Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
13 osób interesuje się tą książką
Książka porusza drażliwe tematy i jest przeznaczona dla czytelników pełnoletnich.
Zawodnicy drużyny Lisów są nieszczęsnymi życiowymi rozbitkami, ale ich ostatnia porażka może okazać się cudem, którego potrzebowali, by w końcu zjednoczyć się i stworzyć zgrany zespół.
Jedyną osobą stojącą im na drodze jest Andrew. Istnieje jednak ktoś, kto potrafi przebić się przez jego emocjonalną blokadę. Tym kimś jest właśnie Neil. Andrew nie odpuszcza tak łatwo, a z kolei Neil nie ufa nikomu poza samym sobą. Obaj nie mają natomiast zbyt dużo czasu, by dojść do porozumienia i zaakceptować istniejącą sytuację.
Wrogie siły czają się, by wtargnąć i ich rozdzielić. Riko zamierza zniszczyć nowe życie Neila, a pozostałe Lisy mogą zupełnie przypadkowo stać się ofiarami. Wprawdzie dni Neila są policzone, ale nauczył się na własnej skórze, jak walczyć o to, w co wierzy. A właśnie teraz pokłada wiarę w Andrew, nawet jeśli bramkarz Lisów przestał już wierzyć w samego siebie.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 468
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: The Raven King
Copyright © Nora Sakavic 2013
Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2024
All rights reserved· Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Katarzyna Moch
Korekta: Alicja Szalska-Radomska, Martyna Góralewska, Kamila Grotowska
Konsultacja: Julia Czarnota, Ewa Marcol (books_in_the_cloud)
Skład i łamanie: Michał Swędrowski
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
Ilustracje: Ida Chańko
ISBN 978-83-8362-834-9 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne ·Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Wspieramy czytelnictwo w Polsce razem z Fundacją Powszechnego Czytania
Drogi Czytelniku!
Książki z serii „All for the Game” przeznaczone są dla dojrzałego odbiorcy. Głównymi bohaterami są młodzi dorośli, a historia porusza tematy mogące wywołać dyskomfort, takie jak: depresja, używki, homofobia, przemoc, samobójstwo, ataki paniki, śmierć, gwałt, nadużycia, samookaleczanie, morderstwo. Jeśli więc jesteś osobą wrażliwą na którykolwiek z tych motywów, zachowaj ostrożność i sięgając po tę lekturę, podejmij świadomą decyzję.
Na zewnątrz było jak w Halloween, tyle że dwa miesiące za wcześnie. W zeszłym tygodniu Uniwersytet Stanowy Palmetto był cały w pomarańczowo-białych wstęgach i świętował rozpoczęcie roku szkolnego. W weekend ktoś zamienił białe szarfy na czarne. Sprawiały wrażenie, że kampus jest w żałobie. Neil Josten pomyślał, że to tandetna symbolika, ale może przemawiał przez niego cynizm.
Wybaczał sobie to wyczerpanie. Miał jedynie osiemnaście lat, a widział już zgon tylu ludzi, że nawet nie był pewien, czy doliczyłby się ilu. Śmierć nie była niczym przyjemnym, lecz kojarzyła mu się z dobrze znanym i raczej znośnym kłuciem w piersi. Odejście Setha Gordona, który w sobotnią noc niespodziewanie przedawkował, powinna znaczyć dla niego więcej, przecież przez trzy miesiące byli współlokatorami i kolegami z drużyny. A jednak nie czuł nic. Skupianie się przez większość czasu na własnym przetrwaniu było dość wyczerpujące. Nie miał czasu rozwodzić się nad nieszczęściem innych ludzi.
Ryknęła rockowa muzyka, która na moment wypełniła głuchą ciszę w samochodzie, po chwili jednak ucichła tak szybko, jak rozbrzmiała. Neil oderwał wzrok od wstęg i spojrzał do przodu. Nicholasowi „Nicky’emu” Hemmickowi ręka zsunęła się z deski rozdzielczej i chłopak cicho zaklął. Z tyłu, po drugiej stronie siedzenia, jego kuzyn – Aaron Minyard – pchnął rękami miejsce przed sobą. Neil nie był pewien, czy to ze złości z powodu udawania, że wszystko gra, czy może w ten sposób okazywał Nicky’emu wsparcie. Relacje między kuzynami były tak pogmatwane, że Neilowi zabrakłoby życia, żeby je rozwikłać.
Hemmick ponownie sięgnął do radia. Obok siedział Kevin Day, więc jako pierwszy dostrzegł ten ruch. Odepchnął jego rękę i powiedział:
– Nie trzeba. Odpuść.
– Dziś nie chcę – odparł cicho i z żalem.
Żaden mu nie odpowiedział, jednak Neil pomyślał, że każdy się z nim zgadza. Nikt nie miał ochoty iść na dzisiejszy trening, ale w sezonie nie mogli pozwolić sobie na robienie dłuższych przerw. Trener David Wymack dał im przynajmniej odetchnąć do środowego popołudnia, ponieważ tego dnia Andrew, brat bliźniak Aarona, miewał sesje terapeutyczne.
Ogólnie rzecz biorąc, huśtawki nastrojów Andrew nie stanowiły problemu, lecz gdy był radosny, wcale nie oznaczało to, że miał przyjacielskie nastawienie. Nakręcony ekscytacją Minyard plus śmierć jego najmniej lubianego kolegi z drużyny to był pewny przepis na katastrofę. W niedzielę rano cała drużyna miała się zebrać i wspólnie opłakiwać stratę Setha, ale zamiast tego Andrew i Matt wdali się w paskudną bójkę.
Wymack musiał rozdzielać ich siłą. Starsi zawodnicy przenieśli się do mieszkania klubowej pielęgniarki Abby Winfield, a kuzyni wraz z Kevinem mieli się zamknąć na trzy spusty w akademiku. Neil też chętnie by tam został, lecz trener nie chciał, żeby siedział sam w pokoju, który dzielił z Sethem i Mattem. Przespał więc kilka nocy u niego na kanapie, uważając, że trener przesadza, jednak nauczył się już, że nie warto się z nim kłócić.
Seth umarł w sobotę w nocy, zaś w poniedziałek po południu został skremowany. Z tego, co dotarło do Neila, wynikało, że jego matka podpisała wszystkie papiery, ale nawet nie przyjechała po prochy syna. Urnę zatrzymała więc Allison Reynolds, dziewczyna, z którą Seth rozchodził się i schodził wielokrotnie, a także defensywna zawodniczka Lisów. Josten nie wiedział, czy zamierza ją pogrzebać, czy przez cały rok szkolny trzymać w pokoju. Nie chciał dociekać. Nadal nie wiedział też, co sądzić o roli, jaką sam mógł odegrać w śmierci Setha, dlatego planował całkiem unikać Allison, dopóki tego nie ustali.
Reynolds nie musiała dziś trenować, ale pozostali już tak. Neil nie widział starszych zawodników od niedzielnego poranka i wiedział, że spotkanie nie będzie przyjemne. Niemniej mieli tylko dwa dni do następnego meczu i wszyscy musieli jakoś się wziąć w garść. Lisy nigdy nie należały do faworytów bukmacherów, lecz ten sezon rysował się wyjątkowo przygnębiająco. Już wcześniej byli najmniej liczną drużyną Exy w Klasie I NCAA, lecz teraz stanęli na krawędzi, bo gdyby ubył im jeszcze jeden zawodnik, zostaliby zdyskwalifikowani. Stracili jedynego gracza z piątego rocznika, a ich atak składał się teraz z kontuzjowanego byłego mistrza kraju i nieopierzonego amatora.
Na obrzeżach pola widzenia Neila zamigotał kolor pomarańczowy. Uniwersytecki stadion naprawdę trudno byłoby przegapić. Został zbudowany z myślą o sześćdziesięciu pięciu tysiącach kibiców i pomalowany chyba najbardziej jaskrawymi farbami, jakie udało się kupić. Na wszystkich czterech ścianach widniała lisia łapa. Czarnych wstęg nie zabrakło i tu. Zwisały z każdej latarni na parkingu, zdobiły wszystkie dwadzieścia cztery wejścia na stadion. Przed wejściem do szatni Lisów ludzie oddali zmarłemu niemy hołd. Poprzyklejali taśmą do drzwi zdjęcia Setha z przyjaciółmi, natomiast jego wykładowcy napisali krótkie liściki.
Nicky stanął przy krawężniku, lecz nie zgasił auta. Neil wysiadł, spojrzał nad karoserią na parking i policzył pojazdy należące do drużyny. Obecność Kevina oznaczała, że zespół wymagał całodobowej ochrony, jednak odkąd latem jego była drużyna przeniosła się do dystryktu południowo-wschodniego, trzeba było ją nawet podwoić. Neil zaczynał się przyzwyczajać, że wszędzie na kampusie natyka się na policję, jednak i tak na jej widok zawsze go skręcało.
Gdy tylko Kevin i Aaron również wysiedli, Nicky ruszył. Nie było sensu, żeby przebierał się na trening, skoro za pół godziny miał odebrać Andrew z ośrodka zdrowia. Josten patrzył, jak wyjeżdża z parkingu na drogę, po czym przeniósł wzrok na pozostałych dwóch kolegów.
To żadna tajemnica, że cała czteroosobowa ekipa Andrew nie znosiła Setha, lecz Aaron i Nicky byli na tyle ludzcy, że jego nagła śmierć mocno nimi wstrząsnęła. Kevin zareagował bezdusznie, jednak gdy się o tym dowiedział, był totalnie nawalony. Neil nie wiedział, czy poczuł jakieś wyrzuty sumienia, gdy już wytrzeźwiał.
Ciekawiło go, który pierwszy wyrwie się z apatii, ale gdy minęło pół minuty i żaden nawet nie drgnął, dał za wygraną i ruszył do wejścia dla zawodników jako pierwszy. Kod drzwi miał być zmieniany co dwa miesiące, ale po przenosinach Kruków na południe Wymack kazał zmieniać go co siedem dni. W tym tygodniu trzeba było podać ostatnie cztery cyfry numeru telefonu Abby. Neil zaczął myśleć, że koledzy mają rację co do sekretnego związku jej i trenera.
Chłopacy ruszyli korytarzem do szatni. Tam drzwi były już otwarte, w środku paliło się światło, ale w pomieszczeniu klubowym nikt nie czekał. Neil poszedł sprawdzić, co się dzieje, a Kevin i Aaron się rozsiedli. Pomieszczenie klubowe łączyło się korytarzem z foyer, czyli oficjalnym „pokojem powitań”, w którym przed i po meczach Lisy rozmawiały z prasą. Drzwi w tylnej ścianie foyer – te prowadzące na sam stadion – były jeszcze zamknięte. Neil wrócił na korytarz, z którego wchodziło się do przebieralni i biur. Drzwi do gabinetu trenera były zamknięte, lecz gdyby chłopak nadstawił ucha, to dosłyszałby zza nich stłumiony głos Wymacka. Tymczasem jednak zadowolony, że w budynku nie ma nikogo niepowołanego, wrócił do pozostałych.
Kiedy wszedł z powrotem do pomieszczenia klubowego, Kevin i Aaron przestawiali meble. Przez chwilę obserwował, jak ustawiają krzesła i kanapy w kształt litery „V” i dopiero wtedy zapytał:
– Co wy robicie?
– Szukamy odpowiedniego układu – wyjaśnił Aaron. – No chyba że chcesz przez cały sezon siedzieć naprzeciwko pustego krzesła.
– Ale miejsca będzie tyle samo – zauważył Neil.
– Na kanapie ledwo mieszczą się cztery osoby. Pięć nie wchodzi w grę.
– Pięć?
Kevin spojrzał na niego jak na durnia. Po czterech miesiącach wspólnych treningów Neil zdążył obyć się z tym spojrzeniem, ale nadal za nim nie przepadał.
– Wiesz, gdzie masz teraz miejsce, nie? – upewnił się Kevin.
Do sobotniej nocy Neil nigdy nie był na tyle głupi, żeby się łudzić, że w ogóle ma jakieś miejsce. Andrew obiecał, że może to zmienić, ale jego protekcja nie była darmowa. Chłopak pomoże bronić go przed przeszłością, jeśli on pomoże utrzymać Kevina w Palmetto. Brzmiało łatwo i przyjemnie, lecz Nicky ostrzegał go, że to tylko pozory. Neil miał to robić jako nowy członek dysfunkcyjnej grupki Andrew. Nie mógł dłużej trzymać się z boku.
Jeszcze raz przyjrzał się nowemu układowi mebli i w końcu zrozumiał. W lecie ekipa Andrew cisnęła się na jednej kanapie. Teraz mogła się nieco rozdzielić, trzech zostanie na swoich miejscach, pozostali dwaj usiądą na krzesłach po jej bokach. Starszym graczom przypadły kanapa i krzesło naprzeciwko.
Neil ruszył do krzesła na końcu, bo zawsze siedział jak najdalej z tyłu, ale Aaron go ubiegł. Josten się zawahał, więc bliźniak postanowił wyjaśnić mu to łopatologicznie:
– Ty na kanapie z Kevinem i Andrew. Siadaj.
– Nie lubię ścisku – odpowiedział. – I nie chcę siedzieć obok twojego brata.
– Nicky jakoś to znosił przez rok, więc też sobie poradzisz.
– Jesteście rodziną – zauważył Neil, choć nie żeby to dla nich coś znaczyło.
Wymack rekrutował tylko sportowców z rozbitych rodzin, więc w tej drużynie pojęcie „rodziny” było fantazją; zmyśloną, żeby książki albo hollywoodzkie filmy były ciekawsze. Neil wiedział, że jest na przegranej pozycji, więc nie kłócił się dalej i po prostu usiadł tam, gdzie kazał mu Aaron.
Kevin też zajął swoje miejsce, zostawiając w środku wolną przestrzeń dla Andrew. Neil rozejrzał się jeszcze raz, zastanawiając się, jak nowy układ spodoba się reszcie. Jego wzrok padł na wypisany na wielkiej kartce i powieszony nad telewizorem harmonogram rozgrywek. Żołądek zawiązał mu się w ciasny węzeł. W piątek 13 października klasyfikowane na ostatnim miejscu Lisy miały się mierzyć z numerem jeden w tabeli – Krukami z Uniwersytetu Edgara Allana. To musiało zakończyć się ich klęską.
W głębi korytarza otworzyły się drzwi gabinetu Wymacka, ale pół sekundy później zadzwonił telefon. Trener zawrócił, żeby odebrać, tym razem nie zamykając za sobą. Z tego, co Neil dosłyszał, wynikało, że ktoś truł mu dupę w sprawie skromnego składu. Uspokajające zapewnienia trenera nie brzmiały zbyt przekonująco przez ewidentne rozdrażnienie w jego głosie, lecz Neil wiedział, że Wymack jest szczerze przekonany do swoich racji. Miał gdzieś, czy dysponuje dziewięcioma, czy dwudziestoma pięcioma Lisami. Będzie ich bronił aż do sromotnego, gorzkiego końca.
Wymack dalej rozmawiał, gdy otworzyły się drzwi do pokoju klubowego. Pierwsza weszła kapitanka Danielle Wilds, ale jej chłopak Matt Boyd i najlepsza przyjaciółka Renee Walker pojawili się tuż za nią. Postawili może ze dwa kroki i stanęli jak na zaciągniętym do oporu ręcznym.
Dan wskazała palcem na Neila, lecz wzrok wbiła w Kevina.
– Co tu się dzieje?
Odpowiedział jej Aaron:
– Wiedziałaś, co to oznacza, gdy zabieraliśmy go w sobotę.
Wymack trzasnął słuchawką. Neila zaciekawiło, czy kłótnia naprawdę dobiegła końca, czy też wykorzystał nadejście kolejnych Lisów jako wymówkę, żeby ją przerwać. Kilka sekund później wkroczył do pokoju klubowego i podążył wzrokiem za wciąż wycelowanym w Neila palcem Dan. Popatrzył najpierw na Jostena, potem na Kevina i Aarona, później na meble w nowym układzie i znowu na Jostena.
– Z tego, co pamiętam, Andrew cię nie lubił – stwierdził.
– I dalej nie lubi – odparł Neil, jednak nie wdawał się w szczegóły.
– A to ciekawe. – Wymack taksował go wzrokiem jeszcze przez chwilę, lecz w końcu zwrócił się do starszych zawodników: – Moglibyście już usiąść? Musimy porozmawiać.
Trener oparł się o segment pod telewizorem i zaczekał, aż pozostali się rozgoszczą. Skrzyżował ramiona na torsie i po kolei bacznie przyglądał się każdemu ze swoich podopiecznych.
– Abby napisała mi mowę, którą miałem wam dziś wygłosić. Brzmiała całkiem ładnie, dużo w niej było o odwadze, stracie i łączeniu sił w obliczu przeciwności. Podarłem ją i wrzuciłem do kubła przy biurku. Nie jestem tutaj po to, żeby pieścić was słówkami i poklepywać po plecach. I nie po to, żebyście mieli się komu wypłakiwać. Z tym idźcie do Abby albo jedźcie do ośrodka i pogadajcie sobie z Betsy. Moja robota polega na tym, że mam was trenować niezależnie od okoliczności, mam was rozruszać, zawlec na boisko i nie pytać, czy jesteście gotowi. Pewnie wychodzę na gnoja, ale jakoś będziemy musieli z tym żyć.
Wymack spojrzał na puste krzesła naprzeciwko siebie. Drużyna Exy z Uniwersytetu Stanowego Palmetto wchodziła właśnie w swój piąty sezon. Wymack zbudował ją od zera i osobiście wybrał Setha do pierwszego składu. Pomimo osobistych problemów wszystkich graczy, początkowo wadliwych kontraktów, które pozwalały im odchodzić, oraz możliwości ukończenia studiów w cztery lata, zamiast pięciu, Seth jako jedyny dobrnął z drużyną do piątego roku. Można było o nim wiele mówić, głównie nieprzyjemne rzeczy, lecz nikt nie mógł zaprzeczyć, że był wojownikiem. A teraz odszedł.
Wymack odchrząknął i podrapał się po krótko ostrzyżonej głowie.
– Posłuchajcie. Gówno zdarza się każdemu, tak było, jest i będzie. Nie muszę wam tłumaczyć, że życie jest nie fair. Trafiliście tutaj, bo przekonaliście się o tym na własnej skórze. Życie ma gdzieś, czego od niego chcemy. Sami musimy z tym walczyć z całych sił. Seth chciał, żebyśmy wygrywali. Chciał, żebyśmy wyszli poza czwarty mecz. Uważam, że jesteśmy mu winni kilka dobrych występów. Pokażmy światu, na co nas stać. Niech to będzie nasz sezon.
– Dość się już naprzegrywaliśmy, nie uważacie? – zwróciła się Dan do zespołu. – Czas coś wygrać.
Matt złapał ją za rękę i mocno ścisnął.
– Dojdźmy aż do finałów.
– Słowa nic dla mnie nie znaczą – oznajmił Wymack. – Udowodnijcie mi na parkiecie, że jesteście w stanie dojść do mistrzostw. Za pięć minut widzę wszystkich na boisku w lekkim sprzęcie, a jak nie, to zgłaszam was do maratonu.
W pogadance motywacyjnej Wymacka zabrakło typowego dla niego udawanego gniewu, ale zawodnicy znali go już na tyle dobrze, że po tym, co powiedział, ruszyli z siedzeń. W męskiej szatni wszyscy przebierali się w ciszy. Neil zabrał swoje rzeczy i poszedł się ubrać do jednej z kabin. Między prysznicami a toaletami ciągnęły się umywalki z lustrami, więc chłopak przystanął przy jednej, żeby na siebie spojrzeć.
Z własnym odbiciem łączyła go burzliwa relacja. Był niemal kopią ojca mordercy, od którego uciekł osiem lat temu. Farba do włosów i soczewki to był najłatwiejszy sposób ukrycia twarzy Rzeźnika, lecz ciągłe ich używanie, gdy mieszkał tu, z Lisami, było dla niego męczące. Dwa razy dziennie sprawdzał, czy nie ma odrostów, spał zawsze twarzą do ściany, żeby choć na noc wyjąć soczewki. Pojemniczek trzymał w poszewce, w portfelu nosił zapasową parę. Nie było łatwo, jednak dzięki tym wysiłkom żył i był bezpieczny. Tyle że tracił wiarę w skuteczność tych metod.
Dopiero gdy Matt i Kevin przyszli go szukać, zrozumiał, jak długo gapił się we własne odbicie. Kiedy stanęli w progu, zobaczył ich w lustrze, ale się nie odwrócił.
– Aż do finałów? – zapytał.
– Cuda się zdarzają – odparł Matt.
– Nie polegajcie na czymś tak mało konkretnym jak cuda – burknął Kevin. – Nie wygracie meczów dzięki staniu w kiblu. Przebrać się do końca i na boisko.
– Chciałbym, żebyś kiedyś sprawdził w słowniku, co znaczy „bezduszny” – odparł rozdrażniony Boyd. – Jestem pewien, że twoje ego się zdziwi, dlaczego obok nie wydrukowali twojej foty.
– Nie – wtrącił się Neil, zanim Kevin zdążył się odezwać. – On ma rację. Szanse, że trener znajdzie nam nowego napastnika po rozpoczęciu sezonu, są mizerne. Dopóki czegoś nie wymyśli, zostaliśmy z Kevinem we dwóch, i obaj jesteśmy za słabi.
– Słyszałeś, Kevin? Twój rezerwowy mówi, że się nie nadajesz.
– Jego opinie nic dla mnie nie znaczą.
Aczkolwiek nie zaprzeczył słowom Neila i ten rozumiał dlaczego, nawet jeżeli Matt tego nie pojął. Kevin wychowywał się jako gracz leworęczny, lecz Riko – w szale napędzanego zazdrością gniewu – w grudniu zeszłego roku złamał mu rękę. Od marca Day próbuje uczyć się grać prawą, ale nie posługuje się nią nawet w połowie tak dobrze jak dawniej. Opinia publiczna miała go za geniusza w związku z tym, że w ogóle wrócił do gry, jednak on boleśnie odczuwał obniżenie własnej jakości. Kevin potrafił traktować kolegów z drużyny bardzo brutalnie, lecz najbardziej wymagający był wobec samego siebie. Tylko dlatego Neil znosił jego postawę.
Neil odepchnął się od umywalek i przebrał do końca. Dan i Renee czekały na chłopaków w foyer, a potem wszyscy poszli rozgrzać się na stadionie. Po czterdziestu minutach biegania i interwałów zawodnicy wrócili do szatni po wodę. Gdy drzwi się otworzyły, akurat się rozciągali.
Nicky i Andrew dołączyli do kolegów i koleżanek, a Neil zerknął na starsze Lisy, żeby zobaczyć ich reakcje. Dan posłała im jedno przelotne spojrzenie i wróciła do rozciągania, Matt na widok uśmiechniętej miny Andrew zacisnął zęby. Tylko Renee zdołała się uśmiechnąć i przywitać przyjacielskim, choć cichym głosem.
– Cześć, Renee – odpowiedział jej Andrew. – Wracasz już do akademika?
– Dziś wieczorem – potwierdziła. – Rano zapakowaliśmy ciężarówkę Matta.
Andrew przyjął to bez słowa i zniknął w szatni, żeby się przebrać. Nicky został jeszcze chwilę. Spotkał resztę zespołu pierwszy raz od kilku dni i wyglądał trochę niepewnie. Dan spojrzała na niego jeszcze raz, ale jej kamienna mina nie zachęcała do interakcji.
– Hej… – zagaił Nicky półgłosem. – Trzymacie się?
– Jako tako – burknęła i nie zapytała, jak on się ma. Istniała spora szansa, że o to nie dbała.
– A jak Allison? – zapytał po dłuższym milczeniu.
– A obchodzi cię to? – odparł Matt.
– Matt – zganiła go cicho Renee. – Ciężko jej teraz, wiadomo, ale pilnujemy, żeby nie była sama. Nadal nie chce rozmawiać z Betsy, jednak myślę, że niedługo się otworzy.
– No – potwierdził Nicky szeptem.
Wymack zaczekał, a gdy upewnił się, że skończyli, wskazał gestem na Nicky’ego.
– Bierz kuzyna na boisko i biegać kółka. Nie płacę za prąd na stadionie, żebyście mieli gdzie plotkować. Reszta kończyć, co tu macie do skończenia, i uzupełniać płyny. A jak Andrew i Nicky będą gotowi, to ustawić się do ćwiczeń. Musimy… – urwał, bo w głębi korytarza znów rozdzwonił się jego telefon. – Oszaleję przez te pijawki. Powinienem zatrudnić sekretarkę.
Hemmick poszedł się przebrać, a Wymack szukać telefonu. Neil stał w głębi foyer, najbliżej korytarza, więc usłyszał, jak trener odbiera. Pomimo wkurzenia mężczyzna zdobył się na kulturalny ton:
– Trener Wymack, Uniwersytet Stanowy Palmetto. Proszę powtórzyć? Jedną chwileczkę. – Trener wyszedł na korytarz z przenośną słuchawką przy uchu. Wyciszył ją guzikiem i wszedł z kopa do męskiej szatni. – Andrew Josephie Minyardzie, coś ty znowu odjebał, do chuja?!
– To nie ja, to jednoręki człowiek! – krzyknął niewidoczny Andrew.
– Wyłaź tu! – wrzasnął Wymack, gdy drzwi zamknęły się za nim z impetem. Andrew pokazał się kilka sekund później, już przebrany. Wymack wycelował w niego słuchawką i wycedził: – Policja do ciebie. Lepiej mi wszystko wyjaśnij, jak na spowiedzi, zanim usłyszę ich niepodkoloryzowaną wersję.
– To nie ja. Może zapytaj mojego sobowtóra?
Wymack posłał mu parszywe spojrzenie, po czym ponownie włączył słuchawkę i przystawił ją do ucha.
– Na czym polega problem, funkcjonariuszu… Higgins, dobrze pamiętam?
– Och… – wybąkał Andrew. – Trenerze, nie…
Wymack machnął ręką, żeby się przymknął, lecz Minyard złapał go za nadgarstek i wyszarpnął mu słuchawkę. Wymack chwycił chłopaka za koszulkę, zanim ten zdążył uciec z telefonem. Andrew nie próbował się wyrywać, ale gapił się na trzymaną w ręce słuchawkę, jakby pierwszy raz widział na oczy taki cud techniki.
– Nie każ mu czekać cały dzień! – warknął Wymack.
Andrew się obrócił, nie na tyle mocno, żeby się wyrwać, ale na tyle, by spojrzeć na brata. Aaron zamarł w rozciągniętej pozycji i odwzajemnił spojrzenie. Andrew machnął rękami z rozdrażnieniem i w końcu przyłożył słuchawkę do ucha:
– Higgins, psie, to ty? – zapytał. – Och, to ty. Owszem, jestem zaskoczony. Zapomniałeś, że nie lubię niespodzianek? Słucham? Nie, ja wcale nie przedłużam. Pewnie nie wytropiłeś mnie po takim szmacie czasu, żeby pogawędzić, co? – Andrew zamilkł, słuchał przez kilka chwil, po czym rzucił: – Nie. – I się rozłączył.
Telefon zadzwonił niemal od razu. Lisy zapomniały o rozciąganiu i zaczęły śledzić rozwój sytuacji. Wymack nie zagonił ich z powrotem do roboty, więc Matt przycupnął na jednej z ławek, żeby wygodniej obserwować przebieg tych dziwacznych wydarzeń. Andrew szarpał za koszulkę, aż w końcu trener go puścił. Chłopak od razu odskoczył na bezpieczną odległość. Oparł się o ścianę, zasłonił jedno ucho wolną ręką i odebrał:
– Co takiego? Nie, ja wcale się nie rozłączyłem. Nigdy bym tego nie zrobił. Ja… Nie. Zamknij się.
Andrew znowu się rozłączył, jednak Higgins był uparty i zadzwonił trzeci raz. Minyard przeczekał aż pięć sygnałów, zanim odebrał z potężnym westchnieniem.
– No mów… – powiedział i czekał, aż Higgins wszystko wyjaśni.
Policjant tłumaczył coś przez bite dwie minuty. Cokolwiek miał do przekazania, nie były to pomyślne wieści. Rozmowa ewidentnie przebijała się przez napędzaną lekami manię Andrew. Jego uśmiech zniknął dawno temu, a gdzieś w połowie wywodu Higginsa Andrew zaczął nerwowo tupać. Gdy resztki radości wyparowały z jego twarzy, odwrócił wzrok od brata i wbił go w sufit.
– Wracaj tam już – powiedział w końcu. – Kto się skarży? Och, psie, bez wykrętów proszę. Bo wiesz, ja wiem, gdzie pracujesz. I wiem z kim. A to znaczy, że w jej domu jest dziecko. Czy ona nie powinna… Co takiego? Nie. Nie proś mnie o to. Powiedziałem: nie. Proszę dać mi spokój. Hej! – rzucił Andrew nieco głośniej, jakby próbował przekrzyczeć argumenty policjanta. – Zadzwoń do mnie jeszcze raz, to zabiję.
Rozłączył się. Tym razem telefon już milczał. Andrew poczekał, sprawdził, czy funkcjonariusz Higgins na pewno zrozumiał aluzję, po czym zasłonił oczy ręką i zaczął się śmiać.
– Co cię tak bawi? – zapytał Nicky, który właśnie dołączył do pozostałych. – Co mnie ominęło?
– Och, nic, nic – odpowiedział Andrew. – Zero obaw.
Wymack spoglądał to na jednego bliźniaka, to na drugiego.
– No to co żeście przeskrobali?
Andrew rozpostarł palce i spojrzał zza nich na trenera.
– A skąd u pana pomysł, że to moja wina?
– Mam nadzieję, że to pytanie retoryczne – odparł sucho Wymack nieporuszony tym, że Andrew zgrywa niewiniątko. – Czemu dzwoni do ciebie policja z Oakland?
– Znamy się z tym psem od dawna – wyjaśnił Andrew. – Zadzwonił spytać, co u mnie słychać.
– Skłam mi w oczy jeszcze raz, a będziemy mieli problem.
– Ale ja prawie nie kłamię. – Andrew opuścił rękę i rzucił słuchawką na drugą stronę pokoju. Uderzyła o podłogę tak mocno, że tylna pokrywka odpadła. Obudowa poleciała w jedną stronę, bateria w drugą. – Pracował przy programie sportowego aktywizowania młodzieży w Oakland. Liczył, że uratuje dzieciaki z grup ryzyka, ucząc je po szkole różnych sportów. Trochę jak pan, prawda? Idealista do szpiku kości.
– Wyjechałeś z Oakland trzy lata temu.
– Tak, tak. Bardzo mi schlebia, że dalej mnie pamięta czy coś… – Andrew machnął ręką, wykonując gest w stylu „ale co ja poradzę?”, po czym ruszył do drzwi. – Do jutra.
Wymack zatarasował mu drogę ręką.
– A ty dokąd?
– Wychodzę. – Andrew wskazał gdzieś za Wymacka. – Czy nie powiedziałem „do jutra”? Może mówię niewyraźnie.
– Mamy trening – przypomniała Dan. – I mecz w piątek.
– Macie też Joannę d’Exy, tam siedzi. Ogarniecie to beze mnie.
– Skończ pieprzyć, Andrew! – syknął Wymack. – Co się naprawdę dzieje?
Andrew teatralnie przyłożył dłoń do czoła.
– Chyba coś mnie bierze. Kaszelek. Zmywam się, zanim zarażę całą drużynę. Tak niewielu nas zostało. Nie może pan już nikogo stracić.
Kevin w końcu stracił cierpliwość. Zacisnął usta, po czym powiedział:
– Przestań już, nie możesz nigdzie iść.
Na ułamek sekundy zapadła cisza, a potem Andrew obrócił się z szerokim, szelmowskim uśmiechem.
– Nie mogę, Kevin? Pokażę ci, czego nie mogę. Spróbuj zaciągnąć mnie dziś na boisko, a wypiszę się z tego wszystkiego raz na zawsze. Pierdolę twój trening, twój skład i twój głupi sport.
– Wystarczy. Nie mamy czasu na twoje cyrki.
Andrew odwrócił się i uderzył w ścianę tak mocno, że rozciął sobie skórę na knykciach. Kevin się zerwał, wyciągnął dłoń, jakby liczył, że powstrzyma Andrew przed drugim ciosem, jednak Wymack stał bliżej. Złapał chłopaka za rękę i odciągnął od ściany. Andrew, jakby tego nie zauważając, nie odrywał wzroku od Kevina. Dopiero gdy ten się odsunął, podjął próbę wyrwania się trenerowi.
– Kaszlu, kaszlu, trenerze. – Udał, że jest chory. – Wychodzę w tej chwili.
– Trenerze, proszę go puścić – odezwał się Aaron. – Proszę.
Wymack spojrzał na obu niecierpliwie, lecz Aaron gapił się na własne stopy, a głupkowaty uśmieszek Andrew nic nie wyjaśniał. W końcu Wymack zabrał ręce i powiedział:
– Andrew, czeka nas później bardzo długa rozmowa.
– Oczywiście – skłamał bez mrugnięcia okiem, a chwilę później już go nie było.
– Pytam serio – podjął Nicky, gdy za jego kuzynem zamknęły się drzwi. – Co mnie ominęło?
– Aaron, odpowiedzi, natychmiast! – warknął trener.
– Nic nie wiem – stwierdził drugi z bliźniaków.
– Dupa, a nie: „Nic nie wiem”.
– Nie wiem – powtórzył Aaron nieco głośniej. – Nie wiem, po co Higgins do niego dzwonił. Jeśli chce pan odpowiedzi, to proszę zadzwonić do Higginsa albo iść z tym do Andrew, bo to jego był mentorem, nie moim. Widziałem faceta raz w życiu.
– Skoro nadal go pamiętasz, to musiał zrobić niezłe wrażenie.
– Och. – Nicky chyba coś zrozumiał. – Czy to ten, który…?
– Tak – potwierdził Aaron. – To od niego się dowiedziałem, że mam brata.
Oprócz tej enigmatycznej wypowiedzi podczas treningu nie wydobyli z Aarona nic więcej. Gdy tylko zeszło na sprawy osobiste, Wymack przestał drążyć. Neil myślał, że kiedy zawodnicy oddzielą się od trenera bandami, starsi gracze coś dodadzą, lecz ewidentnie popierali jego taktowne podejście. Od czasu do czasu zerkali z zaciekawieniem na Aarona i Nicky’ego, ale nikt ich nie wypytywał.
Bez Setha wdającego się w kłótnie z Kevinem i Nickym, bez Allison warczącej na każdego w zasięgu głosu i bez Andrew stale trajkotającego w bramce ćwiczenia przebiegały w niepokojącej ciszy. Gdyby nie Kevin i Dan, cały trening mógłby okazać się jedną wielką stratą czasu. Ale Day był tak bardzo zafiksowany na Exy, że nie pozwalał, by na parkiecie cokolwiek go rozkojarzyło. Z kolei Dan wiedziała, na czym polega funkcja kapitanki. Popędzała wszystkich, kiedy tracili parę, odzywała się, gdy cisza robiła się niezręczna. Niemniej kiedy trener odgwizdał koniec treningu, Neil poczuł, że wszystkim ulżyło.
Opuścili stadion równocześnie ze starszymi członkami drużyny, lecz przez niechęć Nicky’ego do zasad ruchu drogowego do Akademika Lisów dotarli pierwsi. Znalazł miejsce z tyłu parkingu dla sportowców, do akademika zaś ruszyli zwartą grupą. W połowie drogi zauważyli, że na chodniku ktoś na nich czeka. Andrew siedział po turecku na krawężniku, dłonie trzymał na kostkach i obserwował, jak jego koledzy się zbliżają.
– Jeżeli coś cię bierze, to powinieneś siedzieć w pokoju – stwierdził Kevin.
– Aleś ty troskliwy. – Andrew skwitował chłodny ton kolegi szerokim uśmiechem. – Nie rozpaczaj, Kevin. Krótka drzemka, witaminka C i będę jak nowy.
Nicky kucnął przed kuzynem.
– Ej, wszystko gra?
– Zadajesz dziwne pytania, Nicky.
– Po prostu się martwię.
– To już twój problem. No, nareszcie są.
Neil obejrzał się przez ramię i zauważył, że Matt właśnie wjeżdża na parking. Objechał go dwukrotnie, zanim znalazł miejsce, w którym zmieściła się jego ciężarówka. Andrew machnął ręką, dając tym samym Nicky’emu znać bez słów, żeby zszedł mu z drogi, więc chłopak się wyprostował i odsunął. Minyard zaczekał, aż reszta będzie w zasięgu jego głosu, po czym uniósł rękę na powitanie i powiedział:
– Renee, dotarłaś. Witamy z powrotem. Porywam cię. Nie macie nic przeciwko, prawda? Wiedziałem, że się nie obrazicie.
Dziewczyna kiwnęła głową.
– Mam coś wziąć?
– Wszystko już mam. – Andrew skoczył na równe nogi i ruszył przez parking.
Renee zrobiła w tył zwrot i udała się za nim. Dogoniła go kilkoma długimi krokami i dalej szli już razem. Neil spojrzał na Dan. Miała mocno zaciśnięte wargi, ale nie wyglądała na zdziwioną i nie wołała za nimi. Matt otworzył usta, lecz zasugerował się milczeniem Dan i też się nie odezwał. Nikt się nie poruszył, dopóki Andrew i Renee nie dotarli na drugi koniec parkingu, wtedy Aaron obrócił się gwałtownie. Jednak zamiast wejść do środka, poszedł chodnikiem okrążającym Akademik Lisów i prowadzącym na kampus.
– No dobra – odezwał się w końcu Matt. – To porozmawiamy o tym czy nie?
Nicky potarł sobie ramiona, jakby zrobiło mu się zimno, nieważne, że było ze trzydzieści stopni na plusie, i wskazał podbródkiem na drzwi budynku.
– Bez czegoś do picia na pewno nie.
Uczelniana drużyna Exy dysponowała trzema studenckimi mieszkaniami na trzecim piętrze akademika. Ekipa Andrew zajmowała ten położony najbliżej schodów, dziewczyny mieszkały w środku, a na końcu Neil i Matt, w pokoju, który wcześniej dzielili też z Sethem. Gdy zbliżali się do drzwi, Dan złapała Boyda za rękę i ścisnęła tak mocno, że aż pobielały jej knykcie, jednak jemu chyba nie dodało to otuchy. Gapił się w trzymany w drugiej ręce breloczek, jakby zapomniał, którym kluczem otwiera się drzwi.
– Był takim palantem – szepnął.
– Wiem – odparła Dan.
Matt nabrał powietrza w płuca i w końcu otworzył. Pchnął drzwi, lecz w progu się wzdrygnął i ścisnął rękę dziewczyny jeszcze mocniej. Neil spojrzał w ponurą twarz kapitanki i uznał, że pójdzie przed nimi, ale Matta nie było łatwo ominąć. Na szczęście Dan zdobyła się na odwagę, sama weszła pierwsza i pociągnęła chłopaka za sobą. Neil przystanął w progu, żeby przyjrzeć się zmianom.
Nie był w swoim pokoju od niedzielnego poranka, a i wtedy wpadł tylko na chwilę, by spakować torbę do Wymacka. W niedzielę pokój wyglądał jak zawsze. Ale później ktoś musiał przyjść i posprzątać wszystkie rzeczy Setha. Trzecie biurko zniknęło, podobnie jak nocna szafka, w której trzymał rzeczy na wykłady. Między gratami współlokatorów zionęła aż nazbyt widoczna luka.
Neil zostawił Matta i Dan zapatrzonych w tę pustkę i udał się do sypialni. Łóżka jego i Matta nadal stały w układzie piętrowym, lecz ktoś z obsługi akademika zabrał łóżko Gordona. Dwie komody, które wcześniej ukrywały się pod nim, stały teraz obnażone, zaniedbane, pokryte warstwami kurzu. Wszystko wyglądało tak, jakby Setha nigdy tu nie było, jakby nigdy nie istniał.
Neilowi przeszło przez myśl pytanie, czy sam też mógłby zniknąć tak łatwo.
Zostawił torbę na swojej komodzie i wrócił do salonu. Matt i Dan siedzieli objęci na kanapie. On patrzył na ścianę, pod którą stało biurko Setha, ona zaś spojrzała Neilowi głęboko w oczy, jednak się nie odezwała. Może wiedziała, że nie potrzebuje jej pocieszenia, a może nie miała nic do powiedzenia.
Niedługo później dołączyli do nich Kevin i Nicky. Hemmick przyniósł butelkę rumu i napoczętą colę, Day wyciągnął z szafki w kuchni szklanki. Nicky oderwał wzrok od pustej przestrzeni w salonie, choć wymagało to od niego wyraźnego wysiłku, a następnie postawił butelki na stoliku i uklęknął naprzeciwko Matta i Dan. Kevin postawił obok pięć szklanek i usiadł obok kumpla.
Neil wziął sobie szklankę, zanim Nicky zdążył mu nalać, i usiadł przy jednym końcu stolika, skąd miał dobry widok na resztę drużyny. Hemmick nalał pozostałym po drinku, rozdał szklanki i wzniósł niemy toast. Nikt się do niego nie przyłączył, lecz i on na to nie czekał. Wypił sam pół szklanki na jednym wdechu, po czym dolał sobie rumu do pełna i jeszcze raz spojrzał na puste miejsce po biurku Setha.
– Więc… – zaczął bardzo niezręcznie. – To jest, ech…
Matt nie dał mu czasu na sformułowanie wypowiedzi. Jego mina mówiła, że nie jest jeszcze gotowy na rozmowę o współlokatorze, zwłaszcza z Nickym. Skierował więc jego uwagę na bezpieczniejszy temat:
– Dlaczego Aaron nie wiedział, że ma brata?
Hemmick się skrzywił, jednak Neil nie wiedział, co bardziej go ubodło, samo pytanie czy ostry ton Matta.
– Są bliźniakami… – zaczął i czekał, aż załapią, z coraz większym niedowierzaniem patrząc to na jedną, to na drugą zdezorientowaną twarz. – Zastanówcie się przez chwilę, co? Postawcie się na miejscu mojej ciotki Tildy. Palilibyście się, żeby wyznać Aaronowi, że zaraz po urodzeniu oddaliście jego brata obcym ludziom? Miała nadzieję, że to nigdy nie wyjdzie na jaw.
– Ale jakoś Aaron się dowiedział – stwierdził Neil.
Nicky posłał mu stonowany uśmiech.
– Tak i właśnie dlatego wierzę w przeznaczenie. Bo widzicie, Aaron urodził się i wychował w San Jose. Ciotce Tildzie ewidentnie znudziło się lokalne randkowanie i ruszyła na podbój internetowych portali. Jakoś zaraz po trzynastych urodzinach Aarona spiknęła się z jakimś gościem z Oakland. Jej nowy chłopak uznał, że fajnie będzie się spotkać na meczu Raidersów, będzie miło, dużo ludzi, kupa zabawy. Wsadziła więc syna do auta i pojechali. Aaron opowiadał, że stoi sobie przy stoisku z żarciem, gdy nagle podchodzi do niego gliniarz, nazywa go „Andrew” i nawija, jakby świetnie się znali. Aaron pomyślał, że facet jest nienormalny albo coś mu się pomyliło, ale policjant szybko zauważył, że coś tu nie gra.
– Higgins – domyślił się Matt.
– Tak, i gdy tylko Higgins skumał, o co chodzi, kazał Aaronowi zaprowadzić się do ciotki Tildy. Bo wiecie, Higgins pomyślał, że ciotka to też matka zastępcza i że Aaron i Andrew zostali jakimś zbiegiem okoliczności rozdzieleni w dzieciństwie. Chciał, żeby znowu byli razem, więc ciotka dała mu numer telefonu i wróciła z Aaronem do domu. Nie wiem, po co to zrobiła. Może wstydziła się odmówić albo nie chciała na stadionie tłumaczyć jakiemuś glinie, jak to naprawdę wygląda. W każdym razie dzień później zadzwoniła matka zastępcza Andrew, żeby ustawić spotkanie zapoznawcze, ale ciotka odmówiła. Powiedziała, że nie chce mieć z Andrew nic wspólnego, że nie chce wiedzieć, jaki jest, czym się zajmuje, nic. Kazała nawet obiecać jego rodzinie zastępczej, że nigdy więcej nie podejmą prób kontaktu.
Nicky dopił drugiego drinka i nalał sobie trzeciego.
– Ale Aaron wiedział, kto dzwoni, i był zbyt podekscytowany, żeby czekać, aż mama skończy rozmawiać i wszystko mu opowie, więc gdy ona odebrała w kuchni, on poleciał do aparatu w sypialni na górze i wszystko podsłuchał. Tak poznał prawdę. – Nicky spojrzał w swoją szklankę. – Mówi, że to był najgorszy dzień jego życia.
– Jezu – jęknął Matt. – Nie dziwię mu się. Powiedział jej, że wszystko słyszał?
– Oj, tak. Opowiadał, że się o to pożarli. Ale ciotka nie chciała ustąpić, więc bez jej wiedzy zadzwonił na policję w Oakland. Dobił się do koordynatorów tego programu sportowego dla trudnej młodzieży i powiedział, żeby przekazali jego dane Andrew. Dwa tygodnie później dostał list, który można podsumować słowami: „Odpierdol się”.
Matt pomasował się po skroniach.
– Tak, to brzmi jak nasz Andrew.
– Pewne rzeczy się nie zmieniają.
– Więc jak Aaron skłonił Andrew do zmiany zdania? – zapytała Dan.
Nicky spojrzał na nią dziwnie.
– Nie skłonił.
– Czekaj… Jak to nie?
– No tak to, że nie podjął drugiej próby. Nie wiem, kto opowiedział rodzicom zastępczym Andrew o Aaronie, czy sam Andrew, czy ten cały Phil, ale matka zastępcza Andrew napisała do Aarona list. Chciała, żeby wiosną spróbował jeszcze raz, pisała coś, że ostatnio było u nich ciężko, że w ich domu zaszło wiele zmian. Więc Aaron cierpliwie czekał, ale czekał za długo. W marcu Andrew wylądował w poprawczaku, więc Aaron nabrał wątpliwości co do tej całej sprawy. Dwa miesiące później ciotka Tilda sprzedała dom w San Jose i przeprowadziła się z Aaronem do Columbii.
Dan wyglądała na oszołomioną.
– To kiedy się w końcu spotkali?
– Mój tata dowiedział się o Andrew pięć lat temu, więc… – Nicky policzył na palcach. – Mniej więcej cztery i pół roku temu. Tata poleciał do Kalifornii porozmawiać z rodzicami zastępczymi Andrew i zajrzał do poprawczaka. Miesiąc później poleciał z Aaronem, żeby mogli pogadać, ale nie będę liczył tej półgodzinnej rozmowy pod nadzorem jako ich pierwszego spotkania. Tak naprawdę poznali się, gdy rok później wypuścili warunkowo Andrew i tata praktycznie zmusił ciotkę Tildę, żeby sprowadziła go do domu.
Nicky wziął długi, ale płytki łyk i kontynuował:
– Dziwne, jak tak o tym pomyśleć, prawda? Tak naprawdę znają się dopiero trzy lata.
– Posrane – stwierdził Matt.
– No, a to przyjemniejsza wersja tej historii – przyznał Nicky. – W każdym razie stąd znają Higginsa. Nie wiem, po co nagle zadzwonił do Andrew, i nie zamierzam o to pytać. Traktuję życie Andrew u rodziny zastępczej jako coś w rodzaju tabu. Nie ruszam tematu, dopóki sam tego nie zrobi.
– I myślicie, że naprawdę nic się nie stało? – zdziwiła się Dan. – Nie wyglądało mi to na telefon w stylu: „Minęło kupę czasu, co tam słychać?”. Co, jeśli ktoś się dokopał do jakichś przestępstw z przeszłości, przez które mogą go zabrać z drużyny? Może Phil dzwonił go ostrzec, że ruszyło jakieś śledztwo?
– Andrew się tym zajmie – stwierdził Nicky.
– To wcale nie brzmi pocieszająco – odparła kapitanka, ale zostawiła temat.
Jakimś cudem Kevin i Nicky zjedli z nimi kolację. Odkąd w czerwcu starsi gracze wrócili do akademika, Neil nie widział, żeby ktokolwiek z ekipy Andrew tak się z nimi bratał. Przypisał to nieobecności bliźniaków. Słyszał kiedyś, jak Nicky narzekał Aaronowi, że się izolują, ale jego niezadowolenie nie zrobiło na chłopaku wrażenia. Teraz gdy nie musiał myśleć o Aaronie ani przejmować się poleceniami Andrew, mógł w końcu robić to, na co ma ochotę.
Zamówili jedzenie, żeby nie musieli ponownie wychodzić, a Dan puściła w tle film, by uniknąć nieprzyjemnych rozmów. Zdążyli go razem obejrzeć, zanim pozostali wrócili, lecz Nicky wolał dłużej nie nadwyrężać szczęścia.
– Dobranoc – powiedział, gdy skończył pomagać przy wyrzucaniu śmieci po jedzeniu.
– Do zobaczenia rano – pożegnała się Dan i zamknęła drzwi za nim i Kevinem. Puściła klamkę i spojrzała na Matta ze zdziwieniem. – To było dziwne.
– No – przyznał. – Myślisz, że są szanse na powtórkę?
– Matt… – powiedziała, ale się zawahała. Spojrzała na ścianę, pod którą stało biurko Setha, jakby nie miała odwagi wypowiedzieć następnych słów na głos. – Co to może oznaczać dla naszego sezonu?
Jako że Wymack celowo werbował do drużyny problematyczne jednostki, Lisy nigdy nie słynęły z solidności i spokoju w ekipie. Była to drużyna bez pojęcia o pracy zespołowej, a wewnętrzną hierarchię ustalano w niej siłą. Aczkolwiek począwszy od startu letnich treningów, zarzewiem dziewięćdziesięciu procent konfliktów był Seth. To on zawsze palił się do kłótni z Kevinem i kuzynami. Nie chciał współpracować z nimi na parkiecie, nie chciał mieć z nimi do czynienia poza parkietem. Przez to pozostałe Lisy stale musiały opowiadać się po jednej lub drugiej stronie.
Matt miał powściągliwą minę, jakby nie był pewien, czy wypada dyskutować na ten temat tak szybko po jego śmierci, ale odpowiedział:
– Nie nastawiaj się na nic. Oni mają gdzieś Setha. Nie zjednoczą się z powodu jego śmierci.
– Ale… – dodała Dan, bo, podobnie jak Neil, usłyszała w jego głosie niepewność.
– Ale… – zgodził się Matt i spojrzał na Jostena. – W końcu mamy do nich dojście.
Neil popatrzył na nich.
– Nie rozumiem.
– Już to przerabialiśmy z Kevinem – podjął Matt. – Wysunęli co do ciebie roszczenia. Wciągną cię do swojej króliczej nory.
Dan położyła ręce na barkach Neila i przygwoździła go intensywnym spojrzeniem.
– Nie zanurz się w niej tak głęboko, żebyś o nas zapomniał, dobra? Wejdź do króliczej nory jedną nogą, ale drugą trzymaj tu, przy nas. Musisz być tym brakującym kawałkiem, który w końcu zjednoczy tę drużynę. Bez nich nie wejdziemy do mistrzostw. Obiecaj, że chociaż spróbujesz.
– Kiepski ze mnie jednoczyciel – bąknął Neil.
– Ewidentnie masz coś, na czym zależy Andrew – oznajmił Matt. – A oni wszyscy za nim pójdą. Musisz po prostu ciągnąć go mocniej niż on ciebie.
W ich ustach brzmiało to tak prosto, lecz Neil wiedział, że to wcale nie było łatwe.
– Spróbuję.
– Dobrze – powiedziała Dan, ścisnęła go za ramiona i puściła. – O nic więcej nie prosimy.
Usiadła na kanapie i przyciągnęła do siebie Matta. Neil usiadł przy biurku i próbował nadrobić zaległości na uczelnię. Był dopiero drugi tydzień zajęć, a on już nie nadążał. Próbował czytać notatki z chemii, ale po kilku akapitach zaczął odpływać. Przebrnął przez trzy strony, zanim dał za wygraną i zepchnął podręcznik z biurka.
– Neil? – zainteresowała się Dan.
– Dlaczego chemia jest taka okropna? – zapytał, sięgając po materiały do kolejnego przedmiotu.
– Dam ci znać, jak się dowiem – odparła. – Zawsze możesz poprosić o pomoc Aarona. Biol-chem to jego główny kierunek.
Neil wolałby oblać, niż spędzać więcej czasu z Aaronem. Przez zadanie z hiszpańskiego przebrnął łatwiej, natomiast historia okazała się tak nudna, że aż nie do zniesienia. Zrzucił podręcznik do historii na ten od chemii i przeszedł do angielskiego. Bez większego zaangażowania napisał kilka zdań wypracowania, a potem zaczął szukać w plecaku książki do matmy. W tym momencie zdał sobie sprawę, że Matt i Dan go obserwują.
– Na ile ty chodzisz zajęć? – zdziwiła się Dan, ściągając brwi.
– Sześć.
– Chyba sobie żartujesz – powiedziała. – Po co?
Neil spojrzał na nią, potem na Matta.
– Tak sugerowali w katalogu.
Dan tylko się skrzywiła, odpowiedział za nią Matt:
– To harmonogram dla osób, które chcą kończyć w cztery lata. A ty masz pięcioletni kontrakt nie bez powodu. Każdy wie, że nie dasz rady jednocześnie ogarnąć grania i pełnego pakietu zajęć.
– Cztery przedmioty – stwierdziła Dan, pokazując mu na palcach, ile to cztery. – Tyle wystarczy, żeby zostać tu uznanym za pełnoprawnego studenta. I nie chcę, żebyś miał w tym semestrze więcej, okej? Ustal, które dwa będą najbardziej uprzykrzały ci życie, i się ich pozbądź. Nie pomożesz ani nam, ani sobie, jak wypalisz się na samym starcie.
– To mogę zrezygnować z jakichś zajęć? – zapytał zaskoczony.
– Tak, w ciągu pierwszych dwóch tygodni – wyjaśnił Matt. – Gdzie masz swój plan? Daj spojrzeć.
Neil znalazł harmonogram w segregatorze i podszedł z nim do kanapy. Dan pokazała, żeby usiadł obok niej, na wolnym miejscu. Podniosła kartkę, żeby wszyscy widzieli.
– Widzisz to? – zapytała, wskazując na zajęcia Neila w poniedziałki, środy i piątki. – Tak nie może być. Jeżeli nie zostawisz sobie trochę luzu, szybko pękniesz. W liceum chodziłam na nocki do pracy, na wszystkie lekcje i byłam kapitanką szkolnej drużyny Exy. I znienawidziłam własne życie. Nie chcę, żeby też cię to spotkało. Matt mówił, że do tego wszystkiego urządzacie sobie jeszcze z Kevinem nocne treningi. Więc wyjaśnij mi, kiedy ty sypiasz.
– Na wykładach – przyznał Neil.
Pacnęła go w czoło.
– Zła odpowiedź. Musisz dbać o swoją średnią.
– Dan miała kilka lat, żeby dopieścić tę gadkę – oświadczył Matt. – Jeśli twoim ostatecznym celem jest reprezentacja, to te wszystkie zajęcia ci się nie przydadzą. Uczelnia to tylko środek do celu, wymówka pozwalająca grać, więc nie zarzynaj się nauką. Czekaj, wezmę laptopa i zalogujemy się na uniwersytecki portal.
Gdy wyciągał komputer z torby, Neil analizował plan zajęć i zastanawiał się, co uciąć. Nie chodziło o najbardziej czasochłonne zajęcia, jak sugerowała Dan, ale o te, które najmniej mu się przydadzą. Choć nie powiedział tego kolegom, będzie na uniwersytecie tylko rok. Więc jeśli z czegoś zrezygnuje, to raz na zawsze.
Dlatego jego faworytami były historia i chemia, nienawidził ich. Nie przepadał też za angielskim i retoryką, ale ta wiedza mogła się jakoś przydać w czasie późniejszej ucieczki. Hiszpańskiego z pewnością potrzebował, a matematyka była przynajmniej ciekawa.