Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Klasyczna powieść Juliusza Verne’a w nowym wydaniu. Staranny współczesny przekład sprawia, że książkę czyta się jednym tchem, a oryginalne, stylowe ilustracje francuskich grafików przywołują urok dawnych edycji. Pan Fileas Fogg, angielski dżentelmen, podejmuje się okrążyć świat w 80 dni. W pełnej egzotycznych przygód podróży ściga go inspektor policji. Stawką w wyścigu są honor i fortuna, ale panu Foggowi nie raz przyjdzie walczyć o życie. Historia znajdzie zaskakujący finał, jakiego żaden z bohaterów nie mógłby się spodziewać.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 275
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału:
Le tour du monde en quatre-vingts jours
Redaktor prowadzący
Sławomir Wójcik
Redakcja
Piotr Doczekalski, Marek Gumkowski
Korekta
Maria Derwich, Beata Szcześniak
Ilustracje
Alphonse de Neuville, Léon Benett
Skład
Krzysztof Sarapuk
© Copyright by Siedmioróg
ISBN 978-83-7791-523-3
Wydawnictwo Siedmioróg
ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław
Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmioróg
www.siedmioróg.com
Wrocław 2016
Przygotowanie wydania elektronicznego: Magdalena Wojtas, 88em
Fileas Fogg.
IFileas Fogg i Passepartout
Pan Fileas Fogg, dżentelmen powszechnie uważany za jednego z najznamienitszych i najbardziej ekscentrycznych członków londyńskiego klubu „Reforma”, w 1872 roku zamieszkiwał dom pod numerem siódmym przy Saville Row, w którym w 1816 roku zmarł Sheridan1.
Rezydencja należąca niegdyś do tego wspaniałego mówcy miała za lokatora osobistość zagadkową. O panu Foggu tyle tylko wiedziano, że jest mężczyzną urodziwym i wytwornym, jak najgodniej reprezentującym wyborowe towarzystwo angielskie.
Mówiono o nim, że przypomina Byrona – rzecz jasna, z twarzy, gdyż nogi, w przeciwieństwie do kulejącego poety, miał bez zarzutu. Wyobraźcie sobie zatem Byrona z wąsami i faworytami, opanowanego, pełnego witalności i sprawiającego wrażenie, jakby nigdy nie miał się zestarzeć.
Pomimo że mieszkał w Londynie, nie był typowym przedstawicielem tego miasta. Nie odwiedzał banków ani kantorów w sławnym City2, nie był również właścicielem okrętu, a jego nazwisko nie figurowało w żadnym rejestrze przedsiębiorstw czy instytucji administracji państwowej. Nie był ani przemysłowcem, ani kupcem, ani rolnikiem. Nie należał do żadnego z towarzystw naukowych czy literackich, nie był członkiem jakiegoś stowarzyszenia zrzeszającego prawników czy rzemieślników ani też pozostającego pod bezpośrednią opieką Jej Królewskiej Mości Instytutu Zjednoczonych Sztuk i Nauk. Fileas Fogg był natomiast członkiem klubu „Reforma”.
Tym, którym wyda się dziwne, że dżentelmen tak tajemniczy należał do tego szanownego stowarzyszenia, odpowiadamy, że został tam przyjęty za rekomendacją braci Baring, bardzo ważnych finansistów, u których miał otwarty kredyt. Dzięki takiej protekcji Fogg wszędzie mógł cieszyć się nieograniczonym zaufaniem, a jego czeki były przyjmowane bez wahania, gdyż miały pokrycie w zasobach zgromadzonych na rachunku bieżącym.
Czy Fileas Fogg był człowiekiem zamożnym? Z pewnością tak. Lecz jakim sposobem doszedł do majątku, tego nikt nie potrafił powiedzieć, a on sam, rzecz jasna, nie czuł się w obowiązku wyjaśnić tę kwestię. W każdym razie nigdy nie bywał rozrzutny, ale też i nie skąpy. Wielokrotnie wspierał szlachetne i pożyteczne przedsięwzięcia, dbając jednak, aby wieść o tym się nie rozniosła.
Słowem, był to człowiek zamknięty w sobie. Mówił mało i lakonicznie, co jeszcze bardziej intrygowało towarzystwo, w którym się obracał. W żadnym wypadku jego tryb życia nie skrywał żadnych sekretów, jednakże fakt, że codzienne czynności wykonywał z matematyczną wręcz dokładnością, powodował, że wyobraźnia postronnego obserwatora zaczynała doszukiwać się w tym tajemnic, które nie istniały.
Czy pan Fogg podróżował? Prawdopodobnie tak, gdyż nikt lepiej od niego nie znał mapy naszego globu. Zdawało się, że nie ma na świecie zakątka, o którym nie potrafiłby czegoś powiedzieć. Czasami w kilku zwięzłych zdaniach prostował krążące w klubie pogłoski o zaginionych podróżnikach, a jego wyjaśnienia, niczym słowa natchnionego proroka, zawsze się sprawdzały. Wyglądało na to, że ów dżentelmen objechał całą kulę ziemską, przynajmniej w wyobraźni.
A jednak pan Fogg z pewnością od wielu lat nie opuszczał Londynu. Ci, którzy mieli zaszczyt znać go lepiej, utrzymywali, że jedyną drogą, jaką przemierzał, była ta prowadząca z domu do klubu, gdzie codzienne czytał gazety i grał w wista. W tej grze, toczącej sie w milczeniu, tak stosownej do jego natury, często wygrywał, a sumy stąd płynące przeznaczał na cele charytatywne. Zresztą należy podkreślić, że pan Fogg grywał tylko dla zabawy, nie dla zysku. Grę traktował jak swoistego rodzaju bitwę, walkę z trudnościami, która nie wymagała ruchu i wysiłku fizycznego, co było zgodne z jego upodobaniami.
Fileas Fogg nie był żonaty ani nie miał dzieci – co może przytrafić się nawet najprzyzwoitszym ludziom. Nie słyszano również, żeby miał przyjaciół czy krewnych. Żył samotnie w domu przy Saville Row, przez nikogo nieodwiedzany. Wystarczał mu jeden służący, gdyż śniadania i obiady jadał samotnie w klubie – zawsze w tych samych godzinach i przy tym samym stoliku. Punktualnie o północy wracał do domu, gdzie spędzał jedynie dziewięć godzin na dobę, poświęcając je na spanie i toaletę. Częstokroć w klubie czas upływał mu na przemierzaniu sal równym krokiem. Nie szukał wówczas niczyjego towarzystwa i z nikim nie rozmawiał. Jeżeli jadł śniadanie lub obiad, miał do swojej dyspozycji kuchnię, spiżarnię, mleczarnię i piwnicę klubu „Reforma”, skąd dostarczano na jego stół najsmakowitsze dania. Usługiwali mu wówczas odziani w czarne stroje lokaje, którzy podawali potrawy na prześlicznej saskiej porcelanie, a wina w specjalnie dla klubu rżniętych kryształowych kielichach.
Trzeba przyznać, że choć taki tryb życia może wydać się dziwaczny, to jednak miał on swoje dobre strony.
Dom przy Saville Row nie był jedną z tych wielkich rezydencji urządzonych z przesadnym zbytkiem, ale pozostawał zaprojektowany ze smakiem i to tak, żeby zapewnić mieszkańcom jak największą wygodę. Wobec stałych zwyczajów gospodarza, służba nie miała w nim zbyt wiele pracy. Fileas Fogg bezwzględnie wymagał od swojego służącego jedynie dwóch rzeczy: punktualności i systematyczności w wykonywaniu powierzonych zadań.
W dniu 2 października pan Fogg zwolnił ze służby swojego dotychczasowego służącego Jakuba Forestera za to, że podał mu wodę do golenia, która miała 84 stopnie w skali Fahrenheita, a powinna mieć, zgodnie z zaleceniem, 86 stopni. Następca niefortunnego lokaja miał się stawić między jedenastą a wpół do dwunastej.
Fileas Fogg, siedząc wyprostowany w fotelu, z rękami złożonymi na kolanach, z podniesioną głową, spoglądał na zegar ścienny – mechanizm wysoce skomplikowany, który pokazywał nie tylko godziny, minuty i sekundy, ale również dni, miesiące i lata. Punktualnie o wpół do dwunastej pan Fogg, codziennym zwyczajem, miał wyjść z domu i udać się do klubu „Reforma”.
Jan Passepartout.
W tej chwili zapukano do drzwi saloniku, w którym siedział gospodarz, i wszedł Jakub Forester, anonsując nowego służącego.
W drzwiach, kłaniając się z szacunkiem, ukazał się trzydziestoletni mężczyzna.
– Jesteś Francuzem i nazywasz się Jan?
– Tak, panie, Jan Passepartout3. Jest to przydomek, który zdobyłem dzięki moim zdolnościom radzenia sobie w różnych sytuacjach. Jestem uczciwym człowiekiem, ale muszę przyznać, że imałem się wielu zawodów. Byłem wędrownym śpiewakiem, potem ujeżdżałem konie i uprawiałem woltyżerkę, występowałem jako linoskoczek. Następnie pracowałem jako nauczyciel gimnastyki w gimnazjum, by w końcu zostać sierżantem w paryskiej straży ogniowej. Pięć lat temu opuściłem Francję i przybyłem do Anglii, aby jako kamerdyner zakosztować spokojnego życia w domowym zaciszu. Dowiedziałem się, że jest pan ceniącym punktualność i stateczność dżentelmenem, a ponieważ jestem obecnie bez pracy, nie zwlekając, przybiegłem ofiarować swoją służbę. Jestem święcie przekonany, że znajdę w tym domu niczym niezmącony spokój, który pozwoli mi z czasem zapomnieć o moim nieszczęsnym nazwisku.
– Odpowiada mi twoje nazwisko – odrzekł Fogg. – Polecano mi cię, wyrażając się o tobie w samych superlatywach. Czy znasz zasady panujące w tym domu?
– Tak, panie.
– Dobrze. Która jest u ciebie?
– Dwadzieścia minut po jedenastej – odrzekł Passepartout, wyciągając z kieszeni pokaźnych rozmiarów srebrny zegarek.
– Spóźnia się – powiedział Fogg.
– Przepraszam pana, ale to wykluczone!
– Spóźnia się o cztery minuty, ale na razie to nieistotne. Zatem poczynając od tej chwili, od godziny jedenastej dwadzieścia dziewięć w środę drugiego października 1872 roku, przyjmuję cię na służbę.
Powiedziawszy to, Fileas Fogg wstał z miejsca, płynnym ruchem włożył na głowę kapelusz i nic więcej nie mówiąc, wyszedł z domu.
Nowy służący usłyszał, jak dwukrotnie zatrzasnęły się drzwi od ulicy. Za pierwszym razem dom opuścił jego nowy pan, za drugim zaś jego poprzednik Jakub Forester.
Passepartout został sam.