Ranczo Golden Horse. Zgrana ekipa - Lauren Brooke - ebook

Ranczo Golden Horse. Zgrana ekipa ebook

Lauren Brooke

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Spotkajmy się po raz kolejny na ranczu Golden Horse! Dobrze jest wrócić w znane, bezpieczne miejsce.

Przed Bellą nowe wyzwanie – bierze udział w prestiżowym obozie treningowym dla obiecujących młodych jeźdźców. Spotyka tam grono rówieśników podzielających jej pasję, ale pochodzących z bardzo różnych środowisk. Każdy jest inny i ma własny pomysł na sportową karierę. Bella nie może się odnaleźć, a rywalizacja na treningach rodzi dodatkowy stres. Jakby tego było mało, jedna z uczestniczek obozu pada ofiarą internetowego hejtu, co staje się źródłem wielu nieporozumień i przykrości.

Jak zakończy się obóz? Czy uczestnikom uda się rozwiązać konflikty? I czy Bella znajdzie własną drogę, którą chciałaby podążać?

Poznaj trzeci tom fantastycznej serii o dorastaniu, sportowej pasji i miłości do zwierząt.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 190

Oceny
4,2 (9 ocen)
4
3
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
markos13

Nie oderwiesz się od lektury

kocham te serie książek!! Wspaniała kolejna część o życiu na ranczu POLECAM
00

Popularność




Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­nałuTeam Spi­rit
Pro­jekt okładki NA­TA­LIA TWARDY
Ko­or­dy­na­cja pro­jektuŁU­KASZ CHMARA
Re­dak­cjaUR­SZULA ŚMIE­TANA
Ko­rektaBO­GU­SŁAWA OTFI­NOW­SKA
Re­dak­cja tech­nicznaLO­REM IP­SUM – RA­DO­SŁAW FIE­DO­SI­CHIN
Co­py­ri­ght © 2022 Wor­king Part­ners Li­mi­ted All ri­ghts re­se­rved.
Po­lish edi­tion © Pu­bli­cat S.A. MMXXIV (wy­da­nie elek­tro­niczne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
All ri­ghts re­se­rved.
ISBN 978-83-271-6686-9
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: ti­me­4ya@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wy­daw­nic­two­dol­no­sla­skie@pu­bli­cat.pl

Spe­cjalne po­dzię­ko­wa­nia dla Ca­the­rine Hapki

Dzię­kuję rów­nież De­anowi Dib­ble’owi, in­struk­to­rowi i mi­ło­śni­kowi hi­po­te­ra­pii

1

– Je­ste­śmy na miej­scu?

Bella Be­au­mont obej­rzała się na swoją dzie­się­cio­let­nią sio­strę.

– Już pra­wie – od­parła. – I pew­nie sama byś się zo­rien­to­wała, gdy­byś przez ostat­nie kilka go­dzin choć na chwilę ode­rwała wzrok od mo­jego te­le­fonu. Kiedy po­pro­si­łaś, że­bym ci go po­ży­czyła, nie przy­pusz­cza­łam, że bę­dziesz na nim wi­sieć przez całą drogę.

Mama Belli za­śmiała się pod no­sem i mru­gnęła po­ro­zu­mie­waw­czo do młod­szej córki, pa­trząc w lu­sterko wsteczne.

– To prawda, Elo­die – przy­tak­nęła. Choć nie­mal od dwu­dzie­stu lat miesz­kała w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, w jej gło­sie wciąż sły­chać było wy­raźny an­giel­ski ak­cent. – Za­czy­nam się za­sta­na­wiać, czy przy­pad­kiem nie chcia­łaś je­chać z nami tylko po to, żeby móc bez­kar­nie po­sie­dzieć na te­le­fo­nie.

Zie­lone oczy Elo­die przez cały czas po­zo­sta­wały utkwione w ma­łym ekra­nie te­le­fonu sio­stry.

– Hat­tie w Sio­dle wrzu­ciła nowy fil­mik – oznaj­miła. – Ona i jej sio­stra, Cass, po raz pierw­szy po­je­chały w te­ren na plażę na swo­ich spor­to­wych ko­niach. Fan­dango prze­stra­szył się fal i Cass za­li­czyła przy­mu­sową ką­piel!

Bella prze­tłu­ma­czyła to so­bie w gło­wie: jedna z ulu­bio­nych jeź­dziec­kich youtu­be­rek Elo­die opu­bli­ko­wała nowe na­gra­nie, na któ­rym wi­dać nie­for­tunną przy­godę nad brze­giem mo­rza. Bella nie ro­zu­miała, dla­czego młod­sza sio­stra pa­sjami ogląda na ma­leń­kim ekra­nie fil­miki przed­sta­wia­jące in­nych lu­dzi i ich ko­nie, skoro miały wła­sne ran­czo pełne koni, a także do­stęp do oce­anu, więc mo­gły w każ­dej chwili po­je­chać konno na plażę. Bella nie miała nic prze­ciwko me­diom spo­łecz­no­ścio­wym, ale zde­cy­do­wa­nie wo­lała praw­dziwe ży­cie!

– A tak z in­nej beczki, Pa­trick coś do cie­bie pi­sał – wy­mru­czała Elo­die, nie wy­pusz­cza­jąc z ręki te­le­fonu sio­stry. – Przy­je­dzie do Pi­ne­ha­ven nieco póź­niej, niż pla­no­wał.

– Co ta­kiego? – Bella wy­chy­liła się w stronę tyl­nego sie­dze­nia, ale przy­trzy­my­wał ją pas bez­pie­czeń­stwa. – Od­daj mi ten te­le­fon! Dla­czego nic wcze­śniej nie mó­wi­łaś? – Wy­cią­gnęła rękę, ale Elo­die w jed­nej chwili cof­nęła się tak da­leko na sie­dze­niu ob­szer­nego auta, że sio­stra nie zdo­łała jej do­się­gnąć. – A poza tym prze­stań czy­tać moje wia­do­mo­ści!

Bella czuła, że się czer­wieni. Wyj­rzała przez okno, by ukryć zmie­sza­nie, ja­kie to­wa­rzy­szyło jej, kiedy my­ślała o Pa­tricku Le­wer­sie, swoim no­wym być-może-już-chło­paku.

– Wrzuć na luz – wes­tchnęła Elo­die. – Nie było tam nic ro­man­tycz­nego, tylko stwier­dze­nie faktu. Mam mu od­pi­sać?

– Elo­die! – rzu­ciła ostrze­gaw­czym to­nem mama.

– Chwilę – od­parła dziew­czynka. – Jesz­cze tylko szybko zer­knę na In­sta­gram... – Po dłuż­szej chwili ci­szy krzyk­nęła za­sko­czona: – Och, wie­cie co?!

Bella słu­chała jej jed­nym uchem, bo sku­piła się te­raz na ja­dą­cych obok po­jaz­dach i wi­do­kach za oknem. Na na­le­żą­cym do jej ro­dziny ran­czu Gol­den Horse w hrab­stwie San Luis Obi­spo w Ka­li­for­nii każdy dzień za­czy­nał się bla­dym świ­tem, ale dzi­siaj po­budkę za­rzą­dzono jesz­cze wcze­śniej. Bella i Fie­sta, jej uta­len­to­wana kasz­ta­no­wata klacz, miały spę­dzić cały ty­dzień w ośrodku jeź­dziec­kim Pi­ne­ha­ven nie­da­leko sto­licy stanu, Sa­cra­mento. Trzeba było wstać o trze­ciej nad ra­nem, żeby w po­ło­wie drogi zro­bić po­stój, wy­pro­wa­dzić Fie­stę z sa­mo­chodu i wy­pu­ścić ją na trawę. W tym cza­sie po­dróż­niczki mo­gły się nieco od­świe­żyć i roz­pro­sto­wać nogi.

Bella i jej mama po­sta­no­wiły po­si­lić się kawą i baj­glami, Elo­die zaś ko­niecz­nie chciała spró­bo­wać śnia­da­nio­wego szejka z gra­nolą, ka­wał­kami ba­na­nów i odro­biną miodu. Bella też uznała, że szejk wy­gląda sma­ko­wi­cie, ale z ner­wów czuła taki ścisk w żo­łądku, że w tej chwili nie miała ochoty na żadne sma­ko­łyki.

Spę­dziły już w dro­dze pra­wie sie­dem go­dzin. Bella była jed­nak pewna, że warto je­chać taki ka­wał. „Wciąż nie mogę uwie­rzyć, że za­kwa­li­fi­ko­wa­ły­śmy się na obóz szko­le­niowy Wscho­dzące Gwiazdy Jeź­dziec­twa”, my­ślała, a z prze­ję­cia aż prze­szły ją ciarki. „Tyle się tam na­uczymy!” Za­ję­cia mieli pro­wa­dzić naj­lepsi za­wod­nicy WKKW. A poza tym bę­dzie tam też Pa­trick...

Z za­my­śle­nia wy­rwała ją Elo­die, która nie­spo­dzie­wa­nie szturch­nęła ją w ra­mię.

– Ej, py­ta­łam: wie­cie co? – krzyk­nęła.

– Co tym ra­zem? – Bella zer­k­nęła na sio­strę. – Ktoś po­ka­zał nowy ta­niec na Tik­Toku?

– Pew­nie tak. Ale cie­bie to nie do­ty­czy, bo i tak nie umiesz tań­czyć. – Elo­die po­ka­zała sio­strze ję­zyk. – Ale słu­chaj, wła­śnie się do­wie­dzia­łam, że Mil­lie Chan bę­dzie z tobą na obo­zie!

– Jaka Mil­lie? – Kate Be­au­mont spoj­rzała na star­szą córkę. – Ry­wa­li­zo­wa­łaś z nią na za­wo­dach, ko­cha­nie?

– Nie – od­parła Bella. Stres, któ­rego już pra­wie zdą­żyła się po­zbyć, na­gle wró­cił ze zdwo­joną siłą. „Uhh! Mil­lie Chan – to do­piero ta­lent!” – To WKKW-istka ze Se­at­tle.

– O, nie tylko. To praw­dziwa gwiazda! Ma mnó­stwo ob­ser­wu­ją­cych na In­sta­gra­mie. – Elo­die naj­wy­raź­niej była pod wra­że­niem. – Ma nicka @mil­liew­sio­dle. Wrzuca fil­miki o swoim ko­niu i o tre­nin­gach, a do tego jest am­ba­sa­dorką marki Chic Mare Hor­se­wear. Bella w ze­szłym roku wy­grała ko­szulkę tej firmy, pa­mię­ta­cie? – Dziew­czynka ener­gicz­nie mach­nęła te­le­fo­nem. – Jej koń na­zywa się Koda Le­gend i jest prze­piękny. A ona sama nosi naj­faj­niej­sze ciu­chy, bo wszystko do­staje od spon­so­rów. Raz była na­wet na randce z kimś z te­le­wi­zji! – Elo­die po­chy­liła się i pod­su­nęła sio­strze te­le­fon pod nos. – Wi­dzi­cie? Przed chwilą na­pi­sała, że przy­je­chała do Pi­ne­ha­ven!

Bella się­gnęła po te­le­fon.

– Dzięki.

Elo­die za­pro­te­sto­wała, wy­da­jąc gło­śny jęk.

Bella obej­rzała trzy­dzie­sto­se­kun­dowy fil­mik, na któ­rym wi­dać było pięk­nego gnia­dego ko­nia sto­ją­cego w prze­stron­nym bok­sie. Póź­niej po­ka­zano rząd po­dob­nych bok­sów, a w koń­co­wych ka­drach po­ja­wiła się au­torka na­gra­nia – uśmiech­nięta dziew­czyna azja­tyc­kiego po­cho­dze­nia. Była mniej wię­cej w wieku Belli, miała ciemne włosy się­ga­jące brody i białą ko­szulkę z cha­rak­te­ry­stycz­nym nie­bie­skim em­ble­ma­tem. Choć Bella nie spę­dzała tyle czasu co Elo­die, śle­dząc me­dia spo­łecz­no­ściowe, od razu roz­po­znała słynną Mil­lie Chan.

– To na­sza miej­scówka na naj­bliż­szy ty­dzień! – mó­wiła we­soło do ka­mery Mil­lie. – Ra­zem z Kodą nie mo­żemy się już do­cze­kać pierw­szej jazdy. Wkrótce za­mie­ścimy ko­lejne na­gra­nia, zo­stań­cie z nami!

Po chwili prze­rwy fil­mik uru­cho­mił się po­now­nie, ale Bella na­tych­miast go wy­łą­czyła.

„No ład­nie, Mil­lie Chan”, po­my­ślała. Nie ro­biły na niej wra­że­nia ty­siące laj­ków na In­sta­gra­mie, ale au­ten­tycz­nie po­dzi­wiała wspa­nia­łego ko­nia i wy­niki tej pary. „Aż trudno uwie­rzyć, że ra­zem z Fie­stą znaj­dziemy się w to­wa­rzy­stwie naj­lep­szych mło­dych jeźdź­ców z Za­chod­niego Wy­brzeża”.

– To chyba nasz zjazd – za­uwa­żyła mama.

Skrę­ciła z au­to­strady i po chwili zna­la­zły się na ma­low­ni­czej dro­dze pro­wa­dzą­cej przez te­reny wiej­skie. Po le­wej stro­nie wi­dać było roz­cią­ga­jące się aż po ho­ry­zont za­dbane win­nice na zie­lo­nych zbo­czach wzgórz, po dru­giej stro­nie zaś roz­po­ście­rały się pa­stwi­ska, na któ­rych pa­sły się ko­nie o lśnią­cej sier­ści.

– Wy­daje mi się, że to tu­taj – ode­zwała się Bella, a jej żo­łą­dek wy­wi­nął ner­wo­wego ko­ziołka.

Wje­chały na te­ren ośrodka przez ma­sywną że­la­zną bramę i zna­la­zły się na dłu­giej dro­dze, wi­ją­cej się mię­dzy pa­stwi­skami. Przed nimi wzno­sił się kom­pleks zie­lo­nych bu­dyn­ków z bia­łymi wy­koń­cze­niami na ele­wa­cji. Choć ośro­dek był ogromny, sam roz­miar nie ro­bił na Belli wra­że­nia – w końcu ich wła­sne ran­czo Gol­den Horse też zaj­mo­wało kil­ka­set hek­ta­rów. Więk­szość te­renu sta­no­wiły tam jed­nak ro­snące dziko za­ro­śla lub su­che pa­górki i ka­niony, które bar­dziej nada­wały się dla wy­trzy­ma­łej lo­kal­nej rasy by­dła, którą ho­do­wał ich oj­ciec, niż dla koni – dla nich były prze­zna­czone dwa duże pa­stwi­ska, a przez więk­szą część roku karmę uzu­peł­niano sia­nem. Bella wie­działa, że jej ko­nie lu­bią ta­kie na­tu­ralne wa­runki, i była dumna, że ho­do­wana w ta­kim miej­scu Fie­sta pre­zen­tuje się rów­nie ład­nie i zdrowo jak inne ko­nie spor­towe, które spo­ty­kało się na za­wo­dach. Ośro­dek Pi­ne­ha­ven oka­zał się jed­nak zu­peł­nie inny niż wszystko, co Bella do tej pory wi­działa, i za­sta­na­wiała się te­raz, czy jej klacz przy­zwy­czai się do trybu ży­cia roz­piesz­cza­nej gwiazdy to­rów cros­so­wych.

– Tu jest jakby luk­su­sowo! – wy­krzyk­nęła Elo­die. – Hej, może tu z tobą zo­stanę jako twój lu­zak albo coś?

– Nie­źle to so­bie wy­kom­bi­no­wa­łaś – skwi­to­wała ze śmie­chem mama. – Nie myśl so­bie, że za­po­mnia­łam, co mi obie­ca­łaś. Po­wie­dzia­łaś, że jak cię za­bie­rzemy, to ju­tro po­mo­żesz mi wy­pie­lić wa­rzyw­nik.

Bella wyj­rzała przez okno. Nie mo­gła się do­cze­kać, kiedy zo­ba­czy ujeż­dżal­nie i tor do biegu prze­ła­jo­wego.

– Oni tu mają wła­snych lu­za­ków – uprze­dziła sio­strę nieco roz­tar­gnio­nym to­nem. – W tym sa­mym cza­sie od­bywa się tu szko­le­nie dla za­wo­do­wych lu­za­ków.

Tę in­for­ma­cję zna­la­zła ja­kiś czas temu na stro­nie in­ter­ne­to­wej Pi­ne­ha­ven.

Kiedy Kate Be­au­mont za­trzy­mała sa­mo­chód, od razu pod­bie­gły do niego dwie uśmiech­nięte młode ko­biety. Miały na so­bie ta­kie same ciem­no­zie­lone ko­szulki polo z logo Pi­ne­ha­ven.

– Dzień do­bry – za­wo­łała jedna z nich, kiedy Bella otwo­rzyła drzwi. – Ty pew­nie je­steś Isa­belle Be­au­mont. Po­mo­żemy ci za­pro­wa­dzić ko­nia do boksu.

– Dzięki – od­parła z uśmie­chem dziew­czyna. Miłe po­wi­ta­nie spra­wiło, że na­pię­cie odro­binę ze­lżało. Ale tylko tro­chę. – Mo­że­cie do mnie mó­wić Bella.

Fie­sta za­tań­czyła, kiedy Bella wy­pro­wa­dzała ją z buk­manki. Dziew­czyna po­zwo­liła kla­czy ro­zej­rzeć się do­okoła i za­po­znać z no­wym oto­cze­niem. Fie­sta sze­roko otwie­rała oczy, pa­trząc na roz­le­głe zie­lone pa­stwi­ska i wy­sprzą­tany dzie­dzi­niec przed staj­nią. Była jed­nak do­świad­czo­nym ko­niem spor­to­wym i czę­sto jeź­dziła na za­wody w cen­tral­nej Ka­li­for­nii, więc Bella wie­działa, że szybko oswoi się z sy­tu­acją.

– Do­bry koń – ode­zwała się do niej ła­god­nie, kiedy Fie­sta za­strzy­gła uszami, bo w ich stronę zmie­rzał wó­zek gol­fowy, w któ­rym sie­działo kilku pra­cow­ni­ków ośrodka. – Zo­ba­czysz, bę­dziemy się tu świet­nie ba­wić, moja mała.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki