47,99 zł
Ostra zima spowodowała znaczne uszkodzenia bram tamy w Farrisvannet, w okresie przed latem spuszczono wodę ze zbiornika w celu ich naprawy. Jednak podczas intensywnych letnich upałów poziom pozostałej wody w sztucznym zbiorniku gwałtownie spada a idylliczne jezioro zamienia się w jałowe pustkowie.
Na dnie wysychającego zbiornika znaleziono zwłoki młodego mężczyzny, który zaginął ośmi lat temu, z ręką przyklejoną do kierownicy motocykla. Po drugiej stronie jeziora emeryt Evert Harting bada wyschnięte dno za pomocą wykrywacza metalu i odkrywa rzeczy należące do dziewczyny, która cztery lata temu również bez śladu zniknęła z kempingu w Szwecji.
Wisting zajmuje się jednocześnie obydwoma sprawami. W trakcie śledztwa na światło dzienne wychodzą kolejne tajemnice – w krajobrazie, który wkrótce powróci do swojego naturalnego stanu.
„Elegancki i niezawodny.”
★★★★★ Nettavisen, Norwegia
„Powieść ma mocne tempo, zaś poczucie bolesnej rzeczywistości i tego, co robi z ludźmi, czyni ją wyjątkowo intensywną. /…/ Trudno się od niej oderwać”.
★★★★★★ Dagsavisen, Norwegia
„Jørn Lier Horst nigdy nie przestaje imponować, niezmiennie dostarczając kolejny tom najwyższej jakości. Jest jednym z niewielu prawdziwych taktyków w norweskim gatunku kryminalnym. „Susza" jest fenomenalna i kiedy skończyłem książkę, poczułem ukłucie rozczarowania – żałowałem tylko, że ta już 18-sta powieść Williama Wistinga nie jest dłuższa. Cóż za niepokojący scenariusz, który stanowi podstawę tego dobrego thrillera kryminalnego. Napisany jak scenariusz do filmu. To wyjątkowo dobrze zrobiony utwór, szczególnie zwięźle skonstruowana fabuła, w której do nieprawdopodobnego nie dodaje się prawie nic”.
★★★★★★
Randaberg24, Norwegia
„Po raz kolejny autor Jørn Lier Horst robi wrażenie. Raz po raz wykazuje wielką zdolność do odnowy – co jest dobrym osiągnięciem po 18 powieściach o policjantze Williamie Wistingu. (…) Jørn Lier Horst zna się na swoim fachu, ma doświadczenie w policji i potrafi zaskoczyć dziwnymi – ale bardzo wiarygodnymi fabułami. /…/ True Crime to gatunek, w którym na ten moment były policjant jest mistrzem. (…) książka jest nieznośnie ekscytująca.”
★★★★★★
Tvedestrandsposten, Norwegia
Jørn Lier Horst (ur. 27.02.1970) to norweski pisarz i dramaturg; do września 2013 pracował jako szef wydziału śledczego Okręgu Policji Vestfold, obecnie jest pełnoetatowym pisarzem. Studiował kryminologię, filozofię i psychologię. Jest autorem przedstawień dla „Teatru Ibsen”; serii kryminałów z komisarzem Williamem Wistingem w roli głównej. Wspólnie z Thomasem Engerem jest autorem bestsellrowej trylogii „Blix i Ramm na tropie zbrodni”, która ukazała się na rynku polskim nakładem Wydawnictwa Smak Słowa. Razem z Janem-Erikiem Fjellem zadebiutowali z nową serią kryminałów „Śledztwa Markusa Hegera” – tom 1 „Krzyk”. Polecamy również 3 sezony niezwykle emocjonującego serialu na podstawie książek Horsta "WISTING".
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 360
Gdy mrok zapada.(prequel)
Kluczowy świadek.Tom 1
Felicia zaginęła.Tom 2
Gdy morze cichnie.Tom 3
Jedna jedyna.Tom 4
Nocny człowiek.Tom 5
Szumowiny.Tom 6
Poza sezonem.Tom 7
Psy gończe.Tom 8
Jaskiniowiec.Tom 9
Ślepy trop.Tom 10
Kod Kathariny.Tom 11
Ukryty pokój.Tom 12
Zła wola.Tom 13
Sprawa 1569. Tom 14
Bez granic. Tom 15
Zdrajca.Tom 16
Susza. Tom 17
Od ostatniego razu poziom wody spadł o ponad metr, odsłaniając starą łódź wiosłową. Leżała na boku, z dziurami w kadłubie, do połowy zanurzona w błocie i z rufą w mętnej wodzie.
Evert Harting przysiadł na krawędzi bagażnika i wciągnął kalosze. Powietrze było nieruchome. Mężczyzna poprawił daszek czapki i spojrzał na jezioro Farris. Gładka tafla przypominała lustro. Słońce odbijało się w niej tak intensywnie, że musiał odwrócić wzrok.
Wzdłuż brzegu ciągnął się szeroki, bezbarwny pas dziewiczego terenu.
Harting zapiął pas ze sprzętem, wyjął z samochodu wykrywacz metali i wykonał próbny ruch w kierunku tylnego koła. Gdy głowica detektora zbliżyła się do felgi, rozległ się głośny dźwięk, a na ekranie pojawił się wykres amplitud sygnału. Sprzęt działał bez zarzutu.
Jakiś ptak z długim dziobem odleciał przestraszony, gdy mężczyzna ruszył w stronę obszaru poszukiwań. W wyschniętym, gliniastym dnie powstały szczeliny. Całość pokrywała siatka pęknięć. W niektórych miejscach wystawały kamienie, w innych kępy uschniętej trzciny.
Cienka skorupa pękała pod jego stopami i rozpadała się na kawałki.
Evert odnalazł duży kamień, którym zaznaczył miejsce, gdzie ostatnio przerwał poszukiwania, i rozpoczął metodyczną pracę. Jego ślady z poprzedniego razu były nadal widoczne. Szedł równolegle do nich aż do grzbietu górskiego. Tam zawrócił i podążył przed siebie. Ruch samochodów na moście autostradowym na południu brzmiał jak odległy szum.
Nagle rozległ się dźwięk o wysokiej częstotliwości, który oznaczał, że płytko w ziemi leży przedmiot z lekkiego metalu. Harting domyślił się, co to było. Rozkopał butem ziemię i wyciągnął pustą puszkę po piwie. Od pyłu, który wzbił się w powietrze, zaczęło go drapać w gardle. Mężczyzna wyregulował czułość sprzętu i kontynuował poszukiwania.
Liczył, że odnajdzie ślady Fresjeborgen, renesansowej twierdzy, która miała stać gdzieś nad brzegiem jeziora do połowy siedemnastego wieku, gdy została porwana przez powódź. Kompleks miał być wyposażony w specjalne „klatki dla dziewic” i żelazne iglice, ale Harting byłby zadowolony, gdyby znalazł przynajmniej stary, ręcznie wykonany gwóźdź.
Wypił parę łyków z butelki przytroczonej do pasa i ruszył dalej.
Kilka kawałków desek leżało na krzyż na wyschniętym, błotnistym dnie. Były częściowo przegniłe, a częściowo pokryte mocno wrośniętymi w nie zielonymi wodorostami.
Zbadał deski wykrywaczem metali, ale to nie przyniosło żadnego rezultatu.
Przy samej krawędzi wzniesienia wyznaczającego obszar poszukiwań leżało nagromadzone dryfujące drewno. Wsunął głowicę między szarą kłodę i powykręcane korzenie drzewa. Natychmiast rozległ się dźwięk, który szybko narastał, po czym równie gwałtownie ucichł. Widmo sygnału na ekranie informowało, że chodzi o miedź lub inny bardzo dobrze przewodzący metal.
Mężczyzna odłożył wykrywacz i odrzucił korzenie na bok. W jednym z nich tkwiła zaśniedziała przynęta na ryby.
Zawsze gdy wykrywacz metali wydawał głośny sygnał, Harting czuł podekscytowanie, chociaż zwykle znajdował metalowe śmieci. Raz udało mu się trafić na duńską srebrną monetę dwuszylingową z 1642 roku, z czasów panowania Chrystiana IV. Leżała na skraju pola biegnącego wzdłuż wąwozu drogowego w miejscowości Stokke. Innym razem natknął się na srebrny naparstek datowany na koniec dziewiętnastego wieku.
Zostawił przynętę wbitą w korzeń i wrócił po swoich śladach, starając się poruszać głowicą tak, by nachodziła lekko na obszar, który już sprawdził. Słońce paliło go w szyję, a ściekający pot przyklejał mu koszulę do pleców.
Z każdą chwilą był coraz bliżej wody. Gdy zostały mu już tylko trzy rundy, wykrywacz metali zapiszczał. Wskaźnik zatrzymał się na złocie.
Harting poczuł, jak jego tętno przyspiesza. Zaczął krążyć głowicą, zawężając teren poszukiwań. Sygnał dźwiękowy podnosił się i opadał. Z danych na ekranie wynikało, że obiekt leży stosunkowo głęboko, co najmniej dwadzieścia centymetrów pod ziemią.
Najgłośniejszy sygnał uzyskał, trzymając urządzenie nad wąską szczeliną. Zaznaczył miejsce krawędzią głowicy, po czym odłożył wykrywacz, zsunął czapkę z daszkiem na tył głowy i rękawem koszuli wytarł pot z czoła.
Odpiął od pasa ze sprzętem małą łopatę i uklęknął. Przez chwilę kopał, zanim zaczął przesiewać między palcami suchą ziemię, pełną drobnych kamyków i resztek roślinności.
Wiedział, że musi dostać się głębiej, więc mozolnie powiększał dziurę. Z czasem ziemia stała się wilgotna i grudkowata. W końcu odłożył łopatę i wyjął ręczny detektor, który zapiszczał i zawibrował, gdy mężczyzna skierował go w stronę dna otworu. Znalezisko najprawdopodobniej znajdowało się tuż przy krawędzi wykopanego dołu.
Spływający pot szczypał go w oczy. Harting kilka razy zamrugał, by się go pozbyć. Chwycił garść wilgotnej ziemi i rozdrobnił ją w dłoni. Nic tam nie było. Ponowił próbę. Tym razem wyczuł coś między palcami. Podniósł dłoń, wyciągając przedmiot podobny do metalowego sznurka. Złoty łańcuszek.
Zebrał go w dłoni, przełożył do lewej, a potem znów do prawej, żeby usunąć resztki ziemi.
Był to cienki łańcuszek o długości około czterdziestu centymetrów, z zawieszką w kształcie litery A. Oczko najbliżej zamka było uszkodzone, jakby wisiorek został zerwany z szyi.
Chłodny powiew wiatru poderwał z ziemi warstwę kurzu. Mężczyzna zacisnął palce wokół łańcuszka i wstał. Przez jezioro przepływał właśnie kajakarz. Po drugiej stronie zbiornika słońce odbijało się w przejeżdżających samochodach. Hartingowi wydawało się, że dostrzega jakichś ludzi poniżej stromego górskiego zbocza, tuż nad wodą.
Dłuższą chwilę stał bez ruchu i patrzył na nich, po czym przełknął ślinę i ponownie spojrzał na swoją rękę. Powoli ją otworzył.
Taki sam łańcuszek widział tylko na zdjęciach w gazetach kilka lat temu.
Na wierzchołku litery A znajdował się mały otwór, przez który przeciągnięto łańcuszek. Identyczną dziurkę wywiercono w prawym dolnym rogu litery, tak aby zawieszka wisiała na szyi pod lekkim kątem.
Wytarł literę kciukiem, po czym wydłubał paznokciem grudki ziemi, które się przyczepiły do łańcuszka. Następnie schował go do kieszeni na piersi i stopą zasypał wykopaną przez siebie dziurę.
William Wisting zastosował się do wskazówek, które przekazano mu telefonicznie, i znalazł właściwy zjazd. Po obu stronach rosły gęsto drzewa liściaste. Promienie słońca przedzierały się przez gałęzie i rzucały smugi cienia na ciągnącą się przed nim krętą, szutrową drogę.
Już po chwili zobaczył radiowozy stojące na szerokim zakręcie przy zjeździe do jeziora Farris.
Gdy hamował, wokół samochodu zawirował kurz. Na skraju drogi dostrzegł Nilsa Hammera w towarzystwie dwóch młodych umundurowanych funkcjonariuszy.
Otworzył drzwi i wysiadł z auta. Nagrzany silnik zaczął stukać.
Hammer napił się wody z butelki.
– Pomyślałem, że na pewno będziesz chciał sam to zobaczyć, zanim zjawią się technicy – powiedział.
Policjanci odsunęli się nieco na bok. Komisarz podszedł do niskiego ogrodzenia z pni drzew i przechylił się nad krawędzią. Trzeci funkcjonariusz stał pięć metrów pod nimi. Wszystko, co do niedawna skrywała woda, teraz było widoczne jak na dłoni. Wisting zobaczył starą lodówkę, kuchenkę, kosiarkę, kilka zwojów zardzewiałego drutu kolczastego, stare płyty dachowe, bliżej nieokreślony złom i motocykl.
– To ty zarządziłeś jego poszukiwania – dodał Hammer. – LU 4813. Yamaha DT, sto centymetrów sześciennych.
Wokół złomu dało się zauważyć ślady stóp odciśnięte w błotnistym dnie. Ktoś kręcił się wokół motocykla i wytarł tablicę rejestracyjną. Reszta wydawała się nietknięta.
Wisting odwrócił się i spojrzał na drogę, którą przyszedł. Motocykl leżał jakieś sześć metrów od brzegu. Kierowca musiał się poruszać z bardzo dużą prędkością, skoro nie wyrobił się na zakręcie.
– Właściciel ziemi postawił to ogrodzenie siedem lat temu – wyjaśnił Hammer. – Żeby ludzie nie wyrzucali tu śmieci. To on nas zawiadomił.
Słońce błyszczało w chromowanej rurze wydechowej pojazdu.
– To miejsce nazywa się Krzyki – kontynuował Hammer. – Okoliczni mieszkańcy stawali tutaj i przywoływali prom, kiedy chcieli popłynąć w górę, do Siljan, lub w dół, do miasta.
Wskazał pozostałości po kotwach cumowniczych w skale.
– Jak się tam dostanę? – spytał komisarz.
Jeden z funkcjonariuszy wyjaśnił, że do jeziora zeszli przez wyschnięte koryto strumienia po prawej stronie płaskowyżu. Wisting odsunął gałąź i zaczął schodzić po nierównym terenie. Hammer ruszył za nim.
Górskie zbocze było wyjątkowo strome. Przez pierwsze kilka metrów komisarz przytrzymywał się wiotkiej gałęzi. Później musiał uważnie się rozglądać, by znaleźć stabilne oparcie dla stóp.
Czekający na dole policjant przywitał się z nimi. Był to jeden z młodych funkcjonariuszy przyjętych na zastępstwo w sezonie urlopowym.
– Jest tam również sejf – powiedział, wskazując złomowisko.
Komisarz osłonił dłonią oczy przed rażącymi promieniami słońca. Szara metalowa skrzynka leżała zanurzona do połowy w brunatnej mazi, częściowo zakryta gałęziami, które przyczepiły się do zwojów drutu kolczastego. Tuż obok wystawał z błota wygięty zderzak, kilka innych wyrzuconych części samochodowych oraz coś, co wyglądało jak grzejnik elektryczny.
– Niezła kolekcja – skomentował Wisting. Zauważył, że młody policjant potraktował to jak pochwałę.
– Najprawdopodobniej ktoś go ukradł i opróżnił, a potem wyrzucił do jeziora – stwierdził.
Komisarz przyznał mu rację.
– Później mu się przyjrzymy.
Zbliżyli się do motocykla. Szare dno było spieczone słońcem i sucha ziemia chrzęściła im pod stopami. Nagle Wisting zapadł się do połowy łydki i musiał przytrzymać się zdezelowanej pralki. Kiedy podniósł stopę, woda natychmiast wypełniła dziurę. Na szczęście nie zmoczył nogawki ani buta.
Pojazd leżał na boku z przednim kołem w bagnie. Razem z kierowcą. Czarna skórzana kurtka przykrywała część baku i kierownicę. Niebieskie dżinsy rozpadały się, a z wysokiego buta wystawały szare kości.
Wisting okrążył motocykl i stanął na wprost niego. Kask znajdował się pół metra dalej. Przyłbica była opuszczona, ale w otworze na szyję widać było blade chrząstki.
– Minęło prawie osiem lat od jego zaginięcia – rzekł Hammer.
Komisarz skinął głową i wypowiedział w myślach imię i nazwisko motocyklisty.
Morten Wendel.
Szesnastolatek. Fatalne w skutkach lato. Koniec życia.
– Jak myślisz? – spytał Hammer. – Nieszczęśliwy wypadek czy samobójstwo?
– Nie wiem – odparł Wisting. – Na razie wszystko wskazuje na to drugie.
Podszedł do jednośladu, ukucnął i odsunął na bok lewy rękaw sztywnej skórzanej kurtki. Na manetce znajdowało się kilka paliczków, zaplątanych w coś, co przypominało pozostałości po czarnej gumowej rękawicy.
Hammer westchnął, a potem zaklął głośno.
– Co się dzieje? – spytał młody funkcjonariusz.
– Taśma – rzucił Nils.
Policjant nadal nie rozumiał.
– Chłopak przywiązał sobie dłoń taśmą do kierownicy na wypadek, gdyby się rozmyślił – wyjaśnił. – Gdy wpadł do wody, nie było już odwrotu. Opadł z motocyklem na dno.
Młodemu funkcjonariuszowi najwyraźniej zrobiło się niedobrze na samą myśl.
– Zawiadomiłem techników – rzekł Hammer. – Są w drodze.
Wisting wyprostował się, odsunął lekko na bok i przeniósł wzrok na jezioro. Do brzegu od strony południowej zbliżał się kajak. Kajakarz posuwał się naprzód krótkimi ruchami, rytmicznie uderzając wiosłami o taflę wody.
Była godzina 13:48. Poniedziałek, 13 lipca. Nie minęła nawet połowa lata.
Gdy Evert Harting otworzył bagażnik i wyjął wykrywacz metali, zauważył dwa puste plastikowe pojemniki. Powinien był napełnić je po drodze, ale jakoś mu to umknęło.
Zostawił pojemniki w samochodzie. Mieli wodę, więc mógł z tym zaczekać do następnego dnia. Studnia nigdy wcześniej nie wyschła. Rury wydawały jedynie pusty dźwięk. W pierwszej chwili pomyślał, że zepsuła się elektryczna pompa. Gdy zrozumiał, że studnia po prostu wyschła, ucieszył się, że uniknie wydatków na naprawę urządzenia.
Ella siedziała w cieniu na osłoniętej werandzie i rozwiązywała krzyżówkę.
– Zapomniałem o wodzie – powiedział, zanim zadała mu to pytanie. – Nabiorę jej, jeśli będę jeszcze dokądś wyjeżdżał.
– Wybierasz się tam ponownie? – spytała.
Zaprzeczył ruchem głowy.
– Mogę to zrobić jutro – odrzekł.
Uśmiechnęła się do niego.
– W porządku. Znalazłeś coś?
Znowu potrząsnął głową. Wisiorek zostawił w schowku w samochodzie.
– Same śmieci – odpowiedział.
Odłożył wykrywacz metali na miejsce pod kuchennym blatem i podłączył do ładowarki.
– Trzeba dzisiaj rozpalić grilla – stwierdziła Ella. – Kotlety leżą w lodówce od czwartku.
– Jesteś głodna?
– Nie, jeszcze nie.
Spojrzał na zegarek, a potem na termometr wiszący w cieniu na słupku werandy. Wpół do trzeciej, dwadzieścia siedem stopni.
– W lodówce stoi zimny sok – powiedziała żona.
Skinął głową, wszedł do kuchni i nalał sobie soku. Para wodna skropliła się na zewnętrznej stronie szklanki. Zabrał ją ze sobą na werandę. Zobaczył, że szklanka Elli jest pusta.
– W sklepie na siedem liter – powiedziała, drapiąc się długopisem w podbródek. – Zaczyna się na „w”, czwarta litera to „t”.
Harting wziął łyk soku, spoglądając na zatokę. Wieczorem przychodziły tam sarny, żeby się napić.
Byli z Ellą małżeństwem od trzydziestu ośmiu lat. Wszystkie ich wspólne dni wyglądały podobnie, również tutaj, w domku letniskowym. Powiedzieli już sobie to, co mieli do powiedzenia. Nieraz podejrzewał, że rozwiązywanie krzyżówki jest sposobem Elli na zainicjowanie rozmowy. Prawdopodobnie czasem znała odpowiedź, ale i tak zadawała mu pytanie, ponieważ hasło krzyżówki mogło stanowić pretekst do rozpoczęcia rozmowy na określony temat.
– Wystrój – zaproponował, nie licząc liter.
– Próbowałam wpisać „wystawa”, ale nie pasuje – wyjaśniła i po chwili dodała: – „Wystrój” też nie.
Poznali się w pracy. On był referentem, a ona pracowała w księgowości. Dziwne, że będąc na emeryturze, rozwiązywała nałogowo krzyżówki. Przecież przez całe zawodowe życie miała do czynienia z liczbami. A może właśnie dlatego?
– Rozmawiałaś z bratem o ubikacji? – spytał.
– Tak. Rzuci na nią okiem, jak tylko przyjedzie – odrzekła.
Domek letniskowy nad jeziorem Ella dostała w spadku po rodzicach, ale jego utrzymaniem nadal zajmował się brat.
– Wychodek też jest okej – skomentowała. – Przecież wcześniej nie mieliśmy nic innego.
Evert napił się soku. Dwa lata temu Kjell-Tore zainstalował toaletę spalającą. Przez ten czas dobrze się sprawowała, ale teraz nie działał palnik.
– Był we Flensburgu – kontynuowała Ella. – Poprosiłam go, żeby ci kupił jägermeister. I te kiełbaski, które tak nam smakowały. W końcu ma w samochodzie lodówkę.
– Dobrze.
Kjell-Tore zwykle zjawiał się w połowie lipca. Spędzali razem tydzień, a potem Ella i Evert pożyczali od niego na kilka dni kampera i jechali na północ, a szwagier zostawał sam w domku letniskowym.
Duży ptak przeleciał nad wierzchołkami drzew w kierunku północnym i poszybował nad wodę. Parę razy pomachał szerokimi skrzydłami, po czym zniknął za lasem po drugiej stronie zatoki.
– Wnętrze – powiedział Evert, dopijając sok.
Ella najwyraźniej nie zrozumiała, o co mu chodzi.
– W sklepie – wyjaśnił. – Wnętrze sklepu.
Spojrzała na krzyżówkę i na próbę przesunęła długopisem po kratkach.
– Pasuje – stwierdziła.
Był w tym dobry. Potrafił wyjść poza utarte schematy i ta umiejętność okazała się bardzo przydatna w ministerstwie. Do tego ciągłe poszukiwanie alternatywnych rozwiązań i odpowiedzi. Być może właśnie to sprawiło, że teraz jego myśli zaczęły krążyć wokół złotego łańcuszka.
– Posiedzę trochę w środku – oznajmił.
– W ten upał?
Nie odpowiedział. Podszedł do kuchennego stołu, na którym stał laptop. Ella weszła za nim, nalała sobie soku z lodówki i otworzyła okno, żeby zrobić lekki przeciąg.
Zaczekał, aż zostanie sam, i dopiero wtedy wpisał do wyszukiwarki dwa słowa. „Annika” i „zaginiona”.
Pierwsze trafienia pochodziły z internetowych wydań norweskich gazet. Przeskrolował listę i zamiast nich wybrał artykuł ze szwedzkiej „Aftonbladet”. Zdjęcie poszukiwanej czternastoletniej Anniki Bengt wypełniało górną część ekranu. Jego podejrzenie się potwierdziło. Nastolatka nosiła wisiorek bardzo podobny do tego, który znalazł. Litera „A” jak „Annika” odznaczała się na opalonej skórze, tuż pod wcięciem szyjnym.
Artykuł pochodził sprzed czterech lat i został opublikowany pięć dni po jej zaginięciu. Akcję poszukiwawczą już zakończono. Policja nie wpadła na żaden ślad.
Mała fotografia przedstawiała kierującego śledztwem szwedzkiego oficera na polu kempingowym Bovikstrand, gdzie Annika mieszkała ze swoimi rodzicami, gdy zaginęła. Zdjęcie nastolatki było jednym z jej ostatnich. Prezentowano je w każdym artykule dotyczącym sprawy, zarówno w szwedzkich, jak i norweskich oraz duńskich mediach. Dziewczyna przypominała trochę Annikę z filmów o Pippi Langstrumpf. Miała taką samą sztywną, ciemną grzywkę i ciemne oczy, które zwężały się, kiedy nastolatka się uśmiechała.
W Internecie można było znaleźć również inne fotografie poszukiwanej, które udostępnili i rozpowszechnili jej przyjaciele. Wiele z nich zrobiono w jej szkole w Vetlanda, ale najwięcej pochodziło z ostatniego lata na Bovikstrand. Na jednej z nich czternastolatka leżała zakopana w piasku aż po samą szyję. I to było jedno z niewielu ujęć, na których złoty łańcuszek z wisiorkiem pozostawał niewidoczny.
Evert zamknął zdjęcia i otworzył nowszy artykuł, z ubiegłego lata. Sprawa zaginięcia nastolatki wciąż jeszcze nie doczekała się rozwiązania. Wszystkie ślady urywały się na plaży, w miejscu, gdzie dziewczyna pożegnała się z grupą przyjaciół. Było to tuż przed północą. Wskutek nieporozumienia poszukiwania wszczęto dopiero następnego dnia przed południem. Annika miała przenocować w przyczepie kempingowej razem z dwiema przyjaciółkami, ale najpierw chciała wpaść na chwilę do rodziców. Gdy nie wróciła, przyjaciółki uznały, że dziewczyna zmieniła zdanie, natomiast niczego nieświadomi rodzice czternastolatki spali smacznie na drugim końcu kempingu. W artykule napisanym trzy lata później nie brano pod uwagę innego wyjaśnienia niż to, że nastolatka padła ofiarą przestępstwa.
Siedząca na werandzie Ella włączyła radio. Kanał z informacjami drogowymi i muzyką.
Evert wrócił do wyszukiwarki i zestawił „Annika Bengt” ze słowem „naszyjnik”. Natychmiast wyświetliły się artykuły, w których łańcuszek z zawieszką w kształcie litery A pojawił się w rysopisie zaginionej. Ani słowa o tym, gdzie został kupiony lub skąd pochodził.
Istniało wiele rodzajów biżuterii z literką-zawieszką. To, co znalazł Evert, określano jako łańcuszek z inicjałem z żółtego złota. Udało mu się namierzyć norweski sklep internetowy, który sprzedawał dokładnie taki rodzaj łańcuszka, jaki nosiła Annika. Tak zwana personalizowana biżuteria asymetryczna kosztowała mniej, niż się spodziewał. Niecałe trzy tysiące koron za łańcuszek z wisiorkiem.
Sklep internetowy chwalił się „tysiącami zadowolonych klientów”. Evert próbował oszacować, o jakiej liczbie sztuk biżuterii może być mowa. Kobiety stanowiły połowę populacji Norwegii, ale nie wyobrażał sobie Elli z takim wisiorkiem. Była na to za stara. Zaokrąglił liczbę do dwóch milionów, pomijając najstarsze i najmłodsze Norweżki. Alfabet składał się z dwudziestu dziewięciu liter, ale nie wszystkich używano równie często. Podzielił dwa miliony przez dwadzieścia, co dało sto tysięcy potencjalnych kupujących. Nie przypuszczał, aby więcej niż jedna osoba na sto kupiła taki sam wisiorek. Podobnie było z przechodniami na ulicy: trzeba było minąć ponad sto kobiet, zanim spotkało się pierwszą ubraną tak samo jak któraś z poprzednich.
Jedna na sto.
Tysiąc literek-zawieszek sprzedanych w Norwegii. Być może dwa razy tyle w Szwecji.
Ile właścicielek mogło zgubić swój wisiorek?
Prawdopodobieństwo wydawało się niewielkie.
Powolnym ruchem zamknął laptop. To była tylko zabawa myślowa. Gra prowadząca donikąd. Zresztą wcale nie miał pewności, czy powinna go dokądś zaprowadzić.
Nagle w drzwiach kuchni stanęła Ella. Siedząc przed komputerem, nawet nie zauważył, że minęły prawie dwie godziny.
– Chyba zostało nam jeszcze trochę sałatki ziemniaczanej – powiedziała, otwierając lodówkę.
Wstał od stołu.
– Rozpalę grilla – rzekł, ale nadal stał nieruchomo, pogrążony w zadumie.
Doszedł do wniosku, że powinien wrzucić wisiorek z powrotem do jeziora. W głębszym miejscu.
Na spękanym dnie jeziora nie było ani odrobiny cienia. Wisting wspiął się na brzeg do Hammera i stamtąd obserwował pracę techników kryminalistyki. W lesie za nim sprzeczało się stado wron.
Komisarz oparł się o niskie drewniane ogrodzenie. Od czasu do czasu wracał myślami do sprawy nastolatka, który zniknął razem ze swoim motocyklem. Nierozwiązana zagadka zaginięcia nie dawała mu spokoju. Nie zastanawiał się już nad tym, co mogło się wydarzyć, ale czuł pustkę, która z biegiem lat się pogłębiała. To, że chłopak został odnaleziony, nie przyniosło mu jednak żadnej satysfakcji. Wręcz przeciwnie. Bezpowrotnie stracili szansę na pociągnięcie Mortena Wendela do odpowiedzialności za to, co zrobił.
Technicy przystąpili do oględzin miejsca znalezienia zwłok. Najpierw wykonali zdjęcia poglądowe i zmierzyli wszystkie odległości. Tylne koło motocykla leżało sześć metrów i trzynaście centymetrów od lądu, w miejscu, w którym przy normalnym stanie wody byłoby około pięciu metrów głębokości.
Młody funkcjonariusz pracujący na zastępstwie uważnie przyglądał się dokładnej i metodycznej pracy techników.
– Mogę o coś spytać? – zagadnął nieśmiało, przerywając kilkuminutową ciszę.
Komisarz odpowiedział skinieniem głowy.
– Co trzeba zrobić, żeby zostać śledczym?
Funkcjonariusz miał dwadzieścia parę lat i ciemne, gęste włosy. Przystrzyżona broda sprawiała, że wyglądał na starszego, niż był w rzeczywistości. Jego rodzina najprawdopodobniej pochodziła z Pakistanu lub okolic.
– Jak masz na imię? – spytał Wisting.
– Daniel.
Wyciągnął rękę, a komisarz ją uścisnął.
– Daniel Rana.
Przedstawiając się, młody funkcjonariusz wymówił swoje imię z bardziej obco brzmiącym akcentem, niż zrobił to za pierwszym razem.
Wisting wielokrotnie napotykał to nazwisko w protokołach.
– A więc to ty – skwitował. – W zeszłym tygodniu wysłali cię do tego włamania do magazynu na Hegdal?
– Zgadza się. Udało wam się coś ustalić?
Komisarz potrząsnął przecząco głową.
– A więc chciałbyś zostać śledczym? – spytał.
– Brzmi ciekawie – przyznał Rana.
Zostali wywołani przez radio. Jeden z policjantów odebrał zgłoszenie. Szef centrali operacyjnej wysyłał ich na E18, żeby wsparli patrol motocyklowy, który bezskutecznie usiłował zatrzymać jadący zygzakiem samochód. Dwaj policjanci ruszyli pospiesznie do radiowozu, natomiast Daniel Rana pozostał na miejscu.
– Istnieje wiele dróg prowadzących do pracy policjanta śledczego – odrzekł Wisting. – Ale zdecydowanie najważniejsze jest zaangażowanie.
On sam właśnie tak został śledczym. Przez pierwsze lata po ukończeniu Wyższej Szkoły Policji jeździł w patrolu. Podczas gdy jego koledzy sporządzali suche raporty z miejsca zdarzenia lub notatki z podjętych interwencji, Wisting z uwagą obserwował dalsze losy sprawy. Prowadził własne czynności i do protokołów wpisywał dodatkowe informacje, które wykraczały poza oczekiwania przełożonych. Zauważono to i doceniono – w ten sposób otworzyły się przed nim drzwi do wydziału dochodzeniowo-śledczego. Dzisiaj było inaczej. Zwierzchnicy kładli większy nacisk na formalne kompetencje niż na naturalne predyspozycje do zawodu.
– Na co zwraca pan uwagę przy zatrudnianiu nowych osób? – chciał wiedzieć Rana.
– Na wiele rzeczy – odparł komisarz. – Na doświadczenie, ale także na kwalifikacje, które trudno zmierzyć. Na umiejętność pracy w zespole i zdolność dostrzegania związków przyczynowo-skutkowych oraz powiązań między poszczególnymi informacjami.
Stali w milczeniu, przyglądając się mozolnej pracy techników kryminalistyki. Wszystkie kości i chrząstki zebrano i włożono do dużego pudła, natomiast fragmenty odzieży posortowano, oznaczono i zapakowano do papierowych toreb.
– Tak po prostu zniknął? – spytał Daniel Rana.
– To prawdziwa zagadka – potwierdził Hammer.
– Tamtego wieczoru został sam w domu – wyjaśnił Wisting. – Gdy po kilku godzinach wrócili jego rodzice, nie było ani jego, ani motocykla. Przypuszczali, że Morten wybrał się na przejażdżkę, ale gdy długo nie wracał, przestraszyli się, że miał wypadek. Najpierw zadzwonili na pogotowie i do szpitala, a potem na policję. Nikt nic nie wiedział.
– I nie zostawił po sobie żadnego śladu? – zdziwił się młody funkcjonariusz.
– Żadnego – potwierdził Hammer, zbliżając do ust butelkę z wodą.
– Ale przecież ktoś musiał go widzieć? – kontynuował Rana.
Hammer zakręcił butelkę.
– Opublikowaliśmy zdjęcia Mortena i jego motocykla, ale to nie przyniosło efektu.
– A kamery na stacjach benzynowych? Miejski monitoring?
– Sprawdziliśmy wszystko dokładnie – zapewnił komisarz. – Ale nic to nie dało.
– A sąsiedzi? Nikt z nich nie widział ani nie słyszał, że chłopak wsiadł na motor i odjechał?
– To wyglądało tak, jakby wymknął się z domu ukradkiem – odrzekł Hammer. – Teraz wiemy dlaczego.
Skinął głową w stronę techników, którzy kończyli oględziny miejsca zdarzenia. Jeden z nich wytarł czoło szmatą.
– Dlaczego odebrał sobie życie? – spytał Rana.
Wisting spojrzał na Hammera, żeby zobaczyć, czy kolega chce opowiedzieć historię Mortena Wendela. Ale zanim któryś z nich zdążył się odezwać, usłyszeli odgłos ciężkiego pojazdu silnikowego. Nadjeżdżała laweta. Poruszała się powoli wąską, szutrową drogą, odgarniając na boki gałęzie przydrożnych drzew. Kiedy pojazd zrównał się z nimi, z szoferki wychylił się młody mężczyzna w szarym T-shircie, z plamami zaschłego potu wokół szyi. Komisarz podszedł do niego i wyjaśnił, jakiej pomocy oczekują. Kierowca wyskoczył z auta i rzucił okiem na miejsce zdarzenia, po czym wsiadł z powrotem do szoferki i wycofał lawetę aż do niskiego drewnianego ogrodzenia.
Technicy, którzy zebrali papierowe torby i pudło u podnóża klifu, włożyli wszystko do torby transportowej. Kierowca lawety przesunął ramię dźwigu nad krawędzią i spuścił linkę z hakiem. Niedługo potem torba została wciągnięta na powierzchnię.
Kask umieszczono w dużym plastikowym worku. Wyglądał tak, jakby nadal znajdowały się w nim włosy i fragmenty tkanek.
Z innego worka komisarz wyciągnął skórzaną kurtkę. Pomacał materiał i wyczuł coś w wewnętrznej kieszeni. Podał kurtkę Danielowi Ranie i poprosił:
– Sprawdź ją.
Młody funkcjonariusz ścisnął materiał tak, jak zrobił to przed chwilą Wisting, i wyjął z kieszeni portfel. Był sztywny. W wielu miejscach puściły szwy. Gdy policjant go rozłożył, skóra pękła.
Portfel miał przegródki na banknoty i karty płatnicze, a także osobną na monety, zamykaną na zamek błyskawiczny. W pierwszej kieszonce leżało różowe plastikowe prawo jazdy. Rana wyłuskał je i szybko rzucił na nie okiem, zanim podał dokument komisarzowi.
Tekst i zdjęcie były nadal dobrze widoczne. Morten Wendel, prawo jazdy kategorii A1.
Chłopak kupił lekki motocykl w tym samym dniu, w którym odebrał dokument. Trzy miesiące później zaginął bez śladu razem z pojazdem.
Rana przejrzał resztę zawartości portfela. Karty płatniczą i biblioteczną wystawiono na to samo nazwisko. W przegródce na banknoty leżało pięćdziesiąt koron razem z jakimiś kartkami, które zdążyły się rozpaść. W kieszonce na monety znajdowało się dwanaście koron i mały klucz.
Wisting zatrzymał prawo jazdy, natomiast portfel i kurtkę Rana włożył do plastikowej torby.
– Miałeś niedawno kontakt z jego rodzicami? – spytał Hammer.
– Nie. Ostatni raz rozmawiałem z nimi zeszłego lata – odrzekł komisarz.
Obroty silnika lawety wzrosły. Ramię dźwigu podjechało do motocykla i technicy przymocowali pojazd do pasów transportowych. Powoli zaczęto wyciągać go z zaschniętego, mulistego dna. Przedni błotnik wisiał krzywo. Kilka grud ziemi oderwało się i odpadło. Jeden z techników przyczepił linę do tylnego koła i poprowadził je w kierunku lawety. Gdy motocykl położono płasko w skrzyni ładunkowej, rozległ się chrzęst metalu.
– Okryj go brezentem – poprosił Wisting. – Nie powiadomiłem jeszcze jego krewnych.
Odwrócił się i już miał ruszyć w stronę samochodu, gdy młody funkcjonariusz zapytał:
– A co z sejfem?
Komisarz podszedł do niskiego ogrodzenia i spojrzał w dół na szarą metalową skrzynkę. Leżała drzwiczkami do dołu, zaplątana w drut kolczasty i inne metalowe rupiecie.
– Zabierz go ze sobą – powiedział. – I zobacz, czy uda ci się ustalić, skąd pochodzi.
Wejście znajdowało się po zacienionej stronie budynku. W sąsiednim ogrodzie dzieci bawiły się na trampolinie, krzycząc głośno.
Wisting nacisnął przycisk dzwonka, ale nie usłyszał żadnego dźwięku dobiegającego z wnętrza.
Na lewo od drzwi stały trzy donice z fioletowymi kwiatami. Mokra plama na ziemi wskazywała, że ktoś je przed chwilą podlał.
Nikt nie otworzył drzwi. Komisarz jeszcze raz nacisnął przycisk i kilka razy zapukał. Wciąż żadnej reakcji. Spojrzał na szparę między skrzydłem drzwiowym a futryną i upewnił się, że drzwi są zamknięte na klucz. Przyszło mu do głowy, że gospodarze mogą siedzieć w ogrodzie po drugiej stronie domu.
Gdy zszedł ze schodów, zachrzęścił żwir pod jego butami. Zanim zdążył okrążyć budynek, na ulicy zatrzymał się mały samochód dostawczy. Silnik warczał chwilę na jałowym biegu, a potem ucichł.
Wisting wyszedł na ulicę. Allan Broch-Hansen stał obok furgonetki i przeglądał jakieś papiery. Nadal zajmował się przewozem towarów. Nazwa firmy widniała zarówno na T-shircie, jak i z boku samochodu. Furgonetka wyglądała na nową, za to Allan wyraźnie się postarzał od czasu, gdy widzieli się po raz ostatni. Schudł i posiwiał. Na widok komisarza wzdrygnął się i wypuścił z rąk jakiś dokument.
– Czy coś się stało? – spytał.
Wisting zaprzeczył.
– Nie. Proszę się nie niepokoić.
Mężczyzna skinął głową na dom.
– Rozmawiał pan z Irene?
– Dzwoniłem, ale nikt nie otworzył – wyjaśnił Wisting.
Zabawa dzieci w sąsiednim ogrodzie przerodziła się w kłótnię. Broch-Hansen schylił się i podniósł z ziemi kartkę.
– Dzwonek nie działa.
Przyjrzał się uważnie komisarzowi.
– Jest tu pan z powodu Adine?
– Częściowo – odrzekł. – Chodzi o Mortena Wendela.
Broch-Hansen zamrugał. Jego twarz stężała.
– Znaleźliście go? – spytał.
– Chyba tak – odparł Wisting i wskazał ręką dom. – Możemy porozmawiać o tym w środku, chyba że woli pan sam przekazać tę wiadomość żonie.
– Nie – odpowiedział bez namysłu. – Zapraszam do środka.
Garbiąc się, ruszył przodem w kierunku wejścia. W połowie drogi zatrzymał się i odwrócił.
– Adine przyjedzie do nas w środę – oznajmił. – Dostała tygodniową przepustkę. Przebywa w Hurum, w centrum leczenia uzależnień i problemów psychicznych.
– Jak jej idzie?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Za wcześnie na wnioski – odrzekł.
Otworzył drzwi i zawołał żonę po imieniu. Kobieta pojawiła się na drugim końcu korytarza. Minęła wzrokiem męża i napotkała spojrzenie Wistinga.
– Z Adine wszystko w porządku – uspokoił ją mąż. – Znaleźli chłopaka od Wendelów.
Irene Broch-Hansen przyłożyła dłoń do piersi.
– Nie żyje? – spytała.
Allan przeniósł wzrok na komisarza.
– Zaraz wszystko nam opowie – powiedział i zdjął buty.
Wisting zrobił to samo. Miał poplamione spodnie, a jego obuwie było szare od kurzu i pyłu z wyschniętego dna jeziora.
Weszli do salonu. W drzwiach prowadzących na taras falowała cienka firana. Irene zamknęła drzwi.
– Możemy usiąść tutaj – zaproponowała i zajęła miejsce na kanapie.
Mąż usiadł obok niej. Wisting wybrał krzesło po drugiej stronie niskiej ławy.
– Nie żyje – powiedział. – Nie żyje od chwili zaginięcia.
Małżonkowie wymienili szybkie spojrzenie. Za nimi na ścianie wisiało zdjęcie ich córki z czasów szkoły średniej. Tamtego lata miała siedemnaście lat. Morten Wendel, który chodził do niższej klasy, był jej sąsiadem. Oboje od czasu do czasu zostawali w domu sami, podczas gdy ich rodzice wyjeżdżali. Adine Broch-Hansen opalała się na tarasie, gdy Morten Wendel przyszedł do niej przez otwór w żywopłocie i poprosił o pomoc. Ich pies zaczął dziwnie oddychać i chłopak bał się, że zwierzę się udusi.
Nastolatka ruszyła za nim do ich domu.
„Jest na górze, w moim pokoju”, wyjaśnił i wbiegł po schodach na piętro.
Gdy weszli do pokoju, pies sprawiał wrażenie zupełnie zdrowego. Cieszył się, że nie musi dłużej siedzieć w zamkniętym pomieszczeniu. Doszli do wniosku, że coś musiało utknąć mu w gardle, ale na szczęście wypadło, zanim się zjawili. Później Adine stwierdziła, że chłopak musiał to wszystko wcześniej zaplanować.
„Nie odchodź”, powiedział, stając w drzwiach swojej sypialni. „Jesteś taka piękna”.
Gdy zaczął jej dotykać, wyśmiała go i wyminęła. Opuściła pokój i zbiegła na parter, ale Morten dogonił ją u podnóża schodów. Nie udało mu się zaciągnąć jej z powrotem na górę, więc zgwałcił ją w salonie. Przez godzinę więził ją w mieszkaniu, zakneblowaną i przywiązaną taśmą do mebli.
Wyswobodziła się, gdy był w łazience, i naga wybiegła na ulicę.
– Gdzie go znaleźliście? – spytał Allan.
Wisting opowiedział o tym, jakiego odkrycia dokonali na dnie jeziora Farris.
Kobieta wybuchnęła płaczem. Komisarz zrozumiał, że poczuła ogromną ulgę.
– Przepraszam – powiedziała. – Okropnie się czułam, nie wiedząc, co się z nim stało. – Wytarła oczy dłońmi. – Oczywiście przede wszystkim ze względu na Adine, która nie wiedziała, czy Morten znów jej nie napadnie.
– Popełnił samobójstwo? – spytał jej mąż.
– Wszystko na to wskazuje – odrzekł Wisting.
Morten Wendel został aresztowany kilka godzin po tym, jak Adine uciekła z jego domu. Policji przedstawił własną wersję wydarzeń. Twierdził, że nastolatka przyszła do niego w samym bikini i to ona zainicjowała zbliżenie. Do stosunku doszło za jej zgodą. Jednak ślady na miejscu zdarzenia mówiły co innego. Mimo to po dwóch tygodniach aresztu szesnastolatek został zwolniony, częściowo z powodu młodego wieku. Sześć dni później zaginął.
Komisarz spojrzał na Allana.
– Powiedział pan, że Adine za dwa dni przyjedzie do domu na przepustkę? – upewniał się.
– W środę – potwierdził mężczyzna.
– Chyba powinna zostać poinformowana, zanim się tutaj zjawi – stwierdził komisarz. – Wiadomość o znalezieniu ciała Mortena Wendela trafi do wszystkich mediów.
– Może mogłaby przyjechać dzień wcześniej? – Głos Irene Broch-Hansen był pełen nadziei. – Nie możemy opowiedzieć jej o tym przez telefon, ale jeśli porozmawiam z dyrektorem, na pewno pozwolą nam odebrać ją już jutro. Wiedzą, co przeszła i z czym się zmaga.
– Jutro cały ranek mam zajęty – odparł jej mąż.
– Czy to nie może zaczekać jeden dzień? – spytała. – Przecież i tak mieliśmy jechać w środę?
Allan przytaknął.
– I tak zrobimy – skwitował.
Wokół stołu zapadła cisza. Komisarz był przygotowany na ostrzejszą reakcję. Zwłaszcza Irene tłumaczyła wszystkie późniejsze problemy córki napaścią seksualną, do której doszło osiem lat wcześniej. Fakt, że Morten Wendel zaginął i nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności za swój czyn, tylko pogarszał sprawę. Zanim doszło do gwałtu, Adine była aktywną dziewczyną, która później całkowicie się wycofała z życia społecznego. Rozwinęła się u niej depresja i zaburzenia lękowe, do tego doszły myśli samobójcze, a z czasem również nadużywanie alkoholu i innych środków odurzających. Teraz, gdy znaleziono ciało sprawcy, sytuacja zmieniła się diametralnie. Zniknęła niepewność. Łatwiej było przerobić doświadczenie przemocy.
Wisting czuł, że rozmowa dobiegła końca.
– Mogę zajrzeć do was, kiedy Adine tu będzie – zaproponował. – Na pewno ma mnóstwo pytań.
– Byłoby wspaniale – odpowiedziała Irene.
Komisarz wstał. Allan zrobił to samo.
– Czy Reidar i Gunn Hilde zostali już powiadomieni? – spytał.
Irene prychnęła pogardliwie, jakby poświęcenie uwagi rodzicom sprawcy uważała za niedorzeczne.
– Jeszcze nie – odrzekł Wisting. – Właśnie się do nich wybieram.
– Nie musi pan wspominać, że był pan u nas – skomentowała.
Komisarz skinął głową i pozwolił, aby gospodarz odprowadził go do drzwi.
Gdy Wisting po raz pierwszy musiał przekazać krewnym złą nowinę, przeżył to bardziej, niż był na to przygotowany. Wówczas chodziło o matkę, której syn utonął. Kobieta nie była w stanie utrzymać się na nogach. Zrozpaczona osunęła się na podłogę. Leżała tak, wijąc się z bólu po stracie dziecka, a komisarz nie mógł nic zrobić, by ulżyć jej w cierpieniu.
Wiadomości o śmierci nie dało się przekazać bezboleśnie. Słowa były okrutne niezależnie od tego, z jak dużą empatią zostały wypowiedziane. I właśnie dlatego, że to zadanie było tak trudne, komisarz nigdy nie powierzał go innym funkcjonariuszom.
Gunn Hilde Wendel stała boso z wężem ogrodowym w dłoni i podlewała rabatę. Miała na sobie spódnicę, bezrękawnik i słomkowy kapelusz. Chwilę trwało, zanim się zorientowała, że nie jest sama. Wisting musiał wejść na brązowy trawnik i stanąć tuż obok niej. Gdy go zobaczyła, strumień wody padł na suchą trawę.
Komisarz skinął głową i posłał jej uspokajające spojrzenie. Woda zdążyła utworzyć niewielką kałużę, zanim kobiecie udało się zakręcić kran.
– Dawno pana nie widziałam – powiedziała, wycierając dłonie w spódnicę. – Myślałam, że przeszedł pan na emeryturę.
– Zmienili przepisy emerytalne – odpowiedział z uśmiechem, ale zaraz spoważniał. – Przynoszę złe wieści.
– Chodzi o Mortena?
– Tak. – Komisarz rozejrzał się. – Czy Reidar jest w domu?
Kobieta wskazała drzwi.
– W środku – powiedziała i ruszyła przed nim.
W mieszkaniu panowała przyjemna temperatura. Reidar Wendel siedział przy okrągłej ławie. Przed jego stopami leżał brązowy kundel. Na ich widok mężczyzna odłożył telefon komórkowy i wstał. Na ścianie za jego plecami szumiał wentylator, który chłodził powietrze.
– Chodzi o Mortena – powiedziała jego żona.
– Znaleźliście go?
– Kilka godzin temu – przytaknął komisarz.
Stali przez chwilę i patrzyli na siebie w milczeniu, zanim gospodarz gestem ręki poprosił ich, żeby usiedli. Gdy Wisting wysunął krzesło, pies podniósł się, zrobił kilka kroków i znów się położył. Mniej więcej w tym miejscu, w którym Adine Broch-Hansen została zgwałcona.
Komisarz rozejrzał się po pokoju. Meble i reszta wystroju były niemal takie same jak na zdjęciach wykonanych przez techników kryminalistyki. Tam, gdzie córka sąsiadów siedziała przywiązana taśmą do nóg mebla, znajdował się teraz duży stół.
Komisarz odwrócił wzrok i wyciągnął notes, żeby móc przytoczyć godziny i inne fakty.
– Morten został znaleziony razem ze swoim motocyklem na dnie jeziora Farris – zaczął, ale szybko się poprawił: – Na dawnym dnie. Z powodu suszy woda opadła o niemal pięć metrów.
Małżonkowie skinęli głową.
– Wygląda na to, że na zakręcie stracił panowanie nad pojazdem – kontynuował komisarz. – To słabo uczęszczana droga po zachodniej stronie, w pobliżu Vassvik. Miejsce nazywa się Krzyki.
– Nie szukaliście go tam? – zapytała Gunn Hilde cierpkim tonem.
– Musiałbym sprawdzić w aktach, ale nic na to nie wskazuje – odrzekł Wisting.
– Dlaczego nie?
– Szukaliśmy go wzdłuż dróg i w przydrożnych rowach. Musielibyśmy ściągnąć nurków, żeby znaleźć go w jeziorze.
Zrobił krótką przerwę, sformułował następne zdanie w myślach, zanim je wyartykułował.
– Wiele przemawia za tym, że wpadł do wody celowo.
Słowa zabrzmiały nieludzko, chociaż starał się je wypowiedzieć ostrożnie i z rozwagą.
Głos kobiety zadrżał, gdy spytała:
– Jak może pan mówić coś takiego?
– Widziałem to już wcześniej, w podobnych sprawach – odrzekł spokojnym tonem. – Jedną dłoń miał przywiązaną taśmą do kierownicy, jakby był zdeterminowany. Jakby podjął decyzję.
Gunn Hilde przełknęła ślinę. Jej oczy zaszły łzami. Mąż położył rękę na jej dłoni, ale ona cofnęła swoją.
– To wy go do tego doprowadziliście – powiedziała. – Oskarżyliście go, o co tylko się dało. Usiłowaliście posłać go do więzienia.
Pies podniósł łeb.
– To ją, tę dziewczynę, powinniście aresztować, bo wszystkie oskarżenia były nieprawdziwe – kontynuowała kobieta. – Ona już wtedy miała do czynienia z narkotykami. Była niepoczytalna. Spójrzcie na nią teraz: w kółko ląduje w psychiatryku. Próbowała nawet podpalić nasz dom, zanim spaliła swój własny.
Wisting słyszał to już wcześniej i był przygotowany na taką reakcję. Niektórych szczegółów sprawy postanowił rodzicom oszczędzić. Gdy technicy kryminalistyki przeprowadzali oględziny pokoju chłopaka, znaleźli plamy spermy na ścianie przy oknie wychodzącym na ogród sąsiadów. Wysunięto wniosek, że nastolatek stawał przy oknie i się masturbował, obserwując Adine. W jego telefonie znaleziono jej zdjęcia. Najstarsze pochodziły sprzed roku. Niektóre zostały zrobione przez okno. Na jednym z nich dziewczyna szła nago korytarzem między łazienką a swoją sypialnią. Komisarz nie zamierzał opowiadać Gunn Hilde o tym, że jej syn miał obsesję na punkcie sąsiadki. Wiedział, że kobieta i tak nie zmieniłaby zdania o swoim dziecku.
– Bardzo mi przykro – powiedział.
Kobieta odsunęła się gwałtownie na krześle, jakby chciała zademonstrować, że odrzuca przeprosiny.
Wisting wiedział, że tych dwoje wkrótce ogarną wątpliwości. Że poczują się niepewnie. Nie chciał zostawiać ich w tym stanie i dlatego przedstawił kilka faktów.
– Ciało zostanie wysłane do zakładu medycyny sądowej. Mamy jego profil DNA. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin otrzymamy ostateczne potwierdzenie.
– To znaczy, że nie macie pewności, że to on? – spytał Reidar Wendel.
– To jego motocykl, jego kask i jego ubranie – odrzekł komisarz, by nie pozostawiać żadnych złudzeń. – Znaleźliśmy portfel z jego prawem jazdy. Badanie patomorfologiczne to czysta formalność.
Ojciec ofiary skinął głową.
– Mogę się skontaktować z zakładem pogrzebowym, który później się zajmie praktycznymi sprawami – kontynuował Wisting.
– Gabrielsen – wtrąciła Gunn Hilde. – Korzystaliśmy z ich usług, gdy zmarła mama. Na szczęście nie musiała przez to wszystko przechodzić.
Wisting znał ten zakład, lecz mimo to zapisał nazwę. Głównie po to, żeby zobaczyli.
– Jeśli sobie tego życzycie, mogę was zawieźć tam, gdzie znaleziono ciało – zaproponował. – Nie dzisiaj, ale w każdy inny pasujący wam dzień.
Reidar przechylił się lekko do przodu.
– Proszę mi przypomnieć, jak się nazywa to miejsce? – poprosił.
– Zakręt niedaleko Vassvik – odparł komisarz i zaczął tłumaczyć, jak tam dotrzeć.
– Wiem, gdzie to jest – przerwał mu mężczyzna. – Tylko nie rozumiem, po co włóczył się po tamtej stronie miasta.
– Nie był wtedy sobą – stwierdziła jego żona.
Wisting nie wiedział, jak to skomentować.
– Jest coś, na co musicie się przygotować – rzekł. – Media na pewno zainteresują się tą sprawą.
Kobieta zacisnęła usta.
– Muszą się o tym dowiedzieć? – spytała.
Pies podniósł się ciężko z podłogi i zaczął im się przyglądać. Wisting wyprostował się na krześle. Trudno było w delikatny sposób wytłumaczyć, dlaczego odnalezienie zwłok na dnie wyschniętego jeziora przyciągnie uwagę dziennikarzy i czytelników.
– Wiele osób jest w to zaangażowanych – odparł. – Nie możemy zapobiec temu, że właściciel gruntów, który nas zawiadomił, przekaże tę informację dalej. To wyjątkowa sprawa. Na pewno wycieknie do mediów.
Wargi kobiety zaczęły drżeć.
– Napisali o nim tyle okropnych rzeczy – powiedziała.
– Teraz też napiszą – ostrzegł ją komisarz.
– Ale przecież nigdy go nie skazano. Morten był niewinny. Nie mogą o tym napisać?
Mina Wistinga wyrażała pełne zrozumienie. Na naiwne pytania krewnych ofiar zawsze najtrudniej było odpowiedzieć.
– To nie zależy ode mnie. Wątpię, czy dziennikarze spróbują się z państwem skontaktować, ale powinniście być przygotowani na to, że będą pisać o Mortenie. Może nie wymienią go z imienia i nazwiska, ale zrelacjonują, co się stało.
Z oczu kobiety siedzącej po drugiej stronie stołu popłynęły łzy. Pies przydreptał do nich, przecisnął się pod krzesłami i usiadł między Gunn Hilde i Reidarem.
Wisting schował notes do kieszeni na znak, że jego wizyta dobiegła końca.
Krzesło lekko się zakołysało, gdy Evert Harting sięgnął po dzbanek z sokiem. Betonowa podłoga przy grillu była nierówna i pojawiły się w niej pęknięcia. Kjell-Tore obiecał, że położy płyty łupkowe, ale jeszcze się do tego nie zabrał. Duży, surowy podest wciąż czekał na lepsze czasy.
Ella podniosła jego talerz, przerzuciła resztki kotleta na swój i ułożyła naczynia jedno na drugim.
– Dziękuję – powiedział i napełnił szklankę.
– Było smaczne – skomentowała i zaniosła talerze do kuchni.
Mężczyzna siedział, sącząc sok. Ze wzgórza na wschodzie dolatywał dźwięk samolotu. Harting wysunął głowę spod parasola przeciwsłonecznego i spojrzał w górę. Krzesło znów się zachybotało.
Ella wróciła z tygodnikiem pod pachą.
– Isabell właśnie przysłała wiadomość – powiedziała, wyciągając w jego stronę telefon. – Przyjedzie pociągiem. Jutro o dwunastej.
Usiadła, żeby napisać odpowiedź.
– Możemy zrobić zakupy, zanim odbierzemy ją z dworca – mówiła dalej.
Mężczyzna wypił kolejny łyk.
– Wie, że przyjeżdża Kjell-Tore? – spytał.
– Może spać w kamperze – odparła. – Isabell jest tu zazwyczaj tylko kilka dni.
Ich córka miała trzydzieści dwa lata. Tamtej nocy, gdy przyszła na świat, było wyjątkowo mroźno. Najzimniejsza noc w Oslo od 1841 roku. Właśnie dlatego tak jej dali na imię. Isabell1.
Poszła w ślady matki i studiowała ekonomię. Teraz wykładała w Wyższej Szkole Handlowej BI w Nydalen. Miała dwumiesięczne wakacje letnie, ale rzadko spędzała z rodzicami w domku letniskowym więcej niż parę dni.
Isabell była późnym dzieckiem i sama również nie kwapiła się, żeby założyć rodzinę. Krótko po dwudziestce spotykała się z kilkoma chłopakami, ale to wszystko.
Podejrzewał, że córka wolała dziewczyny, ale nigdy nie wspomniał o tym Elli. On sam nie miałby nic przeciwko temu. To było coś, na co ani Isabell, ani tym bardziej oni nie mieli wpływu, ale córka była jedyną osobą, która mogła przedłużyć ich ród. Zarówno jego, jak i Elli. On był jedynakiem, a Kjell-Tore nie miał dzieci.
Brat Elli był od niej o piętnaście lat młodszy i różnił się pod każdym względem. Nie zdobył żadnego wykształcenia i ciągle zmieniał miejsce zatrudnienia, imając się różnych robót rzemieślniczych. Przez ostatnie lata w cieplejszej połowie roku pracował dla ogrodnika zajmującego się projektowaniem krajobrazu. Układał kostkę brukową i budował mury oporowe. To on między innymi wybrukował teren wokół nowego Muzeum Narodowego. Zdarzało się, że zimą pracował na trawlerze-przetwórni u wybrzeży Ameryki Południowej, ale od kilku lat zimowe miesiące spędzał w domu.
– Kupimy trochę łososia – zdecydowała Ella. – Isabell uwielbia grillowaną rybę. Może któregoś wieczoru popłyniecie razem, jak dawniej, i zobaczycie, czy uda wam się coś złowić?
– Łódź leży na lądzie – odrzekł Evert. – Nie damy rady jej zwodować, zanim nie podniesie się poziom wody.
– Prawda – westchnęła.
Otworzyła tygodnik na dwustronicowej krzyżówce i wzięła do ręki ołówek.
Evert spojrzał na jałową zatokę, którą do niedawna wypełniała woda. Tuż przy brzegu zalegały puste beczki po ropie i związane razem kłody drewna. Doszli z Ellą do wniosku, że muszą to być pozostałości po tratwie, którą kilka lat wcześniej po drugiej stronie cypla zbudowali skauci.
– Cóż… – powiedział i dopił sok. – Pojadę napełnić pojemniki na wodę. Miejmy to z głowy.
– Nie chcesz zaczekać z tym do jutra?
Wstał.
– A przy okazji wejdę do toalety – dodał.
Wodę nabierali na nowej stacji benzynowej przy E18. Chętnie korzystali wówczas ze zdobyczy cywilizacji. Ella była w wychodku przed obiadem, więc nie spodziewał się, że będzie chciała mu towarzyszyć.
– Potrzebujesz czegoś? – spytał.
Przez chwilę się zastanawiała, ale ostatecznie potrząsnęła przecząco głową.
– Zabierzesz też śmieci?
Potaknął. Przysunął krzesło do stołu i wyciągnął worek ze śmieciami z wiadra pod blatem. Nie mieli podpisanej umowy na wywóz odpadów, ale od czasu do czasu wyrzucali kilka worków do kontenera przy klubie miłośników psów.
Samochód stał z opuszczonymi szybami. Evert zaczekał, aż włączy się klimatyzacja, zanim je podciągnął.
Wąska szutrowa droga prowadziła przez las bukowy, zanim ponownie zbliżyła się do jeziora. Na prostym odcinku przed lokalami należącymi do klubu miłośników psów zjechał na pobocze i zatrzymał auto. Kurz drogowy dogonił go i osiadł na przedniej szybie.
Mężczyzna siedział tak przez chwilę, po czym otworzył schowek i wyciągnął łańcuszek z zawieszką.
Wyglądał na produkcję masową, nie miał żadnych rzemieślniczych elementów, które pozwoliłyby odróżnić go od innych podobnych łańcuszków. Natomiast sama litera była całkowicie wytarta i pełna drobnych rys.
Potarł ją kciukiem. Sprawiała wrażenie, jakby została potraktowana papierem ściernym. Jakość zdjęć w Internecie pozostawiała wiele do życzenia i nie dało się sprawdzić, czy wisiorek zaginionej dziewczyny również był matowy i porysowany. Przypomniało mu się zdjęcie, na którym nastolatka była zakopana po szyję w piasku. Ale znalazł też inne wytłumaczenia. Najprawdopodobniej zawieszce zaszkodziło długie przebywanie pod wodą i to, że fale i prądy morskie wielokrotnie przesuwały ją po błotnistym dnie.
O Annice Bengt usłyszał po raz pierwszy w wiadomościach radiowych. Ella skomentowała to wówczas tak, że Bovikstrand było ostatnim miejscem, gdzie przenocował Kjell-Tore, zanim przyjechał do nich swoim kamperem. Był tam, gdy zaginęła nastolatka.
Młoda kobieta w obcisłym ubraniu biegła drogą w jego kierunku. Miała szczupłą sylwetkę i duży biust. Evert ukrył wisiorek w dłoni. Mijając samochód, nieznajoma obrzuciła Everta obojętnym spojrzeniem. Linia jej dekoltu była przesiąknięta potem.
Mężczyzna przeniósł wzrok na boczne lusterko i śledził biegaczkę, aż skrył ją cień drzew. Dopiero wtedy otworzył drzwi auta i wysiadł.
Jezioro Farris błyszczało w promieniach słońca. Evert wdrapał się na wzniesienie, skąd zwykle młodzi ludzie skakali do wody. Teraz nie było tam nikogo. Wysuszona ziemia poniżej stwardniała, a zbocze wyglądało na wyjątkowo strome. Woda znajdowała się trzy metry od dawnej linii brzegowej.
Otworzył dłoń i pozwolił, żeby wisiorek prześlizgnął się między palcami. Następnie kciukiem przesunął go na palec serdeczny.
Wiedział, że wyrzucenie wisiorka nie sprawi, że pozbędzie się podejrzeń. Wręcz przeciwnie. To nie było coś, od czego mógłby się uwolnić. Musiał ustalić, skąd pochodził łańcuszek, bez względu na to, jak nieprzyjemna okaże się odpowiedź.
Przypisy:
1Is (norw.) – lód. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
„WBez granicstajesz się świadkiem ekscytującego internetowego fenomenu, jednocześnie podążając za porywającym śledztwem – idealna lektura na ciemne, zimowe wieczory!”
W hiszpańskim miasteczku portowym Palamós podczas ferii wielkanocnych zostaje zamordowana młoda australijska turystka, Ruby Thompson. Jej ciało wyrzucone na brzeg przez morskie fale, znajduje na miejskiej plaży grupa windsurferów. Śledztwo nie przynosi rezultatu. Przyjaciółka zamordowanej dziewczyny, Michelle Norris, zakłada forum internetowe poświęcone sprawie zabójstwa. Na forum udziela się między innymi Norweżka z Asker posługująca się pseudonimem Astrea, która zbiera i przegląda zdjęcia zrobione w Palamós w czasie, gdy doszło do zbrodni. Astrea często przebywa w hiszpańskim miasteczku, gdzie jej rodzina ma letni dom. Na początku grudnia nagle wyjeżdża z Palamós, nie informując o tym bliskich ani przyjaciół. Jej ostatni post na forum brzmi: „Zdaje się, że znalazłam coś ciekawego”. Zaniepokojona Michelle Norris kontaktuje się z norweską policją, a konkretnie z komisariatem policji w Larviku, ponieważ zdjęcie profilowe Astrei zostało zrobione w porcie w Stavern. Wisting, początkowo niechętnie, rozpoczyna poszukiwania Astrei. Pod wpływem kolejnych wydarzeń jego zainteresowanie sprawą rośnie...
Po kilku tygodniach ulewnych deszczy w jednej z dzielnic mieszkaniowych w Larviku osuwa się ziemia, grzebiąc dziesiątki domów. Wisting dołącza do nocnej akcji ratunkowej. Następnego dnia rano, gdy wszyscy mieszkańcy sąjuż policzeni, staje się jasne, że w wyniku katastrofy nikt nie zginął.
A jednak dwadzieścia cztery godziny później w masach piachu zostają odnalezione zwłoki. Koroner ustala czas zgonu na czterdzieści osiemgodzin przed zejściem lawiny. Okazuje się, że śledztwo w sprawie śmierci mężczyzny wiąże się z kilkoma innymi toczącymi się dochodzeniami, a Wisting zostaje wyznaczony do kierowania oddzielnym zespołem śledczym. Wkrótce jednak pojawiają się sygnałyświadczące o tym, że w grupie jest zdrajca…
„Błyskotliwie napisana powieść o trudnym dylemacie. […]Zdrajcajest najnowszą książką byłego policjanta, która wykracza poza ramy gatunku bez uszczerbku dla suspensu. WZdrajcyJørn Lier Horst wprowadza norweski kryminał na zupełnie nowe tory […]. Po mistrzowsku buduje napięcie, a czytelnik do ostatniej chwili nie wie, czy Wistingowi uda się zachować reputację szanowanego i poważnego detektywa, czy też zostanie kozłem ofiarnym”.
Tytuł oryginału:Tørt land
Copyright © 2024 Jørn Lier Horst
Published by agreement with Salomonsson Agency
All rights reserved
Copyright © 2025 for the Polish edition by Wydawnictwo Smak Słowa
Copyright © for the Polish translation by Milena Skoczko-Nakielska
This translation has been published with the financial support of NORLA
Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być publikowana ani powielana w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.
Edytor: Anna Świtajska
Redakcja i korekta: Anna Mackiewicz
Projekt graficzny książki: Piotr Geisler
Projekt okładki: &Visual
ISBN: 978-83-67709-52-1
Druk: Drukarnia Abedik
Wydawnictwo Smak Słowa
ul. Bohaterów Monte Cassino 6A
81-805 Sopot
tel. 507-030-045
Zapraszamy do księgarni internetowej wydawnictwa