Planeta Singli 3 - Ewa Markowska - ebook + audiobook + książka

Planeta Singli 3 ebook i audiobook

Ewa Markowska

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Z RODZINĄ LEPIEJ WYJŚĆ NA ZDJĘCIU NIŻ ZA MĄŻ…

Ania i Tomek, po wielu perypetiach, które niemal zniszczyły ich związek, w końcu zdecydowali się na ślub. Marzą o tradycyjnej uroczystości kościelnej i wiejskim weselu na Mazurach. Marcel, ich przyjaciel, dwoi się i troi, aby zorganizować imprezę roku, ale bracia i matka Tomka są nieprzewidywalni jak włoska rodzina – każda rozmowa grozi wybuchem, a od wielkiej miłości do awantury jest czasami tylko krok. Natomiast matka Ani, która przyjeżdża na wesele z dużo młodszym partnerem, jest całkowitym zaprzeczeniem stereotypu statecznej teściowej. Do tego jeszcze pojawienie się niespodziewanego gościa, jeden kryzys małżeński, dwoje zakochanych małolatów i… jesteśmy w domu. Miało być jak w bajce, a wyszło jak zawsze.

Szykujcie się na jazdę bez trzymanki i życzcie szczęścia Ani i Tomkowi!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 372

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 23 min

Lektor: Agnieszka Więdłocha
Oceny
4,3 (72 oceny)
42
13
10
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
boorkosia

Nie oderwiesz się od lektury

Szybko się czyta
00

Popularność




1.

Anka nie mogła uwierzyć. To się dzieje naprawdę. Tomek doprowadził ją do takiego stanu, że nie wiedziała, gdzie się znajduje i jak się nazywa. Skłębiona pościel, świadek ich miłosnych zmagań, wyglądała, jakby przeszedł przez nią huragan. To była szalona noc. Szeptał Ani miłosne słówka, a gdy spróbowała go na chwilę zostawić, zawinął ją w kołdrę i powiedział, że jest jego branką i nigdy się od niego nie uwolni. Był nienasycony i bardzo czuły. Uśmiechnęła się na wspomnienie jego spojrzenia i tego, co się działo, gdy wreszcie odwinął ją z kołdry, nagą i rozgrzaną. Potem tak mocno zasnęła, że nie usłyszała, jak Tomek wstaje. Na poduszce zostawił karteczkę, narysował na niej serce przebite strzałą. Ostatni raz widziała takie w szkole podstawowej, w zeszycie. Tak samo przyspieszyło jej tętno jak wtedy.

Po szybkim prysznicu i śniadaniu, wystarczyły jeden rogalik i kawa, wrzuciła na siebie sukienkę w kwiaty i złapała torbę. Była już spóźniona, ale nic sobie z tego nie robiła. Szła nie na sesję zdjęciową, nie do szkoły, aby uczyć muzyki, nie szła też do mamy, bo ten dzień należał tylko do nich obu. Do niej i do jej przyjaciółki, Oli. Anka żegnała się ze stanem panieńskim i miała zamiar to celebrować.

2.

Dziś, przed planowanym wieczorem panieńskim, Ania z Olą odbierały suknię ślubną, a to poważna sprawa, i nie było mowy, aby ktokolwiek im w tym przeszkadzał. Nawet Tomek nie mógł podglądać. Przede wszystkim on.

Po Nowym Świecie snuli się nieliczni przechodnie, w modnych knajpkach siedzieli młodzi ludzie, którzy codziennie umawiali się tu na lunch. O tej porze z biur wysypywali się urzędnicy, załatwiano interesy, a czasem nawet podpisywano umowy przy restauracyjnym stoliku. To nie było życie dla Anki. Narzeczona Wilka fatalnie by się czuła w korporacyjnych relacjach. Za nic nie porzuciłaby pracy z dzieciakami, które uwielbiały swoją panią od muzyki i  szalały z zachwytu, ciesząc się szczęśliwym finałem jej miłosnej historii. Nigdy więc nie zrezygnowałaby ze szkoły, zastępując uczenie zajęciem, w którym liczą się tylko cyferki.

Anka zmierzała teraz prosto do salonu mody, gdzie na zapleczu, ukryta w pokrowcu i zarezerwowana od kilku dni, wisiała jedna z wybranych przez nią sukien ślubnych. Panna młoda była zdecydowana, jednak to Ola miała powiedzieć ostatnie słowo w sprawie stroju na uroczystość.

Słynna stylistka nie popełniała błędów. Suknia musi być perfekcyjna i Ola, czego Ance nie powiedziała, miała zamiar przejrzeć nawet sto kreacji, zanim powie przyjaciółce, że jej zdaniem to właśnie ta jedyna.

Ola stała już na ulicy, pod salonem, czekając na pannę młodą. Gapiła się na wystawę z lekkim zażenowaniem i jednocześnie sentymentem, bo suknie przypominały jej, że tę uroczystość ma już za sobą, czas płynie, nie jest więc tą samą, co kiedyś, dziewczyną z głową pełną marzeń.

– W każdej pięknie byś wyglądała. Choć szkoda zasłaniać takie nogi. – Jakiś obcy facet, o urodzie modela, ale z tępym wyrazem twarzy, co dyskwalifikowało go w oczach Oli definitywnie, zatrzymał się i obrzucił ją namiętnym spojrzeniem. – Chętnie bym... – stracił na chwilę wątek, ale szybko dokończył – ...służył ci jako mąż albo chociaż... kochanek. Tyle rzeczy moglibyśmy razem... zdziałać w łóżku, ślicznotko. Może pójdziemy na kawę, aby się lepiej i bliżej poznać? – rozkręcał się wyraźnie, nie zważając na jej wrogie spojrzenie.

– Spadaj stąd lepiej, bo zaraz przyjedzie mąż, a jest od ciebie dwa razy większy, więc po co masz ryzykować obiciem tej ślicznej buzi. Żadna by już cię nie chciała – wypaliła, sama siebie zaskakując refleksem.

O buzi wspomniała, bo nie znosiła tych ulicznych zaczepek i chciała, aby choć przez chwilę poczuł się podobnie jak każda młoda kobieta narażona na niewybredne epitety. Głupi, nachalny, bezczelny cham!

Odszedł jak zmyty i pewnie następnym razem pomyśli dwa razy, zanim zaczepi w ten sposób dziewczynę.

Ola zobaczyła z daleka przyjaciółkę i odetchnęła z ulgą. Ania wyglądała ślicznie, wydawała się bardziej niż zwykle radosna. Musiała mieć udany poranek, bo oczy jej błyszczały i uśmiechała się, machając do niej energicznie na powitanie.

– No, jesteś nareszcie – rzuciła z udawaną niecierpliwością Ola. – Wrosłabym w ten chodnik niczym drzewo korzeniami w glebę. W dodatku jakiś facet, widząc mnie pod wystawą z białymi sukniami, spytał, czy może zostać moim kochankiem, dupek! – trajkotała na jednym oddechu.

Anka zaśmiała się i dała jej buziaka.

– Zawsze może się trafić wielbiciel. Nawet w takich okolicznościach – zauważyła. – To ty jesteś prawdziwą łowczynią męskich serc!

Weszły do środka, gdzie przywitała je uprzejma ekspedientka.

– Byłam tu wczoraj... – zaczęła Ania.

– Ania Kwiatkowska, oczywiście! Witamy u nas, jesteśmy dumni, że... – przerwała na widok miny klientki dziewczyna, obciągając obcisłą bluzkę na imponującym biuście.

– Nie ma powodu do dumy, ale jest powód do pośpiechu – Ola postanowiła skrócić to wylewne powitanie. – Bo dziś jeszcze mamy do załatwienia wiele spraw – dodała z miłym uśmiechem. – Gdzie jest ta najpiękniejsza na świecie suknia?

– Proszę tędy – zaprosiła ekspedientka.

Uniosła wyżej brodę i pożeglowała w stronę kolejnego pomieszczenia z wielkim lustrem i przymierzalnią, zasłoniętą jedwabną, różową kotarą. Wyglądało to jak kącik na godziny. Tak od razu pomyślała Ania, która nie mierzyła tu jeszcze przy świadkach niczego, ale i tak odczuwała panikę.

– Chętnie coś doradzę – zaproponowała gorliwa sprzedawczyni.

– Czy możemy zostać same? – spytała Ola, wygrywając pojedynek na spojrzenia z lekko już obrażoną laską.

– Oczywiście, proszę pani – dziewczyna skapitulowała. – Oto suknia.

Podała wiszącą na wieszaku suknię, piękną jak marzenie. Ola zachowała kamienną twarz, chociaż Ania wybrała ją doskonale.

Gdy tylko pracownica salonu odeszła, Ola uniosła kciuk w geście zwycięstwa.

– Rewelacja! – krzyknęła, łapiąc Ankę w ramiona. – Mierz raz jeszcze i pokazuj.

Zamknięta w przymierzalni Anka zdjęła szorty i koszulkę, zostając w samej bieliźnie. Spoglądała przez chwilę na swoje odbicie w lustrze. Twarz w ramie ciemnych włosów, szczupłe ramiona, długie nogi. Dwadzieścia dziewięć lat... Wychodziła za mąż, za faceta, który skradł jej serce. W tym wieku wszystko jeszcze wydaje się cudowne i możliwe, choć, jak dobrze pamiętała, gdy ma się lat piętnaście, świat jest boleśnie piękny, czasem zaś ponury i przerażający. Ale wtedy odbiera się go intensywniej. Włożyła ostrożnie suknię na biodra, rozkładając na ziemi jej spódnicę, i podciągnęła materiał wyżej. Suknia układała się doskonale. Biel i delikatne koronki. Rękawy zsunęły się z ramion, gdy okręciła się, wirując dołem spódnicy.

Wyszła z przymierzalni i spojrzała pytająco na przyjaciółkę. Ola westchnęła.

– Obróć się... tak... dobrze. Czy to suknia marzeń? – zastanawiała się głośno, okręcając Anię i przyglądając się z bliska koronce. – To zdecydowanie suknia marzeń! – oznajmiła. – Bierzemy ją, zdejmuj!

– Nie chcesz zobaczyć innych? Naprawdę dobrze wybrałam? – dopytywała się Ania.

– Nie ma lepszej sukni dla ciebie, to jest po prostu cudo! – zawołała Ola. – Podamy adres, dokąd mają ją dostarczyć.

Ekspedientka była zdumiona, że tak łatwo poszło. Dziewczyny w szortach, znana celebrytka i jej przyjaciółka, to największe zagrożenie w salonie. Takie klientki są w stanie życie sprzedawczyni zamienić w koszmar, szczególnie gdy nie ma na miejscu szefowej. A tu taka niespodzianka! Zapisała adres i pożegnała z ulgą Olę i Anię, mając nadzieję, że będą zadowolone.

– To ja lecę do Mikołaja, widzimy się za trzy godziny. Nie zapomnij – powiedziała Ola.

– Mam się jakoś ładnie ubrać? – spytała Anka, zastanawiając się, co przygotowała dla niej przyjaciółka.

– Wiadomo! Randka ze mną to okazja, aby się wystroić, wieczór panieński to najważniejszy punkt w życiu przyszłej mężatki.

Ola pomachała Ani na pożegnanie i już pędziła do domu, aby się nie spóźnić, jak zawsze świetnie zorganizowana i pełna energii.

Ania pamiętała wieczór panieński Oli. To było prawdziwe szaleństwo. Poleciały balonem nad Warszawą, kupiła im bilety. Noc nad miastem i pod gwiazdami. Myślała wtedy, że jeśli kiedykolwiek będzie wychodzić za mąż, poleci raz jeszcze, z ukochanym. Bo było to niezapomniane przeżycie. Piły szampana w gondoli, a przypadkowi towarzysze podróży składali Oli gratulacje. Ciekawe co wymyśliła jej przyjaciółka. Za kilka godzin przyszła panna młoda miała się o tym przekonać.

Gdy Ania wyszła wreszcie z domu, aby ponownie spotkać się z Olą, ludzie na ulicy wydawali jej się ładniejsi i milsi, a pan w kiosku aż się wychylił, krzycząc coś do niej ze uśmiechem, gdy przechodziła przez ulicę tanecznym krokiem. Wymachiwał gazetą. Dostrzegła kątem oka zdjęcie swoje i Wilka. Jej ulubione, z zeszłorocznych wakacji.

Poznali się dzięki Planecie Singli i tak skromna nauczycielka muzyki stała się celebrytką, która była obecnie wrogiem numer jeden kochanek Tomka z jego burzliwej przeszłości. Kilka z nich, szczególnie wytrwałych, cały czas liczyło na to, że najprzystojniejszy chłopak w mieście się opamięta i nie nałoży na palec obrączki. Po telewizyjnym programie świątecznym, gdy nieoficjalnie nie byli już parą, a oficjalnie najbardziej zakochanymi kochankami na świecie, mieli stać się wolni. Ale wrócili do siebie, i to w taki sposób, że cała Polska o tym mówiła. Anka uśmiechnęła się do swoich myśli. Do tej pory pamiętała uczucie paniki podczas szaleńczej jazdy samochodem na lotnisko. I tę pewność, że Tomek jest mężczyzną jej życia. Nie mogła pozwolić, by wyjechał na zawsze do Los Angeles. Nie spodziewała się, że stać ją na taki wyczyn, jak wydzieranie się na lotnisku i pakowanie się z ukochanym do policyjnego wozu w charakterze aresztowanej.

