Szatan i Judasz. Szatan i Judasz. U stóp puebla - Karol May - ebook

Szatan i Judasz. Szatan i Judasz. U stóp puebla ebook

Karol May

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Szatan i Judasz. U stóp puebla” to ósma część z 11-tomowego cyklu przygodowego autorstwa Karola Maya. Znani z innych serii bohaterowie przemierzają świat wzdłuż i wszerz – są zawsze tam, gdzie coś się dzieje i gdzie potrzebna ich pomoc. Znakomicie radzą sobie w najtrudniejszych sytuacjach, dzięki czemu udaje im się ocalić wiele istnień. Nagrodą często bywają odnalezione skarby.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 103

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Karol May

Szatan i Judasz, Tom 8, U stóp puebla

Warszawa 2016

Grobowiec Komancza

Szczelina, w której nas umieszczono, doskonale nadawała się na więzienie. Z trzech stron otoczeni byliśmy skałą, a z czwartej siedzieli uzbrojeni od stóp do głów strażnicy.

– Przeklęty pomysł? – burczał Emery po niemiecku.

– A czemu to? – zapytałem.

– Jesteśmy uwięzieni i nie wiem, czy zdołamy się wydostać.

– Tak sądzisz? Boja przeciwnie, bardzo rad jestem.

– Nie pojmuje cię? Stąd nic nie widać. W dolinie zaś widzielibyśmy wszystko dokładnie i mielibyśmy dookoła wiele przestrzeni.

– Ale i nas by widziano. Niech się przede wszystkim ściemni. Wówczas strażnicy nie będą mogli obserwować. Uwolnimy się niepostrzeżenie. Tu śledzi tylko czworo oczu, w dolinie jednak bylibyśmy wystawieni na powszechny widok.

– Hm, być może. To już twoja właściwość odkrywać w każdym nieszczęściu dobre strony.

Ściemniło się wobec czego rozniecono małe ognisko, ale niestety, nie nad wodą, tylko przed naszą rysą. Nie starczyło bowiem opału pod wielki ogień przydatny do smażenia mięsa. W tym wypadku, niestety, nie mogłem znaleźć atutu na naszą korzyść. Szczelina mieściła najwyżej trzech ludzi. Przed nią palił się ogień, a dalej o cztery kroki siedzieli strażnicy. Nie mogliśmy ich obezwładnić, nie przeskoczywszy uprzednio ogniska, a wówczas mieliby dosyć czasu, aby schwytać za broń lub wezwać pomocy. Poza tym płomień, aczkolwiek nikły, sięgał aż do szczeliny i pozwalał nas obserwować.

– Masz tobie! – rzekł Emery. – A może i teraz nie przyznajesz mi racji?

– Oczywiście, ognisko pogarsza sytuację. Ale bądź co bądź lepiej, że leżymy tu – w dolinie bylibyśmy na pewno otoczeni czerwonoskórymi. Tu natomiast mamy tylko dwóch wartowników. A może sądzisz, że ogień będzie płonął przez całą noc?

– Naturalnie. Nie pozwolą mu zgasnąć.

– Owszem, nie mają opału. A do dnia jest jeszcze osiem godzin; nie sądzę, aby starczyło drewna. Popatrz tylko, jak szybko spalają się rośliny, a jak mało zdołano ich zebrać.

Jednakże, jak się wkrótce przekonaliśmy, wciąż jeszcze zbierano. Stos coraz bardziej urastał, nie sięgał jednak wielkich rozmiarów.

Później dano nam wieczerzę. Składała się również z kawałka mięsa. Zdjęto z nas więzy, aby je założyć ponownie. Ku naszej radości, Emery z powodzeniem powtórzył fortel.

Co dwie godziny luzowano wartowników. Przy każdej zmianie sprawdzano więzy. Nikt nie zauważył triku Emery’ego.

Czerwonoskórzy długo czuwali. Słyszeliśmy ich głosy do samej północy. W każdym razie o nas to gawędzono i wątek mógł się snuć długo jeszcze. Ale w końcu przecież zaległo milczenie. Ułożono się widocznie do snu.

Naturalnie, my nie zmrużyliśmy oka. Przysunęliśmy do siebie głowy i po cichu szeptali. Ogień płonął jeszcze, ale drewna było nie więcej, niż na godzinę. Rozmawialiśmy po angielsku, aby i Winnetou mógł brać udział.

– Przeklęta sprawa! – gderał Emery. – Nawet jeśli uda się, to i tak za późno!

– Jak to za późno? – zapytałem.

– To się samo przez się rozumie. Cicho jest na zewnątrz, lecz nie wiadomo, czy wszyscy śpią. Dlatego musimy jeszcze czekać, najmniej przez godzinę. A poza tym, wkrótce nadejdą inni strażnicy i od razu zauważą nasze zniknięcie.

– Poczekajmy zatem, aż nastąpi zmiana warty.

– Stracimy cenny czas i nie powetujemy zwłoki. A jeśli się nawet stąd wydostaniemy, nie zajdziemy daleko. Jakże sobie poradzimy bez koni? Kto wie, ile czasu upłynie, zanim uda nam się postawić nogę w strzemionach? A wówczas – nietrudno będzie nas schwytać!

– Nie schwytają, wszak nie zatrzymamy się przy koniach.

– Jak to? Chcesz uciekać pieszo?

– Tak.

– Pieszo! W takim razie można przysiąc, że nas schwytają.

– Ależ nie. Uciekniemy pieszo, ale niedaleko, nie wyjdziemy nawet z doliny.

– Nie? Wytłumacz mi dokładniej!

– Przede wszystkim idzie o broń. Należy pogodzić się z faktem, że teraz nie zdołamy jej odzyskać. Skoro więc umkniemy daleko, stracimy ją na zawsze. A zatem zostaniemy tutaj, aby czekać chwili, kiedy będziemy mogli broń odzyskać.

– Jakże możemy zostać? Czy istnieje tu jakaś kryjówka, w której moglibyśmy się schronić?

– Tak. Grobowiec wodza.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.