Propozycja nie do odrzucenia - Caitlin Crews - ebook + książka

Propozycja nie do odrzucenia ebook

Caitlin Crews

3,9
10,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Kendra Connolly zawsze starała się być posłuszną córką i dobrą siostrą. Gdy brat dopuszcza się w pracy kradzieży, daje się przekonać rodzinie, że tylko ona może uprosić jego szefa, Balthazara Skalasa, by nie wnosił sprawy do sądu. Spotyka się z Balthazarem, a on składa jej propozycję, by w zamian została jego kochanką. Kendra uświadamia sobie wówczas, jak bardzo jest przez wszystkich wykorzystywana. Porzuca swoje dotychczasowe życie i wyjeżdża do Prowansji. Trzy miesiące później odnajduje ją tam Balthazar i składa inną propozycję, którą tym razem trudno będzie Kendrze odrzucić…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 147

Oceny
3,9 (22 oceny)
9
4
6
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agalen8

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna historia
00

Popularność




Caitlin Crews

Propozycja nie do odrzucenia

Tłumaczenie: Izabela Siwek

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: The Secret That Can’t Be Hidden

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2021

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2021 by Caitlin Crews

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8431-8

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Gdyby Kendra Connolly skupiła się tylko na swoim oburzeniu, myśląc, jak bardzo ta sytuacja jest skandaliczna i poniżająca, nigdy nie zrobiłaby tego, co było konieczne. Ale nie miała innego wyjścia. Musiała działać. Po raz pierwszy w życiu rodzina potrzebowała jej pomocy.

Już stanowczo zbyt długo siedziała w samochodzie na podziemnym parkingu pod biurowcem Skalas Tower, pośrodku ruchliwego Manhattanu. Miała trochę czasu na pojawienie się w kamerach w windzie, zanim ochroniarze, którzy ją wpuścili, zaczną jej szukać w tym północnoamerykańskim centrum władzy najbogatszych mężczyzn na świecie. Zegar odmierzał czas, a ona nadal wpatrywała się w zbielałe kostki dłoni zaciśniętych na kierownicy, przygotowując się psychicznie do nieprzyjemnego zadania. Wciąż nie mogąc zebrać się w sobie.

– Musi być jakieś inne wyjście – powiedziała w rozmowie z ojcem.

Właściwie powtarzała te słowa tyle razy, że bardziej przypominały błaganie. Zdecydowanie chciała się wykręcić, ale Thomas Pierpont Connolly wydawał się, jak zwykle, nieporuszony.

– Na miłość boską, Kendro – huknął na nią wcześniej tego dnia, kiedy po raz ostatni próbowała skłonić go do zmiany zdania. Siedział rozparty w wielkim skórzanym fotelu, z dłońmi splecionymi na obcisłej koszuli polo, gotowy do gry w golfa. Nic bowiem nie mogło go powstrzymać przed udaniem się na pola golfowe w Wee Burn, kiedy przyjeżdżał do rodzinnego domu na wyspie w Connecticut, którą jego przodkowie zajęli w dawnych dobrych czasach. – Nie myśl tylko o sobie, dla odmiany. Brat potrzebuje twojej pomocy. Na tym powinnaś się skupić, dziewczyno.

Kendra nie ośmieliła się wspomnieć, że nie zgadza się z taką oceną sytuacji. To znaczy, nie wyraziła tego bezpośrednio.

Tommy junior ciągle stwarzał problemy, ale ojciec zdawał się tego nie dostrzegać. Dla niego syn był zawsze wspaniały. Kiedy Tommy’ego wydalano z każdej szkoły z internatem na Wschodnim Wybrzeżu, do jakiej uczęszczał, Thomas uznawał, że młody ma po prostu za dużo energii. Gdy wyrzucono go ze studiów – mimo biblioteki, którą ojciec zbudował, żeby go przyjęto – senior tłumaczył to uporem typowym dla członków rodu Connollych. Nieudane próby Tommy’ego osiągnięcia niezależności finansowej, które kosztowały ojca majątek, zostały z kolei uznane za godne podziwu usiłowania pójścia w ślady przodków. A jego niefrasobliwe poczynania na stanowisku wiceprezesa rodzinnej firmy – wydatki w ramach funduszu reprezentacyjnego i niewiele rzeczywistej pracy – były wychwalane przez ojca jako sprytne posunięcia.

Młody Tommy dosłownie nie mógł zrobić nic złego, choć z pewnością starał się ze wszystkich sił.

Tymczasem Kendra pojawiła się na świecie dopiero później i chyba trochę przypadkowo w kulturalnym, lecz pełnym chłodu małżeństwie rodziców. Urodziła się, kiedy Tommy miał czternaście lat i zaliczał właśnie piątą szkołę z internatem, a zamożni rodzice nie bardzo wiedzieli, co z nią robić. Oddano ją pod opiekę niań, co służyło jej całkiem dobrze. Majątek dawnego rodu Connollych, pochłaniający uwagę ojca i brata, miał dla niej tylko takie znaczenie, że zapewniał jej miejsce w przestronnym domu na Złotym Wybrzeżu w Connecticut, gdzie mogła zaszyć się w jakimś kącie i zająć czytaniem książek.

Matka była bardziej przystępna niż ojciec, ale tylko wtedy, gdy Kendra dostosowywała się do jej konkretnych wymagań, dotyczących tego, jak powinna się zachowywać młoda dama. Musiało być to zgodne z tradycją rodu, którego korzenie sięgały czasów przybycia pierwszych kolonistów na żaglowcu Mayflower. Chcąc ją zadowolić, Kendra kształciła się w Mount Holyoke, jak wszystkie inne kobiety z jej rodziny od czasów założenia tej szkoły. Gdy dorosła, zrozumiała jednak, że jedynym sposobem przyciągnięcia uwagi ojca będzie próba wzięcia udziału w tym, co interesowało go najbardziej, czyli jego biznesie. Teraz żałowała, że tego nie zrobiła.

Czas mijał, a Kendra nie miała ochoty wyjaśniać ochroniarzom ze Skalas Tower, czemu się ociąga. Przeszukali już dokładnie jej samochód, sprawdzili, kim jest, i wysłali jej zdjęcie na piętro kadry kierowniczej, gdzie, jak chłodno ją poinformowano, jest oczekiwana. Jeśli nie zjawi się tam w ciągu dziesięciu minut, pewnie zostanie uznana za potencjalne zagrożenie.

Zmusiła się do opuszczenia samochodu i zadrżała, chociaż wcale nie było zimno. Nie lubiła Nowego Jorku i tyle. Panował tu zbyt duży hałas i harmider. Wszystkiego było za dużo. Nawet tutaj, kilka pięter pod słynną Skalas Tower, wznoszącą się pod niebo, niezwykłą konstrukcją architektoniczną ze szkła i stali, wyczuwała ruch na ulicach.

Choć może to były tylko jej niespokojne myśli. Była bowiem pewna, że za nic na świecie nie ma ochoty spotkać się znowu z Balthazarem Skalasem.

Wygładziła wąską spódnicę, ale nie uległa pokusie, by wskoczyć z powrotem do auta i po raz kolejny sprawdzić swój staranny i delikatny makijaż. Nie było sensu. Musiała się spotkać ze Skalasem, a prawdopodobnie pochlebiała sobie, myśląc, że ją rozpozna.

Podekscytowanie, jakie odczuwała, sugerowało, że chodzi o coś więcej, ale to zignorowała, idąc po betonie w stronę wind. Ostatecznie minęło już kilka lat. Poza tym znajdowała się w biurowcu, a nie na jednym ze sztywnych przyjęć w domu swojej rodziny, pełnych bogatych i wpływowych gości, gdzie musiała odpowiednio się prezentować, nie przynosząc wstydu rodzicom. Jedynie na takich spotkaniach stykała się z ludźmi, których jej ojciec i brat tak bardzo podziwiali, w rodzaju Balthazara Skalasa, czczonego przez wszystkich bez wyjątku.

Thomas z pewnością nie zamierzał pozwolić Kendrze pracować razem z nim w firmie, a brat zawsze wyśmiewał się z jej ambicji. Lubiła łudzić się myślą, że wolał trzymać ją na dystans, ponieważ się bał, że odkryje jego kombinacje. W rzeczywistości jednak znała prawdę. Tommy w ogóle o niej nie myślał i z pewnością nie czuł się zagrożony jej poczynaniami, co tego dnia dał jej jasno do zrozumienia.

Rozsądek mógłby ją skłaniać do zastanowienia, dlaczego podjęła się dla nich tego nieprzyjemnego zadania. Ojciec i brat zawsze traktowali ją jak intruza czy też małżeńską „wpadkę”, a matka przypominała sobie o niej tylko w chwilach przerwy pomiędzy przyjęciami w ogrodzie a imprezami charytatywnymi.

Na tym właśnie polegał problem. Było to jedyne zadanie, o jakie kiedykolwiek ją poprosili.

Dlatego miała wrażenie, że to jej jedyna szansa, by się wykazać. Udowodnić, że jest warta nazwiska Connolly, nie urodziła się przypadkowo i zasługuje na miejsce w firmie. Wtedy może w końcu zaczęliby traktować ją poważnie, jak równą sobie. Może wreszcie przestałaby się czuć tak bardzo samotna. Gdyby okazała się użyteczna, nie czułaby się taka wykluczona z rodziny jak zawsze do tej pory.

Obojętnie, ile razy sobie powtarzała, że to wszystko dzieje się z powodu dużej różnicy wieku dzielącej ją od brata lub faktu, że reprezentuje dość osobliwy moment w skądinąd pozbawionym bliskości małżeństwie rodziców, to i tak bolało ją lekceważenie, jakie jej okazywali. Łatwo ją ignorowano lub po prostu nie informowano jej o różnych problemach, dotyczących ich wszystkich.

Może tym razem zdoła pokazać, gdzie należy jej się miejsce. Tak więc choć na samą myśl o tym, co ma zrobić, czuła lęk, i uważała, że Tommy powinien przynajmniej raz ponieść karę za swoje zachowanie, pomaszerowała w stronę windy z napisem: „Piętro kadry kierowniczej”. Wprowadziła kod, który jej wcześniej podano, i kiedy drzwi rozsunęły się przed nią bezszelestnie, szybko weszła do środka.

Jadąc windą na górę, wciąż wspominała rozmowę z ojcem.

– Nie rozumiem, czemu uważasz, że taki wpływowy i bezwzględny człowiek jak Balthazar Skalas mnie wysłucha – powiedziała ojcu, siedząc na niewygodnym krześle po drugiej stronie jego biurka. – Z pewnością bardziej wysłuchałby ciebie.

Thomas zaśmiał się gorzko i spojrzał na nią, lecz nie tak protekcjonalnie jak zwykle.

– Skalas nie chce mieć do czynienia z Connolly Company. Wydaje mu się, że jestem tak samo winny jak Tommy.

Kendra niemal się wtedy ucieszyła, licząc na to, że może ojciec w końcu dostrzeże prawdę o swoim synu.

– W takim razie tym bardziej nie będzie chciał mieć nic wspólnego ze mną – odparła. – Przecież ja też należę do rodziny.

– Proszę cię, Kendro. Ty nie masz do czynienia z firmą. Musisz przemówić do niego jak do… człowieka dbającego o dobro rodziny.

W głowie miała pełno podniecających wizerunków Balthazara Skalasa, które próbowała ukryć nawet przed sobą. Wydawał się jej zbyt… niebezpieczny, władczy i przystojny. Zaczerwieniła się, ale ojciec nie zwracał uwagi na coś tak nieistotnego jak stan emocjonalny jedynej córki. Po raz pierwszy w życiu chciał od niej czegoś więcej niż tylko to, żeby uśmiechała się grzecznie na przyjęciach do jego rozpustnych wspólników w interesach.

– Co on wie o rodzinie? – odparła, dumnie zachowując spokój. – Podobno jest skłócony z własnym bratem.

– Może i jest, ale wcale nie proponuję, żeby wtrącać się w te spory. Poza tym nadal prowadzą razem firmę.

– Czytałam artykuł o tym, że podobno podzielili się korporacją na pół, żeby nie musieli…

– W takim razie powinnaś się odwołać do jego poczucia męskości, Kendro – przerwał jej dobitnie ojciec.

Spoglądali na siebie ponad wielkim biurkiem, które jakiś przodek ojca wygrał od Andrew Carnegiego podczas zakładu. Kendra myślała, że się przesłyszała albo coś źle zrozumiała. Ogarnęło ją wzburzenie, ale jakimś cudem się opanowała.

Na wypadek gdyby miała jeszcze jakieś wątpliwości co do tego, o co prosił ją ojciec, to rozwiał je Tommy, zastępując jej drogę, gdy wyszła z gabinetu. Dopadł ją za rogiem w korytarzu, błyskając zębami i pewnie myśląc, że jest czarujący. Kendra jednak wiedziała lepiej.

– Chyba nie zamierzasz wystąpić w tym stroju? – burknął, obrzucając ją pogardliwym wzrokiem. – Wyglądasz jak sekretarka. To się nie nadaje do tego, o co nam chodzi.

– Nie musisz mi dziękować za to, że mam cię ratować – odparła cierpko. – Samo to poświęcenie powinno być już dla mnie nagrodą.

Chwycił ją mocno za ramię.

– Nie wiem, co ojciec ci powiedział. Ale to jedyna droga wyjścia. Musimy się postarać, żeby Skalas nie wniósł przeciwko mnie zarzutów. A to się nie uda, kiedy mu się pokażesz w tych bezgustownych ciuchach.

– Podobno mam zaapelować do jego poczucia lojalności wobec rodziny, Tommy.

Zaśmiał się cynicznie.

– Balthazar Skalas nienawidzi swojej rodziny. Nie zamierza wspominać dawnych dobrych czasów, siostrzyczko. Ale plotki mówią, że zawsze ma ochotę na nową kochankę.

– Nie myślisz chyba, że…

Brat potrząsnął głową, a tym samym i Kendrą, którą wciąż trzymał za ramię.

– Masz jedyną szansę dowieść, że jesteś coś warta. Na twoim miejscu nie zmarnowałbym tej okazji.

Kilka godzin później wciąż jeszcze czuła się odrętwiała po tej rozmowie. W lustrze na ścianie windy dostrzegała lęk na swojej twarzy i kilka piegów, których jej matka nie znosiła. Bardzo chciała wierzyć, że ojciec miał co innego na myśli, a Tommy… był po prostu taki jak zawsze. Ale dobrze wiedziała, jak jest naprawdę.

Właściwie co za różnica? – pomyślała, gdy winda ruszyła do góry. Kochanka czy małżeństwo bez miłości?

Tommy żądał, żeby została kochanką, podczas gdy matka od lat próbowała wydać Kendrę za mąż. Emily Cabot Connelly nie miała pojęcia, czemu córka nie ukończyła studiów z pierścionkiem zaręczynowym na palcu. Patrzyła też nieprzychylnym wzrokiem na próby przekonania Thomasa, czynione przez Kendrę w ostatnich trzech latach, żeby dał jej pracę w firmie, kiedy nie udało się znaleźć dla niej męża.

– Nie chcę wychodzić za mąż – zaprotestowała Kendra ostatnim razem, gdy pojawił się ten temat przed kilkoma tygodniami, w drodze na nudne przyjęcie z okazji jednej z akcji dobroczynnych dla zwierząt organizowanych przez Emily.

– Kochanie, nikt nie chce wychodzić za mąż ani się żenić z własnej woli. Mamy pewne zobowiązania wynikające z pozycji, jaką zajmujemy. No i każdy otrzymuje jakąś rekompensatę za swoje wybory. – Matka się zaśmiała. – Co chcenie ma z tym wspólnego?

Najwyraźniej oczekiwała, że Kendra pójdzie w jej ślady. Poślubi kogoś, żeby umocnić stan posiadania, a potem będzie w nagrodę prowadzić wygodne życie, zajmując się dobroczynnością. Gdyby chciała, mogłaby nawet uciec do Europy jak jej cioteczna babka, czarna owca w rodzinie, i „zapomnieć” o powrocie do domu.

Gdyby została kochanką takiego człowieka jak Balthazar Skalas, byłoby to mniej więcej tym samym co małżeństwo z rozsądku, tylko trwałoby krócej. Liczył się pożytek, jaki z tego płynął, a nie sam związek. Nikt jednak nie zwracał uwagi na to, że Kendra chciała osiągnąć własne korzyści.

Winda wznosiła się szybko, a migające czerwone światełko przy kamerze przypominało Kendrze, że powinna zachować opanowanie. Przybyła tutaj w interesach. W wąskiej spódnicy, sensownej wysokości szpilkach i ciemnej jedwabnej bluzce czuła się jak wiceprezes rodzinnej firmy, którą chciała kiedyś zostać.

Wcale nie przypominam sekretarki, pomyślała, zerkając w lustro. Ale też nie wyglądała jak kobieta starająca się o pozycję kochanki człowieka takiego jak Skalas, który, jak się pocieszała, pewnie jej nawet nie pamięta. Z pewnością bywa na licznych przyjęciach, wzbudzając w tysiącach kobiet takie samo pożądanie, jakie czasem budziło ją w nocy.

Właściwie nie miało znaczenia, co powiedział ojciec lub Tommy, ponieważ to ona miała wykonać zadanie, nikt inny. Doszła do wniosku, że najlepiej wybrać chłodne i wyważone podejście, w którym ani nie będzie zaprzeczać przewinom brata, ani też nie spróbuje dopatrywać się lepszej strony w człowieku znanym z trudnego charakteru.

No, chyba że Skalas mnie pamięta, pomyślała.

Drzwi windy się otwarły i wyszła energicznym krokiem na korytarz. Na wypadek, gdyby miała jakieś wątpliwości co do tego, gdzie się znalazła, to wyłożone marmurem kuluary jej o tym przypomniały. Dostrzegła nazwę firmy Skalas & Synowie wyrytą w kamieniu, jakby było to małe rodzinne przedsiębiorstwo, podczas gdy nieżyjącego już Demetriusa Skalasa uznawano swego czasu za najbogatszego człowieka na świecie.

Po jego śmierci dwaj synowie przejęli prowadzenie międzynarodowej korporacji, obejmującej wiele różnych branż. Wszyscy przepowiadali, że doprowadzą firmę do ruiny, a oni zamiast tego w ciągu dwóch lat podwoili majątek ojca. Każdy z nich z osobna był teraz od niego bogatszy.

Dowiedziała się o tym z artykułów, a czytała wszystkie na temat ich rodziny. Balthazar był najstarszym synem. Spędzał czas, przebywając w głównej siedzibie firmy w Atenach, a często też w ważnych filiach biura, takich jak ta na Manhattanie, i uważano go za poważniejszego z obu braci. Constantine wydawał się większym snobem ze względu na swoje upodobania do wyścigów samochodowych oraz modelek i spędzał większość czasu w Londynie.

Plotki głosiły, że obaj nie znosili się nawzajem. Ale żaden z braci nigdy nie komentował pogłosek dotyczących ich prywatnego życia.

Kendra przypuszczała, że biuro będzie puste o tej porze dnia, czyli o ósmej wieczorem, kiedy to wielki Balthazar znalazł dla niej czas w swoim napiętym rozkładzie zajęć. Ale idąc w stronę recepcji, zobaczyła, że panuje tu taki ruch, jakby była ósma rano.

– Panna Connolly, czy tak? – spytała ją z grzecznym uśmiechem kobieta za biurkiem sekretariatu, po czym nacisnęła jakiś guzik, gdy Kendra skinęła głową. – Pan Skalas rozmawia przez telefon, ale zaraz do pani przyjdzie.

Wstała i wprowadziła Kendrę przez wielkie oszklone drzwi w głąb biura. Zamiast jednak skręcić w stronę jego gwarnej części, powiodła ją przez długi marmurowy korytarz z kolekcją dzieł sztuki w przeciwnym kierunku. Kendra miała wrażenie, jakby szła wałem obronnym starego zamku, zmuszona poświęcić siebie groźnemu królowi dla dobra swojej wioski… Ale wyobrażanie sobie czasów średniowiecza wcale nie poprawiało jej humoru.

Na końcu korytarza recepcjonistka wprowadziła ją do kolejnego pomieszczenia, najwyraźniej przeznaczonego do przyjmowania gości, lecz o wiele bardziej wytwornego i zacisznego.

– To prywatny gabinet przyjęć pana Skalasa – oznajmiła. – Proszę się rozgościć. Gdyby pani czegoś potrzebowała, to po drugiej stronie korytarza są asystenci, którzy chętnie pomogą. – Po tych słowach wyszła.

Kendra nie była w stanie usiąść, czując narastający niepokój. Stała więc, wpatrując się przez okno w rozświetlony Manhattan. Nie masz się co bać, wmawiała sobie. On na pewno cię nie pamięta.

Sama jednak pamiętała tamto wydarzenie aż za dobrze. Nie mogła sobie tylko przypomnieć, z jakiej to okazji matka urządzała tamtego lata przyjęcie. Kendra ukończyła właśnie wtedy szkołę Mount Holyoke i była niemal pewna, że za kilka miesięcy zajmie należne sobie miejsce w rodzinnej firmie. Myślała więc, że powinna się zachowywać jak przyszła biznesmenka, chociaż wolałaby usiąść sobie w jakimś cichym miejscu z dobrą książką, zamiast prowadzić nudne rozmowy przy drinkach z mężczyznami robiącymi interesy z ojcem. Ale kto powiedział, że życie ma być zawsze przyjemne? Poświęcała się więc swoim obowiązkom, choć bez większego entuzjazmu, do jakiego zawsze zachęcała ją matka. Potrafiła jednak dobrze udawać.

Po kolacji, zmęczona zabawianiem gości, wymknęła się na chwilę do ogrodu, żeby trochę odetchnąć. Pod wielkim namiotem, rozstawionym na trawniku, z widokiem na zatokę Long Island Sound, miały się wkrótce rozpocząć tańce.

Nie zwróciła większej uwagi na zdenerwowaną kobietę we łzach, która minęła ją w pośpiechu na ścieżce prowadzącej do ulubionej altany, stojącej wysoko na skalistym wybrzeżu. Wieczór był ciepły, a powietrze pachniało trawą i kwiatami. Zespół muzyczny zaczął grać, a ustawione wzdłuż ścieżki lampiony rzucały przyćmione światło, nie tak jasne i natarczywe jak wewnątrz namiotu. Tu mogła znaleźć wytchnienie i przestać sztucznie się uśmiechać.

Weszła po schodkach do altany i wtedy go zobaczyła. Stał przy przeciwległej balustradzie, niemal schowany w cieniu. W jego sylwetce było coś tak zniewalającego, że nie potrafiłaby go zignorować.

Ubrany był w ciemny garnitur, podobnie jak większość mężczyzn na przyjęciu, ale odróżniały go od nich niezwykle szerokie ramiona i wysportowana sylwetka. Gęste czarne włosy miał rozczochrane, jakby przeczesywał je dłonią. Kendrze jednak nagle przyszło do głowy, że to nie jego ręce je zmierzwiły. Mimo że wieczór był pogodny, poczuła, jakby nadciągnęły groźne burzowe chmury.

Mężczyzna uniósł brew i odezwał się nonszalancko:

– Nie przypominam sobie, żebym posyłał po kogoś na zastępstwo.

To nie miało sensu. Ale kiedy później Kendra wspominała to wszystko, uświadomiła sobie, że w jego wzroku było coś takiego, co ją ożywiło. Jakiś ogień w oczach. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała.

Mężczyzna uniósł dłoń i przywołał ją gestem. Nawet nie przemknęło jej przez myśl, by go nie posłuchać. Zbliżyła się, dziwnie zauroczona. Świadoma, że coś dzieje się z jej ciałem pod wpływem jego władczego spojrzenia.

– Jaka chętna – burknął.

Nie wiedziała, o co mu chodzi, ale dźwięk jego głosu zniewalał. Wydawało się, jakby była maleńką istotą, którą mógłby z łatwością zamknąć w jednej dłoni.

Wtedy to zrobił. Objął ją za szyję i przyciągnął do siebie.

– Bardzo dobrze – powiedział. – Nadajesz się.

Dotknął ustami jej karku i wówczas znalazła się w innym świecie. Nie potrafiła wyjaśnić tego, co się z nią działo. Kiedy zaczął ją całować, odchyliła tylko głowę do tyłu, poddając mu się w oszołomieniu. Chwycił ją za biodra i naparł jeszcze mocniej. Dobiegały do niej z oddali odgłosy przyjęcia, śmiech i muzyka, ale ona była cała w ogniu.

Wtedy poczuła, jak mężczyzna wsuwa dłoń pod jej spódnicę. Nie chciała sobie tego przypominać. Od tamtej pory minęły trzy lata, ale miała wrażenie, jakby to wydarzyło się zaledwie przed chwilą. Czuła jego dotyk nawet teraz, patrząc przez okno z góry na Manhattan i przyciskając dłonie do szyby, która oddzielała ją przed wkroczeniem w przepaść. Nawet upadek z wysokości wydawał jej się czymś niegroźnym w porównaniu ze spotkaniem z Balthazarem Skalasem w ciemnej altanie w tamten letni wieczór.

Otworzyła wtedy usta, żeby przerwać to szaleństwo, ale nie zdołała wydusić z siebie nic. Tymczasem jego silna dłoń bez wahania wsunęła się pod jej majtki. Potem, gdy Kendra nie znalazła słów, by zaprotestować, a może nawet sama go zachęciła, zaczął ją pieścić.

Przez całe życie uważała się zawsze za niezwykle spokojną i opanowaną. Stała się taka, obracając się głównie wśród ludzi dorosłych i starszych od siebie. Nigdy nie pozwalała sobie na impulsywne wybryki. Zawsze wymagano od niej, by zachowywała się poważnie. Tamtego wieczoru jednak wszystko to przestało mieć znaczenie.

Kiedy Balthazar jej dotykał, zupełnie się rozpłynęła. Z ustami przy jej szyi i palcami poruszającymi się sprawnie między jej nogami, szeptał do ucha coś, czego nie rozumiała. Dopiero później zdała sobie sprawę, że mówił po grecku. Nie pojmowała słów, ale wyczuwała, że to same sprośności. Podniecały ją z szybkością błyskawicy.

Wtedy ją uszczypnął. Może nie mocno, ale też wcale nie delikatnie. Zachybotała się, wydając z siebie wysoki, przejmujący jęk, gdy doznania, jakie w niej wzbudzał, sięgnęły zenitu.

Kiedy wreszcie przestała drżeć, dostrzegła wpatrujące się w nią oczy i zmysłową, niemal brutalnie męską twarz. Wciąż obejmował dłonią rozgrzane i wilgotne źródło jej rozkoszy.

– Zadziwiasz mnie – powiedział niskim głosem. – A rzadko się dziwię. Chodź.

Wyciągnął rękę z jej majtek.

– Chodź? – powtórzyła, zamieniając to słowo w pytanie.

– Bardziej kojarzysz mi się z całym posiłkiem niż tylko z przekąską. A ja wolę się delektować swoim jedzeniem. Mam tutaj dom niedaleko.

W jednej chwili powróciła do rzeczywistości. Co ja, do diabła, wyrabiam?

Po trzech latach od tamtej chwili wciąż nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Czując na karku gęsią skórkę, odwróciła się z westchnieniem i zamarła. Balthazar stał w drzwiach, które musiały otworzyć się bezszelestnie, bo ich nie usłyszała. Nie wiedziała, jak długo się w nią wpatrywał. Wyglądał tak, jak go zapamiętała. Szatan we własnej osobie, z oczami pełnymi szyderstwa. Od razu się zorientowała, że doskonale ją pamięta.

– Kendra Connolly – powiedział, obrzucając ją wzrokiem. – Twoja odwaga jest naprawdę zdumiewająca. Czy wreszcie przyszłaś dokończyć to, co zaczęliśmy?

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY