Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Vaiana, dzielna i żądna przygód córka wodza z wyspy Motunui, od dziecka czuła zew oceanu – wodnego bezkresu rozciągającego się za rafą, czyli tam, gdzie nie wolno jej było wypływać. Pewnego dnia Vaiana pożeglowała w dal, wprost na spotkanie wielkiej przygody. Pragnęła uratować swoją wyspę i ponownie posłać swój lud na szerokie wody…
Powieść Vaiana. Skarb oceanu, wzbogacona kolorową wkładką z ilustracjami, to okazja do przypomnienia sobie losów ulubionych bohaterów znanych z filmu Disneya pod tym samym tytułem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 88
1
Na wykonanym z szerokiego pasa kory materiale tapa namalowano prosty obraz oceanu. Fale zdawały się ożywać za każdym razem, kiedy wioskowa bajarka opowiadała o pradawnych dziejach.
– Na początku był tylko ocean – zaczęła i malowane fale ruszyły. – Potem wyłoniła się z niego wyspa matka Te Fiti.
Wizja się zmieniła. Z fal wyłoniła się bogini i jej postać rosła razem ze słowami bajarki.
– Jej serce miało moc stwarzania życia, a Te Fiti dzieliła się swoją mocą z całym światem.
Piękna bogini ułożyła się na boku, a kształty jej ciała stały się górami i dolinami. W ten sposób narodziła się rajska kraina. W samym sercu wyspy zajaśniał blask, a potem moc zaczęła się spiralnie rozszerzać, aż ogarnęła wszystko. Wtedy z ziemi wykiełkowały piękne drzewa i pojawiła się bujna roślinność.
– Z czasem niektórzy zaczęli pożądać serca Te Fiti – mówiła dalej bajarka i zaraz pojawiło się mnóstwo wstrętnych postaci, łakomie wpatrzonych w serce bogini. – Wierzyli, że jeśli je zdobędą, będą mogli wykorzystać dla siebie jego życiodajną moc. Pewnego dnia najśmielsi z nich przepłynęli przestwór oceanu, aby zabrać skarb.
Na tapa ukazała się łódź tnąca wezbrane fale. Za sterem stał potężny mężczyzna. Nagle wyskoczył z łodzi i w jednej chwili przemienił się w ogromnego jastrzębia. Ptak wzbił się w niebo, nadleciał nad rajską wyspę i zaczął złowrogo krążyć. Wreszcie wylądował i natychmiast zmienił się w wielką zieloną jaszczurkę, która szybko wślizgnęła się w zielony gąszcz i ruszyła naprzód, ciągnąc za sobą długi, wijący się ogon. Kiedy jaszczurka dotarła do polany otoczonej skałami, przekształciła się w robaka i znikła w kamiennej szczelinie. Za chwilę robak wyłonił się z drugiej strony skał i przybrał ludzką postać. Przyczajony w cieniu mężczyzna czujnie śledził serce pulsujące pośrodku wyspy.
– To półbóg, pan wiatru i morza – wyjaśniła bajarka. – Oszust, mistrz zmiany kształtów, uzbrojony w magiczny hak.
Maui chwycił swój ogromny hak, wczepił go w serce i wyszarpnął je z magicznej spirali. Zanim złapał serce, triumfalnie potrząsnął hakiem w powietrzu. Ku zaskoczeniu olbrzyma ziemia zaczęła się trząść.
– Gdy zabrakło serca, wyspa Te Fiti rozsypała się w proch i zapadły straszliwe ciemności! – zawołała stara kobieta grobowym głosem.
Na obrazie drzewa usychały i umierały, jakby z wyspy ktoś wysysał życie. Wszystko obróciło się w pył. Maui zeskoczył ze skał i pobiegł na brzeg, by rzucić się z wysokiego klifu. Zanim jednak spadł do morza, zmienił się znów w jastrzębia. Załopotały potężne skrzydła. Za chwilę olbrzym był już na łodzi.
– Maui próbował uciec, ale na drodze stanął mu drugi amator życiodajnego serca: Te Kā, demon ziemi i ognia! – Głos kobiety nabrał jeszcze bardziej dramatycznych tonów, by podkreślić powagę sytuacji.
Te Kā, potężny potwór z lawy, wyskoczył z chmury popiołu, wrzeszcząc i skrzecząc wściekle. W oślepiającym blasku wulkanicznych błyskawic, ze spływającymi mu z głowy strumieniami gorącej lawy, zaatakował Mauiego. Maui mocniej ścisnął swój hak i rzucił się na przeciwnika. Dwa olbrzymy starły się w błysku gigantycznej eksplozji.
– Maui został strącony z nieba i nigdy więcej go nie widziano. Jego magiczny hak i serce Te Fiti wpadły do oceanu… – snuła opowieść bajarka.
Teraz na tapa pokazał się obraz serca i haka wpadających w spienione fale.
Babcia Tala wstała i uniosła materiał, prezentując malowidła zasłuchanym dzieciom. Tajemniczo wpatrywała się w róg obrazu i zwiększając natężenie głosu, budowała napięcie. Opowieść zmierzała do wielkiego finału.
– Nawet teraz, po tysiącach lat, Te Kā i inne demony czają się w oceanicznej głębi, ukryte w mroku. A ciemność się rozprzestrzenia, płoszy nasze ryby i wysysa życie z kolejnych wysp. W końcu wszyscy wpadniemy w żarłoczną paszczę nieuniknionej śmierci!
Po tych słowach zapadła martwa cisza. Przerażone dzieci ze łzami w oczach wpatrywały się w babcię Talę. Mały chłopczyk w pierwszym rzędzie osunął się na podłogę i zemdlał. Za to jedna z dziewczynek chłonęła całą historię z szeroko otwartymi oczami. Kiedy babcia Tala skończyła, zaczęła z uśmiechem bić brawo, jakby prosiła o jeszcze. Ta dziewczynka miała na imię Vaiana.
– Ale przyjdzie dzień, kiedy serce zostanie odnalezione – ciągnęła babcia Tala. – Dokona tego ktoś, kto ośmieli się wypłynąć poza naszą rafę, odnajdzie Mauiego i przypłynie tu z nim z drugiej strony oceanu, aby oddał serce Te Fiti i dzięki temu ocalił nas wszystkich.
Babcia Tala już miała zacząć od nowa swoją opowieść, kiedy przybiegł wódz Tui.
– Hola, matko, wystarczy! – Porwał z ziemi Vaianę i zrobił hongi, czyli czule przycisnął swój nos i czoło do jej nosa i czoła. – Nikomu nie wolno wypływać poza naszą rafę – powiedział, przypominając dzieciom najważniejszą zasadę obowiązującą na wyspie. – Tu jesteśmy bezpieczni. Tutaj nie ma ciemności i potworów… – Uderzył w ścianę drewnianej chaty zwanej fale tak mocno, że malowany materiał poruszył się i potwory przez moment wyglądały, jakby obudziły się do życia.
Dzieci zerwały się z krzykiem i przypadły do wodza, przewracając go.
– Potwór! Potwór! – wrzeszczał jeden z przerażonych malców.
– Ciemność! – krzyczał inny.
– Tak to się skończy!
– Niedobrze mi!
Dzieci w panice czepiały się wodza, przygniatając go swoim ciężarem.
– Nie, nie! Nie ma żadnych ciemności – zapewnił je Tui. Skrzywił się, kiedy jeden z chłopców wbił mu kolano w żebra. – Dopóki trzymamy się naszej rafy – teraz dostał cios w żołądek i na moment stracił oddech – dopóty nic nam nie grozi! – dokończył, mocno wciągając powietrze i próbując uspokoić dzieci.
– Legendy nie kłamią i ktoś musi wreszcie to zrobić! – zawołała babcia Tala, broniąc prawdy opowieści.
– Matko, Motunui jest rajem – rzekł Tui, uwalniając się wreszcie od spanikowanego dziecięcego tłumu. Otrzepał się i dodał: – Po co ktoś miałby stąd odpływać?
2
Mała Vaiana poszła na plażę i spacerowała, ciesząc się dotykiem ciepłego piasku przesiewającego się między palcami stóp. Patrzyła na ocean, na toczące się fale, aż zauważyła piękną konchę, połyskującą w płytkiej wodzie przy brzegu. Kremoworóżowa muszla tworzyła idealną spiralę i bardzo spodobała się dziewczynce. Vaiana już miała ją wyciągnąć z wody, kiedy za plecami usłyszała głośny trzepot. Obejrzała się i zobaczyła, że banda skrzeczących morskich ptaków dręczy małego żółwia. Żółwik usiłował uciec do wody, ale ptaszydła zagradzały mu drogę. Malec był przerażony. Za każdym razem, kiedy chciał zrobić krok, ptaki groziły mu ostrymi dziobami, więc żółwik starał się schować w skorupie.
Vaiana nie chciała porzucić muszli, gdyż bała się, że zaraz zabierze ją odpływ. Nie mogła jednak zostawić żółwika jego losowi. Zerwała rozłożysty palmowy liść i trzymając go nad żółwiem jak tarczę, chroniła go w drodze do wody. Ptaszyska przez cały czas usiłowały dosięgnąć biedaka, lecz Vaiana dzielnie je odstraszała, głośno krzycząc i tupiąc. W ten sposób bezpiecznie doprowadziła żółwika do wody. Kiedy odpływał, dziewczynka stała jeszcze przez chwilę, machając mu na pożegnanie. Była dumna i szczęśliwa, że im się udało.
Kiedy tylko żółw znikł w oddali, stało się coś dziwnego. Woda zaczęła bulgotać i pojawił się wir. Za moment się rozpłynął, by odsłonić konchę, którą wcześniej zabrała fala. Ucieszona Vaiana przykucnęła i sięgnęła po nią. Nagle tuż obok w wodzie pojawiła się druga koncha! Ocean się cofał i odpływ odsłaniał coraz to więcej pięknych muszli, zalegających na dnie. Vaiana zbierała je po kolei i po chwili miała ich tak wiele, że ledwo mogła wszystkie utrzymać w dłoniach.
Woda wypiętrzyła się w niewielką falę, która opłynęła dziewczynkę i zawisła nad jej głową. Wyglądała tak, jakby chciała powiedzieć: „Cześć!”.
Vaiana uśmiechnęła się do przyjaznej fali i delikatnie dotknęła jej paluszkiem. W odpowiedzi dostała mały prysznic z kropelek. Rozbawiona dziewczynka zachichotała.
Fala znów owinęła się wokół głowy dziewczynki. Łaskotała ją, bawiła się jej włosami, aż ułożyła je w śmieszną fryzurę. Vaiana śmiała się, zachwycona tą dziwną nową przyjaciółką.
Wtem fala się cofnęła, a ocean się rozstąpił. Przed dziewczynką otworzył się wodny wąwóz. Jakaś zaskoczona ryba wiła się na piasku u stóp Vaiany, ale udało się jej wskoczyć z powrotem do wody. Vaiana jak urzeczona ruszyła przed siebie, dotykając rękami wodnych ścian, które rozstępowały się przed nią. Szlak wydłużał się, w miarę jak szła coraz dalej. Wkrótce dostrzegła w wodzie żółwika u boku swojej mamy. Patrzyła, jak oboje odpływają.
Kiedy żółwie znikły w oddali, uwagę dziewczynki przykuł jakiś błyszczący przedmiot pływający w wodzie. Kiedy prąd przyniósł go bliżej, Vaiana włożyła rękę w ścianę wodnego wąwozu i schwyciła ten przedmiot. Był okrągły i z jednej strony gładki jak kamień. Na drugiej stronie miał wyryty niezwykły wzór. Dziewczynka powiodła palcem wzdłuż dziwnej spirali. Miała wrażenie, że dotyka kamiennego wiru. To na pewno nie był zwyczajny kamień!
– Vaiano! – usłyszała czyjś głos. To zdenerwowany ojciec wołał ją z daleka.
Magiczny nastrój prysł. Ocean uniósł ją i zanim zjawił się Tui, postawił bezpiecznie na brzegu. Kiedy mężczyzna nadbiegał, Vaiana niechcący upuściła lśniący kamień. Nim zdążyła zobaczyć, gdzie się potoczył, tata porwał ją na ręce i wyniósł na ląd.
– Co ty tu robisz? – zawołał. – Aleś mnie wystraszyła!
Vaiana próbowała wyślizgnąć się z jego uścisku i wrócić na brzeg.
– Chcę z powrotem – prosiła.
– Nie – rzekł jej tata stanowczo. – Nigdzie nie pójdziesz. To zbyt niebezpieczne.
Dziewczynka odwróciła się i spojrzała w stronę oceanu, wypatrując kamienia. Nigdzie go nie było. Ocean falował spokojnie i obojętnie, łagodne fale muskały piasek plaży.
Tui postawił córkę na ziemi.
– Vaiano, wracamy do wioski – powiedział.
Dziewczynka z ociąganiem wzięła ojca za rękę i ruszyli z powrotem. Co chwila jednak spoglądała za siebie, na ocean.
Sina, jej mama, z uśmiechem wyszła im na spotkanie.
– Będziesz następnym wielkim przywódcą naszego ludu – powiedział Tui, z dumą spoglądając na córkę.
– I będziesz dokonywała wspaniałych czynów, moja mała rybko – dodała Sina.
Nagle Vaiana wyrwała się rodzicom i pędem pobiegła w kierunku plaży. Sina i Tui wymienili zmartwione spojrzenia, po czym szybko złapali córkę i zaprowadzili do domu.
3
Czas płynął. Rodzice nauczyli Vaianę miłości do prostego życia na Motunui. Kiedy jednak wypływali w morze, dziewczynka często wpatrywała się w błękitną dal, zastanawiając się, co też znajduje się za rafą chroniącą wyspę. Uwielbiała obserwować wyruszające na połów i powracające łodzie, ale rodzice zawsze pilnowali, żeby nie była sama nad wodą.
Tylko babcia rozumiała fascynację wnuczki. Vaiana uwielbiała spacerować z babcią po plaży. Spędzały tam całe godziny, często tańcząc w falach. Podczas gdy rodzice Vaiany starali się za wszelką cenę wyperswadować córce nadmierne zainteresowanie oceanem, babcia Tala zachęcała wnuczkę, żeby podążała drogą serca i słuchała wewnętrznego głosu. Mówiła, że dzięki niemu dowie się kiedyś, kim naprawdę jest.
W dniu jej szesnastych urodzin tata zaprowadził córkę na górę. Podchodzili coraz to wyżej i wyżej, aż stanęli na najwyższym szczycie Motunui. Tam ojciec pokazał Vaianie wielki stos kamieni.
– Od chwili kiedy otworzyłaś oczy, marzyłem o tym, żeby cię tutaj przyprowadzić – powiedział. – To jest święte miejsce, miejsce wodzów. – Podszedł do stosu i położył dłoń na kamieniach. – Nadejdzie czas, kiedy dokonasz tego, czego masz dokonać, i staniesz się tym, kim masz być. Wrócisz wtedy na ten szczyt i dołożysz swój kamień do stosu, tak jak zrobiłem to ja, a przedtem mój ojciec i jego ojciec, i każdy z wodzów. Tego dnia, dokładając swój kamień, podwyższysz naszą wyspę. Jesteś przyszłością naszego ludu, Vaiano. A on nie mieszka tam. – Pokazał na rafę i otwarty ocean za nią. – Nasz lud żyje tutaj. – Tui położył dłoń na ramieniu córki i przez chwilę razem patrzyli na wioskę leżącą w dole, u podnóża góry. – Czas, abyś stała się tym, kim masz być.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki