Rozpalasz moje serce - Natalia Wiktor - ebook + książka
BESTSELLER

Rozpalasz moje serce ebook

Wiktor Natalia

4,4

98 osób interesuje się tą książką

Opis

Wielkie pieniądze to nie wszystko. Max Sacchi nie miał bajkowego dzieciństwa. Rodzinne bogactwo nie potrafiło ukoić smutku, który nosił w sobie. Tragiczne wydarzenie sprawiło, że wyrósł na oziębłego, pełnego rezerwy, wymagającego i bardzo pewnego siebie mężczyznę. Zdążył się do tego przyzwyczaić. Ba, był przekonany, że tak będzie już zawsze. Jak wielkie było jego zaskoczenie, kiedy spotkał kobietę, która okazała się lekiem na dręczące go koszmary i na nowo rozpaliła namiętność w jego sercu…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 331

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (199 ocen)
126
37
23
8
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wikssc

Nie polecam

chryste…………… nie rozumiem skad takie dobre oceny. feeling jakby pisala to 15latka na wattpadzie.
42
bernadetajanik09

Nie oderwiesz się od lektury

Świetnie się ją czytało ,zero podchodów i nie przedłużane sceny na siłe ,dawno mi się tak dobrze nie czytało 💪
10
Nati_Milenka

Całkiem niezła

Słodkie aż do mdłości ale nie żałuje że przeczytałam. Ogólnie miła i przyjemna lektura. 😁
10
Wasilewska83

Nie oderwiesz się od lektury

Nie jestem zwolenniczką książek z polskimi bohaterami ale ta wymiata. Przeczytałam ją w jeden dzień i mam nadzieję, że będą Tomy o Alexie i Sarze. ❤️ polecam
10
bogda17-68

Nie polecam

O matko doczytałam do 150 strony i dałam sobie spokój chociaż bardzo nie lubię porzucać książki w trakcie czytania. Miałam wrazenie że książkę pisała słabo ogarnięta nastolatka. Dialogi koszmarne. Szkoda męczyć oczy.
11

Popularność




Projekt okładki: Justyna Knapik

Redakcja: Marta Stochmiałek

Redaktorka prowadząca: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Katarzyna Szajowska, Renata Jaśtak

Zdjęcie na okładce © Brilliant Eye/Schutterstock

Grafika w tekście:

macrovector/Freepik

rawpixel.com/Freepik

dgim-studio/Freepik

© by Natalia Wiktor

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2024

ISBN 978-83-287-3118-9

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2024

–fragment–

Kochanej mamie, która jest moim najwierniejszym czytelnikiem

ROZDZIAŁ 1

LILIANA

– Nigdzie nie idę. Nawet nie próbuj mnie kolejny raz namawiać! – Podniosłam swoją torebkę i wstałam z fotela, żeby jak najszybciej wrócić do swojego mieszkania.

– Chodź z nami, proszę, Lila. Minęło już tyle czasu. Musisz zacząć żyć na sto procent. – Przyjaciółka podniosła się i do mnie podbiegła. – Wypijemy drineczki i się pośmiejemy. Zamówiłyśmy lożę. Nawet nie będziesz musiała z niej wychodzić. Po prostu spędź z nami ten czas. – Sara namawiała mnie z dłońmi złożonymi jak do modlitwy.

Chwyciłam klamkę, by uciec od tej małej podstępnej czarnuli, przymknęłam oczy i wzięłam trzy głębokie wdechy. Dopiero kiedy poczułam, że się uspokoiłam, odwróciłam się w jej stronę. Sara z miną i oczami błagającego kota wpatrywała się we mnie i czekała na mój kolejny ruch. Udawałam obrażoną, bo za cholerę nie potrafiłam się na nią złościć. Wystawiłam palec wskazujący i ruszyłam w jej stronę.

– Pierwszy i ostatni raz mnie tak załatwiłaś. Dobrze mnie znasz i wiesz, że nienawidzę, kiedy stawia się mnie przed faktem dokonanym. Zwłaszcza jeżeli chodzi o imprezy. Następnym razem, kiedy znów wpadniecie z dziewczynami na taki pomysł, po prostu mnie poinformuj i daj się zastanowić – powiedziałam spokojnie, ale z nutką stanowczości w głosie.

– To znaczy, że się zgadzasz? – Sara popatrzyła na mnie z nadzieją i tym swoim cwaniackim uśmieszkiem.

– Pojadę z wami, ale nie będę się bawić całą noc. Posiedzę w klubie tylko chwilę i jak poczuję, że to dla mnie za dużo, zadzwonię po taksówkę i zawinę się do mieszkania – odparłam.

– Chryste! Ja pierdzielę! Tak! Ale zajebiście! – Dziewczyna klaskała w dłonie i podskakiwała z radości, równocześnie dzwoniąc do naszych koleżanek, że mają być gotowe za godzinę.

– Musisz mi coś pożyczyć. Nie pójdę do klubu w dresie – powiedziałam, a Sara jak zaczarowana podbiegła do szafy i zaczęła przesuwać wieszaki.

Pożyczyłam od przyjaciółki małą czarną. Jej ramiączka wyglądały jak złoty cienki łańcuszek. Dobrałam do niej czarne sandałki na dość wysokim obcasie.

Całe szczęście, że ja i moja przyjaciółka jesteśmy wręcz identyczne, bo dzięki temu często pożyczamy sobie ciuchy. Jesteśmy niskimi szczupłymi kobietkami. Nasz wzrost to zaledwie metr sześćdziesiąt. Jedyne, co nas różni, to kolor włosów i oczu. Sara to czarnowłosa piękność z zielonymi tęczówkami. Ja zaś jestem blondynką z niebieskimi oczami. Kiedyś słyszałam powiedzenie, że każda blondynka potrzebuje swojej czarnuli, i na swoim przykładzie stwierdzam, że to prawda.

Przyjaźnimy się od podstawówki i uwielbiamy swoje towarzystwo. A gdyby nie Sara i moja kochana rodzinka, nie pozbierałabym się tak szybko w najgorszym okresie mojego życia.

Nie mogłam uwierzyć, że moja zgoda na wyjście z przyjaciółkami da im tyle radości. Półtorej godziny później siedziałyśmy już w taksówce, która przemierzała warszawskie ulice i naprawdę nie wiem, jak kierowca z nami wytrzymywał. Może naoglądał się już gorszych rzeczy?

Zdążyłyśmy wypić przed wyjściem po dwa drinki, więc humory nam dopisywały. Śmiałyśmy się i wspominałyśmy nasze dawne imprezy. Monika i Klara to nasze koleżanki z liceum. Dziewczyny cały czas żartowały. Nigdy nie można było się z nimi nudzić.

Po około dwudziestu minutach byłyśmy już pod klubem o nazwie Bal i muszę przyznać, że różnił się on od innych tego typu miejsc. Miał dobrą opinię. W pewnym sensie najbardziej mi odpowiadał, bo wiedziałam, że nie pozwalano tam na syf, czyli naćpanych facetów bądź upijanie się do nieprzytomności. Słyszałam, że ochrona bardzo szybko pozbywa się takich delikwentów, a ja od pewnego czasu nie chciałam mieć z takimi ludźmi do czynienia.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że w takim miejscu z pewnością takie sytuacje się zdarzają, ale cieszył mnie fakt, że ktoś robił z tym na bieżąco porządek. Był to też jeden z głównych powodów, dla którego zgodziłam się na tę imprezę.

– Proszę pokazać dowód osobisty i zawartość torebki. – Z rozmyślań wyrwał mnie niski męski głos.

Przed sobą zobaczyłam dwóch ogromnych, napakowanych facetów. Cali byli ubrani na czarno. Przerażali swoim wyglądem, ale wiedziałam, że są ochroniarzami, więc nie robili na mnie większego wrażenia. Podałam im swój dowód, a oni zajrzeli do naszych torebek. Zapłaciłyśmy za wejściówki i ruszyłyśmy do wejścia.

– Dziewczyny, muszę do toalety – krzyknęłam w ich stronę, bo nawet przy szatni było już głośno.

– Zostawimy tylko rzeczy w szatni i będziemy czekać na ciebie tam! – Sara wskazała miejsce obok baru.

Po skorzystaniu z toalety wyszłam z łazienki. Rozejrzałam się i już po krótkiej chwili wypatrzyłam swoje koleżanki, które mi machały.

– Liliana! Tu-tuuuuutaj! – zawołała Monika, a ja byłam pewna, że ona i Klara wypiły coś, jeszcze zanim się spotkałyśmy.

Zdecydowanie były wstawione bardziej niż ja. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w ich stronę. W pewnym momencie zrobiło mi się strasznie gorąco. Było to cholernie przyjemne uczucie. Pomyślałam, że to wina drinków, i po chwili dotarłam do dziewczyn.

MAX

– Załatw to tak jak zawsze. Skurwysyny mają zrozumieć, że nie da się mnie oszukać. Przekaż im pozdrowienia – powiedziałem do swojego człowieka i ruszyłem przez korytarz na zapleczu.

Kątem oka widziałem, jak Lukas kiwa głową, i to mi wystarczyło, bo nigdy nie lubiłem zbędnych słów. Podkurwiony sytuacją kierowałem się w stronę klubu, wyciągnąłem telefon i napisałem do jednej z dziwek, że za trzy godziny ma być gotowa. Potrzebowałem kogoś zerżnąć i rozładować emocje.

– Chcesz drinka, stary?

Podniosłem wzrok na swojego jedynego przyjaciela Alberta, siedzącego przy barze.

– Nie dziś, mam coś jeszcze do załatwienia – rzuciłem.

– Dobra, nawet nie pytam. – Podniósł ręce w geście poddania.

– Liliana! Tu-tutaaaaaaj!

Ledwo słyszałem głos krzyczącej kobiety ze względu na dudniącą muzykę, ale odwróciłem się z ciekawości i zobaczyłem, jak jakaś dupa machała w stronę wejścia.

Obejrzałem się za siebie i, kurwa, daję słowo, że zobaczyłem anioła. Była piękna. Nieziemsko piękna! Kobieta była niska, miała długie blond włosy i obłędnie duże, błękitne oczy. Jej usta były pełne, a kształty idealne. Ja pieprzę…

Pierwszy raz widziałem kogoś tak naturalnie pięknego. Od samego patrzenia na nią, ubraną w krótką czarną kiec­kę, czułem, że robi mi się ciasno w spodniach. Jeszcze żadna kobieta nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Stałem nieruchomo z rękami w kieszeniach, bo bałem się, że mi zniknie z pola widzenia.

Była z koleżankami. Okej – mówiłem do siebie w myślach – nie widzę żadnego fagasa drepczącego za nią. A nawet gdyby taki był, to też okej, bo szybko mogłem się go pozbyć.

Blondynka obróciła się tyłem do mnie. Ide-kurwa-alny tyłeczek.

Nie spuszczając z niej wzroku, zadzwoniłem do Adriana.

– Jesteś na bramce? – zapytałem mojego człowieka.

– Tak, szefie – odpowiedział szybko.

– Załatw mi wszystko na temat blondynki. Przed chwilą wchodziła, ma na imię Liliana – wydałem mu polecenie.

– Już sprawdzam – odpowiedział mężczyzna.

– Wyślij zdjęcie dowodu, potwierdzę, czy to ona. Na wczoraj. Na wczoraj!

Rozłączyłem się i wiedziałem, że za chwilę będę mieć raport o tej małej. Nikt sobie nawet nie zdawał sprawy z tego, że kiedy podaje przy wejściu dowód ochroniarzowi, ten go skanuje, by zapewnić bezpieczeństwo moim interesom. Nie mogliśmy pozwolić na to, by nie mieć kontroli nad tajniakami, wrogami i innymi kutasami, którzy tu wchodzą.

– Max, jakieś problemy? – zapytał Albert, popijając drinka i odrywając się od rozmowy z barmanem.

– Nie, idę do siebie. Gdyby mnie ktoś szukał, daj mi znać – rzuciłem w jego stronę.

Wchodząc po schodach, już wiedziałem, gdzie się skieruję. Po chwili stanąłem przed wielkim oknem weneckim nad klubem i wypatrywałem pięknej nieznajomej.

Po piętnastu minutach wiedziałem o niej wszystko. Liliana Witczak. Dwudziestopięcioletnia prawniczka… Przeczytałem raport dokładnie kilka razy, zapamiętując najważniejsze informacje. Zablokowałem telefon i po chwili znów znalazłem się w klubie.

Zająłem miejsce w loży, która należy tylko do mnie i moich ludzi. Zobaczyłem w ich oczach zdziwienie, kiedy zorientowali się, że postanowiłem do nich dołączyć. Nigdy tam nie przesiadywałem. Zrobiłem to tylko dlatego, że stamtąd miałem doskonały widok na Lilianę. A na tym mi najbardziej zależało. Widziałem po jej minie i zachowaniu, że w przeciwieństwie do swoich trajkoczących koleżaneczek nie do końca była zadowolona z tego, że tu przebywa.

Po pewnym czasie zauważyłem, że koleżanki próbowały ją namówić, by wyszła z nimi na parkiet. O tak! Chciałem zobaczyć, jak tańczy.

Na moje nieszczęście dziewczyny szybko odpuściły, a blondynka ruszyła w stronę baru. Szkoda… cholerna szkoda.

Kobieta szła wolno, ale kroki stawiała pewne. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, ile oczu za nią wodziło. A mnie irytowało to, że każdy facet na nią zerkał. Przeszła obok mnie i natychmiast zrobiło mi się kurewsko gorąco. Zaskoczyło mnie to, jak ta mała na mnie działa. Dziewczyna nie rozglądała się na boki, więc nawet nie miałem jak złapać z nią kontaktu wzrokowego. Postanowiłem więc zagadać do niej przy barze.

Już miałem wstać, ale Albert wpadł do loży i opowiadał mi o kolejnym problemie dzisiejszego dnia. Moje pragnienie, by poznać Lilianę, okazało się jednak silniejsze. Odwróciłem się i obserwowałem stojącą przy barze piękność. Pomyślałem, że kobieta coś zamówi i wróci po chwili do swojej loży. Miałem nadzieję, że to tam ją złapię. Słuchałem uważnie Alberta, dyskutowaliśmy o problemie, i to wtedy poczułem, że ktoś klepie mnie delikatnie po ramieniu.

– Przepraszam, mogę zająć dosłownie chwileczkę? – Niewzruszony odwróciłem głowę i zamarłem.

O ja pierdolę! O ja pierdolę! O ja pier-kurwa-dolę!

ROZDZIAŁ 2

LILIANA

Dziewczyny próbowały wyrwać mnie na parkiet, ale nie miałam nawet najmniejszej ochoty na tańce. Musiało im wystarczyć to, że z nimi tutaj przyjechałam. To i tak duży krok do przodu, a przecież nic się nie stanie, jak posiedzę i poobserwuję te moje wariatki. Jednak po chwili rozmyślań postanowiłam się ruszyć i kupić sobie drinka.

W drodze do baru kolejny raz poczułam to przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Dziwiło mnie, że alkohol tego dnia tak na mnie działał. Myślałam, że było to spowodowane również emocjami i dzisiejszą imprezą. W końcu pierwszy raz odwiedziłam takie miejsce. Wcześniej zaliczałam tylko małe domówki u dziewczyn.

Podeszłam do baru i żałowałam, że wychyliłam głowę z loży…

– Hej, blondi. Dotrzymasz mi towarzystwa? – odezwał się do mnie jakiś obleśny typ.

Udawałam, że go nie słyszę, jednak on nie dał za wygraną. Chwycił mnie za rękę i próbował obrócić w swoją stronę. Kiedy znalazłam się naprzeciwko niego, zauważyłam, że był cholernie pijany, i możliwe, że również naćpany. Jego oczy mówiły same za siebie. Wyrwałam rękę z jego uścisku.

– Proszę mnie nie dotykać! Pójdę za chwilę do swojego chłopaka i proszę uwierzyć, że nie chce mieć pan z nim do czynienia! – rzuciłam pospiesznie pierwsze lepsze kłamstwo.

Facet nadal był natarczywy i chciał się do mnie zbliżyć. Wystawił rękę w moją stronę i na szczęście w ostatniej chwili udało mi się go odepchnąć. Działałam instynktownie. Niestety tylko pogorszyłam całą sytuację. Koleś wylał na siebie trochę piwa i się zaczęło…

– Suko, zacznij się modlić… – mamrotał pod nosem, a mnie zdrowy rozsądek kazał wiać.

Rozglądałam się podczas ucieczki za jakimś ochroniarzem, ale jak na złość chyba wszyscy zrobili sobie przerwę. Szłam szybkim krokiem w stronę naszego stolika i zauważyłam grupę facetów, którzy siedzieli trochę dalej.

Mężczyźni byli elegancko ubrani jak na wizytę w takim miejscu. Faceci, idąc do klubu, raczej ubierają się na luzie, albo tak mi się tylko wydawało. Oni zaś mieli na sobie koszule, a niektórzy nawet garnitury. Szybko stwierdziłam, że to zapewne jakaś impreza firmowa. Odwróciłam się jeszcze raz i spostrzegłam, że oblech kierował się w moją stronę. Postanowiłam zaryzykować. Odezwałam się do kolesia, który siedział na końcu kanapy:

– Przepraszam, mogę zająć dosłownie chwileczkę? – Lekko poklepałam mężczyznę w ramię i zastanawiałam się, co dalej.

Mężczyzna obrócił głowę i, cholera, był bardzo przystojny! Na jego widok zaparło mi dech w piersi i wszystko to, co ułożyłam sobie w głowie, rozpłynęło się w powietrzu. Czarne włosy nieznajomego były po bokach przystrzyżone, na górze zaś trochę dłuższe. Miał je ułożone niedbale, ale ta fryzura idealnie do niego pasowała i dodawała mu chłopięcego uroku. Brunet, którego zaczepiłam, miał również lekki zarost, wyglądał na kilkudniowy. A jego oczy? Były hipnotyzujące i czekoladowe. Wyglądały jak dwa duże węgielki.

Usta? Och… co ja wyprawiałam! Nie mogłam w takiej sytuacji rozpływać się nad wyglądem nieznajomego kolesia!

Nerwowo odwróciłam się w stronę mojego koszmaru, którym był pijany typ, i zobaczyłam, że nadal zataczając się, zmierza w moim kierunku.

– Czy możesz udawać przez chwilę mojego chłopaka? – wypaliłam, czym chyba rozbawiłam przystojniaka.

Jeden kącik ust mężczyzny drgnął.

– Mam udawać twojego chłopaka? – zapytał, unosząc lekko brwi, a jego seksownie niski głos sprawił, że moje ciało pokryła gęsia skórka.

Kurde, dziewczyno, ogarnij się! – upomniałam się w myślach.

Później będę myśleć o jego głosie…

– Mhmm… – Jego obecność sprawiła, że tylko na taką odpowiedź było mnie stać.

Idiotka… Z reguły zawsze wiem, co odpowiedzieć i w jaki sposób. Ale teraz po prostu mnie zatkało.

– Dlaczego? – zapytał.

– Ponieważ pewien facet nie chce się ode mnie odczepić. Okłamałam go, że mam chłopaka, ale on wtedy chwycił mnie za rękę. Przestraszył mnie. Odepchnęłam go, on zaś oblał się piwem, a teraz jest bardzo zdenerwowany i obawiam się, że może mi coś zrobić. A ty… – odchrząknęłam. – Jesteś chyba na jakiejś imprezie z pracy? – Zerknęłam na jego kolegów, którzy siedzieli z nim przy stoliku, i kontynuowałam. – Tak mi się wydaje, bo jesteście bardzo elegancko ubrani. Nie ma z wami kobiet, więc… Boże, przepraszam. Po prostu potrzebuję pomocy.

Mężczyzna wysłuchał mojego wywodu i jedynie skinął głową do swoich kolegów.

Było mi wstyd za moją paplaninę. Czułam się bardzo zażenowana.

– Jakiś problem, szefie? – Jeden z mężczyzn podszedł do nas i zwrócił się do bruneta, z którym rozmawiałam.

Mój tymczasowy chłopak powiedział mu coś, czego nie słyszałam, a facet natychmiast ruszył w stronę mojego prześladowcy. Po chwili, nie wiem skąd, pojawiło się przy nim jeszcze dwóch mężczyzn i wszyscy zniknęli z mojego pola widzenia.

No dobra… To była szybka akcja.

Ze zdziwieniem spojrzałam na mojego wybawiciela i zauważyłam, że ani trochę nie przejął się sytuacją. Patrzył mi prosto w oczy i lekko się uśmiechnął, unosząc jeden kącik ust.

– Dziękuję – powiedziałam speszona.

– Proszę.

Już miałam wrócić do dziewczyn, ale mężczyzna zapytał:

– Drink?

Jego hipnotyzujące spojrzenie sprawiło, że nie potrafiłam odmówić.

– No dobrze… ale to ja płacę. W podziękowaniu za uratowanie mi wieczoru. – Uśmiechnęłam się.

– Chodź. – Mężczyzna wskazał miejsce przy barze i ruszyliśmy w tamtym kierunku.

MAX

Siedzieliśmy przy barze i nadal nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Liliana pojawiła się przede mną w najmniej oczekiwanym momencie i przyznam szczerze, że na początku mnie, kurwa, zamurowało. Czułem się jak nastolatek, który chce się umówić na randkę.

Wariowałem…

W swoim dwudziestoośmioletnim życiu miałem mnóstwo panienek, ale nigdy nie widziałem tak czarującej kobiety jak ta blondynka. Najbardziej podobało mi się to, że nie miała ani grama tapety na tej słodkiej twarzyczce. Owszem, oczy podkreśliła delikatnie tuszem, ale jej twarz była zupełnie czysta. A mi robiło się, kurwa, gorąco na myśl, że mógłbym całować każdą część jej ciała. A przecież praktycznie nigdy tego nie robiłem. Dla mnie zawsze liczył się szybki numerek i jebało mnie, czy którejś z dziwek będzie dobrze i przyjemnie.

– A więc jaką masz supermoc? – Z rozmyślań wyrwało mnie pytanie dziewczyny i zastanawiałem się, o co jej chodzi…

Widziałem, że bawi ją to pytanie, więc musiało mieć jakiś głębszy sens.

– Supermoc? – zapytałem, marszcząc brwi.

– Skoro na twoje jedno kiwnięcie głową i jedno wypowiedziane zdanie trzech ogromnych facetów pojawiło się znikąd i wyprowadziło tego obleśnego typa w mgnieniu oka, to coś musi być na rzeczy – zapytała, patrząc mi prosto w oczy, a ja pierwszy raz w życiu chciałem powiedzieć prawdę.

Pierwszy raz w życiu chciałem od początku zacząć bez kłamstw, bo jakaś nieznajoma siła ciągnęła mnie do tej kobiety. Ale nie mogłem. Takie życie szefa mafii. Nachyliłem się do niej, jakbym chciał jej wyjawić największy sekret na świecie, ale chciałem też przyjrzeć się jej oczom z bliska i po chwili trochę ciszej powiedziałem:

– Moja supermoc to posiadanie własnego klubu. Mam na imię Max – przedstawiłem się i podałem jej rękę.

– Liliana – odpowiedziała i ujęła moją dłoń, jednocześnie na mnie spoglądając.

Patrzyliśmy na siebie i żadne z nas nie odsunęło swojej dłoni. Z zawieszenia wyrwało nas chrząknięcie barmana, który w międzyczasie postawił przed nami dwie szklanki.

Puściliśmy swoje dłonie, a kobieta po chwili niezręcznej ciszy wyciągnęła portfel i chciała zapłacić. Zachowanie mojego pracownika mnie zirytowało. Jak mógł nam przerwać w takim momencie? Pragnąłem patrzeć jej w oczy przez wieki.

– Daj spokój, nie będziesz płacić – powiedziałem stanowczo.

– To ty daj spokój. Bardzo mi pomogłeś, a ja czuję potrzebę, żeby ci podziękować. Poza tym nic nie zmienia faktu, że pewnie gdybyś tylko skinął głową, to postawiliby przed tobą jeszcze kilka takich drinków. – Zerknęła na mnie znacząco i uniosła brwi.

Stwierdziłem, że nie będę się kłócić. W zasadzie podoba mi się, że nie chciała nic za darmo, mimo że wiedziała, iż klub należy do mnie. Liliana była inteligentną laleczką i fajnie mi się z nią rozmawiało. Nie to co te panienki lecące na moją kasę.

– Chyba mamy inne drinki – stwierdziła, marszcząc przy tym brwi.

Kobieta wskazała palcem swój jaśniejszy trunek. Podobało mi się to, że dziewczyna się pilnuje.

– Tak, zaproponowałem drinka, ale ja dziś nie mogę pić, ponieważ muszę podskoczyć jeszcze w jedno miejsce. Dlatego w moim nie ma alkoholu – wyjaśniłem.

– Przepraszam najmocniej, Max, ale musimy porozmawiać. – Nagle wyrósł za nami Albert.

Jebany czarodziej.

Specjalnie mi przerywa? Ciekawość go zżera? Mam nadzieję, że znajdzie dobre wytłumaczenie. Uśmiechnąłem się do Liliany przepraszająco, a następnie popatrzyłem z mordem w oczach na moją prawą rękę, a zarazem prawnika i przyjaciela.

LILIANA

Mężczyźni od dłuższej chwili rozmawiali na temat kasy. Ktoś ich okradł. Wszystko słyszałam, ale nie wiedziałam, czy chcę się w to wtrącać. Podejrzewałam, co się mogło stać. Na studiach miałam na ten temat wiele wykładów.

Prawnicy, którzy ukończyli studia już jakiś czas temu, byli wysyłani na specjalne szkolenia na temat tego nowego rodzaju oszustwa, ale niestety nie wszyscy pracodawcy to uczynili. Więc albo ten prawnik nie był na szkoleniu i nie ma na ten temat pojęcia, albo razem z księgowym okrada Maxa.

Zerkając na poznanego niedawno mężczyznę, zauważyłam, jak z nerwów zaciska szczękę. Z jakiegoś powodu chciałam go uspokoić i zaryzykowałam, pytając:

– Mogę zobaczyć umowy?

– Umowy? – parsknął śmiechem prawnik, ale mimo to czekał, aż Max odpowie.

– Po co? – zapytał właściciel klubu.

Przyglądając mi się uważnie, zbliżał się do hokera, na którym siedział wcześniej.

Moje ciało kolejny raz zareagowało na to gorącym dreszczem.

– W celu potwierdzenia powodu, dla którego straciłeś pieniądze. Ale jeżeli nie chcesz mojej pomocy, to rozumiem. Jednak pamiętaj, żeby pozdrowić księgowego lub księgową – rzuciłam, by go zaciekawić.

Najprawdopodobniej skazałam na bezrobocie jakiegoś biednego człowieka. Nie do końca byłam pewna, czy faktycznie mam rację. Podniosłam szklankę i upiłam spory łyk drinka, obserwując przy okazji tańczących ludzi. Kątem oka widziałam, jak Max zerka to na prawnika, to na mnie.

Nie wiedziałam, jak zareagował. Był rozbawiony, zły czy raczej zaskoczony moją bezpośredniością? Chciałabym zobaczyć jego reakcję, ale musiałam trochę poudawać i pokazać swoją pewność siebie oraz to, że nie zależy mi w ogóle na tej sprawie.

– Chodź do mojego biura. Nie przyniosę tutaj dokumentów – odpowiedział, ale dałabym sobie wtedy rękę uciąć, że nie był do tego przekonany.

W korytarzu, naprzeciwko naszych miejsc przy barze, znajdowały się drzwi. Jak mogłam ich nie zauważyć?!

– Tutaj i po schodach w górę – rzucił Max i przyłożył rękę do czytnika linii papilarnych.

Nabrałam wątpliwości, czy to dobry pomysł, by iść gdziekolwiek z nieznajomym mężczyzną. Ciekawość wygrała kolejny raz.

Na szczycie schodów znajdował się jeszcze jeden czytnik. Max ponownie przyłożył dłoń i po chwili można było otworzyć następne wrota, które prowadziły już do samego gabinetu.

Weszłam do środka i zauważyłam pewną nietypową rzecz. Byłam w szoku. I to niemałym! Jedna ze ścian biura była cała ze szkła! To było jedno wielkie okno na klub, który znajdował się pod nami. Lustro weneckie robiło ogromne wrażenie. Można było oglądać ludzi i pozostać w ukryciu.

Podeszłam do okna i podziwiałam przez chwilę ten widok. Mogłabym robić to godzinami… Po chwili poczułam, jak Max staje za moimi plecami. Jego perfumy były najpiękniejszym zapachem, jaki kiedykolwiek mnie otaczał. Przymknęłam oczy, po raz kolejny czując dreszcz i pewne nieznane ciepło w sercu, przypominające zalewającą je lawę. To było… Niesamowite.

MAX

Pierwszy raz poczułem zapach Liliany przy barze. Stojąc w gabinecie za jej plecami, mogłem się upewnić, że pachniała obłędnie. Już wtedy byłem przekonany, że nie odpuszczę jej sobie. Nieważne, czy uda jej się znaleźć przyczynę spierdalającej forsy. Chciałem ją mieć i nic nie mog­ło tego zmienić.

Wydawało się to szalone, ale miałem wrażenie, że z minuty na minutę się od niej uzależniałem.

Albert ze stertą teczek z umowami wpadł do gabinetu chwilę po nas. Doskonale wiedziałem, co robię. Chciałem ją zatrzymać przy sobie na jakiś czas. Umowy, które zobaczy dziewczyna, są czyste. Będzie mogła mimo wszystko się wykazać. Może faktycznie coś umyka mojemu przyjacielowi. Przyszło mi też do głowy, że powierzyłem Albertowi zbyt dużo obowiązków. Może potrzebny będzie nam nowy prawnik? A raczej prawniczka?

Liliana podeszła do biurka i usiadła w moim fotelu. Zauważyłem nietęgą minę mojego przyjaciela, bo on doskonale wiedział, że nienawidzę, gdy ktoś siada na moim miejscu. Ale o dziwo w tamtym momencie w ogóle mnie to nie ruszyło. Nawet mi się to podobało. I, cholera, kolejny raz nie mogłem zrozumieć, dlaczego ona tak na mnie działa.

– Nie wystarczą podpisane umowy. Potrzebuję dokumentów przygotowanych do podpisania. Wystarczy umowa z jednym kontrahentem. Umowa dla was i dla firmy. Umowy długoterminowe. Mogę takie poprosić? – pytała z powagą Alberta.

Zobaczyłem zdziwienie na jego twarzy, ale skinął głową i po nie ruszył. Przeprosiłem Lilianę i wyszedłem za nim.

– Zaczekaj. Co jest? – zapytałem przyjaciela, zrównując swój krok z jego.

– Nic. Po prostu ciekawi mnie, czego szuka. Sprawdziłeś ją? – Nie patrzył na mnie.

– Tak. Jest czysta – odparłem.

Kiedy zobaczyłem, jak Albert szuka dokumentów w swoim gabinecie na zapleczu klubu, postanowiłem załatwić jedną sprawę.

Ja: Przekładam spotkanie na jutro. Dam znać, na którą godzinę.

Szybko wystukałem SMS-a do dziwki. Po pewnym czasie zobaczyłem, że Albert kieruje się do wyjścia, więc zrobiłem to samo.

LILIANA

– Mam sprawę, Max – usłyszałam piskliwy kobiecy głos.

– Max za chwilę wróci – odpowiedziałam szybko.

Zza ściany wyszła ładna wysoka brunetka. Była bardzo zaskoczona moją obecnością.

– Radzę ci szybko zejść z tego fotela. Szef nie lubi się z nim dzielić. Chyba że chcesz narobić sobie problemów, ale to już nie moja sprawa – rzuciła w moją stronę kobieta i zaśmiała się kpiąco.

Nie lubi się dzielić? Przecież mnie widział. Nie zauważyłam, żeby Max miał jakiekolwiek problem z tym, że tu usiadłam. Było widać już od samego początku, że laska ma ze mną jakiś problem. Czyżby zazdrosna dziewczyna?

– Dziękuję za ostrzeżenie, ale faktycznie to nie jest twoja sprawa – rzuciłam i z powrotem przeniosłam wzrok na dokumenty, byleby nie musieć patrzeć na tę wywyższającą się kobietę.

Czułam jej wzrok na sobie. I okropnie mnie to drażniło. Na szczęście zaledwie po niecałej minucie usłyszałam kroki i do gabinetu wrócili mężczyźni.

Dzięki Bogu…

– Dobrze, że jesteś, Max. Wiesz, tak sobie myślałam, że dziś nie jesteś taki zajęty i… – Kolejny raz piskliwy głos kobiety dotarł do moich uszu.

– Jestem zajęty. Zawsze – odpowiedział Max, ale nawet na nią nie spojrzał.

Zacisnęłam usta, by się nie roześmiać.

– Tutaj masz wszystko. – Prawnik położył przede mną kilka teczek, a ja bez słów zaczęłam przeglądać dokumenty.

– Coś do picia? – zapytał Max.

– Nie, dziękuję. Sprawdzę tylko kilka rzeczy i wracam do koleżanek – odpowiedziałam szczerze.

Zerknęłam na kobietę i dostrzegłam, że jest nie w humorze. Odwróciła się na pięcie i wyszła.

Piętnaście minut. Tylko piętnaście minut zajęło mi znalezienie tego, czego szukałam. Zdążyłam jeszcze upewnić się pięć razy, czy się nie pomyliłam. Nie, miałam rację.

Mężczyźni cały czas mi się przyglądali. Nie spuścili ze mnie wzroku nawet na sekundę. Musiałam zachować spokój. Ewidentnie prawnik i księgowa są w to zamieszani. Widziałam niepewność w oczach mężczyzny, ale w tamtej chwili nie dostrzegłam u niego strachu. Odłożyłam teczkę i uniosłam wzrok.

– Jak się nazywasz? – zapytałam prawnika.

– Albert Urban – odpowiedział natychmiast.

Kamień spadł mi z serca, bo to nie jego nazwisko widniało w dokumentach. Wiedziałam też już, że nazwisko Maxa to Baliński. Przez moment próbowałam sobie nawet przypomnieć, gdzie mogłam je już wcześniej usłyszeć. Niestety pamięć mnie zawiodła.

– A więc to nie ty zatwierdzałeś umowy – stwierdziłam pewnie, Max zmrużył oczy, a Albert usiadł zaciekawiony na krześle, które stało naprzeciwko.

Wytłumaczyłam im dokładnie, co się wydarzyło i w jaki sposób zostali oszukani. Widziałam, jak Max lustruje moją twarz. Rozpraszało mnie to, ale nie czułam się źle, kiedy to robił. Gdy zakończyłam swój wywód, mężczyźni byli pod ogromnym wrażeniem. Dostrzegłam też złość na ich twarzach. Kilka razy z ich ust wyrwało się przekleństwo, ale rozumiałam ich doskonale. W ciągu roku stracili około miliona.

– Pójdę już – oznajmiłam.

– Zaczekaj. – Max włożył ręce do kieszeni spodni i stanął przede mną. – Szukasz pracy? – Jego pytanie totalnie zwaliło mnie z nóg.

Miałam ochotę wykrzyczeć, że tak. Z powodu pewnych wydarzeń nigdy nie przepracowałam nawet godziny w swoim zawodzie. Chciałam w końcu ruszyć i zacząć żyć normalnie. Nie wiedziałam tylko, czy mi na to pozwolą, kiedy dowiedzą się, że może to przysporzyć im kłopotów.

– Tak. Właściwie to szukam pracy. – Uśmiechnęłam się lekko. – Miałam pewne problemy i… – Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć.

– Jeżeli jesteś chętna, to zapraszamy w poniedziałek na dziewiątą. Możesz wtedy zacząć. – Albert wstał z krzesła. – Mogę cię wprowadzić i jak zdążyłaś zauważyć, czeka nas wiele pracy w związku z naprawieniem tej całej sytuacji. – Mężczyzna zmienił swoje nastawienie do mnie.

– Naprawdę? – Nie kryłam zdziwienia.

– Właśnie udowodniłaś, że nadajesz się na to stanowisko w stu procentach. Decyzja należy do ciebie – powiedział Max i odszedł na bok.

Mężczyzna wyjął telefon, odszedł na bok i zaczął mówić do niego znacznie ciszej. Usłyszałam jedynie wzmiankę o jakichś magazynach i to, że sprawa jest pilna. Po chwili ponownie stanął przede mną.

– A teraz zmykaj do koleżanek. Jeżeli podejmiesz decyzję, to tak jak mówił Albert. Poniedziałek. Punkt dziewiąta. W tym miejscu – rzucił i lekko się uśmiechnął. – Ktoś cię tutaj wpuści.

Nadal będąc w szoku, kiwnęłam tylko głową na znak, że rozumiem, i ruszyłam w stronę wyjścia. Tuż przed drzwiami rozdzwonił się mój telefon.

Przystanęłam z telefonem w ręku i spojrzałam w dół na parkiet. Nasza loża była zajęta już przez kogoś innego. Ze zmarszczonymi brwiami zerknęłam na ekran i zobaczyłam na nim zdjęcie mojej przyjaciółki.

– Sara? Już do was idę… – powiedziałam, nie dając jej dojść do słowa.

– Jak to do nas idziesz? Przecież ciebie nie ma w klubie już od godziny! – odparła podniesionym głosem.

– Nieprawda, nadal tu jestem!

– My jedziemy do domu. Monika się źle poczuła. Chyba za dużo wypiła. – Westchnęła. – Mówiłaś, że pojedziesz tylko na chwilę, więc stwierdziłam, że zawinęłaś się wcześniej! – powiedziała przejęta Sara.

– Cholera. – Wypuściłam powietrze. – Zresztą nieważne. Zamówię taksówkę i wrócę sama – rzuciłam do słuchawki.

– Boże, przepraszam, byłam pewna… Lila, muszę kończyć… musimy zrobić przystanek awaryjny. Monika serio się uchlała. Jeszcze raz przepraszam. – Usłyszałam jakieś szmery w słuchawce.

– Pogadamy jutro. Uważajcie na siebie. Pa – zakończyłam rozmowę i wcisnęłam czerwoną słuchawkę.

Przymknęłam oczy i wzięłam trzy głębokie wdechy. Wykręciłam numer firmy taksówkowej i odwróciłam się powoli w stronę mężczyzn. Zobaczyłam, że mi się przyglądają.

– Jakiś problem? – zapytał z widocznym uśmieszkiem Albert.

– Mhm… tak jakby koleżanki mi zwiały. Na jakiej ulicy jest klub? – zapytałam, by nie tracić czasu na szukanie informacji w telefonie.

– Odwiozę cię – rzucił szybko Max, a następnie zabrał kluczyki z biurka.

– Naprawdę nie trzeba.

– I tak miałem już się zbierać. Odwiozę cię. To żaden problem – zapewnił.

Nie wiedziałam, czy to dobry pomysł. Ale skoro miałam zacząć tutaj pracę, to dlaczego miałabym nie dać się odwieźć Maxowi?

Kolejny raz lekko przytaknęłam i ruszyłam za moim potencjalnym szefem. Swoją drogą, był cholernie władczy. Nie wiem dlaczego, ale trudno było mu się sprzeciwić. Sam ton, jakiego używał i ten niski głos…

Z rozmyślań wyrwało mnie dudnienie muzyki. Byliśmy już w klubie. Max rzucił kilka zdań do ochroniarza przy drzwiach do gabinetu i skierowaliśmy się w korytarz. Z korytarza przeszliśmy na zaplecze klubu, a chwilę później na parking podziemny, o którym nie miałam oczywiście pojęcia.

Zajęłam miejsce w czarnym SUV-ie i ruszyliśmy w drogę, milcząc.

Zauważyłam na wyświetlaczu, że była już druga w nocy. Dojeżdżaliśmy do skrzyżowania i już chciałam powiedzieć, by mężczyzna skręcił w lewo, ale sekundę przed tym, zanim jakiekolwiek słowo opuściło moje usta, on włączył lewy kierunkowskaz.

Jak to możliwe?

Poprawiłam się nerwowo na fotelu. Kiedy na rondzie Max znów pojechał w dobrą stronę, czyli prosto, poczułam ciarki na plecach.

Wyjęłam telefon i przypomniałam sobie coś, co przykuło dziś moją uwagę. Jego nazwisko.

Wpisałam je w wyszukiwarkę, przeczytałam i zamarłam. Pierwsze, co znalazłam, to artykuł, w którym wyjaśniono, że rodzina Balińskich przewodzi wpływowej grupie przestępczej.

Nie panikuj! Tylko nie panikuj…

W mieście było o nich głośno, ponieważ to mafia. Kiedyś chyba nawet sprawdzałam informacje o tej rodzinie, jednak w sieci niewiele można było zobaczyć. Żadnych zdjęć, a jedynie pojedyncze małe znaki o tym, że faktycznie istnieją.

Przez jakiś czas zastanawiałam się, jak uciec. Postanowiłam powiedzieć na głos to, co pierwsze przyszło mi do głowy.

– Wiesz, tak się złożyło, że właśnie dziewczyny mi napisały, że o tutaj – wskazałam pospiesznie palcem na pobocze – będą na mnie czekać. Mógłbyś się zatrzymać i mnie wypuścić? – Odpięłam pas i byłam gotowa wyskoczyć z auta, nawet w trakcie jazdy.

O dziwo, mężczyzna zwolnił i skręcił na pobocze. Szybko chwyciłam za klamkę, ale nie udało mi się otworzyć drzwi. Odchrząknęłam i spróbowałam jeszcze raz. Znowu nic. Mój Boże. Zablokowane. Zaczęłam nerwowo oddychać. Moje serce waliło jak szalone. Miałam ochotę krzyczeć i płakać jak dziecko.

– Zgwałcisz mnie? Zabijesz? Czy skrzywdzisz w jakiś inny sposób? – Patrzyłam przed siebie, zadając to pytanie.

– Co wpisałaś w wyszukiwarkę?

Szlag! Zamrugałam ze zdenerwowania kilka razy i kątem oka dostrzegłam, że odwrócił głowę w moją stronę i mi się przyglądał.

– Twoje nazwisko – odpowiedziałam drżącym głosem.

– Znałaś je wcześniej?

Moje serce przyspieszyło jeszcze bardziej.

– Słyszałam je – przyznałam.

– Co sprawiło, że zaczęłaś się bać? – mówił tak spokojnym tonem…

Tak jakby chciał mnie naprawdę uspokoić.

– Przecież nie mówiłam, gdzie mieszkam, a ty znasz drogę. Wtedy postanowiłam sprawdzić w internecie.

– Nie skrzywdzę cię. Odwiozę do domu i zaczekam, aż wejdziesz bezpiecznie do swojej klatki i mieszkania – odpowiedział, a ja jedynie przytaknęłam.

Nie wiedziałam, czy mówił prawdę, ale jego słowa trochę mnie uspokoiły. I tak nie miałam szans na ucieczkę. Mogłam się tylko podporządkować…

Auto po chwili ruszyło. I faktycznie zmierzaliśmy w stronę mieszkania. Max nic nie mówił, więc też milczałam. Po niecałych dziesięciu minutach jazdy dotarliśmy na parking przed moim blokiem. Usłyszałam znajomy dźwięk. Drzwi zostały odblokowane.

Nie wiedziałam, jak się zachować. Mężczyzna grzecznie mnie odwiózł, choć słowo „grzeczny” w ogóle do niego nie pa­sowało… A ja mimo całej sytuacji nie byłam już przerażona.

– Dziękuję za podwózkę? – Z powodu stresu zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż faktyczne podziękowanie.

– Nie uciekłaś. Nie boisz się mnie – stwierdził.

– Wystraszyłam się tej sytuacji. Ale ciebie chyba się nie boję – odpowiedziałam szybko.

– Dlaczego? – zapytał mężczyzna.

Zastanawiałam się, nadal patrząc w przednią szybę. Po chwili odwróciłam się w stronę Maxa.

– Bo ktoś… Ktoś, kto kiedyś był dla mnie bliski, bardzo mnie skrzywdził. Więc zranienie przez nieznajomego na pewno bolałoby mniej – odpowiedziałam szczerze.

Mężczyzna dość długo zastanawiał się nad moimi słowami. Postanowiłam przerwać nasze milczenie i iść do domu.

– Dziękuję za dziś, Max. Pójdę już.

– Posłuchaj mnie jeszcze przez chwilę. – Odwrócił się w moją stronę. – Oferta się nie zmieniła. Nadal możesz od poniedziałku zacząć pracę. Pytanie tylko, czy ty tego chcesz. Jeżeli nie zjawisz się w poniedziałek, nigdy więcej się nie spotkamy. To mogę ci obiecać. – Podrapał się po łuku brwiowym i kontynuował. – Jeżeli jednak chcesz spróbować, to obiecuję, że będziesz zajmować się wyłącznie legalnymi biznesami.

Nie odpowiedziałam.

– Nie składam nikomu obietnic, jeśli wiem, że ich nie spełnię – powtórzył wyraźnie i z akcentem.

Zebrałam całą swoją siłę i swój wzrok z paznokci przeniosłam wprost na niego.

– Jeżeli nie pojawię się w twoim biurze w poniedziałek, to naprawdę dasz mi spokój? – dopytywałam.

– Tak – odparł stanowczo.

– Dobranoc, Max – powiedziałam i uśmiechnęłam się.

I wtedy znowu to cholerne ciepło rozlało się po moim ciele. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Moje serce przyspieszyło, poczułam dreszcz, ale inny niż w momencie, kiedy się bałam. Zdecydowanie należał do przyjemnych.

MAX

– Śpij dobrze, Liliano – odpowiedziałem i popatrzyłem prosto w błękit jej oczu.

Jeszcze przez długi czas nie wierzyłem w to, co się wydarzyło. To nie miało stać się tak szybko. Miałem w planach wprowadzać ją stopniowo, a teraz patrzyła na mnie tak pięknie. Była przede wszystkim świadoma wszystkiego i ode mnie nie uciekała.

Powinienem się cieszyć? Nie wiedziałem, co przyniesie nam ta relacja, ale jednego mogłem być pewien. Dla tego uśmiechu byłem w stanie zrobić wszystko. Wszystko, by móc go widzieć do końca swojego życia…

Dziewczyna była już blisko wejścia do swojej klatki. Błagałem, by obejrzała się w moją stronę. I kiedy zobaczyłem, że moje prośby zostały wysłuchane, a dziewczyna się odwróciła, by spojrzeć na mnie jeszcze raz, byłem w raju, a uśmiech nie schodził mi z ust przez całą drogę powrotną.

Po kilkunastu minutach byłem już w swoim apartamencie. Rozpiąłem jeszcze dwa guziki koszuli i nalałem whisky do szklanki. Padłem na kanapę, bo przecież i tak nie mogłem zasnąć na dłużej niż trzy godziny. Nie było sensu, bym kładł się spać tak wcześnie. Cały czas moje myśli krążyły wokół Liliany. Nie zastanawiałem się długo, wyjąłem telefon i do niej napisałem.

Ja: Mam nadzieję, że schody nie zaatakowały Cię w drodze do mieszkania. Max

Wysłałem i długo nie musiałem czekać na jej odpowiedź.

Liliana: Myślę, że schody nie były dzisiejszego dnia dla mnie najbardziej niebezpieczne ;)

Czytając wiadomość, poczułem wibracje i zobaczyłem kolejnego SMS-a.

Liliana: PS Nawet nie pytam, skąd masz mój numer.

Parsknąłem pod nosem i odpisałem.

Ja: Lepiej nie pytaj… będziesz dobrze spać.

Liliana: W takim razie dobranoc, Max.

Ja: Dobranoc, Liliano.

Obudziłem się wczesnym rankiem. Byłem cały zdręt­wiały i kiedy spojrzałem na zegarek, stwierdziłem, że nie jest najgorzej. Trzy i pół godziny snu. To właśnie tyle zazwyczaj sypiam. Przeciągnąłem się, by rozprostować kości.

Czas zacząć kolejny dzień.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz