Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
523 osoby interesują się tą książką
Gdy miłość staje się trucizną…
Jedna noc zapoczątkowała w ich życiu masę problemów. Chwila zapomnienia doprowadziła do wybuchu romansu, który nigdy nie powinien mieć miejsca.
Harvey Griffin nie spodziewał się, że podczas wieczoru kawalerskiego spotka dziewczynę zdolną zmienić wszystko, a kilka spędzonych z nią namiętnych chwil wywrze ogromny wpływ na jego przyszłość. Nie podejrzewał, że urocza tancerka całkowicie wypełni jego umysł, przez co nie będzie potrafił o niej zapomnieć.
Stella Moretti znajduje się w najtrudniejszym momencie swojego życia. Kiedy myśli, że gorzej być już nie może, rozpoczyna studia i odkrywa, że spędziła niezobowiązującą noc ze swoim profesorem. Wtedy jednak nie wiedziała, kim był nowo poznany mężczyzna, i nie miała pojęcia, że ich ścieżki ponownie się skrzyżują. Przekonuje się, że wszystko może się jeszcze bardziej skomplikować.
Jakie granice jest w stanie przekroczyć człowiek, gdy jego umysł zatruwa obsesyjna miłość?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 623
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Natalia Sobocińska
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Alicja Chybińska
Korekta: Katarzyna Nowakowska, Natalia Szoppa, Daria Raczkowiak
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8362-858-5 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Wspieramy czytelnictwo w Polsce razem z Fundacją Powszechnego Czytania
Drogi Czytelniku!
Witaj w świecie, gdzie miłość potrafi być najpotężniejszą z trucizn, a uczucia mogą prowadzić tam, dokąd najmniej się tego spodziewasz. Wchodzisz teraz w świat, gdzie miłość ma swoje tajemnice, a każdy wybór niesie ze sobą nieznane konsekwencje.
Zanim jednak zaczniesz tę podróż, chciałabym Cię ostrzec – emocje, które znajdziesz na tych stronach, mogą być intensywne i nieprzewidywalne. Nie wszystko jest tym, czym się wydaje, a nawet najczystsze uczucie może skrywać w sobie coś więcej.
Poison Girl to historia zawierająca temat zakazanej relacji między profesorem a studentką. Porusza motywy różnicy wieku, niemoralnych decyzji, zdrad, morderstw, znęcania się fizycznego i psychicznego, spożycia alkoholu, używania narkotyków, scen erotycznych oraz problemów psychicznych.
Opisywane w niej sytuacje mogą być trudne lub nieodpowiednie dla niektórych Czytelników. Autorka nie popiera ani nie zachęca do naśladowania przedstawionych w książce zachowań, a treści te mają na celu jedynie zapewnić rozrywkę oraz wywołać dyskusję lub refleksję nad skomplikowanymi kwestiami moralnymi i społecznymi. Zaleca się zachowanie ostrożności i zdrowego podejścia do lektury, zwłaszcza osobom wrażliwym na opisy powyższych tematów.
Każdy Czytelnik ma własną moralność i powinien się nią kierować oraz szanować swoje granice. W przypadku uczucia dyskomfortu lub przekroczenia własnych granic zaleca się przerwanie lektury. Czytelnik powinien stawiać na pierwszym miejscu siebie i swoje dobre samopoczucie psychiczne.
W Poison Girl pojawiają się lub są wspominani bohaterowie z innych moich książek, a także zdarzają się odniesienia do ich losów. Choć znajomość wcześniejszych powieści nie jest konieczna do pełnego zrozumienia Poison Girl, warto zaznaczyć, że niektóre informacje zawarte w tej historii mogą zdradzać szczegóły fabularne z innych książek.
Aby zagłębić się w tę opowieść, polecam zapoznać się z trylogią „Zasady”:
#1 Bez żadnych zasad
#2 Nowe zasady
#3 Złamane zasady
I pamiętaj: nie wszystko, co piękne, jest dobre i nie wszystko, co dobre, jest piękne.
Stella
Chyba chciałaś mi coś powiedzieć. Na pewno chciałaś. Widziałam to, ale niczego nie słyszałam. Próbowałaś wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, jednak okazałaś się zbyt słaba. W powietrzu unosił się zapach niepokoju, twoje oczy błagały o pomoc, oddech stawał się płytszy, a spojrzenie zachodziło mgłą. Ruszałaś ustami, jakbyś starała się przekazać mi coś ważnego. Patrzyłam na ciebie z przerażeniem, próbując czytać z ruchu twoich warg.
Chciałaś mi coś powiedzieć. Twoje oczy, pełne desperacji, próbowały przekazać mi wiadomość, ale nie ułatwiały ci tego dwie duże dłonie zaciśnięte wokół twojej szyi. A ja patrzyłam bezradnie, jak ulatuje z ciebie życie. Chciałam, naprawdę chciałam zatrzymać te ręce, odciągnąć je, oderwać od ciebie… Ale nie mogłam się ruszyć, skazana na obserwowanie, gdy one nieuchronnie spychały cię w ciemność.
Nie umiałam cię uratować. Moje serce waliło jak oszalałe, wypełniając moją głowę przerażającym łoskotem. Czułam, jak każda sekunda, w której pozostawałam bezsilna, przekłada się na wieczność. Łzy płynące po moich policzkach zdawały się tworzyć nieskończone wodospady, zalewając mnie z bólu i żalu. Przysięgałam sobie, że gdy tylko to się skończy, zrobię wszystko, aby się upewnić, że nie wydarzy się już nigdy więcej.
Nigdy więcej.
Nigdy więcej.
Nigdy więcej.
Mój oddech stał się nierówny, a powietrze wypełniło się szmerem mojej panicznej reakcji. Całe ciało drżało na widok sceny rozgrywającej się przede mną, jakbym tkwiła w mrocznym koszmarze bez nadziei na wybudzenie. Nie umiałam się ruszyć, leżałam sparaliżowana, jakby obłok bezwładności opadł na moje ramiona i nogi, uniemożliwiając jakąkolwiek reakcję. Błagałam w duchu o dobre zakończenie tej historii, modląc się, abyśmy obie opuściły ten horror całe i zdrowe.
Przerażona, załamana, zła, zrozpaczona… Emocje mieszały się we mnie, wciąż nawołując do działania, jednak ich krzyki tonęły w ogarniającej mnie desperacji. Próbowałam wyłowić cokolwiek z chaosu swoich myśli, ale wszelkie nadzieje topiły się w falach strachu. Nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa, tak głęboko pogrążyłam się w tej nieprzeniknionej otchłani.
Tego dnia umarłyśmy obie.
Stella
Z ulgą opadłam na szarą, miękką kanapę w garderobie, walcząc z nasilającym się bólem głowy. Schowałam twarz w dłoniach, szukając ukojenia w ciemności, i pochyliłam się delikatnie do przodu, pozbawiona siły na utrzymanie się w pionie. Westchnęłam głośno. Miałam ochotę zniknąć. Kątem oka dostrzegłam ciemne pasma moich włosów okalające twarz. Opuściłam powieki, starając się ograniczyć docierające do oczu sztuczne światło. Miałam naprawdę serdecznie dosyć dzisiejszego dnia w pracy. Dnia albo nocy, zależy, jak fachowo by się na to spojrzało.
– Zmęczona? – Donośny głos zadzwonił mi w uszach, na co delikatnie się skrzywiłam.
– Cicho – sapnęłam, podnosząc wzrok na dziewczynę, która pojawiła się w pomieszczeniu.
Spojrzała na mnie zaskoczona, po czym pospiesznie zamknęła drzwi garderoby, wbijając we mnie oczy o zielonych tęczówkach. Czułam, że mierzy mnie wzrokiem i analizuje moje zachowanie. Cała Polly. Gdyby nie była moją najbliższą koleżanką w tym miejscu, zapewne kazałabym jej spadać. W tym stanie mogłabym się do tego posunąć, jednak ona miała u mnie specjalne względy.
– Nie możemy pić w pracy. Wyrzucą cię – przypomniała, kucając przed moją twarzą, po czym odgarnęła blond kosmyki opadające jej na twarz. – Jeśli chcesz się dobrze bawić, to chociaż sprawiaj pozory.
– Nie piłam – westchnęłam, kręcąc delikatnie głową. – To migrena. Ostatnio mam masę stresu i ledwo sobie z nim radzę – wytłumaczyłam, nie chcąc pozostawiać tej sytuacji niewyjaśnionej. Jedno słowo do April Santos i skończyłabym na bruku. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę pracy. Nie w tym momencie swojego życia.
– Jasne – mruknęła Polly, po czym wstała i ruszyła w stronę swojej szafki. – Przebierz się. Odbiera mnie Gaston, podrzucimy cię do domu – powiedziała spokojniejszym tonem, na co przeniosłam na nią spojrzenie i posłałam wdzięczny uśmiech.
Fakt, że nie musiałam tracić czasu i cierpieć, czekając na taksówkę, wydał się zbawieniem.
Powoli wstałam i zaczęłam zdejmować z siebie niezwykle niewygodny i skąpy strój, w którym paradowałam dzisiejszego wieczoru. Starałam się nie myśleć, ilu facetów wlepiało we mnie spojrzenia.
Napalone dupki.
Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, kiedy ciepły materiał swetra zastąpił mało komfortowy biustonosz. Westchnęłam cicho, zabierając się za zrzucanie z siebie dolnej pokazowej bielizny, by zamienić ją na bawełnę. Nic nie mogło równać się z wygodnymi ubraniami zakrywającymi więcej ciała niż klasyczne w tej pracy minimum.
– Piękny wieczór, moje panie – usłyszałam, na co delikatnie drgnęłam.
Odwróciłam się w stronę April. Stała w drzwiach do garderoby i uśmiechała się zadowolona. Odpowiedziałam jej nikłym uśmiechem. Delikatne mroczki zaczęły latać mi przed oczami –naprawdę nie czułam się dobrze, a dodatkowo powoli zaczynały męczyć mnie mdłości. Pieprzona migrena.
– W końcu trafili nam się nadziani. Ostatnio schodziły się tu same sknery – kontynuowała szefowa, licząc plik banknotów trzymany w dłoni. Po rozdzieleniu ich na dwie równe kupki ułożyła je na stoliku. – Klasycznie, dodatek do wypłaty – wytłumaczyła jak każdego wieczoru, nie chcąc żadnych nieporozumień. – Dobra robota. Polly, pamiętaj, że jutro jesteś wpisana na wieczór kawalerski. Drużba wyglądał na takiego przy kasie, niech będą zadowoleni.
– Zadbam o to – zaśmiała się dziewczyna, przez co April zmrużyła delikatnie oczy.
– Tylko bez przekraczania granic. To klub, nie burdel – przypomniała, na co koleżanka przewróciła oczami.
Jakbyśmy o tym nie wiedziały.
Natomiast mój mózg powoli wybuchał. Starałam się trzymać, aby szefowa nie podejrzewała najgorszego, jednak im dłużej trwała rozmowa, tym trudniej przychodziło mi utrzymać się w pionie.
– Stello, jesteś blada jak ściana – usłyszałam uwagę skierowaną w moją stronę.
Spojrzałam na April i za wszelką cenę starałam się wyglądać, jakby nic się nie działo.
– Zmęczenie. Ostatnio słabo sypiam – wytłumaczyłam, na co kobieta pokiwała głową i życzywszy nam spokojnej nocy, opuściła garderobę.
Odetchnęłam z ulgą, siadając już przebrana na kanapie. Moje życie to seria wielkich porażek, dlatego tak bardzo bałam się tego, co mogło się wydarzyć. Odkąd wyjechałam z rodzinnego miasta, aby się usamodzielnić, wszystko, co się działo, było serią specyficznych zdarzeń zazwyczaj kończących się klęską. Praca w Poison to jedna z nielicznych przygód, które naprawdę mi się podobały. Interesowałam się pole dance’em już od początku liceum. Nigdy nie sądziłam, że pasja, która tak bardzo mnie wciągnęła, stanie się kiedyś źródłem mojego utrzymania.
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o Poison, przed oczami pojawił mi się obskurny klub ze striptizem, gdzie mężczyźni mieli władzę. W tamtym momencie nie mogłam jednak wybrzydzać. Pracowałam jako kelnerka w restauracji, lecz lokal został zamknięty, a ja zostałam zmuszona przyjąć pierwszą lepszą pracę pozwalającą mi na opłacenie rachunków. Dlatego ogromnie się zdziwiłam, gdy trafiając pod adres klubu, znalazłam się w schludnym i zadbanym miejscu dodatkowo prowadzonym przez kobietę. Słuchając słów April, która podczas naszego pierwszego spotkania wzbudziła we mnie tyle zaufania, ile żaden inny człowiek na świecie, poczułam, że mogłam pozwolić sobie na pracę w takim miejscu.
Rozmowa rekrutacyjna na tancerkę stała się dla mnie serią zaskoczeń i zdziwień. Nie chcieli striptizerki. Chcieli kogoś, kto delikatnym tańcem potrafiłby sprawiać, że mężczyźni kupowaliby więcej drogich drinków, aby móc dalej oglądać występ. Nie chcieli erotycznych wywijasów, tylko zmysłowego przedstawienia, pobudzającego męskie instynkty i zatrzymującego ich w klubie na dłużej. Według April byłam idealną kandydatką, która mogła zająć wolne miejsce w zespole.
– Gotowa?
Uniosłam spojrzenie na Polly stojącą obok mnie z torbą zawieszoną na ramieniu. Przytaknęłam i wzięłam swoje rzeczy, po czym ruszyłam za dziewczyną w kierunku wyjścia. Gdy przeszłyśmy przez tylne drzwi budynku, moje ciało przeszył dreszcz wywołany zimnym powiewem wiatru. Spojrzałam w stronę parkingu, stał tam tylko jeden samochód. Bez żadnych emocji otworzyłam tylne drzwiczki i zajęłam miejsce pasażera, obserwując Polly, która zajmowała fotel z przodu.
– Są moje ulubione tancerki! – zawołał wesoło Gaston, odwracając się delikatnie w moją stronę.
Mimowolnie uśmiechnęłam się, słysząc jego ton pełen aprobaty. To jedna z niewielu osób, która nie oceniała, a wręcz kibicowała nam w tym popapranym zawodzie.
– Nigdy nie widziałeś naszych występów – rzuciła Polly i mogłam się założyć, że w tym momencie przewróciła oczami.
Uwielbiała mu to wytykać.
– Bo jestem gejem – wytłumaczył po raz setny, ruszając z parkingu. – Wasze tyłki w skąpej bieliźnie mnie nie jarają. Załatwcie gorącego tancerza, a zostawię tam całą swoją wypłatę.
Zaśmiałam się pod nosem, słuchając słów chłopaka. Był niemożliwy, choć zawsze mogłam na niego liczyć. On i Polly to jedni z nielicznych ludzi znani mi w tym mieście. Całe swoje życie zostawiłam w Macon, a Atlanta pozostawała mi niesamowicie obca. Chociaż dwa lata temu właśnie to stanowiło główny powód mojego wyjazdu: anonimowość, nowe życie, czysta karta.
– Dzięki za podwózkę – odezwałam się, kiedy samochód zatrzymał się pod blokiem, w którym mieszkałam. W odpowiedzi usłyszałam klasyczną śpiewkę Gastona; za każdym razem powtarzał, że po to są przyjaciele.
Uśmiechnęłam się lekko i po pożegnaniu skierowałam chodnikiem w stronę bramy. Uniosłam delikatnie głowę i dostrzegłam włączone światło na trzecim piętrze w kuchni. Westchnęłam cicho, po czym otworzyłam drzwi do bramy i powolnym krokiem zaczęłam pokonywać schody. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek przeklinałam brak windy w tym budynku.
Do mieszkania weszłam zasapana, jakbym właśnie przebiegła maraton. Mroczki przed oczami zaczęły mi coraz bardziej tańczyć, co stało się jasnym sygnałem, że zaraz padnę jak długa i tyle ze mnie zostanie. Przy odrobinie szczęścia nie zwrócę resztek z kolacji i zachowam jakąkolwiek godność.
– Ty naprawdę się kiedyś wykończysz – usłyszałam głos, a po chwili światło w przedpokoju zostało włączone.
– Wyłącz to – jęknęłam, zakrywając oczy dłonią.
Po krótkiej chwili w pomieszczeniu zapanowała ciemność, na co odetchnęłam z ulgą. – Dzięki. To tylko migrena, muszę wziąć proszki i się położyć.
Podniosłam wzrok i natrafiłam na twarz rudowłosej. Wpatrywała się we mnie zmartwionym spojrzeniem, bez słowa przytaknęła i skierowała się do kuchni, a ja podążyłam za nią. Wyciągnęła z szafki małe pudełko tabletek przeciwbólowych i nalała do szklanki wody, a następnie położyła wszystko przede mną na kuchennej wyspie.
– Jest czwarta w nocy. Albo czwarta nad ranem. Dlaczego nie śpisz? – spytałam przed połknięciem tabletki.
Malia wzruszyła ramionami, odwracając ode mnie wzrok, i przeniosła spojrzenie na lodówkę. Wpatrywała się w nią tępo, jakby szukała w niej odpowiedzi.
– Słabo sypiam, gdy jestem sama w domu – mruknęła cicho, milknąc po tym na moment. – Ale przynajmniej dzięki temu mamy na jutro obiad. Lazania będzie w lodówce. Jak wstaniesz, będziesz mogła ją odgrzać.
Uśmiechnęłam się smutno, dziękując tym samym dziewczynie.
Malia, podobnie jak ja, nie miała szczęścia w życiu. Trafiała na złych facetów, jednak ten ostatni bił wszystkich na głowę. Dosłownie mówiąc, bił. Nie rozumiałam przyjaciółki, która nie potrafiła odejść od znęcającego się nad nią mężczyzny. Gdyby nie ten jeden dzień, gdy wróciłam do domu wcześniej i nakryłam Owena stojącego nad skuloną w kącie Malią, zapewne ten koszmar trwałby nadal. Kiedy rudowłosa dojrzała, aby zgłosić przemoc, chłopak magicznie zniknął. Nikt nie wiedział, gdzie się podziewał, przez co policja zawiesiła sprawę znęcania się do momentu znalezienia Owena. Do tej pory naprawdę słabo szły im te poszukiwania.
– Chodź spać, Mal – powiedziałam spokojnym głosem, wykazując się zrozumieniem.
Wiedziałam, że bała się nagłego pojawienia się tego sukinsyna. Jego powrót zwiastowałby same kłopoty i jeszcze więcej bólu. Chciałam jej powiedzieć, że nie miała o co się martwić, bo Owen na pewno nie wróci, ale wiedziałam, że puste słowa są mało wiarygodne, a nie mogłam sprawić, aby w nie uwierzyła.
– Dzwoniła twoja mama – odezwała się, zanim udało mi się zniknąć za zakrętem w swojej sypialni. Spojrzałam na nią zaskoczona, nie spodziewałam się telefonu mojej mamy do samej Malii.
– W końcu do niej oddzwonię – obiecałam, uśmiechając się sztucznie, i zatrzasnęłam cicho drzwi pokoju, po czym oparłam się o nie plecami.
Z zamkniętymi oczami policzyłam do dziesięciu i wypuściłam powietrze wstrzymywane przez cały ten czas w płucach. Kiedy w końcu trafiłam do łóżka, miękka pościel niemal natychmiast porwała mnie w swoje ramiona. Nim jednak opuściłam powieki, odblokowałam telefon. Zacisnęłam zęby, dostrzegłszy kolejne nieodebrane połączenia.
Rozmowy z Cristal Moretti nie należały do przyjemnych. Głównie z tego względu, że matka znała mnie najlepiej na świecie i zawsze potrafiła wyczuć, kiedy kłamałam. Uwielbiała wytykać mi nawet najmniejsze nieścisłości, by następnie zaserwować klasyczną pogadankę na temat tego, jak ważne jest… Coś tam. Nie wiem, po jakim czasie przestałam jej słuchać i czekałam na linii tylko dlatego, aby wyłapać moment, gdy skończy się wywyższać i zyskam możliwość się pożegnać. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, że od rozpoczęcia pracy w Poison, czyli od niespełna dwóch lat, nadal udawało mi się utrzymać bajeczkę, że pracuję jako kelnerka w pobliskiej restauracji. Gdyby tylko dowiedziała się, co robiłam w swoim życiu przez ostatnie dwadzieścia dwa miesiące, zapewne by mnie wydziedziczyła. Wielka Cristal, której butik wyznaczał trendy w całym Macon, nie zniosłaby takiej zniewagi. Córka tancerką sensualną? Jej duma by tego nie zniosła.
Zamknęłam oczy, starając się przestać myśleć o czymkolwiek i po prostu zasnąć. Potrzebowałam odpoczynku. Tylko odpoczynku. Najbardziej na świecie.
Uśmiechnęłam się pod nosem, otwierając okno w swojej sypialni. Pogoda dzisiaj wyjątkowo dopisywała jak na ostatni tydzień września, co wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój. Wczorajszy niepokój minął, a złe wibracje całkiem zniknęły. Zaczął się nowy dzień i zamierzałam dobrze go wykorzystać. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę kuchni, zerkając na zegarek – wskazywał godzinę dwunastą w południe. Włączyłam muzykę z telefonu, aby wypełnić panującą w pomieszczeniu ciszę, i wyciągnęłam z lodówki lazanię przygotowaną przez Mal.
W czasie oczekiwania na dźwięk mikrofalówki, który poinformowałby mnie o gotowości mojego posiłku, cicho podśpiewywałam piosenkę wypełniającą akurat pomieszczenie swoimi dźwiękami. Wbiłam wzrok w widok za oknem, ciesząc się z dzisiejszego dnia. To musiał być dobry dzień. Musiał.
– Nie wiem, czy to roboczy strój, czy po prostu bielizna, ale ubrałabyś się w końcu.
Podskoczyłam na dźwięk dobrze znanego mi głosu i od razu odwróciłam się w kierunku jego źródła. Wystawiłam język w kierunku przyjaciółki, na co ona przewróciła wielkimi oczami i usiadła przy wyspie kuchennej, wpatrując się w mikrofalówkę.
– Wczesny obiad – zauważyła, na co parsknęłam cicho śmiechem.
– To moje śniadanie.
W tym samym momencie urządzenie wydało z siebie dźwięk, a mój żołądek, jakby wiedział, co to oznacza, zaburczał głośno. Wyłożyłam jedzenie na dwa talerze i podałam jeden Malii, a ona uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
– Wolny dzień? – spytała w pewnym momencie, na co przytaknęłam, biorąc akurat kęs lazanii. – Zrobiłam rano zakupy, mamy możliwość oglądania serialu i zapychania się niezdrowym jedzeniem przez calutki dzień – poinformowała, na co moje serce dziwnie urosło.
– Ty zawsze wiesz, czego mi trzeba – zaśmiałam się, więc mi zawtórowała.
Naszą salwę śmiechu przerwał dźwięk mojego telefonu. Zerknęłam kątem oka na ekran, po czym wyciszyłam dzwonek, udając, że nic się nie dzieje. Mój humor jednak nagle się zmienił. Zmarkotniałam, a na barkach spoczął mi ciężar. Jeden telefon potrafił zepsuć wszystko.
– Wiesz, jakie jest rozwiązanie tego problemu? – zaczęła Mal, na co posłałam jej pytające spojrzenie. – Skoro mama dobija się do ciebie od tygodnia, przerwiesz ten męczeński atak, kiedy odbierzesz i dowiesz się, dlaczego dzwoni.
Prychnęłam pod nosem, kręcąc głową. Po ostatniej rozmowie z nią nie miałam ochoty na powtórkę. Byłam bliska powiedzenia jej o swoich planach, z których cieszyłam się jak małe dziecko. Zanim zdążyłam to zrobić, usłyszałam piękną wiązankę, jak to marnuję swoje życie, nic nie robię i akceptuję minimum otrzymywane od życia. Z trudem milczałam, kiedy wyrzucała z siebie wszystko, co o mnie myślała, a na koniec dodała, że mówi to dlatego, że się o mnie martwi.
Martwi.
Jeśli tak okazywała swoją troskę i zmartwienie, nie byłabym zła, gdyby przestała. Podkopywała mnie i moją pewność siebie, chyba wierząc, że mi pomaga. Nienawidziłam tego.
Ostatecznie złapałam komórkę i wysłałam jej krótką wiadomość z informacją o ciężkim dniu w pracy. Kłamstwo poganiało kłamstwo, jednak starałam się to ignorować. Od zawsze pozostawałam wolnym duchem i wiedziała o tym cała rodzina, na czele z moją rodzicielką. Chciałam wierzyć, że ta krótka wiadomość sprawi, że zrozumie, że mam swoje potrzeby i życie. Całkiem inne życie niż to, o którym jej opowiadałam, ale o tym nie musiała wiedzieć.
– Zwariuję z tej niepewności – westchnęłam, zmieniając temat.
Malia przyjrzała mi się dokładniej, jakby próbowała zrozumieć, o co mi chodzi. Dopiero po dłuższej chwili, gdy ją olśniło, przytaknęła, po czym uśmiechała się szeroko.
– Dostaniesz się. Pracowałaś na to całe dwa lata. I gdyby nie ja, pracowałabyś trzeci, tchórzu.
Skrzywiłam się delikatnie na to określenie, ale doceniałam jej słowa wsparcia. Od zawsze interesowało mnie wszystko, co działo się w ludzkiej głowie. Myśli, uwarunkowania, związki przyczynowo-skutkowe decyzji i wyborów… Przez dwa lata udało mi się odłożyć wystarczająco dużo pieniędzy, aby móc pozwolić sobie na studia, z czego niesamowicie się cieszyłam. Studia medyczne ze specjalizacją psychiatryczną były jednym z marzeń tak bliskich spełnienia. Jako że dokumenty złożyłam w ostatnim terminie i to za namową Malii, odpowiedź miała przyjść do mnie dopiero w ostatnim tygodniu września. Niesamowicie mnie to stresowało, bo do ostatniej chwili nie miałam pewności, czy wszystko poszło po mojej myśli.
– Ja gotowałam, ty sprzątasz – rzuciła nagle przyjaciółka, wstając z krzesła.
– Słucham? Przecież to ja odgrzałam lazanię! – zareagowałam od razu.
– Nie ty, a mikrofalówka – zauważyła, posyłając mi zwycięskie spojrzenie. – A to dzięki mnie miałaś co do niej wsadzić.
Niechętnie pokiwałam głową, przyznając jej rację. Szybko zmyłam nasze talerze i kilka innych rzeczy, które były w zlewie i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Nie chciałam spędzić całego dnia w domu, chociaż propozycja Malii, by zrobić maraton ze słodyczami, brzmiała kusząco. Ten pomysł musiał mimo wszystko zaczekać. Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że potrzebowałam chwili dla siebie w miejscu, które pozwoli mi na bycie w pełni sobą.
Stella
Miasto zalewała fala mroku, kiedy słońce zachodziło za horyzontem. Sekunda po sekundzie zapadała coraz większa ciemność – noc zaczynała przejmować kontrolę nad miastem. Przyspieszyłam kroku, wracając z treningu, i przeklęłam pod nosem, gdyż straciłam poczucie czasu. Po zmierzchu zapowiadali deszcze. Tyle zostało z pięknej popołudniowej pogody. Jesienna aura nie rozpieszczała Atlanty, zmieniając się częściej, niż można by się tego spodziewać.
Rozejrzałam się dookoła i przebiegłam przez jezdnię na drugą stronę ulicy, aby skrócić sobie drogę do domu. Pokonałam kilka zakrętów i kiedy poczułam pierwsze krople wody na twarzy, a chwilę później znalazłam się w budynku, niemal odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na zewnątrz, gdzie właśnie nastąpiło oberwanie chmury. Deszcz rozszalał się dosłownie w kilka sekund.
Zadowolona z dopisującego szczęścia, zaczęłam wspinaczkę po schodach, aż skończyłam ją na trzecim piętrze. Torba na ramieniu zaczęła mi ciążyć, choć miałam w niej tak naprawdę niewiele – pustą butelkę po wodzie, sportowy biustonosz, obcisłe i bardzo wycięte krótkie spodenki oraz ręcznik. Nie potrzebowałam niczego więcej podczas treningu. W czasie tych przemyśleń uświadomiłam sobie jedną bardzo ważną rzecz. Nie miałam nic więcej, nie licząc telefonu, z którego przez słuchawki znajdujące się w moich uszach leciała muzyka.
Westchnęłam głośno, kiedy znalazłam się pod drzwiami odpowiedniego mieszkania. Nie miałam nic więcej. Nie zabrałam cholernych kluczy. Cała moja radość natychmiast wyparowała i zastąpiło ją rozczarowanie. Wybiegłam na trening w pośpiechu, nie myśląc, co stanie się, gdy wrócę. Ze szczerą nadzieją zadzwoniłam dzwonkiem, w duchu błagając, aby Malia nadal znajdowała się w mieszkaniu. Nie mówiła, że ma dzisiaj w planach jakieś wyjście; miałyśmy w końcu spędzić razem leniwy wieczór. Dlatego też nadzieja tliła się we mnie dobre kilkanaście sekund. Drzwi jednak nadal pozostawały zamknięte, co oznaczało, że współlokatorki tam nie zastałam.
Spojrzałam z niechęcią na pogodę za oknem i usiadłam na schodku, wyłączyłam muzykę i wyjęłam słuchawki. Pełna złości na siebie, wybrałam numer przyjaciółki. Miałam nadzieję, że nie będę musiała tu siedzieć ani tym bardziej wychodzić na zewnątrz na wycieczkę po klucze Mal.
– Dzięki Bogu – mruknęłam, kiedy dziewczyna odebrała telefon. Jej cichy śmiech sprawił, że zmarszczyłam lekko brwi. – Co cię tak bawi?
Po raz kolejny w słuchawce rozbrzmiał chichot, a to zdezorientowało mnie jeszcze bardziej.
– Ty – usłyszałam w odpowiedzi. – Ty siedząca na tych cholernie brudnych schodach z załamaną miną.
I niemal w tym samym czasie zamek w drzwiach został przekręcony, a w progu ukazała się postać Malii z wielkim uśmiechem na ustach. Nasza walka na spojrzenia trwała kilka sekund, w czasie których wyzwałam ją w myślach od wszystkiego, co najgorsze. W końcu się rozłączyłam i wstałam, by ruszyć w stronę mieszkania.
– Bardzo zabawne – rzuciłam i zamknęłam za sobą drzwi. Odwiesiłam kurtkę na haczyk i zdjęłam buty, po czym odłożyłam je na odpowiednie miejsce. – Naprawdę myślałam, że zostanę zmuszona zamieszkać na tym korytarzu na kolejne kilka godzin – wyznałam i weszłam do kuchni, gdzie zastałam jeszcze jedną osobę. – Hej, Gaston…?
Bardziej zapytałam, niż stwierdziłam, bo jednak widok Malii z osobą z mojego otoczenia, w naszym mieszkaniu, w naszej prywatnej przestrzeni, nie był częstym zjawiskiem. Tym bardziej że Mal wpuściła chłopaka do środka w momencie, gdy przebywała tu sama. Znali się z kilku imprez, na których dwa światy mojego życia się spotykały, jednak nie sądziłam, że ta więź stanie się aż tak trwała i nie przerwie się wraz z końcem zabawy.
– W końcu jesteś – westchnął teatralnie. – Już myślałem, że spędzę babski wieczór tylko z Malią.
Stanęłam pośrodku pomieszczenia, zaskoczona jego słowami. Nie dlatego, że Gas chciał brać udział w babskim wieczorze; jego wypowiedzi, jakby był jedną z nas, padały na porządku dziennym. Zdumiało mnie, że w ogóle tu przyszedł. Przeniosłam wzrok na przyjaciółkę, a ona tylko wzruszyła ramionami.
– No co? Polly ma dzisiaj kawalerski, zaprosiłam go, aby nie siedział sam w domu – wytłumaczyła, na co jeszcze szerzej otworzyłam oczy.
Od kiedy Mal trzymała się tak blisko z Polly i Gastonem?
– Okej, Mal, słaba z ciebie kłamczucha. Stella tego nie kupuje – odezwał się chłopak, kręcąc głową. – Wpadłem po drodze i wprosiłem się na babski wieczór. No ale chyba mnie z niego nie wyrzucisz?
Spojrzał na mnie wzrokiem przypominającym to posyłane przez Kota w Butach, lecz moją głowę zajmowała inna sprawa.
– Po drodze dokąd? – dopytałam.
Gaston podrapał się po głowie, szukając odpowiedzi. Ostatecznie westchnął głośno i wzruszył ramionami.
– Do ciebie.
Parsknęłam śmiechem, a na moich ustach od razu pojawił się uśmiech. To właśnie cały Gaston. Niezależnie od tego, jak wielką głupotę zrobił, zawsze miał wytłumaczenie.
– Po raz kolejny dzwoniła do mnie twoja mama – odezwała się Malia, niszcząc w całości przyjemną atmosferę. – Brzmiała naprawdę poważnie.
– Ktoś podpadł mamuśce – zażartował chłopak, co całkowicie zignorowałam.
Zacisnęłam usta w wąską linię, próbując nie powiedzieć niczego głupiego. Wyjechałam, aby się usamodzielnić, a ta kobieta potrafiła wydzwaniać do mnie codziennie z pytaniami, co u mnie, i krytykować za jakąkolwiek odpowiedź. Dlatego chwilowe odcięcie miało dać jej do zrozumienia, że byłam już dorosła i potrzebowałam przestrzeni, nawet jeśli miałam uświadomić jej to nieodebraniem miliona połączeń. Natomiast fakt, że używała mojej przyjaciółki do kontaktu ze mną, sprawił, że postanowiłam zareagować. Przekraczała pewne granice i powinna o tym usłyszeć.
– Zadzwonię do niej – rzuciłam i skierowałam się w stronę swojego pokoju.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, wzięłam kilka głębokich wdechów i przejrzałam się w lustrze wiszącym na ścianie. To miała być tylko zwykła rozmowa z mamą, którą musiałam pouczyć, by szanowała moją przestrzeń osobistą. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam odpowiedni numer.
– Hej, mamo – przywitałam się.
W słuchawce usłyszałam jednak ciszę przerywaną tylko urywanym wciąganiem powietrza.
– Mamo?
– Dlaczego nie odbierałaś tego cholernego telefonu, Stella? – rzuciła od razu tym swoim pełnym pretensji tonem, pociągając nosem.
Na dźwięk swojego imienia w jej ustach lekko drgnęłam. Tak dawno tego nie słyszałam, że zdążyłam zapomnieć, jak silnie potrafiła akcentować moje imię. Zdezorientowana usiadłam na skraju łóżka, próbując zrozumieć, co się z nią działo. Niewątpliwie płakała, jednak fakt, że pytała mnie o taką rzecz, wprowadzał mnie w jeszcze większe zaskoczenie.
– Ostatnie dni były szalone, szef… – zaczęłam, próbując wymyślić jakąś brzmiącą wiarygodnie bajeczkę, by uratować się z tej sytuacji. Wytykanie jej błędów w tym momencie wydało mi się naprawdę nie na miejscu.
– Dzwonię od tygodnia – pisnęła spanikowana, co sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz.
Odkąd pamiętałam, ta kobieta stanowiła uosobienie oazy spokoju i tych wszystkich mnichów w świątyniach. Gdyby określać ludzi nazwami roślin, niewątpliwie zostałaby melisą lekarską. Wyrachowaną i bardzo niezadowoloną ze świata. Przełknęłam ślinę, próbując wymyślić jakąkolwiek odpowiedź. Ostatecznie poddałam się i zmieniłam temat.
– Co się dzieje, mamo? – spytałam, kierując uwagę na nią.
Uwielbiała mówić o sobie, więc dałam jej taką możliwość. Niech się wygada i da mi kilka dni spokoju. Albo chociaż kilka godzin.
W odpowiedzi usłyszałam tylko głośne wciąganie powietrza, a po chwili szloch, niespodziewanie łamiący mi serce.
– Tata miał zawał – usłyszałam, a oddech ugrzązł mi w płucach.
I pożałowałam. Pożałowałam wszystkich odrzuconych i nieodebranych połączeń od kobiety, która nieustannie od tygodnia próbowała się ze mną skontaktować. Nie nazwałabym się rodzinną osobą, a te telefony, czasami kilka dziennie, doprowadzały mnie do białej gorączki. Wyjechałam, aby się uwolnić i korzystać z życia, a nie zostać własną sekretarką, wisząc ciągle na linii. Przez ostatni miesiąc ograniczyłam nasze kontakty, aby przyzwyczaili się do rzadszych rozmów. Nie miałam jednak pojęcia, że tym samym ograniczyłam sobie dostęp do informacji.
– Co? – palnęłam w końcu, nie potrafiąc zareagować. – Kiedy? Wszystko z nim w porządku? Dlaczego nie dzwoni… – ucięłam, uświadamiając sobie, co chciałam powiedzieć.
Dzwoniła. Dzwoniła wiele razy, a ja specjalnie nie odbierałam.
– Pięć dni temu – zaszlochała, wywołując we mnie jeszcze większe wyrzuty sumienia.
Nie analizowałam, czy odgrywała wyolbrzymiony teatrzyk, jak to miała w zwyczaju, czy była po prostu szczerze rozemocjonowana.
– Nadal leży w szpitalu. Jego serce jest bardzo słabe. Lekarze mówią coś o przeszczepie, ale nie dają mi żadnych konkretniejszych informacji. Jestem tu sama, zrozpaczona i… – Wzięła głęboki wdech, przerywany spazmami rozżalenia. – I nie mogłam się z tobą skontaktować. Nie wiedziałam, czy coś ci się stało! Rozumiem, że masz się za wielce dorosłą, ale choć skończyłaś te dwadzieścia trzy lata, nadal jesteś moim dzieckiem!
Delikatnie odsunęłam telefon od ucha, słuchając jej krzyków. To, co czułam, nie mogło równać się z niczym innym. Ponosiłam winę za jej stan. Mama była jaka była, ale powinnam ją wspierać w tym trudnym czasie, nawet telefonicznie. A tymczasem dołożyłam jej kolejnych zmartwień.
– Przepraszam – wydusiłam z siebie, nadal zaskoczona usłyszanymi wiadomościami. – Przyjadę najszybciej, jak to możliwe. Dwie godziny i jestem – rzuciłam w pośpiechu.
Wstałam z łóżka i ruszyłam w kierunku przedpokoju po walizkę, mijając zdezorientowanych Gastona i Malię. Nawaliłam i musiałam uratować sytuację. Powinnam być przy niej, wesprzeć ją i tatę. Potrzebowali mnie w Macon.
– Nie przyjeżdżaj – rozległ się zdecydowany głos, któremu towarzyszyło siąknięcie nosem.
Zatrzymałam się w połowie drogi powrotnej do swojej sypialni z torbą w ręce, stając naprzeciw przyjaciołom.
– Mamo, przyjadę. Przecież tata…
– Potrzebowaliśmy cię tu kilka dni temu – westchnęła, sprawiając, że poczułam się jeszcze gorzej. – Teraz sytuacja została już opanowana, a jak sama mówiłaś, jesteś zajęta pracą.
Jej słowa raniły mnie do granic możliwości.
– Nie przyjeżdżaj, Stella. Poradzimy sobie. Teraz już chciałam tylko się upewnić, że nic ci nie jest.
W moich oczach natychmiast pojawiły się łzy. Mal na mój widok zmarszczyła brwi, zdjęła patelnię z gazu i do mnie podeszła.
– Przepraszam – wykrztusiłam, nie potrafiąc zdobyć się na więcej.
– Wiem, skarbie – odpowiedziała, a w telefonie dało się słyszeć szmery. – Ale obie potrzebujemy teraz czasu. Zadzwonię, gdy dowiem się, co z tatą. Do usłyszenia.
Zacisnęłam zęby, a kiedy dotarł do mnie dźwięk zakończonego połączenia, łzy wypełniły moje oczy, by ostatecznie spłynąć po obu policzkach. W końcu wybuchnęłam płaczem. Ściśnięte gardło i napięta szczęka uświadomiły mi, jak wielka rozpacz mnie ogarnęła.
– Co się stało, S.? – Malia od razu zareagowała, zamykając mnie w uścisku.
Załkałam w jej włosy. Nie potrafiłam zebrać się w sobie, by cokolwiek powiedzieć.
– Stella, co się wydarzyło? – ponowiła pytanie, kiedy odrobinę się uspokoiłam, i odsunęła mnie delikatnie od siebie.
Patrzyła na mnie wzrokiem tak czułym, że po raz kolejny ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Jej też poświęcałam za mało czasu. Widywałyśmy się tylko w mieszkaniu, mijając się w kuchni czy przedpokoju. Była cudowną osobą i zdecydowanie zasługiwała na więcej z mojej strony.
– Nienawidzi mnie – wyrzuciłam z siebie w końcu, po raz kolejny czując nadchodzące rozżalenie. – Własna matka mnie nienawidzi.
Siedziałam pod kocem, wtulona w Malię, a ona delikatnie głaskała mnie po głowie. Wpatrywałam się tępym spojrzeniem w ekran telewizora, na którym leciał film wybrany przez Gastona. Od początku romansidła nie odezwałam się ani słowem, zapadając się w mroku własnych myśli.
Żałowałam swojego zachowania, teraz jednak nie miało to większego znaczenia. Mama sama zadecydowała, że nie powinnam pojawiać się w domu w najbliższym czasie. Wiedziałam, że ją zawiodłam, natomiast fakt, że nie chciała pozwolić mi naprawić sytuacji, sprawiał, że czułam się jeszcze gorzej.
Z jednej strony rozumiałam jej zachowanie. Rozumiałam, że potrzebuje czasu, aby mi wybaczyć. Nie okazałam się przykładną córką, lecz ta sytuacja pokazała, jak bardzo potrafiłam zranić kochających mnie ludzi.
Z drugiej strony pękało mi serce, że nie zdołała wybaczyć mi od razu. Byłam jej jedyną córką, oczkiem w głowie od zawsze i, jak mówiła, na zawsze. Byłam jej gwiazdą, dumą i osobą, dla której twierdziła, że potrafiłaby zrobić wszystko, lecz nie umiała tego okazywać i przeważnie wyrażała tylko niezadowolenie. W głębi duszy czułam, że mówiła prawdę, tylko rzadko to okazywała…
Straciłam ich. Straciłam mamę, która była dla mnie kimś ważnym mimo swojego chłodu, i straciłam tatę, gdyż przez swoje zachowanie nie mogłam go wesprzeć. Nie mogłam dać oparcia im obojgu. Mimowolnie w moich oczach pojawiły się łzy. Miałam wielką ochotę zapomnieć o całym świecie i zatracić się w samotności, jednak obecność przyjaciół skutecznie mi to uniemożliwiała. Doceniałam ich pomoc, czułam, że moją głowę wypełniały niewłaściwe myśli i nie odróżniłabym dobrego pomysłu od kompletnie niewłaściwego.
– To co teraz? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Gastona rozwalonego na fotelu.
Zdezorientowana przeniosłam na niego spojrzenie i odkryłam, że jedyne, co zostało do obejrzenia, to napisy końcowe.
– Teraz to ja wybieram film – odpowiedziała Malia, wyciągając rękę po pilota.
Chłopak skrzywił się, zakładając ręce na piersi.
– Dlaczego niby ty? Coś ci się nie podobało w moim wyborze? – zapytał, mierząc wzrokiem twarz Mal.
– No coś ty, byłam zachwycona tymi niemal nagimi striptizerami na ekranie – prychnęła, delikatnie się ode mnie odsuwając. – Ale Stella ma dzisiaj wolne i ostatnie, co chciałaby oglądać, to swoją pracę w wersji męskiej!
– Hej, ja się nie rozbieram – zaoponowałam, włączając się do rozmowy, na co przyjaciółka zgromiła mnie wzrokiem.
– Cicho, walczę o pilota – jęknęła, na co Gaston wyszczerzył się jak głupi.
– Kłamstwo nigdy nie wygra. – Zaśmiał się zwycięsko, po czym wszedł w wyszukiwarkę i zaczął wpisywać tytuł kolejnego filmu.
W połowie tej czynności w pokoju rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Zmarszczył brwi i wyciągnął komórkę z kieszeni, by zerknąć na ekran. Po chwili zwlekania dotknął zielonej słuchawki i przyłożył urządzenie do ucha.
– Polly? – spytał wyraźnie zdziwiony.
Na dźwięk imienia dziewczyny na mojej twarzy również pojawiło się zaskoczenie. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie – wskazywał kilka minut po godzinie dziewiątej. Koleżanka właśnie powinna zaczynać pracę. Popatrzyłam wyczekująco na Gastona, który w skupieniu słuchał słów Polly. Na jego twarzy pojawiło się zmartwienie, co tylko sprawiło, że zaczęłam jeszcze mocniej wypalać mu dziurę w głowie spojrzeniem.
– Skręciła kostkę – rzucił cicho, kiedy dostrzegł moje zainteresowanie.
Wzięłam głębszy wdech, próbując zrozumieć całą sytuację. Dziewczyna już teraz powinna rozpoczynać prywatny występ na wieczorze kawalerskim. Z tego, co mówiła April, klub mógł nieźle zarobić na tych gościach i bardzo jej zależało, aby wieczór okazał się sukcesem. Tymczasem miał stać się jedną wielką klapą i zaważyć na pracy całego zespołu. Humory April często się zmieniały. Potrafiła być miła, ale wystarczyła jedna rzecz, by wyprowadzić ją z równowagi – wtedy szła jak tornado, nie oszczędzając nikogo na swojej drodze.
Delikatnie podskoczyłam, słysząc nagle dźwięk swojego telefonu. Podniosłam go ze stolika i ujrzałam na ekranie to jedno imię. Zaskoczona zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, dlaczego April dzwoni do mnie o tak późnej porze. Nigdy nie robiła tego po szóstej, gdy klub zaczynał pracę.
– Wybacz, że o tej porze, ale to desperacja – usłyszałam przejęty głos April, na co posłałam znaczące spojrzenie Malii i skierowałam się do kuchni.
– Wszystko w porządku? – spytałam, nie wiedząc, co odpowiedzieć na przywitanie szefowej.
– Nic nie jest w porządku. Cholera jasna, kawalerski się zaczął, nadziani faceci dostali już drugą darmową kolejkę jako przeprosiny za opóźnienie występu, a Polly siedzi w garderobie ze spuchniętą kostką i wygląda na to, że nie zrobi kroku, nie mówiąc już o tańcu na dzisiejszym występie. Kto wpadł na pomysł wypolerowania garderoby tancerek? Jakiś kretyn!
Słuchałam słowotoku April, który pojawiał się zawsze w momentach, gdy była zdenerwowana.
– April, to dosyć trudny dla mnie czas i… – zaczęłam, chcąc zakończyć zalew informacji z ust kobiety i zająć się swoimi problemami.
– Potrzebuję cię tu, Stella – zwróciła się do mnie śmiertelnie poważnym tonem, a to sprawiło, że dreszcz przeszedł mi po plecach. – Występ powinien zacząć się dziesięć minut temu. Zmienię kolejność wydarzeń. Wiem, że nie bierzesz udziału w takich prywatnych tańcach i szanowałam przez cały ten czas twoją decyzję, jednak teraz stoimy pod ścianą. Musisz tu przyjechać od razu, teraz, natychmiast, i zastąpić Polly. Mogę na ciebie liczyć?
Otworzyłam szerzej oczy, kiedy dotarł do mnie sens słów kobiety. Zerknęłam na zegar. Zostało mi tak mało czasu na dojazd do klubu i przygotowanie się do występu. Jeszcze nigdy nie miałam okazji dawać prywatnego pokazu, dlatego żołądek zawiązał mi się w wielki supeł. Spojrzałam na przyjaciół nadal znajdujących się w salonie, a Gaston wyglądał tak, jakby szykował się do wyjścia. Zapewne miał w planach jechać po Polly.
– Stella, błagam. – Po raz kolejny w słuchawce odezwała się April, sprawiając, że mój mózg zaczął pracować na jeszcze wyższych obrotach.
Czy miałam coś do stracenia? Własna matka mnie znienawidziła. Nie mogło być już chyba gorzej. Jeden głupi taniec skutkujący potężnym zastrzykiem gotówki, a później morze darmowego alkoholu. To naprawdę brzmiało jak dobry plan. Nie myślałam logicznie. Szukałam najlepszych sposobów na pozbycie się negatywnych emocji zalewających mnie od środka. Przełknęłam z trudem ślinę, zbierając się w sobie. Obie byłyśmy zdesperowane.
– Zjawię się najszybciej, jak to możliwe.
Stella
Przemierzaliśmy miasto w ciszy, kierując się w stronę klubu. Gaston prowadził samochód z prędkością, na którą pozwalały mu przepisy i panujący ruch. Dostrzegałam zmartwienie na jego twarzy, mimo że starał się je ukryć. Znałam go już na tyle dobrze, że wiedziałam, jak ważna była dla niego Polly. Traktował ją jak siostrę, której nie miał, dlatego tak bardzo zależało mu na szczęściu i zdrowiu dziewczyny.
Gdy ich poznałam, już razem mieszkali. Ona szukała szczęścia w wielkim mieście, a on uciekał od przeżytego nieszczęścia. Wpadli na siebie w parku – Polly z gazetą z pozaznaczanymi ogłoszeniami mieszkań na wynajem, a Gaston z walizką wypełnioną całym swoim dobytkiem. I takim oto sposobem wylądowali w jednym miejscu, co okazało się dla nich zbawienne. Stali się dla siebie drugą rodziną.
Szczerze zazdrościłam im tej więzi. W całym życiu nie miałam ani jednej osoby, z którą mogłaby połączyć mnie taka relacja. I choć zawsze uważałam, że drugi człowiek nie jest mi potrzebny do szczęścia, zdarzały się momenty, że szczerze w to wątpiłam.
– Nic wielkiego się nie stało, to tylko kostka – powiedziałam w końcu, przerywając przeciągającą się ciszę.
Gaston zerknął na mnie kątem oka.
– Taką diagnozę postawiła April, właścicielka klubu dla napalonych facetów. Faktycznie mnie to uspokoiło – rzucił ironicznie, dociskając delikatnie pedał gazu.
– Przecież nie rozbiła sobie głowy, tylko nie może chodzić. Naprawdę, Gas, April można pod tym kątem zaufać. Gdyby działo się naprawdę źle, dzwoniłaby po karetkę, a nie do mnie.
Po dłuższej chwili chłopak pokiwał głową, ostatecznie zgadzając się z moimi słowami. Martwił się o Polly, co doskonale rozumiałam. I choć nigdy nie przepadał za April, nie mógł kierować na nią swojego gniewu.
– Dzisiaj czeka cię twój pierwszy raz – zauważył nagle, uśmiechając się pod nosem.
Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć, o czym mówił.
– Czy ja ci wyglądam na zakonnicę? – prychnęłam. Pierwszy raz miałam już za sobą.
Przez sekundę nie zareagował, a później roześmiał się wesoło, jakby wcale nie jechał po poszkodowaną przyjaciółkę. Pokręcił w rozbawieniu głową i westchnął, przejeżdżając na pomarańczowym świetle.
– Ostatnie, z czym mi się kojarzysz, to zakonnica, słonko – zacmokał, nadal rozbawiony. – Twój pierwszy raz w rozumieniu prywatnego tańca. Przecież oboje wiemy, że nigdy nie tańczyłaś za czerwonymi drzwiami.
Przełknęłam ślinę, starając się nie brać jego słów do siebie. Wiedziałam o tym i on również, dlatego nie widziałam sensu, by wprowadzać go w błąd. Choćbym nie wiadomo jak bardzo chciała zaprzeczyć, nie mogłam. Powoli dopadał mnie stres, przez co wytarłam wilgotne dłonie o materiał spodni. Naprawdę zaczynałam odnosić wrażenie, że się wycofam. Jedna część mojego umysłu walczyła o zachowanie rozsądku, jednak druga uparcie powtarzała mi, że nie miałam nic do stracenia. Bo tak naprawdę nie miałam. Chciałam pozbyć się wypełniających mnie negatywnych emocji i znaleźć ukojenie w tańcu. Fakt, że miała przyglądać się temu grupa obcych facetów, to tylko jedna mała, malusieńka niedogodność.
– Poradzę sobie – mruknęłam, chcąc w ten sposób przekonać również siebie.
– W to nie wątpię.
Gdy tylko zaparkowaliśmy na tyłach klubu, od razu opuściliśmy samochód i skierowaliśmy się w stronę tylnego wejścia. Jak zawsze panował tam spokój, chociaż głos zrozpaczonej April słychać było już od progu budynku.
– Ale co ty robisz? Polly, błagam cię, nie próbuj wstawać! Stella już jedzie. A jeśli przez ten twój upór stanie się coś gorszego? Siadaj! – paplała rozemocjonowana, aż jej nie poznawałam.
Przeważnie zachowywała zimną krew i starała się wszystko przyjmować na chłodno. Teraz jednak zdawała się zapomnieć o własnych zasadach i nie ukrywała, jak bardzo targał nią niepokój. Po chwili przeszłam przez właściwe drzwi i znalazłam się w garderobie tancerek. Polly rzuciła mi przepraszające spojrzenie, a April patrzyła w moim kierunku, jakby zobaczyła cud.
– Przebieraj się – nakazała w końcu, wskazując parawan. – Tylko uważaj, jak chodzisz. Drugiego wypadku dzisiaj nie przeżyję.
Zaśmiałam się pod nosem i zniknęłam za zasłoną, chcąc jak najszybciej przygotować się do występu. Pragnęłam po prostu go odbębnić i móc napić się w spokoju po pracy. To jeden z nielicznych plusów, jaki zauważałam podczas tej niespodziewanej wycieczki.
Zarzuciłam na siebie dwuczęściowy, czerwony strój, w którym górę z dołem łączyły wymyślne paski, i stanęłam przed lustrem, by upewnić się, że wszystko znajdowało się na swoim miejscu, po czym narzuciłam na siebie satynowy szlafrok o lekko różowym odcieniu. Kątem oka dostrzegłam, że Gaston podążał w stronę drzwi z Polly na rękach. Posłał mi przyjazny uśmiech, zapewne chcąc tym samym okazać wsparcie, i wyszedł. Westchnęłam cicho i zaczęłam delikatnie rozczesywać czarne fale na swojej głowie. Następnie usiadłam przed toaletką, zamierzając poprawić wygląd twarzy. Oprócz pozbycia się starego makijażu, już w połowie zmytego przez łzy, musiałam w szybkim tempie nałożyć nowy. I choć wiedziałam, że moja twarz to ostatnie, na czym skupi się widownia, nie mogłam pozwolić na odebranie sobie jednej z niewielu rzeczy dodających mi odwagi i pewności siebie.
– I jak, Stella?! – Krzyk April dotarł do mnie zza ściany, by już po chwili jego właścicielka weszła do pomieszczenia.
Uśmiechnęła się na mój widok i delikatnie poprawiła moje włosy u nasady.
– Idealnie. Doceniam, że jak zawsze mogę na ciebie liczyć. – Posłała mi pełen wdzięczności uśmiech, a w jej oczach przez moment pojawiło się dziwne rozczulenie, lecz szybko je zamaskowała. – A teraz wyjdź tam i spraw, aby to stado baranów było zadowolone. Wszystkie napiwki z ich imprezy są twoje. – Puściła do mnie oczko i wyszła, zostawiając mnie samą.
Wzięłam głębszy wdech, zerkając w kierunku szafki, gdzie znajdowały się ręczniki i zawinięta w jeden z nich butelka wódki, sprytnie ukryta przed April. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, czy naprawdę chciałam aż tak ryzykować. Ostatecznie odrzuciłam jednak ten pomysł. Nie minęła nawet sekunda, a ja zmieniłam zdanie. Po pierwszym kroku w stronę drzwi nogi mi zadrżały, od razu ruszyłam do skrytki i pospiesznie wyciągnęłam z niej w połowie pustą już butelkę. Widocznie Polly również miewała momenty kryzysu i musiała dodawać sobie odwagi alkoholem.
Odkręciłam zakrętkę i wzięłam trzy małe łyki, krzywiąc się na sam koniec. Nienawidziłam smaku tego trunku, ale jeśli miał mi pomóc w przetrwaniu występu, mogłam go jednak na chwilę pokochać.
Powoli wyszłam z garderoby i skierowałam korytarzem do czerwonych drzwi na jego końcu. Za ścianą znajdowała się sala VIP, często wynajmowana na wieczory kawalerskie lub posiadówki bogatych typów, którym w domu było zbyt wygodnie, aby spraszać tam znajomych. Po naciśnięciu klamki zobaczyłam jedynie czarną kurtynę znajdującą się przy każdej ścianie sali, która umożliwiała dyskretne przejście pod niewielką scenę.
Na nogach jak z waty dotarłam do połączenia dwóch kotar i delikatnie je rozsunęłam, chcąc obejrzeć czekające na mnie towarzystwo. Grupa mężczyzn siedziała na czarnych kanapach i rozmawiała wesoło, starając się przekrzyczeć siebie nawzajem. Głośnym śmiechom nie było końca, przez co mimowolnie na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Choć równie dobrze mogło zostać to spowodowane alkoholem powoli napełniającym moje żyły ciepłem.
– Zaczynamy? – usłyszałam pijacki głos, a po chwili ciemnowłosy mężczyzna wstał i rozłożył ręce. – Mój kumpel za miesiąc żeni się z jędzowatą ździrą… znaczy się, z miłością swojego życia!
W sali rozbrzmiał rechot facetów, rozbawionych słowami błazna.
Przymknęłam na moment oczy i wzięłam głęboki wdech. Żyje się raz. Powtórzyłam to kilka razy w myślach i weszłam po trzech stopniach na scenę, mijając po drodze ochroniarza zawsze towarzyszącego tego typu wydarzeniom. Bezpieczeństwo tancerek pozostawało dla April ważniejsze od pieniędzy potencjalnych napastników po alkoholu.
Podeszłam do panelu i wybrałam jeden utwór z długiej listy i dźwięki natychmiast rozbrzmiały w pomieszczeniu. Wzięłam ostatni, głęboki wdech i ruszyłam przed siebie w stronę rurki, umieszczonej pośrodku niewielkiego podwyższenia. Światła zgasły i dookoła mnie zapanował mrok. Jedynie dwa skierowane na mnie reflektory oświetlały przestrzeń. Delikatnie złapałam metalowy, pionowy drążek i obeszłam go spokojnym krokiem. Przeszedł mnie lekki dreszcz wywołany przeszywającym chłodem podłogi pod moimi stopami. Czułam na sobie kilka par oczu i starałam się zwalczyć dręczący mnie dyskomfort. Nie byłam przyzwyczajona do widowni w pełni skupionej na każdym moim ruchu. Całkiem inaczej tańczyło się, kiedy część osób na sali rozmawiała, inna bawiła się w rytm muzyki, a cała reszta była zajęta sobą. Pozostawałam wtedy tłem dla całej imprezy zakrapianej alkoholem. Teraz, gdy stałam w centrum uwagi, a spojrzenia mężczyzn niemal mnie pożerały, czułam się naprawdę kiepsko.
Powoli zdjęłam z ramienia rękaw satynowego szlafroka, odsłaniając kawałek skóry. Podniesione głosy cały czas docierały do moich uszu, więc zmusiłam się, aby ograniczyć ich słyszalność. Chciałam zatonąć w muzyce, zatańczyć, co trzeba, i wystawić Polly kwit na naprawdę dużą przysługę do oddania.
Stojąc tyłem do towarzystwa, zrzuciłam z siebie okrycie, zostawiając je na podłodze. Na delikatnie drżących nogach podeszłam bliżej rury i przystanęłam po jej lewej stronie. Chwyciłam rurę na wysokości twarzy i po chwili mocno złapałam za drążek prawą dłonią tuż ponad lewą i silnym wymachem nogi po tej samej stronie sprawiłam, że mój świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie znosiłam figur odwróconych głównie z tego powodu, że wiszenie głową w dół i kręcenie się dookoła nigdy nie było moim hobby.
Walcząc z ciśnieniem napierającym powoli na moją czaszkę, zarzuciłam lewą nogę na rurkę, ufając tylko sile własnych mięśni, i puściłam drążek dłońmi, odchylając się w tył. Przed oczami przemknęła mi cała sala, począwszy od kurtyny, poprzez zadowolonych mężczyzn, aż do stojącego bokiem do mnie ochroniarza, wpatrującego się uważnie w gości na sali. Żaden ochroniarz nigdy nie patrzył na nas.
Kiedy po kilku minutach postawiłam stopę na podłodze, odetchnęłam z ulgą. Skupiając siłę tylko w rękach, którymi mocno złapałam drążek, pozwoliłam sobie na minimalny odpoczynek, po prostu spacerując w powietrzu dookoła rury. Starałam się brać spokojne wdechy będące najpiękniejszym ukojeniem. Dzięki nim nie tylko przestawałam zmagać się z brakiem siły, ale również dodawałam sobie pewności siebie, której teraz naprawdę potrzebowałam.
Nie wiem, ile to wszystko jeszcze trwało. Gdy ostatecznie puściłam rurkę, odetchnęłam z ulgą i z delikatnym uśmiechem na twarzy zeszłam z podwyższenia, kierując kroki w stronę ochroniarza, by szybko przejść przez kurtynę przy ścianie, przebrać się w coś stosowniejszego i zamęczyć Daltona przy barze, gdy zacznie przygotowywać mi drink za drinkiem.
– Hej, hej, czekaj!
Krzyk dotarł do moich uszu, kiedy prawie zdążyłam zniknąć mężczyznom z oczu za kotarą. Zatrzymałam się obok postawnego człowieka w garniturze, dodając sobie jego obecnością odwagi, i odwróciłam się w stronę biegnącego mężczyzny, który wskoczył na podest i zabrał z podłogi zostawiony tam przeze mnie satynowy materiał.
– Proszę nie wkraczać w strefę komfortu tancerki – odezwał się wysoki ochroniarz, a jego niski głos rozbrzmiał w całej sali.
Klient klubu delikatnie podniósł ręce w geście obronnym, chyba tym samym pokazując, że nie miał złych zamiarów.
– Tancerce chyba bardziej komfortowo będzie w tym – mruknął lekko pijackim głosem, wysuwając dłoń ze szlafrokiem przed siebie.
Z lekkim opóźnieniem odebrałam od niego ubranie i szybko narzuciłam materiał na ramiona.
– Usługa tancerki skończona, jednak mamy jeszcze kilka butelek whisky. Rozkręciłaś imprezę, może masz ochotę kontynuować ją z nami? – palnął, unosząc delikatnie brew.
Zamrugałam kilka razy, próbując uświadomić sobie, o czym mówił.
– To kawalerski – przypomniałam, zawiązując pasek szlafroka w talii. – Bawcie się, panowie, dobrze w swoim towarzystwie.
– Zapłacę – szepnął zdesperowanym tonem, zerkając przez ramię. – Jeśli ten kutas naprawdę nie zmieni zdania i ożeni się z tą żmiją, to chyba zwariuję.
Prychnęłam pod nosem, kiedy wyczułam od mężczyzny naprawdę silną woń alkoholu. Ciekawe, ile przyjaźni rozpadało się po takich imprezach i słowach wypowiedzianych po pijaku…
– Nie jestem na sprzedaż – burknęłam, zakładając ręce na piersi i dostrzegłam w oddali, że kolejny mężczyzna zaczyna się do nas zbliżać. – A kawaler nie będzie zachwycony pana słowami.
Ochroniarz jeszcze bardziej zasłonił mnie swoim ciałem, kiedy następny imprezowicz stanął obok nas i zarzucił ramię na bark kumpla. Westchnął głośno i odciągnął pijanego przyjaciela, rzucając do nas krótkie „przepraszam”.
– Mieliśmy się dobrze bawić, nie rób scen – rzucił nieco głośniej, tak, aby całe towarzystwo usłyszało. – Lepiej polej, Raiden. Zaschło nam w gardłach. – Szybko zmienił temat, ponownie wprawiając kolegę w imprezowy nastrój.
Z cichym śmiechem zeszłam po schodach, po czym podziękowałam ochroniarzowi przed wejściem do garderoby i podeszłam do szafki, chcąc w końcu się przebrać. Kiedy miałam na sobie wygodniejsze ubrania, drzwi pomieszczenia otworzyły się i do środka weszły dwie kobiety. Na widok Maggie, innej tancerki, uśmiechnęłam się delikatnie, jednak gdy za nią pojawiła się April, zaczęłam podejrzewać najgorsze.
– Pijana idiotka – sapnęła szefowa, sadzając dziewczynę na kanapie. – Znasz zasady? Jesteś, cholera, w pracy! Mamy wystarczająco dużo pijaków dookoła! – Złość April spotęgowała się, gdy na twarzy Maggie pojawił się delikatny uśmiech. – Cholera! – krzyknęła, na co delikatnie zadrżałam.
Znałyśmy reguły. Żadnego alkoholu w godzinach pracy. Nie bez powodu butelka z trunkiem procentowym schowana została w ręcznikach. Gdyby tylko April odkryła, co działo się przed występami, chyba by osiwiała z niepewności, jak one przebiegną.
Starając się nie zwracać na siebie uwagi, rozczesałam ciemne kosmyki, wpatrując się w lustro powieszone wewnątrz szafki.
– Stella.
Padło moje imię, a to sprawiło, że drgnęłam. Spojrzałam na szefową, która niemal rwała sobie włosy z głowy.
– Czy istnieje jeszcze coś takiego jak odpowiedzialność?! Nie skręcamy kostek przed występem i nie upijamy się przed nimi! Dlaczego te informacje z takim trudem docierają do twoich koleżanek?
Wzruszyłam tylko ramionami, nic nie odpowiadając. Nie potrzebowałam problemów ani z April, ani z dziewczynami. Kobieta westchnęła z rezygnacją, pokręciła głową i przeniosła wzrok na Maggie.
– Idziesz do domu. O twojej nieodpowiedzialności porozmawiamy jutro – zadecydowała i skierowała się w stronę wyjścia. W ostatnim momencie stanęła w progu i odwróciła się do mnie. – Dobra robota, Stella. Rozliczymy się, gdy następnym razem będziesz w pracy.
Uśmiechnęłam się pod nosem, choć w głębi duszy wiedziałam, ile to wszystko mnie kosztowało. Wzięłam głęboki wdech i opuściłam garderobę chwilę po szefowej, ruszając w miejsce, gdzie grała najgłośniejsza muzyka.
Nadszedł mój czas na odpoczynek.
Stella
Przesunęłam szklankę po ladzie, zerkając na Daltona wycierającego właśnie kieliszek do wódki. Spojrzał na mnie kątem oka, po czym odstawił szkło na odpowiednie miejsce i oparł się o blat naprzeciwko mnie. Zmierzył mnie wzrokiem, na co tylko uśmiechnęłam się wesoło i wskazałam dłonią swoją pustą szklankę.
– Nie przesadzasz dzisiaj? – spytał w końcu, zabierając się za przygotowywanie piątego identycznego drinka.
Wzruszyłam delikatnie ramionami, nie chcąc się nad tym zastanawiać.
– Moja matka mnie nienawidzi, ojciec prawie umarł, Polly skręciła kostkę, tańczyłam przed chwilą na kawalerskim, na którym chcieli pić ze mną whisky, i stałam się świadkiem niewyobrażalnej złości April – wyliczyłam, podpierając głowę o otwarte dłonie. – Więc nie, zdecydowanie nie przesadzam. Muszę odreagować.
Dalton pokiwał w zrozumieniu głową, a już po chwili podał mi napój, za co obdarzyłam go pełnym wdzięczności spojrzeniem.
– Masz szczęście, że możesz pić za darmo, inaczej właśnie zostawiłabyś tu cały dzisiejszy zarobek – zażartował, dzięki czemu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– April potrafi być aniołem.
Nie skomentował moich słów, bo zajął się już przyjmowaniem nowego zamówienia od barczystego mężczyzny. Westchnęłam cicho, odwracając się na krześle barowym w stronę sali, po czym upiłam łyk drinka. Sącząc powoli trunek, dokładnie przyglądałam się otoczeniu. Pomieszczenie było pełne, jak na piątek przystało. Ludzie pili, tańczyli i po prostu starali się dobrze bawić, aby zapomnieć o problemach. Sama potrzebowałam takiej terapii.
Parsknęłam wesoło i dopiłam drinka, kiedy w głośnikach rozbrzmiała moja ulubiona piosenka. Uśmiech na mojej twarzy poszerzył się, nie zwiastując niczego dobrego. Oddałam szkło Daltonowi, za co podziękował mi skinieniem, i zeskoczyłam z hokera, stając niepewnie na drewnianej podłodze.
Chwiejnym krokiem dotarłam na parkiet, poruszając się powoli w rytm muzyki. Musiałam przyznać, że klubowy remiks podobał mi się w tym momencie bardziej od oryginału. Czułam się wolna jak nigdy wcześniej. Moja głowa unosiła się pod sufitem jak balon napełniony helem. Ciepło, spowodowane alkoholem płynącym w moich żyłach, rozpalało mnie od środka. Stałam się jednym wielkim niebezpieczeństwem dla samej siebie, niczym niezabezpieczony granat, i nie wiedziałam, kiedy dokładnie wybuchnę.
Bawiłam się świetnie. Moje myśli schowały się z tyłu głowy, pozwalając ogromnej i przyjemnej pustce zająć ich miejsce. Nie istniały żadne problemy ani troski. Naprawdę zapominałam, dlaczego dzisiaj tu przyszłam i co robiłam. Do pewnego momentu.
Zamrugałam kilka razy, jakby chcąc upewnić się, że wzrok mnie nie zawodził. Kiedy jednak po sekundzie obraz przed moimi oczami nie zmienił się, z zaintrygowaniem wymalowanym na twarzy obserwowałam dwójkę mężczyzn przeciskających się między ludźmi na parkiecie. Zdesperowany pajac, zapewne już z jedną butelką whisky zalegającą mu w żołądku, bujał się na boki, dokładnie przyglądając się mijanym osobom. Krok za nim podążał facet, który wydawał się najtrzeźwiejszy w całym tym towarzystwie. Odgrywanie ojca całej grupy musiało być naprawdę przykre, szczególnie że ta paczka składała się z facetów na oko pod czterdziestkę. Mimowolnie zaśmiałam się pod nosem, dostrzegając komizm tej sytuacji.
Obaj mężczyźni kierowali się w stronę wyjścia, aż spojrzenie jednego z nich padło bezpośrednio na mnie. Jak zaczarowana wpatrywałam się w niego przez całą pokonywaną przez niego drogę, nie odrywając wzroku nawet na chwilę. Ta dziwna bliskość trwała zaledwie kilka sekund, jednak odniosłam wrażenie, że minęła wieczność. Kiedy dotarli do drzwi, zniknęli za nimi w szybkim tempie. Westchnęłam cicho i chciałam odwrócić głowę, by ponownie odnaleźć spokój w tańcu, lecz w ostatniej chwili dostrzegłam, że pajac ponownie wchodzi do sali i zmierza w stronę pokoju VIP. Widocznie czegoś zapomniał.
Delikatnie zmęczona usiadłam na tym samym barowym krześle i oparłam się na łokciach, pochylając w stronę Daltona. Chłopak zaśmiał się pod nosem i kiwnął głową, a już po chwili stała przede mną kolejna szklanka ulubionego drinka.
– Jeśli jutro nie będziesz umierać, to się zdziwię! – przekrzyczał muzykę, kiedy wypiłam pół napoju na raz, na co spojrzałam na niego kpiąco.
– Nie wiesz, do kogo mówisz! – odpowiedziałam głośno, machając ręką przed twarzą tak, jakbym chciała się ochłodzić. – Tu jest po prostu cholernie gorąco!
Na moje słowa Dalton tylko przytaknął i zniknął na zapleczu, prawdopodobnie, aby przynieść kolejną butelkę alkoholu, bo przed paroma sekundami postawił jedną pustą na półce pod barem.
Wzięłam głębszy wdech, to jednak nie pomogło. Gorąc uderzał w moje ciało, nawet sukienka zabrana z domu na przebranie okazała się za gruba, choć nie zakrywała wiele. Zrezygnowana, pokręciłam głową, zauważywszy, że ekran mojego telefonu pokazywał tylko czerń. Rozładował się. Przeklęłam pod nosem i wysiliłam się, aby dostrzec godzinę na zegarze wiszącym nad barem. Naprawdę powinnam wracać do domu, jeśli kolejnego dnia chciałam funkcjonować i przyjść w dobrym stanie do pracy.
Niezgrabnie zeszłam z hokera i skierowałam się w stronę tyłów klubu, aby zabrać z garderoby torebkę i płaszcz. Przesiedziałam w chłodniejszym pomieszczeniu jeszcze chwilę, aż w końcu stwierdziłam, że najwyższy czas opuścić to miejsce. Zatrzymałam się w połowie drogi do drzwi dla pracowników i niemal od razu zrobiłam zwrot w tył. April zamykała te drzwi w weekendy. Nie chciała błąkających się gości, opuszczających klub w miejscu nieobjętym monitoringiem.
Z lekkimi trudnościami dotarłam do głównego wyjścia i pożegnałam się uśmiechem z ochroniarzem stojącym tuż przed drzwiami.
Kiedy tylko opuściłam progi budynku, chłodny podmuch owiał moją twarz, przez co delikatnie zadrżałam. Założyłam ręce na piersi, przypominając sobie ostatkiem sił, jak ciekawy spacer czekał mnie teraz, by dotrzeć do domu. Spojrzałam na torebkę, w której od dłuższego czasu znajdował się rozładowany telefon. Nie miałam szans na zamówienie taksówki. Z cichym westchnieniem ruszyłam przed siebie.
Nie zaszłam jednak daleko. Przystanęłam, przyglądając się sylwetce mężczyzny opierającego się o zimny mur klubu. Niemal od razu przeniósł na mnie wzrok, jakby na kogoś czekał i właśnie spodziewał się go ujrzeć. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech dobiegający zamglonych oczu. Spokojnie odepchnął się od ściany i ruszył w moim kierunku. Zdezorientowana, nie drgnęłam nawet o milimetr, chociaż chłód dookoła mnie sprawiał, że miałam ochotę drżeć.
Byłam ciekawa, czego tu szukał. Czy wyszedł tylko na papierosa, czy może na kogoś czekał? Z pijackich obserwacji mogłam wnioskować, że prawdopodobnie wypatrywał mnie. Tylko skąd wiedział, że wyjdę? Zaczęłam przypominać sobie wszystkie wypite drinki, w żadnym z nich nie doszukałam się jednak niczego podejrzanego. Podczas występu również nie zauważyłam, aby się mną nadto interesował i wysyłał sygnały, w przeciwieństwie do swojego kumpla.
– Chciałem przeprosić za przyjaciela. – Mocny tembr dotarł do moich uszu, przez co poczułam, że miękną mi kolana. – Za dużo wypił i gadał głupoty – wytłumaczył, znalazłszy się wyjątkowo blisko mnie.
Niemal wstrzymywałam się przed wzięciem głębszego wdechu, aby nasze klatki piersiowe się nie dotknęły. Jego obecność tak gwałtownie wdarła się do obszaru mojej przestrzeni osobistej, że przez moment ogarnęło mnie zdezorientowanie.
– Nie szkodzi, co wieczór znajduje się tu taki… – ucięłam, starając się znaleźć w swojej pijanej głowie słowo, którym nie uraziłabym przyjaciela mężczyzny – osobnik.
Mimowolnie zaśmiałam się po tych słowach, mężczyzna naprzeciwko jednak zachował powagę. Uważnie przypatrywał się mojej twarzy, co sprawiło, że delikatnie się speszyłam.
– A czy którykolwiek z nich kiedyś przeprosił? – zadał pytanie, które mnie zaskoczyło.
Lustrowałam jego twarz w zdumieniu, nawet nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie sądziłam, że ktokolwiek zainteresowałby się tak nieistotnym faktem. Wszystko, co działo się w klubie, zostawiałam w klubie, również niemiłe wspomnienia i doświadczenia.
– Z reakcji wnioskuję, że nie – odpowiedział za mnie, kręcąc głową. – Nasz gatunek naprawdę zachowuje się gorzej od zwierząt. Przepraszam cię za wszystkich facetów, którzy nie potrafią się zachować.
Jego wyznanie wbiło mnie w chodnik na dobre kilka sekund. Nie rozumiałam i nie chciałam rozumieć. Liczył się fakt, że mogłam słuchać jego głosu, zdołał porwać mnie nim całkowicie. Alkohol zdecydowanie źle na mnie działał.
– Tyle dobrego, że to nie oni niedługo się żenią. Współczułabym ich przyszłym żonom – palnęłam, chcąc prowadzić rozmowę na tak samo wysokim poziomie co mężczyzna, jednak moje słowa wywołały w nim rozbawienie. Zmarszczyłam brwi, bo nie zrozumiałam jego reakcji. – Co w tym śmiesznego?
– Jesteś naprawdę komiczna, kiedy próbujesz utrzymać powagę w stanie nietrzeźwości. – Zaśmiał się, a w jego oczach pojawiły się psotne iskierki.
Wzięłam głębszy wdech, odchylając się delikatnie w tył, aby przypadkiem nie dotknąć jego ciała. Zacisnęłam zęby, zdenerwowana jego postawą. Pan młody miał naprawdę słaby gust, jeśli chodziło o kumpli.
– Może i jestem pijana – przyznałam, nie widząc sensu, by zaprzeczać – ale ja wytrzeźwieję. A słabe poczucie humoru zostanie z panem już na zawsze.
Chciałam go wyminąć, coś mi na to jednak nie pozwalało. Wojna na spojrzenia, w której trwaliśmy, zdawała się najważniejszym starciem w naszym życiu. Jego oczy pozostawały wbite w moje i wierciły w nich dziurę. Miał przewagę, bo nie wstawił się aż tak mocno jak ja. Alkohol we krwi sprawiał, że miałam dziwną ochotę zjechać spojrzeniem na jego usta. Walczyłam z pokusą najdłużej, jak mogłam, jednak po pewnym czasie mój wzrok trafił na jego delikatnie sine wargi. Dzisiejszego wieczoru panował naprawdę spory chłód.
Zanim zorientowałam się, co działo się dookoła mnie, poczułam, jak ktoś gwałtownie przypiera mnie do ściany, na co wydałam z siebie cichy jęk. Zamrugałam kilka razy, aż dostrzegłam przed sobą człowieka o oczach płonących żywym ogniem. Chciałam zareagować, lecz moje słowa zostały zagłuszone przez jego usta napierające na moje wargi.
W jednej chwili wszystko się zmieniło. Chciałam dzisiaj oderwać się od rzeczywistości i los sam podsunął mi rozwiązanie. Bez dalszego namysłu oddałam pocałunek, wychodząc naprzeciw nieznajomemu. Wplątałam palce w jego włosy, jeszcze mocniej dociskając go do siebie. W moim podbrzuszu zaczęło zbierać się ciepło podniecenia. Wydałam z siebie ciche sapnięcie, gdy mężczyzna przeniósł się na moją szyję.
– Znajdźcie sobie pokój.
Obcy, ale nie pierwszy raz słyszany głos wyrwał nas z transu i sprawił, że mężczyzna delikatnie się ode mnie odsunął.
Przenieśliśmy spojrzenia w kierunku wejścia do klubu. Zamarłam, dostrzegłszy człowieka, który proponował mi wcześniej whisky, a teraz przyglądał się nam z cwanym uśmieszkiem. Znajdujący się kilka centymetrów ode mnie nieznajomy zacisnął zęby, wpatrując się niepewnie w kogoś, kto nas zaskoczył.
– Ray – zaczął, kierując słowa w jego stronę.
– Mną się nie przejmuj, stary. – Uśmiechnął się wesoło, wycofując się. – Każda okaże się lepsza od Veroniki. Po prostu nie bzykajcie się na środku ulicy. – Zaśmiał się, rzucając w naszym kierunku jakiś przedmiot, a ten od razu został złapany przez ciemnowłosego. – Dobrze, że czasami myślę za ciebie.
Nim się zorientowałam, już go nie było. Przeniosłam wzrok na mężczyznę i ujrzałam, że on nadal wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknął jego przyjaciel, a w ręce trzymał złapaną chwilę wcześniej paczkę prezerwatyw. Alkohol szalał w mojej głowie, a podniecenie niemal rozrywało mnie od środka. Potrzebowałam go, choćby miało się to okazać moim największym błędem.
– Chodź – szepnęłam, łapiąc go za nadgarstek, i ruszyłam na tyły budynku, gdzie, jak podejrzewałam, nie spotka nas żywy duch ani nie złapie żaden monitoring.
Kiedy tylko znaleźliśmy się z dala od ulicy, gwałtownie wpiłam się w jego usta – zdecydowanie chciałam zmniejszyć dzielącą nas odległość. W tamtym momencie chyba naprawdę nie myślałam. Jego delikatny zarost drażnił moją skórę, gdy ponownie przeniósł pocałunki na moją szyję. Odchyliłam głowę w tył, czując, że każda żyła w moim ciele pulsuje. Pisnęłam cicho, zaskoczona nagłym chłodem na udzie spowodowanym jego dłonią. Powoli sunął palcami po mojej nagiej skórze, aż w końcu dotarł do brzegu sukienki. Jego ciepły oddech owiewający mój obojczyk sprawiał, że miałam ochotę krzyczeć. Drażnił się ze mną, przez co powoli zaczynałam wariować. Napięcie, które się między nami pojawiło, okazało się nie do zatrzymania. Nie było odwrotu. Nie istniała siła mogąca nas w tym momencie powstrzymać. A sam fakt, że znajdowaliśmy się na tyłach klubu, w którym tańczyłam przed tym facetem na rurze w samej bieliźnie, sprawiał, że sytuacja stawała się intymniejsza.
Zarzuciłam ręce na jego szyję, kiedy zimnymi palcami przejechał pomiędzy moimi nogami, drażniąc tym samym wrażliwe ciało przez cienki materiał bielizny.
– Nigdy więcej nie pyskuj nieznajomym – szepnął, odsuwając materiał moich majtek na bok. – A już na pewno nie mnie.
Bezgłośny dech opuścił moje usta, kiedy bez żadnego ostrzeżenia wsunął we mnie palec. Nogi ugięły się pode mną, walczyłam o każdy punkt podparcia, gdy doprowadzał mnie do szaleństwa.
Przygryzłam mocno wnętrze policzka, aby nie wydać z siebie żadnych głośniejszych dźwięków, gdyż te zapewne brzmiałyby dziwnie w środku nocy na ulicy.
Nie byłam sobą i nie czułam się sobą. Dziewczyna rozpinająca w tej chwili pasek od spodni facetowi, którego imienia nawet nie znała, to zdecydowanie nie ja. A to jednak moja dłoń wsunęła się za jego bokserki i trafiła na coś, co właśnie stało się dla mnie najistotniejsze. Potrzebowałam zagłuszyć myśli i emocje, aby później pozwolić im zniknąć.