Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
222 osoby interesują się tą książką
Hayley Toole, jak każda młoda dziewczyna, ma swoje marzenia, na które odkłada każdy cent. Jednak jedna szalona impreza, na której poznaje przystojnego rockmana – Adama Russella przewraca jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Kobieta sama musi zmierzyć się z konsekwencjami podjętej przez nią decyzji. Po sześciu latach los sprawia, że na jej drodze ponownie staje mężczyzna, z którym spędziła namiętną noc. Ich pierwsze spotkanie po tak długim czasie jest pełne napięcia i wzajemnego żalu, a do Adama dociera prawda. Hayley nie potrafi mu zaufać, chociaż on sam stara się ją przekonać, że przed laty popełnił olbrzymi błąd i zmarnował okazję na coś wyjątkowego. Chce zdobyć serce kobiety, jednak na drodze do ich szczęścia stanie nie tylko upór Hayley, lecz również jego sekret, który zagrozi wszystkiemu, co z takim trudem budowali…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 627
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©
Joanna Maziarek
Wydawnictwo White Raven
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Kopiowanie, reprodukcja, dystrybucja lub jakiekolwiek inne wykorzystanie niniejszej publikacji w całości lub w części, bez wyraźnej zgody autora lub wydawcy, jest surowo zabronione zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa o prawach autorskich. Niniejszy tekst stanowi wyłączną własność autora i podlega ochronie zgodnie z przepisami międzynarodowymi oraz krajowymi dotyczącymi praw autorskich.
Redaktor prowadzący Ewa Olbryś
Redakcja
Dominika Kamyszek @opiekunka_slowa
Korekta
Dominika Surma @pani.redaktorka
Redakcja techniczna i graficzna
Marcin Olbryś
www.wydawnictwowhiteraven.pl
Numer ISBN: 978-83-68175-23-3
Dedykacja
Dla tych, którzy potrafią walczyć.
Również dla tych, którzy czynami, nie słowami, mówią: „Zależy mi na Tobie”.
Hayley
Stanęłam przed lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Nie, to nie mogłam być prawdziwa ja. Prawdziwa Hayley nie założyłaby czerwonej skórzanej sukienki, która kończy się ledwo za pośladkami, przylega do ciała niczym druga skóra i ma z przodu tak potężny dekolt, że piersi nieomal się z niego wylewają. Prawdziwa Hayley nie założyłaby też lakierowanych butów na wysokich obcasach, przypominających te rodem z filmu dla dorosłych. Prawdę mówiąc, prawdziwa Hayley nie wyszłaby tak ubrana z pokoju, a co dopiero z domu, aby pojechać na imprezę, na którą pragnęły trafić wszystkie kobiety tego świata.
No, może większość.
Dlaczego więc założyłam to wszystko na siebie, włosy związałam w fantazyjny kok i wyglądałam niczym Rachel Richey na rozdaniu nagród AVN? Margaret, w skrócie Margo, czyli moja najlepsza przyjaciółka, zmusiła mnie do tego. To właśnie ona zdobyła dla nas możliwość wejścia na imprezę, na której miał się pojawić między innymi Adam Russell, wokalista znanego zespołu Digital Fortress. Margo doskonale wiedziała, że od dość dawna do niego wzdycham, ale jaką miałam szansę na to, że taki facet jak on zwróci uwagę na taką kobietę jak ja?
Daleko mi było do dziewczyn, które na co dzień go otaczały. Nawet ten wyuzdany strój nie mógł tego ukryć. Czułam się, jakbym próbowała kogoś oszukać, i w tym momencie zapragnęłam zedrzeć z siebie wszystko, ukryć w pokoju i zapomnieć o wieczorze, który i tak niczego nie zmieni w moim życiu. Jednak zanim udało mi się zrealizować to postanowienie, drzwi do pokoju stanęły otworem i moje spojrzenie skrzyżowało się z pełnym aprobaty wzrokiem sprawczyni całego zamieszania – Margo. Jej zadowolona mina wszystko mi powiedziała.
– Gdybym nie była heteroseksualną kobietą, nie pozwoliłabym ci tak stąd wyjść. – Jej pełne wargi rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.
Podejrzewałam, że na imprezie to Margo pierwsza kogoś złowi. Była długonogą blondynką o intensywnie niebieskich oczach, zgrabnym ciele i czarującym uśmiechu, któremu absolutnie nikt nie mógł się oprzeć. I beształa mnie za każdym razem, kiedy porównywałam nas ze sobą, twierdząc, że słabo przy niej wypadam. Margo tego nie znosiła, bo – jak twierdziła – nie potrafiłam dostrzec własnego piękna.
– Gdybyś miała fiuta, leżałabyś właśnie na środku łóżka, a ja bym cię dosiadała – zażartowałam, starając się humorem pokryć narastające we mnie zdenerwowanie.
– A kto mówi o fiucie? – Margo sugestywnie uniosła brew, przypatrując mi się z uwagą. – Zdajesz sobie sprawę, że to kobieta wie, jak sprawić drugiej kobiecie największą przyjemność? – Kiedy końcem języka oblizała aksamitne usta, aż mnie zatkało.
– Co ty… – Nie byłam w stanie nic więcej z siebie wydusić. W odpowiedzi usłyszałam jedynie wybuch śmiechu. Margo zgięła się wpół i chichotała w najlepsze. Zmarszczyłam czoło. Oszalała czy jak? Dopiero po chwili, gdy opanowała niespodziewaną wesołość i znów popatrzyła mi prosto w oczy, chrząknęła, po czym przemówiła:
– Zrobiłaś tak zszokowaną minę, jakbym zaraz zamierzała przystąpić do zniewolenia cię i wypróbowania swojej teorii. – Postawiła krok w moją stronę. – Nie zapomnij o oddychaniu, Hayley. W tej sukience to nawet byłoby wskazane.
– Wyglądam jak dziwka – skwitowałam, wzdychając głęboko.
– Wyglądasz jak seksowna kobieta. – Margaret mocno zaakcentowała ostatnie słowa.
Jej czoło przecięła pionowa zmarszczka niezadowolenia. Przyjaciółka złościła się, kiedy mówiłam o sobie w ten sposób. Niestety, nie należałam do zbyt pewnych siebie osób, do tego mankamenty mojego ciała co rusz mi o tym przypominały. Mimo to Margo próbowała uczynić ze mnie pięknego
łabędzia, który przeistaczał się z brzydkiego kaczątka. Drgnęłam, gdy przystanęła tuż za mną i położyła dłonie na moich ramionach. Na jej twarzy malowała się powaga i już wiedziałam, jakie słowa za chwilę padną.
– Zupełnie nie rozumiem, dlaczego jesteś wobec siebie tak krytyczna – sapnęła. – Spójrz tylko. Masz piękną twarz, naturalną i nietkniętą ręką chirurga, co znacznie wyróżnia cię na tle hollywoodzkich panienek. Masz fantastyczny tyłek, którego pozazdrościłaby ci niejedna kobieta, o piersiach nie wspominając. Zdajesz sobie sprawę, ile dziewczyn marzy, żeby urodzić się z takim biustem?
– To byłby fenomen, bo nikt się nie rodzi z takimi cyckami. One same później wyrastają – prychnęłam, chociaż nie odczuwałam złości w stosunku do przyjaciółki.
Co więcej – naprawdę rozumiałam powody, dla których wydzierała się na mnie za każdym razem, gdy tylko zaczynałam marudzić.
– Zobaczysz, że pewnego dnia zmienisz zdanie. Niech tylko wreszcie jakiś samiec dorwie się do twoich majtek. – Margo przerwała nasz fizyczny kontakt. – Od razu inaczej zaśpiewasz. À propos śpiewania, nie pozwólmy panu Russellowi zbyt długo czekać na jego księżniczkę. – Znów błysnęła fenomenalnym uśmiechem, a ja pokręciłam głową z rezygnacją.
Faceci pokroju Russella nie zwracali na mnie uwagi. Nie widziałam najmniejszego sensu w przekonywaniu jej, że będzie inaczej, bo Margo i tak swoje wiedziała.
– Prędzej ucieknie z krzykiem, kiedy mnie zobaczy – parsknęłam. – O ile zobaczy – dodałam odrobinę ciszej.
– Jeśli nie jest gejem, a nic na to nie wskazuje, to nie przejdzie obok ciebie obojętnie. Naprawdę potrzebujesz prawdziwego mężczyzny, bo bełkoczesz jak stara panna. – Margo podeszła do drzwi i zatrzymała się w progu, spoglądając na mnie wymownie. – Idziemy? Wiem, że spóźnienia w Hollywood są w modzie, ale nie przesadzajmy, bo zaraz ominie nas pół imprezy.
– Jak załatwiłaś wejście na to przyjęcie? – spytałam, zmieniając temat.
Sięgnęłam po leżącą na łóżku skórzaną kurtkę i zarzuciłam ją na ramiona. Powoli ruszyłam za moją bratnią duszą. Mimo wszystko ją uwielbiałam i wiedziałam, że Margo chce dla mnie dobrze. Nawet wtedy, gdy nakazała mi włożyć strój, który nie pozostawiał zbytniego pola wyobraźni.
– Mój znajomy jest ochroniarzem, który pilnuje wejścia. Wisiał mi przysługę, więc postanowiłam ją wreszcie wykorzystać. – Nie widziałam jej twarzy, ale byłam pewna, że właśnie się uśmiechnęła.
Kiedy dotarłam do drzwi frontowych, złapałam za torebkę i wyjęłam z niej kluczyki. Sprawnie zamknęłam drzwi i chwilę później siedziałam na tylnym siedzeniu taksówki. Margo wyjęła komórkę i pisała do kogoś wiadomość, a ja starałam się ignorować pożądliwe spojrzenia kierowcy, który co rusz zerkał we wsteczne lusterko.
Impreza odbywała się w Los Angeles Club Crawl, do którego wstęp mieli dzisiaj wyłącznie zaproszeni goście. Denerwowałam się, bo cały czas odnosiłam wrażenie, że ta sprawa okaże się niczym innym jak tylko ponurym żartem, a ochrona odprawi nas z kwitkiem.
Nie żeby przesadnie zależało mi na dostaniu się do środka, ale szczerze mówiąc, naprawdę byłam ciekawa, jakie to uczucie przebywać w pobliżu tylu sław, i chciałam zobaczyć, jak wyglądają te ich imprezy. Wiele się o nich słyszało, jednak czy plotki pokrywały się z prawdą? Wkrótce, jeśli wszystko dobrze pójdzie, miałam się o tym osobiście przekonać. Pogrążyłam się w myślach do tego stopnia, że nie zauważyłam, kiedy dotarłyśmy, a taksówka zatrzymała się nieopodal wejścia do klubu. Już z daleka dostrzegłam, że kolejka ciągnie się i ciągnie. Przełknęłam głośno ślinę, lecz właśnie wtedy Margo dotknęła mojego ramienia.
– Rob na nas czeka. Zaraz znajdziemy się w środku, więc lepiej przygotuj się na dobrą zabawę. Najpierw pójdziemy do baru po drinki. Musisz wyluzować, bo jesteś spięta jak guma w majtkach mojej mamy. – Przyjaciółka była w szampańskim nastroju. – Wysiadasz czy czekamy, aż się namyślisz? – zakpiła.
– Wysiadam – odpowiedziałam, starając się zapanować nad głosem i drżącymi nogami.
Ostrożnie postawiłam stopy na chodniku, próbując wysiąść z gracją i się przy tym nie wywrócić. Tłum dziewczyn w kolejce miałby niezły ubaw, gdybym wyrżnęła przed wejściem. Kiedy stałam pewnie na obydwu nogach, usłyszałam trzaśnięcie drzwi i taksówka odjechała. Margo pchnęła mnie delikatnie do przodu, aż syknęłam.
– Przez ciebie zaraz wyląduję na twarzy! – warknęłam cicho, ale przyjaciółka nie zwróciła na to większej uwagi.
Zrównała ze mną krok, a nawet delikatnie wyprzedziła, wypatrując kogoś w tłumie. Zapewne znajomego ochroniarza o imieniu Rob. Gdy postawny mężczyzna podniósł rękę i lekko nam pomachał, a na ustach Margo dostrzegłam wypełzający uśmiech, już wiedziałam, że to on.
– Wchodźcie, póki sam stoję na warcie – powiedział cicho Rob, nachylając się do Margaret.
Jako że szłam tuż za nią, dotarły do mnie jego słowa. Kątem oka zauważyłam, że dziewczyna za mną również próbowała wyłowić, co mówił, ale najwidoczniej jej się nie udało, bo na jej twarzy odmalowało się niezadowolenie.
– Dzięki, przystojniaku – odpowiedziała Margo uwodzicielskim tonem. – Hayley, idziemy. – Obróciła się w moją stronę i chwyciła mnie za dłoń.
Nie chciała mnie zgubić, co w tak wielkim klubie nie byłoby niczym dziwnym. Dzielił się na kilka pomieszczeń, z których największym była sala z parkietem. W pozostałych ustawiono stoliki i loże, a jeden z poziomów należał wyłącznie do strefy VIP. To tam, zgodnie z zapewnieniami przyjaciółki, znajdował się dzisiaj Adam Russell. Byłam pewna, że to z jego powodu zjawiło się tutaj tyle kobiet. Jego, a także pozostałych członków zespołu.
– Widzę wolne miejsca przy barze! – krzyknęła mi do ucha moja towarzyszka.
Niestety hałas panujący na tym poziomie nie pozwalał na prowadzenie normalnej konwersacji. Margo ruszyła, ciągnąc mnie za sobą. Po drodze mijałyśmy rozbawionych i roztańczonych ludzi, z których część wyglądała już na wyraźnie wstawioną, co wcale nie przeszkadzało im w dobrej zabawie. Gdy wreszcie usiadłyśmy na hokerach, pozwoliłam sobie odetchnąć z ulgą. Dotarłam tu cała i zdrowa, choć wciąż ewidentnie spięta. Margo miała rację – potrzebowałam czegoś na rozluźnienie. Skoro trafiłam na taką imprezę, powinnam zrobić wszystko, aby bawić się jak najlepiej. Byłam to winna przyjaciółce, która się postarała i zdołała nas tu sprowadzić.
– Poproszę dwa cosmopolitany. – Margaret złożyła zamówienie u barmana, który wyrósł przed nami jak spod ziemi.
– Się robi! – zawołał, puszczając do niej oczko, co blondynka skwitowała swobodnym uśmiechem.
– Jak ci się podoba? – zwróciła się do mnie, siadając bokiem. – Spory tłum, prawda? – Obrzuciła gości przelotnym spojrzeniem, po czym utkwiła we mnie wzrok. – Zobaczysz, że będzie fantastycznie. Tylko się wreszcie rozluźnij. Sądzisz, że jestem na tyle ślepa, żeby nie zauważyć, jak bardzo się denerwujesz? Niepotrzebnie, skarbie. Potrzebujesz tego wieczoru i oderwania się od rzeczywistości.
– Wiem. – Niechętnie przyznałam jej rację.
Przerwałam, gdy barman postawił na blacie nasze drinki. Wzięłam jeden do ręki i pociągnęłam nieco przez słomkę. Nie zamierzałam się upijać, ale chciałam spuścić trochę pary.
– Dziękuję, że mnie tu sprowadziłaś. – Posłałam przyjaciółce pełen wdzięczności uśmiech. – To dla mnie wiele znaczy.
– Wreszcie mówisz do rzeczy. – Margo zachichotała.
Ze zdumieniem zauważyłam, że połowy jej cosmopolitana już nie ma. Roześmiała się, widząc moją minę.
– Spokojnie – kontynuowała. – Nie upiję się do takiego stanu, żeby nie wiedzieć, co się ze mną dzieje. I nie zostawię cię na pastwę losu, chyba że sama tego zechcesz. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a ja przewróciłam oczami.
– To się nie wydarzy – zaprzeczyłam, rozglądając się dookoła z ciekawością.
– A powinno. Jesteś młoda i jeszcze…
– Margo! – fuknęłam, mrożąc ją spojrzeniem. – Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć! – Poczułam, jak na policzkach zakwitają mi rumieńce. Z pewnością wszystko było po mnie widać. Tak, skończyłam dwadzieścia pięć lat i wciąż pozostawałam dziewicą. Niespotykane zjawisko, coś mniej więcej jak dinozaur. Dlaczego w tym wieku nadal trzymałam wianek, zamiast korzystać z uroków życia? Po prostu nie umiałam zachowywać się tak, jak większość kobiet.
Dla mnie seks nie był tylko sportem, który w Los Angeles powinien zostać okrzyknięty mianem najłatwiejszej drogi do zdobycia upragnionego celu. Załatwianie spraw przez łóżko stało się popularnym sposobem na spełnianie marzeń. Moje wyglądały zupełnie inaczej: chciałam zdobyć wykształcenie, na które nie było mnie stać, bo rodzice nie należeli do bogatej klasy społecznej, a studia stanowiły olbrzymi wydatek. Dlatego łapałam się dorywczych prac i odkładałam każdego dolara na naukę. Zamierzałam zostać nauczycielką w przedszkolu i pracować z dziećmi, bo zwyczajnie je lubiłam. Było to coś zupełnie innego niż większość preferowanych zawodów w Mieście Aniołów. Lub Zepsutym Mieście, jak lubiłam je nazywać.
– Nikt nie zwraca na nas uwagi. – Margo przerwała moje rozmyślania. – Idziemy na parkiet, powinnaś się rozruszać. A później rozejrzymy się po klubie. – Odstawiła puste szkło i znów chwyciła mnie za dłoń.
Nie miałam innego wyjścia, jak za nią pójść. Szybko wmieszałyśmy się w tłum tańczących ludzi. Dzięki odrobinie alkoholu, którą zdążyłam wypić, rozluźniłam się na tyle, by wczuć się w piosenkę i dać się porwać dobrej zabawie. Po trzecim kawałku nabrałam śmiałości, żeby bez większych oporów dołączyć w tańcu do Margo. Ocierałyśmy się o siebie, śmiejąc się przy tym, nie zwracając uwagi na otoczenie. Nie wiem, jak długo szalałyśmy, aż w końcu ogarnęło mnie lekkie zmęczenie. Potrzebowałam odpoczynku i zwilżenia gardła.
– Wracamy do baru? – poprosiłam Margaret, a ona skinęła głową. Kiedy powtórnie zajęłyśmy miejsca, przyjaciółka zamówiła kolejne drinki.
– Jak się bawisz? – zapytała, przyglądając mi się bystrym wzrokiem.
– Jest lepiej, niż mogłam przypuszczać. – Uśmiechnęłam się pod nosem. – Nie spodziewałam się, że będzie tak wspaniale.
– A może być jeszcze lepiej – mruknęła Margo obiecującym tonem. – Spójrz do góry. Widzisz te balkony po drugiej stronie sali?
Skupiłam uwagę na wspomnianej części klubu. Kiwnęłam głową, a wtedy Margo zaczęła dalej mówić:
– Za nimi znajdują się schody prowadzące do strefy VIP. Masz ochotę się tam przejść? – spytała.
Roześmiałam się na cały głos. Kiedy zdołałam się opanować, zauważyłam, że przygląda mi się jak wariatce.
– Co cię tak rozbawiło? – Wyglądała na autentycznie zaciekawioną.
– Po prostu sobie wyobraziłam, że docieramy do wejścia dla gwiazd i ochrona przepuszcza nas bez mrugnięcia okiem. Wybacz! – Uniosłam dłonie, próbując się uspokoić. Nawet ja nie byłam na tyle naiwna, żeby uważać, że ktoś przy zdrowych zmysłach wpuści nas na górę na ładne oczy. Nie miałyśmy zaproszeń do tej strefy i nawet się nie łudziłam, że trafimy w pobliże sław. W pobliże Adama Russella i jego zespołu, dodałam w myślach.
– Mówisz o tym? – Margo jak gdyby nigdy nic wyjęła z torebki dwie laminowane plakietki z wielkim napisem „VIP” na każdej z nich. – To mój spóźniony prezent urodzinowy dla ciebie.
– Skąd je wytrzasnęłaś? – wydukałam, przyglądając się im z takim zaskoczeniem, jakby Margaret trzymała w dłoni dwa pistolety, gotowe w każdej chwili wystrzelić, a nie wstęp do strefy VIP.
– Mówiłam, że się postaram. Niech to pozostanie moją słodką tajemnicą. – Powachlowała się plakietkami, posyłając mi znaczące spojrzenie. – To jak? Idziesz ze mną?
– Ja… – Zabrakło mi słów, a żołądek zawiązał się w supełek. Zawsze marzyłam o tym, aby spotkać na żywo choćby jednego idola. A teraz, kiedy dostałam tę szansę od losu, a właściwie od Margo, wydawało mi się, że śnię.
– Napij się jeszcze. – Margaret podała mi szklankę z drinkiem. – Jesteś koszmarnie spięta. Nikt cię tam nie zje. Chcę, żeby ten wieczór był dla ciebie niezapomniany, bo zasłużyłaś sobie na to jak nikt inny. Jesteś wspaniałą dziewczyną, a oprócz pracy praktycznie nigdzie nie wychodzisz. Musisz wreszcie zacząć żyć pełnią życia. Kiedy, jeśli nie teraz? Wiem, że odkładasz na studia, ale nie możesz ciągle funkcjonować jak mniszka. Pozwól sobie na zabawę!
– Jako przyjaciółka powinnaś mnie pilnować, żebym nie zrobiła niczego głupiego.
– Jako przyjaciółka zamierzam sprawić, że na chwilę porzucisz otaczający cię świat i wykorzystasz dzisiejszy wieczór tylko dla siebie, bawiąc się najlepiej, jak potrafisz. W jej oczach błysnęła autentyczna radość, której nie potrafiłam się przeciwstawić. Margaret miała rację. Nie pozwalałam sobie zbyt często na rozrywkę, harowałam jak wół, aby ziścić marzenia o przyszłości i upragnionym zawodzie. To był mój cel, ale czy choćby przez jeden wieczór nie mogłam o nim zapomnieć i pozwolić ponieść się emocjom?
– Wypijemy po jeszcze jednym drinku i pójdziemy spróbować szczęścia? – zapytałam, zanim odwaga zdążyła mnie opuścić.
Uniesiony kciuk mojej towarzyszki pozostał jedyną odpowiedzią.
Adam
Rozejrzałem się po przyciemnionym wnętrzu pomieszczenia dla VIP-ów. Chłopacy rozpierzchli się po kątach, każdy ze swoją panienką. Rzuciłem przelotne spojrzenie na rudowłosą laskę, która siedziała u mojego boku, wyraźnie eksponując silikonowy biust, a także długie nogi. Od czasu do czasu delikatnie je rozchylała, kusząc tym, co czekało, abym tylko po to sięgnął. Kiedy zauważyła, że chwilowo kupiła moją uwagę, jeszcze szerzej się uśmiechnęła. W odpowiedzi przybrałem najbardziej znudzoną minę, na jaką tylko było mnie stać. Nawet nie musiałem udawać, bo naprawdę wiało nudą. Nie działo się nic, do czego się nie przyzwyczaiłem. Morze alkoholu, narkotyki, które wciągało się lub połykało jak cukierki, panienki – chętne, ledwo człowiek skinął na nie palcem. Nic dziwnego, że to szybko powszedniało, stało się banalnie przewidywalne. Na przykład teraz: wystarczyłoby, że kazałbym Lindsay, a może Lilith czy Lei, nigdy nie pamiętałem ich imion, uklęknąć i zrobić sobie loda, a zaraz bym go dostał. Może na początku mnie to ekscytowało, wszystko na wyciągnięcie ręki, jednak tamten etap już dawno zostawiłem za sobą.
Lindsay, Lilith lub Lea, jakby czytając mi w myślach, położyła swoją dłoń na moim kroczu i delikatnie je ścisnęła. Zamiast podniecenia ogarnęło mnie jednak rozdrażnienie. Ten wieczór zdecydowanie nie przebiegał tak, jak powinien. Zacisnąłem usta, chwyciłem swoją towarzyszkę za rękę i odciągnąłem ją na bok. Zignorowałem jej zdziwione spojrzenie i grymas niezadowolenia, który pojawił się zaraz po nim.
Wstałem, zanim zdołała coś powiedzieć. Ruszyłem przed siebie, pragnąc oddalić się stąd jak najszybciej, jak najdalej. Zniknąć i znaleźć się w innej rzeczywistości. A przecież kochałem ten świat, kochałem chłopaków z mojego zespołu, nawet tego debila Nathana, który starał się mnie jak najlepiej pilnować i trzymać w ryzach, żebym nie narobił sobie kłopotów po pijaku czy pod wpływem narkotyków. Wszystkich kochałem, ale nie dzisiaj. Dzisiaj musiałem wymiksować się z tego towarzystwa, uciec stąd i zapomnieć, choć na chwilę. Tylko właściwie dokąd miałem się udać?
Pogrążony w filozoficznych myślach, co było do mnie kompletnie niepodobne, nie zauważyłem na czas dwóch kobiet, które właśnie wchodziły do części dla VIP-ów. Jedna z nich, wysoka blondynka o włosach sięgających niemal do pasa, zdołała zejść mi z drogi, jednak druga, również blondynka, choć o ciemniejszym odcieniu włosów, w czerwonej sukience, już nie. Omal jej nie staranowałem, ale w ostatniej chwili chwyciłem ją i przycisnąłem do swojego torsu. Ogarnęło mnie przyjemne, bijące od jej piersi ciepło, które natychmiast popłynęło w dół, prosto do mojego fiuta. Gdy na moim ciele zatańczyły mrówki, a adrenalina wypełniła mi żyły, już wiedziałem, że ten wieczór wcale nie musi zostać spisany na straty. Utkwiłem wzrok w twarzy kobiety, która podniosła na mnie oczy, i w jej spojrzeniu dostrzegłem szok.
Poznała cię. Ale czy to coś nowego? Byłbyś zdziwiony, gdyby w tym cholernym klubie przebywała chociaż jedna panienka, która nie wie, kim jesteś.
Nie interesowało mnie to. Liczył się tylko fakt, że wreszcie się ożywiłem, że uwierzyłem, że tę noc można jeszcze uratować. Że wkrótce zanurzę się między czyimiś udami i opuści mnie ta okropna frustracja. Szczerze nienawidziłem tego uczucia.
– Przepraszam. – Posłałem wciąż milczącej kobiecie najbardziej uwodzicielski uśmiech, na jaki było mnie stać. Gdy spostrzegłem, że gwałtownie wciągnęła powietrze w płuca, z trudem powstrzymałem wypełzający na usta uśmiech. – Nic ci się nie stało? – spytałem może przesadnie troskliwym głosem, ale na moje szczęście dziewczyna tego nie zauważyła.
– N-nie – wydusiła z siebie.
– Hayley, na pewno wszystko w porządku? – Jej znajoma stanęła po mojej prawej stronie, przypatrując się raz mnie, raz jej.
Byłbym ślepy, gdybym nie zauważył, że puściła oczko do kobiety o imieniu Hayley. Przynajmniej jej nie pomylę z Lindsay, Lea czy jak jej tam było.
– Twoja przyjaciółka powinna usiąść i czegoś się napić – stwierdziłem i zanim ta zdołała coś odpowiedzieć, odsunąłem ją delikatnie od siebie i wziąłem pod ramię. – Zapraszam was, drogie panie, do stolika. Mitch! – krzyknąłem na znajomego kelnera, który dzisiejszego wieczoru obsługiwał naszą strefę. – Zrób porządek w mojej loży. Byle szybko – dodałem znacząco, a on w odpowiedzi skinął głową i posłusznie się oddalił.
– Nie chciałybyśmy przeszkadzać – wtrąciła przyjaciółka Hayley.
– Wcale nie będziecie. To dla mnie zaszczyt, że mogę was do siebie zaprosić. – Mówiąc to, patrzyłem na Hayley, która w tym momencie postanowiła przetestować granice mojej wytrzymałości, oblizując koniuszkiem języka uwydatnione czerwoną szminką usta.
Niemal zagryzłem dolną wargę do krwi, a mój penis coraz bardziej wypełniał luźną przestrzeń w spodniach. Zaraz obie kobiety mogły stać się świadkami mojej dumnie sterczącej erekcji. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale wolałbym ją uwolnić i zatopić w ciasnej przestrzeni wnętrza Hayley.
– Dwie ślicznotki dla takiego gbura jak ty? Czy to nie za dużo, bracie? – Dave, mój gitarzysta i jeden z najlepszych kumpli, podszedł do naszego towarzystwa. – Nie bądź zachłanny.
– Drogie panie, to Dave Dunning, amator, który udaje, że potrafi grać na gitarze.
Po mojej prezentacji towarzyszka Hayley parsknęła śmiechem. Sama Hayley ledwo wygięła usta ku górze.
– Dave. – Dunning ujął dłoń długowłosej blondynki, składając na niej dżentelmeński pocałunek. O mało nie zwymiotowałem na ten widok, bo każdy, kto tylko znał tego durnia, wiedział, że z dżentelmenem ma tyle wspólnego, co kurwa z majtkami. Jednak umiał czarować, co zjednywało mu mnóstwo kobiet.
– Margaret, dla przyjaciół Margo – odpowiedziała.
Zauważyłem, że jest niezwykle pewna siebie i zdaje się doskonale wiedzieć, o co chodzi w grze, którą prowadziliśmy z Dave’em. Nie wyglądała na taką, która by oponowała. Wniosek nasuwał się jeden – przyszła się zabawić.
Znów wróciłem spojrzeniem do tej, którą trzymałem za ramię. Nie wyrywała się, ale też stała niczym kamienny posąg. Westchnąłem w myślach, bo nie chciałem z niej rezygnować, lecz widząc, co się dzieje, wiedziałem, że należy podsunąć jej ze dwa drinki na rozluźnienie. To nie stanowiło żadnego problemu, jednak było mi żal, że przez to cała sprawa się przeciągnie.
– A ty, ślicznotko, jak masz na imię? – zapytał kobietę w czerwonej sukience.
– Hayley – odpowiedziała, a kiedy Dave musnął ustami jej delikatną skórę na dłoni, szybko ją zabrała.
– Zapraszamy do stolika. Przecież nie będziemy stali w przejściu. – Dave spojrzał na mnie znacząco, a ja pociągnąłem za sobą Hayley, która o dziwo nie stawiała oporu.
Nawet wydawało mi się, że odrobinę wyluzowała. Gdy zerknąłem na nią z góry, omal nie jęknąłem. Jej piersi falowały w rytm kroków, a ja miałem na nie niesamowity widok. Nie wyglądały na sztuczne, co czyniło je jeszcze bardziej atrakcyjnymi. Już sobie wyobrażałem, jak wkładam między nie członka i je posuwam, a Hayley przy każdym ruchu próbuje uchwycić go ustami. Na samą myśl kutas jeszcze bardziej stwardniał.
– Wydajesz się zdenerwowana – zauważyłem, zwracając się do Hayley po zajęciu miejsc w loży.
Margo i Dave też usiedli, ale skupieni byli wyłącznie na sobie, nie patrzyli nawet na mnie i moją laskę.
Jeszcze nią nie jest.
Hayley nie była w moim typie. Preferowałem bardzo szczupłe kobiety, a ona wyraźnie do nich nie należała. Na ulicy nawet bym na nią nie spojrzał, lecz tu i teraz… Samo trzymanie jej w ramionach doprowadziło mnie do erekcji, lepszej rekomendacji nie potrzebowałem. A że była krąglejsza niż panienki, które zazwyczaj tu przychodziły? Jeśli mój fiut nie protestował, to i ja nie zamierzałem.
– Głupio się czuję, że tak na ciebie wpadłam – wyjaśniła szczerze.
Wszelkie emocje wyraźnie rysowały się na jej twarzy. Podejrzewałem, że nie chadza do takich klubów jak ten i nie ma zbytniego doświadczenia z facetami. To też nie stanowiło dla mnie żadnej przeszkody. Nie takie pokonywałem w swoim życiu.
– Daj spokój, Hayley. – Siliłem się na opanowanie, próbując jej nie spłoszyć. – To ja jestem ci winien przeprosiny. I to dwukrotne.
– Dwukrotne? – powtórzyła, unosząc brwi. – Dlaczego? – zapytała z zainteresowaniem.
Wreszcie zaczęła się rozluźniać, ale do odpowiednego efektu i tak potrzebowała alkoholu. Na szczęście zjawił się Mitch z dwoma drinkami i butelką zmrożonej wódki, którą osobiście preferowałem.
– Po pierwsze – podsunąłem jej szklankę i chwyciłem za kieliszek, który Mitch napełnił przeźroczystym trunkiem – wpadłem na ciebie i prawie cię staranowałem. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. – Miałem nadzieję, że zabrzmiałem wiarygodnie.
Na szczęście Hayley niczego nie zauważyła. Przynajmniej nie pokazywała tego po sobie.
– A po drugie?
Ledwo zmoczyła wargi w alkoholu, a zaraz sobie wyobraziłem, jak ssie mnie i połyka nasienie. Poruszyłem się niespokojnie. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio byłem taki podjarany. Bałem się, że zaraz rozerwie mi spodnie!
– Nie przedstawiłem się. Mam na imię Adam. – Ująłem ją za dłoń i skopiowałem zachowanie kumpla sprzed paru chwil.
Gdy moje usta zetknęły się z jej skórą, z zadowoleniem zauważyłem na jej ciele gęsią skórkę. O tak, to będzie bardzo przyjemny wieczór. Odsunąłem się niechętnie, obiecując sobie, że zrobię wszystko, byleby zaciągnąć ją do łóżka. Lub gdziekolwiek indziej.
– Hayley – odparła lekko drżącym głosem. – I to moja wina, bo nie patrzyłam przed siebie.
– Nie czuj się winna. – Przechyliłem kieliszek z wódką i zimna ciecz spłynęła w dół mojego gardła. Wkrótce przyjemne ciepło zaczęło rozgrzewać mnie od środka.
– Po prostu nie za bardzo uważałam. To wszystko przez te buty – westchnęła.
Dopiero wtedy zwróciłem na nie uwagę. I znów wyobraźnia podsunęła mi pewne obrazy, więc potrząsnąłem głową. Musiałem działać i to jak najszybciej.
– Pewnie mnóstwo facetów mówiło ci, że fantastycznie wyglądasz – sprzedałem najbanalniejszy komplement pod słońcem.
Brwi Hayley podjechały do góry, a na jej twarzy po chwili zagościł nieśmiały uśmiech. Dlaczego, do kurwy nędzy, laska, która obudziła dzisiaj mojego penisa do życia, okazała się taka płochliwa? Obawiałem się, że kiedy ledwo ją dotknę, ona zacznie krzyczeć jak dziewica. Natychmiast parsknąłem śmiechem w myślach. Przecież dziewice nie istnieją, a już na pewno nie w Los Angeles, gdzie każdy sypia z każdym, byleby osiągnąć upragnione cele.
– W zasadzie jesteś pierwszym. – Kolejny łyk drinka zniknął w jej gardle. – Ty również świetnie wyglądasz.
– Zwyczajnie. Zatańczymy? Co prawda rzadko schodzę na parkiet, ale ciebie postaram się nie podeptać – zażartowałem, obserwując ją uważnie.
Otworzyła usta, po czym zaraz je zamknęła. Gdy znów się rozwarły, nabrałem ochoty, aby wsadzić w nie palec, którego zassałaby niczym fiuta.
Dość, kurwa! Zaraz spuścisz się w spodnie, idioto!
– Naprawdę chcesz ze mną zatańczyć?
– Czułbym się zazdrosny, gdyby ktoś mnie wyprzedził. Dopijemy alkohol i idziemy? – zaproponowałem, zbyt zniecierpliwiony, aby dłużej czekać.
– Jasne. – I wtedy jej twarz rozpromienił szczery uśmiech. – Przepraszam, że jestem taka wycofana, ale po prostu mnie onieśmieliłeś.
– To jest nas dwoje – improwizowałem, a nie da się ukryć, że byłem w tym naprawdę dobry – bo ty również mnie onieśmieliłaś. Jestem niewiarygodnym szczęściarzem, że na ciebie trafiłem, zanim ktoś inny zdołał się przy tobie zakręcić.
– Przesadzasz. Widziałeś gdzieś za mną tłum mężczyzn? – Niemal duszkiem wypiła resztę drinka i odstawiła szklankę na stolik.
– W zasadzie tak. Ochrona ich zatrzymała tuż przed wejściem do strefy – bajerowałem w najlepsze. – Idziemy na parkiet? – ponowiłem pytanie.
Hayley spojrzała na swoją przyjaciółkę, ale ta była pochłonięta rozmową z Dave’em. Stawiałem tysiąc dolców, że lada moment ją stąd wyrwie i bzyknie w pierwszym lepszym miejscu, do którego dotrą. Dziewczyna powróciła do mnie wzrokiem, a ja dostrzegłem w nim aprobatę. Wysunęła dłoń w moją stronę, więc złapałem ją bez zawahania i wstałem. Tak naprawdę nie znosiłem tańczyć, ale dostałem od losu niesamowitą okazję, żeby poocierać się o jej kształty i sprawić, by dla mnie zapłonęła. Ledwo trafiliśmy na parkiet, a otoczyłem ją ramionami. Hayley zarzuciła mi ręce na szyję i chociaż ponownie zesztywniała, to podobało mi się, że nie próbowała się odsunąć. Położyłem dłonie tuż nad jej pośladkami, mimo że marzyłem o tym, żeby zacisnąć je dokładnie na nich.
Gdy Hayley, celowo lub nie, otarła się o mój wzwód, z trudem powstrzymałem się przed wyciągnięciem jej z klubu i wzięciem sobie tego, czego pragnąłem od samego początku. Wtedy zadrżała, więc uśmiechnąłem się pod nosem. Przynajmniej miała świadomość, że jestem podniecony, i z pewnością wreszcie do niej dotarło, jak zakończy się nasz wspólny wieczór. Po chwili odważyła się podnieść głowę, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie wahałem się ani sekundy dłużej. Musiałem jej skosztować i ugasić palące pragnienie. Przytknąłem usta do jej ust i wsunąłem język przez lekko rozchylone wargi. Hayley nie zdążyła jęknąć, kiedy pochwyciłem ją za pośladki i przycisnąłem do swojego krocza.
Miałem wprawę w relacjach damsko-męskich, którą nabywałem od wielu lat, jednak tak nieśmiałej laski dawno nie trzymałem w ramionach. Normalnie bym ją sobie odpuścił, ale mój fiut nawet nie chciał o tym słyszeć. Kiedy Hayley odpowiedziała na pocałunek, poczułem się, jakbym dostał obuchem w łeb. Na szczęście szybko się zmitygowałem i nie pozwoliłem, by ogarnęły ją wątpliwości. Językiem pieściłem jej język, ssałem go, dowodząc, że to tylko wstęp do tego, co nas czeka. Otarłem się nabrzmiałym kroczem o jej własne, a wtedy dziewczyna znów zadrżała. Pragnęła mnie! Musiałem korzystać z jej chęci, zanim znów zamknie się w sobie. Oszalałbym, gdyby to zrobiła.
Przestałem pieścić jej usta i przeniosłem się na mlecznobiałą szyję. Zostawiłem na niej wilgotny szlak i mruknąłem jej prosto do ucha, po czym je też polizałem. Miałem ochotę odtańczyć taniec zwycięstwa, jakkolwiek to brzmiało. Znajdowałem się o krok od zanurzenia w cipce Hayley i nie mogłem dłużej czekać.
– Oszalałem na twoim punkcie – wychrypiałem. – Pragnę cię do granic możliwości. – Tu nie kłamałem.
– Adam… – W jej głosie pojawiło się wahanie.
Nie zamierzałem dopuścić do sytuacji, w której Hayley uciekłaby mi sprzed nosa. Znów przyssałem się do jej ust i wsunąłem w nie język. Zamierzałem rozpalić ją do czerwoności, aż sama zedrze z siebie tę sukienkę i nadzieje się na mojego kutasa. Tym razem pozwoliła, żebym kontrolował całą sytuację i robił z nią to, co chciałem. Kiedy otarła się o mój tors piersiami, wiedziałem, że nadszedł czas, aby opuścić klub.
Oderwałem się od dziewczyny i spojrzałem na nią roziskrzonym wzrokiem. Bez słowa złapałem ją za dłoń i poprowadziłem do jednego z wyjść, przy którym stała moja limuzyna. Tak, woziłem się nimi przy takich okazjach. Było mnie na to stać, jak i na wiele innych rzeczy. Wcale się z tym nie kryłem. A teraz wnętrze mojego auta miało zapewnić mi spokój i okazję do maratonu seksu, który sobie zaplanowałem. Wiedziałem, że szybko nie wypuszczę Hayley z rąk.
Hayley
5 tygodni później
– To nie może być prawda! – wykrzyczałam, tępo wpatrując się w kawałek plastiku, który leżał przede mną na blacie.
Tylko ty masz takie szczęście i zaliczasz wpadkę przy swoim pierwszym razie, Hayley.
Usiadłam na podłodze w łazience i zakryłam twarz dłońmi, licząc, że w jakiś magiczny sposób moje wszystkie problemy wyparują, a ja obudzę się w nowej rzeczywistości, która wcale nie okaże się podłą suką. Bo ta właśnie taka była, zdecydowanie. Natłok myśli spowodował, że w końcu rozbolała mnie głowa, a z oczu pociekły łzy.
Dlaczego moje życie okazywało się jednym wielkim pasmem niekończących się nieszczęść? Dlaczego nie mogłam funkcjonować tak, jak funkcjonowała większość współczesnych kobiet? Bez góry trosk, bez obawy, że nigdy nie zdołają ziścić swoich marzeń o spokojnej przyszłości? Dlaczego ja, Hayley Toole, nie dostałam szansy, aby żyć według własnego planu? Ciężko pracowałam, odkładając każdy cent na podjęcie nauki, a wszystko przekreśliłam jednym wyjściem na imprezę!
Na samo wspomnienie żółć podeszła mi do gardła. Na szczęście siedziałam niedaleko toalety, więc zdążyłam paść na kolana i wylądowałam z głową w muszli. Opróżniłam cały żołądek, chociaż niewiele się w nim znajdowało. A może już zaczęły się ciążowe mdłości? Sama nie wiedziałam i chyba nie chciałam zgłębić tej tajemnicy. Tak, byłam w szoku, ale kto na moim miejscu by nie był? Jedna jedyna noc spędzona z Adamem Russellem zaowocowała ciążą. Spodziewałam się dziecka. Jego dziecka. Naszego dziecka? Sama nie wiedziałam, jak to nazwać. Nie miałam zielonego pojęcia, co dalej robić.
Wiem, co poradziłoby mi mnóstwo osób – usunąć ciążę, póki nie jest za późno.
Ale to kosztowało, a poza tym… Na samą myśl żołądek podjął kolejny bunt i tym razem zwymiotowałam wodą, której resztki w nim zalegały. Nie dałabym rady wyskrobać dziecka, które dla większości ludzi wciąż nim nie było, lecz rozwijało się już we mnie i czułam jego obecność – zdawałam sobie sprawę, jak irracjonalnie to brzmi. Nie pozwoliłabym go skrzywdzić, więc aborcja nie wchodziła w grę.
Ledwo dałam radę podnieść się z podłogi i dotrzeć do łóżka w sypialni. Padłam na nie i sama nie wiem, kiedy odleciałam. Gdy się obudziłam, słońce właśnie zachodziło, a ja wcale nie czułam się lepiej niż przed niespodziewaną drzemką. W głowie miałam mętlik, dłonie mi drżały, serce boleśnie uderzało o żebra, a nogi ledwie sunęły po podłodze. Wyglądałam, jakbym poważnie zachorowała. Niestety kiepskie samopoczucie fizyczne i psychiczne nie zwalniało mnie z odpowiedzialności za maleństwo ani z obowiązku poinformowania jego ojca, że w ogóle nim zostanie. Na samą myśl cierpła mi skóra, a w gardle zasychało.
Tak bardzo bałam się jego reakcji. W końcu kim byłam, jeśli nie zwykłą dziewczyną? Nie zostałam sławną aktorką czy piosenkarką, nie posiadałam domu w jednej z najbogatszych dzielnic Miasta Aniołów, konta w banku z milionami dolarów, wypasionego samochodu ani markowych ubrań od najznamienitszych projektantów. Nie miałam nic oprócz starego auta, które często się psuło, i domu po babci, który wymagał remontu. Dobrze rokująca przyszłość, prawda?
Adama nie widziałam od poranka, podczas którego po cichu opuściłam jego dom. Oczywiście też był wypasiony, zresztą jak wszystko, co do niego należało. Nie rozglądałam się po nim, bo chciałam się stamtąd jak najszybciej wynieść. Po spędzonej razem nocy, podczas której pozbawił mnie dziewictwa, czym był ogromnie zaskoczony, wiedziałam, że nie dam rady spojrzeć mu prosto w oczy. Dlatego z butami w dłoniach, jak złodziej, opuściłam jego posiadłość i wróciłam do siebie. Adam nie próbował się ze mną skontaktować ani mnie nie szukał. Nie byłam aż tak naiwna, żeby wyobrażać sobie wspólną przyszłość, co to, to nie.
Po kilku dniach zdołałam wyprzeć to wydarzenie z pamięci, chociaż wspomnienia od czasu do czasu dawały o sobie znać. I gdyby nie spóźniająca się miesiączka, zapewne w końcu zapomniałabym na dobre. Wynik testu ciążowego był jak uderzenie w brzuch – od razu powalił mnie na kolana. Nie licząc rodziców i Margo, nie miałam nikogo, a na horyzoncie machało do mnie macierzyństwo. Nie planowałam go, tak jak nie planowałam spotkania Adama. To zawsze znajdowało się w sferze marzeń i niespodziewanie przemieniło się w rzeczywistość. W nocy ledwo zmrużyłam oczy. Sen nie okazał się wybawieniem, bo za każdym razem budziłam się zlana potem. W końcu, jeszcze bardziej zmęczona, niż gdy kładłam się do łóżka, wstałam i poszłam do łazienki. Pod prysznicem pozwoliłam sobie na płacz. Łzy przyniosły ulgę, choć tylko nieznaczną.
Mogłam zadzwonić do przyjaciółki, ale na razie wolałam jej nie martwić. Przede wszystkim powinnam ułożyć to sobie w głowie. Obecnie byłam zbyt emocjonalnie rozchwiana i przerażona tym, co mnie spotkało. Tak, nie ja pierwsza i nie ostatnia, lecz ta świadomość wcale nie przyniosła mi ulgi.
Minęło kilka dni, w trakcie których funkcjonowałam jak robot. Wstawałam, szykowałam się do wyjścia, z rzadka przełykając byle jaką grzankę. W nocy prawie nie sypiałam, więc po dwóch dobach przypominałam chodzące zombie. Dobrze, że rodzice pojechali na wieś do znajomych, przynamniej oszczędzili mi tym wielu pytań, na które wciąż nie byłam gotowa. Tak w zasadzie na nic, co mnie czekało, nie byłam gotowa. Niestety wciąż musiałam załatwić kwestię skontaktowania się z Russellem, czego najbardziej się obawiałam. Nie chciałam jego pieniędzy czy sławy, choć z pewnością mnóstwo osób tak by pomyślało. Nie uśmiechało mi się do niego jechać, ale zdawałam sobie sprawę, że nie mogę zataić tak ważnej kwestii przed kimś, kto był współwinny mojego stanu.
Pierwsza próba skończyła się fiaskiem. Stchórzyłam i nawet nie wcisnęłam zielonej słuchawki, wpatrując się tępym spojrzeniem w numer, który pamiętnej nocy został wpisany w moim telefonie. Adam zrobił to osobiście; tamtego wieczoru okazał się bardziej pijany ode mnie, bo w limuzynie nie szczędził sobie alkoholu. Cała noc była przesycona morzem procentów i trawką, którą Russell dość chętnie palił. W takich okolicznościach straciłam dziewictwo – z facetem, który w ogóle się tym nie przejął.
– Dalej, Hayley! – mruknęłam pod nosem. – Nikt za ciebie tego nie zrobi.
Przełknęłam ciężko ślinę, kurczowo trzymając w dłoni telefon, który jak nigdy mi ciążył. W głowie krążyły przeróżne scenariusze, jak Adam zareaguje na niespodziewane wieści. I chociaż wciąż nie czułam się gotowa, to nie mogłam dłużej zwlekać. Kiedy usłyszałam pierwszy sygnał, prawie upuściłam komórkę. Z trudem się powstrzymałam, żeby nie wcisnąć czerwonej słuchawki.
– Russell. – Niski, ochrypły głos odezwał się po drugiej stronie.
Stłumiłam w sobie okrzyk, próbując uspokoić łomoczące w piersi serce. Przez telefon brzmiał zupełnie inaczej, ale teraz nie było czasu na myślenie o głupotach. Wzięłam głęboki oddech, zduszając w sobie narastającą panikę.
– Halo? Jest tam kto?
– To ja, Hayley – wydusiłam z siebie. – Spotkaliśmy się miesiąc temu w Los Angeles Club Crawl.
– Hayley? – powtórzył.
Sytuacja stawała się kuriozalna. Niestety nie miałam wyboru, było za późno, żeby się wycofać. Nie, gdy przełamałam strach i z nim rozmawiałam. Musiałem doprowadzić tę sprawę do samego końca.
– Nie pamiętasz mnie… – Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
Czego ja się, do jasnej cholery, spodziewałam po kimś pokroju Russella? Był gwiazdą, i to rozpoznawalną. Czy idąc z nim do łóżka, sądziłam, że stanę się dla niego kimś wyjątkowym? Wewnętrzne wywody przerwał jego głos, który przebił się do mojej świadomości.
– Właśnie sobie przypomniałem. Czerwona skórzana sukienka i piersi, które na długo zapadają w pamięci. Uciekłaś ode mnie.
– Czy moglibyśmy się spotkać? To dość ważne – przerwałam mu. Nasza rozmowa stawała się dla mnie coraz bardziej upokarzająca.
– Jasne, cukiereczku. Tylko uprzedzam, że nie mam zbyt wiele czasu. Za godzinę czeka mnie spotkanie w Walter’s Café. Jeśli zdążysz przed moim managerem, to znajdę dla ciebie kilka minut. – Łaskawość, która pobrzmiewała w jego tonie, sprawiła, że poczułam gulę w gardle.
Rzeczywistość była suką, jednak nie pozostawiono mi wyboru, więc musiałam przystać na te warunki. Zamierzałam go poinformować, a później wyjść, a decyzję, czy zechce uczestniczyć w życiu dziecka, pozostawić jemu. Może nie okazał się idealnym kandydatem, ale nie wierzyłam, że taka wiadomość przejdzie u niego bez echa. W końcu chodziło o jego geny. Jego i moje.
– Przyjdę – poinformowałam.
– Do zobaczenia. – Rozłączył się, nim zdołałam cokolwiek dodać.
Pierwszy etap miałam za sobą. Chociaż Adam nie zachował się jak dżentelmen, to też nie odprawił mnie z kwitkiem. Spojrzałam na swoje dłonie, które delikatnie drżały. Musiałam się uspokoić, bo nie chciałam rozbić się na pierwszym lepszym zakręcie, jadąc na spotkanie z ojcem swojego dziecka. Zerknięcie na zegarek uświadomiło mi, jak mało czasu mi zostało. Nie mogłam się spóźnić. Nie chodziło o to, że Russell był zajętym człowiekiem. Po prostu kolejny raz nie zdobyłabym się na odwagę.
Do wspomnianej kawiarni miałam dziesięć mil, co przekładało się na ponad dwudziestominutową jazdę autem. Niestety w takim mieście jak Los Angeles należało liczyć się z tym, że wszędzie i niemal o każdej porze panują korki. A właśnie zbliżały się godziny szczytu, co wydłużało czas dotarcia na miejsce. Nie namyślając się dłużej, zgarnęłam kluczyki i wyszłam z domu. Słońce paliło niemiłosiernie, a ja nie miałam klimatyzacji. Maksymalnie odkręciłam szyby w aucie i powoli ruszyłam. W końcu zaparkowałam przed lokalem i spojrzałam przed siebie. Najchętniej zawróciłabym prosto do domu, jednak skoro tu dotarłam, zamierzałam pójść za ciosem. Z ociąganiem wysiadłam, nie trudząc się nawet zamknięciem samochodu. Kto chciałby ukraść takiego grata w dzielnicy, po której ludzie poruszają się samochodami za setki tysięcy dolarów?
Kiedy przekroczyłam klimatyzowane wnętrze budynku, na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Czułam się jak intruz, nie pasowałam do tego miejsca i wydawało mi się, że wszyscy patrzą na mnie niczym na zbędny element. W rzeczywistości nikt nawet nie spojrzał w moją stronę, nie zainteresował się moim istnieniem. Jakbym była przezroczysta. Rozejrzałam się powoli wśród gości i w końcu wyłowiłam ciemną czuprynę wokalisty Digital Fortress. Siedział pochylony nad filiżanką i przesuwał palcem po ekranie swojego telefonu. Nie rozglądał się, całkowicie pochłonięty tym, co robił. Wciąż mogłam uciec, ale wiedziałam, że tego nie zrobię. Byłam to winna sobie i temu maleństwu, które we mnie rosło.
Zmusiłam się do postawienia pierwszego kroku. Starałam się nie wyglądać na przerażoną, lecz wewnętrzny potwór, nazywany strachem, nie odpuszczał. W końcu przystanęłam tuż obok stolika zajmowanego przez Adama. W pierwszej chwili nawet nie podniósł głowy, dopiero po kilku sekundach zorientował się, że ma towarzystwo. Gdy jego wzrok spoczął na mojej twarzy, zmrużył oczy, jakby zastanawiał się, co tu robię. Już zamierzałam się odezwać, kiedy on pierwszy zabrał głos.
– Siadaj. – Dłonią wskazał mi miejsce na wprost siebie. – Co cię sprowadza? – zapytał dość obojętnie. W jego oczach nie dostrzegłam zainteresowania, które widziałam podczas spotkania w klubie. W ogóle nie wyglądał na zaciekawionego, z czym do niego przyszłam, ale czułam, że to się za chwilę zmieni. Jak w transie usiadłam na miękkim siedzeniu, ostrożnie, bojąc się je zniszczyć. Nie stać mnie było nawet na głupi obrus, który zakrywał stolik.
– Nie mam za wiele czasu. Lada moment przyjdzie mój manager – przypomniał, gdy wciąż siedziałam cicho, a na jego twarzy pojawiły się pierwsze oznaki zniecierpliwienia.
Musiałam przejść do rzeczy, zanim rozkaże mi zniknąć albo obsługa wywali mnie na zbity pysk.
– Przyszłam ci o czymś powiedzieć – wyznałam, próbując zapanować nad paniką, która znów wyciągnęła po mnie swoje macki.
– O czym? – Russell nadal nie wyglądał na zainteresowanego.
Ledwo podniósł na mnie wzrok, po czym znów utkwił go w ekranie swojego iPhone’a. Miałam złe przeczucia, jednak postanowiłam w to brnąć.
– Jestem w ciąży – powiedziałam najciszej, jak tylko potrafiłam.
Wolałam nie wzbudzać ciekawości obcych ludzi. Już wystarczająco podle się czułam. Niestety nie wiedziałam, że to dopiero początek. Najgorsze miało nadejść za chwilę.
Tak chłodnego spojrzenia, jakim zaszczycił mnie muzyk, nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Ogarnęło mnie zimno, przejmujące aż do szpiku kości. Zadrżałam, co z pewnością nie uszło uwadze mężczyzny, ale nie rzekł na ten temat ani słowa. Zapragnęłam zniknąć, wymazać się z jego pamięci i zostawić go daleko za sobą. Niestety na to było zdecydowanie za późno.
– Nie obchodzi mnie, że dałaś zrobić sobie bachora – syknął cicho, więc najwyraźniej jemu też zależało na dyskrecji. – Nie mam z nim nic wspólnego. Przyjechałaś, żeby wcisnąć mi czyjegoś dzieciaka?
Zauważyłam, że zacisnął dłonie w pięści, więc odruchowo spróbowałam się odsunąć, lecz nie miałam dokąd uciec. Znalazłam się w pułapce. Jadąc tutaj, zdawałam sobie sprawę, że nie będzie lekko, ale tak czarnego scenariusza nie przewidywałam. Ani przed nim, ani po nim z nikim innym nie spałam. Ta jedna jedyna noc zaowocowała ciążą i sądziłam, że Adam weźmie odpowiedzialność za swoje czyny. Przecież nie byłam tam sama!
– Dziecko jest twoje… – Przemogłam się, by mówić dalej, nie zważając na nienawiść, którą dostrzegłam w niebieskich tęczówkach. – Wiesz, że byłam dziewicą – wyszeptałam, przygryzając dolną wargę i walcząc z falą płaczu, która wzbierała mi w piersi.
Nie mogłam się teraz rozbeczeć, musiałam przekonać Adama o prawdziwości swoich słów. Nie byłam zdolna do tak straszliwego kłamstwa. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, które za pomocą niewinnej istoty próbowały ustawić się u boku kogoś bogatego, kto zmieniłby ich marne życie. Nie chciałam od Adama niczego poza tym, żeby zaakceptował dziecko.
– Masz mnie za idiotę? – prychnął wściekle, waląc pięścią w blat. Podskoczyłam na swoim miejscu i kątem oka zauważyłam, że kilka osób obejrzało się w naszą stronę. – Nie ze mną te numery! – warknął, wpatrując się we mnie nienawistnym wzrokiem. – Sądziłaś, że jeśli ubierzesz się jak pierwsza lepsza kurewka, wpadniesz na mnie w klubie, pokusisz cyckami i zagrasz niewinną, to od razu zawiążesz mi pętlę na szyję? Nie obchodzi mnie, że dałaś sobie zrobić bachora! Nie jestem jego ojcem, więc nie radzę ci mi tego wpierać!
Mężczyzna nagle podniósł się ze swojego miejsca, oparł dłonie na stole i nachylił nade mną. Gdybym mogła, skurczyłabym się do rozmiaru mikro i uleciała stąd niczym wiatr. Nie spodziewałam się, że Russell nazwie mnie nic nieznaczącą dziwką, która w dodatku kłamie, aby coś zyskać. Nie spodziewałam się też, że ten mężczyzna okaże się tak strasznym człowiekiem, który nawet nie spróbuje wysłuchać, co mam mu do powiedzenia. Z góry uznał mnie za kłamczuchę.
– Adam, co tu się dzieje? – usłyszałam z boku męski, donośny głos i jeszcze bardziej skuliłam ramiona. – Dlaczego ta dziewczyna płacze?
Nie zdołałam powstrzymać łez, które płynęły po policzkach, chociaż naprawdę usiłowałam je zatrzymać. Ale to było ponad moje siły. Gdy uniosłam głowę i spojrzałam na przyglądającego się nam faceta o włosach w kolorze jasnego brązu, w jego oczach zauważyłam troskę i naprawdę zapragnęłam stąd zniknąć. Tym bardziej po słowach, które padły z ust Russella:
– Chciała mi wmówić bachora! Pewnie puściła się z kimś innym, jak one wszystkie! – Czułam na sobie jego oskarżycielski wzrok. – Wychodzimy stąd. Nie chcę jej widzieć na oczy. Załatwimy nasze sprawy gdzie indziej. – Skierował się w stronę wyjścia.
Przymknęłam powieki, a kiedy ponownie je otworzyłam, troska z oczu nieznajomego zniknęła, za to zagościła w nich obojętność. Nie odezwał się ani słowem, tylko odwrócił na pięcie i ruszył śladem swojego towarzysza. Zostałam sama, no, może niezupełnie sama. Miałam dziecko, za które w tej chwili odpowiadałam wyłącznie ja. Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak złamana i przerażona jak w tym momencie. A to był dopiero początek.
Hayley
6 lat później
Przemierzałam hol w centrum handlowym, trzymając za rękę wyrywającego mi się co rusz chłopca. Rozglądał się dookoła, chłonąc widoki, bo uwielbiał tutaj przyjeżdżać, mimo że tak rzadko to czyniliśmy. Zdusiłam w sobie poczucie winy, nie chcąc, żeby Tim coś zauważył. Jak na swój wiek był zbyt bystry, co nieraz przyprawiało mnie o ból głowy.
– Mamo?
Kiedy przeniósł na mnie spojrzenie błękitnych oczu, moje serce na chwilę się skurczyło, by zaraz przyspieszyć, odbijając się od żeber. Przygryzłam wnętrze policzka, żeby nie zdradzić na zewnątrz, co w takich momentach się ze mną działo. Tim i tak by tego nie zrozumiał, a ja sobie w ten sposób nie pomagałam.
– Popatrz! Z entuzjazmem na twarzy odwrócił się i wskazał paluszkiem szybę, za którą znajdowało się mnóstwo zabawek na sklepowych półkach. Nim zdążyłam rzec chociażby jedno słowo, mój syn wyrwał się do przodu i pobiegł w stronę wejścia.
– Tim! – krzyknęłam za nim, złudnie licząc, że go zatrzymam. – Tim! – ponowiłam wołanie, jednak na nic to się zdało.
Mały zniknął w wejściu, obierając tylko sobie znany kierunek. Natychmiast za nim podążyłam. Udręczone serce znów rozpoczęło szaleńczy galop, a ja chaotycznie rozglądałam się na boki. Timothy nie był nieposłusznym dzieckiem, ale czasami zdarzało mu się uciec, gdy coś go mocno zainteresowało. Jak w tym wypadku zabawki, na które obecnie nie było mnie stać.
– Przepraszam, czy widziała pani małego chłopca? Ciemne włoski, niebieskie oczka, ubrany w czerwoną koszulkę i czarne spodenki. – Zatrzymałam przechodzącą obok kobietę, która obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem, po czym strzepnęła moją dłoń ze swojej ręki, jakbym zrobiła jej coś złego.
– Nie! I proszę mnie nie zaczepiać! – Oddaliła się, zanim zdążyłam coś dodać.
Znów ruszyłam przed siebie, gorączkowo rozglądając się na boki i szukając wzrokiem mojego synka. Serce podeszło mi do gardła, gdy wreszcie go zobaczyłam, a obok niego kucającego mężczyznę. Nie zważając na wytykanie mnie palcami przez ludzi, podążyłam energicznie przed siebie i dotarłam do alejki, w której byli Tim oraz nieznajomy.
– Tim! – zawołałam, próbując uspokoić oddech i rozedrgane serce. – Kochanie, nie możesz mi tak uciekać. – Całą uwagę skupiłam na małym, który nawet na mnie nie zerknął. Nic nowego. – Przepraszam, jeśli panu przeszkodził. – Rzuciłam przelotne spojrzenie na przyglądającego mi się z obojętnością faceta, po czym wyciągnęłam dłoń w kierunku Tima. – Idziemy, skarbie.
– Mamo, ale ja chcę ten samochód.
Jego błagalny ton znów przyprawił mnie o skurcz serca. Jeśli tak dalej pójdzie, to najdalej za kilka lat będę potrzebowała przeszczepu. Wiedziałam, że nie powinnam, jednak i tak podniosłam wzrok na półkę, na której stał wymarzony samochód mojego pięciolatka.
– Mamusiu, tylko ten jeden…
Warga Tima zaczęła drżeć, a ja robiłam wszystko, co mogłam, żeby zachować spokój. Kupiłabym mu wszystkie zabawki, gdybym miała odpowiednią ilość gotówki.
– Kotku, wrócimy tutaj za kilka dni i go dostaniesz. Przecież ci obiecałam, a wiesz, że zawsze staram się dotrzymać danego słowa.
Próbowałam nie zwracać uwagi na przysłuchującego się naszej rozmowie mężczyznę, mimo że czułam na sobie jego badawczy wzrok. Dlaczego, do jasnej cholery, nie zostawił nas w spokoju, i nie poszedł dalej robić zakupów? Moje policzki pokryła purpura, miałam ochotę zapaść się pod ziemię i zostawić za sobą ten sklep, tego człowieka i wszystkie problemy, które mnie nie opuszczały.
– Ale dlaczego nie dzisiaj? – Pierwsza łza potoczyła się po policzku mojego synka, a bolesny ucisk w mojej piersi tylko się nasilił. Chciało mi się wyć z rozpaczy.
– Bo dzisiaj nie mam tylu pieniążków – wyjaśniłam najciszej, jak tylko się dało. Niezdrowe zainteresowanie nieznajomego tylko pogłębiało mój dyskomfort w tej sytuacji.
– Przepraszam – usłyszałam jego mocny głos, a mimo to nawet nie zerknęłam w jego stronę. Nie potrzebowałam powtórki z rozrywki. – Właściwie to mógłbym wam pomóc – kontynuował, najwyraźniej nie przejmując się brakiem reakcji z mojej strony. Nadal go ignorowałam, za to mężczyzna wzbudził zainteresowanie mojego dziecka. – Trwa jakaś promocja i do dwóch zabawek jest trzecia gratis. I tak planowałem kupić dwa podarunki dla swoich siostrzeńców, więc…
– Nie! – przerwałam, wreszcie podnosząc na niego wzrok. Jego brwi ściągnęły się, w oczach zauważyłam niezrozumienie. – Dziękuję, jednak nie. – Nieco spuściłam z tonu. – Kochanie naprawdę powinniśmy iść. – Próbowałam wyjść z twarzą z tej przedziwnej sytuacji, lecz niełatwo było zachować stoicki spokój.
– Mamusiu…
Łzy, wielkie jak grochy, potoczyły się po chłopięcych policzkach, łamiąc mi serce. Nienawidziłam tej bezradności, nienawidziłam poczucia, że nie zapewniam własnemu dziecku tego, na co zasłużyło. Każdy zakup musiałam dwa razy przemyśleć, bo nigdy nie wiedziałam, czy za chwilę nie wyskoczy bardziej niezbędny wydatek. Starałam się, jak tylko mogłam, ale to wciąż okazywało się za mało. Tim nie powinien ponosić konsekwencji moich decyzji, a tymczasem najbardziej na tym cierpiał.
– To nic wielkiego. – Nieznajomy nie poddawał się. – I tak przy kasie każą mi wybrać trzecią zabawkę. Jeśli pani synek może na tym skorzystać, to dlaczego nie? – Delikatny, można by powiedzieć, że nieśmiały uśmiech, zagościł na jego ustach. – Tylko najpierw Tim powinien obiecać, że nigdy więcej nie ucieknie swojej mamie. Chyba nie chcesz, kolego, żeby za tobą płakała? – Przykucnął przed małym, który z wrażenia wytrzeszczył oczy.
– Nie chcę. – Tim wpatrywał się w tego człowieka niczym w wybawcę. Dziecięcy świat był taki prosty. – Mamusiu, już nigdy więcej nie będę się wyrywał. – W jego oczkach zagościła nadzieja na pomyślne rozwiązanie sprawy.
Przygryzłam wargę aż do krwi, wiedząc, że nie zdołam zaprotestować przeciwko takiemu rozwojowi sytuacji. Owszem, było mi wstyd przed tym facetem, ale z dwojga złego wolałam schować dumę do kieszeni, niż patrzeć na rozpacz własnego dziecka.
– Nie zamierzałam sprawić panu kłopotów – wydukałam.
– To żaden kłopot. Też byłem dzieckiem i za moich czasów nie było tylu wspaniałych rzeczy. – Lekko wzruszył ramionami. – Lubię obdarowywać prezentami, gdy tylko mam ku temu okazję. Proszę uznać to za jedną z nich.
Zastygłam, kiedy jego oczy skupiły się na mojej sylwetce, a w spojrzeniu nieznajomego coś się zmieniło. Zaraz jednak zniknęło, a ja potrząsnęłam głową, nie będąc pewna, co to właściwie było.
– Idziemy do kasy? – przemówił do Tima, zrywając kontakt wzrokowy.
– Mamusiu? – Mały chwycił mnie za rękę, ściągając na siebie moją uwagę.
– W porządku – poddałam się, posyłając synkowi słaby uśmiech.
Chciałam mieć to za sobą, wrócić do domu i wymazać z pamięci to upokorzenie. W ciszy obserwowałam, jak mężczyzna podaje Timowi pudełko, które malec zaraz mocno przytulił do siebie jedną ręką.
– Zapomniałem się przedstawić – usłyszałam i niechętnie powróciłam spojrzeniem do tego człowieka. – Jestem Nathan.
Przystojny był. Włosy w kolorze jasnego brązu postawił lekko do góry. Kilkutygodniowy, na moje oko, zarost pokrywał silnie zarysowaną szczękę. Brwi pozostały zmarszczone, jakby nieznajomy się nad czymś zastanawiał. Górował nade mną – sięgałam mu niewiele za ramię. Był też słusznej postury, więc zapewne często przesiadywał na siłowni. Biła od niego niebywała pewność siebie, co nas różniło. Mnie wiele brakowało do takiej postawy.
– Hayley – odparłam niechętnie.
Nie planowałam wdawać się w dalszą dyskusję; do niczego jej nie potrzebowałam. Byle jak najszybciej opuścić sklep, galerię i zniknąć facetowi z oczu raz na zawsze. Nie czułam się przy nim swobodnie, bo tacy przystojniacy jak on zwiastowali wyłącznie kłopoty. A tych miałam aż nadto.
– Czy my się kiedyś nie spotkaliśmy? – zapytał Nathan w pewnym momencie, gdy prawie dotarliśmy do kas.
Tim nie zwracał na nas najmniejszej uwagi, był za bardzo podekscytowany nowym nabytkiem. To pytanie spowodowało, że zatrzymałam się gwałtownie, a idący za mną „darczyńca” wpadł na mnie i niemal staranował. Uchronił mnie przed upadkiem, przyciągając do siebie, nim cokolwiek powiedziałam.
– Przepraszam – wyszeptał, a ja się wzdrygnęłam.
Jego dotyk wprawił mnie w zakłopotanie i dodatkowo wzbudził niepokój. Odsunęłam się i powoli wypuściłam powietrze z ust.
– Możemy iść? Trochę się spieszę – wymigałam się od odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie, które wywołało we mnie obawy.
Nie przypominałam sobie tego człowieka, chociaż nie wykluczałam, że mogliśmy się kiedyś przypadkowo ze sobą zetknąć. Nie wiedziałam tylko, gdzie miałoby to nastąpić. Wzięłam głęboki oddech, próbując zapanować nad dziwnymi lękami.
– Oczywiście – zapewnił.
Poprosiłam Tima, żeby na chwilę oddał Nathanowi zabawkę, i zajęliśmy miejsce z boku. Nie wiem, czy moja wyobraźnia zaszalała, ale czułam na sobie wyniosłe spojrzenie elegancko ubranej ekspedientki. Z jednej strony nie powinnam się dziwić – wszak miałam na sobie mocno sprane i wytarte szorty, zwykły T-shirt i japonki, które niczym się nie wyróżniały. Brak makijażu, paznokcie u rąk proszące się o wizytę u kosmetyczki, na którą oczywiście nie mogłam sobie pozwolić… Do tego moja figura z pewnością nie wpasowywała się w kanony piękna rodem z Hollywood. Byłam zwyczajną dziewczyną, a raczej kobietą, która samotnie wychowywała pięcioletniego syna. Nie przykładałam większej wagi do wyglądu, gdyż zwyczajnie miałam ważniejsze rzeczy na głowie.
– Zabawka jest twoja.
Głos Nathana wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. Kucał przed Timem, który z zachwytem przyciągnął do siebie pudełko.
– Dziękuję – odpowiedział mały, patrząc na swojego darczyńcę z najwyższą radością. – Mamusiu, czy będziemy musieli oddać temu panu pieniążki? – zapytał nagle.
– Nie! – zaprzeczył Nathan.
– Tak! – odparłam w tym samym momencie.
– To prezent. – Nathan pokiwał głową, a ton jego głosu nabrał twardości. – A za prezenty nie oddaje się pieniędzy. Byłeś w tym roku bardzo grzeczny, więc Mikołaj postanowił wcześniej cię wynagrodzić – wytłumaczył, a ja omal nie parsknęłam.
Tim, o ile to było możliwe, jeszcze bardziej się rozpromienił.
– Mamo, słyszałaś? – Zaczął podskakiwać z radości, a ja pierwszy raz, odkąd tu trafiłam, pozwoliłam sobie na szczery uśmiech. – Jestem najgrzeczniejszym dzieckiem w całej galaktyce! – zawołał donośnie, aż kilka osób posłało nam zaciekawione spojrzenia.
– Nikt w to nie wątpi.
Nathan cicho zachichotał, patrząc na mnie z zainteresowaniem, jakbym była czymś niespotykanym. Coraz bardziej mi się to nie podobało.
– Musimy iść, kochanie. – Chwyciłam syna za dłoń i przyciągnęłam do siebie. – Dziękuję. – Kiwnęłam głową w stronę mojego rozmówcy.
– Zobaczymy się jeszcze? – Tim zadał pytanie Nathanowi, zanim zdążyliśmy odejść.
– Może kiedyś – rzucił wymijającą odpowiedź, na co odetchnęłam z ulgą.
„Może kiedyś” zabrzmiało jak: „Nie sądzę”, co było dla mnie jak najbardziej w porządku. Do niczego nie zobowiązywało, a ja nie chciałam więcej spotykać tego mężczyzny. Tim zazwyczaj stronił od obcych – od małego mu wpajałam, by z nimi nie rozmawiał. Dlatego tak mnie zaskoczył tym, że nawiązał rozmowę z Nathanem. Musiałam zrobić synkowi kolejną pogadankę, bo bałam się, że któregoś dnia dojdzie do tragedii. Mało to szaleńców chodzi po świecie?
– Dziękuję. Pójdziemy już – pożegnałam się krótko i nie racząc Nathana kolejnym spojrzeniem, odeszłam w kierunku wyjścia.
Kilka minut później siedzieliśmy w samochodzie i ruszaliśmy w drogę powrotną do domu.