Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wszystko zmieniło się w dniu, w którymGalen mnie zdradził.
Wyświadczył mi tym jednak przysługę. Przypomniał, że jedyną osobą, na którą mogę liczyć, jestem ja sama. Moja determinacja, by pomścić śmierć ojca i uniknąć przeznaczenia wyznaczonego mi przez Sinnera, osiągnęła nowy poziom.
Saint przywykł do rozdawania kart, ale teraz są nowe zasady – moje – i jeśli chce mnie w swoim życiu i w łóżku, zastosuje się do nich. Wszyscy chłopcy tak zrobią. Są mi to winni.
Gram w niebezpieczną grę, zwłaszcza jeśli chodzi o moje serce, ale nie ma odwrotu. Nie zaszłam tak daleko, by odejść z pustymi rękami, a im więcej tajemnic odkrywam, tym bardziej zdaję sobie sprawę, jak daleko sięga zdrada i korupcja. I nie ma już wyboru.
Sainthood musi zostać zniszczone i tylko my możemy to zrobić.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 361
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
1 - Harlow
2 - Saint
3 - Harlow
4 - Harlow
5 - Harlow
6 - Harlow
7 - Harlow
8 - Harlow
9 - Harlow
10 - Harlow
11 - Galen
12 - Galen
13 - Harlow
14 - Harlow
15 - Harlow
16 - Harlow
17 - Harlow
18 - Harlow
19 - Harlow
20 - Theo
21 - Harlow
22 - Harlow
23 - Harlow
24 - Harlow
25 - Harlow
26 - Harlow
27 - Harlow
28 - Harlow
29 - Harlow
30 - Caz
31 - Harlow
32 - Harlow
33 - Harlow
SERIA SAINTHOOD – CHŁOPCY Z LICEUM LOWELL
Tom 1 ZMARTWYCHWSTANIE
Tom 2 REBELIA
Pot spływa mi po kręgosłupie i przykleja kosmyki włosów do czoła, gdy turlam się w bagażniku bmw Darrowa, który wiezie mnie w nieznanym kierunku. Skóra na moich nadgarstkach jest przetarta i krwawi, ponieważ mój eks, będący totalnym dupkiem, zdecydowanie za mocno zadzierzgnął plastikowe opaski zaciskowe. Najprawdopodobniej zrobił to celowo, ponieważ za punkt honoru postawił sobie, bym cierpiała.
Nie wiem, jak długo jedziemy, ale wydaje mi się, że mija cała wieczność, zanim wyczuwam, że samochód zwalnia. Skręcamy ostro na wyboistym terenie. Rzuca mną jak szmacianą lalką. Ból przeszywa mi czoło, gdy uderzam głową w bok ścianki bagażnika. Z sykiem przeklinam Darrowa przez knebel wciąż wciśnięty w moje usta.
Bagażnik się otwiera i duszną, zamkniętą przestrzeń atakuje lodowaty chłód. Z ulgą witam ten kojący nocny balsam na przegrzanej skórze. Wpatruję się w Darrowa, który brutalnie unosi mnie za ramiona.
– Wyglądasz okropnie. – Uśmiecha się złośliwie, taksując mnie wzrokiem.
„No bez jaj, Sherlocku”.
Gdybym mogła mówić, powiedziałabym mu, że również nie wygląda pociągająco. Na twarzy ma kilka rozcięć, siniaków i rozmazaną smugę krwi, jego koszula jest podarta, a spodnie i buty pokrywają plamy z krwi i błota. To pokłosie epickiej bitwy gangów, która odbyła się dzisiejszej nocy.
Stawia mnie na ziemi i zatrzaskuje bagażnik. Nogi mam zesztywniałe, przez tak długi czas były zgięte pod dziwnym kątem. Prawie upadam, gdy moje stopy uderzają o żwir, jednak szybko łapię równowagę, prostuję się i chłonę otoczenie.
Darrow wbija mi paznokcie w ramię, ciągnąc mnie po pokrytej gruzem ścieżce w kierunku opuszczonego trzypiętrowego budynku mieszkalnego. Z jednej strony otaczają nas puste, otwarte pola, z drugiej – gęsta ściana lasu. Jest tu ciemno, tylko gdzieś w oddali dostrzegam pojedyncze źródło światła. Galen powiedział mu, żeby zabrał mnie w jakieś odległe miejsce i zabił. Najwyraźniej Darrow wypełnia jego polecenie. Mógłby strzelić nawet teraz, nikt nie usłyszy wystrzału odbijającego się echem w tej ciszy ani nie zobaczy, jak moje martwe ciało pada na ziemię. Mógłby zaciągnąć je do lasu i pochować na pełnym widoku, ponieważ nie ma tu nikogo. Żadnych naocznych świadków zbrodni.
Po dotarciu do budynku Darrow wpycha mnie na schody, szturchając w plecy lufą pistoletu i ponaglając. Wspinam się ostrożnie po zardzewiałych stopniach, aż docieram na pierwszy poziom.
– Skręć w prawo – nakazuje, przechodzę więc nad potłuczonym szkłem, zgniecionymi puszkami po piwie, niedopałkami papierosów i pozostałościami po zażywaniu narkotyków, rozmyślając, jakie inne rodzaje przestępczej działalności mają tu miejsce.
Kiedy docieram do ślepego zaułka, Darrow wciska mi lufę w skroń i wyjmuje pęk kluczy z tylnej kieszeni swoich dżinsów.
– Rusz choćby mięśniem, a pociągnę za spust.
Zastanawiam się, jak świadczy o mnie fakt, że nie czuję strachu. Nie dlatego że Dar nie jest w stanie dokończyć dzieła – to niebezpieczny dupek, który myśli, że dopuściłam się zdrady, więc nie potrzeba dużo, by go do tego zmusić. Ale zapomina o tym, że dobrze go znam. Jest samolubny do szpiku kości. Kiedy zda sobie sprawę z tego, co zrobił, i jak źle może się to dla niego skończyć, rozegra to po mojemu.
Jestem przekonana, że da się namówić do zmiany planów pod warunkiem, że w międzyczasie go nie wkurzę.
Otwiera zamek do ostatniego mieszkania, wpycha mnie do środka. Drzwi zatrzaskują się za nami, gdy idę wąskim korytarzem z Darrowem tuż za plecami.
– Tutaj – oznajmia i zapala światło.
Mały, kwadratowy pokój jest zaskakująco czysty, ale skąpo umeblowany. Po prawej znajduje się malutki aneks kuchenny ze stołem i dwoma krzesłami. Po lewej stoi sfatygowana kanapa, podniszczony, drewniany stolik kawowy i pusta biblioteczka.
Dar popycha mnie na kanapę. Ląduję nosem w przetartym granatowym obiciu, marszcząc się z niesmakiem, gdy moje nozdrza atakuje mnóstwo wstrętnych zapachów. Podnoszę się niezgrabnie, ignoruję otarcia na nadgarstkach i towarzyszący im ból.
Chłopak kieruje się w stronę kuchni i wraca z dwiema butelkami wody. Stawia je na stole, po czym wsuwa pistolet za pasek dżinsów. Kiedy uwalnia moje usta od knebla, wetkniętego przez Galena, chciwie wciągam powietrze do płuc. W zaskakującym, czułym geście Darrow odgarnia mi z czoła kosmyki splątanych włosów.
– Masz. – Przykłada butelkę do moich spierzchniętych warg, a ja odchylam głowę i z wdzięcznością przyjmuję wlewany przez niego płyn.
– Dzięki – mówię po ugaszeniu pragnienia.
Zakręca butelkę i zaczyna wodzić palcami po mojej żuchwie. Przeszywa mnie nieprzyjemny dreszcz. Kiedyś jego dotyk był pożądany, ale teraz wszystko w nim wydaje mi się obrzydliwe.
– Nie powinno było nigdy do tego dojść, Lo. – Kręci głową, nadal muskając moją skórę. – Nie powinnaś była przekroczyć progu tamtego magazynu. W chwili, gdy przeszłaś na drugą stronę, podpisałaś na siebie wyrok.
– Czemu tu jestem? – pytam, rozglądając się dookoła i ignorując jego próbę obudzenia wspomnień o starych, dobrych czasach. – Myślałam, że miałeś mnie zabić.
– Tak ci spieszno do grobu, kochanie? – parska śmiechem.
– Spieszno do wyjawienia prawdy.
– A co to za prawda? – Przyciąga krzesło z kuchni, stawia je naprzeciwko mnie i siada na nim okrakiem.
– Nie znasz wszystkich faktów.
– Jak myślisz, dlaczego jeszcze nie posłałem ci kulki w łeb? – Unosi brew.
– Jaki układ zawarłeś z Galenem?
Uśmiecha się szeroko i chwyta mnie za podbródek, po czym ściska go boleśnie.
– Nie ty rozdajesz tu karty, Lo. To ja będę zadawał pytania.
– Pytaj więc.
– Dlaczego Galen Lennox pragnie twojej śmierci? – Przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze.
– Powodów może być wiele. – Wzruszam ramionami. – Od początku jest na mnie cięty. Jego zachowaniem na pewno kieruje coś, co wydarzyło się w przeszłości, ale teraz chce mnie widzieć martwą prawdopodobnie dlatego, że zdradziłam ich przez podanie lokalizacji magazynu.
– Fałszywego magazynu – wtrąca Darrow, a jego nozdrza się rozszerzają.
– Kiedy do ciebie pisałam, nie miałam pojęcia, że to podpucha. I oboje wiemy, że to nie ja pierwsza ujawniłam te informacje. – Przyglądam się twarzy chłopaka, uważnie obserwując, jak ten zareaguje. Mięsień drga w jego szczęce, ale Dar nie zaprzecza moim słowom i to jest wszystko, czego potrzebuję.
Arrows mają kreta w szeregach Sainthood. „Interesujące”.
– Wiedziałaś, że to zasadzka?
– Dowiedziałam się dopiero potem, późno w nocy.
– Jeszcze był czas, żeby nas ostrzec – syczy.
Zachowuję spokój, kiedy rzucam mu pierwszą wskazówkę.
– Niby dlaczego miałabym występować przeciwko swoim? Zwłaszcza gdy zerwałeś naszą umowę.
– Chuja zerwałem! Celowo powstrzymywałem Johnny’ego, dopóki nie wywiązałaś się ze swojej części umowy. – Wstaje i zaczyna krążyć po pokoju. – Masz pojęcie, w jakim gównie przez ciebie wylądowałem? – Wyciąga pistolet, podchodzi do mnie i wbija mi lufę w czoło. – Powinienem cię teraz zabić.
– Jeśli to zrobisz, podpiszesz na siebie wyrok śmierci.
– Nie boję się Sainta. – Śmieje się histerycznie. – Nawet nie jest w stanie kontrolować swojej własnej załogi.
– Mówisz o tym z takim przekonaniem, ale skąd wiesz, że Galen nie działał zgodnie z instrukcjami Sainta? Może to część jakiejś większej gry?
Czuję ukłucie w sercu na myśl o tym, że to wszystko może być kłamstwem. Że troska Sainta była udawana. Że Galen nie zbuntował się, tylko po prostu wykonywał rozkazy. Emocje przyćmiły mój osąd i już nie wiem, w co wierzyć.
– Nie obchodzi mnie, czy to zrobił czy nie. – Wzrusza ramionami. – Nie boję się go. Ale jeśli chodzi o naszego szefa, dzisiejszej nocy spierdoliłem wszystko po całości.
Straciliśmy dobrych ludzi w tym magazynie, ich krew jest na moich rękach. A ty mi w tym pomogłaś. Zabicie cię przyczyni się w jakiś sposób do naprawienia zła.
– Nie, nie przyczyni się. Daj spokój, Dar. Stać cię na coś więcej. Jeśli mnie zabijesz, sprowadzisz na siebie całą artylerię Sainthood. Dzisiejszy wieczór będzie wyglądał przy tym jak dziecinna zabawa. Wątpię, żeby Archer Quinn podziękował ci za pogrążenie was jeszcze głębiej.
– O czym ty, do kurwy nędzy, mówisz? Nie jesteś dla nich aż tak ważna.
– Jestem członkiem Sainthood, Dar. Sinner właśnie zatwierdził moją inicjację. Chłopaki mieli mnie dziś zabrać do ośrodka szkoleniowego. Galen nie wykręciłby takiego numeru, gdyby o tym wiedział.
– Oczekujesz, że uwierzę w te bzdury? – Wybucha gromkim śmiechem.
– To prawda. Noszę ich znak. Podciągnij z tyłu moją bluzę, a zobaczysz.
– Widziałem już twoje plecy, skarbie, nie ma tam nic takiego.
– Pomyśl, Dar. – Walczę z chęcią przewrócenia oczami. – Za każdym razem, gdy mnie posuwałeś od tyłu, miałam na sobie spódnicę. Nigdy nie zastanawiałeś się dlaczego?
– To było celowe? – Jego głos zdradza zaskoczenie.
Przytakuję.
– Dołożyłam wszelkich starań, aby ukryć ten znak, podobnie jak mój ojciec. To on zadbał o tatuaż z aniołem zemsty. Spójrz. – Odwracam się do niego plecami. – W prawym dolnym rogu, tuż nad tyłkiem.
Wstaje i wciska mnie w obleśną kanapę, a ja wstrzymuję oddech, żeby nie czuć tego wstrętnego odoru. Podciąga mi bluzę z kapturem i lekko zsuwa legginsy, odsłaniając moje plecy.
Pochyla się niżej, jego ciepły oddech pełznie po skórze jak mgła. Palce ślizgają się dokładnie w miejscu, w którym zostałam napiętnowana przez Sinnera, gdy miałam trzynaście lat.
– Ożeż kurwa.
– Czy teraz mi wierzysz? – Przechylam głowę na bok.
Odwraca mnie do siebie.
– Jeśli spodziewasz się, że to zadziała na twoją korzyść, grubo się, kurwa, mylisz. – Kładzie palec na spuście i wciska lufę pistoletu w moją klatkę piersiową. – To tylko kolejny powód, by cię zabić.
– Sinner naznaczył mnie w ten sposób, gdy byłam przez niego przetrzymywana. Przez cały ten czas wiązał ze mną jakieś plany. Jak myślisz, co ci zrobi, jeśli odbierzesz mi życie? Jestem nie tylko pierwszym żeńskim członkiem Sainthood. Niedługo zostanę jego pasierbicą. Zabicie mnie nie będzie oznaczało jedynie wojny między Saints i Arrows. Sinner osobiście będzie chciał cię dopaść. Nie spocznie, dopóki nie umrzesz. – Wpatruję się w jego pokiereszowaną twarz. – Nie wiem, jak dla ciebie, ale dla mnie scenariusz, w którym oboje kończymy jako trupy, brzmi chujowo. Zwłaszcza gdy istnieje znacznie ciekawsza opcja, którą moglibyśmy wcielić w życie.
– Jaka opcja?
Celowo otwieram szeroko oczy i wlewam podekscytowanie w swój ton, ponieważ jeśli chcę wyjść stąd żywa, muszę dobrze to sprzedać. Jeśli Arrows mają już kreta, mój pomysł nie jest aż tak znaczący, powinnam więc przekonać Dara, że to konkretna oferta i coś, co może zaproponować szefowi, aby ponownie wkraść się w jego łaski.
– A taka, że mogę zostać waszym szpiegiem. Sinner wysyła mnie do swojego ośrodka szkoleniowego i przydzieli mi zadania inicjacyjne. Jestem przygotowywana razem z chłopakami do wejścia do oddziału seniorów, jak tylko w przyszłym roku skończymy szkołę. Będę wtajemniczona we wszystkie ich wewnętrzne działania i sekrety. Czy taki wywiad nie przydałby się Arrows bardziej niż moja śmierć? I mam więcej dokumentów takich jak te, które ci dałam. Możesz wyciągnąć jeszcze kilku swoich ludzi z więzienia, jeśli pokażesz, że dowody podrzucono, a zeznania świadków zostały wymuszone.
Wcześniej, żeby Dar był zadowolony i się mnie nie czepiał, przekazałam mu akta taty, które dotyczyły jednego z licznych członków Arrows, faceta o imieniu Alfred. Dokumenty zawierały dowód na to, że Alfred został wrobiony. Teraz jest wolnym człowiekiem.
Chłopak trzyma pistolet przyciśnięty do mojej piersi, ale w jego spojrzeniu dostrzegam niezdecydowanie.
– Dlaczego chcesz to zrobić? – Waha się. – Jeśli do nich należysz, po co masz ryzykować zdradę? Skoro Galen mógł wpakować cię w taką sytuację teraz, wyobraź sobie, co zrobiliby ludzie z organizacji, gdyby odkryli, że jesteś naszym szpiegiem?
– To nie twój problem. Ale skoro pytasz o powód… – przerywam na moment, żeby przełknąć rosnącą w gardle gulę. Moja pierś unosi się w górę i dół, gdy tak dobrze mi znany ból naciska na żebra.
– Porwali mnie i torturowali, gdy byłam jeszcze dzieciakiem, i zamordowali mojego ojca – cedzę przez zaciśnięte zęby.
Na twarzy Dara maluje się szok, najwyraźniej nie miał o niczym pojęcia.
– Chcę, żeby za to zapłacili. Wszyscy, ale zwłaszcza ten łajdak Sinner.
Opuszcza pistolet i chowa go z powrotem za pasek dżinsów, a ja oddycham z ulgą, gdy już wiem, że wygrałam. Dzięki ci, kurwa, Panie. Przez chwilę wszystko wisiało na włosku. – I nie zmieniłam stron, Dar – dodaję po chwili. – Zawsze byłam w Drużynie Lo i to się nie zmieniło. Mamy wspólnego wroga. Oboje chcemy zniszczyć Sainthood. Mogę w tym pomóc.
Możemy pomóc sobie nawzajem. – Wyciągam związane nadgarstki. – W ten sposób zachowasz twarz przed Archerem i wrócisz do gry. Wygrana dla nas obojga.
– Nie każ mi tego żałować. – Pochyla się, wyciąga nóż przymocowany do łydki i przecina mi więzy.
– To działa w obie strony – mówię, ostrożnie badając delikatną skórę na nadgarstkach.
Siada obok mnie na kanapie, obracając nóż w palcach.
– Jak to rozegramy?
Pochylam się, jakbym miała go pocałować, a on skupia wzrok na moich ustach. Wyrywam mu nóż z ręki, zanim zdąży zarejestrować jakikolwiek ruch, i wbijam w jego udo. Wciskam ostrze mocno, dodatkowo obracając nim, czerpiąc niesamowitą przyjemność z zadawania bólu.
Ten gnój na to zasługuje.
Mrożący krew w żyłach ryk przeszywa powietrze, gdy posoka tryska z rany. Twarz Dara blednie. Działam szybko, sięgam za niego i zabieram mu broń, zanim mnie zastrzeli.
Zabezpieczam ją i wkładam do kieszeni bluzy, którą zapinam na zamek.
– Nie martw się, nie trafiłam w żadne tętnice – uspokajam, po czym sięgam do kieszeni jego dżinsów, żeby wyciągnąć klucze i portfel.
– Ty suko! – krzyczy, zaciskając palce na rękojeści noża.
– Nie ruszałabym tego na twoim miejscu, chyba że chcesz się wykrwawić. Powinieneś jechać do szpitala. – Wstaję, mocno chwytam Dara za podbródek, odchylam mu głowę i patrzę prosto w oczy. – To ostrzeżenie. Zdradź mnie ponownie, a następnym razem zatopię nóż w twoim sercu.
Na jego twarzy malują się jednocześnie nienawiść i szacunek.
– No już, już, nie bądź taki. – Mierzwię mu włosy, prostuję się i uśmiecham szyderczo. – Będziesz miał wymówkę, jakim cudem uciekłam, gdy Galen zapuka do drzwi.
Sprawia to też, że wygląda jak totalna pizda, ale nie mówię tego głośno. Podchodzę do drzwi, nucąc pod nosem.
– Mamy umowę, Lo! – drze się. – A jeśli znowu mnie zrobisz w chuja, następnym razem poderżnę ci gardło i nie będę tracić czasu na zadawanie pytań.
Odwracam się i taksuję go wzrokiem.
– To cudownie, że się ze sobą zgadzamy. – Kołyszę na palcach jego klucze. – Będziemy w kontakcie. – Usta drgają mi w powstrzymywanym uśmiechu. – Spróbuj w międzyczasie nie umrzeć.
Kiedy wychodzę z mieszkania, słyszę stek przekleństw wykrzykiwanych pod moim adresem, kradnę samochód Dara i wynoszę się stąd gdzie pieprz rośnie.
Jesteśmy w domu Lo, pakujemy ubrania i inne rzeczy, żeby zawieźć je do kryjówki w Grenlow, kiedy dostaję wiadomość od Galena.
„Zmiana planów. Spotkajmy się w stodole”.
– Że co, do chuja?
Od razu do niego dzwonię, ale dupek nie odbiera.
– Co jest? – pyta Caz, wchodząc do sypialni Lo. Staje w pół kroku, gdy widzi moją minę.
– Galen chce się spotkać w stodole.
– Dlaczego? – pyta Theo, materializując się za Cazem.
– Nie wiem, ale skopię mu pieprzony tyłek. Wyraziłem się, kurwa, jasno.
Galen nie ma prawa kwestionować moich decyzji. A zwłaszcza tej. Nie w wypadku, gdy chodzi o bezpieczeństwo Lo. Upycham resztę jej rzeczy do torby, chwytam swój worek marynarski i ruszam w stronę drzwi.
– Ty prowadzisz – mówię do Caza, gdy wychodzimy na zewnątrz, po czym rzucam mu kluczyki do swojego land rovera. – Ja będę się dobijał do tego gnojka.
Caz wciska gaz do dechy i ruszamy, a Theo w swoim SUV-ie siedzi nam na ogonie. Wielokrotnie ponawiam próby połączenia, ale Galen nie odbiera. Chcę skontaktować się z Lo, przypominam sobie jednak, że roztrzaskałem jej komórkę w drobny mak. Nie mogłem ryzykować, że tata ją namierzy, kiedy dziewczyna nie pojawi się w ośrodku szkoleniowym.
– Jak myślisz, co się dzieje? – Caz na ułamek sekundy odrywa wzrok od drogi, by na mnie spojrzeć.
– Trudno powiedzieć. – Przeciągam dłonią po przystrzyżonych blond włosach. – Mówimy o Galenie. Jego lekkomyślność jest legendarna.
– A może Sinner wysłał ogon i Galen podejmuje niezbędne środki ostrożności? – Nic dziwnego, że Caz go broni, to gość lojalny aż do przesady.
– Mam złe przeczucia – stwierdzam z cichą nadzieją, że intuicja mnie myli. Ale rzadko tak się zdarza.
– Jak zamierzasz trzymać ją z dala od Sinnera? – pyta Caz, kiedy zjeżdża z autostrady na Prestwick.
Wzdycham, kopiąc butem w deskę rozdzielczą.
– Nie mam pojęcia – przyznaję. – Zdaję się na ślepy los. Ona po prostu nie może przejść inicjacji. Nie chcę tego dla niej.
– To jest cholernie popieprzone, stary – zgadza się. – Co Sinner kombinuje?
– Nie wiem, ale postaram się tego dowiedzieć.
Milczymy, dopóki nie docieramy do wjazdu ukrytego daleko po drugiej stronie Lasu Prestwick. Caz zatrzymuje mojego land rovera, wysiada z wozu i odsuwa bramę. Przesiadam się na miejsce kierowcy i wjeżdżam. Kiedy razem z Theo jesteśmy już za bramą, Caz ją zasuwa, zamyka i wskakuje na siedzenie pasażera.
Przez kilka kilometrów jedziemy wąską polną drogą, aż ukazuje się nam nasza kryjówka. To miejsce znalazł Theo kilka lat temu i było to dokładnie to, czego szukaliśmy – blisko, a jednocześnie z dala od oczu osób postronnych. Możemy tu zniknąć, gdy potrzebujemy zebrać myśli. Theo zajął się papierkową robotą. Podczas zakupu nieruchomości użył pseudonimu, więc nie da się jej z nami powiązać.
Kupiliśmy ją za bezcen, dzięki czemu zostały nam fundusze na mały remont. Stodoła wyglądała w zasadzie jak wydmuszka. Musieliśmy wymienić wszystkie okna, a wnętrze stanowiło po prostu jedną, gigantyczną, otwartą przestrzeń, która wymagała pracy. Na szczęście sama konstrukcja i dach były solidne. Teraz zbudowaliśmy sypialnie i łazienki na poddaszu, zamontowaliśmy prostą kuchnię, zmodernizowaliśmy ogrzewanie i urządziliśmy salon oraz pokój gier ze stołem bilardowym.
Choć brak tu jakichś luksusów, to wciąż dom. I Sinner nie wie o jego istnieniu.
Nie jestem pewien, czy się zorientował, że mamy swoją miejscówkę. A może zakłada, że wbijamy laskom na chatę? Nigdy o to nie pytał, a my nie wyrywamy się z informacjami.
Parkuję obok mitsubishi eclipse, którym przyjechał Galen. Mimo że denerwuję się tym nieoczekiwanym rozwojem sytuacji, ogarnia mnie spokój – jak zawsze, kiedy tu przebywam.
Ze wszystkich stron otaczają nas wysokie drzewa, chroniąc przed wzrokiem ciekawskich. Od obszarów zwykle odwiedzanych przez imprezowiczów dzielą nas kilometry, tak jak od miejsc, w których Sinner ma zwyczaj zakopywać swoich wrogów czy przeprowadzać zadania inicjacyjne. Jednak wiemy, że nie należy ryzykować, więc pieniądze, które nam pozostały, przeznaczyliśmy na zainstalowanie kilku kamer na obrzeżach posesji i bezprzewodowego systemu alarmowego. Theo skonfigurował go tak, by zdalnie się aktywował, a jeśli ktoś wejdzie na nasz teren, dostaniemy powiadomienia na komórki.
Równocześnie wysiadamy z samochodu i ruszamy w kierunku wejścia, czujni i spięci. Dziś wieczorem jest zimno jak na pieprzonej Syberii, jaja mi zamarzają. Kiedy otwieram drzwi i wchodzę do środka, dostrzegam Galena przy oknie na drugim końcu stodoły, wpatrującego się w ciemność. Sztywnieje na odgłos zbliżających się kroków, ale wciąż stoi tyłem do nas.
Omiatam pomieszczenie czujnym spojrzeniem. Nie ma jej tutaj. Theo towarzyszy mi, gdy podchodzę do Galena. Nasze zaniepokojenie wzrasta. Galen powoli się odwraca i prostuje plecy, unosi podbródek. Dumny i pewny siebie spogląda mi prosto w oczy. Mięsień drga w jego szczęce, gdy mierzymy się wzrokiem.
– Gdzie ona jest? – Mój głos nie zdradza żadnych emocji.
– Nie tutaj – odpowiada krótko.
– Co ty, kurwa, zrobiłeś? – domaga się odpowiedzi Theo, odtrąca mnie łokciem na bok i popycha Galena.
– Coś, na co wy, trzy pizdy, byliście za słabi. – Jego usta wykrzywia szyderczy grymas, a moje dłonie automatycznie się zaciskają.
Theo znów popycha Galena, ale odciągam go i staję z kuzynem twarzą w twarz.
– Gdzie jest Lo?
– Z Knightem. Pewnie już ją załatwił.
Wbijam pięść w jego brzuch, a on zatacza się do tyłu. Podnosi głowę i uśmiecha się z wyższością.
– Kiedy już wyjmiesz swój łeb z dupy, zobaczysz, że postąpiłem słusznie. Ona nas zdradziła. Pogrywała z nami. Chodziliście wszyscy u niej jak na smyczy. To nie skończyłoby się dobrze.
Tym razem uderzam go pięścią w twarz, aż krew tryska mu z nosa.
– Jesteś pierdolonym idiotą.
– Gówno prawda – śmieje się gorzko. – Straciłeś wyczucie. Uczyniła cię słabym. Wyeliminowałem zagrożenie. Jeszcze mi za to podziękujesz. – Wypluwa krew na betonową podłogę.
Pewnego dnia arogancja tego człowieka przyczyni się do jego śmierci i jeśli nie zamknie swojej głupiej, niewyparzonej gęby, może to nastąpić już dziś. Caz mija mnie i wyprowadza jeden ze swoich słynnych ciosów. Galen upada ciężko.
– Przesadzasz – stwierdza, już bez złośliwego uśmieszku. – I zapomnieliście o braterstwie! Zapomnieliście o tym, co najważniejsze! – woła gniewnie.
Pochylam się nad nim i ponownie uderzam go w brzuch.
– Ona jest jedną z nas, ty lekkomyślny gnoju. – Wbijam pięść w jego żebra. Rozlega się głuche trzaśnięcie.
Swoim zachowaniem pokazuje, że nie zamierza podjąć walki. Mógł się tego spodziewać. Przyjmuje to jak mężczyzna, ale najwyraźniej jest pewny, że zostanie zrehabilitowany, gdy ochłoniemy.
– To tylko kawał niezłej dupy! – krzyczy. – A to nie czyni jej członkiem Saints.
Tym razem dostaje w szczękę od Theo. Wypluwa więcej krwi.
– Sinner napiętnował Lo naszym znakiem, kiedy miała trzynaście lat – wyjaśniam. – I kazał nam zabrać ją do ośrodka szkoleniowego, by zaczęła proces inicjacyjny. – Znów walę go pięścią w twarz. Caz krąży po pomieszczeniu, nerwowo ciągnąc się za włosy, a Theo wyciąga swój tablet.
– Co? – chrypi Galen, z dezorientacją marszcząc brwi.
– Stało się to zaraz po zasadzce. Nigdzie nie można cię było znaleźć.
– Ponieważ byłeś zajęty planowaniem wydania naszej dziewczyny wrogowi – kwituje Caz, po czym chwyta Galena za koszulkę i uderza go.
– Nie wiedziałem, kurwa, nie wiedziałem! – wrzeszczy pomiędzy ciosami. – Zareagowałem też na wiadomość od Theo, coś o odzyskaniu ciała.
Zerkam na Theo, a wyraz jego twarzy wskazuje, że to nieważne i później wyjaśni mi, o co chodzi. Caz znowu zadaje cios Galenowi, wszędzie leje się krew.
– Chcę, by był przytomny. – Odciągam Caza.
Na razie.
– Gdzie Knight? – Wpatruję się w zakrwawionego kuzyna. –
Dokąd ją zabrał?
– Nie wiem. – Kręci głową, a Caz ponownie unosi pięść. Galen jest już bliski paniki. – Przysięgam! Nie wiem, dokąd zamierzał ją zabrać. – Jego oczy błagają o zrozumienie, ale nie zamierzam mu go okazać.
– Gdzie miała miejsce wymiana? – pytam.
– Na stacji benzynowej w Prestwick – odpowiada szybko. – Tej na obrzeżach miasta.
– Cholera! – wykrzykuje Theo, nie podnosząc wzroku i przesuwając palcami po klawiaturze. – Nie ma tam żadnych działających kamer.
– Sprawdź monitoring w okolicy. Skontroluj wszystkie kierunki – instruuję. – Jakim samochodem przyjechał Knight? –
Wbijam w Galena jadowite spojrzenie.
– Srebrnym bmw seria sześć.
– Zajmę się tym – rzuca Theo.
– Jeśli cokolwiek jej się stało… – mówię, podnosząc Galena i przyciskając go do ściany. – Zabiję cię.
– Nie zmienia to faktu, że nas zdradziła – protestuje, ale bez przekonania.
Kopię go w nogę i ugina się pod nim kolano. Ląduje na twardej podłodze z grymasem na twarzy.
– To nie ona poinformowała Arrows o lokalizacji fałszywego magazynu. Lo ugięła się dopiero w czwartek, po tym, jak podsłuchała rozmowę między mną a Sinnerem, ale prawie od razu tego pożałowała. Przyszła do mnie w piątek po szkole i przyznała się do wszystkiego.
– Spierdoliłeś sprawę, dupku. – Caz sprzedaje Galenowi kopniaka w żebra, a ten krzyczy. Mógłbym się założyć, że przynajmniej kilka jest złamanych. – Pomogę Saintowi w zlikwidowaniu cię, jeśli się okaże, że zrobili krzywdę Lo.
– Powinieneś był mi powiedzieć! – krzyczy, obejmując się za brzuch i skręcając z bólu.
– A ty powinieneś był wykonywać moje rozkazy – warczę.
– Przepraszam! – Jego zmartwiony wzrok przeskakuje po nas i widzę kipiący w nim pod powierzchnią strach.
Galen wie, że ma przejebane.
– Są tutaj! – woła Theo, a Caz i ja biegniemy do niego z oczami przyklejonymi do ekranu.
– Nie widać jej w wozie – mówi Caz.
– Musi być w bagażniku – zapewnia Theo.
Caz rzuca się w stronę Galena, ale go powstrzymuję.
– Wystarczy.
I choć odczuwam nieodpartą chęć, by bić mojego kuzyna aż do upadłego, nie zamierzam odbierać mu życia. Przynajmniej nie teraz. Jednak jeśli Darrow zabił Lo, nie ręczę za siebie.
– Możemy namierzyć komórkę Knighta? – pytam, ponieważ śledzenie go przez kamery zajmie zbyt wiele czasu. Poza tym istnieje ryzyko, że zmienił samochód.
– Potrzebny mi jego numer – odpowiada z frustracją w głosie. – Gdybyś nie zniszczył telefonu Lo, dałbym radę ich zlokalizować.
– Myślisz, że o tym nie wiem?! – ryczę, unosząc ręce.
– Tego wszystkiego można było uniknąć, gdybyś przekazał najnowsze informacje Galenowi. – Theo wpatruje się we mnie zimnym wzrokiem.
Zbliżam twarz do jego twarzy, a moje pięści robią się niemal białe, gdy z całych sił je zaciskam, starając się go nie uderzyć. Doskonale wie, że Galen był dzisiaj z Lo, kiedy załatwiałem sprawy dla mojego ojca psychola. Nie miałem czasu, by go wtajemniczać. Galen zwykle stosuje się do moich poleceń, więc nie spodziewałem się jego buntu – w przeciwnym razie potraktowałbym temat priorytetowo. Ponadto zniknął zaraz po bitwie. Gdyby został w pobliżu, byłby z nami w tej piwnicy, gdy Sinner wszystko wyjawił.
– Można było tego uniknąć, gdyby Galen zrobił to, co mu, kurwa, kazano! – wrzeszczę – Nie muszę się tłumaczyć ani tobie, ani nikomu! – dodaję.
Wzrok Theo przeskakuje pomiędzy mną a moim kuzynem. Galen siedzi oparty o ścianę, trzymając się za żebra, z twarzą wykrzywioną z bólu.
Dobrze. Zasługuje na cierpienie.
– Jeśli coś jej się stało, będę obwiniał was obydwu do jebanej, kurwa, śmierci. – Pokazuje na nas palcem, jakbyśmy byli niegrzecznymi dziećmi.
Wpadam w szał. Chwytam jego tablet i wciskam go w ręce Caza, po czym zamachuję się pięścią, celując w twarz Theo. Ten w ostatniej sekundzie robi unik, więc cios ledwie sięga boku szczęki. Theo podrywa się, łapie mnie za kark i wali swoją głową w moją. Rozdzierający ból przeszywa mi czaszkę.
– Kurwa.
– To nie pomaga znaleźć Lo – mówi Caz, wchodząc pomiędzy nas. – Ten gnój może właśnie w tej sekundzie ją zabijać, więc skupcie się, dupki!
– Mam jego numer – chrypi Galen między długimi oddechami. – Tutaj. – Wyciąga rękę.
Sprawdzam komórkę, patrząc na niego wilkiem. Pokazuję numer Theo, który bierze się do roboty, a sam wciskam ikonkę połączenia. Nikt nie odbiera, więc próbuję raz za razem, z bezsilności waląc pięścią w ścianę.
– Szukaj dalej! – krzyczę do Theo, gdy ten unosi głowę znad swojego tabletu.
Patrzy na mnie gniewnie, ale nic nie mówi, tylko ponownie skupia się na swoim zadaniu. Krążę po pomieszczeniu, coraz bardziej podenerwowany.
„Odbierz, dupku!”
– Saint, ja…
– Nawet nie waż się teraz ze mną rozmawiać. – Rzucam kuzynowi zabójcze spojrzenie. Natychmiast się uspakaja.
– Mam ich! – woła Theo, a ja podbiegam do niego.
– Gdzie?
– W szpitalu. – Drapie się w tył głowy, marszcząc brwi.
– To przecież bez sensu – mówi Caz.
– Wiem – przyznaję. – Ale to nasz jedyny trop. Chodźmy.
– Poczekaj chwilę – mówi Theo. – Wyświetlę kamerę przed szpitalem.
– Nie mamy czasu do stracenia! – krzyczę, pospiesznie zmierzając w kierunku wyjścia.
– Są! – wykrzykuje Theo.
Caz pochyla się nad nim, a jego wzrok ciemnieje.
– Co? – Pędzę z powrotem w ich stronę.
– To Bryant Eccleston z Darrowem. – Theo wskazuje na zastępcę Knighta, który pomaga mu wysiąść z samochodu i prowadzi go do szpitala.
– Ale ani śladu Lo – stwierdzam, z frustracji kopiąc ścianę.
– Jest ranny – mówi Theo, spoglądając na mnie z błyskiem w oczach. – Może mu uciekła.
– Lo już udowodniła swoją pomysłowość, więc to możliwe – zgadzam się, a nadzieja rozkwita w mojej piersi.
– Albo walczyła… – dodaje ciszej Caz, nie kończąc zdania.
– Ona żyje – odpieram. Czuję to szóstym zmysłem.
– Więc gdzie się podziewa? – pyta Caz – Jeśli jej nie zabili, dlaczego się z nami nie kontaktuje?
– Bo przestała nam ufać. – Theo wbija we mnie zatroskane spojrzenie.
Cała nasza trójka patrzy na Galena, a na jego twarzy pojawia się panika. Zaczyna w pełni do niego docierać waga tego, co tak naprawdę zrobił.
– Myśli, że postępowałeś zgodnie z moimi instrukcjami – warczę, po czym rzucam się na niego i kopię go w nogę. – To wszystko twoja wina i nigdy ci nie wybaczę, jeśli ją straciliśmy.
W niecałe dwie godziny docieram do chaty. Bmw Darrowa zostawiłam na stacji benzynowej i przesiadłam się do sfatygowanego, porzuconego chevroleta, którego odpaliłam na spięcie. Nie mogłam ryzykować tym, że przyjadę tutaj samochodem Dara, na wypadek gdyby miał założony lokalizator. Gdy tylko przekraczam próg mojej bezpiecznej przystani i po raz pierwszy od wielu godzin biorę głęboki oddech, idę prosto pod prysznic.
Po zmyciu z siebie krwi i brudu przebieram się w spodnie dresowe i przyduży sweter, po czym drepczę na dół. Wkładam do piekarnika mrożoną pizzę, nalewam sobie szklankę wody i ruszam do salonu. Opadam na kanapę, odchylam głowę i zaczynam rozmyślać nad jednym z najdłuższych dni w moim życiu. Jest po pierwszej w nocy, powinnam być wykończona, ale adrenalina wciąż krąży mi w żyłach. W tym stanie na pewno nie zasnę.
Nie mogę uwierzyć, że Galen mnie sprzedał Darrowowi. Że postąpił tak zimno i bezdusznie. Tak natarczywie nalegał, by Darrow odebrał mi życie.
„Czym sobie, do kurwy, na to zasłużyłam?”
Na pewno jest przekonany o mojej zdradzie. Wierzy, że mam dowody na to, że Sinner i jego kumple zabili Daphne Leydon, żonę komisarza policji i kobietę, która była także siostrzenicą nowo wybranego prezydenta Stanów Zjednoczonych, i że zamierzam wykorzystać je do obalenia organizacji. Ale dlaczego podjął taką decyzję bez zweryfikowania prawdy?
„I czy wystąpiłby w ten sposób przeciwko swojemu własnemu kuzynowi?”
Zastanawiam się, jak to możliwe, że wszyscy byli w to zaangażowani, że pożegnanie w lesie stanowiło jedynie grę. Że taki mieli plan, ponieważ szczerze mówiąc, nie wygląda to na ich styl.
Emocje, które widziałam na twarzy Sainta ostatniej nocy, były prawdziwe i wskazywały na co innego.
Dlaczego miałby przekazać Cazowi kamizelkę kuloodporną, bym założyła ją na czas walki, skoro planował mnie zabić? Z pewnością łatwiej byłoby zostawić mnie bez ochrony w nadziei, że jakaś zabłąkana kula wykona za nich robotę.
Nie sądzę, żeby Saint pragnął mojej śmierci. Ale biję się z myślą, czy Galen postąpiłby tak, jak postąpił, za jego plecami i bez jego wiedzy.
Uff. Chowam twarz w poduszce, żałując, że nie mam kryształowej kuli lub gorącej linii prowadzącej do ich umysłów. Kiedy dzwoni zegar w piekarniku, wyjmuję pizzę i kroję ją na kawałki, zastanawiając się, jaki powinien być teraz mój kolejny krok.
Siadam na kanapie z talerzem na kolanach, przeżuwam pizzę i rozważam dostępne opcje. Zostało mi niewiele czasu na podjęcie decyzji, ponieważ Sinner oczekuje, że pojawię się na szkoleniu i inicjacji, a jeśli tego nie zrobię, zacznie zadawać pytania.
Wyjmuję jednorazówkę, którą kupiłam po drodze, i wystukuję numer Diesla. Na szczęście miałam na tyle rozumu, żeby zapamiętać wszystkie kluczowe kontakty. Odbiera niemal natychmiast.
– Będziesz mi potrzebny – mówię, zanim ma szansę wypowiedzieć choć jedno słowo. – Jestem w chacie. Jak szybko możesz tu przyjechać?
– Już jadę.
Zjawia się cztery godziny później, ze snu wybudzają mnie równocześnie sygnał alarmu przy bramie i dzwonek komórki. Leżę rozciągnięta na wznak na kanapie, na której się zdrzemnęłam. Zmuszam do ruchu znużone kończyny, udaję się do gabinetu i wpuszczam Diesla za bramę. Potem zaparzam dzbanek świeżej kawy i zostawiam uchylone drzwi frontowe. Tłumię ziewanie, czekając na przybycie mojego trenera twardziela.
– Wszystko w porządku? – Podchodzi i czule bierze mnie w ramiona.
– Co rozumiesz pod pojęciem „w porządku”? – mamroczę przy piersi Diesla, zatapiając się w jego cieple i swojskości.
– Czy to dotyczy wydarzeń w Landing’s Lane?
– Ale… Ale jak…? – dukam zszokowana.
– Mam na ciebie oko, Lo. – Wydyma usta. – Przecież wiesz
Podświadomie wyczuwam, że nie mówi mi całej prawdy, lecz to bez znaczenia.
– Byłam tam – potwierdzam, bo nie ma sensu prosić go o przyjazd tutaj, a potem kłamać. – Po zakończeniu walki Sinner odciągnął mnie na bok, aby powiedzieć, że należę do nich. Saint miał jechać ze mną do ośrodka szkoleniowego, żebym rozpoczęła inicjację, jednak zdecydował, że pojedziemy do ich bezpiecznej miejscówki. Zamiast tego Galen przekazał mnie Darrowowi Knightowi w ramach jakiejś chorej wymiany. Miałam zginąć z rąk Dara, ale wyplątałam się z tego, ukradłam jego samochód i przyjechałam tutaj.
– O co tu, kurwa, chodzi? – Szczęka Diesla opada.
Wzdycham, gdy idę w stronę blatu, szurając nogami. Nalewam dwie filiżanki kawy.
– Co za pierdolony przypał. Teraz nie wiem, komu ufać.
– Poczekaj chwilkę – mówi Diesel, odbierając ode mnie filiżankę. – Sinner rości sobie prawa do ciebie?
Potakuję.
– Twierdzi, że teraz przyjmują do organizacji kobiety. Ten chwyt ma na celu odwrócenie uwagi od tych członków, którzy są szczególnie obserwowani przez władze.
– To jest powiązane z twoim porwaniem.
Kiwam głową, popijając kawę, i staram się nie wyjawić do końca całej tej smutnej historii. Diesel nie zna części, w której szantażem zostałam zmuszona przez Sainthood do kopiowania i przekazywania im dokumentów z biura mojego taty. Nie wie, że trwało to latami. Nie wie, że mój ojciec zdawał sobie z tego sprawę i z rozmysłem podsuwał mi fałszywe informacje, mając nadzieję, że pomiesza Sinnerowi szyki i zdoła obciążyć go winą.
Powinnam mu o tym powiedzieć, ale nie mogę ścierpieć myśli, że Diesel będzie miał o mnie gorsze zdanie. W ogólnym rozrachunku to bez większego znaczenia, ale dla mnie opinia Diesla na mój temat jest istotna.
– Mam ich znak na plecach – przyznaję otwarcie. – Z obawy o moje bezpieczeństwo tata załatwił zrobienie mi tatuażu, żeby go zakryć.
– Jezu Chryste. – Opada na stołek. – Dlaczego Sinner podejmuje działania akurat teraz? – Przesuwa dłonią po swoim ciemnym jeżyku.
Zajmuję stołek naprzeciwko niego.
– Sądzi, że ukradłam dowody, które są w moim posiadaniu, i wykorzystywał chłopaków, by mnie zastraszyć, żebym je oddała. Kiedy to nie zadziałało, zostałam wprowadzona do owczarni Sinnera – drwię. – Jakby to robiło jakąkolwiek różnicę. Gdybym miała te dowody, od razu przekazałabym je policji.
Diesel prostuje się, a żyła na jego szyi wyraźnie pulsuje.
– Jakie dowody?
Przyglądam mu się z nadzieją, że nie popełniam błędu, odsłaniając przed nim swoje tajemnice. Nigdy nie dał mi powodu, by w niego wątpić, ale po wydarzeniach dzisiejszego wieczoru już nie ufam swoim osądom. Tak się dzieje, gdy pozwalasz emocjom brać górę. Nawet jeśli Saint mnie nie zdradził, za bardzo się otworzyłam. To się nie może powtórzyć.
– Dowody, które potwierdzają, że członkowie Sainthood porwali i zamordowali Daphne Leydon.
Podskakuje, oblewając gorącą kawą przód koszuli.
– Musisz wyjechać z miasta. Natychmiast.
– Niby dlaczego? – Wpatruję się w niego z ciekawością.
– Była siostrzenicą prezydenta, a on zrobi wszystko, co w jego mocy, aby poznać prawdę o jej losach. Krążą różnego rodzaju plotki. Kiedy w końcu cała ta sprawa wybuchnie, wciągnie w to wszystkich zaangażowanych. Nie chcę, żebyś była w nią zamieszana.
Przemierza pokój, pocierając dłonią kark.
– Znam faceta, który może przerzucić cię za granicę, mam też kilka bezpiecznych miejsc w Europie. Pomógłbym ci się tam dostać.
Podchodzę do Diesla, kończąc to jego gorączkowe chodzenie.
– Doceniam twoją troskę i wiem, że chcesz mnie chronić, ale ja nie zamierzam uciekać. Tkwię w tym już po uszy i nie spocznę, dopóki nie dopadnę Sinnera. Zabił mojego tatę. Może nie będę w stanie tego udowodnić, więc jeśli uda mi się przypisać morderstwo Daphne Leydon jemu i pozostałym członkom zarządu Sainthood i pójdą za to siedzieć, przynajmniej wtedy sprawiedliwości stanie się zadość.
– Sprawiedliwości stanie się zadość, Lo. – Delikatnie ujmuje moją twarz w swoje duże dłonie. – Nie musisz sama dźwigać tego ciężaru. Niech zajmą się tym władze.
– Kim jesteś, Diesel? – Przyglądam mu się uważnie. – Dla kogo pracujesz?
– Nie mogę ci tego powiedzieć. Ale jestem tą samą osobą, którą zawsze znałaś. I zabiję każdego, kto będzie miał zamiar choć tknąć cię palcem. – Opiera czoło o moje. – Stoję po twojej stronie. Jak zawsze.
Odsuwam się, patrząc mu prosto w oczy.
– Dlaczego więc robisz z tego taką tajemnicę? Pracujesz dla rządu i zostałeś zobligowany do milczenia na ten temat? Czy o to chodzi?
– Lepiej, żebyś nie wiedziała. Tak będzie bezpieczniej.
Nie umyka mojej uwadze, że nie zaprzeczył tym przypuszczeniom, ale nadal coś przede mną ukrywa, a to nie przywraca mi wiary.
– Jak mogę darzyć cię zaufaniem, skoro nie chcesz wyjaśnić, dlaczego się w to zaangażowałeś?
– Doskonale rozumiem te wątpliwości. – Chwyta moje dłonie. – I nie powinnaś ufać nikomu z Sainthood. To, co zrobił dziś wieczorem Galen, dowodzi, że nie są tego warci.
– Myślę, że działał w pojedynkę.
– Wiem, czemu usiłujesz w to wierzyć, ale ci chłopcy zostali wychowani w tej organizacji, ukształtowani przez Sinnera i innych skorumpowanych członków do działania poza prawem. Saint jest nieodrodnym synem Sinnera, Lo. – Łagodzi ton. – Jak uważasz, dlaczego miałby przedkładać lojalność wobec ciebie nad lojalność wobec swego ojca?
– Ponieważ go nienawidzi! Naprawdę nienawidzi! I ma świadomość, że był okłamywany i… – przerywam, zanim wypalę coś o naszej więzi, bo sprawiłoby to tylko wrażenie, że jestem słaba i niedojrzała.
– Prosisz o radę? A może już zdecydowałaś i po prostu czekasz, aż ci przyklasnę?
Cofam dłonie i obejmuję się rękoma.
– Proszę cię, żebyś mi pomógł, Diesel. Muszę wiedzieć, że mam wsparcie przynajmniej jednej osoby.
– Zawsze możesz na mnie liczyć, ale nie spodziewaj się, że będę tu siedział i mówił ci to, co chcesz usłyszeć. Te dupki są niebezpieczne i wolałbym, żebyś się do nich nie zbliżała.
– Mam niewielki wybór, Diesel, ponieważ nie ucieknę. Sinner skrzywdzi moją mamę, jeśli tak po prostu zniknę. Może i sobie nagrabiła, ale nie zamierzam mieć jej na sumieniu.
Wzdycha i opuszcza ramiona pokonany.
– Jak więc wygląda twój plan?
Opowiadam mu o umowie z Darrowem i o tym, jak zamierzałam zrobić z tego użytek.
– Chłopaki dowiedzą się tylko, że zdobyłam przewagę i uciekłam. Niezależnie od tego, czy Galen działał na własną rękę czy nie, będą mi coś winni. Będę dyktowała warunki i wykorzystam ich do realizacji moich celów.
Tym razem różnica będzie polegać na tym, że zamknę serce na cztery spusty. Za pomocą seksu zbliżę się do nich, aby osiągnąć swój cel, ale nie zaangażuję w to emocji. Nie mogę sobie pozwolić na otwartość, zwłaszcza że teraz całe zaufanie, które miałam do chłopaków, zniknęło.
– Przekażę Darrowowi trochę informacji, które go zadowolą, bez narażania mojej pozycji. Dzięki temu zasieję zamęt w planach Sinnera dotyczących zdominowania Lowell i zmiażdżenia konkurencji, no i odwróci to jego uwagę, kiedy chłopacy będą mi pomagać w zlokalizowaniu brakujących dowodów. – Dlaczego mieliby to zrobić? Wydaje się mało prawdopodobne, że dla ciebie zwrócą się przeciwko organizacji.
– Myślę, że nie doceniasz mocy moich umiejętności uwodzenia. – Obdarzam go szerokim uśmiechem.
– Będąc w roli osoby uwodzonej, zapewniam cię, że doceniam je bardzo – odpowiada, również się uśmiechając.
– Związek pomiędzy nimi a Sinnerem jest kruchy. Z tego, co ustaliłam, Galen czuje się wobec niego zobowiązany z powodu sytuacji rodzinnej, Theo kompletnie olał swoich rodziców, a Saint to jego krew. Nie mam pewności co do motywacji Caza, ale wydaje się, że był oddany chłopakom jeszcze przed wstąpieniem do Sainthood. U żadnego z nich nie widzę prawdziwej lojalności wobec Sinnera. Odnoszę wrażenie, że wykazują lojalność wobec organizacji lub ich wyobrażenia o tym, jak według nich powinna ona wyglądać. W tej chwili ich wiara jest chwiejna, ponieważ wiedzą, że Sinner i zarząd karmią ich kłamstwami. Gang gnije od środka i potrzebuje oczyszczenia. Rozprowadzanie towaru to jedno, ale porwania i mordowanie kobiet to zupełnie inna bajka. Doprowadzenie do tego, by Sinner i zarząd wzięli na siebie odpowiedzialność, pozwoli chłopakom odbudować Sainthood w taki sposób, w jaki tego chcą.
– Dobry punkt widzenia. – Kiwa głową. – Ale czy połkną haczyk, gdy twoim zamiarem jest również obalenie organizacji?
– Nie będą tego świadomi i myślę, że wejdą w to. Zawiedli mnie, a w ten sposób najlepiej mi to wynagrodzą.
I nie tylko w ten, ponieważ muszą też mi pomóc dopaść kolesi z Bulls. Jeśli to, co powiedziała Parker, jest prawdą, Ruben i jego zbieranina będą mieć mnie na celowniku. Bulls to gang, który działa poza Fenton. Kiedyś byli sojusznikami Saints, ale stanęli do bitwy w magazynie, walcząc po przeciwnej stronie. Najwidoczniej wiedzą, że to ja zabiłam Luke’a McKenziego, ponieważ jakimś cudem wpadło im w ręce nagranie z tej nocy, kiedy wysłaliśmy na tamten świat wytwórnię dragów. Fakt, że działałam w samoobronie, nie stanowi dla nich żadnego argumentu. Niedawno zajęli się handlem ludźmi w celach seksualnych i McKenzie był ich kontaktem, a przynamniej tak nam powiedziano. Nie mogę powiedzieć, że jego śmierć spędza mi sen z powiek.
– Co mogę zrobić? – pyta Diesel, wyjmując z kieszeni srebrny łańcuszek.
– Zdobądź wszystko, co możesz, o Daphne Leydon, jej porwaniu i późniejszym morderstwie. I od razu daj mi znać, jeśli pojawią się jakieś tropy lub nowe informacje.
– Nic, co powiem, już nie zmieni twojej decyzji?
– Daj spokój, Diesel. Wiesz, jaka jestem, kiedy w głowie pojawia mi się pomysł. Zrobię to. Wykonam te głupie zadania szkoleniowe i inicjacyjne Sinnera. Bardziej oczaruję chłopaków, wykorzystam ich poczucie winy, by działać przeciwko nim. Użyję Darrowa, żeby pomógł odwrócić uwagę Sinnera, gdy będę pracować nad jego upadkiem.
Odgarnia mi włosy na bok i zapina łańcuszek na szyi.
– Ale musisz obiecać, że nie będziesz narażać swojego bezpieczeństwa.
– Obiecuję – potwierdzam, przesuwając palcami po medalionie w kształcie serca spoczywającym w zagłębieniu między obojczykami. – Czy to jakiś nadajnik, czy deklarujesz mi miłość aż po grób? – droczę się.
– Cóż, zadeklarowałbym miłość aż po grób, gdybym myślał, że mam jakąkolwiek szansę. Nie wracajmy już jednak do tego tematu. – Muska palcami mój policzek. – W medaliku zainstalowano lokalizator. Noś to przez cały czas, żebym wiedział, gdzie jesteś.
– Okej.
– Znajduje się tu też urządzenie do nagrywania dźwięku. – Naciska medalion. – Naciśnij raz, aby je aktywować, i drugi, aby je wyłączyć. Zostało tak ustawione, że kopiuje nagrania do bezpiecznego pliku w chmurze, do której mam dostęp.
Naciskam, żeby wyłączyć urządzenie, i uśmiecham się do Diesla.
– Jesteś niesamowity. Myślisz o wszystkim.
Wzrusza ramionami, jednak widzę, że mój komentarz go ucieszył.
– I musisz cały czas jeździć lexusem. Nie woź się z tymi dupkami i nie bierz grana turismo. Robisz sobie wrogów na prawo i lewo, Lo, więc zachowaj ostrożność.
– Zgadzam się, będę bardziej ostrożna.
– Jaki jest twój następny ruch?
Przygryzam wewnętrzną stronę policzka. Zastanawiałam się nad tym i myślę, że to jedyne wyjście.
– Zadzwonię do Theo i poproszę o spotkanie.
Następnego ranka wjeżdżam na mały parking przed wejściem do Lasu Prestwick i chociaż jestem dwadzieścia minut przed czasem, Theo już czeka.
Wysiada ze swojego SUV-a, podbiega do mojego samochodu, otwiera drzwi i wciąga mnie w swoje ramiona, ściska tak mocno, że ledwo mogę oddychać.
– Och, dzięki ci, kurwa, Panie. – Z westchnieniem ulgi chowa twarz w moich włosach.
– Walczę o oddech – oznajmiam, próbując się wyplątać z jego żelaznego uścisku.
Puszcza mnie i skanuje od stóp do głów.
– Tak się martwiliśmy. Obawiałem się, że będę musiał dosłownie przykuć Sainta i Caza do ściany, żeby powstrzymać ich przed dopadnięciem Knighta. Nie spali całą noc, wymyślając najróżniejsze sposoby torturowania i zabicia tego dupka. – Przeczesuje palcami swoje długie brudnoblond włosy. Nie są związane i spływają mu luźno na kark.
– Sądziłam, że mamy bardziej naglące problemy niż Darrow Knight – odpowiadam chłodno. – I już sama się nim zajęłam.
Theo znów zamyka mnie w objęciach i mam wrażenie, że realizacja mojego planu może być nawet łatwiejsza, niż sobie wyobrażałam. Przytula mnie mocno i chcę wierzyć, że to szczery gest, ale nie ufam już żadnemu z nich i istnieją ku temu powody. Jednak pozwalam Theo się obejmować, ponieważ mam nową rolę do odegrania.
– Tak myśleliśmy, ale nie byliśmy pewni – mówi.
Wyswabadzam się z jego objęć i cofam o krok, potrzebując trochę dystansu.
– Saint już się szykował do złożenia odwiedzin Knightowi w szpitalu i wyciągnięcia z niego prawdy, kiedy zadzwoniłaś. Nieważne, jaki masz plan zemsty, ważne, żeby był dobry.
Wiedziałam, że chłopaki będą chcieli zemścić się na Darrowie, więc znów musiałam wykazać się kreatywnością.
– Wątpisz we mnie?
– Nigdy. – Jego piwne oczy błyszczą od emocji.
– Gdzie reszta?
– Czekają na ciebie. – Spogląda na rozpadającą się furgonetkę, którą tu przyjechałam. – Zakładam, że chcesz jej się pozbyć.
Potakuję.
– Wsiądź do mojego wozu.
Zajmuję miejsce pasażera w jego SUV-ie i patrzę, jak wyjmuje z bagażnika kanister z benzyną, oblewa nią starego chevroleta i podpala.
– Później pozbędziemy się pozostałości, więc nie ma opcji, żeby ktoś powiązał ten samochód z tobą – mówi, wsiadając i uruchamiając silnik.
– Dzięki.
Spoglądam przez okno, rozmyślając intensywnie przez kolejnych kilka minut.
– Lo. – Głos Theo jest miękki.
– Co? – Odwracam się w stronę chłopaka.
Przygląda się siniakowi na mojej skroni i zadrapaniom na policzku.
– Czy on cię skrzywdził?
– Czy mnie pociął, poparzył lampą lutowniczą, czy przypalał papierosami? O to pytasz? – Celowo wspominam to, co jego ukochany Sainthood zrobił ze mną w przeszłości.
Krzywi się i trochę mi go żal. – Nie, Theo. Nie skrzywdził mnie. Nie dałam mu tej szansy.
Z zainteresowaniem obserwuję, jak Theo wiezie nas kilka kilometrów poza las, po czym zatrzymuje się na poboczu drogi przed gęstymi zaroślami. Wyskakuje z auta, a oczy niemal wychodzą mi z orbit, gdy rękoma rozdziela krzaki. Nachylam się, napinając pas bezpieczeństwa, żeby lepiej przyjrzeć się temu dziwnemu widokowi.
– Jasna cholera – mruczę pod nosem, kiedy uświadamiam sobie, że część zarośli to w rzeczywistości zamaskowana brama wtapiająca się w otoczenie.
Theo ją odsuwa i moim oczom ukazuje się polna droga granicząca po obu stronach z ciemnym lasem. Z otwartą buzią wlepiam w niego wzrok, gdy przejeżdża SUV-em przez wąski wjazd. Jego usta drgają na widok mojej reakcji. Przełącza bieg na jałowy i wysiada, by zasunąć bramę.
– Co to, u diabła, jest? – pytam, kiedy siada za kierownicą.
– Zabieram cię do naszej miejscówki.
– Mam wrażenie, jakbym znalazła się w filmie o Bondzie lub Bournie – dodaję, gdy prowadzi SUV-a po nierównym terenie.
– Dbamy o naszą prywatność. – Spogląda na mnie swoimi piwnymi oczami.
– Co? – Natychmiast robię się czujna.
– Myślałem, że będziesz wściekła.
– Dlaczego, do diabła, sądzisz, że nie jestem? – Obracam się, by na niego spojrzeć.
– Bo wydajesz się spokojna.
– Czy nigdy nie słyszałeś powiedzenia: „Cisza przed burzą”? To całkiem trafne przedstawienie tego, co się dzieje teraz w mojej głowie. – Zataczam przed sobą koło. – Nie daj się zwieść tym pozorom. Jestem pieprzonym tornadem, które tylko czeka, by się rozpętać.
– W porządku, ale powinnaś wiedzieć, że Galen działał na własną rękę. Nie mieliśmy o niczym pojęcia.
– To zrozumiałe, że tak mówisz – docinam mu. – Obracałam się w waszym towarzystwie wystarczająco długo, by zauważyć, że to, co mówi Saint, jest święte. Galen nie zaryzykowałby wystąpienia przeciwko niemu.
– Byliśmy pewni, że tak pomyślisz, ale nie masz racji. – Na jego twarzy pojawia się zbolały wyraz.
– Wstrzymam się z osądami, dopóki nie spotkamy się wszyscy razem. Chcę, żeby Saint spojrzał mi w oczy i powiedział, że mnie nie zdradził.
Kilka metrów przed nami droga gruntowa rozszerza się i doprowadza nas na otwartą polanę, na której znajduje się masywna, drewniana stodoła. Jest świeżo pomalowana, a okna wyglądają na nowe. Drzwi są otwarte na oścież. Saint i Caz wyłaniają się z wnętrza, stają obok samochodu Caza i czekają, aż Theo zaparkuje.
Gorzka gula emocji zatyka mi gardło, gdy przez szybę patrzę na Sainta. Ma zacięty wyraz twarzy, trzyma się sztywno, muskularne, wytatuowane ręce skrzyżował na imponującej klatce piersiowej. Jego postawa niewiele zdradza, ale to nic nowego. Caz kilkukrotnie przeczesuje palcami swoje ciemne włosy, językiem bawi się kolczykiem w wardze.
– Lo. – Theo wyłącza silnik i zwraca się do mnie. – Wiem, że jesteś wkurzona i nadszarpnęło to twoje zaufanie, ale proszę, wysłuchaj nas. Odchodziliśmy od zmysłów, martwiąc się o ciebie.
– Nic nie obiecuję, Theo. – Otwieram drzwi i wysiadam, widząc Caza biegnącego w moim kierunku.
– Lo, dzięki Bogu. – Bierze mnie w objęcia i unosi w silnych ramionach, po czym odstawia na ziemię. Obejmuje dłońmi moją twarz. – Jesteś ranna. Zabiję tego pierdolonego du…
– Nic mi nie zrobił – przerywam mu, cofając się pomimo ogromnego pragnienia, by czuć jego bliskość. – Zadrapania mam po tym, jak Parker rzuciła mnie na ziemię, a siniak powstał, gdy leżałam w bagażniku Darrowa.
– Księżniczko. – Niski ton głosu Sainta niemal odbiera mi dech, ale odganiam od siebie emocje.
Odwracam się i patrzę na niego z rezerwą. Jego wzrok wędruje po moim ciele, a napięcie unosi się w powietrzu. Nie umknęło mojej uwadze, że nigdzie nie widać Galena. Dobrze, że trzymają go z dala ode mnie, bo zabiję gnoja gołymi rękami, jak tylko go dorwę.
– Co? – pytam, biorąc się pod boki. – Mowę ci odjęło?
Unosi kąciki ust.
– Nie uśmiechaj się tak protekcjonalnie. – Zirytowana podchodzę blisko i wbijam palec w jego pierś. – Nie po tym numerze, który wycięliście. – Czuję wzbierający gniew.
Na ułamek sekundy Saint przenosi wzrok w stronę Theo, po czym ponownie skupia się na mnie.
– Nigdy nie wycięliśmy żadnego numeru. Ten dupek, który dzieli ze mną DNA, stracił swój cholerny rozum.
– Łatwo jest wskazywać winnych, ale to nie on wydawał rozkazy. – Odpycham go od siebie o kilka kroków i rozkładam ramiona. – Chcesz mojej śmierci, więc strzelaj. Nie mam broni – kłamię. – A może brak ci odwagi, by zrobić to samemu? Czy dlatego chciałeś, żeby Darrow odwalił za ciebie brudną robotę?
Rzuca się do przodu tak szybko, że nie mam czasu na reakcję. Oplata mnie ramionami, jego klatka piersiowa faluje, a ciało drży. Jeśli odgrywa rolę, jest piekielnie dobrym aktorem. Nie próbuję uciec z uścisku, bo wiem, że to daremne, ale też nie odwzajemniam go, stojąc nieruchomo jak posąg. Po kilku minutach unosi głowę, przenikając mnie wzrokiem na wylot.
– Gdybym chciał twojej śmierci, księżniczko, sam pociągnąłbym za spust. Nigdy nie uchylam się od obowiązków.
I to chyba jedyna rzecz, w którą mogę uwierzyć. Ponieważ to jest Saint, którego znam.
– On mówi prawdę. Działałem w pojedynkę.
Krew gotuje mi się w żyłach na dźwięk tego głosu. Powoli odwracam się i staję przed ledwo rozpoznawalnym Galenem Lennoxem. Ukrywam swój szok pod nieprzeniknioną maską, którą nakładam na twarz. Zgięty wpół, trzyma się futryny, pokaleczoną twarz wykrzywia grymas bólu. Lewe oko jest opuchnięte i ma niebieskoczarny kolor. Warga i nos są rozwalone, a większość policzków i żuchwy pokrywają siniaki.
Nie muszę pytać, dlaczego wygląda jak wygląda.
Ciepło rozlewa się w mojej piersi, dopóki nie odcinam od siebie emocji. To wszystko może być na pokaz. Nie powinnam im ufać, nadal są wrogami. Może zawsze byli. „A może to jednak prawda”, szepcze mi do ucha ten denerwujący wewnętrzny głos.
– Jakbym mogła uwierzyć słowom, które wychodzą z twoich podstępnych ust – syczę.
– Nie znałem wszystkich faktów, kiedy zawierałem umowę z Knightem. Nigdy bym tego nie zrobił, gdybym znał prawdę. Przysięgam.
Kipi we mnie czysta agresja, aż niemal tonę w złości.
– Spróbuj wcisnąć te bzdury komuś, kto je kupi! – ryczę, podchodząc do niego niczym żywe ucieleśnienie anioła zemsty wydziaranego na moich plecach. Zaciskam i rozluźniam pięści, wykrzywiam usta, trzęsę się z wściekłości i szalejących we mnie najrozmaitszych uczuć, moja klatka piersiowa unosi się i opada. Wypalam wzrokiem dziury w pobitym ciele Galena, po czym spoglądam mu prosto w oczy.
Mogłabym go zabić. Ta myśl przeszła mi przez głowę tysiące razy. Ale wtedy nie byłabym lepsza od niego. W niczym nie jestem podobna do tego aroganckiego, lekkomyślnego dupka. Zmuszam się do uspokojenia i przypominam sobie, że muszę trzymać się planu. Stanowi to prawdziwe wyzwanie, ponieważ Galen chciał mojej śmierci. A pomijając wszystko – świadomość tego po prostu boli.
Nie odrywając oczu ode mnie, prostuje się, chociaż sprawia mu to niewymowny ból.
– Kto połamał mu żebra? – pytam, zerkając przez ramię.
– To była praca zespołowa – informuje Caz, podchodząc bliżej i splatając swoje palce z moimi. Pozwalam mu na to tylko dlatego, że to część planu.
– Przepraszam Lo. Ja…
– Daruj sobie – warczę.
Chwytam podbródek Galena i wbijam paznokcie w posiniaczoną skórę.
– Twoja buźka już nie wygląda tak ładnie, co, Lennox?
– Zjebałem sprawę. – Wyrzuty sumienia widoczne na jego twarzy wydają się autentyczne. Ale naprawdę w dupie to mam. Policzkuję go mocno.
– Nie tylko zjebałeś, dupku. Próbowałeś mnie zamordować! – Kiedy odpycham się od ramion chłopaka, z bólu oczy zachodzą mu łzami. – Zamiast spytać wprost, czy was zdradziłam, wyznaczyłeś sam siebie na sędziego i ławę przysięgłych i bez procesu uznałeś, że jestem winna.
– Myliłem się, nie powinienem…
– Byłeś więcej niż w błędzie, pieprzony idioto! – krzyczę i wiem, że muszę się opanować, ale jestem zaskoczona intensywnością tego, co poczułam, gdy stanęłam przed człowiekiem, który chciał mojej śmierci.
Cała rozdygotana pochylam się, wyjmuję nóż z cholewki buta i przykładam ostrze do szyi Galena. Napięcie wisi w powietrzu, gdy na niego patrzę.
– Kiedy miałam trzynaście lat, złożyłam sobie obietnicę. – Naciskam ostrze i ranię go do krwi. – Obiecałam sobie, że jeżeli ktoś kiedykolwiek wyrządzi mi krzywdę, nie przeżyje.
– Zrób to – mówi, kompletnie mnie zaskakując. – Zasługuję na to. Zasługuję na śmierć.
– Harlow. – Saint uspokajająco kładzie dłoń na moim ramieniu. – Nie chcesz tego.
– Teraz go bronisz?
– Kurwa, nie. Chcę go wypatroszyć tak bardzo jak ty.
– Wysoce w to wątpię.
– Zaufaj mi, kochanie. Zdradził nas wszystkich, wydając cię wrogowi. – Saint przesuwa dłoń nieco niżej.
Ponownie przyciskam ostrze. Na ciele Galena pojawia się cienka kreska. Mięsień napina mu szczękę, ale chłopak trzyma się mocno, oczami jednak niemal błagając, żebym to zrobiła. Przez jego twarz przemyka błysk cierpienia.
Saint wykorzystuje moją nieuwagę, aby chwycić mnie za nadgarstek i zmusić do cofnięcia się. Walczę z nim, bo nikt mi już, do cholery, nie będzie mówił, co mam robić.
– Lo, przestań.
– Ty, kurwa, przestań – syczę, lecz gdy wbija paznokcie w delikatne ciało tuż pod moim nadgarstkiem, z krzykiem wypuszczam nóż.
Nagle rozlega się przeraźliwy dźwięk syreny, a gdzieś w górze miga czerwone światło.
– Co się dzieje?! – krzyczy Saint.
– Ktoś wdarł się na teren – wyjaśnia Theo, przyciskając guziki na swoim telefonie.
– To pewnie ja, dupku – mówi znajomy głos z tyłu.
Saint nadal ściska mój nadgarstek i brutalnie popycha mnie za siebie. Ostry ból przeszywa mi ramię i znów krzyczę.
– Puść Lo, w przeciwnym razie z radością cię wykończę. – Diesel mierzy do Sainta ze swego karabinu.
– Diesel, nie rób tego. – Próbuję wyrwać się z uścisku Sainta, ale trzyma mnie mocno i nie zamierza puścić. Pochylam się i gryzę go, głęboko zatapiając zęby w jego ciele. Wydaje z siebie ryk, cofa dłoń i gapi się, jakbym oszalała.
Ignoruję Sainta, wymijam go i idę w stronę Diesla. Powoli opuszcza lufę karabinu, ale nadal ma złowieszczy wyraz twarzy.
– Co ty tu robisz? – Zatrzymuję się przed nim.
– Ostrzegałem cię, żebyś nie ufała tym dupkom – mówi, ostrożnie unosząc moją rękę i obracając ją.
Skóra na nadgarstku znów pękła, a w miejscu ran gromadzi się cienka strużka krwi.
– Skrzywdziłeś ją, kurwa. – Wbija w Sainta mordercze spojrzenie, ale gdy jego wzrok ląduje z powrotem na mnie, łagodnieje. – Powinnaś była pozwolić mi to opatrzyć.
– Wszystko w porządku.
– Zabierz z niej łapy – warczy Saint.
– Odpierdol się, dupku, zanim zrobię ci dziurę w czaszce.
– Chciałbym zobaczyć, jak próbujesz, dziadku – szydzi Caz, celując glockiem w głowę Diesla.
Błyskające światło i przeszywający dźwięk syreny gasną, a ja dostrzegam, jak Theo wsuwa swoją komórkę z powrotem do kieszeni i rusza w naszym kierunku. – Lo, znasz tego gościa?
– Tak. Mogę za niego ręczyć.
– Co on tu, do kurwy, robi? – syczy Saint, patrząc na mnie gniewnie.
Diesel puszcza moją rękę i wbija lufę karabinu w pierś Sainta.
– Spuść z tonu, gnojku, i przestań tak się zwracać do Lo.
– Posłuchaj, dziadku. – Saint odpycha od siebie karabin, jakby nie był naładowany i nie mógł w każdej chwili wystrzelić. – Nie masz prawa się pojawiać na naszym terenie i stawiać żądań.
– Mógłbym w mgnieniu oka zmieść was wszystkich z powierzchni ziemi – odparowuje Diesel. – Nie kuś mnie, kurwa.
– Ochłońcie, panowie – uspakajam ich, stając między Saintem i Dieslem. – Kim on jest? – docieka Theo.
– Jej trenerem – odpowiada Diesel i wiem, że nie powinnam uzupełniać tej informacji, ale mam ochotę na zadawanie bólu.
– I byłym kochankiem – uściślam, puszczając oko do Diesla.
Unosi brew, a ja uśmiecham się szeroko, podczas gdy Saint odpycha mnie i rzuca się na niego. Przewracają się na ziemię, zadając sobie nawzajem ciosy i angażując się w to na całego.
– Nastolatek kontra staruch – szepcze mi do ucha Caz.
– Postawiłbyś na swojego świątobliwego przywódcę?
– Na końcu świata rozpoznam szalonego skurwysyna, gdy tylko go zobaczę, i nie mam tu na myśli Sainta. Ten koleś to hardkorowiec. Jestem zaintrygowany. – Caz rusza brwiami, trącając mnie ramieniem.
– To jest nas dwóch – mówi Theo, stając u mojego drugiego boku. – Co się, do diabła, dzieje, Lo?
– Jeśli przestaną zachowywać się jak idioci, może będę miała okazję ci wyjaśnić.
– Ty pieprzony zboczeńcu! – ryczy Saint, trafiając Diesla pięścią w nos.
Diesel w rewanżu zasypuje jego twarz gradem ciosów.
– Pierdolony bandziorze!
– Dobra, wystarczy. – Chwytam Diesla za tył koszuli i ściągam go z Sainta.
Saint siada, plując krwią, a Diesel przyciska palce do nosa, sprawdzając, czy nie jest złamany. Siedzą naprzeciwko siebie, ze świeżymi skaleczeniami i otarciami na twarzach, mierząc się wzrokiem pełnym jadu. W innej sytuacji uznałabym to za zabawne, ale mamy cholernie dużo do obgadania i niepotrzebnie się rozpraszamy.
– Przestańcie być tak małostkowi. – Pochylam się nad nimi, kładąc ręce na biodrach. – To poniżej waszej godności. Mamy sprawy do omówienia i nie może to czekać.
Kilka minut później siedzimy przy dużym, rustykalnym stole, na zdekompletowanych krzesłach i wpatrujemy się w siebie nad zimnym piwem. Powietrze jest tak gęste od napięcia, że można ciąć je maczetą.
Bardzo podoba mi się miejscówka chłopaków, chociaż nie byłam jeszcze na piętrze. Ma ten awangardowy, industrialny klimat, ale jednocześnie jest przytulna, co mnie zaskakuje, ponieważ zupełnie to do nich nie pasuje. Wiedziałam, że ich pokoje w naszym domu były tylko miejscami do spania, brakowało im charakteru, którego ta przerobiona stodoła ma na pęczki. Domyślałam się, że muszą mieć inne miejsce, które nazywają domem.
Na ścianach wiszą oprawione kadry z filmów, a także kolekcja zdjęć motocykli, pamiątek sportowych i oczywiście nagich panienek. Na ogromnej przestrzeni rozrzucone są wielokolorowe dywany nadające łagodności betonowym podłogom. Dwie wygodne, wysłużone skórzane brązowe kanapy i pasujący do nich fotel stoją przed dużym otwartym kominkiem i jeśli sprawy wyglądałyby inaczej, mogłabym sobie wyobrazić noce pełne bliskości z nimi wszystkimi przy płonącym ogniu, gdy opiekamy słodkie pianki, pijemy piwo i się pieprzymy.
Ale w najbliższym czasie nie zanosi się na to, ponieważ zaufanie zostało zniszczone, a zdrada Galena wisi nad nami jak chmura gradowa.
– I jak wszystko się potoczyło? – pytam ze swojego miejsca u szczytu stołu.
Sainta mam po mojej lewej stronie, a Diesla po prawej. Theo i Caz siedzą obok swojego przywódcy, a Galen tkwi sam na końcu stołu, siedzi zgarbiony na krześle, co sprawia mu wyraźny dyskomfort. Potrzebuje pomocy medycznej, ale nikt mu jej nie zaproponował. Wydaje się to logiczne. Jego czyny wykluczyły go z ekipy, nie może winić za to nikogo poza sobą.
Stukam palcami w blat i wwiercam wzrok w Galena, rzucając mu nieme wyzwanie.
Odstawia piwo i odchrząkuje.
– Po zakończeniu walki podszedł do mnie Darrow. Niosłem właśnie do samochodu ciało Parker, kiedy… – Poczekaj. – Prostuję się na krześle. Nie mogę uwierzyć, że o tym zapomniałam. – Co z ciałem?
Zerkam na Theo.
– Kim jest Parker? – pyta Diesel.
– Zajęliśmy się tym – informuje Theo.
– Jak?
– Im mniej wiesz, tym lepiej – ucina Saint, a ja uderzam pięścią w stół.
– Nie. – Wpatruję się w niego. – Nie tak teraz będzie. – Celuję palcem w jego twarz. – Są nowe zasady, moje zasady, i od teraz gramy według nich.
– Rozumiem, że możesz być wkurzona – mówi Saint, bawiąc się kapslem. – Ale nadal jestem dowódcą oddziału juniorów i to ja będę decydował.
– Ponieważ do tej pory tak dobrze sobie z tym radziłeś, prawda? – szydzę. – Zastanawiam się, co powiedziałby Sinner, gdybym mu oznajmiła, że Galen zawarł układ z naszym największym wrogiem i celowo zrobił to za twoimi plecami. Albo jak zareagowałby ten psychol, gdyby wiedział, że jego ukochany syn planował mnie ukryć zamiast zabrać do ośrodka szkoleniowego zgodnie z jego żądaniem.
Opieram się wygodnie i uśmiecham pod nosem, skubiąc etykietę na butelce.
– Nie sądzę, żebyś nadal był przywódcą, gdybym to ujawniła.
– Lo, nie możesz iść do Sinnera. Jest kurewsko nieprzewidywalny – wtrąca się Theo.
Dźgam palcem w jego kierunku.
– Wyjaśnijmy jedną kwestię. – Moje spojrzenie skacze między nimi. – Nikt już nie ma prawa mówić mi, co mam robić. – Mierzę wzrokiem Sainta. – Bądź sobie liderem, ale teraz decyzje podejmuję ja. Nadepnij mi na odcisk, a szepnę Sinnerowi co nieco do ucha. A ty, Galen, zdradź mnie jeszcze raz, to z dziką rozkoszą zakończę twoją nędzną egzystencję. – Patrzę na niego spod przymrużonych powiek.
– Kurwa, księżniczko. – W oczach Caza płonie żądza. – Mój kutas jest twardy jak skała.
Szczerzę zęby w uśmiechu, bo zawsze mogę liczyć na to, że Caz wniesie trochę beztroski. I będzie napalony. Z nich wszystkich na niego gniewam się najmniej.
Saint kipi z furii, dosłownie wibruje na swoim krześle, i mogę się założyć, że chciałby owinąć dłonie wokół mojej szyi i wściekle mnie zerżnąć, aż będę mu posłuszna. Niebawem się dowie, że już nie tak łatwo dam się kontrolować poprzez seks.
– Musisz być tak wulgarny? – Diesel wydaje się zniesmaczony. To nawet zabawne.