Przyjęcie na Manhattanie - Emmy Grayson - ebook + książka

Przyjęcie na Manhattanie ebook

Grayson Emmy

4,0
11,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Florystka Alexandra Moss ubiega się o zlecenie udekorowania przyjęcia dla nowojorskiej korporacji. Spotyka się z dyrektorem, którym okazuje się Grant Santos – jej dawny ukochany, z którym zerwała. Grant jest przekonany, że nie był dla niej dość dobry. Ona – córka milionera, on – wówczas ogrodnik. Po latach los zamienił ich miejscami. Grant zatrudnia Alexandrę, by jej pokazać, jak bardzo pomyliła się co do niego i że on wciąż ją kocha…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 148

Oceny
4,0 (45 ocen)
18
15
8
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
2323aga

Nie oderwiesz się od lektury

To Harlequin. Ale bardzo dobrze napisany.
00

Popularność




Emmy Grayson

Przyjęcie na Manhattanie

Tłumaczenie:

Anna Nowak

Rozdział pierwszy

Alexandra Moss spoglądała na Central Park, a jej oczy napawały się oznakami wszechobecnej wiosny – zieloną trawą, obsypanymi kwiatami drzewami wiśni i zatłoczonymi chodnikami. Jej palce zacisnęły się na teczce z czarnej skóry, którą trzymała w dłoniach. Kilka dni temu właściciel podniósł czynsz za niewielki sklepik w SoHo, który wynajmowała, a najważniejsza klientka, panna młoda, gwiazda oper mydlanych, postanowiła zbiec z kochankiem i zrezygnowała z całego zamówienia na kwiaty. Był to wystarczający cios finansowy, by Alexandra musiała zwolnić swoją pomocnicę Sylvię, przez co teraz pracowała od świtu do zmierzchu, układając bukiety, monitorując zamówienia online, media społecznościowe i robiąc wszystko to, czym trzeba się zająć, gdy prowadzi się kwiaciarnię w Nowym Jorku.

Dziesięć tysięcy dolarów rozpłynęło się w mgnieniu oka, tak samo jak szansa, by pokazać, że „Dzwoneczek” może obsługiwać eleganckie i drogie przyjęcia.

Odwróciła się od przeszklonej ściany i spojrzała na pusty, mahoniowy stół. Szybko rozwijająca się firma inwestycyjna Pearson Group właśnie przeniosła się na czterdzieste szóste piętro Carlsona, ekskluzywnego budynku, w którym swoje siedziby miały firmy public relations, agencje reklamowe i organizacje finansowe.

To jej koleżanka Pamela, menedżerka luksusowej firmy cateringowej, zasugerowała jej obsługę imprez korporacyjnych. Alexandra nie była do tego przekonana. Podczas studiów robiła praktyki w kilku korporacjach, ale zawsze wyobrażała sobie, że „Dzwoneczek” będzie obstawiał przyjęcia takie jak śluby i urodziny.

Jednak wraz z pogarszającą się sytuacją jej sklepu zmieniała nastawienie. Pamela podsunęła jej listę firm i zbliżających się wydarzeń. Alexandra od razu przejrzała ją w poszukiwaniu znajomych nazwisk.

Siedem lat temu jej ojciec, David Waldsworth, wylądował w więzieniu, gdy zawaliła się jego piramida finansowa. Większość ofiar stanowili pracownicy fizyczni i rodziny z klasy średniej. „Waldsworthowie musieli wiedzieć” krzyczały media, by ostatecznie zniszczyć reputację jej rodziny. Tydzień po rozprawie zaczęła kupować w lumpeksach, nie mogąc znieść myśli, że jej jedwabne bluzki i spódnice były kupione za pieniądze z oszczędności weteranów wojennych albo ze skromnych emerytur staruszków. Większość majątku rodziny, w tym penthouse, prywatny samolot, dom w Hamptons i domek letniskowy na Malediwach, została sprzedana, by pokryć długi ojca i założyć fundusz odszkodowań dla jego ofiar. Fundusz, który nadal był o kilka milionów mniejszy od kwoty, jaką ukradziono. Alexandra odetchnęła z ulgą, gdy te wystawne dowody perfidii Davida znikły raz na zawsze.

Teraz, po dziewięciu latach odbudowywania swojego życia, znowu była bliska utracenia wszystkiego.

Obawiała się układów z Pearson Group. Ich firma przypominała tę, którą próbował stworzyć David, po tym jak roztrwonił fortunę Waldsworthów. Tylko że on budował na plecach ciężko pracujących ludzi, którzy mu zaufali. Wszystko, by rodzina utrzymała status nowojorskiej elity.

Mnóstwo ludzi z wyższych sfer pamiętało skandal, ale Pamela wspomniała jej, że nowy dyrektor generalny Pearsona niedawno przeprowadził się do Nowego Jorku z Los Angeles. Musiała więc zaryzykować. W najgorszym razie zostanie odeskortowana do wyjścia przez ochronę, ale jeśli uda jej się podpisać kontrakt, który uratuje jej biznes, będzie też mogła pokazać mieszkańcom miasta, na co ją stać, zanim odkryją tożsamość jej ojca i ją skreślą.

A stało się to już zbyt wiele razy. Miała nawet problem ze znalezieniem lokalu dla „Dzwoneczka”. Jej wypatrzone miejsce, sklepik na rogu, położony niedaleko księgarni jej przyszłej bratowej, był marzeniem, na które oszczędzała i miała nadzieję, że zwolni się akurat w momencie, gdy będzie gotowa zaczynać.

Jakimś cudem się zwolnił. Sen jednak trwał krótko, gdy agentka nieruchomości dowiedziała się, kim był ojciec Alexandry. Wyznała, że jej własny ojciec stracił oszczędności życia, inwestując w fundusz Waldsworthów.

Alexandra odgoniła nieprzyjemną, gorącą falę wstydu, która przetaczała się przez nią za każdym razem, gdy przypomniała sobie pełne wstrętu spojrzenie agentki i bezceremonialne wyrzucenie za drzwi. Skupiła się na wiązance, którą przyniosła, i przyjrzała się krytycznie układowi kwiatów. Według listy Pameli w planie wydarzeń Pearson Group figurowały brunch w Nowojorskiej Bibliotece Publicznej, seria kolacji pod prywatnym adresem w Hamptons i duże przyjęcie rozpoczynające oficjalną działalność w firmy w Metropolitan Museum of Art.

– Chcą podbić serca potencjalnych inwestorów – powiedziała Pamela, gdy wyszły na kawę w zeszłym tygodniu. Była to tradycja, którą utrzymywały od pierwszego spotkania w college’u. – Z tego co słyszałam, celują w klientów, o których można przeczytać w Forbesie. Ta firma się nie patyczkuje, kimkolwiek są. Wszystko jest owiane tajemnicą, ale to działa, ludzie o nich mówią. Teraz w mieście każdy chce być zaproszony na ich przyjęcia.

Postanowiła przygotować próbkę kompozycji. Elegancka wiązanka składała się z białych róż, hyzopów anyżowych i okalających je kwiatów lawendy, wszystko utrzymane w delikatnej, wiosennej palecie kolorów. Nic pretensjonalnego, co mogłoby odwracać uwagę od ważnych biznesowych rozmów, ale coś wystarczająco wyjątkowego, by pokazać, że Pearson potrafi być jednocześnie tradycyjny i nowoczesny.

Pogłaskała palcem aksamitny płatek róży. Delikatna, jedwabista tekstura przywołała wspomnienie wypełnione zapachem fiołków i drzewa cedrowego, mieniące się bursztynowo. Gdy otworzyła oczy, wciąż czuła nerwowe skrzydła motyli w brzuchu, a jej ciało płonęło z żądzy. Jego usta znajdowały się zaledwie milimetry od jej ust.

– Na pewno tego chcesz? – zapytał ochrypłym głosem, który zdradzał jego pożądanie. Mimo to wciąż się powstrzymywał, nie chcąc jej zranić ani pospieszać.

Kochała go za to. Nie sądziła, że jest możliwe kochać kogoś bardziej. Nagła fala odwagi kazała jej go pocałować, wplątując palce w jego gęste włosy i przyciskając swe nagie biodra do jego.

Oderwała dłoń od róży. Osiem i pół roku. Dziewięć we wrześniu. Zwykle lepiej sobie radziła ze wspomnieniami nachodzącymi ją znienacka. Może róże to nie był dobry pomysł.

Zanim zdążyła zrobić coś głupiego, na przykład wyrzucić róże do śmietnika, otworzyły się drzwi sali konferencyjnej.

Niezwykle szczupła kobieta w czarnej ołówkowej spódnicy i czerwonej jedwabnej bluzce stanęła w drzwiach. Jej włosy o kolorze platyny układały się idealnie wokół twarzy, wyprostowane i lśniące. Alexandra nerwowo poprawiła niesforny brązowy kosmyk za uchem. Dawniej jej ojciec i jego trzecia żona, Susan, namawiali ją na zrobienie sobie jasnych refleksów na „tych zwyczajnych włosach”, twierdząc, że podkreśliłyby jej orzechowe oczy. Teraz nie mogła sobie pozwolić na nic więcej niż podcięcie końcówek.

Powinna była lepiej się ubrać, poświęcić trochę pieniędzy na markowe ciuchy, zanim przyszła niezapowiedziana do budynku takiego jak Carlson i prosiła o rozmowę z Laurą Jones, dyrektorką działu organizacji wydarzeń. Firma na swojej stronie ogłosiła, że rozpocznie działalność za dwa tygodnie i zapraszała interesantów do kontaktu z asystentką dyrektora generalnego, Jessicą Elliot, która właśnie przed nią stała.

– Dyrektor generalny zaprasza. – Serce Alexandry na moment się zatrzymało. Przełknęła ślinę.

– Dyrektor generalny?

– Tak.

– A pani Jones?

Oczy asystentki odrobinę się zwęziły.

– Rozmawiała pani bezpośrednio z panią Jones?

Nie. Po mejlach, wydzwanianiu i próbach umówienia spotkania z innymi firmami z listy Pameli, zdecydowała się po prostu przyjść do Pearson Group z wiązanką i pokazać pani Laurze Jones, co potrafi. Postawić wszystko na jedną kartę i być pewną, że zrobiła, co mogła, by ratować swój sklep.

Nie sądziła jednak, że będzie prezentować swoje możliwości przed tajemniczym dyrektorem.

– Po prostu myślałam, że jako szefowa działu wydarzeń…

– Większość naszego zespołu jest w tym tygodniu na szkoleniu korporacyjnym w Szanghaju.

Dobrze, przecież sobie z tym poradzi. Nie mogła tylko zrozumieć, dlaczego dyrektor generalny miałby być zainteresowany spotkaniem z florystką. Jednak zamiast analizować jego pobudki, musiała skorzystać z okazji najlepiej, jak potrafiła.

– Jasne, to bardzo miło z jego strony, że znalazł dla mnie czas.

Perfekcyjnie wyskubana brew wygięła się w łuk, malując na twarzy Jessiki coś na kształt rozbawienia.

– On nie jest miły. Zainteresował się panią.

– Mam nadzieję, że w dobrym znaczeniu tego słowa.

– Okaże się. – Asystentka elegancko wzruszyła ramionami i spojrzała na zegarek na nadgarstku. Był srebrny i inkrustowany diamentami, sądząc po tym, jak odbijał światło. Pewnie Cartier. – Ma pięć minut, ani sekundy dłużej. Proszę za mną, panno Moss.

Alexandra wzięła swoje portfolio pod jedno ramię, drugim podtrzymując wiązankę. Usiłowała trzymać się maksymalnie prosto, podążając za sekretarką.

Przez cały tydzień nie udało jej się zajść tak daleko, więc stres zdążył już wywołać u niej lekkie zawroty głowy. Próbowała dotrzymać tempa Jessice przemierzającej pewnie przeszklone korytarze. Nie miała pojęcia, jak ta kobieta dawała radę poruszać się tak szybko na jedenastocentymetrowych szpilkach. Alexandra ledwie nadążała w płaskich czarnych balerinach.

Jej zdenerwowanie sięgnęło zenitu, gdy skręciły za róg i zatrzymały się przed podwójnymi, mahoniowymi drzwiami. Czy to możliwe, żeby serce biło tak szybko i nie była bliska omdlenia? Przyszłość jej firmy zależała od tego, jak poradzi sobie na tym spotkaniu. Ale poza tym żadnej presji. Zero.

– Oczekuje pani.

– Dobrze. Dziękuję. A jak się nazywa?

– Powie pani.

– Co…?

Jessica rzuciła jej ostatnie spojrzenie pełne litości, zanim ją wyminęła i odeszła w głąb korytarza, postukując złowróżbnie obcasami.

Alexandra odwróciła się powoli do drzwi. Spotkała mnóstwo ekscentrycznych i egoistycznych milionerów w przeciągu dwudziestu lat, gdy była znana jako Alexandra Waldsworth. Mężczyzna czekający na nią w gabinecie pewnie po prostu lubił mieć władzę.

Uświadomienie sobie tego wcale nie rozluźniło jej napiętych mięśni karku, ale zapukała do drzwi.

– Wejść – doleciał ją przytłumiony, głęboki głos, z ledwie echem akcentu. Brzmiał prawie jak…

Dosyć. Trzeba się było skupić.

Przywołała wspomnienie, które od lat pchało ją do przodu – jej ojciec w pomarańczowym kombinezonie więziennym, patrzący na nią z wściekłością zza szyby w sali widzeń. Gdy w końcu wstała, w drodze do wyjścia została uraczona przez niego ostatnią obelgą.

– Beze mnie nigdy ci się nie uda!

Myślał, że zniszczył jej pewność siebie, że grzecznie do niego wróci, ale sprawił, że stało się coś zupełnie przeciwnego. Tylko wzmocnił jej ducha, uwolnił ją i pomógł odejść z głębokim postanowieniem, że udowodni mu jego pomyłkę.

To był jeden z takich momentów. Niezależnie od tego, co się wydarzy, będzie mogła wyjść z podniesioną głową, wiedząc, że zrobiła wszystko, co było w jej mocy. Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi z uprzejmym uśmiechem na twarzy.

– Dzień dobry. Dziękuję, że zechciał się pan spotkać… – Głos uwiązł jej w gardle, gdy zrobiła kilka niepewnych kroków. Zamrugała kilka razy, mając nadzieję, że wyobraźnia płata jej figle.

Niestety nie miała omamów. Wysoki, barczysty mężczyzna ubrany w doskonale dobrany garnitur Armaniego i czerwony krawat siedział za jednym z największych biurek, jakie kiedykolwiek widziała. Lata wyostrzyły mu rysy, kwadratowa szczęka i prosta, elegancka linia nosa zostały podkreślone przez brak brody. Jego perfekcyjnie wystylizowane włosy były krótsze po bokach, a dłuższe na środku, gdzie zaczesano je tak, by żaden kosmyk nie próbował się znaleźć w niewłaściwym miejscu. Rozparł się na krześle i skupił na niej spojrzenie swoich bursztynowych oczu, które przewiercało ją na wylot.

– Alexandra Waldsworth. – Dźwięczny ton jego głosu ogarnął ją i pobudził krew do szybszego krążenia w żyłach, chociaż każda wymówiona sylaba ociekała lodowatą pogardą.

Zauważyła, że jej wizytówka leży na środku blatu biurka z czarnego orzecha. Pojęła, że musiał ją sprawdzić, i poczuła mdłości.

Znów spojrzała mu w oczy, ledwie utrzymując się na nogach pod jego pełnym wrogości spojrzeniem. Dlaczego w ogóle zgodził się z nią spotkać, a nie kazał Jessice wyrzucić ją za drzwi? Pewnie chciał powiedzieć jej w twarz, żeby nigdy więcej nie próbowała przestąpić lśniących progów Pearson Group.

– Teraz Alexandra Moss – odparła, zadowolona, że jej głos nie zdradzał zdenerwowania. Uniósł jedną brew.

– A więc poślubiłaś jednego z pięknych i bogatych?

– Nie. To nazwisko panieńskie matki. Lata temu przestałam używać nazwiska Waldsworth.

– Ostatnio, jak o tobie słyszałem, spotykałaś się z synalkiem jakiegoś potentata naftowego z Princeton. – Jego usta wykrzywiły się szyderczo, aż prawie się wzdrygnęła. – O imieniu jak samochód.

– Royce.

Nie zamierzała mówić nic więcej. Jaki sens miałoby wyjaśnianie, że to ojciec zmusił ją do spędzania czasu z Roycem, by zachęcić jego rodziców do zainwestowania w Fundusz Waldsworthów? Że kiedy raz Royce próbował ją pocałować, zachowywał się raczej jak radosny szczeniak niż potencjalny kochanek?

– Nie wyszło wam?

– Nie. – Wskazała na okna i niesamowity widok na Nowy Jork. – Nieźle się urządziłeś, Grant. Gratulacje.

– Panie Santos – poprawił ją. – Jestem członkiem rady, dyrektorem generalnym i założycielem Pearson Group. – Jego wzrok przeniósł się na wiązankę w jej dłoniach. Cień uśmieszku przebiegł przez jego usta. – A więc teraz używasz fałszywego nazwiska, by sprzedawać kwiaty. Jak ten świat się zmienia.

Poczucie winy nie pozwalało jej ruszyć się z miejsca, a przyjemne ciepło w żyłach zastąpił palący żar wstydu. Zasługiwała na jego wzgardę.

On ją kochał, wspierał ją, pomagał jej. A ona, kiedy przyszło co do czego, ugięła się pod siłą gniewu ojca zamiast postawić się i walczyć o mężczyznę, którego kochała. Mężczyznę, który najwyraźniej teraz lubował się w rzeczach dużych i wspaniałych.

Przeszklone ściany z oszałamiającą panoramą miasta, czarne półki uginające się pod ciężarem książek o finansach, a obok nich fantazyjnie rozstawione rzeźby, nagrody i kilka zdjęć Granta pozującego z jakimiś poważnie wyglądającymi ludźmi. Skórzane krzesła rozstawione wokół szklanego stolika kawowego pod oknem. To wszystko, tak zimne i surowe, nie pasowało do Granta Santosa, którego znała dziewięć lat temu.

– Przepraszam, panie Santos. – Nie miała pojęcia, jak dawała radę tak spokojnie mówić, ale ten pewny, choć cichy ton głosu pomógł jej wytrzymać jego spojrzenie. – Gdybym wiedziała, że jest pan dyrektorem Pearson Group, nie zabierałabym panu czasu.

Zrobiła kilka kroków w przód, czując, jak materiał spodni z lumpeksu ociera się o jej nogi, i ułożyła wiązankę na biurku.

– Proszę to przyjąć w ramach przeprosin. Sama znajdę drogę do wyjścia.

Odwróciła się i odeszła, tak jak poprzednio, gdy widziała go ostatni raz. Tak jak wtedy gorące łzy cisnęły jej się do oczu i znowu czuła, jak serce rozpada jej się na pół. Ale tym razem nie miała ochoty odwrócić się i rzucić się w jego ramiona. Tym razem chciała znaleźć się możliwie najdalej od niego.

Jej dłoń była już na klamce, gdy zatrzymał ją dźwięk jego słów.

– Wciąż ma pani dwie minuty. – Jej palce zacisnęły się na polerowanym srebrze. Skupiła całą siłę woli, by się odwrócić i znów spojrzeć mu w twarz.

– Słucham?

Skinął na wiązankę.

– Powiedziałem pannie Elliott, że dam pani pięć minut. Wciąż ma pani dwie, by sprzedać mi, cokolwiek chciała nam pani opchnąć. – Spojrzał na kwiaty lekceważąco.

Irytacja przytłumiła wszystkie inne uczucia. Kwiaty były pasją jej życia. Jej matka przelewała w nią swoją głęboką miłość do roślin przez tych kilka drogocennych lat, zanim zmarła na raka. Całe dzieciństwo Alexandry wypełniały kwiaty i ich znaczenia. Dały jej też potem szansę na nowy początek, na porzucenie zawodów, do których zmuszał ją ojciec.

– Ma pan dobre oko, panie Santos. To hyzopy anyżowe, rodzimy, nowojorski gatunek dzikiego kwiecia.

– A dlaczego przyniosła mi pani dzikie kwiecie?

Odetchnęła głęboko, by się uspokoić, i otworzyła skórzane portfolio, z którego wyjęła prezentację. Rozkładając ją na biurku, walczyła z pokusą, by uciec. Jego opalony palec dotknął pierwszej strony, tak jakby miał zabrać się za czytanie, ale Grant nie spuszczał wzroku z jej twarzy.

– Chcecie oczarować potencjalnych klientów Pearson Group.

Jego przystojna twarz nie zdradzała najmniejszych emocji, żadnego tiku czy grymasu. Skostniały wyraz sprawił, że zrobiło jej się przykro. Był taki czas, gdy to oblicze odkrywało przed nią każdą jego myśl.

– Jak pani doszła do takiego wniosku?

– Krążą plotki, że organizujecie kilka wydarzeń w przeciągu najbliższych tygodni. Zapewne służą wywołaniu wrażenia na potencjalnych klientach. – Postukała palcem w kartkę, uważając, by ich dłonie się nie spotkały. – Mogę wam w tym pomóc.

– Odstawiając na bok ciekawość, kto był tak wspaniałomyślnie wygadany, by rozpowszechniać informacje o moich prywatnych sprawach, proszę mi powiedzieć, w jaki sposób pani bukiecik chwastów miałby pomóc przekonać klientów dysponujących miliardami dolarów do zainwestowania w Pearson Group?

– Zostało udowodnione, że dekoracje kwiatowe podczas wydarzeń korporacyjnych poprawiają opinię gości o przestrzeni, w której się znajdują, o wydarzeniu, a nawet o jego gospodarzu – wyjaśniła gładko, czując pewność siebie w temacie, którym zajmowała się zawodowo. – Świeże kwiaty podnoszą poziom koncentracji, a do tego świadczą o chęci inwestycji w przyszłych klientów. – Musnęła dłonią splecione jasnofioletowe pąki. – Biorąc pod uwagę fakt, że niedawno przeprowadził się pan z Los Angeles, użycie rodzimego dzikiego kwiatu będzie subtelnym, acz konkretnym sygnałem, że troszczy się pan o szczegóły i że nie przyjechał pan do Nowego Jorku zbić szybkiej fortuny, zanim ruszy pan dalej.

– I sądzi pani, że najzamożniejsi tego miasta odróżnią hyzop od żonkila?

– Owszem, jeśli zerkną na ulotki, które przygotuję specjalnie, by goście mogli odczytać znaczenie kwiatów w kompozycjach.

Wiedziała, że to możliwe, jeśli tylko ją zatrudni. Nikt jeszcze nie dał jej szansy na zrealizowanie najlepszych pomysłów.

Jego spojrzenie padło na jej dłoń. Ściągnął wargi. Palce lekko jej drżały, gdy zdejmowała rękę z blatu.

– Jak dawno otworzyła pani sklep?

– Sześć miesięcy temu.

– Aha – prychnął. – Co więc takiego pani potrafi, czego nie zrobi firma z dłuższym stażem?

Wysunęła ostrożnie prezentację spod jego palców, przerzuciła kilka stron i wskazała mu odpowiedni fragment.

– Oferuję konkurencyjne ceny. Przez pięć lat kształciłam się pod okiem najlepszych florystów na wschodnim wybrzeżu. A przede wszystkim nie robię typowych kompozycji.

– Zauważyłem.

Nie wiedziała, czy miał to być komplement, czy obelga. I nie miało to dla niej znaczenia. Ta kompozycja była jedną z jej najlepszych.

– „Dzwoneczek” byłby szczęśliwy, mogąc zaopatrywać pana nadchodzące wydarzenia w kwiaty, panie Santos. Mój numer telefonu widnieje na wizytówce, którą przekazałam pana sekretarce, jeśli miałby pan dalsze pytania.

Grant przyjrzał się jej portfolio, a ona skorzystała z okazji, by ponownie wycofać się do wyjścia. Jej pięć minut już dawno minęło. Nie zawiadomił ochrony, nie nawrzeszczał na nią ani nawet jej nie obrażał. Naprawdę, poszło lepiej, niż się spodziewała. Przynajmniej porządnie się rozgrzała przed kolejną taką rozmową z potencjalnym klientem.

– Dlaczego miałbym panią zatrudnić, panno Waldsworth, po tym, jak zakończyliśmy nasze poprzednie relacje?

Prawie potknęła się o własne nogi, a serce zamarło w jej piersi. Pytanie zostało postawione w taki sposób, by zadać jak najwięcej cierpienia, nie miała co do tego wątpliwości. Ale było usprawiedliwione. Już raz zniszczyła mu życie. Nie chciała zranić go ponownie. Odwróciła się, by stawić mu czoło, tak jak powinna była to zrobić lata temu.

– Jestem dobra w tym, co robię, panie Santos. Mój biznes ma świetne opinie. Ale rozumiem pana obawy, zważywszy na to, w jaki sposób się rozstaliśmy. Jeśli pana przeszłość będzie utrudniać panu osiągnięcie celu, to rzeczywiście, współpraca ze mną nie będzie dobrym wyborem. Dziękuję za poświęcony mi czas.

Wyszła i pozwoliła drzwiom zatrzasnąć się za sobą, zanim powiedział coś jeszcze. Jej stopy same zaniosły ją przez korytarz. Siedząca za biurkiem Jessica skinęła jej tylko głową, nie przerywając rozmowy telefonicznej i pozwalając jej uciec do windy.

Drzwi się zamknęły. Kabina pomknęła w dół. Alexandra osunęła się na ścianę i przygryzła dolną wargę, pozwalając, by ból zagłuszył smutek.

Że też jedyną osobą, która zgodziła się ją przyjąć, był Grant Santos. Pierwszy i jedyny mężczyzna, któremu się oddała. Mężczyzna, którego kochała i który kochał ją, do czasu, aż pozwoliła zrujnować ich bajkowe zakończenie.

Ojciec dziecka, które straciła kilka miesięcy po ich rozstaniu.

Zacisnęła powieki i spróbowała stanąć prosto, gdy winda zbliżała się do parteru.

Gdy wyszła z Carlsona i bez zapału próbowała złapać taksówkę, po raz pierwszy w życiu zastanawiała się, czy nie powinna była wyjechać z tego miasta. Wydawało się, że przeszłość ciągle dreptała jej po piętach.

Grant Santos obserwował na ekranach monitoringu, jak Alexandra Waldsworth, Moss, czy jakkolwiek teraz kazała się nazywać, przechodzi przez recepcję.

Jak to możliwe, że odczuwał cokolwiek podobnego do współczucia dla kobiety, która złamała mu serce i zorganizowała koniec jego kariery?

Jej standardy mocno spadły od czasu, gdy widział ją ostatni raz. Wyglądała aż zbyt dobrze w związanej wstążką białej koszuli i szmaragdowozielonych spodniach, które podkreślały smukłość jej długich nóg. Nie uszło jednak jego uwadze, że Alexandra nie kupowała już ubrań w Chanel czy Saint Laurent – zauważył otarcia na butach, postrzępione końce wstążki i brak refleksów na jej brązowych włosach.

Kiedy pierwszy raz ją zobaczył, wyglądała jak muśnięta słońcem syrena, białe ząbki kontrastowały pięknie z opaloną skórą, gdy śmiała się perliście. Zapytał ją, czy jest jedną z ogrodniczek, a ona – gdy pomógł jej wstać – zapewniła go, że miał prawo tak myśleć, zważywszy na to, że siedziała w trawie, wyrywając chwasty. Potrzeba było dwóch dni spacerów w ogrodach i długich intymnych rozmów, by odważyła się ujawnić, kim jest i że to jej ojciec zatrudnił go sezonowo. Wtedy było już dla niego za późno. Był absolutnie oczarowany.

Może gdyby pierwszego dnia wyznała mu swoje nazwisko, nigdy nie pozwoliłby sobie na zakochanie się w kimś takim. Nie uległby iluzji, którą wykreowała.

Wcisnął guzik pod biurkiem.

– Jessico, czy raport jest gotowy?

– Tak, proszę pana. Właśnie go wysyłam.

Podczas gdy czekał na wiadomość od firmy ochroniarskiej, otworzył stronę, którą wcześniej zminimalizował. Zakładka „Poznaj nas!” kwiaciarni „Dzwoneczek” zawierała zdjęcie Alexandry w prostej żółtej koszuli i dżinsach. Była roześmiana, jakby fotograf opowiedział jej doskonały dowcip, a w ręce trzymała terakotową donicę, z której wylewały się bujne białe kwiaty.

Gdy Jessica przyniosła mu wizytówkę „Dzwoneczka”, od razu zauważył imię właścicielki. Był zirytowany, że ktoś przeszkadza mu w jego precyzyjnie zaplanowanym dniu. Mimo wszystko wpisał adres w wyszukiwarkę internetową, chcąc sprawdzić, kto taki miał na tyle odwagi, by zjawić się bez zapowiedzi. Choć jego biuro znajdowało się na czterdziestym szóstym piętrze, jego uszy wypełnił głuchy ryk samochodów przejeżdżających ulicami Nowego Jorku, gdy ekran komputera wypełnił uśmiech Alexandry. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ogłuszyły go pulsująca krew i łomoczące serce, które przyspieszyło na widok dawnej ukochanej.

Ostatnio widział ją lata temu, na zdjęciu z jej nowym chłopakiem. Uśmiechała się szeroko i wyglądała na bardzo szczęśliwą. Kiedyś to on potrafił wywołać ten uśmiech, ale przecież, upomniał się w duchu, to wszystko była gra. Alexandra była świetną aktorką. Tylko co próbowała ugrać teraz, zjawiając się w jego biurze? Cokolwiek chciała uzyskać, wiedział już, że jest sprytną manipulantką. Nigdy by nie podejrzewał, że Alexandra Moss, właścicielka małej kwiaciarni na obrzeżach SoHo, wyjdzie jak duch z jego przeszłości.

Z drugiej strony, gdyby był powiązany z tak sadystyczną i zepsutą postacią jak jej ojciec, też pewnie zmieniłby nazwisko. David Waldsworth został skazany za wiele przestępstw, w tym zastraszanie świadków podczas procesu. Grant nie znał szczegółów, ale ciężko było uniknąć zalania przez falę informacyjną. Pamiętał, że werdykt ogłoszono w piękny, słoneczny dzień wiosny – winny wszystkich przestępstw, skazany na wystarczająco wiele lat, by umarł w więzieniu.

Grant wzniósł toast za sędziów, sącząc piwo w kawiarni na molo w Santa Monica, a potem odwrócił się od telewizora, zanim kamera zdążyła zrobić zbliżenia na osoby siedzące w sali sądowej. Niezależnie od tego, czy Alexandra była obecna, nie chciał oglądać jej twarzy i patrzeć, czy wylewa krokodyle łzy nad mężczyzną, który go upokorzył. Zamiast tego skupił się na satysfakcji płynącej z publicznych konsekwencji, jakie dotknęły tego słynącego z okrucieństwa człowieka.

Jeśli kiedykolwiek Grant czuł pokusę sprawdzenia, co u Alexandry, zduszał ją w sobie z bezwzględnością, której nauczył się po ich rozstaniu. Była tylko częścią jego przeszłości i tak miało pozostać. Do czasu, aż wdarła się w jego życie bocznymi drzwiami, z tą jej udawaną, wielkooką niewinnością i dokładnie wystudiowanym wyglądem bizneswoman z problemami.

Przeglądał stronę internetową „Dzwoneczka”, a jego spojrzenie pochmurniało. Gdy zrozumiał, kim była właścicielka sklepu, kazał Jessice umieścić ją w sali konferencyjnej, a sam przeprowadził małe dochodzenie, każąc firmie ochroniarskiej przekopać się przez ostatnie dziewięć lat jej życia.

Jej biznesik wydawał się prawdziwy, a biorąc pod uwagę fakt, że otworzyła go miesiąc przed tym, jak przeprowadził się do Nowego Jorku, nie został stworzony, by wplątać go w jakiś brudny interes.

Niestety nie znalazł zbyt wiele więcej poza jej stroną, profilem sklepu na Instagramie i starymi artykułami o skandalu Waldsworthów. Przejrzał z satysfakcją niektóre z nich, ale o córce Davida oraz jego przybranym bracie, Finleyu, rozpuszczonym bachorze, który zmieniał życie Alexandry w piekło, zbytnio nie pisano. Większość wiadomości koncentrowała się na Davidzie i jego więziennych wywiadach pełnych buty.

Alexandra.

W pierwszym miesiącu po tym, jak ostatni raz spojrzała na niego z obrzydzeniem w obecności swojego ojca, śnił o niej każdej nocy. I nieustannie się zastanawiał, co wydarzyło się potem, pomiędzy ich wspólną nocą na plaży a kolejnym dniem, gdy tak znienacka z nim zerwała.

Wspomnienie upokorzenia wciąż paliło mu policzki. Miał nadzieję, że to wszystko okaże się tylko pomyłką. Jednak gdy zobaczył zdjęcie Alexandry z tym idiotą z wyższych sfer, a data pod fotografią wskazywała, że zostało zrobione dzień po ich rozstaniu, wreszcie zrozumiał, że był tylko tym, czym go nazwała – wakacyjną przygodą.

– Jesteś ogrodnikiem, Grant, a ja jestem z rodziny Waldsworthów. Było fajnie, ale dobrze wiesz, że nie miałoby to przyszłości.

Rzucił się w wir nauki, aż został przyjęty na Uniwersytet Stanforda na studia podyplomowe z biznesu. Na tydzień przed Bożym Narodzeniem wyleciał do Californii i od momentu startu samolotu pozwalał sobie na myślenie o Alexandrze jedynie raz w roku, w święto pracy, gdy to wypijał zdrowie za nią i jej ojca. Nauczka była bolesna, ale to im zawdzięczał swój sukces.

Jej zdrada pozwoliła mu skupić się na wyższych celach, takich jak osiągnięcie poziomu bogactwa, który zapewni jemu i jego matce pożegnanie się z biedą raz na zawsze, a także udowodnienie sobie, że David i Alexandra mylili się, gdy sądzili, że nie jest zdolny stać się jednym z królów nowojorskiej elity.

Komputer zapiszczał. Po kilku kliknięciach biografia Alexandry Moss, urodzonej Waldsworth, wyświetliła się na ekranie. Wayne Security udowodniło po raz kolejny, że są warci swojej horrendalnej ceny. Otrzymał szczegółowy, dziesięciostronicowy raport.

„Dzwoneczek” rzeczywiście był w pełni zarejestrowanym biznesem, ale ledwie sobie radził. Alexandra znalazła się na krawędzi bankructwa, choć wynajmowała jednopokojowe mieszkanie, a jej sklep znajdował się w tańszej części miasta. Reszta raportu zawierała skromne, lecz wiele mówiące szczegóły z jej życia: nieregularną historię zatrudnienia, najczęściej przy pracach dorywczych, oraz informację o zakończeniu nauki w zwykłym college’u, nie Princeton.

Alexandra miała kłopoty. Spojrzał ponownie na pastelowe portfolio oraz srebrny dzwoneczek przyczepiony do wstążki przy wiązance. To, że zdecydowała się wtargnąć do jego życia tylko po to, by jej firma obsługiwała przyjęcia Pearson Group, było wysoko nieprawdopodobne.

Ze złości zacisnął usta. Naprawdę sądziła, że jej pomoże? Poza tym skąd wiedziała o planach jego firmy? Musiał się dowiedzieć, kto wygadał.

Wypuścił z rąk portfolio Alexandry i rozejrzał się krytycznie po biurze. Ściany zostały pomalowane na szarawy kolor, bezosobowy i wyrafinowany, odpowiedni jako tło dla nowoczesnych i geometrycznych mebli o srebrnym wykończeniu i skórzanych krzeseł ustawionych przed jego biurkiem.

Całe jego ciało napięło się, gdy Alexandra podeszła do niego z tą niezwykłą pewnością siebie, a w jej oczach dostrzegł determinację. Powinna była wyglądać na skruszoną, upokorzoną, zawstydzoną, a tymczasem stała przed nim i prezentowała zaskakująco logiczne i przekonujące argumenty. Wykonała doskonałą pracę. Ceny rzeczywiście miała konkurencyjne, wręcz niskie, ale jej wiedzy nie można było podważyć. I nie dziwiło go to.

Znów przypomniał sobie jej złotobrązowe włosy wystające spod słomkowego kapelusza, delikatne kształty jej młodego ciała, widoczne pod jasnożółtą koszulką i dżinsowymi szortami, gdy wyrywała chwasty spod krzaka róż. Kiedy zerknęła na niego i obdarzyła go jednym ze swych słonecznych uśmiechów, był stracony.

Spojrzał na ruchliwe miasto poniżej. Potrafił pogodzić się z tym, że Alexandra go wykorzystała, pośrednio dzięki temu teraz miał perspektywę na zostanie miliarderem przed trzydziestymi piątymi urodzinami. Jeśli dobrze to rozegra, Pearson Group będzie najważniejszą firmą inwestycyjną na Wschodnim Wybrzeżu.

Odwrócił się w stronę wiązanki na biurku, która od razu przyciągała wzrok. Niezależnie od jej autora, oferta była naprawdę dobra.

Przyjemnie było znaleźć się w pozycji władzy. Po dłuższej chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że zatrudnienie Alexandry mogłoby posłużyć mu do kilku celów. Po pierwsze dodałby klasy swoim przyjęciom, ale ważniejszy był drugi powód, który przyjemnie łechtał jego potrzebę zemsty. Pokazałby Alexandrze, co straciła. Jakże satysfakcjonujące byłoby zarządzanie tą niegdyś tak wysoko postawioną dziewczyną, kiedy on zabawiałby jej dawnych znajomych przy kolacji. Plan powoli formował się w jego głowie. Uważał, że zasłużył na takie zadośćuczynienie po tym, jak go potraktowała. Niech zobaczy, ile osiągnął i jakie luksusy może teraz kupić za swoje pieniądze, podczas gdy ona ledwie wiąże koniec z końcem. Nieźle sobie radzi, jak na ogrodnika.

Przycisnął guzik, który łączył go z Jessicą.

– Tak, panie Santos?

– Poproś Laurę Jones o przygotowanie trzech propozycji aranżacji kwiatowych na nadchodzące wydarzenia. I niech będą podobne do tej, którą zostawiła nam panna Waldsworth.

– Waldsworth?

– Panna Moss – zreflektował się Grant, zaciskając zęby. – Niech prześle mi te propozycje do piątej.

Postukał palcami w papiery na biurku, a jego usta powoli rozciągnęły się w uśmiechu. Tym razem nie pozwoli Alexandrze się zranić. Tym razem to on będzie miał kontrolę.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: Cinderella Hired for His Revenge

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2023

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2023 by Emmy Grayson

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-480-4

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek