Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
19 osób interesuje się tą książką
Neil Josten jest zapalonym graczem Exy, który podpisał kontrakt z drużyną Uniwersytetu Stanowego Palmetto. Niezbyt wysoki, ale szybki, posiada ogromny potencjał – jednak… jest też uciekinierem oraz synem groźnego przestępcy znanego pod pseudonimem Rzeźnik.
Podpisanie kontraktu z drużyną uniwersytecką Lisów wydaje się więc ostatnią rzeczą, jaką chłopak taki jak Neil powinien robić. Drużyna jest bowiem znana szerszej publiczności; zdjęcia, na których znajdzie się jego wizerunek, mogłyby ściągnąć na niego niepotrzebną uwagę. Kłamstwa pozwolą mu zachowywać pozory jedynie tak długo, dopóki ktoś nie pozna jego prawdziwej tożsamości. Jeśli prawda wyjdzie na jaw, będzie martwy.
Ale Neil nie jest jedyną osobą w drużynie, która coś ukrywa. Jeden z nowych zawodników Lisów, to ktoś z jego przeszłości. Teraz, gdy ponownie się spotkali, Neil chce wykorzystać szansę, jaką zesłał mu los. Ostatnich osiem lat przetrwał dzięki ciągłej ucieczce. Może w końcu znalazł kogoś, dla kogo warto żyć i coś, o co warto walczyć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 395
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
zakupiono w sklepie:
Sklep Testowy
identyfikator transakcji:
1611306976662469
e-mail nabywcy:
znak wodny:
Tytuł oryginału
The Foxhole Court
Copyright © 2013 by Nora Sakavic
All rights reserved
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2018
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Tłumaczenie:
Beata Wierzejewska
Redakcja:
Barbara Marszałek
Korekta:
Dariusz Marszałek
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Przygotowanie okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl
Numer ISBN: 978-83-7889-688-3
Skład wersji elektronicznej:
Kamil Raczyński
konwersja.virtualo.pl
Neil Josten zostawił papierosa, by ten wypalił się do samego filtra. Chciał poczuć zapach gryzącego dymu, ponieważ przywoływał wspomnienie ostatnich chwil, kiedy żyła matka. Gdy zaciągał się, odnosił wrażenie, że powtórnie czuje zapach płonącej benzyny. Było to odrażające, ale i pocieszające oraz wywołało w nim dreszcze, które przebiegły wzdłuż kręgosłupa. Mrowienie powędrowało do koniuszków palców, strząsając popiół z papierosa, który opadł na odkryte trybuny i został rozwiany przez wiatr.
Spojrzał w niebo, ale gwiazdy blakły na tle świateł stadionu. Zastanawiał się – nie po raz pierwszy zresztą – czy jego matka patrzyła na niego z góry. Miał nadzieję, że tak nie było. Gdyby zobaczyła, jak siedzi bezczynnie pogrążony w czarnych myślach, dałaby mu nieźle popalić.
Odgłos otwieranych drzwi, rozwiał jego ponure myśli. Neil przyciągnął sportową torbę do swojego boku i obejrzał się. Trener Hernandez zostawił otwarte drzwi szatni i usiadł obok niego.
– Nie widziałem na meczu twoich rodziców – stwierdził Hernandez.
– Nie ma ich w mieście – odpowiedział Neil.
– W dalszym ciągu czy ponownie?
Ani jedno, ani drugie, ale Neil tego nie powiedział. Wiedział, że nauczyciele i trener byli zmęczeni słuchaniem tej samej wymówki za każdym razem, gdy pytali o jego rodziców. Było to proste kłamstwo, z którego często korzystał. Wyjaśniało bowiem, dlaczego nikt nigdy nie widywał Jostenów w mieście i dlaczego Neil posiadał szczególne upodobanie do bezprawnego spędzania nocy na terenie szkoły.
To nie było tak, że nie miał gdzie mieszkać, ale jego miejsce zamieszkania było nielegalne. Millport stawało się wymierającym miasteczkiem, co oznaczało, że na rynku nieruchomości znajdowały się dziesiątki domów, które nigdy nie zostaną sprzedane. Zeszłego lata przywłaszczył sobie jeden z nich, położony w spokojnej dzielnicy, zamieszkanej głównie przez starszych ludzi. Jego sąsiedzi rzadko opuszczali wygodne kanapy, bo nie chcieli przegapić nadawanych codziennie telenoweli, ale za każdym razem, gdy przychodził i wychodził, ryzykował, że ktoś go nakryje. Gdyby ludzie zdali sobie sprawę z obecności dzikiego lokatora, mogliby zacząć zadawać niewygodne pytania. Zazwyczaj łatwiej było włamać się do szatni i tam spędzić noc. Neil nie wiedział, dlaczego Hernandez pozwalał, aby uchodziło mu to płazem i nie zgłosił tego władzom. Pomyślał, że najlepiej będzie o to nie pytać.
Hernandez wyciągnął rękę. Neil podał mu papierosa i obserwował jak trener kilkoma zdecydowanymi ruchami rozgniata go na betonowych stopniach. Kiedy strząsnął pognieciony niedopałek, odwrócił się twarzą do Neila.
– Myślałem, że dzisiaj zrobią wyjątek – rzekł.
– Nie mogliśmy przecież wiedzieć, że to będzie ostatni mecz – oznajmił Neil, spoglądając na boisko.
Dzisiejsza porażka Millport wykluczyła ich ze stanowych mistrzostw na dwa mecze przed finałem. Zwycięstwo było w zasięgu ręki. Tak niewiele brakowało. Obecny sezon skończył się – ot tak. Ekipa zdemontowała już boisko, zdejmując z zawiasów pleksiglasowe ściany i zwinęła sztuczną murawę z twardej nawierzchni. Kiedy skończą, to znów będzie zwykłe boisko piłkarskie. Po Exy nie pozostanie żaden ślad, aż do następnej jesieni. Neil czuł żal, obserwując co się dzieje, ale nie mógł odwrócić wzroku.
Exy stanowił nietypową mieszankę dwóch brutalnych sportów. Ewaluował na przestrzeni lat i przekształcił się w kombinację lacrosse z hokejem na lodzie i był rozgrywany na boisku o takich samych wymiarach, jak do piłki nożnej. Neil uwielbiał każdy element tej gry, począwszy od szybkości aż po agresję. Exy towarzyszył mu od dzieciństwa i nigdy nie byłby w stanie z niego zrezygnować.
– Zadzwonię do nich później, żeby poinformować o wyniku – dodał, ponieważ Hernandez wciąż na niego patrzył. – Niewiele stracili.
– Może i tak – stwierdził Hernandez. – Jest tu ktoś, kto chciałby się z tobą zobaczyć.
Dla kogoś, kto połowę swojego życia spędził uciekając przed przeszłością były to słowa jak z jakiegoś koszmaru. Neil poderwał się na równe nogi i przewiesił torbę przez ramię, ale odgłos kroków, który się za nim rozległ, ostrzegł go, że było już za późno na ucieczkę. Obrócił się, aby w drzwiach szatni ujrzeć okazałą postać nieznajomego. Koszulka, którą miał na sobie mężczyzna, uwydatniała ramiona pokryte licznymi tatuażami. Jedną dłoń miał wsuniętą do kieszeni dżinsów. W drugiej trzymał grubą teczkę. Przybrał swobodną postawę, ale wyraz jego brązowych oczu był skupiony.
Neil nie rozpoznał go, co oznaczało, że nie był miejscowy. W Millport mieszkało mniej niż dziewięciuset obywateli. W tym miasteczku wszyscy się znali i wtykali nos w cudze sprawy. Głęboko zakorzenione wścibstwo sprawiało, że dla Neila i jego sekretów nie było tu zbyt bezpiecznie, ale miał nadzieję, że ta małomiasteczkowa mentalność posłuży mu jako zasłona dymna. Plotki o pojawieniu się obcego człowieka powinny dotrzeć do niego przed tym, zanim zjawił się on sam. Pod tym względem, Millport nie spełniło jego oczekiwań.
‒ Nie znam pana ‒ oznajmił chłopak.
‒ Jest z uniwersytetu ‒ odparł Hernandez. ‒ Przyjechał, żeby zobaczyć jak dzisiaj grasz.
‒ Gówno prawda ‒ wypalił Neil. ‒ Nikt nie prowadzi rekrutacji w miejscu takim jak Millport. Nikt nawet nie ma pojęcia, gdzie to jest.
‒ Istnieje coś takiego jak mapa ‒ odparł nieznajomy. ‒ Może o tym słyszałeś.
Hernandez posłał Neilowi ostrzegawcze spojrzenie i wstał z miejsca.
‒ Jest tutaj, ponieważ wysłałem mu twoje dokumenty. Puścił w obieg notkę, która zawierała informację o poszukiwaniu napastnika, a ja uznałem, że warto spróbować. Nie powiedziałem ci o tym wcześniej, bo nie wiedziałem, czy coś z tego wyjdzie i nie chciałem rozbudzać w tobie nadziei.
Chłopak spojrzał na Hernandeza.
‒ Co pan zrobił?
‒ Kiedy ktoś z uczelni zadzwonił i poprosił o zorganizowanie dzisiejszego spotkania, usiłowałem skontaktować się z twoimi rodzicami, ale nie odpowiadali na moje wiadomości. Twierdziłeś, że dzisiaj postarają się być na meczu.
‒ Tak było ‒ rzucił. ‒ Ale nie mogli.
‒ Nie mogę na nich czekać ‒ oznajmił nieznajomy, schodząc niżej, aby stanąć obok Hernandeza. ‒ Wiem, że to niezbyt mądre zjawiać się tutaj pod koniec sezonu, ale miałem pewne techniczne problemy z ostatnim kandydatem. Trener Hernandez twierdził, że jeszcze nie wybrałeś uczelni. Świetnie się składa, prawda? Potrzebuję rezerwowego napastnika, a ty drużyny. Wystarczy, że złożysz podpis w odpowiednim miejscu, a przez pięć lat będziesz należał do mnie.
Neil dwukrotnie próbował, zanim udało mu się wykrztusić.
‒ Pan chyba żartuje.
‒ Nie żartuję. Mam nóż na gardle ‒ odrzekł mężczyzna.
Cisnął teczkę z dokumentami na trybuny obok miejsca, gdzie siedział Neil. Na aktówce widniało jego nazwisko napisane czarnym markerem. Neil zastanawiał się nad otwarciem teczki, ale jaki to miało sens? Człowiek, na którego temat trener tak starannie zebrał informacje, nie był prawdziwy i już wkrótce przestanie istnieć. Za pięć tygodni skończy szkołę, a za sześć stanie się zupełnie kimś innym i zamieszka w innym, odległym zakątku kraju. Nie miało znaczenia jak bardzo lubił być Neilem Jostenem, ponieważ jak się okazało, tkwił w tym miejscu zbyt długo.
Do tej pory powinien już do tego przywyknąć. Przez osiem lat był zbiegiem. Kłamał, aby zostawić za sobą fałszywy trop. Między nim a prawdą tkwiły dwadzieścia dwa nazwiska i doskonale wiedział, co się stanie jeśli ktoś w końcu połączy ze sobą wszystkie fakty. Podpisanie umowy z uniwersytecką drużyną oznaczało coś więcej niż pozostanie w jednym miejscu. Równało się z tym, że zwróci na siebie niepożądaną uwagę. Jego ojciec przebywał w więzieniu, ale nie zostanie tam już długo, a Neil nie przeżyłby konfrontacji z nim.
Miał tego świadomość, ale nie było mu przez to łatwiej. Ten kontrakt stanowił przepustkę do przyszłości, o jakiej mógł tylko marzyć. Tak bardzo tego pragnął, że to aż bolało. Przez jeden oślepiający moment czuł do siebie nienawiść za to, że wcześniej podjął próbę, aby dostać się do drużyny Millport. Powinien być mądrzejszy i wiedzieć, że lepiej nie wychodzić na boisko. Matka prosiła go, aby już nigdy nie grał. Ostrzegała, żeby trzymał się od tego z daleka, ale jej nie posłuchał. Ale co innego mógłby robić? Po jej śmierci zatrzymał się w Millport, ponieważ nie wiedział jak ma sobie bez niej poradzić. To była jedyna realna rzecz, która mu pozostała. Teraz, kiedy ponownie z powodzeniem spróbował swoich sił, nie wiedział jak miałby z tego zrezygnować.
‒ Proszę odejść ‒ rzekł.
‒ Wiem, że to trochę niespodziewane, ale dzisiaj muszę znać twoją odpowiedź. Odkąd Janie trafiła do zakładu, zarząd naciska na mnie.
Na dźwięk tego imienia Neilowi przewróciło się w żołądku. Oderwał wzrok od teczki, aby spojrzeć na twarz nowo poznanego trenera.
‒ Drużyna Lisów ‒ oznajmił. ‒ Uniwersytet Stanowy Palmetto.
Mężczyzna, który według Neila musiał być trenerem Davidem Wymackiem, wyglądał na zdziwionego, że chłopak tak szybko skojarzył wszystkie fakty.
‒ Pewnie widziałeś wiadomości ‒ stwierdził trener Wymack.
Techniczne problemy, tak to określił trener Lisów. Był to subtelny sposób opisania sytuacji, gdzie jego ostatnia kandydatka, Janie Smalls, usiłowała popełnić samobójstwo. Jej najlepsza przyjaciółka znalazła ją wykrwawiającą się w wannie i w samą porę zabrała do szpitala. Z tego, co Neil ostatnio słyszał, dziewczyna przebywała na obserwacji na oddziale psychiatrycznym. Typowe dla Lisów, jak oświadczył grubiańsko prezenter wiadomości i wcale nie przesadzał.
Lisy, drużyna Uniwersytetu Stanowego Palmetto, składała się z utalentowanych wyrzutków i osób uzależnionych, ponieważ Wymack rekrutował sportowców jedynie z rozbitych rodzin. Jego decyzja o przekształceniu stadionu Foxhole Court w swego rodzaju ośrodek resocjalizacji wyglądała nieźle, ale tylko w teorii. Jego zawodnicy byli nadpobudliwymi samotnikami, którzy nie potrafili dogadać się między sobą, żeby skończyć mecz. W NCAA cieszyli się złą sławą, zarówno ze względu na niewielki wzrost graczy, jak i zajmowane miejsce w tabeli wyników. Przez ostatnie trzy lata z rzędu znajdowali się na szarym końcu rankingu. Miniony rok upłynął im znacznie lepiej, dzięki wytrwałości ich kapitana oraz sprawności nowej linii obrony, ale przez krytyków nadal byli uznawani za jakiś żart. Nawet ERC ‒ Komisja Regulacyjna Exy traciła cierpliwość z powodu ich słabych wyników.
Wówczas do składu dołączył Kevin Day, były mistrz kraju. Jego decyzja była najlepszą rzeczą, jaka mogła przytrafić się Lisom, ale dla Neila oznaczała, że w żadnym przypadku nie może przyjąć oferty Wymacka. Nie widział Kevina od prawie ośmiu lat i z całą pewnością nie był gotowy, aby go ponownie spotkać. Niektóre drzwi lepiej pozostawić zamknięte. Od tego zależało życie Neila.
‒ Nie może pan tu być ‒ wykrztusił chłopak.
‒ Jak widzisz, jednak tutaj jestem ‒ odrzekł Wymack. ‒ Masz długopis?
‒ Nie ‒ warknął Neil. ‒ Nie. Nie będę dla pana grał.
‒ Chyba źle usłyszałem.
‒ Podpisał pan kontrakt z Kevinem.
‒ A Kevin zaproponował ciebie, więc...
Neil nie czekał, aż trener dokończy zdanie.
Biegiem rzucił się w górę trybun ku szatni. Metal zabrzęczał pod jego stopami, ale nie na tyle głośno, aby zagłuszyć wyrażające zaskoczenie pytanie Hernandeza. Neil nie obejrzał się, żeby sprawdzić czy ruszyli za nim. Wszystko, co wiedział, jedyne, co się w tym momencie liczyło, to znaleźć się jak najdalej stąd. Odpuścić zakończenie szkoły. Wymazać z pamięci „Neila Jostena”. Zamierzał zniknąć jeszcze dziś wieczorem i jechać przed siebie do czasu, aż zapomni, że trener Lisów złożył mu tę propozycję.
Nie był jednak wystarczająco szybki.
Był już w połowie szatni, gdy zdał sobie sprawę, że nie jest sam. Ktoś czekał na niego w środku, blokując wyjście. Światło odbiło się od jaskrawożółtej rakiety, gdy nieznajomy wziął zamach, a Neil poruszał się zbyt szybko, żeby zdążyć wyhamować. Dostał kijem w brzuch wystarczająco mocno, aby pozbawiło go to tchu.
Nie pamiętał upadku, ale nagle znalazł się w pozycji „na czworaka”, bezskutecznie drapiąc podłogę, kiedy usiłował złapać oddech. Puściłby pawia, gdyby tylko zdołał wziąć haust powietrza, ale jego ciało odmówiło współpracy.
Wściekły głos Wymacka brzmiał w jego uszach, jak dobiegające z bardzo daleka brzęczenie.
‒ Minyard, do cholery. To właśnie dlatego, że lubisz niszczyć wszystko dookoła, nie mogę mieć w domu ładnych rzeczy.
‒ Och, trenerze ‒ ktoś odezwał się nad głową Neila. ‒ Gdyby był grzecznym chłopcem, byłby dla nas bezużyteczny, prawda?
‒ Jeśli coś mu złamałeś, na nic się nam nie przyda.
‒ Wolałby pan, żebym pozwolił mu odejść? Przykleimy plaster i będzie jak nowy.
Zrobiło mu się ciemno przed oczami, po czym, gdy tylko powietrze w końcu trafiło do jego płuc, obraz wyostrzył się. Odetchnął tak gwałtownie, że aż się zadławił. Objął tułów ręką i, odchylając do góry głowę, rzucił wściekłe spojrzenie na swojego napastnika.
Wymack wymienił wcześniej nazwisko chłopaka, ale dla Neila było to niepotrzebne. Widział tę twarz w wielu artykułach. Andrew Minyard na żywo nie wyglądał na zbyt wysokiego. Blondyn, najwyżej metr pięćdziesiąt dwa wzrostu. Jednak Neil wiedział o nim dużo więcej. Minyard student pierwszego roku został nowym bramkarzem Lisów oraz najgroźniejszym zawodnikiem. Większość składu drużyny przejawiała autodestrukcyjne zachowania, natomiast Andrew wydawał się być zapalonym amatorem wyrządzania szkód. Trzy lata spędził w poprawczaku i ledwie uniknął kolejnego pobytu w tej placówce.
Był też jedyną osobą w historii, która odrzuciła propozycję zajmującego pierwsze miejsce w rankingu Uniwersytetu Edgara Allana. Kevin i Riko osobiście zaaranżowali spotkanie, aby powitać go w drużynie Kruków, ale Andrew odmówił i zamiast tego dołączył do znajdujących się na szarym końcu Lisów. Nigdy nie wyjaśnił, dlaczego dokonał takiego wyboru, ale wszyscy założyli, że powodem była gotowość Wymacka do podpisania kontraktów z innymi członkami jego rodziny. Jeszcze tego samego roku do drużyny dołączył bliźniak Andrew, Aaron i ich kuzyn Nicholas Hemmick. Niezależnie od powodu swojej decyzji, to właśnie Andrew został później obarczony winą za ostatni transfer Kevina, który postanowił odejść z Kruków i dołączyć do Lisów.
Kevin grał dla Kruków z Uniwersytetu Edgara Allana do czasu, gdy w grudniu ubiegłego roku w wypadku na nartach złamał wiodącą rękę. Kontuzja kosztowała go studencki kontrakt, ale mógł go odzyskać, gdyby miał poparcie swojej byłej drużyny. Zamiast tego przeniósł się do Palmetto, żeby zostać nieoficjalnym asystentem trenera Wymacka. Trzy tygodnie temu oficjalnie podpisał kontrakt na następny sezon i dołączył do wyjściowego składu drużyny Lisów.
Lisy mogły jedynie zaoferować Kevinowi współpracę z bramkarzem, który wcześniej odrzucił jego ofertę. Neil minioną wiosnę spędził, poszukując informacji na temat Andrew. Pragnął zrozumieć, dlaczego przyciągnął uwagę Kevina. Spotkanie z bramkarzem Lisów twarzą w twarz było równie dezorientujące, co bolesne.
Andrew uśmiechnął się do Neila i przyłożył dwa palce do skroni w ironicznym salucie.
‒ Może następnym razem ci się poszczęści.
‒ Pieprz się ‒ warknął. ‒ Czyj kij ukradłeś?
‒ Pożyczyłem ‒ rzucił go w Neila. ‒ Proszę bardzo.
‒ Neil ‒ odezwał się Hernandez, łapiąc go za ramię, żeby pomóc mu wstać. ‒ Jezu, nic ci nie jest?
‒ Nasz bramkarz nie słynie z dobrych manier ‒ stwierdził Wymack, stając pomiędzy Neilem i Andrew.
Ten ostatni nie miał problemu z odczytaniem milczącego ostrzeżenia trenera. Podniósł ręce do góry z przesadnym wzruszeniem ramion i cofnął się, żeby zrobić Neilowi więcej miejsca. Wymack obserwował, jak odchodzi, zanim spojrzał na Neila.
‒ Złamał ci coś?
Chłopak przycisnął ostrożnie dłonie do żeber i nabrał powietrza, czując bolesne skurcze mięśni. W przeszłości miał często złamane kości, wiedział więc, że tym razem mu się poszczęściło.
‒ Wszystko w porządku. Wychodzę, trenerze. Proszę mnie puścić.
‒ Jeszcze nie skończyliśmy ‒ rzekł Wymack.
‒ Trenerze Wymack… ‒ zaczął Hernandez.
Ten jednak nie pozwolił mu skończyć.
‒ Zostawi nas pan na chwilę?
Hernandez spojrzał na trenera Kruków, a później na Neila, po czym odpuścił.
‒ Zaraz wracam.
Neil wsłuchiwał się w jego oddalające się kroki. Usłyszał trzaśnięcie, gdy trener kopnął drzwi, które następnie zamknęły się za nim, skrzypiąc. Zaczekał, aż będzie sam z Wymackiem, zanim znów przemówił.
‒ Dałem już panu swoją odpowiedź. Nie podpiszę kontraktu.
‒ Nie wysłuchałeś całej oferty ‒ odparł. ‒ Skoro już zapłaciłem za to, żeby trójka ludzi przyleciała aż tutaj, aby zobaczyć jak grasz, to możesz mi chyba poświęcić chociaż pięć minut, nie sądzisz?
Cała krew odpłynęła z twarzy Neila tak szybko, że jego świat wywrócił się do góry nogami. Potknął się, cofając przed trenerem w desperackim poszukiwaniu zarówno równowagi, jak i przestrzeni. Torba zakołysała się na jego ramieniu, a on chwycił za pasek, odczuwając potrzebę, aby się czegoś przytrzymać.
‒ Chyba go pan tutaj nie sprowadził?
Wymack wpatrywał się w niego surowo.
‒ Czy to stanowi dla ciebie jakiś problem?
Neil nie mógł powiedzieć prawdy, więc odburknął.
‒ Nie jestem wystarczająco dobry, aby grać z takim gwiazdorem.
‒ To prawda, ale w tym wypadku to zupełnie bez znaczenia ‒ odezwał się nowy głos, a Neila wprost zatkało.
Wiedział, że nie powinien się odwracać, ale jednak to zrobił.
Mógł się spodziewać obecności Kevina, kiedy ujrzał Andrew, ale nawet nie chciał brać pod uwagę takiej możliwości. Nie było przecież żadnego powodu, aby bramkarz spotykał się z potencjalnym kandydatem na napastnika. Andrew był tu tylko dlatego, że Kevin Day nigdzie się sam nie ruszał.
Kevin siedział na blacie stolika, ustawionego przy tylnej ścianie. Przesunął wyłączony telewizor na jedną stronę, aby zrobić więcej miejsca i rozłożył jakieś dokumenty. Obserwował stamtąd całe to widowisko, a sądząc po chłodnym wyrazie twarzy, reakcja Neila nie wywarła na nim pozytywnego wrażenia.
Minęły lata, odkąd Neil po raz ostatni go widział. Upłynęło wiele czasu od dnia, w którym obaj byli świadkami jak ojciec Neila katuje jakiegoś człowieka, zmieniając go w krwawą miazgę. Neil znał twarz Kevina tak dobrze jak swoją własną, ponieważ przez kilka lat śledził, jak ten dorastał w świetle reflektorów. Zmienił się od tamtej pory. Chociaż niby pozostał taki sam, poczynając od ciemnych włosów i zielonych oczu, po czarną dwójkę wytatuowaną na lewym policzku. Kiedy Neil zobaczył ten numer, zebrało mu się na mdłości.
Przed laty Kevin też miał go na twarzy, ale był jeszcze zbyt młody, żeby mieć prawdziwy tatuaż. Wtedy on i jego adoptowany brat Riko Moriyama, na swoich twarzach napisali markerami numery: jeden i dwa. Poprawiali je za każdym razem, gdy tylko zaczynały blaknąć. Wtedy Neil tego nie rozumiał, ale Kevin i Riko stawiali sobie ambitne cele. Zakładali, że kiedyś staną się sławni.
Mieli rację. Wchodzili w skład profesjonalnej drużyny i grali dla Kruków. W ubiegłym roku zostali wytypowani do narodowej reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Byli mistrzami, a Neil ciągle tkwił w martwym punkcie.
Wiedział, że Kevin nie mógł go rozpoznać. Minęło zbyt dużo czasu. Obaj dorastali w różnych światach. Neil postarał się ostatnio o kolejną zmianę wyglądu. Zafarbował włosy na czarno, a dzięki szkłom kontaktowym zmienił kolor oczu na brązowy. Dlaczego Kevin Day miałby go szukać? Żadna drużyna nie upadłaby tak nisko, żeby podpisać kontrakt z tak niedoświadczonym zawodnikiem, nawet Lisy.
Zestawienie wyników Neila wskazywało, że grał w Exy tylko przez rok. Zachowywał przez ten czas ogromną ostrożność. Ubiegłej jesieni grał tak, jakby robił to po raz pierwszy i nie miał o niczym pojęcia. Na początku udawanie było dość łatwe, ponieważ przez osiem lat nie trzymał w ręku kija. Bez trudu mógł ukrywać swoje umiejętności, ponieważ w małej lidze grał na innej pozycji niż obecnie. Musiał od nowa uczyć się zasad gry, z innej perspektywy. Posiadał godną pozazdroszczenia i niezaprzeczalną zdolność szybkiego przyswajania wiedzy, ale cały czas zaciekle walczył, aby nie górować nad innymi.
Czyżby się czymś zdradził? Coś go zdemaskowało? Jakim sposobem zdołał przykuć uwagę Kevina, skoro dokładał wszelkich starań, aby pozostać w ukryciu? Jeśli odkrycie jego prawdziwej tożsamości było takie proste, to może ludzie, których posłał za nim ojciec, również wpadli na jego ślad?
‒ Co ty tutaj robisz? ‒ udało mu się wykrztusić przez zdrętwiałe wargi.
‒ Dlaczego chciałeś wyjść? ‒ zapytał w odpowiedzi Kevin.
‒ Ja zapytałem pierwszy.
‒ Trener już odpowiedział na to pytanie ‒ odparł z odrobiną niecierpliwości w głosie. ‒ Czekamy na ciebie, żebyś podpisał kontrakt. Przestań marnować nasz czas.
‒ Nie ‒ wysyczał. ‒ Z pewnością macie tysiące innych kandydatów, którzy skorzystaliby z nadarzającej się okazji, aby z tobą zagrać. Dlaczego to im nie zawracasz głowy?
‒ Widzieliśmy ich dokumenty ‒ odrzekł Wymack. ‒ I wybraliśmy ciebie.
‒ Nie będę grał z Kevinem.
‒ Będziesz ‒ skwitował Kevin.
Wymack wzruszył ramionami.
‒ Może nie zauważyłeś, ale zostaniemy tak długo, dopóki się nie zgodzisz. Kevin twierdzi, że musisz być w naszej drużynie i sądzę, że ma rację.
‒ Powinniśmy wyrzucić list twojego trenera zaraz po tym, jak go otworzyliśmy – powiedział Kevin. – Twoje dokumenty są godne pożałowania, a ja nie chcę, aby ktoś z takim brakiem doświadczenia znalazł się na naszym boisku. Jest to sprzeczne ze wszystkim, co usiłowaliśmy zrobić w tym roku z drużyną Lisów. Szczęśliwie dla ciebie, twój trener doszedł do wniosku, że lepiej nie wysyłać nam tylko samych statystyk i przesłał nam taśmę, żebyśmy mogli zobaczyć cię w akcji. Grasz tak, jakbyś nie miał nic do stracenia.
Istniało ogromne ryzyko, że na światło dzienne mógł wyjść jego fikcyjny brak doświadczenia.
Gdyby Kevin go pamiętał, zorientowałby się w czym rzecz i uznał te dokumenty za jedno wielkie kłamstwo. Wiedziałby, bo obaj grali w Małej Lidze. Pamiętałby trening, który przerwało morderstwo człowieka.
‒ To dlatego tu jesteś ‒ stwierdził cicho Neil.
‒ Jedynie z takim napastnikiem warto grać.
Ulga, jaką poczuł, sprawiła, że przewróciło mu się w żołądku. Kevin go nie poznał, a to był jedynie potworny zbieg okoliczności. Może w ten właśnie sposób opatrzność chciała go ostrzec, co może się zdarzyć, jeśli zbyt długo pozostanie w jednym miejscu. Następnym razem zamiast z kolegą z przeszłości, może stanąć oko w oko ze swoim ojcem.
‒ Właściwie to, że mieszkasz tak daleko, działa na naszą korzyść ‒ oświadczył Wymack. ‒ Nikt poza naszą drużyną i zarządem uczelni nie wie, że tu jesteśmy. Nie chcemy, aby tego lata twoja twarz pojawiła się we wszystkich mediach. Mamy w tej chwili zbyt wiele spraw na głowie i nie mamy zamiaru wciągać cię w ten bajzel, dopóki nie będziesz bezpieczny i nie zamieszkasz na kampusie. W kontrakcie znajduje się klauzula poufności, która stwierdza, że musisz zachować tajemnicę odnośnie swojego wejścia do drużyny aż do rozpoczęcia sezonu w sierpniu.
Neil spojrzał ponownie na Kevina, szukając na jego twarzy sygnałów świadczących, że go rozpoznaje.
‒ To nie jest dobry pomysł.
‒ Twoja opinia została należycie odnotowana i odrzucona – rzekł Wymack. – Coś jeszcze, czy może w końcu podpiszesz te dokumenty?
Najrozsądniejszym wyjściem dla Neila byłoby jak najszybciej się stąd zmyć. Nawet jeśli Kevin nie wiedział kim jest, to i tak pozostanie nie było dobrym pomysłem. Drużynie Lisów poświęcano w mediach wiele uwagi, a to by tylko wszystko pogorszyło. Nie mógł dopuścić, aby wzięto go pod lupę. Powinien podrzeć kontrakt trenera na strzępy i odejść.
Była to sprawa życia lub śmierci. Ucieczka stanowiła sposób na przetrwanie. Tak samo jak kolejna zmiana tożsamości, nowe miejsca oraz wewnętrzny nakaz, który sugerował iść naprzód i nie patrzeć wstecz. Ponieważ musiał być przygotowany, aby szybko zniknąć, w torbie miał wszystkie swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Znikał za każdym razem, jak tylko poczuł, że zbyt długo pozostaje w jednym miejscu i zaczyna zapuszczać korzenie. Ostatni rok, który spędził zupełnie sam, bez matki u boku, uświadomił mu, że dryfował bez celu. Nie wiedział, czy jest gotowy na ryzyko, jakie niosło za sobą podpisanie kontraktu.
Z drugiej strony nie był pewien, czy jest w stanie ponownie zrezygnować z Exy. Gra była jedyną rzeczą, która stanowiła niezaprzeczalny dowód jego istnienia. Kontrakt trenera Lisów stanowił przepustkę do tego, o czym zawsze marzył i umożliwiał uprawianie sportu, który kochał. Dzięki temu mógł jeszcze trochę dłużej poudawać, że wiedzie normalne życie. Wymack powiedział, że umowa obejmowała okres pięciu lat, ale przecież nie musiał zostawać tak długo. W każdej chwili mógł dać nogę i udać tam, gdzie tylko zechce, prawda?
Po raz kolejny spojrzał na Kevina. Wprawdzie ten go nie rozpoznał, ale mógł przecież pamiętać chłopca, którego znał dawno temu. Na razie przeszłość Neila pozostawała głęboko ukryta we wspomnieniach Kevina. Była dowodem jego egzystencji, podobnie jak sport, który obaj uprawiali. Tylko Kevin mógł potwierdzić fakt istnienia Neila. Gdyby mieszkał, trenował i grał z nim, wiedziałby kiedy ten zacznie coś podejrzewać. Z chwilą, w której padłyby niewygodne pytania lub zachowanie Kevina uległo zmianie, Neil z miejsca by się ulotnił.
‒ A więc? ‒ zapytał Wymack.
Jego instynkt samozachowawczy walczył z pragnieniem i równocześnie przeplatał z niemal paraliżującą paniką.
‒ Muszę porozmawiać z matką ‒ odpowiedział, ponieważ nie wiedział, co zrobić.
‒ Ale po co? ‒ spytał trener. ‒ Przecież jesteś pełnoletni, prawda? Z twoich dokumentów wynika, że masz dziewiętnaście lat.
Neil miał osiemnaście, ale nie zamierzał przeczyć temu, co zawierały jego fałszywe dokumenty.
‒ Ale i tak muszę zapytać.
‒ Na pewno będzie się cieszyć razem z tobą.
‒ Może ‒ zgodził się cicho.
Gdyby matka wiedziała, że rozważa przyjęcie tej propozycji, byłaby wściekła. Może to i dobrze, że nigdy się o tym nie dowie. Na samą myśl o tym poczuł, jakby ktoś wbił mu nóż w pierś.
‒ Porozmawiam z nią dziś wieczorem – oznajmił.
‒ Możemy podrzucić cię do domu – zaproponował trener.
‒ Poradzę sobie.
Wymack spojrzał na swoich zawodników.
‒ Poczekajcie na mnie w samochodzie.
Kevin zgarnął papiery i ześliznął ze swego miejsca. Andrew zaczekał na niego i razem wyszli z szatni. Trener zwlekał dopóki nie oddalili się wystarczająco, a potem zwrócił poważne spojrzenie na Neila.
‒ Chcesz, aby jeden z nas porozmawiał z twoimi rodzicami?
‒ Poradzę sobie ‒ nalegał.
Wymack nawet nie silił się na żadne subtelności, gdy zadawał następne pytanie.
‒ Czy oni cię krzywdzą?
Neil popatrzył na niego zupełnie skonsternowany. Pytanie było tak szczere i obraźliwe na wielu płaszczyznach, że nawet nie wiedział, od czego zacząć. Trener musiał sobie to uświadomić, ponieważ ciągnął dalej, zanim chłopak zdążył zareagować.
‒ Spróbujmy jeszcze raz. Powodem, dla którego o to pytam jest fakt, że trener Hernandez ma pewne podejrzenia, co do przyczyny spędzania w szkole kilku nocy w tygodniu. Sądzi, że coś jest na rzeczy, ponieważ nie przebierasz się w szatni razem z innymi zawodnikami i nie pozwalasz nikomu spotkać ze swoimi rodzicami. To dlatego zgłosił do mnie twoją kandydaturę. Myśli, że pasujesz do mojej drużyny. Wiesz, co to znaczy, prawda? Zdajesz sobie sprawę, jakich zawodników szukam.
‒ Nie wiem, czy ma rację ‒ ciągnął dalej ‒ ale coś mi mówi, że nie jest daleki od prawdy. Tak czy inaczej, szatnia zostanie zamknięta zaraz po zakończeniu roku. Nie będziesz mógł korzystać z niej latem. Jeśli rodzice są przeszkodą, przyspieszymy twoją przeprowadzkę do Karoliny Południowej.
‒ Co zrobicie? ‒ zapytał zaskoczony.
‒ Na okres letniej przerwy grupa Andrew zostaje w mieście ‒ rzekł Wymack. ‒ Będą mieszkać u Abby, naszej drużynowej pielęgniarki. Wprawdzie u niej nie ma już miejsca, ale możesz zatrzymać się u mnie do czerwca, aż otworzą akademiki. Mój apartament nie jest przeznaczony dla dwóch osób, ale mam wolną kanapę. Powiemy wszystkim, że przebywasz na praktyce. Istnieją szanse, że część osób w to uwierzy. Nie będziesz w stanie oszukać pozostałej reszty, ale to nie ma znaczenia. Drużyna Lisów posiada określoną opinię i wszyscy doskonale wiedzą, że nie podpisalibyśmy z tobą kontraktu, gdybyś nie spełniał określonych warunków. Poza tym nikt nie musi o niczym wiedzieć. Ja również nie mam prawa cię o nic pytać. Jeśli jednak obdarzysz mnie zaufaniem i powiesz mi coś o sobie, to daję słowo, że zostanie to między nami.
Neil próbował dwukrotnie, zanim udało mu się wykrztusić.
‒ Dlaczego?
Trener Wymack milczał przez chwilę.
‒ Czy uważasz, że stworzyłem właśnie taką drużynę, ponieważ sądziłem, że to będzie ciekawy chwyt reklamowy? Tu chodzi o kolejne szanse. Drugą, trzecią, czwartą. Nieważne. Liczy się tylko to, że istnieje ktoś, kto zechce ci dać przynajmniej jeszcze jedną.
Neil słyszał, jak wiele osób określało trenera Lisów mianem naiwnego idioty. Jednak trudno było słuchać tego wszystkiego, co mówi i nie wierzyć w jego szczerość. Chłopak był rozdarty. Nie wiedział, dlaczego ktoś taki jak Wymack, wystawia się na ciągłe rozczarowanie. Już dawno temu powinien dać sobie spokój z taką drużyną jak Lisy.
Trener poczekał chwilę, zanim jeszcze raz zapytał. ‒ Czy twoi rodzice będą problemem?
Jego propozycja niosła za sobą zbyt duże ryzyko, ale też ciężko było z niej zrezygnować. Z bólem serca, przytaknął skinieniem głowy, choć ranił go ten znużony wyraz w oczach Wymacka. To nie było współczucie, które jak sądził, widywał od czasu do czasu u Hernandeza, ale coś znajomego, co świadczyło o tym, że Wymack rozumiał, ile go to wszystko kosztowało. Wiedział jakie to uczucie, gdy człowiek musi walczyć ze sobą, aby codziennie rano wstać i ruszyć z miejsca. Neil wątpił, aby ten człowiek był w stanie kiedykolwiek naprawdę go rozgryźć, ale ta odrobina zrozumienia była jedyną, którą do tej pory otrzymał w całym swoim życiu. Musiał odwrócić wzrok.
‒ Z tego co mówił trener Hernandez, ceremonia rozdania świadectw odbędzie się jedenastego maja ‒ orzekł Wymack. ‒ Przyślemy kogoś, kto odbierze cię z regionalnego lotniska w piątek dwunastego.
Neil omal nie zwrócił mu uwagi, iż jeszcze na nic się nie zgodził, ale słowa zamarły mu w gardle, ponieważ zdał sobie sprawę, że naprawdę chciał to zrobić.
‒ Zatrzymaj te dokumenty ‒ zaoferował trener, ponownie wyciągając teczkę w kierunku Neila, który tym razem ją przyjął. ‒ Twój trener może przefaksować podpisane kopie w poniedziałek. Witamy w drużynie.
Słowo „dziękuję” wydawało się być jak najbardziej adekwatne w tej sytuacji, ale nie potrafił go z siebie wykrztusić. Wlepił wzrok w podłogę. Wymack nie czekał na jego odpowiedź, ale poszedł odszukać Hernandeza.
Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się, chłopakowi puściły nerwy. Pobiegł do łazienki, docierając w samą porę do kabiny, gdzie zwymiotował. Potrafił wyobrazić sobie atak szału matki, gdyby wiedziała, co zamierzał zrobić. Zbyt dobrze pamiętał, z jaką wściekłością szarpała go za włosy, gdy była na niego zła. W jego pamięci na zawsze zapisały się te wszystkie lata spędzone na ciągłym przenoszeniu z miejsca na miejsce i ukrywaniu się. A teraz zamierzał zniszczyć całą ciężką pracę i wysiłek, jaki oboje włożyli w to, aby zachować anonimowość. Wiedział doskonale, że nigdy by mu tego nie wybaczyła, ale to wcale nie przyczyniło się do zlikwidowania ucisku, jaki czuł w swoim wnętrzu.
‒ Przepraszam ‒ wykrztusił, kaszląc. ‒ Przepraszam, przepraszam.
Zatoczył się w kierunku zlewu, aby przepłukać usta i spojrzał na swoje lustrzane odbicie. Z tymi czarnymi włosami oraz brązowymi oczami wyglądał dość przeciętnie, jak ktoś, kto nie wyróżnia się w tłumie, na kogo nikt nie zwróci szczególnej uwagi i nie zapamięta. Tego właśnie chciał, ale nurtowało go, czy to wystarczy, gdy przyjdzie mu się mierzyć z okiem kamer i wścibstwem dziennikarzy. Skrzywił się lekko do swojego odbicia i przybliżył twarz do lustra, mocno ciągnąc za kosmyki włosów, aby obejrzeć ich nasadę. Były wystarczająco ciemne, więc rozluźnił się i cofnął.
‒ Uniwersytet ‒ powiedział cicho.
Dla Neila brzmiało to jak sen. Ale równocześnie czuł wyrzuty.
Otworzył torbę, aby włożyć do niej dokumenty, które otrzymał od Wymacka. Gdy wrócił do głównego pomieszczenia, obaj trenerzy czekali na niego. Nie odezwał się do nich słowem, tylko minął, kierując do wyjścia.
Andrew otworzył tylne drzwi SUV-a, gdy Neil przechodził obok i posłał mu szyderczy uśmiech.
‒ Uważasz się za lepszego od nas?
Neil rzucił mu chłodne spojrzenie, przyspieszając kroku. Gdy dotarł na drugą stronę parkingu, zaczął biec. Zostawił za sobą stadion, zawodników drużyny Lisów oraz ich cudownie brzmiące obietnice, a niepodpisany kontrakt, ciążył mu jak kamień.
Neil już dawno pogubił się w lotniskach, na których przebywał. Mimo to, nigdy nie czuł się tam zbyt swobodnie, bo stale musiał być czujny. Ponadto podróżowanie z podrobionym paszportem zawsze stanowiło spore ryzyko. Przed śmiercią matka dała mu listę kontaktów do ludzi, którzy mogli mu pomóc, dzięki czemu legitymował się fałszywymi dokumentami. Jednak za każdym razem, gdy był proszony o pokazanie paszportu, jego serce przyspieszało.
Na międzynarodowy port lotniczy Sky Harbour trafił po raz pierwszy, ale w gorączkowej krzątaninie, jaka tam panowała, było coś znajomego. Po wylądowaniu przez niemal minutę tkwił za bramką, czekając aż pozostali pasażerowie tego samego lotu przejdą do hali przylotów. Kłębiący się wokół niego tłum wyglądał na mieszankę urlopowiczów, biznesmenów i studentów, którzy pod koniec semestru wracali do domu. Nie oczekiwał, że wpadnie na kogoś znajomego. W Karolinie Południowej znalazł się po raz pierwszy, ale i tak musiał mieć oczy szeroko otwarte.
Ruszył korytarzem, podążając za znakami i wszedł po schodach do hali przylotów. W piątkowe popołudnie niewielka poczekalnia była bardziej zatłoczona niż zwykle. Mimo to wypatrzenie osoby, która zgodnie z obietnicą trenera Wymacka miała odebrać go z lotniska, okazało się łatwiejsze niż oczekiwał.
W pewnym momencie poczuł, jakby ktoś wzrokiem wypalał dziurę w jego plecach. Jak się okazało, był to jeden z bliźniaków. Biorąc pod uwagę jego opanowany wyraz twarzy, Neil mógłby się założyć, że to nie Andrew. Wprawdzie Aarona Minyarda, określano najczęściej mianem „ten normalny”, ale wątpiono czy jest psychicznie zdrowy skoro miał te same geny, co brat.
Neil pospieszył w jego kierunku. Sam należał do najniższych zawodników w drużynie Dingo z Millport, ale właśnie odkrył, że przewyższa bliźniaka o trzy cale. Aaron miał na sobie czarny strój, co nie było dobrym wyborem, ponieważ ten kolor nie wydłużał optycznie jego sylwetki. Poza tym Neil zastanawiał się, dlaczego Aaron założył bluzę z długimi rękawami w maju. Już sam jego widok powodował, że było mu gorąco.
‒ Neil ‒ rzucił bliźniak zamiast powitania i wskazał odpowiedni kierunek. ‒ Odbiór bagaży znajduje się w tamtym miejscu.
‒ Mam tylko to. ‒ Poklepał pasek sportowej torby, przewieszonej przez ramię. Była na tyle mała, aby traktować ją jako podręczny bagaż i wystarczająco duża, żeby zmieściło się w niej wszystko, co posiadał.
Aaron tego nie skomentował, tylko ruszył w stronę wyjścia. Neil wyszedł za nim na zewnątrz. Powietrze było parne i duszne. Niewielka grupka ludzi czekała na zmianę świateł przy przejściu dla pieszych. Aaron nawet nie zwolnił. Przecisnął się do przodu i wszedł na ulicę. Nadjeżdżająca taksówka zaczęła hamować z piskiem opon, po czym zatrzymała się dosłownie kilka cali od niego. Pochłonięty zapalaniem papierosa, nie zwracał uwagi na to, co się dzieje. Nie bacząc na ordynarną wiązankę, którą posłał mu kierowca, szedł dalej. Neil skinął przepraszająco taksówkarzowi i ruszył biegiem, by go dogonić.
Lśniący, czarny samochód stał na parkingu. Neil miał niewielkie pojęcie o samochodach, ale potrafił rozpoznać te wysokiej klasy. Przez chwilę myślał, że kierują się do mniejszego pojazdu, stojącego obok, ale Aaron odblokował pilotem drzwi tego pierwszego.
‒ Torba do bagażnika ‒ burknął, otwierając drzwi od strony kierowcy. Usiadł bokiem na siedzeniu, aby dopalić papierosa.
Neil posłusznie umieścił torbę z tyłu i wspiął się na siedzenie pasażera. Aaron zwlekał z odpaleniem samochodu, dopóki nie skończył. Potem rzucił niedopałek na chodnik i zatrzasnął drzwi. Po przekręceniu kluczyka w stacyjce silnik zamruczał cicho, spoglądając na Neila. Cień uśmiechu pojawił się w kącikach jego ust, ale nie był to przyjazny wyraz twarzy.
‒ Neil Josten ‒ powiedział, jakby testował brzmienie jego nazwiska. ‒ Przyjechałeś tylko na lato, hmm?
‒ Tak ‒ oznajmił Neil.
Aaron włączył klimatyzację i wrzucił wsteczny bieg.
‒ W takim razie będzie nas w sumie pięciu, ale krążą pogłoski, że masz zatrzymać się u trenera.
Wymack poinformował Neila, że kuzyni, Aaron, Andrew i Nicholas nie wyjeżdżają na letnią przerwę, ale kogoś mu tu brakowało, aby rachunek się zgadzał. Był przekonany, że wie kim miała być ta piąta osoba. Był świadomy, że po sfinalizowaniu transferu Kevin przylgnął do boku Andrew i nie odstępował go na krok. Mimo wszystko, musiał mieć pewność.
‒ Kevin też zostaje? ‒ zapytał.
‒ Nie inaczej. On zawsze musi być tam, gdzie boisko. Nie potrafi bez niego żyć ‒ odburknął kpiąco Aaron.
‒ Nie sądzę, aby boisko było jedynym powodem jego obecności ‒ zauważył Neil.
Aaron nic na to nie odpowiedział. Do wyjazdu z parkingu nie było daleko. Po opłaceniu należnej kwoty, jak tylko poprzeczka poszybowała w górę, wcisnął gaz do dechy. Z tyłu rozległ się głośny dźwięk klaksonu, gdy wyjeżdżając na drogę znaleźli się tuż przed maską jakiegoś samochodu. Neil dyskretnie mocniej zacisnął zapięcie pasa. Aaron chyba tego nie zauważył albo miał to gdzieś. Gdy znaleźli się na drodze, rzucił Neilowi krótkie spojrzenie.
‒ Słyszałem, że podczas ostatniego spotkania nie przypadliście sobie z Kevinem do gustu.
‒ To spotkanie mnie zaskoczyło ‒ mruknął Neil, obserwując przemykające za oknem widoki. ‒ Więc wybacz, że nie zareagowałem zbyt dobrze ‒ dokończył z ironią w głosie.
‒ Raczej tego nie zrobię. Nie wierzę w przebaczenie. Poza tym, to nie mnie obraziłeś. To już drugi raz, gdy potencjalny kandydat na zawodnika powiedział mu, żeby się odpieprzył. Gdyby istniała taka możliwość, aby choć odrobinę zachwiać arogancją Kevina i utrzeć mu przy tym nosa, to i tak ucierpiałaby jedynie jego duma. Zamiast tego stracił tylko wiarę w inteligencję sportowców ze średnich szkół.
‒ Jestem pewien, że podobnie jak ja, Andrew wcześniej miał swoje powody, aby odmówić Kevinowi.
‒ Ty twierdziłeś, że nie jesteś wystarczająco dobry, ale koniec końców i tak tu wylądowałeś. Sądzisz, że w twoim przypadku letnie praktyki cokolwiek zmienią?
‒ Nie ‒ bąknął w odpowiedzi Neil. ‒ Po prostu… Wymackowi trudno było odmówić.
‒ Trener zawsze wie, co powiedzieć, prawda? Chociaż to najczęściej utrudnia życie reszcie z nas. Nawet taka mieścina jak Millport powinna podjąć ryzyko i postawić na ciebie.
Neil wzruszył ramionami.
‒ W Millport nie dbali o doświadczenie zawodników. Nie miałem nic do stracenia, aby się stamtąd wyrwać, a oni nic do zyskania, gdyby zechcieli stanąć mi na drodze. Według mnie to raczej kwestia znalezienia się we właściwym miejscu w odpowiednim czasie.
‒ Wierzysz w przeznaczenie?
Neil usłyszał lekką pogardę w jego głosie.
‒ Nie. A ty?
‒ A zatem w szczęście ‒ Aaron zignorował pytanie.
‒ Nie sądzę.
‒ Pochlebia nam naturalnie, że masz o nas tak dobre zdanie.
Aaron szarpnął kierownicą, zjeżdżając na drugi pas i nie fatygując się, by sprawdzić, jak wygląda sytuacja na drodze. Za nimi po raz kolejny zabrzmiał ostrzegawczy dźwięk klaksonów. Neil obserwował we wstecznym lusterku jak pojazdy skręcały, aby uniknąć zderzenia z ich samochodem.
‒ Szkoda by było rozbić taką ładną brykę ‒ stwierdził uszczypliwie.
‒ Nie bądź taki przerażony śmiercią ‒ warknął Aaron. ‒ Jeśli się jej boisz, nie masz czego szukać w naszej drużynie.
‒ Mówimy o sporcie, a nie o walce na śmierć i życie.
‒ Co za różnica ‒ odburknął. ‒ Grasz dla pierwszoligowej drużyny z Kevinem w zespole. Ludzie zawsze chętnie dla niego krwawili. Zakładam, że widziałeś wiadomości.
‒ Widziałem ‒ odparł.
Aaron pstryknął palcami, jakby to dowodziło jego racji. Neil czuł zbyt dużą presję, by przyznać mu rację, więc puścił to mimo uszu.
Wrócił myślami do początków, gdy Kevin Day i jego przybrany brat Riko Moriyama zostali okrzyknięci cudownymi dziećmi Exy. Matka Kevina, Kayleigh Day i wuj Riko, Tetsuji Moriyama, wymyślili ten sport jakieś trzydzieści lat temu. Miało to miejsce w czasie, gdy Kayleigh studiowała za granicą w Fukui, w Japonii. To, co miało być na początku jedynie eksperymentem, przeniknęło z kampusu do miejscowych drużyn, a następnie powędrowało przez ocean i objęło swoim zasięgiem resztę świata. Kayleigh po ukończeniu studiów przeniosła Exy do Irlandii, a wkrótce potem przyjął się w Stanach Zjednoczonych.
Kevin i Riko wychowali się wśród zawodników Exy. Kiedy jeszcze ogromny stadion Castle Evermore Uniwersytetu Edgara Allana, a jednocześnie pierwszy stadion NCAA Exy w Stanach Zjednoczonych był niewiele więcej jak tylko odległym projektem, oni posiadali już własne, wykonane na zamówienie, kije. Po śmiertelnym wypadku samochodowym Kayleigh, Tetsuji zajął się Kevinem, ale nowy trener Kruków nie miał czasu, żeby wychowywać dzieci. Zamiast tego Riko i Kevin spędzali swoje młodzieńcze lata na stadionie Evermore z Krukami i byli nieoficjalnie uznawani za maskotki drużyny. Kiedy nie trenował ich Tetsuji, robił to zespół. Nie musieli opuszczać stadionu i chodzić do szkoły, nauczyciele udzielali im prywatnych lekcji.
Tak naprawdę obaj dorastali pod okiem kamer, z Exy ‒ nieodłącznym elementem ich dzieciństwa. Co więcej, byli nierozłączni. Dopóki Kevin nie przeniósł się na Uniwersytet Stanowy Palmetto, nigdy nie widywano ich osobno. Ostatecznie Riko i Kevin zostali twarzą Kruków. Kilku zapaleńców okrzyknęło ich przyszłością Exy.
Jednak w grudniu ubiegłego roku, zupełnie nieoczekiwanie, na wiele tygodni zniknęli z życia publicznego. Kiedy w styczniu zaczęły się wiosenne mistrzostwa żaden z nich nie widniał w składzie drużyny Kruków. Dopiero pod koniec stycznia, Tetsuji Moriyama, trener Kruków, poruszył na konferencji prasowej kwestię ich nieobecności. Ogłoszone rewelacje były okrutnym ciosem dla fanów Exy na całym świecie. Podczas wypadu na narty Kevin Day złamał wiodącą rękę. Według wersji podanej przez Tetsuji, Kevin i Riko byli zbyt zdruzgotani, aby osobiście stawić czoła Krukom i ich fanom.
Następnego dnia trener Wymack przekazał prasie, że Kevin wraca do zdrowia w Karolinie Południowej. Dla wiernych fanów wystarczająco zła była wiadomość o zakończeniu jego sportowej kariery. Natomiast zapaleńcy uznali, że opuszczenie Kruków i przejście do drużyny Lisów jest jeszcze gorsze. Ich zdaniem Kevin powinien zostać przeniesiony na linię boczną, jako asystent trenera Kruków i dzielić się wiedzą ze swoją drużyną. W tej sytuacji, fani poczuli się mocno urażeni. Większość z nich zakładała, że ich idol wróci, jak tylko jego ręka odzyska pełną sprawność. Nadzieje na powrót gwiazdy Exy zgasły, kiedy Kevin podpisał w marcu kontrakt z Lisami ‒ już nie jako asystent trenera, ale napastnik.
Jego zrozpaczeni fani zaczęli okazywać swoje niezadowolenie. Uniwersytet Stanowy Palmetto musiał dźwigać ciężar tego gniewu. Zarówno uczelnia, jak i stadion były wielokrotnie dewastowane, a na terenie kampusu ciągle dochodziło do bójek. Sytuacja uległa pogorszeniu, gdy po rozpoczęciu sezonu, Kevin po raz pierwszy wystąpił w barwach Lisów. Neil niezbyt palił się, aby wylądować w samym środku tego bałaganu.
Kompleks mieszkaniowy, w którym mieścił się apartament trenera Wymacka znajdował się dwadzieścia minut drogi z lotniska. Parking o tej porze świecił pustkami. Było późne piątkowe popołudnie, mieszkańcy nie wrócili jeszcze z pracy. Przed budynkiem stały trzy osoby. Aaron wysiadł pierwszy i nakierował kluczyki na tył wozu, aby odblokować bagażnik. Gdy podszedł, aby przywitać się z pozostałymi, Neil poszedł wyciągnąć torbę. Przerzucił ją przez ramię i nieco się odprężył, gdy poczuł znajomy ciężar, po czym zatrzasnął bagażnik. Gdy uniósł wzrok, stwierdził, że znalazł się w centrum uwagi.
Bliźniacy, ubrani identycznie, stali po obu stronach Kevina. Jednak łatwo ich było rozróżnić, obserwując wyraz ich twarzy. Aaron wyglądał na znudzonego po tym, jak już spełnił swój obowiązek dostarczenia Neila na miejsce. Andrew szczerzył zęby, ale Neil wiedział, że ten uśmiech nie oznaczał tak naprawdę nic miłego. Przekonał się o tym podczas ich pierwszego spotkania, gdy bramkarz Lisów z podobnym uśmiechem na ustach roztrzaskiwał kij na jego brzuchu.
Nicholas Hemmick był jedyną osobą, która wyglądała na szczerze uradowaną z jego obecności i to on właśnie wyszedł mu naprzeciw. Neil był wdzięczny za odwrócenie jego uwagi od Kevina i bez wahania przywitał się.
‒ Witamy w Karolinie Południowej. Miałeś udaną podróż? ‒ Nicholas użył mocnego uścisku, aby wciągnąć go na chodnik.
‒ Było w porządku ‒ odparł Neil.
‒ Jestem Nicky. ‒ Jeszcze raz mocno uścisnął jego dłoń. ‒ Kuzyn Andrew i Aarona, znakomity obrońca liniowy.
Neil popatrzył na bliźniaki i z powrotem na niego. Tam gdzie oni byli bladzi, Nicky był ciemny, z kruczoczarnymi włosami, ciemnobrązowymi oczami i skórą o dwa odcienie za ciemną, aby można uznać ją za opaleniznę. Przewyższał ich też niemal o stopę.
‒ Naprawdę jesteście spokrewnieni? – zapytał z niedowierzaniem.
Nicky roześmiał się.
‒ Nie wygląda na to, prawda? Wdałem się w mamę. Tata „uratował” mamę z Meksyku, podczas jednej ze swoich kurtuazyjnych, ministerialnych podróży. ‒ Odstawił szopkę przewracając oczami, po czym wskazał palcem na pozostałych. ‒ Resztę już poznałeś, prawda? Aarona, Andrew i Kevina? To trener powinien cię wpuścić do mieszkania, ale musiał pilnie wracać na stadion. Wezwali go ci z ERC, prawdopodobnie w sprawie kolejnej porcji jakichś bzdur. Czepiają się, że nie podaliśmy jeszcze do publicznej wiadomości listy rezerwowych. Zanim wróci jesteś skazany na nas, ale mamy klucze do jego apartamentu. Twoje walizki są w bagażniku?
‒ Mam tylko to ‒ wskazał Neil.
Nicky wygiął brew i spojrzał na pozostałych.
‒ Ludzie, jakim cudem udało mu się zabrać tak mało rzeczy? Gdybym tylko potrafił podróżować w ten sposób, ale do diaska, jestem zbyt wielkim materialistą.
‒ Materialista to tylko wierzchołek góry lodowej ‒ sarknął Aaron.
Nicky wyszczerzył zęby w uśmiechu i złapał Neila za ramię, ciągnąc go w kierunku frontowych drzwi.
‒ Tu właśnie mieszka trener ‒ wskazał. ‒ Zarabia tyle kasy, więc rezyduje w takim miejscu, podczas gdy my, biedacy, sypiamy na kanapie.
‒ Masz dość drogi samochód jak na kogoś, kto uważa się za biedaka ‒ skwitował Neil.
‒ To właśnie dlatego jesteśmy spłukani ‒ stwierdził oschle Nicky.
‒ Po śmierci matki Aarona kupiliśmy go za pieniądze z jej polisy na życie ‒ wyjaśnił Andrew. ‒ Musiała umrzeć, aby w końcu okazało się, że jest coś warta.
‒ Dajcie spokój, chłopaki ‒ odezwał się Nicky, ale nie odrywał wzroku od Aarona.
‒ Dajcie spokój, dajcie spokój ‒ ironizował Andrew, wzruszając ramionami. ‒ Czym się tu przejmować? Świat jest okrutny, prawda Neil? Nie byłoby cię tu, gdyby tak nie było.
‒ To nie świat jest okrutny ‒ oświadczył chłopak. ‒ Tylko ludzie, którzy na nim żyją.
‒ O tak, co prawda to prawda.
W milczeniu wjechali windą na siódme piętro. Neil skupił uwagę na numerach wyświetlanych nad drzwiami, aby nie gapić się na odbicie Kevina w drzwiach kabiny. Niepokój z powodu przebywania na takiej wysokości, stanowił niemal wystarczające rozproszenie. Wolał niższe piętra, ponieważ w razie konieczności łatwiej było uciec. W tym wypadku wyskakiwanie z okna siódmego piętra zdecydowanie nie wchodziło w grę. Odnotował w pamięci, aby jak najszybciej sprawdzić, gdzie znajdują się wszystkie wyjścia awaryjne w budynku.
Apartament Wymacka mieścił się pod numerem 724. Wszyscy stanęli przed drzwiami, czekając, aż Aaron wyciągnie klucz z kieszeni. Trochę trwało zanim obszukał je wszystkie. Neil nawet nie zwrócił uwagi, kiedy go w końcu znalazł i otworzył drzwi. Był zbyt skupiony na jego kieszeniach. Były zbyt płytkie, aby zmieściła się w nich paczka papierosów, ale przecież na własne oczy widział, jak Aaron wyjmował je po wyjściu z lotniska.
‒ Proszę bardzo, Neil ‒ rzucił zapraszająco Nicky i skierował wzrok na otwarte drzwi. Kolega wskazał gestem, aby wszedł jako pierwszy. ‒ Dom, słodki dom, jeśli cokolwiek związanego z trenerem można nazwać słodkim.
Neil już od kwietnia wiedział, że kilka tygodni spędzi u Wymacka. Po jego wizycie, uświadomił sobie, że będzie to dla niego ogromnie krępujące. Już na samą myśl o tym skręcało go w środku. Od śmierci matki radził sobie zupełnie sam, a ostatnim mężczyzną, z którym mieszkał, był jego ojciec. Jak zniesie zamknięcie z trenerem pod jednym dachem? Nie mógł tutaj spać. Budziłby go każdy szelest czy poruszenie Wymacka i strach, że ktoś go w końcu dopadł. Może powinien zwinąć żagle i wynająć pokój w hotelu. Ale jak miałby wytłumaczyć to trenerowi? Czy w ogóle musiałby się z czegokolwiek tłumaczyć? Wymack sądził, że miał agresywnych rodziców, więc być może okazałby zrozumienie dla jego nieufności.
Nie oczekiwał, że na samą myśl o zamknięciu w mieszkaniu, doświadczy tak gwałtownych odczuć i zbyt się ociągał. Dostrzegł zaciekawione i zdezorientowane spojrzenie, jakie Nicky posłał Aaronowi i wiedział, że popełnił ogromny błąd. Nadal zwlekał i nie ruszał z miejsca, dopóki Andrew nie wystąpił naprzód, aby sprawdzić, co go zatrzymuje. Wciąż się uśmiechał, ale jego spojrzenie było przeszywające. Kiedy ich oczy się spotkały, Neil pojął, że dużo gorsze byłoby pozostanie z nimi na zewnątrz. Na pewno coś wymyśli. Ale nie tutaj i nie teraz, gdy za plecami miał nowych kolegów z drużyny.
Przekroczył próg mieszkania i ruszył wzdłuż korytarza, wchodząc do salonu. Kanapa, o której Wymack wspominał, została uprzątnięta. Na oparciu znajdowała się przyklejona karteczka z wiadomością, że koce są w szufladzie. Było to jedyne czyste miejsce. Wszystko inne pokrywały dokumenty i kubki po kawie oraz dość spora ilość wypełnionych po brzegi popielniczek.
Neil skierował się w stronę okna, gdy usłyszał Nicky’ego.
‒ Co jest grane?
Krew zastygła mu w żyłach. Nie chodziło o treść pytania, ale o język jakiego użył Nicky. Neil dobrze znał niemiecki, ponieważ przez trzy lata ukrywali się z matką w Austrii, Niemczech i Szwajcarii. Zapamiętał więcej z tego pobytu w Europie niżby chciał. Większość spędzonego tam czasu określiłby mianem totalnego chaosu. Miał świadomość, że posmak krwi, jaki poczuł w ustach, to tylko urojenie. Był on jednak na tyle wyraźny, aby spowodować ucisk w gardle. Odniósł nieprzyjemne wrażenie, jakby mrowił go każdy cal skóry. Serce zaczęło bić tak szybko, że wprawiło w drżenie całe jego ciało.
Jakim cudem wiedzieli, że mówił po niemiecku?
Właśnie miał odpowiedzieć, ale wtedy odezwał się Aaron, a on błyskawicznie zdał sobie sprawę, że Nicky nie skierował tego pytania do niego. Najwyraźniej nie chcieli, aby ich rozumiał. Neil zmusił się do podejścia do okna. Odsunął zasłony i oparł dłonie na szybie. Szukał jakiegoś oparcia i czegoś, co pozwoli mu odzyskać równowagę.
‒ Może po prostu przed przekroczeniem progu, chciał nacieszyć się tą chwilą ‒ skwitował Aaron.
‒ Nie ‒ odparł Nicky. ‒ To wyglądało, jak reakcja na jakieś zagrożenie. Coś ty mu do cholery nagadał Andrew?
Neil obejrzał się przez ramię. Nicky nie patrzył na Andrew, może wiedząc, że i tak nie otrzyma odpowiedzi, ale wpatrywał się właśnie w niego. Gdy się odwrócił, Nicky rzucił mu promienny uśmiech i zaczął z powrotem mówić po angielsku.
‒ Chcesz obejrzeć mieszkanie?
Neil rozważał, czy powiedzieć coś jeszcze, ale wcześniej już i tak zbyt wiele zdradził swoim zachowaniem.
‒ Jasne.
Nie było dużo do oglądania. Łazienka i kuchnia znajdowały się naprzeciwko siebie, a sypialnie na końcu korytarza. Jedną z nich Wymack przekształcił w biuro. Na ścianach widniały artykuły z gazet, zdjęcia drużyny, stare kalendarze oraz rozmaite dyplomy. Po prawej stronie przy ścianie stały dwa regały. Pierwszy był wypełniony książkami o Exy, a na drugim można było znaleźć przewodniki i książki literatury klasycznej. Całe biurko zakrywały dokumenty, tak że nie wystawał nawet milimetr drewnianej powierzchni. Na samym wierzchu leżała teczka Neila, a na niej fiolka leków. Nicky wziął buteleczkę, wydając triumfalny okrzyk i odkręcił nakrętkę.
‒ To chyba nie należy do ciebie ‒ stwierdził Neil.
‒ To tylko leki przeciwbólowe ‒ odparł, ignorując ukryty zarzut. ‒ Parę lat temu trener zwichnął sobie biodro, wiesz? Tak poznał Abby. Była jego terapeutką i to on załatwił jej tę pracę. Drużyna wciąż jest podzielona w kwestii czy ci dwoje bzykają się, czy nie. Andrew nie chce głosować, co oznacza, że teraz do ciebie należy rozstrzygający głos. Daj nam znać, co o tym sądzisz, najszybciej jak to tylko możliwe. Postawiłem na to kasę.
Wytrząsnął na dłoń kilka pigułek, zakręcił nakrętkę i odłożył buteleczkę na miejsce. Neil spojrzał na pozostałych, żeby sprawdzić, co oni o tym sądzą, ale Andrew i Kevin gdzieś zniknęli. Został tylko Aaron, ale nie wyglądał na zmartwionego poczynaniami kuzyna.
‒ Poznasz Abby dzisiaj wieczorem na kolacji ‒ poinformował go Nicky, wkładając pigułki do kieszeni. ‒ Masz jeszcze parę godzin, więc może zabierzemy cię na stadion. Jest nas teraz tylu, że możemy zorganizować krótki trening. Kevin pewnie leje w gacie z podniecenia.
‒ Wątpię ‒ bąknął Neil, myśląc o pozbawionym emocji wyrazie twarzy Kevina.