10,99 zł
– Wasza Wysokość? Jego Królewska Mość wkrótce przybędzie.
Księżniczka Svardii, Freya, skinęła tylko głową. Miała ochotę przycisnąć dłoń do chaotycznie bijącego serca. Starała się nie zapominać, że spotka się z bratem, nie z ojcem, który, zgodnie z tradycją, ustąpił z tronu w wieku sześćdziesięciu pięciu lat. Władca miał być sprawny psychicznie i fizycznie, od pokoleń żaden król nie sprzeniewierzył się tej tradycji. Aleksander, brat księżniczki, objął rządy trzy miesiące temu. Ich rodzice odbywali roczną podróż zagraniczną, która miała zapewnić nowemu królowi swobodę samodzielnych rządów i stworzenia relacji z poddanymi bez pomocy czy wpływu ojca. A ona musiała samodzielnie stawić mu czoło.
Stała z dłońmi ściśniętymi mocno za plecami i szykowała się do walki. Zieleń ogrodu otaczającego zamek i oddzielającego go od stolicy Svardii, Torfarn, nigdy wcześniej nie wydawała jej się równie piękna. Wiekowe drzewa, artystycznie przycięte żywopłoty tworzące labirynty od szesnastego wieku, zadbane trawniki oraz ogromny park, stanowiły spuściznę wielu pokoleń najstarszych rodów królewskich. Ciekawa była, co pozostawi po sobie jej brat. Może po tym, jak zrzeknę się tytułu, pozwoli mi oprowadzać wycieczki po zamku, pomyślała gorzko. Uwielbiała swoją pracę i swoje miejsce w historii i tradycji. Zwłaszcza że umożliwiały jej wspieranie wielu szlachetnych celów i ludzi w potrzebie, o których ludzie i politycy Svardii czasami zapominali. Niewiele osób rozumiało jednak, z czym wiąże się wypełnianie obowiązków wynikających z przynależności do rodziny królewskiej. Cóż za ironia losu, pomyślała, że teraz musiała zrezygnować ze swojej roli, by spełnić królewski obowiązek wobec kraju.
– Freya? Chodź, mam mało czasu – zawołał zza uchylonych drzwi jej brat.
– Wiesz, że powinieneś mieć sekretarza? – odcięła się. – Król nie może wykrzykiwać do ludzi ze swojego gabinetu.
– Król może robić, co mu się żywnie podoba.
Freya naprawdę nie wiedziała, czy brat po prostu zachowywał się arogancko, czy też przytłaczała go nowa rola. Zresztą, nie miało to większego znaczenia. Kiedyś był inny. Zmienił się, gdy skończył siedemnaście lat. Z ciepłego, czułego brata stał się zimnym tyranem i odsunął się od niej. Teraz rzadko wiedziała, co myślał, i prawie nigdy – co zamierzał. Freya zamyśliła się nad ceną, którą obydwoje zapłacili za prawo do tronu.
– Jesteś pewna, że tego chcesz? – zapytał, przyglądając jej się bacznie.
Z kamienną twarzą zniosła spojrzenie czarnych oczu. Ciekawe, że ja mam bursztynowe, a nasza najmłodsza siostra orzechowe, pomyślała Freya. Aleksander próbował ją przyłapać, ale odebrała świetne przygotowanie do roli idealnej księżniczki. W sztuce dyplomacji przerastała nawet jego.
– Tak, już podjęłam decyzję.
Aleksander burknął coś i odwrócił się w stronę okna.
– Jak sądzisz, co powiedziałby ojciec? – zapytał zaskakująco zatroskanym tonem.
Freya poczuła ucisk w żołądku. Wiedziała, co powiedziałby ojciec. Że nie mogła postąpić inaczej. Jeśli jednak powie to bratu, ten będzie się opierał jeszcze bardziej.
– Dowiemy się za półtora roku, gdy rodzice wrócą.
– Możesz się z nimi skontaktować. Chciałabyś?
Nie rozumiała, dlaczego wydawało mu się, że to coś zmieni. Chyba nie sądził, że którekolwiek z królewskich dzieci mogło liczyć na emocjonalne wsparcie rodziców?
– Nie sądzę, by się ucieszyli, że nie działamy w zgodzie z protokołem. Zresztą, to mój problem. Zawsze wiedziałam, jak ważna jest linia sukcesji.
– Jeśli dałabyś mi trochę czasu…
– Aleksandrze – przerwała mu – jeśli cokolwiek by ci się stało, zanim doczekasz się potomstwa, ja jestem następna w kolejce do tronu, więc… – Te słowa nadal nie chciały jej przejść przez gardło.
– Jeśli, jeśli… Mało prawdopodobne.
– Ojcu przytrafiło się właśnie coś tak mało prawdopodobnego!
Król musiał objąć tron niespodziewanie, po tragicznej śmierci strasznego brata, dlatego zawsze powtarzał Frei, że jako drugie dziecko była niezwykle ważna dla rodu królewskiego. Dźwigała ten ciężar na swych barkach od zawsze i nie zamierzała przestać, nawet po tym, jak się dowiedziała, że nie może wypełnić swojej roli w stu procentach.
– Marit będzie ciężko.
– Tak – zgodziła się Freya. – Ale zrobię, co w mojej mocy, by jej pomóc.
Król parsknął ze zniecierpliwieniem.
– Oczywiście, że pomożesz. Nie masz innego wyjścia.
– Wiem, to mój obowiązek. I moja siostra.
– Będzie musiała wyjść za mąż. I to szybko. Zdajesz sobie sprawę, że będą ją obowiązywały te same zasady, które obowiązywałyby ciebie – jej przyszły mąż będzie musiał pochodzić z arystokratycznego rodu.
Freya skinęła tylko głową. Nie chciała wciągać w to wszystko Marit. Młodsza siostra na pewno nie wejdzie w jej rolę gładko. Zawsze pozwalano jej na więcej, nie miała pojęcia o archaicznych zasadach ograniczających ich wolność.
– Bardzo mi przykro – bąknęła.
– To nie twoja wina. Nadal nie jestem przekonany, że to konieczne.
– Naprawdę? Od twojej koronacji minęły trzy miesiące. Jeśli prasa dowie się o mnie, zanim się ożenisz i doczekasz… – Słowo „dzieci” nadal nie chciało jej przejść przez gardło. Zacisnęła dłonie w pięści i wbiła paznokcie w ciało, by ból fizyczny odwrócił jej uwagę od agonii złamanego serca i pustego łona.
– Freyu…
Uniosła dłoń, by go uciszyć.
– Jeśli media się dowiedzą, urządzą rzeź. – Nie miała żadnych wątpliwości, że dziennikarze odarliby ją z godności, a jej fizyczna ułomność stałaby się tematem publicznych dyskusji i prywatnych plotek. – Ciebie i Marit też nie oszczędzą. Nie potrzebujesz dodatkowych problemów…
– Freyu…
– Wierzę w ciebie, bracie, podoba mi się twoja wizja naszego kraju. Ale są tacy, którzy już zarzucają ci zbytnią postępowość i pośpiech we wprowadzaniu zmian.
– To mój problem, nie twój.
– Nie mogę stać się przeszkodą na twojej drodze.
– Rozerwą cię na strzępy.
– Tak – odpowiedziała. – Ale nie dlatego, że jestem niepełnowartościowa jako kobieta. Ogłoszę, że rezygnuję z funkcji, bo chcę odnaleźć siebie. Prasa uwielbia takie historie o zagubionych, biednych bogatych księżniczkach. – W ten sposób mogłaby udawać przed światem, i samą sobą, że zachowała kontrolę nad sytuacją. I uratować swoją godność. Swoją tożsamość. Serce podchodziło jej do gardła z przerażenia, gdy pomyślała, że podważono by jej kobiecość… Nie przeżyłaby tego. Wolała, żeby uznano ją za egoistkę, która nie dba o tradycję, choć powinna ją pielęgnować i podtrzymywać.
– Gdybym miał dziecko…
– Ale nie masz – ucięła.
– Ale będę miał – syknął przez zaciśnięte zęby Aleksander, jakby wcale nie cieszyła go ta perspektywa. Dlaczego? Zapytałaby, była ciekawa, ale musiała się teraz skupić na ciągnącym się od tygodni sporze i zakończyć go.
– Tylko kiedy? Za dwa, trzy lata? Tak długo nie da się w pałacu zachować niczego w tajemnicy. Za jakieś trzy miesiące wszyscy dowiedzą się o mojej bezpłodności, może za sześć, jeśli dopisze mi szczęście. Jeśli ustąpię miejsca Marit, moja płodność nie będzie nikogo interesować.
– Na wszystko masz odpowiedź – zniecierpliwił się Aleksander.
– Bo przemyślałam wszystkie możliwe scenariusze. – Wykończyło ją to emocjonalnie. Nie chciała abdykować ze swojej roli w rodzinie, ale jeśli miało to zagwarantować stabilność władzy brata, nie miała wyjścia.
– W takim razie musisz jeszcze wypełnić swój ostatni obowiązek, Wasza Wysokość – powiedział król, wstając zza biurka. – Przekazać Order za Zasługi dla Kraju osobie, która nie chce się pojawić na oficjalnym rozdaniu medali.
Order za Zasługi przyznawano wojskowym, którzy wykazali się wyjątkowym męstwem w obliczu skrajnego niebezpieczeństwa. Odmówić jego przyjęcia od zwierzchnika sił zbrojnych, króla? To nie mieściło się w głowie. I podważało autorytet młodego władcy.
– Dlaczego nie chce przyjąć orderu?
– Właśnie tego masz się dowiedzieć.
A więc to mężczyzna, pomyślała. Dlaczego Aleksander ociągał się z wymienieniem nazwiska krnąbrnego poddanego? Milczała, czekając, aż brat się złamie.
Aleksander westchnął ciężko.
– Kjell Bergqvist.
Najpierw ją zmroziło, potem zalała ją fala gorąca.
– Nie – wymknęło jej się.
– To nie podlega dyskusji – powiedział spokojnie król, ale jego oczy błyszczały niebezpiecznie.
– Sander, braciszku…
– Helikopter będzie gotowy za godzinę – uciął i zaczął przekładać papiery na biurku, sygnalizując, że audiencja dobiegła końca.
– Za godzinę? – jęknęła.
– Tak. Zdaje się, że potem może się popsuć pogoda – mruknął, nie podnosząc nawet wzroku.
Freya zerknęła na błękitne bezchmurne niebo za oknem i westchnęła ciężko.
Helikopter szarpnął i zawartość żołądka Frei podeszła do gardła. Oczywiście nikt niczego nie zauważył. Całe życie uczono ją, że należy zachować spokój i kamienną twarz, niezależnie od okoliczności. Zazwyczaj uwielbiała latać i spoglądać na zmieniający się w dole krajobraz. Teraz ledwie zauważyła, że wlecieli w szwedzką przestrzeń powietrzną, bo wszystko pokrywała biała kołdra śniegu.
– Co to za facet? – usłyszała w słuchawce głos młodego członka ochrony zwracającego się do swego szefa, Gunnara. Freya odwróciła się odruchowo – i napotkała spojrzenie Gunnara. Zaczerwieniła się. Odwróciła się szybko z powrotem w stronę okna, ku bezkresnej bieli.
– Podpułkownik Bergqvist to powszechnie szanowany i ceniony członek Svardia Armen – wyjaśnił Gunnar.
Podpułkownik? Spięła się, by jej ciało nie zdradziło poruszenia, jakie wywołało w niej imię wysokiego, szczupłego chłopaka, którego poznała na studiach, a który najwyraźniej wiele osiągnął w wymagającym świecie zawodowej służby wojskowej. Z drugiej strony, pomyślała, czy kiedykolwiek naprawdę go znałam? Od ośmiu lat robiła wszystko, by o nim zapomnieć… Wspomnienie tamtego feralnego lotu helikopterem dopadło ją teraz. Trzęsła się wtedy nie z powodu turbulencji, a nawet nie dlatego, że jej siostra miała wypadek, ale z powodu chłopaka, przy którym czuła się pożądana, kochana i bezpieczna, a który okazał się oszustem wynajętym przez jej ojca.
Siedział naprzeciw niej w helikopterze zmierzającym ze Szwajcarii do Svardii i przyglądał jej się jak uzbrojonej bombie. Odwróciła się w stronę okna, by żaden z trzech pozostałych pracowników ochrony nie zauważył łzy, która spłynęła po jej policzku. Niecałe czterdzieści minut wcześniej Freya zaśmiewała się z Kjellem w swoim pokoju w akademiku. Nie pamiętała, co ich tak rozbawiło, ale minęły miesiące, zanim udało jej się wywołać uśmiech na jego twarzy. Gdy śmiech zamarł, spoważnieli, zelektryzowani pożądaniem. Miał ją właśnie pocałować, jak milion razy wcześniej. Uwielbiała jego pocałunki tak bardzo, że traciła nad sobą panowanie. Jego telefon zadzwonił dzwonkiem, którego wcześniej nie słyszała. Przez twarz przebiegł mu cień. Trzy sekundy później jej telefon także zadzwonił. Brat poinformował ją, że Marit miała wypadek i Freya ma natychmiast wracać do domu. Przerażenie sparaliżowało ją na moment. Kjell zauważył strach w jej oczach i położył dłoń na jej ramieniu, by ją powstrzymać przed wpadnięcie w panikę. Udało mu się. Uspokoiła się na tyle, by dotarły do niej słowa Sandera.
– Marit z tego wyjdzie, Freyu, nie martw się. Ale potrzebujemy ciebie. Mamy tam na miejscu pracownika ochrony osobistej, będzie ci towarzyszył w podróży. Nazywa się Bergqvist. Kjell Bergqvist.
Zrobiło jej się niedobrze. Błagała ojca, żeby nie przydzielał jej ochrony. Tak bardzo chciała mu udowodnić, że może jej zaufać. Że potrafiła zachowywać się jak idealna księżniczka także podczas studiów w Szwajcarii. I dotrzymała słowa. Przynajmniej do czasu, gdy pojawił się Kjell. Nigdy w życiu nie czuła się tak upokorzona – nie dość, że okazała się daleka od ideału, to jeszcze zadurzyła się w człowieku, którego ojciec przysłał, by ją szpiegował. Siedział teraz naprzeciw niej w samolocie. Po policzku Frei spłynęła łza. Przez miesiąc, gdy byli razem, udawała sama przed sobą, że mieli szansę na wspólną przyszłość. Ani ojciec, ani prawo obowiązujące w księstwie nie brało pod uwagę, że księżniczka mogłaby się związać ze zwykłym człowiekiem bez szlacheckiego tytułu. Niezależnie od tego, jak bardzo go kochała. Wiele dla niego ryzykowała, ale pierwszy raz w życiu miała wrażenie, że ktoś widzi w niej nie księżniczkę, ale ją samą, Freyę. A teraz okazało się, że to wszystko było kłamstwem. Z trudem powstrzymała łkanie. Musiała się trzymać, choć właśnie zadano jej cios prosto w serce.
– Freyu.
Zamknęła oczy i zacisnęła mocno powieki.
– Bergqvist! – Starszy rangą ochroniarz natychmiast zareagował, choć nie miał pojęcia, dlaczego jego kolega pozwolił sobie na nietakt i odezwał się do księżniczki po imieniu.
Może nie wiedzą, ale na pewno się domyślają, pomyślała i poczerwieniała ze wstydu Freya.
– Freyu – powtórzył.
Nie odpowiedziała, więc zerwał z głowy słuchawki, odpiął pas bezpieczeństwa, pochylił się i ujął jej twarz w dłonie.
