R. U. R. - Karel Capek - ebook

R. U. R. ebook

Karel Capek

4,7

Opis

Nowe tłumaczenie klasyki s-f!

Dzięki temu utworowi słowo „robot” weszło do powszechnego obiegu! Tajemniczo brzmiący tytuł fantastycznonaukowego dramatu Karela Čapka stanowi skrót od: Rossumovi Univerzální Roboti (tj. Roboty Uniwersalne Rossuma). W ciągu trzech pierwszych lat od publikacji sztuka została przetłumaczona na 30 języków i przyniosła autorowi międzynarodową sławę.

Przy lekturze R. U. R. Čapka uderzające jest, że sztuka podejmuje nowoczesne i (nawet po stu latach) aktualne tematy: rewolucji społecznej, wyzwolenia od pracy najemnej oraz postępu naukowo-technicznego. Z drugiej strony zwraca uwagę osadzenie tych odważnie postawionych kwestii w bezpiecznym kontekście tradycji zarówno biblijnej, jak i mitologicznej (np. poprzez postać pięknej Heleny). Dodatkowy smaczek stanowią towarzyszące śmiałej wizji futurystycznej — rozczulająco staroświeckie szczegóły: papierowe księgi rachunkowe, gazety i dokumentacja badawcza, bez wsparcia tak oczywistej dziś pamięci cyfrowej.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
 
tłum. Martyna M. Lemańczyk

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 116

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Karel Čapek

R.U.R.

tłum. Martyna M. Lemańczyk

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-6197-8

R.U.R.

Rossum’s Universal Robots. Dramat zbiorowy z komediowym wstępem i w trzech aktach

Osoby:
HARRY DOMIN, dyrektor naczelny fabryki Rossum’s Universal RobotsINŻ. FABRY, generalny dyrektor techniczny R. U. RDR GALL, kierownik działu fizjologiczno-badawczego R.U.R.DR HALLEMEIER, kierownik Wydziału do spraw Psychologii i Szkolenia RobotówKONSUL BUSMAN, generalny dyrektor handlowy R.U.R.BUDOWNICZY ALQUIST, kierownik rozbudowy R.U.R.HELENA GLORYMANIA, jej piastunkaMARIUSZ, robotRADIUS, robotDAMON, robotSULLA, robotkaPIERWSZY ROBOTDRUGI ROBOTTRZECI ROBOTCZWARTY ROBOTPIĄTY ROBOTROBOT PRYMUSROBOTKA HELENASŁUŻĄCY-ROBOT i liczne inne ROBOTY

Domin, w prologu około trzydziestoośmiolatek, wysoki, ogolony

Fabry, również ogolony, płowowłosy, o poważnej twarzy i delikatnych rysach

Dr Gall, drobny, żywy, śniady, z czarnym wąsem

Hallemeier, potężny, krzepki, z rudym angielskim wąsem i takoż rudymi włosami obciętymi na jeża

Busman, gruby, łysy, krótkowzroczny Żyd

Alquist, starszy od pozostałych, ubrany niedbale, o długich, posiwiałych włosach i takimże zaroście

Helena, bardzo elegancka

Po zakończeniu prologu wszyscy o dziesięć lat starsi.

W prologu roboty są ubrane jak ludzie. Oszczędne w ruchach i w mowie, twarze bez wyrazu, wzrok wbity w jeden punkt. W tekście głównym odziane w płócienne bluzy ściągnięte w pasie rzemieniem, na piersiach mosiężne numery.

Po prologu i po drugim akcie antrakt.
Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Prolog

Centralne biuro fabryki Rossum’s Universal Robots. Po prawej wejście. Na wprost — okna z widokiem na niekończące się szeregi budynków fabrycznych. Po lewej inne pomieszczenia kancelarii dyrektora.
DOMIN siedzi w obrotowym fotelu przy ogromnych rozmiarów biurku amerykańskim. Na blacie lampa, telefon, przyciski do papieru, stojak na listy itd., zaś na ścianie po lewej wielkie mapy z zaznaczonymi liniami transportu morskiego i kolejowego, duży kalendarz, zegar, który wskazuje, że dochodzi południe; na ścianie z prawej zawieszono plakaty reklamowe: „Najtańsi pracownicy: roboty Rossuma”, „Roboty tropikalne, nowy wynalazek. 150 d. sztuka”, „Robot dla każdego!”, „Zbyt droga produkcja? Zamów roboty Rossuma”. Dalej jeszcze inne mapy, rozkład kursowania statków, tabela ze skróconym zestawieniem rejsów itd. Z taką dekoracją ścian kontrastuje wspaniały turecki dywan na podłodze; po prawej stronie okrągły stół, kanapa, skórzane fotele klubowe oraz biblioteczka, w której zamiast książek stoją butelki z winem i mocniejszymi trunkami. Po lewej sejf. Obok biurka Domina maszyna do pisania, w którą stuka dziewczyna imieniem SULLA.

DOMIN

dyktuje

„— że nie odpowiadamy za towar uszkodzony w transporcie. Już podczas załadunku zwróciliśmy uwagę państwa kapitanowi, że statek nie jest przystosowany do przewozu robotów, a więc straty nie idą na nasze konto. W imieniu Rossum’s Universal Robots — podpisano —”. Gotowe?

SULLA

Tak.

DOMIN

Następny list. „E. B. Huysum Agency, New York. Data. Potwierdzamy zamówienie na pięć tysięcy robotów. Ponieważ wysyłają państwo własny statek, prosimy o załadowanie jako cargo brykietów dla R.U.R. w ramach barteru. Podpisano —”. Gotowe?

SULLA

kończąc stukać

Tak.

DOMIN

Proszę pisać dalej. „Friedrichswerke, Hamburg. — Data. — Potwierdzamy zamówienie na piętnaście tysięcy robotów”.

Dzwoni telefon wewnętrzny. Domin podnosi słuchawkę i mówi do niej.

Halo — Tu naczelny — Tak — Oczywiście — Ależ tak, jak zwykle — Owszem, proszę nadać do nich depeszę — W porządku.

Odkłada słuchawkę.

Na czym stanąłem?

SULLA

Potwierdzamy zamówienie na piętnaście tysięcy r.

DOMIN

w zamyśleniu

Piętnaście tysięcy r. Piętnaście tysięcy r.

MARIUSZ

wchodzi

Panie dyrektorze, przyszła jakaś dama —

DOMIN

Kto taki?

MARIUSZ

Nie wiem.

Podaje wizytówkę.

DOMIN

czyta

Od prezesa Glory’ego. — Prosić.

MARIUSZ

Szanowna pani raczy wejść.

Wchodzi Helena Glory, Mariusz wychodzi.

DOMIN

wstając

Zapraszam.

HELENA

Pan dyrektor naczelny Domin?

DOMIN

Do usług.

HELENA

Przychodzę do pana —

DOMIN

— z polecenia prezesa Glory’ego. Więcej nie trzeba.

HELENA

Prezes Glory to mój ojciec. Jestem Helena Glory.

DOMIN

Panno Glory, to dla nas wyjątkowy zaszczyt, że — że —

HELENA

— że nie możemy pokazać pani drzwi.

DOMIN

— że możemy powitać w naszych progach córkę tak znamienitego pana prezesa. Proszę usiąść. Sullo, możesz odejść.

Sulla wychodzi.

DOMIN

siadając

Czym mogę służyć, panno Glory?

HELENA

Przyjechałam tu, żeby —

DOMIN

— obejrzeć nasz zakład produkcji ludzi. Tak jak każdy odwiedzający. Nie widzę problemu, zapraszam.

HELENA

Myślałam, że na teren fabryki —

DOMIN

— wstęp jest wzbroniony. Tylko że każdy zjawia się tu z czyjąś wizytówką, panno Glory.

HELENA

I wszystkim pan pokazuje... — ?

DOMIN

Tyle o ile. Produkcja sztucznych ludzi, droga pani, to tajemnica handlowa.

HELENA

Gdyby pan wiedział, jak mnie to —

DOMIN

— szalenie interesuje. Wszak stara Europa o niczym innym nie mówi.

HELENA

Dlaczego nie daje mi pan skończyć zdania?

DOMIN

Proszę wybaczyć. Zamierzała pani powiedzieć coś innego?

HELENA

Chciałam tylko zapytać —

DOMIN

— czy w drodze wyjątku nie pokazałbym pani naszej fabryki. Ależ oczywiście, panno Glory.

HELENA

Skąd pan wie, że właśnie o to chciałam spytać?

DOMIN

Wszyscy pytają o to samo.

wstaje

To będzie dla nas zaszczyt, pokazać pani więcej niż innym, tylko — jak by to ująć —

HELENA

Dziękuję panu.

DOMIN

— czy mogłaby pani przyrzec, że nikomu nie zdradzi ani słówkiem —

HELENA

wstaje i podaje mu rękę

Słowo honoru.

DOMIN

Dziękuję. Nie zechciałaby pani uchylić woalki?

HELENA

Ach tak, pan chce zobaczyć — Za pozwoleniem.

DOMIN

Słucham?

HELENA

Gdyby pan tak już puścił moją rękę.

DOMIN

puszczając

Proszę wybaczyć.

HELENA

unosi woalkę

Chce pan sprawdzić, czy nie jestem szpiegiem. Ależ pan ostrożny.

DOMIN

wpatrując się w nią z zachwytem

Hm — owszem — my — tak jest.

HELENA

Nie ufa mi pan?

DOMIN

Niezmiernie, panno Hele... — — przepraszam, panno Glory. Doprawdy jestem niezmiernie uradowany — Czy rejs minął spokojnie?

HELENA

Owszem. Dlaczego —

DOMIN

Ponieważ — to znaczy, chciałem powiedzieć — taka pani młoda.

HELENA

Przejdziemy teraz do fabryki?

DOMIN

Tak. Obstawiam dwadzieścia dwa, czyż nie?

HELENA

Dwadzieścia dwa co?

DOMIN

Lata.

HELENA

Dwadzieścia jeden. Na co panu ta wiedza?

DOMIN

Dlatego, że — ponieważ —

z zachwytem

Zabawi pani u nas nieco dłużej, nieprawdaż?

HELENA

Zależy, co mi pan pokaże z procesu produkcji.

DOMIN

Ta diabelna produkcja! Ależ ma się rozumieć, panno Glory, wszystko pani obejrzy. Proszę usiąść. Czy ciekawiłaby panią historia wynalazku?

HELENA

Owszem, proszę opowiedzieć.

siada

DOMIN

A zatem.

siada na biurku, wpatruje się w Helenę jak urzeczony i śpiesznie recytuje

W roku 1920 stary Rossum wielki fizjolog ale wówczas jeszcze młody naukowiec udał się na tę odległą wyspę by badać morską faunę kropka. Próbował odtworzyć materię żywą tak zwaną protoplazmę metodą syntezy chemicznej gdy pewnego razu wynalazł substancję która zachowywała się tak samo jak żywa materia chociaż miała inny skład chemiczny było to w roku 1932 niemal czterysta lat po odkryciu Ameryki, uff.

HELENA

Zna pan to na pamięć?

DOMIN

Tak; fizjologia, panno Glory, to nie moja działka. Mam mówić dalej?

HELENA

Proszę.

DOMIN

uroczyście

I wtedy to, panno Glory, stary Rossum zapisał pomiędzy wzorami chemicznymi takie oto słowa: „Natura znalazła tylko jeden sposób, by uorganizować materię żywą. Istnieje jednak inna metoda, prostsza, bardziej podatna i szybsza, ale na nią przyroda w ogóle nie wpadła. Tę drugą drogę, którą mogła się potoczyć ewolucja życia, właśnie dziś odkryłem”. Proszę sobie uświadomić, panienko, że te wielkie słowa pisał nad glutem jakiejś kleistej galarety, której nawet pies by nie ruszył. Niech go sobie pani wyobrazi, jak siedzi nad probówką i duma, że wyrośnie z niej całe drzewo życia, że będą z niej wychodzić wszystkie zwierzęta, począwszy od byle wrotka, a kończąc — na samym człowieku. Człowieku z innej materii niż my. Panno Glory, była to doniosła chwila.

HELENA

I co dalej?

DOMIN

Dalej? Od tego momentu chodziło o to, jak wydostać życie z probówki, przyśpieszyć ewolucję i wytworzyć jakieś te organy, kości, nerwy, siamto, owamto, i wynaleźć te wszystkie substancje, katalizatory, enzymy, hormony i takie tam, mówiąc w skrócie — rozumie pani?

HELENA

N-n-nie wiem. Chyba niewiele.

DOMIN

A ja nic a nic. Wie pani, przy pomocy tych płynów mógł robić, co mu się żywnie podobało. Mógł na przykład otrzymać meduzę z mózgiem Sokratesa albo dżdżownicę długą na pięćdziesiąt metrów. Ale że nie miał ani grama poczucia humoru, wbił sobie do głowy, że zrobi normalnego kręgowca, a może nawet człowieka. Ta jego sztuczna żywa materia cechowała się szaloną wolą życia; pozwalała robić ze sobą wszystko, mógł ją zszywać i mieszać, jak tylko chciał. A więc zabrał się za to.

HELENA

Za co?

DOMIN

Za naśladowanie natury. Najpierw spróbował stworzyć sztucznego psa. Kosztowało go to wiele lat pracy, wyszło z tego coś, co przypominało skarłowaciałe cielę, zresztą fajtnęło po paru dniach. Pokażę pani w muzeum. A potem stary Rossum zajmował się już tylko tworzeniem człowieka.

Pauza.

HELENA

I tego właśnie nie mogę nikomu zdradzić?

DOMIN

Nikomu na świecie.

HELENA

Szkoda, że już o tym piszą w każdym podręczniku.

DOMIN

Szkoda.

zeskakuje z biurka i siada obok Heleny

Ale wie pani, czego nie ma w podręcznikach?

puka się w czoło

Tego, że stary Rossum to był skończony wariat. Poważnie, panno Glory, ale proszę zachować to dla siebie. Ten stary dziwak naprawdę chciał wytwarzać ludzi.

HELENA

Ale przecież pan właśnie wytwarza ludzi!

DOMIN

Z grubsza, panno Heleno. A stary Rossum miał na myśli dosłownie. Wie pani, chciał tak jakby naukowo obalić Boga. Był strasznym materialistą i to go motywowało. Pragnął przede wszystkim dostarczyć dowód, że żaden Bóg nigdy nie był potrzebny. Dlatego ubzdurał sobie, że stworzy człowieka kropka w kropkę takiego jak my. Ma pani pojęcie o anatomii?

HELENA

Tylko — niewielkie.

DOMIN

Ja też. Proszę sobie wyobrazić, uparł się, że wykona wszystko identycznie jak w ludzkim ciele, aż po najdrobniejszy gruczołek. Ślepą kiszkę, migdałki, pępek, same niepotrzebne głupstwa. A nawet — hm — narządy płciowe.

HELENA

Ale one przecież — one przecież —

DOMIN

— nie są całkiem zbędne, wiem, wiem. Lecz jeśli chce się wytwarzać ludzi sztucznie, to nie ma takiej — hm — konieczności —

HELENA

Rozumiem.

DOMIN

Pokażę pani w muzeum, co on tam sklecił przez łącznie dziesięć lat. Miał to być mężczyzna, żyło toto całe trzy dni. Stary Rossum nie miał krztyny gustu. To, co zrobił, było straszliwe. Ale miało w środku wszystko, co ma człowiek. Doprawdy, okrutna dłubanina. I wówczas zjawił się tu inżynier Rossum, siostrzeniec starego. Tęga głowa, panno Glory. Zobaczył, co tam stary majdruje, i oznajmił: „To nonsens produkować człowieka przez dziesięć lat. Jeśli nie zdołasz go robić szybciej niż natura, cały ten bajzel niewart jest splunięcia”. I sam wziął się za anatomię.

HELENA

W podręcznikach piszą co innego.

DOMIN

wstaje

W podręcznikach opłacamy reklamę, a reszta to bzdury. Pisze się, że roboty wynalazł stary Rossum. Stary może i nadawał się na uniwersytet, ale o produkcji fabrycznej nie miał zielonego pojęcia. Myślał sobie, że stworzy prawdziwych ludzi — jakichś nowych Indian, docentów albo idiotów, wie pani? Dopiero młody Rossum wpadł na pomysł, żeby robić na tej bazie żywe i inteligentne maszyny robocze. Wszystko, co pani czytała o współpracy obu Rossumów, to bajki dla grzecznych dzieci. Ci dwaj okrutnie się kłócili. Stary ateista znał się na przemyśle jak kura na pieprzu, wreszcie młodemu udało się go zamknąć w którymś z laboratoriów, żeby tam się babrał z tymi swoimi wyskrobkami, a sam, jako inżynier, zaczął porządną produkcję. Stary Rossum dosłownie go wyklął i przed śmiercią zmajstrował jeszcze dwie fizjologiczne pokraki, aż wreszcie znaleźli go martwego w laboratorium. Oto cała historia.

HELENA

A co z młodym?

DOMIN

Młody Rossum, panienko, to była nowa epoka. Era przemysłowa po erze wiedzy. Przyjrzał się dokładnie anatomii człowieka i od razu zobaczył, że jest zbyt skomplikowana i że dobry inżynier urządziłby to prościej. Zaczął więc przerabiać anatomię, sprawdzając, co się da pominąć albo udogodnić — Mówiąc w skrócie — panno Glory, nie nudzi się pani?

HELENA

Nie, przeciwnie, to okrrropnie ciekawe.

DOMIN

A więc młody Rossum pomyślał sobie tak: człowiek to coś, co — przypuśćmy — odczuwa radość, gra na skrzypcach, ma ochotę na spacer i w ogóle musi robić mnóstwo rzeczy, które — które są właściwie niepotrzebne.

HELENA

Oho!

DOMIN

Niech pani zaczeka. Które są niepotrzebne, kiedy ma na przykład tkać albo liczyć. Ja nie uważam, żeby dla pani — Gra pani może na skrzypcach?

HELENA

Nie.

DOMIN

Szkoda. Ale maszyna robocza nie musi grać na skrzypcach, nie musi się cieszyć, nie musi robić całego mnóstwa innych rzeczy. Wręcz nie powinna. Silnik spalinowy nie musi mieć frędzli i ornamentów, panno Glory. A produkcja sztucznych robotników niczym się nie różni od produkcji silników spalinowych. Ma być jak najprostsza, a produkt jak najlepszy pod względem praktycznym. Jak pani uważa, jaki robotnik jest najlepszy od strony praktycznej?

HELENA

Najlepszy? Chyba ten, który — który — jest uczciwy — i lojalny.

DOMIN

Nie: ten, który jest najtańszy. Ten, który ma najmniej potrzeb. Młody Rossum wynalazł najmniej wymagającego robotnika. Musiał go uprościć. Usunął wszystko, co nie służy bezpośrednio do pracy. Wyrzucił to, co człowieka podraża. W ten sposób w zasadzie usunął człowieka i stworzył robota. Droga panno Glory, roboty to nie ludzie. Są mechanicznie doskonalsi niż my, dysponują zadziwiającą inteligencją umysłową, ale nie mają duszy. Widziała pani już kiedyś, jak wygląda robot w środku?

HELENA

Nie.

DOMIN

Jest czysty i prosty. Doprawdy, piękna rzecz. Wygląda jak domowa apteczka: mało elementów, za to wszystko w nienagannym porządku. Och, panno Glory, produkt inżyniera jest znacznie bardziej dopracowany technicznie niż ten stworzony przez naturę.

HELENA

Mówi się, że człowiek to stworzenie boże.

DOMIN