Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
28 osób interesuje się tą książką
Sekretny układ z córką trenera nie powinien prowadzić do niczego więcej…
Cooper
Jako zawodowy sportowiec z college’u, o dobrej reputacji, zwykle mam wybór spośród puck bunnies. Ale ostatnio miałem okres posuchy, który zaczyna przypominać klątwę, a stres wpływa na moją grę - jedyną rzecz, która nie może się dziać, jeśli mam zostać kapitanem i później zawodnikiem NHL.
I tu wkracza Penny Ryder.
Jest córką mojego trenera, ale w chwili, gdy wciąga mnie do schowka na lodowisku, staje się jedyną rzeczą, o której myślę poza hokejem. Ma swoją seks-bucket-list i patrząc na nią, jesteśmy pokrewnymi duszami w łóżku. Jeśli się zgodzę, znowu będę zrelaksowany na lodowisku, ale jeśli jej ojciec dowie się, co robimy, będę musiał pożegnać się z szansą na zostanie kapitanem drużyny i zyskaniem aprobaty własnego taty.
Penny
Dzięki mojemu eks z piekła rodem, jestem daleka od bycia gotową na związki, ale nadszedł czas by odzyskać swoją sprawczość - jedno długo wyczekiwane doświadczenie łóżkowe na raz.
I tu wkracza Cooper Callahan.
Jest gwiazdą obrony w drużynie mojego taty, układ z nim będzie oznaczał kolejny wielki sekret przed ojcem. Ale zasady są proste: sekretni przyjaciele z korzyściami, dopóki nie zostanie kapitanem… i dopóki nie skreślę wszystkich punktów na mojej liście, dzięki której mam wreszcie ruszyć dalej po incydencie, który zrujnował nie tylko moją karierę łyżwiarki figurowej, ale także moje życie.
Jednak im dłużej trwa ta relacja, tym bardziej sobie ufamy i trudniej jest się pożegnać. Wiem, że miłość prowadzi do złamanego serca, ale co jeśli może też oczyścić lód do ucieczki?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 452
Chociaż starałam się zachować wierność realiom hokeja uniwersyteckiego i ogólnie sportów uniwersyteckich w całej tej książce, gdy było to możliwe, mogą w niej występować nieścisłości, zarówno zamierzone, jak i niezamierzone. Pełna treść ostrzeżeń znajduje się na mojej stronie internetowej.
1
COOPER
Po wielu latach budzenia się o przypadkowych porach, aby udać się na lodowisko, plus dwóch pełnych sezonach hokeja w McKee, można by założyć, że nie pomylę czegoś tak głupiego, jak godzina meczu pokazowego na początku sezonu. A jednak biegnę na pełnym gazie do Markley Center, z torbą przewieszoną przez ramię, jakby była pełna gotówki, i jakbym próbował uciec przed glinami do samochodu. Przebiegam przez przejście dla pieszych, ignorując oburzone trąbienie samochodu, gdy kierowca hamuje, by mnie ominąć, i prawie upadam na tyłek, gdy mijam grupę studentów rozkręcających się w drodze na imprezę. Uderzam dziewczynę w ramię, a ona rzuca się na mnie, krzycząc: ‒ Uważaj, dupku! ‒ Nie jestem wystarczająco szybki, by uchylić się przed kubkiem piwa, którym we mnie rzuca. Fantastycznie. Biegnąc, ścieram krople najlepiej, jak potrafię. Kiedy w końcu docieram do drzwi, otwieram je i wślizguję się do środka.
Wchodzę do szatni dokładnie w momencie, gdy trener Ryder kończy swoją przedmeczową pogadankę. Wszyscy moi koledzy z drużyny mają na sobie nasze domowe fioletowe stroje, ochraniacze, łyżwy, a także kije i kaski w rękach. Ten mecz przeciwko Uniwersytetowi Connecticut nie będzie liczył się w klasyfikacji, ale sygnalizuje, że nadszedł czas, aby zacząć na poważnie. Po tygodniach przygotowań do sezonu, to nasza pierwsza szansa na pokazanie trenerowi, jak bardzo przyswoiliśmy sobie nową strategię ‒ i szansa dla mnie, by udowodnić, że mogę być kapitanem. Ale teraz? Rzuca mi twarde spojrzenie tymi bladoniebieskimi oczami, które mogą przeciąć cię jak nóż. Przypominają mi mojego ojca, i to nie w dobry sposób.
‒ No dalej ‒ mówi. ‒ Pokażcie mi, na co was stać, panowie.
‒ Gdzie byłeś? ‒ pyta Evan, mój partner w obronie. Rozczesuje warkocze, zanim wkłada kask. ‒ I dlaczego pachniesz jak dom bractwa?
‒ Utknąłem na zajęciach. ‒ Teoretycznie nie jest to kłamstwo; po prostu myślałem, że mam więcej czasu na pracę z profesor Morgenstern. Musiałem błagać ją o przedłużenie terminu na oddanie mojego eseju o Makbecie na seminarium z Szekspira, a kiedy się rozkręca, trudno jest zakończyć rozmowę. Semestr trwa już od miesiąca, ale nadal nie mam wszystkiego pod kontrolą, zwłaszcza jeśli chodzi o trzy seminaria, na które uczęszczam. Szekspir. Feministyczny gotyk. Pieprzony Milton. Od tygodnia nie czytałem lektur.
Ściągam bluzę przez głowę i wrzucam ją do szafki razem z moją szczęśliwą czapką Yankees.
‒ Do zobaczenia na lodowisku.
‒ Callahan! ‒ woła trener Ryder. ‒ Na słówko.
Żołądek mi się ściska, chociaż spodziewałem się tego. Rozbieram się i wkładam ochraniacze tak szybko, jak to możliwe, ale podnoszę wzrok, gdy słyszę jego kroki.
Miałem w swoim życiu wielu trenerów, ale żaden nie uosabiał wyglądem „trenera hokeja” tak jak Lawrence Ryder. Zawsze nosi koszulę z kołnierzykiem, nie tylko na mecze, ale także na treningi, i chociaż nie grał od ostatniego roku na Harvardzie ‒ kiedy poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa w Frozen Four ‒ krzywy nos i twarda postawa udowadniają, że spędził dużo czasu na lodzie. Bardzo poprawił moją grę w naszych pierwszych dwóch sezonach razem i rozmawialiśmy o przyszłości ‒ jedynej przyszłości, którą zaakceptuję dla siebie ‒ w sposób, w jaki nie mogę rozmawiać z moim prawdziwym ojcem. Wiem, że tata nigdy się do tego nie przyzna, prawdopodobnie dlatego, że mama mu na to nie pozwala, ale jestem pewien, że nadal żałuje, że nie zakochałem się w futbolu tak jak on i mój starszy brat James. Zamiast tego zamieniłem korki na łyżwy i nigdy nie oglądałem się za siebie.
‒ Dlaczego się spóźniłeś? ‒ pyta trener. Schylam się, by zasznurować łyżwy.
‒ Straciłem poczucie czasu, proszę pana.
‒ To dlatego śmierdzisz tanim piwem?
‒ Dziewczyna wylała na mnie piwo. Na zewnątrz lodowiska. ‒ Spoglądam na niego, gdy stoję, balansując na ostrzach łyżew. ‒ To się więcej nie powtórzy.
‒ Dlaczego straciłeś poczucie czasu? ‒ To niewypowiedziane pytanie wisi w powietrzu. Nie żebym kiedykolwiek rozmawiał z trenerem o moim życiu osobistym, ale nie jest tajemnicą, że w normalnych okolicznościach spędzam wolny czas na zwiedzaniu akademików kampusu, po jednej córeczce tatusia na raz.
‒ Spędziłem kilka godzin pracy z profesor.
Kiwa głową.
‒ W porządku. Ale nie chcę, żebyś znowu się spóźniał, Callahan. Zwłaszcza nie na prawdziwy mecz. Przygotowanie…
‒ …tworzy grę ‒ kończę.
Słyszałem to od niego wiele razy. Oczekuje najlepszego od nas wszystkich, ale szczególnie od graczy takich jak ja, tych, którzy mają szansę na przyszłość w hokeju. Trener Ryder jest trenerem uniwersyteckim; my jesteśmy studentami, nie jego pracownikami. Uniwersytet McKee nie płaci nam za granie. Jesteśmy tu dla edukacji, niezależnie od tego, jak ważny jest sport dla ogólnego profilu uczelni. Nauka powinna być na pierwszym miejscu, ale od pierwszego roku wiedział, że gdybym mógł, zgłosiłbym się do draftu NHL zaraz po ukończeniu osiemnastu lat. Zdobywam dyplom dla moich rodziców; mój tata zawsze namawiał nas, abyśmy rozważyli karierę sportową na resztę naszego życia. Początkowo chciałem grać w lidze juniorów, dostać się do draftu, a w międzyczasie pracować nad dyplomem online, ale to nie wystarczyło ani jemu, ani mamie. Jedyne pocieszenie? Do tej pory miałem świetne przygotowanie do NHL w McKee, więc mam nadzieję, że będę mógł przejść od razu do ligi, a nie zaczynać w podrzędnej drużynie, jak tylko skończę szkołę. Muszę tylko przetrwać jeszcze dwa lata. Jeszcze dwa sezony. Teraz, gdy jestem rok wyżej, presja wzrosła jeszcze bardziej. Wielu seniorów, którzy ukończyli szkołę, pozostawiło drużynę w niepewnej sytuacji, a jeśli jest coś, co pomogłoby ugruntować moje plany po ukończeniu studiów, byłyby to dwa pełne sezony gry jako kapitan drużyny. W ten sposób udowodniłbym że potrafię zarówno przewodzić, jak i grać. Nie wiem jeszcze, czy bierze mnie pod uwagę, ale mam nadzieję, że tak.
‒ Tak ‒ mówi trener, jego poważne oczy wciąż uważnie mnie badają. ‒ A myślałem, że wyjaśniliśmy twoje problemy w zeszłym sezonie.
Trzymam podbródek w górze, pomimo bólu, który zahacza o mój brzuch i szarpie, jak ryba złapana na haczyk. W zeszłym sezonie nie udało nam się awansować do rozgrywek regionalnych z wielu powodów, ale nie będę udawał, że kara za bójkę, która doprowadziła do mojego zawieszenia w ostatnim meczu sezonu, nie odegrała dużej roli. Powinienem być na lodzie w tym meczu, a nie byłem. ‒ Tak było.
‒ W porządku ‒ Klepie mnie po ramieniu. ‒ Rozgrzej się szybko. Pokaż mi, na co cię stać.
Po najszybszym rozciąganiu, jakiego udało mi się dokonać, udaję się na lód. Mimo że to tylko mecz towarzyski, jest tu wielu studentów, a nawet kilku kibiców UConn1. Klejnotem szkoły jest program futbolowy, jednak to mecze hokejowe McKee przyciągają tłumy. Evan i ja jesteśmy teraz obrońcami na pierwszej zmianie, więc kiedy trener Ryder przerywa rozmowę z głównym trenerem UConn, a sędzia sygnalizuje pierwsze starcie, jesteśmy już na lodzie, aby chronić naszego bramkarza Remmy’ego-Aarona Rembeau i naszą strefę. Szybko wdrożyłem się w grę, rozkoszując się jej tempem, choć stawka jest niska. Kiedy sezon oficjalnie rozpocznie się w ten piątek, naprawdę poczuję, że ruszyłem do przodu. Od wiosny rozpamiętywałem porażkę z poprzedniego sezonu i wszystko, co się z nią wiązało, ale w końcu jestem bliski wyczyszczenia konta.
Krążek sunie w dół lodowiska, a za nim podąża jeden z zawodników UConn. Spotykam się z nim na skraju strefy obronnej i próbuję go przepchnąć, ale źle odczytuję jego podanie. Krążek ląduje po naszej stronie lodowiska, zręcznie wprowadzony przez innego zawodnika UConn. Trafia prosto między nogami Remmy’ego do siatki.
Cholera. Zazwyczaj nie popełniam takich błędów.
Zjeżdżam z lodowiska, gdy moja zmiana dobiega końca i obserwuję, jak przejmuje ją druga zmiana. Siadam na ławce i wypijam trochę wody. Pomimo ćwiczeń, aby pozostać w formie poza sezonem, dyszę po prawie dwuminutowym sprincie. Pocieram osłonę klatki piersiowej. Mam tam jakby gulę ciśnienia, która sprawia, że trudno jest ją przełknąć. Nie chodzi tylko o to, że się spóźniłem i straciłem okazję, by ogarnąć się przed meczem, ani o to, że przepuściłem tego gola. To sięga głębiej, biegnąc jak szczelina w dół mojego mostka.
Presja związana z dobrymi wynikami, aby NHL zadzwoniło, gdy skończę szkołę. Presja, aby pomóc drużynie dotrzeć do Frozen Four w tym sezonie, a nie sabotować cały wysiłek. Presja związana z opieką nad moją młodszą siostrą Izzy, która w tym roku jest na pierwszym roku studiów w McKee, czego oczekują ode mnie moi rodzice teraz, gdy James ukończył studia i przeszedł do NFL.
Zazwyczaj lodowisko jest tym, gdzie chcę być. Tam jestem skupiony. Spokojny. Ale przez ostatnie kilka tygodni podczas treningów, a teraz podczas tego meczu, a także zeszłej wiosny, kiedy uderzyłem Nikolaia Abney-Volkova w usta i obaj zostaliśmy wyrzuceni z gry, traciłem kontrolę nad skupieniem i wszystkim innym. Jeśli mam być ze sobą całkowicie szczery, jest też inny powód. Coś, czego nie chciałem nazwać, bo brzmi głupio, nawet w mojej głowie. Jedną rzeczą jest lubić seks, a inną czuć się jak na krawędzi, ponieważ go nie uprawiałem. Ale nie zaliczyłem od miesięcy. Miesięcy.
Ostatnim razem, gdy widziałem parę cycków, była wiosna. Teraz jest prawie pieprzony październik, a ja uderzam do każdej dziewczyny, z którą próbuję porozmawiać. Zwykle mój status gwiazdy hokeja na kampusie prowadzi do wyboru puck bunnies2, ale teraz nie przyciągam ich uwagi. Nie wiem, co jest ze mną nie tak; dlaczego czuję się, jakbym miał świerzb lub jakieś podobne gówno z podstawówki. Wyglądam tak samo, zachowuję się tak samo, mówię tak samo ‒ a urok, który kiedyś sprawiał, że otrzymywałem wiele ofert w ciągu nocy, teraz nie daje mi nic.
Seks nie rozwiązałby niczego, ale dziewczyna zamiast pięści byłaby dobrym początkiem, jakkolwiek żenująco by to nie brzmiało.
Rozgrywamy tylko kilka dziesięciominutowych partii, ponieważ ten mecz jest tylko treningiem, więc czas leci szybko i wkrótce dobiegają ostatnie minuty, remisujemy 1:1.
‒ Callahan ‒ mówi trener. ‒ Ty i Bell wracacie do gry.
Evan i ja przeskakujemy przez bandę i ustawiamy się na swoich pozycjach. Nie mija trzydzieści sekund, gdy jeden z naszych pierwszoroczniaków, Lars Halvorsen, posyła piękny strzał do siatki UConn. Podjeżdżamy, by mu pogratulować. To nie jest bramka w liczącym się meczu, ale jest utalentowany, więc jestem pewien, że wkrótce będzie miał swoją pierwszą. Poza tym, to przełamuje remis i nie będzie dogrywki. Jeszcze chwila i będziemy mogli udać się pod prysznic i wrócić do domu.
Wygrywamy starcie, ale szybko zostajemy zmuszeni do powrotu do własnej strefy obronnej dzięki dobremu pressingowi. Zawodnik UConn popycha Evana na bandę za siatką. Pędzę, by sprawdzić, czy uda mi się uwolnić krążek i odbijam go, zmuszając do pościgu, aż skończy się czas.
‒ Mama była gorącą laską ‒ ćwierka gracz UConn, przyciskając Evana ramieniem. ‒ Kiedy cię urodziła, jak miała piętnaście lat? ‒ Evan zastyga w bezruchu. Przez chwilę myślę, że jest ranny, ale potem zdaję sobie sprawę, że powstrzymuje łzy. Całe moje ciało się blokuje, a serce wali tak mocno, że słyszę szum krwi w uszach. Evan to nie tylko mój kolega z drużyny, to jeden z moich najlepszych przyjaciół. Jego matka zmarła latem na raka. Moja pięść trafia w szczękę zawodnika UConn z satysfakcjonującym odgłosem.
2
COOPER
W oddali słyszę gwizdek sędziego. Czuję czyjeś ramiona odciągające mnie do tyłu. Zawodnik UConn oddaje cios, strącając mój kask i trafiając mnie w usta, zanim zostajemy odciągnięci od siebie. Dotykam językiem kącika ust i czuję smak miedzi.
Chłopaki cały czas sobie dogadują i nie ma możliwości, by wiedział, że porusza tak drażliwy temat. Ale ja wiem i nie będę tego, kurwa, tolerował. Nawet jeśli oznacza to radzenie sobie z gniewem trenera Rydera.
Jego oczy płoną, gdy podchodzę do ławki. Przeciąga dłonią po ogolonej brodzie. Guziki jego koszuli wyglądają, jakby miały zaraz odpaść. Przez pół sekundy jestem przekonany, że chce mnie tu zrugać, ale potem kręci głową.
‒ Chcę cię widzieć w moim biurze.
Kiwam głową.
‒ Tak, proszę pana.
Utrzymuję głowę w górze, idąc do szatni. Trzymam się w ryzach nawet wtedy, gdy rozsznurowuję łyżwy i zdejmuję sprzęt, kawałek po kawałku. Drużyna zbiera się wokół mnie, rozmawiając cicho, mimo że wygraliśmy. Kilku chłopaków idzie pod prysznic, ale wiem, że trener chce mnie widzieć teraz, a nie po tym, jak zmyję z siebie brud po meczu.
Przyglądam się sobie w lustrze. Wyglądam jak wrak człowieka, włosy opadają mi na oczy, krew ścieka z wargi na brodę. Podnoszę kij i łamię go na pół o kolano, a następnie rzucam kawałki na podłogę. Ktoś za mną kaszle.
Kurwa.
Nie żałuję, że broniłem Evana, ale nienawidzę tego, że pan „Twoja stara” Dupek sprowokował mnie do wzięcia prawdziwego zamachu.
Z przyzwyczajenia pukam do drzwi trenera, mimo że wciąż jest z drużyną, i opadam na krzesło przed biurkiem. Kiedy drzwi się otwierają, nie podnoszę wzroku. Rozczarowana twarz trenera jest taka sama jak mojego taty, a widuję to wystarczająco często. Słyszę, jak siada na krześle. Odchyla się do tyłu, a krzesło skrzypi w ciszy. Chrząka.
‒ Callahan ‒ zaczyna.
To sprawia, że na niego patrzę. A to różnica. Tata nazywa mnie moim imieniem Cooper, ale tutaj jestem Callahanem. Jestem nazwiskiem wyszytym z tyłu mojej fioletowo-białej bluzy McKee. To nazwisko mojej rodziny, ale przynajmniej na lodzie jest tylko moje. Tata i James mogą je nosić na boisku futbolowym, ale ja nigdy nie czułem się tam komfortowo. Mój adoptowany brat i najlepszy przyjaciel, Sebastian, może nosić je na koszulce baseballowej. Lód jest tylko mój.
Trener wzdycha.
‒ Spóźniony, niechlujny i porywczy. Obiecałeś mi coś innego.
Przełykam ślinę. Zasługuję na to, by usłyszeć, co mówi, ale wciąż mnie to kłuje.
‒ Wiem, proszę pana.
‒ Chcesz wyjaśnić, co się stało? ‒ pyta.
Bell nie przestaje bełkotać. Kocham tego dzieciaka, ale to o czym mówi, kiedy jest zdenerwowany, nie ma sensu. Przygryzam wargę, przypadkowo wbijając zęby w rozcięcie. Powstrzymuję ból, patrząc na trenera.
‒ Ten facet obrażał jego matkę.
Trener wykrzywia usta.
‒ Kurwa.
‒ Wiem, że zgodziliśmy się na brak bójek…
‒ Nie zgodziliśmy się ‒ przerywa. ‒ Wydałem ci rozkaz, który miałeś wykonać. A ty tego nie zrobiłeś.
‒ Nie mogłem pozwolić, by uszło mu to na sucho.
‒ Więc się rewanżujesz w sposób, który nie doprowadzi do kary. ‒ Trener szczypie się w nos i potrząsa głową, przymykając oczy. ‒ Masz szczęście, że stało się to w meczu takim jak ten, bo udało mi się zachować twoją kwalifikację na otwarcie sezonu. ‒ Patrzy na mnie, ruszając szczęką. Kiedy unosi jedną brew, po prostu na niego patrzę. Wiem, że oczekuje przeprosin, ale nie mam zamiaru ich składać. Nie za obronę mojego kolegi z drużyny. Prawdę mówiąc, nawet nie myślałem o tym, czy ta walka doprowadzi do zawieszenia, aż do tej chwili. Kolejny błąd. Kolejny poślizg w przeciwnym kierunku; z góry w dół zamiast z dołu na szczyt.
‒ Ktoś musiał go uciszyć ‒ stwierdzam na koniec.
Wstaje i odwraca się, by spojrzeć na zdjęcie na ścianie za biurkiem. Fotograf uchwycił dokładnie moment, w którym jego drużyna zdała sobie sprawę, że wygrała Frozen Four ‒ podekscytowanie, radość, czystą pieprzoną ulgę, że udało im się dotrzeć na szczyt tej góry. Chciałbym, żebym to był ja, tylko w królewskiej purpurze McKee zamiast karmazynu, wymachujący pucharem.
I to oczywiście zanim przejdę do NHL i podniosę Puchar Stanleya.
‒ Chcę, żebyś był kapitanem ‒ oznajmia trener. Ze wszystkich rzeczy, które spodziewałem się, że teraz powie, to nie było na szczycie listy. Nie byłem nawet pewien, czy w ogóle się na niej znajdzie.
‒ Proszę pana ‒ mówię, wygładzając bluzę i prostując się.
‒ … Oczywiście nie mogę tego zrobić, jeśli zostaniesz wyrzucony z powodu kar za bójkę ‒ mówi. ‒ Albo jeśli będziesz grał jak gówno. Masz potencjał, by być liderem tej drużyny, Callahan. Chcę, żebyś nim był. Jesteś żądny sukcesu. ‒ Wskazuje na zdjęcie. Jest w samym środku tłumu graczy Harvardu, rozpoznawalny nawet po dwudziestu latach, a litera C na jego koszulce świeci jak latarnia morska. ‒ Jeśli dojdziemy gdziekolwiek w tym sezonie, to będzie to twoja zasługa. ‒ Przełykam emocje grożące pojawieniem się na mojej twarzy. Co innego wiedzieć, że jest się utalentowanym, a co innego usłyszeć to tak wprost. Kapitan. Oczywiście starałem się o to, ale nie sądziłem, że stanie się to w tym roku. Kiedy zeszłoroczna grupa seniorów ukończyła studia, to naprawdę osłabiło drużynę, ale wciąż jest kilku utalentowanych starszych kolegów.
‒ Ale ja jestem tylko juniorem ‒ mówię. ‒ A co z którymś z seniorów? Brandon albo Mickey? Brandon jest środkowym. ‒ Trener potrząsa głową.
‒ Jeśli to ma być ktokolwiek, to będziesz to ty. Ale musisz na to zasłużyć. Rozumiesz? Koniec z walką. Nie wychylaj się i skup się na grze.
Kiwam głową.
‒ Rozumiem. ‒ Wszystko dla tego C na mojej koszulce. James był de facto kapitanem drużyny futbolowej w zeszłym roku, a teraz prowadzi ofensywę Philadelphia Eagles. To nie jest porównanie, biorąc pod uwagę, jak różne są futbol i hokej, ale dwa sezony w roli kapitana ‒ miejmy nadzieję, że w drużynie finalistów Frozen Four ‒ pomogą mi zbudować argumenty przemawiające za NHL i fajną umową debiutanta, którą mam nadzieję zgarnąć.
‒ Mam pomysł, który moim zdaniem może pomóc ‒ mówi. ‒ Znasz lodowisko w mieście? ‒ Zajmuje mi to chwilę, ale potem wyobrażam to sobie w głowie. Moorbridge Skating Center. Znajduje się w centrum miasta, niedaleko pasażu. James i ja poszliśmy tam w zeszłym roku z jego dziewczyną, Bex, teraz jego narzeczoną, aby nauczyć ją jeździć na łyżwach.
‒ Tak.
‒ Właścicielka, Nikki Rodriguez, szuka pomocy. Mają lekcje jazdy na łyżwach i tego typu rzeczy. ‒ Moje podekscytowanie spada; widzę, dokąd to zmierza. Wszystko coś kosztuje, jeśli chodzi o trenera Rydera.
‒ I?
‒ I myślę, że byłbyś idealnym wolontariuszem. Od środy będziesz pomagać w lekcjach. Co tydzień odbywają się zajęcia dla juniorów. ‒ Zwalczam w sobie chęć powiedzenia mu, że szczerze mówiąc, zaliczenie byłoby prawdopodobnie lepszym sposobem na złagodzenie stresu.
‒ Mam pomagać… dzieciom?
‒ Byłeś kiedyś w ich wieku, odnajdując swoją pasję do jazdy na łyżwach i hokeja. Pomóż im nauczyć się, jak to odblokować. Myślę, że pomoże ci to znaleźć trochę cierpliwości. ‒ Klepie mnie po ramieniu. ‒ Której będziesz potrzebować, jeśli chcesz być moim kapitanem.
‒ Nie mogę ‒ mówię. ‒ Nawet nie…
‒ Synu, posłuchaj. ‒ Opiera się o krawędź biurka, krzyżując ręce na piersi. Jego spojrzenie jest współczujące, ale to w żaden sposób nie osłabia jego intensywności. ‒ Nie chcę używać oczywistej metafory, ale lód? Jest cienki. Albo to zrobisz, albo następnym razem, gdy stracisz panowanie nad sobą, niezależnie od tego, jak bardzo będzie to uzasadnione, nie pozostawisz mi innego wyboru, jak tylko posadzić cię na ławce.
3
PENNY
Wsuwam zabawkę jeszcze głębiej, moje palce podwijają się pod prześcieradło, a kolana się rozchylają. Wydaję z siebie małe sapnięcie, gdy trafia pod właściwy kąt. Może nie jest to ciepły penis, ale jest co najmniej tak samo gruby, dzięki czemu łatwiej jest oszukać moją fantazję. Wkładam go i wyciągam, odwracając głowę do poduszki, gdy mój umysł wypełnia się odpowiednimi obrazami. Silne, wytatuowane, obejmujące mnie ramiona, moje nogi oplatające jego szczupłą talię. Gryzie mnie w szyję, przewraca, daje klapsa w tyłek, gdy rozkłada moje nogi. Jego szorstki głos w moim uchu, szepczący o tym, jaka jestem dobra, pachnący jak… Nie. Nie to. Wszystko tylko nie to. Potrząsam głową, gdy fantazja słabnie. Wyginam plecy, szukając wystarczających doznań, by ją podtrzymać, ale to na nic. Moje oczy otwierają się, fantazja ucieka, a obrazy ‒ te złe ‒ zalewają mój umysł. Przygryzam wargę, dysząc. Pół godziny spędziłam pracując nad sobą, tylko po to, by znów uderzyć w ścianę. Przecieram twarz dłonią.
Trzy razy z rzędu. Przez lata ciężko pracowałam, by trzymać Prestona ‒ i wszystkich przyszłych Prestonów ‒ z dala od mojego życia, ale ostatnio znalazł drogę do moich fantazji. Mojego szczęśliwego miejsca. Są dwie rzeczy, których nigdy nie był w stanie dotknąć, moje fantazje i historie, które zapisuję w zeszytach, ale po tym? Można śmiało powiedzieć, że to pierwsze właśnie pękło.
Kiedyś bez problemu potrafiłam stworzyć dobry scenariusz fantazji. Niektóre dziewczyny nie lubią się masturbować, ale ja lubię to robić, odkąd zdałam sobie sprawę, jak dobrze mogę się poczuć. Kilka minut myślenia o Matcie Barzalu lub Tylerze Seguinie, lub jeśli byłam w bardziej nadprzyrodzonym nastroju, o seksownym wilkołaku lub orku, i byłam gotowa do działania. Ostatnio? Dochodzę tak daleko jak mój fantazyjny facet wpychający we mnie, i bez względu na to, co sobie wyobrażam, czy to pozycja, atmosfera lub specyficzny typ bzykania, mój orgazm rozpływa się jak kamień uderzający w środek jeziora, nigdy się nie odradzając. Pikantne powieści romantyczne nie pomogły. Nie pomogły też hokejowe atrakcje. Nawet powrót do najseksowniejszych fragmentów mojej na wpół napisanej powieści nigdzie nie doprowadził. Coś przypomina mi o tej lutowej nocy, o nim, a nutka paniki zatruwa wszystko. Przyciskając dłoń do klatki piersiowej, próbując uspokoić walące serce, przełykam łyżkę trucizny, chcąc ją zneutralizować. Przez lata pracowałam z doktor Faber nad tym, jak odciągnąć się od krawędzi, zanim wpadnę w spiralę. Frustracja jest w porządku. Nie muszę pozwalać, by mnie kontrolowała. Z wyjątkiem trzech razy. Tak po prostu, moje podniecenie zniknęło całkowicie, zastąpione przez niebezpieczny, krótki dreszcz niepokoju, który sprawia, że ściska mnie w brzuchu. Przełykam, próbując rozluźnić napięte ramiona. Spoglądam w dół na dildo w mojej dłoni i walczę z falą wstrętu.
‒ Kurwa! ‒ Rzucam nim przez pokój. Wpada moja współlokatorka, owinięta w ręcznik, z ciemnymi włosami przerzuconymi przez ramię i oczami pełnymi paniki. Czy to maszynka w jej dłoni?
‒ Co się dzieje? ‒ pyta dokładnie w tej samej sekundzie, w której moje jasnoniebieskie dildo uderza ją w twarz. Znasz to uczucie kiedy widzisz coś strasznego w czasie rzeczywistym i czujesz się jak w zwolnionym tempie? Tak. To moje dildo uderza Mię jak cholerny krążek w maskę ochronną. Uderza ją w policzek, sztuczne jądra odbijają się, zanim wylądują na podłodze z mokrym uderzeniem. Wpatrujemy się w siebie przez chwilę, która trwa około miliona lat. Zaciska uchwyt na maszynce do golenia, wycierając policzek. Pamiętam coś bardzo przerażającego. Moja najlepsza przyjaciółka grała w softball i była miotaczką.
‒ Penny! ‒ krzyczy, dziko przecinając powietrze maszynką do golenia. Robię unik, ale maszynka nie opuszcza jej dłoni. ‒ Myślałam, że umierasz czy coś! Co to było? ‒ Zarzucam koc na głowę. Upokorzenie tej chwili uderza we mnie jak lawina i jeśli spojrzę na Mię jeszcze przez pół sekundy, mogę zwymiotować. Moje policzki muszą być bardziej czerwone niż włosy. ‒ Tak mi przykro!
‒ Ja pierdolę! Rzuciłaś we mnie Igorem? Zamorduję cię! ‒ To powstrzymuje mój niedoszły atak lęku. Zwijam się w malutką kulkę, rozdarta między ponownym krzykiem frustracji a śmiechem. Jeśli jednak będę się śmiać, Mia może pociąć mnie golarką. Nadaje imiona wszystkim moim zabawkom erotycznym, a ja zapomniałam, jak do tej pory nazywało się duże niebieskie dildo. Igor. Zrywa mi koc z głowy. Chwytam go z powrotem i zakrywam moje cycki. Dlaczego musiałam się do tego całkowicie rozebrać? Morderczy wyraz twarzy powinien sprawić, że będę chciała uciec, ale zamiast tego otwierają się wrota; przewracam się ze śmiechu, który niebezpiecznie zbliża się do łez. Czuję, jak ciągnie mnie za włosy, ale tylko prycham.
‒ Igor ‒ mówię między sapnięciami. ‒ Poleciał.
‒ I teraz mam traumę na całe życie.
Zerkam na Mię; znowu wyciera twarz. Nie winię jej za to. Mogłam nie dojść, ale to nie znaczy, że tego nie czułam. Przytrzymałam jej włosy, gdy zwymiotowała w rynsztoku, ale to nie znaczy, że chce mieć moje… rzeczy… na całej twarzy.
‒ Powinnaś chyba wrócić pod prysznic.
‒ Masz szczęście, że cię tu nie zabiłam. ‒ Uśmiechnęła się, ale potem jej wyraz twarzy złagodniał.
‒ Nie mogłaś tego zrobić? Nadal?
‒ Nie. A teraz nie mogę przestać myśleć o… nim. Och. ‒ Zaciskam dłonie na oczach, gdy moje rozbawienie znika. ‒ Pieprzyć to. Jestem taka zmęczona tym, że utknęłam.
Mia siedzi na brzegu mojego łóżka, a jej piwne oczy są wielkie, gdy na mnie patrzy. Pociera dłonią moją łydkę.
‒ On jest tylko wspomnieniem.
Biorę głęboki oddech i kiwam głową. Ma rację. Nie widziałam Prestona od lat i nawet jeśli oznacza to, że już nigdy nie postawię stopy w Arizonie, to tego nie zrobię. Ale tu nawet nie chodzi o niego. Tu chodzi o mnie. Mogę być dobra w moich fantazjach i historiach przez większość czasu, ale dotyczą one tylko mnie. Podczas gdy wszyscy wokół mieli wymarzone doświadczenia w college’u, ja utknęłam w neutralnym punkcie, niezdolna do urzeczywistnienia moich pragnień. Dawniej dochodzenie było łatwe, mogłam udawać, że mnie to nie obchodzi, ale teraz?
Teraz myślę, że będę krzyczeć, jeśli nie osiągnę orgazmu. Pieprzyć Prestona Billera. Pieprzę miłość, którą myślałam, że dzielimy. Podciągam nogi, przytulając je do piersi przez koc.
‒ Nienawidzę być złamana. Tak dłużej być nie może.
‒ Nie mów tak. ‒ Mia bierze mnie za rękę. Nasze manicure pasują do siebie. Wczoraj poszłyśmy do wyszukanego salonu stylizacji paznokci w centrum handlowym Moorbridge. Jej są jaskrawozielone z czarnymi końcówkami i małymi naklejkami duchów, a moje są białe z pomarańczowymi końcówkami i naklejkami dyni. Idealne na październik, który zaczyna się za kilka dni. Ściska mnie uspokajająco. ‒ Może po prostu potrzebujesz trochę urozmaicenia.
‒ Rozszerzyłam swoją listę gorących stworzeń o orków – odpowiadam usłużnie. Przewraca oczami.
‒ Wiesz, co mam na myśli. Może już czas.
W moim żołądku otwiera się dół, a serce przeskakuje.
‒ Nie wiem.
‒ Jesteś na ogromnym uniwersytecie. Z pewnością na kampusie jest ktoś, z kim chciałabyś się umówić. ‒ Nie myli się; technicznie rzecz biorąc, potencjalni podrywacze są wszędzie. Chodzimy na Uniwersytet McKee, który ma tysiące studentów i to nie jest tak, że faceci nie próbowali mnie poderwać. Zwykle jest to jakiś obrzydliwy flirt, który polega na pytaniu, czy mój dywan pasuje do zasłon, skoro jestem ruda. Faceci z college’u nie potrzebują wiele zachęty do podrywu; mrugnij w ich stronę, a będą cię ścigać przez cały wieczór.
‒ Wiesz, że nie o to chodzi.
‒ Wiem ‒ mówi łagodnie. ‒ Ale nie możesz tak dalej postępować. ‒ Przegląda moją szafkę nocną, wyciąga dziennik i wymachuje nim.
‒ Hej ‒ mówię, odrywając go od niej. Przytulam jasnoróżową okładkę do piersi. ‒ Traktuj go delikatnie.
Kiedy po raz pierwszy zaczęłam chodzić do doktor Faber, chciała, żebym prowadziła dziennik, i chociaż mam teraz zeszyty sprzed trzech lat, zawsze zaczynam od tej samej listy. To lista wszystkiego, co chciałabym robić z kimś innym w łóżku; wszystkiego, czego pragnę ‒ rozpaczliwie ‒ ale czego nie miałam. Preston odebrał mi mój najważniejszy pierwszy raz i zrujnował go, więc chciałam odzyskać wszystko, co mogłam, aby mieć nad tym kontrolę. Odkąd to napisałam, udoskonaliłam, usunęłam niektóre rzeczy i dodałam inne. Kiedy zaczęłam studia w zeszłym roku, zaktualizowałam listę i zdecydowałam, że ją zrealizuję. Znalazłabym kumpla do bzykania, a może i kilku facetów, i przechodziłabym listę pozycja po pozycji. Ale za każdym razem, gdy byłam blisko, po prostu nie mogłam pociągnąć za spust. Wycofywałam się do swoich książek i fantazji, bez względu na to, jak gorący był facet i jak miło się zachowywał. Jak mogłam zaufać nieznajomemu? Mógł być wtedy miły, ale kto wie, jaki byłby naprawdę, mając nade mną kontrolę. Teraz jestem już na pierwszym semestrze drugiego roku, i wciąż nie zrobiłam nic z Listą. Spoglądam teraz na nią, przesuwając palcem po stronie, pełnej pozycji takich jak seks oralny, odmowa orgazmu i niewola. Ostatnia pozycja na liście, seks waginalny, zawsze pozostawała taka sama. Jeśli to zrobię, pokonam największą przeszkodę. Będzie to największy pokaz zaufania. Spoglądam na Mię.
‒ A co, jeśli wszystko znowu się spieprzy?
Mia unosi brew.
‒ Jeśli będziesz czekać, to będziesz szukać wymówek.
‒ Masz rację, masz rację. Wiem, że masz rację.
‒ Musisz czuć się w porządku, skoro cytujesz Kiedy Harry poznał Sally. ‒ Uśmiechamy się do siebie. Mia wolałaby oglądać chyba wszystko niż komedie romantyczne, ale od czasu do czasu mi ulega. Nawet ona nie może zaprzeczyć talentowi Nory Ephron.
‒ I gdybyś nie chciała tego zrobić, nie naciskałabym. ‒ Wstaje, zawiązując ręcznik pod ramionami i podnosi maszynkę do golenia. ‒ Ale wiem, że chcesz, Pen. Zasługujesz na seks. Albo na związek. Albo jedno i drugie. Ale to się nie stanie, jeśli nadal będziesz ukrywać się w swoim pokoju z Igorem. Użyj Listy.
‒ Chyba powinnam dać sobie spokój z myśleniem, że znajdę się w sytuacji Belli Swan, co? ‒ próbuję zażartować.
Twarz Mii pozostaje kamiennie poważna. Jest moją najlepszą przyjaciółką, odkąd w zeszłym roku przydzielono nas do jednego pokoju. Tata denerwował się, że będę mieszkać w akademiku, ale miałam dobre przeczucia i to się opłaciło. Mia jest dla mnie większą przyjaciółką niż ludzie, których znałam w liceum, nawet zanim wszystko skończyło się z Prestonem. Czasami mam jej za złe szczerość, ale zazwyczaj ją podziwiam. Mówi to, co myśli, niezależnie od tego, z kim rozmawia i gdzie się znajduje. Gdybyśmy zamieniły się miejscami, poszłaby na imprezę, znalazła faceta i w ciągu godziny skreśliłaby numer jeden z listy.
‒ Zasługujesz na to ‒ mówi. ‒ Nie pozwól mu dalej rujnować ci życia. On nie jest tego wart.
Biorę głęboki oddech. Mogę wiecznie kręcić się w kółko albo spróbować przełamać ten schemat. Mogę nadal wpuszczać Prestona do swojego życia albo pogrzebać pamięć o nim nowymi doświadczeniami. Spoglądam z powrotem na Listę. Pierwsza pozycja, seks oralny (przyjmowanie), wyróżnia się moim starannym pismem. Zaczęłam to robić, by dać sobie poczucie kontroli. Ale jaki jest pożytek z kontroli, jeśli nigdy nic z nią nie zrobię? Jaki jest pożytek z pożądania, jeśli nie szanuję własnego?
Jeden punkt, jedno doświadczenie naraz. Mogę to zrobić.
Kiwam głową, przyciskając dłonie do oczu, by powstrzymać łzy, które grożą ich zalaniem.
‒ Dobrze.
Mia rzuca się do przodu i przytula mnie.
‒ W porządku?
‒ W porządku. ‒ Biorę duży, łapczywy oddech. Serce mi wali, a ciało mrowi, ale czuję się dobrze. Już stabilniej. Nigdy więcej nie chcę być tą dziewczyną, rozłożoną na lodzie, złapaną jak motyl przypięty pod szkłem. Piękną i złamaną. Krytykowaną przez wszystkich, których znałam. Cała moja szkoła i połowa miasta widziała znamię, które mam obok pępka i za każdym razem, gdy myślę o tym dłużej niż pół sekundy, muszę ciężko pracować, aby skupić się na tym, co ważne. Mam dość tego, że to koniec historii. Nie mam już szesnastu lat. Jestem dorosła i zasługuję, by mieć kontrolę. Fantazje, które mam i historie, które piszę, sięgają tylko do pewnego punktu. Mia ma rację. Jeśli mam mieć przyszłość, jakiej pragnę, muszę podjąć ryzyko. Wyrywam się z jej uścisku i siadam prosto.
‒ Nie chcę się już bać.
Mia obdarza mnie swoim największym i najrzadszym uśmiechem, zakładając włosy za ucho.
‒ Jesteś zajebista. Potraktuj to jako research do swojej książki.
Kiedy wychodzi, zamykając za sobą drzwi, schodzę z łóżka i podnoszę Igora. Nie czuję się źle, ale jest zdecydowanie lepiej i to będzie musiało na razie wystarczyć. Muszę go umyć, a to nie jest tak, że zamierzam to teraz robić, więc po prostu przebieram się i przeczesuję włosy grzebieniem, a następnie wrzucam laptop i zeszyt do chemii do torby. Sprawdzam godzinę na telefonie. Planowałam pójść do The Purple Kettle wcześniej, by popisać kilka minut, zanim tata spotka się ze mną na naszej cotygodniowej randce przy kawie; odkąd semestr nabrał tempa, moja w połowie napisana powieść marniała na moim laptopie jak zapomniana roślina domowa. Teraz jednak będę miała szczęście, jeśli zdążę na czas. Słuchanie, jak narzeka na swoją drużynę hokejową, będzie przynajmniej odwróceniem uwagi. Jestem powodem, dla którego pracuje tutaj, a nie w Arizona State, a ponieważ chodzenie na mecze wywołuje u mnie pokrzywkę, to najlepsze, co mogę zrobić.
4
PENNY
Podnoszę napoje z lady i dziękuję bariście, Willowi, który skinął do mnie, zanim przeszedł do następnego klienta. Nie znam wszystkich współpracowników Mii, ale to jeden z niewielu, o których mówi bez niesmaku. Zwykle przeszkadza jej jego chłopięcy charakter ‒ woli partnera, którego ręka nie drży, gdy wchodzi jej pod koszulę ‒ ale myślę, że przypomina jej liczne rodzeństwo i kuzynów.
Biorę wzmacniający łyk mojego napoju, dyniowego chai, wychodząc z centrum studenckiego na chłodne powietrze. Może i dorastałam na lodowisku, jako była łyżwiarka figurowa, z ojcem, trenerem hokeja, ale nadal wolę ciepło niż zimno. Kiedy jeżdżę na łyżwach, przynajmniej moja krew buzuje. Stojąc na krawędzi chodnika, patrząc na klony, których liście dopiero zaczynają się obracać, zimno przenika przez moją kurtkę.
‒ Penelope. ‒ Odwracam się z uśmiechem, gdy podchodzi mój tata. Przyciąga mnie do siebie, uważając, by nie rozlać napojów, po czym bierze swoją czarną kawę. ‒ Dzięki, robaczku. ‒ Przezwisko, jakie mi nadał, które nie zmieniło się odkąd skończyłam cztery lata, sprawia, że mój uśmiech się poszerza. Może niektórzy ludzie nie chcieliby studiować w tym samym miejscu, w którym pracuje ich tata, ale ja jestem wdzięczna, że mogę się z nim widywać, kiedy tylko chcę. Od śmierci mamy jesteśmy tylko we dwoje, więc staram się nie brać jego obecności za pewnik. Fakt, że nawet spotykamy się co tydzień na kawę, jest cudem, biorąc pod uwagę bałagan, jaki zrobiłam w wieku szesnastu lat i to, jak bardzo byliśmy od siebie oddaleni. Nasze relacje nie są takie jak wtedy, gdy byłam młodsza, nawet wiele lat po śmierci mamy i wszystkim, co wydarzyło się z Prestonem, ale on się stara, więc i ja się staram. Szkoda tylko, że nie dzieje się to w Arizona State, a w McKee.
‒ Jak się masz? ‒ pyta, gdy idziemy wzdłuż krawędzi dziedzińca. Zimno nigdy mu nie przeszkadzało; ma na sobie lekką kurtkę z logo McKee na piersi, chociaż jego nos, złamany podczas gry w hokeja i w rezultacie skrzywiony, jest jaskrawoczerwony. ‒ Dobrze poszedł ci egzamin z mikrobiologii?
‒ Uhm, chyba tak. ‒ Bawię się pokrywką mojego kubka. Chciałabym powiedzieć, że mam w dupie zostanie fizjoterapeutką, tak jak on uważa, że powinnam, ale nie chcę, bo to doprowadzi do rozmowy, na którą nie jestem gotowa. Do mojego taty nie przychodzi się z życzeniami, tylko z planami, z konkretnymi krokami. Powiedzenie mu, że chcę zmienić kierunek studiów, a może nawet pisać romansidła, doprowadziłoby mnie donikąd. ‒ To znaczy, myślę, że poszło mi dobrze. Mia pomogła mi się uczyć.
‒ A co u Mii? ‒ Myślę o sytuacji z Igorem i powstrzymuję grymas wstydu. Muszę jej to wynagrodzić. ‒ U niej w porządku.
‒ Dobrze. ‒ Bierze łyk swojej kawy. ‒ Hej, robaczku. Wysyłam jednego z chłopaków, żeby pomógł ci na lodowisku.
Kilka popołudni w tygodniu pracuję na lodowisku w mieście, pomagając w treningach. Ponieważ nie mogę już jeździć na łyżwach wyczynowo, jest to sposób na utrzymanie się na lodowisku, które nie należy do McKee, ponieważ wolę oddać moją ulubioną parę riedellów3, niż wpaść na graczy taty. Robię do niego minę, popijając chai. Chłopaki trzymają się z daleka, ponieważ wiedzą, że jestem córką ich trenera, ale słyszałam o nich wystarczająco dużo, by móc wyobrazić sobie każdego z nich. Podobnie jak większość męskich sportowców na kampusie, uważają, że ich atletyczna sprawność oznacza, że każda dziewczyna powinna uważać się za szczęściarę, mając choćby pół sekundy ich uwagi. Mam nadzieję, że to nie Callahan. Jestem zaskoczona, że lód nie pęka od ciężaru jego ego za każdym razem, gdy na niego wchodzi.
‒ Ktoś z zespołu? Kto?
Drapie się po karku, lekko potrząsając głową.
‒ Callahan.
Cholera.
‒ Cooper Callahan? Poważnie?
Cooper jest najbardziej utalentowanym zawodnikiem męskiej drużyny hokejowej McKee i jeśli źródła Mii są prawdziwe, podczas wczorajszego meczu towarzyskiego przeciwko UConn wdał się w bójkę. Z nagrań, których nie mogłam ominąć, widziałam, że praktycznie leci w dół lodowiska, gdy jeździ na łyżwach, rzucając się przed krążek, by bronić bramki, dając z siebie wszystko w każdym meczu. Jest prawie gotowy do gry w NHL, ale według mojego taty nie zgłosił się do draftu, gdy tylko mógł, co oznacza, że jest w McKee na czas trwania swojej kariery uniwersyteckiej. Oznacza to również, że nie powinien się bić. Nie robią tego w college’u tak jak w NHL i powinien o tym wiedzieć lepiej. To śmieszne, że taki szorstki facet ma uczyć małe dzieci jazdy na łyżwach.
‒ Musi okiełznać swoje frustracje ‒ mówi tata. ‒ Nie wiem, co jest z nim nie tak, ale pozwala się rozpraszać. Myślałem, że poprzedni sezon to już przeszłość, ale teraz… Może jeśli spędzi trochę czasu z tymi dzieciakami, przypominając sobie, dlaczego w ogóle zakochał się w tej grze, to ponownie się skupi.
‒ Znasz go, prawda? To arogancki gracz, tato.
On tylko unosi brew.
‒ On ci pomoże, Pen. Jutro będzie na lodowisku, więc spraw, by poczuł się mile widziany. ‒ Kiedy mój ojciec coś postanowi, zmiana zdania jest prawie niemożliwa, więc po prostu wzdycham.
‒ Dobrze. Ale jeśli się nie uda, to nie moja wina.
‒ Nie ‒ zgadza się. ‒ To jego wina. Wie, że albo to, albo wyląduje na ławce następnym razem, gdy nie będzie w stanie nad sobą zapanować.
Moje serce lekko drży. Tylko trochę. Mówcie, co chcecie o hokeistach ‒ a uwierzcie mi, mam wiele do powiedzenia ‒ ale całe ich życie kręci się wokół gry. Cooper może dobrze się bawić poza lodowiskiem, jeśli wierzyć historiom, ale siedzenie na ławce byłoby ogromnym ciosem. Kiedy po raz ostatni startowałam w zawodach, poczułam, jak pęka mi serce i nawet po latach nie zagoiło się ono całkowicie.
‒ Ostro.
Tata pociera nos.
‒ Musi skupić się na swojej przyszłości. Tak jak ty, robaczku. Powiedz mi, jak naprawdę poszedł egzamin z mikrobiologii.
5
COOPER
Następnego ranka zwlekam się z łóżka przed świtem i przygotowuję do treningu. Kiedy James się wyprowadził, Izzy się wprowadziła, a ponieważ, kiedy chcemy, potrafimy być miłymi starszymi braćmi, Sebastian i ja daliśmy jej pokój z łazienką. Oznacza to, że nadal dzielę łazienkę z Sebem, który łaskawie ignoruje, gdy zostawiam ręczniki na podłodze, więc w zamian staram się nie narzekać zbytnio na jego wyjątkowo długie prysznice. Przyzwyczailiśmy się do tego; chociaż tak naprawdę nie jesteśmy bliźniakami, nasi rodzice zachowują się tak, jakbyśmy nimi byli. Jesteśmy połączeni silnym węzłem, odkąd rodzice Seba ‒ jego tata był najlepszym przyjacielem mojego taty ‒ zginęli w wypadku samochodowym. Seb pojawił się w naszej rodzinie, gdy oboje mieliśmy po jedenaście lat. James i ja broniliśmy go w bójce w pierwszym tygodniu w nowej szkole, a reszta to już historia. Nie zawracam sobie głowy pukaniem do drzwi łazienki. Jest ledwie piąta rano, a Izzy ma swój własny harmonogram z koleżankami z drużyny siatkówki; dzisiaj ma mecz wyjazdowy. Seb czasami dołącza do mnie na siłowni, ale on ma mniej treningów, ponieważ jest poza sezonem, więc pojadę sam.
Ziewam, próbując pozbyć się bólu głowy. Dlaczego wybrałem wczorajszy wieczór, by dobrać się do zapasów wina Izzy? Wino zawsze sprawia, że kręci mi się w głowie. Zamiast tego powinienem powalczyć z sześciopakiem. W chwili, gdy otwieram drzwi, ścierając sen z oczu, do moich uszu dobiega krzyk.
‒ Co ty robisz? ‒ ktoś pyta. Naciskam włącznik światła, mrużąc oczy, gdy górne światło oświetla mały pokój. W mojej łazience jest dziewczyna. Całkiem naga dziewczyna w mojej łazience. Znowu krzyczy, chwytając najbliższy ręcznik z haczyka. Zakrywam oczy dłonią, cofając się.
‒ Kim jesteś? ‒ pytam.
‒ Sebastian powiedział, że nikt inny nie wstanie!
Jęknąłem.
‒ Spiknęłaś się z nim?
‒ Mam na sobie ręcznik ‒ mówi, brzmiąc znacznie bardziej opanowanie. ‒ Nie musisz już zakrywać oczu. ‒ Powoli opuszczam rękę. Teraz, gdy mogę na nią spojrzeć bez bycia przypadkowym zboczeńcem, widzę, że jest seksowna, nawet będąc w połowie zmywania resztek makijażu z wczorajszej nocy. Przez jej ciemne włosy przebiegają różowe pasemka, a tatuaże pokrywają połowę jej prawego ramienia. Nie uznałbym jej za typ Sebby’ego, ale od lata ma gorącą passę. Irytujące. Jasne, wyszedł wczoraj wieczorem, prawdopodobnie do Red’s lub na imprezę w akademiku, a ja utknąłem w domu, rozpamiętując moją nową rolę instruktora jazdy na łyżwach.
‒ Przepraszam. Po prostu nikogo się nie spodziewałem.
Seb pojawia się przy moim ramieniu z zaspanym wyrazem twarzy i, ku mojemu zadowoleniu, z zaschniętą śliną na ustach.
‒ Wszystko w porządku?
Wzdrygam się.
‒ Stary. Powinieneś mi powiedzieć, kiedy zapraszasz dziewczynę.
Ma na tyle przyzwoitości, by się zarumienić.
‒ Już spałeś, kiedy przyszliśmy. Napisałem SMS-a. ‒ Cholera. Mój telefon wciąż leży na nocnej szafce, ładując się, bo zapomniałem go podłączyć zeszłej nocy. Po tym, jak trener pozwolił mi odejść, poszedłem prosto do domu i grałem w Dark Souls, dopóki nie padłem. ‒ Co nie zmienia faktu, następnym razem zapukaj do moich drzwi lub coś w tym stylu.
‒ Ładny tatuaż ‒ mówi dziewczyna, wskazując na kawałek dziary na moim ramieniu. ‒ Czy to Andúril?
‒ Fanka Władcy Pierścieni?
‒ Miałam obsesję na tym punkcie jako dziecko.
Sebastian szturcha mnie w plecy i mówi:
‒ Coop, Vanessa jest wielką fanką Zeppelin. Prowadzi klasyczną rockową audycję w stacji radiowej McKee.
Opieram się mocniej o framugę drzwi, krzyżując ramiona na klatce piersiowej, więc przyciąga ją moja klata. Tatuaż nad moim sercem nie jest związany z Władcą Pierścieni; to celtycki węzeł, taki sam jak u moich braci, ale jeśli lubi tatuaże, może uda nam się podtrzymać rozmowę. Nie jest w moim typie, ale w tym momencie wezmę wszystko.
‒ Najwyraźniej masz dobry gust. ‒ Śmieje się krótko, przeczesując dłonią włosy. ‒ Uhm, tak. Cóż, powinnam już iść.
‒ Dlaczego nie zostaniesz na śniadanie? ‒ pyta Seb. ‒ Wiem, że jest wcześnie, ale mogę pójść po kawę, podczas gdy ty i Cooper będziecie wymieniać się historiami o tatuażach.
Spogląda na mnie, ale niestety bez cienia ciepła na twarzy.
‒ Wybacz, ale nie angażuję się w związki z braćmi. Albo sportowcami, zazwyczaj. Byłeś zabawnym wyjątkiem, Sebastianie. ‒ Mija mnie i całuje Seba w policzek. ‒ Do zobaczenia, Callahanowie.
Znika w pokoju Seba. Ten wzrusza ramionami, rzucając mi przepraszające spojrzenie.
‒ Wybacz. Starałem się jak mogłem. ‒ Irytacja przeszywa mnie na wskroś.
‒ Nie potrzebuję, żebyś szukał dla mnie podrywu.
‒ To nie było to ‒ mówi. ‒ Myślałem, że naprawdę się dogadacie.
‒ Po tym jak ją przeleciałeś? Dzięki. ‒ Podchodzę do zlewu i ochlapuję twarz wodą. ‒ I tak nie byłem w nastroju na niechlujne resztki po tobie.
‒ O co chodzi? ‒ pyta. ‒ To miła dziewczyna.
Oddycham z ulgą.
‒ Przepraszam. Po prostu byłem taki, kurwa, nie wiem…
Głos Seba jest suchy jak pustynia.
‒ Potrzebujesz się bzyknąć?
‒ Przysięgam, Izzy przeklęła mnie zeszłej wiosny. Mój podryw nie jest taki sam od czasu wystawy w galerii Bex. ‒ Albo moja gra w hokeja. Może moje błędy na lodzie wytrącają mnie z równowagi, jeśli chodzi o moje życie seksualne. A może moje nieistniejące życie seksualne doprowadziło do niechlujnej gry. Cokolwiek to jest, muszę to rozgryźć, zwłaszcza że mam szansę zostać kapitanem drużyny. Nawet jeśli zgodzę się z żądaniami trenera, jeśli będę grać jak gówno, nie powierzy mi dowodzenia drużyną. On tylko unosi brew.
‒ Powiedz mi, że w to nie wierzysz.
‒ Jesteś najmniej przesądnym bejsbolistą, jakiego kiedykolwiek spotkałem ‒ mruczę. ‒ Porozmawiamy później; muszę iść poćwiczyć. ‒ Wygląda, jakby chciał mówić dalej, ale klepię go po ramieniu, zanim wypycham go na korytarz. ‒ Powiedz Izzy, że życzę jej powodzenia w dzisiejszym meczu.
Wycieram ręcznikiem spoconą twarz, opierając się o ścianę siłowni. Przez cały trening walczyłem o to, by nie rozlać się po podłodze. Przygnębiające jest to, że wyglądam lepiej niż Evan, który wykonał swoje rutynowe ćwiczenia z energią zombie. Kiedy zobaczył mnie wcześniej, próbował przeprosić, ale to nie jego wina, że uderzyłem tego faceta. Trener ma rację, powinienem był po prostu wywrzeć na nim presję w następnym meczu, spróbować zmusić go do popełnienia błędu na lodzie, zamiast atakować go bezpośrednio. W hokeju są sposoby na przekazanie jasnej wiadomości, które nie wymagają użycia pięści, ale nie mogłem sobie przypomnieć żadnego z nich. Może nie chciałem. Pozwolenie, by mój temperament przerodził się w przemoc, wydawało mi się wtedy świetnym pomysłem. Zatrzymuję muzykę i przechodzę przez siłownię. Właśnie siada do wyciskania na ławce, ale potrzebuje kogoś, kto będzie go asekurował.
‒ Hej, Evan. ‒ Wyciąga jedną ze swoich słuchawek.
‒ Hej.
‒ Potrzebujesz pomocy?
Jego głos jest gruby, gdy odpowiada.
‒ Tak, dzięki.
Ustawiam się w odpowiedniej pozycji, obserwując, jak dostosowuje ciężar, zanim kładzie się na plecach i mocno stawia stopy na podłodze. Jest trochę za niski jak na obrońcę, więc próbuje nabrać masy. Jesteśmy parą obrońców od naszego pierwszego wspólnego sezonu. On zasługuje na to, by hokej był dla niego radosną rozrywką, a nie ciężarem. Chrząkam po kilku powtórzeniach.
‒ Słuchaj, stary. Nie musisz się martwić tym, co się wczoraj stało. Zasłużyłem na to. ‒ Jego brązowe oczy zachodzą łzami. Kurwa. Jego matka chorowała tak długo, jak go znam, ale wiem, że to tylko pogarsza sprawę. ‒ Przynajmniej nie zostałeś zawieszony. ‒ Biorę od niego sztangę, a on odpoczywa przez kilka uderzeń serca, wycierając pot z twarzy. ‒ Ten koleś to dupek. Potrzebował kogoś, kto go uciszy.
Wstaje, rozgląda się, po czym podchodzi bliżej.
‒ Jean powiedział, że trener chce cię mianować kapitanem, ale ostatni wieczór mógł to spieprzyć.
Przygryzam wewnętrzną stronę policzka.
‒ Próbuję znaleźć sposób, żeby to rozwiązać.
‒ Wiesz, że Brandon też tego chce.
‒ Tak, cóż, Brandon nie jest liderem. Trener to zauważy.
Evan wraca na swoje miejsce.
‒ Jest seniorem.
Spoglądam na salę, gdzie Brandon i kilku innych seniorów z drużyny stoją i rozmawiają. Brandon jest dobrym hokeistą, ale nie wybitnym. Jest powód, dla którego nie zgłosił się do draftu i dlaczego jego plany po ukończeniu studiów obejmują pracę w firmie inwestycyjnej ojca, zamiast kontynuowania gry w hokeja. To nie jest zawód dla każdego, ale to jest to, czego ja chcę. Od małego marzyłem tylko o grze w NHL. Być częścią rzadkiego bractwa, bez względu na to, w jakiej drużynie gram. Chcę czuć pęd gry tak długo, jak pozwoli mi na to moje ciało. On nie powinien być kapitanem. Ja powinienem. Jestem utalentowany, chłopaki mnie słuchają, a ja haruję jak wół, by stawać się lepszym z każdym meczem. Zmuszam się do skupienia uwagi na Evanie, na wypadek gdyby sztanga wyślizgnęłaby się z jego dłoni, moje myśli podążają w milionach różnych kierunków. To ironia losu, ponieważ utrata zimnej krwi na lodowisku doprowadziła do tego bałaganu, ale chciałbym, aby mieć siłę i wyostrzyć moje skupienie i uwolnić część presji, której nie mogę pozbyć się z klatki piersiowej. Trening nie pomógł; może powinienem pójść pobiegać. To, co naprawdę chciałbym zrobić, to znaleźć laskę. Nic nie oczyszcza mojej głowy szybciej niż ładna dziewczyna owijająca dłoń ‒ a jeszcze lepiej usta ‒ wokół mojego kutasa.
‒ Tak, cóż, ustaliłem coś z trenerem ‒ mówię. ‒ Popracuję dla niego jako wolontariusz, aby udowodnić, że jestem gotowy do bycia kapitanem.
‒ To świetnie.
‒ Tak.
Nie zawracam sobie głowy wyjaśnianiem, że to w zasadzie chwalebna opieka nad dziećmi. Kiedy Evan kończy, sprawdzam telefon. Jest nieodebrane połączenie wideo od mojego ojca, więc oddzwaniam do niego, wymykając się z siłowni na korytarz. Kiedy odbiera, jego twarz jest tak czerwona jak moja. Przesuwa przedramieniem po twarzy, odsuwając ciemne, srebrne włosy przyklejone do czoła. Nawet w ekranie telefonu widzę kolor jego oczu. Czysty błękit, taki sam odcień jak mój i mojego rodzeństwa, poza Sebastianem. Nie cieszę się, widząc je zachmurzone z rozczarowania, ale nieważne. Przywykłem do tego. Jeśli dzwoni, to wie, co się wczoraj wydarzyło.
‒ Co tam? ‒ pyta.
‒ Gdzie jesteś?
‒ U Jamesa. Bex potrzebowała pomocy w studiu, a on jest już w Londynie na meczu z Saints. Cieszę się, że kiedy grałem, nie mieliśmy meczów na innych kontynentach.
‒ Jechałeś aż do Filadelfii?
‒ Hej, Coop! ‒ słyszę Bex w tle.
‒ Twoja mama też przyjechała, ale się z nią minąłeś. Wybiegła po śniadanie. Wszystko w porządku, synu? ‒ Opieram się chęci potrząśnięcia głową. Zeszłej wiosny tata nawet nie chciał, żeby James i Bex byli razem. Teraz najwyraźniej kocha ją na tyle, by pomóc jej założyć studio fotograficzne. Oczywiście. Nawet gdy James nawala, tata nigdy długo się nie gniewa. James przegrał swój mecz o mistrzostwo dla Bex, a teraz on i mama już nazywają ją swoją synową, mimo że dopiero się zaręczyli i jeszcze nie planują ślubu.
‒ Dobrze. ‒ Chrząkam, odpychając od siebie falę emocji. ‒ Miałem wczoraj mecz towarzyski.
Tata siada w czymś, co wygląda jak fotel, wzdychając.
‒ Zawiesili cię na następny mecz?
Miałem rację, on o tym wie. Nie jestem pewien, skąd, ale zawsze wie o moich wpadkach, zanim zdążę mu o nich powiedzieć.
‒ Zasłużył na to, proszę pana. Broniłem kolegi z drużyny.
On tylko unosi brew, pozostawiając mnie albo z niezręczną ciszą, albo z paplaniną o szczegółach. Postanawiam wytrzymać ciszę, czekając, aż on pierwszy ją przerwie. Nie zgadza się z zasadą NCAA o zakazie walki, ale to nie znaczy, że nie jest wkurzony, że spieprzyłem w ten sam sposób dwa razy. Według Richarda Callahana błąd można popełnić raz, a powtórzenie tego samego jest głupotą.
‒ Szkoda ‒ mówi w końcu. Nie jest zły, tylko zrezygnowany. Jakby nawet ta rozmowa była ciężarem, którego nie chce dalej dźwigać. ‒ Drużyna będzie cierpieć bez ciebie na lodzie.
‒ Trener zdołał mnie zakwalifikować na otwarcie sezonu. ‒ Przeciągam zębami po dolnej wardze. ‒ Ale zmusza mnie do spraw związanych z wolontariatem. Uważa, że to pomoże mi się skupić.
Ojciec unosi brew.
‒ Zawsze podziwiałem trenera Rydera.
Spuszczam wzrok na podłogę, pocierając czubkiem buta ślad po zadrapaniu.
‒ Powiedział, że jeśli posprzątam po sobie i wrócę do dobrej gry… może mianuje mnie kapitanem. ‒ Podnoszę głowę na ostatnią część; nic na to nie poradzę. Nie wiem, czego się spodziewam. Gratulacji? Dumy? Zachwytów, jakbym był cholernym golden retrieverem?
Zamiast tego marszczy brwi.
‒ Interesujące. ‒ Wzdycha ponownie. ‒ Nie mogę powiedzieć, że jestem zaskoczony, że to się powtórzyło, Cooper. To nie pierwszy raz, kiedy dajesz się ponieść temperamentowi. Zawsze zastanawiałem się, czy hokej wydobywa z ciebie to, co najgorsze.
‒ Mówi to człowiek, który zawodowo uprawiał brutalny sport. ‒ Mój głos wyostrza się jak szpikulec do lodu, gdy zalewa mnie frustracja. ‒ To nie hokej. Nie jestem…
‒ Proszę ‒ przerywa, jego głos jest równie ostry. Powinienem się rozłączyć, wiem, że powinienem, ale nie mogę się do tego zmusić. Nie oczekuję od niego przeprosin, ale może poczuje się trochę źle i będę mógł to zobaczyć w jego oczach.
‒ Co masz robić? ‒ pyta w końcu. ‒ Jako wolontariusz.
‒ Uczyć dzieci jazdy na łyżwach.
‒ To nie brzmi źle. Ile mają lat?
‒ Siedem? Osiem? Nawet nie wiem.
‒ Byłeś kiedyś w tym wieku i uczyłeś się, jak radzić sobie na lodzie.
Czekam, aż rozwinie myśl, ale oczywiście tego nie robi. Nie lubi zbytnio rozmawiać o wujku Blake’u, nawet od niechcenia. Wujek Blake może być młodszym bratem mojego ojca i tym, który zapoznał mnie z hokejem, ale ponieważ przez lata pojawiał się i znikał z naszego życia, zmagając się z uzależnieniem, tata trzyma go na dystans. To gówniane, ale kłótnie z nim prowadzą donikąd.
Noo.
‒ Wydaje się, że to dobra rzecz. Może dzięki temu nauczysz się cierpliwości.
‒ Jestem pewien, że taki jest plan trenera.
Zaskakuje mnie śmiechem.
‒ Nie musisz się tak tym przejmować. On jest po prostu dobrym trenerem.
‒ Tak sądzę.
‒ Wiesz, jak do tego doszło i musisz sobie z tym poradzić.
Z trudem powstrzymuję się przed powiedzeniem mu, że jeśli rozmawiał z Jamesem, to przynajmniej starał się być pomocny. Zawiózł go do McKee po wszystkim, co wydarzyło się w LSU4.
‒ Wiem o tym.
‒ Daj mi znać, jak poszło. Nadal planujemy przyjechać na mecz z UMass5.
‒ Mam nadzieję, że ten, którego jesteśmy gospodarzami.
‒ Oczywiście.
Słyszę otwierane i zamykane drzwi. Moja mama prawdopodobnie wróciła ze śniadaniem.
‒ Muszę lecieć, ale uważaj na swój nos, synu.
Rozłącza się, zanim zdążę się pożegnać. Nie spodziewałem się niczego innego po tej rozmowie, ale i tak serce wali mi w piersi, jakbym upuścił je na ruchome piaski. Wsuwam telefon do kieszeni, przeciągając dłonią po twarzy. Nie chodzi o to, że chciałem, aby wyciągnął mnie z wolontariatu lub oczekiwałem, że będzie świętował moją utratę panowania nad sobą, ale jego wsparcie w czymś byłoby miłe. Może do czasu meczu z UMass zobaczy C na mojej koszulce. To byłby dowód mojego zaangażowania w sport, którego nie mógłby zignorować. Dowód na to, że nawet jeśli chciałby, abym kontynuował rodzinne dziedzictwo jak James, zamiast podążać śladami brata, którego porzucił dawno temu, buduję przyszłość, której chcę dla siebie.
6
PENNY
‒ I pamiętajcie, że wasz egzamin odbędzie się w przyszłą środę ‒ mówi moja profesor chemii, wycierając tablicę. ‒ Mam nadzieję, że wielu z was poprawi się w stosunku do ostatniego egzaminu.
Wrzucam książki do mojej materiałowej torby i przewieszam ją przez ramię, ukrywając minę za szalikiem. Słowa nie są w stanie wyrazić tego, jak mało zależy mi na tych zajęciach. To ledwo ma sens, mimo że chodzę na wszystkie korepetycje oferowane przez asystentów nauczycieli, a egzaminy są brutalne. Wolałabym wyrywać sobie paznokcie, niż siedzieć nad kolejnym egzaminem składającym się ze stu pytań, wiedząc, że wynik będzie taki sam, bez względu na to, jak dużo będę się uczyć. Tata odpytał mnie z mikrobiologii, ale z chemii idzie mi jeszcze gorzej. Może jeśli obleję wszystko w tym semestrze, będzie to dla niego wystarczający sygnał, że nie dam rady. Próbowałam, bo tego dla mnie chce ‒ nawet jeśli trzyma się na wpół uformowanego marzenia, które miałam, gdy snułam szesnaście lat, próbując nadać sens upadkowi mojej kariery w łyżwiarstwie figurowym ‒ ale jeśli nie mogę ukończyć studiów licencjackich na kierunkach ścisłych, to jak, u licha, będę w stanie robić to w pracy? Wychodzę z budynku, mocno zaciskając szalik wokół szyi. Liście chrzęszczą pod moimi butami do kostek, gdy wracam do centrum kampusu. Na kampusie jest tak wiele wzniesień ‒ chory projekt, jeśli o mnie chodzi ‒ że zanim docieram do centrum studenckiego, boli mnie kolano. Sięgam w dół, pocierając je przez dżinsy, czując gładką bliznę po operacji. Jak każdy łyżwiarz figurowy, miałam sporo kontuzji, ale moja ostatnia, kolano, nigdy nie zagoiła się tak dobrze, jak lekarze mieli nadzieję. Kiedy jest tak zimno, powietrze przenika przez moje ubrania, a to powoduje, że moje ciało staje się jeszcze sztywniejsze.
Zauważam Mię czekającą na ławce przed The Purple Kettle. Nie jestem pewna, jak to możliwe, ale jej czarna, matowa szminka wygląda bardzo luzacko. Dodając do tego skórzaną kurtkę i wysokie buty, nic dziwnego, że prawie każdy facet, który przechodzi obok, zerka na nią dwa razy. Kiedy mnie widzi, podchodzi do mnie pospiesznie i obejmuje mnie, a nasze zimne policzki stykają się ze sobą. Odsuwa się, obserwując mój grymas twarzy. Mia ma dar udawania suki, ale ja nigdy nie potrafiłam ukryć swoich emocji.
‒ Jak było na chemii? ‒ pyta.
‒ Okropnie ‒ jęczę.
Oplatamy się ramionami, wchodząc do środka. Biorę głęboki oddech, rozkoszując się zapachem kawy i cukru.
‒ Gorzej niż zaatakowanie współlokatorki zabawką erotyczną? ‒ pyta. Dziewczyna przed nami odwraca się, unosząc brwi. Próbujemy powstrzymać śmiech, ale i tak się pojawia. Przynajmniej Mia nie jest aż tak wściekła z powodu latającego dildo. Zeszłej nocy przeglądałyśmy Tindera w poszukiwaniu potencjalnych randek, a kiedy natknęłyśmy się na faceta o imieniu Igor, śmiała się tak mocno, że zsunęła się z mojego łóżka.
‒ Tak. O wiele gorzej. ‒ Grzebię w torbie w poszukiwaniu portfela. ‒ Poczekaj, ja zapłacę. Przynajmniej tyle mogę zrobić po wczorajszej traumie. ‒ Przesuwamy się do przodu w kolejce.
‒ Skorzystamy z mojej zniżki pracowniczej ‒ mówi. ‒ Ale zamawiam ogromne karmelowe macchiato. Przygotuj się.
‒ Nigdy nie zgadniesz, co robi mój tata. ‒ Zerkam na ladę, aby zobaczyć, jakie mają wypieki. Wygląda na to, że jest ciasto kawowe, moje ulubione. Przynajmniej jedna rzecz idzie dziś po mojej myśli. ‒ Chcesz podzielić się ciastem kawowym?
‒ Zawsze. I co?
Spoglądam na menu wiszące na ścianie, chociaż już wiem, że zamówię dyniowy chai. To jedyna rzecz, która sprawi, że moje nudne zajęcia z przedmiotów ścisłych będą znośne.
‒ Wysyła kogoś na wolontariat na jedne z moich zajęć.
‒ Kogo? ‒ Dziewczyna przed nami kończy płacić i odchodzi na bok, by poczekać na swój napój, więc składam zamówienie, dorzucając kanapkę do podziału; w końcu to lunch. Kiedy wcześniej się umówiłyśmy, miałyśmy nadzieję, że uda nam się trochę pouczyć przed pracą. Mia macha do swoich współpracowników, gdy zajmujemy stolik przy oknie i każda z nas siada, wyciągając notesy i laptopy. Odłamuję kawałek ciasta i delektuję się nim, zanim wygodnie się oprę. Przysięgam, nie da się wypowiedzieć imienia tego faceta bez co najmniej trzech dziewczyn patrzących w górę, na wypadek, gdyby samo powiedzenie go na głos było jakimś zaklęciem, które go przywoła. Rozumiem, jest przystojny, ale wielu hokeistów takich jest. Wielu z nich jest też palantami, ale to nie powstrzymuje zainteresowania ze strony dziewczyn, które chciałyby zobaczyć, czy ktoś taki jak Cooper poradzi sobie z nimi równie dobrze jak z kijem hokejowym.
‒ Coopera Callahana.
Dziewczyna przy stoliku obok patrzy na nas przez pół sekundy, po czym wbija wzrok z powrotem w telefon. Typowe. Mia unosi brew.
‒ Dlaczego?
‒ Sądzi, że wolontariat pomoże mu wrócić na właściwe tory. Nie wiem. Jestem pewna, że nie chce tego robić, a już na pewno nie ze mną. ‒ Słyszę swoje imię, więc wyskakuję po nasze napoje. Wdycham zapach dyniowej dobroci unoszący się z mojego chai, biorę łyk i wracam do naszego małego kącika przy oknie. Kiedy stawiam napoje i panini na stole, Mia ma wyraz twarzy, który sprawia, że czuję ciarki na karku. Ta jej intrygująca twarz. Zazwyczaj jej plany dotyczą osoby, na której aktualnie jej zależy, ale ona nie lubi facetów takich jak Cooper bardziej niż ja, więc wątpię, by potrzebowała mnie, by się przedstawić. Co oznacza, że… myśli o czymś związanym ze mną.
‒ Mia… ‒ zaczynam.
‒ Penny ‒ mówi spokojnie, biorąc łyk kawy. ‒ To doskonała okazja.
‒ Słuchać, jak jeden z aroganckich graczy mojego ojca tłumaczy mi jazdę na łyżwach?
Ona tylko się uśmiecha.
‒ Wszechświat daje ci prezent. Mówi ci, żebyś chwyciła kutasa, jeśli chcesz. ‒ Krztuszę się kolejnym łykiem chai.
‒ Nie ma mowy.
‒ To jest idealne! On nie wchodzi w związki, a ty potrzebujesz kogoś, kto zagwarantuje ci dobrą zabawę. Jego reputacja w tym względzie jest wyśmienita.
Rumienię się, wypełniając usta gorącym panini, zamiast odpowiedzieć. Roztopiony ser pali mnie w język, ale zmuszam się do przełknięcia. Wszystko, aby nie myśleć zbyt intensywnie o dobrej reputacji Coopera Callahana. I chwycenia jego, yyy, kutasa.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. University of Connecticut. [wróć]
2. Puck bunnies – określenie fanek zawodników hokeja. [wróć]
3. Riedell Skates – firma produkująca łyżwy i wrotki. [wróć]
4. LSU – Louisiana State University (Uniwersytet Stanowy Luizjany). [wróć]
5. UMass ‒ University of Massachusetts. [wróć]