Ulica Pazurkowa. Na tropie Ogryzka - Struska-Musiał Aleksandra - ebook

Ulica Pazurkowa. Na tropie Ogryzka ebook

Struska-Musiał Aleksandra

4,8

Opis

Seria: Ulica Pazurkowa Pierwsza z serii książek o sympatycznych mieszkańcach ulicy Pazurkowej, którzy zaprzyjaźnili się dzięki kotu Ogryzkowi. Ogryzek przyszedł do domu państwa Kociejków przed świętami Bożego Narodzenia, zwabiony zapachem karpia. Natychmiast stał się ulubieńcem całej rodziny, szczególnie trójki dzieci. Wkrótce też polubili go pozostali lokatorzy kamienicy, gdy więc na wiosnę kot niespodziewanie zniknął, wszyscy go poszukiwali. Skutek tych poszukiwań okazał się zaskakujący i sprawił mieszkańcom ulicy Pazurkowej wiele przyjemności. Kolejne perypetie mieszkańców ulicy Pazurkowej znajdziecie w książce “Nowi lokatorzy”. Dla dzieci 5-10 lat

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 22

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (14 ocen)
11
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Audrey_

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna! :)
00

Popularność




Copyright © Aleksandra Struska-Musiał

Copyright © Wydawnictwo BIS 2020

ISBN 978-83-7551-674-6

Wydawnictwo BIS

ul. Lędzka 44a

01-446 Warszawa

tel. 22-877-27-05, 22-877-40-33

[email protected]

www.wydawnictwobis.com.pl

Zaginął Ogryzek. Puchaty pręgowany rudzielec. Ale od początku. Skąd w ogóle wziął się Ogryzek? Przyplątał się do pani Barbary Kociejko, kiedy w wigilijny poranek wracała do domu z karpiem. Miał być daniem głównym tego wieczoru – karp, ma się rozumieć. Ogryzek okazał się tej Wigilii niespodziewanym gościem w domu państwa Kociejków. Zwabił go zapach świeżutkiej ryby, który ciągnął się za siatką na zakupy dyndającą u nogi pani Basi. Puchaty kot podążył w ślad za rybim zapachem jak po nitce do kłębka. Kłębkiem okazało się ciepłe i pachnące smakołykami mieszkanie państwa Kociejków. Pani Basia nie miała serca zamknąć kotu drzwi przed nosem.

Mikołaj – najmłodszy z trojga dzieci państwa Kociejków, zwany przez wszystkich Mikrusem – miał dla rudzielca gotowe imię.

– Musiu, cy Oglyzek moze z nami zostać na zawse? – dopytywał.

Odtąd dla wszystkich było jasne, że sympatyczny pręgowany kot to Ogryzek. Choć nie wiadomo, skąd Mikrusowi przyszło do głowy takie właśnie imię. Ale on na pewno wiedział. Miał minę takiego, który wie.

Pani Barbara nie była do tego pomysłu przekonana. Dała się jeszcze przez chwilę namawiać Milce i najstarszemu z rodzeństwa Frankowi.

– Mamusiu, ja będę go codziennie karmić – zaoferowała Milka.

– A ja będę go głaskać za uchem i po brzuchu. I będę mu czytać książki o kotach – obiecywał Franek, który już umiał czytać.

– Do głaskania na pewno chętnych nie zabraknie. Ale kto będzie sprzątał jego kuwetę? – koniecznie chciał wiedzieć tata.

– Ja, ja!… – wykrzyknął ochoczo Mikrus. Ale po chwili namysłu dodał: – A co to jest kujeta?

– Kuweta to kocia toaleta – wyjaśniał tata. – Taki pojemnik, do którego wsypuje się specjalny piasek, żeby kot mógł w nim załatwić swoje sprawy i zakopać.

– A jakie splawy załawić? – dopytywał Mikrus.

– Mikrus, nie kapujesz? Te, które ty załatwiasz w ubikacji! – pospieszył z wyjaśnieniem Franek.

– Aaaaaa… Ksiązecki pooglądać!

– Mam nadzieję, że jednak Ogryzek nie będzie zabierał książeczek do swojej toalety – zauważyła z uśmiechem mama.

Ostatecznie ustalono, że opróżnianiem kuwety zajmą się rodzice. Przynajmniej przez najbliższe lata. Tyle że państwo Kociejkowie nie mieli w domu kuwety – nie spodziewali się przecież, że nagle zamieszka z nimi kot. Przeznaczono więc na nią starą blachę do pieczenia ciasta. I tak nie było z niej pożytku, bo szarlotka zawsze się w niej przypalała. Specjalnego piasku też nie mieli. Ale wszyscy zgodnie uznali, że równie dobrze sprawdzi się zwykły piasek – przynajmniej na razie.

Milka i Franek pędem zarzucili na siebie kurtki i czapki i pobiegli co sił w nogach do osiedlowej piaskownicy. Z blaszką do pieczenia ciasta i łopatkami, oczywiście. Ha! Ale co się stało z piaskiem? Latem trójka rodzeństwa godzinami przesiadywała w piaskownicy, budując zamki z fosą, tunelami i wieżyczkami. Mikrus znosił patyki na kraty i całe wiaderka żółtych mleczy z małymi czarnymi robaczkami. Wrzucał kwiatki do fosy, mówiąc, że to lilie wodne. Ten piasek, z którego latem dało się ulepić prawdziwe cuda, teraz był twardy jak skała.

– Co teraz zrobimy? Skąd weźmiemy piasek dla Ogryzka? – zmartwiła się Milka.

– Spokojna głowa! Przecież tłuczemy z mamą mięso na kotlety. Skoro dajemy radę z kotletami, to i piasek rozbijemy. Łopatkami.

Wydobycie piasku skutego kilkudniowym mrozem było zadaniem dla prawdziwych siłaczy. Ale Franek i Milka nie zamierzali się poddawać. Rodzeństwo właśnie w wielkim skupieniu próbowało rozbić twardą piaskową bryłę plastikowymi łopatkami, kiedy zza domu wyłonił się wielki świerk. Powoli przesuwał się chodnikiem wzdłuż budynku. Dzieci przerwały pracę. Obserwowały drzewo szeroko otwartymi oczyma. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziały.

– Franek, skoro zwierzęta przemawiają w Wigilię ludzkim głosem, to może drzewa na przykład zaczynają chodzić… – podsunęła niepewnie nieco przestraszona Milka.

Przy piaskownicy świerk przystanął. Zza jego gałęzi wysunęła się głowa pana Pękalskiego.

– Ufff – odetchnęli z ulgą Milka i Franek. Czuli się trochę niepewnie, widząc wędrujące drzewo.

– Dzień dobry, dzieciaki. Wesołych świąt! Zabieracie się do pieczenia babki piaskowej? To nie Wielkanoc! Cha, cha, dobre sobie! Babka piaskowa na Boże Narodzenie, pęknę ze śmiechu! A pisanki też będziecie robić?

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.