Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
Sportowy romans dla fanów Pierwszej próby i Ucieczki Grace Reilly.
Podnosząca na duchu historia najmłodszego z braci Callahan i najlepszej przyjaciółki Penny Ryder o drugich szansach, rozwoju osobistym i sile miłości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 451
UWAGA AUTORA
Chociaż w całej książce, w miarę możliwości, starałam się zachować wierność realiom baseballu uniwersyteckiego i ogólnie sportów uniwersyteckich, będą w niej nieścisłości, zarówno zamierzone, jak i niezamierzone. Odwiedź moją stronę internetową, aby uzyskać pełne ostrzeżenia dotyczące treści, ponieważ w tej książce omówiono kilka trudnych tematów.
1
SEBASTIAN
18 lutego
PRZYSIĘGAM NA BOGA, Mia di Angelo nosi te dżinsy, żeby mnie, kurwa, torturować. Najlepsza przyjaciółka Penelope Ryder ma wiele cech, ale w tej chwili „lisica” jest jedynym określeniem, które przychodzi mi na myśl.
Tańczy z Juliem, a jego ręce są wystarczająco nisko na jej biodrach, by muskać jej tyłek. Jej długie, ciemne włosy opadają luźno na nagie ramiona. Nie mogę przestać się gapić na jej ciało między jaskrawozielonym wiązanym topem a czarnymi dżinsami, które leżą tak idealnie, że równie dobrze mogłyby być namalowane. Sposób, w jaki tańczy, jest hipnotyzujący – jedynym problemem jest to, że robi to z moim kolegą z drużyny, a nie ze mną.
Wpatruję się w jej umięśniony brzuch, słuchając jej śmiechu, gdy ociera się o Julia. Zaciskam mocniej palce wokół szklanki.
Dwie noce temu zanurzyłem język w jej pępku, aby ją rozśmieszyć, zanim osunąłem się na kolana.
Dwa tygodnie temu zaciągnęła mnie do sali na piątym piętrze biblioteki i całowała, aż traciłem oddech.
Dwa miesiące temu uśmiechnęła się do mnie po raz pierwszy. Spojrzała na Penny i mojego brata, Coopera, a potem znów na mnie i uśmiechnęła się, a ja przysięgam, że wszechświat zatrzymał się na pół sekundy w obrocie wokół własnej osi. Nie mogłem oddychać, nie mogłem się ruszyć, nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko patrzeć na ten uśmiech i się rozpływać. Widzę tę twarz w mojej głowie w najdrobniejszych szczegółach: mała przerwa między jej dwoma przednimi zębami. Czarna szminka. Eyeliner i ziemiste, brązowe oczy. Rzucała mi gniewne spojrzenie za spojrzeniem, jakbym był osobiście odpowiedzialny za wszystko, co ją w tej chwili denerwowało, a potem nagle obdarzyła mnie uśmiechem.
Uśmiechem anioła.
Słyszę odległe żarty kolegów Coopera z drużyny. Jego przyjaciel Evan Bell pyta, czy sądzą, że poradziłby sobie z Mią.
Nie.
Wiem dokładnie, kto sobie z nią poradzi i to nie jest on. Julio też nie. Biorę łyk drinka i klepię Evana po ramieniu.
– Kolego, z całym szacunkiem, ale ona zjadłaby cię żywcem i wypluła twoje majtki.
Mickey, inny kolega Coopera z drużyny, gwiżdże.
– Nie przeszkadzałoby mi to.
Nie udaje mi się dobrze ukryć ponurego wyrazu mojej twarzy. Mickey mógłby wywalczyć sobie drogę do łóżka Mii, jasne, ale trudno byłoby mu utrzymać ten układ.
Byłem z nią już cztery razy. Za każdym razem mówi mi, że to ostatni.
Ale jeśli ma się z kimś pieprzyć dzisiejszej nocy, to ze mną. Wiem, że powinienem pozwolić jej zwrócić uwagę na Julia, Mickeya lub kogokolwiek innego, kim jest zainteresowana. Dała mi jasno do zrozumienia, że nasz związek nie może wyjść poza sferę fizyczną. Nie wiem, czy jestem do tego zdolny, więc powinienem zostawić ją w spokoju.
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Kiedy Cooper idzie do Penny – zdaje się, że chodzi o grę w beer ponga – odrywam się od ściany i przechodzę przez parkiet.
– Pozwolisz, że zatańczymy? – Julio unosi brew, ale nie wydaje się być zbyt zmartwiony. Nikomu z drużyny nie powiedziałem o moich relacjach z Mią. Nikt o tym nie wie, poza mną i nią.
– Decyzja należy do pani – mówi.
Mia robi niepewny krok w następny takt muzyki i gniewnie na mnie spogląda. Ma makijaż, który sprawia, że jej twarz się mieni. Brokat spływa nawet po jej szyi i piersiach.
Jej głos zawiera precyzyjną dawkę jadu. Pozornie. Mam taką nadzieję.
– Poważnie?
– Jeden taniec.
Piosenka milknie, a gdy zaczyna się następna, wyciągam rękę.
– Dobrze. – Robi pokaz, całując Julia w policzek. – Wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Przyciągam ją do siebie. Żebyśmy mogli zatańczyć, to oczywiste, ale też, by ją poczuć, doświadczyć jej ciepła.
– Nie mogłaś wybrać jednego z dwóch tuzinów hokeistów w tym domu, żeby się ze mną droczyć?
Obraca się, przyciskając do mnie swój pyszny tyłek. Gubię pół kroku, zanim kładę dłoń na jej brzuchu, trzymając jej ciało blisko mojego.
– Droczyć? – mówi, odwracając się tak, że jej usta są przy moim uchu. Obejmuję ją mocniej.
– Julio jest jednym z moich kolegów.
– W takim razie Evan.
– Nie.
Obracam ją i nieoczekiwany, prawdziwy ruch taneczny sprawia, że się uśmiecha. Zatrzymuję to w pamięci. Ma wiele wyrazów twarzy, ale jej uśmiechy są najlepsze. Rzadkość.
– Ja.
– Kto powiedział, że nadal jestem zainteresowana?
Pozwalam, by mój oddech owiewał jej ucho. Mimo że jest tu gorąco, drży.
– To kurewsko oczywiste, di Angelo.
Obraca się, patrząc mi w oczy; jej wysokie obcasy sprawiają, że jesteśmy praktycznie tego samego wzrostu. Chcę zdjąć te szpilki, a potem cholernie wolno zdjąć jej dżinsy. Ma maślane oczy, podkreślone eyelinerem w charakterystyczny sposób.
– Penny zamierza spędzić tu noc.
– Jakby Cooper spuścił ją z oczu.
– Możesz przyjść do pokoju. – Uśmiecham się do niej. Może jest jakaś część niej, nawet jeśli jest ukryta, która lubi mój uśmiech. Nie powinienem mieć takiej nadziei, ale, Boże, mam.
2
MIA
6 maja
WPADAM DO BRAGG SCIENCE CENTER z minutowym zapasem przed spotkaniem z profesor Santoro. Jeśli jest jedna rzecz, której nienawidzi, to spóźnialstwo, więc biegiem pokonuję schody na piąte piętro. Nie powinnam była zeszłej nocy zgadzać się na drinki z Erin, jedną z seniorek na wydziale fizyki – bo to nie były tylko drinki. Oczywiście wylądowałyśmy u niej po kilku kolejkach – ale byłam lekkomyślna i teraz za to płacę.
Prawie wymiotuję, gdy na trzecim piętrze łapię oddech. Zdecydowanie za to płacę. Czuję się, jakby ktoś wielokrotnie uderzał mnie w głowę młotem. A noc z nią nawet nie była tego warta. O wiele za dużo śliny.
Zawsze miałam od groma złych pomysłów. Wybuchowe eksperymenty w laboratorium chemicznym w St. Catherine Academy. Imprezy przy ognisku w lesie na skraju mojego rodzinnego miasta w South Jersey. Wszelkiego rodzaju bzykanie w schowkach, klasach i publicznych łazienkach. Ostatnio miałam mnóstwo dodatkowych złych pomysłów.
Łatwiej jest rzucić się w wir podrywów i imprez niż myśleć o nim.
Sebastian Miller-Callahan. Obrzydliwie miły. Obrzydliwie dobry w doprowadzaniu mnie do orgazmu. Obrzydliwie dobry również w baseballu, a to coś, co powinno mnie ostrzec – ze sportowcami nigdy nie jest łatwo.
Nie wspominając o tym, że jest bratem chłopaka mojej najlepszej przyjaciółki Penny. Nie.
Pan Złoty Bóg Baseballa jest w moim życiu na dłużej i żadna liczba podrywów nie zmieni tego faktu.
• • •
Nie powstrzymało mnie to przed próbowaniem od ponad miesiąca. Nie powstrzymało mnie to przed pragnieniem bycia innym typem dziewczyny. Gdybym była miłą dziewczyną i zasługiwała na Sebastiana, to może nie uciekłabym w dniu, w którym jego brat nakrył nas, gdy byliśmy o krok od przejścia do sedna sprawy.
