Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ktoś znów czyha na majątek hrabiego Rodriganda. W dodatku odnaleziony w niezwykłych okolicznościach Mariano, syn hrabiego, zostaje zakładnikiem okrutnego pirata Landoli. Mistrz młodzieżowej literatury przygodowej Karol May nie traci werwy w opisywaniu szalonych przygód, rozgrywających się tym razem w XIX-wiecznej Hiszpanii, przeplatanych mrożącymi krew w żyłach intrygami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 153
Karol May
Ród Rodrigandów, Tom 3, Cyganie i przemytnicy
Warszawa 2016
Uśmiech szczęścia
Z przybyciem gości ożywił się zamek hrabiego Rodrigandy. Stary pan chętnie przebywał w towarzystwie młodych, odwiedzali go więc często. Czuł dziwną sympatię do porucznika, podobała mu się również Angielka. Oboje, jak mówił, wywierali na niego kojący wpływ.
Doktor Sternau oświadczył po kilkudniowych zabiegach, że kamienie zostały usunięte. Ponieważ hrabia czuł się dobrze, doktor postanowił przystąpić do kuracji oczu. Cały zamek cieszył się z tego, oczywiście z wyjątkiem notariusza, seniory Clarisy i Alfonsa.
Roseta, Amy, Sternau i porucznik odbywali codzienne spacery po parku. Zaczynały się zwykle w czwórkę, kończyły w parach. Gdy hrabia rozkoszował się na werandzie orzeźwiającym powietrzem, reszta przechadzała się wśród drzew i kwiatów. I zawsze obok Rosety szedł Sternau, obok Amy porucznik, na co nawet hrabia zwrócił uwagę. Mariano czuł, że kocha tę kobietę. Amy zaś uważała porucznika za wcielenie swych ideałów, nie zastanawiała się jednak, czy uczucie to jest miłością.
Tak minęło parę tygodni w spokoju niczym nie zmąconym, wśród spacerów, przejażdżek konnych, lektury książek. Mariano był doskonałym towarzyszem, tylko muzyka go nie interesowała, nie grał bowiem na fortepianie.
Pewnego wieczoru gdy Sternau był u hrabiego, a Roseta wyjechała na spacer w towarzystwie brata, porucznik znalazł się znowu w galerii i stanął przed portretem, do którego był tak bardzo podobny. Przypatrzywszy mu się do woli, wszedł do biblioteki. Ponieważ było dosyć ciemno, nie zauważył Amy, która siedziała we wnęce pod oknem. Odłożywszy książkę oddawała się marzeniom.
Gdy wszedł Mariano, nie zwróciła na niego uwagi. On zaś zbliżył się do drugiego okna i patrzył przez nie na dogorywające światło dnia.
Upłynęło kilka minut. Mariano zamierzał już wyjść, ujrzawszy jednak wiszącą na ścianie gitarę, zdjął ją z kołka, uderzył kilka akordów i zaczął grać jakiś taniec hiszpański.
Gitara jest ulubionym instrumentem w ojczyźnie Cervantesa. Wielu Hiszpanów gra na niej po mistrzowsku. Amy zdarzyło się słyszeć niejednego takiego wirtuoza, ale porucznik grał wspaniale. Dlatego też gdy skończył, wstała i klaszcząc w dłonie zawołała z zachwytem:
– Brawo, poruczniku! Cudownie! A mówił senior, że nie umie grać!
Mariano, nieco w pierwszej chwili zaskoczony, rzekł:
– Nie wiedziałem, że pani jest tutaj. A zresztą mówiłem tylko, że nie gram na fortepianie.
– Ależ pan jest mistrzem gitary.
– Muzyka jest dla mnie sztuką serca, a czy to wypada okazywać publicznie swe uczucia? Chętnie słucham koncertów, ale nie potrafiłbym grać przed nikim, aby nie wyjawiać własnych uczuć.
– Tak pan mówi o swych kompozycjach?
– Nie znam ani jednej nuty. Gram, co mi podpowie fantazja, gram tylko dla siebie, nie dla innych.
– Czy pan również śpiewa?
– Tak, czasami.
– Co pan śpiewa najchętniej?
– Nic i wszystko.
– Niech więc pan zaśpiewa jakąś pieśń miłosną.
– Musiałbym wpierw wyobrazić sobie kogoś, komu poświęcam swą miłość i tę pieśń.
– Naturalnie – powiedziała zalotnie.
– A jeżeli nie znam takiej osoby?
– Czy naprawdę nie ma na świecie kobiety, dla której mógłby pan zaśpiewać?
Po chwili milczenia Mariano odparł:
– Jest jedna jedyna, o której będę myślał śpiewając.
Zaprowadził Amy do krzesła obok okna, przy którym przedtem siedziała, sam zaś usiadł na kanapie. W pokoju było zupełnie ciemno. Uderzył w struny rzewnie i miękko, po czym zaśpiewał pieśń miłosną, pełną wezbranego uczucia i tęsknoty. Gdy skończył, w pokoju zaległa przez kilka długich chwil cisza. Mariano wstał, aby powiesić gitarę.
– Co seniorka powie o mojej piosence?
– Czy pan ją zaimprowizował?
– Tak.
– Ależ senior jest prawdziwym poetą! Chciałabym się dowiedzieć, dla kogo pan tę pieśń ułożył.
– Dla pani.
Zbliżył się do niej i powiedział:
– Miss Amy! Kocham panią, ale nie wolno mi jeszcze mówić o tej miłości. Za jakiś czas znajdę panią choćby na końcu świata i zabiorę moje największe, moje najukochańsze szczęście...
Po niedługim czasie Mariano opuścił bibliotekę. Amy pozostała, płacząc ze szczęścia i radości.
Roseta oraz Alfonso też wrócili z codziennego spaceru. Po drodze spotkali listonosza, który wręczył im pocztę. Listy były niemal dla wszystkich mieszkańców zamku. Notariusz Cortejo także otrzymał z Barcelony pismo następującej treści:
Senior!
Przed chwilą zawinąłem na mojej „La Pendoli” do Barcelony. Podróż przyniosła duże zyski. Oczekuję jak najszybszego pańskiego przybycia, gdyż chciałbym niezwłocznie znowu wypłynąć na morze.
Enrique Landola.
Corteja ogromnie ucieszył ten list. Poszedł do Clarisy i dokładnie zamknąwszy za sobą drzwi oznajmił:
– Mam dla ciebie radosną nowinę.
– Mówże! Jestem bardzo ciekawa.
– Landola przybył szczęśliwie do Barcelony. Pisze, że ubił doskonały interes.
– Więc pojedziesz tam?
– Nie, poproszę go, żeby przyjechał do nas. Sytuacja nie pozwala mi oddalać się stąd nawet na jeden dzień. Poza tym umówiłem się na dziś z hersztem rozbójników. Chce spotkać się ze mną o północy.
– Musimy sprawdzić, czy ten nasz porucznik przypadkowo go nie zna. Jeżeli tak, to postara się z nim zobaczyć.
– To znakomity pomysł! Będę obserwować jego ordynansa, gdyż jeśli tak jest, kapitan przede wszystkim skontaktuje się z nim.
Wyszedłszy z pokoju, Cortejo akurat spotkał ordynansa porucznika, biegnącego do izby swego pana.
– To podejrzana sprawa – mruknął notariusz. – Tak biegnie tylko człowiek, który ma do przekazania nie cierpiącą zwłoki wiadomość.
Wyszedł przez bramę wjazdową. Po obydwu jej stronach rosły gęste krzewy. Położył się wśród nich na ziemi i czekał. Był to doskonały punkt obserwacyjny – sam niewidoczny, widział każdego człowieka wychodzącego z zamku do parku i do lasu.
Upłynęło ponad pół godziny, gdy usłyszał brzęk ostróg. Z bramy wyszedł porucznik de Lautreville i rozejrzawszy się wokoło, skierował swe kroki do parku.
Cortejo wyszedł z zarośli i począł się skradać za porucznikiem. Młodzieniec podążał boczną dróżką, prowadzącą do samotnego domku.
– Aha – powiedział do siebie notariusz. – Więc tam się mają spotkać. Znam to miejsce doskonale, podsłucham każde słowo.
Podszedł cicho aż pod sam domek i stanął tuż przy oknie. Po chwili usłyszał głos kapitana:
– Więc mieszkasz tutaj, na zamku?
– Tak – odpowiedział porucznik.
– Jak ci się to udało?
– Miałem szczęście albo też z twojego punktu widzenia nieszczęście uwolnić hrabiankę i jej towarzyszkę od dwóch napastników.
– Co takiego? Czy są tu jeszcze jacyś rozbójnicy poza moją szajką? Jeżeli tak, należałoby pozbyć się ich czym prędzej.
– Już załatwiłem się z nimi. Tylko że to nie byli jacyś obcy rozbójnicy, a właśnie nasi.
– Do kroćset! Któż to taki?
– Juanito i Bartolome.
– To niemożliwe! Co im zawiniła hrabianka?
– To twoja, a może ich sprawa.
– Co zrobiłeś z nimi?
– Zabiłem ich.
– Człowieku, czy to prawda?
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.