Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W tej pięknej książce zebrano 39 utworów należących do ścisłego kanonu literatury dziecięcej. Mali czytelnicy odkryją tu baśnie Dalekiego Wschodu, bajki Ezopa, podania i legendy polskie, bajki angielskie, baśnie rosyjskie, najsłynniejszą bajkę włoską, baśnie Andersena, bajki Perraulta, baśnie braci Grimm. Utwory zostały opracowane z myślą o dzieciach w wieku 3–7 lat. Teksty napisane są przystępnym językiem, ich długość dostosowana jest do zdolności percepcyjnych dzieci młodszych, utwory zostały opatrzone pełnymi poezji i ciepła ilustracjami. Baśnie i bajki doskonale nadają się do czytania dzieciom przed snem lub jako pierwsze czytanki. Skarbnica baśni i bajek to wymarzony prezent dla małego wielbiciela wielkiej literatury.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 113
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przygody Sindbada Żeglarza
Dawno temu żył sobie w Bagdadzie Sindbad – jedyny spadkobierca bogatego rodu. Odziedziczył majątek tak wielki, że mógłby postawić tyle pałaców, ile jest dni w roku, i w każdym z nich beztrosko spędzać czas. On jednak nie mógł usiedzieć w miejscu. Wciąż wyprawiał się na morze w poszukiwaniu przygód. Podczas jednej z takich podróży nagle na morzu zerwał się potężny sztorm i w kilka chwil roztrzaskał statek. Wszyscy marynarze utonęli, tylko Sindbad, uczepiony deski, zdołał dopłynąć do brzegu nieznanej wyspy.
Jak okiem sięgnął, widział tylko piaszczystą plażę przechodzącą dalej w pustynię – żadnych drzew i ani śladu ludzi. W oddali, wśród monotonnie płaskiego pejzażu, jaśniał dziwny kształt.
Kiedy Sindbad podszedł bliżej, rozpoznał w nim ogromne jajo. Rozejrzał się, ale nigdzie nie zobaczył ptaka, do którego mogłoby ono należeć. Zrobił więc w skorupie dziurkę i przez kilka tygodni posilał się jej zawartością.
Pewnego ranka plażę okrył głęboki cień, a gdy Sindbad wyjrzał zza jajka, zobaczył olbrzymiego ptaka. Wtedy przypomniał sobie krążące po Bagdadzie legendy o ptaku Roku i domyślił się, że to on zostawił jajo na plaży. Sindbad uznał, że nadarza się świetna okazja do opuszczenia niegościnnej wyspy i bez namysłu wskoczył do pustej skorupy. Rok delikatnie złapał jajo i wzbił się w powietrze.
Po jakimś czasie Sindbad poczuł, że jajo zostało troskliwie złożone na ziemi.
Gdy z niego wyskoczył, zobaczył dno głębokiej kotliny, usiane najpiękniejszymi na świecie diamentami. Napełniwszy nimi worek, sakiewkę i kieszenie, zaczął szukać wyjścia z kotliny. Niestety! Strome ściany, najeżone diamentami, zdawały się sięgać chmur. Co gorsza, ziemia pod stopami Sindbada zaczęła falować, unosić się i wić... tysiącami węży! Przerażony podróżnik rozejrzał się i ujrzał w oddali Roka zgarniającego skrzydłami diamenty z dna Diamentowej Kotliny. Sindbad podbiegł do niego i niepostrzeżenie przywiązał się do jednej z ptasich nóg.
I znowu lecieli wśród chmur. Tym razem, ku wielkiej radości Sindbada, ptak Rok wylądował na wieży pałacu. Sindbad zbiegł długimi schodami do pałacowych komnat. Nigdzie nie napotkał żywego ducha, aż wreszcie w ostatniej komnacie ujrzał królewnę niezwykłej urody.
– Witaj, nieznajomy – powiedziała uprzejmie. – Czy masz może dla mnie parę diamentów?
– Tak – odrzekł zauroczony Sindbad. – Mam diamenty godne twej olśniewającej piękności – to mówiąc, podał jej kilka największych kamieni.
Królewna w jednej chwili je połknęła.
– Mmm, przepyszne – westchnęła, a widząc zdumienie Sindbada, wyjaśniła: – Diamenty są moim jedynym pożywieniem. Mój ukochany ptak Rok przynosi mi je codziennie, ale nigdy nie jadłam tak dorodnych!
Sindbad z miejsca zakochał się w niezwykłej królewnie.
– Porzuć samotne życie w tej pustelni! – zawołał. – Zostań moją żoną i wróć razem ze mną do Bagdadu!
– Och, nie wiem – odparła z wahaniem królewna. – A czy znajdziesz dla mnie dość diamentów?
– Obsypię cię diamentami wspanialszymi od tych! – powiedział Sindbad, pokazując jej zawartość worka i sakiewki.
Wtedy królewna zgodziła się wrócić z nim do jego rodzinnego miasta. Wymknęli się z pałacu, dotarli do portu, a tam wsiedli na pierwszy okręt płynący do Bagdadu.
W końcu diamentowe zapasy Sindbada wyczerpały się, a królewna zaczęła kaprysić i tęsknić za swoim pałacem i ptakiem Rokiem, który – jak mówiła – dbał o nią o wiele lepiej niż Sindbad.
Wszyscy pasażerowie statku również mieli już dość uciążliwego towarzystwa królewny, która pozjadała im wszystkie kamienie z pierścionków, naszyjników i turbanów. W największą rozpacz i gniew wpadł pewien kupiec, wiozący do Bagdadu kufer diamentów, kiedy przekonał się, że i jego kosztowności, choć dobrze ukryte, padły łupem żarłocznej piękności. Wreszcie któregoś ranka kapitan ujrzał na horyzoncie Roka, a wtedy królewna przywołała ptaka, wsiadła na jego grzbiet i wróciła do swego pałacu.
A Sindbad? Odetchnął z ulgą, kiedy wreszcie statek szczęśliwie dopłynął do Bagdadu. Mogłoby się wydawać, że będzie miał dość dalekomorskich podróży, jednak niebawem ponownie wyprawił się na morze. Ale to już zupełnie inna historia...
Skąd wielbłąd ma garb?
W odległej przeszłości, tuż po stworzeniu świata, kiedy pojawił się Człowiek i zaczął panować nad Zwierzętami, żył na pustyni Wielbłąd. Był wyjątkowo leniwy, a przy tym źle wychowany. Żywił się głównie łodygami krzewów ciernistych i tamaryszkiem. O cokolwiek go pytano, zawsze odpowiadał w ten sam sposób:
– Ghrb!
Było to nie tylko nieuprzejme, ale sprawiało również wrażenie, jakby Wielbłąd był czymś bardzo zmęczony i zarazem znudzony.
W poniedziałek rano Wielbłąda odwiedził Koń. Na grzbiecie miał ciężkie siodło, a w pysku niewygodne wędzidło. Zwrócił się do Wielbłąda:
– Wielbłądzie, czemu mieszkasz tu sam? Przyłącz się do nas i pomóż nam w pracy!
– Ghrb! – odburknął mu Wielbłąd.
Koń odszedł i powtórzył rozmowę Człowiekowi.
Następnego dnia Wielbłąda odwiedził Pies. Przyniósł on w zębach kawałek drewna. Zapytał Wielbłąda:
– Wielbłądzie, czemu mieszkasz tu sam? Przyłącz się do nas i pomóż nam w pracy!
Wielbłąd, jak zwykle, odburknął:
– Ghrb!
Pies odszedł i powtórzył rozmowę Człowiekowi.
Trzeciego dnia – w środę – u Wielbłąda zjawił się Wół. Dźwigał na szyi jarzmo.
– Wielbłądzie, czemu mieszkasz tu sam? Przyłącz się do nas i pomóż nam w pracy!
– Ghrb! – odburknął Wielbłąd.
Wół odszedł i powtórzył rozmowę Człowiekowi.
W czwartkowy wieczór Człowiek przywołał swoje Zwierzęta i powiedział:
– Przykro mi, moi drodzy, ale to leniwe i wiecznie narzekające stworzenie, które mieszka na pustyni, najwyraźniej nie nadaje się do pracy. W przeciwnym razie byłoby tu teraz z nami.
Zostawię je w spokoju i pozwolę mu pozostać na pustyni, ale wy, niestety, będziecie musieli pracować podwójnie: za siebie i za niego.
Decyzja Człowieka wywołała spore niezadowolenie w gronie zwierząt. Rozgorzała między nimi burzliwa dyskusja. Niespodziewanie wśród dyskutujących zwierząt pojawił się Wielbłąd.
Przeżuwając coś, spojrzał na nich wyniośle, parsknął śmiechem, burknął swoje „ghrb” i odszedł.
Następnie do dyskutujących przyłączył się Dżin, otoczony kłębem dymu, na którym przyleciał. (Każdy dżin podróżuje w ten właśnie sposób).
– Dżinie, władco pustyni – zwrócił się do gościa Koń – jak myślisz: czy to wypada, aby żyć, nie pracując?
– Oczywiście, że nie – odparł Dżin.
– A tu niedaleko, na pustyni, żyje stworzenie, które ma długą szyję i długie nogi i od początku świata nie przepracowało jeszcze ani chwili – dodał Koń.
– Ależ to mój Wielbłąd! – zawołała Dżin. – Pytaliście go o powód jego bezczynności?
– On z nami nie rozmawia – dodał z wyrzutem Pies.
– Może zechce porozmawiać ze mną – powiedział Dżin z nadzieją w głosie i zniknął w podobny sposób, w jaki się pojawił.
Dżin udał się na pustynię. Znalazł Wielbłąda przeglądającego się w kałuży – jak zwykle nie robił nic pożytecznego.
– Przyjacielu, co ja słyszę. Podobno nie chcesz pracować – zwrócił się do Wielbłąda Dżin.
– Ghrb! – stęknął po swojemu Wielbłąd.
– Przez Ciebie pozostałe zwierzęta muszą pracować podwójnie – dodał z wyrzutem Dżin.
Na Wielbłądzie nie zrobiło to żadnego wrażenia.
– Ghrb! – stęknął jak zwykle.
– Na twoim miejscu bym uważał – powiedział ostrzegawczo i groźnie Dżin – żeby nie powiedzieć tego o jeden raz za dużo.
Ale Wielbłąd ponownie stęknął i wtedy właśnie na jego plecach zaczął rosnąć wielki garb.
– Ghrb! – stęknął z przerażeniem Wielbłąd. – Jak żyć z czymś takim? – zapytał Dżina.
– Dziś jest czwartek, a ty od poniedziałku nie zrobiłeś nic pożytecznego. To twój garb, który sam sobie wyhodowałeś – wyrósł na twoim lenistwie. Odtąd nie masz wyjścia: będziesz pracował.
– Ale jak? – spytał Wielbłąd.
– Ponieważ zmarnowałeś trzy dni, teraz będziesz mógł pracować trzy dni bez jedzenia i picia – żeby nadrobić stracony czas.