Sen nocy letniej - William Shakespeare - darmowy ebook + książka

Sen nocy letniej ebook

William Shakespeare

4,0

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 100

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (49 ocen)
20
14
11
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Rolcia04

Nie oderwiesz się od lektury

świetna lektura
00
Krzysztof19922991

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna sztuka.
00

Popularność




Wil­liam Sha­ke­spe­are

Sen no­cy let­niej

Sen no­cy let­niej

OSO­BY:
Te­ze­usz[1], ksią­żę ateń­skiEge­usz, oj­ciec Her­miiLi­zan­der, za­ko­cha­ny w Her­miiDe­me­triusz, za­ko­cha­ny w Her­miiFi­lo­strat, mistrz ce­re­mo­nii na dwo­rze Te­ze­uszaPi­gwa, cie­ślaCi­chy, sto­larzDen­ko[2], tkaczFu­jar­ka, mie­chow­nikRy­jak, ko­tlarzGło­dzik, kra­wiecHip­po­li­ta[3], kró­lo­wa Ama­zo­nek, na­rze­czo­na Te­ze­uszaHer­mia, cór­ka Ege­usza, za­ko­cha­na w Li­zan­drzeHe­le­na, za­ko­cha­na w De­me­triu­szuObe­ron, król wró­żek[4]Ty­ta­nia, kró­lo­wa wró­żek[5]Puk al­bo Ro­bin-Po­czci­wiec, cho­chlikGrosz­ko­wy kwiat, Pa­ję­czyn­ka, Ćma, Gor­czycz­ka[6], cho­chli­kiPi­ram, Ty­zbe, Mur, Świa­tło księ­ży­ca, Lew, oso­by ko­me­dii, przed­sta­wio­nej przez cze­lad­ni­ków ateń­skichIn­ne Wróż­ki z or­sza­ku Kró­la i Kró­lo­wejSłuż­ba Te­ze­usza i Hip­po­li­ty.
Sce­na w Ate­nach i w są­sied­nim le­sie.

AKT PIERW­SZY

SCE­NA I

Ate­ny. Sa­la w pa­ła­cu Te­ze­usza.
Wcho­dzą: Te­ze­usz, Hip­po­li­ta, Fi­lo­strat i Or­szak.

TE­ZE­USZ

Go­dzi­na ślu­bów na­szych, Hip­po­li­to,  
Szyb­ko się zbli­ża; czte­ry dni szczę­śli­we  
No­wy spro­wa­dzą księ­życ, ale dla mnie  
Jak sta­ry mie­siąc[7] po­wo­li cie­nie­je!  
Od­wle­ka mo­je szczę­ście jak ma­co­cha,  
Lub jak mło­dzień­ca do­chód mar­nu­ją­ca  
Na do­ży­wo­ciu[8] wdo­wa dłu­gie la­ta.  

HIP­PO­LI­TA

Pręd­ko dni czte­ry znik­ną w cie­niach no­cy,  
I czte­ry no­ce pręd­ko czas prze­drze­mią,  
A po­tem księ­życ, jak no­wy łuk srebr­ny,  
Na nie­bios skle­pie[9] zwie­szo­ny, przy­świe­ci  
Uro­czy­sto­ściom na­szych ślub­nych go­dów[10].  

TE­ZE­USZ

Idź, Fi­lo­stra­cie, wśród ateń­skiej mło­dzi  
Skocz­ne­go du­cha ra­do­ści zbudź ze snu,  
Na po­grzeb wy­goń czar­ną me­lan­cho­lię,  
Nie świąt to na­szych bla­da to­wa­rzysz­ka.  
Wy­cho­dzi Fi­lo­strat.
Mym dzie­wo­słę­bem[11] był miecz[12], Hip­po­li­to,  
Krzyw­dząc cię, two­ją otrzy­ma­łem mi­łość,  
Lecz ślu­bom na­szym bę­dą to­wa­rzy­szyć  
Pom­pa, za­ba­wy, tań­ce i try­um­fy.  
Wcho­dzą: Ege­usz, Her­mia, Li­zan­der i De­me­triusz.

EGE­USZ

Niech bło­go ży­je ksią­żę nasz, Te­ze­usz!

TE­ZE­USZ

Dzię­ku­ję. Ja­kie przy­no­sisz mi wie­ści?

EGE­USZ

Z ża­lem przy­cho­dzę, aby skar­gę za­nieść  
Prze­ciw mo­je­mu dziec­ku, mo­jej Her­mii.  
Do­stoj­ny pa­nie, oto jest De­me­triusz,  
Któ­re­mu rę­kę cór­ki mej przy­rze­kłem;  
Oto Li­zan­der, czło­wiek, co cza­ra­mi  
Po­tra­fił cór­ki mej uwi­kłać ser­ce.  
Ty, ty, Li­zan­drze, sła­łeś jej wier­szy­ki,  
Tyś z nią mi­ło­ści za­dat­ki wy­mie­niał,  
Pod jej śpie­wa­łeś oknem przy księ­ży­cu  
Fał­szy­wym gło­sem mi­łość twą fał­szy­wą;  
Tyś ją odu­rzył wło­sów twych ple­cion­ką,  
Pier­ście­niem, cac­kiem, frasz­ka­mi[13], de­wi­zą,  
Ba­wi­deł­kam[14]i, bu­kie­tem, ła­ko­cią[15],  
Bo to po­słań­cy po­tęż­ne­go wpły­wu  
Na du­sze mło­de i bez do­świad­cze­nia.  
Chy­tro­ścią cór­ki mej wy­kra­dłeś ser­ce,  
Na­leż­ne oj­cu dziec­ka po­słu­szeń­stwo  
W upór zmie­ni­łeś. Więc, do­stoj­ny ksią­żę,  
Je­śli nie ze­chce, w two­jej obec­no­ści,  
Za swe­go mę­ża przy­jąć De­me­triu­sza,  
To ja, po­wa­gą sta­rych praw ateń­skich,  
Cór­ką mą, jak mą wła­sno­ścią, roz­rzą­dzę:  
Lub żo­ną je­go bę­dzie, al­bo umrze,  
Jak to wy­raź­na za­strze­ga usta­wa.  

TE­ZE­USZ

Co od­po­wia­dasz na to, pięk­na Her­mio?  
Roz­waż; twój oj­ciec bo­giem ci być wi­nien.  
On ukształ­to­wał pięk­ność twą, dla nie­go  
Je­steś fi­gu­rą z wo­sku ule­pio­ną,  
Któ­rą ma pra­wo za­cho­wać lub znisz­czyć.  
De­me­triusz god­nym sza­cun­ku jest pa­nem.  

HER­MIA

Jak i Li­zan­der.

TE­ZE­USZ

Praw­da, lecz w tym ra­zie[16],  
Gdy nie ma oj­ca twe­go ze­zwo­le­nia,  
Mu­si pierw­sze­mu god­no­ścią ustą­pić.  

HER­MIA

Bo­daj mój oj­ciec mo­im pa­trzał okiem!

TE­ZE­USZ

Tyś win­na ra­czej są­dem je­go pa­trzeć.

HER­MIA

Prze­bacz mi, ksią­żę; nie wiem, ja­ka si­ła  
Da­je mi śmia­łość, nie wiem, co ma skrom­ność  
Mo­że ucier­pieć, je­śli w ta­kim ko­le[17]
Wa­żę się sa­ma my­śli mo­ich bro­nić,  
Lecz niech mi wol­no bę­dzie się za­py­tać,  
Ja­ka mi ka­ra za­gra­ża naj­cięż­sza,  
Je­śli ode­pchnę rę­kę De­me­triu­sza?  

TE­ZE­USZ

Lub śmierć cię cze­ka, lub mu­sisz na za­wsze  
Zrzec się słod­kie­go lu­dzi to­wa­rzy­stwa.  
Więc, pięk­na Her­mio, zaj­rzej w głąb twej du­szy,  
Po­radź się two­jej mło­do­ści, krwi two­jej,  
Czy zdo­łasz, oj­ca od­rzu­ca­jąc wy­bór,  
Dni resz­tę no­sić osło­ny za­kon­nic,  
W cie­niach klasz­to­ru na za­wsze się za­mknąć,  
Żyć ca­łe ży­cie jak nie­płod­na sio­stra,  
Do nie­płod­ne­go śląc hym­ny księ­ży­ca.  
Trzy­kroć szczę­śli­wa, co – krwi swo­jej pa­ni –  
Mo­że tak od­być piel­grzym­kę dzie­wi­czą,  
Ziem­sko jed­nak­że szczę­śliw­sza jest ró­ża  
Uszczk­nio­na rę­ką, niż ta, co na cier­ni  
Więd­nie dzie­wi­czej, i ro­śnie, i ży­je,  
W bło­go­sła­wio­nej ko­na sa­mot­no­ści.  

HER­MIA

I ja tak, ksią­żę, wo­lę żyć, umie­rać,  
Niż praw mo­je­go od­stą­pić dzie­wic­twa  
Pa­nu, któ­re­go obrzy­dłe mi jarz­mo,  
Któ­re­go rzą­dów du­sza nie chce przy­jąć.  

TE­ZE­USZ

Na­myśl się jesz­cze, a z no­wym księ­ży­cem[18],  
W dniu bło­gim, któ­ry z mo­ją na­rze­czo­ną  
Przy­ło­ży pie­częć wiecz­nych mo­ich ślu­bów,  
W tym dniu, lub umrzeć bądź przy­go­to­wa­ną  
Za krnąbr­ny opór oj­ca twe­go wo­li,  
Lub De­me­triu­sza po­jąć w po­słu­szeń­stwie,  
Lub na Dia­ny[19] po­przy­siąc oł­ta­rzu  
Ży­cie su­ro­we, na za­wsze sa­mot­ne.  

DE­ME­TRIUSZ

Zmień my­śli, Her­mio, a i ty, Li­zan­drze,  
Przy mo­ich pra­wach uznaj two­ich bła­hość.  

LI­ZAN­DER

Masz oj­ca mi­łość, poj­mij go za żo­nę,  
Mnie, De­me­triu­szu, zo­staw mi­łość Her­mii.  

EGE­USZ

Praw­da, Li­zan­drze, on ma mo­ją mi­łość,  
I mi­łość mo­ja da mu, co jest mo­je;  
Mo­ją jest cór­ka, mo­je do niej pra­wa  
Na De­me­triu­sza w ca­ło­ści prze­no­szę.  

LI­ZAN­DER

Mój ród tak do­bry, jak je­go jest, ksią­żę,  
Rów­ny ma­ją­tek, mi­łość mo­ja więk­sza,  
Pod każ­dym wzglę­dem jed­na­ka for­tu­na,  
Je­śli nie wyż­sza od De­me­triu­szo­wej,  
A co prze­ści­ga te wszyst­kie próż­no­ści[20]:  
Ja mi­łość pięk­nej po­zy­ska­łem Her­mii.  
Cze­muż­bym mo­ich miał się praw wy­rze­kać?  
De­me­triusz, w oczy ten mu ro­bię za­rzut,  
Cór­ce Ne­da­ra, He­le­nie, dwo­ru­jąc[21],  
Du­szę jej zy­skał, i dziś, bied­na dziew­ka,  
Sza­le­nie ko­cha aż do bał­wo­chwal­stwa[22]
Te­go zmien­ni­ka[23] bez czci i bez wia­ry.  

TE­ZE­USZ

Wy­zna­ję, że mnie do­szły o tym wie­ści,  
Że chcia­łem mó­wić o tym z De­me­triu­szem,  
I tyl­ko na­wał spraw wiel­kich rzecz ca­łą  
Z my­śli mi wy­bił. Lecz chodź, De­me­triu­szu,  
Chodź, Ege­uszu, mó­wić pra­gnę z wa­mi,  
Mam dla was obu pry­wat­ne zle­ce­nia.  
Ty, pięk­na Her­mio, uzbrój się w cier­pli­wość,  
Przed wo­lą oj­ca ugnij twe ka­pry­sy,  
Al­bo cię cze­ka, we­dle praw ateń­skich,  
Któ­re zła­go­dzić nie w mo­jej jest mo­cy,  
Śmierć al­bo ży­cie sa­mot­ne w klasz­to­rze.  
Lecz idź­my, dro­ga mo­ja Hip­po­li­to;  
Wy dwaj po­śpiesz­cie za mną bez spóź­nie­nia;  
W spra­wie za­ślu­bin na­szych pra­gnę użyć  
Wa­szej po­mo­cy, na­ra­dzić się z wa­mi  
W rze­czach was obu bli­sko do­ty­czą­cych.  

EGE­USZ

Idzie­my, ksią­żę, z chęt­nym po­słu­szeń­stwem.

Wy­cho­dzą: Te­ze­usz, Hip­po­li­ta, Ege­usz, De­me­triusz i Or­szak.

LI­ZAN­DER

Cze­mu, o dro­ga, li­ce twe tak bla­de?  
Cze­mu ich ró­że tak pręd­ko zwięd­nia­ły?  

HER­MIA

Mo­że im desz­czu bra­kło; jak go ła­two  
Wy­lać by mo­gła bu­rza mo­ich oczu!  

LI­ZAN­DER

Nie­ste­ty! we­dług te­go, com mógł czy­tać  
Lub sły­szeć kie­dy, ni­g­dy jesz­cze stru­mień  
Wier­nej mi­ło­ści nie pły­nął spo­koj­nie;  
Ale cza­sa­mi, al­bo krwi róż­ni­ca[24] –  

HER­MIA

Bia­da, niż­sze­go nie­wol­ni­cą zo­stać!

LI­ZAN­DER

Źle za­szcze­pio­na cza­sem w lat nie­zgo­dzie -

HER­MIA

Zgro­za, gdy sta­rość łą­czy się z mło­do­ścią!

LI­ZAN­DER

Cza­sem skle­jo­na wy­bo­rem ro­dzi­ców…

HER­MIA

Pie­kło, wy­bie­rać mi­łość cu­dzem okiem!

LI­ZAN­DER

Lub je­śli by­ła w wy­bo­rze sym­pa­tia,  
Cho­ro­ba, woj­na, śmierć nań ude­rzy­ły,  
I tak chwi­lo­we jak dźwięk by­ło szczę­ście,  
Jak cień prze­lot­ne, krót­kie jak ma­rze­nie,  
Lub jak wśród czar­nej no­cy bły­ska­wi­ca,  
Co na­gle olśni nie­bio­sa i zie­mię,  
A le­d­wo „spoj­rzyj!” czło­wiek zdo­ła krzyk­nąć,  
Zno­wu ciem­no­ści po­chło­nie ją pasz­cza.