomistów zdaje się zakładać – w takiej samej sytuacji jak dyktator w gospodarce socjalistycznej. Zwolennicy tego poglądu nie zauważają tego, iż produkcji nie ustala się na podstawie jakiejś wiedzy na temat rzeczywistego poziomu całkowitego popytu, ale na podstawie ceny, którą można osiągnąć na rynku. We współczesnej gospodarce, opartej na wymianie, przedsiębiorca nie rozpoczyna produkcji z myślą o zaspokojeniu danego popytu – choć czasami używa się tego zwrotu – lecz na podstawie analizy rentowności. I to właśnie tego rodzaju analizy skutkują zrównoważeniem podaży i popytu. Przedsiębiorcy zupełnie nie interesuje, o ile w danym wypadku zmieniła się całkowita wielkość popytu. Zważa jedynie na to, jakiej ceny może oczekiwać w następstwie danej zmiany. Żadna z omawianych teorii nie wyjaśnia, dlaczego oczekiwania te miałyby się okazać zasadniczo błędne (wnioskowanie o błędności oczekiwań na podstawie tego, że zaistniała nadprodukcja, która jest skutkiem błędnych oczekiwań, to błędne koło w rozumowaniu). Jednak nie można dojść do tego teoretycznego uogólnienia przez zastosowanie jakiejkolwiek innej metody. O ile nie zaistnieją pewne zakłócenia monetarne, musimy zakładać, że przewidywana przez przedsiębiorców cena, będąca skutkiem zmian w popycie lub warunkach produkcji, będzie mniej lub bardziej zbieżna z ceną równowagi. Przedsiębiorca zasadniczo może na podstawie swojej wiedzy o warunkach produkcji i sytuacji na rynku oszacować cenę, która zaistnieje wskutek tych zmian, bez względu na ilościowe zmiany całkowitego popytu. Możemy jedynie stwierdzić w kwestii prognozowanej ceny danego produktu, że jest równie możliwe, iż będzie ona niższa od ceny równowagi, jak i to, iż będzie ona od niej wyższa, i w związku z tym przeciętnie rzecz biorąc, będzie ona mniej lub bardziej zbieżna z ceną równowagi, ponieważ nie ma powodu, aby zakładać, iż zakłócenia będą przebiegać tylko w jednym kierunku. Jednak prognozowana cena jest zaledwie jednym z czynników określających wielkość produkcji. Innym czynnikiem, nie mniej ważnym, choć często pomijanym, są ceny, które producent musi zapłacić za surowce, siłę roboczą i pożyczony kapitał – czyli koszty własne. Ceny te określają rozmiar produkcji wszystkich producentów działających w warunkach konkurencji. W konsekwencji decyzja producenta co do rozmiaru produkcji musi opierać się nie tylko na przewidywanej cenie jego wyrobu, ale również na zmianach w ponoszonych przez niego kosztach. Pokazanie, w jaki sposób wzajemne oddziaływanie tych cen utrzymuje w równowadze popyt i podaż oraz produkcję i konsumpcję, jest właśnie głównym celem czystej teorii ekonomii, której analizy nie zdołamy tutaj szczegółowo przedstawić. Z kolei celem teorii cyklu koniunkturalnego jest pokazanie, w jakich okolicznościach ta tendencja do równowagi, którą opisuje czysta teoria, może zostać zakłócona – dlaczego ceny, przecząc wnioskom teorii statycznej, nie prowadzą do takich zmian w poziomie produkcji, które odpowiadałyby równowadze rynkowej. Aby pokazać, że omawiane teorie nie rozwiązują tego problemu, przedstawimy teraz – jedynie w zakresie do tego koniecznym – najważniejsze zależności, które skutkują zaistnieniem równowagi według założeń teorii statycznej.
Zastanówmy się najpierw, jakie będą następstwa pierwotnej zmiany danych ekonomicznych, która rzekomo miałaby skutkować nadmiernym zwiększeniem produkcji dóbr kapitałowych, i jak wtedy dojdzie do nowego stanu równowagi. Niezależnie od tego, czy nowe bodźce da popyt, czy podaż, punktem wyjścia naszej analizy musi być cena – a właściwie oczekiwana cena – która sprawi, że zwiększenie produkcji w nowych warunkach będzie opłacalne. Jak stwierdziliśmy uprzednio, możemy założyć – gdyż żadna z omawianych teorii nie próbuje temu zaprzeczać – że ta oczekiwana cena będzie w przybliżeniu równa nowej cenie równowagi. Możemy zatem założyć, że jeśli bodźcem będzie obniżenie się kosztów jednostkowych, to producent weźmie pod uwagę skutki wzrostu podaży, a jeśli bodźcem będzie wzrost popytu, to uwzględni on wzrost kosztów na jednostkę w wyniku wzrostu wielkości produkcji. Pewne nieporozumienia, częste co do tej kwestii, wymagałyby tu osobnego wyjaśnienia. Chcąc jednak uniknąć błędnego koła, musielibyśmy skupić się w tym wyjaśnieniu na sferze monetarnej, której w tym miejscu nie będziemy jeszcze analizować.
Czas wymagany do wytworzenia współczesnych środków produkcji nie może mieć wpływu na tendencję do nadmiernego rozrostu aparatu produkcyjnego, a dokładniej: każda taka tendencja jest skutecznie ograniczana przez wzrost cen czynników produkcji. Zatem wyjaśnienie pojawienia się dysproporcji w tych kategoriach nie jest wystarczające. Staje się to dla nas oczywiste, gdy tylko porzucimy założenie dotyczące tego, iż mechanizm cenowy zaczyna funkcjonować dopiero w chwili pojawienia się zwiększonej podaży na rynku, a zwrócimy uwagę na fakt, iż kiedy tylko cena za produkt końcowy zostanie prawidłowo oszacowana, dostosowanie się cen czynników produkcji zapewni ograniczenie wielkości produkcji do poziomu zapewniającego jej sprzedaż po opłacalnych cenach. Istnienie długich okresów produkcji nie może osłabiać działania mechanizmu cenowego, o ile tylko nie będzie jakiegoś innego powodu wystąpienia powszechnych i jednostronnych błędów w ocenianiu wpływu pierwotnej zmiany danych na ceny produktów.
Następnie musimy zbadać, ile jest prawdy w twierdzeniu o rzekomej tendencji do kumulowania się w wyższych etapach produkcji skutków każdorazowego wzrostu (lub spadku) popytu na dobra wytwarzane na niższych etapach produkcji. Poniższe argumenty przeciwko tej często przytaczanej teorii muszą również stanowić dowód na nieprawdziwość wszystkich pozostałych teorii opierających się na rozważaniach technicznych, gdyż ograniczona ilość miejsca nie pozwala nam na szczegółowe omówienie każdej z nich. Czytelnik może nam zaufać, iż ta sama argumentacja, którą tutaj przedstawimy, znajduje zastosowanie we wszystkich podobnych wypadkach – również w wypadku teorii mówiących o konieczności przerw we wzroście aparatu produkcyjnego. Czy efekt kumulacji mający towarzyszyć każdemu wzrostowi popytu jest nowym czynnikiem determinującym, który sprawia, że ceny i wielkość podaży są inne niż w stanie równowagi? Czy to, że wskutek wzrostu obrotów kupcy starają się zwiększać swoje zapasy, a przemysłowcy produkcję, rzeczywiście ogranicza wpływ regulacyjnej funkcji cen na rozmiar produkcji? Gdyby wzrost cen dóbr produkcyjnych był jedynym czynnikiem stanowiącym przeciwwagę dla wzrostu popytu na te dobra, to wciąż istniałaby możliwość, że z czasem nie wszystkie nowo rozpoczęte inwestycje okazałyby się niezmiennie rentowne. Według tego poglądu przy każdej cenie wielkość popytu na czynniki produkcji będzie większa niż w stanie równowagi, toteż możliwe, że jeśli tylko producenci uznają, iż przy danych cenach zdołają osiągnąć zysk z danej ilości czynników produkcji, to inwestycje wzrosną do nieuzasadnionego poziomu.
Tak rozumując, pominęlibyśmy jednak to, że każda próba powiększenia aparatu produkcji musi z konieczności skutkować nie tylko wzrostem cen czynników, lecz także wzrostem stopy procentowej. Jest to kolejny hamulec, który znacznie wzmacnia efekt wzrostu cen czynników. W konsekwencji konieczne staje się wyznaczenie większej marży – rozumianej jako różnica między cenami gotowych produktów a cenami czynników – i to wtedy gdy istnieje zagrożenie, że marże zaczną spadać. Gwarantuje to utrzymanie się stanu równowagi.
Nie wolno zapominać, że ceny regulują nie tylko poziom bieżącej produkcji, ale także wielkość aparatu produkcji (w tym zapasów, których nie możemy pomijać) w każdym momencie. Szczególną funkcję tutaj pełni – poza wspomnianymi już cenami dóbr i usług – cena wykorzystania kapitału, czyli procent. Wszystkie współczesne teorie – bez względu na to, jakie wyjaśnienie zjawiska procentu przyjmują – są zgodne co do funkcji procentu polegającej na dostosowywaniu podaży kapitału do popytu pojawiającego się w różnych gałęziach produkcji. Dopóki nie zostanie zaprezentowany jakiś szczególny powód, dla którego procent miałby nie spełniać swojej funkcji w jakimś wypadku, dopóty musimy zakładać zgodnie z fundamentalną tezą teorii statycznej, że zawsze utrzymuje on równowagę pomiędzy podażą dóbr kapitałowych a podażą dóbr konsumpcyjnych. Założenie to jest równie konieczne i nieuniknione jak to, że popyt na jakiekolwiek dobro i jego podaż zostaną zrównoważone wskutek zmian cen tego dobra. W rozpatrywanym przez nas przykładzie, który dotyczy pojawienia się tendencji do powiększania się aparatu produkcji i poziomu zapasów, stopa procentowa, spełniając swoją funkcję, wzrośnie, wskutek czego będzie też musiała wzrosnąć marża zysku – różnica między ceną produktów a ceną czynników. Automatycznie wykluczona zostaje więc możliwość wzrostu tej części popytu na dobra produkcyjne, która zostałaby zaspokojona mimo wzrostu ich cen, gdyby nie wzrosła stopa procentowa. Żadna z wielu teorii cyklu gospodarczego, opierających się na rzekomym istnieniu jakiejś osobliwości w technice produkcji, nie może nawet podjąć próby wyjaśnienia, dlaczego gospodarka miałaby wskutek istnienia tejże osobliwości znaleźć się w jakimś innym punkcie równowagi, który jest ostatecznie determinowany przez opisane tutaj procesy kształtowania się cen.
Co do cen dóbr i usług wykorzystywanych w celach produkcyjnych, wydaje się, że nie ma żadnego powodu, dla którego ceny te nie miałyby spełniać swojej funkcji równoważenia podaży i popytu. Podaż i popyt pozostają tutaj w bezpośredniej relacji ze sobą, wskutek czego wszelkie rozbieżności, jakie mogłyby między nimi przy danej cenie powstać, spowodują bezpośrednią i natychmiastową zmianę tejże ceny. Tylko w wypadku drugiej grupy cen (płaconych za pożyczenie kapitału, czyli innymi słowy, stóp procentowych) można sobie wyobrazić powstanie zakłóceń, gdyż proces kształtowania się tych cen nie odbywa się bezpośrednio, czyli przez równoważenie krańcowego popytu na dobra kapitałowe z ich krańcową podażą, lecz pośrednio przez oddziaływanie na kapitał pieniężny, którego podaż nie musi odpowiadać podaży kapitału realnego. Jednak proces powstawania rozbieżności między nimi nie został wyjaśniony przez żadną teorię, którą się tutaj zajmowaliśmy. Zanim przejdziemy do tego, jak dalece stopy procentowe mogą prowadzić do naruszenia stanu ścisłej równowagi, co mogłoby wyjaśnić pojawianie się cyklicznych zakłóceń, musimy pokrótce przeanalizować wyjaśnienie przedstawione przez drugą istotną grupę teorii niemonetarnych, która doszukuje się źródeł okresowych zakłóceń stanu równowagi wyłącznie w zjawiskach będących konsekwencją akumulowania i inwestowania oszczędności[43].
Wcześniejsze wersje tych teorii opierały się na bezpodstawnym i niedopuszczalnym założeniu, że wskutek nagłego zainwestowania zakumulowanych i niewykorzystywanych przez pewien czas oszczędności dochodzi do gwałtownego rozrostu aparatu produkcji. Możemy jednak tutaj je pominąć bez konieczności głębszej analizy. Po pierwsze, nie można przedstawić żadnego przekonującego wyjaśnienia zjawiska okresowego akumulowania niewykorzystanych oszczędności[44]. Po drugie, nawet gdyby istniało wyjaśnienie tego zjawiska, to wcale nie mogłoby ono być wytłumaczeniem dla dysproporcjonalnego wzrostu produkcji dóbr kapitałowych. Tego, że istnienie pewnych fluktuacji w sferze oszczędzania nie stanowi jeszcze wyjaśnienia naszego problemu, świadom jest (w przeciwieństwie do wielu innych ekonomistów) najwybitniejszy propagator teorii tego rodzaju, profesor A. Spiethoff. Stało się to oczywiste, gdy udzielił negatywnej odpowiedzi na analogiczne pytanie, czy w wypadku gospodarki barterowej konsekwencją wzrostu oszczędności może być powstanie warunków koniecznych do wybuchu kryzysu[45]. Naprawdę trudno jest sobie wyobrazić, dlaczego spontaniczne zmiany poziomu oszczędności (które jako takie nie wymagają dalszego wyjaśnienia przez teorię ekonomii i muszą być traktowane jako zmiany danych) w zakresie dającym się zaobserwować w rzeczywistości miałyby skutkować tymi specyficznymi zakłóceniami, jakie opisuje teoria cyklu gospodarczego[46].
Gdzie zatem w myśl tych teorii możemy znaleźć w procesach oszczędzania i inwestowania przyczynę zakłóceń równowagi? Odwołamy się teraz do podstaw teorii Spiethoffa, która jest z pewnością najbardziej wyczerpująca ze wszystkich teorii tego rodzaju. Możemy pominąć jego naiwne twierdzenia o „złożoności relacji kapitałowych”, gdyż jako takie nie stanowią one jeszcze wyjaśnienia. Fundament jego teorii zawiera się w następującym zdaniu: „jeśli kapitaliści i producenci dóbr zdatnych do natychmiastowej konsumpcji chcą, by ich produkcja odbywała się zgodnie z rytmem wyznaczanym przez podaż kapitału pożyczkowego, to te procesy powinny być świadomie do siebie dostosowywane”[47]