Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Eliza Orzeszkowa jakiej nie znamy! 90 tekstów o różnej objętości, formie i przede wszystkim tematyce (m.in. Patriotyzm i kosmopolityzm, O Żydach i kwestii żydowskiej, Kilka słów i kobietach, ale też… list o zaćmieniu Słońca!) daje przegląd najważniejszych tematów, o jakich Polacy dyskutowali w II połowie XIX wieku na ówczesnych forach publicznych; jest to więc niejako kulturowy portret naszego społeczeństwa tego okresu.
Wprawdzie większość materiału za życia autorki ukazała się w prasie (lub formie broszury), ale potem nie była już nigdy wznawiana. Jedna czwarta tekstów to zaś absolutny rarytas – wydobyte z archiwów rękopiśmienne inedita, dotąd nieznane czytelnikom.
Artykuły zostały opatrzone przejrzystym aparatem krytycznym, ułatwiającym lekturę zarówno na poziomie naukowym, jak i popularnym (noty z krótką historią powstania każdego tekstu, przypisy i komentarze o charakterze historyczno-kulturowym). Obejmująca całą twórczą biografię Orzeszkowej, trzytomowa, edycja Publicystyki społecznej autorstwa Orzeszkowej została opracowana przez Grażynę Borkowską i Iwonę Wiśniewską z Instytutu Badań Literackich PAN.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 1490
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt został sfinansowany ze środków Narodowego Centrum Nauki przyznanych na podstawie decyzji numer DEC-2013/09/B/HS2/02945.
redaktor prowadzący: Hubert Musiał
projekt okładki i stron tytułowych: Piotr Tarasiuk
projekt typograficzny: Grzegorz Majcher
korekta i opracowanie indeksów: Jerzy Białomyzy
Na okładce wykorzystano fotografię papieru drukarskiego autorstwa JJ Ying/Unsplash.
© Copyright by Grażyna Borkowska, Iwona Wiśniewska
© Copyright by Państwowy Instytut Wydawniczy
Wydanie pierwsze
Warszawa 2020
Państwowy Instytut Wydawniczy
ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa
tel. 22 826 02 01
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa www.piw.pl
www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy
ISBN 978-83-8196-156-1
Lubię wodę, szczególniej długim płynącą strumieniem.
Strumień taki nie jestże podobny do potoku ludzkiego życia?
Eliza Orzeszkowa, Znad Kotry,1867
Rwąca rzeka
Publicystyka Orzeszkowej, uprawiana przez pisarkę co najmniej od roku 1866 aż do samej śmierci, obejmuje kilkadziesiąt artykułów o różnych kwantyfikatorach gatunkowych. Mamy tu wielkie rozprawy, studia przypadków, eseje literackie, omówienia lektur, recenzje, polemiki, cykle felietonowe, korespondencje, listy otwarte, teksty okolicznościowe, m.in. upamiętniające osoby zmarłe (angielskie obituary), tłumaczenia (głównie z języka francuskiego, którym autorka władała najlepiej), oczywiście przekłady luźne, swobodne, choć i tak solidniejsze w stosunku do oryginału niż praktyki przekładowe innych autorów. Mamy tu teksty długie i krótkie, ważniejsze i mniej ważne, skupione na problemach lokalnych lub – przeciwnie – uderzające w kwestie podstawowe i uniwersalne. Porządkując materiał do pierwszego tomu publicystyki (składały się nań artykuły wyposażone w wyraźne dominanty), nie znałam całego, pozostającego w opracowaniu, korpusu wypowiedzi publicystycznych i nie przypuszczałam, że będzie on aż tak obszerny, a przy tym tak zróżnicowany, wielonurtowy, dynamiczny. Jeśli więc w przypadku tomu pierwszego publicystyki można było zastosować tematykę artykułów jako kryterium porządkujące i wyróżnić blok tekstów „społecznych”, wypowiedzi na temat tzw. kwestii żydowskiej oraz studia poruszające sprawę emancypacji kobiet, to w przypadku tomu drugiego, realizowanego z konieczności w konwencji „holenderskiej”, a więc obejmującego artykuły zaczerpnięte z całego życia pisarki i z całego rejestru tematów, trzeba było szukać innego klucza umożliwiającego logiczną prezentację.
Uznałyśmy wspólnie z Iwoną Wiśniewską, że w tej sytuacji – obfitości i różnorodności tekstów oraz kłopotów z próbą wyróżnienia jednorodnej tematyki poszczególnych tekstów (dla przykładu – rozważania natury ekonomiczno-społecznej często prowadzą do wątków kobiecych – i na odwrót, jak np. w artykule Ogrody owocowe,„Tygodnik Mód i Powieści” 1874, nr. 37–42 (zob. t. 2 w niniejszej edycji, s. 211), gdzie kwestia przydomowych upraw kieruje do zagadnienia społecznego wielkiej rangi – miejsca i roli kobiet w życiu rodzinnym i publicznym) – odpowiednim rozwiązaniem będzie zastosowanie kryterium łączonego, gatunkowo-chronologicznego, tzn. że w obrębie głównych grup, wydzielonych na podstawie rozróżnień gatunkowych czy paragatunkowych: rozprawy (studia literackie, artykuły), cykle felietonów, listy otwarte, recenzje (omówienia, przekłady), korespondencje, varia (wywiady, nekrologi, odpowiedzi na ankiety) itd., teksty będą układane chronologicznie, zgodnie z logiką ich przyrostu1.
Inny układ treści w tomie drugim musi z konieczności wiązać się z odmiennym charakterem wstępu. Żadną miarą nie może być mowy o omówieniu wszystkiego, a nawet o omówieniu zbiorczym artykułów składających się na wyróżnione bloki gatunkowo-chronologiczne. Wybór takiej koncepcji skazywałby autora na klęskę, czytelnika – na zgubną galopadę. Dlatego zdecydowałam się na prezentację egzemplaryczną wybranego tekstu (tekstów), przypisanego (przypisanych) do określonej grupy gatunkowej, pokazując, jak skomplikowane kwestie wnosi on do praktyki edytorskiej i interpretacyjnej, jak mocno przewartościowuje ustalone sądy na temat ich autorki, jak wiele tajemnic pozostawia bez rozwiązania i bez odpowiedzi.
1.
Listy Znad Niemna Elizy Orzeszkowej, pisane prawdopodobnie w pierwszej połowie lat 70. XIX wieku, opublikowane zostały w „Niwie” – List I w roku 1874 (w zeszytach 25 i 26), List II – w zeszytach 33 i 34, List III – w roku 1875, zeszyty 39 i 40. Cykl zamknął się w granicach dziejów przedpowstaniowych i mimo zapowiedzi autorskich – „O owym widnokręgu [dalszym, późniejszym – G.B.] powiem wam, czytelnicy, słów kilka w liście następnym” – nie był kontynuowany2. Dlaczego Orzeszkowa zamilkła? Czy z przyczyn cenzuralnych, jak przypuszcza Iwona Wiśniewska, przyjmując, że „temat realiów postyczniowych był zawsze dla cenzorskiego ołówka najdrażliwszy”3? Czy z jakichś innych powodów, które pozostały niewyjawione? Tego nie wiemy i raczej już nie poznamy.
Niewiedza nie musi jednak stwarzać barier ani ograniczeń interpretacyjnych. Przeciwnie, brak źródeł pozwala puścić wodze fantazji, a jednocześnie zmusza do precyzji, skłania do dyscypliny. Dlaczego pisarka porzuciła ważny temat? Dlaczego poniechała pracy nad opowieścią o swojej małej ojczyźnie? Nie mając innych danych, zwracamy się ku samemu tekstowi. Napierając z różnych stron, staramy się rozłożyć go na czynniki pierwsze, wycisnąć z niego, ile się da. Rozmontować, żeby później, jeśli się uda, na nowo poskładać.
Orzeszkowa zaczyna od narzekań4. Skarży się (nie po raz pierwszy zresztą5), że Litwa sytuuje się gdzieś na obrzeżach polskiego myślenia, że nikt o niej nic nie wie, że jej nazwa brzmi równie egzotycznie jak Paragwaj, Langwedocja, Chile lub Mezopotamia. Nie dajmy się zwieść, to tylko retoryka, topos skromności, uruchamiany w celu, którego czytelnik – dopiero rozpoczynający lekturę – jeszcze nie zna i być może nigdy nie pozna. Bo przecież pisarka (a także jej czytelnik) nie może nie pamiętać i w istocie nie zapomina o historycznym miejscu Litwy, o tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego, o randze wywodzących się stąd pisarzy i uczonych, nie tylko Mickiewicza, którego przywołuje tutaj jako autora Pana Tadeusza i – jak się zdaje – Prelekcji paryskich,gdy mowa o ludzkiej cywilizacji zakorzenionej „w ziemi i w słońcu” (zob. Znad Niemna. I. w t. 3 niniejszej edycji, s. 20). Autorka wspomina również profesorów i studentów Uniwersytetu Wileńskiego i zobowiązującą tradycję oświeceniową. Ta wielka europejska karta odwróciła się w pewnej chwili, pisze dalej Orzeszkowa, odsłaniając inne oblicze Litwy: zaściankowe, anachroniczne, nieatrakcyjne, rozmyte, jak bagniste tereny rozciągające się nad Prypecią i Piną. Zaserwowana czytelnikom „Niwy” lekcja geofilozofii („Gleba, klimat, widoki natury – oto troje pierwotnych piastunów ciał i duchów ludzkich” – tamże, s. 24) ma równocześnie zmityzować i zracjonalizować obraz relacji łączącej mieszkańców Litwy i ich ziemię (dzięki zastosowaniu dwu procedur zaczerpniętych z różnych obszarów kultury – romantycznego genetyzmu i genetyzmu unaukowionego w wersji taine’owskiej), pokazać rysy charakterystyczne tego związku, a może także przestrzec przed zagrożeniami. Jakimi? Skąd nadciągającymi?
Litwa, pojmowana w omawianym tekście raczej etnograficznie niż historycznie, to prowincja pozbawiona dużych ośrodków miejskich, mająca kilka miast ledwie zasługujących na to miano, porosła lasami, które mimo eksploatacyjnej gospodarki zajmują spore połacie terenu. Punktem orientacyjnym jest Niemen; bierze swój początek w terenie nizinnym, w błotach powiatu ihumeńskiego (gubernia mińska), w dalszym biegu przemyka przez „piękne, wzgórzyste, umiarkowanie leśne i zawodnione strony grodzieńskie” (tamże, s. 26), zbierając wody swoich malowniczych dopływów, m.in. Świsłoczy. Równie ważny jak oś północ-południe jest dział rozcinający przestrzeń na część zachodnią i wschodnią. Lewy brzeg Niemna, strona zachodnia, sąsiaduje z przepysznymi terenami Puszczy Białowieskiej, o której Orzeszkowa pisze z wyjątkowo zrozumiałą dla nas niechęcią wobec urzędników: „Dziś jeszcze, pomimo eksploatacji od lat wielu dokonywanej przez mało sumienną i wielce nieumiejętną administracją, miejsca dziewicze, toporem nietknięte, jakkolwiek rzadkie już, nie są jeszcze mitem, lecz istniejącą do czasu zapewne rzeczywistością” (tamże, s. 27). Brzeg prawy otwiera się na tzw. ziemie zaniemeńskie, tchnące większą egzotyką oraz odmiennością przyrody i ludzkich zachowań, co potwierdza nie tylko Orzeszkowa, ale też inni autorzy, np. Jakub Gieysztor w swoich pamiętnikach6.
W dorzeczu rzek Bugu i Prypeci, połączonych źle funkcjonującym Kanałem Królewskim, rozciąga się najsłabiej zbadana, „najgorszą nosząca sławę” (tamże), a zarazem najbogatsza część Litwy – Polesie. Źródłem zasobności są lasy i łąki, w powiecie pińskim – bogactwo ryb (wiunów, piskorzy), w położonym dalej na wschód powiecie mozyrskim – produkcja smoły. Bogactwo jednych łączyło się z ubóstwem, więcej – nędzą innych. Ogromne połacie ziemi przeciętej sieciami rzek i rzeczułek, wylewających co rusz i odcinających Pińszczyznę na długie tygodnie od świata, zamieszkuje – pisze Orzeszkowa –
szlachta zagrodowa, tak zwana łapciasta, z powodu, że stopień cywilizacji, którego dosięgła, nie przyniósł jej w darze choćby tylko zwyczaju noszenia skórzanego obuwia. Ciemnota umysłowa i grubość obyczajów ludności tej utrwalana trudnością komunikowania się ze stronami innymi, monotonnością widoków natury i ubóstwem jej płodów stała się przysłowiową.
(Znad Niemna. I. w t. 3 niniejszej edycji, s. 32)
Ale prawdziwe p i e k ł o (Orzeszkowa używa tego określenia, wyróżniając je graficznie) rozgrywało się gdzie indziej, w powiecie mozyrskim:
W głębiny lasów, mogących śmiało rościć pretensje do nazwy puszcz, posyłano tysiące, dziesiątki tysięcy chłopów, którzy zatrudnieni wyznaczoną im robotą, latami całymi zakładali pod osłoną drzew, na gruntach wydmiastych lub bagnistych osady złożone z szałasów lub ziemianek i przebywali tam nieraz znaczną część istnień swych, bez wydalania się na jaśniejsze i ludniejsze przestrzenie. Uczernione dymem, wśród którego bezprzestannie żyły, zwęglone niemal działaniem ognia przetrawiającego pod ich oczami olbrzymie pnie sosen odwiecznych, ludzkie gromady te fizycznie podobnymi stawały się do rasy murzyńskiej, moralnie ulegały ciemnocie i zgnębieniu, zbliżającemu człowieka do stanu biernej, niekiedy dzikiej zwierzęcości. (tamże, s. 34)
To prawdziwe j ą d r o c i e m n o ś c i odkryte nie gdzieś tam daleko za morzami i górami, ale tutaj z a r z e k a m i, jak pisze o wschodnim i południowo-wschodnim Polesiu Orzeszkowa, wtórując niejako Wspomnieniom Polesia, Wołynia, Litwy, 1860, Kraszewskiego. Wybitny socjolog, Józef Obrębski, prekursor badań nad kolonializmem polskim, tak komentował spostrzeżenia pisarza:
Obraz Polesia, uwieczniony przez Kraszewskiego, to nie jest obraz chłopskiego kraju; to obraz chłopskiego życia w kraju pańskim, w kraju książąt i magnatów, ekskrólewiąt i żubrów kresowych. W tej drodze raz tylko natknął się Kraszewski na widomy symbol ukrytej pod chłopską powłoką pańskości, gdy w przydrożnej karczmie mignęła mu przed oczami obficie zdobiona karoca, zaprzężona w czwórkę koni, wioząca nonszalancko w niej rozparte poleskie okazy ówczesnej szlachecko-ziemiańskiej złotej młodzieży. Chata do połowy w ziemi, chudzi, półnadzy chłopi i paradna pańska kareta to nie tylko elementy krajobrazu poleskiego, to symbole poleskiej struktury społecznej: jej pańskości i jej równoczesnej chłopskości7.
A ja w artykule na temat mitu kresowego w ujęciu Obrębskiego dodawałam:
Nigdy i nigdzie kontrast między panami a poddanymi nie był tak wyraźny, a podział społeczeństwa na kasty tak zasadniczy jak na kresach w czasach przeduwłaszczeniowych. Nigdy i nigdzie różnice pomiędzy kastami nie oznaczały tak głębokiej przepaści: „z jednej strony najwyższy gatunek wielkopaństwa polskiego – królewięta kresowe, z drugiej najniższa odmiana chłopstwa – ruski mużyk”. Nigdy i nigdzie różnice między panem a chłopem nie były tak ogromne: dzieliło ich wszystko, także język i wiara8.
I choć komentuję w cytowanym fragmencie tekst Kraszewskiego, włączam się mimowolnie, a zarazem zgodnie i jednobrzmiąco, w korespondencję Orzeszkowej; pisarka dorzuca do kasty panów i chłopów wymienionych przez Kraszewskiego dwie inne grupy – Żydów i urzędników, podkreślając, że społeczność Litwy składa się z czterech odrębnych jakości, czterech państw o ostro wyodrębnionych granicach: polscy panowie, białoruscy chłopi, żydowscy handlarze i nędzarze, rosyjscy urzędnicy.
2.
W listach Znad Niemna,a szczególnie w Liście II,Orzeszkową interesuje szlachta litewska – jej byt materialny, sposób myślenia, postrzegania świata i gospodarowania. Trudne, niezręczne zadanie omówienia tego tematu powierza autorka fikcyjnemu interlokutorowi, Panu Andrzejowi. Rozmówca nie zostaje przedstawiony wprost, a jedynie pośrednio; wydaje się, że to człowiek dobrze urodzony, wykształcony, bystry i niemłody. Nie śpieszy się z ocenami, jest ostrożny w formułowaniu wniosków, posługuje się narracyjną, lekko fabularyzowaną formą wykładu, która dzięki nieco baśniowej oprawie przynosi złagodzenie obserwacji krytycznych i zostawia miejsce na obrazy estetycznie pociągające, podmalowane nostalgią, wyrażające idiom dawności. Mimo tych zabiegów pozwalających czytelnikowi doznać smaku litewskości (duże przestrzenie, słabo zaludnione, małe dworki rozsypane wśród pól i lasów, kłopoty z komunikacją, zrośnięcie z ziemią), a zarazem próbujących neutralizować osąd historyczny, okazało się, że w optyce Pana Andrzeja testu obywatelskiej sprawności w epoce międzypowstaniowej szlachta miejscowa nie zdała. Fikcyjny interlokutor ocenia tę klasę według dwu kryteriów: stosunku do edukacji i umiejętności budowania właściwych form życia społecznego. W jego oczach oba przynoszą obraz klęski. W pierwszych dwu dekadach XIX wieku Uniwersytet Wileński kształcił dzieci miejscowych panów. Powstanie listopadowe położyło kres tej praktyce i na większą skalę nie została ona zastąpiona żadną inną działalnością. Z powodów, które tylko częściowo dają się tłumaczyć marazmem popowstaniowym (powstanie listopadowe) i represjami ze strony władz (o czym Orzeszkowa nie może, ale chyba i nie chce pisać, nie uważając być może tych okoliczności za wiążące), zawieszono kształcenie synów na kołku. Edukacja młodego pokolenia ograniczała się do nauczania domowego, dokonującego się pod okiem guwernerów i guwernantek, lub do kilku klas szkół państwowych. Na uniwersytety młodzieży na ogół nie wysyłano. Prawda, były daleko, brak kolei żelaznych skazywał na uciążliwe podróże odbywane konno, ale faktyczny powód leżał gdzie indziej. Nie odczuwano potrzeby kształcenia. Świat szedł starym trybem i wydawało się, że jest to jedyna słuszna droga stąd do wieczności9.
To czerpanie środków potrzebnych do życia, często wystawnego, a zawsze wystarczającego do zaspokojenia wszystkich potrzeb, z gospodarki prowadzonej archaiczną metodą trójpolową lub z zasobów bezlitośnie eksploatowanej przyrody, było możliwe dzięki darmowej pracy innych ludzi, dzięki pańszczyźnie, powiązanej na Litwie, tak jak na całych tzw. ziemiach zabranych i w całym Imperium Rosyjskim, z niewolą osobistą chłopów, z ich upodleniem, krzywdą, poddaństwem.
W połowie lat 50. XIX stulecia ten odwieczny, zdawałoby się, porządek zaczął się chwiać. Co zadecydowało o tej zmianie? Zauważmy, że jak wiele innych wydarzeń historycznych także sprawa zniesienia poddaństwa na Litwie, jak również kwestia uwłaszczenia chłopów w Królestwie Kongresowym mają dwie legendy – złotą i czarną10. W tej bardziej słonecznej i optymistycznej wersji wydarzeń podtrzymywanej w historiografii przez wielu wybitnych badaczy ruch prowłościański na Litwie zrodził się z inicjatywy szlacheckiej, oddolnej. Nie da się temu w całości zaprzeczyć. Tym bardziej że, jak pisała Orzeszkowa:
szlachta litewska posiadała we względzie stosunków swych z niewolnym ludem tradycją pewną, która katastrofę zbliżającą się czyniła mniej nową i niespodziewaną. Jak nadmieniłam w liście poprzedzającym, drugi dziesiątek lat bieżącego stulecia widział tutejszych posiadaczy wiejskich dokonywających zbiorowego kroku prawnego, zmierzającego ku ryczałtowemu zniesieniu poddaństwa ludu. Jakkolwiek krok ten dokonanym był bardziej pod wpływem rycerskiego animuszu i przemijającego uniesienia aniżeli gruntownego wyrozumowania i stanowczych postanowień, jakkolwiek przeważny udział w nim wzięli mężowie przewodniczący podówczas społeczeństwu swemu siłą rozumu i uczucia, a ogół dobrze wiedział, co i dlaczego czynił, jakkolwiek na koniec starania te chwilowe rozbiły się o niemożebność i nie tylko bez skutku zbawiennego pozostały, ale poniekąd zły wpływ wywarły, bo na długie lata zniechęciły umysły i rozgrzeszyły sumienia – zawsze jednak był to odblask myśli, która raz już zajaśniała w głowach, echo uczucia, które raz już wstrząsnęło sercami, zawsze jednak było to hasło wykrzyknięte niegdyś przez tych, którzy teraz spoczywali pod grobowymi głazami, była to chlubna pamiątka przeszłości... (Znad Niemna. List III w t. 3 niniejszej edycji, s. 61–62)
Ruch zainspirowany zmianami położenia chłopów w Księstwie Warszawskim11, prowadzący do inicjatywy z roku 1817 (w roku 1816 i 1817 nastąpiło zniesienie poddaństwa w guberniach estlandzkiej i kurlandzkiej, które być może odegrały tutaj rolę szlachetnego pierwowzoru)12, wygasł rychło, a temat podejmowano później z rzadka i nieskutecznie13. Zresztą wraz ze śmiercią Aleksandra I stał się jeszcze trudniejszy w realizacji. Drugi czynnik ułatwiający podjęcie kwestii zniesienia poddaństwa i uwłaszczenia wiązał się z awantażem młodego pokolenia synów szlacheckich, którzy około roku 1855, trochę wcześniej lub trochę później, docenili na nowo profity płynące z pobierania nauk, ze studiów uniwersyteckich14.
Zastęp ten żwawy, burzliwy, do zmian, reform z natury swej pochopny, powstawał nie skądinąd, tylko z łona tejże samej szlacheckiej społeczności. Powstawanie to trwało od niedawna, lecz wzmagało się z nadzwyczajną szybkością. Paniczów wypieszczonych miękkimi dłoniami mamek i guwernantek, wykołysanych na elastycznych poduszkach kozetek, ostudzonych i ogłupionych zimnem i ciasnotą codziennego otoczenia istniała jeszcze wprawdzie ilość niemała, sporo też jeszcze znajdowało się w prowincji wąsatych drągalów, strudzonych czteroklasowymi studiami, utuczonych barszczem z rurą i kołdunami, nieznających na świecie bożym innej drogi oprócz tej, która wiodła do parafialnego kościoła i powiatowego miasteczka, innego wspaniałego widoku prócz tego, który przedstawiały smycze ojcowskie goniące kota w polu lub sarnę po lesie, innej piękności prócz ładnego buziaczka panienki z sąsiedniego dworu lub – dziewczyny z poddanej wioski, innego uczucia prócz głupiej buty i bezmyślnych uniesień, objawiających się ślamazarnymi łzami lub hulaszczym humorem i burdą. (tamże, s. 63)
„Czarna” legenda koncentrowała się na innych elementach wydarzeń – na inicjatywie cara, reskryptach podwładnych mu gubernatorów (na Litwie akcję na rzecz włościan rozpoczął generał-gubernator Władimir Nazimow), które kierowano do polskich ziemian, pytając o stosunek do planowanej reformy. Myśl o zniesieniu poddaństwa i obowiązku odrabiania pańszczyzny przyjęto w środowisku szlacheckim lepiej, przymiarki do uwłaszczenia – z daleko większymi oporami.
Żadne z tych kategorycznych ujęć nie wyczerpuje dramatyzmu i intensywności wydarzeń, które przetoczyły się przez prowincję litewską w drugiej połowie lat 50. Jak pisał Tadeusz Korzon, nieprzychylny stosunek szlachty rosyjskiej wobec reformy wsi skierował uwagę cara Aleksandra II na tzw. ziemie zabrane. Szlachta trzech guberni litewskich opowiedziała się w czerwcu roku 1857 na zjeździe w Kownie za zniesieniem poddaństwa, ale sprzeciwiła się nadawaniu ziemi włościanom. Wybrano w ten sposób „kurlandzką drogę” reformy. Ale wprowadzenie nawet tego rozwiązania, pozostającego daleko w tyle za całą Europą, nie obyło się bez gorących dyskusji i sprzeciwów. Zgłoszono kontrprojekt kwestionujący uchwałę, domagając się, by został dołączony do przysyłanych carowi dokumentów; Gieysztor, jako członek komitetu redagującego tekst końcowy, sprzeciwił się temu posunięciu: „Uważałem bowiem za ubliżające dla szlachty polskiej, by w Petersburgu wiedziano, że nawet tak koniecznych i sprawiedliwych ustępstw nie chce swemu ludowi udzielić”15. Na wiele jednak kompromisów pójść musiał.
O drażliwości tematu reformy włościańskiej świadczy publicystyka tamtego czasu, np. broszura Tomasza Potockiego piszącego pod pseudonimem Adam Krzyżtopór. W roku 1851 wydał on w Poznaniu nakładem Jana Konstantego Żupańskiego pracę O urządzeniu stosunków rolniczych w Polsce. Dzieło cieszyło się dużą popularnością, ale: „zewsząd dochodziły mnie krytyki – pisał autor – zarzuty, uwagi, tak co do szczegółów podanego przeze mnie projektu, jak nawet do samej jego podstawy”16. Sytuacja ta skłoniła publicystę do ogłoszenia drukiem w roku 1857 w tej samej oficynie kolejnej pracy tłumaczącej podjęte kierunki zmian. Poranki karlsbadzkie,skomponowane tak, aby mógł je czytać ze zrozumieniem także odbiorca nieznający pracy wyjściowej, wykorzystywały konwencję rozmowy (dialogu, debaty), w której zgłaszane są i na bieżąco wyjaśniane kolejne zastrzeżenia i wątpliwości dotyczące kwestii włościańskiej. Autor zajął się tym razem głównie tzw. ziemiami zabranymi, gdzie poddaństwo kwitło. Rolą rozmówców obdarzył autor fikcyjne osoby reprezentujące poglądy wynikające bezpośrednio z ich statusu społecznego. Najbardziej konserwatywny Marszałek uważał podległość chłopów za zjawisko naturalne i korzystne dla tej klasy społecznej, pozostającej – jak twierdził – pod opieką swych panów. Proboszcz traktował niewolę jako stan niegodny człowieka, ale jednocześnie nie mógł się zgodzić, „by przyznać wyższość zbydlęconemu proletariuszowi, który odarty ze wszelkich religijnych, zaspokojenie li materialnych chuci za cel życia uważa; wreszcie jedynie zawiścią wyższy jest od zwierzęcia”17. Radykalny sprzeciw wobec poddaństwa zgłosił Doktor. Oględnie mówiąc, los chłopów postrzegał mniej sielankowo niż Marszałek, poza tym zauważał: „Dość przejechać przez Łuck, Ostróg, Bychów, Szkłów itp., dość spojrzeć na te sterczące szkielety przeszłej zamożności kraju, by się przekonać, o ile kraj ten musiał być bogatszym i szczęśliwszym w owych czasach, kiedy jeszcze poddaństwo doń nie zawitało”18. Autor, tłumacząc, że zniesienie osobistej niewoli chłopa, a także oddanie mu (odsprzedanie, wydzierżawienie) na nowych warunkach poletek ziemi, nie pogorszy per saldo położenia ziemian oraz szlachty (m.in. dzięki odszkodowaniom rządowym), a wręcz umożliwi przejście na bardziej intensywny i racjonalny stopień gospodarowania, osiąga zrozumienie. W swoim narracyjnym gronie, na papierze, rzecz jasna.
Kapitalny przegląd położenia klasy włościańskiej w Rzeczypospolitej dał Edmund Stawiski w pracy Poszukiwania do historii rolnictwa krajowego, Warszawa 1858, podkreślając, że gospodarka stanowi system naczyń połączonych i że pierścień niewoli zaciskający się wokół włościan wpływał na dysfunkcjonalność innych sektorów: miast, rzemiosła; „Kwitnęły wsi, kwitnęły i miasta, cierpiały wsi, cierpiały i miasta”19. Uwaga ta korespondowała z zacytowanym wyżej przekonaniem bohatera publicystyki Krzyżtopora.
Głosem szlachcica Litwina przemówił raz jeszcze, ukryty teraz pod pseudonimem Kazimierz herbu Strzała, Jakub Gieysztor. Uznał, że reskrypt carski, wydany mniej więcej pół roku po przesłaniu ustaleń zjazdu kowieńskiego, nie zadowolił nikogo. Przeciwników reformy zmroziła konieczność odsprzedania siedzib włościańskich wraz z ogrodami ich użytkownikom, co kłóciło się z zasadą dobrowolności. Z kolei zwolenników raziło rozłożenie zmian w czasie na 12 lat20. Ciekawe, w tym piśmie Gieysztora – obok argumentów na rzecz rozwijania ustroju gminnego na wsiach – pojawia się odniesienie do socjalizmu jako ideologii mogącej przyciągać sympatię tłumów. Żadnych referencji autor nie podaje, więc przeciwnik pozostaje anonimowy.
Ciekawa jest też broszurka Oskara Korwin-Milewskiego, który – czyniąc być może aluzję do motywacji religijnych wielu reformatorów lub też wdając się w polemikę z nimi – pisał, że wprawdzie podstawą cywilizacji jest w dziedzinie moralności chrystianizm, ale w dziedzinie organizacji społecznej pozostaje nią – własność indywidualna21. To, jego zdaniem, nienaruszalna zasada (obowiązująca zawsze i wszędzie) i żadne odstępstwa, poczytywane przez autora rozprawy za krok w stronę komunizmu, określanego jako barbaria, nie mogą być czynione.
3.
Wracajmy do Orzeszkowej. W Liście III autorka nawiązuje do cudownych lat 50., które przynoszą radykalną odmianę nastrojów na Litwie. Uczciwość pisarska każe publicystce widzieć w ruchu obywatelskim nie tylko nawiązanie do najlepszych tradycji „Oleśnickich, Długoszów, Zamojskich, Kołłątajów, Czackich” (Znad Niemna. List III w t. 3 niniejszej edycji, s. 63), nie tylko zmianę priorytetów podyktowaną krytyką panującego przez dwie dekady marazmu, ale też zdroworozsądkową ucieczkę do przodu, wynikającą z przekonania, że tak dalej żyć się nie da. Że również w gospodarstwach szlacheckich spadają dochody, że pojawia się widmo relatywnej biedy, a przynajmniej konieczność zaciskania pasa. Swój udział w przygotowaniu zmiany miała także literatura piękna. Orzeszkowa wymienia pisarzy ważnych i dzieła zasłużone: Chata za wsią, Latarnia czarnoksięska, Dwa światy, Dziwadła Kraszewskiego, Duch i krew Pługa, Historia o pra-pra-pra... wnuku i pra-pra-pra... dziadku Jeża, Gawędy poetyczne Syrokomli. Jak wynika z wyliczenia, szczególną rolę odegrały dzieła Kraszewskiego. Pisarka wyróżnia tego autora, przypisuje mu niebagatelne zasługi na polu teorii życia społecznego. Doniosłość przełomu lat 50. i 60. i wyjątkowość postawy Orzeszkowej polega wszakże na próbie przełamania teorii na rzecz praktyki: „Rzecz szła o to: czy i kiedy oswobodzić poddanych włościan? Czy i w jaki sposób, i w jakiej mierze ich uwłaszczyć?” (tamże, s. 68). Wiemy już co nieco o działaniach praktycznych, które poprzedzała publicystyka tego okresu, m.in. dzieła Potockiego, Gieysztora, Stawiskiego. W tekście Orzeszkowej odnajdujemy pytania i wątpliwości poruszone przez jej poprzedników. Możemy z dużym prawdopodobieństwem założyć, że pisarka znała i te pisma, i te debaty, które się wówczas toczyły. Być może nawet tytuł swego cyklu zaczerpnęła z artykułów Gieysztora zamieszczanych w „Kurierze Wileńskim” w 1861, które autor ochrzcił wspólnym mianem List znad Niewiaży. Wprawdzie korespondencja ta nie dotyczyła kwestii włościańskiej, lecz biografii dziada autora, Ignacego Zawiszy, to pomysł przywracania pamięci o wybitnych postaciach miejscowej szlachty, opowiadających się za sprawą zniesienia poddaństwa, musiał być pisarce bliski22. Warto zaznaczyć, że jej artykuły mogły z kolei posłużyć Bolesławowi Limanowskiemu do budowania wiedzy o ludziach i czasach reformy uwłaszczeniowej23, tyle w jego historii polskiej demokracji wspólnych z Orzeszkową wątków i ujęć.
Publicystka dopełnia obrazu, pisząc (więcej niż inni) o gorączce reformowania, która ogarnęła masy szlacheckie:
Potrzebę przysposobienia takiego uczuwano głęboko i powszechnie, ale nabywać je w sposób prawidłowy i skuteczny było już za późno. Uganiano się za nim na wszystkich drogach, pochwytywano drobne, oderwane jego światełka wszędzie, gdzie się tylko ukazać mogły: w częstych i gwarnych dyskusjach towarzyskich, w książkach pisanych dla innych krajów.
(Znad Niemna. List III w t. 3 niniejszej edycji, s. 69)
Często w roli nie tyle przewodnika duchowego, ile podręcznika nauki praktycznej pojawiała się literatura, np. Rozbitek Kaczkowskiego,powieść zręcznie skonstruowana i podejmująca wątki romansowe na równi ze szczegółowymi wskazówkami dotyczącymi gospodarowania. Były to uwagi odwołujące się do realiów galicyjskiego życia po rzezi, a nie wykład praktyka rolnictwa, ale dla czytelników kalendarzy gospodarskich stanowiły materiał poważny, godzien dyskusji. Zabawne? Konieczne, nieuniknione; skoro lektura Saya, Milla i Krzyżtopora była zbyt trudna, szukano innych możliwości doganiania uciekającego czasu.
Publicystka zwraca uwagę na pewien fenomen odnotowany śladowo przez poprzedników: na inność młodego pokolenia w stosunku do generacji rodziców (choć robi to niekonsekwentnie, raz podkreślając odmienność pokoleniową, a kiedy indziej akcentując szlachectwo nowatorów). I na pewien rewolucyjny ferment wyczuwalny tuż pod skórą, anonsowany rzadkimi, ale chyba nie incydentalnymi wystąpieniami włościan, którzy odmawiali wykonywania obowiązków, buntowali się nawet wobec wcześniej zadowalających ich warunków oczynszowania (jak w dobrach Gieysztora), nie ustępowali wobec represji ze strony wzywanego wojska24. A z tego wynika, że to nie tylko tradycja Oleśnickich i Zamojskich motywowała ziemian do działania, lecz także widmo Szeli i rewolucji krakowskiej roku 1846 było, mogło być, motorem aktywności. Przywołanie Rozbitka wskazuje niedwuznacznie na ten trop: powieść żyje pamięcią wydarzeń z lat 40. Pokolenie dojrzewające na Litwie 20 lat później uwewnętrzniło nie tylko strach przed rewoltą, ale też przekonanie o jej nieuchronności, poddało się nowym prądom, uległo nowym wiatrom: „czytali Proudhona i Ludwika Blanka, uwielbiali Lassalle'a, rozpromieniali się ziejącymi pożogą i zniszczeniem broszurami pisanymi po polsku – za granicą” (tamże, s. 71). To są prawdopodobnie te socjalistyczne inspiracje, o których – bez wymieniania nazwisk i tytułów (nomina sunt odiosa) – napomykał Krzyżtopór.
Warto przyjrzeć się bliżej tym lekturom. Pierre Joseph Proudhon, Louis Blanc, Ferdinand Lassalle należeli do prekursorów socjalizmu europejskiego; żaden z nich nie był rewolucjonistą sensu stricto. Tak się składa, że wszyscy trzej byli polemistami Marxa, niekiedy ostro przez niego zwalczanymi (jak pamiętamy, na pracę Proudhona Système des contradictions économiques ou Philosophie de la misère, 1846, znaną polskiemu czytelnikowi jako Filozofia nędzy, Marx odpowiedział brawurową polemiką Misère de la philosophie. Résponse à la philosophie de la misère de M. Proudhon, czyli dziełem Nędza filozofii, napisanym po francusku i wydanym w Brukseli w 1847 roku). Lassalle wyznawał zasady socjaldemokracji, próbując polepszyć byt klasy pracującej (robotniczej) w ramach istniejącego systemu politycznego. Proudhon był anarchistą, negował rolę państwa jako organizatora sił społecznych. Kwestionował ideę rewolucyjnych przemian, postulował dążenie do radykalnych zmian drogą małych kroków, nie tłumacząc, jak dokonać tego dzieła, co budziło irytację tak świetnych, a jednocześnie tak konsekwentnych publicystów i myślicieli, jak Karl Marx. Własność stanowiła zdaniem Proudhona zbrodnię; „własność to kradzież”, mówił – nie da się jej pogodzić z ideą wolności i sprawiedliwości. Louis Blanc, historyk i polityk, autor monumentalnej pracy poświęconej rewolucji francuskiej, zasady socjalizmu rozwinął w wielokrotnie wznawianej rozprawie L’Organisation du travail, wydanej po raz pierwszy w 1839 roku. Interesowało go położenie klasy pracującej, domagał się płac na poziomie zaspokajającym potrzeby pracujących, ochrony interesów robotniczych ze strony związków zawodowych. Postulował rozwijanie ruchu spółdzielczego. W czasie rewolucji lutowej roku 1848 został członkiem rządu, gdzie domagał się gwarancji pracy dla robotników. W końcu lat 40. znalazł się na emigracji, skąd wrócił do Paryża w czasie wojny francusko-pruskiej.
Sprawy podejmowane przez wymienionych myślicieli nie miały na ziemiach polskich materialnych odpowiedników; słabo rozwinięty przemysł implikował istnienie słabo zorganizowanej i niewielkiej liczebnie klasy robotniczej. Tym ciekawsze musi wydawać się zainteresowanie dla idei socjalizmu (i komunizmu) w środowisku wiejskim, w gronie radykalnie nastawionej młodzieży ziemiańskiej.
Wśród wymienionych przez Orzeszkową lektur tylko ostatnią zbiorczo określoną pozycję można posądzić o to, że zieje „pożogą i zniszczeniem”. To – zdaniem autorki – broszury pisane po polsku za granicą – czyje? Być może Gromad Ludu Polskiego, które powstały z rewolucyjnie usposobionych zastępów żołnierzy i podoficerów powstania listopadowego, przymusowo zaokrętowanych w roku 1832 przez rząd pruski i – jako element niebezpieczny – wysłanych na drugą półkulę. Do celu nie dotarli, trzem statkom udało się zatrzymać w Europie, u wybrzeży Francji i Anglii. Właśnie tam, w ojczyźnie Szekspira, pasażerowie statku „Marianne” (powstańców wysiadających we Francji szybko „upłynniono”, namawiając do zaciągnięcia się w szeregi Legii Cudzoziemskiej) założyli w roku 1835 własną, wyłamującą się spod władzy Centralizacji Towarzystwa Demokratycznego Polskiego z siedzibą w Paryżu, sekcję Grudziąż. Z głównym trzonem emigracji poróżnił ich stosunek do własności i szlachty oraz zasięg i formy realizacji działań rewolucyjnych. W pismach Stanisława Worcella, Tadeusza Krępowieckiego, Zenona Świętosławskiego i innych kwestionowano prawowitość stanu posiadania ziemi przez szlachtę i jej przewodnią rolę społeczną. Adam Sikora, współczesny badacz emigracji dziewiętnastowiecznej, pokazuje, jak uzasadnienia dla tych tez szukano najpierw w ideologii oświeceniowej – w pojęciu praw natury i praw człowieka, potem – w ideach ewangelicznych i prawach bożych. Z czasem powstały dwie inne sekcje – Humań i Praga (nazwy nieprzypadkowe!), a radykalizm Gromad wywołał w kręgach emigracyjnych falę krytyki. Jak wynikałoby z zakamuflowanej wypowiedzi Orzeszkowej, budził niechęć i lęk również w kraju.
Trudno się dziwić. Zastąpienie paternalistycznych haseł wizją dwu wrogich obozów musiało szokować i boleć: „Ojczyzna nasza, to jest lud polski, zawsze była odłączona od ojczyzny szlachty; i jeżeli było jakie zetknięcie pomiędzy krajem szlachty polskiej a krajem ludu polskiego, miało ono niezaprzeczone podobieństwo styczności, jaka zachodzi pomiędzy zabójcą a ofiarą”. Zapowiadano ukaranie tych, którzy nie wykażą pokuty ani skruchy25, i choć nie zachęcano do rozlewu krwi, ostrość postulatów odbiegała od solidarystycznego tonu innych stronnictw emigracyjnych. Z czasem energia społeczna została ostudzona przez pierwiastek religijny, chrześcijański: postulowano zastąpienie własności indywidualnej własnością gminy, podkreślano ducha chrześcijańskiej wspólnoty, w duchu chrześcijańskim formułowano też hasła równości i braterstwa. Ideolodzy Gromad dostrzegali zbieżność formułowanych w ich gronie tez z postulatami wyznawców socjalizmu, ale podkreślali przede wszystkim dzielące ich różnice26. Już po rozpadzie Gromad w rozprawach czołowych publicystów tej orientacji, szczególnie w pismach Stanisława Worcella, pojawiają się akcenty zbliżające te wypowiedzi do towianizmu, a także do publicystyki Mickiewicza jako autora Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego.
Gromady zaprzestały działalności w roku 1846. Nie wykluczało to późniejszych nawiązań do sformułowanych przez nie idei, ale uprawdopodobniało też inne hipotezy. Równie dobrze mogło chodzić o działalność Gromady Rewolucyjnej Londyn, powołanej do życia w roku 1858, nawiązującej – jak pisał Kieniewicz – do tradycji wcześniejszych Gromad27, ale radykalniejszej od nich: zapowiadającej zemstę na klasach uprzywilejowanych28.
Skąd Orzeszkowa mogła znać pisma Gromad? – pytamy, zakładając, że nasze podejrzenie, iż o Gromadach mowa, jest trafne. Otóż w roku 1854 Zenon Świętosławski, jeden z głównych ideologów ruchu, opublikował na wyspie Jersey podstawową dokumentację własnej działalności w zbiorze Lud Polski w emigracji 1835–1846. Droga książki na Litwę, np. przez Paryż, jest całkiem możliwa. Wiemy też, że dokumenty Gromady Londyn dotarły do Poznania, gdzie stały się podstawą prowokacji policyjnej, mogły więc też pójść dalej na wschód29. Orzeszkowa uważała, że pisma emigracyjne, wskazując na teoretyczne podstawy zmian, w praktyce – budzą lęk i utrudniają reformy. Zauważmy to powtarzające się rozróżnienie teorii i praktyki. Służyło Orzeszkowej, jak można przypuszczać, do osłabienia zasadności rewolucyjnego fermentu. Buntujący się chłopi mają rację teoretycznie, ale praktycznie ich bunt niszczy warstwę szlachecką, która ma też swoje zalety. Tak rozumowała pisarka.
Ostatecznie na ziemiach zabranych wprowadził reformy ukaz carski z 19 lutego 1861 roku, znosząc poddaństwo m.in. na Litwie, ustanawiając gminy włościańskie i tworząc urząd pośredników. Publicystka dostrzegła nowe zjawisko: „sumienie publiczne raz przebudzone uczyniło skok ogromny w krainę ideałów”. Koniunkturalnie, a może z lęku przed konsekwencjami zmian, a może szczerze, w poczuciu winy i misji dziejowej – polscy posiadacze postanowili włączyć się w działania rządowe, przygotowując, cóż, że trochę późno, lud do swobód, które właśnie otrzymał. Zakładano szkółki wiejskie, podejmowano akcje na rzecz wstrzemięźliwości. Orzeszkowa konstruuje wymowny obrazek: przysłowiowi Maksym i Hrehor są zapraszani do pańskiej karety, a panicze wkładają „siermieżki wyszywane, długie buty i czapki baranie” (49). Pisarka dobrze znała te akcje i te gesty, bo sama brała w nich udział, bo była ich świadkiem we własnym otoczeniu. Tak się działo w wielu miejscach na Litwie, na Wołyniu. Skąd to się brało? Zdaje się, że empatyczny ruch na rzecz włościan był w tym czasie specyfiką kresową. Jak pisał Kieniewicz, „na Ukrainie sprawa włościańska była dużo bardziej zaogniona [niż w Kongresówce – dop. G.B.], a możliwości pracy organicznej znacznie mniejsze, to wpędzało w szeregi konspiracji nawet ziemiańskich synów”30. Położenie Litwy było inne niż sytuacja Wołynia i Podola, ale pewne elementy pozostawały wspólne: chłopomaństwo miało skracać drogę do ludu, nieufnego, obcego – językowo i często religijnie. Było jedynym sposobem przełamania barier. Właśnie tutaj, na Grodzieńszczyźnie, prowadzono szeroką akcję agitacyjną wśród chłopów na rzecz ich racji i interesów, próbowano ich pozyskać, oswoić, włączyć w proces zmian dziejowych. „Leśni ludzie” w przebraniach ludowych, mówiący po „tutejszemu”, krążyli po wsiach, rozjaśniając chłopskie głowy. Nawet w rozprawie z 1953 roku Kieniewicz nie może nadać tym działaniom, przypisywanym lewicy „czerwonych”, zbyt dużej rangi, to jednak – po pierwsze – nie jest chyba do podtrzymania teza o ruchu agitacyjnym jako rosyjskiej antyszlacheckiej prowokacji, po drugie – ruch ten świadczy o bardziej dynamicznym, niż sądzimy, proporcjonalnym i integralnym splątaniu projektów niepodległościowych ze społecznymi. Z pewną (zatartą z czasem) przewagą na rzecz tych ostatnich.
A potem „Zagrzmiało, runęło w betlejemskiej ziemi”, przyszło powstanie, przerywając ten proces.
Na tej uwadze kończy się tekst korespondencji, zapowiedzianej dalej, ale niepodjętej. Jakie możliwości interpretacyjne generuje, być może nawet łamiąc albo tylko przekraczając intencje autorki? Orzeszkowa wpisuje się explicite we wspomnianą „złotą” legendę – szlachta litewska mimo swego zapóźnienia, bezkompromisowo obnażonego w korespondencji, stanęła na wysokości zadania. Zdaje się jednak, że ta pochwała ma węższą, ściślej określoną grupę adresatów. Nie cała szlachta zasługuje na pochwałę, tylko jej część. Nawet jednak radykałowie pozostają więźniami swego pochodzenia, nie mogąc przełamać niezdecydowanej postawy wobec własnej klasy. To niezdecydowane lawirowanie oddają kolejne zdania
swobodne, gruntownie i wszechstronnie rzecz obejmujące pióro historyka dojrzy kiedyś i wskaże w tym zejściu się dwu wielce różnych ze sobą pokoleń źródło wielu następnych, dziwnych wydarzeń, wytłumaczy nam wiele z tego, co dziś wydaje się nam trafem, niespodzianką, dzikim kaprysem przeznaczeń. Pobieżny i niezmiernie owarunkowany opis niniejszy nie może zapuszczać się tak głęboko i poprzestać musi na zaznaczeniu tylko tej chwili sformowania się stronnictw, z których jedno powstrzymywało, drugie gnało, jedno żądało zwłok, ostrożności, spokoju, podporządkowania kwestii jednych kwestiom innym, drugie wołało o pośpiech, bezwzględność, ryczałtowe nagromadzenie ruchów i wypadków wbrew sobie sprzecznych.
(Znad Niemna. List III w t. 3 niniejszej edycji, s. 71)
Logika tekstu Orzeszkowej wyraźnie się kruszy; trudno z tego galimatiasu wyprowadzić proste linie, odpowiedniki prostych myśli. Cnotą okazuje się zwłoka, ostrożność, spokój, podporządkowanie kwestii jednych kwestiom innym. Gdzie podziało się to młode pokolenie, wcześniej przez pisarkę komplementowane (nie bez zastrzeżeń), wychowane w europejskich wszechnicach, pełne szlachetnego entuzjazmu i radykalizmu? Jaką rolę w tych ideowych przetasowaniach odegrał wybuch powstania? Przychodzi mi do głowy następujące rozwiązanie: do powstania na Litwie poszli „młodzi”, jak zawsze chętni do działania, ale decyzję o wybuchu sprowokowali „starzy”, choć sami powstania nie chcieli: „Powstanie więc zburzyło całą pracę lat wielu. Co Kraj z niego zyskał, co stracił” – pytał Gieysztor, w jednej osobie przeciwnik powstania i – co nie stanowi wyjątku – jeden z jego przywódców na Litwie31. Jak to możliwe? W innym jego tekście znajdziemy ślady naprowadzające na wyżej wskazany trop, mówiący o tym, że decyzja o insurekcji jest pochodną napięcia pokoleniowego, a więc tego wątku, na który tak wyraźnie zwraca uwagę Orzeszkowa i który potem gubi w dziwnych okolicznościach tekstowych. W czasie jednej z debat, przygotowanej w Warszawie przez „białych” w przeddzień insurekcji, Leopold Kronenberg powiedział: „«gdyby młodzież wiedziała, że przedstawiciele szlachty połączą się z nią, dziś byłoby powstanie»”, na co delegat z Litwy zareplikował: „«O nie, panie prezesie, przeciwnie, gdyby młodzież wiedziała, że szlachta nie dba o swoje własne mienie i życie, ale nie chce powstania, bo ono dziś tylko zgubę, a nie niepodległość krajowi przyniesie, gdyby nas nie miała za egoistów, słuchałaby»”32. Zawiłość tych replik rozumiem tak: młodzież radykalna nie wierzyła w powodzenie reform zainicjowanych ruchem obywatelskim końca lat 50. Tyle razy je zapowiadano, tyle razy obiecywano! Chwyciła za broń, chcąc zmiany biegu dziejów także na niwie społecznej. Ta motywacja, podszyta myślą socjalistyczną, zachodnią, głównie francuską33, zagubiła się w meandrach pamięci, zatarła, wyparowała z dyskursu literackiego i historycznego. Pozostał tylko jej słaby (niejasny) ślad we wczesnej publicystyce pisarki. Powtórzymy za Orzeszkową: traf, niespodzianka czy dziki kaprys przeznaczeń?
1.
To bardzo obszerny tekst (ok. 160–180 stron znormalizowanych), nigdy niedokończony i dotąd niewydany, właściwie nieznany, przechowywany w Litewskim Państwowym Archiwum Historycznym; często mylony z innym nieskończonym studium O kobietach, rzut oka na historyczne i społeczne położenie kobiet. Swego czasu omawiała zawartość rękopisu jego znalazczyni – Iwona Wiśniewska34. Ona też opatrzyła tekst tytułem, uznając, że odpowiada on dziełu tożsamemu ze wzmianką w liście do Jeża z sierpnia 1879 roku, gdzie była mowa o przygotowanej w trzech czwartych książce O równouprawnieniu kobiet. Zarzuconej pracy wypada żałować, bo to świetna rozprawa, może jedna z najlepszych, jakie wyszły spod pióra młodej Orzeszkowej. Dlaczego pisarka przerwała robotę, a tekst odłożyła, mimo że nadal pozostawała zainteresowana tematem kobiecym? Co o tym zadecydowało?
Zachowały się trzy obszerne rozdziały rozprawy. Pierwszy – poświęcony miejscu kobiet w historii; miejscu, które autorka określa jako „poniżające”. Taką na ogół pozycję zajmowała kobieta w mitologii indyjskiej i w Księdze Praw Manu, w filozofii Konfucjusza, w Starym Testamencie, w Egipcie, Babilonii, Persji, Fenicji, Asyrii, Judei. Wprawdzie w przekazach literackich i mitologicznych nie brakuje historii pokazujących odwagę kobiet, ich rozum i oddanie, jednak opowieści te – np. o Miriam, siostrze Mojżesza, Deborze, prorokini, czy Racheli z Księgi Wyjścia –funkcjonują na zasadzie wyjątków potwierdzających regułę. Szukając powodów upodrzędnienia kobiet, pisarka zwracała uwagę na trudne warunki, w jakich żyli ludzie epok prehistorycznych, co skazywało kobiety, mizerne fizycznie, na zależność od mężczyzn. Oczywiście, okoliczności te słabły z czasem i stanowiły coraz mniej wiarygodny komentarz do roztrząsanego zagadnienia. Drugim czynnikiem wpływającym na sytuację kobiet było – zdaniem Orzeszkowej – wielożeństwo, związane z instynktem płodzenia jak największej liczby potomstwa jako wyznacznikiem pierwotnej męskości. Co też można tłumaczyć warunkami życia ludów dawnych (niską średnią długością życia, wysoką śmiertelnością niemowląt i dzieci itd.).
Pewna zmiana dokonuje się w starożytnej Grecji, gdzie jednak obok wspaniałych bogiń i idei jednożeństwa, okupionego zróżnicowaniem pozycji społecznej kobiet (często niekochane, choć szanowane żony oraz uwielbiane, jawnie funkcjonujące hetery), pojawia się Pandora jako symbol niezgody i zła, a przede wszystkim w starożytnym Rzymie, który Orzeszkowa idealizuje w duchu sarmackich opowieści o pokrewieństwie łączącym polskiego szlachcica i walecznego Rzymianina. Pokrewieństwo to obejmuje również relacje między kobietą a mężczyzną35:
Głęboka cześć wyznawana przez Rzymian dla cnoty niewieściej, cnoty nie tylko biernej i przymusowej, lecz czynnej i z mocy świadomego siebie ducha płynącej, wytwarzała u ogółu niewiast rzymskich ów heroizm uczuć połączony z siłą umysłu, który stanowić miał dla odległej przyszłości przedmiot podziwu i zachwycenia.
(O równouprawnieniu kobiet w t. 2 niniejszej edycji, s. 313)
Także tutaj szacunek dla kobiet nie oznaczał zrównania ich w prawach z mężczyznami. Nadal odmawiano im udziału w działaniach dokonujących się w sferze publicznej. Również w przestrzeni domowej, mimo wielu przywilejów nieznanych kobietom Wschodu, mężczyźni dzierżyli władzę „nieograniczoną i dośmiertną” (tamże, s. 315).
Zdaniem Orzeszkowej prawdziwy przełom dokonuje się „w pierwszym zaraniu, w najczystszym i najwspanialszym momencie chrześcijaństwa” (tamże, s. 318), kiedy na fali powszechnego braterstwa kobieta stała się pełnoprawnym członkiem ludzkości. Przelotnie tylko, w pierwszym zaraniu. Kostniejąca doktryna Kościoła zepchnęła ją na powrót na pozycje podrzędne, wstydliwie kojarzone z grzechem, rozwiązłością, pychą; Ojciec Kościoła, Tertulian, krzyczał: „tyś jest przyczyną śmierci Chrystusa” (tamże, s. 321). Dziwnym trafem podobne wyniesienie kobiet dokonało się we wczesnym średniowieczu w świecie pogańskim. „Kobieta o białej północnej twarzy”, kobieta germańska dźwigała zbroje, ujeżdżała najdziksze rumaki, siłą przyćmiewała mężczyzn. Z czasem ideał odwagi złączył się z ideałem czystości chrześcijańskiej, dając postaci wybitnych kobiet, których czyny nie zmieniły jednak podrzędnego usytuowania niewiast w historii świata.
Niechęć wobec kobiet miała aspekt nie tylko ideologiczny, ale też praktyczny i takąż motywację dodatkową. Pod różnymi pretekstami odmawiano kobietom prawa do pracy zarobkowej (zawodowej), dzięki czemu stanowiłyby konkurencję dla mężczyzn. Poza Włochami – zamykano przed nimi „przybytki nauki” (tamże, s. 325). Jednocześnie piętnowano, a nawet surowo karano zdobywanie przez nie wiedzy przyrodniczej, przyswajanej w kontakcie z innymi kobietami, naturą, wypreparowanej z baśni i mitu. Korzystano z tych umiejętności na co dzień, a kiedy było to wygodne – kwestionowano je, podkreślając inność i nieczystość kobiet (znachorek), ich więzi z mocami diabelskimi, zapominając, że zdobywanie i rozwijanie wiedzy „tajemnej” stanowiło alternatywę dla kształcenia fachowego, zamkniętego przed kobietami.
2.
W drugiej części artykułu Orzeszkowa wskazuje moment historyczny, który zmienił dzieje Europy i świata – Wielką Rewolucję Francuską: „Wtedy to z łona francuskiego zgromadzenia prawodawczego wytrysnął i w serce całej oświeconej ludzkości uderzył wyraz: prawa człowieka” (tamże, s. 331). Chyba w żadnym innym tekście Orzeszkowej aktywa rewolucji francuskiej nie stały tak wysoko, jeśli nie liczyć dziecięcego podziwu dla hrabiego Mirabeau, o czym powiemy dalej. Pisarka uznała wydarzenia zapoczątkowane w roku 1789 za nowy rozdział w historii kobiet, za moment otwierający ich walkę o prawo do pracy, działalności pozadomowej, przede wszystkim o prawo zdobywania wykształcenia wyższego. Z wielu rozmaitych powodów, wśród których najczęściej powoływano się na troskę o dom i dzieci, kwestionowano możliwość aktywizacji zawodowej kobiet. Orzeszkowa zauważa, po pierwsze, że pośród różnych czynności domowych tylko niektóre muszą z konieczności angażować kobiety. Po drugie, nie wszystkie kobiety zakładają rodziny. Pisarka poprzedza wywód kapitalnymi danymi demograficznymi pokazującymi istotną przewagę liczebną kobiet nad mężczyznami w wielu krajach. I czyni świetne spostrzeżenie: im ta nadwyżka jest większa, tym liberalniejsze przepisy dotyczące zatrudniania kobiet w przemyśle czy rzemiośle. Życie nie znosi próżni i pustych przepisów.
Aby dobrze wykonywać pracę, należy zdobyć odpowiednie wykształcenie. Orzeszkowa odnotowuje z satysfakcją ruch na rzecz edukacji kobiet, zarówno zawodowej, jak i uniwersyteckiej (Szwajcaria, Anglia, Rosja). Z podobną satysfakcją pisze o genialnych kobietach, które zdobyły uznanie i szacunek świata, wykraczając daleko poza sferę uczuć i emocji: pani de Staël, George Sand, pani de Krüdener. Omówienie wybitnych poprzedniczek potwierdza niebanalną wiedzę pisarki na ich temat. W dziele pani de Staël autorka docenia m.in. nitkę komparatystyczną, zainteresowanie, jakie ta francuska arystokratka, przeciwniczka Napoleona, przejawia kulturą niemiecką. George Sand zarzuca, co prawda, burzliwy temperament i skłonność do „burzenia raczej niż do budowania” (zob. tamże, s. 352), ale i nie szczędzi pochwał, przemyślanych, niezdawkowych. Także pani de Krüdener, nazywana przez Orzeszkową świętą Teresą dziewiętnastego wieku, jest mimo swego mistycyzmu i egzaltacji postacią pozytywną, pracującą na rzecz nie tylko zbawienia wiecznego, ale też doczesnego dobra ludzkości.
W części trzeciej Orzeszkowa wraca do zagadnienia aktywności zawodowej kobiet. I wnosi dodatkowe argumenty na rzecz ich wykształcenia i pracy, przeformułowując kwestie podniesione przez polemistów na swoją korzyść. Kobiety powinny pozostać w domu rzekomo ze względu na dobro rodziny. Ale rodzina – pisze Orzeszkowa – to nie tylko związek uczuciowy, to mała społeczność, która powinna kierować się racjami rozumu, rozsądku, wiedzy. Im bardziej wykształcona i świadoma swych obowiązków matka, tym większa gwarancja stabilności rodzinnej, powodzenia dorosłych i dzieci, ich zdrowia fizycznego i psychicznego.
Na tych wątkach artykuł się urywa, a Orzeszkowa nigdy już do niego nie wraca. Dlaczego? Co zadecydowało o takim postanowieniu autorki? Delikatne przekształcenia światopoglądowe, które nie pozwalały już tak wyraźnie chwalić rewolucyjnego fermentu we Francji i George Sand jako pisarki? Skąd Orzeszkowa czerpała aktualne dane statystyczne, tak znakomicie uwiarygodniające jej artykuł? A może autorkę przerósł temat, którego nie umiała zakreślić węziej36? Lub może na zmianie kierunku działania zaważyło nieznaczne przekierowanie zainteresowań – z zagadnienia emancypacji kobiet na kwestie społeczne, związane m.in. z tak zwaną kwestią żydowską?
W każdym razie ujęcie tematu zaproponowane w rozprawie o równouprawnieniu kobiet jest godne zbadania, ba, jest warte dociekliwego śledztwa. Orzeszkowa odkrywa tutaj karty, które gdzie indziej w ogóle się nie pojawiają. Przymujemy, że odkładając je na bok, chowając do szuflady, wybierając ostatecznie inny sposób pisania o społecznej aktywizacji kobiet, Orzeszkowa mimowolnie odsłania drogę, którą pragnie pójść, chcąc wywierać wpływ na polskiego czytelnika i polskie życie zbiorowe. Zdradza swoją wiedzę na temat rodzimego społeczeństwa. Widzimy, że światopogląd wybitnego publicysty i strategie publicystycznego wywodu nie są sumą myśli wyjawionych, lecz stanowią konglomerat tego, co się mówi, i tego, o czym się milczy. Że ich rozumienie wymaga dociekliwości, często czytania à rebours, wspak, wbrew intencjom piszącego. Czy to jest w ogóle możliwe? Czy to jest osiągalne? Tylko wtedy, kiedy autor zostawi nam dostatecznie wymowne ślady, szwy, wskazówki, tropy. Fragment pracy O równouprawnieniu kobiet stanowi taki szczęśliwy przypadek tekstu, który mówi nie tylko wprost, ale też między wierszami. O zawartości dziełka, ostatecznie odrzuconego przez autorkę, krótko wspominaliśmy, omówiła je detalicznie w swoim artykule Iwona Wiśniewska. Przyjrzyjmy się teraz mniej ewidentnym aspektom tej rozprawy.
3.
Zanim to nastąpi, zatrzymajmy się przy kwestii konstruowania przez pisarza ważnej dla niego tradycji literackiej (umysłowej). Z reguły rozpoznanie to opiera się na autorskich odwołaniach do konkretnych dzieł i pisarzy. Czy takie podejście jest wystarczające, o tym się przekonamy. Jaki był zatem stosunek Orzeszkowej do tradycji oświeceniowej? Pytamy o Oświecenie, ponieważ w tekście o równouprawnieniu kobiet rewolucja francuska, niezależnie od innych możliwych interpretacji, jawi się jako etap – motywowanej przez ideały wieku XVIII – walki o prawa ludzkie i obywatelskie: „Wtedy to z łona francuskiego zgromadzenia prawodawczego wytrysnął i w serca całej oświeconej ludzkości uderzył wyraz: prawa człowieka” (tamże, s. 331). Dalej Orzeszkowa pisała: „Znaczyło to, że jednostka ludzka wszelka, bez względu na warunki urodzenia swego, stanu, zajęć, płci, bez względu na ciało zbiorowe, którego jest cząstką, posiada osobnikowe należne jej prawa, których nikt i nic naruszać nie powinno. Znaczyło to, słowem, równość i sprawiedliwość dla wszystkich: dla krajowca i dla cudzoziemca, dla bogacza i dla nędzarza, dla mężczyzny i dla kobiety, dla rodziciela i dla dziecięcia” (tamże).
Pomińmy na chwilę ocenę tzw. prawdy materialnej zacytowanych zdań, odnotujmy jedynie, że Orzeszkowa apogeum nowożytnych zabiegów o równouprawnienie kobiet lokuje w ostatnich latach XVIII wieku (ruch prowadzący w tym kierunku zaczął się, jej zdaniem, trzy wieki wcześniej). Już choćby z tego powodu Oświecenie jest ważne. Jeszcze częściej podejmuje pisarka wątki przywołujące twórców polskiego Oświecenia, koryfeuszy nowoczesnej nauki (takich jak bracia Jan i Jędrzej Śniadeccy) czy myślicieli i publicystów, działających na rzecz naprawy Rzeczypospolitej (Stanisław Staszic, Stanisław Konarski, Hugo Kołłątaj, Tadeusz Czacki). Z wyliczenia tego wynika, że nie wystarczy pytać o wpływ tradycji oświeceniowej na dzieła pisarki; trzeba pytanie sprecyzować: o jakie Oświecenie chodziło? Wiemy bowiem, że „wiek świateł” to epoka wielonurtowa. Teresa Kostkiewiczowa, odnosząc się przede wszystkim do literatury polskiej, wymienia obok nurtu głównego, związanego z tworzeniem powieści nowożytnej, odnowieniem satyry i publicystyką obywatelską, sentymentalizm i rokoko. Można mówić o oświeceniowym antyklerykalizmie, deizmie, liberalizmie, republikanizmie, empiryzmie, libertynizmie. Oświecenie wydało filozofów głoszących zdumiewająco różne koncepcje człowieka, poznania, organizacji społecznej, państwa i prawa. Dość porównać poglądy Jean-Jacques’a Rousseau i Voltaire’a, dwu bogów na przeciwległych biegunach oświeceniowego świata, by zdać sobie sprawę z rozpiętości stanowisk.
Orzeszkową interesowała przede wszystkim publicystyka obywatelska tej doby. Z tego wynikała wysoka ocena myślicieli i pisarzy Oświecenia. W rozprawie O Żydach i kwestii żydowskiej, 1882, przywoływała – obok braci Załuskich, Andrzeja Stanisława i Józefa Andrzeja, twórców pierwszej polskiej biblioteki publicznej – postaci Czackiego, Staszica i Mateusza Butrymowicza jako gorących zwolenników równouprawnienia osób wyznania mojżeszowego, nie bacząc na kontrowersje, jakie mogła wywoływać i współcześnie wywołuje rozprawa tego ostatniego O przyczynach szkodliwości Żydów i środkach usposobienia ich, aby się społeczeństwu użytecznym stali, 181637, zaczynająca się od słów: „Do przyczyn wielkich nieszczęść narodu polskiego należą Żydzi”. W przedmowie do tomu nowel na tematy żydowskie Z jednego strumienia, 1905, pisarka pochlebne uwagi o publicystyce okresu Sejmu Czteroletniego poprzedziła następującą uwagą:
W dwieście lat po Szymonowiczu, Modrzewskim i Skardze, w sto lat po satyrach Opalińskiego i szerokomyślnych maksymach Andrzeja Maksymiliana Fredry rozwidnia się ostatecznie widnokrąg humanitarnej myśli polskiej i powstają w nim w zarysach jawnych, ważnych, uwagę pilną na siebie ściągających, te jego punkty, z których czasy poprzedzające nie miały siły zdjąć zasłony zapomnienia, uprzedzenia i niewiedzy lub z uprzedzenia powstałej fałszywej wiedzy38.
W tym samym tekście wymieniała też Czackiego jako autora rozprawy O Żydach i Karaimach i Juliana Ursyna Niemcewicza jako autora powieści Lejbe i Siora oraz Śpiewów historycznych. Twórca LiceumKrzemienieckiego, atakże Kołłątaj i Śniadeccy zostali wskazani w Liście otwartym do społeczeństwa rosyjskiego, pierwodruk w języku rosyjskim, 1905, jako autorzy nowoczesnego projektu edukacyjnego w okręgu wileńskim u schyłku XVIII wieku39. Nie była to pierwsza prezentacja „postępowej” literatury polskiej na gruncie rosyjskim dokonana przez pisarkę. Wcześniej w „Russkoj Mysli” opublikowała list do redakcji, w którym w punktach wymieniła twórców polskiej literatury demokratycznej i humanitarnej – wśród wskazanych postaci znalazło się kilku pisarzy oświeceniowych40. Poza drobnymi wzmiankami rzuconymi tu i ówdzie Krasicki pojawia się w Listach Elizy Orzeszkowej o sprawach kobiet, 1884,jako autor Pana Podstolego. Autorka zwraca uwagę, żetytułowy bohater gospodaruje wespół z małżonką, „poważaną i poważną” towarzyszką życia41.
Zmityzowaną, to nie znaczy – nieprawdziwą, wersję źródeł kształtujących młodość, a więc i kręgosłup ideowy pisarki, przynoszą jej wypowiedzi autobiograficzne. Wydane osobno dwukrotnie, dość niedbale przez Juliana Krzyżanowskiego w roku 197442 i starannie, choć pod wieloma względami dyskusyjnie, przez Danutę Danek, przynoszą melancholijny obraz dzieciństwa pisarki, wypełniony lekturami, które mają zagłuszyć samotność dziecka, pustkę po przedwcześnie zmarłym ojcu oraz tęsknotę za oschłą i chłodną matką43. Szczególnie wyraźnie w napisanym na prośbę Leopolda Méyeta i ogłoszonym pośmiertnie Pamiętniku, 1911, Orzeszkowa akcentuje wolnomyślicielstwo i wolterianizm Benedykta Pawłowskiego. Ogniwem pośrednim, łączącym córkę z ojcem, staje się jego biblioteka i odziedziczona razem z zasobem książek – pasja czytania. W domu Pawłowskich była „prawie cała literatura francuska osiemnastego wieku. Jako drobną, uratowaną jej cząstkę, posiadam dotychczas kompletne dzieła Voltaire’a, Rousseau i kilka tomów Diderota”44. Orzeszkowa dorzuca jeszcze jeden tytuł – Życie sławnych ludzi w Polsce, przypisując to dzieło Adamowi Naruszewiczowi45, oraz historię Honoré Gabriela Riqueti hrabiego de Mirabeau, czytaną w serii Mémoires des contemporains, czyli – jak się udało ustalić – w wieloczęściowym zbiorze źródeł do historii Francji. Cztery tomy części piątej odnosiły się do życia hrabiego oraz aktywności stronnictw politycznych działających w czasie rewolucji francuskiej (Mémoires des contemporains, livraison cinquième: Mémoires sur Mirabeau, et son époque, sa vie littéraire et privée, sa conduite politique et l’assemblée nationale, et ses relations avec les principaux peronnages de son temps, Paris 1824). Pisarka komentowała te dziecięce wypady w dorosłość, wspominając zmarłą siostrę:
Obie z Klemunią czytywałyśmy głośno z nadzwyczajnym zapałem znajdujące się tam mowy parlamentarne, najpewniej treść ich w części tylko rozumiejąc. Ale zachwycać nas musiało samo brzmienie pięknych frazesów i nie pamiętam, jakim sposobem, ale dość dobrze obznajomione już byłyśmy z przyczynami i główną treścią rewolucji francuskiej46.
Tyle bezpośrednich inspiracji Oświeceniem da się odnaleźć w publicystyce i dokumentach osobistych Orzeszkowej, także w ważnych dla poruszanych tutaj kwestii wczesnych listach do Tomasza Teodora Jeża i późniejszych do Stanisława Posnera, gdzie sylwetki młodych, oświeconych szlachciców – takich jak choćby Czacki – ratowały wiarę pisarki w samoodrodzeńcze siły narodu47. Warto też dodać, że pod wpływem zastrzeżeń Posnera, inicjatora tomu zbiorowego Z jednego strumienia, Orzeszkowa nie bez oporów usunęła ze wstępu nazwisko Staszica, przyznając, że zarówno ten autor, jak i Skarga swojej myśli do sprawy żydowskiej „nie dociągnęli”48. Czy to dużo, czy mało? Czy materiał ten daje podstawę, by mówić o jej szczególnej predylekcji do idei „wieku świateł”? Tym bardziej że rezygnuję z poszukiwania odniesień oświeceniowych na gruncie prozy artystycznej, nie znajdując tam wyraźnych śladów fascynacji stuleciem Rousseau i Voltaire’a49. Otóż, wydaje się, że wzmianki na temat wieku XVIII wpisują się – bez specjalnego nacisku wywieranego na konkretne nazwiska czy wydarzenia, jeśli nie liczyć Sejmu Czteroletniego – w ciąg zainteresowań Orzeszkowej dla „jasnego” nurtu polskiej publicystyki obywatelskiej, prowadzącej prostą drogą od twórców renesansowych do bliskiej pisarce współczesności. W liście skierowanym do Rosjan, obok wymienionych już wątków oświeceniowych, Orzeszkowa przypominała polskie tradycje uniwersyteckie (starsze od niemieckich i na Słowiańszczyźnie drugie po czeskich, jak podkreślała) oraz dawnych „poetów i uczonych, którzy wyszli z ludu, jak Szymonowicz, dwaj Zimorowicze, Andrzej Frycz Modrzewski”50. W kilku innych miejscach przywołała sylwetkę Jana Zamojskiego, poezję Jana Kochanowskiego i Mikołaja Reja. Intencje publicystki są jasne i ściśle związane ze zhumanizowanym, obywatelskim nurtem kultury szlacheckiej: skoro mieliśmy w polskim skarbcu tak wspaniałe klejnoty, to naród, który je wydał, nie jest – mimo wszystko – skazany na potępienie i zagładę.
W dyskursie publicznym postawa taka każe zająć Orzeszkowej miejsce wyjątkowe, wyróżniające, przemyślane. Jej krytyka panów (arystokracji, posiadaczy ziemskich) i kleru jest równoważona wypowiedziami przynoszącymi inny obraz szlachetczyzny – jako formacji zasilonej energią jednostek pełnych zapału, wiedzy, troski o dobro wspólne. Żywiołowy akces do rodzącego się dopiero środowiska nowatorów, którzy wyposażeni w wiedzę ruszają do pracy na polu aktywności naukowej, artystycznej i społecznej, zostaje u Orzeszkowej dopełniony strategią poszukiwania równowagi między krytyką przeszłości a jej afirmacją, między poczuciem wstydu i winy (za grzechy ojców) a doznaniem siły i dumy, między ciężarem tradycji a jej twórczą akceptacją. Odwołując się do określenia Marii Żmigrodzkiej, możemy powiedzieć, że buntownicą Orzeszkowa była, ale krótko, i jak wielu innych – w młodości. Stosunkowo wcześnie zdała sobie sprawę, że znacznie bardziej odpowiada jej pozycja sprawiedliwego sędziego, prawodawcy, autorki rozwiązań normatywnych i ujęć kanonicznych, mających walor zobowiązania etycznego. Formułowanego czasami, co trzeba przyznać, na wyrost, życzeniowo.
4.
Tak się składa, że możemy dość precyzyjnie wskazać moment, w którym dokonuje się owa zmiana ról. To przełom lat 70. i 80. XIX stulecia. Czas pisania rozprawy O równouprawnieniu kobiet. Podejmując po raz kolejny ten temat, odwołała się Orzeszkowa do określonego zasobu pojęciowego i terminologicznego. Nie mówiła o emancypacji kobiet, lecz o ich równouprawnieniu. Semantycznie pojęcia emancypacji i równouprawnienia są bliskie sobie, ale jednak nie tożsame. Łacińskie słowo emancipatio,czyli „wypuszczenie z rąk”,to termin zaczerpnięty z prawa rzymskiego, oznaczający oswobodzenie się, wyzwolenie spod władzy pana. Z jednej strony termin ten konotuje wstępną, wyjściową submisyjność, tj. uznanie istnienia jakiegoś pana, spod którego władzy trzeba się wyzwalać. Z drugiej zaś, emancypantki kojarzyły się w polskiej kulturze (i nie tylko w polskiej) z agresywnymi, niekobiecymi aktywistkami zaangażowanymi w proces modernizacji. Z obu wymienionych względów użycie tego terminu nie było poręczne. Orzeszkowa sięgnęła po pojęcie równouprawnienia, ponieważ z pozoru nie miało ono żadnych niekorzystnych konotacji. Mogło za to nasuwać na myśl osiągnięcie stanu odpowiadającego naturalnej równości wszystkich wobec prawa i Boga. Jak pamiętamy, w argumentacji Orzeszkowej równość wypływała wprost z doktryny chrześcijańskiej; zaprowadzenie równości to niekoniecznie wymyślony przez intelektualistów akt modernizacji, ale powrót do fundamentów chrześcijańskiej Europy. Równouprawnienie mogło przypominać rodzaj utopii retrospektywnej, która wprawdzie nigdy nie została w pełni zrealizowana, ale przytoczone w rozprawie słowa św. Pawła z Listu do Galatów stanowiły jasny wykładnik intencji: „Nie ma Żyda ani Greka, nie ma kobiety ani mężczyzny, lecz wszyscy równi jesteście w Jezusie Chrystusie”, niepełny cytat z Listu św. Pawła do Galatów 3, 28 (O równouprawnieniu kobiet w t. 2 niniejszej edycji, s. 318).
Paradoksalnie utopia ta, motywowana („nieodczuwalnymi jasno”, jak twierdzi Orzeszkowa, ale „koniecznymi”) względami religijnymi, mogła zrealizować się, zdaniem pisarki, dopiero w społeczeństwie osiemnastowiecznym, nowożytnym, a może nawet nowoczesnym, oświeconym, (pozornie) całkowicie odwróconym od religii, skłaniającym się ku demokratycznym sposobom organizacji, doceniającym nie tylko wartość państwa i władzy feudalnej, ale też konstytutywną siłę indywidualnej jednostki ludzkiej, świadomej siebie i swoich praw. Orzeszkowa mówi tu jak deistka, wprost przeniesiona z „wieku świateł”. Jej Bóg tworzy fundament dla praw najlepiej, najsprawiedliwiej służących jednostce ludzkiej. Jest gwarantem indywidualizmu, sprawiedliwości społecznej – dla wszystkich, a więc i dla kobiet.
Taki kierunek batalii emancypacyjnej (posłużmy się tym określeniem w duchu jak najdalej idącej neutralności) zakłada również określone rozumienie kobiet, kobiecości, relacji społecznych zdeterminowanych przez płeć. Orzeszkowa jest – oczywiście – antyesencjalistką. Nie stara się uchwycić natury kobiet; interesują ją raczej ich zachowania, role społeczne, przestrzenie publicznego działania, dostępność instytucji edukacyjnych i miejsc pracy; w niedalekiej przyszłości publicystka upomni się o prawa wyborcze. Nie jest wobec przedstawicielek własnej płci bezkrytyczna. Przeciwnie, widzi ich wady, szczególnie gdy mowa o klasie średniej – wygodnictwo, umysłową stagnację, wąskie horyzonty intelektualne, próżność. Wszystkie te elementy zbliżają kobiece pisma młodej Orzeszkowej do działalności publicystycznej jej wielkiej poprzedniczki – Mary Wollstonecraft (1759–1797). Brytyjska myślicielka, pisarka i publicystka nie miała łatwego życia. Zdobywała wiedzę na własną rękę, borykając się z obciążeniami rodzinnymi, biedą, niepowodzeniami uczuciowymi. Urodziła z różnych związków dwie córki, z których jedna – Mary Shelley – została podziwianą pisarką. To właśnie wkrótce po jej narodzinach Mary Wollstonecraft zmarła na gorączkę połogową, z którą nie umiano sobie wówczas radzić i która zbierała śmiertelne żniwo wśród młodych kobiet.
W roku 1790 publicystka włączyła się w debatę na temat rewolucji francuskiej sprowokowana rozprawą Edmunda Burke’a Reflections on the Revolution in France (Rozważania o Rewolucji we Francji),która stanowiła krytykę przewrotu, sformułowaną z pozycji monarchistycznych i konserwatywnych. Burke uznał, że akcentowanie wybieralności władców brytyjskiej korony, jakie pojawiło się w przemówieniu Richarda Price’a, filozofa, polityka i kaznodziei, jest nieprawdziwe (tron w Anglii podlega sukcesji), podszyte powiewem rewolucji francuskiej i jako takie zagraża porządkowi prawnemu na wyspach.Zasadę sukcesji rozciąga Burke na parów, Izbę Gmin i wszystkich innych ludzi dziedziczących przywileje „po długiej linii przodków”. Oparcie monarchii i władzy na tych, którzy zachowali cnoty i własność, jest gwarantem powodzenia i trwałości państwa. Rządzenie wymaga umiejętności i doświadczenia, z tego wynika, że władcy nie mogą być wybierani drogą loterii lub pod wpływem niesprecyzowanych pragnień.
Ton tej świetnej rozprawy, pełen wiary we własną klasę i odwieczność porządku, gwarantującego pozycję tym, którzy już ją mają, skłonił Mary Wollstonecraft do żywiołowej polemiki, w której zaprezentowała się jako świetna, odważna i bezkompromisowa publicystka. Zareagowała tekstem A Vindication of the Rights of Men, in a Letter to the Right Honourable Edmund Burke, 1790 (Wołanie o prawa człowieka. List do Wielce Szanownego Edmunda Burke’a), w którym zarzuciła Burke’owi nieracjonalność i „zamrożoną bierność”, wymagającą przyjęcia utrwalonego porządku niezależnie od dostrzeganych w nim błędów51. Uznała, że niesprawiedliwość społeczna i zgoda na cierpienie innych wynika bezpośrednio z prawa dziedziczenia – własności i zaszczytów. Szczególnie mocno krytykowała Wollstonecraft uprzywilejowanie najstarszego syna w rodzinie, które spycha na pozycje przegrane pozostałe potomstwo, a szczególnie córki. Uczy się je kokieterii, by zdobyły mężów. Pobożność Burke’a, który powołuje się na religijność jako fundament monarchii, nazywa pozą. Szczególnie mocno oburza ją pogarda publicysty dla rządów sprawowanych nie przez arystokratów, rzekomo predysponowanych do tego celu, ale – jak we Francji czasów rewolucji – przez lud. „Czas może pokazać, że ta mroczna ciżba więcej wiedziała o ludzkim sercu i o prawodawstwie niż utracjusze na stanowiskach, pozbawieni męskich cech przez dziedziczną zniewieściałość”52.
Jeszcze większą werwę polemiczną wykazała w tekście A Vindication of the Rights of Woman, with Strictures on Political and Moral Subjects, 1792 (Wołanie o prawa kobiet, ze wskazaniem kwestii politycznych i moralnych), dedykowanym Charles’owi-Maurice’owi de Talleyrand-Périgord, francuskiemu politykowi i dyplomacie, ministrowi spraw zagranicznych, jednemu z nielicznych wysokich funkcjonariuszy Kościoła katolickiego, którzy poparli rewolucję. Właśnie w czasach rewolucji Talleyrand wystąpił we francuskim parlamencie z oracją, która odmawiała kobietom praw publicznych. Wollstonecraft dowodziła z błyskotliwą erudycją i odwagą, że blokowanie kobietom uczestniczenia w życiu publicznym jest zbrodnią przeciwko rozumowi. Jeśli bowiem przyznaje się prawa obywatelskie, ludzkie mężczyznom, to należy uczynić to samo w stosunku do kobiet. Nie ma dwu różnych rodzajów cnoty – tej zarezerwowanej dla mężczyzn i tej przeznaczonej kobiet. Cnota jest uniwersalna, jedna. I jeśli celem wychowania mężczyzny jest jego niezależność, to taki sam rodzaj edukacji i moralności powinien być zastosowany w odniesieniu do kobiet. Wychowywanie kobiet, jak to ujmował Rousseau, na istoty rządzone strachem, podporządkowane, stanowi błąd. Prowadzi do wielu nieszczęść rodzinnych i publicznych. Psuje obie płcie. Kobiety ćwiczą się w kokieterii, mężczyźni – w bezkarnym poszukiwaniu rozrywek i ekscytacji. Argument mówiący o tym, że kobiety nie mają predyspozycji do uczestniczenia w działalności pozadomowej, należy oddalić: gdyby kobiety były edukowane, tak jak mężczyźni, ich umiejętności nie zostałyby zakwestionowane. Wollstonecraft porównuje kobiety do żołnierzy. Jedna i druga grupa poddana jest tresurze (może dlatego panny lgną do munduru, ironizuje), w jednym i drugim przypadku trudno liczyć na zdolność podejmowania rozumnych i odpowiedzialnych decyzji.
W rozprawie Orzeszkowej o równouprawnieniu, a także w jej wcześniejszych studiach na tematy kobiece, znajdujemy te same kwestie, podobnie rozłożone. Podobnie, ale nie identycznie. Orzeszkowa podkreśla z naciskiem zgodność między doktryną równouprawnienia a ideami chrześcijańskiej wolności jednostki. Akcent kładziony na zaniedbania edukacyjne i wychowawcze, a w konsekwencji na odsuwanie kobiet z rynku pracy lub na obniżanie ich płacy ze względu na gorsze kwalifikacje, zbiega się z argumentacją religijną, gwarantującą równe prawa obu płciom. Zanim wyjaśnimy źródła tego splątania, spytajmy: czy Orzeszkowa zetknęła się z pismami Mary Wollstonecraft? Z jej nazwiskiem? Wydaje się, że nie. W żadnym z drukowanych tekstów, łącznie z korespondencją i dziennikiem intymnym, nie ma śladu wskazującego na taki kontakt. Nie natrafiliśmy nań także w – poddanych kwerendzie – pismach niepublikowanych. Wygląda na to, że 70–80 lat po Wollstonecraft Orzeszkowa całkiem niezależnie wpadła na ten sam pomysł, aby działania na rzecz kobiet włączyć w obręb doktryny liberalnej, której sednem są prawa człowieka. Czy pomagał jej w tym John Stuart Mill, którego praca The Subjection of Women ukazała się w roku 1869 i przyniosła rok później próbę polskiego przekładu, a dopiero w roku 1886 właściwe, tj. pełne, funkcjonujące do dziś, z drobnymi poprawkami Jacka Hołówki, tłumaczenie M. Chyżyńskiej?
Nazwisko Milla pojawia się w wielu publicystycznych wypowiedziach Orzeszkowej, ale jego prace są wzmiankowane raczej tylko niż omawiane. Jak słusznie zauważyła Maria Żmigrodzka, w debacie o kwestii kobiecej pisarka nie wykorzystała też „słynnej książki Johna Stuarta Milla O poddaństwie kobiet”53.To nie przypadek. W opublikowanych rozprawach Orzeszkowa nie odwoływała się raczej do argumentacji liberalnej. Nie akcentowała wolności indywidualnej, wolności jednostki jako pożądanego kierunku dążeń społecznych. Powściągliwość ta jeszcze w większym stopniu dotyczyła wolności podmiotu kobiecego. Akcentowanie wolności osobistej kobiet musiało wydawać się pisarce szczególnie niebezpieczne (propagandowo), niefortunne, sprzeczne z poszukiwaniem sojuszników dla łagodnego, wspólnotowego wzorca kobiecej aktywności. Publicystka nie wspominała też o przemocy domowej, którą Mill porównywał do niewolnictwa. Przypomnijmy rezultaty naszej kwerendy oświeceniowej: Orzeszkową „wiek świateł” pociągał jako źródło aktywności obywatelskiej, gesty wolności indywidualnej pozostawały poza sferą jej zainteresowań wyrażanych publicznie. Dlatego niedokończony i niewydany dotąd tekst o równouprawnieniu kobiet jest tak ważny. Pokazuje moment fascynacji doktryną liberalną, przyswojoną w latach 70. bez znajomości pism Wollstonecraft, a być może również tekstu Milla, i – prawie równoczesną rezygnację z jej prawdziwie rewolucyjnego potencjału, dokonaną (być może) po niesatysfakcjonujących próbach uzgodnienia jej z doktryną chrześcijańską. W tej sytuacji pisarka podjęła wybór, dla dobra sprawy – dobrowolnie przyjęła ograniczenia. Żadnych gwałtownych gestów. Żadnych – publicznie wyrażanych – aspiracji indywidualnych, odwołujących się do niezbywalnych praw człowieka. Żadnych działań podważających porządek rodzinny, oparty na mądrym patriarchacie, który dopuszczał udział kobiet w debacie domowej, a za pośrednictwem mężczyzn – ich wkład w debatę publiczną. Taki obraz utrwalała pisarka w swych klasycznych (publikowanych) rozprawach o kwestii kobiecej i w innych wypowiedziach. Zważmy, że Orzeszkowa mówiła przede wszystkim o swoich rodaczkach, o Polkach. Perspektywa liberalna wyjątkowo wyraźnie kłóciła się z obowiązującym wzorem rodzimej kultury, utrwalającym postawy wspólnotowe, a nie indywidualistyczne. Z czasem, gdy oswojono się z publicystyką na tematy kobiece, kategoria emancypacji wydawała się na naszym gruncie poręczniejsza. W każdym razie poręczniejsza i mniej niebezpieczna niż argumenty liberałów. W tym wykoncypowanym układzie mówienie o kobietach, a szczególnie kobietach polskich, odrębnej kategorii historycznej, wymagało określonego języka. I ostrożności.