Poza zasięgiem - Dagmara Jakubczak - ebook + audiobook
BESTSELLER

Poza zasięgiem ebook i audiobook

Dagmara Jakubczak

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

30 osób interesuje się tą książką

Opis

Po siedmiu latach Amaya Summers wraz z sześcioletnim synem wraca do rodzinnego miasteczka, chcąc spędzić wakacje z kobietą, która ją adoptowała i wychowała. Wie jednak, że w Rutherford będzie na nią czekał mężczyzna, którego nie widziała od lat.

Carter Logan wychował się razem z dziewczyną i przez wiele lat byli najlepszymi przyjaciółmi. Ich relacja zepsuła, gdy wylądowali w łóżku. Po tym incydencie Amy wyjechała, a ich kontakt całkowicie się urwał.

Powrót w rodzinne strony sprawia, że do kobiety wracają uczucia, o których za wszelką cenę chciałaby zapomnieć. Najchętniej ponownie wyjechałaby i odcięła się od przeszłości, ale jej syn Jimmy z każdym dniem coraz lepiej dogaduje się z Carterem, co niemal łamie jej serce.

 

Czy pierwsza miłość może być też ostatnią?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 365

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 5 min

Lektor: Klaudia Bełcik
Oceny
4,3 (656 ocen)
377
154
77
34
14
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
akunia

Z braku laku…

Nie dotrwałam do końca. Za bardzo denerwowała mnie główna bohaterka. Męczyłam się przy czytaniu. Chciałam dać szansę książce podchodziłam do niej parę razy ale i tak nie dałam rady. Naiwna fabuła bo trudno mi zrozumieć że facet nie zorientował się że może być ojcem. Niby ja tak kochał ale miał narzeczoną między czasie. Jak dla mnie naiwne
Kornelia4551644

Z braku laku…

Daje 2 gwiazdki ale tylko dla tego że jestem z siebie dumna, że przeczytałam to do końca. (Możliwe spoilery). Szczerze nie czytałam nudniejszej książki od tej. Może gdyby miała z 25/30 rozdziałów było by okej, ale przez to że było ich 40 (nie pamiętam dokładnie) tak mi się dłużyła a akcja była tak nudna, że marzyłam o końcu. Cały czas to samo, dom na wsi Carter, syn i ich relacja, ktora jest niby coraz lepsza ale jej rozwinięcia nie widać. Nie ogarniam jak Carter nie domyślił się przez tak długi czas, plus chłop ma narzeczoną a chce czegoś więcej od Amy czy jak jej tam. A co do głównej bohaterki była tak denerwującą, irytującą i głupią postacią. Nie rozumiem jej toku myślenia wraca na totalne zadupie gdzie każdy się zna w 1 rozdziale już spotyka Cartera, co dla mnie jest bez sensu skoro jest 40 rozdziałów i było by lepiej gdyby zobaczyli się nieco później, jest totalnie nie asertywna bo robi to co jej każą. Gdyby mi mój syn zaczął pyskować i mnie obrażać bo woli spędzić czas z jakimś w...
magdoria

Całkiem niezła

Bardzo szkolenie napisana. Powtarzane w kółko bez sensu te same wątpliwości, które szybko irytują. Nie porwała mnie ta opowieść
oliwia_wrobel

Nie oderwiesz się od lektury

Książka jest przepiękna, pierwszy raz spotkałam się z wątkiem samotnej mamy ale najlepszą postacią w tej książce był Jimmy i babcia . Książkę będę polecała cały serduszkiem . Dużo przepłakałam czytając tą książkę myślałam se ona źle się skończy a tu taka niespodzianka 🩷🩷🩷 #konkurspozazasiegiem
51
Magda17adb

Nie oderwiesz się od lektury

Emocjonalna i piękna historia. Wciąga od pierwszych stron. Polecam gorąco
63

Popularność




Poza zasięgiem

Dagmara jakubczak

Dla każdego, kto ma złamane serce.

Wasze szczęśliwe zakończenie cierpliwie na Was czeka.

Prolog

Mieliśmy się w sobie nigdy nie zakochać. To była jedyna zasada. Mimo to rozkochał mnie w sobie do szaleństwa, a potem zostawił. Zrobił to wtedy, kiedy go najbardziej potrzebowałam, więc również odeszłam.

Obiecałam sobie, że nigdy tu nie wrócę. Nie zasługiwał na mnie. Nie zasługiwał na nas. A jednak po siedmiu latach wróciłam. Ponownie znalazłam się w miejscu, gdzie to wszystko się zaczęło.

Czy nadal go kocham? Oszukam samą siebie, jeśli zaprzeczę.

Czy chcę, by do mnie wrócił? Niczego bardziej nie pragnę, lecz muszę trzymać się od niego z daleka. Nie pozwolę, żeby kolejny raz mnie złamał.

Rozdział 1

Przełykam głośno ślinę i poprawiam chwyt na kierownicy. Staram się skupić na drodze, ale im bliżej jestem celu, tym bardziej moje serce szaleje. Rozglądam się dookoła, ale otaczają mnie hektary pól, które przecina jedynie żwirowa droga. Podkręcam klimatyzację. Mimo że temperatura w samochodzie wskazuje tylko szesnaście stopni Celsjusza, nadal się pocę. Zaczynam dochodzić do wniosku, że to nie wina upału, tylko kłębiących się wewnątrz mnie nerwów. Staram się oddychać głęboko w nadziei, że ta czynność uspokoi moje zdenerwowanie. Spoglądam w lusterko wsteczne i nagle przypominam sobie o obecności dziecka, dlatego szybko podkręcam temperaturę. Jimmy smacznie śpi w foteliku na tylnym siedzeniu. Na jego widok uśmiech sam wkrada mi się na usta. Mogłabym patrzeć na niego godzinami, mimo że z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przypomina swojego tatę. Cieszę się, że go mam. Obecność Jimmy’ego w pewien dziwny sposób rekompensuje mi brak jego biologicznego ojca. Kiedy patrzę na syna, mam wrażenie, jakby przez ostatnie lata jego tata był obok mnie. To odrobinę pokrzepiające.

W oddali dostrzegam dwa budynki. Biorę głęboki wdech. Nie było mnie tutaj prawie siedem lat, ale mam wrażenie, że nic się nie zmieniło. Zupełnie jakby czas stanął w miejscu. Mijam przestarzały znak, który od lat dumnie nosi nazwisko właściciela ziemi. Uśmiecham się w duchu, mimo że w środku ściska mi się serce. To nadal jest dla mnie trudne.

Zatrzymuję samochód przed pierwszym budynkiem. Drugi dom oddalony jest o kilkadziesiąt metrów. Spędziłam w nim ponad połowę dzieciństwa, ale i tak nie zamierzam tam nawet zaglądać. Wiem, że nie uniknę kontaktu z jego właścicielem, lecz za wszelką cenę będę starała się ograniczać te spotkania do niezbędnego minimum.

Wysiadam z pojazdu i od razu kieruję się do tylnych drzwi, aby wyjąć synka z fotelika. Zaciągam się czystym, czerwcowym powietrzem. Moje płuca skaczą z radości, że wreszcie mogą odetchnąć od miejskich zanieczyszczeń. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam za tym wiejskim klimatem. Brakowało mi tego spokoju.

Jimmy rozgląda się dookoła z niedowierzaniem. Od czasu jego narodzin mieszkaliśmy w wielkim mieście, przez co nie miał okazji zaznać życia na farmie. Kiedyś marzyłam, żeby moje dziecko wychowywało się w takich warunkach jak ja, ale niestety nasze życie potoczyło się w zupełnie innym kierunku.

Z przedniego siedzenia zgarniam torebkę. Rozładowaniem naszych walizek zajmę się później, bo jest ich naprawdę sporo. Trudno jest się jakkolwiek przygotować na prawie trzymiesięczny wyjazd, przez co mój samochód jest mocno załadowany.

Chwytam Jimmy’ego za rękę, po czym oboje ruszamy w kierunku werandy. Momentalnie atakują mnie wspomnienia. Zasypują mnie obrazy sprzed ośmiu lat. Wracam pamięcią do dni, kiedy wyobrażałam sobie, że nigdy nie opuszczę tego miejsca. To miał być mój dom. Nasz dom. Chciałam dzielić go z nim.

– Eleonoro, jesteśmy! – krzyczę, kiedy przekraczam próg.

Zamykam za sobą drzwi, a następnie ruszam w poszukiwaniu właścicielki domu. Wiem, że znajdę ją w sypialni, bo od kilku miesięcy jest praktycznie przykuta do łóżka. Rozglądam się po salonie, chcąc upewnić się, że jego tutaj nie ma. Na szczęście nikogo nie znajduję, więc od razu idę do pokoju kobiety.

Eleonora jest moją matką zastępczą, ale przez całe życie nazywałam ją po prostu babcią. Biologiczna matka porzuciła mnie na progu jej domu, a ta pokochała mnie od pierwszego wejrzenia. Często opowiadała mi, jak bardzo walczyła, żeby móc mnie przygarnąć, bo opieka społeczna nie chciała zgodzić się na adopcję ze względu na niepełną rodzinę. Kobieta pochowała męża, gdy ten miał zaledwie czterdzieści osiem lat. Oboje bardzo się kochali, ale nowotwór nie miał żadnych skrupułów. To okropne. Kiedyś nie wyobrażałam sobie stracić ukochanego mężczyzny tak wcześnie, ale przyszło mi się z tym zmierzyć już w wieku osiemnastu lat. Życie to pasmo niespodzianek. Robi z tobą, co chce, i ani razu nie pyta cię o zdanie, więc pozostaje się z tym tylko pogodzić.

Naciskam klamkę drzwi, które prowadzą do sypialni Eleonory. Czuję bolesne ukłucie w sercu na widok kobiety, która niegdyś była pełna życia, a teraz leży pozbawiona sił. To cholernie trudne. Pamiętam, jak rozpierała ją energia, kiedy razem z Carterem całymi dniami biegaliśmy po farmie. Często bawiła się z nami w chowanego, graliśmy razem w klasy i skakaliśmy przez gumę. Wcale nie przeszkadzało jej, że miała wtedy prawie sześćdziesiąt lat. Była szczęśliwa, że mogła spędzać czas z ukochanym wnukiem i przybraną córką. Chciałabym wrócić do tamtych czasów.

– Dojechaliśmy – informuję cichym głosem, a następnie ściskam jej dłoń.

Eleonora powoli przekręca głowę w naszą stronę i nieznacznie się uśmiecha. Tłumię w sobie płacz, widząc, ile trudu musi włożyć, aby wykonać tak proste czynności.

Babcia całe swoje życie spędziła na farmie. Lata temu to wszystko należało do jej dziadków, a następnie rodziców. To tu się wychowała i jestem naprawdę wdzięczna, że również mogłam tu dorastać. To niesamowite miejsce.

Jimmy chowa się za moją prawą nogą. Eleonora często odwiedzała nas w Nowym Jorku, ale dawno się nie widzieli. Kiedy jej stan zdrowia zaczął się pogarszać, nie pozwalałam jej na tak długie i męczące podróże. Za każdym razem obiecywałam, że niedługo sami ją odwiedzimy, ale nigdy nie potrafiłam się przemóc, aby tu wrócić. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała stawić czoła przeszłości, bo dni kobiety zostały policzone. Rak piersi nie miał litości i każdego dnia wysysał z niej życie.

– Jak się czujesz? – pytam, przyglądając się jej zmęczonej twarzy.

– Teraz, kiedy jesteście obok, czuję się wspaniale – szepcze. – Dobrze was widzieć w domu.

Uśmiecham się do niej słabo. Eleonora wiele razy prosiła mnie, żebym wróciła do domu. Chciała mieć nas blisko siebie, ale ja nie mogłam wrócić. Nie, kiedy on mieszkał obok. Dlatego też codziennie łączyłyśmy się przez kamerkę internetową, a nasze rozmowy często trwały nawet kilka godzin. Mimo że uparcie starała się mnie przekonać do powrotu, zaakceptowała mój wybór. Doskonale znała powód mojej wyprowadzki i przez te siedem lat trzymała to w tajemnicy przed własnym wnukiem. Jestem jej za to niezmiernie wdzięczna. Wiem, że kocha nas oboje równie mocno, dlatego cieszę się, że nie wyjawiła mu prawdy.

– Zrobię nam herbatę. Napijesz się? – pytam, a babcia w odpowiedzi kiwa głową. Całuję ją w czoło, lecz nim udaje mi się wyjść, babcia zasypia.

Muszę na nowo oswoić się z tym miejscem, jeśli najbliższe miesiące mam spędzić właśnie tu.

Hrabstwo Napa w stanie Kalifornia znane jest przede wszystkim z winnic. Wychowałam się pośród hektarów winorośli i od najmłodszych lat pomagałam babci w dbaniu o rodzinne dziedzictwo. W przyszłości miało ono należeć do mnie i Cartera, ale życie pokierowało mną w zupełnie innym kierunku. Wróciłam do Rutherford, żeby Eleonora spędziła swoje ostatnie dni w gronie osób, które kocha nad życie. Nie potrafiłam jej odmówić, wiedząc, że niedługo odejdzie z tego świata. Na samą tę myśl oczy wypełniają mi się łzami.

– Skarbie, może pooglądasz bajki? – pytam synka, po czym włączam mu telewizor w salonie. – Mamusia rozpakuje nasze walizki.

Jimmy niewiele mówi, gdy jest skrępowany, więc tylko mi potakuje. Uśmiecham się przyjaźnie. Wiem, że to dla niego trudna sytuacja, bo nigdy nie opuszczaliśmy domu na tak długi czas, więc potrzebuje chwili, aby się zaaklimatyzować. W głębi serca wierzę, że niebawem szczerze pokocha to miejsce.

W przylegającej do salonu kuchni nastawiam wodę na herbatę, po czym ruszam do samochodu. Wyjmuję jedną walizkę za drugą, karton za kartonem. Naprawdę nie wiedziałam, że mamy aż tyle rzeczy, dopóki nie zaczęłam nas pakować. Same zabawki Jimmy’ego zajmują co najmniej połowę bagażnika.

Gorące czerwcowe powietrze nie ułatwia mi pracy. Układam jeden karton na drugim, aby szybciej się z tym uporać. Podnoszę je, ale zasłaniają mi prawie cały widok, więc muszę iść bokiem, żeby cokolwiek widzieć. Zbliżam się do schodów, ale wzdrygam się, kiedy jedna piłka wyskakuje z pudełka. Mimowolnie próbuję ją złapać, przez co zawartość całego kartonu wysypuje się na schody.

– Szlag! – klnę na głos i rzucam pozostałe pudła pod nogi. Nie lubię, kiedy coś nie idzie po mojej myśli.

Zirytowana biorę się za zbieranie zabawek. W myślach przeklinam samą siebie, że nie chciało mi się zakleić pudeł.

– Myślałem, że z wiekiem to przechodzi, ale jak widać nadal jesteś taką samą niezdarą – słyszę za plecami rozbawiony głos.

Jego głos.

Głośno przełykam ślinę i mocno zaciskam powieki. Serce chce mi wyskoczyć z piersi. Nie spodziewałam się, że tak szybko przyjdzie nam się spotkać. Nie jestem na to przygotowana. Nie wymyśliłam jeszcze, co mu powiem. Nie mam żadnego wytłumaczenia, dlaczego wtedy tak nagle zniknęłam. Nie jestem pewna, czy potrafię spojrzeć mu w oczy i nie poddać się jego spojrzeniu. Minęło siedem lat, a moje uczucia względem niego nie osłabły. Mam wręcz dziwne wrażenie, że jeszcze bardziej przybrały na sile.

W końcu zbieram się w sobie i odwracam w stronę mężczyzny. Mrużę oczy i zasłaniam je dłonią, bo słońce niemiłosiernie mnie oślepia, ale może to i dobrze. Carter potrafił czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Wystarczyło, że tylko spojrzał mi w oczy.

– Jak widać – rzucam krótko, nie wiedząc, jak z nim rozmawiać. Wzruszam ramieniem. – Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.

To niesamowite, że nawet po tylu latach bez jakiegokolwiek kontaktu Carter nadal wzbudza we mnie tak silne emocje. Wspomnienia w mgnieniu oka atakują mój umysł. Przypomina mi się wszystko to, o czym starałam się zapomnieć. Ręce zaczynają mi drżeć i ściska mnie w żołądku. Muszę przestać się na niego gapić, ale przychodzi mi to z trudem. Dopiero po chwili udaje mi się otrząsnąć, więc wracam do zbierania zabawek.

– Babcia od tygodnia nie przestawała o tobie mówić – wyznaje, po czym kuca, żeby mi pomóc. – Naprawdę się cieszy, że postanowiłaś wrócić.

Kiwam głową, bo doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Przez ostatnie lata nie było dnia, żeby mnie o to nie prosiła, ale ja pozostawałam nieugięta. Chciałabym jednak, żeby on cieszył się z mojego powrotu równie mocno jak Eleonora.

– Jak mogłabym jej odmówić? – pytam cicho. – Zasługuje na to, żeby spędzić ten czas z ludźmi, których kocha. Jestem jej to winna.

Kątem oka zerkam na Cartera, który na moment zastygł w bezruchu, trzymając w dłoni zabawkowy traktor. Nie wie, że mam dziecko, bo udało mi się ubłagać babcię, żeby o niczym mu nie mówiła. Tak bardzo bałam się jego reakcji.

– To prawda. Ta kobieta ma złote serce i zasługuje na wszystko, co najlepsze – podsumowuje, po czym wraca do sprzątania.

Znam Cartera i wiem, że nurtuje go pytanie, po co mi tyle zabawek, postanawia to jednak przemilczeć. Oddycham w duchu z ulgą.

– Poradzę sobie – mówię, kiedy on podnosi kartony i rusza z nimi w kierunku domu.

Spogląda na mnie przez ramię i uśmiecha się dokładnie tak, jak zapamiętałam.

– Daj spokój, przecież to waży z tonę.

Mężczyzna pomaga mi wnieść wszystkie pudła i walizki. To miłe, że nawet po moim nagłym zniknięciu nie żywi do mnie urazy i postanowił wyciągnąć pomocną dłoń. Zaczynam myśleć, że nie byłam dla niego tak ważna, jak myślałam, że jestem.

– Dziękuję za pomoc.

Carter uśmiecha się i puszcza mi oczko. Nadal jest w nim coś z tego zadziornego nastolatka. Nadal ma ten sam błysk w oku, dzięki któremu każdej dziewczynie kradł serce. Wiele lat temu także moje sobie przywłaszczył i do tej pory go nie oddał.

– Jak się dzisiaj czuje? – pyta z wyraźnym zmartwieniem. – Rano nie wyglądała zbyt dobrze.

Eleonora miewa lepsze i gorsze dni, a dziś zdecydowanie nie jest dobrze. Mam nadzieję, że nasza obecność choć odrobinę poprawi jej samopoczucie.

– Bywało lepiej – podsumowuję krótko. – Wpadłam się tylko przywitać, a potem szybko zasnęła.

Carter przytakuje. Dla nas obojga jest to trudna sytuacja. Zdajemy sobie sprawę, że babcia niedługo od nas odejdzie. Trudno jest się z tym pogodzić. Nikt z nas nie jest gotowy na stratę bliskiej osoby. Śmierć jest nieuchronna i czeka każdego, ale czy możemy się do tego jakoś przygotować? Czy kiedykolwiek przyjdzie na nią odpowiedni moment?

– Mamusiu! Mamusiu! – Piskliwy głos Jimmy’ego wyrywa mnie z chwilowego zamyślenia.

Spoglądam w jego kierunku, a on zatrzymuje się w miejscu, kiedy dostrzega Cartera. Czuję na sobie wzrok mężczyzny, bo wręcz wypala mi dziury w skórze. Ignoruję mocno walące serce. Nie spodziewałam się tej konfrontacji tak szybko. Najchętniej ukrywałabym przed nim Jimmy’ego przez całe wakacje.

– Tak, skarbie? – pytam słodko, a następnie kucam. Ledwo udaje mi się zapanować nad drżeniem głosu.

Wyciągam rękę do synka, chcąc, by do mnie podszedł, ale ten patrzy spod rzęs na Cartera. Ściska mnie serce, bo Jimmy tak cholernie przypomina własnego ojca. Te same oczy, te same gesty. Idealne odwzorowanie.

Chłopiec niepewnie do mnie podchodzi, wciąż obserwując mężczyznę stojącego obok mnie, po czym wtula się w moje ramię, a ja się uśmiecham. To najcudowniejsze dziecko na świecie.

– Coś się stało? – dopytuję, bo nie odezwał się jeszcze ani słowem. Jest nieśmiały i zazwyczaj potrzebuje dużo czasu, aby się przed kimś otworzyć.

Milczy, ale kręci głową w odpowiedzi.

– Miałaś zrobić nam herbatę – szepcze mi na ucho.

Śmieję się nieznacznie.

– Tak, już idę.

– Kto to jest? – pyta tak cicho, że ledwo jestem w stanie go zrozumieć.

Wstaję na równe nogi, a Jimmy obejmuje moje udo swoimi małymi rączkami. Ta nieśmiałość jest naprawdę urocza.

Chrząkam zakłopotana. Źle mi z tym, że muszę go okłamać, ale tak będzie lepiej dla nas obojga.

– To twój wujek. Ma na imię Carter. – Uśmiecham się szeroko, patrząc pewnie na mężczyznę przede mną, ale w środku cała się trzęsę. – Carter, to mój syn, Jimmy.

Jego wzrok mówi mi, że nie tego się spodziewał. Teraz pewnie myśli, że znalazłam sobie jakiegoś chłopaka, zaliczyliśmy wpadkę i postanowiłam z nim uciec. To po części prawda, ale to nie ja pierwsza uciekłam. To on zniknął. Zostawił mnie w chwili, kiedy najbardziej go potrzebowałam. Unikał moich telefonów, więc dlaczego ja miałabym tu zostać? Nie mogłam na niego czekać, wiedząc, że to, co wydarzyło się między nami, było dla niego głupim, pijackim błędem.

Rozdział 2

Po krótkiej drzemce babcia czuje się dużo lepiej. Siedzimy razem przy stole w jadalni i popijamy ciepłą herbatę. Jimmy bawi się klockami na dywanie w salonie. Lubię go obserwować, jak zatraca się w swoim własnym świecie. Jest taki mały i bezbronny, ale czuję, że jak dorośnie, będzie łamał kobiece serca. Pod tym względem także bardzo przypomina ojca.

– To urocze dziecko – wtrąca Eleonora, a ja cieszę się, że odzyskała siły, nawet jeśli tylko na chwilę. – Jest do was taki podobny.

Potakuję skinieniem głowy. Babcia wie, że nie lubię o tym rozmawiać, więc nie dziwi się, że od razu zmieniam temat.

– Mam nadzieję, że mu się tu spodoba. Nie chciałabym, żeby przez całe wakacje tęsknił za domem.

Eleonora wzdycha ciężko. Wiem, co chce powiedzieć.

– Kochanie, wasz dom jest tutaj. – Jej oczy wypełniają się łzami. – Kiedy odejdę, chcę, żebyście oboje tu zamieszkali.

Chwytam ją za pomarszczoną dłoń, która swobodnie leży na stole, i delikatnie ściskam, ale nic nie mówię. Nie potrafię jej odmówić. Nie wtedy, kiedy wiem, że zaraz jej zabraknie.

– Babciu, wiesz, że to nie jest takie proste – wyznaję cicho. – Nie mogę być tak blisko niego.

Przez chwilę milczy, jakby zastanawiała się, co powinna powiedzieć.

– Mój wnuk okazał się draniem, wiem. Wykorzystał cię i zranił. Nawet nie staram się za niego tłumaczyć. – Przerywa na moment, żeby spojrzeć na mojego synka, który beztrosko bawi się zabawkami, po czym znów spogląda na mnie. – Każdy z nas popełnia błędy, ale czasami przynoszą one niewyobrażalne szczęście. Żałujesz tego, co się stało? Gdybyś mogła, zmieniłabyś przeszłość?

Powoli przyswajam jej słowa. Patrzę na Jimmy’ego i nie wyobrażam sobie go nie mieć. On jest wszystkim, czego potrzebuję. Dzięki niemu stanęłam na nogi. Dałam radę i się nie poddałam.

– Nie – szepczę pod nosem. Nie jestem pewna, czy usłyszała moją odpowiedź.

– Lata temu obiecałam ci, że nic mu nie powiem, i tego nie zrobiłam. Nie zamierzam też robić tego teraz, bo to twoje życie i postąpisz tak, jak uważasz – zapewnia, a ja skupiam się na jej dłoni i palcem zaczynam gładzić jej wierzch. Brakowało mi jej obecności. – Proszę tylko, byś uszanowała moją ostatnią wolę i pozwoliła im się poznać. Obaj na to zasługują.

Babcia ma rację i to w tym wszystkim jest najgorsze. Nie chciałam, żeby Carter kiedykolwiek dowiedział się o Jimmym, ale przez następne trzy miesiące mamy wspólnie zarządzać winnicą kobiety, więc trudno by mi było ukrywać go przez tak długi czas.

– Nie jestem gotowa, żeby wyznać mu całą prawdę.

– Nie musisz tego w ogóle robić. Po prostu pozwól im być blisko, pozwól im się poznać, a reszta sama się ułoży.

Posyłam jej słaby uśmiech. Łatwo jest mówić, gorzej wykonać.

– Możesz mi to obiecać? – dopytuje. Ta kobieta nigdy nie daje za wygraną.

– Obiecuję – mówię po chwili. – Potrzebujesz czegoś? Chciałabym oprowadzić Jimmy’ego po farmie, zanim pójdzie spać.

Babcia spogląda na zegar wiszący na ścianie, po czym odsuwa się od stołu. Na jej ustach gości znaczący uśmiech.

– Nie, nie. Zaraz zaczyna się mój ulubiony teleturniej.

Śmieję się, kręcąc głową. Uwielbia oglądać te programy i do tej pory nie przegapiła ani jednego odcinka. Wstaję z krzesła, chwytam jej wózek inwalidzki i prowadzę do salonu. Na stoliku obok kładę pilot do telewizora, coś do picia oraz ciastka. Przed wyjściem przynoszę jej jeszcze telefon.

– Gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń. Będziemy niedaleko.

Eleonora zbywa mnie machnięciem ręki i tym samym daje mi znać, że mam jej nie przeszkadzać. Cieszę się, że pomimo szybko postępującej choroby nie straciła swojego dobrego humoru.

Na zewnątrz słońce powoli znika za horyzontem. Jest tutaj tyle rzeczy, które chciałabym pokazać synkowi, że nie wiem, od czego zacząć. Postanawiam zabrać go w miejsce, gdzie razem z Carterem spędziliśmy niemal całe dzieciństwo.

Idziemy w ciszy przez polną drogę, a pod naszymi stopami chrupie żwir. Kiedy w oddali dostrzegam nasz domek na drzewie, na moich ustach mimowolnie pojawia się uśmiech, a serce ogarnia przyjemne ciepło. Miałam wspaniałe dzieciństwo.

Jimmy zaczyna piszczeć, kiedy dociera do niego, dokąd go prowadzę. Puszcza się biegiem w stronę wielkiego drzewa, dlatego szybko ruszam za nim. Na miejscu przyglądam się domkowi, ale z przykrością stwierdzam, że czas nie był dla niego łaskawy. Kilka drewnianych desek spróchniało, a na drabince brakuje co najmniej trzech szczebli. Jest mi przykro, bo chciałam wejść do środka i pokazać synkowi widok, który zawsze zapierał mi dech w piersi.

– Skarbie, niestety domek nie nadaje się do użytku – mówię z nutą rozczarowania w głosie, a Jimmy smutnieje. – Ale obiecuję, że niebawem go naprawimy i wtedy będziesz mógł spędzać tam całe dnie. Zgoda? Pomożesz mi go odbudować?

Jimmy energicznie kiwa głową. Lubi mi pomagać. Spędzamy ze sobą naprawdę dużo czasu i wiele rzeczy wykonujemy wspólnie. To ważne, aby poświęcać dziecku sporo uwagi i zachęcać do pomocy w codziennych czynnościach.

Przechodzimy jeszcze dookoła domu. Pokazuję synkowi maszyny i naszą winnicę. Chłopiec jest zachwycony wiejskim życiem i zdaje się cieszyć tym, że spędzimy tutaj następne tygodnie. Zadaje mi masę pytań, na które nie zawsze znam odpowiedź. Jest ciekawy dosłownie wszystkiego.

– A kto mieszka w tamtym domu? – pyta, wskazując palcem na dom oddalony o kilkadziesiąt metrów.

Przełykam z trudem ślinę i decyduję, że wracamy do domu, bo zbliża się pora spania.

– Wujek Carter. Pamiętasz go? To ten, który pomógł nam dzisiaj wnieść walizki.

Jimmy przytakuje.

– Dlaczego mieszka tam sam?

– Skąd pomysł, że mieszka tam sam? – Spoglądam na chłopca, a on wzrusza ramionami. – Kiedyś ten dom należał do jego mamy, ale ona nie chciała mieszkać na wsi. Wolała zamieszkać w wielkim mieście. Tak jak my.

– Zostawiła go tutaj samego? – pyta zdziwiony.

Śmieję się pod nosem.

– Nie, skarbie. Nie zostawiła go. Mieszkała tutaj do czasu, aż Carter wyjechał na studia. Dopiero wtedy się wyprowadziła.

Wchodzimy na werandę, ale zamiast wejść do domu, Jimmy siada na huśtawce. Usadawiam się obok niego i obejmuję go ramieniem. Dobrze jest mieć go w tym miejscu.

– Babcia Ellie jest chora? – pyta cicho.

Starałam się nie mówić mu zbyt wiele o chorobie Eleonory, bo Jimmy ma dopiero sześć lat. Mimo że jest mądrym dzieckiem, nie byłam pewna, ile jest w stanie zrozumieć.

Wypuszczam głośno powietrze z płuc. Nie wiem, co mu powiedzieć. Jak wytłumaczyć sześciolatkowi, że jego ukochana babcia umiera?

– Tak, skarbie. Babcia nie czuje się zbyt dobrze, dlatego potrzebuje, żebyśmy byli obok. Musimy dodać jej otuchy.

Jimmy podkurcza nogi i kładzie je na miękkim siedzeniu.

– Czy ona umrze?

Jego słowa zbijają mnie z tropu. Zamieram. Spodziewałam się, że kiedyś zada mi podobne pytanie, ale teraz zupełnie nie jestem na to przygotowana. Zbieram się w sobie, żeby cokolwiek mu odpowiedzieć.

– Skarbie, to okropne, ale każdy z nas kiedyś znajdzie się wśród aniołów. Nie znaczy to jednak, że babci z nami nie będzie. Ona zawsze będzie obok nas. Będzie nad nami czuwać z góry. Jesteś jeszcze mały, ale przyjdzie taki czas, że to zrozumiesz.

Obawiałam się tego typu rozmowy, ale wydaje mi się, że nieźle mi poszło.

Delikatnie kołyszemy się na huśtawce, wsłuchując się w ciszę.

– Dobra, mały. Mamy za sobą długą podróż, więc chyba najwyższy czas iść do łóżka. Nie sądzisz? – pytam po chwili, unosząc jedną brew.

Jimmy ziewa, a następnie szybko zeskakuje na równe nogi i kieruje się w stronę drzwi. Ruszam za nim, a po drodze wyłączam telewizor w salonie. Eleonora zasnęła, więc zawożę ją do sypialni. Staram się przenieść ją z wózka na łóżko, ale nie mam tyle siły, a nie chciałabym zrobić jej krzywdy. Przykrywam ją kocem i postanawiam poprosić o pomoc Cartera.

Zaglądam do pokoju, który przez najbliższy czas będzie zajmował mój syn. W środku pali się tylko niewielka lampka przy łóżku. Jimmy leży już na materacu, ale nie reaguje na mój głos, więc ze ściśniętym gardłem podchodzę bliżej. Z ulgą dostrzegam, że zasnął. Pozwalam mu dzisiaj zrezygnować z kąpieli. Delikatnie przebieram go w piżamkę i nakrywam kołdrą, ale ten budzi się, gdy całuję go na dobranoc.

– Mamo… – mówi zaspanym głosem. – A co, jeśli ty umrzesz? Kto wtedy się mną zajmie? Czy dopiero wtedy poznam swojego tatę?

Zaciskam mocno powieki i przygryzam wnętrze policzka. To dla mnie zbyt wiele emocji jak na jeden dzień.

– Obiecuję, że niebawem go poznasz. Dobranoc, skarbie. – Całuję go w czoło i szybko opuszczam pokój. Boję się, że zaraz zaatakuje mnie podobnym pytaniem, a tego chyba bym nie wytrzymała.

***

– Dziękuję, że przyszedłeś – mówię, kiedy Carter wchodzi do domu. – I przepraszam, że zawracam ci głowę, ale nie chcę zrobić jej krzywdy.

Zmierzamy do sypialni Eleonory. Kobieta nadal śpi w swoim wózku i wygląda tak bezbronnie. Nie dziwię się, że rak ją zaatakował, ale pewnie nie spodziewał się, że w środku okaże się tak silną babką.

– Chwyć ją za nogi. – Carter instruuje mnie, więc chętnie wykonuję jego polecenie. On sam łapie babcię za ramiona i już po chwili udaje nam się położyć ją na łóżku.

Przykrywam kobietę kołdrą, odstawiam wózek na bok, po czym oboje opuszczamy sypialnię. Po cichu zamykam drzwi i dołączam do Cartera, który zatrzymał się w kuchni.

– Tutaj masz listę leków, które powinna zażywać. – Pokazuje mi zapisaną kartkę, po czym umieszcza ją na lodówce. – Wszystko masz dokładnie rozpisane, ale gdybyś potrzebowała pomocy, daj znać.

Krzyżuję ręce na piersi i potakuję głową.

– Okej, dziękuję.

– Zazwyczaj z niewielką pomocą jest w stanie sama położyć się do łóżka, ale miewa też gorsze dni. Wtedy potrzebuje większej pomocy.

Nie wiem, dlaczego zrobiło mi się przykro. Jest mi wstyd przed Carterem, że nie było mnie tutaj przez ostatnie lata, przez co sam musiał się nią zajmować. Nie chcę, żeby myślał, że mi na niej nie zależy.

Mężczyzna szykuje dawkę leków, którą z samego rana powinnam podać babci. Wreszcie odwraca się w moją stronę, opiera o szafki kuchenne i krzyżuje ręce na piersi. Serce zaczyna mi szybciej bić, kiedy tak na niego patrzę. Jest dużo przystojniejszy, niż go zapamiętałam. Praca na farmie uwydatniła jego mięśnie, a kalifornijski klimat nadał jego skórze pięknej opalenizny. Przez ostatnie lata zmężniał i już nie jest tym samym chłopakiem, którego znałam. Stał się prawdziwym mężczyzną.

– Na długo przyjechałaś? – pyta, a jego zachrypnięty głos przeszywa mnie na wskroś.

Muszę się czymś zająć. Nie mogę tak po prostu przed nim stać i rozmawiać. Czuję się z tym dziwnie.

– Na całe wakacje. Jimmy dopiero we wrześniu wraca do szkoły – odpowiadam, po czym wyjmuję z szafki dwa kubki. – Napijesz się czegoś?

Kręci głową.

– Nie, muszę zaraz iść.

Ignoruję nieprzyjemne ukłucie w sercu. Chciałabym, żeby tu został, a jednocześnie pragnę go unikać. To popieprzone.

Wrzucam torebkę z herbatą do kubka, a następnie włączam czajnik elektryczny. Oboje milczymy, a ja staram się nie patrzeć w stronę Cartera. Za bardzo stresuje mnie jego obecność, ale nie umiem powiedzieć mu, żeby sobie poszedł.

– Jimmy nie będzie tęsknił za ojcem? – pyta po chwili milczenia. – Trzy miesiące to kupa czasu.

Zaciskam powieki. Ze wszystkich sił staram się uspokoić nerwy, które stopniowo przejmują panowanie nad moim ciałem. Nie chcę patrzeć na Cartera z obawy, że mnie przejrzy. Muszę go okłamać, inaczej wszystkiego się domyśli.

– Sama go wychowuję – wyznaję ze ściśniętym gardłem, patrząc mu prosto w oczy. Mam nadzieję, że moje słowa zabrzmiały szczerze. – Jego ojciec okazał się skończonym dupkiem. – Nie wiem, dlaczego mu to mówię.

– Rozumiem. Mają ze sobą jakiś kontakt?

Dlaczego to musi być takie trudne?

– Nie. Przyznał tylko, że to był błąd.

Widzę, jak mężczyzna zaciska szczęki. Wiem, że nienawidzi takiego zachowania, bo jego ojciec również zostawił jego matkę, kiedy ta zaszła w ciążę. Gdyby tylko wiedział, o kim właśnie rozmawiamy…

– Dobrze, że go sobie odpuściłaś. Nie zasługuje na to, żeby być blisko was.

Na szczęście woda się zagotowała, więc bez problemu mogę się od niego odwrócić. Trzęsą mi się ręce i ledwo trafiam do kubka. Mam nadzieję, że Carter tego nie widzi.

– Tak. Też tak mówię. – Zerkam na niego kątem oka i posyłam mu blady uśmiech.

Zgarniam z koszyczka cytrynę, kroję ją na cienkie plasterki i wrzucam do herbaty. Wprawdzie jej nienawidzę, ale muszę zająć się czymś jeszcze, by rozładować emocje.

– Nie przeszkadzam ci już. Pewnie masz sporo rzeczy do rozpakowania.

Oddycham z ulgą. Zbyt wiele czasu spędziliśmy dziś we dwoje.

– Tak, to prawda. Trochę się tego nazbierało.

Carter posyła mi słaby uśmiech, po czym rusza w kierunku drzwi. Po chwili do niego dołączam.

– Zamknij za mną drzwi i przekręć klucz – mówi, kiedy staje na werandzie. – To mała miejscowość, ale nigdy nie wiadomo.

Robi mi się cieplej na sercu, bo w tej chwili przypomina mi chłopaka, którym był, zanim wszystko się popsuło. Nadal jest tak samo opiekuńczy.

– Tak jest! – Salutuję mu, a ten parska śmiechem, więc również się uśmiecham.

– Dobrze widzieć cię w domu, Amy – mówi cicho, a serce niemal rozpycha moją klatkę piersiową. – Śpij dobrze.

– Dobranoc.

Przez ułamek sekundy patrzymy sobie w oczy, lecz zrywam to dziwne połączenie i zamykam drzwi. Nie mogę sobie pozwolić na takie uczucia. Nie mogę mu pozwolić, żeby znów mnie w sobie rozkochał. To się nigdy nie uda. Carter znienawidzi mnie za to, że przez tyle lat ukrywałam przed nim prawdę. Będzie żywił urazę do Eleonory, że i ona niczego mu nie powiedziała. Nie może się na nią gniewać, kiedy jej dni zostały policzone. Jedynym wyjściem jest ciągnięcie tej szopki do czasu, aż babcia odejdzie, a wtedy ponownie znikniemy z jego życia.

Rozdział 3

– Mamo! Mamo! Patrz, co znalazłem! – krzyczy Jimmy, co od razu wprawia mnie w stan gotowości, ale jego podekscytowany głos sprawia, że po chwili się rozluźniam.

Zamykam laptop i odkładam go na niewielki stolik na werandzie. Przeciągam się na krześle i przecieram palcami zmęczone oczy. Prowadzenie własnego sklepiku na odległość jest dużo trudniejsze, niż sądziłam. Wprawdzie moje pracownice są godne zaufania, ale zawsze z tyłu głowy jakiś głosik szepcze mi, żebym wszystkim zajęła się osobiście.

Schodzę po kilku stopniach i ruszam w kierunku syna. Jimmy bawił się zabawkowymi traktorkami przed wejściem, ale już nie znajduję go w tym samym miejscu. Zauważam, że drzwi do starej stodoły są otwarte, więc domyślam się, że pewnie tam się schował. Kręcę głową z niezadowoleniem. Mówiłam mu, że nie może sam poruszać się po farmie, a już tym bardziej po takich pomieszczeniach. Podchodzę do stodoły, ale muszę się schylić, aby wejść do środka.

– Jimmy, co ja ci mówiłam? Hmm? – dopytuję, lecz on nie zwraca na mnie uwagi. Krzyżuję ręce na piersi. – Jimmy?

Chłopiec siedzi na kolanach i jest zwrócony do mnie plecami.

– To jest rower! – rzuca wyraźnie podekscytowany.

Śmieję się pod nosem i kucam obok niego. Uśmiecham się na widok swojego rowerka z dzieciństwa.

– A wiesz, do kogo on kiedyś należał? – pytam, a Jimmy energicznie kręci głową. – Do mnie. Kiedy byłam tak mała jak ty, uczyłam się na nim jeździć. Dostałam go od babci Ellie na szóste urodziny.

Duże, zielone oczy chłopca błyszczą. Już dawno temu prosił mnie o własny rowerek, ale prawda jest taka, że w naszym niewielkim mieszkaniu nie miałby gdzie nauczyć się jeździć, a na ulice Nowego Jorku bałabym się go wypuścić.

– Czy mogę go zatrzymać? – prosi, a ja nie mam serca mu odmówić.

– Jasne, ale najpierw musimy go wyczyścić i naprawić. Spójrz, nie ma powietrza w kołach.

Twarz chłopca zdobi grymas niezadowolenia, ale znika on równie szybko, jak się pojawił. Wychodzimy ze stodoły. Jimmy prowadzi swój nowy rowerek, a ja zamykam drzwi. Muszę kupić kłódki, żeby więcej tutaj nie przychodził.

Prawie zatrzymuję się w miejscu, kiedy dostrzegam zbliżającego się Cartera. Dlaczego on tak często się tutaj pojawia? Czy nie ma jakichś swoich obowiązków? Wiem, że zapewne przyszedł z wizytą do babci, ale i tak czuję się z tym niezręcznie. Wolałabym go nie widywać co chwilę.

Przybieram obojętny wyraz twarzy, a przynajmniej się staram. Mężczyzna zatrzymuje się przed schodami prowadzącymi na werandę. Podchodzę do niego na drżących nogach i zastanawiam się, czemu za każdym razem tak bardzo stresuje mnie jego obecność? Całe dzieciństwo spędziliśmy razem. Znaliśmy się jak łyse konie, a jednak wystarczyło siedem lat rozłąki, by stał się dla mnie kimś zupełnie obcym.

– Cześć – rzucam, nie chcąc być niemiła.

Carter wkłada obie ręce do kieszeni ciemnych dżinsów, przechyla głowę i przygląda mi się uważnie.

Do diabła, czy on musi być tak cholernie przystojny?

To naprawdę niczego mi nie ułatwia.

– Jak ona się dzisiaj czuje? – pyta, zbywając moje powitanie.

– Lepiej – odpowiadam krótko. – Rano zjadła z nami śniadanie, a później poprosiła o książkę. Pewnie nadal ją czyta.

Staram się brzmieć tak obojętnie, jak tylko potrafię. To trudne, bo mam wrażenie, że obecność Cartera otwiera we mnie pudło, w którym dawno temu pogrzebałam wszystkie uczucia, jakimi go darzyłam, przez co teraz atakują mnie one ze zdwojoną siłą.

– To dobrze. Nie będę jej przeszkadzał, wpadnę później.

Kiwam głową, nie mogąc zdobyć się na żadne słowa. Nie umiem z nim rozmawiać. To trochę dziwne, bo jeszcze kilka lat temu buzie nam się nie zamykały nawet na sekundę.

– Hej, a co ty tutaj masz? – Carter dopiero teraz zauważa obecność mojego syna.

– Rowerek mamy – odpowiada nieśmiało.

Carter nagle zaczyna się śmiać.

– Opowiedzieć ci coś zabawnego? – pyta chłopca, a ten niepewnie kiwa głową. – Pamiętam, jak twoja mamusia uczyła się na nim jeździć. Pewnego razu chciała pochwalić się przede mną i babcią, ale niestety zachwiała się przy zawracaniu, przez co spadła z rowerka prosto w krowią kupę. Była nią cała umazana. Śmiałem się z niej wtedy niesamowicie i wiesz co? – Przerywa, a Jimmy wydaje się mocno zainteresowany tą historią. – Za karę, że ją wyśmiałem, zaczęła mnie gonić po farmie. Chciała mnie przytulić, a naprawdę bardzo cuchnęła. Goniliśmy się tak przez dobry kwadrans, aż w końcu zabrakło mi sił i mnie dopadła. Wtedy zacząłem ją szanować.

Wybucham długo wstrzymywanym śmiechem, a dwie pary oczu patrzą na mnie jak na wariatkę. Do dziś pamiętam wściekłość, która mnie wtedy ogarnęła, mimo że miałam raptem sześć lat. Byłam taka wkurzona, a śmiech Cartera tylko potęgował tę złość. Chciałam dać mu nauczkę.

– To prawda? – pyta Jimmy z szerokim uśmiechem na ustach.

– Tak, to prawda. Dlatego musisz zapamiętać, że nie można śmiać się ze słabszych, bo nigdy nie wiesz, jaką ktoś skrywa w sobie zawziętość.

Chłopiec szybko odwraca się ode mnie i ponownie skupia uwagę na rowerku.

– Umiesz go naprawić? – Po raz pierwszy kieruje jakiekolwiek słowa w stronę Cartera, przez co zaczyna ogarniać mnie coraz większy strach.

Przyglądam się im zza pleców, ale nawet z tej perspektywy są do siebie cholernie podobni. Oboje mają to samo znamię na karku i nie jestem pewna, czy to tylko wymysł mojej wyobraźni, czy takie rzeczy można po kimś naprawdę odziedziczyć. Chcę, żeby Jimmy miał ojca obok siebie, bo niczym nie zasłużył sobie na jego brak. Ale to on nawalił, więc dlaczego miałabym mu pozwolić po tylu latach poznać własnego syna?

Mam mętlik w głowie. Chcę dla Jimmy’ego jak najlepiej, ale nie jestem pewna, jak Carter przyjmie tę wiadomość. Boję się, że się wystraszy i ucieknie. Boję się, że mnie znienawidzi, a tego nie byłabym w stanie znieść. Nie jestem gotowa, żeby mną gardził. Ale tutaj chodzi o moje dziecko. Co jeśli Carter dowie się prawdy i nie zechce z nią nic zrobić? Co jeśli nadal będziemy dla niego obojętni?

– Carter ma pewnie masę innych obowiązków niż naprawianie starego rowerka, skarbie – przerywam tę irracjonalną dla mnie sytuację i staję obok synka. – Chodź, przygotujemy obiad, a później zajmiemy się naprawą.

Wyciągam do chłopca rękę, ale on ją ignoruje. Upominam go, dzięki czemu w końcu na mnie zerka, ale nie podaje mi swojej dłoni i tylko kiwa głową na boki. Nie mogę tu zostać. Nie potrafię przebywać z Carterem dłużej niż pięć minut, bo w jego obecności wspomnienia nie dają za wygraną. Atakują mnie z każdej możliwej strony. Zadają mi ostre ciosy, które boleśnie przypominają o tym, że on już nie jest mój. I nigdy nie będzie.

– Jimmy. – Staram się brzmieć bardziej stanowczo, ale nie jestem pewna, czy potrafię taka być, kiedy Carter stoi zaledwie dwa kroki ode mnie. Ten mężczyzna wysysa ze mnie życie.

– Och, Amy. Daj spokój, to żaden problem. – Spogląda na mnie spod przymrużonych powiek, ale mimo to dostrzegam intensywną zieleń jego tęczówek. – Idź i zrób obiad, a my w tym czasie naprawimy tego grata. – Śmieje się nieznacznie, a ja od drżenia jego głosu dostaję gęsiej skórki i ledwo jestem w stanie ustać na nogach.

Nie jestem pewna, jakim cudem mam wytrzymać tutaj aż trzy miesiące, kiedy już po pierwszym dniu mam dosyć. Chce mi się płakać, ilekroć na niego spojrzę. Carter wyzwala we mnie ogrom sprzecznych emocji. W jednej chwili pragnę rzucić się na niego i już nigdy nie puścić, a w drugiej nie marzę o niczym innym, jak się na nim wyżyć.

Zranił mnie. Roztrzaskał moje kruche serce na pół, a potem zniknął. To niewybaczalne i nie potrafię o tym zapomnieć. Skrzywdził mnie, a mimo to nadal nie umiem przestać o nim myśleć.

– Amy? – Głos Cartera wyrywa mnie z zamyślenia.

Wstaje, otrzepuje swoje wielkie dłonie o dżinsy i przygląda mi się uważnie. Przełykam głośno ślinę, ale w gardle czuję ogromną gulę. Muszę jak najszybciej znaleźć się z dala od niego.

– Nie chcę cię kłopotać.

– To żaden problem.

Odpuszczam i delikatnie potakuję głową. Nie mam siły się z nim sprzeczać, bo wiem, że i tak nie wygram. Jeśli chodzi o Cartera, zawsze mu ulegam, dlatego oboje jesteśmy dziś w tym miejscu.

– W porządku – odpowiadam cicho. – Jimmy, idziesz ze mną?

Chłopiec przez chwilę patrzy to na mnie, to na Cartera, jakby chciał coś wyczytać z naszych twarzy.

– A mogę tutaj zostać? – pyta prawie błagalnym tonem.

Wiem, że brakuje mu ojca i męskiego towarzystwa, dlatego nie potrafię mu odmówić. Zerkam na Cartera, a ten posyła mi onieśmielający uśmiech.

– Sprawa załatwiona. Prawdziwi mężczyźni zajmą się brudną robotą, a mamusia przygotuje nam coś pysznego do jedzenia. – Porusza zabawnie brwiami, przez co Jimmy wybucha śmiechem. – Zgoda?

Chłopiec zaczyna skakać i klaskać w dłonie. To boli. Przez sześć lat miał tylko mnie i do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo potrzebował obojga rodziców. Jesteśmy tutaj zaledwie dwa dni, a Jimmy tryska taką energią jak nigdy wcześniej. Nagle stał się zupełnie innym dzieckiem.

Posyłam im wymuszony uśmiech, a następnie ruszam do domu. Muszę ochłonąć. Mam mętlik w głowie.

– Jestem z ciebie dumna. – Podskakuję na dźwięk głosu Eleonory.

Spoglądam w jej kierunku i dostrzegam, że obserwuje to, co dzieje się za oknem. Musiała wszystko widzieć.

– Nie dali mi wyboru – wzdycham zrezygnowana.

Podchodzę do babci, aby zabrać ją ze sobą do kuchni. Pcham wózek i ustawiam go między oknem a wyspą kuchenną, żeby miała widok zarówno na podwórko, jak i na kuchnię.

– Czy nie wyglądają razem uroczo? – pyta, zerkając zza firanki na zewnątrz.

Odwracam się do niej plecami. Nie potrafię spojrzeć jej w oczy, bo wiem, że ma rację, ale za cholerę tego nie przyznam.

– Proszę, przestań – szepczę.

– Spójrz, jak dobrze się dogadują. Jimmy jest przy nim taki śmiały.

Milczę. Wstawiam na gaz garnek z wodą na rosół, a następnie obieram warzywa.

– To więzy krwi, kochanie. Tego nie oszukasz.

Zaciskam palce w pięści. Nie chcę tego słuchać. Nie wytrzymam tego psychicznie. Wewnątrz mnie kumuluje się ogrom emocji, których nie jestem w stanie udźwignąć. Przyjazd tutaj nie był dobrym pomysłem. Mogłam postawić na swoim i ściągnąć babcię do siebie. W Nowym Jorku miałaby świetną opiekę i najlepszych lekarzy w zasięgu ręki. A w dodatku tam nie byłoby jego.

– Chcesz coś do picia? – pytam, ignorując jej wcześniejszą wypowiedź.

Eleonora wpatruje się we mnie intensywnie. Ona nie rozumie, dlaczego nie chcę powiedzieć im prawdy. Dla niej to wszystko jest takie proste, ale nie dla mnie. Decyzja, którą podjęłam kilka lat temu, ma swoje konsekwencje, ale nie chcę, by były one dotkliwe dla mojego syna i babci. Oni na to nie zasłużyli.

***

– Mogę pooglądać bajki? – pyta Jimmy, kiedy zjada ostatnią łyżkę zupy.

Uśmiecham się do niego. Ten krótki czas w kalifornijskim słońcu porządnie go wymęczył, dlatego się zgadzam.

– Jasne, ale najpierw umyj rączki.

Zeskakuje z krzesła i biegiem pędzi do łazienki, a ja cieszę się, że mogę oglądać go tak szczęśliwego. Niepotrzebnie obawiałam się tego wyjazdu.

Do jadalni wraca Carter, który odwiózł babcię do jej pokoju na codzienną drzemkę po obiedzie. Wstaję od stołu i zaczynam zbierać talerze, a mężczyzna podchodzi do mnie i mi pomaga. Oczywiście zaprosiłam go na obiad, bo dobre dwie godziny spędził z Jimmym przy naprawie rowerka. W ten sposób chciałam mu podziękować.

– Niestety opony są przebite i trzeba kupić nowe – rzuca, wkładając talerze do zlewu.

Dopiero po chwili domyśliłam się, o czym mówi.

– Okej. Daj mi znać, jakich dokładnie potrzeba. Jak pojadę do miasta, to kupię.

Wracam do jadalni, aby zetrzeć ze stołu. Nie patrzę na Cartera, ale wyraźnie czuję na sobie jego spojrzenie. Miałam ogromną nadzieję, że z czasem te uczucia osłabną, bo na razie mam wrażenie, jakby przybierały na sile.

– Przestań. Sam się tym zajmę – mówi nonszalancko.

Idę do kuchni, a po drodze obdarzam go przelotnym spojrzeniem. Carter znów podąża za mną, a ja czuję, jak coraz bardziej ściska mnie w żołądku.

– Naprawdę nie musisz tego robić.

Wreszcie zbieram się w sobie i na niego spoglądam. Zawsze w ten sam sposób opiera się o kuchenny blat i krzyżuje ręce na piersi. Przygryzam wnętrze policzka, bo w tej pozycji jest cholernie seksowny.

– Nie muszę, ale chcę. Nieczęsto moja kumpelka z dzieciństwa odwiedza nas ze swoim synkiem.

Czuję, jak samotna łza ciśnie mi się do oka, ale nie mogę płakać. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie uronię przez niego ani jednej łzy. Ale to nadal boli i trudno mi nad tym zapanować. Kumpelka. Tym właśnie dla niego jestem? Nie chcę, żeby jego słowa sprawiały mi tak cholerny ból, ale czy mam na to jakikolwiek wpływ? Jak mam sprawić, żeby nie zadawał mi takich ciosów? Co zrobić, żeby wreszcie stał się dla mnie obojętny?

Nie chcę już go kochać. Modlę się w duchu, żeby ten czas szybciej płynął, byśmy mogli wyjechać stąd w cholerę.

Rozdział 4

Dzisiaj mija dokładnie tydzień, odkąd przenieśliśmy się do Rutherford, a ja jestem już psychicznie wykończona. Natomiast Jimmy jest zupełnie innym dzieckiem. Rozpiera go energia, a uśmiech ani na chwilę nie schodzi mu z ust. Tylko to utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach.

Carter prawie każdego dnia zjada z nami obiad, bo Jimmy nie odstępuje go na krok. Prosiłam go, żeby pozwolił wujkowi pracować, ale wtedy oboje zaczęli mnie atakować. Skłamię, jeśli powiem, że nie cieszy mnie ich relacja. Jestem cholernie szczęśliwa, że moje dziecko tak bardzo polubiło Cartera, ale nie jest mi z tego powodu lżej.

Chłopcy każdego dnia coś naprawiają i godzinami grzebią przy różnych maszynach. Jimmy co wieczór przed snem z podekscytowaniem opowiada mi o minionym dniu. Jestem w szoku, że przez raptem siedem dni tak wiele się nauczył. Najwyraźniej życie na farmie jest tym, czego mu dotychczas brakowało.

A Carter? Jest dla mnie miły. Wydaje mi się, że zawarł z Jimmym jakiś pakt, bo za każdym razem, jak tylko znajdujemy się w jednym pomieszczeniu, obaj robią wszystko, aby mnie rozśmieszyć. Niestety muszę przyznać, że zawsze udaje im się wygrać.

Chwilami pozwalam sobie zatracić się we własnym świecie i rozmyślam o życiu, jakie moglibyśmy mieć. Kiedyś marzyłam, żeby to właśnie z Carterem założyć rodzinę i zamieszkać w domu babci. Wiem, że bylibyśmy tu naprawdę szczęśliwi. Czasami zapominam się, że on nie jest mój, i pozwalam sobie na więcej uśmiechów w jego kierunku, niż powinnam.

Kroję kapustę na dzisiejszy obiad, raz po raz spoglądając w okno, i dostrzegam, że chłopcy wracają z łąki. Śmieją się i nagle Carter kuca przed moim synkiem, aby wsunąć mu coś pod bluzkę. Marszczę brwi i nieco się wychylam, chcąc dokładniej przyjrzeć się temu, co znowu kombinują. Niestety zapominam, że trzymam w ręce nóż, przez co ostrze przecina mi skórę.

– Kurwa! – krzyczę, a następnie odruchowo przykładam palec wskazujący do ust i wysysam krew.

Rana piecze mnie niesamowicie, ale boję się na nią spojrzeć. Odkąd sięgam pamięcią, nienawidzę widoku krwi. Wszystko, co było z nią związane, przyprawiało mnie o omdlenia. Pewnego razu babcia śmiała się z niedowierzaniem, jakim cudem urodziłam dziecko. Do dziś nie mam pojęcia, jak to się stało, ale jestem z siebie dumna, że tego dokonałam i nie umarłam.

Wzdrygam się, kiedy do kuchni wparowuje zdyszany Carter z Jimmym na rękach. Nerwowo rozgląda się dookoła, jakby chciał się dowiedzieć, dlaczego zaczęłam wrzeszczeć. Powoli odsuwam palec od ust, ale ręka zaczyna mi drżeć, kiedy dostrzegam przeciętą skórę. Zaciskam powieki, a wtedy mężczyzna wybucha śmiechem.

– Och, Jimmy. Na szczęście nic się nie stało. Twoja mama jest tylko niezdarą. – Odstawia go na podłogę. – Idź do łazienki i przynieś apteczkę. Jest w szafce pod umywalką.

Kątem oka obserwuję, jak Jimmy posłusznie wykonuje jego polecenie. Mrugam kilkukrotnie, bo zaczyna mi się kręcić w głowie. Opieram się plecami o kuchenne szafki i biorę głęboki wdech. Carter zbliża się do mnie, przez co jeszcze trudniej mi oddychać. Trzęsą mi się kolana, ale nie jestem pewna, czy winna jest temu krew sącząca się z mojej rany, czy może mężczyzna, który chwyta mnie za rękę.

– Pokaż.

Po raz pierwszy od siedmiu lat czuję jego dotyk na skórze. To przyjemne móc czuć jego ciepłe i szorstkie palce. Drugą ręką muszę podeprzeć się o blat, bo wydaje mi się, że zaraz kolana odmówią mi posłuszeństwa. Oddycham nierówno, bo w środku moje serce z niewiadomego powodu oszalało.

– Będziesz żyć – stwierdza wesoło, a ja dopiero teraz na niego patrzę i widzę, że się uśmiecha.

Carter zna mnie i wie, że nienawidzę widoku krwi. Kiedy mieliśmy z dziesięć lat i złamał rękę, rozpłakałam się i uciekłam. Kiedy zakładali mu gips, prawie zemdlałam z nerwów. Nie lubię, kiedy z ciałem dzieją się jakieś nienaturalne rzeczy.

– Dziękuję – odpowiada, kiedy Jimmy wręcza mu apteczkę. – Twojej mamie nic nie będzie. Założymy plaster i będzie jak nowa.

Chciałabym, żeby na moje złamane serce również założył opatrunek. Może wtedy udałoby mu się je poskładać i też byłoby jak nowe.

Carter wyjmuje z pudełka wodę utlenioną, a pod palec podkłada mi chusteczkę. Jego głowa jest raptem dwadzieścia centymetrów od mojej. Jego usta również znajdują się tak blisko moich. Wystarczy tylko, że podniesie głowę i od pocałunku będzie nas dzielić cienka linia.

Syczę, kiedy rana zaczyna mnie szczypać i tym samym przerywa moje fantazje. Ostatnio jest ze mną naprawdę źle.

– Wytrzymasz – dopinguje mnie Carter. Jego głos jest pełen rozbawienia.

Nie odzywam się ani słowem, bo nie jestem w stanie z siebie nic wykrztusić, kiedy on tak po prostu zakłóca moją przestrzeń osobistą. Jest zdecydowanie zbyt blisko, przez co moje ciało i zmysły zaczynają wariować.

Mężczyzna delikatnie osusza ranę, po czym wyjmuje z apteczki kolorowy plaster. Spoglądam na niego z uniesionymi brwiami.

On tak na serio?

– Babcia je uwielbia – tłumaczy, przy czym wesoło wzrusza ramionami.

Oglądam palec dookoła i z ulgą stwierdzam, że wszystko wygląda już w porządku. Plaster w Minionki nieco gryzie się z moim gustem, ale dobre i to. Przynajmniej nie muszę patrzeć na tę wstrętną dziurę.

– Musisz jeszcze pocałować, żeby się zagoiło! – krzyczy entuzjastycznie Jimmy, który dotychczas stał obok nas.

Patrzę na niego z przerażeniem w oczach i zastygam w bezruchu. Mam ochotę kręcić głową, bo sam dotyk skóry Cartera omal nie przyprawił mnie o zawał. Boję się pomyśleć, co zrobią ze mną jego usta.

Mężczyzna parska śmiechem i wzrusza ramionami, jakby chciał powiedzieć, że nie ma wyboru. Chwyta moją dłoń i przybliża ją do swoich ust. Zaciskam wargi w cienką linię. Mam wrażenie, że zaraz wypali mi skórę. Przez moje ciało przechodzi dreszcz, kiedy czuję jego ciepły oddech. Niekontrolowanie zamykam oczy, gdy miękkie wargi mężczyzny stykają się z plastrem na moim palcu. Wydaje mi się, że krew w moich żyłach się zagotowała.

– Gotowe. – Odsuwa się ode mnie i przez ułamek sekundy patrzy mi głęboko w oczy. Jego zielone tęczówki się błyszczą, przez co nie potrafię odwrócić wzroku.

Carter pierwszy przerywa nasz kontakt wzrokowy i bez słów porozumiewa się z moim synem. Marszczę brwi, kiedy Jimmy niespodziewanie wybiega na zewnątrz. Zerkam na mężczyznę, a ten udaje, że nie wie, o co chodzi. Po chwili chłopiec wpada do kuchni, ale chowa coś za swoimi plecami.

Niepewnym krokiem podchodzi do mnie i wręcza mi bukiet z polnych kwiatów. Uśmiecham się szeroko, a następnie kucam, aby móc go przytulić.

– Wszystkiego najlepszego, mamusiu! – mówi piskliwym głosem, po czym rzuca się na moją szyję.

Łzy wzbierają w moich oczach. To najcudowniejszy prezent, jaki kiedykolwiek otrzymałam. Jako dziecko potrafiłam godzinami przesiadywać na łące i podziwiać te wszystkie piękne kwiaty. Ten bukiet przypomina mi tamte czasy. W mgnieniu oka powracają setki miłych wspomnień. Razem z babcią często plotłyśmy tam wianki. Spędzałyśmy prawie każdy letni wieczór, leżąc na kocu i podziwiając nocne niebo. Z niecierpliwością wyczekiwałyśmy tego jednego dnia w roku, kiedy to dziesiątki gwiazd spadały z nieba.

– Dziękuję, skarbie.

Kompletnie zapomniałam, że mam dziś urodziny, a Jimmy jest jeszcze za mały, żeby pamiętać o takich rzeczach. Carter musiał mieć w tym swój udział.

Wstaję na równe nogi i bezgłośnie dziękuję Carterowi. Puszcza mi oczko i przy okazji uśmiecha się zabójczo. Ten mężczyzna z pewnością nie wróży nic dobrego.

– Mamusiu, a będzie tort? – pyta Jimmy, który jest takim samym łasuchem jak ja.

– Tak naprawdę zapomniałam o swoich urodzinach. – Wzruszam ramionami. – Ale postaram się coś upiec na weekend, zgoda?

Chłopiec wesoło kiwa głową. Uwielbia przyjęcia urodzinowe i nie przegapił jeszcze żadnej imprezy u swoich kolegów z przedszkola.

– Zgoda. A zaprosimy wujka Cartera? – Patrzy na mnie błagalnie tymi swoimi wielkimi oczami.

Jak miałabym mu odmówić? Nie umiem zapanować nad uśmiechem. Śmieję się pod nosem, a jednocześnie ściska mnie serce, że Jimmy tak szybko się do niego przywiązał. Wiem, że później będzie mu ciężko wrócić do naszego domu, ale nie potrafię teraz odebrać mu tego szczęścia.

– Jeśli zechce, to czemu nie – mówię radośnie, a kątem oka zerkam na Cartera.

Mężczyzna schyla się, wyciąga dłoń przed siebie, a następnie zbija z Jimmym piątkę.

– Nigdy nie opuściłbym imprezy roku – mówi, po czym ogląda się przez ramię i patrzy na mnie znacząco.

Parskam głośnym śmiechem. Wiem, co ma na myśli. Kiedy byliśmy w piątej klasie, przez cały miesiąc przygotowywałam się do swojej imprezy urodzinowej. Całymi tygodniami planowałam ten wyjątkowy dzień, a lista gości była dłuższa niż moje wypracowanie z angielskiego. Zaplanowałam mnóstwo gier i zabaw, zrobiłam przepyszną lemoniadę i upiekłam pierwsze w życiu ciastka. Babcia zrobiła ogromny tort, żeby każda koleżanka mogła go skosztować. Rozbiłam swoją świnkę skarbonkę, którą zapełniałam latami, żeby tylko kupić wymarzoną sukienkę. Wszystkim dookoła mówiłam, że czeka nas impreza roku, ale w ostateczności całe urodziny spędziłam w towarzystwie Cartera, jego mamy i babci Eleonory, bo cała klasa wolała pójść na imprezę przy basenie u Jane. Od tego czasu jej nienawidziłam, a Carter latami wyśmiewał nasze skromne spotkanie przy herbacie.

Oboje stoimy oparci o blat, więc szturcham go ramieniem.

– Naprawdę musiałeś do tego wracać? Już prawie o tym zapomniałam.

– Do końca życia tego nie zapomnę. Miałem może z dwanaście lat, ale wtedy pierwszy raz schlałem się jak świnia – wspomina, a ja zakrywam usta dłonią, nie chcąc pokazać mu, jak bardzo mnie to bawi. – Ta lemoniada była cholernie mocna.

Kręcę głową.

– To był najgorszy dzień w moim życiu. Pamiętam, że nie chciałam potem chodzić do szkoły. Było mi wstyd, że wszystkie koleżanki mnie olały.

– To tylko ich strata. Przyznaj, że zabawa była przednia.

Ma rację. Wytańczyliśmy się wtedy za wszystkie czasy i teraz wcale nie żałuję, że spędziliśmy ten dzień sami.

– To co, Jimmy? Idziemy dalej pracować? – odzywa się po chwili milczenia, a chłopiec jak zwykle się zgadza. Carter chyba ma w sobie coś, dzięki czemu oboje zawsze mu ulegamy.

– Naprawdę nie przeszkadza ci w pracy? – pytam, bo ostatnio moje dziecko spędza z nim prawie trzy czwarte doby.

– Skądże. Taki pomocnik to skarb. – Podchodzi do niego i mierzwi mu włosy na głowie.

Spodziewam się napadu złości, bo Jimmy tego nie znosi, ale nic takiego się nie dzieje. Jest wręcz z tego powodu bardzo zadowolony, przez co unoszę brwi ze zdziwienia.

– Zjesz z nami obiad, prawda? – upewniam się, mimo że znam odpowiedź na to pytanie.

Carter posyła mi słodki uśmiech i powolnym krokiem opuszcza kuchnię.

– Jasne, z przyjemnością.

Wypuszczam powietrze z płuc, kiedy obaj znajdują się na zewnątrz.

Razem moglibyśmy być naprawdę szczęśliwi.

© Dagmara Jakubczak

© Wydawnictwo Black Rose, Zamość 2024

ISBN 978-83-67749-50-3

Wydanie pierwsze

Redakcja

Anna Łakuta

Korekta

Kinga Dąbrowicz

Kinga Litkowiec

Danuta Perszewska

Monika Macioszek

Paulina Wójcik

Skład i łamanie

Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl

Projekt okładki

Melody M. – Graphics Designer

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki i wydawcy.