Marzenia mogą się spełniać, jeśli naprawdę w to uwierzymy i damy im szansę. Tego Anka była akurat pewna. Rycerz na białym koniu miał kilka wad. Tomek Wilczyński był jak tornado. W łóżku i poza sypialnią. Nie mogła spodziewać się spokojnej codzienności, ale świat bez niego stawał się szary, a nie wyobrażała sobie już innego życia. Ania zakochała się i niezależnie od tego, czy wiedziała do końca, co robi, czy kompletnie nie miała pojęcia, na co się naraża – wychodziła za mąż. Za faceta swoich marzeń. A teraz czekał ją najbardziej szalony i najbardziej kameralny zarazem wieczór panieński z doświadczoną mężatką. I matką na dodatek. Mogła spodziewać się po Oli dosłownie wszystkiego. Bo jeśli Tomek był jak tornado, to jej przyjaciółka była jak burza, przed którą nigdzie się nie ukryjesz. Poza tym nigdy nie było wiadomo, kiedy zacznie grzmieć i ciskać piorunami. Anka uśmiechnęła się na myśl, że porównanie reakcji Oli do wyładowań atmosferycznych tak bardzo pasuje do jej przyjaciółki i do ich wzajemnych relacji, teraz i w dzieciństwie.

W domu Oli panował względny spokój. Bogdan z Zośką obiecali jej, że zaopiekują się Mikołajem, i po raz pierwszy od dawna zamierzała wyjść z domu, aby poczuć się choć przez chwilę wolna. Chciała sprawić Ance niespodziankę i dlatego zaprosiła ją do restauracji, gdzie miały zarezerwowaną salę z projektorem. Ostatnio w Warszawie modne były knajpy, które łączyły różne funkcje. Z jednej strony, było w nich świetne jedzenie, z drugiej, inne dodatkowe rozrywki. Knajpka 35mm spełniała oba warunki. Odkryła ją ostatnio na Mokotowie, w którejś z uliczek zachwycających architekturą w starej części dzielnicy. Wyrastały tu przedwojenne kamienice, kryjące takie właśnie niespodzianki. 35mm była knajpą dla koneserów kina. Stoliki zrobione zostały z wielkich metalowych szpul po taśmach filmowych, na ścianach wisiały fotosy obrazujące różne epoki z historii kina, a turkoczący projektor w głównej sali cały czas pracował, wypluwając kadry niemych filmów. W rogu tej sali stało pianino. W godzinach wieczornych grano muzykę dopasowaną do wyświetlanego repertuaru. Ta knajpa była jak sen o dawnych czasach. Ola przygotowała prezent sentymentalny – zmontowała film z okresu ich dzieciństwa. Nakręcił go ojciec Ani, jeszcze kamerą VHS, potem używał już cyfrowej. Bardzo lubił rejestrować życie rodzinne. Ale miała też inną niespodziankę. Filmy z imprez licealnych i rarytas – nakrętka spaceru Ani z przystojnym kolegą z klasy. Tym razem za kamerą stała Ola. Śledziła ich w parku i sfilmowała pierwszy pocałunek. To wszystko czekało na nie dziś wieczorem. I jeszcze jeden prezent... Ola miała nadzieję, że nie zgorszy nim przyjaciółki.

Gdy wreszcie wyszła z domu, zapadał zmrok. Miasto pachniało świeżo spadłym deszczem i kwiatami. Wciągnęła głęboko w płuca powietrze i ruszyła przed siebie szybkim krokiem. Zdążyła na autobus w ostatniej chwili. Wskoczyła do środka i zajęła miejsce przy oknie. Gapiła się na przechodzących ulicami ludzi, rozmyślając o tym, jak zmieniło się jej życie. Od chwili pojawienia się na świecie synka, Mikołaja, nie miała czasu dla siebie. Nawet sekundy. I nikt z domowników tego nie dostrzegał. Cały czas żyła w napięciu, cały czas w obawie, że coś może mu się stać. I to zmęczenie... Teraz spływało po niej falami, uwalniała się od stresu. Spoglądała w zamyśleniu na swoje odsłonięte kolana, widoczne spod czerwonej sukienki. Fizycznie nic się nie zmieniła, psychicznie... nie była pewna, czy jest tą samą osobą. Bogdan nie rozumiał, co się z nią dzieje. Wyluzowany, wysiadywał przed telewizorem, obżerając się czipsami, ubrany w dres i wiecznie zdziwiony, gdy puszczały jej nerwy. A ona nie miała kontroli nad swoim życiem. I nie panowała nad emocjami.

Ola weszła do knajpy, ściągając na siebie spojrzenia gości. Dziś wieczorem wyglądała świetnie, bo mogła wreszcie wystroić się tak, jak lubiła, i umalować. Małe dziecko to nowa epoka w życiu, siłą rzeczy skazywała ją na inny styl. Była zarazem przerażona i spokojna, szczęśliwa i nieszczęśliwa, zrozpaczona i zachwycona jak każda matka, która rodzi pierwsze dziecko. Dziś zamierzała dobrze się bawić i nie wydzwaniać co pięć minut do domu.

– Mam rezerwację – oznajmiła mocnym głosem. – Czy Ania Kwiatkowska już jest?

Wysoki mężczyzna, stojący za kontuarem przy wejściu, zmierzył ją pełnym uznania spojrzeniem. Sukienka z głębokim rozcięciem na udzie robiła wrażenie. Rozpuszczone włosy, niczym kurtyna, spływały po odsłoniętych ramionach, wyszczotkowane, lśniły jak złoto. Ola wyglądem przypominała gwiazdy z najbardziej kasowych produkcji. Wpuszczający gości przystojniak potrafił to docenić. Prezentowała się doskonale.

– Tak, proszę pani, czeka w sali Lata Trzydzieste, tam, po prawej stronie. – Pokazał dłonią. – Z radością panie gościmy – dodał, uśmiechając się do Oli tak, że od razu poprawił jej się humor.

Poszła we wskazanym kierunku i zobaczyła przez uchylone drzwi swoją przyjaciółkę. Anka spacerowała wzdłuż ścian, oglądając fotosy filmów z ubiegłego wieku.

– Cześć, panienko! – zawołała Ola i wpadła jak burza do środka, ożywiona i pełna zapału. – Gotowa zmienić stan wolny na małżeński?

– Gotowa na wszystko. – Anka rzuciła się jej na szyję. – Coś ty wymyśliła, wariatko?

– Bądź cierpliwa, ten wieczór należy do ciebie. Zostawiłam panu dyrektorowi jedzenie, zabawki, pieluchy pod ręką, gumową książeczkę, grzechotkę... Bogdan bawi się dzisiaj w dom. Nareszcie. Tak między nami mówiąc, posiadanie męża jest... no bardzo fajne, oczywiście – dorzuciła szybko Ola, bo uświadomiła sobie, że Anka właśnie zamierza zrobić to samo, co ona, czyli zakopać się na amen w pieluchach. – Dość o tym, zamówimy coś?

Kelner wyrósł jak spod ziemi i Anka podejrzewała, że podsłuchiwał pod drzwiami. Trzymał w ręku notes i czekał.

– Co dziś macie dobrego? – spytała Ola, puszczając oko do Anki.

– Karczochy burrata di buffala, czyli serca tej typowo południowej rośliny z rozpływającym się, pysznym serem. Zaraz przyniosę kartę win, to coś wspólnie wybierzemy – powiedział płynnie po polsku, choć z nieco włoskim akcentem, przystojny ciemnowłosy kelner.

Zgodziły się od razu na jego wybór. Gdy wyszedł, Ania zapytała:

– Czy on nie jest Włochem? Też jest w karcie dań?

– Przestań się wygłupiać, co za seksistowski komentarz, wstydziłabyś się, Aniu. Dobrze, że nikt tego nie słyszał. A poza tym twój Tomek jest przystojniejszy. Tak, właściciel pochodzi z Italii i zatrudnia swoich krajanów. – Ola zaczęła się śmiać.

Prawie jej nie poznawała. Anka pod wpływem Wilka bardzo się zmieniła. Przestała być tak zasadnicza, pozwalała sobie na śmiałe uwagi. Jednak kto z kim przestaje...

– To co dla mnie wymyśliłaś na dziś, powiedz! – dopraszała się przyjaciółka. – Co wymyśliłaś, abym na zawsze zapamiętała naszą ostatnią przedślubną randkę?

Ola wyciągnęła z torby pendrive’a i pomachała nim Ance przed nosem.

– Tu mam tajne materiały, w swoim czasie je obejrzysz...

– Kompromitujące? – spytała z nadzieją w głosie Ania.

– Do pewnego stopnia tak... – Ola przypomniała sobie kąpiel Anki, nakręconą przez jej ojca, gdy ta miała trzy miesiące. Krystyna, mama przyjaciółki, udostępniła jej kilka filmów, których Ola wcześniej nie widziała. Rozkoszna mała dziewczynka w kąpieli, z ciemnymi lokami, na filmie kilkoma, ale nie minie wiele czasu, kiedy ciemne długie włosy staną się jej znakiem firmowym. Cała Ania. Była tak energiczna jak Mikołaj baraszkujący w wannie. Kończyło się w jednym i drugim przypadku wychlapaniem na podłogę połowy wody. Gdy tylko Ola pomyślała o synku, poczuła nagły niepokój. Postanowiła zignorować to uczucie, bo wiedziała, że to przecież zwykła histeria matki, która wychodzi z domu i zostawia dziecko pod opieką ojca. Klasyka.

W małej salce stały projektor i komputer. Ola włożyła pendrive’a. Rozległ się szum, a potem od razu w przestrzeni knajpki 35mm rozległa się muzyka. Pierwszy plik okazał się płytą.

– Teraz posłuchamy prezentu – oznajmiła z dumą.

Popłynęły pierwsze słowa: „My baby don’t care for shows. My baby don’t care for clothes. My baby just cares for me”.

– Wow! – Anka zapiszczała zupełnie jak wtedy, gdy były jeszcze w liceum, i rzuciła się Oli na szyję. – Pamiętałaś!

Na wspólnych wakacjach, gdy wypiły pierwszą butelkę wina, tańczyły razem, słuchając tego utworu nad ranem na plaży w Dębkach. Ola puszczała muzykę z walkmana na cały regulator, część dźwięków porwał wiatr, ale zapamiętały złożoną sobie obietnicę. Tak ma zaśpiewać ten wymarzony facet Ani – to miał być warunek, aby zgodziła się za niego wyjść. I sobie solennie obiecały, że zanim Anka popełni ten błąd, posłuchają razem całej płyty, bo Nina Simone jest wielka. Ola to zapamiętała.

– A jak śpiewa Tomek? – zaniepokoiła się nagle przyjaciółka. – Co będzie, jeśli nie da rady? Wie, co musi zrobić?

– Spoko, przecież to artysta – uspokoiła ją Ania. – Wszystko potrafi, a jeśli nie, to mu pomogę. – Zaśmiała się radośnie i zaczęła tańczyć.

Kelner, wchodzący z kartą win do sali, potknął się o próg.

– Proponuję Sercial Madera, Manzilla Sherry lub Marsala Fine – powiedział jednym tchem, wybałuszając oczy na Anię.

Obróciła się, wprawiając dół sukni w wirujący ruch.

– Poprosimy o to pierwsze – wykrztusiła, tłumiąc śmiech.

Kelner skinął głową i wyszedł, delikatnie przymykając drzwi.

– Chyba zrobiłaś na nim wrażenie, co? – Ola się ucieszyła. – To nie jest ostatni facet tego wieczoru, moja droga przyjaciółko, szykuj się!

– Nie mów, że wynajęłaś striptizera? – Ania rzuciła jej błagalne spojrzenie. – Tylko nie to...

– ...ani policjanta, ani lekarza, ani... no może nie będę wszystkich wymieniać, ale należy ci się to, co najlepsze.

– Dobra, zgadzam się na wszystko, już o nic nie pytam – Ania skapitulowała.

Usiadły przy stoliku, na kinowych fotelach z pluszu. Słuchały utworu za utworem, Nina Simone przenosiła je w czasie. Ania przypomniała sobie, jak spróbowały na wakacjach pierwszego papierosa, wynajęły pokój w pensjonacie, otworzyły szeroko okno w nocy i siedząc na parapecie, paliły jedną fajkę za drugą. Potem pierwsze wyjście do klubu... Gdy się ubierały, a Ola ją czesała, słuchały właśnie Niny. Tego wieczoru pierwszy raz w życiu poczuła się piękna. Łaziło za nią dwóch studentów, starszych chłopaków z politechniki. Była w drugiej liceum, ojciec jeszcze żył, świat wydawał się piękny. Gdy dowiedzieli się, że gra muzykę poważną, zmusili ją, aby wystąpiła z zespołem na scenie. Uderzała w klawisze pianina jak szalona. Nigdy wcześniej się tak świetnie nie bawiła. I jeden, i drugi chciał się potem z nią umawiać, ale odpuściła sobie randki w szkole, bo nie miała czasu, wszystkie popołudnia zabierały jej ćwiczenia i próby. Obraz za obrazem, wspomnienie za wspomnieniem. Anka celebrowała swój panieński wieczór, wiedząc, że zapamięta go na zawsze.

Ola nuciła ochrypłym głosem, wreszcie rzeczywiście odpoczywała, zrelaksowana po raz pierwszy od kilku miesięcy. Kelner przyniósł im karczochy, prażone migdały, wino i oddalił się cicho, zamykając za sobą drzwi.

– No dobrze, po tej kulinarnej rozpuście czas na inną ucztę – odezwała się Ola. – Mały quiz. Jaki jest twój ulubiony film z okresu, kiedy byłyśmy dziesięciolatkami?

– Sztuczna inteligencja – odpowiedziała bez wahania Anka. – Ukradłyśmy z regału DVD i oglądałyśmy kilkanaście razy!

Ola miała taką minę, jakby wygrała swój szczęśliwy los.

– Panie i panowie, oto kochanek doskonały! – zawołała radośnie, otwierając szeroko drzwi.

W progu stał mężczyzna idealny. Przedmiot westchnień obu dziewczyn. Kochanek mechaniczny z najbardziej wzruszającego filmu świata. Tak im się przynajmniej wydawało w dwa tysiące pierwszym roku. A teraz miały okazję go zobaczyć. Bo Ola wpadła na pomysł, który nikomu innemu nie przyszedłby do głowy. Zatrudniła faceta łudząco podobnego do aktora Jude'a Law i zamówiła bliźniaczy strój żigolaka Joego. Ten najpiękniejszy mężczyzna świata patrzył wprost na Anię, czekając na rozkazy.

– To... to... – zająknęła się zarumieniona. – To niemożliwe! – wreszcie to z siebie wykrztusiła.

Stał przed nią ciemnowłosy i błękitnooki, w granatowej połyskującej marynarce, gładko uczesany, jego twarz wydawała się porcelanowa. Uśmiechnął się i lekko ukłonił.

– I co teraz? – wyszeptała Ania. – Co mam z nim zrobić?

– Co tylko chcesz. – Ola zaprosiła go gestem do środka.

– Anno, „jeśli będziesz miała kochanka-robota, nie będziesz już chciała prawdziwego mężczyzny” – odezwał się niespodziewanie Joe.

To była kwestia prosto z filmu. Tylko imię się nie zgadzało. W scenie filmowej pojawiła się Patrycja, nie Anna. Zaczynało być ciekawie.

– Olu, szalona Olu. Czy będzie mówił tylko to, co wygłaszał w filmie? Tylko te słowa? – dopytywała się Ania.

Chłopak podszedł do niej tak blisko, że widziała błękitne tęczówki jego oczu. Kusiły, ale za nic nie zamieniłaby go na Tomka. Poruszył głową w charakterystyczny dla granej postaci sposób i zaczął zdejmować marynarkę.

– Co on robi? Rozbiera się?! – Anka nie mogła uwierzyć.

– Pamiętasz tę scenę? – Ola zaczęła się śmiać, widząc minę Anki. – Masz ochotę na przedmałżeński seks z robotem? Bo jak tak, wyjdę stąd na jakiś czas...

– Dobra, koniec tych wygłupów. – Przyjaciółka spojrzała na nią surowo. – Świetnie go zagrałeś, dziękuję ci – dodała, spoglądając na chyba lekko zawiedzionego chłopaka.

Wyjął z kieszeni płytę z filmem i wręczył jej z ukłonem. Ania zerknęła na okładkę. Oczywiście Spielberg i Sztuczna inteligencja. Mogła się tego spodziewać.

– Czyli nie skorzystasz z niepowtarzalnej okazji, by spełnić marzenie okresu dojrzewania? – upewniła się Ola.

– Nie skorzystam. Trzeba to było wymyślić, zanim poznałam Tomka. A ty, Joe, nie odbieraj tego zbyt osobiście. – Anka zachichotała, zerkając na zdezorientowanego przystojniaka.

Gdy wyszedł, Ola zapytała:

– To co robimy? Oglądamy ten film, czy chcesz zobaczyć coś innego?

– To coś innego nie będzie równie szokujące, jak ten chłopak na telefon? – upewniła się Anka.

– W żadnym wypadku, najwyżej wzruszające. A poza tym uprzedziłam go, że pewnie nie skorzystasz, bo masz najbardziej zajebistego faceta na świecie – uspokoiła ją Ola.

Tym razem na ekranie, zawieszonym na ścianie niewielkiej salki, pojawiła się znajoma buzia. A potem już poszło. Ania w kąpieli, Ania na wakacjach, spacer w parku, szkoła i film spod ławki, bal maturalny, a wcześniej – pierwszy pocałunek w parku, za co się Oli oberwało. Film trwał piętnaście minut i bez przerwy go komentowały. Prawdziwy powrót do dzieciństwa. A później Ola spytała:

– Chcesz się pobawić w ślub?

I wyjęła dwie lalki – Barbie i Kena.

DWADZIEŚCIA LAT WCZEŚNIEJ...

Weranda prześwietlona była słońcem. Przypominała świątynię, bo przez okna wpadało światło, tworząc na ścianach złote kolumny. Dwie dziewczynki bawiły się w ślub. Na fotelu leżały wyciągnięte z pudła rekwizyty. Goście weselni siedzieli przy stole zrobionym z pudła po butach. Wszystkie zabawki miały uczestniczyć w uroczystości. W uchylonych drzwiach widać było pianino i rozłożone na nim nuty. Coś stuknęło w głębi mieszkania i rozległ się śmiech.

Ośmioletnia Ania ubierała w suknię ślubną ulubioną lalkę Barbie i układała jej nieporadnie włosy, zerkając spod oka na swoją przyjaciółkę Olę, która ze skupioną miną zaglądała pod koszulę Kenowi, chcąc sprawdzić, czy ma gładką klatę.

– Zobacz, wygląda jak dzidziuś! – Ola zachichotała, podtykając Ani lalkę pod nos.

– Zostaw pana młodego! – oburzyła się Ania. – Nie rozbieraj go! Zaraz będą brali ślub. Jak on teraz wygląda?!

– Jak po wieczorze kawalerskim. – Ola wykrzywiła się paskudnie, robiąc minę z repertuaru „chłopcy są okropni, nic na to nie poradzimy”.

Ostatnio jej tata był na takim wieczorze i wrócił w podartej koszuli. Pachniał perfumami i piwem. Mama wytłumaczyła córce, że jak ludzie się żenią, to na dzień przed ślubem robią różne głupie rzeczy.

Ania westchnęła. Uwielbiała Olę, ale już jako ośmiolatki miały inne wyobrażenie świata. Ola obserwowała dorosłych i naśladowała ich zachowania, Ania bujała w obłokach, marząc o księciu z bajki i wierząc, że świat składa się z samych pięknych i dobrych ludzi. Może dlatego, że jej rodzice byli parą idealną.

– Daj, ja ją uczeszę – zaproponowała ugodowo Ola. – Zrobię jej koronę z włosów. Będzie księżniczką, tak jak ty. A ty zrób z Kena porządnego faceta.

Ania oddała jej lalkę i zajęła się poprawianiem stroju pana młodego. Niebieski garnitur i miniaturowy kwiatek w butonierce. Wyglądał idealnie. Na szczęście nie trzeba było go czesać.

– Teraz dobrze? – upewniła się Ola, wyciągając zza pleców, jak królika z kapelusza, Barbie w złotej koronie włosów.

– Przepięknie! – Ania klasnęła z radości i podskoczyła w miejscu.

Zawsze po lekcjach przychodziły się bawić w jej domu. Gdy było ciepło, ganiały się po ogrodzie, grając różne role, Ola z reguły była piratką, a Ania księżniczką.

– Mama powiedziała, że większość dziewczynek marzy o idealnym ślubie. – Anka wygłosiła tę kwestię z miną odkrywcy. – A ty? Chciałabyś mieć męża?

– Rozmawiałyśmy już o tym, wolę zwiedzać świat i czesać wielkie gwiazdy, to znacznie ciekawsze niż posiadanie męża. Podsłuchałam ostatnio, jak sąsiadka z parteru mówiła tej, która mieszka nad nami. – Ola wymachiwała rękami, rysując w powietrzu postać o obfitych kształtach. – Że facet to zaraza. I największe zło.

Ania przystanęła, zastanawiając się, czy ślub to na pewno dobry pomysł. Po chwili wahania postawiła obok siebie lalki i wygłosiła formułę, po raz nie wiadomo już który, łącząc je nierozerwalnym węzłem małżeńskim. Gdyby ktoś chciał policzyć, ile razy Barbie i Ken brali ślub, na pewno by się pogubił, a świat pełen byłby szczęśliwych par.

Z pokoju obok znów dobiegł śmiech. A potem rozległa się muzyka. Gdy Ania zajrzała przez szparę, dostrzegła przytulonych do siebie rodziców. Siedzieli na stołku przy pianinie, splatając dłonie. Uśmiechnęła się rozmarzona. Idealna para, idealny ślub.

Nagle za jej plecami rozległ się dziwny odgłos. Jakby ktoś się czymś zakrztusił, a potem usłyszała jęki. Znowu to samo! Odwróciła się do Oli, która położyła na sobie lalki i pozorowała uprawianie seksu.

– Przestań się wygłupiać, no już! Ola! – Ania była oburzona.

– Ale oni chcą mieć dzidziusia – odparła z niewinną miną przyjaciółka. – Tak, tak... zrób mi dzidziusia, teraz – zmieniła głos, udając dorosłą kobietę.

Ania wyrwała jej lalki i odrzuciła na kanapę.

Śmiech ucichł i gdy dziewczynki zajrzały do pokoju, rodziców już w nim nie było. Zniknęli gdzieś w głębi domu.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Polecamy również

Na podstawie scenariusza do filmu Planeta Singli 3.
Scenariusz:Sam Akina & Jules Jones
Współpraca scenariuszowaŁukasz Światowiec, Michał Chaciński, Michał Pietrzyk
Opracowanie graficzne okładkiZuza Mate
Grafika na okładce© www.artz.pl
RedakcjaTeresa Uralska
KorektaMaria Kąkol
Skład i łamaniePlus 2 Witold Kuśmierczyk
Copyright © by Ewa Markowska, 2019 Copyright © Wielka Litera Sp. z o.o., Warszawa 2019 Copyright © Gigant Films Sp. z o.o. Sp. K., Warszawa 2019
ISBN 978-83-8032-319-3
Wielka Litera Sp. z o.o. ul. Kosiarzy 37/53 02-953 Warszawa
POBIERZ NA TELEFON APLIKACJĘ WIELKA LITERA ARAplikacja WielkaLitera wykorzystuje technologię rozszerzonej rzeczywistości (AR) i umożliwia odtwarzanie wideo, audio oraz e-booków, a także przekierowuje na wybrane strony www. Aplikacja WielkaLitera jest dostępna w wersjach na Android oraz iOS. Pobierz ją za darmo i zobacz więcej.
Konwersja: eLitera s.c.