Przygody Peszka. Peszek i dwa kółka - Oliwia Nowacka - ebook + audiobook

Przygody Peszka. Peszek i dwa kółka ebook i audiobook

Oliwia Nowacka

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Peszek nie jest zwykłym szczeniakiem. Urodził się z niedowładem tylnych łapek i trafił do schroniska. Mimo że różni się od swoich rówieśników, nie poddaje się i wierzy, że ktoś go pokocha takim, jakim jest. Pewnego dnia do schroniska przychodzi mała Maja, która zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia. Czy uda jej się przekonać rodziców, żeby zaadoptowali Peszka? Czy Peszek poradzi sobie z nowymi wyzwaniami?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 31

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 0 godz. 44 min

Lektor: Artur Ziajkiewicz
Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Witam wszystkich!

 

Mam na imię Peszek i jestem niedużym kundelkiem, który ma dwa boczne kółka. Jak to się stało? Wszystko wam opowiem, bez obaw. Żeby jednak ta historia miała ręce i nogi, a raczej cztery łapy, muszę zacząć od początku. Usiądźcie wygodnie, zapraszam do mojej niezwykłej historii.

Nie pamiętam, jak przyszedłem na świat. Jednak znam historię o tym, jak trafiłem do schroniska. Podobno w tym dniu za oknem szalała straszna burza. Deszcz, wiatr i pioruny, ale w schronisku nikt się tym nie przejmował. Wszyscy przeżywali fakt, że ja i moje rodzeństwo zostaliśmy podrzuceni pod bramę schroniska dla bezdomnych zwierząt. Nie było z nami naszej mamy, byliśmy przemarznięci, przerażeni i głodni.

Mieliśmy ogromne szczęście, bo trafiliśmy do klatki, gdzie mieszkała starsza suczka o imieniu Tina. Tina miała trochę zamglone oczy, siwy pyszczek, rude futerko i śmieszny ogon. Przygarnęła nas do swojego legowiska i opiekowała nami niczym matka.

Według schroniskowego weterynarza ja urodziłem się jako ostatni i byłem najsłabszy. Moje rodzeństwo bardzo szybko dorastało, zaczynało biegać, skakać, a ja… wciąż nie mogłem. Włóczyłem po ziemi tylnymi łapkami, nie potrafiąc ustać na czterech kończynach. Oczywiście Tina bardzo mi pomagała, ale ja również chciałem samodzielnie skakać niczym kózka. Szaleć i bawić się w berka, jak moje rodzeństwo. Przecież każdy szczeniak to uwielbia.

Jakiś czas później całe schronisko przechodziło rutynową kontrolę u weterynarza. Kolejka była ogromna, a niektóre pieski naprawdę bały się wejść do gabinetu, mimo że lekarz wydawał się naprawdę sympatyczny. Ja nie czułem niepokoju, bo przecież niedawno u niego byłem. Wkrótce przypadła moja kolej i… wtedy po raz pierwszy usłyszałem, co mi dolega – miałem całkowity niedowład tylnych łapek.

– Cokolwiek to znaczy! Przecież ja nie znam takich słów! – piszczałem weterynarzowi do ucha. Chciałem, aby wytłumaczył mi, czym jest ten niedowład, ale chyba się nie zrozumieliśmy.

Dostałem chrupkę na pocieszenie i nasza schroniskowa opiekunka odniosła mnie do klatki Tiny, gdzie mogłem wtulić się w jej siwy pyszczek. Nie ukrywałem swojego smutku, więc od razu mnie zapytała:

– Co się stało?

– No bo… no bo… – łkałem, nie mogąc wydusić tego z siebie. – Pan weterynarz powiedział, że mam całkowity niedowład tylnych łapek i dlatego nie mogę szaleć tak, jak moje rodzeństwo.

Poczułem się trochę lepiej, gdy to z siebie wyrzuciłem.

– Spokojnie, Meszku. – Tina polizała mnie po głowie. – To nie koniec świata.

– Ale ja nie rozumiem, co to znaczy! I jak to wyleczyć – skomlałem.

– Jest to choroba, przez którą nie możesz ruszać tylnymi łapami tak, jak inni. Z tego co wiem, nie da się tego wyleczyć, ale da się z tym żyć – powiedziała, wciąż mnie tuląc. – Przyzwyczaisz się do tego, zobaczysz.

Tina trochę mnie pocieszyła, ale wciąż nie rozumiałem, dlaczego przytrafiło się to akurat mnie. „Może powinienem nazywać się Pech, a nie Meszek”, pomyślałem. Całe moje rodzeństwo było zdrowe jak ryba. Tylko nie ja.

Jakiś czas później wieść o mojej chorobie rozniosła się po całym schronisku. Początkowo wstydziłem się i nie chciałem, żeby inni wiedzieli, ale tak naprawdę każdy widział, że mam problem z łapkami. Reakcja schroniskowych zwierząt była naprawdę miła. Wiele z nich pocieszało mnie, a moje rodzeństwo zaczęło bawić się ze mną w taki sposób, żebym i ja dawał radę. Byłem im za to naprawdę wdzięczny. Kochane psiaki. Jak już wspomniałem, moje schroniskowe imię brzmiało Meszek, ale kiedy wszyscy dowiedzieli się o mojej chorobie, zaczęli nazywać mnie Peszek.