Wszystkie nasze lęki - A. November - ebook + książka

Wszystkie nasze lęki ebook

A. November

4,1

Opis

EKSCYTUJĄCY ROMANS MAFIJNY!

Jak bardzo ważny jest kodeks honorowy w mafii, Luka Ferro wie już od wczesnej nastoletniości, dorasta bowiem w świecie, którym jego ojciec tyran rządzi twardą ręką. Pewnego dnia jednak dociera do niego wiadomość, że Alberto został zamordowany.

 

Luka wraz ze swoim młodszym bratem Vitem, za aprobatą rady Famiglii Morellów, szuka mordercy ojca, by wymierzyć sprawiedliwość.

Nie jest to jedyna osoba, którą Luka chce odnaleźć. Bez ustanku od ponad sześciu lat poszukuje Olivii Morello. Przypisuje jej winę za tragedię, jaka dotknęła jego rodzinę, kiedy byli jeszcze dziećmi.

Dziewczyna jest córką chicagowskiego capo do tutti capi, Don Salvatore. Zaraz po zaginięciu jedynaczki w niewyjaśnionych okolicznościach, boss zostaje zabity wraz z całą rodziną i żołnierzami.

Luka przejmuje władzę w rodzinie Ferro i od głów rodzin należących do Famiglii Morellów otrzymuje propozycję objęcia funkcji, o której marzył od zawsze – ma stać się szefem wszystkich szefów.

Każdy boss musi być żonaty, i to z Włoszką z rodziny należącej do syndykatu. Na drodze młodego mafiosa staje pewna kandydatka, a wraz z nią jej tajemnice, które mogą położyć kres rodzinie Ferro, a nawet całej Famiglii.

 

Czy kobieta, którą przyjdzie mu poślubić, jest warta złamania własnych obietnic? Czy Luka rozwiąże zagadkę śmierci ojca i zaginionej przed laty Olivii Morello?

 

Czasami coś, co powinno dać poczucie bezpieczeństwa, jest tym, co krzywdzi i przywraca koszmary z dzieciństwa. Budzą się wtedy wszystkie nasze lęki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 406

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (186 ocen)
103
36
23
12
12
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
majdzia2000

Nie oderwiesz się od lektury

Najlepszy romans mafijny, jaki kiedykolwiek czytałam. Nieszablonowy, mroczny, zmuszający do refleksji, z fascynującym wątkiem kryminalnym w tle i do granic wciągający. Autorka stworzyła szereg wyrazistych postaci, których nie da się zamknąć w żadnych schematach, na czele z porwaną i krzywdzoną główną bohaterką.
61
Czytanenoca

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka. Polecam gorąco !!!!
40
Weronika979

Całkiem niezła

Opis i początek książki wydawały się na prawdę zachęcające. Niestety początkowe zainteresowanie szybko się wyczerpało. Przeczytałam w mgnieniu oka, bo ledwo zaczęłam i już koniec ale z poczuciem niedosytu. Zdecydowanie brakuje samej relacji głównych bohaterów, jest coś z niczego, a problem i konsekwencje wieloletniego molestowania seksualnego został pominięty. Zaczynając odnosiłam wrażenie, że będzie to jedna z lepszych książek - niestety nie.
41
Paula1808

Nie polecam

Niestety, dla mnie książka słaba. Relacja bohaterow potraktowana po macoszemu. Autorka za bardzo skupiła sie na opisach mafii, jak na samej fabule. Mafiozo gwałciciel i pedofil, a zresztą nie ma co komentowac. Spodziewałam sie petardy i efektu wow, ale z butow mnie nie wyrwalo. Nie dalam rady jej skonczyc. Jedynie na plus to styl pisania autorki, ale fabula dramat.
10
Angelikg

Z braku laku…

Co za slaba książka, logika tego wszystkiego jest bardzo słaba, na dodatek traumatyczne przejścia bohaterki są traktowane płytko, jak by nic się nie stało. Nie doczytałam do końca, 3/4 a na resztę już szkoda mi czasu.
10

Popularność




Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL Grzech

Grzech. Tom 1

Grzech. Igor. Tom 2

POZOSTAŁE POZYCJE

Wszystkie nasze lęki

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by A. November, 2023Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Agnieszka Przyłucka

Zdjęcie na okładce: © by Agnieszka Dudek

Ilustracje przy nagłówkach: Obraz Gordon Johnson z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-459-8

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

WSTĘP

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 14

ROZDZIAŁ 15

ROZDZIAŁ 16

ROZDZIAŁ 17

ROZDZIAŁ 18

ROZDZIAŁ 19

ROZDZIAŁ 20

ROZDZIAŁ 21

ROZDZIAŁ 22

ROZDZIAŁ 23

ROZDZIAŁ 24

ROZDZIAŁ 25

ROZDZIAŁ 26

ZAKOŃCZENIE

PODZIĘKOWANIA

WSTĘP

Czego nie żałujesz w swoim życiu?

Czy możesz powiedzieć otwarcie, będąc ze sobą szczerą: nie żałuję praktycznie żadnej z chwil, w których odważyłam się zaryzykować, ponieważ każda z nich wpłynęła na moje życie i zawsze dowiadywałam się czegoś o sobie – czasem nawet zyskując więcej niż tracąc? Czy możesz powiedzieć: nigdy w swoim życiu nie będę żałowała wylanych łez, bo każda z nich czegoś mnie nauczyła, nawet jeżeli jej powodem był smutek lub zawód miłosny?

Powiesz to?

Albo przyznaj, że nie żałujesz żadnej chwili swojego życia, bo w każdej było coś wspaniałego, dlatego każda jest dla ciebie ważna. Powiedz, że nie żałujesz żadnego pocałunku. Żadnego uścisku czy słowa „kocham”, pójścia na pierwszą randkę w swoim życiu, by potem przyznać, że była na tyle dobra, iż pozostała tą jedyną.

Jeżeli możesz to powiedzieć, wymieniając nawet tylko jedną rzecz, to jesteś szczęściarą.

Ja żałuję.

Żałuję, że nie mogę tego powiedzieć, bo nigdy nie dane mi było tego doświadczyć.

ROZDZIAŁ 1

To, co jest tu i teraz, nie musi być takie samo już za kilka chwil.Magdalena Pasternak

Olivia

Ostatnią dobrą rzeczą, jaką pamiętałam z mojego dawnego życia, było to, że kiedy miałam dwanaście lat, razem z dziećmi z całej naszej zachodniej dzielnicy pędziliśmy na rolkach po cichych ulicach Chicago, uciekając po napadzie na cukiernię. Mieszkaliśmy w zasadzie wszyscy obok siebie, ponieważ ta dzielnica była specyficzna. Mieszkali w niej Włosi i z każdym rokiem do paczki dołączało coraz więcej nowych kadetów.

Tamtego lata było nas ponad dwadzieścia osób, ale pierwsze przewinienie, którego się dopuściłam, miało miejsce już dwa lata wcześniej i była to kradzież pączków. Moją partnerką w zbrodni stała się wtedy Gianna Ferro, która oficjalnie została moją zastępczynią i najlepszą przyjaciółką. Byłyśmy pionierkami w sztuce obrabiania cukierników oraz piekarzy i przetarłyśmy szlak innym, którzy bardzo chcieli się z nami zadawać. Cieszyłyśmy się wtedy popularnością, a że nie byłyśmy zwykłymi dziewczynkami, tylko córeczkami włoskich tatusiów zasiadających za sterami swoich Famiglii, było to dodatkową atrakcją. Władza przyciągała nawet smarkaczy.

Gianna kochała siatkówkę, ja konie i jazdę na nich. Ona była biegającą petardą, ja oazą spokoju. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało, lecz tak naprawdę to ja trzymałam stery, a ona mnie stopowała. Te różnice nas nie rozdzielały. Rozdzielały nas nasze rodziny, które stały po przeciwnych stronach barykady włoskiej mafii. Mogłam bawić się ze wszystkimi, tylko nie z Gianną. Mogłam zapraszać do naszej willi nawet bezdomne dzieciaki – a i takie należały do paczki i zapraszałam je z radością – byleby nie była to mała Ferro.

Nasze korzenie sięgały głębokich tradycji, a organizacja, do której należały nasze rodziny, la cosa nostra, stała na ich straży. Została stworzona lata temu przez włoskich imigrantów, którzy przybyli do Stanów Zjednoczonych, lecz dzisiaj w jej szeregach obecni byli w zasadzie jedynie rodowici Amerykanie pochodzenia włoskiego. To nie oznacza, że tradycja czy język zniknęły. Wręcz przeciwnie, ponadto w ramach organizacji wszystkie rodziny po dziś dzień funkcjonują jak doskonale naoliwiony organizm, a ich członkowie utrzymują ze sobą kontakt, ale zachowują niezależność. Cosa nostra w sposób mistrzowski stworzyła sieć relacji z legalnymi biznesami, które w wyniku szantażu piorą pieniądze mafii.

Tak też było w naszej społeczności włoskich imigrantów, którzy byli członkami mafii.

Moim ojcem był Salvatore Morello, którego przodek, wielki Don Giuseppe Morello, jako pierwszy w historii mafii został capo di tutti capi. Teraz był nim tata, a to nie podobało się ojcu Gianny, Don Albertowi Ferro, stojącemu na czele Famiglii, mającemu korzenie w Neapolu.

Nasza przyjaźń trwała i pomimo obopólnej niechęci naszych rodzin, które wchodziły w skład jednej Famiglii Morello, a w szczególności nienawiści do mnie dwóch starszych braci Gianny, Luki i Vita, zacieśniała się jeszcze bardziej.

Nasza zabawa trwała więc w najlepsze, gdy wszyscy mknęliśmy na rolkach i mijając nasze domy oraz posiadłości, zaczęliśmy się ścigać. Szybko na widoku pojawiło się skrzyżowanie, które było dosłownie przy willi rodziny Ferro.

– Będę przed tobą! – krzyknęła moja przyjaciółka, patrząc na mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy.

– Gianna, zwolnij! Zwariowałaś?! – wołałam za nią, ale ona mnie nie słuchała, tylko coraz szybciej odpychała się rolkami od asfaltu.

Kiedy bez hamowania dojechała do skrzyżowania, zobaczyłam ruch na ulicy przed nami. Wtedy wrzasnęłam na całe gardło.

– Gianna, uważaj!

Zachwiała się, straciwszy równowagę, i żeby się nie przewrócić, przejechała przez znak stop namalowany na jezdni. Jedyne, co usłyszałam, to piszczenie opon, gdy kierowca nacisnął gwałtownie na hamulec, i krzyk Gianny, zanim wjechał w nią pojazd. Wyrzuciło ją w powietrze i przetoczywszy się przez maskę, uderzyła mocno w przednią szybę, rozbijając ją w drobny mak. Auto się zatrzymało, a moja przyjaciółka spadła na ulicę z łoskotem i znieruchomiała. Zahamowałam i upadłam na asfalt, raniąc sobie dłonie i kolana do krwi. Odgłos bicia mojego serca dudnił mi w głowie, pompując krew do skroni.

W mgnieniu oka pozbierałam się i podjechałam do niej w momencie, kiedy kierowca wysiadł z samochodu blady jak ściana. Padliśmy oboje na kolana przy mojej przyjaciółce. Wokół jej głowy zaczynała tworzyć się kałuża krwi, a twarz, ręce i nogi pocięte były przez potłuczone szkło.

– Gianna! – krzyknęłam, chwytając ją za ramię i potrząsając silnie. – Obudź się!

Zerknęłam na mężczyznę, szukając u niego pomocy, ale on trzymał dłonie zaciśnięte we włosach i chwiał się, zawodząc.

– O nie! Nie! O Boże! Nie!

Powtarzał w kółko to samo, nie pomagając mi jej obudzić.

– Gianna – odezwałam się do niej spokojniej i znów nią potrząsnęłam. – Proszę cię, otwórz oczy!

Nie poruszyła się ani nie wydała z siebie żadnego dźwięku.

Pociągnęłam kierowcę za rękaw.

– Proszę pana, niech pan wezwie pomoc – błagałam go spanikowana, gdy łzy zaczynały zalewać moją twarz.

Inne dzieci dołączyły do nas wystraszone i otoczyły nas w ciszy. Mężczyzna rozejrzał się dookoła i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.

– J-ja… j-ja – jąkał się, ale wyciągnął z kieszeni kurtki telefon i zaczął wybierać numer alarmowy.

Po chwili usłyszałam, jak mówi, że zdarzył się wypadek. Wtem odgłos biegu po asfalcie odwrócił moją uwagę od mężczyzny. Spojrzałam odruchowo na dom Gianny i zobaczyłam jej rodziców pędzących w naszą stronę.

– Gianna! Gianna! – przekrzykiwali się, biegnąc co sił w nogach.

Kiedy do nas dotarli, jej mama stanęła sparaliżowana i krzyknęła:

– O mój Boże!

Opadła na jezdnię i unosząc głowę córki, przytuliła ją jak malutkie dziecko. Zaczęła kołysać się w przód i w tył, szlochając:

– W porządku, kochanie. Nic ci nie będzie.

Don Alberto klęknął obok nich i gładząc drżącą ręką przesiąknięte krwią włosy Gianny, zacisnął mocno w pięść drugą dłoń i przycisnął do swoich pobladłych ust. Wstałam i zrobiłam kilka kroków do tyłu, obejmując się ramionami. Zaczęłam się trząść, a łzy nie przestawały zalewać mojej twarzy.

Dźwięk zbliżających się do dzielnicy syren sprowadził na skrzyżowanie starszych braci Gianny.

Obaj stanęli nad swoimi rodzicami i w totalnym szoku starali się ogarnąć umysłem całe zajście. Kiedy nadjechały karetka i samochód policyjny, młodszy z nich, Vito, rzucił się do Gianny i mocno szarpiąc siostrę za rękę, krzyczał, żeby wstała i nie robiła sobie żartów. Luca złapał go za ramiona i próbował podnieść, ale dopiero dwaj ratownicy medyczni odsunęli go od niej i poprosili rodziców o zrobienie miejsca, by mogli zająć się ich córką.

– Proszę państwa – odezwał się cicho jeden z nich – muszą państwo położyć dziewczynkę z powrotem, żebym mógł ją obejrzeć.

Mama Gianny nawet nie zareagowała, ale Don Alberto od razu posłuchał i zwrócił się do wstrząśniętej żony.

– Bianca, proszę – złapał ją za ramię – połóż ją.

Pani Ferro posłuchała go i szlochając, położyła dziecko z powrotem na drodze. Medyk przyłożył dwa palce do szyi Gianny, by sprawdzić, czy ma puls. Potem rozszerzył palcami jej powieki i błysnął w oczy latarką. Spojrzał na swojego kolegę z karetki, dyskretnie potrząsając głową. Drugi z medyków pochylił się i zabrał torbę. Podszedł do policjantów, którzy starali się odsunąć tłum gapiów od miejsca wypadku.

Zastanowiło mnie, dlaczego zabrał torbę? Czy nie potrzebowali jej, żeby ją uratować? Rozejrzałam się dookoła i w końcu zauważyłam przedzierających się do mnie ludzi mojego ojca, którzy z impetem parli do przodu, brutalnie odpychając stojące na ich drodze osoby.

Pierwszy jednak dotarł do mnie policjant.

– Jak masz na imię, kochanie? – zapytał spokojnym głosem.

Otarłam łzy z policzków i przybierając dzielny wyraz twarzy, odpowiedziałam:

– Olivia. Jestem Olivia Morello.

Policjant zesztywniał, co dla mnie nie było niczym nowym. Ludzie reagowali w ten właśnie sposób, gdy słyszeli moje nazwisko. Ja byłam z tego dumna, bo wtedy miałam pewność, że nikt mi nie podskoczy.

– Cześć, Olivio. Jestem oficer Bradley – wyjaśnił. – Wiem, że to musi być dla ciebie w tej chwili przerażające, ale muszę cię zapytać, czy jesteś ranna, coś ci się stało?

Potrząsnęłam głową, że nic mi nie jest.

– Dobrze. Czy ktoś dzwonił już do twoich… rodziców?

Znów zaprzeczyłam, kręcąc głową.

– W takim razie ja to teraz zrobię, dobrze?

– To nie będzie konieczne – powiedział ktoś nade mną.

Uniosłam głowę i zobaczyłam wpatrującego się w policjanta zaniepokojonego Franka, egzekutora mojego taty.

– Jak pan sobie życzy, panie Luciano. – Policjant skinął na niego głową i uśmiechnął się do mnie łagodnie. – Chciałem cię zapytać o to, co tu się konkretnie stało i co widziałaś.

– Nie teraz, Bradley – odezwał się surowym głosem Frank. – Najpierw zapytasz Don Salvatore, czy wyrazi na to zgodę.

Policjant westchnął, ponieważ zapewne spodziewał się, że do takiej rozmowy nigdy nie dojdzie, ale nie oponował. Każdy znał szefa wszystkich szefów i wiedział, że jeżeli mój tata nie wyraził na coś zgody, to temat był zamknięty.

– Zabieram ją do domu – powiedział Frank.

Zastanawiałam się, co właściwie mogłabym powiedzieć ponad to, że było oczywiste, iż Gianna wpadła pod samochód. Zanim Frank mnie objął i przekazał w ręce Nina, swojej prawej ręki, odtwarzałam w głowie to, co rozegrało się na moich oczach. Ściganie się na rolkach, nadjeżdżający samochód i Gianna wjeżdżająca wprost pod niego. Gdyby nie mój krzyk, może nie straciłaby równowagi… Nie, nic z tego. Nie mogłam siebie za to winić, przecież chciałam ją ostrzec.

– Nikt nie przejechał jej celowo… Ona… ona była nieostrożna. Była tak bardzo nieostrożna…

– Już dobrze, kochanie. Nie musisz nic mówić – powiedział do mnie Nino i zaczął mnie wyprowadzać z kręgu stworzonego przez gapiów.

– Musi! – padły nagle ostre słowa i wraz z policjantem się obróciliśmy.

Luca Ferro patrzył na mnie z zaciśniętą szczęką i nienawiścią w oczach.

– Musi powiedzieć, jak to się stało, że moja siostra leży martwa zamiast niej!

Wszyscy dookoła umilkli, a mnie zrobiło się niedobrze. Zamrugałam, przeganiając łzy, ale obraz i tak nadal się rozmazywał. Pomimo tego widziałam wyraz twarzy Luki, a po chwili dołączającego do niego Vita. Obaj chcieli, żebym umarła. Czułam to. Frank mnie minął, ale Nino był bliżej i ruszył w stronę chłopców. W tym samym momencie obejmujący żonę Don Alberto odezwał się zachrypniętym głosem.

– Luciano, lepiej zatrzymaj swojego człowieka tam, gdzie jest. Nie zbliżajcie się do moich chłopaków i zabierz tę dziewczynę z moich oczu, zanim stracę do końca swoje gówno! – Wbił we mnie swój surowy wzrok, przekazujący mi oczywistą informację, że jestem winna tego, co się stało.

– Don Alberto, chyba nie obarcza pan winą za ten wypadek córki bossa? – Nino uniósł wysoko swój podbródek, doskonale odczytując myśli Ferro i rzucając mu tym pytaniem wyraźne ostrzeżenie.

– Po prostu odejdźcie stąd. Teraz.

– Nino, idziemy – nakazał mu Frank i zaczęliśmy się wycofywać.

Kiedy obejrzałam się za siebie, Luca wpatrywał się we mnie, nawet nie mrugając okiem, ale gdy skierowałam wzrok na Vita, ten wykonał gest podcinania gardła, czym wydał na mnie wyrok. Zapatrzyłam się na niego. Luca zerknął w bok na swojego młodszego brata. Kątem oka doskonale widział, co mi pokazał, a jego drwiący uśmieszek to potwierdził. Wtem z rąk Nina wyrwały mnie czyjeś dłonie, wciągając mnie w swoje ramiona.

– Och, dzięki Bogu, nic ci nie jest! – zapłakała moja mama.

Gorączkowo rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu mojego taty, ale nie zauważyłam go. W oddali jednak zobaczyłam naszą limuzynę, którą często go wożono. Byłam pewna, że patrzył na nas przez przyciemnione szyby. Mama przytuliła mnie mocniej, nie mówiąc ani słowa. Nagle usłyszeliśmy przeciągły ryk, jaki wydała z siebie Bianca Ferro.

– Nie! Nie! Nie! – wrzeszczała tak głośno, zawieszona na swoim mężu, że dźwięk odbijał się echem w mojej głowie. – Moje dziecko! Moja córeczka! – wydała z siebie kolejne zawodzenie.

Zaczęłam się trząść w niekontrolowany sposób i łzy znów zalały moją twarz. Smutek pochłonął mnie bez reszty, gdy usłyszałam cichy szloch z zaciśniętego gardła mojej mamy.

Moja najlepszy przyjaciółka odeszła. Tak po prostu.

ROZDZIAŁ 2

Uciekaj, jakby goniło cię piekło, bo tak jest.Agata Polte

Gianna

Zerwałam się z łóżka, biorąc głęboki oddech. Ubrania były przyklejone do skóry od potu. Prawie każdej nocy przez ostatnie dwa lata miałam ten sam koszmar o wypadku. Przetarłam twarz dłońmi, a potem wsunęłam je w ciemne, długie włosy. One również były wilgotne. Zsunęłam się z łóżka i mrużąc oczy w ciemności, rozejrzałam się po sypialni. To samo obrzydliwe uczucie, którego doświadczałam każdego ranka, budowało się w dole mojego żołądka.

To nie mój pokój.

To nawet nie mój dom.

Klamka w drzwiach zatrzeszczała, a to znaczyło, że właśnie ktoś ją złapał z drugiej strony. Usłyszałam brzęk kluczy i odgłos otwieranego zamka. Potem znajomy dźwięk przesunięcia zasuwy, a na sam koniec pchnięcie drzwi na oścież z tą samą siłą co zawsze. Jasne światło z korytarza mnie oślepiło.

– Gianna – odezwała się Maria, włączając światło.

Zasłoniłam oczy dłońmi przed rażącą jarzeniówką.

– Śniadanie gotowe. Przebierz się i przyjdź do jadalni. – Zostawiła otwarte drzwi i zniknęła w korytarzu.

Moje stopy ledwo dotykały brudnego dywanu, na którym kiedyś razem z moją przyjaciółką w tajemnicy przed naszymi rodzinami leżałyśmy i marzyłyśmy, że mamy inne życie. Choć ten dywan, meble i plakaty w tym pomieszczeniu były mi znajome, to pokój już nie. Zdjęcia pięknej blond Gianny Ferro w wieku dwunastu lat, zdobiące ciemnozielone ściany, nie były w stanie tego zmienić. Jej rysunki wciąż wisiały wokół biurka w rogu. Nasze zdjęcie stało na jej komodzie obok telewizora. Wszystko ustawione na swoim miejscu tak, jak w jej prawdziwym pokoju. Jakby nigdy nie odeszła. Ponieważ nigdy tego nie zrobiła.

Dlatego tu byłam.

Stałam się jej duchem.

Moje dni były takie same, odkąd zabrano mnie dwa lata temu z mojego rodzinnego domu w Chicago. Było to zaraz po jej pogrzebie, na który nikt z mojej Famiglii nie poszedł. Mój ojciec stanowczo zabronił tego mnie i mamie, ale gdyby nawet tego nie zrobił, Don Alberto z pewnością by nas z niego wyrzucił. Chciałam poprosić rodziców, żeby po ceremonii pogrzebowej pozwolili mi pójść na cmentarz i pożegnać się z moją jedyną przyjaciółką.

Kiedy weszłam do salonu, gdzie razem z mamą siedzieli i intensywnie dyskutowali, nawet nie zdążyłam zadać im tego pytania, ponieważ wpadli do domu nasi ludzie. Byli poranieni, krzyczeli i zapanował chaos. Nino i kilku innych mężczyzn było zakrwawionych, a Frank wyrzucał z siebie słowa po włosku z prędkością karabinu maszynowego. Nic nie rozumiałam. Ojciec był wściekły i wydawał rozkazy zebrania oddziału oraz szykowania odwetu. Gdy odszukałam wzrokiem moją mamę, zobaczyłam, że była blada jak ściana i z przywartymi do szyi dłońmi nerwowo ją pocierała, robiąc czerwone plamy na skórze. Spojrzała na mnie i podbiegła, obejmując mocno.

– Olivio, idź do siebie, proszę, i nie opuszczaj pokoju, dopóki ja, tata lub Frank po ciebie nie przyjdziemy. Zrozumiałaś? – Ujęła moje policzki i spojrzała mi głęboko w oczy.

– Mamusiu, co się dzieje? – zapytałam, ale nie odpowiedziała.

Próbowała się tylko uśmiechnąć, ale zupełnie jej to nie wyszło. Byłam zła, że nie chcieli mi powiedzieć, co się stało. Weszłam po schodach i zamknęłam się w swoim pokoju. Był późny wieczór, słońce powoli zaczynało zachodzić, a w domu nadal było głośno. Wtedy wyszłam przez okno i poszłam na cmentarz. Nigdy do niego nie dotarłam.

Podeszłam do szafy, w której nadal wisiały ubrania Gianny. Codziennie je nosiłam i każdej nocy spałam w jej łóżku. Na początku odmówiłam i spałam na podłodze. Nie chciałam również używać jej rzeczy. Szybko przekonałam się, że to było nie do przyjęcia. Po trzecim pobiciu spałam w jej łóżku, ubrana w jej piżamę. Po tym, jak moja głowa uderzyła w ścianę podczas duszenia, stałam się Gianną.

Zajęłam jej miejsce przy kuchennym stole i czekałam w milczeniu z rękami na kolanach. Maria ustawiła na blacie tacę z naleśnikami i bekonem. Usiadła naprzeciwko mnie i uśmiechnęła się słodko. Ona chyba nawet nie miała pojęcia, kim naprawdę byłam. Jej zadaniem było pilnowanie mnie, uczenie i przekazywanie raportów. Komu?

– Dzień dobry, Don Alberto. – Podeszła do Ferro. – Jaki mamy dzisiaj piękny dzień, prawda? – Odwróciła się do mnie i powiedziała: – Przyniosę jajecznicę, a ty przywitaj się z tatą.

Podszedł do mnie i pocałował mnie w czubek głowy. Walczyłam z chęcią uchylenia się, ale poprzednim razem, gdy to zrobiłam, dostałam prezent w postaci złamanego żebra. Zacisnęłam więc zęby i patrzyłam tępym wzrokiem, aż zajmie miejsce u szczytu stołu, między mną a Marią, która właśnie wróciła z kuchni. Nie było modlitwy, jak mieli w zwyczaju robić to Włosi przed posiłkiem. Kiedy skończyliśmy jeść, co jak zawsze, kiedy przyjeżdżał, trwało w milczeniu, Maria zabrała głos.

– Wyglądasz bardzo blado, Gianno. Myślisz o Olivii?

Zawsze myślałam o Olivii. O tym, co by robiła, gdyby była w swoim domu, wolna z rodziną i przyjaciółmi. Możliwe, że stała się duchem, ale czułam ją w każdej komórce mojego ciała. Skinęłam głową, nie ujawniając przemyśleń.

– Wiem, że wciąż cię to martwi, kochanie. To była taka tragedia. – Uśmiechnęła się smutno. – Nie mówiłam tego wcześniej, ale Olivia zasłużyła sobie na to, co ją spotkało. Nie musiała wjeżdżać w ciebie na tym nieszczęsnym skrzyżowaniu.

Wpatrywałam się przez chwilę na tę kobietę z całkowitym niedowierzaniem.

– Dosyć na ten temat – wtrącił Ferro i sięgnąwszy do kieszeni marynarki, wyjął małe pudełeczko od jubilera.

– To, co pani właśnie powiedziała, nie miało miejsca. Nic takiego się tam nie wydarzyło… Nie można było zrobić nic, aby temu zapobiec, bo pędziła jak szalona, chcąc mnie wyprzedzić…

Gdy tylko te słowa opuściły moje usta, wiedziałam, że powinnam była milczeć. Czułam na sobie spojrzenie Ferro. Spuściłam wzrok i zaczęłam wpatrywać się w stół, który nagle podskoczył jednocześnie z moim ciałem. Don uderzył w niego pięścią.

– Co ty, kurwa, powiedziałaś? – warknął.

– Nic, proszę pana – odpowiedziałam, nawet nie zerkając na niego.

– Nigdy więcej nie odzywaj się na ten temat. Słyszysz mnie, kurwa?!

– Tak, proszę pana. – Pokiwałam głową.

– Mario, zostaw mnie z moją córką – wydał polecenie kobiecie, po czym zdjął marynarkę i powiesił ją na oparciu krzesła, a ja przełknęłam ślinę.

Spojrzałam odruchowo w bok, na okno tarasowe, chcąc znaleźć drogę ucieczki, ponieważ wiedziałam, co się zaraz stanie. Chociaż mogłam wychodzić na podwórko, nigdy nie zdołałam dostrzec tego, co znajdowało się za wysokim murem zwieńczonym drutem kolczastym. W piwnicznej sypialni zaaranżowanej na dawny pokój mojej przyjaciółki nie było okna. Ściany pod tapetą były obłożone płytami kartonowo-gipsowymi. To była cela, nie pokój. Byłam tu już od dwóch lat, ale nadal wierzyłam w ucieczkę, ponieważ nie miałam zamiaru uwierzyć w to, że to mogła być moja rzeczywistość. Nie pamiętałam, co się stało, kiedy opuściłam mój dom. Jedyne wspomnienie, jakie pojawiało się w mojej głowie, to to, że szłam blisko ściany domu, gdy zeskoczyłam z tarasu. Poczułam ukłucie, dziwny smak w ustach i świat uciekł mi sprzed oczu.

Następną rzeczą, którą zobaczyłam, gdy wróciła mi świadomość, był nóż, który mężczyzna o znajomej twarzy przyciskał do mojej szyi.

– Jeśli wydasz dźwięk, zabiję cię i całą twoją rodzinę. Rozumiesz?

Wiedziałam, że to zrobi. Ktokolwiek by to był, zawsze działał na rozkaz Ferro. Od zawsze nienawidzili się z moim ojcem, głównie przez to, że jeden został capo wszystkich capo, a drugi nie mógł tego przeboleć. Strach wezbrał w całym moim ciele, a łzy szybko napłynęły mi do oczu, więc ostrożnie kiwnąłem głową, aby nie poderżnąć samej sobie gardła. Nagle odciągnął ostrze i szybko ruszył do drzwi od pokoju, który został przeniesiony z domu Ferro. Pokój Gianny. Byłam wstrząśnięta i przerażona na śmierć.

Kiedy po czasie zorientowałam się, że dom, w którym mnie uwięziono, jest daleko od miasta, na jakimś pustkowiu, chciałam krzyczeć z rozpaczy. Nie zrobiłam tego. Nikt by mnie nie usłyszał. W tamtym momencie wiedziałam, że mój los został przesądzony. Nie było wyjścia. Przypomniałam sobie, że nie musiałam długo czekać, aby spotkało mnie to, czego dziewczynka w moim wieku nie powinna była przechodzić. Żadne dziecko nie powinno, ale mnie się to przytrafiło.

Byłam w pokoju, który zamiast przypominać mi szczęśliwe chwile z moją przyjaciółką, był odzwierciedleniem koszmaru z najgorszego horroru. Leżałam w jej łóżku, gdy moje oczy nagle same powoli się otworzyły, ponieważ usłyszałam, jak drzwi od pokoju otwierają się i delikatnie zamykają. Znieruchomiałam, gdy materac za mną ugiął się pod czyimś ciężarem. Patrząc prosto przed siebie, starałam się wyrównać oddech i nie dać znać, że nie śpię. Czułam zapach alkoholu w jego oddechu, kiedy objął mnie ramionami w pasie i przyciągnął moje plecy do swojego nagiego torsu. Łzy podeszły mi do oczu, gdy zdałam sobie sprawę, co się zaraz stanie. Oparł swoje czoło na moim ramieniu i zaczął poruszać biodrami w dziwny sposób, ocierając się o mnie. Poczułam twardość na pośladkach i zarost drapiący moją skórę, ale nie ośmieliłam się poruszyć.

– Nie wiesz, jak długo na to czekałem. Z Gianną nie wolno mi było tego robić, ale z tobą jest zupełnie inaczej. Jestem szczęściarzem, Olivio. – Wtedy po raz ostatni wypowiedział moje imię. Poczułam przy uchu jego oddech i dłoń wsuwającą się za gumę moich spodni od piżamy.

– Będziesz moim pocieszeniem po stracie córki i spełnieniem moich pragnień – wychrypiał i poczułam opuszki jego palców dotykających gładkiej nagiej skóry najbardziej intymnej części mojego ciała.

W jednej chwili mój umysł stał się pusty. Zniknęło uczucie, że jego ręka mnie gwałci, ściąga ze mnie spodnie i dotyka w miejscach, których nie miała prawa. Nie skrzywiłam się, kiedy wepchnął we mnie swoje grube palce i nawet nie drgnęłam, gdy pocierał swojego nabrzmiałego kutasa o nagą skórę mojej pupy. Nie wydałam z siebie żadnego odgłosu, jak rozsunął brutalnie moje pośladki i wdarł się do wnętrza mojej niewinności, pozbawiając mnie jej całkowicie i bezpowrotnie.

Jedynie łzy mnie nie opuściły, zalewając moją twarz.

Jego ciężkie dyszenie i gorący oddech na mojej szyi zaniknęły w stęchłym powietrzu starej piwnicy. Mój umysł uniósł się wraz ze stęchlizną i uciekł przez okno w chłodną noc – przed tym miejscem oraz tym, co się w nim działo. Byłam całkowicie pusta i samotna. Do rzeczywistości przywróciło mnie mocne szarpnięcie, napięcie jego ciała i głośny jęk. Następne, co poczułam, to ciepłe i mokre nasienie zmieszane z moją krwią, które zostawił na niewinnej dziecięcej skórze. Nie ruszyłam się i nie otworzyłam oczu, gdy wstał i nie kwapiąc się, by mnie wytrzeć, pochylił się nade mną, wygładzając dłonią moje włosy. Kiedy nadal się nie poruszyłam, przybliżył swoje usta do mojej skroni i wyszeptał:

– Jesteś jak pieprzony trup, leżący i udający, że tego nie chcesz. Pewnego dnia, kiedy w końcu pojmiesz, że mnie potrzebujesz, to będzie zupełnie inna historia, kochanie.

Usłyszałam, jak poruszał się w kierunku drzwi i powoli nacisnął klamkę.

– Do zobaczenia rano. Śpij spokojnie.

Drzwi zamknęły się cicho, a po chwili wszystkie zamki jeden po drugim. Naciągnęłam kołdrę na głowę, jakby to miało trzymać wszystkie potwory z daleka. Odkąd byłam w tej piwnicy, nauczyłam się, że nie trzyma się potworów z daleka, ponieważ wtedy maleją szanse na poznanie ich. Jedyną rzeczą, którą mogłam ochronić, był mój umysł. I tak długo, jak utrzymywałam go z dala od tego, czego był częścią, pozostawałam czysta i nieskażona. Westchnąłem głęboko.

Odepchnęłam te wszystkie wspomnienia sprzed lat i spojrzałam na krzesło obok mnie. Marynarka już wisiała na oparciu, a Ferro podwinął rękawy nieskazitelnie białej, szytej na miarę koszuli i zbliżywszy się, stanął dosłownie cal od mojej twarzy. Palcami, które niezliczoną liczbę razy mnie penetrowały, rozpiął drogi, skórkowy pasek i guziki w rozporku swoich spodni od garnituru, których materiał był droższy niż średnia miesięczna pensja w Stanach. Ta chwila w jadalni nie była pierwszą, a kolejny dzień w tym miejscu nie będzie ostatnim, więc pozwoliłam, by znajoma pustka owinęła się wokół mojego ciała i trzymała mnie w ciasnym kokonie. Żadne myśli nie przyszły mi do głowy, a pustka… pozostała pustką, gdy zmusił mnie do wzięcia swojego penisa do ust, a potem zgwałcił.

ROZDZIAŁ 3

Każdy z nas ma granice wytrzymałości. Nie wiadomo, ile cierpienia jesteśmy w stanie przyjąć na siebie, zanim staniemy się kimś, kim nigdy nie chcieliśmy być.Klaudia Kupiec

Gianna

Gdyby ściany w tym domu mogły mówić, wybrałyby milczenie. Niektórych historii nie trzeba opowiadać, a cisza może mówić głośniej niż jakiekolwiek słowa. Te ściany pękały w szwach od tajemnic domagających się uwolnienia. A po tym dniu miałam nadzieję, że będą wolne. Czekałam na niego, ponieważ miał symboliczne znaczenie, które mnie dodatkowo zmotywowało. Musiałam w końcu coś zrobić, dlatego zachowywałam się bardziej asertywnie niż zazwyczaj i udawałam zadowolenie, gdy uradowana Maria postawiła mi przed nosem tort. Chciała, żebym zdmuchnęła świeczki i pomyślała sobie życzenie, które od sześciu lat pozostawało niezmienne i oddawało je tylko jedno słowo, które brzmiało: „Wolność”.

– Śmiało, córeczko. Zdmuchnij świeczki, a potem dostaniesz śliczny prezent. – Dotarł do mnie głos Ferro od strony drzwi tarasowych. – Osiemnaste urodziny są tylko raz życiu.

Spóźnił się, a miałam nadzieję, że się nie pojawi w dniu urodzin Gianny. Moje wypadały w Nowy Rok, a teraz był środek lata. Uśmiechnęłam się do Marii najsztuczniejszym uśmiechem, jaki wytrenowałam sobie przez długi czas. Mała chmura dymu uniosła się w powietrzu, gdy zdmuchnęłam świeczki bez słowa. Chciałam, by to życzenie bycia wolną się spełniło i każdego cholernego dnia, odkąd wpadłam na pomysł pójścia na cmentarz, pragnęłam być gdziekolwiek indziej niż w tym domu. Maria wzięła nóż w dłoń i zaczęła kroić tort, który zapewne kosztował fortunę. Moje oczy podążały za jej ruchami do momentu, kiedy poczułam na sobie jego spojrzenie. Zerknęłam na niego i natychmiast tego pożałowałam. Ferro pożądliwie patrzył na moje ciało, oblizując wargi. Złowrogi uśmiech zaczął wkradać się na jego twarz, po czym mrugnął do mnie.

– Mario, wyjdź! – rozkazał i jeszcze dodał: – Zabierz sobie spory kawałek tego tortu, żeby ci starczył na cały wieczór. Chcę zostać sam z moją córką.

Kobieta wykonała polecenie i nie zaszczyciwszy mnie więcej spojrzeniem, wyszła. Zastanawiałam się, czy ona ma wszystkie klepki w głowie na swoim miejscu, czy jest tak sowicie opłacana przez Ferro, że nie zadaje żadnych pytań o zasadność więzienia mnie w tym miejscu. Nikt o zdrowych zmysłach nie uważałby, że to normalna rzecz.

– Wstań – odezwał się dość spokojnie. – Odwróć się do mnie tyłem i podnieś ręce.

Zrobiłam to. Długie włosy opadły do moich pośladków. Poczułam go za sobą, a potem jego dłonie gładzące moje piersi. Spięłam się do tego stopnia, że nie wiedziałam, czy w ogóle oddychałam.

– Oprzyj się o stół i wypnij mi swój słodki tyłeczek. Mam dziś specjalną niespodziankę dla solenizantki – powiedział, po czym obniżył swoje usta i skubiąc mnie w płatek ucha, dodał:

– Drugi prezent szykuję dla ciebie w Nowy Rok.

Poczułam skręt wnętrzności, ale nie pozwoliłam panice we mnie uderzyć. Pchnął mnie gwałtownie na stół. Przycisnąwszy do blatu, zadarł sukienkę i zerwał majtki. Ściągając moje nadgarstki za plecami w silnym uścisku, odszukał palcem na moim ciele miejsce, w które chciał się wedrzeć. Ból pomiędzy pośladkami był chyba najgorszym, jaki dotąd poczułam, i nie byłam w stanie go zignorować.

– Widziałem, jak dorastasz i jak drażnisz mnie tym swoim młodym, ponętnym ciałem – odezwał się nagle pomiędzy moim szlochem a jego pchnięciami. – Dlatego to jest ten specjalny prezent, z którym nie mogłem dłużej czekać. – Przycisnął mnie do stołu jeszcze mocnej.

Leżałam rozpłaszczona na brzuchu, gniotąc piersi o drewniany blat. Napierał na mnie bardzo mocno, przenosząc cały swój ciężar na moje lędźwie. Z ust wydarł mi się cichy krzyk, a wtedy Ferro pochylił się do mojego ucha i szepnął:

– Nie wydawaj z siebie ani jednego pieprzonego dźwięku, bo zostaniesz za to ukarana.

Nie poruszyłam nawet jednym mięśniem, ale moje nogi same drżały ze strachu i bólu. Nie mogłam tego powstrzymać, a mój umysł powoli dryfował w kierunku pustej przestrzeni, którą aż nazbyt dobrze znał. Ferro chrząkał, gdy wpychał we mnie swojego kutasa. Moje ciało krzyczało w proteście, ale tam, gdzie byłam w umyśle, ból nie istniał. Kiedy skończył, ubrał się i wyszedł, zostawiając mnie brudną, ociekającą jego nasieniem i potem.

Zebrałam obolałe ciało i poszłam do łazienki. Stanęłam na wprost lustra i zobaczyłam w nim dziewczynę o jasnym, lodowoniebieskim spojrzeniu, pozbawionym jakichkolwiek emocji. Moja naturalna blada skóra powoli stawała się półprzezroczysta od ciągłego siedzenia w tej piwnicy. Wyglądałam upiornie, jak wytwór czyjejś wyobraźni, który może pojawić się we śnie. Wpatrywałam się w siebie uważnie, bojąc się, że mogłabym się rozpłynąć w powietrzu na własnych oczach. Umyłam się i rzucając ostatnie spojrzenie na swoje odbicie, wyszłam.

Po drodze do piwnicy zobaczyłam Marię, która szykowała się do wyjścia.

– Wyjeżdżam załatwić kilka spraw. Będę za parę godzin.

Dom leżał na odludziu, a ona miała samochód.

– Twój ojciec położył się w saloniku, bo bardzo źle się poczuł.

Zapewne.

– Ty też nadal nie wyglądasz najlepiej. Przydałoby ci się trochę słońca. Porozmawiam z twoim ojcem, żeby pozwolił ci wychodzić na zewnątrz.

– Martwisz się o mnie? – zapytałam.

– Ależ naturalnie, co za pytanie?!

– Nie dziwi cię, czemu w tym domu są zamurowane drzwi wejściowe i okna, a jedno jedyne wejście to okno tarasowe i jest zabezpieczone kodem? I dlaczego on każe mi siedzieć w piwnicy?

– Nie jest to moją sprawą, Gianno. Twój ojciec płaci mi za opiekę nad tobą i twoją edukacją.

– Mój ojciec… Naturalnie, zapomniałam – powiedziałam z sarkazmem i odwróciłam się, kierując do schodów prowadzących na dół.

Starałam się, aby moje kroki były przez nią słyszalne, kiedy skręciłam za róg. Chciałam, żeby myślała, że jestem poza zasięgiem jej wzroku. Ukucnęłam i przykleiłam twarz do ściany, by powoli wysunąć głowę i sprawdzić, jaki wbijała kod bezpieczeństwa, który podobno miał nas chronić przed zagrożeniami z zewnątrz. Patrzyłam na jej palce i zapamiętywałam każdą cyfrę oddzielającą mnie od wolności. Kod był taki, jak podejrzewałam. Datą urodzenia. Nie moją ani nie Gianny jednak. Czyją więc, skoro rok, który Maria wbijała na panelu, to cztery lata przed naszymi narodzinami?

Luki. Luki Ferro.

Już zapomniałam, że jego urodziny przypadały na pierwszy dzień czerwca.

Z adrenaliną buzującą w moich żyłach, satysfakcją, że udało mi się zrobić coś, czego wcześniej nie potrafiłam, i potrzebą ucieczki, zeszłam do piwnicy. Byłam o krok bliżej do wydostania się stąd. Podeszłam do szafy i sprawdziłam, czy to, co miałam ze sobą zabrać, było na swoim miejscu. Miałam wszystko, czego potrzebowałam. Prawie wszystkie elementy znajdowały się na swoim miejscu. Brakowało tylko jednego. Idealnego momentu na realizację mojego planu. Nadeszła pora, aby Gianna w końcu została pochowana. I nadeszła pora na zmartwychwstanie Olivii. Spędziłam wystarczająco dużo czasu, żyjąc jako duch. Ten okres powoli dobiegał końca.

Siedziałam na łóżku Gianny z zamkniętymi oczami i ściskałam w dłoniach pasek plecaka z rzeczami, które miały opuścić to miejsce razem ze mną. Zaczerpnęłam głęboko powietrza w płuca i wypuszczając je ze świstem, wstałam, powoli prostując moje ciało. Poprawiłam włosy upięte w koński ogon, obciągnęłam celowo włożoną minispódniczkę i zdjęłam majtki oraz biustonosz, zostałam w bluzeczce na ramiączkach. Szybko wrzuciłam bieliznę do plecaka i omiotłam pokój wzrokiem. Wszystko zostało na swoim miejscu, jakby pomieszczenie nigdy nie było zamieszkane. Podniosłam z podłogi podniszczone trampki, które były na mnie za ciasne, i wyszłam na boso, cicho zamknęłam drzwi z jednego z rozdziałów mojego życia.

Przemknęłam korytarzem do saloniku, gdzie przez lekko uchylone drzwi widziałam Ferro siedzącego przy stole ze szklaną whisky w dłoni. Zerknęłam na panel z kodem, który były tuż za nim, i byłam spokojna o czas, jaki mi zostanie, aby wpisać cyfry i uciec.

Pchnęłam drzwi i weszłam do pokoju. Leniwy uśmiech rozciągnął się na jego pijanej twarzy, która gdyby nie okoliczności, byłby całkiem przyjemna. Wysoki, lekko szpakowaty o prostym nosie i wydatnych kościach policzkowych. Włosy zawsze nienagannie zaczesane do tyłu. Pachnący drogimi perfumami.

– Oliviaaa… – wypowiedział przeciągle moje imię, co od razu ścisnęło mi żołądek. – Wiedziałem, że w końcu do mnie przyjdziesz. – Zatrzymał wzrok na moich piersiach.

Podeszłam do niego z uwodzicielskim uśmiechem na twarzy i zdobywając się na odwagę, by nie zwietrzył moich intencji, wyciągnęłam szklankę z jego dłoni. Postawiłam ją na stole blisko siebie, ale wciąż z dala od do połowy wypitej butelki, i przeciągnęłam opuszką po krawędzi szkła.

Ferro jęknął i poprawił się na krześle. Przechyliłam szklankę i rozlałam jej zawartość na stole. Zamoczyłam palec w bursztynowym płynie, podniosłam do ust i zlizałam z niego gorzki alkohol. Mężczyzna podniósł rękę i złapawszy moją dłoń, przystawił palec do swoich warg. Zassał go, przymykając oczy. Żółć utknęła mi w gardle. Ferro poruszył się z jękiem i przyłożywszy drugą dłoń do mojego nagiego uda, sunął nią powoli w górę.

Kiedy dotarł do miejsca, gdzie spodziewał się napotkać moją bieliznę, znieruchomiał. Ten moment pozwolił mi, żeby ocenić moje szanse na dostanie się do butelki. To, co zamierzałam zrobić, wymagało ode mnie nie tyle odwagi, ile skuteczności. Podciągnął mi spódniczkę do pasa i wstrzymując oddech, dotknął mojej kobiecości. Położyłam dłoń na jego piersi i powoli przeciągnęłam paznokciem po perłowych guzikach koszuli. Pchnęłam go, by mieć lepszy dostęp do butelki.

– Chodź do tatusia – wyszeptał.

Pierdolę cię, tatusiu.

Wspięłam się na niego i byłam właśnie tam, gdzie chciałam. Jego ręce szybko wylądowały na moich nagich pośladkach i ścisnąwszy je mocno, przyciągnął mnie do siebie. Chwycił mnie za kark i przysunął moją twarz do swojej. Jego oddech stał się przyspieszony i poczułam ciepło na swoich ustach.

– Jesteś takim gorącym, pieprzonym snem – warknął i wpakował mi swój język do ust.

Oderwałam się od niego na moment, udając, że nie mogę złapać tchu.

– Olivio, Olivio… – powtarzał, przyciskając czoło do mojego. – Nie mogę się doczekać, żeby znowu pieprzyć tę ciasną cipkę. Kiedyś będziesz moja w sposób, jaki zaplanowałem, a wtedy wszystko będzie moje… Wszystko! – Potarł palcami moją kobiecość.

Wepchnęłam żółć z powrotem do żołądka i upomniałam się, żeby nie zwlekać z tym, po co tu przyszłam. Zaczęłam bawić się nim, jęcząc i ocierając się o niego, pozwalając jego dłoniom i ustom wędrować po moim ciele. Przyspieszyłam swoje ruchy na jego kolanach, by dostać się butelki. Trwało to chwilę, ale w końcu dosięgłam jej szyjki. Jęknęłam w jego usta i coraz mocniej ocierałam się o wzwód, który od dawna był na mnie gotowy. Ferro westchnął, wpuszczając w moje usta ciąg przekleństw, i nadal zajmował się moim ciałem, nie wiedząc, gdzie utrzymać na dłużej dłonie. Nagle oderwał się ode mnie i wychrypiał:

– Kurwa, chcę być w tobie. Natychmiast!

Zaczął rozpinać koszulę i niezdarnie mnie odepchnął, gdy nagle po pokoju rozległ się huk. Palce Ferro zamarły na nierozpiętym do końca guziku. Jego wzrok wyłapał ostrość, kiedy na jego śnieżnobiałej koszuli nagle wylądowały odłamki szkła i krople alkoholu.

– Co jest, kurwa?! – wymamrotał pod nosem i podniósł na mnie swój zaskoczony wzrok.

Tego mi było trzeba. Bez mrugnięcia okiem przyłożyłam do jego tętnicy szyjnej rozbitą końcówkę szyjki butelki i wbiłam w ciało, przekręcając w miejscu. Krew trysnęła prosto na moją twarz i zalała mi piersi oraz uda. Ferro chciał zerwać się na równe nogi i zrzucił mnie z siebie. Spadłam na podłogę, ale powoli wstałam i po raz pierwszy od lat na moich ustach pojawił się prawdziwy uśmiech. Mężczyzna podniósł dłonie do gardła i złapał za wystające z jego szyi szkło.

– Co ty zrobiłaś? – wycharczał do mnie.

Chcąc się zbliżyć, zrobił mały krok i nogi się pod nim ugięły. Runął na kolana. Zamierzał coś powiedzieć, ale zamiast słów z jego ust wylała się kaskada krwi. Patrzył na swoją zamieniającą się w szkarłat koszulę i nadal nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Podniósł głowę i wpatrywał się we mnie z pytaniem w oczach, ale już po kilku sekundach opadał z sił.

– Przez lata grałam w twoim popierdolonym małym świecie, udając twoją córkę – powiedziałam prosto w jego siniejącą twarz, z której życie uciekało wraz z każdą kroplą jego zepsutej krwi. – Leżałam tam na dole przez niezliczone noce i starałam się przetrwać, podczas gdy ty niszczyłeś dziecko, którym byłam. Teraz jestem dorosłą kobietą… – Przerwałam, uśmiechając się do niego. – Właśnie zakończyłam tę grę.

Wyprostowałam się i spoglądając na niego z góry, dodałam:

– W piekle jest specjalne miejsce dla takich chorych skurwysynów jak ty.

Odsunęłam się od niego, a on nawet nie jęknął, kiedy uniosłam stopę i przyłożyłam ją do butelki nadal tkwiącej w jego tętnicy. Pchnęłam ją, by wbiła się głębiej. Z rany na szyi i z jego ust wylała się prawie czarna krew. Ciało Ferro zesztywniało i z nadal utkwionym we mnie zszokowanym wzrokiem pochylił się i padł na podłogę.

Nie patrząc dłużej na niego, podeszłam do drzwi i zabrałam z korytarza mój plecak. Zdarłam z siebie ubrania zaplamione krwią psychopaty. Ubrana w czyste rzeczy, ruszyłam do drzwi tarasowych i wystukałam kod. Wychodząc na świeże powietrze, nie obejrzawszy się za siebie, spojrzałam na słońce, chowające się już za horyzont. Przetarłam oczy palcami, by otrzeć łzy szczęścia.

W dniu urodzin Gianny Ferro spełniło się życzenie Olivii Morello.

Byłam wolna.

ROZDZIAŁ 4

Świat bywa bezlitosny i albo płyniesz, albo giniesz. Chociaż czasami udaje się przeżyć, nawet jeśli człowiek wybrał inny kierunek, pod prąd.Anna Wolf

Olivia

Mój dom.

Zatrzymałam się przed bramą wjazdową, wpatrując się w zarys drzwi w oddali.

Powoli podniosłam rękę i zacisnęłam dłoń na metalowych prętach ogrodzenia, starając się nie upaść. Głos uwiązł mi w gardle, a łzy zaczęły przesłaniać widok, ponieważ nigdy w życiu nie spodziewałabym się ujrzeć czegoś takiego. To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie. Piękna willa z osiemnastego wieku, w której mieszkałam z rodzicami, była ruiną. Zgliszcza pozostałe po monumentalnej budowli rozerwały moje serce. Kawałki betonu i cegieł rozrzucone były po całej posesji, a osmolone ściany i okna pozbawione szyb zionęły pustką. Dach… Jego nie było wcale.

Nie zwracając uwagi na to, czy ktoś będzie próbował mnie zatrzymać, chciałam przecisnąć się przez bramę, ściągniętą grubym łańcuchem z kłódką.

Wtedy usłyszałam za sobą głos.

– Przykry widok, prawda?

Odwróciłam się gwałtownie, by spojrzeć w oczy młodej kobiecie z dzieckiem w wózku, które smacznie sobie spało.

– Co tu się stało? – Moje usta same zaczęły się poruszać.

– Wybuch gazu. Sześć lat temu.

– Sześć?! – Pobladłam.

– Tak – odpowiedziała, ale zaraz zmrużyła oczy, przyglądając się mi. – Wszystko w porządku?

Skinęłam głową, ale tak naprawdę to umierałam w środku na myśl, co mogło spotkać moich bliskich. Postanowiłam wykorzystać jej uprzejmość.

– Co się stało z ludźmi… z mieszkańcami tego domu?

– Wszyscy zginęli. Razem ze służbą czy jakimiś pracownikami.

Mój świat się zatrzymał. Pociemniało mi w oczach i zabrakło tchu.

Boże! Mój słodki Boże!

Przez cały ten czas nie żyli… Mama, tata i Frank… Nino…

Nawet jedno słowo o tym nie padło z ust tego skurwysyna Ferro. Nikt mnie nie odnalazł, bo nikt nigdy mnie nie szukał po ich śmierci. Famigilia mnie nie szukała! Łzy szybko podeszły mi pod powieki i tylko cudem udało mi się powstrzymać ryk wyrywający się z mojej piersi. Wzrok kobiety złagodniał i zmartwionym głosem zapytała:

– Znałaś kogoś?

Zaprzeczyłam, ponieważ uzmysłowiłam sobie, że uznawano mnie za zaginioną lub martwą, a tej kobiety nie znałam i mogłam ściągnąć na siebie kłopoty, zanim na dobre pozbyłam się poprzednich.

– Nie, ale ten dom… – odwróciłam się szybko, by ukryć prawdę, szok i ból – musiał być piękny.

– Taki był. Widziałam na zdjęciach.

– Och! Nie widziałaś go przed tym wybuchem? – Udałam zaskoczenie, gryząc swój język do krwi.

– Nie. Mój mąż kupił dom w okolicy, kiedy ten był już w takim stanie. Od niego dowiedziałam się, co mówią ludzie o tym wypadku i co się naprawdę wydarzyło.

– A coś innego się wydarzyło? – Moje wnętrzności skręciły się w supeł.

– Tak. Ludzie mówią, że to były porachunki mafii. Mieszkał tu sam capo z rodziną, a wcześniej porwano jego córkę. Była małą dziewczynką, wyobrażasz sobie, co za tragedia spotkała tę rodzinę?

Przełknęłam ślinę.

– A kto niby był uczestnikiem tych porachunków?

– Tego nie wiem, bo kiedy mój mąż nie chciał mi więcej powiedzieć, mieszkający tu ludzie nabierali wody w usta. Wiesz, tu mieszkają sami tacy… Włosi i ich tajemnice mafijne.

– Czemu kupiliście tu dom?

– Był w dobrej cenie, a mój mąż przejął po swoim ojcu zakład pogrzebowy, który jest na sąsiedniej ulicy. Chcieliśmy mieszkać blisko.

Zerknęłam na nią.

– Mój mąż też jest Włochem. Torrino. Zakład pogrzebowy Leona Torrino. To mój teść.

Pokiwałam głową i uniosłam wysoko brwi, ponieważ bardzo dobrze pamiętałam pana Torrino i jego syna Giuseppe. Był od nas kilka lat starszy i Gianna podkochiwała się w nim, mimo iż nie należał do naszej paczki.

– Po twojej minie widzę, że chyba wiesz, gdzie jest słynny na całe Chicago gabinet figur woskowych. – Parsknęła śmiechem. – Jesteś z Chicago? – zapytała i uśmiech wypłynął jej na usta.

Była ładna i taka nieamerykańska. To od razu rzucało się w oczy.

– Mieszkałam tu, jak miałam dwanaście lat, ale musiałam wyjechać. Teraz wróciłam i szukam pracy – odpowiedziałam jej zdziwiona tym, jak gładko kłamstwo przeszło mi przez usta.

– Och! – Kobieta położyła dłoń na moim ramieniu. – Posłuchaj…

Przerwała, by przyjrzeć mi się uważniej, i po chwili dodała:

– Nie znam cię, ale nie wyglądasz na oszustkę, więc…

Pomyślałam, że nie mogłaby się bardziej mylić, bo kim właściwie byłam, kłamiąc na swój temat?

– Choć ze mną. – Spojrzała na zegarek. – Właściwie to już miałam wracać do domu na lunch. – Schyliła się nad dzieckiem i poprawiła mu zsuwającą się skarpetkę ze stópki.

– Dlaczego mam z tobą pójść? Nie znamy się, jak powiedziałaś…

– Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Chodzi o pracę.

Moje brwi podjechały wysoko w zdumieniu. Nie minęło kilka godzin, zanim wydostałam się z pustynnych nizin Nevady, gdzie przetrzymywał mnie Ferro, a już miałam ofertę pracy po tym, jak dowiedziałam się, że straciłam całą rodzinę i dom.

– Masz coś konkretnego na myśli? – zapytałam.

– Tak, tylko nie wiem, czy dla ciebie będzie to coś konkretnego, ale sama zadecydujesz.

– Dlaczego to robisz?

– Nie wiem. – Spojrzała na mnie poważnie. – Czuję, że muszę. Chodź. To nie daleko.

Ruszyłyśmy w dół ulicy, wprost do skrzyżowania, na którym życie Gianny się zakończyło. W mojej głowie od razu powrócił obraz zbiegowiska gapiów, karetki i tego nienawistnego spojrzenia braci Ferro. Teoretycznie moje życie też się wtedy skończyło.

– Dziękuję – powiedziałam cicho, obserwując ją.

Była wysoka, szczupła i miała twarz w kształcie serca. Lekko kasztanowe, krótko ścięte włosy i zielone oczy. Jej tęczówki zachowywały kontrast z ciemnozieloną sukienką i wyglądały niczym szmaragdy. Była piękną kobietą. W przeciwieństwie do mnie była zadbana i czysta, a ja sama czułam, że najzwyczajniej śmierdzę podróżą. Wyprostowałam dłonie i dopatrywałam się śladów krwi, które jeszcze kilkanaście godzin temu próbowałam zetrzeć z siebie w lodowatej wodzie na jakiejś obskurnej stacji benzynowej pośrodku kraju.

– Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Wyglądasz bardzo blado. – Kobieta spojrzała na moje dłonie, a potem zlustrowała twarz.

– Nic mi nie będzie – szepnęłam, ale to było kłamstwo.

Nie było ze mną dobrze.

Moi rodzice odeszli.

Zostali mi odebrani, zanim zdążyłam do nich wrócić.

Nigdy nie będę miała możliwości ich odzyskać.

Rzeczywistość uderzyła mnie prosto w klatkę piersiową, kradnąc powietrze z płuc. Byłam naprawdę sama. Chciałam położyć się gdzieś, zwinąć w kłębek i zatracić się w swoim smutku, ale nie mogłam. Musiałam dalej walczyć, ponieważ idąc za tą kobietą, czułam, że może to nie była tylko wolność, ale również początek nowego życia. Nie odczuwałam strachu czy paniki, nie znałam też miłości, ale wiedziałam, jak przetrwać. Przeżyłam ostatnie sześć lat, teraz będę musiała przeżyć własne zmartwychwstanie.

Ślepo podążałam za kobietą, jakbym była częścią jej życia – siostrą, a może koleżanką – ale nie byłam. Nie wiedziałam, czy pasowałam do tego świata i gdzie jest moje miejsce.

Zatrzymałyśmy się przed domem na rogu. Pogrążona w myślach nie zauważyłam, że stałam na wprost bramy wjazdowej do posiadłości Famiglii Ferro. Nerwowo spojrzałam na uśmiechniętą kobietę, która wbijając kod, zapytała:

– Piękny, prawda? Byłam zachwycona, kiedy udało nam się go kupić. Długo stał pusty, zanim poprzedni właściciele wystawili go na sprzedaż. Rodzina wyprowadziła się stąd kilka lat temu, po śmierci swojej córki. Dom przypominał jej matce zbyt wiele i nie chciała w nim dłużej mieszkać. My jesteśmy tu bardzo szczęśliwi, choć ta dzielnica skrywa same tajemnice i dużo bólu.

Słuchałam jej, wstrzymując powietrze w płucach. Co za koszmar! Zrządzenie losu? Przeznaczenie? Nie wiedziałam, w czym uczestniczyłam. Uspokoiłam się po chwili, zdając sobie sprawę, że w sumie jeszcze nie było tak źle, bo równie dobrze nadal mogła to być posiadłość Ferro i kobieta mogła być jedną z nich. Na lekko drżących nogach przeszłam z nią za bramę i poszłyśmy drogą prowadzącą na podjazd, który, tak jak ogród, zawsze był pięknie utrzymany. Kiedy wspinałyśmy się po frontowych schodach, drzwi się otworzyły i stanął w nich młody mężczyzna.

Giuseppe. Mój dawny kolega i przyjaciel Luki Ferro.

– Kochanie, przyprowadziłam ci pomoc – odezwała się kobieta, na której twarzy pojawił się wielki uśmiech.

– Pomoc?!…

– Słucham?!

Odezwaliśmy się jednocześnie, po czym Giuseppe, poprawiając okulary na nosie, zmierzył mnie wzrokiem.

– Tak! Mówiłeś, że będziesz musiał kogoś zatrudnić do make-upu dla twoich klientów. Przecież nie wyrabiacie się z terminami.

– Jezus – wyszeptałam pod nosem, przypominając sobie, że dawny kumpel Luki właśnie przejął zakład pogrzebowy swojego ojca.

– No tak, myślałem nad tym, ale… zaskoczyłaś mnie. Kim jest twoja znajoma?

Kobieta zerknęła na mnie zażenowana, ponieważ nie przedstawiłyśmy się sobie i rzeczywiście dziwnie wyglądało to, że przyprowadziła mnie ze sobą, o nic nie pytając.

– Olena. Nazywam się Olena Mariacchi. Spotkałyśmy się pod tą… zniszczoną posiadłością. – Opuściłam wzrok na swoje stopy, by się nie rozpłakać.

Uniósł brwi i zapytał po włosku.

– Che nome insolito per una ragazza italiana?

To oznaczało: „Co za niezwykłe imię jak dla Włoszki”.

Cholera, sprawdza mnie?

– Mia madre veniva dall’Europa dell’Est. Lituania – odpowiedziałam perfekcyjnym włoskim z najlepiej wyćwiczonym akcentem, jaki mogłam z siebie po latach wykrzesać, tłumacząc, że moja mama pochodziła ze wschodniej Europy, z Litwy.

Nie wiedziałam, skąd mi takie rzeczy do głowy przychodziły, ale dobre kłamstwo to połowa sukcesu, czyż nie?

– Cóż, miło mi cię poznać – odparł.

– Ja jestem Sandra! – Jego żona wyciągnęła do mnie swoją szczupłą dłoń. – Jestem z Chicago, ale mam irlandzkie korzenie.

– Zbyt irlandzkie – rzucił od niechcenia i sam się przedstawił: – A ja jestem Giuseppe Torrino.

Dziewczyna mrugnęła do mnie i pochyliła nad wózeczkiem. Wyjęła nadal śpiące maleństwo i przytuliła do piersi, mówiąc:

– A to jest Amelia. Ma pół roczku i jest włosko-irlandzkim oczkiem w głowie swojego tatusia.

Uśmiechnęłam się, zbliżając do dziecka i przyjrzałam jego pulchnej, różowej twarzyczce. Mała jęknęła, po czym spojrzała na mnie szmaragdowymi, jak u mamy, oczkami.

Pogłaskałam jej miniaturowe paluszki, które uczepiły się sukienki Sandry, i szepnęłam:

– Zdecydowanie jesteś Irlandką.

Zaśmiałyśmy się obie i obejrzałam się na Giuseppe, który bardzo przypominał swojego ojca.

Musiałam tu zostać, poukładać swoje życie i dowiedzieć się, co naprawdę wydarzyło się w moim domu, dlaczego capo di tutti capinie żyje, a wraz z nim moja mama, nasza cała rodzina i ludzie ojca.

– Co z tą pracą? Aktualna?

Giuseppe podrapał się po brodzie i zmierzył mnie wzrokiem z niepokojem. Zastanowiło mnie, czy naprawdę wyglądałam jak chodzący kłopot, czy chodziło o coś innego.

– Jeśli jesteś na tyle silna, by stać się wizażystką dość sztywnej, ale niewymagającej klienteli, to tak. Oferta jest aktualna i naprawdę dobrze płatna, ze względu na jej niespotykany charakter… ma się rozumieć.

– Zrobię, co w mojej mocy – powiedziałam do niego i pomyślałam, że chyba oszalałam. – Tylko jest jeden problem – dodałam.

– Jaki? – Uniósł brwi, jakby czekał na bardzo złą wiadomość.

– Nie mam gdzie mieszkać. – Przygryzłam dolną wargę.

Widziałam, jak napięcie schodzi z jego twarzy, i byłam zaskoczona, że ta informacja wywołała ulgę.

– Świetnie! – odpowiedział i wyrzucił dłoń w górę. – To znaczy nie martw się tym. W domu jest masa miejsca.

Wiedziałam o tym doskonale i przypomniałam sobie momenty, kiedy uczestniczyliśmy w proszonych kolacjach, które były majstersztykiem w aranżacji Bianki Ferro.

– Nie wiem, jak mam dziękować – powiedziałam im obojgu. – To dla mnie wiele znaczy.

– Widzisz, Oleno, widocznie dobry Bóg postawił cię na mojej drodze! – Uśmiechnęła się szczerze, ale ja nie byłam pewna, czy to akurat była prawda. Bóg nie był dla mnie łaskawy. Przynajmniej do tej pory.

– Chodźmy do domu. Jest straszny upał i muszę nakarmić Amelię.

– Wejdź, proszę – odezwał się Giuseppe i otworzywszy szerzej drzwi, puścił nas przodem do wewnątrz, sam zabierając wózek ze schodów.

Stanęłam w wielkim chłodnym holu, gdzie nic kompletnie się nie zmieniło. Nawet kolory ścian i drewnianych schodów były te same. Poniosłam głowę wyżej i rozejrzałam się po domu należącym kiedyś do człowieka, który obudził wszystkie moje lęki.

ROZDZIAŁ 5

Moje demony budzą się do życia i ciągną mnie w mrok. Czuję już jego chłód, ale walczę.K.N. Haner

Luca

Vito wparował do biura ojca niczym tornado. Poczułem zimno w kościach, gdy zobaczyłem jego oczy. Były martwe, czarne kałuże ciemności z permanentną pustką. Dobrze wiedziałem, dlaczego takie były.

– Prima aprilis! – warknął do mnie, rzucając na biurko kopertę.

Przechyliłem głowę, próbując ocenić jego poczucie humoru.

– Kwiecień już był – odezwałem się znużony. – Co to jest? – Wskazałem głową na kopertę.

– Ja nigdy nie przychodzę z pustymi rękoma.

– Jeśli nie masz żadnych informacji, gdzie znajduje się ojciec, to nie zawracaj mi dupy. Czekam na telefon od Marca. Wziął kilku naszych ludzi i od trzech dni szukają swojego capo.

– Zajrzyj i podziwiaj. To chyba da nam odpowiedzi, gdzie jest.

Otworzyłem kopertę i wyrzuciłem zdjęcia na blat. Zanim wziąłem je w dłonie, pochyliłem się nad pierwszym z nich. Było to ujęcie z góry zrobione z drona, widoczny był nieduży budynek usytuowany na pustkowiu. Widziałem jedynie niskie krzewy i wszechobecny piach.

Spojrzałem na mojego młodszego brata z pytaniem w oczach.

– No oglądaj! Co się na mnie gapisz?

Miałem go od jakiegoś czasu po dziurki w nosie i oddychał tylko dlatego, że nosił nazwisko Ferro. Choć powinien był inne. Tak jak ja zresztą. O tym jednak nie miałem nastroju myśleć.

Oczywiście kochałem mojego brata z całego serca, ale od jakiegoś czasu był bardzo drażliwy.

Od dziecka miałem w sobie złość i byłem bezwzględny, ale to w zakamarkach jego duszy czaił się mrok. Byłem taki, jaki powinien być egzekutor w Famiglii. Nie miałem nigdy zajmować miejsca mojego ojca i zostać capo rodziny Ferro, który po śmierci Don Salvatore Morella, naszego bossa, nie dochrapał się jego stanowiska. Od sześciu lat rada rodzin nikogo jeszcze nie wybrała. Alberto Ferro był głową rodziny Ferro, a po nim – gdy ustąpi lub szlag go trafi – ta rola miała przypaść mnie. I tego właśnie chciałem ze względu na Vita, ponieważ wtedy miałbym szansę zemścić się i ukarać tego śmiecia, którego musieliśmy nazywać ojcem, za to, co zrobił nam, a szczególnie mojemu młodszemu bratu.

Opanowałem buzującą we mnie złość i podniosłem w końcu zdjęcia. Przekładałem je w palcach jedno po drugim. Na kolejnych trzech był ten sam dom w różnych ujęciach. Na następnym obok domu stał zaparkowany niewielki biały samochód. Bardzo kobiecy. A jeszcze na następnym obok białego zobaczyłem czarny, łudząco podobny do porsche naszego ojca. Przybliżyłem zdjęcie do oczu, kiedy usłyszałem brata.

– Tak, to jego carrera. Zajrzyj na następne.

Nie zwlekałem, tylko szybko zacząłem przekładać fotografie i wnikliwie się im przyglądać.

– Gdzie znajduje się ten dom? – zapytałem Vita, oglądając naszego ojca złapanego w kadrze z papierosem w przylegającym do domu ogrodzie. Domyślałem się już, że był jego własnością, więc to pytanie było zbędne.

– Nevada. Pięć mil od przedmieść Vegas.

– Dlaczego nic o nim nie wiemy?

– Ponieważ nie ujął go w spisie naszych nieruchomości.

– Sprytne – mruknąłem pod nosem. – Padre lubi tajemnice.

Na następnych zdjęciach również uwieczniony był dom, ale ostatnie było zrobione już z innej perspektywy i przedstawiało coś, co wydawało mi się w pierwszej chwili jakieś dziwne. Na tym zdjęciu, wykonanym prawdopodobnie znad ogrodzenia od strony ogrodu, widać było kawałek wnętrza domu. Zauważyłem tort na stole i stojącą przy nim kobietę z podniesionymi wysoko rękoma. Dopiero po chwili zobaczyłem, w jakiej pozycji znajdował się ojciec! Stał za nią i jedną dłoń trzymał na jej piersi, a drugą miał wsuniętą w rozporek własnych spodni. Profil ciemnowłosej kobiety zasłaniały ręce, więc jej wiek był trudny do odgadnięcia.

– Pieprzył ją – powiedziałem głośno. – Trzeba tam kogoś wysłać. Przekaż, komu trzeba, zdjęcie z tym białym autem. Może uda się ustalić tablice rejestracyjne.

– Dlaczego wydajesz mi rozkazy? – Vito zbliżył się do biurka i oparł biodrem, zakładając ręce na piersi.

– Bo jestem starszy? Bo jestem egzekutorem? Bo ty masz smykałkę do wyszukiwania informacji?

– Bo nie zabijam informatorów, chciałeś powiedzieć, czyż nie?

– Ojca nie ma, a to ja mam go zastępować, czyż nie? – przedrzeźniałem go.

– To przestań mnie zrażać do siebie, Luca. – Vito westchnął i powiedział: – To jest nudne. Ta cała zabawa w mafiosów mnie śmieszy. Nie mam nic lepszego do roboty jak ciągłe szukanie w sieci wiadomości lub znajdowanie na ulicy informatorów. Nawet nie mogę nikogo stuknąć, bo ty to robisz. Co to ma być?! Jebane życie mafiosa?! To żałosne, że muszę pilnować kutasa człowieka, który chciał…

– Vito – powiedziałem do niego spokojnie, starając się nie wzniecać u niego jeszcze większego nakręcenia. Znałem jego możliwości i mroczne zakamarki jego umysłu, kiedy za bardzo się wczuł.

Spojrzałem na brata i zastanowiłem się, jak on miałby kiedyś ewentualnie przejąć moje obowiązki. Na ten moment nie widziałem go zupełnie w roli egzekutora.

Obawiałem się, że wyrżnie każdego, kto w przyszłości stanie mu na drodze z byle powodu.

– Dla ciebie wszystko jest nudne, bracie. Zbieraj dupę i jedziemy tam. – Wstałem od biurka, ale po chwili się zatrzymałem i zapytałem: – Od jak dawna o tym wiesz? – Podniosłem plik zdjęć trzymanych w dłoni.

– Od pół godziny.

– Ostatnio częściej znikał na dłużej.

– Myślisz, że to jakaś jego dupa?

Spojrzałem na niego.

– Posłuchaj, skoro dała się omotać takiemu człowiekowi, to wcale mi jej nie żal. Matce jest obojętne, co on robi, byleby trzymał się od niej z daleka. Zawsze myślał o sobie i o tym, by dostać to, czego chciał i jak chciał.

– Prócz bycia bossem.

– Tak, prócz tego. Dzięki Bogu!

Ojciec zarządzał ludźmi rozproszonymi po wszystkich dzielnicach Chicago, a nawet śmiało mógłbym powiedzieć, że w całym Illinois. Miał jednak inne, wyższe aspiracje, których nie dostrzegały lub nie chciały dostrzegać głowy rodzin zasiadających w radzie. Z jakiegoś powodu od śmierci Don Salvatore nie zdecydowano się wybrać godnego zastępcy. Przypuszczałem, że większość nie chciała objąć stanowiska ze względu na to, co właśnie spotkało całą Famiglię Morellów. Wśród rodzin ukrywał się ich zabójca i za kulisami mówiło się, że miał z tym coś wspólnego nasz ojciec. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby okazało się to prawdą. Szczerze się nienawidzili, a po zniknięciu pyskatej Olivii, która zawsze wciągała w tarapaty naszą Giannę, sprawy się pogorszyły.

Gdyby tylko moja siostra żyła…

Zamknąłem te drzwi w mojej głowie lata temu. Klepnąłem Vita w ramię i ponagliłem go.

– Zbieraj się, jedziemy tam. Mam do pogadania z naszym tatusiem.

– Ja nie mam takiej potrzeby – odezwał się, mając już w oczach mrok, który tylko czekał, aby zalać całą jego duszę i trawić ją jak nowotwór.

Nigdy więcej na to nie pozwolę.

Podszedłem do ukrytych w ścianie drzwi i nacisnąłem przycisk, żeby je otworzyć. Trzymaliśmy tam część broni, której w tym domu nie mogło brakować. Kiedy wszedłem do pomieszczenia, jarzeniówki oświetliły sporą przestrzeń, w której znajdował się cały nasz prywatny arsenał. Reszta broni dla naszych ludzi magazynowana była w piwnicach, gdzie stworzyliśmy z Vitem miejsce do treningów i zbrojownię. Tam odbywały się również spotkania z innymi członkami rodzin oraz mieściła się niewielka cela do rozmów z tymi, którzy nie chcieli być rozmowni. Zbliżyłem się do gabloty, by wziąć mojego niezawodnego smitha&wessona, kiedy w kieszeni spodni zadzwonił telefon. Wyjąłem go i zobaczyłem, że to połączenie z zastrzeżonego numeru.

– Kto to? – zapytał Vito, szukając na półkach czegoś dla siebie.

– Nie wiem, zastrzeżony.

Odwróciłem się do niego i przyłożyłem palec do ust, żeby się nie odzywał, po czym odebrałem. Nie odezwałem się słowem, tylko nasłuchiwałem. Słyszałem szum, jakieś rozmowy w tle, ale nikt się nie odzywał. W końcu coś mocnej trzasnęło i dobiegł mnie męski głos.

– Halo, halo… Panie Ferro?!

Zmarszczyłem czoło, po czym włączyłem go na głośnik, żeby brat mógł uczestniczyć w tym przedstawieniu.

– Halo! Cholera z tymi smartfonami! – Mężczyzna był poirytowany – Halo! Tu inspektor White, Departament Policji w Chicago! Halo!

Vito spojrzał na mnie i kiwnął głową na telefon, żebym się odezwał. Nie miałem ochoty rozmawiać z żadnym gliną, więc mój brat wyrwał mi urządzenie z ręki i się przedstawił:

– Vito Ferro, słucham.

– Uch… dzień dobry… myślałem, że dodzwoniłem się do pana brata, ale możliwe, że ktoś omyłkowo dał mi numer akurat do pana.

– Numer ma pan dobry. Brat chwilowo jest w niedyspozycji.

Wywróciłem oczami na niedorzeczność, jaka padła z ust Vita, i popukałem go w czoło. Odepchnął moją dłoń i kontynuował rozmowę.

– Dobrego ma pan informatora, skoro miał numer do Luki. Nie muszę chyba zaznaczać, że nie przekazujemy glinom numerów. Skoro jednak pan go ma, to lepiej, żeby to, z czym pan do nas dzwoni, było tego warte.

– Niech mi pan wierzy, że nie mam w zwyczaju obdzwaniać włoskich… biznesmenów – zaakcentował ostatnie słowo, mając na myśli, że nie traktuje nas jak przedsiębiorców.

– Zatem słucham – ponaglił go Vito.

– Panie Ferro, dzwonię z bardzo przykrą wiadomością, chodzi o pana ojca, Alberta… – Zamilkł na chwilę i spojrzeliśmy na siebie z bratem. – Znaleziono go martwego.

Zabrakło mi powietrza w płucach, a Vito zdrętwiał. Podszedłem do niego i odezwałem się.

– Tu Luca Ferro, o czym pan, do cholery, mówi?! Jak to: martwego?!

– Kilka godzin temu ktoś zadzwonił na policję w Las Vegas i zgłosił znalezienie ciała mężczyzny. Wysłano na miejsce patrol. Niestety, pan Ferro nie żył od kilku godzin. Sprawdzono dokumenty, które miał przy sobie. To wasz ojciec. Przynajmniej na niego wygląda.

Oddychałem ciężko, a Vito oparł się o blat biurka i zapytał:

– Co konkretnie się stało?

– Wykrwawił się… – Przerwał na moment, po czym szybko dodał: – Na miejscu trwają czynności. Będą panowie poproszeni o identyfikację.

– Jak to się wykrwawił? Nóż? – nie odpuszczałem.

– Nie wiem, panie Ferro. Jak już powiedziałem, trwa dochodzenie.

– Gdzie go znaleziono? – zadałem kolejne pytanie, choć już się domyślałem.

– Niewielki teren prywatny z zabudową. Przedmieścia Vegas.

Vito ścisnął palcami nasadę nosa i zerknął na mnie.

– Jak możemy… Chcielibyśmy…

Mój brat był poruszony, co mnie zaskoczyło, i zmarszczyłem brwi. W tym momencie jego brak opanowania był dla mnie niezrozumiały.

– Prosimy o instrukcję, z kim i jak możemy się skontaktować.

– Dokonano przestępstwa na terenie podlegającym pod Vegas. Sprawę prowadzi… zaraz, niech spojrzę… O! Mam! Agent Patric Duran z tamtejszego oddziału FBI. To jest czwarty oddział dochodzeniowo-śledczy. Podam numer do niego…

– FBI? – zaniepokoiłem się.

– Cóż, Alberto Ferro był bardzo znanym… biznesmenem – zaakcentował ostatnie słowo.

Wpisałem szybko ciąg cyfr i o mało nie parsknąłem śmiechem. Nigdy nie trzymałem numerów do psów, a tym bardziej we własnym cholernym iPhonie. I to do agenta FBI!

– Czy uprzedzi pan swojego kolegę, że będziemy z bratem w Vegas najszybciej, jak to możliwe? – zapytałem jeszcze. – Wiem, że zaraz po naszej rozmowie niezwłocznie pan się z nim skontaktuje, stąd moje pytanie.

Byłem ciekaw, co odpowie.

– Mhm… no tak, tak! Naturalnie! Może pan na mnie liczyć. W razie gdyby panowie mieli…

– Nie będziemy mieli – przerwał mu Vito, odgadnąwszy, co chciał przekazać.

Nie byliśmy zainteresowani żadną formą kontaktu z tutejszymi glinami.

– Dziękuję za wszystkie informacje – dodałem, nie chcąc od razu podpaść White’owi, i zakończyłem połączenie, zanim zdążyłby coś powiedzieć.

Lepiej na razie nie zrażać go do siebie jeszcze bardziej. Osobiście sam nienawidziłem glin z całego serca. Nie dlatego, że stali po drugiej stronie. Świat został tak skonstruowany – byliśmy my i byli oni. Niektórzy nienawidzili policji tak po prostu, bez konkretnego powodu, ponieważ inni jej nie lubili. Ja zauważyłem przykłady podwójnej moralności, wykorzystywania władzy, a często jej nadużywania. Albo było się policjantem, albo gangsterem, nie było niczego pośrodku. Niestety niektóre psy tego nie dostrzegały, stąd moja wrogość. Uważałem, że nigdy nie wiadomo było, na jaki rodzaj się trafi.

Nasz nieżyjący boss miał w kieszeni praktycznie każdy posterunek i pół departamentu Chicago. Pływały w tym towarzystwie również całkiem niezłe rekinki z FBI. Dla naszych interesów było to pocieszające, ale nie zmieniało to faktu, że przez to nie miałem do nich szacunku. Zresztą oni do nas też nie mieli. Żaden z nich. Liczyło się wspinanie po szczeblach kariery lub napychanie portfeli forsą.