– Bergqvist! – wrzasnął jego przełożony.
– Musimy o tym porozmawiać. – Kjell zignorował ostrzeżenie starszego kolegi.
– Nie ma o czym – szepnęła i pokręciła głową, żeby się oswobodzić.
– Chciałem ci powiedzieć, wiele razy.
– Wracaj na miejsce, Bergqvist. To jest rozkaz!
Wpatrywał się w nią, żarliwie, tęsknie, ale ona widziała w jego oczach jedynie zdradę.
– To było naprawdę.
Nigdy w życiu nie czuła takiego bólu. Miała wrażenie, że jej serce pękło.
– Nie chcę cię nigdy więcej widzieć.
Na jego twarzy odmalował się szok. Puścił jej twarz, a ona odwróciła się w stronę okna. Przez resztę podróży nie oderwała wzroku od pustki za oknem. Gdy wylądowali, poczekała, aż wszyscy wysiądą, i dopiero wtedy ruszyła do drzwi, ze spuszczoną nisko głową. Przysięgła sobie, że nigdy już nie poświęci Kjellowi ani jednej myśli.
– Wasza Wysokość? Podchodzimy do lądowania – usłyszała w słuchawkach i otrząsnęła się z bolesnych wspomnień. Za oknem wśród niepokojąco białego krajobrazu dostrzegła dwa budynki. Kiedy śmigło przestało wirować, młody ochroniarz otworzył drzwi helikoptera i podał jej dłoń. Miał zarumienione z ekscytacji policzki i błyszczące oczy – była jego pierwszą podopieczną. Czy dla Kjella także była pierwsza?
– Wasza Wysokość?
Spojrzała na Gunnara.
– Nie mamy za wiele czasu. Warunki pogodowe pogorszyły się niespodziewanie. Ze wschodu nadciąga śnieżyca. Zapowiadane są spore opady.
Za nic w świecie nie chciała utknąć tutaj na dłużej. Miała zadanie do wykonania – sprawić, by Kjell zgodził się odebrać medal. Miała nadzieję, że to zrobi, w końcu był jej coś winien! Gdy wyskoczyła z pomocą Gunnara z samolotu, utonęła w śniegu po kolana. Spojrzała na ołowiane niebo, z którego ponownie zaczęło sypać śniegiem. Widoczność pogorszyła się, ale i tak, spoglądając na chatę pod lasem, poczuła, jak zimna dłoń ściska jej serce. Mokre płatki śniegu wpadały jej za kołnierz i topniały na rozpalonej skórze. Nie potrafiła nie myśleć o życiu z Kjellem, o którym kiedyś marzyła, a które okazały się właśnie tym – mrzonką.
Dopiero po chwili poczuła na sobie palące spojrzenie znajomych oczu. Przez zasłonę wirującego śniegu dostrzegła jego sylwetkę. Stał oparty o róg domu i leniwie przyglądał się zbliżającym się przybyszom. Przeszedł ją dreszcz, a ciało przeszyła tęsknota – gorąca i bolesna. Dopiero wspomnienie zdrady, której się dopuścił, ostudziło nieco jej zmysły. Mimo to nie spuszczała z niego wzroku, jakby się bała, że zniknie, jeśli tylko odwróci głowę. A stał na jej drodze do wolności, więc nie mogła pozwolić, by wymknął jej się z rąk.
Brnęła przez śnieg i przyglądała się rosłej sylwetce w czarnych spodniach militarnych i czarnym, przylegającym do ciała podkoszulku z długimi rękawami. W gołych dłoniach trzymał coś, co przypominało kawałek materiału. Panował srogi mróz, ale on zdawał się tego nie dostrzegać. Gdy znaleźli się bliżej, zauważyła, że jego złociste włosy były dłuższe niż kiedyś, a tors bardziej muskularny. Mrowiły ją dłonie, tak bardzo chciała go dotknąć. Jedno się nie zmieniło – klasyczne, rzeźbione rysy jego posępnej twarzy i imponujący wzrost. Ich spojrzenia się spotkały – mrok w jego oczach przyćmiewał nawet ołowianą szarość burzowego nieba.
– Zaprowadź ją do domu, Gunnar – burknął i zniknął we wnętrzu, zatrzaskując za sobą gniewnie drzwi.
Ogarnęła ją panika – co jeśli Kjell nie przyjmie orderu? Czy brat odmówi jej prawa do usunięcia się w cień? Nie sądziła, by potrafiła znieść publiczną dyskusję nad swoją… niedoskonałością. Strach dodał jej energii, by nie poddać się bez walki.
– Nawet nie próbuj – warknęła na ochroniarza i władczym gestem nakazała mu się zatrzymać. Młody człowiek uniósł do góry ręce. Freya pomaszerowała w kierunku zatrzaśniętych przed chwilą drzwi.
– Piętnaście minut, Wasza Wysokość, najwyżej dwadzieścia! – zawołał za nią Gunnar.
Co ona tutaj robi?! Kjell stał w przedsionku, z rękoma na biodrach, i przyglądał się Frei. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że zaciskał boleśnie szczęki. Przechylił na bok głowę. Wiało coraz mocniej, zanosiło się na potężną śnieżycę. Tym dziwniejsze wydały mu się niespodziewane odwiedziny księżniczki. Od razu poznał helikopter rodziny królewskiej, ale gdy wysiadła z niego Freya, na chwilę szok go sparaliżował.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 144
Pippa Roscoe
Romans z księżniczką
Tłumaczenie:
Agnieszka Baranowska
Tytuł oryginału: Snowbound with His Forbidden Princess
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2022 by Pippa Roscoe
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-276-9350-1
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
– Wasza Wysokość? Jego Królewska Mość wkrótce przybędzie.
Księżniczka Svardii, Freya, skinęła tylko głową. Miała ochotę przycisnąć dłoń do chaotycznie bijącego serca. Starała się nie zapominać, że spotka się z bratem, nie z ojcem, który, zgodnie z tradycją, ustąpił z tronu w wieku sześćdziesięciu pięciu lat. Władca miał być sprawny psychicznie i fizycznie, od pokoleń żaden król nie sprzeniewierzył się tej tradycji. Aleksander, brat księżniczki, objął rządy trzy miesiące temu. Ich rodzice odbywali roczną podróż zagraniczną, która miała zapewnić nowemu królowi swobodę samodzielnych rządów i stworzenia relacji z poddanymi bez pomocy czy wpływu ojca. A ona musiała samodzielnie stawić mu czoło.
Stała z dłońmi ściśniętymi mocno za plecami i szykowała się do walki. Zieleń ogrodu otaczającego zamek i oddzielającego go od stolicy Svardii, Torfarn, nigdy wcześniej nie wydawała jej się równie piękna. Wiekowe drzewa, artystycznie przycięte żywopłoty tworzące labirynty od szesnastego wieku, zadbane trawniki oraz ogromny park, stanowiły spuściznę wielu pokoleń najstarszych rodów królewskich. Ciekawa była, co pozostawi po sobie jej brat. Może po tym, jak zrzeknę się tytułu, pozwoli mi oprowadzać wycieczki po zamku, pomyślała gorzko. Uwielbiała swoją pracę i swoje miejsce w historii i tradycji. Zwłaszcza że umożliwiały jej wspieranie wielu szlachetnych celów i ludzi w potrzebie, o których ludzie i politycy Svardii czasami zapominali. Niewiele osób rozumiało jednak, z czym wiąże się wypełnianie obowiązków wynikających z przynależności do rodziny królewskiej. Cóż za ironia losu, pomyślała, że teraz musiała zrezygnować ze swojej roli, by spełnić królewski obowiązek wobec kraju.
– Freya? Chodź, mam mało czasu – zawołał zza uchylonych drzwi jej brat.
– Wiesz, że powinieneś mieć sekretarza? – odcięła się. – Król nie może wykrzykiwać do ludzi ze swojego gabinetu.
– Król może robić, co mu się żywnie podoba.
Freya naprawdę nie wiedziała, czy brat po prostu zachowywał się arogancko, czy też przytłaczała go nowa rola. Zresztą, nie miało to większego znaczenia. Kiedyś był inny. Zmienił się, gdy skończył siedemnaście lat. Z ciepłego, czułego brata stał się zimnym tyranem i odsunął się od niej. Teraz rzadko wiedziała, co myślał, i prawie nigdy – co zamierzał. Freya zamyśliła się nad ceną, którą obydwoje zapłacili za prawo do tronu.
– Jesteś pewna, że tego chcesz? – zapytał, przyglądając jej się bacznie.
Z kamienną twarzą zniosła spojrzenie czarnych oczu. Ciekawe, że ja mam bursztynowe, a nasza najmłodsza siostra orzechowe, pomyślała Freya. Aleksander próbował ją przyłapać, ale odebrała świetne przygotowanie do roli idealnej księżniczki. W sztuce dyplomacji przerastała nawet jego.
– Tak, już podjęłam decyzję.
Aleksander burknął coś i odwrócił się w stronę okna.
– Jak sądzisz, co powiedziałby ojciec? – zapytał zaskakująco zatroskanym tonem.
Freya poczuła ucisk w żołądku. Wiedziała, co powiedziałby ojciec. Że nie mogła postąpić inaczej. Jeśli jednak powie to bratu, ten będzie się opierał jeszcze bardziej.
– Dowiemy się za półtora roku, gdy rodzice wrócą.
– Możesz się z nimi skontaktować. Chciałabyś?
Nie rozumiała, dlaczego wydawało mu się, że to coś zmieni. Chyba nie sądził, że którekolwiek z królewskich dzieci mogło liczyć na emocjonalne wsparcie rodziców?
– Nie sądzę, by się ucieszyli, że nie działamy w zgodzie z protokołem. Zresztą, to mój problem. Zawsze wiedziałam, jak ważna jest linia sukcesji.
– Jeśli dałabyś mi trochę czasu…
– Aleksandrze – przerwała mu – jeśli cokolwiek by ci się stało, zanim doczekasz się potomstwa, ja jestem następna w kolejce do tronu, więc… – Te słowa nadal nie chciały jej przejść przez gardło.
– Jeśli, jeśli… Mało prawdopodobne.
– Ojcu przytrafiło się właśnie coś tak mało prawdopodobnego!
Król musiał objąć tron niespodziewanie, po tragicznej śmierci strasznego brata, dlatego zawsze powtarzał Frei, że jako drugie dziecko była niezwykle ważna dla rodu królewskiego. Dźwigała ten ciężar na swych barkach od zawsze i nie zamierzała przestać, nawet po tym, jak się dowiedziała, że nie może wypełnić swojej roli w stu procentach.
– Marit będzie ciężko.
– Tak – zgodziła się Freya. – Ale zrobię, co w mojej mocy, by jej pomóc.
Król parsknął ze zniecierpliwieniem.
– Oczywiście, że pomożesz. Nie masz innego wyjścia.
– Wiem, to mój obowiązek. I moja siostra.
– Będzie musiała wyjść za mąż. I to szybko. Zdajesz sobie sprawę, że będą ją obowiązywały te same zasady, które obowiązywałyby ciebie – jej przyszły mąż będzie musiał pochodzić z arystokratycznego rodu.
Freya skinęła tylko głową. Nie chciała wciągać w to wszystko Marit. Młodsza siostra na pewno nie wejdzie w jej rolę gładko. Zawsze pozwalano jej na więcej, nie miała pojęcia o archaicznych zasadach ograniczających ich wolność.
– Bardzo mi przykro – bąknęła.
– To nie twoja wina. Nadal nie jestem przekonany, że to konieczne.
– Naprawdę? Od twojej koronacji minęły trzy miesiące. Jeśli prasa dowie się o mnie, zanim się ożenisz i doczekasz… – Słowo „dzieci” nadal nie chciało jej przejść przez gardło. Zacisnęła dłonie w pięści i wbiła paznokcie w ciało, by ból fizyczny odwrócił jej uwagę od agonii złamanego serca i pustego łona.
– Freyu…
Uniosła dłoń, by go uciszyć.
– Jeśli media się dowiedzą, urządzą rzeź. – Nie miała żadnych wątpliwości, że dziennikarze odarliby ją z godności, a jej fizyczna ułomność stałaby się tematem publicznych dyskusji i prywatnych plotek. – Ciebie i Marit też nie oszczędzą. Nie potrzebujesz dodatkowych problemów…
– Freyu…
– Wierzę w ciebie, bracie, podoba mi się twoja wizja naszego kraju. Ale są tacy, którzy już zarzucają ci zbytnią postępowość i pośpiech we wprowadzaniu zmian.
– To mój problem, nie twój.
– Nie mogę stać się przeszkodą na twojej drodze.
– Rozerwą cię na strzępy.
– Tak – odpowiedziała. – Ale nie dlatego, że jestem niepełnowartościowa jako kobieta. Ogłoszę, że rezygnuję z funkcji, bo chcę odnaleźć siebie. Prasa uwielbia takie historie o zagubionych, biednych bogatych księżniczkach. – W ten sposób mogłaby udawać przed światem, i samą sobą, że zachowała kontrolę nad sytuacją. I uratować swoją godność. Swoją tożsamość. Serce podchodziło jej do gardła z przerażenia, gdy pomyślała, że podważono by jej kobiecość… Nie przeżyłaby tego. Wolała, żeby uznano ją za egoistkę, która nie dba o tradycję, choć powinna ją pielęgnować i podtrzymywać.
– Gdybym miał dziecko…
– Ale nie masz – ucięła.
– Ale będę miał – syknął przez zaciśnięte zęby Aleksander, jakby wcale nie cieszyła go ta perspektywa. Dlaczego? Zapytałaby, była ciekawa, ale musiała się teraz skupić na ciągnącym się od tygodni sporze i zakończyć go.
– Tylko kiedy? Za dwa, trzy lata? Tak długo nie da się w pałacu zachować niczego w tajemnicy. Za jakieś trzy miesiące wszyscy dowiedzą się o mojej bezpłodności, może za sześć, jeśli dopisze mi szczęście. Jeśli ustąpię miejsca Marit, moja płodność nie będzie nikogo interesować.
– Na wszystko masz odpowiedź – zniecierpliwił się Aleksander.
– Bo przemyślałam wszystkie możliwe scenariusze. – Wykończyło ją to emocjonalnie. Nie chciała abdykować ze swojej roli w rodzinie, ale jeśli miało to zagwarantować stabilność władzy brata, nie miała wyjścia.
– W takim razie musisz jeszcze wypełnić swój ostatni obowiązek, Wasza Wysokość – powiedział król, wstając zza biurka. – Przekazać Order za Zasługi dla Kraju osobie, która nie chce się pojawić na oficjalnym rozdaniu medali.
Order za Zasługi przyznawano wojskowym, którzy wykazali się wyjątkowym męstwem w obliczu skrajnego niebezpieczeństwa. Odmówić jego przyjęcia od zwierzchnika sił zbrojnych, króla? To nie mieściło się w głowie. I podważało autorytet młodego władcy.
– Dlaczego nie chce przyjąć orderu?
– Właśnie tego masz się dowiedzieć.
A więc to mężczyzna, pomyślała. Dlaczego Aleksander ociągał się z wymienieniem nazwiska krnąbrnego poddanego? Milczała, czekając, aż brat się złamie.
Aleksander westchnął ciężko.
– Kjell Bergqvist.
Najpierw ją zmroziło, potem zalała ją fala gorąca.
– Nie – wymknęło jej się.
– To nie podlega dyskusji – powiedział spokojnie król, ale jego oczy błyszczały niebezpiecznie.
– Sander, braciszku…
– Helikopter będzie gotowy za godzinę – uciął i zaczął przekładać papiery na biurku, sygnalizując, że audiencja dobiegła końca.
– Za godzinę? – jęknęła.
– Tak. Zdaje się, że potem może się popsuć pogoda – mruknął, nie podnosząc nawet wzroku.
Freya zerknęła na błękitne bezchmurne niebo za oknem i westchnęła ciężko.
Helikopter szarpnął i zawartość żołądka Frei podeszła do gardła. Oczywiście nikt niczego nie zauważył. Całe życie uczono ją, że należy zachować spokój i kamienną twarz, niezależnie od okoliczności. Zazwyczaj uwielbiała latać i spoglądać na zmieniający się w dole krajobraz. Teraz ledwie zauważyła, że wlecieli w szwedzką przestrzeń powietrzną, bo wszystko pokrywała biała kołdra śniegu.
– Co to za facet? – usłyszała w słuchawce głos młodego członka ochrony zwracającego się do swego szefa, Gunnara. Freya odwróciła się odruchowo – i napotkała spojrzenie Gunnara. Zaczerwieniła się. Odwróciła się szybko z powrotem w stronę okna, ku bezkresnej bieli.
– Podpułkownik Bergqvist to powszechnie szanowany i ceniony członek Svardia Armen – wyjaśnił Gunnar.
Podpułkownik? Spięła się, by jej ciało nie zdradziło poruszenia, jakie wywołało w niej imię wysokiego, szczupłego chłopaka, którego poznała na studiach, a który najwyraźniej wiele osiągnął w wymagającym świecie zawodowej służby wojskowej. Z drugiej strony, pomyślała, czy kiedykolwiek naprawdę go znałam? Od ośmiu lat robiła wszystko, by o nim zapomnieć… Wspomnienie tamtego feralnego lotu helikopterem dopadło ją teraz. Trzęsła się wtedy nie z powodu turbulencji, a nawet nie dlatego, że jej siostra miała wypadek, ale z powodu chłopaka, przy którym czuła się pożądana, kochana i bezpieczna, a który okazał się oszustem wynajętym przez jej ojca.
Siedział naprzeciw niej w helikopterze zmierzającym ze Szwajcarii do Svardii i przyglądał jej się jak uzbrojonej bombie. Odwróciła się w stronę okna, by żaden z trzech pozostałych pracowników ochrony nie zauważył łzy, która spłynęła po jej policzku. Niecałe czterdzieści minut wcześniej Freya zaśmiewała się z Kjellem w swoim pokoju w akademiku. Nie pamiętała, co ich tak rozbawiło, ale minęły miesiące, zanim udało jej się wywołać uśmiech na jego twarzy. Gdy śmiech zamarł, spoważnieli, zelektryzowani pożądaniem. Miał ją właśnie pocałować, jak milion razy wcześniej. Uwielbiała jego pocałunki tak bardzo, że traciła nad sobą panowanie. Jego telefon zadzwonił dzwonkiem, którego wcześniej nie słyszała. Przez twarz przebiegł mu cień. Trzy sekundy później jej telefon także zadzwonił. Brat poinformował ją, że Marit miała wypadek i Freya ma natychmiast wracać do domu. Przerażenie sparaliżowało ją na moment. Kjell zauważył strach w jej oczach i położył dłoń na jej ramieniu, by ją powstrzymać przed wpadnięcie w panikę. Udało mu się. Uspokoiła się na tyle, by dotarły do niej słowa Sandera.
– Marit z tego wyjdzie, Freyu, nie martw się. Ale potrzebujemy ciebie. Mamy tam na miejscu pracownika ochrony osobistej, będzie ci towarzyszył w podróży. Nazywa się Bergqvist. Kjell Bergqvist.
Zrobiło jej się niedobrze. Błagała ojca, żeby nie przydzielał jej ochrony. Tak bardzo chciała mu udowodnić, że może jej zaufać. Że potrafiła zachowywać się jak idealna księżniczka także podczas studiów w Szwajcarii. I dotrzymała słowa. Przynajmniej do czasu, gdy pojawił się Kjell. Nigdy w życiu nie czuła się tak upokorzona – nie dość, że okazała się daleka od ideału, to jeszcze zadurzyła się w człowieku, którego ojciec przysłał, by ją szpiegował. Siedział teraz naprzeciw niej w samolocie. Po policzku Frei spłynęła łza. Przez miesiąc, gdy byli razem, udawała sama przed sobą, że mieli szansę na wspólną przyszłość. Ani ojciec, ani prawo obowiązujące w księstwie nie brało pod uwagę, że księżniczka mogłaby się związać ze zwykłym człowiekiem bez szlacheckiego tytułu. Niezależnie od tego, jak bardzo go kochała. Wiele dla niego ryzykowała, ale pierwszy raz w życiu miała wrażenie, że ktoś widzi w niej nie księżniczkę, ale ją samą, Freyę. A teraz okazało się, że to wszystko było kłamstwem. Z trudem powstrzymała łkanie. Musiała się trzymać, choć właśnie zadano jej cios prosto w serce.
– Freyu.
Zamknęła oczy i zacisnęła mocno powieki.
– Bergqvist! – Starszy rangą ochroniarz natychmiast zareagował, choć nie miał pojęcia, dlaczego jego kolega pozwolił sobie na nietakt i odezwał się do księżniczki po imieniu.
Może nie wiedzą, ale na pewno się domyślają, pomyślała i poczerwieniała ze wstydu Freya.
– Freyu – powtórzył.
Nie odpowiedziała, więc zerwał z głowy słuchawki, odpiął pas bezpieczeństwa, pochylił się i ujął jej twarz w dłonie.
– Bergqvist! – wrzasnął jego przełożony.
– Musimy o tym porozmawiać. – Kjell zignorował ostrzeżenie starszego kolegi.
– Nie ma o czym – szepnęła i pokręciła głową, żeby się oswobodzić.
– Chciałem ci powiedzieć, wiele razy.
– Wracaj na miejsce, Bergqvist. To jest rozkaz!
Wpatrywał się w nią, żarliwie, tęsknie, ale ona widziała w jego oczach jedynie zdradę.
– To było naprawdę.
Nigdy w życiu nie czuła takiego bólu. Miała wrażenie, że jej serce pękło.
– Nie chcę cię nigdy więcej widzieć.
Na jego twarzy odmalował się szok. Puścił jej twarz, a ona odwróciła się w stronę okna. Przez resztę podróży nie oderwała wzroku od pustki za oknem. Gdy wylądowali, poczekała, aż wszyscy wysiądą, i dopiero wtedy ruszyła do drzwi, ze spuszczoną nisko głową. Przysięgła sobie, że nigdy już nie poświęci Kjellowi ani jednej myśli.
– Wasza Wysokość? Podchodzimy do lądowania – usłyszała w słuchawkach i otrząsnęła się z bolesnych wspomnień. Za oknem wśród niepokojąco białego krajobrazu dostrzegła dwa budynki. Kiedy śmigło przestało wirować, młody ochroniarz otworzył drzwi helikoptera i podał jej dłoń. Miał zarumienione z ekscytacji policzki i błyszczące oczy – była jego pierwszą podopieczną. Czy dla Kjella także była pierwsza?
– Wasza Wysokość?
Spojrzała na Gunnara.
– Nie mamy za wiele czasu. Warunki pogodowe pogorszyły się niespodziewanie. Ze wschodu nadciąga śnieżyca. Zapowiadane są spore opady.
Za nic w świecie nie chciała utknąć tutaj na dłużej. Miała zadanie do wykonania – sprawić, by Kjell zgodził się odebrać medal. Miała nadzieję, że to zrobi, w końcu był jej coś winien! Gdy wyskoczyła z pomocą Gunnara z samolotu, utonęła w śniegu po kolana. Spojrzała na ołowiane niebo, z którego ponownie zaczęło sypać śniegiem. Widoczność pogorszyła się, ale i tak, spoglądając na chatę pod lasem, poczuła, jak zimna dłoń ściska jej serce. Mokre płatki śniegu wpadały jej za kołnierz i topniały na rozpalonej skórze. Nie potrafiła nie myśleć o życiu z Kjellem, o którym kiedyś marzyła, a które okazały się właśnie tym – mrzonką.
Dopiero po chwili poczuła na sobie palące spojrzenie znajomych oczu. Przez zasłonę wirującego śniegu dostrzegła jego sylwetkę. Stał oparty o róg domu i leniwie przyglądał się zbliżającym się przybyszom. Przeszedł ją dreszcz, a ciało przeszyła tęsknota – gorąca i bolesna. Dopiero wspomnienie zdrady, której się dopuścił, ostudziło nieco jej zmysły. Mimo to nie spuszczała z niego wzroku, jakby się bała, że zniknie, jeśli tylko odwróci głowę. A stał na jej drodze do wolności, więc nie mogła pozwolić, by wymknął jej się z rąk.
Brnęła przez śnieg i przyglądała się rosłej sylwetce w czarnych spodniach militarnych i czarnym, przylegającym do ciała podkoszulku z długimi rękawami. W gołych dłoniach trzymał coś, co przypominało kawałek materiału. Panował srogi mróz, ale on zdawał się tego nie dostrzegać. Gdy znaleźli się bliżej, zauważyła, że jego złociste włosy były dłuższe niż kiedyś, a tors bardziej muskularny. Mrowiły ją dłonie, tak bardzo chciała go dotknąć. Jedno się nie zmieniło – klasyczne, rzeźbione rysy jego posępnej twarzy i imponujący wzrost. Ich spojrzenia się spotkały – mrok w jego oczach przyćmiewał nawet ołowianą szarość burzowego nieba.
– Zaprowadź ją do domu, Gunnar – burknął i zniknął we wnętrzu, zatrzaskując za sobą gniewnie drzwi.
Ogarnęła ją panika – co jeśli Kjell nie przyjmie orderu? Czy brat odmówi jej prawa do usunięcia się w cień? Nie sądziła, by potrafiła znieść publiczną dyskusję nad swoją… niedoskonałością. Strach dodał jej energii, by nie poddać się bez walki.
– Nawet nie próbuj – warknęła na ochroniarza i władczym gestem nakazała mu się zatrzymać. Młody człowiek uniósł do góry ręce. Freya pomaszerowała w kierunku zatrzaśniętych przed chwilą drzwi.
– Piętnaście minut, Wasza Wysokość, najwyżej dwadzieścia! – zawołał za nią Gunnar.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji