Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rodzina Sawoszów to majętni hotelarze, dla których liczą się tylko pieniądze i pozycja.
Sonia stara się sprostać wymaganiom rodziców, ale jednocześnie tęskni za normalnym życiem. Nauczona nieufności wobec ludzi, wychowana w zimnym domu, czuje się samotna i zagubiona.
Gdy spotyka na swojej drodze Nazara, jej serce pierwszy raz gubi rytm. Wyluzowany, uśmiechnięty i pełen ciepła chłopak nie jest jednak kandydatem, który spodobałby się rodzicom dziewczyny.
Nie pochodzi z wyższych sfer, jest Ukraińcem i w dodatku nie w pełni sprawnym fizycznie…
Ich szczęście trwa krótko. Rodziny Soni i Nazara skrywają wiele tajemnic, a ich przeszłość jest pełna bólu i wzajemnej nienawiści.
Nieświadoma niczego dziewczyna nagle zdaje sobie sprawę, że nikomu nie może ufać, nawet własnemu sercu.
Pieniądze, władza, intrygi i rodzinne brudy.
Czy współczesna wersja Romea i Julii znajdzie swój szczęśliwy finał?
REKOMENDACJE:
Książka chwyta za duszę! J. Harrow w niebanalny sposób pokazała, jak ogromny wpływ na człowieka mają rodzice. Jeśli sięgniecie po historię Sonii, razem z nią będziecie przeżywać skomplikowane relacje, zmieniające życie tajemnice oraz niespodziewane zwroty akcji. Nazar natomiast sprawi, że serce zabije mocniej, a w brzuchu pojawi się chmara motyli. Polecam! Lena M. Bielska, autorka serii Nieuchwytni i Bądź grzeczna
Najnowsza książka J.Harrow to istny rollercoaster emocjonalny. Opowieść o dwóch, całkowicie odmiennych jednostkach. Puzzelkach, które tylko razem będą w stanie stworzyć coś pięknego i bezpiecznego. Ale czy tak się stanie? Czy na drodze do miłości nie pojawią się przeszkody?
Zwaśnione rodziny, intrygi, zemsta a w tym wszystkim uczucia i emocje młodych ludzi. To wszystko znajdziecie w powieści "Ukraińskie serca", którą serdecznie polecam. Weronika Schmidt, autorka Obiecałem ci gwiazdy i Nie zapomnij naszych gwiazd
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 368
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 8 godz. 7 min
Kim ona jest? – Zapytałam wprost.
– Nie mam dziewczyny – powiedział cicho, świdrując mnie stalowym spojrzeniem. – Nie masz o co być zazdrosna, Soniu.
– Nie jestem zazdrosna! – parsknęłam.
Jego poważna mina ustąpiła miejsca wesołemu grymasowi. Wyraźnie rozbawiony, pogłaskał mnie czule po włosach i przysunął się nieco bliżej. Czułam teraz ciepło jego oddechu i ciała, co momentalnie pozbawiło mnie resztek buntu. Zapragnęłam, żeby mnie przytulił, zapewnił, że jestem tą jedyną i…
– Zawiodłem cię, przepraszam – westchnął. – To moja wina, że poczułaś się niepewnie. Zachowałem się jak palant i chcę ci wszystko wyjaśnić.
– To wyjaśnij…
– Jestem prostym chłopakiem, Soniu. Od dawna wyznaję zasadę, że człowiek powinien mówić to, co myśli, okazywać swoje uczucia i nie kierować się ludzką opinią. Żyjesz dla siebie, więc powinnaś żyć po swojemu. Chcesz oddać komuś serce, to zrób to, nie oglądaj się na innych, nie zatrzymuj samej siebie. Bo wiesz, można zaufać komuś, kto nas zawiedzie, można pokochać kogoś, kto nam złamie serce, ale jeśli w obawie przed tym zamkniesz je na cztery spusty, to pod koniec życia będziesz czuła wielką pustkę. Wszystko, co osiągniesz, nie będzie miało znaczenia, bo największym osiągnięciem człowieka jest drugi człowiek.
Opuszką kciuka głaskał mój policzek, a ja wpatrywałam się w niego jak urzeczona.
– Niczego nie mogę ci obiecać, Soniu. Nie wiem, jak długo będziemy razem, ani czy dam ci szczęście. Nie wiem, czy twoi rodzice kiedykolwiek mnie zaakceptują. Wiem tylko, że mamy szansę, a zmarnowanie jej byłoby grzechem. Spójrz tylko na mnie. – Uśmiechnął się smutno. – Miałem przyjaciela, rodzinę jak z obrazka i obie, sprawne nogi. Pewnego dnia straciłem to wszystko, ale jednak dzisiaj siedzę tu z tobą i przekonuję cię, że i tak warto żyć. Ja chcę żyć, Soniu. Nie egzystować, tylko żyć.
– Masz w sobie więcej odwagi niż ja… – Spuściłam wzrok. – Zazdroszczę ci tego.
Głos fryzjerki oderwał mnie od lektury. Odłożyłam kolorowe pismo, usiadłam na wskazanym fotelu i oddałam się w ręce mojej ukochanej Agnieszki. Tak, to była miłość – taka od pierwszego ścięcia. Kiedy pięć lat temu, po kilku nieudanych próbach wyczarowania na mojej głowie czegoś sensownego, trafiłam do salonu Agi, wreszcie poczułam, że znalazłam się we właściwym miejscu. Jej cudowne ręce od razu wiedziały, co zrobić z moimi niesfornymi włosami.
– Jakieś specjalne życzenia? – Uśmiechnęła się do mojego odbicia w lustrze, jednocześnie obracając w palcach kosmyk moich długich, napuszonych włosów.
– Nie wiem… Jestem zmęczona tym nijakim brązem – westchnęłam. – Może jakiś powrót do natury czy coś?
– A natura to…?
– W zasadzie ciemny blond. – Skrzywiłam się na samo wspomnienie mojego naturalnego, mysiego koloru. – Ale chyba wolałabym jednak coś rozjaśnić. Przez ostatnie pół roku zajmowała się mną jakaś Helga niemająca większego pojęcia o farbowaniu, musisz stworzyć mnie na nowo, Aguś!
Agnieszka uśmiechnęła się szeroko i zaczęła podsuwać mi pod nos zdjęcia fryzur, które według niej idealnie by do mnie pasowały. Ostatecznie obie doszłyśmy do wniosku, że faktycznie „coś trzeba rozjaśnić”, niemniej nie wnikałam w szczegóły. Ufałam jej bezgranicznie. Byłam już znudzona matowym brązem, który nijak nie pasował do mojego letniego nastroju i coraz wyraźniejszej opalenizny. Zawsze miałam śniadą cerę i ciemniejsze włosy z początku wydawały się dobrym rozwiązaniem. Chciałam wyglądać jak Latynoska, ale coś poszło nie tak. Niemiecka fryzjerka, którą żartobliwie nazywałam za jej plecami Helgą, nie okazała się mistrzynią koloryzacji i przez kilka ostatnich miesięcy męczyłam się okrutnie, patrząc co rano na swoje odbicie w lustrze. To nie byłam ja.
Trzy godziny później, kompletnie odmieniona, weszłam do recepcji hotelu Savos i przyjrzałam się uważnie dziewczynie stojącej za ladą. Była bardzo młoda i lekko denerwowała się, rozmawiając z kimś przez telefon. Jakiś problem z rezerwacją, brak pokoju z podwójnym łóżkiem…
– Dzień dobry – zwróciła się do mnie, gdy tylko odłożyła słuchawkę. – W czym mogę pomóc?
– Mnie w zasadzie w niczym. – Uśmiechnęłam się nieco ironicznie. – Problem z klientem rozwiązany?
– Yyy… – Zerknęła na telefon. – Oczywiście. A pani…
– Pytam, bo mnie to interesuje. – Postanowiłam chwilę się z nią podroczyć. – Czy w tym hotelu często się zdarza, że pracownik myli szczegóły rezerwacji?
– N… nie. – Dziewczyna nie wiedziała, jak ma się zachować.
– Na pewno?
– To zwykłe nieporozumienie, już wszystko zostało wyjaśnione. – Wyprostowała się. – Zapewniam panią, że nasza obsługa jest na najwyższym poziomie.
No! W końcu się ogarnęła. Spojrzałam na jej identyfikator.
– Pani Aleksandro, przekonała mnie pani. Tak trzymać!
Dziewczyna patrzyła na mnie jak na idiotkę.
– Czy zastałam pana Piotra Sawosza?
– Pana Piotra? – Uniosła brew. – Nie, lecz…
– A panią Elę Sawosz? – przerwałam jej.
– Również nie. – Znów jej brew lekko się uniosła. – Czy była pani umówiona?
– Oczywiście, że nie. – Uśmiechnęłam się szeroko, wyjmując z torebki komórkę. – W ogóle ich dzisiaj nie było?
Wybrałam numer i czekałam na połączenie, a dziewczyna pokręciła głową, utwierdzając mnie w przekonaniu, że jednak się pomyliłam. Byłam pewna, że jak zawsze któreś z nich będzie na terenie hotelu, ale najwyraźniej co nieco się zmieniło od czasu mojego wyjazdu.
– Cześć, tato. Jestem właśnie w hotelu, myślałam, że cię zastanę.
Aleksandra robiła coraz większe oczy, a ja świetnie się bawiłam. Nie umiałam odmówić sobie tego małego przedstawienia, w końcu rzadko się zdarzało, abym w którymkolwiek z naszych hoteli mogła pojawić się incognito. Właściwie wszyscy mnie znali. Nowa twarz była czymś wyjątkowym, więc nie przepuściłam okazji. Na szczęście dziewczyna zdała mój mały test.
– Dobrze, w takim razie spotkamy się w domu. – Po krótkiej wymianie zdań rozłączyłam się. – Pani Aleksandro, życzę miłego dnia.
– Wzajemnie…
Jej blade usta niemal się nie poruszały, ale byłam przekonana, że szybko dojdzie do siebie. Wkrótce uświadomi sobie, że nie zrobiła nic złego i znów będzie mogła swobodnie oddychać. Przynajmniej do czasu, gdy trafi na naprawdę problematycznego klienta lub, co gorsza, na zły humor mojej matki.
***
Tata rozmawiał właśnie przez telefon, stojąc do mnie tyłem i wpatrując się w widok za oknem. Ogrodnik spryskiwał czymś pnące róże, które kilka lat temu moja matka postanowiła zasadzić w niemal każdym zakątku posiadłości. Te akurat były koloru herbacianego i należały do moich ulubionych. Wydzielały nieziemsko piękny zapach, szczególnie wieczorową porą, czyli wtedy, gdy zwykle spacerowałam po otaczającym dom ogrodzie. Uwielbiałam letnie wieczory w posiadłości moich rodziców nie tylko z tego powodu. Była to również pora, kiedy zazwyczaj zostawałam tu sama – matka lubiła późne eskapady do fitness klubu, a tata odbywał spotkania biznesowe w restauracjach. Maks zaś… Cóż, mój brat po prostu rzadko bywał w domu, szczególnie między osiemnastą a piątą rano.
Pół roku nieobecności w tym miejscu wydało mi się nagle odległą przeszłością.
– Sonia! – Tata w końcu mnie zauważył i pośpiesznie zakończył prowadzoną rozmowę.
– Nie chciałam ci przerywać.
– To był tylko wujek Marek. – Podszedł i uściskał mnie serdecznie. – Jak podróż?
– Świetnie. – Uśmiechnęłam się. – Udało mi się przeczytać prawie całą książkę.
Pokręcił z niezadowoleniem głową, a ja w odpowiedzi przewróciłam oczami.
– Jak ja nie lubię, gdy jeździsz pociągami… To takie niebezpieczne.
– Teraz pociągi są naprawdę komfortowe, tato, szczególnie te za zachodnią granicą. Ale ty pamiętasz pojazdy z czasów PRL’u, a wiele się zmieniło, wierz mi.
Machnął ręką, co oficjalnie kończyło prowadzącą donikąd dyskusję.
– Coś inaczej wyglądasz… – Zmrużył oczy. – Włosy?
– Ładnie? – Podeszłam do wielkiego, wiszącego na ścianie lustra.
– Jasne, że ładnie.
Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, z zadowoleniem oglądając nowy kolor na głowie. Jasne, wyprasowane pasemka w kilku odcieniach złota pięknie kontrastowały z moją opaloną twarzą i ramionami. Wszystko zlewało się w kolor ciemnego blond z delikatną domieszką ciepłego karmelu. Naprawdę podobałam się sobie – w końcu!
– Pojechałam niemal prosto do hotelu. – Odwróciłam się z powrotem do taty. – Zdziwiło mnie, że was tam dzisiaj nie było.
– Eh…
Tata usiadł na swoim wielkim skórzanym fotelu i gestem wskazał, żebym uczyniła to samo. Usadowiłam się wygodnie naprzeciwko niego i uniosłam wyczekująco brew.
– Ostatnio rzadko tam bywam – westchnął. – A mama… No nie wiem. Ma pewnie swoje sprawy, a ja nie wnikam, póki wszystko jakoś funkcjonuje.
– Swoje sprawy? Tato, przecież ona nic innego nie ma do roboty! Pamiętam, że lubiła codziennie wpaść chociaż na chwilę, wszystko skontrolować i takie tam. Może nigdy się nie przepracowywała, ale chociaż doglądała interesu.
– Wszystko jest w porządku, Soniu. Nie ma potrzeby, aby mama tam codziennie przychodziła. Może to i lepiej? – Mrugnął do mnie porozumiewawczo. – Wiesz, jaka potrafi być.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale zrezygnowałam. Może tata miał rację? Teraz, gdy wróciłam, obecność matki pewnie tylko by mnie denerwowała.
– Jesteś zadowolona z wycieczki? – Zmienił temat.
– To był staż, a nie wycieczka. Mógłbyś w końcu docenić moje zaangażowanie.
– Dobrze, już dobrze. A więc jesteś zadowolona z tego… stażu?
Nie mogłam powstrzymać cisnącego się na moje usta uśmiechu. Skinęłam głową, postanawiając – przynajmniej na razie – nie zagłębiać się w szczegóły. Ciekawe, co by powiedział, gdyby usłyszał, że zaczęłam od mycia kibli i zbierania zużytych kondomów z podłogi? W wersji oficjalnej, dla moich rodziców, miałam od początku pracować na recepcji, a potem jako asystentka menedżera hotelu. Ja jednak wymyśliłam inny plan. Chciałam przejść wszystkie szczeble, a wiadomo, gdzie się zaczynają najniższe.
– Sporo się nauczyłam. – Zdecydowałam się na krótkie podsumowanie. – Podejrzałam też kilka ciekawych rozwiązań i mam głowę pełną pomysłów.
– To idealnie się składa. – Klasnął z entuzjazmem w dłonie. – Gdy cię nie było, trochę się tutaj nam pozmieniało i dlatego mam dla ciebie propozycję.
Okazało się, że tata jest w trakcie wchodzenia w branżę zupełnie niezwiązaną z hotelarstwem i dlatego ostatnimi czasy niemal nie bywał w Savosie. Na szczęście nie planował pozbycia się pięciu rozsypanych po Polsce ośrodków, a co więcej – zamierzał uczynić mnie ich głównym administratorem.
– Dotychczas to ty się tym zajmowałeś i nikogo nie dopuszczałeś do władzy – zauważyłam. – Nawet mama nie ma większego pojęcia, co i jak.
– Ale ty masz, prawda?
– Powiedzmy. Skończyłam kierunkowe studia, pracowałam w Savosie, teraz ten staż w Niemczech, ale…
– Nie czujesz się jeszcze pewnie? – Pochylił się ku mnie. – To moja wina, powinienem już wcześniej przygotowywać cię do tej roli.
To prawda. Powinien. Wielokrotnie się do tego garnęłam, ale zawsze odsuwał mnie na bok, a teraz nagle uznał, że jestem gotowa?
– Poradzę sobie – skwitowałam. – Niemniej na początku przydałaby mi się jakaś pomoc. Może mógłbyś…
– Mama ci pomoże.
– Mama? – Aż się zakrztusiłam. – Ona ma mi pomóc? Chyba żartujesz!
– Zgodzi się, już z nią rozmawiałem.
– Nie o to chodzi. – Skrzywiłam się. – Ona nic nie wie! Niby w czym miałaby mi pomagać? Ja potrzebuję ciebie, tato, a nie pseudopomagiera, który na nic mi się nie przyda.
– Nie przesadzaj… Mama przekaże ci wszystkie kontakty, pozna z kim trzeba.
Chyba ze swoją kosmetyczką!
Matka nie miała pojęcia o funkcjonowaniu naszych hoteli, a jedyne, na czym faktycznie mogła się znać, to wystrój wnętrz, choć i co do tego miałam pewne wątpliwości. Savos wyglądał od blisko dekady tak samo – ciężkie materiały, złote akcenty, niepotrzebny blichtr… W głowie miałam zupełnie inny obraz. Brakowało nam lekkości, nowoczesności i nadmorskiego klimatu, którego z pewnością oczekiwali odwiedzający nas klienci.
– Jeśli mam przejąć pałeczkę, to chcę mieć wolną rękę – powiedziałam z powagą. – Nie chcę, żeby matka zanadto mi się wtrącała.
– Wiem, wiem. – Tata ujął moje dłonie i uśmiechnął się porozumiewawczo. – Nie chcę, żebyście się kłóciły. Mam teraz na głowie tyle spraw, że to ostatnie, czego mi trzeba.
Właśnie kończyłam rozmawiać z panią Dorotą – najstarszym stażem pracownikiem hotelu – gdy usłyszałam głośny ryk silnika. Spojrzałam na podjazd i momentalnie się skrzywiłam. Mój młodszy o dwie minuty braciszek właśnie wysiadał z pomarańczowej puszki, która zapewne stanowiła obiecany jeszcze przed moim wyjazdem prezent z okazji ukończenia studiów. Nie dość, że skończył je z dwuletnią obsuwą, to jeszcze wyprosił u matki nagrodę za to niebywałe osiągnięcie. Ja z okazji odebrania dyplomu magistra otrzymałam bukiet kwiatów i voucher na weekend w SPA w jednym z czeskich ośrodków. Myślę, że miałam tam pojechać głównie po to, żeby podejrzeć konkurencję, bo po cóż były mi masaże i jacuzzi, skoro miałam to samo zapewnione w hotelu rodziców? Matka zapewne uznała, że połączenie przyjemnego z pożytecznym będzie idealnym prezentem dla skromnej, ale ambitnej zawodowo córki. Może nawet miała rację. Co innego Maks… Ukochany synek mamusi, wiecznie niezadowolony i niezaspokojony finansowo pozer! Jakim cudem byliśmy bliźniakami?!
– Cześć, siostra! – Pewnym krokiem podążał w moją stronę, nawet nie zdjąwszy z nosa przyciemnianych okularów. – Aleś się wylaszczyła!
Objął mnie i uściskał, jak zwykle zbyt mocno.
– Nie podlizuj się – mruknęłam. – To twoja nowa zabawka?
Obejrzał się i skinął głową.
– Odebrałem ją dwa tygodnie temu.
– Ile kosztowała?
Skrzywił się i zerknął ponad moim ramieniem. Zapomniałam, że wciąż stałam blisko lady recepcyjnej, za którą znajdowała się pani Dorota i ta nowa dziewczyna.
– Pół? – ściszyłam głos.
– Trochę więcej…
Jezu! Rodzice lekką ręką wyłożyli ponad pięćset tysięcy na samochód dla mojego brata?! Poprzedni kosztował dwieście i dostał go na osiemnastkę. Już wtedy uważałam, że to przesada, ale teraz… Matka kompletnie zwariowała! Wiedziałam, że to jej robota – ojciec tak łatwo nie uległby namowom Maksa. Mimo wszystko był oszczędnym człowiekiem i gdyby to zależało tylko od niego, pierwsze auto syna zostałoby kupione w jakimś komisie za kwotę nieprzekraczającą dziesięciu tysięcy złotych.
– To chore, Maks, ja jeżdżę pięcioletnim oplem, wartym może pięć procent ceny tej twojej pomarańczki…
– Oj, siostra! – Pociągnął mnie za łokieć w kierunku stojącej nieopodal sofy. – Poproś tatę, to ci kupi coś lepszego. Przecież jesteś jego córeczką.
– Nie zamierzam o nic prosić.
Maks zrobił zabawną minę, ale mnie do śmiechu nie było.
– Tata chce, żebym przejęła zarządzanie naszymi hotelami. – Zmieniłam temat. – Powiedział ci o tym?
– Tak… – W końcu raczył zdjąć okulary. – Nie cieszysz się? Chyba tego chciałaś?
– Chcę wiedzieć, czy masz coś przeciwko.
– Ja? A dlaczego?
– Bo oboje jesteśmy dziećmi naszych rodziców. – Zmrużyłam oczy. – Powinniśmy więc oboje dbać o rodzinny interes, nie uważasz?
Przewrócił oczami – dokładnie tego się po nim spodziewałam.
– Ale mnie to nie bawi, Sonia. Dobrze wiesz, że mam inne plany.
– Tak, a jakie? – Nie kryłam sarkazmu w głosie. – Ile mają lat i jaki rozmiar biustu?
Roześmiał się i pogroził mi żartobliwie palcem wskazującym. Oboje wiedzieliśmy, że jest niepoprawnym kobieciarzem i na to właśnie pożytkuje całą swoją energię. A także sporą część kasy.
– Gadałem z paroma ludźmi, myślę o jakimś handlu. – Wydął dolną wargę. – Jeszcze nic konkretnego, ale w detal bawić się nie zamierzam. Może jakiś import czy coś.
– Czy coś? – powtórzyłam zniecierpliwiona. – Masz dwadzieścia sześć lat, Maks. Pora na konkrety, a nie wieczne gdybanie.
– Ty też masz tyle lat – syknął. – Pora na faceta, a nie wibrator. Foch abstynencyjny?
– Nie bądź bezczelny.
– A co? Trafiłem w czuły punkt? Nie miałaś czasu na odrobinę rozrywki w tych swoich Niemczech?
– Pojechałam tam do pracy, a nie się zabawiać.
Wstałam, nie zamierzając kontynuować tej bezsensownej rozmowy.
– W przeciwieństwie do ciebie zamierzam coś zrobić ze swoim życiem.
– Ja też zamierzam… – Skrzywił się ironicznie – …coś zrobić.
Założył na powrót okulary, wcześniej przelotnie zerkając w kierunku recepcji. Aleksandra właśnie rozmawiała z jakąś parą w średnim wieku, uśmiechając się przy tym usłużnie.
– Maks! – syknęłam. – Nie podrywaj personelu!
– Mamie by się to nie spodobało, co? – Zaśmiał się cicho i już go nie było.
Tak. Matka pewnie by się wściekła. Zawsze powtarzała nam, że nie możemy mieszać życia prywatnego z zawodowym. Nie musiała przy tym dodawać, że spotykanie się z osobą o niższym statusie materialnym też jest niewskazane.
***
– Czego chcesz od brązu?
Oczy matki świdrowały mnie swoim zimnym błękitem. Jej lodowate spojrzenie przypominało mi za każdym razem, jak bardzo się cieszę, że nie odziedziczyłam po niej urody. Ja i Maks wdaliśmy się w ojca. Jasnobrązowe oczy, śniada karnacja, ciemnoblond włosy. Co prawda tata już całkowicie wyłysiał, a mój brat golił głowę do zera, gdyż nie mógł patrzeć na sporej wielkości zakola, ale ja byłam zadowolona z takiego rozkładu genów. Moje włosy na szczęście masowo nie wypadały, a oczy biły ciepłem, choć to akurat było takie… złudne.
– Chcę ożywić wnętrze – wyjaśniłam jej po raz setny. – Ma być jasno, a brąz temu nie sprzyja, mamo.
– Jak wszystko zrobisz na niebiesko, to będzie zimno i mało przytulnie.
– Nie powiedziałam, że ma być niebiesko. – Zacisnęłam nerwowo szczęki. – W ogóle mnie nie słuchasz.
Wzruszyła teatralnie ramionami, na swój sposób mówiąc mi „rób, co chcesz”, ale ja wiedziałam, że to nie koniec tej batalii.
– Podeślę ci na mejla kilka projektów wnętrz, którymi się zainspirowałam. Może wtedy zrozumiesz, o co mi chodzi.
Westchnęła z rezygnacją, ale to wciąż nie była kapitulacja. Wiedziałam, że zamierzała dalej czepiać się wszystkiego i coraz bardziej mnie to irytowało. Cokolwiek zaproponowałam, była na nie. Modyfikacja menu – nie; powieszenie na ścianach czarno-białych szkiców marinistycznych – nie; zastąpienie storczyków trawiastymi kompozycjami – nie; zdjęcie ciężkich, brązowych zasłon – nie… Miałam wrażenie, że każdy mój pomysł był skazany na potępienie tylko dlatego, że był mój.
– Mamo, nie mam już więcej czasu, muszę iść do kuchni. – Zerknęłam na zegarek na nadgarstku. – Porozmawiamy przy kolacji, dobrze?
– Na kolację wybieram się do restauracji.
Nie miałam zamiaru pytać z kim, ale postanowiła i tak uraczyć mnie tą informacją.
– Maks mnie zaprosił.
No jasne… Jak mógł ją zaprosić, skoro nie posiadał własnych pieniędzy? To żenujące, że wciąż pobierał od rodziców swoiste kieszonkowe, w dodatku nic pożytecznego w zamian nie robiąc.
– To może przy okazji zapytaj, czy mój brat zamierza w końcu ruszyć tyłek do jakiejś pracy?
– Sonia! – Spojrzała na mnie z wyrzutem.
– No co? Jest w tym samym wieku co ja, a nie przepracował w swoim leniwym życiu ani jednego dnia.
– Nie zamierzam się kłócić. Trudno się z tobą rozmawia, wiesz?
– Nie, nie wiem, mamo. Jesteś jedyną osobą, od której to ciągle słyszę.
Skrzywiła się, chwyciła swoją torebkę i wyszła z holu, nawet nie żegnając się z panią Dorotą. Maniery godne damy, nie ma co.
Wzięłam kilka głębszych oddechów i poszłam do kuchni. Nie zważając na protesty mojej matki, zamierzałam jednak zmienić co nieco w naszym menu. Wciąż poirytowana, pchnęłam drzwi i znalazłam się w dużym, przepełnionym zapachami i gwarem pomieszczeniu.
– Dzień dobry!
Kilka par oczu spojrzało na mnie z lekkim przestrachem. Wiem, że od dawna nikt do nich nie zaglądał, a już na pewno nie robił tego bez ostrzeżenia. Nie chodziło mi jednak o wzbudzenie strachu.
– Nie wszyscy mnie kojarzycie, więc się przedstawię. – Przesunęłam wzrokiem po kilku nowych twarzach. – Sonia Sawosz, córka Piotra Sawosza.
I Eli Sawosz, gdybym miała być precyzyjna. Sęk w tym, że mojej matki nikt raczej nie darzył służbowym szacunkiem, więc jej imię lepiej było przemilczeć.
– Dzień dobry – odezwał się nierówny chór głosów.
– Wiem, że jesteście zajęci, więc powiem krótko. – Oparłam się o blat jednego ze stołów roboczych. – Od teraz to ja jestem odpowiedzialna za całokształt funkcjonowania tego hotelu, więc chciałabym wprowadzić kilka modyfikacji.
– Jakich? – odezwał się dobrze mi znany, przysadzisty mężczyzna po czterdziestce.
– Mamy się bać? – Jakiś kobiecy głos nieśmiało podążył za pytaniem szefa kuchni.
– Bać? – powtórzyłam. – Nie zamierzam nikogo zwalniać, jeśli o to pytacie.
Wyjaśniłam im, że planuję pewne zmiany w kierunku kulinarnym i – o dziwo – zauważyłam nawet lekki entuzjazm. Szczególnie Adam, szef kuchni, uśmiechał się szczerze i przytakiwał ochoczo, zarażając pozytywnym nastawieniem resztę ekipy. Odetchnęłam z ulgą, bo tego obawiałam się najbardziej – opór ze strony najważniejszej osoby w kuchni mógł być dla mnie poważnym problemem.
Umówiłam się z Adamem na szczegółową rozmowę z samego rana i opuściłam kuchnię, czując na plecach zaciekawione spojrzenia pracowników. Miałam nadzieję, że mój młody wiek nie będzie utrudniał mi kontaktów z nimi, a pozycja córki właściciela nie sprawi, że będą się bali szczerze ze mną rozmawiać. Zależało mi na współpracy, a nie na wydawaniu poleceń, które będą wykonywać bez przekonania.
Hotele nie miały jak na razie problemów, ale wiedziałam, że konkurencja nie śpi, a nasza oferta i wizerunek są już nieco przestarzałe. Jeśli w końcu nie wejdziemy w dwudziesty pierwszy wiek, za parę lat obłożenie pokoi spadnie o połowę, a moja rodzinka – przyzwyczajona do wydawania pieniędzy bez ograniczeń – nawet nie zauważy, że na koncie nagle zacznie prześwitywać dno. Ja sobie poradzę, ale oni… Poczułam niesmak, bo przecież nie powinnam w ogóle się nimi przejmować. Tak naprawdę to nasi pracownicy na tym wszystkim stracą. Jeśli hotele zmniejszą przychody, to się odbije głównie na nich. Mój brat co najwyżej nie kupi sobie nowego auta, ale są ludzie, którzy mają o wiele większe problemy. Muszą opłacić czynsz, kupić jedzenie dla dzieci…
Usiadłam na ustawionej w korytarzu sofie i schowałam twarz w dłoniach. Nagle poczułam ciężar, który nałożono na moje ramiona. Byłam z tym wszystkim całkiem sama. Przecież nie mogłam liczyć na pomoc matki, ona stanowiła jedynie kolejną kłodę rzuconą pod nogi. Gdybym chociaż nie musiała się z nią użerać…