Upiór w szkole - Krzysztof Kochański - ebook + książka

Upiór w szkole ebook

Krzysztof Kochański

0,0
32,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Z nudów można naprawdę narobić głupot. A Aśka, Nikodem i Michał akurat w tamto popołudnie solidnie się nudzili. Niewinna „wkrętka”, jaką uskutecznili na biednym taksówkarzu, ściągnęła chłodną uwagę okolicznych upiorów. Od tego momentu w ich szkole zaczynają dziać się podejrzane rzeczy. Winowajcy, którzy wywołali wilka z lasu, próbują odwrócić skutki swojej niemądrej zabawy. Czy zdążą zanim będzie za późno?

Niektórzy dostrzegą może w tej książce opowieść o przyjaźni, która pomaga przetrwać w obliczu niepojętego zagrożenia z zaświatów, inni potraktują ją może jako przestrogę dla uczniów opuszczających się w nauce. Jeśli nawet tak jest, to przez przypadek. Zapewniam, że jedynym celem, jaki przyświecał mi podczas pisania, było śmiertelne przerażenie czytelnika.

Autor

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 90

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Upiory w szkole? Młodzież ma bujną wyobraźnię. Ale wyobraźnia świadczy o inteligencji. To właśnie dzięki niej i ofiarnej pracy pedagogów nasi podopieczni osiągają najlepsze wyniki w województwie. Rankingi nie kłamią.

WYPOWIEDŹ DYREKTORKI SZKOŁY NA PORTALU INTERNETOWYM

Tak. Słyszałem o upiorze… Nie znam zasad tej ich gry, ale popieram. Zawsze powtarzałem, że należy zachęcać dzieci do innych form rozrywki niż ślęczenie nad komputerem czy smartfonem.

WYPOWIEDŹ PRZEDSTAWICIELA KURATORIUM DLA TELEWIZJI KABLOWEJ

Dzieciaki są przerażone? Pierwsze słyszę! Owszem, było kilka zgłoszeń telefonicznych w sprawie upiora, ale to tylko chuligańskie wybryki. Tak zwane „wkrętki” lekkomyślnych uczniów. Nie zdają sobie sprawy, że fałszywe alarmy odrywają policję od spraw naprawdę istotnych.

WYPOWIEDŹ KOMENDANTA POLICJI DLA LOKALNEJ GAZETY

Zapadał zmrok.

Siedzieli na ławce we trójkę. Aśka, Nikodem i Michał. Ten ostatni rozmyślał nad sensem życia. Stan umysłu pozostałej dwójki był raczej mniej ambitny: Aśka słuchała muzyki, bawiąc się przewodem od słuchawek, Nikodem wystukiwał coś na smartfonie. Zapowiadał się nieciekawy wieczór.

Nie tylko oni się nudzili. Nieopodal, na postoju taksówek, już od pół godziny stał samotny szary opel z napisem „CITY TAXI nr 165”. Wcześniej kierowca czytał gazetę, teraz bezmyślnie wpatrywał się w dal.

Aśka zajrzała Nikodemowi przez ramię. Wyjęła z ucha słuchawkę.

– W co za koszmar znowu grasz?

– Zombie zjadły moich przyjaciół. – Nikodem nie odrywał wzroku od komórki. – I nie koszmar, tylko gra rozwijająca inteligencję.

– To dlaczego nie działa?

– Co nie działa?

– Inteligencja. Jakoś nie widzę u ciebie postępów.

Nikodem nie przejął się docinkiem. Dalej pukał w klawisze. Zamyślony Michał nagle westchnął i sięgnął do kieszeni bluzy.

– Zabierzcie to ode mnie – powiedział, kładąc na ławce pięćdziesiąt złotych.

Po chwili namysłu dołożył jeszcze banknot dwudziestozłotowy i wbił zasępiony wzrok w ziemię.

– Ty serio? – nie dowierzała Aśka. – Chyba nigdy w życiu nie widziałam tyle kasy naraz!

– Jeśli jej nie weźmiecie, znowu wszystko wydam na ciacha i słodycze. – W głosie Michała brzmiała rezygnacja. – To silniejsze ode mnie.

– Nie kumam problemu – zainteresował się Nikodem.

– Michał się odchudza – wyjaśniła Aśka. – Próbował zaprosić do kina Ewelinę z Vc, a ona powiedziała, że z grubasami do kina nie chodzi.

– Ajajaj! – Nikodem współczująco położył dłoń na ramieniu przyjaciela. – Nie przejmuj się. Wcale nie jesteś taki gruby… Co najwyżej pyzaty, he, he, he!

– Nie bądź taki dowcipny! – mruknął Michał.

Michał był jedynakiem, wychowywanym przez zapracowanych rodziców. Brak czasu dla syna rekompensowali pokaźnym kieszonkowym. Pewną wadą tej okoliczności była nadwaga. Coca-cola i chipsy robiły swoje.

– Daj mu spokój – mruknęła do Nikodema Aśka i bez ceregieli sięgnęła po leżące na ławce pieniądze. – No co? – skomentowała czujne spojrzenie kolegi. – Jeszcze zdmuchnie je wiatr. Lepiej pomyślmy, co za to kupimy. – Wymownie pomachała banknotami.

Pytanie zawisło w powietrzu i nie chciało opaść. Kilkadziesiąt metrów dalej była cukiernia. W normalnych okolicznościach można by tam nieźle zaszaleć – ale obżerać się w obecności przygnębionego fundatora? Trochę nie bardzo…

– Cześć! – Przy ławce nieoczekiwanie pojawił się Leszek, który chodził z Nikodemem i Aśką do klasy. Dźwigał wielką reklamówkę z ciuchami. – Starzy robili porządki w szafach i kazali mi to wrzucić do pojemnika PCK – wyjaśnił. – A wy co? – Zauważył pieniądze. – Robicie zrzutkę?

Postawił torbę na ławce i usiadł.

– Ależ skąd, niby z czego? Trafiliśmy na hojnego darczyńcę. – Nikodem dyskretnie wskazał kciukiem Michała. Wtem dostrzegł coś w bagażu Leszka. – Hej! A cóż to za cudo? – Wyciągnął spod starego płaszcza kartonowy rulon z kępką sztucznych włosów. Rozprostował go. – A niech mnie! Normalnie maska zombie! Zupełnie jak w mojej gierce.

– To jeszcze z przedszkola, jest za mała – odparł lekceważąco Leszek. – Nosiłem ją na jakimś balu przebierańców.

– Za mała, nie za mała, na pewno da się z nią coś zrobić! – Nikodem był zachwycony. – Tu można rozciąć, tam naderwać… Przecież to zombiak, im bardziej zmasakrowany, tym lepiej. Za kilka tygodni Halloween, będzie jak znalazł.

Słuchająca ich Aśka nagle poderwała się z ławki.

– Wiem! – zawołała podekscytowana.

– Wiem, że nic nie wiem – błysnął znajomością starożytnej sentencji Nikodem.

– To też! – Dziewczyna nie dała się zbić z tropu. – Ale oprócz tego mam pomysł na wydanie pieniędzy Michała.

Wskazała taksówkę.

– Spójrzcie na tego taksówkarza. Stoi tak, odkąd przyszliśmy. Z powodu braku klientów człowiek zanudzi się na śmierć. Nie uważacie, że to nieludzkie pozwolić mu tak się męczyć?

– Chyba nie zamierzasz wydawać pieniędzy na jakąś dobroczynną przejażdżkę? – zaniepokoił się Nikodem.

– A dlaczego nie? – Aśka popatrywała kolejno na każdego z kolegów. – Powiedziałabym nawet, że na kilka przejażdżek. I to z… – dla efektu zawiesiła głos, uśmiechając się przebiegle – …z cmentarza! Tyle że najpierw musimy się przejść tam piechotą.

Jeśli zamierzała zaskoczyć towarzystwo, udało jej się. Nawet Michał się ożywił.

– Przecież zapada noc – zauważył.

– I oto właśnie chodzi, mój niedoszły Romeo – odparła Aśka. – Właśnie o to! Leszek, pokazuj, co masz jeszcze ciekawego w tej torbie. A ty, Michał, zdejmuj tę swoją koszmarną bluzę z kapturem. Też się przyda, jeśli trochę ją… – zawahała się. – Jakie jest przeciwieństwo słowa „odświeżyć”?

– „Postarzyć”? – podpowiedział Leszek.

– Nie bardzo. To raczej pasowałoby do „odnowić”.

– Może znieświeżyć?

– Może być – zachichotała Aśka. – Trochę ją znieświeżymy.

Dla kierowcy taksówki numer 165, Grzegorza Piotrowskiego, dzień nie należał do udanych. Zero klientów. Po raz nie wiedzieć który z nadzieją rozglądał się po okolicy. Pusto. Zniknęły nawet dzieciaki, wcześniej okupujące ławkę.

– Centrala do 165 – odezwało się radio. – Jesteś wolny?

– Prawie od godziny – odpowiedział. – Już zamierzałem wpaść do domu coś przekąsić.

– No to szczęśliwie masz kurs. Klientka zażyczyła sobie specjalnie twoją taksówkę, może jakaś znajoma?

– Zobaczy się. Dokąd mam jechać?

– Na ulicę Parkową. Nie podała numeru domu, ale powiedziała, że będzie czekała przy cmentarzu.

– Cmentarz? O tak późnej porze nie wiozłem stamtąd nawet grabarza… – zażartował Piotrowski i rozłączył się.

Kiedy dojechał na miejsce, nikogo tam nie było. Położoną za chodnikiem nekropolię okalał płot z żelaznych prętów. Najbliższa latarnia nie działała, więc gęstwina krzaków tworzyła czarną ścianę, rzucającą słaby cień w świetle księżyca.

Zaskrzypiały zawiasy stalowej furtki i z ciemności wyłoniła się dziewczęca sylwetka w mocno przydużej i przybrudzonej czarnej bluzie. Naciągnięty na czoło kaptur przesłaniał twarz. Postać zmierzała ku niemu powoli, utykając i trzymając wyciągnięte przed siebie ręce, jakby obawiała się, że wpadnie na nieoczekiwaną przeszkodę. Zatrzymała się przy taksówce i zatrzęsła się. Drgawki trwały tylko chwilę, potem otworzyła tylne drzwi i wsiadła, postękując.

– Proszę… pod szkołę… podstawową… imienia Adama Mickiewicza – powiedziała niewyraźnie, głosem schrypniętym i zacinającym się.

Piotrowski skinął głową i ruszył.

Podczas jazdy zerkał we wsteczne lusterko. Dziwnie zachowująca się pasażerka nie zdjęła kaptura, przez co nie widział jej twarzy. Milczała, więc i on się nie odzywał.

Kiedy podjechali pod szkołę, wyłączył taksometr i skasował za kurs. Odprowadzał dziewczynę wzrokiem, kiedy po wysokich stopniach schodów z trudem wspinała się ku okazałym drzwiom starego budynku. Ledwie wlokła nogę za nogą.

Lekcje o tej porze?

Piotrowski wzruszył ramionami i odjechał.

Gdy taksówka zniknęła za rogiem, Aśka odetchnęła. Już zastanawiała się, co zrobi, jeśli taksówkarz nie odjedzie. Szkoła była przecież zamknięta.

– Uff! – Ściągnęła z głowy kaptur.

Spociła się jak mysz. Nie miała pojęcia, jakim cudem Michał w czymś takim wytrzymuje. Ale co tam! Może właśnie dzięki temu prezentowała się bardziej przekonująco jako opuszczająca cmentarz nastoletnia zombie.

Inna sprawa, czy taksówkarz też był tego samego zdania? Nie wydawał się przestraszony ani nawet zaniepokojony.

Ale to przecież dopiero początek…

Przeszła na drugą stronę ulicy i usiadła na murku naprzeciw sklepu odzieżowego, przylegającego do terenu szkoły. Miała stąd dobry widok na ulicę i nadjeżdżające samochody. Wyjęła komórkę, żeby – zgodnie z planem – zadzwonić do pozostałych „nieboszczyków” czekających na podwózkę do szkoły.

– Taksówka wolna – oznajmiła, gdy Leszek odebrał telefon. – Możesz zamawiać kurs.

Schowała komórkę, ale nie ruszyła się z miejsca. Miała tu czekać, aż kolejno będą przyjeżdżać z cmentarza inni powstali z grobu uczniowie. Ci, którzy zmarli przedwcześnie, lecz jako upiory wciąż gotowi uczęszczać do swojej dawnej szkoły.

Tak przynajmniej miało to wyglądać z punktu widzenia taksówkarza.

Włączyła w smartfonie muzykę i wetknęła słuchawkę w ucho. Kiwając głową w rytm piosenki, obserwowała wystawę sklepu. Plastikowy manekin za szybą ubrany był w czarny garnitur. Na jego głowie tkwił kapelusz z szerokim rondem. Dla pełnego szyku sprzedawcy okręcili mu szyję żółtym szalikiem i założyli przeciwsłoneczne okulary.

Aśka puściła do przystojniaka oczko, ale plastikowa twarz pozostała niewzruszona.

Ledwie Grzegorz Piotrowski podjechał na postój, zgłosiła się przez radio dyspozytorka z centrali.

– Znowu ktoś prosi o twoją taksówką – powiedziała. – Tym razem chłopiec. Wygląda na to, że młodzież cię polubiła.

– Dokąd?

– Na Parkową 13.

Piotrowski uniósł brwi. Parkowa 13 to był przecież adres cmentarza, dopiero co stamtąd wrócił! Czasem tak się zdarza…

Po kilku minutach był u celu. Latarnia wciąż nie działała. Odniósł wrażenie, że mrok stał się gęstszy, chyba szykowało się na wieczorną mgłę. Cmentarz, wokół cisza, na ulicy żywej duszy – trochę nieprzyjemne uczucie.

Coś poruszyło się przy żywopłocie, furtka zajęczała tak samo głośno jak poprzednim razem, i na ulicy pojawił się chłopiec. Prezentował się jeszcze dziwaczniej niż tamta dziewczyna. W sięgającym kostek podartym płaszczu brakowało większości guzików. Czapka narciarska na głowie, niepasująca do tej pory roku, sprawiała wrażenie, jakby przed chwilą użyto jej do wycierania podłogi.

Gdy młodzian wsiadał do taksówki, podniósł wyżej szeroki kołnierz płaszcza, jeszcze bardziej ukrywając twarz. Oddychał głośno, jakby miał astmę.

– Pod szkołę… dwójkę… – wydukał głębokim basem.

– Masz pieniądze? – spytał na wszelki wypadek Piotrowski.

Niecodzienny pasażer sięgnął do kieszeni. Położył na podłokietniku dwadzieścia złotych i szybko cofnął rękę – nie dość szybko jednak, by taksówkarz nie zauważył, że jest czarna, a pod paznokciami straszy brud, jakby jego klient gołymi dłońmi grzebał w ziemi.

– Dwójka to szkoła podstawowa imienia Mickiewicza? – upewnił się Piotrowski.

– Taaak. – Bas był jeszcze niższy, głowa bardziej pochylona. – Nie chcę… spóźnić się… na lekcje…

Nikodem z Michałem odczekali, aż Upiorny Lechosław odjedzie taksówką, i usiedli na cmentarnej ławce, na której leżały wybrane z reklamówki ciuchy. Nikodem włożył wełniany sweter po mamie Leszka, z którego powypruwał nitki – całe ich mnóstwo zwisało teraz wokół niego.

Hitem jednak miała być maska zombie. Trzeba było tylko rozedrzeć ją trochę od dołu i pasowała jak ulał. Brakowało gumki, ale wystarczyło przewiązać na czole rozerwaną na pół chustę i nie spadała. Nikodem wyglądał tak nawet lepiej, bo półprzezroczysty materiał sprawił, że krwawe kartonowe oblicze stało się mniej wyraźne. A wiadomo, jak to jest: kogoś w masce można się porządnie wystraszyć, ale po chwili i tak wszystko staje się jasne. Napięcie spada. Natomiast gdy nie ma się pewności – gdy coś przerażającego pozostaje niedopowiedziane – wówczas włącza się wyobraźnia. A ta rzadko podaje optymistyczne rozwiązania. Zwłaszcza kiedy człowiek znajduje się w okolicach cmentarza.

Akurat skończyli, kiedy zadzwoniła Aśka.

– Leszek dotarł na nocne zajęcia w szkole – poinformowała na wpół szyfrem, niczym agentka tajnego wywiadu, i rozłączyła się.

Nikodem wyjął smartfon i zamówił taksówkę.

– Numer boczny 165 – powtórzył dla pewności. – Koniecznie ten.

Czas się dłużył. W milczeniu siedzieli na ławce. Dla przypadkowego obserwatora wyglądaliby co najmniej dziwnie. Upiorny Nik, w czarnym jak noc płaszczu, i zwyczajny chłopiec obok niego, jeszcze nieprzebrany. Ale o tej godzinie na cmentarzu trudno o przypadkowych obserwatorów, więc nikt ich nie widział.

– Gdzieś tam jest grób Dionizego Wojtyszki – przerwał ciszę Nikodem, wpatrujący się w szpaler cyprysów. – Tego sławnego dyrektora naszej budy.

– Tak, wiem – mruknął Michał. – To było wieki temu. Dawno zjadły go robale.

Coś zaszeleściło pomiędzy grobami.

– Halo! – zawołał niespodziewanie Nikodem, przykładając do ust obie dłonie. – Panie dyrektorze, dobry wieczór! Czy jesteśmy teraz do siebie podobni?

Wstał z ławki i ukłonił się, demonstrując swoje przebranie.

– Przestań! – uciszył go Michał. – To niesmaczne.

– A co? Boisz się?

– Od razu boisz! Nie ty masz tu zostać za chwilę sam.

Z oddali dobiegł ich warkot samochodu. Nikodem rozsunął gałęzie żywopłotu.

– Chyba nadjeżdża moja taksówka, lecę!

Przez dziurę w krzakach Michał obserwował zmierzającego ku taksówce upiora. Nikodem szedł ze skrzywioną głową i uniesionym wyżej prawym ramieniem, jakby coś złamało mu kark. Nieźle to wyglądało. Pozostało żałować, że smartfon źle nagrywa w ciemnościach, mógłby wyjść z tego niezły filmik na Instagram.

Upiorny Nik wsiadł do taksówki, która zawróciła na podjeździe, oświetlając reflektorami żywopłot cmentarza. Pojechali. Michał został sam.