Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Skylar dowiaduje się, że ojciec postanawia wydać ją za znienawidzonego mężczyznę, nie siedzi z założonymi rękoma i zaczyna działać. Jedynym rozwiązaniem, jakie przychodzi kobiecie do głowy, jest ślub z kimś innym, dlatego musi dostać się jak najszybciej na Alaskę, gdzie za odpowiednią sumę znajdzie sobie męża – na wczoraj. Wynajmuje pilota, snuje plany na przyszłość, ale los jak zwykle bywa przewrotny. Kiedy Skylar poznaje Nicka Baarsa, wszystko się zmienia. Zagrożenie powodzenia jej misji i rodzące się uczucie pomiędzy dwojgiem ludzi spowoduje chaos, a czasu jest coraz mniej. Co spotka tę odważną dziewczynę i czy dotrze do upragnionego celu?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 132
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
A. November
UCIECZKA
November Publishing
Śrem 2022 rok
Copyright by: A. November
Copyright by: November Publishing
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wszelkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
ISBN: 978-83-964989-0-8
Redakcja i korekta: Anna Adamczyk
Okładka: Zuzanna Kuniszyk
Zdjęcie na okładkę: Pexels
Skład wersji elektronicznej: Marlena Sychowska
Wydanie I, Śrem 2022
Na dworze było jeszcze dość ciemno, choć w Chicago dochodziła godzina ósma rano. Lutowe poranki były mroźne i przypominały o prawdziwej zimie. Skylar, ubrana od stóp do głów jak Eskimos, nerwowo spoglądała na zegarek w oczekiwaniu na zmianę ochrony w domu jej ojca, gdzie od jakiegoś czasu przebywała pod ścisłą obserwacją jej rodziciela. Cała ta kontrola nad jej życiem zaczęła się dwa tygodnie temu, kiedy odmówiła zamążpójścia pięćdziesięcioletniemu niemieckiemu producentowi kijów golfowych. Erick von Akker – multimiliarder, który od blisko dwóch miesięcy był wspólnikiem jej ojca. Nathaniel Roberts to z kolei producent najlepszych na rynku wózków golfowych. Obaj panowie, podpisując umowę o wieloletniej współpracy, przypieczętowali ją wydaniem Skylar za Ericka. Oczywiście bez jej wiedzy czy nawet zgody. Na tę wieść dziewczyna wpadła najpierw w szok, potem w furię, dewastując ojcu gabinet, by teraz, będąc zdesperowaną ofiarą knowań dwóch staruchów, szykować się do ucieczki stulecia.
Wybiła godzina zmiany ochrony i Skylar miała około trzech minut na wymknięcie się niepostrzeżenie z domu, zanim kolejna para osiłków jej ojca zajęłaby swoje miejsca w korytarzu, pilnując jej apartamentu. Otworzyła cichutko drzwi i wychyliła lekko głowę, skanując otoczenie. Nie było nikogo, więc zabrała w garść ulubione buty wojskowe, mały kanisterek z pięcioma litrami benzyny i ostatni raz zerknęła na białą suknię ślubną, w którą był ubrany był stojak manekin. Uśmiechnęła się półgębkiem i opuściła pokój, przebiegając na drugą stronę korytarza. Gdy drzwi się domknęły, w jej pokoju zapanował niewielki przeciąg. Poruszył fałdami sukni, odkrywając neonowy, różowy napis, namalowany na drogim jedwabiu sprayem, z pięknym przesłaniem dla jej przyszłego męża i ojca: „PIERDOLCIE SIĘ!”.
Skylar znalazła się przy schodach, które prowadziły do głównego wyjścia, jednak nie ono było jej celem. Dziewczyna postawiła buty na podłodze, otworzyła korek kanisterka i przechyliła go, wylewając całą zawartość na schody, tworząc przez to niewielką kaskadę benzyny spływającą w dół. Kiedy przedmiot został już opróżniony, wsunęła go za donicę wielkiego filodendronu, zdobiącego zwieńczenie schodów na piętrze, i wyjęła z kieszeni czarnych bojówek zapałki. Odpaliła jedną i, odsuwając się o kilka kroków i zbierając swoje buty, rzuciła na schody, gdzie natychmiast buchnął ogień, pochłaniając położoną na nich wykładzinę. Ogień zwiększał się w mgnieniu oka. Skylar ruszyła z powrotem w stronę swojego apartamentu, mijając go i kierując się na drugi koniec korytarza. Weszła do niewielkiego pomieszczenia gospodarczego, blokując od wewnątrz drzwi specjalną zasuwką, którą zamontowała tam kilkanaście lat temu, gdy jako dziewczynka bawiła się ze swoim kuzynostwem w wojnę. Zamykała się tam z dziećmi, gdyż była to ich strategiczna baza. Podstawiła metalową drabinkę pod ścianę i biodrem przesunęła jeden z regałów, który zasłaniał otwór kanału wentylacyjnego. Włożyła buty, do każdego schowała wcześniej przygotowane dwa noże myśliwskie, a na przodzie tułowia umieściła plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami. Kiedy usłyszała alarm pożarowy i dźwięk otwierania zraszaczy, uśmiechnęła się pod nosem i weszła na drabinkę, odmykając wejście do kanału wentylacji. Zręcznie się podciągnęła, ale wewnątrz stanęła, wspierając się tylko na jednym kolanie. Zdjęła plecak i wepchnęła go do środka. Stopą drugiej nogi podciągnęła drabinkę do góry i złapała w dłonie. Głową i barkiem zaparła się w otworze kanału, złożyła szybko drabinkę i wcisnęła przed siebie. Następnie złapała się górnej krawędzi kanału i wsunęła do otworu nogami do przodu. Gdy była już cała w środku, odwróciła się na brzuch i przeciągnęła regał, zasłaniając otwór, by na koniec nakryć go siatką. Z powrotem obróciła się na plecy i zabrała swój plecak, zakładając go w pośpiechu. Zaczęła rytmicznie przesuwać się w przód, co w tej pozycji nie było łatwe. Powoli czuła smród spalenizny i parła do przodu coraz szybciej. Nagle kanał zniżył się i zjechała w dół o dwa poziomy. Dotarła do złączenia tunelu z innymi i odwróciła się tak, by teraz iść do przodu na czworakach. Po przejściu kilkunastu metrów i kilku zakrętów doszła do kolejnej siatki. Wyrwała ją rękoma z mocowań i ocierając ramieniem czoło z potu, przekręciła się nogami w przód, równocześnie wyskakując na zewnątrz. Znalazła się w pomieszczeniu, gdzie znajdowała się kotłownia. Podsunęła jakiś pojemnik, by móc założyć siatkę, i w tej chwili usłyszała syrenę strażacką. Szybko uporała się z zatarciem śladów, dopadła jednych z trojga drzwi i wyjęła wcześniej zwędzony klucz z kieszeni marynarki. Uchyliła je delikatnie i znów zeskanowała otoczenie. Drzwi prowadziły już bezpośrednio na dwór, który nadal spowijała ciemność. Było dziesięć minut po ósmej i w tym momencie ktoś już mógłby dobijać się do jej pokoju, chcąc ją ewakuować, ale wzniecenie pożaru właśnie na schodach skutecznie każdemu to uniemożliwi, przynajmniej przez dobre pół godziny. Przerzuciła plecak na plecy, założyła kominiarkę na twarz, chowając pod nią swój bajecznie długi kucyk, naciągnęła rękawice na dłonie i dopinając czarną puchową kurtkę aż pod szyję, doskoczyła do ogrodzenia. Poluzowała kilka desek przy betonowym słupie i przecisnęła się na zewnątrz. Poprawiła deski i przeżegnała się, znikając w lesie. Skylar Roberts była wolna.
– Mam dla ciebie zlecenie!
Donośny głos asystentki Nicka Baarsa uderzył w niego jak tornado. Wzdrygnął się i czapka, którą zasłonił twarz podczas drzemki, spadła na podłogę.
– Jezu, Eleonor! Chcesz, żebym dostał pieprzonego zawału? – rzucił do swojej pulchnej asystentki, wspartej o futrynę jego prowizorycznego biura.
Właściwie, prowizoryczne w jego życiu było wszystko, odkąd odszedł z Sił Powietrznych Marynarki Wojennej USA, gdzie latał przez ostatnie dziesięć lat na F16, jako major na lotniskowcu USS Eisenhower.
– Nic takiego się nie wydarzy, złociutki. Złego diabli nie biorą! – zaśmiała się, wprawiając swe obszerne kształty w falowanie.
Weszła do biura i zrzuciła nogi swojego siostrzeńca ze stolika. Nick był jej oczkiem w głowie, odkąd kilka lat temu straciła swoją siostrę i szwagra w wypadku samochodowym. Sama nie miała dzieci i wraz ze swoim mężem Johnem całą swoją miłość przelali na chłopaka.
– Taka mądra jesteś? – Łypnął na nią swoimi srebrnymi oczami, zbierając się z kanapy, na której spał przez ostatnie dwie godziny.
– Złociutki, nie chodzi o to, że jestem mądrzejsza, tylko żyję dłużej od ciebie i mam więcej doświadczenia.
– Aha! Zapewne masz rację. – Nick się przeciągnął. – Co to za zlecenie?
– Pilne! – Eleonor zerknęła na siostrzeńca znad okularów.
– Gdzie?
– Na Alasce – rzuciła, podsuwając mu pod nos formularz zgłoszeniowy.
– Żartujesz?! – Przystanął i wyszarpnął jej dokument z rąk.
– Absolutnie, nie. I jak mówię, że to pilne, to znaczy, że takie jest, więc zbieraj dupę.
– I dowiedziałaś się tego od zleceniodawcy?
– Nie dowiedziałam się, raczej zobaczyłam to w jej oczach.
– Jej? – Nick wodził wzrokiem za ciotką, która zaczęła robić porządki w jego prowizorycznym biurze. – Klientem jest kobieta?
– Tak. Piękna i młoda. Potrzebuje pomocy.
– Dla ciebie każda jest piękna i młoda, bo chcesz mnie zeswatać z każdą. Niedoczekanie, ciotuniu. – Zebrał swoją kurtkę pilotkę i ruszył do drzwi za Eleonor, która wyszła do małej recepcji, gdzie codziennie przyjmowała zlecenia.
Było ich całkiem sporo, odkąd podjął się tej roboty. Zerknął na dokument, gdzie w danych osobowych widniało nazwisko Hermiona Holmes.
– Kto, do cholery, w dzisiejszych czasach nosi imię Hermiona? – parsknął, marszcząc brwi w niedowierzaniu.
– Na przykład ja – odpowiedział mu bardzo seksowny, kobiecy głos.
Nick poderwał głowę do góry i zamarł, ponieważ przed nim stała najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu widział. Zamrugał, jakby chciał się upewnić, że nie ma omamów wzrokowych, i zerknął na ciotkę, która unosząc kąciki ust, poprawiając okulary na nosie, przekazała mu bezdźwięcznie: „a nie mówiłam!”.Wrócił wzrokiem do nieznajomej i mierząc ją z dołu do góry, stwierdził, że nie wie, co ma powiedzieć.
Kobieta również była wyraźnie zmieszana, ale postanowiła odezwać się pierwsza:
– Potrzebuję lotu do Anchorage. Jak najszybciej. – Przełknęła, wyraźnie zdenerwowana.
Nick otrząsnął się i zastanowił chwilę, ponieważ wyglądała na przestraszoną, a nie tylko zdenerwowaną. Instynkt podpowiadał mu, że będą z tego kłopoty, ale taki kurs nie zdarza się często, choć na brak pieniędzy aktualnie nie narzekał.
– Najszybciej może być dopiero jutro. Muszę przygotować maszynę, to długi lot i trzeba będzie też wylądować w Kanadzie, żeby zatankować.
– To zdecydowanie za długo… zapłacę dodatkowe pieniądze, tylko proszę skrócić ten czas do minimum. – Kobieta obejrzała się za siebie.
– Nie ma mowy, to wymaga czasu…
– Nie obchodzi mnie to, skoro nie chcecie kasy, to może ten argument do was przemówi. – Wyjęła berettę i skierowała ją w stronę Eleonor i Nicka. Oboje zdrętwieli, ale zachowali spokój.
– Życie ci niemiłe? – zapytał dziewczynę.
– Właśnie usiłuję przeżyć – odparła, machając bronią.
Miał rację, wyraźnie czegoś się obawiała i musiał coś szybko wymyślić, ponieważ uważał, że kombinacja kobiety z pistoletem równa się pewnej katastrofie. Był pewny, że ktoś skończy z kulką. W tym momencie Eleonor odchrząknęła, co zmusiło go do zerknięcia na ciotkę.
– Złociutki, możesz wziąć przecież Virusa. Jest zatankowany. Prawda?
– Przecież dopiero go testuję… – Ciotka kopnęła go w kostkę i o mało nie zawył z bólu.
– No właśnie, będziesz miał okazję sprawdzić, jak zachowuje się na takiej trasie.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Sprawdzałaś pogodę? – Mrugnął do niej, aby przesunęła się w stronę biurka i ułatwiła mu dostęp do szuflady, gdzie zawsze trzymała swojego glocka.
– Tak. Przez najbliższe dwanaście godzin na niebie będzie istna sielanka.
– Bardzo dobrze się składa, bo będę musiał lądować w Calgary. – zwrócił się do kobiety. – Czy chciałaby pani zatrzymać się w Calgary na nocleg, czy to nie ma znaczenia i po dotankowaniu od razu polecimy na Alaskę?
– Cóż, jeśli o mnie chodzi, to naprawdę chciałabym się jak najszybciej dostać do Anchorage – odpowiedziała, starając się ukryć drżenie głosu.
Nick uważnie przyjrzał się kobiecie i stwierdził, że wcale nie jest starsza od niego. Wręcz przeciwnie, kiedy miała na twarzy wypisane wszystkie targające nią emocje, wydawała się bardzo młodą dziewczyną.
– W porządku. W takim razie za dwadzieścia minut startujemy, będziemy musieli poprosić służbę graniczną o sprawdzenie pani tożsamości i po uiszczeniu opłaty Eleonor – wskazał na ciotkę – będziemy mogli wystartować.
– Służbę graniczną? – powtórzyła za Nickiem zaskoczona, kiedy ruszył powoli, kierując się w stronę hangaru.
– Tak, kochaniutka – odezwała się Eleonor, przyglądając się dziewczynie. – Czy to jakiś problem?
– Nie, skąd. Zapomniałam, że przecież porywam samolot z pilotem, żeby opuścić Stany… po prostu nie pomyślałam, stąd moje pytanie. – odparła z sarkazmem w głosie.
– Okej. Tak właśnie myślałam. – Eleonor również z sarkazmem rzuciła pod nosem i podniosła słuchawkę, a Skylar ryknęła.
– Nie ma, kurwa, mowy! Żadnej straży!
– Nie dolecimy nawet do końca pasa startowego, jak zdejmą nas myśliwce obrony powietrznej – odezwał się Nick. – Jeśli chcesz zerwać się stąd jak najszybciej, radzę ci zrobić to, co proponujemy i schować tę „pukawkę ” – dokończył, bacznie obserwując dziewczynę.
– Jezu, to nie miało się posypać na lotnisku. Miałam wszystko przemyślane… ale straż graniczna? – lamentowała pod nosem, wymachując pistoletem.
– Kochaniutka, schowaj ten śliczny rewolwer, bo na Dziki Zachód mamy daleko, i pozwól sobie pomóc – przekonywała niepewnie Eleonor, nerwowo zerkając na siostrzeńca.
– Zadzwoń, proszę, do kogoś, kto zrobi odprawę, ale pamiętaj, że jak mnie wydacie, będzie to ostatni dzień w pracy tej osoby. To jest skomplikowane… ale ja muszę się wydostać jak najszybciej z Chicago. Tu naprawdę chodzi o moje życie… tak jakby. – Potarła policzek nadgarstkiem.
Była w potrzasku i niestety musiała posłuchać tych ludzi.
Eleonor zadzwoniła do swojego męża Johna, który pełnił dzisiaj dyżur na posterunku straży na lotnisku. Wzywając go do kontroli klientki, nie spuszczała z niej wzroku. Była pewna, że dziewczyna ma jakiś problem. Miała tylko nadzieję, że nie z głową i że nie jest przestępczynią, bo naprawdę podobała jej się, pasowałaby do Nicka. Liczyła, że przyjmując to zlecenie, pomogła siostrzeńcowi, a nie wplątała go w kłopoty. Czyżby pierwszy raz w życiu jej intuicja ją zawiodła? Zerknęła ukradkiem na Nicka z przepraszającą miną, ale widząc jego wzrok, przełknęła głośno i zganiła się w duchu za swoją głupotę. Stał sztywno i nie drgnął ani na moment, kalkulując ewentualny skok na dziewczynę w celu obezwładnienia jej. Cholera, pomyślał. Nigdy nawet nie wyobrażał sobie takiej sytuacji w swoim własnym biurze! Co innego krótkie szkolenie pilotów w razie ataku terrorystycznego na lotniskowiec, a co innego piękna dziewczyna z obłędem w oczach czająca się z gotową do strzału berettą. Chryste Panie, czy ona chociaż miała pojęcie, jak się ją posługiwać? Był zdenerwowany nie na żarty.
Hermiona, cóż w normalnych warunkach sama śmiałaby się z tego imienia, ale w tej chwili chciała jak najszybciej wzbić się w niebo i opuścić kraj. Znała wszystkie możliwości swojej rodziny i wiedziała, że niedługo trafią tu w pogoni za nią. Miała coraz mniej czasu. Na szczęście pod drzwi biura „Baars Flight’s” właśnie podjechał hammer straży granicznej i wysiadł z niego przystojny mężczyzna w średnim wieku. Wszedł do środka i przywitał ją skinieniem głowy. Podszedł do Eleonor i ucałował ją mocno, klepiąc w pulchny pośladek. Hermiona uniosła brwi z zaskoczenia na zażyłość, jaka była pomiędzy tymi dwojga, choć szczerze przyznała, że kobieta była bardzo piękna i lekka puszystość kształtów oraz króciutko ścięte włosy dodawały jej atrakcyjności. Kobieta pacnęła mężczyznę w ramię i kiwnęła w stronę dziewczyny.
– To klientka Nicka. Lot na Alaskę. Natychmiastowy. Niecierpiący zwłoki.
Mężczyzna spojrzał na żonę, która dziwnie się wysławiała i miała nerwowy tik – cały czas wskazywała głową na dziewczynę. Podszedł do Hermiony i przywitał się, uchylając swoją dżokejkę.
– Witam panią, major John Rapido ze straży granicznej USA, proszę o dokumenty. Jeśli nie ma pani paszportu, to wystarczy dowód lub prawo jazdy. Jest pani z Chicago?
– Tak, mieszkam tu od urodzenia. – Potrząsnęła głową, nerwowo przeszukując plecak w poszukiwaniu dokumentów, całkowicie zapominając o trzymanej w ręku broni.
John uniósł brwi wysoko na czoło i gdyby nie linia włosów, zapewne wyleciałyby, całkiem opuszczając jego twarz. Złapał za swój pistolet i powoli wyjął go z kabury, nie spuszczając wzroku z kobiety. Kiedy w nią wycelował, spojrzał na żonę, która wzruszyła ramionami, przygryzając nerwowo wargę, a następnie na Nicka, który ze stoickim spokojem, wręcz znudzony, obserwował dziewczynę, grzebiącą w plecaku.
– Miałam je na wierzchu – mamrotała pod nosem, pamiętając, jak wkładała do plecaka dokument na swoje prawdziwe nazwisko, i zastanawiała się, jak pani Eleonor zareaguje na ten fakt. Znalazła portfel, wyjęła prawo jazdy i wtedy zauważyła wycelowaną w siebie broń.
– Och! – sapnęła, kiwając swoją berettą. – Nie miałam zamiaru strzelać ani nic z tych rzeczy… naprawdę nie chcę nikogo skrzywdzić. Tylko muszę już wylecieć z Chicago. Proszę mnie zrozumieć. Muszę! – Skierowała broń w podłogę.
– Rozumiem. Proszę o zachowanie spokoju…
– Nie mogę być spokojna, kiedy uciekam!!! Niech już ktoś idzie po ten samolot!
– Właśnie zamierzam to zrobić… – odezwał się Nick.
– Jeśli zadzwonisz na policję, to… to ja na pewno coś podziurawię, jestem bardzo dobra w strzelaniu.
Zapewne, pomyślał chłopak i szybko ruszył do drzwi prowadzących do hangaru.
– Okej – odezwał się strażnik. – Postaram się szybko sprawdzić pani dane i od razu polecicie – odchrząknął John. – Zatem… – Ponaglił ją machnięciem swojej broni, żeby podała mu dokument tożsamości.
Przekazała go strażnikowi i czekała, nie przestając się nerwowo odwracać, szukając jakichkolwiek oznak, że ludzie van Akkera lub jej ojca ją dopadli.
– Pani Skylar Roberts, data urodzenia… – Mężczyzna zmarszczył brwi i poderwał głowę, spoglądając na zestresowaną dziewczynę.
– Pierwszy maja dziewięćdziesiąty dziewiąty…
– Roberts? – powtórzył nazwisko z niedowierzaniem. – Ta Roberts?
Kiwnęła szybko głową. Eleonor zbliżyła się i machnęła formularzem zgłoszenia lotu, podając go mężowi.
– A skąd wzięła się Hermiona? – Uniosła pytająco brew na dziewczynę.
– Z Harry’ego Pottera? – Skylar odpowiedziała pytaniem.
– Tak właśnie mi się wydawało – odparł John, zerkając na żonę znad dokumentu – że gdzieś już słyszałem to imię. Nazbyt rzucające się w ucho, wolałbym na przykład coś w stylu Anna lub Lana.
– John! – Eleonor szturchnęła go. – Odpraw Skylar, niech będzie Hermiona. Panienka wyraźnie chce jak najszybciej wydostać się z kraju, a Nick już wyprowadził Virusa. – Po jej słowach cała trójka spojrzała przez oko na nowiusieńką, ultralekką, dwuosobową awionetkę firmy SkyDreams, która obecnie podbija amerykańskie niebo.
– Poważnie? – zapytała dziewczynaz przerażeniem w oczach, wskazując pistoletem na minisamolocik. – On chce mnie wpakować w to coś? Przecież wystarczy silniejszy powiew wiatru i zamiast na Alaskę, trafimy na Wielki Mur Chiński!
– Nie no, tak źle nie będzie – odezwał się nagle John, mrugając do niej. – Ten chłopak to bohater wojenny, Hermiono, lata jak sam wściekły szatan…
– Jezus! Zabije nas? Takim czymś walczył, gdzie, w Afganistanie? – parsknęła Skylar.
– Nie no… tym to się bawi. Latał na Eisenhowerze w F16 przez dziesięć lat, kochaniutka, i dotarł do stopnia majora. – Zerknął na swoje pagony. – Co jest kompletnie niedorzeczne, za swoje zasługi powinien być już admirałem.
– Rozumiem pańską dumę, jesteście rodziną?