Czeszę włosy, pędząc korytarzem. Mogę być na kacu i mieć bardziej złamane serce, niż kiedykolwiek bym przyznała, ale nie ma mowy, żebym pozwoliła sobie zepsuć to zadanie. Udało mi się dostać do laboratorium profesor Santoro tego lata, mimo że jestem dopiero na pierwszym roku, ale nie chcę tego brać za pewnik. Właśnie po to ciężko pracowałam w liceum, aby dostać się do McKee i na astronomię, która jest jednym z pięciu czołowych wydziałów. Szansa na przeprowadzenie prawdziwych badań, rozpoczęcie tego, co miejmy nadzieję będzie długą karierą spędzoną na wpatrywaniu się w gwiazdy – i spowodowanie, by moja aplikacja do programu studiów astrofizycznych za granicą na Uniwersytecie Genewskim była lepsza.
Pamiętam dokładnie moment, w którym zakochałam się w kosmosie. Oczywiście zdawałam sobie z tego sprawę już wcześniej, ale dopiero przy letnim ognisku podczas rodzinnych wakacji spojrzałam w górę i naprawdę to ujrzałam. Mój nonno – marzyciel w rodzinie praktycznych ludzi – przyniósł na plażę teleskop, i podczas gdy wszyscy pili wino z papierowych kubków i śmiali się przy ognisku, ja poszłam za nim w spokojne miejsce przy wydmach.
– Znajdźmy planetę – powiedział, ustawiając teleskop. – Może uda nam się zobaczyć Marsa lub Jowisza. Lato to dobry czas na polowanie na planety.
To było jak magia, patrzeć w niebo przez teleskop. Znaleźliśmy je, a także Saturna. Moje oczy rozszerzyły się, gdy przykleiłam twarz do okularu.
– Pewnego dnia – powiedział dziadek, wkładając ręce do kieszeni swoich lnianych spodni i spoglądając w górę z taką samą czcią, jaką widziałam, gdy modlił się w kościele – może znajdą kolejną małą dziewczynkę wpatrującą się w niebo przez teleskop, zastanawiającą się nad Ziemią. Może to ty będziesz tą, która to zrobi, Mario.
Zawsze powtarzał mi, że mogę zrobić wszystko. Gdy dorastałam i pochłonęło mnie zainteresowanie kosmosem, wysyłał mi artykuły z NASA, które razem czytaliśmy. Zachęcał mnie do zapisania się na zaawansowane zajęcia z matematyki i nauk ścisłych oraz dołączenia do klubu robotyki. W poranek, zanim zmarł na atak serca, odebrał mnie ze szkoły – po raz kolejny miałam kłopoty z zakonnicami – i powiedział mi, że wie, że moim przeznaczeniem jest coś wielkiego.
Kiedy docieram do biura profesor Santoro, pukam do drzwi i przez pięć sekund, czekając na odpowiedź, przeczesuję swoje niechlujne włosy. Blee. Dlaczego znowu spiknęłam się z Erin? Sebastian Miller-Callahan wciąż jest w mojej głowie, dlatego.
Teraz to się skończy. Muszę skupić się na pracy w laboratorium. Studia za granicą, na które można się dostać. Przyszłość do zaplanowania – witaj, NASA – która jest daleko od New Jersey i rodziny di Angelo, dziękuję bardzo.
Nic z tego nie dotyczy pewnego zielonookiego baseballisty.
Tak czy inaczej, to ja go olałam.
Założę się, że w ogóle o mnie nie pomyślał.
– Wejść – woła profesor Santoro.
Delikatnie otwieram drzwi. Profesor Beatrice Santoro jest głównym powodem, dla którego wybrałam McKee University zamiast wszystkich innych ofert, mimo, że niektóre oferowały lepsze stypendia. Ona jest twardą, starszą Włoszką, która po jednym spojrzeniu na mnie zrozumiała moje pochodzenie, a także wyzwania i miłość. A teraz, po dwóch latach spędzonych na pracy na tym wydziale aby zdobyć wiarygodność, w końcu jestem w jej laboratorium. Rzadko wpuszcza studentów na studiach licencjackich do swojego sanktuarium, chyba, że są starsi, ale ja zasłużyłam na to miejsce. Nienaganna praca w laboratorium i frekwencja. Biegła znajomość Pythona i C++. Wolontariat w planetarium kampusu. Uczestnictwo w każdym wykładzie i sympozjum.
Do czasu spotkania z profesor Santoro mój dziadek był jedyną osobą, która powiedziała mi, że we mnie wierzy. Masz przed sobą świetlaną przyszłość, Mia. Przyszłość w gwiazdach, jeśli tego właśnie chcesz. Jeśli jesteś gotowa na nią zapracować. Spędziłam dwa lata, pracując, by być godną tych słów, a teraz jestem gotowa to udowodnić.
– Mia – mówi ciepłym głosem. – Jak się masz?
Biuro profesor Santoro to mały zakątek pokoju. Wszędzie książki, oprawione zdjęcia kosmosu i gwiazd w galerii na ścianie, jej stopnie naukowe w rzędzie za biurkiem. Robi notatki ręcznie, niezależnie od programu komputerowego, którego używa, a stosy małych notatników są poustawiane na biurku jak strażnicy.
Gdy siadam, poprawia grube, czarne okulary, które nadają jej miłej, dojrzałej twarzy odrobinę dziwactwa. Jej srebrne włosy zwisają luźno wokół ramion.
Udaje mi się uśmiechnąć, chociaż mam ochotę rzucić się na jej biurko.
– Świetnie. A pani?
Profesor Santoro odchyla się na krześle, łącząc opuszki palców.
– W porządku. Bardzo się cieszę, że mam cię jako badacza na studiach licencjackich podczas tego lata. Myślę, że to zadanie będzie dla ciebie dobrym wyzwaniem, biorąc pod uwagę twoje zainteresowanie odkrywaniem egzoplanet.
Prawie podskakuję z podekscytowania, ale udaje mi się opanować. Egzoplanety to stosunkowo nowe odkrycie – oficjalnie istniały tylko w teorii, aż do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku – a teraz naukowcy odkryli ich tysiące. Są to po prostu planety krążące wokół gwiazdy innej niż nasza. Spośród miliardów z nich, jedna może być zdolna do podtrzymania obcego życia. Profesor Santoro jest zaangażowana w te badania od samego początku, a myśl o współpracy z nią, nawet na małą skalę, w celu odkrycia i sklasyfikowania tych planet, wystarczy, aby wszystko inne zniknęło.
– Alice prześle ci e-mailem harmonogram zajęć – mówi. – Będziesz mieć przypisane lektury na nasze cotygodniowe konwersatoria, więc upewnij się, że jesteś przygotowana. Chcę, żebyś pracowała z nią nad przerobieniem programu, którego używamy do pomiaru atmosfer tych planet. Myślę, że twoje oko do kodu pomoże nam go usprawnić. Chcę, aby wersja próbna była gotowa do uruchomienia, gdy opublikują nowe dane Jamesa Webba, aby mogła być częścią analizy mojego nowego artykułu.
Kiwam głową.
– Oczywiście.
Jej spojrzenie staje się przenikliwe.
– Co słychać, Mia? Jak twoja rodzina?
– Dobrze.
– Czy nadal myślą, że praktykujesz jako nauczyciel?
Moja twarz oblewa się rumieńcem. Wpatruję się w swoje kolana. Wielką wizją mojej rodziny na temat kariery kobiety jest to, że powinna ona być tymczasowa – nauczanie innych, dopóki nie będę miała własnych dzieci. Moja babcia tak zrobiła. Moja matka i jej siostra. Moja starsza siostra Giana będzie uczyć jeszcze przez rok, zanim doczeka się dzieci ze swoim mężem, nie zważając na to, że dorastając chciała zostać prawnikiem. Myślą, że to właśnie robię, a ja ich nie wyprowadzam z błędu. Ale jeśli dostanę się do programu w Genewie, będę mogła wykorzystać to jako konkretny dowód na to, że ta dziedzina jest mi przeznaczona. I wyjaśnić im wszystko. W końcu nie chcę kłamać o czymś tak wielkim.
– Tak jest łatwiej. Oni tego… oni tego nie zrozumieją.
– Niemniej jednak – stwierdza – to twoja rodzina. – Moi rodzice też nie rozumieli mojego pragnienia wpatrywania się w niebo przez teleskop, ale się przekonali.
– Pani ojciec był lekarzem – mówię. – Mój tata instaluje systemy klimatyzacji.
Zdejmuje okulary i ostrożnie je składa.
– Pod koniec czerwca organizuję sympozjum. Przyjadą koledzy z kilku uniwersytetów i chciałabym, abyś przedstawiła prezentację na temat naszych badań. Przytrzymuje moje spojrzenie. – Rozumiesz?
Oddech więźnie mi w gardle.
– Tak.
– Spisz się dobrze, a nie będziesz potrzebowała mojej rekomendacji do programu w Genewie. Robert Meier sam cię wysłucha. Powiedziałam mu już, że podczas sympozjum będzie mógł zobaczyć moją najbardziej obiecującą studentkę. – Wstaje, sygnalizując, że mogę odejść.
Przerzucam torbę przez ramię.
– Mam nadzieję, że zaprosisz na to sympozjum rodzinę.
Mogę powiedzieć, że to niezbyt trafiona sugestia, ale nie poruszam tego. Nie teraz, kiedy jedyna osoba, którą chciałabym zaprosić, nie żyje. Kiwam głową.
– Do zobaczenia w poniedziałek.
Odwróciła się już do półki z książkami, przeglądając tomiszcza. Czas na następny problem dnia. „Poniedziałek”.
3
SEBASTIAN
TEGO WCZESNEGO RANKA w domu panuje cisza.
Wstaję z „deski”, oddychając przez nos i podnoszę zestaw piętnastofuntowych hantli na następną rundę ćwiczeń. Cooper, obok mnie, robi to samo. Nie czujemy potrzeby rozmowy podczas wspólnych rutynowych ćwiczeń, dokładnie w ten sam sposób, od lat. Czasami puszczamy muzykę, ale nie dzisiaj. Nic mnie nie rozprasza, poza tym, co mam w głowie.
Dzięki jego pozycji w drużynie hokejowej i mojej w drużynie baseballowej moglibyśmy pójść na siłownię na kampusie, czynną 24/7, przeznaczoną dla sportowców, ale on, po skończonym semestrze, wyjeżdża za kilka godzin na wycieczkę ze swoją dziewczyną Penny i chciał spędzić dodatkowy czas z kotem siedzącym teraz na schodach.
Mruga do nas swoimi ogromnymi bursztynowymi oczami, niepokojąco inteligentnymi. Ja wolę psy, ale Tangerine bardzo mi się spodobała. Cooper i Penny uratowali ją zeszłej jesieni, i od tego czasu stała się stałym elementem naszego domu. Wciąż jej do końca nie wybaczyłem, że zostawiła martwą mysz w moim bucie, ale jest urocza. Nie wiem, czy to, że będę jedynym opiekunem kotki podczas nieobecności Coopera i Penny i naszej młodszej siostry Izzy, która jest na Manhattanie na stażu, zbliży nas do siebie, czy skończy się tym, że zaatakuje mnie we śnie.
Macha ogonem, jakby się nad tym zastanawiała, podczas gdy my wykonujemy ćwiczenia. Po ostatnim odkładam hantle na podłogę i przeczesuję dłonią kudłate włosy. Izzy zawsze mi dokucza, że to włosy baseballowe. Teraz są dłuższe niż u Coopera; po tym, jak jego drużyna dostała się do Frozen Four – i wygrała – jego dziewczyna błagała go, aby przyciął brodę i odciął część kłaków.
Teraz spogląda na mnie.
– Jesteś cichszy niż zazwyczaj.
– Nie śpię już od jakiegoś czasu. – Rozciągam się; moje ramię zaprotestowało po ostatniej serii powtórzeń. Podczas meczu kilka dni temu wpadłem na tor ostrzegawczy, gdy goniłem wysoko lecącą piłkę. Złapałem ją. I siniaka. A mimo to przegraliśmy. Cztery mecze z rzędu. Jeśli mamy zagrać w play offach, musimy szybko poprawić naszą sytuację.
Wzdycha współczująco.
– Myślałem, że jest coraz lepiej.
Wzruszam ramionami, biorąc łyk wody.
– Raz lepiej, raz gorzej. Ostatniej nocy nie udało mi się zasnąć. Poćwiczyłem jednak moje umiejętności posługiwania się nożem. Obejrzałem też film dokumentalny o wypieku chleba we Francji.
Potrząsnął głową.
– Zastanawiałem się nad posiekaną cebulą w lodówce. Twoje hobby jest czasem dziwne, stary.
– Została pokrojona w kostkę, a nie posiekana. Nazwij to dziwactwem, jak chcesz, ale jesz wszystko, co przyrządzę.
– Na szczęście. To kurewsko pyszne. – Odkłada hantle i rozciąga się. Tangerine podbiega, ocierając się o jego gołe nogi. Podnosi ją i przytula do piersi. Ona mruczy zadowolona. – Ale to do bani. Chcesz o tym porozmawiać?
– Wszystko gotowe na podróż? Najpierw odwiedzicie Jamesa i Bex, prawda?
– Sebastian.
Intensywnie niebieskie oczy mojego przybranego brata są pełne troski. Wyciąga rękę, by ścisnąć moje ramię.
– Czy to było…
Koszmarem? Jednym z uporczywych, obrzydliwych koszmarów, których lata kosztownej terapii nie zdołały całkowicie stłumić? Nieważne, jak ciężko jego rodzice, a moi adopcyjni rodzice, próbowali?
Przełykam. Nagle czuję ściskanie w gardle.
– Nie. To nie koszmar.
Nie paszcza ze zmiażdżonego metalu i potłuczonego szkła. Nie krew na skórzanych siedzeniach. Nie krzyk, skrócony przez przeciętą tchawicę. Mogę przywołać to wspomnienie tak łatwo, nawet po dekadzie. Nie można spojrzeć w martwe oczy matki mając jedenaście lat i tego nie pamiętać; to tak, jakby ktoś rozciął ci czaszkę i wyrył w niej ten obraz.
Cooper ściska mnie mocniej. Powiedział mi kiedyś, że potrafi rozpoznać, kiedy zatracam się we wspomnieniach. Mieliśmy po czternaście lat, siedzieliśmy pod trybunami podczas jednego z wielu piątkowych meczów futbolowych naszego starszego brata Jamesa, każdy z kradzionym piwem w ręku. Jedna z tych nieczęstych, jesiennych nocy, kiedy Cooper nie spędzał czasu na lodowisku, a ja nie miałem sesji treningowej. Był październik, powietrze na Long Island po fali upałów pod koniec sezonu w końcu zrobiło się rześkie. Myślę, że coś w tym nagłym deszczu to spowodowało. Byliśmy w suchym i bezpiecznym miejscu, mecz wciąż trwał, ale zamarłem, gdy wpatrywałem się w ulewę, aż Cooper musiał mną potrząsnąć, bym wrócił do rzeczywistości.
Teraz wyswobodziłem się z jego uścisku.
– Po prostu… nie mogłem spać.
Jego spojrzenie stało się przenikliwe.
– Z jej powodu.
Nigdy nie powiedziałbym tego Cooperowi, z powodu jego napiętych relacji z ojcem, które dopiero się poprawiają – a nasze przez pewien czas na początku tego roku także były napięte, kiedy to jego gówniany wujek wrócił do Nowego Jorku i próbował ograbić go z funduszu powierniczego – ale kiedy robi tę minę, wygląda jak Richard Callahan, aż po zmarszczone brwi.
Wszyscy Callahanowie wyglądają podobnie, mają ciemne włosy i intensywnie niebieskie oczy. Nikt nigdy nie miałby wątpliwości, że są rodziną. Richard Callahan, legenda rozgrywających. Jego syn James, dwa lata starszy ode mnie i Coopera, który skończył swój pierwszy rok w NFL. Cooper, mój najlepszy przyjaciel i prawie bliźniak. Nasza młodsza siostra Izzy, tętniąca życiem kula energii z niesamowitym serwem w siatkówce i wystarczającą swadą, która wpędza ją w ciągłe kłopoty.
Mam blond włosy po zmarłej matce i zielone oczy po zmarłym ojcu, a teraz noszę nazwisko Callahan; mam to nazwisko na plecach mojej koszulki baseballowej, odkąd skończyłem dwanaście lat. Cooper i jego bliscy są moją rodziną od dekady, dzięki paktowi, który Richard i mój ojciec, Jacob Miller, zawarli, gdy byli młodymi mężczyznami z nadziejami na przyszłość w NFL i MLB. Po śmierci moich rodziców, Richard i Sandra przyjęli mnie do siebie z otwartymi ramionami i będę im za to zawsze wdzięczny.
Biorąc to wszystko pod uwagę, jesteśmy braćmi na tyle długo, że Cooper wie, kiedy jestem wycofany. Głaszczę Tangerine między uszami. Cisza jest wystarczającym potwierdzeniem: nie wyrzuciłem Mii di Angelo z głowy.
Ciesz się, patrząc, jak odchodzę, Callahan.
Jej słowa mnie dręczą. Ponad miesiąc później wciąż odbijają się echem w mojej głowie. W jednej chwili miałem ją w moim łóżku, w moich ramionach, tak blisko. W następnej uciekła – i kazała mi patrzeć, jak odchodzi, jakbym nigdy więcej miał jej nie zobaczyć. Widywałem ją od tamtej pory, ponieważ jest najlepszą przyjaciółką Penny i nie sposób ignorować kogoś, kto chodzi na ten sam uniwersytet, ale zachowywała się jak zwykła podrywaczka, żadna rozmowa, żadna wspólna chwila nic nie znaczyła.
– Czy kiedykolwiek powiesz mi, co się właściwie stało?
– Widziałeś, jak odchodzi.
Wzdycha.
– Nie rozumiem jej. Wiem, że Penny ją kocha, ale potrafi być… trudna.
– Nic o mnie nie mówiła? – Nienawidzę tej żałosnej nuty w moich słowach, ale nie mogę się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Obracam między palcami mój naszyjnik, medalion, który kiedyś należał do mojego ojca.
Cooper tylko wzrusza ramionami, bez wątpienia myśląc o momencie, w którym przyłapał nas razem. To nie było tak, że się pieprzyliśmy; po prostu się całowaliśmy. Jednak gdy tylko Mia go zobaczyła, jakakolwiek wrażliwość, którą mi pokazała, zniknęła. Zbroja, twarda jak stal, wróciła na swoje miejsce.
– Jeśli tak, to prosiła Penny, żeby mi nie mówiła. Pewnie dlatego, że wie, że ja bym ci to powtórzył.
– Fantastycznie.
– Nie powiedziałeś mi zbyt wiele o tym, co się stało.
Wzdrygnąłem się.
– Nie. I nie powiem.
– Oboje jesteście śmieszni – mówi Penny z góry schodów. Schodzi po nich, z gołymi stopami, ubrana w koszulkę ze smokiem, która na pewno należy do mojego brata. Ma wystarczająco dużo nerdowskiego sprzętu fantasy, by rywalizować z konwentem fanów. Jej rdzawe włosy, tak różne od kruczoczarnych włosów Mii, są praktycznie jak ptasie gniazdo. – Prawdę mówiąc, ona też nic mi nie powiedziała. Nie chce o tym rozmawiać.
Łatwo usłyszeć nutę troski w jej głosie. W końcu Mia jest jej najlepszą przyjaciółką. Obserwowałem Mię i choć wiem, że to nie moja pieprzona sprawa, wydawało się, że bardzo cieszyła się moim towarzystwem. To jej prawo i jasne, ja robię to samo, ale po tym, jak nam się razem układało?
Ilekroć myślę o tej chwili w mojej sypialni, widzę jej rozmazaną szminkę, jej jasnobrązowe oczy. W przerwie między pocałunkami, po raz drugi zaprosiłem ją na kolację – tylko na jedną kolację, jedną prawdziwą randkę po miesiącach potajemnych spotkań – a ona się zgodziła. Mniej więcej minutę później wpadł na nas Cooper, a mniej więcej kolejną minutę później zarzuciła sobie na ramię torbę NASA niczym tarczę i, kurwa, wyszła.
Ciesz się, patrząc jak odchodzę, Callahan.
Od tamtej pory zachowywała się tak, jakby udało jej się wymazać mnie ze swojego życia bez zastanowienia. Nie byłem w stanie zmusić się do opowiedzenia Cooperowi wszystkich szczegółów. Pomimo to pojawiłem się na zaplanowanej randce – czekałem ponad dwie godziny na wypadek, gdyby się pojawiła – ale ona mnie olała. Nie chcę się do tego przyznać własnemu bratu. Nie, kiedy jego dziewczyna jest najlepszą przyjaciółką Mii.
– Jesteś pewien, że przez jakiś czas poradzisz sobie sam? – pyta. Spogląda na Penny. – Powinniśmy zostać w pobliżu? Przyjść na mecz? Wiem, że Mia…
Potrząsnąłem głową.
– Nie, cieszcie się podróżą. Pozdrów Jamesa i Bex. Poradzę sobie.
Penny całuje Coopera w policzek. Przyciąga ją bliżej, kołysząc nieświadomym ruchem, gdy opiera podbródek na jej głowie. Przełykam nutę zazdrości. Kiedy James znalazł Bex, to miało sens – zawsze był stworzony do wielkiej miłości. Bratnia dusza, żona, dzieci, biały płot, pies. Kiedy Cooper znalazł Penny, było to zaskoczeniem dla wszystkich, ale jemu wyraźnie to odpowiadało, że ma jedną osobę, na której może się skupić, jedną osobę do kochania. Nigdy nie widziałem go szczęśliwszego, co sprawia, że jest jeszcze gorzej, gdyż tęsknię za wspólnymi podrywami.
Obaj moi bracia zasługują na miłość. Jednak do bani jest być samotnym i tęsknić za dziewczyną, która najwyraźniej chce mieć ze mną mniej wspólnego niż z psim gównem na spodzie jej buta.
– Powiedzieliśmy mojemu tacie, że zjemy z nim śniadanie przed wyruszeniem w drogę – mówi Penny. Chrząkam.
– Jasne. I tak muszę iść na trening.
– Jeśli dostaniesz informacje o drafcie, gdy nas nie będzie, napisz do mnie – mówi Cooper z lekkim uśmiechem. Ponieważ trwa przerwa, miał mnóstwo czasu, aby skupić się na innych rzeczach, a mianowicie na tym, gdzie jego zdaniem podpiszę kontrakt po lipcowym drafcie MLB. Ilekroć myślę o tym zbyt intensywnie, mój żołądek zawiązuje się w supeł. – Tata wspominał coś o Marlins? Miami byłoby świetne. – Udaje mi się odwzajemnić uśmiech. Nie miałem serca powiedzieć mu, a właściwie żadnemu z nich, że zbliżający się draft wisi nade mną jak szybko nadciągająca burza. To niedorzeczne, bo właśnie to powinienem robić. Mój ojciec chciał stworzyć dziedzictwo, więc upewnił się, że kocham ten sport od momentu, gdy po raz pierwszy podniosłem kij baseballowy. Baseball zawsze był moim życiem, a kiedy zostanę powołany, będzie moją przyszłością.
Ale ostatnio mała część mnie, na tyle głośna, że nie mogę jej całkowicie zignorować, zastanawia się, czy to właściwa przyszłość.
Kiedy latem, po ukończeniu szkoły średniej, odrzuciłem pierwszą ofertę draftu, zamiast tego wiążąc się z McKee, oznaczało to, że nie będę się do niego kwalifikował dopóki nie skończę dwudziestu jeden lat. W ten sposób postępuje wielu czołowych graczy baseballu – zobacz, jaka byłaby oferta, a następnie zostań w college’u i zaplanuj kolejne kroki, gdy kilka sezonów później twoje umiejętności się poprawią. Jeśli niemal codzienne artykuły, które wysyła mi Richard, są precyzyjne, przejdę w pierwszej rundzie, prawdopodobnie do Miami Marlins lub Texas Rangers. Mówi się już o tym, że Cincinnati Reds mogliby mnie kupić, by mieć w drużynie Millera. Tego chciał tata. Jeśli zamknę oczy i skupię się, wciąż słyszę sposób, w jaki mówił o baseballu, jego pięknie, historii, symetrii, która uczyniła go tak trwałym w amerykańskiej kulturze. Słynął z cierpliwości, ale był też wulkanem energii w polu pałkarza, gotowym do uderzenia. Rekord home run w National League, ustanowiony przez niego w ostatnim sezonie przed wypadkiem, pozostaje niepobity.
Wiele osób, oczekuje, że to ja go pobiję.
To poetyckie, że po dziesięciu latach od tragicznego wypadku, który zbyt wcześnie zabrał z gry jednego z najlepszych graczy baseballu, jego syn może zostać wybrany w drafcie. Nie było większej tragedii w baseballu od czasu śmierci Thurmana Munsona w katastrofie lotniczej. Pewnego dnia zadzwonili z „The Sportsman”, najstarszego magazynu sportowego w kraju, z prośbą o udzielenie im wywiadu, ale ja jeszcze nie byłem w stanie tego zrobić.
Bez względu na to, jak bardzo zależy mi na baseballu – bez względu na to, jak żywy się czuję, gdy gonię lecącą piłkę, gdy uderzam line drive’a, gdy wślizguję się na home plate – to nie jest tylko moje. Kiedy rozpocznie się moja przyszłość w MLB, porównania będą coraz bardziej intensywne. Syn wielkiego Jake’a Millera.
Nie mogę zawieść taty, to nie wchodzi w grę. Chciał dla mnie jednego i to było to. Zginął w strasznym, niesprawiedliwym momencie, z ręką wyciągniętą tak, jakby mogła uchronić siedzącą tuż obok niego moją matkę przed śmiercią. Mogę teraz nosić nazwisko Callahan na plecach koszulki, ale kiedy to będzie moja praca, oczekiwania będą inne. Więc po prostu trzymam ten pieprzony uśmiech przyklejony do mojej twarzy.
– Jasne – mówię bratu. – Może to będzie Miami. Szczęśliwej podróży. Zasłużyłeś na nią.
4
MIA
13 marca
WŁAŚNIE OTWIERAM SMS od Penny – chłopcy mają się dobrze, spędzają noc u Coopa – kiedy rozlega się pukanie do drzwi.
Zsuwam się z łóżka, drżąc, gdy moje bose stopy dotykają podłogi. W głowie dudni mi od alkoholu, który wlałam w siebie w Red’s, i jestem pewna, że nie pomogło mi wpatrywanie się w ciemności w laptop, pozwalając, by zalało mnie niebieskie światło. Działo się to między gapieniem się w sufit, a kończeniem pracy na kurs astronomii gwiezdnej, a obijając się, nie dostajesz się do laboratoriów badawczych finansowanych przez NASA.
A może chciałam odwrócić od niego swoją uwagę.
Sebastian Miller-Callahan.
Sebastian, który uśmiecha się do mnie od czasu wizyty w kinie zeszłej jesieni.
Sebastian, który nazywa mnie słodką, kiedy dochodzę.
Sebastian, który dla mnie uderzył.
Kto do cholery robi takie rzeczy?
Najwyraźniej chłopcy Callahan. Słyszałam opowieści Penny o bracie Sebastiana, Cooperze, w którym jest obrzydliwie zakochana. Nienawidziłabym tego, gdyby nie to, że ją kocham, uwielbiam widzieć ją szczęśliwą. Jest typem dziewczyny, którą chce się przedstawić rodzicom. Taką, która zasługuje na kochający związek.
A potem jestem ja.
Nie powinnam ciągle wpuszczać Sebastiana. W ten czy inny sposób tylko go zranię. Próbowałam wcześniej, włożyłam bluzę kolegi z drużyny Coopera na mecz hokeja, chociaż Seb poprosił mnie, żebym tego nie robiła, a on po prostu obrzucił mnie wzrokiem i zignorował. Cierpliwy jak zawsze. A potem w barze jakiś dziwak próbował nagrać mnie i Penny, a on oderwał mnie od niego, zanim dołączył do Coopera.
Podchodzę do drzwi i otwieram je.
– Hej – wzdycha. Jego głos jest zachrypnięty; nie tylko od uderzenia w gardło podczas walki, ale także od wcześniejszej gry. Tylko, że jego głos był tak donośny jak głos Penny - rozmawiałyśmy już o tym, że nigdy nie widziałyśmy braci, którzy są tak blisko. – Mogę wejść?
Jego oczy są przyćmione i wyczerpane, a policzek spuchnięty i pokryty siniakami. Ma też rozcięcie na czole, na wpół ukryte pod potarganymi włosami. Chwytam go za rękę i prowadzę do środka. Siada ostrożnie na małej kanapie we wspólnej części mieszkania. Mamy mini lodówkę, więc biorę paczkę lodu z zamrażarki i zawijam ją w koszulkę, zanim mu ją podam.
– Na pewno nie masz wstrząsu mózgu? – pytam, pozostając przy drzwiach.
Odwraca się do mnie powoli, jakby próbując zminimalizować ból. Ruch sprawia, że się krzywi. Odpycham ogarniający mnie lęk.
– Zbadali mnie na pogotowiu, jestem cały. Cooper potrzebował szwów. – Niepokój pogłębia się. Gwałtownie powiększająca się czarna dziura, grożąca wciągnięciem mnie do środka.
Wdał się dla mnie w bójkę.
To nie ma znaczenia.
Usiłuję wykrzywić twarz. To bezpieczne. To uśmiechy wpędzają mnie w kłopoty, a nie grymasy.
– Nie prosiłam cię o bycie moim rycerzem w lśniącej zbroi.
– Nie miałem zamiaru pozwolić, żeby ten dupek cię uderzył. Ani Penny. Ani Coopera, jeśli o to chodzi.
Jego głos jest ostry. To głos, w którym nie ma miejsca na dyskusję. Wzdrygam się, nawet jeśli część mnie – mała, ale irytująco głośna część mnie – lubi ten ton i to, co może obiecać.
Parsknęłam.
– Cooper miał ze trzydzieści funtów mięśni więcej od tego gościa. Był nikim. Mogłam go załatwić.
– Nie miałem zamiaru na to pozwolić.
– Potrafię o siebie zadbać.
– Nie powiedziałem, że nie potrafisz. – Wstaje, podchodzi do mnie i przyciska mnie do drzwi. Przełykam, wpatrując się w te cudowne zielone oczy, które pożerają mnie za każdym razem, gdy jesteśmy razem w pokoju. To co jest między nami, to tajemnica, a takie gówno jak bronienie mnie w widocznej dla wszystkich bójce grozi, że wszystko się wyda. Powinnam mu powiedzieć, żeby poszedł do domu i przestał do mnie pisać. – Tylko, że nigdy nie pozwoliłbym ci walczyć samej.
To nie może być czymś więcej, niż sypianie razem. Nie może być czymś więcej, niż te wspólne chwile nocą, jakbyśmy byli jedynymi żyjącymi osobami, moje ciało płonące dla niego. Sieć reakcji chemicznych rozwijająca się między nami. Sięgam do siniaka, a on syczy, przyciągając mnie bliżej.
Nasze usta są zaledwie centymetry od siebie, pochylamy się ku sobie. Razem. Czysty magnetyzm.
Przygryzam jego wargę. Jęczy, sprawiając, że mój żołądek podskakuje. Uśmiecha się, po czym, aby nie czuć się gorszym, przygryza moją wargę. Jego dłonie chwytają moje biodra tak łatwo jak kij baseballowy, a moje paznokcie drapią jego plecy przez zbyt cienki sweter, który ma na sobie. Kiedy oboje sapiemy, odrywamy się od siebie tylko po to, by zbliżyć się jeszcze bardziej; jego noga między moimi, moje ręce wplatające się w jego włosy. Blond kosmyki, tak różne od włosów jego przybranej rodziny, są wciąż zimne od marcowego powietrza na zewnątrz.
Chcę go zaciągnąć do mojej sypialni. Penny nie wróci dziś wieczorem, nie kiedy ma chłopaka ze świeżo założonymi szwami, którym musi się opiekować. To, co robię z Sebastianem, niebezpiecznie zbliża się ku temu samemu, ale istnieje wystarczająco dużo różnic, że mogę odrzucić tę myśl. Prawie. Cofam się, mimo że jestem uwięziona między nim a drzwiami.
Możliwe, że zatrzymana jest lepszym słowem niż uwięziona.
– Mia – zaczyna.
Nie daję mu szansy na dokończenie myśli. Ma do wyboru mój pokój albo korytarz. Korytarz byłby bezpieczniejszy, ale nie mogę wypchnąć go dziś na mróz. Nie, kiedy przeze mnie ma siniaka na twarzy. Nie wtedy, gdy chwycił mnie w talii i zabronił się ruszać, jakbym była podatna na złamania. Jakbym była dziewczyną, która potrzebuje rycerza w lśniącej zbroi, z mieczem w ręku, jednego z bohaterów fantazji Penny, który stałby się realny. Nigdy tego nie potrzebowałam, ale jakaś część mnie musi tego chcieć, bo zabieram go do sypialni, zamykam drzwi i mówię mu, żeby sprawił, że zacznę krzyczeć.
5
MIA
GDY NASTĘPNEGO DNIA idę przez kampus z kawą w ręku, dzwoni Giana.
Zazwyczaj jej telefony przybierają jedną z dwóch form: narzekanie na naszą familię lub przesłuchiwanie mnie, aby mogła przekazać informacje rodzinie. Ani jedno, ani drugie nie brzmi teraz zachęcająco, zwłaszcza że wciąż jestem dumna po rozmowie z profesor Santoro. Mój umysł jest pełen pomysłów na to, jak przyczynić się do jej projektu. Jej badania są częścią misji NASA, mającej na celu odkrycie miliardów egzoplanet ukrywających się w ciemnościach kosmosu. Celem jest znalezienie drugiej Ziemi – ale każda egzoplaneta odkrywa coś nowego na temat wszechświata.
Ponieważ nie możemy zobaczyć egzoplanet bezpośrednio za pomocą naszej obecnej technologii, musimy polować na nie w inny sposób. Profesor Santoro pracuje nad nowym sposobem pomiaru właściwości atmosfery w celu określenia szczegółów dotyczących egzoplanet i jeśli uda mi się przerobić kod programu którego używa, moglibyśmy uzyskać znacznie dokładniejsze dane na temat tych potwierdzonych.
Myśl o tych wszystkich planetach, pięknych w obcy sposób… wystarczy, bym zatrzymała się i spojrzała w niebo, mimo że jest poranek. Przybieram neutralny wyraz twarzy, zanim odbieram połączenie wideo.
Przynajmniej kampus w większości opustoszał na lato, więc w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby podsłuchać moją rozmowę. Niebo zasnute jest altocumulusami, z których każda jest tak puszysta jak kawałek waty cukrowej. Kilka lat temu naukowcy odkryli WASP-121b, egzoplanetę pokrytą metalowymi chmurami, z których leją się płynne kamienie szlachetne. Deszcz, tak jak na Ziemi, ale zupełnie obcy – i oddalony o 855 lat świetlnych. Kiedy powiedziałam o tym Penny, zażartowała, że to ja jestem tą planetą.
– Hej, Mi-Mi – wita się Giana. W szkole podstawowej w New Jersey wciąż trwają lekcje, więc musi być na przerwie obiadowej; widzę za nią ścianę pokrytą jaskrawymi plakatami. Jej gęste włosy są spięte w kucyk, a w uszach błyszczą małe diamenty. – Jak leci?
Walczę z uśmiechem na dźwięk mojego przezwiska z dzieciństwa. Jest jedyną osobą, która mnie tak nazywa. W zamian jestem jedyną osobą, która nazywa ją Gi-Gi.
– Dobrze.
– Ładnie tam macie.
Idę dalej.
– Na zewnątrz jest dość gorąco.
– Prawda? Dzieci myślą, że już są wakacje. Nie chcą wykonywać żadnej pracy. – Bierze łyk wody i dodaje: – Zaczęłaś pisać już pracę? Mama pytała.
– Nie. – Mrużę oczy, patrząc na drzewa. – To zajęcia wyrównawcze, więc najpierw muszę poczekać na zakończenie semestru. Mam na myśli, ich semestru.
– Powinnaś przyjechać na kilka dni, zanim zaczniesz. W tym roku nie przyjechałaś nawet na Wielkanoc. – Nie chciałam mieć nic wspólnego z Wielkanocą. Ani z katolickim nabożeństwem, ani z rozmarynowym barankiem babci, ani nawet z pastiera napoletana mamy. Ani z polowaniem na jajka na podwórku, ani z moimi małymi kuzynami biegającymi dookoła w swoich wykrochmalonych strojach i z brudnymi rękami. Zamiast tego spędziłam ten dzień odrabiając szkolne zadania, mimo że wypadł w czasie ferii wiosennych. Nie lubiłam świąt, odkąd zmarł nonno.
– Biorę dodatkowe zmiany w kawiarni przed jej zamknięciem.
The Purple Kettle, kawiarnia na kampusie, w której pracuję w trakcie semestru, została zamknięta dwa dni temu na okres letni. Kolejne kłamstwo do dodania. Moja rodzina myśli, że zostaję w Moorbridge, aby w ramach przyspieszonych studiów z nauczania pomagać uczniom szkół średnich, którzy oblali zajęcia z przedmiotów ścisłych – ale nie spędziłam nawet sekundy na tym wydziale. Jeśli kiedykolwiek będę uczyć, to tak jak profesor Santoro. Jako rozszerzenie moich badań i część mojej kariery, a nie całość. A już na pewno nie jako przedstawianie gimnazjalistom koncepcji formowania się chmur czy czegokolwiek, co moja rodzina uważa za maksimum moich możliwości.
– Cóż, jeśli miałabyś przerwę, wszyscy chcieliby cię zobaczyć. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że Michelle znów jest w ciąży.
Wysyłam modlitwę do nieba. Mój brat czasami potrafi być dupkiem, ale jego żona jest wspaniała.
– To super.
– Prawda? Tym razem chcemy być ciociami dla małej dziewczynki. Dość z chłopakami.
– Anthony nie wiedziałby, co zrobić z dziewczynką. – Ma synów bliźniaków i obaj są minitornadami chaosu. Giana i jej mąż nie będą daleko w tyle. Założę się, że jeśli Michelle jest w ciąży i będzie to dziewczynka, Giana nie wytrzyma do Bożego Narodzenia, zanim zacznie starać się o własne dziecko.
Ta myśl przyprawia mnie o dreszcze. Przestrzeń kosmiczna nie przeraża mnie ani trochę. Ale ciąża? Bycie odpowiedzialną za utrzymanie dziecka przy życiu? Nigdy mnie to nie interesowało. W rzeczywistości bardzo mnie to przeraża, jeśli myślę o tym zbyt mocno. To kolejne kłamstwo, którym karmię moją rodzinę: Jasne, nie mogę się doczekać, aż wyjdę za mąż i będę mieć dzieci. Pewnego razu powiedziałam mamie, że nie jestem pewna, czy chcę wyjść za mąż i mieć dzieci. Nakrzyczała na mnie, przypominając o moich obowiązkach jako kobiety i w stosunku do mojej rodziny.
– Racja – mówi Giana. – W każdym razie, jeśli nie możesz odwiedzić nas teraz, to przynajmniej przyjedź na grilla w czerwcu. Nana będzie płakać, jeśli nie przyjedziesz.
– Nana nigdy w życiu nie uroniła łzy. – To jedna z wielu rzeczy, które w niej szanuję, mimo że nasze relacje są, najdelikatniej mówiąc, trudne. Na pogrzebie nonno stała wyprostowana, w czarnym welonie, z twarzą pokrytą makijażem i oczami suchymi jak koryto rzeki podczas fali upałów. Żadnych łez podczas czuwania, żadnych łez podczas pogrzebu. Żadnych łez podczas późniejszego prywatnego spotkania rodzinnego, kiedy mój ojciec i wujkowie upijali się grappą i wznosili toasty za jego życie.
Ja nie byłam taka silna. Zamknęłam się w pokoju i płakałam aż do utraty tchu.
Wspinam się na jedno z wielu wzgórz McKee, trzymając telefon wyżej, więc moja twarz wciąż znajduje się w kadrze. Akademik, w którym zatrzymuję się na lato, to jeden ze starych budynków dla studentów pierwszego roku, położony na skraju kampusu, na szczycie jednego z najbardziej stromych wzgórz. Nawiasem mówiąc, to ten sam, w którym poznałam Penny. Przyjechałam pierwsza i zastanawiałam się, gdzie umieścić mój plakat z Galaktyką Andromedy, gdy wtargnęła ona, wicher rudych włosów, piegów i nerwowej energii. Miała ze sobą więcej książek niż ubrań i przerzucone przez ramię łyżwy. Przyjrzała się mojej czarnej, skórzanej kurtce i glanom, wyczuła nerwową, arogancką energię, którą musiałam emanować, zamrugała i wyciągnęła rękę.
Postrzegała mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Lepiej niż moja własna siostra. Nadal tak jest.
Moja prawdziwa siostra wzdycha przez telefon. Mogę powiedzieć, że od wykładu dzielą mnie jakieś trzy sekundy, więc mówię:
– Idę na spotkanie. Porozmawiamy później.
– Powiedz, że przyjedziesz na grilla – nalega. – Dla mnie, Mi-Mi, proszę. Nie martw się o naszych rodziców, babcię czy kuzynów.
Przesuwam kartę, by wejść do budynku i popycham ciężkie drzwi. Tutaj też jest gorąco. Lato bez klimatyzacji to morderstwo dla moich włosów.
Przynajmniej mój pokój jest na pierwszym piętrze. W końcu ciepło unosi się do góry.
– W porządku – mówię. Popołudnie w otoczeniu mojej bardzo dużej dalszej rodziny, przyjaciół z sąsiedztwa, wszystkich z kościoła – mogę to znieść. Nie wiem dlaczego i jak moi rodzice zapoczątkowali tę tradycję, ale trwa ona już ponad dwadzieścia lat: wielkie letnie grillowanie u di Angelos. Nie spędziłam czasu z siostrą od Bożego Narodzenia, a nawet wtedy przez połowę tego czasu była z rodziną swojego męża Petera.
– Wow! – Jej uśmiech chwyta mnie za serce. – Kocham cię, Mi-Mi.
Oddech więźnie mi w gardle.
– Też cię kocham, Gi-Gi.
Naprawdę. Naprawdę tak. Kocham moją rodzinę tak bardzo, że boli mnie świadomość, że nie jestem córką, jakiej chcieli. Nie taką, jak planowali. Próbowałam wpasować się w to pudełko – z moją seksualnością, z moimi pasjami – i to po prostu nie działało. Niemożliwe było pozostanie tam, ściśniętą, i wzięcie pełnego oddechu. Nonno był jedyną osobą, która to rozumiała.
Gdyby żył, wspierałby moją karierę i nie dałabym się złapać w to głupie kłamstwo. W przeszłości Giana próbowała, ale odkąd wyszła za mąż, zachowuje się jak mama i nasze ciotki. Mimo wszystko nadal kocham ich i moje dziedzictwo. I potrafię być przyjazna w małych dawkach. Penny sama to powiedziała.
Prawie się poślizgnęłam, idąc korytarzem do mojego pokoju. Spoglądam na podłogę, robiąc minę, gdy widzę, że jest pokryta wodą. Może jakiś idiota zostawił odkręcony kran w łazience. Na końcu korytarza otwieram drzwi, które przykleiły się do framugi.
Otwieram usta.
– Jasna cholera.
Mój pokój jest zalany. Bez drzwi zatrzymujących strumień, woda wlewa się do korytarza, rozlewając się po moich trampkach. Spoglądam w górę; woda sączy się z pęknięcia w suficie, mocząc absolutnie wszystko. Łóżko. Moje ubrania, wciąż w otwartej walizce na podłodze. Buty kołyszą się na wodzie. Moje wspaniałe zamszowe buty, moje ulubione, są przemoczone. Zniszczone. Robię krok i natychmiast się potykam. Szamoczę się, próbując przytrzymać się ramy łóżka, ale zamiast tego ląduję w zimnej, obrzydliwej wodzie. Nie mogę się powstrzymać przed wydaniem z siebie bardzo zawstydzającego krzyku.
6
SEBASTIAN
– A CO Z NIĄ? ONA JEST GORĄCA.
Zerkam na Rafaela. Zagląda mi przez ramię do telefonu, wścibski drań. Nie pytałem go o zdanie, ale z pewnością dziewczyna z profilu jest atrakcyjna. Najwyraźniej wie, że swoim uśmiechem potrafi sprawić, że faceci się zatrzymują i gapią.
Tak się składa, że jest brunetką.
Przesuwam w lewo.
– Stary – mówi. – Przesunąłeś palcem w lewo co najmniej dziesięć razy.
Kilka stóp dalej, rozciągnięty na ławce rezerwowych, jakby to była wygodna stara kanapa, Hunter unosi brew. Zdejmuje bejsbolówkę z logo McKee, ocierając pot z czoła. Mimo że jest początek maja, w Nowym Jorku panuje letnia wilgoć. Trening zakończył się kilka minut temu, ale zostaliśmy jeszcze, aby porozmawiać o jutrzejszym, otwierającym serię, meczu z Bryant University i ustalić plany na później. To mecz miejscowy, zaplanowany na wieczór, więc dziś możemy wyjść, wypić kilka piw w Red’s, obejrzeć mecz Metsów i nadal z łatwością radzić sobie z przedmeczową rutyną.
Przygotowania Huntera do meczu są drobiazgowe i przesiąknięte przesądami. Nigdy mnie to nie obchodziło – równie dobrze mógłbym zaliczyć home run w czarnej bieliźnie, jak i w niebieskiej – ale nigdy mu tego nie powiem. Cokolwiek, byśmy znów zaczęli trafiać, co dręczyło nas przez cały sezon. Jeśli nie zaczniemy wygrywać o wiele częściej w ciągu najbliższych kilku tygodni, przegapimy play offy. Nasz rekord nie wpłynie zbytnio na mój dorobek w drafcie, ale muszę znaleźć sposób, by podnieść swoją średnią, zanim pojawią się oficjalne statystyki.
Zerkam na następny profil. Jest blondynką. Ładne cycki. Uśmiech, lekko skrzywiony, trochę bezczelny. Przesuwam palcem w prawo. Żadnych niespodzianek, zmatchowaliśmy się.
– No i elegancko – mówi Raf. Stuka swoim ramieniem o moje. – Założę się, że wyśle ci wiadomość za trzy, dwa…
Pojawia się powiadomienie. Uśmiecha się.
– To było do przewidzenia.
Ignoruję go, odpowiadając jej. Ma na imię Regina. Wydaje mi się znajoma, ale nie muszę się nad tym długo zastanawiać, ponieważ zbyt chętnie mówi mi, że siedzieliśmy przy tym samym stoliku na etyce w zeszłym semestrze. Jest wolna za godzinę. Zatrzymuje się w jednym z akademików na semestr letni.
Zbyt łatwe.
– Tylko ty zamieniłbyś unikanie w sposób na podryw jeszcze większej liczby dziewczyn niż zwykle – mówi Hunter. W jego głosie słychać ostrożną nutę, żart, zanim uderzy mnie czymś prawdziwym, a na jego gładkiej, jasnobrązowej twarzy widać zmartwienie.
Stoję. Nie jestem w nastroju. Nie chcę słuchać o tym, jak od półtora miesiąca pozwalam Mii di Angelo bez przerwy siedzieć w mojej głowie. Mam już tego dość ze strony Coopera. W końcu Hunter ma dziewczynę, trwa w długim związku ze swoją ukochaną z liceum odkąd go znam. Uroczysta rada Rafaela była smaczniejsza. Usiadł ze mną, wyciągnął ze mnie zwierzenia i powiedział z zaskakującą powagą:
– Jedyną metodą na to jest pieprzenie się.
Zastanawiam się, kto dał Mii tę samą radę. Na pewno nie Penny.
Ciesz się, patrząc, jak odchodzę, Callahan.
Jedynym sposobem, aby jej głos ucichł, przynajmniej na chwilę, jest znalezienie kogoś innego, z kim mógłbym się rozproszyć. Albo to, albo użalanie się nad sobą. Naprawdę nie mam się na czym oprzeć, jeśli chodzi o podryw Mii, ponieważ poświęcam cały wolny czas na znalezienie własnego towarzystwa… o ile nie jest brunetką.
– On ma misję – mówi Raf.
– Wypieprzyć każdą blondynkę na kampusie McKee – kontruje Hunter.
– Cóż, nie – przyznaje Raf. – Powinien też pieprzyć brunetki.
Przewieszam torbę na ramię.
– Przyjąłem do wiadomości.
– Na świecie są inne włoskie laski. Także te mniej szalone.
Zatrzymuję stopę na ławce dla rezerwowych.
– Ona nie jest szalona.
– Ona jest „wyjątkowa” – mruknął Hunter.
– Nie rób tego – warknąłem. – Nie nazywaj jej wariatką tylko dlatego, że ze mną zerwała. Nie nazywaj nikogo wariatem, to kurewsko niegrzeczne.
Rafael i Hunter wymieniają spojrzenia. Gęste brwi Rafy gubią się w jego równie gęstych włosach.
– Czy można z kimś zerwać, jeśli nie jest się razem? Jeśli faktycznie odmawiasz określenia sytuacji, potem w końcu zgadzasz się na randkę, gdy poprosi o to po raz drugi, a później uciekasz i go olewasz?
Moje policzki rozgrzały się do czerwoności. W ten sposób moja pogoń za nią brzmi żałośnie.
– Przestań.
– Ja tylko zadaję pytanie.
– Przestań – mówię ponownie, z ostrzejszą nutą w głosie. Serce wali mi z potrzeby bronienia jej, mimo tego, jak sprawy się potoczyły. Nie powiedziałem wszystkiego mojemu bratu, ale komuś musiałem, więc wybrałem moich dwóch najlepszych przyjaciół spoza rodziny. Pożałowałem tego w chwili, gdy skończyłem mówić, zwłaszcza że zauważyłem, że Raf starał się, aby nie powiedzieć czegoś cholernie niemiłego o Mii. Tak jak teraz. Takt to dla niego obce pojęcie. Nie powinienem był wspominać o dwóch godzinach czekania w Vesuvio na wypadek, gdyby się pojawiła. – Nie mów o niej.
Wygląda na niemal smutnego.
– Wywinęła ci numer, stary. Musisz sobie z tym poradzić.
– Jest tutaj podczas lata, prawda? – pyta Hunter. Jego głos znów jest ostrożny, jakby martwił się, że zaraz wybuchnę. – Natkniesz się na nią. Musisz znaleźć sposób, by ruszyć dalej.
– Nic mi nie jest. Naprawdę. – Zdejmuję z głowy bejsbolówkę i wrzucam ją do torby, przeczesując dłonią spocone włosy. Wszystko, czego potrzebuję, to prysznic, zmiana ubrań i popołudniowe bzykanko z Reginą z zajęć z etyki i będę gotowy do działania. Mia jest tu na lato, pracuje nad projektem badawczym swojej mentorki, ale jestem pewien, że zignoruje mnie, jeśli wpadniemy na siebie w Starbucksie lub Stop & Shop. Gdy zobaczę jej cudowne ciemne włosy, zbombardują mnie drobne odłamki wspomnień. Nocne SMS-y. Ten jeden raz, kiedy udało mi się dla niej ugotować – tylko śniadanie, ale to zawsze coś – a ona droczyła się, że to lepsze niż orgazm. Spojrzenia, które wymienialiśmy, gdy nikt nie patrzył. Ani Cooper, ani Penny, ani żaden z naszych przyjaciół.
Może Rafael ma rację. Muszę przelecieć brunetkę.
– Zobaczymy się później w Red’s.
– Załatwię nam stolik – obiecuje Hunter. – Julio, Levine i Big Miggy też przyjadą. Może Hops i Ozzy.
– A więc połowa zespołu – mówię sucho. – Będziemy potrzebować dwóch stolików.
– To ładna pora roku – stwierdza Raf. – W Red’s jest spokojnie.
– Nie żebyśmy nie byli fanami hokejowej ekipy twojego brata – mówi Hunter z uśmiechem.
Ten uśmiech to oferta pokoju. Zgoda na zniknięcie na całe popołudnie. Kiwam głową i biegnę przez boisko do szatni.
• • •
W chwili, gdy docieram do maleńkiego zakątka kampusu, w którym znajduje się akademik, znów jestem spocony; jazda nie była wystarczająco długa, aby klimatyzacja zaczęła działać. Regina czeka na mnie w drzwiach, wyglądając tak samo jak moje mgliste wspomnienie z zajęć z etyki – cytrynowe blond włosy, skrzywiony uśmiech – ubrana w pomarańczową sukienkę, która kusząco przylega do jej ciała.
– Przepraszam, ale w tym budynku nie ma klimatyzacji – mówi, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc do schodów. Jej pokój znajduje się na trzecim piętrze. Budynek, który musi być w większości pusty, odbija echo naszych kroków. Ma na sobie japonki, których podeszwy uderzają o zużytą drewnianą podłogę, która z jakiegoś powodu jest mokra. Mia nie wydaje mi się dziewczyną w japonkach. Założę się, że nosi sandały, jeśli jest zbyt gorąco na buty z zakrytymi palcami. Wiem, że maluje paznokcie na jednolitą czerń.
Potrząsam w myślach głową. To zdecydowanie nie jest czas na myślenie o paznokciach Mii di Angelo. Nie wtedy, gdy Regina-jak-jej-tam-na-nazwisko robi maślane oczy. Jej oczy są brązowe i chyba ładne, ale mają znacznie jaśniejszy odcień niż oczy Mii. Oczy Mii przypominają mi świeżo uprawianą ziemię. Piękne w najbardziej naturalny sposób.
Zanim jeszcze Regina otworzy drzwi do swojego pokoju, bawi się ramiączkami sukienki, pozwalając im zsunąć się z jej umięśnionych ramion.
– Byłam na twoim meczu tamtego dnia – mówi, a jej uśmiech zmienia się w chytry, gdy przeciąga paznokciami po mojej klatce piersiowej. – Masz siniaka od tego przechwytu?
Nachylam się, prawie muskając jej usta, ale nie do końca.
– Tak.
– Chcesz bym go pocałowała? – Odwraca głowę, jej miętowy oddech owiewa moje ucho, zanim bierze płatek do ust. Ciepło przeszywa mnie z powodu drażniącej pokusy, nawet jeśli dzieje się to z niewłaściwą dziewczyną. Jej dłonie odnajdują rąbek mojej koszuli, ciągnąc za nią, dopóki nie zrozumiem podpowiedzi i nie ściągnę jej przez głowę.
– To nie jedyna część ciebie, którą chcę całować, Sebastianie.
To jest łatwe – tak łatwe. Nie wymaga myślenia poza podjęciem decyzji, czy chcę pozwolić jej ssać mojego kutasa, czy też chcę ją porządnie zerżnąć. Zanim wysiadłem z samochodu, upewniłem się, że mam w kieszeni prezerwatywę. Zakładam jej nogę wokół mojej talii, jęcząc, gdy mnie całuje. Nie mogę się powstrzymać przed ponownym porównaniem. Jej pocałunek jest zbyt mokry. Jej piersi przyjemnie przylegają do mnie, ale są niczym w porównaniu z jędrnością piersi Mii. Nie pachnie też dobrze – cytrusami zamiast jaśminem.
Otwiera drzwi i gdy tylko wchodzimy do środka, osuwa się na kolana, a jej oczy błyszczą, gdy spogląda w górę. Sięga do mojego pasa swoimi długimi, różowymi paznokciami. Wpatruję się w nią, zamrożony.
– Kochanie…
Ktoś krzyczy.
Dźwięk przeszywa powietrze, sprawiając, że wpadam w popłoch. Prawie przewracam Reginę w pośpiechu, by dostać się do drzwi. Woła za mną, ale ignoruję to, pędząc po schodach po dwa naraz. Serce więźnie mi w gardle, uderzając w rytm oddechu. Znam ten krzyk. Rozkoszowałem się tym krzykiem. Ale to nie jest dźwięk przyjemności. To jest panika. I należy do Mii.
7
SEBASTIAN
NAWET TAK MOKRA jak szczur kanalizacyjny, Mia di Angelo jest najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. Moje tętno, które przyspieszyło w momencie, gdy usłyszałem jej krzyk – ten cholernie znajomy krzyk, który brzmi zarówno w koszmarach, jak i marzeniach – przycicha, gdy obserwuję scenę. Przytrzymuję się framugi drzwi, starając się oddychać normalnie.
Nie jest ranna. Nie zabito jej toporem. Jest tylko przemoczona, stoi w głębokiej prawie na stopę wodzie w tym małym pokoju w akademiku, otoczona wszystkimi rzeczami, jakie kiedyś znałem z apartamentu, który dzieliła z Penny. Strużka wody spływa jej po policzku. Wściekle wyciera twarz, a jej piersi falują.
Ulga przepływa przeze mnie strumieniem. Mia krzywi się. Praktycznie warczy. Wygląda jak anioł, jej piękne ciemne oczy błyszczą emocjami. Przypomina mi Tangerine, kiedy Cooper ją kąpie, nadąsaną i niezadowoloną z całej sytuacji, ale przynajmniej fizycznie nic jej nie jest.
Uśmiecham się do niej, ponieważ uważam, że to najbardziej prawdopodobny sposób na uzyskanie reakcji z jej strony.
– Idziesz popływać, di Angelo?
– Co ty tu, kurwa, robisz!
– Byłem w okolicy.
Obrzuca mnie spojrzeniem. Momentalnie się napinam, przypominając sobie uczucie jej ust na moim celtyckim tatuażu, symbolu nad moim sercem, który dzielę z moimi braćmi. Kiedy mówi, jej głos jest suchy jak pustynna bryza.
– Bez koszuli?
– Pozwól sobie pomóc.
– Kogo obrabiałeś? – pyta z drwiną w tonie. – Cukierkową sukę na górze z głosem jak delfin?
– O mój Boże – mówi Regina, zerkając przez drzwi. Przeskakuje z nogi na nogę, podając mi koszulę. – To jest obrzydliwe.
Mia krzyżuje ręce na piersi.
– To takie przewidywalne, Callahan.
Czy na jej twarzy widać było zranienie? Pewnie mi się to przywidziało. Wkładam koszulę i brodzę w chłodnej wodzie. O mało co nie potykam się o coś, ale udaje mi się ustać przy ramie łóżka. Duża kropla wody uderza mnie w twarz.
– Pozwól, że pomogę ci zebrać te rzeczy.
– Dzięki Bogu, że nie stało się to na moim piętrze – mówi Regina.
– Och, jasne, świetnie dla ciebie – warknęła Mia.
Regina zamrugała, ale zanim zdążyła wymyślić jakąś ripostę, mówię:
– Regina, zadzwoń do działu mieszkaniowego i powiedz im, że muszą wysłać kogoś, aby odciął wodę w budynku.
– Ale…
Ściskam jej ramię.
– To będzie bardzo pomocne.
Trzepocze rzęsami.
– Mój telefon jest na górze.
Obdarzam ją moim najlepszym uśmiechem, tym, który sprawia, że starsze kobiety chichoczą, a dziewczyny w moim wieku chcą zabrać mnie do łóżka.
– Poproszę?
Pochyla się i całuje mnie, a jej dłoń obejmuje moją brodę. Nawet przygryza moją wargę, działanie pełne zaborczości.
– Robię to dla ciebie, Sebastian. – Wychodząc, dodaje, spoglądając na Mię: – Jesteś taki słodki, chcąc pomóc tej biednej dziewczynie. Niech to nie trwa zbyt długo.
Widziałem, jak Mia wygląda, gdy rozważa morderstwo, i powiedziałbym, że teraz jej mina zdecydowanie na to wskazuje. Praktycznie szczerzy zęby, gdy Regina odchodzi. Jednak w chwili, gdy zostajemy sami, przygryza paznokieć kciuka, zmartwienie przebija się przez maskę, którą przybrała.
– Kurwa – mówi, a jej głos się łamie. – Co ja mam zrobić?
Ogarniam mokry bałagan ubrań, butów i innych rzeczy. Piękna czarna kurtka z jedwabną podszewką, którą nie tak dawno zdjąłem powoli, jest bez wątpienia nieodwracalnie zniszczona.
– Tak jak mówiłem, zabierzmy stąd te rzeczy. Wezmę moją torbę na sprzęt, jest wystarczająco duża, by pomieścić przynajmniej część ubrań.
– Nie włożę moich ubrań do twojej obrzydliwej torby na siłownię.
– Bez urazy, ale one już są obrzydliwe. – Podnoszę koronkowy stanik, pozwalając mu zwisać z mojego palca. Spojrzała na mnie kamiennym wzrokiem. – Daj spokój, jak już będzie po wszystkim, coś wymyślimy.
– Mam samochód – mówi. – Włożę je tam.
– Mimo wszystko weźmy torbę. – Ruszam korytarzem, nie oglądając się za siebie. Może i nie chce mieć teraz ze mną nic wspólnego, ale jest mądra. Przyjmie oferowaną przeze mnie pomoc. – Jestem pewien, że znajdą dla ciebie jakieś inne miejsce.
Prychnęła, ale kontynuuje.
– Może. Wiele akademików jest odnawianych podczas tego lata. Chyba powinni byli dodać ten obiekt do listy.
– A co z twoim laptopem?
Zagląda do swojej torby.
– Był w etui, więc jest w porządku. A mój telefon wydaje się być okej. – Wprowadza hasło, marszcząc brwi.
– To dobrze.
Jej śmiech brzmi szorstko.
– Dzięki Bogu. Nie mam teraz pieniędzy na wymianę żadnego z nich.
Otwieram samochód i szukam torby w bagażniku. Jest wypełniona kijami, których używałem, rękawicami i kilkoma innymi rzeczami, ale zwyczajnie wyrzucam wszystko z niej.
– Przykro mi z powodu ubrań i podręczników.
Znowu gryzie swój kciuk.
– Dzięki.
Kursujemy kilkakrotnie, ale w końcu udaje nam się przenieść wszystkie rzeczy z zalanego pokoju na tylne siedzenie jej samochodu. Niektóre ubrania trzeba po prostu wyprać, ale kurtka i para zamszowych botków za kolano, które uwielbia są do wyrzucenia. Niektóre podręczniki woda zniszczyła tak bardzo, że są nie do uratowania, co musi boleć. Książki, które są mi potrzebne na zajęcia z historii, też są bardzo zniszczone. Wiem jednak, że lepiej nie oferować ich wymiany. Tylko by mi dogryzła, a teraz, gdy znów z nią jestem – jakkolwiek krótko – nie chcę tego zmarnować.
Praktycznie słyszę głos Coopera. Oddany dziewczynie, która nie chce poświęcić ci czasu?
Nie mogę przestać się martwić, gdy na nią patrzę. Ma podkrążone oczy i ściągniętą twarz. Zasługuje na jakieś miłe miejsce, w którym mogłaby się zatrzymać tego lata i skupić się na swoich badaniach, a przynajmniej teraz nie ma takiej możliwości. Patrzę, jak zamyka drzwi samochodu, przesuwając dłonią z obgryzionym paznokciem po wilgotnych włosach.
Pojawia się absurdalna chęć zaproszenia jej do mojego domu, ale równie szybko ją tłumię. Ona też nie chciałaby takiej pomocy, a ja i tak nie mogę jej tego zaproponować. Nie zaprasza się dziewczyny do siebie, gdy próbuje się z nią skończyć. To jak decyzja o rzuceniu palenia i natychmiastowy zakup nowego vape’a. Nie spuszczam wzroku z ciężarówki serwisowej wjeżdżającej na parking. Ekipa będzie miała cholernie dużo pracy z pozbyciem się całej wody, a tym bardziej z naprawą instalacji wodnej i sufitów. Zajrzeliśmy do łazienki obok pokoju Mii i okazało się, że również została zalana.
– Nie byłem pewien, czy znów zobaczę twoją bieliznę, di Angelo.
– Zamknij się – odpowiada, ale obdarza mnie maleńkim uśmiechem. Prawie unoszę rękę w geście zwycięstwa. – Sebastian – dodaje, wzdychając i opierając się o samochód. – Ja… doceniam twoją pomoc. Dziękuję.
– Nie ma o czym mówić. Na pewno wszystko w porządku?
– Chyba wpadnę do działu mieszkaniowego. Zapytam, czy mają inny pokój, do którego mogłabym się przenieść.
Kiwam głową, osłaniając oczy przed popołudniowym słońcem. Pod tym kątem światło słoneczne działa jak aureola, podkreślając jaśniejsze odcienie jej włosów. Pod wpływem wody zwijają się na końcach, przywołując wspomnienie. Wspólny prysznic w moim mieszkaniu po jednym z naszych rzadkich spotkań. Czułem zapach mojego szamponu na jej włosach, patrzyłem jak poprawia makijaż w łazience. Przytuliłem ją z tyłu, a ona zachichotała – naprawdę zachichotała – gdy pocałowałem ją w szyję.
Pieprzyć to.
Nie mogę mieć jej znowu, ale mimo tego, co się stało, jestem jej przyjacielem, a przyjaciele pomagają sobie nawzajem. Nawet jeśli przyjaciel jest kłujący jak kaktus i nie odzywa się do ciebie od ponad miesiąca.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki